Strona 21 z 23
Źródło rzeki
: 26 mar 2024, 10:43
autor: Nieśmiertelne Pragnienia
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Pozwolił sobie na przymknięcie ślepi, gdy przyjemne ciepło powoli rozluźniało mięśnie i ogrzewało łapy. Nie żeby był typowym zmarzluchem, ale wygrzać się mimo wszystko lubił. Czy to na słońcu, czy jak teraz w wodzie. Nie spał oczywiście, w końcu wtedy maddara rozwiała by się, a woda na nowo stała przenikliwie zimna.
Stan ten zmienił się dopiero, gdy nie był już sam. Zerknął na przybyłego i o ile wylazł bardziej zza krzewów, zmierzył wzrokiem.
– Jest coś takiego, jak madara. Powinieneś ją tu wyczuć. – Stwierdził coś oczywistego. Nie wrócił jednak do stanu, w którym czuł się komfortowo, mając pod nosem obcego.
Pryzmatyczny Kolec
Źródło rzeki
: 30 mar 2024, 0:33
autor: Pryzmatyczny Kolec
....jego stwierdzenie mnie lekko uraziło i posłałem u w zamian krzywy uśmiech.
– Mam z tym problem. Sam przez niestabilne źródło, emituję maddarę i cudzą jest mi ciężej wyczuć jeśli nie nosi znamion głodu krwi. – zrobiłem pół kroku w przód, nie chcąc gadać do niego przez chaszcze. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam... Jeśli tak to powiedz, a pójdę w swoją stronę... – naprawdę nie lubiłem narzucać się innym smokom. Po prostu wolę spytać się niż być tym którego uważają za niewychowanego. Owinąłem ogon wokół łap i spojrzałem ponownie na starszego smoka – Jak Cię zwą? Mnie Pryzmatyczny kolec... – zagaiłem. Siedzenie w milczeniu było niezbyt miłe i mocno niezręczne
Nieśmiertelne Pragnienia
Źródło rzeki
: 30 mar 2024, 21:48
autor: Nieśmiertelne Pragnienia
Jeszcze zanim otworzył pysk, mógł snuć domysły, co owy uśmiech oznaczał. Tym razem nie zgadł, do tego usłyszał durnotę jakich mało, a żył już trochę i niejednego miał okazję się nasłuchać. Chociaż, mogło być ciekawie.
– To, że twoje źródło da Ci czasami po mordzie, niczym na to nie wpływa. – Najlepszym potrafiło się to zdarzać, a jednak potrafili wyłapać kiedy ktoś w ich okolicy, korzystał z maddary.
Pozostała jeszcze jedna kwestia.
– Nie nosi znamion głodu krwi? – Powtórzył za nim, zastanawiając czy ma na myśli kanibalizm, czy to jakieś pokrętne określenie na coś innego.
– Jeśli myślisz, że wyczujesz magię kanibala, to jesteś w dużym błędzie. Póki sam nie rzuci się na kogoś lub nie zrobi sobie krzywdy, nie zauważysz różnicy. – Wyjaśnił lekko znudzony takim tematem.
Przebiegł spojrzeniem po okolicy, gdzieś tu musiała być tabliczka, z podpisaniem tego kawałka ziemi. A nie, nie było.
– Jesteś na terenach wspólnych, możesz być gdzie chcesz i kiedy chcesz. – Tak więc, jego obecność była mu obojętna. Chociaż, w takich chwilach brakowało mu starej grotu i zejścia do podziemnego jeziorka.
Na koniec mógł tylko dorzucić.
– Nieśmiertelne Pragnienia. – Wyraz jego pyska praktycznie się nie zmieniał. Całkowicie naturalny, właściwie to mało co wyrażający.
Pryzmatyczny Kolec
Źródło rzeki
: 30 mar 2024, 23:32
autor: Pryzmatyczny Kolec
....Niestety byłem tym beznadziejnym przypadkiem adepta, który był dość głuchy i ślepy na to. Podrapałem się jedyne zakłopotany za uchem.
– Nadal się tego uczę, ale idzie mi średnio i nie mam na myśli magii kanibala. Źle to ująłem. Wszystko ma zamiar. Zamiar skrzywdzenia, tworzenia, myśl i mogę dalej to wymienić. Gdy ktoś mnie atakuje, jestem w stanie to wyczuć instynktownie, zaś resztę ciężko... – byłem słabym magiem, który miał być czarodziejem. Naprawdę feralne ze mnie połączenie
....Wzruszyłem lekko barkami
– Może nadal tereny wspólne mogę tutaj być, ale nie lubię się naprzykrzać innym smokom. Każdy czasem lubi być sam i miło Cię poznać. Jestem Yngwe – delikatnie ugiąłem kark przed nim, z szacunku do innego smoka
Nieśmiertelne Pragnienia
Źródło rzeki
: 31 mar 2024, 11:28
autor: Nieśmiertelne Pragnienia
Tym razem całą neutralność na pysku, przełamało lekki zdziwienie, a może niedowierzanie, na ile można komuś namieszać we łbie nauką, by uwierzył w takie coś. Ba, uwierzył na tyle mocno, by zacząć tak robić i wypierać ze łba pewne rzeczy.
