Strona 21 z 30

: 20 gru 2018, 14:42
autor: Kryształowy Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Odpowiedział chichotem na wspomnienie o gołębiach. Przypomniało mu to jego pierwszego „polowania", jeśli można było to tak nazwać. Iskra jednak mówiła o czymś ważnym, więc Dagny jako tako postarał się skupić.
Co nawet się udało?
Raczej nie zdoła powtórzyć słów Zarannej, ale nie będzie się już dziwił, słysząc te śmieszne imiona.
Samiec nigdy nie należał do smoków, umiejących pałać uwagą podczas nauk. Znaczy, podczas tych przypominających wykłady. A wyjaśnienia Iskry troszeczkę mu się z tym skojarzyły. Były naprawdę informacyjne i zwięzłe, ale jakoś miał problemy z ich przyswojeniem. Chociaż, skoro u niego nie było takich rzeczy, to może jest po prostu nieprzyzwyczajony? Tak, to może być to.
– Dobra, rozumiem to, chyba? – Wszystkie smoki, które są ogarnięte nazywają się tak samo. Nie, chwila, bez sensu. Jej imię było tylko przykładem. A właśnie, ciekawe, dlaczego Zaranna Iska. Sama je sobie wybrała? – Znaczy, że sami sobie te imiona wybieracie?
Oh.
– O, to ja też muszę sobie jakieś wymyślić?! – Przecież nie może pozwolić, by ludzie brali go za pisklaka czy obiboka! Znaczy, no może trochę jest tym drugim, ale to z przyczyn zewnętrznych!
– Ej, a wasz król też ma jakieś śmieszne imię? – Biorąc pod uwagę fakt, że te całe Łuski i Kolce sugerowały istnienie swoistej hierarchii, to nie zdziwiłby się, gdyby wyróżniali czymś króla. W końcu to taka najważniejsza postać wśród daoine!
Zmarszczył ze zdziwieniem brwi. Jakie paskudy? Dziwne, przecież tu nie powinno być żadnych zagrożeń. Może to są jacyś pasterze, którzy upewniają się, że stado nie ucieknie przez barierę? Nawet jeśli, to i tak nie rozumiał, dlaczego mieliby się denerwować. I co miałby powiedzieć innemu stadu? Albo jakiemukolwiek? Przecież to są zwierzęta.
Dalsze słowa samicy jeszcze bardziej pogłębiły konsternację na pysku chłopaka. To wszystko wydawało się... dziwne. Jakby niepasujące do siebie nawzajem.
– Dołączyć do stad? Smo.. – przerwał jakby w chwili nagłego olśnienia. – Ooo, chwila. To to Wolne Stada są od smoczych stad? – Zerwał się zaskoczony na równe łapy, szeroko wytrzeszczając ślepia, patrząc w stronę stojącej wyżej Zarranej. To dla tego mówiła wcześniej, że jest łowczynią stada zieleni! Czy ziemi.
Bez znaczenia!

: 28 gru 2018, 20:16
autor: Dzika Gwiazda
Dość szybko dostrzegła, że uwaga drzewnego przypomina nieco uwagę pisklęcia. Interesował się jedną rzeczą, by po chwili gonić już za inną. Widziała jak w miarę jej opowieści o imionach, samiec zaczyna powoli się rozpraszać, chociaż walczył by nie ziewać jej prosto w pysk. Odnotowała to w pamięci, by wypowiadać się zwięźle. Była świadoma tego, że czasami jak się rozgada to ryło jej się nie zamykało.
To skomplikowane, wiem. – parsknęła po nosem. Sama do końca nie rozumiała tej tradycji. To znaczy rozumiała, możliwość rozpoznania rangi i statusu danego smoka w stadzie, ale jak dla niej wprowadzało to więcej zamętu niż korzyści. – Tak sami sobie wybieramy, według tych zasad. Jak będziesz chciał dołączyć do któregoś ze stad, to będziesz musiał sobie wymyślić nowe. – przytaknęła, a potem zmarszczyła brwi. – A co to jest król? Pierwsze słyszę to słowo. To nazwa jakiegoś stanowiska? – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Król brzmiał jak nazwa jakiejś funkcji w stadzie. Może chodziło o przywódce albo zastępcę? Zaśmiała się gdy usłyszała kolejne pytanie. Nie był to śmiech złośliwy, tylko taki jakby Dagny opowiedział jej dobry żart. – Tak, Wolne Stada sąd od smoczych stad. Teraz mamy cztery stada: Ognia, Wody, Ziemi i Cienia. – dodała. Chciała zacząć opowiadać więcej, o tym czym charakteryzuje się każde stado, gdzie mieszka i czy lubi się z innymi, ale ugryzła się w język. Jak Motylek będzie ciekawy, to sam zapyta, prawda?

