Strona 22 z 26

Diamentowe źródełko

: 03 sty 2023, 17:53
autor: Słodycz Ziemi

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Doskonale rozumiała jak trudne jest wymyślanie imion, zwłaszcza mając obok siebie Astrala. Za każdym razem trzeba było przechodzić przez ten sam schemat i nie było tu mowy o pominięciu tego kroku, tradycja to tradycja.
– Lukrecja to bardzo ładne imię. Sama je wymyśliłaś? – Zagadnęła, przyglądając się przez chwilkę pluszakowi. – Na pewno dla rybki też coś znajdziesz, tylko nie proś o radę taty. Powie Ci, że powinna nazywać się Telewizor albo Pies. – Skomentowała, próbując uchronić małą przed bitwą, na którą nie była jeszcze gotowa.

Zastanowiła się chwilę nad słowami córeczki. Mały Lud, hmmm? No dobra, chyba już wiedziała o co chodzi.
– Z Małego Ludu mówisz? Podobno Mały Lud lubi zbierać muszelki. – Rzekła całkowicie poważnym tonem, jakby była znawcą istot należących do Małego Ludu. Po tych słowach odłożyła na bok maltrenowaną w dloniach kulkę śniegu i sięgnęła do przewieszonej przez szyję skórzanej torby, która nosiła oznaki częstego użytkowania. Przez chwilę czegoś intensywnie w niej szukała, wystawiając na bok język, co w jakiś niewytłumaczalny sposób pomagało jej w skupieniu, i w końcu, po paru uderzeniach serca, wyciągnęła coś w zaciśniętej dłoni. Położyła to przed pisklęciem, uśmiechając się delikatnie. W równym rządku na śniegu leżało pięć mieniących się w bladych promieniach słońca muszelek – różowa, niebieska, fioletowa i dwie turkusowe. – Myślisz, że spodobają się Rybce? – Zagadnęła, zerkając czule na swojego szkraba.

– Ummm na pewno są inne ludy, ale te najbliżej nas nazywane są stadami. Ty, jak wiesz, należysz do Stada Ziemi. A są jeszcze Stado Mgieł i Stado Słońca. Jeśli chciałabyś spotkać się z kimś z innego stada, możesz to zrobić na granicy lub terenach wspólnych. Ale nie możesz wchodzić na ich teren, tak jak oni nie mogą odwiedzać Ziemi. Chyba, że dostałabyś pozwolenie od Przywódcy innego stada. – Wyjaśniła cicho, wolała żeby Śnieżka nie popełniła takiego błędu jak Szalej, który będąc jeszcze narwanym urwisem, niemal naruszył granicę z ówczesną Plagą. Choć.. wcale nie była pewna czy nawet w tym wieku nie uważałby tego za świetny żart.

Diamentowe źródełko

: 04 sty 2023, 13:37
autor: Wybory Serca
– Ale to przecież jest moje imię? – zdziwiła się na słowa mamy. – Znaczy, tata mnie tak woaa. Na wycieczce. – Sprostowała i wzruszyła ramionami. Mogła nosić drugie miano na cześć przekazu serialowego, żaden problem!

Śnieżka z zafascynowaniem obserwowała jak Różane Wino grzebie w torbie przez tak długi czas. Co tam mogła trzymać? Zagadka prędko się rozwiązała, gdy jej oczom ukazała się kolekcja ślicznych muszelek.
– Och! Nie wiem! Na pewno! Mm... zapytam! – zgubiła po drodze gdzieś swój język i potrzebowała chwilki na odzyskanie rezonu. Zaraz potem wyciągnęła przed siebie pluszową rybkę, na wyciągniętych łapach, zupełnie jak matka trzymająca swoje dziecko pod pachami. Czy też płetwami. – Fajne, prawda? Zobacz! – nastawiła karpia do przodu, pomagając mu obejrzeć skarby łowczyni.

Werdykt?
– Mówi, że są śliczne! Jak ty! – wyszczerzyła się wesoło i znów wcisnęła maskotkę w swoją pierś, przytulając ją jakby jutra miało nie być.

Przez jej pysk przeszła fala różnych emocji podczas rzeczowej opowieści o innych ludach. Tfu, stadach. Poruszyła brwiami w skupieniu i kiwnęła powoli głową, trawiąc informacje jakie otrzymała.
– Czemu miaabym się spotykać z innymi? Mam was! – obwieściła pogodnie. – Ciebie, papę, Ślona, Fista, Siajeja, Szeste – wyliczała, aż w końcu skończyły się jej wolne palce. To nic, że odliczała podwójnie.

Diamentowe źródełko

: 08 sty 2023, 12:45
autor: Słodycz Ziemi
Zamrugała nerwowo, jakby ostrość widzenia miała wpłynąć na ostrość słyszenia. Jak to jej imię? Miała ochotę niedelikatnie zrzucić Astrala z legowiska, żeby natychmiast wyjaśnił jej dlaczego robi córeczce wodę z mózgu. Bez wątpienia partner wyrył w Różanej traumę związaną z Telewizorem, a teraz była bliska rozpaczy. Westchnęła ciężko, pochylając się nad pisklęciem. Ujęła delikatnie jej pyszczek w swoje dłonie, wpatrując się małej w błękitno-miętowe oczka.
– Masz na imię Śnieżka, tak wybraliśmy z Twoim tatą kiedy się wyklułaś. Tak powinnaś też przedstawiać się innym smokom. Telewizor nigdy nie było Twoim prawdziwym imieniem, tylko ciężkim do zrozumienia żarcikiem Astrala. – Tłumaczyła małej cierpliwie. Miała nadzieję, że Poranek nie zdązył narobić szkód w jej psychice. – A Ty nie jesteś przecież żadnym obiektem żartów, choć jeśli Ci to nie przeszkadza, między nami możesz czaaaasem sobie być Telewizorem.Byle byś nie została później Telewizorową czy tam Telewizyjną Łuską. Tą myśl zachowała jednak dla siebie – po co kusić los i podsuwać takie pomysły.

Wstrzymała oddech, w napięciu czekając na werdykt dotyczący muszelek. Czy spodobają się Rybce? A może nimi wzgardzi? Ha, a jednak próba wkupienia się w łaski karpia przebiegła pomyślnie.
Gożdzik nie była w stanie ukryć delikatnego rozbawienia, przyglądając się swojej córeczce. Bogowie czy to nie było najsłodsze pisklę na świecie?
– Dziękuję, bardzo miła z niego rybka. W takim razie to będą już Wasze muszelki. Możecie sami zdecydować co z nimi zrobicie. Należały kiedyś do Bogini Piękna, która byla Przywódczynią Ziemi, jeszcze przed Pasterzem. Nosiła wtedy imię Matka Ziemi. – Pokiwała głową, wracając na chwilę wspomnianiami do czasów kiedy sama pełniła funkcje Zastępcy. Tak, Śnieżka będzie godnym powiernikiem muszelek, które dla Goździk miały też wartość sentymentalną.

– Czemu? Nie musisz jeśli nie chcesz, ale może kiedyś będziesz chciała dowiedzieć się czegoś o smokach Mgieł lub Słońca. Czasami Prorok organizuje też spotkania dla młodych smoków ze wszystkich Stad, opowiada na nich o bogach, czasem daje jakieś zadania, za które można dostać nagrody. Może poznasz tam kogoś, z kim będziesz chciała kontynuować znajomość. Dobre relacje z innymi Stadami oznaczają też potencjalne sojusze. – Tłumaczyła cicho. Może były to zbyt poważne tematy dla tak małego pisklęcia... Choć z drugiej strony chciała młodej trochę poopowiadać o różnych sprawach, nawet jeśli będzie tylko jednym uchem wpuszczać, a drugim wypuszczać jej słowa.

Diamentowe źródełko

: 11 sty 2023, 14:39
autor: Wybory Serca
Zupełnie podświadomie naśladowała mimikę mamy i, podobnie jak Różane Wino, też zaczęła intensywnie mrugać.
– Ale tata mówił, że Telewizor to fajne imię – zaprotestowała – opowiadał o jakichś, umm, serialach? Staych przekazach myśli, o! Nie każdy to potrafi, prawda? – upewniła się u mamy, czy aby na pewno nie zapamiętała tego źle. Nie czuła się dziwnie z myślą o posiadaniu dodatkowego imienia. Rodzice też takie mieli.

