Strona 21 z 38

: 28 cze 2018, 12:41
autor: Kurzy Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Przywołanie jego uwagi szurnięciem zadziało, smok momentalnie zwrócił uwagę na ziemistego u brzegu, nie tracąc jednak skupienia na działaniu. Starał się zachować czujność na otoczenie i nadchodzące słowa, ale takie drobne przywołanie z pewnością pomogło.
Ognisty powoli więc skręcił się w delikatny łuk – najpierw poprowadziła głowa, za którą reszta ciała poszła już trochę instynktownie, lecz wciąż z wielką pomocą pracujących pod wodą łap – nie zaprzestawał ich ruchu nawet na moment – wciąż odpychały go od trochę przeciwstawiającej się wody, tak samo jak i oddechu – wciąż spokojnego, głębokiego, nieprzerwanego, chociaż wysiłek fizyczny nasuwał sugestię go spłycenia.
Skrzydła pozostały przy łuskach, jak brzmiało polecenie piastuna, a ogon przy tafli, nadal tylko kierując w odpowiednią stronę i na odpowiednim poziomie, pozwalając żywiołowi czynić resztę honorów. Mitzk patrzył przed siebie i powoli sunął przez wodę, zataczając ledwo łuk, łagodnie w bok łagodnym półksiężycem, coraz bardziej w stronę smoka na brzegu.

: 28 cze 2018, 13:16
autor: Popiół Przeszłości
Mistrz kiwnął pyskiem i zaczekał na Kurzego przy lądzie. Kiedy już się tam spotkali Nocny dał mu kolejne dosyć proste zadanie, w sumie to wprowadzenie do czegoś o wiele trudniejszego. "Stań na płyciźnie i zanurz koniuszek pysk, oczywiście weź najpierw głęboki wdech, nie oddychaj pod wodą to raczej oczywiste. Zaczekaj tak parę uderzeń serca, powtórz zadanie coraz bardziej się zanurzając aż do momentu kiedy zanurzysz cały łeb. Czas zanurzenia ma wynosić około dziesięciu posunięć ogona." Nie odsuwał się, wybrzeże było duże i na pewno ognisty znajdzie sobie trochę wolnej przestrzeni by wykonać to ćwiczenie. Wzrok Nocnego nadal nie schodził z ciała ucznia, będzie musiał dokładnie patrzeć, by na wszelki wypadek móc szybko zareagować i wychwycić wszystkie możliwe błędy młodego samca.

: 29 cze 2018, 20:39
autor: Kurzy Kolec
Wyszedł i na ląd. Może to wynurzenie i nie należało do jego najpiękniejszych i najpełniekszych gracji, ale liczył się dla niego teraz fakt tylko pewnego gruntu pod łapami.
Pozwolił sobie położyć się na chwilę, tylko na wysłuchanie następnych słów nauczającego. Gdy ten skończył, kiwnął mu głową i wstał, by kontynuować ćwiczenia.
Podszedł do brzegu nad którym to też się lekko pochylił i wziął głęboki wdech – po czym zanurzył koniec pyska, tylko aby woda zasłoniła mu nozdrza. Na tafli pojawiło się kilka szybkich bąblów powietrza. Smok uniósł głowę i otrzepał ją z wody. Uległ pokusie.
Wziął kilka zwykłych łyków powietrza, po czym ponownie jeden głęboki wdech – i powtórzył zanurzenie pyska. Wytrzymał tak dłuższą chwilę, lecz nic nad wyraz, opuścił wymiar wody gdy tylko poczuł swoją niewyćwiczoną jeszcze granice. Znów pooddychał chwilę normalnie, znów zakończył cykl potężniejszym wdechem, znów zanurzył pysk, znów chwilę wytrzymał; a z każdym powtórzeniem posuwał się dalej, za nozdrza, za oczy, wytrzymywał o moment dłużej – aż zanurzył i całą głowę. Czuł w uszach swoje bijące serce, ciężko mu było jednak wymierzyć czas wyobrażając sobie przebyte ogony. Zdał się na intuicję i, może nawet trochę bardziej, na uczucie, że znów dociera do swojej granicy wytrzymałości.
Wynurzebie łba uhonorował laurem słodkiego wdechu. Pierwsze łyki porwał łapczywie, następne prowadziły już do naturalnego cyklu. Mitzk spojrzał na piastuna.
– Czy był to właściwy czas?

: 30 cze 2018, 12:24
autor: Popiół Przeszłości
Popiół podszedł bliżej i stanął tuż obok samca tłumacząc i pokazując. W nurkowaniu każdy detal była niezmiernie ważny i oczywisty. "Nurkując musisz pamiętać aby pozostawić sobie trochę czasu na wynurzenie, dlatego nie zostawiaj wdechu na krytyczną okazje. Na wszelki wypadek zrobimy to razem, wszystko już tak na prawdę opanowaliśmy. Aby zanurkować musisz mieć pewność, że jest dosyć głęboko najlepiej jest się oddalić od lądu o jakieś pięć twoich rozmiarów, nurkujesz przechylając się pyskiem w dół i nadal przebierając łapami, aby wypłynąć unosisz pysk w górę razem z resztą ciała. Jeśli nie masz pytań możemy pomału zacząć. Pamiętaj nigdzie się nie spieszymy, wszystko robimy dokładnie i porządnie. Najmniejszy błąd może się źle skończyć." Popłynął trochę dalej w stronę pustego pola wypełnionego wodą i zaczekał, jeśli Kurzy wyrazi chęć zaczęcia to razem spróbują zanurkować. Nocny będzie poruszał się obok towarzysza by mieć na niego oko, tylko w ostateczności pokieruje nim gdyby się zgubił.

: 02 lip 2018, 11:39
autor: Kurzy Kolec
Porada co do wdechu była naprawdę sensowną, lecz co poradzić na raczej ryzykanckie podejście adepta. Przynajmniej wziął sobie ją teraz do serca.
Podążył wgłąb jeziora za słowami piastuna, ruchy jego łap były już dużo pewniejsze i efektowniejsze niż wcześniej; zerknął na odległość dzielącą go od brzegu, później na głębie wody. Wydawała być się w porządku. Adept potrząsnął głową, szykując się na zanurzenie. Wyobraził sobie możliwą trasę, jeszcze raz przypatrzył się, gdzie to może mieć swoje dno woda. Cóż za żywioł pełen iluzji. Wziął głęboki oddech i był już prawie gotowy, już prawie skierował się w toń, już prawie... Ale woda napawała go pewnym szacunkiem, tajemnicą, zagrożeniem. Pozostał na powierzchni.
– Wystarczy więc jedynie przygotować ćwiczony wcześniej wdech? Gdzie się kierować, w dół zapewnie zgaduję, ale czy właściwie? Czy woda dalej nieść mnie ma tam sama? – błądził sam niewiedząc do końca, o co chce zapytać. Uspokoiło go jednak trochę już samo pytanie o dalszy przebieg.

: 02 lip 2018, 12:56
autor: Popiół Przeszłości
Piastun popatrzył na Kurzego, potem na wodę, a potem znowu na adepta. "Najważniejsze to się uspokoić i przygotować się do wstrzymania oddechu. Najlepiej jest uspokoić bicie swojego serca to najważniejszy czynnik, który pokazuje czy się stresujesz, boisz, denerwujesz. Potem oddychać głęboko by dotlenić organizm, jak jesteś gotowy zatrzymujesz powietrze w płucach i nurkujesz. Woda niesie cię w górę, więc aby popłynąć w dół musisz sam się tam skierować i pchać wodę za siebie. Jak czujesz że chcesz się wynurzyć skręcasz w górę, tak jak w lewo czy w prawo. Wyginasz ciało w łuk i nadal pchniesz wodę za siebie tym razem będąc skierowanym pyskiem do góry. Wynurzyć się będzie łatwiej, jak wspomniałem woda niesie nas w górę, chcę pomóc." Czyli jeszcze chwilę poczekał, możliwe że to nie koniec pytań, musieli teraz sobie wszystko wyjaśnić nim zaczną ten dosyć ciężki test. Stał na płyciźnie ochładzając swoje ciało, on też jak inne gady musiał się przyzwyczaić do tej morderczej temperatury. Lepiej aby poszło to sprawnie, nikt nie wie kiedy to miejsce obezwładni swoim mrozem.

