Strona 21 z 38
: 27 lis 2018, 12:49
autor: Delirium Obłąkanych
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
___No proszę, a to niespodzianka. Młody, acz całkiem bystry – to była dosyć miła odmiana po kilkukrotnych porażkach, jakimi zazwyczaj okazywały się być młodziki. Ich czaszki, wypełnione po brzegi trocinami, które rozsypywały się przy każdym kroku, wypadały z pyska przy każdym słowie... Ohydztwo.
___Rogaty łeb minimalnie przekrzywił się w prawo, niczym u młodego, zaciekawionego szczenięcia. Na próżno jednak szukać owej niewinności w ciemnołuskim pysku wiedźmy, wpatrującej się w kleryka parą czekoladowych ślepi. Czy był słaby? Tak, był. Pytanie tylko, czy zaliczał się do przypadków beznadziejnych, dla których ratunku nie było, czy może Kobalta można jeszcze naprawić. Uczynić z niego coś więcej, niż tylko narzędzie... A właściwie, to właśnie o zrobienie z niego narzędzia jej chodziło. Miała pewne cele, które chciała wypełnić przed powrotem do domu. Tylko czy ciemnołuski podoła postawionemu przed nim wyzwaniu?
___– Tak, przekonania to nieodłączny element życia każdej istoty rozumnej, aczkolwiek... – Zmarszczyła lekko pysk, niczym zirytowana puma, której właśnie przerwano spokojny, leniwy sen. – Mało które mają jakąkolwiek wartość i przyczyniają się do większych zmian w świecie.
___Barki uniosły się lekko w geście nonszalancji; zdawać by się mogło, że wiedźma straciła zainteresowanie owym tematem, a jej umysł postanowił przestawić się na coś innego. Wygłodniała poczwara szukała nowej, świeżej ofiary. Takiej, która była jeszcze trochę żywotna, z której będzie można wydobyć jeszcze głośniejsze wrzaski, gdy życie będzie z niej uciekać z każdym, słabnącym uderzeniem serca, wylewającym na ziemię kolejne dawki posoki.
___Wilgotny, czarny język wysunął się z pyska, smakując zimne powietrze nocy, rozchlapując kropelki śliny dookoła, nasycając nimi pojedyncze źdźbła trawy, które uginały się pod naciskiem gęstej, zmieszanej z kwasem mazi. Wiedźmy tkające swój ozdobny gobelin zdawały się przykładać uwagę do najdrobniejszych szczegółów; do każdego mrugnięcia, zwężenia źrenicy. Do każdego oddechu, każdej myśli, każdego wspomnienia i wątpliwości. Śpiewały cicho, enigmatycznie. Wabiąc, kusząc, składając setki obietnic które nigdy nie miały się spełnić.
___Jeszcze tylko jedna, złota nić przesadzonego artyzmu... Tak, tutaj, razem z czerwienią symbolizującą rozlewającą się dookoła, soczystą krew...
___Zaraz, gdzie jest krew?
___Zamilkła, wsłuchując się w głos. Głos, który nie powinien mieć aż takiej władzy; nie należał bowiem do niej, nie miał więc prawa wykazać się żadną formą wyższości. A jednak vibrato kleryka miało w sobie coś w głębi. Niczym król uwięziony przez chłopów. Siła i rozum skryty za młodocianym jeszcze mruczeniem. Och, ale ile to mruczenie miało w sobie rozkosznego sensu. Ile nietypowej podchwytliwości. Arkana wypuściła z nozdrzy obłoki chłodnego powietrza, pozwalając kryształkom lodu osiąść na równie chłodnych łuskach wychudzonego ciała.
___– Mówi? – Znów ten cień enigmatycznego uśmiechu, znowu iskra podłości w ślepiach. Niczym nieodłączni towarzysze każdej podróży, trwającej już blisko sześćdziesiąt księżyców. Tak łatwo było uczynić z młodego, niewinnego i kochającego pisklęcia maszynę do zabijania. Tak łatwo było ulec wpływom zimnej, oschłej matki. Tak łatwo było ulec traumie po wielokrotnym zetknięciu się ze śmiercią.
___– Miało wrzeszczeć. – Wydała z siebie odgłos przypominający burknięcie podirytowanego Nauczyciela, chociaż temu konkretnemu towarzyszyła bardziej teatralna, drwiąca nuta. – Aaah, już rozumiem, dlaczego wszyscy z góry zakładają, że jestem symbolem zła. To oszczędza czas. Nawet ja temu uległam... – Zachichotała z rozbawieniem niczym hiena, zdecydowanie nie mówiąc tego na poważnie, lecz wciąż grając w swoją grę. Grę, w której żadne słowo nie było w pełni szczere, a wszystko przesycone było cynizmem. Nie, nie było już dla niej szans na odkupienie. Było za późno. Może te trzydzieści księżyców wcześniej... Teraz to już było bez znaczenia. Żadna spowiedź, żadna kara, żadne obietnice. Żadne kłamstwa, fałsze, iluzje. Żadna prawda nie mogła odbudować z tych ruin pięknego, marmurowego pałacu.
___Ależ pogmatwałaś, dziecko... Po co tak wysilać się ze zbędnymi analizami samego siebie? Nie pora na to.
___– Cóż, uczę się na błędach innych, bo i one potrafią być... Spektakularne. Widzisz, po tym co usłyszałam, byłam skłonna stwierdzić, że zawarliście z równinnymi pakt, a potem oni postanowili go złamać. Żeby tak łatwo było komuś wedrzeć się do serca obozu? – Zamruczała niczym kocię, muskając końcówką ogona swoją zadnią łapę, jakoby czcząc własne ciało. Wyniszczone, wychudzone, zdolne jednak do walki mimo wszelkim zasadom racjonalności. – Czy byłeś przy tym? Opowiedz mi, kleryku. – Mrukliwy głos przemienił się w syk, a chude ciało lekko przechyliło się to w prawo, to w lewo. Wyginając się subtelnie z giętkością jedwabnej wstęgi. – Czy miałeś okazję posłuchać wrzasków? Ujrzeć piękny spektakl Matki Natury, która postanowiła zemścić się za wszystkie dotychczasowe grzechy śmiertelnych i w końcu przetrzebić stado? – Brązowe ślepia zalśniły z chorą fascynacją sadysty, pragnącego rozpływać się na dźwięk słów morderczej opowieści. Czy chciała podjudzić kleryka? Zbudzić usypiający wulkan? Nie. Wiedziała, że to było zbyt prymitywne. Ciemnołuski samiec zdawał się być zbyt dużą rybą, by zainteresować się malutkim kawałkiem chleba powoli spływającym na dno. Nie, prawda była znacznie bardziej trywialna. Delirium chciała po prostu... Posłuchać. Usłyszeć prawdę. Dowiedzieć się, jaki morał wyciągnięto z makabrycznego wydarzenia, o którym nie miałaby pojęcia gdyby nie wyznanie zestresowanego, Ognistego łowcy.
___Nikt nie nauczył cię, że nieładnie jest oceniać wachlarz kompetencji rozmówcy po krótkiej wymianie niewiele znaczących zdań?
: 16 gru 2018, 23:08
autor: Remedium Lodu
Rozwijająca się natura przeinaczona przez Wiedźmę w słabość i możliwość naprawy. Naprawy. Ujętej jeszcze w ramy przeinaczenia w narzędzie. Jakiekolwiek cele Arkana nie chciałaby stawiać przed klerykiem i w jakiekolwiek narzędzie go nie obracać- musiała powoli ogarniać ją świadomość, że ten pionek mógłby nad wyraz łacnie wyskoczyć poza szachownicę i stać się równoprawnym partnerem w jej Grze lub, co gorsza, sprowadzić Przywódczynię Cienia na ziemię; otworzyć jej ślepia na to, że w rzeczywistości i ona stoi na niejednej czarno-białej tafli. Naprawdę chcesz wykonać ten ruch?
Jej odpowiedź skwitował lekki tik powieki, na którego nieprzypadkowe omsknięcie zezwolił niebieskołuski. Gratuluję. Właśnie powtórzyłaś, w jakże cudnie bezużytecznej dosłowności sens mojej metafory. Obserwując jednak rubinowe błyski w szlamie cienistych ślepi powstrzymał się od wyrażenia tej opinii. Rozumiał doskonale, że Wiedźma osiągnęła granicę swej szkarłatnej poczytalności, on natomiast pozwalając takim słowom opaść na jego język przekroczyłby granicę rozsądku i wkroczył na przedpola bezmyślnej brawury. To moc cienistej szybowała obecnie jak sęp ponad jego własną, więc głupotą byłoby wzlatywać tam, gdzie czuła się silniejsza. Nie. Tym razem, jeśli szpony jej magii miałyby pójść w ruch, niech zapikuje w nazbyt wielkiej pewności siebie ku niemu. Jeśli osiągnie tereny krwawej żądzy, jej pycha była tutaj największym atutem dla Kleryka.
Znów jednak nie tym razem. Nie sprowokował, przeciwnie. Szklane powierzchnie kruchego obrazu Kobalta upadły, ni to w tysięcznym jęku kruchych odłamków ni to w kompletnej ciszy, starte w miał przez właściwego Niebieskołuskiego. Zaskoczenie. Tak, utożsamiał się z tym przydomkiem danym mu przez Przyjaciela.
Arkana natomiast- jej mimika, gdy zapadła w kolejny wewnętrzny dialog; szron niknący z beżowych łusek jakże powoli, choć wciąż tyleż szybciej od ślepego uporu Wiedźmy- nieskładne oburzenie nad orogenezą w otaczającym ją, płaskim jej płytkim mniemaniem krajobrazie. Aż w końcu uraczyła chłodne powietrze swym chichotem, który uderzył niespodziewanie Kleryka. Przekręcił łeb zaintrygowany, jak moc i intelekt może zrodzić zadufanie i głupotę. – Uległaś? Nie, raczej urzeczywistniłaś wygodny obraz a teraz już sama nie pamiętasz, że pochodzi od ciebie. Pokrętność której sens wymsknął Ci się spomiędzy szponów. Wygodne, ciepłe gniazdko w światopoglądzie niezmuszające do ruszenia się dalej. Przecież skoro już jesteś tym symbolem zła… – Pokręcił lekko łbem i strzelił wężowo językiem. Och tak, przeciągnął strunę daleko. Ale też miał czelność twierdzić, że czas najwyższy by Cienista usłyszała wprost, że żyje w świecie wygodnych wymówek. Zasłaniać się trudnym pisklęctwem i twardym wychowaniem? Zaiste, oto stała przed nim żywa statua upamiętniająca narodziny szowinizmu. Leniwa, nieodessana od mamusi pisklęcina w ciele wiedźmy i o mentalności egoistycznego sadysty.
Nie myśl dziecko. Ależ gmatwasz. Przecież masz już ścieżkę. Przecież z niej nie zejdziesz. Ledwo powstrzymał prychnięcie. Niewolnicy.
Żądanie na pograniczu prośby. Kleryk nagle spojrzał na nieswoją Przywódczynię z nową mocą. – Dobrze, podzielę się z tobą tą wizją. Ale skoro ty doszukujesz się w tym rozrywki, to oczekuję czegoś w zamian. Jeśli Cień dowie się czegokolwiek o tych agresorach albo o czymkolwiek, co zagraża Wolnym Stadom lub dotyczy Skalnego Giganta lub jego twórców chciałbym, by ta wieść dotarła do mnie bez zwłoki. Zwłoki czasowej lub smoczej. – Na przykład mojej własnej. Poczekał na reakcję Arkany, przygotowując w tym czasie właściwe wizje. Martwa natura na Mistycznym Kamieniu, dzieło Lonusso. Nowonarodzone pisklę wyrzucone z rozmachem w powietrze z pyska agresora i padające tuż obok rzeki. Lulal. Rozorane ciała wrogów. Nie ukazywał jednak ani kto przybył na pomoc, ani punktów charakterystycznych w Obozie. Nic, co dostarczyłoby realnych informacji. Niemniej aromat krwi, ból, strach i gniew były realne. Pytała się go, czy tam był? Oto w umyśle Wiedźmy przesunęła się mozaika złości, frustracji, żalu i… i chęci mordu zrodzonej z lęku o Przyjaciela, które towarzyszyły klerykowi, gdy usiłował zwabić fioletowołuskiego przeciwnika w coraz to nowe misterne pułapki. Gdy w końcu ten głupiec zdechł bez podania choć jednej odpowiedzi. Zmarnowany zasób. Podobnie jak szarołuska Varsje, choć jej imienia tam nikt nie znał, która jako ostatnia błysnęła w wizjach Kleryka, dając przypadkiem niemą odpowiedź na pytanie Wiedźmy: dlaczego tak łatwo wdarli się do serca obozu.
I o to chodziło. Może pomyśli, że się otworzył przed nią. Poszuka w tym punktów zaczepienia dla swoich planów. Ale on wie, co jej dał. Gra rozpoczęta, niech nie cichnie trzask szaleńczych ognisk.
I vice versa.
