Strona 21 z 33
: 19 lip 2019, 14:49
autor: Dar Tdary
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Dar również płynął Tsuri ale zdecydowanie wolniej i dalej za samicą. Nie byli świadomi swojej obecności więc chyba spotkanie rzeczywiście można było uznać za przypadkowe. On płynął, a Lothric biegł plażą wzdłuż rzeki. Jak bardzo żywiołak nie pragnął być zawsze blisko swego towarzysza, woda była już nieco nad wyrost. Samiec przymknął ślepia i relaksował się pchany przez nurt i ogrzewany przez Złotą Twarz. Czego miał więcej chcieć ponad to.
Muflon zatrzymał się pierwszy i zjeżył płomienną grzywę węsząc obce istoty. Informacja niemal od razu dotarła do Daru, ale ten otworzył jedynie leniwie ślepia. Wolne Stada miały to do siebie, że raczej nie trzeba było być w nich napiętym niczym struna... to smok i coś pachnącego wodą, nie drapieżniki czy obcy zza bariery. Ziewnął przeciągle i dał nura pod taflę rzeki. Lothric w tym czasie pierwszy wyszedł na powitanie samic. Przekrzywił łeb w bok. Był rosłym samcem muflona z imponującym porożem, a pełgające po jego plecach czerwone płomienie tylko powiększały jego sylwetkę. Niestety nawet mimo tych cech nie był w stanie równać się wzrostem z kelpie czy dorosłą, smoczą samicą. Stał i obserwował je z bezpiecznej odległości wiecznie ruchomymi poziomymi źrenicami przypominającymi kamienie pływające po jeziorach lawy.
Dar niedługo później wynurzył się z rzeki i zaczął gramolić cielsko na brzeg. Gdyby tylko jego kompan nie był tak ciekawski wobec obcych. Och czyżby to była jego córka? Świetnie... spotkanie rodzinne, gdyby wiedział nigdy by się nie wynurzał zostawiając Lothrica samemu sobie.
Zmarszczył brwi czując świeżą krew.
– Czemu Remedium jeszcze tego nie opatrzył?
zapytał prosto z mostu z ewidentnym niezadowoleniem rozbrzmiewającym w głosie. Czyżby jego uczeń się lenił? A jego syn? Delikatny obłok zimnego powietrza uleciał z nozdrzy samca.
Muflon nadal stał w bezpiecznej odległości. Rodzina jego towarzysza miała to do siebie, że strasznie lubiła polewać go wodą, a on wtedy... fizycznie i psychicznie cierpiał. Lepiej było nie ryzykować.
: 22 lip 2019, 15:56
autor: Sztorm
W tej formie stukot muflonich kopyt ostrzegł je jako pierwszy. A właściwie to ostrzegł kelpie, bo Sztorm uparcie próbowała sięgnąć rany na łopatce. Awantura zarżała głośno i ostrzegawczo na widok płonącego barana, ale nie bała się przeciwstawnego żywiołu. Nie kiedy blisko miała niebieskołuską olbrzymkę.
Stulecie obróciła się i natychmiast poznała to zwierzę. Urwisko... Rozejrzała się gwałtownie, jak użądlona przez pszczołę i oto był. Dar, jej ojciec, gramolący się z rzeki z uderzającym podobieństwem do jej Matki.
Słysząc tak dobrze znajomy karcący ton od razu poczuła się jak w domu. W końcu tylko w taki sposób mówiła do niej Kaskada. W jakiś chory sposób podświadomość automatycznie lokowała osoby z takim tonem pod kategorię "rodzic" i łatwiej akceptowała to, że ten smok, widziany po raz drugi w życiu, był tak naprawdę jej ojcem. Uciekła na bok wzrokiem i wbiła spojrzenie w muflona.
–
Najpierw trzeba trafić do jego groty... – wymamrotała, całkiem jednak wyraźnie. Z jej głosem ciężko było szeptać, czy też odzywać się i wciąż nie być słyszanym. Donośny baryton nadawał się dużo bardziej do ryczenia niż mówienia.
Klacz nieufnie przysunęła się do rzeki i stanęła na płyciźnie. Tak blisko swojego żywiołu czuła się dużo bezpieczniej. Nie znała tego smoka,
więc przygotowała się na najgorsze. W razie czego dobrze przymierzona kula kwasu powinna...
Sztorm skrzywiła się lekko i rzuciła kelpie wyjątkowo twarde spojrzenie, przerywając bezdyskusyjnie potok myśli.
Zostaw.
Od rzeki dobiegło tylko ciche prychnięcie niepewnego posłuszeństwa. Stulecie zaś trwała nieporuszona, z lekko opuszczonymi skrzydłami. Tam, na ramieniu prawego widać było źródło jej dyskomfortu.
1x lekka;
: 22 lip 2019, 17:19
autor: Dar Tdary
Lothric prychnął widząc zachowanie wodnego konia i uderzył racicą w ziemię. Nie pozwoli sobie na takie traktowanie przez jakiegoś młodszego paskudnego zwierza który w dodatku lubi wodę. Dar oczywiście był czym innym... lubił wodę, ale no to był jednak jego towarzysz. Wszystko inne co lubiło wodę było już złem! Uzdrowiciel nawet nie spojrzał na kompanów zwłaszcza, że wiedział doskonale na co patrzy i co czuje Lothric.
Sam cię za chwilę wrzucę do wody jeśli nie przestaniesz jej prowokować. Żadnych walk. Muflon zjeżył się, a mina jaka zaczęła malować się na jego pysku wyrażała "to nie sprawiedliwe!"... jednak jak każdy wiedział, żywiołaki i inni kompani głosu nie mieli. Poza jedną abominacją której Dar nie znosił z całego serca.