– Nie wiem kto Ci tego naopowiadał, ale wszystko to jedno i to samo. Nie ma podziałów, które jesteś w stanie wyczuć, a których nie. Przestań więc opowiadać takie bzdury, bo albo umiesz posługiwać się maddarą w pełnej krasie, albo nic nie umiesz i ktoś powinien odesłać Cię na nauki z pisklętami. – Mimo wszystko ton głosu pozostał niezmienny. Dobra mina, do złej gry to podstawa. Przynajmniej tutaj.
Przez chwilę pozostał rozciągnięty w wodzie, co najwyżej leniwie poruszając ogonem.
– Już podałeś swoje imię. Jedno wystarczy, nie potrzebna mi cała lista od pisklęcego w górę. – Sam nie zamierzał jej przedstawiać, miała swoją długość, co tylko go irytowało. Jakby inne rzeczy nie wytykały mu w pysk wieku, a nawet pewne smoki.
– Twoja obecność, jest mi obojętna. Jeśli jednak chcesz skorzystać z ciepłej wody, sam musisz ją podgrzewać. Ja wychodzę, dość mam moczenia. – Jak powiedział, tak zrobił. Dźwignął na łapy, odpychając od jakiegoś kamienia. Po stanięciu na brzegu potrząsnął kitą na ogonie, pozbywając się z niej nadmiaru wody, po czym wykręcił ją łapami. Tak samo postąpił ze związanym futrem na spodzie ciała.
Źródło rzeki
: 26 cze 2024, 13:06
autor: Rdzeń Zarazy
Samiec udał się nad Zimne Jezioro w celu odpoczynku od codziennych trosk i spraw związanych ze stadem. Tam ułożył się zadowolony by swoje przednie łapy zamoczyć w wodzie źródła rzeki, po czym spojrzał na swojego gryfiego kompana. Zwierzę od razu weszło do wody i zanurzyło w niej swoje cielsko, kładąc się w płyciźnie. Mavi byl śmieszny. Mimo futra i piór, nie stronił od wody, prawdopodobnie tak rzadko spotykanej na pustyni. Ciągle zastanawiał się właściwie jak stworzenie, bardziej przypisane według ich wiedzy do gór, znalazło się w obozie orków, jednak z drugiej strony? To było cudowne zrządzenie losu dla tej dwóki. Zaraźliwy bowiem nie czuł się już tak samotny jak zwykle, zaś jeśli chodzi o samego Maviego, polepszyły się jego warunki bytowe. Ostatnie spotkania z innymi smokami sprawiły też, że Moran starał się więcej odpoczywać i cieszyć otaczającym go światem. Nie było to proste, bo chciał nieść pomoc gdzie sie tylko da, jednak rozumiał, że całego świata nie zbawi.
Ziewnął jedynie przeciągle i spoglądał się na pluskającego kompana. Cóż za kojący widok.
Zarys Aspektów
Źródło rzeki
: 30 paź 2024, 16:19
autor: Runiczny Kolec
Na swoich dalekich wyprawach nauczył się wielu rzeczy – nowych emocji, nowych umiejętności, nabył nową wiedzę i blizny, a przy tym nauczył się, jak ważny jest spokój. Aby ten spokój nie opuszczał go jak najdłużej, równie ważny jest trening umysłu, skupienie. Pełna kontrola nad swoimi myślami.
Brązowy punkt leciał pionowo w dół z dużą szybkością, celując prosto w płytkie, piorunująco zimne dno rzeki. Fjaril pikował po zeskoczeniu z wysokiej półki skalnej, ale nawet na ogon przed zderzeniem nie rozłożył skrzydeł – zamiast tego, pojawiła się pod nim lodowa zjeżdżalnia, która miała zmienić kierunek sile spadania, by wyrzucić smoka w powietrze. Łowca-czarodziej czekał z przelaniem maddary do ostatniej cząstki uderzenia serca – a owe uderzenie serca było wyjątkowo mocne.
Nim zdołał to przyswoić do świadomości, już szybował nad rzeką. Rozłożył skrzydła i zatoczył koło, zrywając więź z lodową rampą. Niedobrze – pomyślał. Niewystarczająco dobrze. Jego sercem szarpnęło zwątpienie, czy maddara nie skrzywi tworu bądź opóźni się z jego wykreowaniem. Mimo tego, że Anohana czuwała nad nim cały czas, on nadal trzymał zwątpienie w trzewiach.