: 29 gru 2018, 14:12
autor: Delirium Obłąkanych
___Pycha zdecydowanie była grzechem głównym wiedźmy. Jej przekonanie o mizerności wolnych stad było zakorzeniono zbyt głęboko, by mogło zostać usunięte... Głównie dlatego, że zostało ono w niej zaszczepione przez siłę wyższą. I bynajmniej nie była to matka czy babka. W ostatecznym rozrachunku znacząca większość wad i przekonań Delirium sprowadzała się do jej religijnego fanatyzmu. Który był co prawda wyjątkowo... Cichy. Nie głosiła nikomu swojej wiary, nie zmuszała nikogo do nawrócenia. Była zamknięta we własnej, kryształowej klatce, wpatrując się w jej refleksy pustymi ślepiami, jakby była w jakimś transie.
___– Może masz rację, samcze. – Odpowiedziała jedynie, uśmiechając się półgębkiem. Owe drgnięcie mięśni może i miało dysponować delikatnym wydźwiękiem, ale aparycja czarownicy skutecznie to niwelowała. Zwłaszcza, gdy spomiędzy ciemnych warg nieustannie sączyły się kolejne krople ciemnego kwasu, które po opadnięciu z cichym sykiem wypalały trawę. Granatowołuski kleryk wyraźnie lubił bawić się w cichą wojnę na słowa. Można to było raczej nazwać naprzemiennymi atakami zza krzewów, aniżeli otwartym konfliktem. Dla Arkany była to dosyć urokliwa metafora, nieważne w jak dużym stopniu prawidłowości odnosiła się do faktów.
___Uniosła łuk brwiowy, gdy młody samiec pokusił się na kontratak. Coś za coś. Brązowe ślepia samicy zalśniły, lecz ona sama nie odpowiedziała ani słowem. A przynajmniej nie na tym etapie. Jej umysł zajęty był bowiem odbiorem wizji. Były to zaledwie urywki, mniej lub bardziej kluczowe. Skupione raczej na przekazaniu emocji, aniżeli faktycznych informacji. Sprytne. Wzrok samicy na kilka chwil stał się bardziej pusty, jakby nie skupiony w żadnym konkretnym punkcie. Niebieska końcówka długiego ogona zasyczała, przesuwając się leniwie po podłożu, zgniatając po drodze drobne źdźbła wilgotnej trawy.
___Wiedziała, że Kobalt wysunął ku niej prośbę, a nie wymóg. Nie był głupi; wiedział, że obecnie był z lekka na przegranej pozycji, jeżeli chodziło o żądanie czegokolwiek. Jednocześnie, może nieco nieświadomie, pozbawiał wiedźmy pewnych punktów zaczepienia, możliwości do wbicia mu kolejnej szpilki w ciało. Dobrze zarządzał doborem słów. Umysł miał wyjątkowo dobrze rozwinięty, ale... Na ile mu się to przyda, gdy znowu będzie postawiony w sytuacji kryzysowej?
___– Zależy ci na losie wolnych stad, czyż nie? – Pytanie było raczej retoryczne i wypowiedziane ze znużoną obojętnością. Samica wypuściła zimne powietrze z płuc. – Zobaczę, jakie informacje przyniesie przyszłość. Jeżeli będą wartościowe, to z pewnością reszta się o tym dowie. Nie tylko ty, kleryku. – Mięśnie w kąciku pyska wywerny znowu zadrżały, a przez wargi po raz kolejny przepłynął cień enigmatycznego uśmiechu. Określenie "wartościowe" było w jej wypowiedzi wyjątkowo istotne, bowiem jej poglądy różniły się dosyć drastycznie od tych, jakimi kierowała się większość tutejszych smoków. Dla Arkany była to poniekąd swego rodzaju zabawa. Niewielka, ale jednak. Przecież każdy zasługiwał na nieco rozrywki!
___A co do Vrasje... Cóż, niestety samica nie wyciągnęła z niej niczego. Chociażby dlatego, że ciemnołuska samica zabawiła wśród Cienistych bardzo krótko, a Aenkryntith nie miała okazji jej w ogóle nigdy zobaczyć. Mowa była co najwyżej o dwóch, trzech dniach, a czarownica miała tendencję do znikania. Dosyć częstego. Pytanie tylko, czy owa niewiedza i lekceważenie będą ją w przyszłości kosztować... A raczej, czy będą kosztować Cień, bowiem wywerna zawsze miała możliwość po prostu ewakuowania się, czyż nie?
: 31 sty 2019, 17:19
autor: Tejfe
Ostatnimi czasy, Szklisty Zagajnik stał się ulubionym miejscem jego wędrówek. Lustrzany Las, Sosnowy Bór... miał stąd miłe wspomnienie i chyba były to zdecydowanie najbardziej urokliwe miejsca na Wolnych Stadach. Mógł tak je przynajmniej określić, gdyby chciał je porównać do innych, które już odwiedził, chociażby Dzikiej Puszczy czy okolic Zimnego Jeziora.
Tutaj, w którąkolwiek by nie skręcił stronę, coś go zawsze zatrzymywało, zachwycało. Czuł się też tutaj bezpiecznie i spokojnie, nawet wtedy gdy był sam. Nie wiedział skąd to przeczucie, że to właśnie to miejsce jest bardziej bezpieczne niż jakiekolwiek inne, przecież równie dobrze mógłby zaatakować go ktoś od niego silniejszy – właśnie tutaj, a nie np. pod Czarnymi Wzgórzami, ale jednak... Miał jakieś wewnętrzne przeświadczenie, że jest to mało możliwe.
Tak piękne krajobrazy, piękne scenerie nie były stworzone do tego, by przelewać na nich krew. One były stworzone do tego, by spotykać tutaj bliskie i kochane osoby, do tego by samotnie rozmyślać nad życiem i po prostu cieszyć się wszelkim istnieniem.
To był jego mały azyl, który mógł chronić go przed światem, w momencie, kiedy musiał się przed nim ukryć. Kiedy chciał uciec od stada, od pytań, od zmartwionych, pytających lub potępiających spojrzeń.
I tutaj, dzisiejszego dnia przyszedł, nad brzeg Srebrzystego Stawu, zastanawiając się nad swoimi przyszłymi decyzjami. Przyglądając się swojemu mieniącemu się srebrem odbiciu i myśląc także nad tym – kim tak naprawdę był, zamoczył łapę w wodzie i poruszając nią, jeszcze bardziej zniekształcał swoją rozmytą przez wodę, podobiznę.
: 13 lut 2019, 20:40
autor: Miraż Snów
Pojedyncze promienie Złotej Twarzy przebiły się przez cienką warstwę szarawych chmur, łagodnie obejmując znajdujące się niżej tereny należące do Szklistego Zagajnika. Wszechobecna biel lekko zaiskrzyła pod wpływem światła, mieniąc się delikatnie i tworząc przyjemny dla oka krajobraz ukazujący prawdziwe piękno Pory Białej Ziemi, od długiego czasu panującej na terenach stad. Nawet jeśli przez ostatnie dni cechowała się głównie porywistym wiatrem i zawieją, ten poranek różnił się od reszty – podmuchy i opady w głównej mierze ustały, sprawiając że dookoła panował jedynie spokój i niezakłócona cisza.
Jakby cały świat nagle się zatrzymał podziwiając piękno tego miejsca.
Sylmare przymrużyła białe powieki gdy szkarłat jej ślepi spotkał się z mieniącym się śniegiem a szpony topiły się w puchu gdy przemierzała okolice Srebrzystego Stawu. Wężowe ciało sunęło wśród bieli, zgrabnie wygięte, pokryte łuską zatapiającą się wśród otoczenia, błyszczącą równie mocno co mroźny puch, jakby nie chciała od niego odstawać, nie chciała być gorsza.
I choć po dłuższym czasie kleryczka zdążyła się przekonać do zimowej pory, wciąż czekała z utęsknieniem na wiosnę. Tęskniła za wszechobecną zielenią, koronami drzew pokrytymi drobnymi liśćmi i kwiatami, które w późniejszym czasie przeobrażą się w owoce. Za zwierzyną, która zwinnie przemykała wśród zarośniętych lasów, za łąkami pokrytymi soczystą trawą i kwiatami – najbardziej tymi polnymi, niepozornymi i często pomijanymi nawet przez sprytne oko. Pamiętała ich zapach, delikatność, ich skryte piękno, gdy nieregularnie rozłożone malowały rozmaite obrazy na zielonym płótnie. Wspominała momenty gdy razem ze swoją mentorką w chwilach kiedy nie zajmowały się szkoleniem przebywały wśród łąk, plotły wianki, podziwiały. I to było wystarczające.
Czy świat nie byłby lepszym miejscem gdyby wszyscy dostrzegali piękno w tak drobnych rzeczach?
Myśli nagle zaniknęły, odeszły w ciemny kąt umysłu, gdy do nozdrzy dotarł znajomy już zapach, wskazujący na obecność innego smoka. Biała brew uniosła się ku górze, gdy samica zaczęła oglądać się po okolicy aż puste ślepie zauważyło lśniące się wśród bieli złoto stykające się ze srebrem tafli chłodnego jeziora. Nie musiała zastanawiać się zbyt długo nim domyśliła się kim jest ten osobnik.
Z gracją ruszyła w jego stronę nie zastanawiając się zbyt długo, uznając, że może to być miłe urozmaicenie jej spaceru.
– Tejfe? – zagadnęła z subtelnym uśmiechem gdy już zbliżyła się na wystarczającą odległość do adepta.
Posłała mu spojrzenie rubinowych ślepi po czym zbliżyła się w stronę brzegu, zatapiając szpony w podmarzniętym śniegu, stykającym się z lodem, częściowo pokrywającym Srebrzyste Jezioro, które w odmianie od innych wodnych zbiorników nie zamarzło w całości, a zamiast tego tworzyło interesującą kombinację, obraz, jakby jego srebrnawa powierzchnia pokryta delikatnymi krami przypominała bezkres nieba razem ze zdobiącymi je chmurami.
Obróciła łeb, a spojrzenie powędrowało w stronę łapy Wyśnionego, zanurzonej w lodowatej wodzie.
– Nie jest zbyt zimna? – zadała krótkie, swobodne pytanie ponownie kierując wzrok na błękitne ślepia Cienistego Adepta.
Sama natomiast uniosła krótką łapę i jednym ze szponów dotknęła tafli co spowodowało powstanie kilku niewielkich okręgów powoli zanikających wśród głębin, lekko zniekształcających odbicia dwójki smoków.
: 13 lut 2019, 22:00
autor: Tejfe
Zauważył drobną zmianę w pogodzie. Kiedy wyszedł wczesnym rankiem, zwiedzać te piękne, urokliwe niebo było zachmurzone. Słońce kryło się za zwiastującymi opady śniegu szarymi chmurami i chociaż miał niemal pewność, ze będzie dzisiaj padać, nie przeszkadzało mu to w tym, by wybrać się na spacer. Lubił kiedy padało. Lubił jak niebo zrzucało na niego białe drobinki śniegu, które wraz z zetknięciem z jego ciepłym ciałem – momentalnie topniały.
W porównaniu do wielu innych smoków mieszkających na Wolnych Stadach, lubił zimę. Jej surowe piękno, kiedy wszystko i wszyscy musieli ulegać jej kaprysom – od zwierząt, po rośliny. Kiedy niczym królowa śmierci, odbierała życia niewinnym i słabym stworzeniom – to było przerażające, ale z drugiej strony Zima potrafiła zachowywać się jak łagodna księżniczka, która z subtelnością karmi swoich podopiecznych widokiem kolorowych zórz polarnych lub kiedy nagle zaskakuje swoją pomysłowością i wskazuje walczącemu o przetrwanie, samotnemu pisklakowi miejsce na nocleg. Zbudowana w lodzie i śniegu, pozostawiona przez kogoś sztucznie zrobiona jaskinia, kiedy wokół nie było prawdziwych... czasami takie niespodzianki potrafiły uratować życie.
I być może wiosna jest piękniejsza, bardziej delikatna, dająca smokom i innym stworzeniom natury dużo więcej, niż daje zima, ale... Tejfe nie znał wiosny. Jedynym wyjątkiem były obrazy, które pokazał mu kiedyś Juglan podczas nauki polowania. Poza tym znał tylko zimie i jesień i chociaż kolorowe liście cieszyły jego oczy, a chodzenie po lepkim błocie było niezwykle przyjemnym uczuciem, tak zima była od jesieni piękniejsza. I przypominała mu o księżycach jego dzieciństwa, kiedy wychowywany był na północnych stepach,które swojej zimowej szaty nigdy nie zdejmowały.
Teraz, kiedy wiedział, że pory roku zmieniają się na Wolnych inaczej niż wtedy, gdy był z Nanti, lękał się, że wraz z nadejściem wiosny, wraz z cieplejszą pogodą, straci ostatnie co łączyło go z jego przeszłością.