: 10 lip 2018, 21:40
autor: Kurzy Kolec
Smok kiwnął głową i natychmiast skupił się na swoim zadaniu. W porządku. Wszystko w porządku. Dość marnowania czasu. Woda trzymała delikatnie wszystkich u swojej granicy z powietrzem, towarzyszyły jej nigdy nie spoczywające łapy. Przestrzeń za taflą zdała się być odpowiednia, a w raz z każdą zaobserwowaną niosącą się falą złamanego światła, Mitzk uspokajał swoje myśli, swój oddech, żegnał się z obawą wody. Przypomniał sobie szybko, acz dokładnie lekcje z wstrzymywaniem powietrza. I nadszedł czas.
Zatrzymał swój głęboki wdech i pewnym ruchem wbił się w wodę – przechylił się za głową w dół, z całej siły odpychał się od siły wody formującej się mu pod łapami, kierując się w stronę przeciwną niebu. Mając w pamięci, by nie zostawiać sobie wdechu na krytyczną okazję zawędrował jak tylko głęboko to powoli narastające uczucie nakazujące mu dokończyć cykl oddychania pozwoliło. I nie przekraczał tej granicy wytrzymałości. Skierował pysk ku górze, ruchem łap nadal nakazując wodzie zniknąć pod sobą, teraz jednak nie stawiał jej takiego oporu i pozwolił sobie pomóc z wynurzeniem.
Wypuścił powietrze i wziął jego nowy łyk, gdy tylko wynurzył się całą głową. Potrząsnął ją za chwilę by pozbyć się pozostałości wody, uspokoił ruchy łap, by znowu osiąść na jej powierzchni, starał się znów uspokoić oddech.

: 11 lip 2018, 13:35
autor: Popiół Przeszłości
Shadows podążał spokojnie za samcem ognia, po chwili dosyć sprawnie się z nim wynurzył. Nie był za blisko, jeszcze Kurzy się go wystraszy. No cóż, powoli opłynął go dookoła myśląc, a po chwili również kierując w jego stronę parę słów. "Wszystko było dobrze przemyślane, nie czekałeś z wynurzeniem do ostatniej sekundy. Naukę pływania ogłaszam za zakończoną, może masz jakieś pytania?" Ustawił się tak by dobrze widzieć całego adepta. Lekko się uśmiechnął i przebierał łapami dosyć mocno aby nie zanurzyć nawet kawałka swojego pyska.
/// Raport pływanie I

: 12 lip 2018, 12:03
autor: Kurzy Kolec
Ognisty pysk przecięty został sznurem bieli kłów wyszczerzonych w uśmiechu. Adept łasy był na pochwały wszelkiego rodzaju, a po sukcesie z nurkowaniem nie chciało mu się nawet tego kryć.
– No i proszę, zgodnie z moją obietnicą – nikt dzisiaj nie utonął. o ile przynajmniej mi wiadomo, dodał sobie w myślach, ale już nie wypowiedział na głos – po co psuć tak dobrze brzmiącą wypowiedź? Mówił głośno i bez wątpienia wesoło, ale nie przesadnie.
– Dziękuję za naukę, Piastunie Ziemi, jej owoc bez wątpienia prędzej czy później się przyda się mi lub komuś w pobliżu. Żadne pytania nie przychodzą mi na myśl. – łapami przebierał raczej wolno, tylko na tyle, aby utrzymać się na powierzchni, chociaż z ostatnim słowem skierował się lekko w stronę lądu.

: 12 lip 2018, 13:46
autor: Popiół Przeszłości
Pokiwał pyskiem i dopłynął spokojnie do brzegu, podziękował za dobrze spędzony czas i wzbił się w powietrze. Musiał lecieć dalej, ktoś w końcu może potrzebować jego pomocy. Nie mógł czekać i leniuchować za długo. Miał nadzieję, że jeszcze się zobaczą. Życzył mu zdrowia i dalszych sukcesów. Sam skierował się w stronę swojego legowiska, miał do załatwienia jeszcze jedną dosyć ważną sprawę. Lecąc nie oglądał się, zawsze patrzył to co jest przed nim. Był na tyle wysoko by nie zaczepić o żadne przydrożne drzewo, szybował razem z wiatrem, który łagodnie niósł go w stronę obozu ziemi.
///jak zaakceptują ci naukę to podęli mi link

: 07 sie 2018, 15:15
autor: Dar Tdary
Całkiem nieźle szło mu wyszukiwanie przyjemnych miejsc by się wykąpać. Może matka się pomyliła i powinien urodzić się jako smok morski? W każdym razie uwielbiał chłodną wodę i choć oddychać pod jej powierzchnią nie potrafił to nie odmawiał sobie kąpieli. Stanął na brzegi jeziora Zimnego i ponad poranną mgłą dojrzał, że niedaleko od miejsca w którym stał znajduje się wysepka. Co jeśli nikogo na niej nie było? Uśmiechnął się do siebie jak półgębkiem i wlazł w toń niczym rasowa anakonda. W wodzie poruszał się podobnie co wąż. Co jakiś czas machnął łapą, ale główną pracę wykonywało długie ciało i ogon. Ponad powierzchnią znajdował się łeb z rozłożystym, jelenim porożem i sumiastymi wąsiskami. Wczesne ranki były chyba najprzyjemniejszą porą upalnej pory Gorejącego Słońca. Po krótkim czasie wypełzł z jeziora na brzeg i rozwalił się na piasku. Ogon nadal leżał wodzie, a sam samiec przymknął ślepia i zapadał w jakiś rodzaj lekkiego snu. Wiatr poruszał leniwie jego granatową grzywą, a niedawna kąpiel zabiła nieco zapach wszelakich ziół którym nasiąknięte było jego cielsko.