Było to coś, nad czym musiał popracować, jeżeli chciał polepszyć swoje umiejętności. Takie rzeczy zajmują dużo czasu – nie oceniał się surowo.
Kolejny raz zakołował i wylądował na brzegu rzeki, by móc się z niej napoić.
Łasy Kolec
Źródło rzeki
: 31 paź 2024, 15:26
autor: Łaknący Przyjemności
Spokojnie siedziałem na brzegu źródła znanej rzeki. Tym razem w przeciwieństwie, nic nie wszamałem. Spokojnie ćwiczyłem spektakl zlecony mi przez mistrza. Starałem się uzyskać jak najpiękniejszy obraz nocnego nieba. Tym razem patrzyłem na układ gwiazd, przedstawiający widok znad wulkanu, patrząc na wschód. Ciągle plułem sobie w brodę, że nie wygląda to tak majestatycznie jak powinno. Myślałem, co tutaj zrobić, aż nagle z moich rozmysłem wyrwał mnie dźwięk lądowania. Wręcz podskoczyłem wystraszony i spojrzałem na tego, kto wydał ten dźwięk. Dobrze, że nie było to ktoś źle nastawiony. Wypuściłem nadal podenerwowany powietrze, a serce łomotało niczym galopujące stado dzikich koni. Muszę uważać inaczej kiedyś zejdę z tego świata szybciej niż bogowie przewidzieli...
Spojrzałem ponownie na pijącego smoka z lekkim uśmiechem
– Witaj... – odezwałem sie cicho i przyglądałem nieznanej duszy – Jestem Łasy Kolec, a ty? – czułem, że jest ze stada słońca, jak tatko, ale pierwszy raz go widzę. Jakoś zawsze się mijam z tamtym stadem nie mam zbyty wielu znajomości w min...
//Runiczny Kolec
Źródło rzeki
: 31 paź 2024, 17:14
autor: Runiczny Kolec
Nieznajomego pobratymca dostrzegł dopiero, gdy jego łapy uderzyły o ziemię a skrzydła zwinęły się wzdłuż żeber. Ozdoby zwisające z rogów zaklekotały cicho kostnym odgłosem, dodając Fjarilowi nie tylko niecodzienny wygląd, ale i dźwięk go opisujący. Jadowicie żółte ślepia łypnęły spod lnianych pasków na futrzastego. Miał ubarwienie niczym ptaki z dalekich, gęstych lasów...
– Bądź pozdrowiony, Łasy Kolcu. – szaman chyląc łeb pogodnie przywitał smoka, jak podejrzał po zapachu, Ziemistego. – Mnie zwą Runicznym Kolcem. Mam nadzieję, że nie przestraszyłem Cię tym nagłym lądowaniem. Wystarczy nam już strachu przed drapieżnikami. – dodał, istotnie widząc w nim pewne objawy zlęknienia. – Powiedz – jak Twe dzisiejsze samopoczucie?
Fjaril odwrócił się w stronę wodnej toni i pochylił łeb mocząc weń swój pysk, by napić się dwóch łyków niezwykle zimnej, górskiej wody.
Łasy Kolec
Źródło rzeki
: 06 lis 2024, 12:25
autor: Łaknący Przyjemności
Przyglądałem się, jak wygląda samiec. Miał całkiem ładne ozdoby, pewnie by się dogadał z moim mistrzem. Gdy ten się przedstawił, kiwnąłem lekko głową.
– Nic się nie stało. Czasem trochę strachu jest potrzebne i mimo mi Cię poznać. – delikatny uśmiech kwitł na moim pyszczku – Narzekać nie mogę. Najwyżej pluć sobie w brodę, że nie wychodzi mi ta scena jak powinna. Mistrza dał mi jako element testu na czarodzieja, że mam zrobić małe przedstawienie. Niby ten nocny nieboskłon wygląda ładnie i realistycznie, to ciągle coś tutaj brakuje... – podrapałem się po brodzie i spojrzałem na niego – Może ty się znasz na gwiazdach? Bo muszę zrobić kopułę okrytą gwiazdami, a chcę, aby wyglądało naprawdę dobrze. – wyszczerzyłem się lekko zawstydzony, prosząc prawie nieznajomego o pomoc...
//Runiczny Kolec
Źródło rzeki
: 17 lis 2024, 12:16
autor: Runiczny Kolec
Statyczny, jakby wyćwiczony uśmiech również tkwił na pysku Fjarila. Nie odejmowało mu to jednak szczerości – smok bynajmniej nie należał do typów dwulicowych, nienaturalnych. Zwyczajnie tam, gdzie podczas rozmowy drugi smok zdjąłby uśmiech na rzecz przedstawienia innych emocji, Fjaril go utrzymywał bez przerwy.