: 16 sty 2019, 1:03
autor: Kryształowy Kolec
Zastygł na chwilę, stojąc w napiętej pozie, z pół otwartym pyskiem i pustym wzrokiem. Potrzebował chwili do zastanowienia się, co rzadko kiedy robił. Na przykład nigdy nie zastanawiał się nad wiarygodnością Pieśni Wolnych Stad. Opowiadała ona o miejscu wolnego od niebezpieczeństwa, o jego szlachetnych mieszkańcach oraz o wielkich stadach trzody, która nigdy się nie kończyła. Teraz całe te pojęcie wydawał się... naiwny. Dziwny. A jeszcze dziwniejsza była reakcja samego Dagnego. Właśnie zrozumiał, że to, czego szukał, to, co było jego celem, dla którego przekonał się do opuszczenia rodzinnych stron najpewniej nie istnieje. Powinien chyba być załamany. Powinien kwestionować, kłócić się. Uznać, że się pomylił, może to są drugie wolne stada? Gniewać się na starszych, że źle przetłumaczyli zew?
Samiec nie czuł żadnej z tych rzeczy, a szczerą akceptację. Wsłuchiwał się teraz w okolicę. Nie minęła nawet chwila, a ta zaczęła grać. Hah, nie, to błędne rozumowanie. Ona grała zawsze, lecz jej melodia, choć wyraźna jak nigdy, zlewały się z niezauważalnie z dźwiękami natury. Pieśń, która od pisklaka męczyła Dagnego tutaj, chociaż i najwyraźniejsza, była dla niego kojąca. Niczym pogrzebana kołysanka uzdrowiciela.
Otrząsnął się, nie pozwalając sobie na odpłynięcie w to uczucie. Może miłe, może kojące, ale nie lubił go. Jego pysk zawsze wtedy zaczynał uśmiechać się w ten dziwny, delikatny sposób, a ślepia coś łagodniały. To nie w jego stylu! Dagny Mocodzierżca mknie przed siebie ze śmiechem na pysku i błyskiem w oczach! Albo Dagny Złoty Błysk. Ugh, imiona były trudne do wymyślania.
Ah, nie, dość zamyślania się na jeden dzień. Przecież nie był tu sam! Zerknął na Zaranną, upewniając się, czy nie odleciał na zbyt długi czas.
– Wiesz, w sumie to czuję się oszukany. Nie przez ciebie, oczywiście!
Podszedł do ściany wąwozu, szukając czegoś ślepiami.
– Bo widzisz, staruszkowie opowiadali mi o tym miejscu. – Uśmiechnął się, znajdując odpowiednie miejsce.
– No i tak trochę czuję się oszukany. Miało być bezpiecznie, miało być żarełko, miały być fajne smoki. – Zaczął wspinać się po stromej ścianie, chwytając za wystające korzenie chwytnymi skrzydłami, aż znalazł się bliżej Zarannej. – Przynajmniej to ostanie się zgadza. – W końcu mógł przyjrzeć się bliżej swojej rozmówczyni, co trochę zmniejszyło jego zawadiacki uśmiech. Ona była duża. Za duża. Na dole mógłby sobie myśleć, że to kwestia perspektywy. A teraz to wyglądał przy niej jak dzieciak! To wielka niedogodność, gdyby mieli kiedykolwiek zawalczyć. Różowe ślepia zaiskrzyły złotem, gdy spojrzał na pierś samicy.
A jak już pro po walki jesteśmy.
– Uuu, racja, mówiłaś. A jak je zdobyłaś? Trudno było? Pewnie trudno, w końcu inaczej nie pozostałby na stałe. – Chyba coś o nich wcześniej wspomniała, ale wtedy był już zbyt pochłonięty myśleniem. Wskazał na jedną z większych blizn. – Po czym to? – Zachowywał się niczym pisklak widzący błyskotkę, no ale czy tym właśnie nie były blizny? Ozdabiały one ciało smoka, świadcząc o jego ciężkich walkach. Z jednej strony Dagny marzyłby kiedyś pochwalić się własnymi, ale z drugiej strony, gdyby tak zostać wielkim wojownikiem, ale bez jakiejkolwiek blizny? Brzmi równie wspaniale!
Ogarną się jednak, nie pozwalając, by ekscytacja zupełnie go pochłonęła. Chyba zadała mu pytanie, nie.
– A, że król? Noo tak, to przecież przywódca daoine. – Domyślając się, że definicja tego słowa może być inna pod barierą, zaczął gestykulować skrzydłami, jakby układając kulkę czy pudełko. – Ludu, rodziny, królestwa. On decyduje o wszystkim, o czym nie decydują staruszkowie bądź Trójeczka. I ciekawią mnie te wszystkie Wody, Ognia, Życia i Błocka, ALE. – Ostrożnie, łamiąc zasady przestrzeni osobistej dotknął pazurem większą bliznę samicy. – To pierwsze.