: 07 sie 2018, 17:31
autor: Gorycz Losu
Chłodna, krystalicznie czysta woda Zimnego Jeziora uciekała pod naporem granatowych łusek pokrywających łapy chudej smoczycy. Brodzenie w piasku na płyciznach było jej nowym zwyczajem – odkąd przekroczyła barierę nie było dnia w którym nie delektowałaby się możliwością kąpieli. Ten dzień nie był wyjątkiem, gdy już chwilę po obudzeniu znalazła się nad Jeziorem na terenach wspólnych. Wciąż oficjalnie nie przyjęta do żadnego ze stad, starała się nie nadużywać gościnności Wody – choć, po rozmowach z kilkoma smokami, była niemalże pewna że tam już pozostanie. Zaczęła powoli przesiąkać ich zapachem, choć nie wyzbyła się jeszcze kompletnie obcej nuty swych dawnych ziem.
Gdy dostrzegła wysepkę – nie, półwysep – uniosła kącik pyska w lekkim uśmiechu. Doskonałe miejsce by spędzić w nim nawet cały, gorący dzień. Spokojnym, wręcz leniwym krokiem ruszyła płycizną w jego stronę. Cienki ogon sunął po tafli wody, a łapy zaopatrzone w błony pławne zapadały się nieznacznie w piasek. Spacer nie zajął jej dużo czasu i szybko znalazła się nieopodal zacienionego zagajnika wyspy. Zamierzała pozostać w cieniu, ale blisko wody, by móc chłodzić w niej łuski. Jasne ślepia znalazły odpowiednie miejsce i już, już uginała łapy by się położyć, gdy do jej nozdrzy dotarł zapach innego smoka. Nieco rozmyty, a smoczyca nie była wprawnym łowcą. Ale mijała kolejna chwila, a woń zdawała się być coraz bardziej znajoma.
Granatowołuska zmrużyła wyraźnie ślepia, już pamiętając skąd znała ten zapach. Nie pamiętała samego smoka, który znalazł ją zbyt otumanioną utratą krwi i bólem, a który odszedł zaraz po wyleczeniu jej ran. Pozostawił za sobą jednak wyraźny zapach smoka Ziemi. Ishtar rozmawiała później z inną smoczycą z tego stada, poznając dokładniej woń leśnej grupy. A do tego poznała imię jedynego samca parającego się leczeniem w ich grupie. Ciekawość i ostrożność sprawiły, że granatowołuska od dłuższego czasu liczyła na to, że uda się jej ponownie napotkać kleryka. Ciekawość, bo nie poznała innego uzdrowiciela na tych stadach. Od swojego przybycia pochłaniała każdy urywek informacji z zachłannością. Ostrożność, bo chciała mieć pewność jakie zamiary miał przyszły uzdrowiciel. Dlaczego wyleczył obcego smoka? Nie został o to poproszony. Nie była z jego stada, by zrobił to z poczucia obowiązku. Zamierzał wykorzystać to w przyszłości, wymagając od niej spłaty długu? Wprawdzie nie była pewna, czy nawet gdyby tego zażądał przyznałaby mu rację – nie prosiła w końcu o pomoc. Niemniej jednak gdyby nie on być może nie dożyłaby nawet przyjęcia do stada Wody. Napotkane stwory mocno ją zraniły.
Ruszyła więc teraz w stronę źródła zapachu. Nie starała się specjalnie ukrywać ani skradać. Nie chciała zasugerować już na samym początku, że miała złe zamiary. Liczyła jedynie na wyjaśnienie kilku spraw. Kto wie czy gdyby zdradziła się skradając samiec nie wezwałby wojowników ze swego stada – Uzdrowiciel był w końcu cenny, wymagał obrony.
Po chwili zauważyła leżącego na brzegu samca – rozciągnięte, długie smocze ciało częściowo zanurzone w wodzie. Na pysku smoczycy zamajaczył uśmiech na ten widok, nawet jeśli tylko na kilka uderzeń serca. Zawsze dobrze było spotkać kogoś, kto doceniał jej ulubiony żywioł. Zwolniła, a później zatrzymała się całkiem w odległości nie wymagającej wołania. Jeśli nie usłyszał jej do tej pory, pomogła mu, celowo opuszczając ogon niżej i przecinając nim piasek oraz taflę wody. Ogon uniósł kilka kropli w górę, chłodząc łuski na które opadła woda. Ciemna barwa tych małych trójkątów przyciągała promienie słoneczne.

: 08 sie 2018, 22:04
autor: Dar Tdary
Ptaszki cichutko śpiewały gdzieś z głębi wyspy, wiatr dość leniwie chłodził łuski jeszcze nie niosąc parzącego powietrza, a on? Nadal drzemał w połowie zanurzony w Zimnym Jeziorze i gdyby tylko dać mu nieco więcej czasu pewnie zacząłby i chrapać. Tak chyba nie wyglądał smok który martwiłby się o swoje bezpieczeństwo. Co prawda Yisheng nie dorastał poza bezpieczną barierą stworzoną przez bogów, ale zdążył już zwiedzić tamtejsze rejony. W końcu na dziesięć księżyców zniknął z rodzinnych terenów po to tylko by znaleźć ojca i wtedy też otwarły się mu ślepia. Świat wcale nie był tak bezpieczny jak dom... smoki Wolnych Stad gdyby chciały mogłyby mu coś zrobić, ale raczej na to nie liczył. Nie umywały się do psychopatycznych, nieobliczalnych równinnych czy dziwacznych ludzi. Z tych i kilku innych powód kleryk leżał sobie pośrodku terenów wspólnych, na wyspie... i na prawdę miał gdzieś czy jakiś smok na niego wyskoczy czy też nie. Przewrócił się na grzbiet i drapiąc się po nosie, nadal mając zamknięte oczy, usłyszał cichy plusk. Czy raczej równomierne, spokojne pluski oznaczające ni mniej ni więcej jak zbliżającego się w jego kierunku kogoś.
Może to jakiś jego dłużnik postanowił pozbyć się problemu? Otworzył leniwie jedno ze złotych ślepi i uniósł krzaczastą brew. Pysk wygiął mu się w uśmiechu. Przez szablasto wygięty ząb ukazali się również jego sąsiedzi przez co uśmieszek stracił nieco na swoim niewinnym wyrazie. Granat tych łusek raczej szybko z pamięci mu nie umknie, zwłaszcza te zmiażdżone i zakrwawione części jej ciała.
Czy te kropelki wody w powietrzu były jakimś zabiegiem mającym zwrócić jego uwagę? Dopiero później samiec zaczął zastanawiać się czy spotkanie to było wynikiem przypadku czy też był śledzony. W sumie nie to żeby mu to przeszkadzało, ale wolał wiedzieć czy wisi nad nim jakaś kara śmierci czy buziak podzięki.
-Ładna aura.
rzucił obojętnie i przewalił się na brzuch.
-Ale do rzeczy. Obydwoje wiemy, że ci pomogłem. Masz z tym jakiś problem?
zapytał rzeczowo i patrzył na nią z ukrywanym zaciekawieniem. Oparł jedną łapę o drugą i czekał na jej odpowiedź. Ciekawiło go czy ulotny, piękny spokój wody zmieni się w sztorm gotowy porwać wszystko wokół, czy może wręcz przeciwnie... martwa, chłodna cisza przetoczy się nad nimi niczym podczas flauty. Obserwował jej pysk.

: 12 sie 2018, 22:39
autor: Gorycz Losu
Im bliżej była, tym lepszy miała widok na stopień rozluźnienia Ziemnego samca. Jasnobłękitnym, niemalże białym ślepiom odpowiedziało pełne ciekawości spojrzenie płynnego złota. Z perspektywy granatowołuskiej Modrzewiowy Kolec zachował się jakby stanęła przed nim stara znajoma – bezpieczna, przewidywalna. Swoja.
Ishtar była obca, ale na korzyść Kleryka przemawiała siła jej samokontroli i niechęć do spalenia swych planów – napotkane smoki Wody wyglądały na przyjazne, zbyt przyjazne by gościć między sobą kogoś, kto świeżo przybyciu na te tereny przekroczyłby nie tylko jedną barierę. Nie ruszyła się więc z miejsca, nie stanęła pewniej by przyszykować się do ataku. Jedynie końcówka jej ogona zdradzała pierwotne instynkty – mięśnie drgały, powodując powolne i rytmiczne kołysanie się granatowej błony na jego koniuszku. Ten niekontrolowany ruch sprawiał że przypominała drapieżnego kota bawiącego się swoją ofiarą, podekscytowanego polowaniem.
Polowaniem na zwierzynę której nie mogła zabić – to w nieprzyjemny sposób chłodziło co lepsze pomysły. A powstawanie kolejnych przerwał fakt, że Ziemny nie był bezbronnym cielakiem czekającym na jej decyzję i postanowił otworzyć pysk. Mięsień na jej pysku drgnął nieznacznie, na kilka uderzeń serca zanim granatowołuska odsłoniła pełny arsenał kłów w lekkim grymasie. Postawa smoczycy zdradzała jednak, że nie był to gest agresywny. Odruch, bardziej przypominający dziwnego rodzaju odpowiedź na słowa samca, coś na kształt powitania. Tak, jak uczona była na swych ziemiach.
Nie zrozumiała pierwszych słów swojego towarzysza. Miał na myśli krople wody, które rozsiała ruchem ogona? Być może – tuż przed powrotem na ziemię pięknie zalśniły w słońcu. Nie zamierzała jednak zgadywać w tej kwestii, gdy miała przed sobą konieczność odpowiedzi na bardziej naglące pytanie.
Czy miała z tym jakiś problem?
Długi język smoczycy oblizał powoli kły, zanim schowała je ponownie pod granatowymi wargami. Zdawała się być nieświadoma tego gestu. Modrzewiowy oszczędził im podchodów, prawidłowo zgadując że Ishtar wiedziała z kim miała do czynienia. Nie było sensu udawać, że znalazła się przed jego pyskiem przypadkiem albo, że nie wiedziała o czym mówił. Jedynym osiągnięciem jakie by z tego wyniosła byłoby ośmieszenie samej siebie. A tego wolałaby mimo wszystko uniknąć.
– Po co leczyć obcych, jeśli spodziewasz się jedynie kłopotów z tego powodu? – zmrużyła minimalnie ślepia w których pojawiła się pewna doza rozbawienia. – Modrzewiowy Kolcu.
Skoro samiec nie próbował obchodzić zdobyczy okrężną drogą, ona też nie będzie udawać. Zgrabnie wyminęła pytanie Ziemnego, dopiero teraz uświadamiając sobie że tak naprawdę nie znała na nie odpowiedzi. Oczywiście była wdzięczna, jak mogłaby nie? Obcy smok, na obcym terenie zajął się jej obrażeniami i nie został nawet chwili by przedstawić cenę swojej pomocy. Ishtar była jednak niezdrowo dumnym smokiem. Nawet jeśli ich rozmowa zmusi ją do nagłośnienia podziękowań, niełatwo przejdą jej przez gardło. Z drugiej strony obcy smok wykorzystał moment jej słabości, robiąc z nią co chciał podczas gdy była nieprzytomna – a co jeśli znał trucizny o długim działaniu? Czy próbowałby wykorzystać ją, obiecując podanie lekarstwa?
Takie pomysły były już mocno naciągane nawet dla smoczycy, która wolała widzieć wszędzie podstęp niż dać się zaskoczyć. Szczególnie, że obraz dotychczas spotkanych smoków miał w sobie więcej dobrodusznej naiwności niż spisku. W głębi ducha Ishtar chciałaby, żeby tak pozostało. Te kilka chwil w które mogła się uśmiechnąć bez konieczności patrzenia za siebie, gdy mogła – nawet, jeśli z nutką złośliwości – zażartować z pomyłki smoka, który bezinteresownie i z radością wymalowaną na pysku uczył ją pływać już kilka słów po pierwszym spotkaniu. Jak żyłoby się w takim miejscu?