Nie obchodzi mnie kto zaczął.
Samiec w dalszym ciągu nawet nie wyglądał jakby prowadził konwersację z muflonem. Patrzył na lekko ranną wojowniczkę Wody. Ponoć swoją córkę... Kochana Kaskada, jak zwykle pilnowała by był dobrze poinformowany co do ilości piskląt.
– Rana nie wygląda na taką którą zdobyło się dziś. Tak daleko masz do uzdrowicieli?
westchnął ciężko jakby z rezygnacją. Smoki i ich dbanie o swoje zdrowie... na prawdę nie rozumieją, że zaniedbana rana powoduje paskudne, śmierdzące ropienie i to w najlepszym wypadku? Krótkowzroczni ignoranci.
– Podejdź bliżej i siadaj. Wyręczę Remedium ten jeden raz. Tylko bez marudzenia bo drugi raz oferować się nie będę.
warknął przez co podwójne szable po bokach pyska wydały się jeszcze dłuższe. Oczywiście iż mogła się nie zgodzić... Przecież nie zamierzał nikogo zadowalać na siłę, a po takich słowach większość smoków uniosłaby się honorem. Siedział czekając aż samica podejdzie do niego i pozwoli się zbadać po czym wyleczyć.
– Wszystkie moje pisklęta w Wodzie są tak mocno zaszczute przez Kaskadę, że braknie im języka w pysku?
zapytał się nagle podczas inspekcji skrzydła. Z dwojga złego Sztorm była silną, dorosłą samicą i wspaniale wyszkoloną do chronienia stada i swego leża. Czego nie dało się powiedzieć o Khrizuaenta której o mało co ostatnio nie utopił podczas lekcji.
– Hm Plantago lanceolata raczej spokojnie wystarczy.
burknął do siebie wyciągając z drobnego mieszka na szyi kilka liści babki lancetowatej. Taki mieszek pierwszej pomocy można było rzec. Później odbierze zioła od Remedium. W każdym razie najpierw przywołał wodę z rzeki skinięciem łba i obmył nią ranę trzymając za skrzydło Sztorm. Chłodna ciecz zmyła roztartą wcześniej przez samicę krew. Przycisnął nieznacznie brzegi przebitej łuski po czym puścił skrzydło i uniósł obmyte również liście babki. Zgniótł je teraz w łapach aż nie wypuściły z siebie dostatecznie dużej ilości leczniczych soków. Przyłożył opatrunki do ramienia skrzydła przysłaniając krwawiące miejsce. Przytrzymał też samą roślinę by mocniej przywarła do ciała. Osunął łapę nieco niżej na bark Sztorm i zaczął wpływać w nią swą maddarą. Magia drgnęła i najpierw zaatakowała resztki obcej mocy wiszącej w ranie. Chwila cichej walki i wkrótce nie pozostało nic ponad maddarę jego i jego córki. Teraz mógł skupić się na oczyszczeniu organizmu ze wszelkich bakterii które mogły się dostać doń przez ranę. Regeneracja tkanek mięśniowych, ścięgien, nerwów i żył była kolejna etapem. Powoli warstwa po warstwie zagłębienie uzupełniało się ciałem Sztorm, jej własnym tylko wspartym energią życiową Daru. Namnożone szybko komórki zapełniły ranę i wkrótce zostało tylko położyć na wierzch łuski. Muśnięcie impulsem czy ciało poczuło dotknięcie i gotowe. Dar zabrał łapę odstawiając ją na ziemie i pozostawiając jeszcze na chwilę opatrunek z babki.
Lothric z przyzwyczajenia z odległość teraz podesłał samcowi bańkę z wodą która uniosła się znad rzeki. Bańka wystarczyła by obmyć pozostałą po Sztorm krew z łap. Mimo strasznego zapachu mieszanek ziół unoszących się z ciała Daru, czystość była niezwykle ważna.
: 22 lip 2019, 21:13
autor: Sztorm
Sztorm przewróciła ślepiami i mruknęła, przekomarzając się:
– Bo nie zdobyłam jej dziś. – po czym zamilkła, rzucając nieco cieplejsze spojrzenie na T'dara i półgębkiem dodała – Dziękuję.
Dla niej pokazywał jedynie opiekuńczość, martwiąc się o rany i oferując pomoc. Daleka była od poczucia się urażoną i doceniała jego pomoc. Poddała się bez skargi czy skrzywienia, przyjmując każdy ruch jego łap beznamiętnie. Ból nie był dla niej nowiną, walczyła na Arenie od ósmego księżyca i chociaż była diablo dobra, czasem zdarzał się ktoś jeszcze lepszy. I wtedy takie zadrapanie, jak to na ramieniu, było najmniejszym z jej zmartwień...
Kelpie nie podobało się zachowanie muflona. Prychnęła ostrzegawczo i zaczerpnęła krótko maddary, a woda wokół niej zawirowała leniwie, zupełnie nienaturalnie dla nurtu. Klacz zmrużyła ślepia i z pod półprzymkniętych powiek mierzyła ognistego barana. Trwała tak, aż Lothric nie użył magii, by zaczerpnąć wody ze strumienia. Wtedy kelpie zaryła łapą po kamieniach płycizny, ale nie było to już kopyto. Klacz wyprostowała się na zadnich nogach do pozycji prawie pionowej i z wyższością obserwowała kompana Daru, stojąc na szerokich opazurzonych łapach. Była gotowa do walki i patrzyła na muflona wyzywająco.