: 27 sty 2019, 20:18
autor: Dzika Gwiazda
Iskra podniosła skrzyło i podrapała się za głową szponem z jego zgięcia. Hmm, chyba przesadziła kolejny raz z nawałą informacji, bo Dagny zdawał się znów odpływać do swojego świata. Zastanawiała się czy nie odezwać się głośniej, żeby wybić go z zamyślenia, ale nim zdołała to zrobić samiec sam wrócił na ziemię. Nie wydawała się być speszona lub zaniepokojona, gdy obcy samiec zaczął wdrapywać się po ścianie wąwozu. Po pierwsze, jak się okazało była większa i to całkiem sporo, po drugie wystarczyłby krótki, mentalny impuls, żeby zaraz zleciało się tutaj całe stado Ziemi i zapewne z pół Cienia, a kto wie może nawet Kaskada wpadłaby na bitkę. Posiadanie dużej rodziny miało swoje zalety. Po trzecie, sama Zaranna nie była kimś kogo można położyć jednym ciosem. Jej przeciwnicy zawsze musieli się odrobinę napracować.

Leżała więc spokojnie patrząc z rozbawieniem jak Motylek włazi do niej na górę. Kwinęła głową gdy mu się to udało.
Tak poniekąd jest, jak jesteś w stadzie. Jak łazisz sam, to nie bardzo. – odpowiedziała na jego stwierdzenie o rozczarowaniu. – A co takiego ci opowiadali o Wolnych Stadach? Że u nas żarcie leży w każdym kącie, a magiczna banieczka powstrzymuje zagrożenia? – zapytała wesoło. Gdy wskazał na jedną z większych blizn na jej przednich, brązowych płytach, uśmiechnęła się zawadiacko. – Dziczy kieł. Był taki czas, że dziki nam tu oszalały i rzucały się na smoki. Jak dopiero się uczyłam, to kilka mnie dopadło i trochę podziurawiło. To po pazurach niedźwiedzia, to po kłach wilka, tutaj dzik połamał mi łapy, a tutaj pojedynkowałam się z inną smoczycą, straszna zaraza z niej była, a tutaj drakonid mnie drasnął... – mówiła dotykając po kolei swoich blizn, sporo jeszcze zostało. Kiwnęła przytakująco głową, gdy samiec opowiedział jej o królu. – To u nas każde stado ma przywódce i on wszystkim mówi co mają robić. Ale takiego jednego króla, co gadałby przywódcom co mają robić to nie ma. – odpowiedziała pogodnie.

: 27 maja 2019, 19:04
autor: Pacyfikacja Pamięci
Pacyfikacja leciała nisko, wyciągając co rusz jedną z łap i hacząc jej pazurami o czubki drzew dla zabawy – najpierw tych należących do Valkhi, później Dzikiej Puszczy. Szczerze, nie miała dzisiaj pomysłu na siebie; zmierzała w stronę Miejsca Pokoju, tak, i co dalej? Może poprzekracza wszystkie z możliwych granic, może doleci do któregoś z obcych obozów, może za samą barierę? Znajdzie sobie mniej lub bardziej akceptowalną rozrywkę, pomęczy jakieś pisklę, porozgryza jakiś patyk, wywoła wojnę, znajdzie sobie jakiś znajomych? Tyle możliwości!
A jednak, tylko jedna prawdziwa: Łapczywa działa impulsywnie. Plany są fajne, bawią same w sobie absurdem lub wizją, co by spowodowały... Póki jedno z żółtych oczu (albo oba!) nie przyuważą czegoś ciekawego i rozgonią każdą z narodzonej myśli. I tak teraz młoda Łowczyni zauważyła bardzo zachęcający prześwit w ciasnej koronie Puszczy, który rozpoczyna przestrzeń podejrzanie nie kończącą się na spodziewanej linii ziemi...
Samica szarpnęła łbem, rozpoczynając kierunek reszty ciała ze skosa, w bok i w dół; przytuliła łapki, zwinęła skrzydła, by na pewno zmieścić się w dziurze w górnej partii liści i przypadkiem nie porozrywać błon i zaczęła pikować w dół.
Błękit mignął, przelał się w zielony baldachim, zaraz miał w pnie; smoczyca poczuła, że rozwinęła prędkość, po której... uzdrowiciele z przyjemnością ją powitają, tak. Biel snuła się znudzona życiem, Światłość oferował się na lewo i prawo. Nie ma tego złego, jak połamie łapy, ktoś będzie miał przynajmniej zajęcie na wieczór.
Spadanie trwało ułamki czasu niewykrywalne inaczej, niż dzięki zalążkowi paniki, jednak Pacyfikacji udało się skierować łapami w dół, jak przy "zwykłym lądowaniu", oprzeć łeb na tłuszczowej poduszce zwanej karkiem i rozwinąć skrzydła – które natychmiastowo pomknęły pod siłą powietrza spod spodu w górę, niczym spadochron, ale taki bezużyteczny. Zdążyła spiąć mięśnie u barów i piersi by nadać im użyteczności i spowolnić spadanie rozłożonymi błonami, zacisnęła oczy i zęby, gdy-–