: 15 sie 2018, 19:55
autor: Dar Tdary
Umysł samca pogalopował już znacznie dalej, o wiele dalej niż "tu i teraz". Lubił rozważać różne sytuacje, możliwości, wątpić, badać i testować. Niektórzy nie znosili tego najlepiej, ale taki już był. Do momentu gdy nie usłyszał samicy nie przejmował się tym, że ktoś mógłby się na niego rzucić (w co raczej nie wierzył), prędzej spodziewałby się gromu z nieba. Skoro jednak już przed nim stała, mózg mógł zacząć podrzucać mu możliwości. Była brutalnie poraniona, musiała z kimś walczyć i być na tyle silna by dotrzeć aż do rzeki gdzie z kolei mogła nieco stępić ból w chłodnej wodzie. To znaczyło o przytomności jej myślenia i sile bądź... dobremu instynktowi. Weźmy więc takiego smoka i dajmy mu nieco więcej nieobliczalności. Czy nadal mógł czuć się bezpiecznie? Wszelkie rany, nowe sytuacje... przecież z tego można było wyciągnąć nauki, zapamiętać i zapisać gdzieś z tyłu głowy na przyszłość. Jeśli więc Wodna lekko pachnąca równiną poza barierą rzuciłaby się na Yishenga ten nadal patrzyłby na to z pasją. Jasne, wolałby wyjść z czegoś podobnego bez urazu, zwłaszcza głowy czy łap... ale badania niosły ze sobą ryzyko. Samica jednak stała dalej, co więcej nie zakradła się do niego. Po cóż więc całe te dywagacje? Otóż taki już był jego zapchany myślami umysł.
Zerknął na jej podrygujący ogon i analiza pogalopowała jeszcze szybciej do przodu. Czy możliwym było, że Woda zamierzała wypowiedzieć Ziemi wojnę poprzez atak na kleryka? Na bogów... nie o takie zaistnienie w historii mu chodziło.
Padł trupem na wyspie i od tego się wszystko zaczęło drogie pisklęta.
To nijak nie brzmiało dobrze. Tym bardziej trzeba było zając jej umysł. Niech szare komórki nieco ze sobą powalczą i uśpią instynkt dla dobra ich obydwojga.
Drgający ogon i oblizywanie zębów. Czy tylko on czuł jak robi się tu nieco goręcej?
Masz placek turzych odchodów za leczenie byle kogo.
-Po co?
uniósł krzaczastą brew po czym parsknął rozbawiony. Pokręcił powoli łbem i wstał zanurzając się do połowy w zimnym jeziorze. Od razu lepiej... Spojrzał na nią.
-Wybacz za brak kultury, ale nie spodziewałem się podobnych słów. Chociaż z drugiej strony nie wiem czym się parasz więc mogę nie mieć odniesienia do twej osoby.
westchnął zamyślając się głęboko.
-Chcesz pospacerować wokół wyspy?
dodał nagle wchodząc głębiej w jezioro. Może nie miał tak dobrze przystosowanego ciała co ona, ale za bardzo lubił pływać by odmówić sobie powolnego sunięcia w wodzie.
-Po co... a czy wiesz po co łowcy ścierają się czasem specjalnie z drapieżnikami? Albo po co wojownicy i czarodzieje biją się między sobą lub z czempionami Viliara? Mówię o bardzo ogólnych przypadkach, nie o "mszczeniu czegoś" czy "udowadnianiu komuś czegoś".
mówił niskim, spokojnym głosem. Chciał by się wypowiedziała. Nie mógł czytać w myślach, a wiele by za podobną umiejętność dał.
-Skoro też znasz moje imię kultura nakazuje byś również się przedstawiła. Nie nalegam jednak bo imię znaczy chyba najmniej w całej rozmowie.
skupił się teraz na relaksującym, leniwym poruszaniu łapami pod wodą. Jeśli nie płynęła z nim to po prostu unosił się w wodzie nieopodal.