Czy jednak to będzie takie straszne? – pomyślał, poruszony własną refleksją, którą wzbudziła ta nagła zmiana pogody. Te nagłe przebłyski Złotej Twarzy, które wychyliły się z porannych chmur był ostatnio coraz częstsze. I bardzo przyjemne. Ciepło od nich bijące, które zatrzymywało się na jego pyszczku było niczym czuła pieszczota kogoś bliskiego i zaczął się zastanawiać jak to będzie, gdy ta wiosna wreszcie nadejdzie...
Z jego wiecznych rozmyślał wyrwał go znajomy głos. I zapach. Słysząc swoje imię, odwrócił nagle głowę do tyłu i jeszcze raz mógł spojrzeć na tę, na którą chciał patrzeć bez końca. Nie rozumiał co w jej wyglądzie tak go porusza. Było tyle pięknych smoków, chociażby wodnisty Uzdrowiciel, Morien czy nawet jego siostra Aerthas, a jednak... to ona wydawała mu się tą najpiękniejszą. Czy to dlatego, że wyróżniało ją od innych jej długie i bardziej giętkie niż u innych ciało? Czy to brak skrzydeł? A może to jej czerwona grzywa kontrastującą z bielą jej łusek? A może cała magia zaklęta była w jej rubinowych ślepiach? Żałował, że mimo swojej bujnej wyobraźni, która pchnęła go w objęcia maddary i drogę czarodzieja, był za mało dokładny, by móc w swojej głowie raz na zawsze zachować obraz Sylmare. Ilekroć o niej myślał, nie potrafił dokładnie przywołać sobie szczegółów, które stanowiły ją jako całość. To co odtwarzał nie zaspokajało jego potrzeby przyglądania się pięknu. Musiał ją mieć przed sobą.
I teraz miał. Znowu cisnął mu do pyska jakiś komplement, którym mógłby zwrócić uwagę na jej niezwykłą aparycję, ale pamiętał jej delikatne skrępowanie na Zebraniu, więc z tego zrezygnował. Zamiast tego odpowiedział jej gładkim uśmiechem i już słowami odpowiedział na pytanie, które mu zadała.
–Przyzwyczajony jestem do zimna.– powiedział, po czym przechylił łebek, by zadać pytanie, które nurtowało go w momentach, kiedy przestawał myśleć o Sylmare jak o obiekcie do zachwytów i podziwiania, a jak o normalnej, równej mu osobie. –Skąd tu dotarłaś?
: 16 lut 2019, 20:14
autor: Miraż Snów
Szkarłatne szpony zanurzyły się w wodzie stawiając opór bezbarwnej cieczy i zatańczyły w niej, tworząc drobne fale rozchodzące się okręgami po zaledwie niewielkiej części Srebrzystego Stawu. Zderzały się z drobinkami lodu topiącymi się pod wpływem promieni Złotej Twarzy, a część z nich która wytrwale unosiła się na powierzchni mimo ocieplającej się pogody zaczęła powoli oddalać się od brzegu pod wpływem powstałych fal.
A szkarłatne ślepia obserwowały to wszystko – widziały jak mroźna skorupa zaczyna odpuszczać, przegrywa walkę z temperaturą i zanika na rzecz wody, żeby powrócić gdy znów nastaną zimne czasy. Widziała jak spod lodu wyłaniają się ciemne głębiny, ukazują kryjące się wśród nich życie – drobne rybki, które prędko znikały z zasięgu wzroku, czy wątłe rośliny porastające samo dno.
Uwielbiała oglądać zmieniającą się naturę, ale jednocześnie przerażało ją to. Dni, Księżyce mijały, a wszystko wokół zmieniało się tak szybko. Czuła się jakby dopiero co przybyła na te ziemie, a tak naprawdę przebywała na nich już od jakiegoś czasu. Czy wykorzystała go odpowiednio? Szczerze mówiąc to nie była zadowolona ze swoich postępów w nauce, gdyż nie była jeszcze w stanie pomóc chorym i rannym i zapewne minie jeszcze trochę czasu nim osiągnie odpowiednie zdolności. Jednak zdążyła nieco przyzwyczaić się do nowych ziem, odkryła nieznane tereny i poznała panujące zwyczaje – cieszyła się z tego, gdyż z początku bała się, że nie uda jej się przystosować do Wolnych Stad i będzie odstawać na tle innych smoków. Momentami czuła się dziwnie gdy spoglądała na innych, dostrzegała różnice między sobą a nimi. Nawet wśród terenów za barierą rzadko kiedy mogła ujrzeć smoka jej rasy, więc nie oczekiwała zbyt wiele i powoli zaczynała przyzwyczajać się do swojej odmienności. Mimo to czuła w sercu nieprzyjemne kłucie, a w umyśle pojawiała się niepewność z którą nie była w stanie walczyć, mogła jedynie ją ignorować, starać się zapomnieć o jej istnieniu.
Powoli przechyliła łeb, spoglądając na Tejfe. Kiwnęła łbem słysząc jego słowa – sama nie przepadała za zimnem. Owszem, przyzwyczaiła się do niego podczas swoich podróży, lecz nie mogła powiedzieć, że je lubiła. Wspominała ciężkie dni i noce, gdy śnieg pokrywał jej łuski, przymarzał, pamiętała otulający ją mróz.
Cieszyła się, że teraz miała swoje własne miejsce w obozie gdzie mogła skryć się przed nieprzyjazną pogodą.
Usłyszała kolejne pytanie, które zostało zdane jej już kilka razy od momentu dotarcia do Wolnych Stad. Odpowiadała na nie, lecz jeszcze nigdy nie udało jej się udzielić dokładnej odpowiedzi – i zapewne nigdy się to nie uda.
– Nie potrafię dokładnie określić miejsca z którego pochodzę, gdyż go po prostu... nie ma? Albo umknęło mojej pamięci – odpowiedziała na pytanie – Pamiętam jakby przez mgłę chwile, gdy stawiałam swoje pierwsze kroki na tym świecie, widok obcych smoków, które wypowiadały nieznane mi słowa. Nie wiem kim byli. Moimi rodzicami? Smokami, które znalazły mnie gdy byłam jeszcze w jaju? Nie wiem. Później byłam już jedynie ja i Merialeth – zamilkła na krótką chwilę, gdy wypowiedziała imię znajomej smoczycy – Podróżowałam ze swoją mentorką po ziemiach znajdujących się wiele księżyców drogi stąd. Obiecała, że zabierze mnie do innych smoków, obiecała stado i rodzinę. Mówiła, że dotrzemy do ziem gdzie będziemy mogły w spokoju żyć nie martwiąc się o każdy kolejny dzień... ale nigdy tych obietnic nie spełniła – głos cały czas był spokojny, jakby pozbawiony wyraźniejszych emocji – Nie mam jej tego za złe. Była moją opiekunką i nauczycielką, pokazała mi jak przeżyć na tym świecie i podzieliła się ze mną swoimi umiejętnościami. A później... nasze drogi się rozdzieliły. Kazała mi odejść, znaleźć swoje miejsce, a ja jej posłuchałam. Tak jak zawsze.
Miała wiele pytań i ani jednej odpowiedzi. Dlaczego Merialeth ją zostawiła? Pozwoliła żeby młoda smoczyca została sama, żeby stawiła czoła wszelkim niebezpieczeństwom tego świata i podróżowała sama aż do chwili gdy odnajdzie miejsce gdzie ją zaakceptują.
A ta chwila mogła nigdy nie nadejść – to najbardziej przerażało białołuską.
Jednak nie potrafiła być na nią zła. Nie mogła się zdenerwować, nie była w stanie jej znienawidzić, gdyż to ona pokierowała ją w życiu, sprawiła, że wężowa trafiła akurat tutaj. Zrobiła dokładnie to, czego życzyła sobie jej mentorka.
Zawsze to robiła.
: 17 lut 2019, 13:43
autor: Tejfe
Mimo dzielących ich różnic, którymi był przede wszystkim odmienne preferencje dotyczącego pogody i temperatury powietrze, mieli też ze sobą dużo wspólnego. Oboje nie byli pewni nadchodzących zmian. Upływ czasu martwił także jego. Po tym co przeszedł, każdego dnia walczył sam ze sobą, by nie poddać się apatii i lękowi – wyjść do innych i żyć z nimi tak jak dawniej. Chciał tego i pragnął bliskości innych, ale mimo to jego słabości próbowały utrudniać mu to myślenie. Myślał sobie zwykle wtedy, że to co chce robić i będzie robić, nie ma większego znaczenia. Jesteś słabszy, mówiło mu jego wnętrze, a on pragnął wtedy tylko jednego. Ucieczki. Po cóż miałby walczyć, skoro i tak zawsze będzie w tyle. Skoro zawsze nadganiać go będzie jego siostra, Aerthas? Kiedy nadganiać go będą inni? Miał już wszystkie umiejętności potrzebne do tego, by zostać czarodziejem, a mimo to – bał się stanąć do walki.
Jednak chociaż tak często targały nim niepewności i strachy, nie widział innego wyjścia, jak życie tuż obok nich. Wmawianie sobie słusznej lub niesłusznej wiary w to, że wszystko się polepszy i on sam kiedyś udowodni swoją siłę. Tylko wpierw ją odnajdzie.
I może to kolejny powód, dla którego lubił zimę. Wszystko wyglądało tak martwo i jałowo, zakryte wiecznym śniegiem, ale tak naprawdę dopiero czekało, na to, by odrodzić się na nowo. Zima dawała wiec też nadzieję.
Och, naprawdę jestem ciekawy, czy świat rzeczywiście będzie wyglądać jak spod czarodziejskiej mocy Juglana, gdy tylko śniegi stopnieją. Czy rzeczywiście na wiosnę, wszystko pokryje się zielenią? – spytał sam siebie, patrząc jak wokół czerwonych szponów Sylmare, tańczą wodne kręgi. Swoją łapę wyjął z wody już wcześniej.
Oboje też czuli, że są odmienni od innych. Starsza raptem o księżyc samiczka nie spotkała na Wolnych nikogo podobnego do niej, a on... On czuł, że się różni. I, że tej różnicy nikt nie jest w stanie zbytnio przyjąć. Nawet Eliana i jego przyjaciółka, Miękka. Co prawda obiecała mu, że nie będzie patrzeć na niego pod względem jego płci, stada, a także wieku, za co był jej wdzięczny, ale mimo to nie zrozumiała, że on już w czystko fizycznym znaczeniu, czuje się inny od reszty.
Chociaż, może i ma rację, pomyślał, przypominając sobie miły głos Ognistej, która mówiła mu, że nie może być i tym i tym jednocześnie. Skoro żyję jak samiec, najwyraźniej nim jestem.– dodał sobe w myślach, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego nagle te refleksje przyszły my do głowy.
Po zajściu z Arkaną, ani razu nie poświęcił swojej myśli kwestii swojej płci, zbytnio zajęty większymi problemami.
Zabawne, że przyglądając się tej stanowiącej dla niego uosobienie piękna istocie, pomyślał nagle o sobie.
Oczywiście Tejfe nie mógł zajrzeć w duszę ani umysł swojej rozmówczyni, nie wiedział o jej podobnych zmartwieniach i myślach, ale w historii, którą zechciała się z nim podzielić, dostrzegł pewną analogię do własnej.
Z każdym jej słowem, sam wracał pamięcią do okresu swojej przeszłości sprzed Wolnych, która z każdym księżycem była coraz bledsza, a zamiast imienia Merialeth słyszał imię Nanti, a zamiast słowa opiekunka, usłyszał słowo matka.
Głos Sylmare był spokojny, wydawała się być pogodzoną ze swoim losem. Jednak Tejfe wiedział, że nawet jeśli jest się z czymś pogodzonym, to tęsknoty za przeszłością nie da się tak łatwo wyrzucić. Poza tym nie raz już zetknął się z tym, że za czyimś spokojnym obliczem – nieraz kryją się burzliwe emocje.
Oczywiście, nie dotyczyło to jego. Nie umiał ukrywać emocji i nawet teraz, biało-czerwona mogła zobaczyć łzy wzruszenia tlące się w jego niebieskich ślepiach.
–Przepraszam.– powiedział, spuszczając łeb do dołu i pozwalając by słone krople ściekły na ziemię. Przetarł oczy łapą i z powrotem spojrzał w śliczne, szkarłatne ślepia samiczki. –Nie chciałem płakać.– powiedział, uśmiechem zakrywając swoje zażenowanie.
–Ja po prostu... przeżyłem coś podobnego. Tyle, że byłem znacznie młodszy.– na chwilę umilkł, po czym znowu mówił dalej. –Myślałem, że może jesteś z jakiejś pięknej, odległej krainy stworzonej tylko dla smoków takich jak Ty. Gdzie szczęśliwi pływacie rzekami i cały dzień się bawicie. Wybacz. To śmieszne, ale wydawałaś się pochodzić z takiego Raju. A jednak, wcale tak nie jest. Wybacz, mam naprawdę głupie myśli. Nie chciałem Cię urazić. Przykro mi, że musiałaś się rozstać ze swoją towarzyszką. Pewnie nie spotkasz nikogo drugiego jak ona, bo nikt się między sobą nie powtarza, ale... mam nadzieję, że będziesz trafiać na inne, dobre smoki.