Zwróciwszy mu uwagę na prezentowany spektakl, poświęcił chwilę na właściwe przyjrzenie się magicznemu tworowi. Nieboskłon prezentował się dobrze, choć szaman nie zdołał dostrzec tutaj konkretnych konstelacji. Przechylił łeb w bok – choć nie był artystą, był dobrym obserwatorem i kilka pomysłów już wykluło się w jego głowie.
– Hmm... Chyba rozumiem o co może chodzić. Nie rzecz w tym, by oddać to jak najbardziej realistycznie – maddara to narzędzie sztuki, a Ty próbujesz właśnie malować obraz. Te kierują się innymi prawami. – zaczął, po czym przekrzywił łeb w drugą stronę.
Uniósł prawą łapę i szponem zaczął "rysować" swoją maddarą sugestie.
– Mocno zaznacz choć jedną konstelację. Tutaj spróbuj dodać tę kolorową chmurę gwiazd nad nami, a tutaj... Może te spadające? – kilkoma ruchami nadgarstka zaprezentował swoje pomysły i teraz nieboskłon Łasego Kolca prezentuje nie tylko rozkład gwiazd, ale i mocno świecącą konstelację, chmurę gwiazd dalszej galaktyki oraz spieszące się gdzieś perseidy.
– Dalecy krasnoludzcy malarze jednogłośnie mówili, że obraz ma nie być wiernym odzwierciedleniem rzeczywistości, a tego, czego pragnie dusza. Myślę, że mogą mieć rację. Co Ty o tym sądzisz?
Łasy Kolec
Źródło rzeki
: 11 lut 2025, 12:07
autor: Pełnia Rozkoszy
Od jakiegoś czasu zbierał się do przeprowadzenia nauk kompance, która zdawała się nie być do nich negatywnie nastawiona. Przy okazji mógł podszkolić kompanów innych, wywiązując się z obowiązków jakie niosła za sobą jego pozycja w stadzie. Już kilka dni wcześniej puścił kilka informacji między smokami Ziemi oraz Słońca, więc każdy chętny mógł spokojnie przysłać tutaj kompana, a nawet przyjść tutaj z nim.
Usiadł i spokojnie czekał, gładząc chimerę po grzbiecie.
Źródło rzeki
: 13 lut 2025, 20:37
autor: Znośny Ziąb
Wreszcie na miejsce przybył Ziąb z drepczącą za nim Klarą – wyraźnie naburmuszoną, ze skrzydłami przyciągniętymi blisko do ciała, tak, że lotki ledwo muskały śnieg u jej ptasich stóp. Między tą dwójką musiała przejść co najmniej mała zamieć śnieżna, ale było już grubo po fakcie; kurz opadał.
Trzmielojad po skinięciu piastunowi łbem usadowił się na skałach nieopodal, a Klara stanęła trochę bliżej, niezręcznie starając się zachować jakiś majestat w tym oczekiwaniu. Przypatrywała się badawczo chimerze.
Pełnia Rozkoszy
Źródło rzeki
: 15 lut 2025, 17:50
autor: Niereformowalna Barakuda
Seisei wspomniała o spotkaniu z Rozkosznym. Była bardzo podekscytowana perspektywą pójścia tam, by przy okazji spotkać smoka, ale Daniel tak nią zakręcił, że ostatecznie szedł sam. Tak. Podstępem pozbył się swojego smoka. Najzwyczajniej w świecie nie chciał, by ta na niego patrzyła gdy... Cóż. Gdy oddawał się w łapy piastuna jak jakieś pisklę. Przypomniał jej, że miała inne plany i jeszcze oburzył się, że tak długo szuka sobie nowej groty – to wystarczyło, by odwrócić jej uwagę.
Ale nie mogło być zbyt dobrze. Oczywiście Trzmiel musiał przyprowadzić tą młodą harpię, żeby Daniel miał się do kogo porównywać...
Tak czy inaczej, po krótkim rozejrzeniu się z góry, wylądował i przywitał się skinieniem głowy z Rozkosznym, czekając na dalszy rozwój sytuacji.
... czy to coś plączące się przy Rozkoszy było jakąś magiczną fretką?