Sztorm tymczasem milczała, by go nie rozpraszać, aż do momentu, gdy bańka z wodą pojawiła się nad jej skrzydłem i spłukała zioła. Obróciła wtedy łeb w kierunku szalejącej klaczy i wydała z siebie głośne warknięcie, pojedyncze i krótkie. Niskie jednak jak grom, echo poniosło się po wodze, a ptaki z drugiego brzegu zerwały się do lotu. Było w nim coś, co odruchowo wzbudzało dreszcze wzdłuż kręgosłupa. "Dosyć." mówił ten warkot wprost do mięśni, omijając uszy i nawet wolę. "Natychmiast." groził w uniwersalnym języku drapieżników. Awantura potulnie znowu opadła na cztery nogi i prychnęła pod nosem, zwieszając łeb na kwintę, pokonana.
Stulecie zaś obróciła się do Daru i przewróciła ślepiami, w geście przeprosin.
– Nie wszystkie. – odpowiedziała nieco późno, z sarkastycznym uśmieszkiem błąkającym się na pysku – Tylko te, które przeżyły.
Wyprostowała się i wypięła pierś, jakby będąc dumną, że zalicza się do tego grona. Bo tak, przeżyła z Matką, która wcale nie była w tym fakcie pomocna. Nie ustępowała pola nikomu, walczyła jak demon, a wciąż miała na tyle szerokie barki, by schować za nimi mogli się i Sztych, i Zatopiony, i nawet Szakal, jeśli będzie trzeba. Barki pokryte bliznami, chroniące ich wszystkich przed gniewem jej Matki. Ciekawe ile on właściwie o niej wiedział?
: 30 lip 2019, 14:25
autor: Dar Tdary
Milczał słysząc podziękowanie skupiając się na opatrywaniu ran. Zioła nie chciały coś z nim współpracować, a maddara? Do kroćset turzych odchodów czy te zwierzaki mogłyby się uspokoić. Lothric uderzał racicami o ziemię spoglądając na kelpie spod przymrużonych ślepi. Co to to nie! Nie da sobie pluć w pysk jakiejś ledwo odrośniętej od ziemi rzecznej padlinie! Już miał uformować pięknych rozmiarów magmowy bicz i strzelić nim w zad konia, kiedy Dar niemal rozdarł mu jaźń. Lothric zamarł w miejscu jakby ktoś oblał go wodą i spojrzał powoli w kierunku uzdrowiciela. Spojrzenia skrzyżowały się na moment, muflon siadł na zadku i niemal od razu spojrzał gdzieś w bok. Ostrzeżenie przed odcięciem się... nienawidził kiedy Dar rozluźniał ich więź. To bolało i zwiastowało samotność, a Lothric za bardzo go kochał by do tego dopuścić. Walka z kelpie nie była tego warta. Przymknął ślepia i czekał.
Dzięki chaosowi leczenie nie przebiegało za dobrze i w efekcie tylko pomógł ranie przy początkowej regeneracji. Resztę organizm będzie musiał naprawić sam. Za dwa księżyce nie powinno już boleć, ale ślad rzecz jasna będzie. Westchnął ciężko odsuwając łapę
– Więcej nie poradzę.
wzruszył barkami nie zwalając winy na nikogo otwarcie. Na tyle dumy jeszcze miał.
Podszedł do rzeki by obmyć w niej łapy kręcąc łbem.
– Śmiem wątpić. Niedawno poznałem Khrizuaenta, Kaskada wysłała ją do mnie ostrzegając, że jeśli jej niczego nie nauczę ona zdechnie. Cóż... niemal sam wyręczyłem twoją matkę. Młoda jest słaba i zachowuje się jak pisklę, a ma ponad dwadzieścia księżyców. Chcesz mi co o niej powiedzieć?
spojrzał za siebie by znaleźć wzrok Sztorm. Widział, że sobie doskonale radzi tylko się cieszyć. Lubił myśl, że pisklęta wyklute z krwi jego i Kaskady okazywały się być gwiazdami. Khriz była co najmniej ziemniakiem... na bogów oby się dziewczyna ogarnęła zanim Kaskada faktycznie ją pożre. Kanibalizm nie był w jego guście.
Po umyciu łap znów podszedł powolnym kołyszącym się krokiem do córki.
: 05 sie 2019, 20:07
autor: Sztorm
Obserwowała go uważnie z pod przymrużonych powiek. Kelpie spacyfikowana weszła głębiej w nurt i naburmuszona zniknęła pod powierzchnią rzeki. Jeśli Sztorm wplącze się w kłopoty, sama jest sobie winna i sama niech się z nich wyplątuje. Może i dobrze. Wojowniczka zignorowała przytyki i nie spuszczała wzroku z Daru... Z ojca?
Kaskada była chłodna, oziębła wręcz. Wymagająca, surowa, bezlitosna i wiecznie niezadowolona. Mała Inka musiała uczyć się życia na własną łapę, drogą trudów i znojów przyswajać wszystkie umiejętności, jakie posiadała. Wszystkie. Jedyną, którą nauczył ją przez całe życie ktoś inny, była walka. I ją pokochała najmocniej, bo pozwoliła jej zbliżyć się do innych, nawet jeśli tylko na wyciągnięcie pazura. Może wcale nie było jej pisane być wojowniczką, może miała w sobie zalążki idealnego łowcy lub czarodziejki. Kiedy jednak pierwszy raz w jej krótkim życiu jakiś dorosły spojrzał na nią dwa razy i poświęcił swój czas, żeby ją czegoś nauczyć – pokochała to natychmiast całym sercem. Na Arenie nie walczyła ze smokami, walczyła z samotnością. Zapraszała przeciwników do tańca, czując jakby każda wymiana ciosów zbliżała ich do siebie. Ale musiała być dobra, by chcieli walczyć. Póki była górą, chcieli ją mieć blisko. Póki była zwycięska, nie mogli jej odtrącić.