: 17 lut 2019, 20:06
autor: Miraż Snów
Czas mijał szybko, a jednak w tym momencie jakby zwolnił, wręcz prawie się zatrzymał pozwalając dwójce smoków podziwiać piękno kończącej się zimy, pozwalając im zatopić się we własnych przemyśleniach i wspomnieniach czających się w kątach umysłu. Podmuchy wiatru ustały, a wokół zapanowała cisza.
Tak spokojnie, przyjemnie. Jakby ta chwila mogła trwać i nigdy się nie kończyć.
Rubinowe ślepia spoglądały na Tejfe. Widziały jak pod wpływem słów białołuskiej zmienia się ekspresja samczyka, w jego oczach pojawia się ból wywołany wspomnieniami, które zaatakowały tak nagle, oplotły jego myśli.
Aż z błękitnych oczu popłynęły łzy.
Wężowa drgnęła zaskoczona, ale nie odwracała wzroku. Nie wiedziała czym był spowodowany ten stan – czyżby powiedziała coś nieodpowiedniego? Powtórzyła w myślach swoje słowa próbując znaleźć powód, lecz wina leżała tu jedynie w myślach, we wspomnieniach, jednocześnie pięknych jak i bolesnych, które pozostawiły w sercu żal. Wieczny i nieuleczalny.
Nie był to jednak jedyny powód zaskoczenia samicy. Minęło wiele księżyców od momentu kiedy pierwszy raz ujrzała ten świat, jednak nigdy do tej pory... nie widziała łez. Sama nie płakała, nie czuła takiej potrzeby i nawet nie wiedziała czy jest w stanie... a może nie potrafiła? A tymczasem u Wyśnionego pojawiło się to tak... po prostu. Tak naturalnie.
– Tejfe... – z jej gardła wydobył się łagodny, melodyjny głos, który przerwał panującą ciszę.
Przybliżyła się wsłuchując w słowa Adepta i jednocześnie niewiele się zastanawiając uniosła jedną łapę, tę która nie była wcześniej zanurzona w wodzie i krwawym szponem otarła łzę ze złotego policzka. Ostrożnie, delikatnie, uważając aby przypadkiem go nie zranić.
Nagle cofnęła łapę gdy dotarło do niej co zrobiła. Nie wiedziała czy było to odpowiednie i w jaki sposób zareaguje złotołuski. Odwróciła wzrok.
Raj.... Raj pełen rzek, pełen smoków takich jak ona. Miejsce w którym mogłaby spokojnie żyć wśród swoich, nie martwiąc się o każdy kolejny dzień. Miejsce w którym mogłaby spędzić cale swoje życie, bawić się i nie zamartwiać. Czy takie miejsce w ogóle istniało?
– Świat jest wielki, pełen nieznanych i nieodkrytych jeszcze ziem. Część z nich jest pełna niebezpieczeństw i zagrożeń, a każdy przeżyty dzień mógłby być ostatnim. Ale są też i piękne miejsca, wypełnione kwiatami i roślinnością, gdzie upolowanie zwierzyny nie stanowi problemu – odezwała się gdy samiec przestał mówić – Być może gdzieś daleko stąd istnieje taki Raj. Miejsce, gdzie wszystkiego jest pod dostatkiem, nie trzeba się martwić o kolejne dni, a życie polega na zabawie. Lecz moja łapa nigdy nie stanęła w takim miejscu i... cieszy mnie to – kąciki warg lekko wygięły się ku górze – Gdybym trafiła do Raju zapewne nigdy nie dotarłabym tutaj.
Ogon drgnął lekko gdy wzrok spoczywał na srebrzystym jeziorze. Podziwiał jego barwę, obserwował promienie które odbijały się od wody tworząc piękną mozaikę barw komponującą się z pozostałymi kawałkami lodu.
– Merialeth... dopiero teraz jestem w stanie dostrzec jak wiele wad posiadała i jak dużo jej brakowało do ideału, ale... nikt nie jest idealny, prawda? I choć nie była najprzyjemniejsza i nie była najlepszą opiekunką jaką mogłam sobie wymarzyć to chwilami wciąż za nią tęsknie. Chciałabym żeby tu była razem ze mną i żyła wśród stad. Nie zasługiwała na to żeby zostać sama wśród niebezpieczeństw świata za granicami bariery – odwróciła łeb w stronę złotołuskiego i ledwie zauważalnie uniosła brew słysząc jego ostatnie słowa – Wydaje mi się, że już trafiłam.
A szpony wciąż tańczyły wśród srebrzystych wód, nie zważając na ich zimno.
: 18 lut 2019, 12:41
autor: Tejfe
Nie pierwszy raz spotkał się z zaskoczeniem, które wywołały jego łzy. Miękka też nie rozumiała łez, sama bowiem nie potrafiła płakać i ilekroć widziała, jak pojawiają się one w jego oczach, była nieco niespokojna.
Miękka również zareagowała zdziwieniem. Patrzyła zaskoczona na niego i na jego pyszczek, jakby zastanawiając się, skąd też się mogły wziąć te przezroczyste krople, które zebrały się chwilę wcześniej w błękitnych ślepiach, a potem niczym deszcz popłynęły po jego pyszczku.
A może wcale nie dziwią jej moje łzy, tylko to że płaczę w takim momencie?– spytał sam siebie, uciekając nieśmiało od spojrzenia jej żywych, płynących krwią ślepi.
Przecież to dziwne płakać w momencie, kiedy ktoś opowiada Ci swoją historię. Tym bardziej, że łzy nie wywołała jakaś straszna wiadomość, żadna rozpacz i ból, ani nawet smutek, tylko zwykłe wzruszenie i może jakby tęsknota.
Zdziwienie Sylmare nie było jednak złośliwe, raczej wyrażało niepokój o niego i może lekką fascynację. A może on źle interpretował mimikę jej pyszczka?
Na pewno nie spodziewał się, że nagle wyjmie łapę z wody i subtelnym ruchem zbliży ją do jego pyszczka, a potem z taką ostrożnością zetrze z jego pyszczka spływająca łzę.
Tejfe.– powiedziała łagodnym, czułym głosem, który sprawił, że wzruszenie ścisnęło serce jeszcze mocniej.
Naprawdę ją lubię.– pomyślał, nieco zawstydzony jej zachowaniem, ale przede wszystkim naprawdę nim poruszony. Tyle smoków widziało już jak płacze, ale żaden jeszcze nigdy sam nie wytarł mu łez.
–To było bardzo miłe.– powiedział cicho, po czym widząc jej nagłe cofnięcie się i niepewność, czy to co zrobiła – było słuszne, wytłumaczył jej skąd wziął się jego stan.
–Nie płakałem jednak, bo czuję się źle. Po prostu Twoje słowa przypomniały mi o moim własnym, podobnym do Twojego dzieciństwie i trochę mi żal się zrobiło na myśl o tym, że przeminęło ono na zawsze.– wytłumaczył, wybuchając nagle cichym śmiechem.
–Nie przejmuj się mną. Płaczę tak często, że to dla mnie normalne. Moje oczy chyba mają jakiś nadmiar płynów.– wyjaśnił nieco rozweselony, przyglądając się jak jej łapa z powrotem zanurza się w srebrzystym stawie, a pazury znowu tańczą, wprowadzając wodę w drżenie.
Jej słowa na temat "Raju", o którym wspomniał, zaintrygowały go. Poruszyły. Przez moment wydało mu się, że Sylmare została stworzona właśnie po to. By poruszać. Poruszać innych swoim wyglądem i delikatnością, ale przede wszystkim by poruszać jego. Jej słowa brzmiały tak ładnie.
–Miło jest mieć chyba takie wspomnienia, prawda? Móc powspominać te piękne widoki i krainy...– chociaż jego słowa mogły brzmieć dość sztywno, nie brzmiała w nich żadna zazdrość ani jakiekolwiek negatywne uczucie. Szczerze cieszył się, że Sylmare miała możliwość zobaczenia w swoim krótkim jak dotąd życiu pełne roślinności i tłustej zwierzyny światy. –Ja nim tutaj trafiłem, poznałem tylko zimę. Trochę mnie też zdziwiło, że tyle tu było kolorowych liści, a śnieg spadł dopiero kilka księżycy po moim przybyciu. Ale to było dawno i byłem wtedy dzieckiem.– powiedział, po czym odwrócił nagle łeb na bok, jakby się nad czymś zastanawiał.
–Naprawdę uważasz, że to miejsce jest dużo lepsze dla Ciebie, niż Raj, który sobie wyobrażasz? Pytam... bo zastanawia mnie dlaczego tak wiele smoków, które nawet nie są tu od momentu wyklucia, nigdy nie zastanawia się nad tym, jak wygląda świat poza granicami Wolnych Stad. A nawet jeśli zastanawia, to nawet nie czuje potrzeby, by to zbadać. – przełknął głośniej ślinę i spojrzał z powrotem na Sylmare. –Doszedłem do wniosku, że to może bliskość tych, których kochają ich tu trzyma, ale tak to... dlaczego nie wyruszą razem z nimi po to, by odkryć wspólnie nowe, piękne miejsca?
Zrozumiał nagle, że mógł trochę przesadzić. Nie powinien zbytnio marzyć, przynajmniej nie wtedy, gdy z kimś rozmawia. Niepotrzebnie jeszcze wystraszy ją swoimi dziecięcymi rozważaniami.
–Nie musisz mi odpowiadać. Czasami za dużo myślę.– wytłumaczył się, po czym wysłuchał jej słów o Maralieth. Kiedy skończyła, wsadził swoją łapę z powrotem do stawiku i złapał nią delikatnie łapę Sylmare.
–Zachowaj o nie te najpiękniejsze wspomnienia i nie martw się tym, że czasami tęsknisz. To normalne. Tak jak Twoje zmartwienie. Nigdy nie będziesz mieć pewności co się z nią teraz dzieje, ale możesz trzymać w sercu nadzieję, że układa się jej dobrze. Może w niczym jej się to nie przyda, ale Ty będziesz czuła się lepiej.– zdjął rękę z jej łapy i nagle wbił srebrne pazury w muł który znajdował się pod wodą.
–Kiedy zostawiła mnie moja matka, łudziłem się nadzieją, że do mnie wróci. Ulgę odczułem dopiero, kiedy pogodziłem się z tym, że muszę nauczyć się żyć bez niej. I, że spotkam ją dopiero w chwili śmierci. Twoja sytuacja pewnie wygląda inaczej, mnie Nanti odrzuciła, a powód Maralieth, dla którego Cie zostawiła, pewnie był inny. Ale niezależnie od tego, musimy oboje, przejść obok tego co się wydarzyło. Inaczej się chyba nie da. – Nie wiedział czy jakkolwiek jej pomoże i czy ona właściwie na jego pomoc liczyła, ale skoro podzieliła się z nim swoimi uczuciami, chciał dać jej coś więcej, oprócz suchego milczenia.
Drgnął lekko na jej słowa, o tym że "chyba już trafiła" i przegryzł lekko dolną wargę zaskoczony tym, jak wiele przyjemności mu one sprawiły. Tym razem raczej mylnie nie zrozumiał ich treści i tego, że są one skierowane do niego.
–Ja również nie żałuję, że tutaj trafiłem. Może tak naprawdę nie istnieje inny Raj, niż ten którym są nasi bliscy?
: 24 lut 2019, 9:35
autor: Miraż Snów
Białołuska cechowała się nieposkromioną ciekawością do świata. Chciała poznawać zarówno swoje otoczenie jak i spotykane przez nią smoki, łaknęła napływające informacje i starała się je wykorzystywać by następnie poznawać coraz to więcej i więcej.
Lecz nie wszystko była w stanie zrozumieć, niezależnie od swoich starań.
Uczucia, emocje. Odczuwała je – czuła jak pojawiają się w środku, głęboko we wnętrzu. Obejmują zarówno serce jak i umysł i starają się przejąć nad nimi kontrolę. Niektóre z nich były tak ciepłe i przyjemne, że mogłaby je odczuwać bez końca. Inne natomiast były zimne, wręcz lodowate i bolesne, wbijały się w serce niczym żelazne szpile i okrywały umysł gęstą mgłą. Były też i takie, których nie była w stanie określić – jakby wszystko we wnętrzu zajęło się jarzącym ogniem, zmuszając do podejmowania pochopnych decyzji. Czasem natomiast umysł ją karał nieprzyjemnym chłodem, kiedy jej wybory nie należały do najlepszych.
Znała całą gamę barwnych uczuć, lecz mimo to nie wiedziała jak powinna sobie z nimi radzić. Były niewiadomą, której nie była w stanie określić i nazwać, mieszały się i łączyły tworząc nieznane jej formy. Nie mogła znaleźć dla nich ujścia i choć czuła jak władają jej umysłem, ciało wciąż pozostawało niewzruszoną skorupą, która nieustępliwie chroniła to co było skryte pod nią. Drobne uśmiechy i ciepłe spojrzenia były jedynie przebłyskiem burzy odbywającej się we wnętrzu trójkątnego łba.