Pełnia Rozkoszy
Źródło rzeki
: 16 lut 2025, 10:32
autor: Odebrany Oddech
Oddech przybyła spokojnym krokiem, a u jej boku szła Kunda, stawiając ostrożne, ale pewne kroki. Nex szybował nad nimi, jego złociste pióra migotały w zimowym świetle, a skrzydła rozcinały powietrze cichym trzaskiem. Gdy dotarli, smoczyca zatrzymała się, pozwalając kompanom oswoić się z otoczeniem. Kunda uniosła głowę, uważnie lustrując inne stworzenia, a jej ogon drgnął lekko w oznace czujności. Nex, zamiast lądować, zatoczył szerokie koło nad zebranymi, zanim spoczął na pobliskiej skale, spoglądając na resztę z góry. Oddech skinęła głową w niemym powitaniu, nie czując potrzeby słów. To spotkanie należało do kompanów – przyszła tu tylko po to, by im to umożliwić.
Pełnia Rozkoszy
Źródło rzeki
: 16 lut 2025, 13:29
autor: Okowy Przeszłości
Informacje jakoś niosły się po stadzie, przysłała więc tutaj swoje gryfy, którym przyda się podszkolić w polowaniu. Nieraz trafiali na samotne sztuki, za którymi spokojnie mogłyby iść. Piastuna zaś poprosiła mentalnie o konkretne nauki, uprzedzając, że gryfy lubią się ze sobą sprzeczać. W razie problemów mogła pojawić się na miejscu.
Kompani wylądowali nieopodal. Rythar kłapnął dziobem w stronę Vasirana i przysiadły gdzieś z boku.
Źródło rzeki
: 16 lut 2025, 15:38
autor: Pełnia Rozkoszy
Odzew okazał się znacznie większy niż myślał, nawet jeśli nie każdy chętny był na grupową naukę, zaś część kompanów nie była w stanie tutaj dotrzeć, więc będzie musiał wybrać się później na zachód, nad samo morze. Przybyłe smoki witał uśmiechem, z pewną dozą ciekawości przyglądając się ich kompanom. Tutaj mógł mu się nieco udzielić nastrój chimery, stawiającej uszy i nadstawiającej nos wraz z każdym stworzeniem więcej.
– Skąd taki humor? – Zagadnął harpie, chociaż nie był pewny czy ta konkretna potrafiła mówić. Przekona się za chwilę, zwłaszcza, że spędzą tutaj nieco czasu. To samo dotyczyło kolejnej harpi, jaka pojawiła się na niebie.
Dwa kontrastujące ze sobą barwami gryfy nie były mu obce, tym bardziej miał je na oku po informacji od smoczycy. Nutę zainteresowania wzbudziły za to kompani Oddechu, o ile kirina już widział, tak ptaka gromu znał jedynie z opowieści i nie planował go dotykać.
//Część dla Kż 1:
Dopytał jeszcze przybyłych, o jakie nauki chodzi i mogli zaczynać.
– Zaczniemy od czegoś, co potrzebuje niemal każdy podczas polowania. Kamuflaż ukryje wasz zapach, a czasem i kolory przed zwierzyną do której będziecie się podkradać. Pomoże wtopić w tło i ułatwi podkradnięcie do niej. – Znajdowali się w lesie, więc mieli tutaj dostatecznie wiele rzeczy mogących nadać się do jego przygotowania.
Zaczął o nich opowiadać.
– Najłatwiej pozyskać ziemię, teraz jest nieco twarda przez mrozy, nadal jednak idzie ją pozyskać jeśli popracujecie pazurami lub użyjecie magii. Wilgotna nada wam innego zapachu, no i przybrudzi kolory jeśli rzucają się jakoś w oczy. –Mówiąc o tym, odgarnął śnieg na bok z kawałka podłoża przed sobą i z pomocą maddary rozgrzał, tak by teraz nie musieli się z tym szarpać. Nabrał gleby w łapę i aby pokazać im o co dokładnie chodzi, roztarł na przedramieniu drugiej, tworząc równą warstwę na łuskach.
– Musicie wcierać to w najintensywniej pachnące części ciała. Szyja, pachy, pachwiny... – No i tutaj po raz kolejny pokazywał, tym razem na sobie. Usiadł i zaczął się nimi nacierać. Ziemią w miejscu łusek, ściółkę w
– Dalej nacieracie miejsca z kolorami które chcecie schować. – On takich akurat nie miał.
– Poza ziemią, sprawdzi się również ściółka. To to między ziemią, a śniegiem. Są tam głównie liście, gałązki. – Po raz drugi odgarnął śnieg, tym razem garść ściółki roztarł na drugiej łapie. Nie zostawiała po sobie jednolitego osadu co ziemia, za to między łuskami utknęły liście, a nawet mniejsza gałązka.
No ale z samego gadania jeszcze nic nie przyszło.
– Teraz spróbujcie przygotować to sami, z obu podanych materiałów. – Zachęcił, służąc też pomocą jeśli któreś tego wymagało.