Zaświeciły się jej oczka na samo wspomnienie o możliwości zachowania muszelek. Ale super! Ucieszona zamerdała lekko końcówką ogona i przygarnęła łapką te piękne muszelki. Poruszyła lewym uchem na wzmiankę o poprzedniej przywódczyni. Jedna rzecz się jej nie zgadzało.
– Nawet jeśli bya ładna to daleko jej do ciebie, mamo – wciąż uśmiechała się od ucha do ucha. – Myślisz, że kiedyś będę choć trochę tak ładna jak ty? – zmartwiła się. W końcu to wysoka poprzeczka.

Podrapała się palcem po skroni i pomyślała chwilę o tym co próbowała ją nauczyć łowczyni.
– A co oznaczają ze? – miała nadal problem z literą 'ł', ale raczej szło zrozumieć co próbowała powiedzieć. – Co jak mnie nie polubią? – dodała ciszej.

Diamentowe źródełko

: 20 sty 2023, 18:58
autor: Słodycz Ziemi
Potarła nos dwoma palcami. Seriale? Co to są seriale. Zdarzało jej się kompletnie nie rozumieć Astrala, choć na przestrzeni dziesiątek księżyców przywykła do tego, że czasem jej partner był po prostu.. dziwny.
– Hmm nigdy nie słyszałam słowa "seriale". No ale brzmi trochę lepiej niż Telewizor. Z Twojego opisu wynika, że jest to mentalna wiadomość, albo jakiś rodzaj mentalnej wiadomości. A mentalny przekaz potrafi wysłać każdy smok, który posługuje się maddarą. Ty też się tego nauczysz, za kilka księżyców. Wtedy będziemy mogły rozmawiać, na przykład gdy będę na polowaniu, a Ty w grocie. Czasem tak sobie rozmawiamy z tatą. – Wyjaśniła małej i liznęła ją w policzek.

Zachichotała cicho, a następnie uśmiechnęła się szeroko słysząc pochwały Śnieżki. Czy to nie tak, że pisklęta zawsze widzą swoich rodziców najładniejszych, najlepszych i najmądrzejszych? Nie żeby jej to przeszkadzało, w końcu kiedyś z Astralem byli niczego sobie. Dobrze, że Śnieżka odziedziczyła po nich same najlepsze cechy, choć na pierwszy rzut oka wpływ Poranka był raczej mały.
– Już jesteś. A nawet ładniejsza, skarbie. Choć to nie wygląd jest najważniejszy, a to co masz tutaj – postukała delikatnie dwoma palcami w miejscu, w którym pisklę miało serce – i tutaj – przeniosła dłoń na główkę córeczk, nieco mierzwiąc jej przy tym grzywkę. – Jestem pewna, że wyrośniesz na wspaniałą smoczycę. – Dodała ciszej, uśmiechając się ciepło.

Dobra, teraz to jednak nie wiedziała o co pytała Śnieżka. Ze?
– Eeee, co oznacza "ze"? A co to jest "ze"? – Dopytała dla pewności, zwykle nie miała problemu ze zrozumieniem córki, ale teraz ciężko jej było się domyśleć o czym mówi. Nic niezwykłego, miała jeszcze czas żeby nauczyć się poprawnie mówić. Przecież nie zostanie jej to na stałe tak jak siostrze Goździk – Brzoskiwnce, prawda?
– Nie da się Ciebie nie lubić, to niech oni się martwią czy Ty ich polubisz. – Rzekła, puszczając do niej oczko. Każdy kto zachowałby się nieprzyjemnie wobec Śnieżki, z pewnością nie byłyby wart jej czasu i uwagi.

Diamentowe źródełko

: 23 sty 2023, 20:03
autor: Wybory Serca
Rozmowa na odległość brzmiała bardzo fajnie, zwłaszcza jeżeli mogła to robić z najbliższymi. Wtedy to tak, jakby byli obok, prawda? Czyli nie musiałaby się martwić o to, że coś ją pożre. Tata, mama lub bracia przybyliby jej na ratunek. Może i wszyscy na raz!
– Mm! – zgodziła się. – A czy mogę tak rozmawiać też z Akim? Czy tylko z wami? – zapytała nieśmiało. Starszy smok wzbudzał w niej dużo troski i współczucia. Nie chciałaby być w jego łuskach i nie mieć rodziny. Lub – co gorsza – ją utracić.

Nie wyglądała na przekonaną przez pierwszych kilka słów łowczyni, ale poczochranie grzywki całkowicie rozbroiło jej wątpliwości. Zachichotała i próbowała odchylić się z dala od łapy mamy.
– Noo weeeź, mamooo – jęknęła, broniąc się jak tylko mogła. Nawet chciała zasłonić się przez moment skrzydłami, imitując kokon. – Potargasz mi grzywę i wtedy na pewno będą się ze mnie inni śmiali! – powiedziała pół żartem, pół serio.

Podjęła jeszcze kilka prób prawidłowej wymowy "złe", ale nie wychodziło. Język się jej zwijał w śmieszną trąbkę ilekroć chciała wymówić tę specyficzną literę w środku jakiegoś słowa.
– Skoro tak mówisz.. – uśmiechnęła się i zakołysała na boki. Nie wyglądała na skorą do wmawiania sobie czy łowczyni, że jej racja była ichniejsza. Zresztą Córa Róż wiedziała lepiej jako mama. Mamy zawsze wiedziały najlepiej.

Diamentowe źródełko

: 27 sty 2023, 7:50
autor: Słodycz Ziemi
Zerknęła na młodą w zastanowieniu, nie odpowiadając od razu, jakby analizowała coś w swojej blondi głowie. Nie wiedziała, że Śnieżka i Piaskowy Kolec tak się polubili. Łowczyni nie znała aż tak dobrze samca, zdawał się trzymać na uboczu. Nie przeszkadzało jej to, różne smoki miały różne charaktery. Jednakże Adept z pewnością zyskal sobie sympatię Łowczyni, opiekując się jej córką w kryzysowym momencie, jakim była egzekucja Wafelkowego Kolca.
– Polubiłaś Piaskowego Kolca? – Zagadnęła, uśmiechając się delikatnie.

– Widzisz, nie byłoby tego problemu gdyby Poranek nie sprzedał – przepił – naszego jedynego grzebienia. – Westchnęła ciężko. Była to jedna z rzeczy, którą zamierzała wypominać mu do końca życia. Serio, co miał w głowie kiedy uznał pozbycie się tak ważnego przedmiotu za wspaniały pomysł?!
– Trzeba będzie poszukać nowego. Może poprosimy o jakiś elfy. – Rozważała na głos. Bez wątpienia młoda wchodziła w wiek, w którym wygląd zaczynał mieć znaczenie.
– A do tego czasu, nie przejmuj się. Rozwiana grzywka to nic złego. Gorsza jest zmoczona. – Zachichotała cicho, układanie włosów po kąpieli w rzece było w jej przekonaniu jedną z najgorszych czynności na świecie. Nie do opanowania.

Diamentowe źródełko

: 28 sty 2023, 23:08
autor: Wybory Serca
Dlaczego wszystkich to tak dziwiło?
– Um, tak? – potwierdziła i przekrzywiła głowę. – Fajnie się z nim bawi i, oh, ma! Ma takie...! Um, zwierzątka, tak! Jak ty i tata, tylko inne. – Dorastając w zwierzyńcu zwyczajnie polubiła faunę. Może nie tak bardzo jak reszta rodzeństwa, która zdawała się kompanów zaledwie tolerować, ale Śnieżka po prostu przepadała za kimś dodatkowym do towarzystwa.

Sięgnęła znów do głowy i próbowała się popacać palcami po grzywce. Zastanowiła się czy znała słowo o którym mówiła Córa Róż, ale nie przypominała go sobie w zwojach pamięci.
– Czym jest "grzebień"? I czemu papa go sprzedał? – dopytywała, całkowicie zapominając już o trosce w postaci swojej aparycji. Szybko przeskakiwała uwagą na nowe tematy.

Diamentowe źródełko

: 04 lut 2023, 9:50
autor: Słodycz Ziemi
Przekręciła nieznacznie głowę, spoglądając z zaciekawieniem na Śnieżkę, nie wypowiedziała jednak na głos swoich myśli.
– Taaaak, Aki wydaje się być odpowiedzialnym, dzielnym i sympatycznym smokiem. – Rzekła trochę do córki, trochę jakby sama do siebie. – Umm to jak nazywają się jego kompani? Wiesz, spotykam ich czasem w pyrkowej jadłodajni, ale chyba nigdy nie poznałam ich imion – Dodała z delikatnym uśmiechem.