Dlatego też inne smoki ją intrygowały. Obserwowała je, wsłuchiwała się w ich głosy jak i spoglądała w ślepia, które były niczym zwierciadła zawierające w sobie wszystkie te odczucia kłębiące się w umyśle, nawet gdy ciało starało się je zakryć. Dzięki temu mogła dowiedzieć się więcej na ten temat, poznać go lepiej, lecz... nadal nie była w stanie ich zrozumieć.
Może tak naprawdę to wszystko jej się zdawało? Uczucia które skrywały się w jej wnętrzu były jedynie kłamstwem, dziwnym złudzeniem, które tak naprawdę nie miały miejsca, a ona omijała coś niezwykle istotnego?
Tejfe natomiast... był inny. Inni niż smoki, które do tej pory spotkała. Widziała osobniki których wypełnione gniewem ślepia ukazywały wszelkie zło kryjące się w środku, których niewzruszone niczym ciało przyjmowało łagodną postawę, jakby zachęcającą, kuszącą do zbliżenia się, żeby następnie zadać morderczy cios skierowany prosto w serce. Były także i smoki pełne opanowania i rozwagi, których słowa były wypowiadane z przemyśleniem, a potęga umysłu nie pozwalała żeby emocje przejęły nad nią kontrolę.
Było ich wiele, wiele różnych, jednak pod wieloma względami podobnych do siebie. Każdy coś chował i ukrywał się za starannie wykonaną maską iluzji.
Gdy zobaczyła łzy spływające po policzkach, coś w jej środku drgnęło. Z początku nie zwróciła na to większej uwagi, lecz dopiero po dłuższej chwili była w stanie to dostrzec. Zrozumiała to. On był inny. Gdy był szczęśliwy, uśmiechał się. Kiedy odczuwał smutek lub wzruszenie, z jego oczu płynęły łzy. Mówił to co myślał, a emocje tańczyły na jego pysku, błyszczały wśród błękitnych ślepi i nawet jeśli nie było to wszystko co tak naprawdę odczuwał w tym momencie – nie walczył z tym. Nie ukrywał tego pod warstwą kłamstw i pozwalał by jego uczucia starły się ze światem zewnętrznym.
W sercu białołuskiej pojawił się podziw jak i żal. Niechroniony przez kłamstwa, wystawiony na ciężką bitwę między nim samym, a okrucieństwami tego świata. Co się stanie jeśli trafi na kogoś nieodpowiedniego?
Wyrwała się z przemyśleń, ponownie skupiając swoją uwagę na towarzyszącym jej smoku. W jej sercu zagościła ulga gdy jej gest nie został negatywnie odebrany, a kolejne słowa złotołuskiego sprawiły, że wężowa uniosła jedną brew. Jego dzieciństwo... do tej pory myślała, że od momentu wyklucia był jednym z członków Stada Cienia, lecz ich rozmowa wyjawiła prawdę. Sama... nie wiedziała czy tęskni za swoim dzieciństwem. Posiadała wiele miłych i przyjemnych wspomnień do których chętnie wracała, ale czy powróciłaby do dawnego życia?
Nie, zapewne by tego nie zrobiła, niezależnie od tego jak piękne by było.
Rozmowa o terenach i raju przeciągnęła się dalej, kusząc smoczycę do przemyśleń na ten temat. Może rzeczywiście gdzieś w oddali byłoby miejsce zdecydowanie wygodniejsze jak i przyjemniejsze do życia? Może Tejfe miał racje i należało wyruszyć z Wolnych Stad, poszukując "Raju". A może...
– Gdy teraz ponownie się zastanawiam... czy słowem "Raj" można określić jedynie lśniące rzeki i kwieciste wzgórza, albo tereny wypełnione zwierzyną i owocami, na których nigdy nie zabraknie pożywienia? Być może tak naprawdę Raj nie jest miejscem cechującym się jedynie pięknem krain w nim zawartych, lecz jest tworzony przez istoty które w nim żyją? – rzuciła nagle – Ten staw... Jest piękny, nieprawdaż? Woda lśni niczym najprawdziwsze srebro, podczas gdy promienie Złotej Twarzy mienią się na nim całą gamą kolorów. Pozostałości lodu niczym ozdoby pływają po rozległej tafli i błyszczą odbijając światło. Spacerując po okolicznych terenach widziałam wiele takich miejsc, pięknych i zapierających dech w piersi. Czy są one gorsze niż te, które znajdują się daleko stąd?
Czy gdyby nawet wyruszyli stąd i znaleźli piękniejsze miejsce, to czy byłoby ono "Rajem"? Czy może by wyglądało dokładnie tak samo jak to w którym aktualnie się znajdują?
– Wszystkie te miejsca i krainy, wszystkie ziemie, zarówno te skryte pod barierą jak i znajdujące się poza nią są… myślę, że mogłabym porównać je do kwiatów – kontynuowała chwilę później – Piękne, kuszące swym wyglądem jak i zapachem, niezależnie od swojego rodzaju czy formy, niezależnie od tego czy spoglądasz na pospolity mniszek lekarski, czy różę albo orchidee. Każdy cechuje się czymś innym i jest niepowtarzalny. Nawet gdy część z nich bardziej przykuwa wzrok, cała reszta nie traci swojego piękna. Tak samo jak te krainy, które choć mogłyby ulegać odległym terenom, wciąż posiadają w sobie coś specjalnego, coś co odróżnia je od innych i sprawia, że nigdy nie będą mogły być takie same – zamilkła na zaledwie kilka sekund nim zaczęła mówić dalej – Więc czy naprawdę “Raj” jest zależny od ziem na których się znajduje? Czy może tworzą go smoki, które obrały sobie te tereny za dom i to ich wybory decydują czy ich kraina będzie niczym utopia lub pełne cierpienia więzienie?
Ciało delikatnie drgnęło, gdy Tejfe objął jej łapą swoją własną. Była nieprzyzwyczajona do fizycznego kontaktu z innymi smokami, więc nawet najdrobniejsze gesty potrafiły ją zaskoczyć, wprawić w zdezorientowanie. Niezależnie od tego co odczuła teraz w środku, nie odrzuciła gestu i zastygła w bezruchu na krótką chwilę, kontynuując rozmowę.
– Masz rację – potwierdziła jego słowa – Nawet jeśli w moim sercu wciąż tli się nadzieja, że być może moja mentorka kiedyś zjawi się na tych ziemiach, muszę pogodzić się z tym, że prawda będzie zapewne inna. Posiadam jednak wiele wspomnień jak i umiejętności, których mnie nauczyła. Wciąż noszę ze sobą wiedzę którą się ze mną podzieliła… to tak jakby cząstka niej wciąż była przy mnie. Mimo, że nie jestem w stanie jej dostrzec i spotkamy się dopiero gdy po śmierci zaświecimy wśród gwiazd.
Uśmiechnęła się lekko słysząc ostatnie słowa. Raj… przepiękna utopia, która być może istniała gdzieś daleko od nich… a może sami właśnie się w niej znajdowali? Od czego tak naprawdę zależała? Ziem, a może warunków stawionych przez rządzące nią istoty? Czy tak naprawdę nie istniała, była jedynie urojeniem, pragnieniem odkrycia lepszego świata?
Być może kiedyś się o tym przekonają.
: 24 lut 2019, 12:15
autor: Tejfe
Nie mógł wiedzieć jakie emocje i spostrzeżenia wywołuje w swojej rozmówczyni, gdyż nie zdradzała się z nimi bardzo wyraźnie. Wiedział tylko tyle, że się musi nad nim zastanawiać. Jej spojrzenie skierowane w niego, a także zamyślenie – wskazywało na to. Czy bierze mnie za miękkiego, tkliwego samca, który nie panuje nad własną emocjonalnością i powinien wreszcie wziąć się w garść?
A może myśli, że jestem dziwny i jakiś taki nieporadny?
Może mnie żałuje, a może darzy mnie sympatią?
Czy wydaje jej się w ogóle interesujący? – myślał, w końcu dochodząc do wniosku, że może wcale myśli Sylmare nie dotyczyły jego, a tematu, o którym rozmawiali.
Chociaż miał tez lekką nadzieję, że i nad nim zastanawiała się w momencie, w którym przez moment wydawała się odlecieć w obłoki. Nie wiedział czemu, aż tak zależało mu na tym, by pomyślała o nim coś miłego.
Może dlatego, że sam miał ją za miłą?
Taka delikatna, a jednocześnie opanowana. Poszukiwaczka piękna, a sama stanowiąca jego istotę. Wrażliwa, sympatyczna, a także mądra.
Czy to nie ignorancja z mojej strony wystawiać jej taki obraz? Chociaż myślę o niej pozytywnie, nie powinienem oceniać jej po jednej, dłuższej rozmowie. – powiedział do siebie, po czym poczuł nieskrywaną ulgę w momencie, kiedy Sylmare wróciła do rozmowy i pozwoliła mu porzucić jego natrętne myśli.
Znowu, z pasją wrócił do myśleniu "o raju", o którym rozmawiali. Znowu ten temat przysłonił mu jego wcześniejsze rozważanie, a w jego oczach zapłonęła szczera radość wywołana rozkwitającą dyskusją.
-Och, chyba źle się wcześniej wyraziłem. – powiedział nieco zaskoczony jej odpowiedzią, w której to chwaliła piękno srebrzystego stawu, nad którym się teraz znajdowali jak i tym, że zaczęła porównywać krajobrazy i miejsca do kwiatów. –Ja również doceniam piękno krainy, w której żyję. Jak i doceniałem piękno krajobrazów, po których poruszałem się za młodu. Niby to było dawno temu, ale pamiętam je dość dobrze, bo wiele z nich było do siebie podobnych. Pokryte śniegiem równiny. Tutaj też jest takich wiele, ale mimo to niektóre z nich się wyróżniają. Szklisty Zagajnik jest przepiękny.Szczególnie Lustrzany Las. Powinnaś go koniecznie zobaczyć, jeśli jeszcze nie widziałaś... Gdyby ktoś spytał mnie o najpiękniejsze miejsce jakie znam, wybrałbym właśnie je. Chociaż nie widziałem jeszcze tak wielu. I zastanawia mnie bardzo jak wyglądają kwiaty, które mi opisałaś.– odpowiedział, zastanawiając się jednocześnie jak ta smukła, biało-czerwona istota pozbawiona skrzydeł, a jednocześnie będąca tak ślicznym zjawiskiem, potrafi tak barwnie i poetycko opisywać otaczający ją świat. Czyżby to było wrodzona talent czy tego nauczyła ją także jej opiekunka?
–Kiedy mówiłem wiec o Raju, nie miałem na myśli tylko pięknych scenerii,a przede wszystkim tę "utopię", o której wspomniałaś. Wyobrażam ją sobie w taki sposób, że każdy żyje ze sobą w zgodzie, w szczęściu, i że nie ma między smokami podziałów ani hierarchii. Każdy darzy siebie szacunkiem i służy pomocną łapą...– zatrzymał się nagle. Zdjął łapę, którą trzymał na ręce Sylmare i spojrzał nagle w niebo.
–Dużo myślę, Sylmare. Miejsce, które sobie wyobrażam z pewnością nie przypomina naszych Wolnych Stad. Za dużo krzywdy widziała ta kraina, ale... wiem też że moja wizja jest nierealna. Stąd też moja słowa o tym, że Raj musi być miejscem, w którym żyją nasi bliscy. To jest też pewnie powód, dla którego smoki stąd nie odchodzą. – gwałtownie odwrócił się z powrotem w stronę samiczki, jakby nagle przyszła mu do głowy świetlana myśl, którą koniecznie chce się z nią podzielić.
Nie zdążył jednak tego zrobić, gdyż nagle myśl się ulotniła, a on tylko westchnął smutno, odnajdując swoim spojrzeniem spojrzenie jej rubinowych, hipnotyzujących ślepi.
–Zadaje Ci jakieś dziwne pytania, nad którymi się głowisz, a potem sam udzielam na nie sprzecznych odpowiedzi. Jest tak jak mówisz. Od naszych wyborów zależy czy uczynimy swoją krainę Rajem czy więzieniem. Każdy krajobraz można nazwać pięknym, ale nawet najbarwniejsze scenerie nie będą miejscem godnym do życia, jeżeli inni będą panoszyć się na nim ze swoim okrucieństwem i złem. – powiedział, kierując spojrzenie na jej wciąż pływającą w wodzie łapę. On od początku ich rozmowy zdążył ją wsadzić i wyjąć już kilka razy, a ona wciąż niezmordowanie trzymała ją dalej.
–Dziękuję, że ze mną o tym rozmawiałaś. Większość woli raczej rozmawiać na bardziej prozaiczne tematy. – parsknął śmiechem. –I właściwie wcale im się nie dziwię. Nie obraziłbym się teraz, gdybyś stwierdziła, że byłem nużący.– powiedział i ostrożniej niż wcześniej wrócił do trzymania jej łapy. A właściwie miał zamiar wrócić, bo w momencie, gdy z powrotem włożył łapę do wody, przypomniał sobie jej nagły bezruch i drgnięcie ciała. Pierwsza go dotknęła, ale może nie lubiła gdy robił to ktoś inny? Może jak Miękka musiała przyzwyczaić się do kontaktu fizycznego?