W całym tym chaosie gdzieś w podświadomości rodził się obraz Ojca. Iluzja zastępował go najlepiej jak umiał, ale nie mógł równać się imaginacji, którą Sztorm od małego tworzyła we własnej głowie. Samca równoważącego negatywny wpływ Kaskady, będącego dopełnieniem jej Matki. Ojca, który może nie wie o niej, a może myśli, że jest jak Matka? Ale takiego, który w końcu będzie z niej dumny. Takiego, który poświęci jej więcej, niż przelotne spojrzenie przy wydawaniu rozkazów.
Kiedy słyszała jego słowa, bezlitośnie wypowiedziane o własnej córce, jej serce skuł lód.
Był taki sam jak Ona. Liczyła się siła, nie serce. Efekty, nie starania. "Prawie ją wyręczyłem.." Próbowała wyobrazić sobie łagodnego wojownika Iluzję, który stwierdza, że Menti to słabe pisklę i skręca mu kark. Zadrżała lekko, niezauważalnie, a jej serce rozdarło się na kawałki.
– Jest nieśmiała i zamknięta w sobie. Zmotywowana błyskawicznie przyswoiła podstawy walki, którą miałam przyjemność ją uczyć. – spokojny baryton poniósł się nad wodą. Nie miała nic do dodania. Wstała. Czuła się zbrukana, z trudem powstrzymywała skrzywienie pyska w obrzydzeniu. Pasowali do siebie, byli identyczni! Ale Kaskada była chociaż szczera. A on.. Księżyc za księżycem pozwalał jej wić wyobrażenia, by teraz zmiażdżyć je bez litości. Odwróciła wzrok i ruszyła równym krokiem ku rzecze.
– Dziękuję. Za leczenie. I szczerość. – rzuciła na odchodne, w końcu nie była źle wychowana. Czuła jednak, jak coś się w niej zamyka. Nie chciała być częścią tej przeklętej rodziny. Założą z Dymkiem własną i pies chędożył i Dara, i Kaskadę!
: 03 wrz 2019, 21:32
autor: Fenomenalna Flądra
Tradycyjna zawędrowała daleko poszukując odpowiedniego miejsca, gdzie akurat nikt nie drzemał zajmując miejsce. Niby mogła takiego śpiocha pogonić do groty, ale to byłoby trochę dziwne. Na szczęście trafiła na Ustronie. Dużo przestrzeni, raczej nikogo w pobliżu nie było. Ryknęła w niebo, a wiadomością mentalną powiadomiła Uśmiech Szydercy, że to ona wołała. Podała dokładne miejsce. Czy przybędzie? Czas pokaże. Adeptka usiadła sobie na kamykach. Łapki maczała w chłodnej wodzie, a płetwy ruszały się delikatnie w rytm oddechu. Poza tym nie ruszała niczym, pół-nieruchomo patrzyła w toń wody. Byłą cierpliwą rybką, mogła poczekać.
Przybyli z nią również Barus, ale mało zainteresowani klapnęli w wodzie niedaleko ciekawi co się będzie działo. Bardzo, ale to bardzo nie lubili zostawać sami. Silus i Urus obserwowali Chromę podczas gdy reszta skubała się zaczepnie między sobą.
: 03 wrz 2019, 22:07
autor: Uśmiech Szydercy
Słysząc ryk i czując impuls od ziemnej adeptki, Szyderca wychylił się ze swej pieczary z ulgą, ta bowiem była wypełniona pisklakami.
Chwilę zajęło mu, zanim doleciał na miejsce. Był dość ciężki. Latał dzięki sile mięśni, ale nie był szybki. Nie lądował też z gracją, raczej jak spadający z nieba meteor, dlatego łupnął ciężko w ziemię, zagłębiając weń szpony i wzniecając tumany kurzu.
Potrząsnął łbem, aż strzeliło mu głośno w karku i wypuścił czarny dym z nozdrzy. Jego gardziel zawibrowała, gdy skierował wzrok na Chromę.
– Hrhnn... Wzywałaś.
: 04 wrz 2019, 8:19
autor: Fenomenalna Flądra
Hydra widząc lądującego, innego smoka delikatnie uniosła się na łapach z cichym powarkiwaniem. Silus jako jedyny warczał po prostu na resztę, a Bern nie był pewien, czy ryczeć powinien toteż ustawił się najniżej ze wszystkich. Jednak widząc i czując spokój Chromy, wszystkie w końcu ponownie ciężko klapnęły w rzeczce i obserwowały jedynie, co się działo.
Adeptka zaś ukłoniła się widocznie, ale nie przesadnie przed przywódcą. Swojemu ojcu raczej nie musiała tego robić, ale przed resztą przywódcą wolała pokazać więcej takiego oficjalnego szacunku.
– Kheldar z tego co pamiętam? – Przekrzywiła łeb delikatnie – Nazywam się Chroma i jako, że nasze stada są w sojuszu chciałabym cię poprosić o naukę atakowania. Może i uczę się na łowcę, ale wydaje mi się, że moje cięcia są trochę... mało precyzyjne, czasem nie trafiam tam gdzie planowałam. – Krótka przerwa na oddech – Dlatego pomyślałam, że może najlepszy wojownik Wolnych mógłby mi pomóc z nauką. – Mimo komplementu w jego stronę, ani nie uśmiechnęła się przyjemnie, jedynie wbiła delikatnie szpony między kamyczki pokrywające dno rzeki. Jej ślepia pozostawały szeroko otwarte, a pysk raczej... nieprzyjemny.