Zatrzymał ją mech na dnie wąwozu. Który uznam za rosnący gęsto i grubo, izolujący ziemię pod spodem od świata na wysokość do połowy stojącego smoka. Walnęła o miękką powłokę i wgłębiła się przez chyba każdą z jej warstw, które zdążyły wytrącić ją wraz z skrzydłami z szybkości na tyle, by kontakt z podłożem właściwym rozszedł się niekomfortowym prądem po kościach łap, a nie złamaniami. Wypuściła stłumiony syk spomiędzy zębów, oparła się całą powierzchnią błon o wierzchnią warstwę. Rozejrzała wokoło – tak, to był najlepszy pomysł dzisiejszego dnia. Złożyła skrzydła i kołysając się na boki zakopała komfortowo w zielonym puchu, kładąc się przy ziemi, by już nie nadwyrężać łap, których wciąż czuła nieprzyjemnie każdy mięsień. Przejdzie.
Z mchu, oprócz oczywistego śladu zakopywania się, wystawała już tylko ogonowa płetwa i całą smoczą długość dalej wierzch pyska – niczym tłusty krokodyl, lub hipopotam, Pacyfikacja wyglądała sobie na świat szeroko rozstawionymi nozdrzami i rozbudzonymi oczami, wodząc po brzegach wąwozu znajdujących się wyżej.

: 11 cze 2019, 12:19
autor: Szarpiący Obłoki
Życie uzdrowiciela było pasmem niekończącej się rutyny. Obłok nawet w środku nocy, wybudzony z najgłębszego snu byłby w stanie przygotować każde zioło i rozbudzić w sobie magię zdolną regenerować tkanki. Z początku jego kariery czuł ekscytację, ale teraz... teraz był po prostu znudzony. Dodatkowo gorące dni nie sprzyjały aktywności. Samiec zaszywał się w cieniach swojej groty albo w chłodzie leśnych ostępów i po prostu lenił się aż do zmroku. Tak było i tym razem, kiedy po wyprawie zdecydował się poleżeć na dnie wyrwy porośniętej miękkim, chłodnym mchem. Cisza i spokój, tak jak lubił...
Niestety w pewnej chwili Cichy wąwóz przestał być cichy. Trzask gałęzi, a potem głośne tąpniecie wyrwało Szarpiącego z zamyślenia. Machinalnie skierował pysk w stronę dźwięku, krzywiąc się przy tym brzydko. Ze swojego miejsca za jednym z pni niewielkich drzewek, które zdecydowały się wyrosnąć w zboczu wąwozu, dostrzegł zwalistą sylwetkę zakopującą się w mech. Widział tylko szerokie skrzydła i fałdy na karku obcego oraz końcówkę jego białego ogona. Wielki przeszło mu przez myśl, ale nie przypisał gigantyzmu do widzianej postaci, nie po zauważeniu wymownej płetwy na ogonie.
Przez kilka chwil znudzonym wzrokiem przyglądał się ukontentowanemu smokowi, dostrzegając coraz więcej szczegółów. Na początku nie był pewien czy to samiec czy samica, ale kształt czaszki jednak sugerował smoczycę o... zdecydowanie dziwnej fizjonomii. Obłok wykrzywił pysk w cynicznym uśmiechu na myśl o tym, że jeśli już spotyka kogoś obcego, to zawsze jest to jakaś pokraka.
Nie utop się – syknął z wyraźnym, złośliwym rozbawieniem. On sam leżał na boku w bardzo otwartej, leniwej pozycji, jedynie lekko zagłębiając się w miękkość mchu. Przy jego piersi leżała skórzana torba, a słabe podmuchy wiatru mogły przynieść do płuc nieznajomej silny zapach ziół. Słońce przebijające się przez korony drzew rosnących nad wąwozem, błyskało granatem na czerni ostrych łusek porastających smukłe ciało samca. Pomimo okazałego poroża łeb trzymał wysoko, ale spojrzenie żółtych ślepi miało charakterystyczny dlań znudzono-obojętny wyraz.