–Przeszkadza Ci, gdy Cię trzymam?– spytał całkiem naturalnie, po czym dodał.–Jak kiedyś będzie cieplej, będziemy mogli popływać w wodzie, jeśli chcesz. – zaproponował. tym samym dając jej zrozumienia, że ma nadzieję na kolejne, taie spotkanie. Jeśli zaś chodzi o pływanie, nie lubił pływać – dużo bardziej podobało mu się latanie, ale z jakiegoś powodu wydało mu się, że Sylmare ma inne preferencje. Tym bardziej, że wcześniej nie zaprzeczyła, gdy skojarzył jej rasę z płynącymi nurtami rzeki.
Samiczka na spokojnie przyjęła jego słowa, jego rady na to jak powinna poradzić sobie z przeszłością. Może tak naprawdę była już z nią pogodzona, a on nie potrzebnie chciał ją pocieszyć. Chociaż czy niepotrzebnie? To co powiedziała później nie przypominało żadnego zawstydzenia czy zagniewania wywołanego jego słowami.
Więc chyba zrobiłem dobrze, dzieląc się z nią swoją przeszłością i swoimi myślami?– pomyślał, a w jego jasnych oczach znowu zatańczyły wodne chochliki. Tym razem jednak nie popłynęły po jego pyszczku.
–Zaświecenie razem wśród gwiazd. Brzmi to naprawdę pięknie.
: 04 mar 2019, 20:27
autor: Miraż Snów
Była w stanie dostrzec kim jest Tejfle, lecz co tak naprawdę... czuła wobec niego? Sympatię? A może zwykłe zaciekawienie jego osobą?
Choć nauczyła się dostrzegać wiele rzeczy, relacje między smokami były dla niej niezwykle skomplikowane – możliwe, że to ze względu na to, że wężowa nie miała styczności z innymi smokami, nie posiadała stada ani rodziny. Jedynie opiekunkę, którą... kochała? A może tak jej się po prostu wydawało?
Czym było to uczucie?
Pokiwała powoli głową gdy samiec wytłumaczył swoją wizję "raju". Ich myśli były w tym momencie tak podobne, piękne, ale też i smutne. Co z pięknych wizji, jeśli są one nierealne, jeśli doprowadzenie do nich było niemożliwe? Samiczka poruszyła się nagle, poprawiając pozycję w której siedziała nad brzegiem jeziora, a jej ogon owinął się wokół jej lewej łapy, podczas gdy myśli cały czas były pogrążone w przemyśleniach.
Nawet jeśli nie była w stanie określić swoich uczuć względem złotołuskiego, zdawała sobie sprawę z tego, że lubi jego towarzystwo jak i przyjemnie spędza jej się czas na rozmowie.
– Będziemy mogli ich poszukać gdy tylko nadejdzie wiosna – odpowiedziała na słowa dotyczące kwiatów – Przy okazji zwiedzimy także resztę terenów obejmowanych przez barierę, zapewne znajduje się tu jeszcze wiele miejsc wartych podziwu. Tak jak Lustrzany Las o którym wspomniałeś.
Mogłaby też stworzyć iluzję wymienionych przez nią kwiatów za pomocą maddary, ale... czy miałoby to sens? Czy zwykły twór stworzony za pomocą mocy mógłby się równać pięknu prawdziwych kwiatów?
Nawet jeśli ich wygląd byłby taki sam, ich zapach byłby łudząco podobny... białołuska wciąż wiedziała, ze nie będzie w stanie odwzorować ich prawdziwego piękna.
– Jestem tu zaledwie od kilku księżyców i nie znam historii tych terenów, lecz jestem w stanie domyślić się o czym mówisz. Żadne miejsce... nie jest idealne. Zarówno Stada jak i ziemie poza barierą zapewne widziały wiele krzywd i choć ich historia spisana jest krwią, wiele smoków nie uczy się na dawnych błędach. Wciąż podążają ścieżką wydeptaną przez ich przodków zamiast poszukać nowej drogi – mówiła spokojnie – Lecz może istnieje niewielki promyk, może zaledwie iskra nadziei, że pewnego dnia czyjaś łapa stanie na ścieżce prowadzącej ku "utopii". Że jego rządy i decyzje sprawią, że krainy wypełnią się radością, a całe cierpienie zaniknie. Być może kiedyś nastanie taki dzień – zamilkła na krótką chwilę – Lecz nawet gdyby do tego doszło, istnieje ryzyko, że wszystko zostanie stracone przez szpony kogoś z zewnątrz. Szczęście jest kruche i nawet jeśli przebędzie się całą drogę ku niemu, wystarczy zaledwie jeden błąd żeby wszystko runęło.
Rzeczywistość była smutna. Choć wizja idealnej krainy była tak prosta, była jednocześnie tak ciężka do zrealizowana. Gdyby tylko każdy był w stanie to dostrzec i postarał się dotrzeć do wspólnego celu...
Delikatnie przekrzywiła łeb słuchając kolejnych słów samca, tym razem dotyczących ich rozmowy.
– Dlaczego? – spytała odrobinę niepewnie – Nie uważam, że jesteś nużący i nie uważałam tak też wcześniej gdy dzieliłeś się ze mną swoimi myślami – zamilkła na krótką chwilę, zastanawiając się nad dalszą częścią swojej wypowiedzi – Tejfe... gdy coś przyjdzie ci na myśl, nie bój się tym podzielić. Nie musisz przepraszać za swój płacz, nie musisz też czuć się niepewnie, zapewniać mnie, że nie muszę odpowiadać na twoje słowa – kontynuowała już spokojniej – To nie jest nic złego. Wydaję mi się, że powinieneś... bardziej uwierzyć w siebie. Uwierzyć w to co mówisz i myślisz, gdyż nie jest to głupie, a wręcz przeciwne. Świat potrzebuje takich jak ty, o trzeźwym spojrzeniu, chcących dążyć ku dobru.
W końcu o tym przed chwilą rozmawiali – o utopii jak i smokach, które mogłyby ją tworzyć. Choć marzenia wydawały się niezwykle odległe... lecz może w dalekiej przyszłości miały szanse się ziścić?
– Nie, chyba nie – drgnęła lekko gdy zadał kolejne pytanie, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że jej łapa wciąż tkwiła w wodzie. Nie wyciągnęła jej.
Uśmiechnęła się lekko i przytaknęła łbem, gdy Wyśniony zaproponował pływanie w jeziorze, kiedy tylko się ociepli. Podobała jej się ta myśl, gdyż w wodzie czuła się najlepiej – tak jak przystało smokom wężowym... choć samiec mógł o tym nie wiedzieć, w końcu nie widziała wśród Wolnych Stad innych osobników jej gatunku.
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie liczyła na to, że uda jej się tutaj spotkać kogoś podobnego do niej... ale cóż może na to poradzić?
– Merialeth opowiadała mi, że gdy dusze smoków opuszczą nasz świat, odchodzą ku górze żeby zabłysnąć na nocnym niebie jako gwiazdy – dodała chwilę później – Choć ma to związek ze śmiercią, wydaje mi się, że jest także... piękne. Nocne niebo ozdobione gwieździstymi obrazami... Ciekawe czy oni spoglądają na nas, tak jak my na nich?
: 06 mar 2019, 19:23
autor: Tejfe
Czasami dwójce obcych smoków zdarza się przeprowadzić między sobą rozmowę, która nie tylko doprowadzi do początków jakiejś bliżej relacji, jaką na przykład może być przyjaźń, ale da im coś dużo więcej. Coś co już na zawsze pozostanie z nimi. Wspomnienie, wrażenie, że znalazło się na tym dziwnym świecie kogoś z kim można było podzielić się czymś – czym właściwie niewielu się dzieli. Jakąś prawdą, która kryje się wewnątrz każdego.
Rozmawiali przecież o rzeczy niepozornej, o jakieś nierealnej utopii i o własnych wspomnieniach, ale to właśnie ta rozmowa sprawiła, że Tejfe poczuł, że między nim a Sylmarą rodzi się jakaś bliższa więź. Jakieś nienazwane porozumienie.
Nie odrzuciła jego marzycielskich idei, wręcz przeciwnie. Zaczęła snuć nowe, piękne wizje razem z nim – wymieniając się swoimi spostrzeżeniami i uwagami.
Jak wiele można poczuć i zrozumieć podczas takiej niecodziennej rozmowy...– pomyślał Tejfe, który do tej pory nie znalazł jeszcze kogoś z kim mógłby na spokojnie, bez krzyków i kłótni, porozmawiać o sferze idei i marzeń. O tym jak chciałby żeby wyglądał świat, o postrzeganiu piękna i o tym co może definiować szczęście i pojęcie "raju".
To było naprawdę ujmujące doświadczenie.
–Bardzo chętnie. Może połączymy to z pływaniem w rzece, o którym wspomniałem?– zagadnął wesoło na jej słowa o kwiatach, po czym spoważniał, gdy przeszła do dalszej części wypowiedzi.
–A więc wizja utopijnej rzeczywistości nie jest możliwa.– podsumował Tejfe, podnosząc łeb do góry. –Skoro błędy są nie do uniknięcia, to nie może ona istnieć. W prawdziwiej utopii nie powinno być miejsce na jakiekolwiek pomyłki, a skoro jest to niemożliwe – bo zawsze pojawi się ktoś lub coś – co zakłóci równowagę idealnego społeczeństwa – to jedynym co możemy, to starać się tylko zbliżać do pewnych ideałów. Starać się naprawiać błędy i pokonywać przeszkody. Dawać światu to co najlepsze i najpiękniejsze. Nie wytępimy całkiem ze świata zła, ale możemy starać się, by było go jak najmniej i tuszować je dobrem. Przez to szczęście wcale nie będzie kruche. Bo chociaż nie będzie ono szczęściem zbudowanym z idealnego świata, to jeżeli będziemy się starać o nie dbać – tak jak powiedziałem – to wtedy... wtedy może trwać ono bardzo długo.– Znowu mówił trochę jak w gorączce, rozemocjonowany, uskrzydlony myślami, które trochę sam w sobie zaszczepił, a które trochę zaszczepiła w nim Sylmare.
Zapalony myślą o szczęściu, przygasł trochę, gdy samica zwróciła temat ku jego osobie.
Zdjął wtedy łapę z jej łapy, chociaż zapewniła, że nie sprawia jej to kłopotu. Wysłuchał tego co powiedziała mu białolica, a następnie zwiesił głowę do dołu.
Chwilę milczał, pozwalając by już z w ciszy dotarły do niego wypowiedziane chwilę wcześniej słowa pięknej smoczycy. W końcu podniósł głowę do góry i nieśmiało wyłapał jej spojrzenie. Chociaż tym razem jego oczy były suche, widać było po nim pewne wzruszenie, ale też smutek. To co powiedziała mu samica, było prawdą.
–Kiedyś taki nie byłem. Byłem dzieckiem, które wierzyło nie tylko w świat, ale też w siebie i w innych. Przynajmniej starałem się. Potem, mając zaledwie dwanaście księżycy, doświadczyłem czegoś bardzo złego. W Cieniu nie było wtedy dobrze... Mówisz, że nie znasz historii tych terenów. Może i tak właśnie powinno być. Nie brzmią miło. Pełno w nich przelanej krwi i śmierci. Często zadawanej z naszej winy. – przełknął głośno ślinę i patrzył dalej w pysk Sylmary, chociaż ciężko mu było mówić o czymś takim i jednocześnie błądzić w jej rubinowym, niespotykanym spojrzeniu.
–W okresie, o którym mówię – Eliana walczyła o przywództwo. Otruła dawną przywódczynię i przyniosła jej zwłoki na Zdradliwe Urwisko. I wtedy.. – w tym momencie poddał się i cofnął wzrok na bok. –Ona zmartwychwstała. I zdecydowała się zemścić na mojej matce. Rozpoczęła się walka, w której Arkana znowu straciła życie, ale wcześniej stworzyła potwora, który próbował zabić również mnie.– Drgnął lekko, chociaż już przerobił tamto złe wspomnienie i miało ono miejsce dawno, wciąż trudno się o tym mówiło. Nie był to przecież przyjemny temat.
Kiedy skończył mówić, na nowo cofnął wzrok w spojrzenie Sylmary.
–Nim to się jednak wydarzyło, jak głupi błagałem przywódczyni o łaskę dla mej matki... Nie wiem czy to jej nie rozwścieczyło jeszcze bardziej. W każdym razie, teraz... czasami nie wiem czy kiedy coś mówię lub robię jest to właściwe. Zawsze działałem i wciąż działam intuicyjnie. Reaguje tak jak podpowiada mi serce, nie rozum. Czasami wiem, że jest to dobre. Że to co mówię i robię jest właściwe i nie powinienem z tego rezygnować. A czasami... w takich najprostszych momentach – jak chociażby teraz, gdy rozmawiałem z Tobą – czuję się tak bardzo niepewny swojego położenia, że nie wiem jak powinienem się zachowywać.