– Grzebień too.. Taka rzecz, nie jest typowa dla smoków, raczej dla ludzi? Albo elfów? W każdym razie, grzebień jest przydatny przy rozczesywaniu poplątanej grzywki. Aaaaa czemu tata go sprzedał? Nie mam pojęcia. Chyba wymienił go z kimś na coś innego. – Wyjaśniła krótko, ale miała już plan zdobycia im nowego grzebienia. Tak się nie da żyć przecież z poplątanymi włosami. Co ten Astral sobie wyobrażał.
Córa w zamyśleniu postukała pazurem w skrzypiący śnieg i uśmiechnęła się wesoło do swojego pisklęcia. Podniosła kulkę śniegu, którą wcześniej obracała w dłoniach, i zaczęła toczyć ją okrężnymi ruchami wokół siebie, przez co ta nabierała objętości, rosnąc na ich oczach.
– Lepiełaś już kiedyś bałwana? – Zagadnęła tajemniczo, spoglądając błękitnymi ślepiami na maleństwo.

Serdeczna Łuska

Diamentowe źródełko

: 06 lut 2023, 13:09
autor: Wybory Serca
O. Teraz to mama zabiła jej ćwieka. Śnieżka absolutnie nie miała pamięci do imion zwierzaków. Gdyby nie fakt, że kompani rodziców mieszkali razem z nią, o nich również by zapomniała. Podrapała się po głowie.
– Um – zmieszana uciekła spojrzeniem na bok – Pamiętam, że ma dużego skorpiona z kamieni, taką śmieszną sarenkę, małą jaszczurkę i... dziwnego ptaka. Ma dłuuugie nogi, szyję, trochę piór, ale nie potrafi latać. – Spojrzała na mamę i w jej ślepiach szukała odpowiedzi. Córa Róż jako łowca z dużym doświadczeniem na pewno potrafiła odgadnąć o jakim zwierzęciu mówiła jej latorośl, prawda?

Samiczka zamarła. Jak mama to robiła, że kulka się powiększała? Wiedziała o maddarze, umiała ją nawet mniej więcej wyczuwać, ale w tym przypadku tak nie było! Zmarszczyła łuki brwiowe.
– Bałwana? – powtórzyła powoli. – Nie, chyba nie.. – odpowiedziała ostrożnie. Czy to coś dla dorosłych?

Diamentowe źródełko

: 14 lut 2023, 12:07
autor: Słodycz Ziemi
Skinęła powoli głową, uważnie słuchając córki. Nie wiedziała, że Spóźniony miał tak wielu kompanów. Kojarzyła tylko dwa żywiołaki, które czasem dokarmiała. Sama chyba by się wykończyła z czterema towarzyszami. Dwa gagatki – Dixi i Trufla, to i tak dużo jak dla niej.
– Te dwa, skorpion i ptak, pojawiają się w jadłodajni. Są żywiolakami, czyli eee takie stworzenia, związane z żywiołami wody, ognia, powietrza lub ziemi. Przybierają różne zwierzęce formy. Upolowanie żywiołaka nie dałoby Ci żadnego mięsa, nawet ten ptak. Żywią się kamieniami szlachetnymi. Pewnie Spóźniony lub Astral tłumaczyli Ci więcej o tych stworzeniach. Kompan taty, Łuskacz, też jest żywiołakiem. – Wyjaśniła krótko. Nie była pewna czy kojarzy ten gatunek ptaka, o którym mówiła Śnieżka. Czy strusie w ogóle występowały na terenach Wolnych?

Uśmiechnęła się szeroko. A więc pora zaznajomić córkę z lepieniem śnieżnych ludzi.
– Dobra, to ulepimy jednego. Bałwany to takie.. istoty, składające się prawie w całości ze śniegu. Lubią zimno i opuszczają nas jak tylko się robi ciepłej i zaczyna topnieć śnieg. Pewnie wybierają się na jakieś mroźne balwanie wakacje, ale wracają do nas zawsze kiedy nasze tereny ponownie zaczyna pokrywać śnieg. Będą nam potrzebne trzy kulki. Jedna mała, druga średnia i trzecia duża. Trzeba je ustawić na sobie, od największej do najmniejszej. – Zwróciła się pogodnie do malucha, wręczając jej kulkę, którą dopiero co sama trzymała w łapach.
– Zrób małą i średnią, a ja tą większą. Musisz turlać je po śniegu – zaczną się wtedy powiększać. Pomogę Ci później je ustawić, dobrze? Najlepiej żeby były równe, okrągłe, bo inaczej bałwanek mógłby się na nas obrazić. – Dodała, zaczynając formować w łapach kolejną śnieżkę, która posłuży im za podstawę bałwana.

Serdeczna Łuska

Diamentowe źródełko

: 03 maja 2023, 13:49
autor: Ostatnie Mrozy
Po zjedzeniu łososia i zasypaniu ogniska, Su i Szron przenieśli się kawałek dalej, nad Diamentowe Źródełko zostawiając za sobą zasmrodzony Ukryty Zagajnik. Jedynym dowodem zbrodni był nadal unoszący się wokół nich zapach łososia. Po drodze zamienili niewiele słów, czarodziej nie był specjalnie rozmowny, starając się ułożyć w głowie plan wykaraskania się z kłopotów, w której sam ich oboje wpędził.

Gdy dotarli na miejsce, czarodziej odłożył swoją małą torbę z utensyliami i zalakowaną woskiem kulę z bransoletą w środku. Podszedł do strumienia i po prostu wsadził do niego łeb, czując jak lodowato zimna woda okrywa jego pysk. Weź się w garść, weź się w garść, weź się w garść.... Nie przyszedł mu do głowy żaden genialny plan, żadna genialna strategia, która pozwoliłaby mu wyjść z tego wszystkiego z twarzą. Musiał przyznać się do totalnej porażki.

Po chwili wyciągnął łeb spod wody i pobudzając swoją maddarę stworzył sprawił by wodna wstęga spowiła na moment jego ciało. Zwiększył jej przepływ, czując jak prąd wody targa jego piórami i grzywą. Potem skierował całą wodę z powrotem do strumienia pozwalając jej spłynąć dalej. Wyglądał teraz jak mokra Altaria jeszcze szczuplej, z mokrymi piórami przyklejonymi do ciała i oklapłą grzywą spływającą z szyi. Widac było, że odziedziczył sylwetkę po Bezmiarze Barw – długie nogi i zaskakująco długi ogon. Nie był jednak zupełnie patykowaty, bo tu i ówdzie widać było zarys mięśni odziedziczonych po Wstędze Lawy. Siadł sobie w promieniach słońca i chrząknął niezręcznie. Najwyraźniej fakt, że przed chwilą oblał się lodowatą wodą z jakiegoś powodu nie czynił na nim żadnego wrażenia.

Pomijając ten fatalny początek, chciałbym wrócić do kwestii emocji. – zagadnął, czując jakby. – Spędziłem trochę czasu na obserwacjach i rozmowach z innymi smokami. – gładko przeszedł na faktem, że próbował pociągnąć za język swoją kuzynkę i nic z tego nie wyszło – Jaka jest różnica pomiędzy miłością, a przyjaźnią? Zarówno ty jak i moi rozmówcy wspominali o wsparciu, zaufaniu, poczuciu bezpieczeństwa czy wspólnych poglądach, ale czy to nie są cechy jakie można przypisać przyjaźni? Gdzie jest granica, kiedy jeden smok przestaje myśleć o drugim jako o przyjacielu a zaczyna jako o potencjalnym partnerze? – zapytał, zadając mu to samo pytanie jakie zadał Arel. Nie znał przeszłości Szrona, nie wiedział czy i ilu miał partnerów, a także czy był stroną która obdarowywała uczuciem czy też się o nie starała. Jedno ślepię miał zamknięte z powodu promieni słońca padających mu na pysk, ale drugie pozostawało otwarte, uważnie obserwując uzdrowiciela.