// Dla przypomnienia – onli Atak proszę ;x
: 22 wrz 2019, 13:35
autor: Spuścizna Krwi
Kolejne drzewo do zasadzenia. Rakta naprawdę miała tego dość. To było tak nudne zajecie, na dodatek zupełnie nie w jej naturze, że chyba wolałaby walczyć ze stadem bazyliszków niż robić to po raz kolejny. Ale nie, musiała, bo ktoś uznał, że spalenie lasu to zbrodnia. Kompletna bzdura. Niechętnie po raz kolejny zaczęła grzebać w ziemi, kopiąc dołek. Co ona pies jakiś? Pogłębiała go, aż uznała, ze jest wystarczająco głęboki, ale też nie za głęboki. Zasadziła w nim szyszkę, wyjętą z sakiewki na szyi, zagrzebując ja wraz z dołkiem odrzucona wcześniej glebą. przy pomocy magii stworzyła trochę wody, która podlała zasadzone nasionko. Ech, przecież ne będzie stała i czekała, aż coś z niego wyrośnie. Zacisnęła kły, tłumiąc przekleństwa cisnące się jej na język i odleciała, zanim postanowiła, że jednak zadepcze posadzoną szyszkę.
: 22 wrz 2019, 21:41
autor: Uśmiech Szydercy
Chroma z pewnością wiedziała, jak zaskarbić sobie uwagę Szydercy. Ten nie lubił lizusów, ale i tak poczuł się miło połechtany. Zamruczał gardłowo.
– Mój styl walki nie jest zbyt precyzyjny, więc nie wiem, czy dobrze trafiłaś... ale postaram się nauczyć cię czegoś przydatnego – wymruczał gardłowo.
– Sprawdźmy cię. Uderz ogniem, lodem, czy cokolwiek potrafisz w sam środek – stwierdził, odwracając się, by spojrzeć w dal. Po chwili pojawiła się przed nimi stworzona z maddary kamienna tarcza z zaznaczonym pośrodku czerwonym punktem. – Skup się i wyceluj.
: 23 wrz 2019, 13:45
autor: Fenomenalna Flądra
Skinęła głową potakująco. Czas się wykazać. Znała co najwyżej podstawy podstaw, ale miała nadzieję, że po tej nauce się to zmieni. Przyjęła pozycję gotowości rozstawiając i nieco uginając łapy. Uniosła ogon obniżając tym samym delikatnie łeb, coby z resztą ciała tworzył delikatnie zagiętą, ale linię prostą. Skrzydełka przycisnęła do boków. Nie za mocno, coby nie krępowały jej ruchów, ale i nie za luźno, by nie rozłożyły się w trakcie ataku.
Następnie ruszyła przed siebie, jakby szarżując na kamień, ale w rzeczywistości wszystko tylko po to, by tuż przed ścianą wbić się szponami w ziemię. Przeniosła środek ciężkości na zad i trzymając się przednimi łapami w ziemi wypchnęła go wraz z ogonem rozpędzonego dalej do przodu. Chciała w ten sposób przywalić mocno swoim ogonem w kropkę, albo przynajmniej jak najbliżej niej. Wiedziała, że to nie był styl walki, który przyda jej się na polowaniach, ale do wyjątkowych sytuacji również ten musiała przećwiczyć. Po wykonanym ataku wylądowała miękko tylnymi łapami na ziemi, tyłem do ściany. Obróciła się uniżając zastanawiająco ługi brwiowe, ciekawa, czy udało jej się trafić chociaż blisko swojego celu. Poprawiła również się w miejscu, aby stać ponownie bardziej przodem niż tyłem do ściany. Gdyby to był smoczy przeciwnik, a nie zwykły trening to stanie do niego zadem mogłoby skończyć się... nieciekawie.
: 26 wrz 2019, 2:22
autor: Uśmiech Szydercy
Kheldar obserwował atak smoczycy z zaciekawieniem... i nutą zdziwienia. Uniósł kolczaste łuki brwiowe.
Z pewnością nie tego się spodziewał. Dopiero wtedy zorientował się, że smoczyca jest z morskiego gatunku, zatem nie może niczym ziać. Ale mimo to i tak poradziła sobie z zadaniem.
– Atak był dobry. Ale jego zakończenie nie – stwierdził. – Nigdy nie stawaj tyłem do przeciwnika. Zawsze miej go przed oczyma, nigdy nie spuszczaj zeń wzroku – pouczył. Sapnął, wypuszczając z nozdrzy dym.
– W porządku. Masz potencjał. Teraz zaatakuj mnie. Pokaż swój najsilniejszy atak – polecił, uginając lekko łapy do obrony. Jego kolczasty ogon uniósł się nieznacznie.
: 26 wrz 2019, 22:34
autor: Fenomenalna Flądra
Najsilniejszy? Teoretycznie najsilniejsze były te w delikatne miejsca, ale przecież nie będzie celowała w niego tak, jakby chciała go zabić. Znaczy no niby był silny i znał się na walce lepiej niż większość smoków. No, był jednym z najlepszych wojowników. A jednak nie chciała ryzykować. Los miał to do siebie, że lubił kombinować i może się okazać, że on się potknie, a ona poharata mu szyję. No i do tego jakby to wyglądało? Atakować przywódcę innego stada, jakby chciała go zabić.