Zasłużyła zarówno na historię o Arkanie, chociażby ze względu na przynależność do Cienia – musiała wiedzieć w jakie środowisko weszła, jak i na jego historię – ze względu na to, że sama zachowała wobec niego szczerość. Sylmara powiedziała mu coś o sobie, więc i on jej zaufał i powiedział jej coś o sobie.
–Myślę, że tak właśnie jest. Mój brat często rozmawia ze swoją mamą w ten sposób, wierząc że świeci ona właśnie dla niego.– powiedział, a nagle jego myśl zwróciła się ku Fae. Dokąd odeszła ta biedna, smutna samiczka?
: 09 mar 2019, 20:19
autor: Miraż Snów
Rozmowa o raju, tak pięknym, ale i nierealnym. Rozmawianie o marzeniach, swoich własnych wymysłach i przemyśleniach... nie miała nic przeciwko takiej rozmowie, a wręcz była wdzięczna Tejfe, że zaakceptował jej towarzystwo jak i zdecydował się spędzić z nią czas, skłonił ją do przemyśleń... o rzeczach o których rozmyślała też już wcześniej.
Gdy pierwszy raz postawiła łapę pod barierą, ujrzała Tereny Wolnych Stad, poznała żyjące tu smoki... czy uznała to miejsce za utopię? Nie, zapewne nie. Jej ślepia widziały ile bólu i cierpienia przeżyła ta kraina, choć nie znała dokładnie jej historii – jedynie zlepki informacji jak i historie opowiadane jej przez mentorkę.
Jednak w jej sercu narodziły się inne odczucia. Po księżycach tułaczki w końcu odnalazła miejsce, które mogłaby nazwać domem. Miejsce w którym nie musiała martwić się o to czy dożyje następnego dnia, gdzie będzie mogła spędzić czas z innymi smokami jak i szkolić się w obranej przez siebie drodze. To było... jak sen. Tak nierealne, piękne, jakby sobie to jedynie uroiła. Jakby to wszystko było jedynie iluzją, spowodowaną przez zmęczenie podróżą.
A Tejfe myślał, że wężowa pochodzi z miejsca, które można by określić rajem. Było to dla niej dość... niespodziewane. Ale też skłoniło do kolejnych rozmyślań z których narodziła się rozmowa.
Skinęła głową gdy złotołuski dorzucił kolejną propozycję, a następnie wsłuchała się w jego słowa.
– Tak, wydaje mi się, że masz rację – odpowiedziała – Niezależnie od starań nie będziemy w stanie wytępić wszelkiego zła, ale mimo to możemy starać się dążyć ku dobru. Poprawiać błędy przeszłości i obierać prawidłowe ścieżki, a dotrzemy do szczęścia, które nie rozsypie się przez długi czas a może nawet i wieczność. Czy w takim wypadku... jest sens marzyć o utopi, skoro możemy stworzyć swoje własne szczęście?
Była to kwestia dla każdego indywidualna, gdyż każdy potrzebował czego innego żeby być szczęśliwym. Ale... czy potrzebowali pięknych krain, bez bólu, zła i cierpienia żeby być szczęśliwymi? Czy nie mogli odnaleźć tego mimo przeszkód? A co najważniejsze... czy w ogóle byliby szczęśliwi gdyby znajdowali się w takiej "utopi"?
A może utopia tak jak i szczęście... była dla każdego indywidualna, byłaby miejscem w którym czuliby się po prostu dobrze? Nawet, jeśli nie byłoby perfekcyjne...
Zauważyła, że jej poprzednie słowa dotyczące jego osoby wywołały pewną zmianę w samczyku. Widziała wyraz jego pyska jak i skryty w nim żal i smutek. Czym były one spowodowane? Czyżby powiedziała coś złego?
Adept postanowił się podzielić z nią fragmentem historii o której nie wiedziała – krwawym, pełnym bólu z którym jeszcze nie spotkała się w tym miejscu, choć spodziewała się, że w przyszłości może być różnie. Spoglądała na Tejfe, widziała jak jego wzrok spotyka się ze szkarłatem jej oczu, a następnie ze srebrem stawu, gdy cały czas kontynuował historię.
Czy powinna oceniać wybory zarówno złotołuskiego jak i Eliany? Nie, na pewno nie. Nie była jeszcze częścią stada gdy owe wydarzenia miały miejsce i nie wiedziała czym były spowodowane. Nie mogła więc stwierdzić czy były słuszne, dlatego jedynie powoli pokiwała łbem w zrozumieniu, cały czas słuchając.
Gdy pierwszy raz ujrzała Tejfe, spojrzała na niego ze współczuciem gdy dostrzegła pokrywające go blizny. Nigdy nie czuła się na tyle pewnie żeby spytać o ich pochodzenie, lecz teraz najwyraźniej dowiedziała się w jaki sposób powstały. Serce ponownie zostało ściśnięte przez ból, kiedy spoglądała na poparzone łuski i słuchała o decyzji jak i wątpliwości adepta.
Zauważyła jak zdjął łapę, lecz nie pozwoliła mu jej cofnąć. Szkarłatne szpony lekko ją chwyciły, uważając by przypadkiem jej nie zadrapać, a samica uniosła łeb spoglądając na Tejfe.
– Stanąłeś w obronie własnej matki, mimo, że byłeś jedynie pisklęciem. Stawiłeś czoła dużo silniejszej przywódczyni nawet jeśli nie mogłeś z nią walczyć... nie mi oceniać, czy było to właściwe zachowanie, ale mogę dostrzec jedno – odwagę – zaczęła mówić – Historia o której wspominasz... jest pełna krwi jak i cierpienia, ale to jest jedynie jej część. Zwyciężyliście, Tejfe. Pokonaliście zło i ruszyliście nową ścieżką żeby naprawić popełnione błędy.
Zamilkła na chwilę, niepewna czy powinna mówić dalej – co jeśli złotołuski się zdenerwuje? Jeśli powie coś nieodpowiedniego?
Rozmawianie z innymi było momentami bardzo... trudne.
– Chwile o których wspominasz są zapewne dla ciebie bardzo ciężkie. Kojarzą ci się jedynie z bólem, ale... jest w nich coś jeszcze – zaczęła – Starłeś się ze śmiercią i wyszedłeś z tej bitwy zwycięsko. Nawet jeśli wciąż nosisz na sobie blizny przypominające ci o tamtym wydarzeniu, nie są one oznaką twojej słabości. Mogą przypomnieć ci także o twojej wytrzymałości, twojej sile, Tejfe.
Jej łapa drgnęła, a końcówka ogona nerwowo kiwała się na boki gdy samica kontynuowała.
– Pokonaliście zło żeby dobro mogło zająć jego miejsce. Nawet jeśli wasze wybory nie były idealne... to czy powinniście ich żałować? – spytała – Nie wiem czy kierowanie się uczuciami jest odpowiednie. Nie potrafię się w nich do końca odnaleźć i ich zrozumieć, ale myślę, że serce prowadzi cię w dobrym kierunku.
Wciąż spoglądała na złotołuskiego, a szkarłatne szpony obejmowały złote łuski. Jak zareaguje, co jej odpowie?
Coś jakby ścisnęło jej serce, sprawiło, że przez krótką chwilę nie mogła złapać oddechu. Strach? Być może.
: 11 mar 2019, 18:28
autor: Tejfe
–Chyba,,, chyba nie ma żadnego sensu.– odpowiedział miękko, patrząc na nią czule, wciaż rad, że odnalazł w niej kogoś z kim mógł poprowadzić taką rozmowę.
Chyba tak powinna wyglądać dyskusja. Chociaż ich zdanie nie zawsze było takie samo, mówili nie podnosząc na siebie głosu, słuchając z uwagą swojego rozmówcę i dość często przyznając mu rację. W końcu doszli do momentu, w którym oboje wyciągnęli jakieś wnioski i być może dzięki tej rozmowie – coś w ich życiu zmieni się na lepsze.
Czy w życiu Tejfe coś się zmieni? W sposobie jego myślenia? Możliwe, że tak. Możliwe, że myśląc teraz o swoim miejscu w stadzie i w Wolnych Stadach – przestanie wreszcie się zastanawiać nad tym – jak wiele rzeczy nie jest tu właściwych, i że może tam za barierą – świat jest lepszy. Może teraz właśnie upadło w nim to skrywane pragnienie odejścia z tych terenów, coś do czego się nie przyznawał, a co jednak gnieździło się gdzieś na dnie jego duszy? Może od tej chwili – zamiast snuć marzeń o lepszym świecie, będzie robił wszystko – żeby ten świat rzeczywiście taki dla niego był?
Ale cóż właściwie powinien w takim razie robić? Czy wystarczający jest fakt, o którym już wspomniał – otaczanie się tymi, których kocha? I dbanie o nich? Do tego rozwój swoich magicznych zdolności, niekoniecznie poprzez walkę... Podziwianie rozkwitającej przyrody, wykonywanie stadnych obowiązków... Czyż to nie jest wystarczające źródło szczęścia? – przemknęło mu przez myśl, a pamięcią cofnął się znowu do czasów swojego dzieciństwa. Ciągłe wędrówki z miejsca na miejsca. Strach. Niepokój.
Nanti nie miała żadnego punktu stabilizacji, nie miała domu... Czy dlatego musiała mnie porzucić? Żeby wrócić do tego co bezpieczne?– po raz pierwszy taka myśl przemknęła mu przez głowę, gdy próbował usprawiedliwić decyzję swojej biologicznej matki. I po raz pierwszy miał wrażenie, że mógł udzielić sobie właściwiej odpowiedzi na pytanie, które gnębiło go, gdy miał 9 czy 10 księżycy.
Znowu uleciał gdzieś myślami w stronę, w którą nie powinien był się teraz kierować. Przecież rozmawiali o czymś bardziej bliskim, o czymś co miało miejsce nie tak dawno temu.
Podzielił się z nią historią tego co wydarzyło się na Zdradliwym Urwisku, ponieważ jej ufał i czuł, że powinna wiedzieć. Nie spodziewał się jednak, że mu na to odpowie. Radził sobie z traumą, którą wtedy go napiętnowano i miała ona miejsce przed prawie 10 księżycami. Nie spodziewał się, że ktokolwiek mógłby go jeszcze po tym wszystkim pocieszać. Nie był już przecież dzieckiem. Kiedy więc Sylmare powiedziała o jego braku pewności siebie, niskim poczuciu wartości – powiedział jej tę historię, chcąc by też zrozumiała – dlaczego się taki stał.
Nie pomyślał, że może słowami będzie chciała próbować odbudować w nim na nowo wiarę we własne możliwości.
Wysłuchał jej dobrego i ciepłego słowa, czując że mimo wszystko, ogarnia go w sercu jakieś wzruszenie. Poczuł też jak chwyta jego łapę, stanowczo, a jednak ostrożnie. Zwrócił na moment łeb w stronę ich trzymających się dłoni i przez głowę przeszło mu pytanie – ile razy już dzisiaj puszczali i łapali nawzajem swoje ręce?
–Nigdy nie myślałem o tej historii jak o zwycięstwie. Traktowałem ją raczej jako wielką przegraną – zarówno dla mnie i dla mojej matki, po której powoli uczyłem się odnosić małe sukcesy. Pierwsze wyjście z groty, ponowne udanie się na Zdradliwe Urwisku, pierwsza normalna rozmowa, pogodzenie się z matką, z którą w tamtym czasie się kłóciłem i ponowne zauważenie, że życie dalej płynie, że mimo zaznanej krzywdy – muszę dalej płynąć z nurtem czasu, bo nikt nie będzie na mnie czekał. Wiele pomogła mi wtedy moja siostra, Aerthas... i jeżeli o takie zwycięstwo chodzi... to możesz mieć rację. – przekrzywił łebek na bok i z powrotem wrócił do patrzenia w jej rubinowe ślepia.
Czuł się teraz bardzo obnażony, ale mimo to – nie było to zawstydzające uczucie. Czy to dlatego, że zobaczył, że ona również jest poruszona i nawet zdenerwowana?
–Tak. Zwyciężyłem ze śmiercią.– potwierdził dość głucho jej słowa, czując drżenie jej łapy. Drugą, wolną łapą, przykrył teraz jej dłoń, jakby chcąc zatrzymać to drżenie. Mocniej zaparł się tylnymi nogami o ziemię, by się przypadkiem nie zachwiać.
–Chociaż kiedy to się wydarzyło, chciałem by było inaczej. Wolałem z nią przegrać. Jednak... teraz, cieszę się, że mi się udało. – z jego gardła wydobył się nagle lekkie parsknięcie, delikatny śmiech. Niebieskie oczy postanowiły jednak zabłysnąć ponownie łzami, a sam Tejfe wydał się teraz bardzo rozluźniony.
–Chyba dopiero w tej chwili uświadomiłem sobie jak ogromne miałem wtedy szczęście. Przecież ja otarłem się o śmierć... a mimo to żyję. Rozmawiam z Tobą, śmieję się teraz przy Tobie. Zastanawiałem się po tym wszystkim, co takiego musiałem uczynić bogom – że mnie tak pokarali? A może powinienem był pytać, za co mnie tak bardzo pokochali, że dali mi tę drugą szansę?– przegryzł lekko dolną wargę, po czym już nieco mniej pewnie, spytał.