Światła Północy

Diamentowe źródełko

: 03 maja 2023, 23:08
autor: Światła Północy
Nie zmuszał czarodzieja do rozmowy, kiedy to wolał iść w przecinanym półsłówkami milczeniu. W ciszy towarzyszyły mu tylko i wyłącznie myśli. Tym razem proste, niezbyt skomplikowane - jedne szeptały jadowicie, że gówno go obchodziła bransoleta Śwista i prędzej urwie sobie ogon, niż poświęci choćby chwilę doby na naprawianie błędu, którego konsekwencje nie powstały wskutek jego własnych decyzji, ale cudzych. Inne natomiast wiodły jego zmysły w drugą stronę - rodziny, o którą powinien dbać niezależnie od swoich opinii i nawyków.

Spojrzał na szaropiórego akurat w chwili, w której ten postanowił się podtopić. Su do niej nie należał. Do rodziny. A mimo to oferował mu zarówno cierpliwość, jak i wyrozumiałość. Dbał o jego samopoczucie, bazując na swoim własnym. Komiczne. Gdyby w jego miejscu stał ktokolwiek inny, najpewniej nie szczędziłby ostrych komentarzy i wzgardliwych spojrzeń po nieudanym eksperymencie. Wiedział, że czuł wobec niego jakąś niewytłumaczalną sympatię, mimo że nie potrafił odnaleźć powodu dlaczego tak właśnie było. Może zwyczajnie za mało o tym myślał. Powinien zaszyć się wysoko wśród gór i przejść przez refleksję.

Wszedł do źródła, przerywając tok myśli. Sięgało mu nieco ponad nadgarstek - nie docierało jednak nawet do połowy przedramienia. Zmarszczył nos na tek widok i odwrócił się ku czarodziejowi, który obmywał się przy pomocy maddary.
– Ze wszystkich cieków i zbiorników... – Omiótł źródło spojrzeniem, które po chwili przeskoczyło na przemoczonego Su. – ... wybrałeś akurat to. – Kałużę. Nędzną kałużę, w której nawet pisklę nie byłoby w stanie się dobrze zanurzyć. Przecież to było takie... niepraktyczne! Bezceremonialnie położył się pośrodku małego potoku. Wyciągnął szyję i przesunął podbródkiem po skalistym podłożu, coby uderzenie serca później zaszamotać skrzydłami - kolistym ruchem zagarnął ciecz zarówno na nie, jak i na grzbiet, a w celu pozbycia się nadmiaru wilgoci potrząsnął łbem i szyją na boki. Zapach wciąż był, lecz nie tak irytujący. Mógł w pełni skupić się na szaropiórym, który wyglądał dość śmiesznie i biednie zarazem, gdy pióra miał przemoczone i ciasno przylegające do boków, a grzywa opadała ciężko w dół, jakby chciała przybliżyć mu trawy. Uroczo.

Szybko jednak przeszli do faktycznego meritum ich spotkania. Ah. Emocje. Był fatalny w te klocki, a jednak wmawiał sobie, że potrafił w elokwentny sposób wyciągać wnioski i prawić słuszne tezy, w związku z czym wychodziło mu zjadliwie. Poruszył końcówką ogona, a woda strumienia zachlupotała.
– Czy potrafisz rozróżnić miłość, jaką darzysz matkę, siostrę, przyjaciela i kompana? Sądzisz, że jest ona w każdym przypadku taka sama, czy różna? Rdzeń pozostaje, zauważ, ten sam. Wsparcie czy zaufanie, o którym mówisz. – Wziął głęboki wdech i przymknął ślepia, ciesząc się po prostu słońcem i w końcu świeżym zapachem wiatru, który niósł ze sobą słodkie nuty bzu. Mhhhh... uwielbiał je. Mógł się w nich zatracić. Poczuł, jak uderza go olbrzymie znużenie w związku z niedoborem snu. Gdyby mógł tak tutaj... teraz... nie. Tch. Najpierw Słoneczko, później przyjemności.

Obca Idea

Diamentowe źródełko

: 06 maja 2023, 17:22
autor: Ostatnie Mrozy
Su prychnął, wydmuchując z nosa resztki wody.
Gdybym był sam, wybrałby się wzdłuż granicy z Mgłą nad morze, zaliczając przy okazji patrol i bez wysiłkowe znakowanie terenu. – odpowiedział. – Chciałem ci oszczędzić marszu wstydu do bardziej obiecującego miejsca, wybrałem po prostu to, które było najbliżej. – wyjaśnił beznamiętnie. Sam miał w nosie ilu smokom zrobiłby lub też zepsuł dzień przechodząc w ich obecności i zasmradzając wszystko dookoła, wolał jednak darować to Szronowi.

Widząc uzdrowiciela, który po prostu położył się w strumieniu, nie mógł pozbyć się pierwszego wrażenia jakie przyszło mu do głowy: olbrzymi wróbel. Czy to były kolory czy sposób kąpieli trudno stwierdzić, ale ziemisty samiec wyglądał na swój sposób uroczo. Oczywiście czarodziej nie miał zamiaru uzewnętrzniać tej opinii poddany nawet ciężkim torturom.

Gdy smród wokół nich zelżał, czarodziej także się uspokoił, skupiając się bardziej nad tym po co pierwotnie spotykał się z uzdrowicielem: by lepiej mógł poznać swoje emocje.
Rdzeń jest ten sam, różni się jednak powodem powstania: więzami krwi bliższymi i dalszymi, w przypadku matki i siostry, magiczną więzią łączącą dwa umysły w przypadku kompana, zbieżnością charakterów i wspólnymi przejściami w przypadku przyjaciela. – przeanalizował precyzyjnie i sucho. – Jedynym punktem jaki odróżniałby w tym gronie partnera lub partnerkę jest aspekt cielesności i pożądania. – zamilkł na moment, rozważając położone przed nim opcje. – To jedyny dodatkowy aspekt, który posiada partnerstwo, a którego nie posiada przyjaźń. – podsumował, spoglądając z wyczekiwaniem na Szrona. Czy to była poprawna odpowiedź czy też coś pominął?

Jednocześnie, odpowiadając na to pytanie zaczął się zastanawiać nad kwestią atrakcyjności. Co tak naprawdę przyciągało go do uzdrowiciela? Czasami zdarzało mu się słyszeć rozmowy innych smoków, że komuś podobało się to, czy tamto, czyjaś sylwetka, budowa, skrzydła, łuski, a tu ktoś miał pięknie zadbane futro, a ktoś inny lśniące łuski. Było smoki które były dla niego piękne, jednak w podobny sposób jak kamienie szlachetne czy rozgwieżdżone niebo nocą. Zadowalały poczucie estetyki i patrzenie na nie sprawiało mu przyjemność, ale nigdy nie odczuł czegoś co mógłby określić jako pożądanie.

Nie mógł jednak zapomnieć ich spotkania w Skalnym Zagajniku, ich dyskusji o bogach, a także momentu w którym ich maddara się ze sobą zetknęła. Tego wyzwania, groźby, ekscytacji, tego jak zaczęło szumieć mu w głowie gdy poczuł w swoim ciele obcą moc. Poczucia irytacji i wzburzenia, które pchało go do dalszej dyskusji, do dalszego słuchania uzdrowiciela, jego głosu i postawy. Czy to było właśnie to? Zauroczenia? Pożądanie? Fiksacja? Czy to kwalifikowała Szrona jako jego przyjaciela czy potencjalnego partnera? Zaczynał się gubić.

Światła Północy

Diamentowe źródełko

: 06 maja 2023, 20:51
autor: Światła Północy
Uśmiechnął się półgębkiem na reakcję samca i patrząc tak na niego wzrokiem niemalże rozmarzonym, podparł podbródek wierzchem lewej dłoni, łokieć wygodnie moszcząc między kamieniami dna.
– Chciałeś dobrze, ale Ci nie wyszło. Bywa. Nie ujęta w cudze preferencje inicjatywa często niesie za sobą skutek odwrotny do zamierzonego, ale na błędach się uczymy. – Westchnął lekko i przymknął ślepia, ciesząc się cichym klekotem wody. Su często myślał o innych - tak sądził. Był w tym jednak cholernym egoistą - to również uważał za tezę słuszną. Brzmiało to niemalże niczym jeden wielki oksymoron i ciężko było mu uwierzyć, aby sprzeczne cechy gnieździły się w jednym sercu, więc co było problemem?
– Zaczyna mnie zastanawiać, Su... – zaczął, uchylając powieki. Poczuł delikatny nacisk w karku, kiedy przebudził swe źródło. Skierował je ku prawej dłoni, tej leżącej w źródle - wzniósł ją, a za jasnymi opuszkami podążyła woda, która otuliła smukłe palce i wpełzła aż na nadgarstek pod postacią małego - krótkiego niczym szczurzy ogon - węża. Wił się dookoła śródręcza uzdrowiciela, który oceniał krytycznie twór i sytuację.
– ... czy często rozmawiasz ze smokami o tym, co myślisz? O założeniach, planach i zamiarach - ot, zanim wcielisz je w życie. – Oderwał wzrok od żmii, jako że powiódł nim ku szaremu pyskowi czarodzieja. Każdemu mógłby zadać to pytanie. Było proste. Odpowiedź jeszcze prostsza - każda rzucająca inne światło na sytuację.