: 22 sie 2018, 17:17
autor: Gorycz Losu
Z uszu Modrzewiowego Kolca niemalże buchała para, gdy jego umysł zalała fala wszelakich pytań i możliwych odpowiedzi. Granatowołuska w tym czasie stała nieruchomo, jeśli nie liczyć wciąż podrygującego ogona, niczym głaz koloru nocnego nieba, gdy zapomni się o nieco jaśniejszych łuskach na jej pysku i łapach. Typowo głębinowe barwy nie sprawdzały się w kamuflażu na bladym piasku rozświetlanym promieniami Złotej Twarzy. Jej postawa mówiła jednak, że w żadnym przypadku nie pragnęła się ukrywać. Niczym drapieżnik pewny swej przewagi i możliwości wygranej – stała przecież w końcu przed uzdrowicielem, nie wojownikiem.
Owszem, była doświadczona w walce. Toczyła boje, mniejsze lub większe, odkąd tylko nauczyła się jak zatapiać szpony w ciele przeciwnika tak, by pozostawić jak największe rany za sobą. Co nabierało prędkości i siły lawiny nieśmiało zaczynającej swój bieg u szczytu góry odkąd zapoznano ją z technikami maddary. Niemniej jednak wciąż była młoda, za młoda by znać wszystkie techniki i sztuczki zapewniające zwycięstwo w każdej walce. I wierzyła, że na nowych terenach uda się jej je poznać. To jednak dopiero przed nią.
Pierwsze, pytające słowa samca wywołały u niej złośliwe rozbawienie. Ciemnoturkusowa warga odsłoniła długie, białe kły w nieprzyjemnym, a przynajmniej niepokojącym uśmiechu. Ślepia barwy lodu śledziły każdy ruch samca, od jego powstania aż po zamoczenie łap w krystalicznie czystej wodzie.
Gdy do jej uszu dotarło zaproszenie do spaceru, z jej gardzieli wydobyło się dziwne połączenie syku i rozbawionego parsknięcia. Końcówka ogona smoczycy drgnęła mocniej, gdy przekrzywiła niemalże zadziornie łeb. Trzeba było przyznać, że samiec miał tupet. Może liczył na to, że złotymi słowami sprawi by zapomniała o ataku na niego, nie wiedząc czy go planowała. Albo po prostu odwlekał tą możliwość, chcąc nacieszyć się jeszcze przyjemnym chłodem rzeki.
Przez kilka uderzeń serca rozważała swoje opcje, ale ciekawość wygrała – piasek uciekał pomiędzy czarnymi szponami, a woda uderzyła o granatowe łuski gdy Ishtar weszła głębiej, dołączając do samca. Nie można było w żaden sposób poznać, że dopiero niedawno nauczyła się prawidłowo pływać. W wodzie czuła się o wiele swobodniej niż na lądzie i wkrótce znajdowała się nieco głębiej niż Modrzewiowy Kolec. Chcąc zmyć gorąco z łusek zanurzyła się na krótką chwilę kompletnie, przymykając ślepia i otwierając pysk. Ciecz zawirowała wokół ostrych kłów, a morska smakowała ją długim językiem. Nie musiała się martwić o brak powietrza, oczywiście.
Pozostawianie towarzysza rozmowy bez nadzoru nie byłoby jednak mądre, więc chwila przyjemności była niezwykle krótka. Natychmiast wynurzyła łeb i ułożyła ciało tak, by leniwie unosić się na powierzchni wody. Co jakiś czas ruszała łapą wyposażona w błony by nie poddać się delikatnemu nurtowi.
– Drapieżniki to również mięso. Łowcy to nie bezbronne owce, umykające przed srogim spojrzeniem złego wilka. – ponownie, w szybkim odruchu, oblizała kły. – Nie wiem natomiast po co wasi wojownicy biją się między sobą, jeśli nie by rozwijać swe umiejętności. Nie wiem również co nazywasz czempionami Viliara.
Imię boga Wolnych Stad skierowało myśli smoczycy na bardzo wyblakłe spojrzenia – spośród wielu historii o tych terenach, które słyszała w swej młodości, bogowie zajmowali tylko część z nich. Ishtar bliżej zaznajomiona była jedynie z Naranleą, Immanorem, Kammanorem i Tarramem, szczególną sympatią darząc przede wszystkim boginię maddary. Choć nigdy nie uzyskała od niej odpowiedzi, lubiła myśleć że jako tkacz maddary znajdowała się pod jej opieką.
Nie uważała też, by przyznanie się do swojej niewiedzy było teraz słabością. Podkreślając, że tutejsze zwyczaje nie należały do jej tylko pokazywała, w tej sytuacji oczywiście, że Ziemnemu nie będzie tak łatwo przypisać ją do znanych mu granic zachowania.
– Oh. W takim razie skoro twoja kultura nakazuje mi się przedstawić... – nieznacznie przeciągnęła głos, kończąc słowo niemalże rozbawionym pomrukiem. Jasne ślepia zalśniły złośliwie. – To możesz zwać mnie Ishtar.
Nie widziała sensu w podawaniu nieprawdziwego miana lub ignorowaniu żądania samca. W końcu, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, większość smoków na tych terenów będzie niedługo znało jej miano. Nawet jeśli nie to, to inne, zgodne z tutejszymi tradycjami. Nawet jeśli nie do końca pasowały one granatowołuskiej.

: 27 sie 2018, 0:14
autor: Dar Tdary
Podrygujący ogon, nieruchomy wzrok, o wiele lepiej było oglądać ją przytomną. Tyle informacji które można było w jakiś sposób spożytkować. Nie był potężny, nigdy nie będzie obrońcą stada czy pogromcą równinnych. Mógł jednak nastać czas gdy będzie trzymał w łapach czyjeś życie. Na samą myśl zacisnął mocniej zęby, ślepia mu rozbłysnęły w potędze jaką to dawało... możliwości. Tyle naiwnych smoków na ślepo pchających się do niego. Może myślał w tej chwili nieco nad wyrost i schlebiał sobie, ale był jedynie smokiem. Smoki przecież już tak miały. Nie były stworzone do "bylejakości".
Spójrzcie tylko na tę tu. Jego złoty wzrok znów zogniskował się na jej ślepiach koloru lodowca. Wyzwanie? Nie, on smoków nie wyzywał do fizycznej walki... wolał być jak te kruki które zeżarły jego pierwszego przyjaciela (jak wtedy sądził naiwny pisklak).
Zobaczył jej białe kły, usłyszał parsknięcie. Spodobało mu się to nie wiedzieć czemu... Może te kilka księżyców za barierą otwarło mu ślepia na życie na krawędzi? Któż go tam wiedział.
Nie dotykał łapami dna jeziora, płynął ciesząc się słońcem na grzbiecie i chłodem wokół. Idealne warunki. Nie oparł się chęci obserwacji samicy kiedy ta zanurzyła się pod wodą, otwarła pysk... dzięki głębi nie ruszała piachu, więc w pogodny dzień widział wszystko pod lustrem wody z góry. Pewnie gdyby mogła przeprowadziłaby konwersację pod wodą... on jednak mimo swojej miłości do wody nie potrafił pod nią oddychać.
Pokręcił łbem słysząc jej słowa.
-Odpowiedziałaś prawie na swoje pytanie "po co". Łowcy to nie owce, wiedzą że mogą spotkać drapieżniki i nie boją się z nimi walczyć. Trofea, sprawdzenie siebie, adrenalina której nie daje polowanie na grzecznie czekające na śmierć krowy.
westchnął starając się podpowiedzieć jej w ten sposób czemu zdecydował się wyleczyć kogoś przez kogo mógłby mieć później problemy.
-Wojownicy i magowie pragną uchodzić za najpotężniejsze bestie stąpające po wolnych stadach. Jeśli będąc magiem pokonasz każdego swego oponenta raczej nie będziesz ignorowany... twoje stado też nabierze dzięki temu renomy. To jeśli chodzi o fakt walki smoków między sobą. Chociaż to tylko jeden z powodów, dla mnie najsensowniejszy zważywszy na politykę stad. Dla zaściankowego smoka może się jednak liczyć jedynie krew i flaki.
wzruszył lekko barkami nadal płynąc powoli do przodu, wokół wysepki.
-Czempioni Viliara to drapieżniki które otrzymały dar od samego boga chaosu i niesprawiedliwej wojny. Znasz Viliara boga wolnych stad?
To tylko podkreśliło jego podejrzenia co do pochodzenia samicy. Prawie każdy znał bogów, a jeśli w nich nie wierzył to był zwyczajnym hipokrytą.
-Odbiegłem nieco od tematu wybacz.
skinął łbem w jej kierunku.
–"Po co leczyć obcych, jeśli spodziewasz się jedynie kłopotów".
Nie lubił być oczywisty, to zabierało cały smaczek z konwersacji.
-Nie spodziewam się "jedynie" kłopotów bo żyjemy w wolnych stadach. Większość smoków będzie mi wdzięczna, nie uważasz? Wdzięczna do granic smoczej głupoty. Jesteś jednym z tych którzy postanowili znaleźć swojego wybawiciela i co dalej. Zamierzasz mnie zgładzić za fakt udzielenia pomocy? Usunąć niewygodny purchel który widział cię słabą, tracącą krew niczym świnia z poderżniętym gardłem? Mogłem zrobić wszystko chociażby sprawić byś teraz nosiła nasze zarodki, bo czemu nie.
mówił obojętnym tonem i mówił sporo. Może go utopi? Szczerze mówiąc byłby to ciekawy obrót zdarzeń i z pewnością dodałby nową jednostkę chorobową do swojej kroniki we łbie.
-Jesteś tu oto cała i zdrowa, drapieżna. Po co chciałaś mnie znaleźć?
Teraz jego kolej na zadanie tego pytania. Chciała spojrzeć na smoka który ją wyleczył? Obrzydzić sobie życie czy faktycznie zabić tego kto mógł z nią uczynić co chciał.
Ishtar. Niech będzie i Ishtar.
Płynął leniwie poruszając łapami, poruszając długim ciałem niczym wąż, rozbijając taflę jeziora torsem. Przymknął lekko ślepia nadal zerkając na nią kątem oka. Nie był naiwniakiem i z każdym słowem coraz bardziej liczył się z jej niepoczytalnością psychiczną. Z drugiej nieco bardziej chorej strony... nawet go to kręciło jeśli można się było tak wyrazić w smoczym rozumieniu tego słowa.