: 17 cze 2019, 22:25
autor: Pacyfikacja Pamięci
Do nozdrzy samicy dotarł zapach ziół, który ona sama na przekór wszystkiemu nazwałaby złośliwie po prostu smrodem. Namierzyła smoczą sylwetkę, jako że ta również zdradziła się słowem. Jednak woń zdradzała najwięcej – oho. Napotkał na nią jakiś Uzdrowiciel. Zmierzyła go ile tylko była w stanie sięgnąć wzrokiem, zatrzymując się w szczególności na jego oczach: dzika żółć była najszlachetniejszym z kolorów i niewiele smoków mogło cieszyć ślepiami o tej barwie – Pacyfikacja mogła, a że kochała samą siebie bardzo mocno, egzaltowała i ten kolor. Pytanie tylko, czy samiec był godnym żółci? Po za tym poroże. Widywała podobne na ceremoniach u siebie, jednak nie było mowy o pomyleniu obcego z błękitnym współstadnym.
A co, często widujesz smoki, które zakrztusiły się mchem? – zawołała w tonie podobnie rozbawionym i celowo złośliwym, co zarzucił ciemnołuski – jednak w jej naturze bardziej niż syczenie, leżały warknięcia. Zanurzyła głębiej łeb, jakby udając, że przebywa jednak wodę, i zaczęła zbliżać się do smoka. Wykopała się w końcu szybko, choć trochę niezgrabnie i otrzepała z mchu i ziemi. Zerknęła za siebie, ku własnej uciesze widząc, jaki ślad pozostał w miękkim dywanie. W zieleni łatwiej zostawić po sobie pamięć niż w błękicie.
Uzdrowiciel Wody... – zwróciła się do rogacza i powiedziała cicho, bardziej do siebie, zaciągając się jego zapachem. Ziele bezkonkurencyjnie dominowało, ale z bliższej odległości znajoma woń stada uważanego za raczej jej przyjazne przebiła się do nozdrzy Pamięci – ... Łowczyni Ognia. – powiedziała płynnie, już jasno skierowane do smoka, jako przedstawienie się. Przekrzywiła lekko łeb.
Zbierasz informacje o trupach nieszczęśliwców, który zamiast chwili odpoczynku na dnie znaleźli-– – nie mogła się powstrzymać i błysnęła szerokim, ale nieprzyjemnym uśmiechem – ten wieczny?

: 03 lip 2019, 10:43
autor: Szarpiący Obłoki
Nie, ale może będę miał okazję zobaczyć to pierwszy raz, jeśli się postarasz. – Uśmiechnął się złośliwie, zaczepnie, powoli przesuwając gładkim ogonem po miękkości mchu. Spod na w pół przymkniętych powiek obserwował jak zwalista samica bez odrobiny gracji "zanurza się" w, a potem przedziera przez morze mchu. Pomimo gładkiej łuski, która ją pokrywała, wydawała się mu bardzo szorstka, kompletnie pozbawiona delikatności. A mimo to, w jakiś pokrętny sposób widok jaki sobą reprezentowała, trafiał do niego.
Sam nie poruszył się nawet o szpon, ale pazury jego prawej łapy w bezmyślnym odruchu drapały lekko miękką zieleń pod nimi. Do jego nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach Ognia jeszcze zanim ta oświadczyła mu swoją przynależność, zresztą, teraz, gdy smoczyca stanęła przed nim w całej swojej okazałości, przypomniał sobie, że dane było im się spotkać. Jej sylwetka mignęła mu przecież w czasie walki Wody z Ogniem. Kogoś takiego jak biało- czarna nie sposób było pomylić z kimś innym.
Cyniczny półuśmiech, który gościł na jego pysku niemal zawsze, ustąpił na chwilę leniwemu uśmiechowi, kiedy samica wymruczała do siebie dwa słowa. Nie miało znaczenia co mówiła, ale wyraźnie spodobał mu się jej ton, co okazał wyżej wymienionym uśmiechem i lekkim zmrużeniem ślepi. Skupiła jego uwagę.
Raczej sam szukam chwili odpoczynku. Ale gdyby napatoczyła się jakaś informacja o czyimś wiecznym odpoczynku, nie przeszedłbym obojętnie – zapewnił, nie rezygnując z mrukliwego, niskiego tonu, który nadawał tej krótkiej, nieważkiej wymianie zdań nieco dusznego, dwuznacznego tonu. Jakby rozmawiali o zgoła innych rzeczach, albo jakby za tymi słowami kryło się coś więcej.
Przechylił lekko głowę i przesunął spojrzeniem jadowicie żółtych ślepi po sylwetce smoczycy. Zrobił to z rozmysłem, leniwie i oceniając, ale ewidentnie nie w negatywny sposób.
Masz jakąś informację, którą chciałabyś się podzielić? – zapytał, na powrót spoglądając w pysk łowczyni. Spojrzenie uzdrowiciela pomimo zwyczajowych obojętności i znudzeniu, miało w sobie drapieżny błysk.