Znów spojrzał na węża. Snuł się ku ciemnym szponom, a kiedy sięgnął ich końca, jego ciało wyskoczyło do przodu, zaś paszcza rozwarła się. Woda zmieniła kształt w nieokreśloną plamę, która zatrzepotała następnie skrzydłami motyla. Owad wzniósł się nieco wyżej - kołował nad skierowanym ku niebu śródręczem. Dlaczego to robił? Myśli. Skupienie. Czuł, że musiał dobrze dobierać słowa, aby Su go zrozumiał. Zbyt często smoki źle odbierały to, co chciał przekazać. Nie dziwił im się. Nawet gdy mówił coś miłego, jego ponura gęba sugerowała sarkazm.

Racjonalizowanie miłości było głupotą - równie dobrze można by szukać powodu swoich, bądź cudzych gustów. Po prostu były, jako ich naturalna i wrodzona część, coś podświadomego, podobnego do myśli, które pojawiały się często samoistnie. Ale Su nie o to pytał. Światło się zaś nie wyrywał.
– Więzy krwi nie gwarantują miłości, tak samo jak nie gwarantuje jej magiczna atrapa utworzona z dzikim zwierzęciem. Założyłeś pewną regułę, ale wyjątek masz tuż przed oczami. I jest ich więcej. Każdy smok jest inny, więc dla każdego z nas miłość jest inna. Uczucia nie są uniwersalne, tak samo jak nasze upodobania, pragnienia, czy ideały, ale... hm. – Zmrużył oczy w skupieniu. Motyl wzleciał wyżej. Jego skrzydła nagle przemieniły się w płetwy, a smukłe ciało w tęgie, należące do ryby.

Zamigotała w blasku słońca i wskoczyła do źródła, w którym zniknęła, podczas gdy Światło opuścił dłoń i zamieszał szponem we wzburzonej ruchem tafli, lewą poprawiając u żuchwy. Przez cały ten czas nie patrzył jednak na czarodzieja, zbyt pochłonięty swymi drobnymi czynnościami.
– Mogę dać Ci odpowiedź na dwa różne sposoby. Powiedz mi jednak, dlaczego jej szukasz i dlaczego zadajesz to pytanie? – Podniósł wzrok na Su i po rozpostarciu szponów nad wodą, pacnął dłonią o taflę. Nie interesował go sam powód. Nie obchodził go, nie prywatnie - musiał go jednak znać, aby wiedzieć, czy proste hipotezy wystarczą, czy jednak powinien to poprowadzić w bardziej rozwojowy sposób.


Obca Idea

Diamentowe źródełko

: 06 maja 2023, 22:19
autor: Ostatnie Mrozy
Nadal siedział, wygrzewając się w promieniach słońca, chociaż słowa uzdrowiciela nieprzyjemnie wbiły się w jego ego. Na moment jego uszy powędrowały do tyłu jak u niezadowolonego kota. Po wspólnych terenach kręciło się sporo smoków z różnych stad i była szansa, że przy większym zbiorniku natrafią na kogoś i jego chwiejący się w posadach plan trafi ostateczny szlag. Uwaga kogoś z zewnątrz była ostatnim czego potrzebował, obojętnie czy intencją była kpina czy też chęć pomocy.
Jakkolwiek bolesne to bywa. – skwitował kwaśno, zamykając na moment ślepia i odpuszczając sobie bardziej kąśliwą odpowiedź jaka cisnęła mu się na pysk. Nie wyglądało jednak na to, by uzdrowiciel zamierzał porzucić temat, zadając mu pytanie.

Czarodziej milczał przez dłuższą chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Położył się na miękkim podłożu, spoglądając uważnie na Szrona.
To zależy. Jeśli mówimy o sytuacji ataku na statek zwiadowców to preferuję ustalić i omówić plany działania wcześniej lub w trakcie, jeśli plany nie wypalą i wymagana jest improwizacja. Po za tym nie, bo zazwyczaj sam lub z kompanem zajmuję się swoimi sprawami. – przez bardzo długi czas nie spotkał smoka o podobnej ciekawości świata co on sam. Mało kto, po za Kavehem podzielał jego fascynację maddarą, rzemiosłem i eksperymentami, stąd większą część czasu spędzał sam lub z harpianem.

Jego turkusowe ślepia rozszerzyły się widząc wodną żmiję, gdy wyraźnie ściągnęła jego uwagę. Patrzył jak gad przechodzi w kolejny twór, a potem w kolejny. Ciekawiły go metody i formuły zaklęć, a czując wibracje maddary nie mógł się powstrzymać by nie spojrzeć.

Słowa Szrona dopiero po chwili do niego dotarły. Zamrugał ślepiami, spoglądając na pysk uzdrowiciela. Wyjątek? Zagubił się zupełnie.
Skoro uczucia nie są uniwersalne, to dlaczego rdzeń miłości i przyjaźni jest taki sam? Czy nie wszystkie smoki instynktownie poszukują tego rdzenia, który daje im te uniwersalne poczucia? – zapytał, poruszając lekko ogonem po miękkim podłożu. Zatrzymał się jednak słysząc kolejne pytanie.

Tym razem to on uciekł wzrokiem, nieco w bok, patrząc na połyskującą wodę źródełka i milcząc przez długą chwilę. Siedział spokojnie, ale jego emocje zaczynały coraz mocniej się kłębić. Logika mówiła mu, żeby powiedzieć prawdę o męczących go uczuciach, żeby Szron miał pewny obraz sytuacji. Szukając odpowiedzi, stojąc przed źródłem swojej wiedzy nie mógł ukrywać i zatajać tego co nim kierowało. Z drugiej strony jednak niepewność, strach i obawa trzymały go w miejscu. To nie był dobry moment. Nie potrafił dokładnie określić tego co czuje, po wpadce z bransoletą i wyborze słabego miejsca. To nie był dobry moment, może jeszcze poczekać, toniebyłdobrymomen...

Ważny był fakt, że w ogóle coś powiedział.

Szukam tej odpowiedzi, ponieważ... – powiedział, nienawidząc jak słabo zabrzmiał jego głos. Cicho, prawie zadrżał, bo ściśnięte stresem gardło nie pozwalało mu poprawnie wypowiedzieć słów. Czuł się jakby właśnie zrobił krok nad przepaścią. – ...Nie mogę zapomnieć naszego poprzedniego spotkania. – powiedział, zaciskając szczękę i spoglądając prosto w oliwkowe ślepia uzdrowiciela. To był ten moment, skok wiary, chwila prawdy. – Zacząłem czuć emocje, których wcześniej nie czułem i nie mam pojęcia czym są. Fascynacją? Żądzą? Miłością? Fiksacją? Potrzebą zrozumienia? Nie mam zielonego pojęcia.

Leżał na ciepłej ziemi przy szumiącym spokojnie źródle, ale miał wrażenie, że unosi się w chmurach.