: 28 sie 2018, 14:40
autor: Gorycz Losu
Ślepia barwy lodu śledziły każde drgnięcie mięśnia wężowego smoka, starając się analizować jego zachowanie w trakcie rozmowy. Trzeba było jednak przyznać, że Ishtar nie była mistrzem pod tym względem. Choć jej byłe stado szczyciło się korzeniami pochodzącymi z Wolnych Stad, obce miejsce zmieniło ich zachowania diametralnie. Nawet jeśli nie czuła nawet odrobiny strachu przed tutejszymi, a jedynie pozostawała przesadnie nieufna i ostrożna zgodnie ze swą naturą, nie czuła się swobodnie. Jedni witali ją jak dobrego przyjaciela, inni natychmiast oferowali nauki. A Kleryk Ziemi zdawał się interesować tym spotkaniem tym bardziej, im mniej przewidywalna była ona. Modrzewiowy Kolec był sępem. Ishtar zaś lwicą.
A więc w taki sposób tutejsze smoki ustalały między sobą hierarchię, tak stada decydowały kto stoi ponad kim. Nie ziemie, które zdobyli i potrafili utrzymać, a siła ich smoków. Podobał się jej ten pomysł, choć na myśl o niewielkich i ubogich terenach czuła przeraźliwy chłód w sercu. Jej była sytuacja wyglądała jednak inaczej – smoki nie zachowały siły pomimo niewielkich terenów. Były słabe, pogodzone ze swym podłym losem. Uległe. Gorzki smak pogardy, którą przywiodły wspomnienia, zamajaczył wokół języka. Przez chwilę miała wrażenie, że wciąż czuje stęchliznę bagien. Że zaraz za bujnymi drzewami obok Zimnego Jeziora rozciągał się spróchniały, pusty las.
Wypuściła ostro powietrze nosem, jak gdyby odganiając nieprzyjemne myśli. Pozostał po nich jedynie chłód w jasnych oczach i niespokojne fale wywołane gwałtowniejszym ruchem ogona.
– Słyszałam o Viliarze. Nie był jednak najpopularniejszym z dostępnych bóstw. –Krótkie parsknięcie podążyło za słowami smoczycy, gdy faktycznie przypomniała sobie imię tego konkretnego boga. Ledwo, ale wciąż.
– Zgładzić – powtórzyła, nieznacznie otwierając pełen kłów pysk. Zdawało się że smakowała to słowo, ważyła je na języku. I była zadowolona z tego co czuła. – Zabić zapewne jednego z nielicznych uzdrowicieli w okolicy?
Podobny pomysł zdawał się ją bawić. Zgładzić – nie. Wykorzystać.
Woda, która zdążyła uspokoić się na tyle ile to było możliwe po jej poprzednim ruchu, teraz wzburzona została kolejnym odruchem granatowołuskiej. Krótki śmiech przypominał pełne kpiny szczeknięcie, a sama smoczyca potrząsnęła łbem, jak gdyby próbowała pozbyć się jakiegoś obrazu z myśli. To, że samcowi choć przez myśl przeszedł pomysł spłodzenia potomstwa wykorzystując jej nieprzytomność było czymś, czego się zdecydowanie nie spodziewała. Sprawiło jednak, że z większą ciekawością spojrzała na Ziemnego. Nawet jeśli ciągnęło go niebezpieczeństwo, nie sądziła by zdecydował się na tak bezmyślny krok. Bo nie skończyłby się on długim, szczęśliwym żywotem w towarzystwie gromadki dzieci.
Chociażby dlatego, że gdy znalazł ją ranną była zbyt młoda by złożyć jaja. Ale to już kwestia czysto techniczna, czyż nie?
– Oby twa wiara we wdzięczność większości nie sprawiła, że na twój łeb wykopią osobny dół. –Czy żart powinien być wypowiedziany tonem, który bardziej pasowałby do obietnicy? – U mnie jednak, przynajmniej tym razem – lodowe ślepia zamigotały z rozbawieniem – wdzięczności nie znajdziesz. Nie wierzę w to, że zużyłeś zebrane przez siebie zioła i wiedzę z dobroci serca na samotnika, a nie pobratymca.
Sam fakt, że Modrzewiowy Kolec widział ją omdlałą z powodu niewyobrażalnego bólu nie budził w niej specjalnie negatywnych emocji. Gdyby chciał ją zabić, to już by to zrobił. Miał szansę, którą postanowił zmarnować. Nie wiedział czy dostanie kolejną. A nawet jeśli, to co to zmieniało? Nie był to pierwszy raz gdy plamiła ziemię swoją krwią. Każdego przeciwnika darzyła dziwnego rodzaju szacunkiem który objawiał się tym, że nie liczyła na bezpieczne wyjście z potyczki cało. Jedną z ran które leczył Ziemny zdobyła, gdy zamiast bronić swego ciała pozbawiła ducha przeciwnika. Zwycięstwo albo śmierć – była to niemalże piękna myśl. A jeśli miałaby jako kaleka wylizać się samodzielnie ze swych obrażeń to wolałaby, by wężowy samiec widząc jej cielsko zadał ostatni cios.

: 02 wrz 2018, 1:18
autor: Dar Tdary
Nie przestawał nawet na moment obserwować jej ruchów. Nie interesowały go jednak w czysto fizyczny sposób bo kiedy trzeba było potrafił wyłączyć takie postrzeganie rzeczy. Z resztą rzadko kiedy mu się to zdarzało. Smoczyca intrygowała go w każdym pazurze swojego jestestwa. Spójrzcie tylko na przymglone ślepia i nieobecny pysk. Myślała o czymś kiedy to opowiadał o walkach. Błądziła myślami pewnie o miejscu z którego pochodziła, a może się mylił? Była młoda, nie było mowy o jakiejś pisklęcej miłości. Może stado, może wojownicy jej rodziny, ojciec, matka. Mógł tak strzelać przez długie minuty. Mały odcinek czasu bo nieskromnie stwierdzając, raczej prędzej by na coś trafił niż zgadywał w nieskończoność. Pychę jednak zachował dla siebie, nikt nie lubił takich smoków chociaż wszyscy tacy po części byli. Może to patrzenie w swoje odbicie, boleśnie szczere tak ich bodło.
Lód powrócił na swoje miejsce gdy odzyskała swój rezon. Machnął leniwie ogonem na boki żałując, że zamiast kity włosia nie ma na końcu płetwy. Słysząc jej parsknięcie uznał temat za zakończony. Nie chciał wgłębiać się w wiarę i smocze bóstwa bo to temat grząski. Jeszcze pytania zostałyby skierowane w jego kierunku (w co w sumie wątpił patrząc na samicę) i musiałby mówić jak to kocha, i szanuje bogów. Dobrze, że potrafił wtedy stłumić w sobie odruch wymiotny.
Hmm to ci dopiero ciekawa odpowiedź... i jak odbijesz takie słowa mądralo?
Wewnętrzna konwersacja zawsze przynosiła mu wiele przyjemności. W końcu nigdy nie powinno się odmawiać inteligentnej rozmowie, prawda? Nie miał wiele czasu bo przedłużające się milczenie mogło oznaczać jego zakłopotanie, a na takie coś pozwolić nie mógł. Parsknięcie śmiechem odpadało zwłaszcza przy tak nieokiełznanej samicy. Jeszcze by uznała to za obrazę bądź atak werbalny na swoją osobę i wbiła mu zęby w gardło. Lubił swoje gardło takie jakie było, a walczyć w wodzie na prawdę mu się nie chciało.
-Zabić uzdrowiciela Ziemi. Mądry plan i przyklasnąłbym ci gdybym tylko nie potrzebował teraz łap do pływania.
westchnął przymykając lekko ślepia. Nadal płynął sobie spokojnie do przodu rozbijając taflę swoim torsem. Ciesząc się chłodem i muskając powierzchnię wody swoimi wąsiskami. Nie wyglądała na kogoś kto zrobiłby to "ku chwale Wody i na pohybel"... odpuścił więc sobie polityczne pogadanki.
-Hm, w sumie zastanawiając się nad tym jest to całkiem niezły plan. Wtedy nie miałbym już nad tobą przewagi. Lubię myśl, że zazwyczaj trafiam na zwykłych szaraków którzy coś mi zawdzięczają. Gdybym był wojownikiem czy magiem też z chęcią zabiłbym kogoś kto mnie wyleczył. Ciekawy obrót wydarzeń nie uważasz? Różnica jest taka, że nie jesteś szarakiem więc i tak przewagi bym nad tobą nie miał. Czemu więc mnie chcesz zabić, a nie jakiegoś adepta?
W sumie przed śmiercią fajnie by było poznać powód swojego zgonu.