: 14 sie 2019, 10:05
autor: Szeptucha Roju
Ostatni okres był ciężki dla Owadziej. Upał dawał się we znaki, a sama smoczyca popadała w stany głebokiego marazmu.
Zniknęła gdzieś jej zaciętość, chęć walki. Nie czuła się najlepiej, ale najgorsze w tym wszystkim było to, ze nie rozumiała, co nią powodowało.
Samotność zagłebiała się coraz głębiej korzeniami w duszę smoczycy, zostawiając ją pełną goryczy oraz niespełnienia.
Wodziła ślepiami za życiem, które toczyło się obok niej, mijając, przemijając, a ona trwała, po prostu.
Kiedy upały zniknęły za horyzontem deszczowych chmur, wyszła pierwszy raz na zewnątrz. Mrużyła ślepia w półmroku, oddychając przesyconym wilgocią powietrzem, mchem, ziołami, czując w sobie tęsknotę za czymś, czego niegdyś pragnęła. Za czymś, co przeminęło, nim miała szansę zrozumieć własne serce.
Otrząsnęła ciało z kropelek wilgoci osiadłyc na zmatowiałych łuskach, błony zaszeleściły, zaś ona sama stanęła na polanie, ugięła chude nogi i wyskoczyła w powietrze, łapąc front wznoszący.
Przemykała nad drzewami, równinami oraz rozlewiskami. Nie dostrzegała piękna, które ją otaczało, apatycznie odbijając się od wszelakiego dobra.
Pod sobą dostrzegła Dziką Puszczę, nawet nie wiedziała, kiedy tu zawędrowała. Dostrzegła wyrwę w zwartych splątanych gałęziac, dlatego opadła ku nim lotem nurkowym, czując, jak ściany pni, zieleni oraz szarości zapętlają się wokół niej.
Opadła na mokry mech, odrywając pzaurami kilka grudek.
Rozejrzała się wokół. Wąwó był zaskakująco głeboki, tworzący rozpadlinę w które stała.
Brzuch skręcił się boleściwie.
Obwiodła jęzorem pysk, krzywiąc się.
Ostatnio nie nadawała się do niczego, nawet polowanie poszło jej najgorzej z możliwych.