Światła Północy

Diamentowe źródełko

: 07 maja 2023, 0:46
autor: Światła Północy
Gdyby niewiedza mogła latać, Su zostałby orbitującym wkoło globu księżycem, a Światło na ten widok nie tylko by osiwiał z bezradności, ale jeszcze pomarszczyłby się i nabawił chorób psychicznych. Chciał westchnąć, ale już nawet na to nie było go stać. Zaczynał się w zamian zastanawiać, gdzie byli rodzice, bracia i siostry Su przez całe jego życie, że wyrósł na taką... taką emocjonalną łamagę.
– Bowiem ten rdzeń nie składa się z uczuć, Su, a z naturalnych i podstawowych potrzeb naszego gatunku, które zaspokajamy odpowiednimi relacjami, będąc istotami społecznymi. Jednym wystarczy przyjaźń, inni mogą czuć, że to za mało i poszukują czegoś trwalszego i pewniejszego. Przyjaźń nie zapewni bowiem stabilności. Hmpf. Zwykłe pożądanie też ciężko rozpatrywać jako uniwersalną normę partnerstwa, skoro można się mu oddać i bez związku, w celu zaspokojenia jakichś tam potrzeb. – Majtnął łapą, myśląc już właściwie na głos. Jego zdaniem odpowiedź była bardzo prosta, jeśli polegało się na intuicji i własnych upodobaniach. Ot, po prostu. Jednego smoka spośród wielu innych lubiło się bardziej. Rodziło się pewne pragnienie wyłączności i stabilności, wszak prosta przyjaźń nie gwarantowała niczego. Partnerstwo już tak... o ile było zdrowe i dobrze pielęgnowane, tak jak jego rodziców. Właściwie to nie miał w życiu złych przykładów relacji. Nie mógł odnieść się do zbyt wielu form, kiedy przed oczami widniała tylko jedna, niemalże wzorcowa.

Przekrzywił lekko głowę, kiedy Su nie mógł z siebie wydusić odpowiedzi i...
– Yy... – I chyba wolał jej tak naprawdę nie słyszeć. Nie dość, że zalała go niekomfortowa fala gorąca i dreszczy, mimo że leżał w lodowatym źródle, to jeszcze wszystkie wnętrzności wykręciły mu się na lewą stronę. Co robić. Jak mówić. Czas płynął. Jedno uderzenie serca. Drugie. Cholernie głośne. Nieznośne! Trzecie. Czwarte. Patrzył na Su jak koza na Astrala i z trudem łapał powietrze, nie mając zielonego pojęcia, jak się zachować. Mógł nie pytać. Mógł nie wiedzieć. Niewiedza wszak bywa zbawienna, podobnie jak ignorancja i głupota.

Spojrzał w taflę. Teraz żałował po dwakroć, że ciek był płytki i że nie mógł się w nim po prostu utopić. Sam nie wiedział, co czuje. Ten cholerny szary chochlik przecież zawsze go irytował. Męczył. Był głupio mądry. Nierozsądny. Lekkomyślny. Jak pisklę! Po prostu pisklę! A mimo to zamiast go przegonić, niczym natrętną muchę, cierpliwie wszystko znosił i uginał karku. Może był po prostu zdesperowany i chwytał to, co los podsuwał mu w pomiędzy łapy, a może sam również odnalazł iskrę, dzięki której mógł się spełniać i na której łatwo mu było się skupiać.
– Ekhm. – Wziął głęboki wdech przez nozdrza i poprawił grzywę, która zaczęła wpadać mu do oczu. Może powinien mu pokazać, że się myli. Że tylko mu się wydaje. Bzdury sobie wyśnił i ślepo w nie wierzy.

Podniósł się powoli. Właściwie to sytuacja była raczej prosta, nie? Mimo że czarodziej wszystko komplikował.
– Rozumiem, że jest to dla Ciebie coś nowego, skoro nie potrafisz nawet zdefiniować nazwy, ale nie wyciągaj... my pochopnych wniosków. – Podszedł do czarodzieja od lewej jego strony i przestąpił nad grzbietem przednimi łapami, tak, by prawą mieć nieopodal szarego łokcia.
– Od każdego przyjaciela czegoś się oczekuje, nawet jeśli udajemy, że jest inaczej. Lojalność, pomoc, dochowanie tajemnic. Czego więc oczekujesz ode mnie? Co o mnie myślisz, kiedy siedzisz gdzieś sam? – Sam zastanowił się przez chwilę, podczas której sięgnął lewą dłonią ku szyi Su. Odgarnął z niej wilgotną grzywę i przesunął palcami wyżej – po pierzaste gardło oraz żuchwę, które ujął. Nacisk był stanowczy, choć nie mocny, a sugestywny ruch dłoni miał wznieść pysk czarodzieja tak, żeby mógł spojrzeć mu w oczy.
– A może po prostu mam Ci coś dać, co? Maddarę, jak ostatnio? – Słyszał o łakomym źródle niektórych smoków. Może Su do nich należał i po prostu uzależniał się od czyjejś mocy i obecności. Gah. Nie powinien się z nim teraz droczyć... ale chciał to robić. Poza tym tak było szybciej.

Czyny mówią więcej niż słowa, a ciało zdradza intencje - dlatego trzymał jeden z palców na tętnicy, by wyczuwać puls, a także wsłuchiwał się w oddech, jego drżenie, bądź nie. Widział źrenice, to czy tańczą, czuł mięśnie - czy się spinają. Na dobrą sprawę wykorzystywał teraz swój zawód i doświadczenie do zyskania pewnej dyskusyjnej przewagi.

Obca Idea

Diamentowe źródełko

: 07 maja 2023, 16:57
autor: Ostatnie Mrozy
Wynikało z tego, że odpowiedzi których poszukiwał nie istniały. To znaczy istniały, ale nie mógł ich zamknąć za żadną sensowną formułą, nie mógł zamknąć ich za logicznym ciągiem, listą punktów do odhaczenia, żadnym przepisem. Każdy smok, jego wrażliwość, jego emocje, nawet jeśli podobne, mające podobne źródło w instynktownych potrzebach, koniec końców różniły się dla każdego osobnika. Komuś wystarczała przygodna schadzka, ktoś poszukiwał przyjaźni na całe życie, ktoś inny żył jako samotnik, a jeszcze inni potrzebowali założyć rodzinę. Jeśli chciał naprawdę zrozumieć czyjeś emocje musiał po prostu porozmawiać, pytać, dociekać, nawet jeśli było to dla niego trudne i męczące. Tyle i aż tyle.

Był tym rozczarowany, czuł się jak przy nieudanym eksperymencie. Z drugiej strony jednak poczuł dziwny spokój, jakby jakieś dwa, niedopasowane elementy w jego głowie kliknęły i wskoczyły na właściwe miejsce. Było mu łatwiej gdy wiedział, że nie było żadnej krótszej drogi. Mógł doskonalić i optymalizować sztukę rozmowy o emocjach, ale koniec końców będzie musiał to przechodzić z każdym smokiem. Jedyne co pozostawało mu teraz to nabywanie doświadczenia.

Po jego wyznaniu siedzieli więc tak sobie jak dwa barany otoczeni mgłą niezręczności, która zastąpiła łososiowy zapach. Nie popędzał, ani nie próbował nic więcej tłumaczyć Szronowi. Nawet gdyby chciał, nie wiedział jak, teraz dzik był po stronie uzdrowiciela. Ten zaś ku zaskoczeniu czarodzieja, nie zareagował od razu, dopiero po długiej chwili przerywając niezręczną ciszę. Świadomie bądź nie, Su postawił uzdrowiciela w roli nauczyciela, kogoś bardziej doświadczonego, kiedy rzeczywistość mogła być zgoła odmienna.

Nie podniósł się, kiedy Szron stanął nad nim, jedynie lekko przekręcił głowę by z ukosa móc popatrzeć na to co robi drugi samiec. Nie podejrzewał go ani o złe zamiary, ani o nic zdrożnego, a na dodatek był pewien swoich umiejętności, wierząc że wykaraska się z większości sytuacji. Jeśli się mylił, to cóż, wypłynie z tego cenna nauka.

Gdy Szron dotknął jego szyi, skóra poruszyła się lekko. Zapewne gdyby jego pióra nie były teraz mokre podniosłyby się falą i nastroszyły, podobnie jak granatowa kryza dookoła karku. Czarodziej nie uciekał od dotyku uzdrowiciela, pozwalając mu przesunąć łapą po gardle i szczęce, a potem podnieść jego pysk do góry. Turkusowe ślepia błyszczały lekko w promieniach słońca, otoczona pomarańczową oblamówką czarna źrenica była zwężona. Nie wydawał się być przestraszony, patrzył wyczekująco, badawczo, a jego puls był oczywiście podwyższony, jak zawsze gdy wkraczał na nieznane wody i próbował czegoś nowego.