Część dla Kż 2:
Łączył tłumaczenia z pokazywaniem, bo i kompani w różnym stopniu mogli go rozumieć. Starał się, by było to na tyle łatwe, by podłapali o co chodzi i mogli sami spróbować. Byli tutaj też tacy, którzy chcieli wyjść z umiejętnością poza podstawę. Odczekał więc dając im trochę czasu, aż uporają się z otrzymanym zadaniem i kontynuował. Reszta będzie musiała poczekać przez chwilę.
– Jeśli postaracie się bardziej, znajdziecie naokoło inne rzeczy, które są przydatne przy kamuflażu. – Przeszedł kawałek dalej, by zerwać sosnową gałązkę z igliwiem. Nie była szczególnie duża, więc duszek nie powinien urwać mu za to głowy. Roztarł je w łapach, nadłamując same igły, przez co zaczęły powoli uwalniać zawarty w nich olejek. Jego zapach prędko dotarł do nozdrzy każdego kto przy nim stał.
– Ma mocny zapach i trzyma się dostatecznie długo. – Były też rośliny nie gubiące zimą liści, chociaż tych było akurat w okolicy niewiele.
– Wy jednak macie ode mnie trochę inne zadanie, niż szukanie roślin. Musicie przygotować pełen kamuflaż, pokaże wam jak. –Zebrał jeszcze trochę gałązek, nie tylko sosen, ale i takich bez liści. Do tego dogrzebał się do ziemi oraz ściółki. Ziemie roztarł na łuskach, ściółkę w futrze, by jej elementy uczepiły się ich kępek. Dodał do niej kilka gałązek, upewniając, że nie odpadną po kilku krokach. Nie przypominał chodzącego krzewu, bo i nie na tym mu zależał. Priorytetem było przykrycie zapachu i trochę jaśniejszego futra. Reszta zlałaby się na tle pni drzew i krzewów, śnieg nie przeszkadzał w lesie.
– Śmiało. – Po raz kolejny spokojnie czekał, obserwując.
Odebrany Oddech Niereformowalna Barakuda Znośny Ziąb
Źródło rzeki
: 18 lut 2025, 22:26
autor: Odebrany Oddech
Nex w milczeniu zmierzył spojrzeniem ziemię przed sobą, jakby oceniając, czy naprawdę musi się aż tak brudzić. Jego białoniebieskie oczy zwęziły się lekko, a nozdrza poruszyły w niemym westchnieniu. Nie był stworzeniem, które z radością tarzało się w błocie. Był burzą, błyskawicą, istotą nieba, a nie ziemi. Jednak skoro już się tu znalazł, skoro miał się czegoś nauczyć, zamierzał zrobić to porządnie. Niechętnie ugiął nogi i opadł bokiem na wilgotne podłoże. Zimna, lepka ziemia natychmiast przykleiła się do jego złocistych piór, tłumiąc ich naturalny blask. Z każdą chwilą czuł, jak chłód przenika przez warstwę jego upierzenia, ale ignorował to, przesuwając cielskiem po błotnistej ziemi. Najpierw na jedną stronę, powoli i dokładnie, ocierając się o grunt, aż cienka warstwa osadu zaczęła pokrywać jego skrzydła i barki. Potem przewrócił się na drugą stronę, ponawiając proces z tą samą starannością. Po chwili uniósł się, wstrząsnął całym ciałem, strzepując nadmiar ziemi, ale zostawiając to, co było konieczne do kamuflażu. W jego skrzydłach lśniły pojedyncze drobinki brudu, ale ogólny efekt był zadowalający – jego pióra nie odbijały już światła tak intensywnie, a kolory stały się bardziej przygaszone. To jednak nie wystarczało. Nex podszedł do miejsca, gdzie pod śniegiem znajdowała się gruba warstwa ściółki – liści, suchych traw i mchu. Zbliżył się do niej powoli, uważnie wybierając miejsce, po czym ostrożnie opadł na ziemię, wciskając pióra w roślinność. Każdy ruch jego ciała przyklejał do niego kolejne liście, a gdy przesunął się dalej, drobne gałązki i fragmenty mchu zaplątały się w jego futrze. Na koniec podniósł się i rozłożył szeroko skrzydła, sprawdzając ich swobodę po zabrudzeniu. Było inaczej – ciężej, ale nie na tyle, by stanowiło to problem. Spojrzał na Oddech, unosząc lekko dziób, jakby z niemym pytaniem: I co teraz?