Postanowiła pokombinować z atakiem, który wypróbowała już w walce. Bardzo go lubiła, był dość widowiskowy, ale i nawet udało jej sie go trafić! A to było bardzo ważne!
Chromka przemieściła się po okręgu, domyślając się jednak, że Kheldar będzie odwracał sie do niej cały czas przodem. Musiała wypróbować ze skakaniem. Najpierw odbiła się od ziemi, aby wylądować przy jego prawym boku, ale już po wylądowaniu ponownie ugięła łapy, tym razem wybijając się w górę. Spojrzała się na swój cel – plecy samca. Łuskowate, nawet bardzo, pełne kolców, ale były bezpiecznym celem, gdzie nie zabije go w razie, gdyby trafiła. Wychyliła się do przodu, coby wylądować na plecach samca, z jego kolcami między przednią, a tylną parą łap. Miała zamiar wbić swoje pazury w jego ciało, tuż nad błoną, a następnie odbić się tylnymi łapami od jego ciała, ciągnąc pazurami po jego grzbiecie, aż do kolców. Powstałaby tak głęboka rana, może nawet sięgająca do kręgosłupa, krwawiąca i utrudniająca ruchy. Jednak na pewno nie groźna dla życia! Uzdrowiciel na pewno dał by radę to załatać!
Następnie wyjęcie pazurków. Odbicie się łapami powinno wystarczyć, by wylądować na ziemi, a nie jego skrzydle. Skakała w ten sposób co prawda do tyłu, a nie lubiła bardzo nie widzieć, gdzie leci. Ugięła łapy, aby miękko wylądować na ziemi, przodem do wojownika.
: 31 paź 2019, 17:10
autor: Nieśmiertelna Dusza
Mgła kłębami wylewała się od Kurhanów... Opadała nad Zimne Jezioro, a wraz z nią kroczyła dumnie fioletowołuska smoczyca. Każdy jej ruch był pełen elegancji, łeb trzymany wysoko na idealnie prostej, łabędziej szyi. Skrzydła nienagannie złożone, pierś wypięta – Pani na włościach, omiatająca bladym, wypłowiałym spojrzeniem okolicę.
Była częściowo przejrzysta i jakby lekko niewyraźna. Doszła do jeziora i zatrzymała się. Wyciągnęła łapę i powoli zanurzyła ją w wodzie, a następnie wyciągnęła. Toń pozostała niezmącona, a łapa nie miała na sobie nawet śladu wilgoci. Zaintrygowana Nieśmiertelna dotknęła jej ponownie, skupiając się intensywnie. Wydawało się, że kiedy wynurzała ostatni szpon, woda leciutko zafalowała. Kosztowało ją to jednak sporo wysiłku.
– Interesujące. – zamruczała do siebie, z lekkim uśmieszkiem.
: 31 paź 2019, 17:52
autor: Kuszenie Diabła
Drugim brzegiem ustronia przechadzała się inna smoczyca, potężniejsza i długołapa, zdecydowanie bardziej kolczasta i pełna ostrych krawędzi, ale poruszająca się z podobną gracją, co była Przywódczyni Ognia. Jej chód był lekki, cichy, jakby wygłuszany przez silne drgania maddary otaczające jej zgrabne, białołuskie ciało. Długi ogon kołysał się z tyłu wraz z ruchami jej bioder, kiedy łagodnym łukiem obchodziła taflę wody, nie zbliżając się do niej zbyt blisko. Wilgoć nigdy nie była jej sprzymierzeńcem.
Ostatnio wydarzyło się dużo, dopiero co wracała z patrolu nowych granic i rozmyślnie ominęła Obóz, nie chcąc jeszcze mierzyć się z mnogością smoków, których towarzystwo zazwyczaj bardzo lubiła. Wróciła na tereny wspólne, na których nawykła przebywać podczas ich przymusowego pobytu w Ziemi, zapominając już niemal jak wiele smoków wtedy poznała i o jak wielu już nigdy więcej nie usłyszała. Przez następne księżyce po odzyskaniu terenów zamknęła się na świat zewnętrzny, co nie było złe, ale... nie było też do końca dobre. Z pewnością niepodobne do jej dawnej ja.
Nie umknęła jej uwadze mgła, która niespodzianie zaczęła wlewać się nad Zimne Jezioro, opadając ciężkimi kłębami na lśniącą taflę wody. Białe ślepia zafiksowały się na obrysie fioletowołuskiej smoczycy, kroczącej tak, jakby cały świat należał właśnie do niej.
Zmrużyła ślepia, czując jak kąciki jej ust wędrują w górę, w nieco prześmiewczym uśmiechu. Nie przypominała sobie, aby widziała ją kiedykolwiek wcześniej.
– Interesujące. – Dźwięczny głos przerwał gęstą, dziwną ciszę panującą w tym miejscu. Diablica zatrzymała się skok przed nieznajomą, chyląc łeb na bok w ptasiej manierze. Zauważyła mętną, prześwitującą łuskę i próbowała domyślić się, jaki tym razem dziw zesłało jej przeznaczenie. Po chwili oderwała od niej wzrok, zawieszając go na podobnie bladym spojrzeniu Nieśmiertelnej. – Na imię mi Kuszenie Diabła. Niewyraźnie wyglądasz.
Odsłoniła czarne kły w uśmiechu, opierając się silnemu zrywowi wieczornego wiatru. Tafla srebrzystej wody poruszyła się, matowiejąc i ciemniejąc, kiedy kolejne kłęby mgły przysłaniały księżyc.