Oczywiście, że jeszcze nie żegnam się ze swoim życiem. Bądź co bądź nie jestem kurczakiem, a mimo odniesionych ran Ishtar nie wyglądała mu na pełnoprawnego maga. Maddara... energia życiowa, to mówi całkiem sporo jeśli dotyka się innego smoka. Energia jego siostry była potężna, energia Delirium była zdumiewająca zimna, chaotyczna i mroczna, energia Ishtar była w jego odczuciu rozkwitająca. Nie jak jakiś kwiatek na łące bo to byłoby krzywdzące określenie i dal kwiatu i dla smoczycy. Raczej jak gwiazda która właśnie się kurczy. Gdzie tu rozkwitanie? To już należało zostawić umysłowi Yishenga i nie wgłębiać się w to bardziej. W każdym razie czuł w niej potencjał magiczny, ale nie jego szczyt. Walka może i mogła skończyć się jego śmiercią, ale nie był to warunek konieczny.
Z tą myślą chyba nawet cieszył się, że nie słyszał myśli samicy. Szczęśliwa rodzinka i gromadka piskląt? Chyba za dobrze się nie znali...
Uśmiechnął się ukazując sporą część swoich zębów przez wystającą szablę.
-Osobny dół? Byłbym zaszczycony.
raczej nie przejął się tonem obracając słowa Ishtar w żart. Być tak ważnym, że nie wrzuciłoby się go do masowego kurhanu Ziemi? No proszę. Bezimienny dołek blisko roślin które tak ukochał. Nieco smutne, ale co mu tam.
Zaśmiał się, aż woda wokół niego zmarszczyła się znacznie, a wąsy zaczęły podrygiwać. Podobnego kawału już dawno nie usłyszał.
-Jak już mówiłem, nie jesteś szarakiem to po pierwsze. Po drugie nigdy nie zużyłbym ziół Ziemi na byle smoka którego wypchnęła na świat jakaś zdesperowana smoczyca z innego stada. Czemu? Obowiązuje mnie przysięga stada która w sumie nieco kłóci się z moją własną oraz z przysięgą Erycala... ech strasznie tego dużo jak chce się leczyć innych z "dobroci serca" nie uważasz?
Powiedzmy, że był ciekaw gdzie zajdzie. Każdy smok miał przed sobą przyszłość która mogła zmienić te stada. Weźmy takiego Szyszkowego Kolca. Desperat bardzo pragnący zostać alfą. Yisheng trzymał za niego kciuki jako jeden z nielicznych bo ciekawiło go gdzie to wszystko pójdzie.
-Uznaj więc wyleczenie cię za zaspokojenie mojej ciekawości i naukę na przyszłość. Wiesz... jeśli ocenię, że smok nie wygląda na takiego co by mi zwrócił dług, mógłbym mu na przykład usunąć jakąś kość. Taki mały prezent pożegnalny.
westchnął wzruszając ramionami. Nie zamierzał dzielić się z nią wszystkim co miał w głowie. Tego było stanowczo zbyt wiele, a istniała szansa że zirytowana smoczyca albo odejdzie albo go zabije. Po cóż więc było komplikować sobie i tak skomplikowaną już sytuację.

: 14 wrz 2018, 20:23
autor: Gorycz Losu
Ciężar spojrzenia Ziemnego, które śledziło każdy jej ruch, ciężko było zignorować. Nie potrafiła się jednak jeszcze zdecydować w jaki sposób chciała to odebrać. Irytacja spowodowana hałasem w trakcie zażywania kąpieli wodnej była niemalże niewyczuwalna – w końcu sama znalazła Modrzewiowego Kolca i zdecydowała się na podjęcie gry. Ale uczucia granatowołuskiej rzadko kiedy były całkowicie wytłumaczalne. Wiedziała też, że zainteresowanie samca w pewnym zakresie jej pochlebiało. Mógł ją zbyć, zignorować. Mimo wszystko był starszym od niej i lepiej wyszkolonym smokiem należącym do innego stada. Każde słowo mogło zdradzić coś, co Wodna w przyszłości wykorzysta. A to było pewne, niezależne od tego w jakich stosunkach rozejdą się do swoich Stad – albo raczej czy wszystkie kończyny będą na swoich miejscach. Ishtar uwielbiała zbierać informacje, nawet jeśli w tym celu musiała łgać lub udawać.
Długie, smukłe łapy mocniej uderzyły wodę gdy smoczyca wygięła ciało płynnym ale szybkim ruchem. Woda przykryła każdą łuskę gdy morska zanurzyła się nieco głębiej i odwróciła się pod wodą. Promienie słońca bez wysiłku przebiły się przez powierzchnię jeziora oświetlając nieco jaśniejsze łuski smoczycy, szczególnie te przechodzące nieznacznie w turkus na jej łapach. Miała wrażenie, że z wiekiem ciemniały – kto wie czy niedługo nie będzie jednolicie ciemnoniebieska. Trwało to jednak tylko chwilę, bo kolejny ruch szyi, łap i ogona sprawił że ponownie obróciła chude cielsko i wynurzyła grzbiet ponad wodę. Trwało to zaledwie kilka uderzeń serca, ale skutecznie ochłodziło nagrzane łuski.
Gdy otworzyła pysk aby się odezwać spomiędzy jej szczęk umknęły resztki wody – najwidoczniej znów otwierała go będąc pod powierzchnią. Wydała z siebie rozbawione prychnięcie, wypuszczając powietrze nosem.
– Choć chciałabym zobaczyć jak próbujesz, oszczędzę ci konieczności wyjścia na brzeg w tym celu – ja nie planuję twojej śmierci, Modrzewiowy Kolcu. A przynajmniej nie za to, że wyleczyłeś moje rany.Ostatnie zdanie wypowiedziane było w sposób drastycznie odcinający się od tego, jak powinien brzmieć głos normalnego smoka podczas względnie przyjaznej konwersacji. Była w nim nutka złośliwego rozbawienia, ale też ledwo wyczuwalna ekscytacja. Obietnica. Jak zemsta, która najlepiej smakuje na zimno. Nie wiedział kiedy, nie wiedział jak. Może nawet będzie to zabójstwo z litości starego, zmęczonego życiem smoka?
– Uzdrowiciele są użyteczni. Nie możesz zabijać jeśli jesteś martwy. – Granatowe wargi odsłoniły rząd kłów w rozbrajającym, zaczepnym uśmieszku. Nie zdarzyło się w końcu, żeby trup próbował zabrać Uzdrowicieli do grobu. O których Ishtar jeszcze nie wiedziała, że są wspólne – nawet jeśli nie doły, to upamiętniające inskrypcje.
– A więc zbiory ziół należą do Stad, ale uzdrowicielami można się wymieniać? – Lodowe ślepia zamigotały. Czyżby żart zabarwiony nutką kpiny? Pomimo przynależności do Ziemi Modrzewiowy Kolec mógł wyleczyć kogo chciał – wystarczy, że miał dostęp do ziół danej grupy. Byli niemalże dobrem wspólnym.
Co, zasadniczo, nie było głupie. W ten sposób udostępniali jedynie swe umiejętności i wiedzę, a nie musieli zużywać ziół na których znalezienie poświęcili wiele czasu. Dla umiejętności łatwiej było wyznaczyć cennik – w końcu czasem zioło można było znaleźć od razu, a czasem wymagało to długiej wędrówki. Natomiast czas poświęcony na składanie czyichś krwawych resztek bywał podobny. Dla swoich za szacunek, dla sojuszników za drobne mięso, dla niektórych kamień. Następnym razem dla Ishtar trochę więcej szyszek chmielu tak dla pewności.
Na moment rozłożyła skrzydła do połowy, opierając je niejako na powierzchni wody. Zapewne używała ich częściej niż większość morskich – nie miała takiej awersji do lądu jak Neptun, który sarkał na ziemię już kilka kroków za rzeką, nie unikała też aż tak lotu. Po prostu nie był to preferowany przez nią sposób na przemieszczanie się, szczególnie odkąd znajdowała się na terenach po których utkane były sieci rzek i jezior, często ze sobą połączonych w dogodny sposób. Chwilę później przycisnęła je ponownie do boków i mocniej kopnęła łapami, korzystając ze swej naturalnej przewagi by nieznacznie wyprzedzić Ziemnego. Panie przodem.
– Zatem dochodzimy do momentu, w którym to ty masz u mnie dług. Kleryk który ma okazję poćwiczyć na wykrwawiającym się cielsku i nawet mu się udaje – to z pewnością wzbudza zaufanie towarzyszy i dodaje prestiżu. – Wydawałoby się że zupełnie zignorowała perspektywę utraty kości, a zamiast tego zgrabnie, niemalże z radosną lekkością przeinaczyła słowa Ziemnego przeciwko niemu. Zaspokojenie ciekawości i nauka na przyszłość, czy to nie piękne?
Białe kły lśniły, dolne częściowo zanurzone w krystalicznie czystej wodzie, gdy na pysk Ishtar wstąpił podstępny – ale zabarwiony również całkiem szczerym rozbawieniem – uśmieszek.