Kunda z początku obserwowała, jak inni zabrali się za zadanie, spokojnie oceniając teren przed sobą. Nie było w niej niechęci, jak u Nexa, ale też nie rzuciła się od razu do działania. Jej podejście było metodyczne – jak do wszystkiego. Nie czuła wstrętu do brudu, nie odczuwała też większej ekscytacji. Kamuflaż był po prostu kolejnym elementem, który mogła wykorzystać, kolejną umiejętnością, jaką należało posiąść. Bez zbędnego ociągania wpełzła w najbliższe miejsce, gdzie śnieg został już odsłonięty, a pod nim znajdowała się wilgotna, ciemna ziemia. Jej ciało sunęło nisko, ocierając się o podłoże, pozostawiając za sobą nieregularny ślad. Przetoczyła się raz, potem drugi, czując, jak mokra gleba przywiera do jej łusek, tłumiąc ich naturalny połysk. Kiedy warstwa ziemi była wystarczająca, zaczęła powoli przesuwać się w stronę ściółki. Zatrzymała się na moment, unosząc głowę i spoglądając na otoczenie, zanim ponownie wpełzła w suche liście i mech. Każdy jej ruch sprawiał, że nowe fragmenty roślinności przyczepiały się do jej ciała, splątane wśród jej łusek. Nie była delikatna w swoim działaniu – sunęła przez ściółkę z pewnym naciskiem, tak aby maksymalnie wykorzystać dostępne materiały. Po chwili przystanęła i przesunęła się na bok, sprawdzając, jak przyczepiona warstwa ściółki zmienia jej wygląd. W dotyku była nieco szorstka, obca, ale nie na tyle, by to miało przeszkadzać. Jej kolorystyka stała się mniej wyrazista, bardziej naturalna, wtapiająca się w otoczenie. Podniosła lekko głowę i spojrzała na Oddech, jej spojrzenie spokojne, pewne. Wiedziała, że wykonała zadanie poprawnie. Może nie było w tym żadnej finezji, ale liczył się efekt.
Pełnia Rozkoszy
Źródło rzeki
: 21 lut 2025, 18:43
autor: Niereformowalna Barakuda
Wysłuchał smoka a potem spojrzał na ziemię pod swoimi nogami. Widział, że Pełnia roztopił fragment twardej ziemi, ale Daniel postanowił wpierw spróbować swoich sił. Skrzydłem odgarnął śnieg i najpierw delikatnie przesunął pazurami po ziemi. Dopiero po chwili przyłożył do tego faktycznie trochę siły, mocno drapiąc pazurami i wbijając je by zobaczyć czy będzie w stanie podważyć też większy kawałek. No i oczywiście zdrapanie podłoża na wióry było możliwe. Chwycił ich garść i zacisnął na nich szpony w pięść. Cóż. Zanim ziemia faktycznie byłaby łatwa do rozprowadzenia powinna być chyba ogrzana... Mógłby to zapewne zrobić swoim oddechem lub mocnym pocieraniem o drugą nogę, ale postanowił, że faktycznie, na razie sobie odpuści. Podszedł do rozgrzanej przez smoka ziemi, wziął glebę w garść i z lekką dozą obrzydzenia przyłożył brud do swojego kołnieża. Czarny jeszcze uszedłby za skały lub powalone drzewo, ale czerwony zwracał na siebie uwagę, więc krawat na jego piersi musiał zniknąć. Potem skupił się na czerwonych lotkach, wystawiając najpierw jedno, potem drugie skrzydło przed siebie. Może łatwiej byłoby je po prostu wytarzać, ale Daniel chciał uniknąć brudu w niepotrzebnych miejscach.
Gdy jednak przyszedł czas na spód ogona... Stanął tak na chwilę zastanawiając się jak to zrobić z chociaż odrobiną gracji i po chwili musiał pogodzić się z tym, że będzie to raczej niemożliwe. Burknął coś pod nosem i usadowił się na ziemi z ogonem przed sobą, by przeczesując je pazurami, szybko zakamuflować kolejne czerwone pióra.
Gdy ukrywanie pstrokatych kolorów zostało zakończone wstał i wepchnął sobie garści gleby pod pachy. Potem oczywiście roztarł ją też dokładnie na szyi, karku, za uszami. Nawet wtarł ziemię w nadgarstki, by móc swobodnie rozprowadzić warstwę nad ogonem i oklepać się przy udach. Skoro już miał robić coś takiego to równie dobrze mógł polecenie wykonać porządnie – tak czy inaczej będzie brudny.
W końcu spojrzał na ściółkę... Stwierdzając że najwięcej sensu będzie to miało we włosach i na wierzchniej stronie skrzydeł, skrzywił się. Cóż. Rozczochrał się, wcierając nieco roślin we włosy. Potem przyłożył do luźnej ściółki tyle skrzydeł ile zdołał bez kładzenia się na ziemi, żeby coś się do niego przykleiło, a następnie maksymalnie wygiął je do tyłu, by być może nieco gałązek czy tam liści osunęło się na jego plecy.
Nawet się nie widział, ale przypuszczał, że niezmiernie przypomina stracha na wróble.
Otrzepał się z nadmiaru ziemi i stanął, czekając na werdykt.