: 31 paź 2019, 18:26
autor: Nieśmiertelna Dusza
Widząc nadchodzącą smoczycę, wbiła w nią spojrzenie bladych ślepi. Był w wypłowiało trupim kolorze, prawie białe, ale z nutą niezdrowego błękitu, jakby sine. Kuszenie nie mogła tego wiedzieć, ale nie był to efekt śmierci – Nieśmiertelna identycznym spojrzeniem wbijała w ziemię nieposłusznych Ognistych wiele księżyców temu. A teraz ten palący, wiercący dziurę w czaszce wzrok spoczął na pysku Diabła.
– Nieśmiertelna Dusza... Dawniej Nieśmiertelny Ogień, kiedy jeszcze kroczyłam wśród żywych. – skinęła jej uprzejmie łbem i mówiła powoli, jakby układając słowa w odpowiednie miejsca. Jednocześnie wzrokiem badając rozmówczynię. Czarne zębiska, nowość. Cała kolczasta, ale widziała wiele podobnych smoków za swoich czasów. Za to jednolicie białe ślepia były... Hmm, intrygujące. – Wybacz, za mój nieco przejrzysty wizerunek... Hmmm, teraz lepiej? – samica zmrużyła ślepia skupiając się przez chwilę, w podobny sposób jak przy wodzie. Jej postać nabrała nieco ostrości, kontury wyraźnie się odznaczały, a chociaż nie wyzbyła się całkiem przejrzystości, to na pewno stała się dużo bardziej "materialna" – Nie nawykłam. Będzie ponad dwieście księżyców od kiedy przechadzałam się nad Zimnym Jeziorem.
Posłała jej lekko sarkastyczny uśmieszek i usiadła na zadzie, w perfekcyjnej pozie damy. Ogon dystyngowanie owinął przednie łapy, skrzydła poprawiły się w nienaganną pozycję na grzbiecie, a łabędzia szyja wyciągnęła pionowo, tworząc z pyskiem idealny kąt prosty. Całe to ułożenie ciała, choć wyglądało potwornie sztywnie i niewygodnie, jednocześnie było w bardzo oczywisty sposób absolutnie naturalne dla Nieśmiertelnej. Siedziała jak posąg, z arystokratyczną godnością.
: 31 paź 2019, 23:51
autor: Kuszenie Diabła
Kuszenie odpowiedziała na świdrujące spojrzenie swoim własnym, przyozdabiając pysk delikatnym uśmiechem. Nawet jeśli zdziwiła ją obecność zjawy, nie pokazywała tego po sobie, przyjmując to jako kolejny fakt i działając raczej impulsywnie. Była Przywódczyni Ognia nie wydawała się wrogo nastawiona, czemu więc miałaby nie uciąć sobie pogawędki? Nawet jeśli ostatecznie wydałoby się, że rozmawia sama ze sobą.
Poruszyła się lekko, zgrabnym ruchem siadając na przeciwko, w tym samym czasie owijając długi ogon wokół łap. Skwitowała to cichym parsknięciem przez nos, powracając wzrokiem na pysk drugiej Czarodziejki. Nigdy dotąd nie spotkała kogoś, kto wydawał jej się choć trochę podobny do niej samej. Całe szczęście, że już nie żyła, jej ego mogłoby nie wytrzymać.
Obserwowała przez chwilę, jak ta w jakiś sposób nadaje swoim łuskom blasku i rzeczywistości, wyglądając już niemal jak żywa smoczyca.
– A więc była przywódczyni Ognia. Co cię sprowadza na ten padół łez? – Śmiech wciąż tańczył na pysku Kuszenia, nie wybrzmiał jednak. Może nawet przyjęła już do świadomości, że w tą jedną noc oszalała? Zacznie się martwić, gdy zjawy zaczną pokazywać się jej na co dzień. Skoro jednak mogła spotkać tu Bogów, czemu też nie umarłych? Wieczór wydawał się na to odpowiedni. – I gdzie byłaś przez ten czas, jeśli można spytać? – Ton smoczycy był chłodny, ale uprzejmy, pasujący do kamiennej, niewzruszonej sylwetki.
Mgła podnosiła się znad wody, muskając ich łapy, opływając jej własne, ale przenikając przez te fioletowe. Dwieście księżyców stanowiło niemal dwa, długie smocze żywota. Nikt z żyjących nie znałby Nieśmiertelnego Ognia osobiście. Mogła tylko wyobrażać sobie, jak musiał czuć się smok powracający do świata żywych po tak długim czasie. Czy coś się zmieniło? Na gorsze, lepsze? Sama znała Wolne Stada krócej, niż większość smoków w jej wieku.
Nie pytała o nic więcej, przynajmniej jeszcze nie. Niewiele mogła powiedzieć o Ogniu, nie był on jednak stadem zwracającym na siebie uwagę. Czy za czasów fioletowołuskiej było inaczej?
: 03 lis 2019, 3:45
autor: Zew Płomieni
Zew nie do końca był pewien co przymusiło go do tego spaceru. Może dziwne przeczucie, że część jego wyrywa się wręcz by zobaczyć tereny wspólne? Albo może część jego już tam była? Znalazł się w końcu i tutaj, w okolicach Zimnego Jeziora. Nigdy specjalnie nie przepadał za tą okolicą, a teraz z wielkim zapałem przemierzał te tereny.