: 17 wrz 2018, 2:36
autor: Dar Tdary
Obserwował bez najmniejszego skrępowania i szczerze mówiąc, mało interesowało go co każdy smok po kolei mógłby sobie przez to pomyśleć. Zapewne większość tych myśli byłaby tak przyziemnie płaska, że nawet lepiej iż Yisheng nie zaprzątał sobie nimi głowy. Miał lepsze rzeczy o których mógł kontemplować. Weźmy na przykład tę tu... grozi, łapie za słówka, przekręca słowa, a mimo tych wszystkich rzeczy właśnie pływa sobie brzuchem do góry. Pod wodą co prawda, ale zawsze. Ach to uczucie kiedy nikt nie odczuwa najmniejszego zagrożenia gdy w pobliżu znajdował się uzdrowiciel. Wężowy uśmiechnął się pod nosem odrywając od niej wzrok i wpatrując się w niebo. Nie trwało to jednak długo bo przymknął ślepia i zanurkował nagle. Długie ciało wygięło się i zniknęło pod taflą jeziora, wąsy po bokach jego pyska zafalowały podobnie jak i ogon. Był niżej od niej, widział jak otwiera paszczę i pozwala wodzie wpływać do pyska. On niestety nie miał tegoż komfortu. Czuł się co prawda jak ryba w wodzie, ale chyba bliżej było mu do powiedzmy fok czy delfinów niż faktycznego rekina. W końcu odziedziczył po ojcu geny wężowego, a one nie stroniły od jezior i rzek.
Okręcił się wokół własnej osi, podpłynął bliżej samicy i otarł swoim podbrzuszem o jej miększe łuski po czym znów popłynął nieco głębiej by w końcu wygiąć długie ciało kierując je ku powierzchni. Jeszcze nie zabrakło mu powietrza, ale rozmowy raczej pod wodą nie przeprowadzi.
Odetchnął z lubością i otrzepał granatową grzywę.
Uśmiech był szczerzy przez wystające po bokach szablasto wygięte zębiska.
-Strach się bać.
wyjątkowo mało rozbudowany komentarz jak na jego standardy. Niestety konwersacja dotycząca jego rychłej śmierci z łap innych smoków nieco go zaczęła nudzić. Ciężko wzbudzać respekt w świecie gdzie mięśnie i magia mają więcej do powiedzenia. On jednak nie zamierzał się spieszyć czy wybijać. Koniec końców oni zawsze płaszczyli się przed nim, nie na odwrót. Rozbudowane ego, to było coś!
-Pomyśl tylko gdyby jednak mogło być inaczej.
rzucił chłodniejszym głosem niż wcześniej, jakby odległym. Nie był złym, mrocznym smokiem który chciał zabijać niewiniątka do swoich krwawych eksperymentów. Miał inne plany które czasem powodowały, że nie mógł spać po nocach zajęty rozmyślaniami i badaniami.
Ocknął się z tego co powiedział i spojrzał na nią kątem oka.
-Wymieniać uzdrowicielami? To zależy. Słyszałem o przypadkach gdy odmawiali oni leczenia smoków innych stad. Dopóki mogę na was szlifować swoje umiejętności nie mam jednak nic przeciwko leczeniu Ognia czy Wody.
wzruszył barkami i dopiero teraz zauważył, że jakiś wodorost zwisa mu z poroża. Uroki pływania z rozbudowanymi rogami. Odnosił wrażenie, że smoczyca nie wiedziała chyba jeszcze o wszystkich niuansach Wolnych. Zadawanie pytań nie było złe, nic z tych rzeczy ale dawało mu coraz więcej informacji na jej temat. W połączeniu z chłodem ślepi i co chwila pojawiającą się kpiną? Wyglądało to troszkę jakby się z czymś ukrywała.
Słońce przyjemnie ogrzewało pysk i wystające z wody zielonkawe łuski pleców. Granatowe futro dość szybko wysychało układając się na boku wzdłuż kręgosłupa. Brakowało jedynie... tytoniu. Żucie go odprężało. Dość mało pociągająca myśl zwłaszcza gdy przed nosem ma się nieco wychudzoną samicę. Obserwował tył jej głowy, poruszający się nieznacznie na boki zad.
Parsknął śmiechem słysząc jej słowa i machnął łbem na bok.
-Dług u któregokolwiek z was?
Ta myśl była tak niedorzeczna, że nie potrafił o niej myśleć w innym sposób niż jak o żarcie. Zignorował więc komentarz wcale nie odczuwając, że jest coś komuś winien. Jeśli chodziło o wyrzuty sumienia, to samica źle trafiła.
Widząc jej połowiczne zanurzenie znów przymknął ślepia i zniknął pod wodą by przepłynąć tuż pod nią. Ich podbrzusza znów na moment zetknęłyby się ze sobą.
Nieco szalona, nieobliczalna, ale silna... racjonalnie myśląc mogłaby stanowić całkiem niezły materiał na posiadaczkę jaja z jego genami. Jednego, jeśli jakimś cudem i tego ostatniego by nie rozbiła bo widząc jej temperament mogłaby do tego doprowadzić.
Analityczne postrzeganie świata przez Yishenga dość mocno niszczyło wszelkie romantyczne posunięcia. Choć trzeba było przyznać, że nie była brzydką czy głupią smoczycą co stanowiło plus obecnej sytuacji.