Pod opuszkami palców uzdrowiciel czuł mokre pióra, zaskakująco ciepłą skórę i... delikatne mrowienie maddary? Było ono bardzo ulotne, równomiernie rozproszone, niezależnie od tego gdzie przesuwała się jego łapa. Szaropióry przypominał naczynie wypełnione po brzegi maddarą, która tylko czekała by wylać się na zewnątrz. Sam Su nie był nawet tego do końca świadomy, chociaż zauważył, że w pewne księżyce jego źródło zdaje się być bardziej energetyczne, bardziej wyrywające się na zewnątrz niż w inne.

Tak, chcę żebyś mi coś dał. Siebie. – powiedział z kamiennym pyskiem. Wyzwolony z okowów wątpliwości, że mógł zrobić coś lepiej, postanowił po prostu mówić. Tak jak powiedziała mu to Arel, tak jak wywnioskował z ich obecnej rozmowy. Zamierzał zdobyć swoje pierwsze doświadczenia. – Irytujesz mnie. Irytują mnie twoje słowa, to jak poświęcasz się dla innych zapominając o sobie, to jak nonszalancko mówisz o emocjach, jakby były coś najprostszym pod słońcem. Ta irytacja popycha mnie do działania, do przesuwania własnych granic tak jak teraz. – zaschło mu w gardle, przełknął niespokojnie. – Chcę żebyś oprowadził mnie po Gaju Życia i opowiedział o każdej rosnącej tam roślinie. Chcę żebyś zobaczył brzeg morza i żyzne ziemie dookoła Wulkanu. Chcę widzieć jak leczysz, jak opowiadasz o ziołach, jak uczysz mnie robienia eliksirów, jak robisz podarki dla Sennah, chcę widzieć i czuć twoją maddarę. Chcę ciebie całego, nie tylko jakąś część. – odparł, zaczynając lekko chrypieć. Mówił poważnie, rzeczowo, jakby opisywał zaklęcie. Leżał spokojnie, nawet nie drgnął, ale uzdrowiciel mógł czuć jak jego puls przyspiesza.

Światła Północy

Diamentowe źródełko

: 08 maja 2023, 16:08
autor: Światła Północy
Milczał, łapczywie chłonąc zarówno ciepło, jak i wycedzające się na wierzch źródło drugiego ciała. Były uzależniające... i dlatego ich unikał. Nawet teraz miał ochotę sięgnąć po więcej, czerpiąc z obecności czarodzieja tak, jakby był jego własnością, ale skarcił się za tę myśl, bowiem była ostrzem obusiecznym. Pojawiały się strome schody. Tak zwany konflikt interesów. To, czego chciał, gryzło się z tym, co powinien. Naturalna bitwa między głosem serca i rozumu. Lubił jego towarzystwo, nawet kiedy go wkurzał. Nawet kiedy pchał łapy prosto w ogień. Zależało mu na nim. Na jego dobrym samopoczuciu i bezpieczeństwie, ale to wszystko stało nad przepaścią lęku.

Rozluźnił uścisk i z pewną goryczą na podniebieniu oderwał dłoń od gardła. Zaprosił do niej wyłącznie chłód powietrza, z niesmakiem rejestrując przebarwienie na materiałowym opatrunku. Musiał zruszyć ranę, skoro znowu krwawiła. Nigdy nie wychodziło mu łatanie samego siebie.
Mhhh... – Usiadł po jego lewej stronie. Nie słyszał stąd oddechów, nie czuł poruszającego się ciała i nie skupiał na cieple. Niewielka przestrzeń, jaka ich teraz dzieliła, była wystarczająca, by jego umysł zaczął ponownie pracować tak, jak powinien.

Nie wiedział jednak, jakiej narracji się podjąć. Miał spojrzeć na to obiektywnie? Miał chronić siebie? Chronić Su? Miał być racjonalny? Negatywny? Szczery? I co wtedy sobie o nim pomyśli? Czy powinien się tym w ogóle przejmować? Heh, gdyby tylko ta nonszalancja naprawdę się do niego odnosiła. Fascynujące, doprawdy, ile to już księżyców walczy z kamiennym murem, jaki dookoła siebie wzniósł, a i tak nie był w stanie go zburzyć.
– Samotność nie jest kolorowa, ale jej mdła szarość oferuje bezpieczeństwo i stabilność. – A Ty i tak już mnie masz. Dlaczego prosił o więcej? Po co ryzykował? Wzrok spuścił w dół - tylko po to, aby zamknąć oczy i wsłuchać się w dziędziejenie słowika. Jego obawy były naturalne. Nie powinny jednak kierować jego życiem, a jednak tak było. Poczuł ból raz. Poczuł go drugi raz. Bał się kolejnego i nie chciał dawać ku powodów do nadejścia.
– Chciałbym się na Ciebie, i dla Ciebie, otworzyć, Su, ale... – Ale. Westchnął. – Ale boję się tej więzi, ponieważ prędzej czy później nadejdzie taki dzień, że Cię stracę. Bądź to przez walkę, bądź przez wiek... a ja nie znam leku na śmierć. I nie zniosę chwili, w której odbierze ona kogoś, na kim mi zależy. Zaś im bardziej zależy, tym większy ból – wycedził przez zaciśnięte zęby i chwycił się za czoło, by uspokajająco o nie oraz powieki potrzeć. Czy nie lepiej zatem było tego unikać? Może i nie doświadczał szczęścia i ciepła czyjegoś towarzystwa, czy to przyjaciół, czy partnera, ale nie musiał też żyć w strachu, że zostaną mu odebrani. Nigdy nie zapomni ciężkiego lęku, kiedy dowiedział się, że porwano mu ojca. Kiedy szansa na to, że go zamordowali, była bliska stu. Kiedy na widok jego nie przypominającego smoka ciała nie wiedział, czy zdoła mu pomóc. Wbrew pozorom odnalazł dobrą ostoję, nawet jeśli nie miała ona żadnego sensu.
– Nie bierzesz pod uwagę tego ryzyka?


Obca Idea

Diamentowe źródełko

: 08 maja 2023, 22:39
autor: Ostatnie Mrozy
Szare uszy poruszyły się lekko, gdy ku jego zaskoczeniu uzdrowiciel puścił jego pysk. Ruchy brązowofutrego były zdecydowane, nie było w nich wahania. Zdawał się przejmować inicjatywę, ale teraz postanowił się wycofać. Dlaczego? Chodziło o ranę? O jego słowa? Czy odpowiedź nie powinna być teraz prosta, odwzajemnienie uczuć lub ich odrzucenie? Czy to nie działało w ten sposób?

Czarodziej nie poruszył się, jedynie obserwował drugiego smoka. Nie podszedł do niego, ani nic nie powiedział, siedząc jak wykuty z kamienia golem, o parze turkusowych ślepi, a jego spojrzenie było chłodne, badawcze. Słuchał, ale nie rozumiał. Czy to był test, sprawdzenie tego czy dobrze pojął ich rozmowę o emocjach? Bądź co bądź miała być to nauka, poszerzenie wiedzy. Czy Szron go teraz sprawdzał?

Tak mu się wydawało, ponieważ lęk uzdrowiciela był dla niego irracjonalny. Tak samo jakby bał się, że pewnego dnia niebo runie im na głowę. Śmierć była naturalną częścią i koleją życia. Za tym przekonaniem czarodzieja nie stały żadne wyższe, filozoficzne rozmyślenia, po prostu wynikało to z samej biologii. Ich ciała ulegały zniszczeniu, rozkładowi, wszystkie, nawet te sztucznie podtrzymywane magią. Druga kwestią był umysł, nawet jeśli sam mózg jako organ nie ulegał starzeniu, wspomnienia same z siebie ulegały erozji i żadna, nawet boska łapa nie mogła tego powstrzymać. Nawet żyjąc wiecznie powoli umieraliby, tracąc wspomnienia i doświadczenia składające się na ich obecną istotę.

Śmierć była nieunikniona i próba zatrzymania jej w jakikolwiek sposób była śmieszna, dziecinna wręcz. Szron jako uzdrowiciel powinien wiedzieć o tym najlepiej, a jednak... cóż za absurd! Jeśli to był test, to wykonany bardzo słabo. Już otwierał pysk, żeby powiedzieć, że uzdrowiciel nie musi go sprawdzać, kiedy brązowofutry opuścił głowę, żeby pomasować sobie czoło.

Czy to była... prawda?