Mgła zdobiącą taflę jeziora była dla niego niezwykle pięknym zjawiskiem. Skrywała w sobie prawdę o naturze wody osłaniając ją mlecznym kożuchem. Nie przeszkodziło mu to jednak w dostrzeżeniu ciut znajomej sylwetki. Przez łeb przeszło mu zwyczajowe "a co mi tam" i już po chwili kierował swe kroki w kierunku samicy Plagi. Dostrzegł przy niej drugiego smoka. O niezwykłych barwach i nieznajomym pysku. Chwilę tak się przyglądał starając się przywołać w pamięci moment gdy widział drugą z samic. Niestety nic do łba mu nie przyszło. Skoro jednak już tu jest może warto się dowiedzieć?
Stworzył mała, błyszczącą na niebiesko kulkę, która wraz z delikatnymi drganiami miała emitować jego głos. Zawsze lepsze to niż wypraszanie się komuś do łba.
~ Nie sądziłem, że wieczorne spacery są aż tak popularnym zajęciem.~ Głos samca był tak jak zwykle nacechowany spokojem. Jego ślepia natomiast spoczęły na fioletowej samicy, która najwidoczniej nie była do końca tym co do tej pory Zew myślał. Co najmniej ciekawe.
: 03 lis 2019, 13:12
autor: Nieśmiertelna Dusza
Nieśmiertelna zmrużyła lekko ślepia, zmniejszając natężenie wzroku skupionego na Diablicy. Posłała jej nawet lekki uśmiech. Smoczyca miała grację i lekkość obycia, której daleko było od lekkości obyczajów. Kulturalne zachowanie wydawało się przychodzić jej z łatwością i ktoś taki jak dawna Przywódczyni Ognia potrafił to nie tylko dostrzec, ale też docenić.
– Brama otwarła się na moment... Wyrwałam się więc z objęć Szerszenia i Strapionego, dwóch braci i dwójki moich samców, by zajrzeć po tych obrotach, jak się ma moje Stado. Nie należysz do niego, prawda? – posłała jej jeden ze swoich rzadkich, cieplejszych uśmiechów – Szkoda. Jest w Tobie pewna dzikość serca, trzymana w ryzach żelaznej woli. Przypomina mi płomień mojego życia, obudowany paleniskiem obowiązków. Dbaj o oba, przydadzą Ci się, kiedy będziesz przewodzić swojemu Stadu.
Było to dla niej oczywiste, że ta samica daleko zajdzie. Zdziwiłaby się, gdyby było inaczej. Powiedziała to więc, jak prawdę, a może przepowiednię? Tak czy inaczej zdążyła dokończyć słowa, zanim podszedł do nich obcy samiec. Brakowało mu dolnej szczęki, chociaż rana była opatrzona fachowo i całkiem zagojona. Nie umniejszało to jednak makabry tego widoku. Kiedy zawisła między nimi kula i przemówiła męskim głosem, Nieśmiertelna spojrzała na nią z pożądliwą tęsknotą, mając w ślepiach taki wyraz, że co wrażliwsi odwróciliby by wzrok, zawstydzeni.
– Maddara... Rzecz, której brakuje mi najbardziej. – zamruczała, wzdychając i przeniosła spojrzenie na samca – Dołączając do dyskusji obcych wypadałoby się przedstawić.
Miała w tonie lekką naganę, jak matka strofująca pisklę.
: 03 lis 2019, 21:47
autor: Kuszenie Diabła
Ledwie widoczne, jakby zakryte bielmem źrenice zwęziły się lekko, gdy usłyszała słowa Nieśmiertelnej. W jej rodzimych stronach klany były niewielkie, co w większości przypadków skutkowało dobieraniem się par w obrębie własnych rodzin. Tutaj było to rzadsze.
Na uśmiech odpowiedziała uśmiechem, już nie tylko chłodno uprzejmym, ale nacechowanym nutą sympatii. Ach, jakaż to ironia losu, kiedy w końcu natrafiła na rozmówcę, któremu mogła z przyjemnością poświęcić swój czas, a okazywał się on być zjawą, martwą od setek księżyców, mogącą lada chwila zostać wciągniętą z powrotem w okowy wieczności. Skłoniła płytko łeb, w podzięce, lewą stronę poroża kierując nieco ku dołowi. Długie kolce zdobiące jej kark zaklekotały cichutko, głucho, kontrastując z cichym szumem jeziora. Musiała przyznać, że jej interpretacja była trafna, ale też Diablica nigdy nie potrafiła czy też nie próbowała do końca skryć dwoistości swojej osobowości.
– To dobra rada. – Białe wargi uniosły się, odsłaniając czarne zębiska w uśmiechu. Czasem, pomimo całej żelaznej woli na świecie, zwierzęca strona bywała silniejsza. – Czas pokaże czy i reszta słów jest trafiona.
Poruszyła się lekko, mierząc fioletowołuską uważnym spojrzeniem. Nie zdarzyło jej się czuć takiego zainteresowania smokiem z innego stada. Czy miał na to wpływ fakt, że była zjawą?
– Jaki był Twój Ogień? – Pytanie zawisło w wilgotnym, zimnym powietrzu, przerwane przez trzask smoczych kroków, błysk maddary, który został wyprzedzony przez jej wibracje, wciskające się pod łuski Frar.
Zwróciła łeb w tamtą stronę, uśmiechając się mimowolnie. Co za zbieg okoliczności! Zastępca Ognia we własnej osobie, tylko lub aż tyle zapamiętała białołuska z ich spotkania w wąwozie, dobre kilkanaście księżyców temu. Czy był teraz kimś innym? Z pewnością zmienił się od tamtego czasu, był lżejszy o połowę pyska. Groteskowy widok, ale zdaje się, że radził sobie z tym doskonale.
Nie odezwała się, skłaniając łeb lekko w bok, jakby po słowach Nieśmiertelnej oczekując odzewu, który powinien zacząć się od niego.