–To nie głupie, prawda? – Nie czekał jednak na jej odpowiedź, wydawało mu się bowiem, że już ją zna. Zamiast tego, zwracając uwagę na to, co powiedziała mu wcześniej, a nie chcąc tak długo koncentrować tematu na swojej osobie, dodał jeszcze:
–Chyba nie ma nikogo kto się całkiem odnajduję w swoich uczuciach i pragnieniach. Ja również się w nich gubię i to chyba coś całkiem normalnego. Nie zawsze musimy rozumieć co czujemy, choć pewnie tak byłoby łatwiej. Mnie samemu zdarza się bardzo szybko definiować własne uczucia, ale czasami orientuję się w nich po naprawdę długim czasie. Mam tę łatwość, że moje ciało reaguje na mój stan ducha – szybciej niż moja głowa. Chociaż przez to z kolei – nie jestem w stanie ukryć najbardziej podstawowych emocji, które zmieniają się we mnie bardzo szybko. Możliwe, że u Ciebie jest podobnie. Albo odwrotnie. Może tak jak moja przyjaciółka – nigdy nawet nie płakałaś? Niezależnie jednak od tego w jaki sposób wyrażasz swoje emocje i jak je określasz... myślę, że warto je brać pod uwagę w swoich wyborach. Może teraz dziwnie gadam, dość niezrozumiale, ale wiesz... przed chwilą, dzięki Tobie odkryłem coś naprawdę ważnego. Tak mi się przynajmniej wydaje. I nie wiem dlaczego powiedziałaś to co powiedziałaś, ani zrobiłaś to co zrobiłaś– tu nieznacznie uniósł do góry znajdującą się najniżej "piramidki" łapę –ale było to dobre. Może źle myślę, ale chyba mówiąc to – kierowałaś się przy tym jakimiś uczuciami. Nie. Na pewno się nimi kierowałaś. Chociażby zwykłą troską. Więc to chyba znaczy, że kierowanie się uczuciami musi być odpowiednie. Skoro dzięki nim robimy i mówimy coś, co pomaga drugiemu smokowi. Może nie zawsze jest najlepszym wyjściem, ale kiedy nie wiemy co robić – może to na nich właśnie powinniśmy się oprzeć? Jak sama powiedziałaś – koniec końców – dobrze wyszedłem na kierowaniu się tym co podpowiada mi serce.
: 26 mar 2019, 18:22
autor: Miraż Snów
Słuchała słów Tejfe z uwagą, skupiając się na wszelkich szczegółach. Mieli odmienne spojrzenia na wymienioną sytuację – potrafiła zrozumieć dlaczego młody adept postrzegał ją jako tragedię. To była tragedia, ale to nie oznaczało, że doprowadziła ich do zguby, a wręcz przeciwnie – poprowadziła ich w stronę zwycięstwa. Pozwoliła zauważyć nawet te najdrobniejsze elementy życia, które zazwyczaj były pomijane. Pozwoliła je docenić.
Nawet jeśli zostało to spowodowane dużym kosztem.
Pokonali zło – czy jest coś gorszego niż sprawowane przez nią rządy? Bycie ograniczanym, powoli niszczonym bez żadnej możliwości ratunku... aż zdecydowali się mu postawić. Rozpocząć bitwę, którą zwyciężyli, choć ponieśli przy tym duży koszt... ale czy to oznacza, że nie było warto?
– Każdy wybór niesie ze sobą konsekwencje, niezależnie od tego czy jest słuszny – odezwała się – Twoja matka zdecydowała, że nie będzie stać z boku – wolała stanąć do walki, stawić się za swoim stadem w celu pokonania zła, które nim rządziło. Czy było to odpowiednie? Nie ja powinnam to oceniać, jednak skutki tego wyboru są widoczne aż do dzisiejszego dnia – zarówno te pozytywne... jak i negatywne.
Pochyliła łeb, spoglądając na zetknięte dłonie w tafli srebrzystej wody. Lekko drżały pod wpływem zimna, lecz wciąż tam tkwiły, nie zważając na panujące dookoła warunki.
– Wszystko ma dwie strony, Tejfe. Coś, co może wydawać ci się największą karą, w przyszłości może się okazać, że jest całkowitym przeciwieństwem. Z czasem będziesz w stanie dokładnie dostrzec dobre strony wyborów, ale także te złe – uśmiechnęła się lekko – Dostałeś drugą szansę. Przeżyłeś – i to ma tutaj największe znaczenie.
Skupiła się na jego słowach dotyczących uczuć – wciąż był to temat, który był dla niej niewiadomą. Ilość związanych z nim pytań mnożyła się z każdą chwilą, a odpowiedzi brakowało, niezależnie jak bardzo chciała je uzyskać.
Zawsze trzymała się jedynie swoich myśli – nie chciała pozwalać aby to serce przejmowało ster nad jej czynami. Chłodny umysł i dokładny plan, analiza sytuacji... trzymała się tego i zawsze bała się sytuacji w której będzie musiała zadziałać szybko, skupiając się jedynie na swoich odczuciach. Były to dla niej momenty niezwykle niekomfortowe, ale gdy Tejfe teraz wypowiadał się na ten temat... może tak naprawdę nie były takie złe? Być może nie powinna chować ich w sobie, a pozwolić żeby emocje nią pokierowały?
Ale jak to zrobić, gdy wciąż były dla niej tak bardzo niezrozumiałe?
Otworzyła pysk jakby z zamiarem kontynuowała rozmowy, gdy z "transu" wyrwało ją... coś. Drobna kropla wody zderzyła się ze szczupłą łapą, a jej śladem podążył kolejne. Niebo, które jeszcze krótką chwilę temu lśniło niezakłóconym błękitem, zostało zasłonięte przez pojedyncze, szare chmurki. Niewielkie, ale zwiastujące nadchodzącą ulewę.
Uniosła powoli łeb, spoglądając ku górze... deszcz? Czy to oznaczało, że wreszcie zbliża się ocieplenie, a opady śniegu znikną na dobre? Być może. Skłamałaby, jeśli powiedziałaby, że nie oczekiwała tego z tęsknotą.
Lekko zdezorientowana ponownie skierowała swój wzrok w stronę Tejfe. Nie chciała kończyć rozmowy, lecz deszcz z każdą chwilą się nasilał, a z oddali można było usłyszeć ciche grzmoty. Droga do obozu nie była krótka... a ze względu na brak skrzydeł wężowa nie była w stanie szybko wrócić do domu.
– Chyba nadeszła odpowiednia pora żeby wrócić do obozu – odezwała się nagle, wyjmując łapę spod powierzchni wody.
Powoli wstała, lecz nie odchodziła – jej wzrok nadal był skupiony na złotołuskim... będzie zły, że nie poruszyła ostatniego tematu..? Jednak będą mieli jeszcze sporo okazji na to, żeby się spotkać i porozmawiać...
Może do tej pory uda jej się zrozumieć więcej?
: 29 mar 2019, 18:10
autor: Tejfe
Czy rządy Arkany rzeczywiście były złe? Czy rzeczywiście sprawiły, że żyli oni w stagnacji, nie rozwijając się... jak kryjące się w ciemności, niepotrafiące wyjść na światło cienie?
Nie potrafił tego ocenić. Był dzieckiem. Matka powiedziała mu, że tak właśnie było i w to uwierzył. Do tamtego dnia, nie zaznał ze strony przywódczyni żadnego zła... ale po zemście, którą ich ugodziła na Zdradliwym Urwisku... chyba nie był to dla nich najlepszy przewodnik.
Jednak czy Eliana nim była? Ostatnimi czasy chodziła taka przybita, zasmucona... W głowie znowu zajaśniało mu wspomnienie trudnej rozmowy ze złoto-łuską... O ich uczuciach, które były podobne i potrzebach tak bardzo innych.
To było dawno... pomyślał Tejfe, który na słowa Sylmary, skinął jej tylko głową.
Mógłby z nią rozmawiać jeszcze. Mógłby poruszyć z nią jeszcze tyle idei, dowiedzieć się czegoś o niej samej, powiedzieć jej coś o sobie... ale... zaczął padać deszcz.
Spojrzał w niebo. Nie zauważył kiedy chmury przykryły je szarą zasłoną, zajęty zbytnio biało-czerwoną samiczką.
Czyli to znak, że trzeba już się żegnać? – pomyślał z pewnym uczuciem żalu, ale też i spełnienia. To był chyba dobry moment, by zakończyć rozmowę i wrócić do niej kiedy indziej. W przyszłości. Gdzie indziej. W jakimś innym, pięknym miejscu, które powinni razem zobaczyć.
Czy każde spotkanie z Sylmarą będzie dawać mi tyle satysfakcji?– pomyślał, bacznie przyglądając się wężowej. Nie patrzył już na nią tylko jak na okaz nieopisanego piękna, ale bardziej jak na kompana, z którym mógł znaleźć porozumienie na nienazwanym, duchowym poziomie.
Kiedyś poznamy się jeszcze lepiej...– pomyślał, uśmiechając się lekko, a do samej smoczycy, powiedział:
–Nic nie mówmy, ale wróćmy razem do obozu. Ja i tak nie chciałbym latać w taką pogodę. Mój przyjaciel powiedział mi kiedyś, że to niebezpieczne.– Drogą lądową chciał wracać nie tylko ze względu na to, że samiczka nie posiadała skrzydeł i głupio mu było ją zostawiać, ani dlatego też że Calamante powiedział mu kiedyś, że niedoświadczony lotnik – nie powinien latać w czasie zamglenia i deszczu i nawet nie dlatego, że w nieoczekiwanych momentach łapały go bóle mięśni, które utrudniały lot. Chciał tak wracać, bo chciał czuć radość z powolnego spaceru w deszczu i z tego, że ma obok siebie miłą mu smoczycę.
//ZT
: 02 kwie 2019, 21:41
autor: Echo Istnienia
Pisklak zachwycony był tym miejscem. Tak spokojnie, tak... miło. Nawet woda w tym miejscu jest inna.
Szkarłat w oddali widziała dwa duże smoki, poświęciła im tylko jedno szybkie spojrzenie, żeby sprawdzić, czy ich zna, i wróciła do wpatrywania się w okolicę.
Tak, bardzo jej się jej tu podobało, prawie jak w domu
W takim miejscu nawet woda nie może być zła, prawda?
Smoczątko podeszło do jeziora i wpatrywalo się w swoje oblicze. Ciekawe co tam u Pył? W ogóle ciekawe co tam w domu.
Wsadzić tam łapę? Hmm...
Szkarłat podniosła prawą łapę, umoczyła jeden pazur i szybko go wyciągnęła. Nie było źle.
Ciekawe co tam u Pył...
: 02 kwie 2019, 22:04
autor: Poszept Nocy
– Uważaj by nie wpaść jeśli nie potrafisz pływać. – Ciepły, samczy głos zabrzmiał za czerwonołuską młódką.
Spory smok poprawił ułożenie skrzydeł przy bokach, wzruszając przy tym kaskadę ruchu we własnym gęstym, aksamitnym futrze. Dominującym kolorem u niego był czarny, upstrzony licznymi plamami o różnych kształtach i odcieniach czerwieni oraz trzema białymi – po jednej na pysku, karku oraz prawym skrzydle. Srebrne ślepia spoglądały łagodnie na czerwonołuską.
– Po Białej Porze woda w rzekach potrafi być zdradliwa. Śnieg stopniał i nurt przyspieszył, by oddać nadmiar do morza. – Przekrzywił delikatnie łeb i usiadł na miękkiej kępie trawy. – Jestem Księżycowy Kolec, a Ty?
: 02 kwie 2019, 22:36
autor: Echo Istnienia
Pisklę skoczyło na równe łapy. A przynajmniej chciało skoczyć na równe łapy, bo zachaczyło o jakiś złośliwy kamień bądź korzeń i wylądawało zadem w płyciźnie.
Przekrzywiła głowę, żeby lepiej widzieć co ją tak zaskoczyło- przed nią znajdował się ciemny, futrzaty smok. Był cały w plamach, głównie czerwonych (czerwony!!!) ale miał on też jaśniejsze łaty. Szkarłat widziała co najmniej 3 białe plamy.
Plamisty nazwał się Księżycowym Kolcem, powiedział, że woda może być zdradliwa. ( Szkarłat całym sercem się zgadzała) i zapytał pisklaka o imię.
–Jestem Szkarłat – odpowiedziała, cały czas przyglądając się Plamistemu. Chyba miał tylko 3 jasne plamy.
Zaraz po tym, jak pisklę zdecydowało, że więcej jasnych łat nowy smok nie posiada, zorientowało się że siedzi w wodzie i wyskoczyło na brzeg jak poparzone. Otrząsła się, popatrzyła chwilę na wodę z wyrzutem i zwróciła swoją uwagę z powrotem na Plamistego
– a ty potrafisz pływać? –