Moja matka odeszła gdy miałem mniej niż 7 księżyców. Nie umarła, po prostu postanowiła odejść zostawiając ojca, mnie i moją szóstkę rodzeństwa by poszukać szczęścia w innym miejscu. – zaczął mówić – Podejrzewam, że taka ilość dzieci z jednego klucia po prostu ją przytłoczyła. Gdy ojciec nam o tym powiedział po prostu uciekłem i nie widziałem nikogo przez kolejne kilka księżyców, a kiedy powróciłem dowiedziałem się, że zapadł w sen. – urwał na moment, przywołując kolejne wspomnienia. Mówił spokojnym, rzeczowym głosem, jakby relacjonował zapiski ze Skalnego Giganta. – Gdy ojciec w końcu się obudził i pojawił na ceremonii, miałem z nim porozmawiać, ale nie udało mi się to. Kolejnego dnia został zabity podczas snu przez istotę żerującą na smoczych snach. – jego szpony zacisnęły się bezwiednie na miękkim podłożu. Nadal nie zapomniał tego sześcionogiego ścierwa. – Dwa księżyce temu, ludzie najechali wyspę Kła, tę samą z której przeprowadzaliśmy atak na statek zwiadowców. Było wtedy na niej kilka smoków, w tym jeden z moich braci. Nie udało mu się wydostać, tylko jemu. – tutaj zamilkł na dłuższą chwilę.

Podniósł się i podszedł do uzdrowiciela, mając w głowie ziejącą pustkę. Nie miał planu, nie miał protokołu działania. Podniósł łapę i odgarnął mu z pyska grzywę, a potem ujął za dolną szczękę, podnosząc lekkim, niewymuszonym ruchem by spojrzał w jego zimne, turkusowe ślepia.
Każda z tych śmierci odcisnęła na mnie swoje piętno. Może dlatego jestem... próbuję wszystko racjonalizować. Ale nadal tu jestem. Ograniczając się ze strachu przed bólem nigdy nie osiągniesz swojego prawdziwego potencjału, będziesz szedł przez swoje życie nie dotykając niczego i nie będąc dotkniętym przez nikogo. To nie wypełni ambicji smoka o takiej ciekawości świata jak twoja.takiej, która dorównuje mojej, wreszcie spotkałem kogoś kto dorównuje mi poziomem.

Maddara pełgała pod łapą czarodzieja, irytując jak pyłek w nosie.

Światła Północy

Diamentowe źródełko

: 10 maja 2023, 8:05
autor: Światła Północy
Nie prosił go o zwierzanie się. Nie musiał tego robić, więc dlaczego? Co chciał tym osiągnąć? Coś udowodnić? Różnili się. Byli niczym ogień i woda - nawet jeśli błękit tego pierwszego potrafił zwieść pierwsze wrażenie podobieństwa. Jaka niby miała być z tego przyszłość? Albo jedno wyparuje, albo drugie zgaśnie. Może odrobinę przesadzał. Może po prostu nie dostrzegał perspektywy wstrzymywania jednego przez drugie, by żadne nie przyniosło kataklizmu.

Kij jednak zawsze miał dwa końce, a każdy aspekt uzdrowiciela zaś drugie dno, skryte głęboko pod pierwszym, które było proste i wygodne do obrania za punkt wyjściowy. Doskonale wiedział, jak wyglądał proces, jako że na płytkim bólu nigdy się nie kończyło. Żałoba nie miała miejsca w jego życiu - zastępowała ją potrzeba zemsty. Gniew. Zajadłość. Gdyby nie wyuczony rozsądek i powściągliwość, gdyby nie cienkie granice oraz bariery, jakie wznosił, najprawdopodobniej nie byłby uzdrowicielem, a pieprzonym katem, z czego czerpałby niemoralną przyjemność, jak za młodu, kiedy eksperymentował na zwierzętach... nie zawsze martwych. Nie mógł do tego wrócić. Straciłby w oczach wszystkich i osiągnąłby jedno wielkie nic - nawet jeśli jego badania były istotne, bo dzięki nim się uczył, ale czy ktoś by to zrozumiał? Nie.

Sięgał go sen. Czuł rezygnację. Chciał wyciągnąć dłoń i okazać czarodziejowi wsparcie, być mu podporą, nawet kiedy zostanie sam na świecie, ale łapę miał sztywną. Ciężką. Nie mógł jej poderwać. Wciąż się wahał i walczył z samym sobą.

Nawet kiedy sięgnęła go jasna dłoń - zmarszczył jedynie nos, walcząc z akceptacją czarodziejskiej obecności. Sztyletował go wzrokiem w chłodny sposób. Su widział jedynie czubek góry lodowej.
– Potencjał...? Zlituj się. Niestabilne zwierzę stanowi zagrożenie dla siebie oraz otoczenia, jeśli nie zostanie stłumione, zwłaszcza kiedy w celu zaspokojenia ambicji, o których mówisz, gotowe jest przeć po trupach i cudzej krzywdzie. – Jego natura była sprzeczna wszelkim uzdrowicielskim regułom, które zakładały ochronę życia i zdrowia. Prawdą było, że po wielu księżycach wnikliwej dedukcji postanowił się w końcu wykastrować, aby jak najlepiej wpasować się w ramy ideału. Czy przejmowałby się tym jako wojownik? Zapewne nie.
– Trochę jak napar z chmielu. Niewielka ilość uśmierza ból i pomaga funkcjonować. Szyszka za dużo i otrzymujesz śmiertelną truciznę. To, jaki jestem – kogo nauczyłem się perfekcyjnie udawać – jest wynikiem decyzji podjętej na bazie analizy. Nie odnalazłem bardziej optymalnego rozwiązania, Su. – Proces myślowy mógł wydawać się skomplikowany, choć w rzeczywistości powstająca kaskadowość była dziecinnie prosta. Do smoków, na których mu zależało, przywiązywał się bardziej, niż by chciał. Ich utrata przyprawiała go o gorycz, niezrozumienie i ból. Negatywne emocje, jako uśpiony choleryk, potrafił rozładowywać wyłącznie gniewem, który rósł w nim, niczym bulgoczący wulkan. Konfliktowa i krewka natura zaś nie pasowała do wyobrażenia cnotliwie miłościwego uzdrowiciela. Jako syn i wnuk przywódców, idący w ślady dziadka, zawsze chciał być perfekcyjny. Odnalazł w związku z tym sposób, by to osiągnąć, odcinając się od elementów, które ingerowały w jego sztucznie wykreowaną osobowość. I wszystko to sobie wmawiał. Nikt tak naprawdę o to nie dbał. Ani jego matka, ani ojciec. Do niczego by nie doszło, gdyby z nimi po prostu otwarcie rozmawiał.

Kurtyna.

Sięgnął po jego nadgarstek. Ten, którym wznosił jasną żuchwę. Objął go dłonią i stanowczo zacisnął palce na wilgotnych piórach. I nie zamierzał już puszczać.
– Może masz rację. Może powinienem wyjść ze skorupy i nie martwić się komfortem oraz opinią otoczenia. Może powinienem żyć tak, jak mówi mi serce i jak chcę, a nie jak powinienem – wychrypiał nieopodal jego prawego polika, kiedy pochylił się nieco. Wpadłeś w pułapkę. To oznaczało, że działała fenomenalnie. Mógł to wykorzystać. Mógł wykorzystać jego obecność i otwartość, by zaspokoić swoje potrzeby. Słyszeć bicie drugiego serca, kiedy zasypiał. Spokojny oddech, gdy się budził. A mimo to wciąż zwlekał i pomału kładł na stół wszystkie karty. Nie był bowiem idealny. Miał wady. Duże. Niektóre niemożliwe do zdarcia, a jedynie zamaskowania.
– Co byś zrobił, gdybym życie odbierał, a nie ratował? Gdyby przez moją impulsywność umierali niewinni, bo nie byłbym skory do skwitowania ich błędu drugą szansą? Gdybym nie przełykał goryczy, a dawał jej upust? Co jeśli moje badania wymagają ofiar? – Zatrzyma go? Znienawidzi? Przyzwoli?

Jego zwieńczające się w dłoni źródło zaczęło prowokacyjnie osiadać na skórze czarodzieja. Kwitowało w ten sposób jego własny, w istocie irytujący ruch - przypominający o tym, że posiada w sobie niebezpieczną broń, na którą Światło po prostu się wystawił. I vice versa.

Obca Idea