: 16 sie 2019, 11:18
autor: Posępny Czerep
Płocha samica była jednym z nielicznych smoków, których obecność we właściwym miejscu i o właściwej porze była całkowicie usprawiedliwiona. Włóczęgowska natura Aank brała się z jej przeszłości: Życie zakpiło z niej, dając dla postronnych iluzję udanego życia i swego miejsca w świecie – jej rodzice nie umarli, urodziła się w Stadzie Ognia. Jednak była sama, przeraźliwie, straszliwie sama.
Nikt nigdy się nią nie zajmował, nie opiekował, nikt nie przygarnął jej pod skrzydło mówiąc – choć maleństwo, możesz zostać ze mną. Nie kiedy była rzeczywiście maleńka. Tak oto ledwo potrafiąc chodzić – co noc spała gdzie indziej, a jako wcześniak, spanie było jej głównym zajęciem, tak samo jak strach i ciekawość. Dlatego też sen był jedynym momentem, gdy nie zamierzała przed siebie, gnana przez jakąś nieodgadnioną wole i własne demony.
Skoro zaś o demonach mowa, można było zauważyć coś świeżego na pyszczku wylegującej się w mchach samicy – cała jej aparycja była mało smocza, przypominała raczej tchórza czy oposa – jej pysk poznaczony był jednak bliznami, a zbyt króciutka sierść plackami pozwalała różowej skórze na prześwit. Nie bała się walki, a także, jak na kogoś wiecznie sypiającego w uczęszczanych przez smoki miejscu – nie traciła czujności.
Wilgotny porost posklejał jej futro, które straciło na swej puchatości, lelkając się do jej miękkiej skóry. Ze swym nieco korpulętnym ciałkiem i długim, nagim, różowym ogonem... Przypominała zamoczonego szczura. Szczur ten słysząc lądowanie nieopodal, zamarł z uchyloną wielozębną paszczą, podkulonymi łapami i ogonem spazmatycznie zaciśniętym w spiralę. Mogło się nawet wydać, że wyjątkowo nieprzyjemny zapach truchła rozchodzi się po wąwozie. Szeroko otwarte, szkliste oko, okrągłą białą źrenicą śledziło postać, która także się nie poruszała, choć nie tak martwo, jak Presja.
Może, może jej nie zauważy, albo z obrzydzeniem porzuci skórzaste ścierwo? Smoczyca nie miała jeszcze pewności, czy w ogóle ma doczynienia ze smokiem, zwłaszcza, że zacisnęła nozdrza, by jedynie niewidocznie i płytko oddychać przez uchyloną paszczę, która spływała mokrym, wiotkim ozorem.
Z pewnością zrobi coś, jeśli to postanowi ją zaatakować, na razie jednak bycie fałszywie martwym całkowicie ją zastysfakcjonowało.

: 22 paź 2019, 17:32
autor: Nierozważny Duch
W wąwozie ciszy, gdzie zwykle nie rozbrzmiewa żaden głośniejszy dźwięk, zaczął roznosić się ledwo słyszalny, zgłuszony stukot smoczych pazurów o porośnięte mchem podłoże. Reth kroczył niespiesznie przed siebie, dając kroplom deszczu uderzać o swe ciało, a obok niego skryty pod rozłożonym skrzydłem samca szedł Rey. Kocur w przeciwieństwie do jaskiniowego próbował uniknąć zmoczenia i niezbyt cieszył się z pomysłu spaceru w taką pogodę, która raczej nie minie, patrząc na aktualną porę roku. Mimo braku entuzjazmu puma i tak postanowiła towarzyszyć mu w wędrówce, żeby go oczywiście przypilnować oraz trzymać z dala od kłopotów.
Duch natomiast był w wyjątkowo dobrym nastroju i zmiana parzącego łuski słońca na chłodny deszcz mu zdecydowanie odpowiadała. Zwykle opady były większe, ale udało im się trafić na dzień, kiedy akurat nie były tak obfite, dzięki czemu Rey nie był taki oporny do wyjścia z groty. Ze spokojem wymalowanym na pysku samiec rozglądał się po wąwozie i napawał się chwilą, gdy jego umysł pochłonięty był kroplami wody z nieba, a nie plątaniem mu myśli i przy okazji łap. Przydługi ogon bujał się leniwie z prawej na lewą przy każdym kroku, aż Reth nie dotarł pod jedno z niewielu wysokich drzew, które zapewniały jako taką ochronę przed deszczem, bo pomimo tego, że nie przeszkadzało mu moknięcie to i tak wolał przysiąść w miejscu, gdzie spadałoby na niego trochę mniej kropli.
Ustawiwszy się plecami do pnia, czarodziej wyciągnął przednie łapy, jakby coś w nich trzymał i po chwili wyczarował przed sobą czarny ognik wielkości zaciśniętej smoczej pięści. Odbicie tworu błysnęło w rubinowych ślepiach, gdy Reth zaczął powiększać i zmniejszać płomień, jednocześnie bawiąc się i ćwicząc swe zdolności magiczne. Rey w tym czasie przysunął się bliżej samca i nadal kryjąc się częściowo pod jednym skrzydłem obserwował z ciekawością wyczyny gada.

: 02 lis 2019, 21:44
autor: Berius
Siedział praktycznie obok pod innym drzewem te jednak dawało dużo jeśli chodzi o ochronę przed wodą a jego ustawienie względem pnia sprawiało iż w niewielkim zaciemnieniu był słabo widoczny może to było przyczyną przez która mag go nie zauważył kto wie? Wpatrywał się w niego zaciekawiony. Nie był fanem magów ale coś mu podpowiadało że ten może być nieco ciekawszy. Nie chciał go jednak atakować ani rozzłościć szczególnie ze miał do pomocy swojego kompana. Czas leciał a Płomienny wpatrywał się w płomień z tęsknotą za ciepłem swojej groty. Fakt nie lubił zimna ale w połączeniu z wilgocią za którą też nie przepadał, temperatura była nie do zniesienia.
Mogło by się wydawać że siedzą tak wieki lecz naprawdę minęła tylko chwila.
Ciekawe sztuczki tam masz. Chociaż jakieś rozgrzewające twory byłyby bardziej na miejscu. Oczywiście bez urazy ten jest nawet ładny
Płomienny odważył się w końcu przerwać ciszę nieco wychylając się z cienia. Cały czas był jednak czujny bo mimo iż on nie miał ochoty na walkę to nie wiedział jakie może mieć nastawienie ów samiec. Jego mięśnie w każdej chwili były gotowe do uniku.