Pełnia Rozkoszy
Źródło rzeki
: 23 lut 2025, 18:38
autor: Znośny Ziąb
Daniel też tutaj przyszedł, i do tego sam. Świerzbiło ją, żeby ten fakt wykorzystać, ale – zbierało się tutaj coraz więcej różnorodnych kompanów i ich smoków. Z jednej strony większa publika byłaby bardziej satysfakcjonująca, a z drugiej... może nie było to warte draki. Zagryzła wewnętrzną stronę policzka, niezadowolona. Ziąb też miał swoje zdanie na ten temat, ale udawała, że jej to nie dotyczy.
– To nic wielkiego – odpowiedziała uprzejmie piastunowi. Postawi przynajmniej na nienaganną postawę i sprawowanie. – Mieliśmy tylko z Trzmielem małą sprzeczkę po drodze – wyjaśniła tonem spokojnym – i do tego sugerującym, że nie rozwinie tematu.
Westchnęła i skierowała wzrok na niebo, zmuszając się do słuchania obszernych instrukcji. Zapach, kolor, ziemia, tatata... Splotła szpony skrzydeł za plecami, jedną stopą grzebiąc powolutku w ziemi, kierując się tym, co mówił piastun. Odgarnęła na niewielkiej połaci ziemi śnieg, a z odkrytej ściółki zdrapała tylko połowę, by dobrać się do nagiej ziemi pod nią. Rozorała i rozluźniła ją pazurami-– i, tak, dobre miała przeczucie. Lekcja zawierała również element praktyczny.
– Fundujesz mi po tym ciepłą kąpiel – rzuciła w kierunku Trzmiela władczo. Syf i brud nie były jej obce, nic z tych rzeczy, ale zdążyła polubić już benefity swojego życia u boku drugiej inteligentnej istoty. Hmf.
Kucnęła obok przygotowanej przez siebie palety składników i po chwili zastanowienia zmieszała garści luźnej ziemi ze śniegiem. Nachuchała nań i roztarła między dłońmi skrzydeł, by następnie oporną glebą natrzeć kryzę malinowych piór wokół jej szyi. To był główny problem, razem... z głową i uszami, niestety. Więc i tego nie ominęła. Kolejną porcję poświęciła na swój wiecznie poszarpany, błękitny ogon, który również zwracałby na siebie uwagę. Jeszcze jedna powędrowała na szyję i pod pachy skrzydeł, gdzie jej naturalna woń była prawdopodobnie najmocniejsza. I... tyle powinno wystarczyć? Rozłożyła skrzydła i przyjrzała się sobie krytycznie, obracając głowę w tę i we w tę. Mogła jeszcze przyprószyć zielone ramiona, ale one i cała reszta jej szaty były w całkiem naturalnych, leśnych barwach. Po prostu skorzysta z osłony jakiegoś świerka. Tak czy tak, sięgnęła teraz po ściółkę złożoną ze zbrązowiałych liści, igieł i drobnych gałązek i obsypała nimi to, co wcześniej natarła glebą; przyklepała to, co się zatrzymało na piórach, by jakoś się w nich zagnieździło. Wyczyszczenie się po tym zajmie wieki.
I zaraz, to nie był koniec? Pełny kamuflaż? Zmierzyła swoją pracę spojrzeniem jeszcze raz. No dobra, nie było co liczyć, że oszczędzi choć fragment ciała – tym razem skorzystała z tej ziemi, którą przygotował sobie piastun, łapiąc z nią garść i rozpościerając ją po zielonych i brązowych piórach skrzydeł i torsu. Zgarnęła jeszcze trochę ściółki, by liście i igiełki przylgnęły do gleby, a potem zerwała kilka sosnowych igieł, tak jak przed chwilą zademonstrował Rozkosz, by je przełamać i dodatkowo zakamuflować nimi swoją woń na szyi, pachach i piersi. Spojrzała na swojego nauczyciela, oczekując oceny.
Źródło rzeki
: 02 mar 2025, 18:07
autor: Płatki na Wietrze
No dobra, Kairaki nieco się na tę lekcję spóźnił, ale to dlatego, że Roko nie miał ochoty na spacery i na wyjścia. Po prostu przez Bealyn jakoś tak... Wolał unikać obcych smoków. To znaczy, ona nie była obca, a wyrządziła mu jednak krzywdę! Traumatyczną! No ale w końcu kompan uległ i zjawił się z Kairakim, niechętnie, ale jest. Spojrzał nieufnie na Piastuna, czekając na... Na rzeczy. Tak. Potem panda to wynagrodzi Kairakiemu przebiegając po wszystkich strumieniach, jakie znajdzie w drodze powrotnej do groty. Taaak...
Pełnia Rozkoszy
// To był kż na 2 i skr na 2