: 10 lis 2019, 17:36
autor: Nierozważny Duch
Reth rzeczywiście nie zauważył obecności obcego smoka, co w sumie niespecjalnie go dziwiło. Niejednokrotnie zdarzało mu się coś pominąć w obserwacji otoczenia, dlatego miał niezłe doświadczenie w wpadaniu na drzewa lub na leżące na ziemi smoczyce i w lądowaniu z jedną łapą w dziurze. Posiadał dość dobry słuch, ale jego oczy przyzwyczajone były go widzenia w ciemności jaskiń, więc choć słońce przysłaniały chmury to nadal mógł coś zwyczajnie przeoczyć.
Rey natomiast był bardzo zaskoczony, że nie udało mu się wykryć innego gada nim ten zabrał głos. Momentalnie oderwał wzrok od czarnego płomienia i fuknął na ziemistego z pogardą. Nie ruszył się jednak, bo to oznaczałoby wyjście z pod suchego miejsca pod skrzydłem Ducha.
-Jeśli szukasz ciepło to czemu siedzisz na zewnątrz w czasie deszczu? – Nierozważny odparł nieprzejęty niespodziewanym towarzystwem. Parę księżyców temu pewnie już skoczyłby zaalarmowany na równe łapy, szukając ukrytego zagrożenia, czającego się na jego chwilę słabości. Choć wciąż miewał takie dni, gdy nadal by to zrobił to dzisiaj czuł się spokojniej, więc dopóki tamten nie wykona jakiegoś agresywnego ruchu, nie zamierzał się jeżyć.
Opuścił łapy, zostawiając czarny ognik, aby się jeszcze trochę popalił, aż wreszcie stopniowo zniknął. -Mogę też wyczarować zwykły płomień, który ogrzeje nas oby, choć mi nie przeszkadza obecny stan rzeczy.– powiedział, przenosząc wzrok na pomarańczowego samca -Czyżbyś sam nie umiał używać maddary skoro do tej pory nie wpadłeś na taki pomysł? – zapytał zaczepnie, obserwując uważnie zachowanie obcego.

: 31 gru 2019, 7:09
autor: Śnieżna Zadyma
Lecąc i poznając tereny poza granicami stada natrafił na to miejsce. Podłużny wąwóz przecinający środek pofałdowanej puszczy. Po prostu nie mógł nie zajrzeć do środka. A nóż znajdzie tam jakieś skarby, albo... no to co mogło się znaleźć na dnie wąwozu. Po prostu nigdy nie widział czegoś takiego. A, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, no to zanurkował wgłąb dołu i pofrunął wzdłuż dna wytracając prędkość, aż wreszcie uznał, że nie ma tam nic ciekawego i resztą siły nośnej wspiął się wzwyż, aby następnie miękko i bez wysiłku wylądować na skraju urwiska, które zostawił za sobą. Ogon miał opuszczony w dół, a tylne łapy oparł na pokrytej śniegiem skale. W przednich trzymał... kamień. Najzwyklejszy głaz, wielkości jego głowy. Dla innych zwykły, ale nie dla niego.
Położył go na ziemi i przeskoczył na nim wykonując zgrabny zwrot przodem do urwiska. Popchnął ten kamień do przodu. Był gładki i prawie kulisty, więc udało mu się go przetoczyć w śniegu, a ten oblepił się cienką warstwą śniegu. Uradowany tym kontynuował popychanie śniegowej kuli z nadzieniem głazowym, a warstwa śniegu stawała się coraz grubsza. Kulka, która z początku była wielkości jego głowy zaczęła osiągać średnicę trzech głów! Albo wielkość? No w każdym razie była już trzykrotnie większa niż na początku.

Dodano: 2019-12-31, 07:09[/i] ]
A potem zepchnąłem kulę do wąwozu i patrzyłem jak się stacza, kruszy i ostatecznie rozbija o dno z głuchym tupnięciem. Przekrzywiłem łeb przyglądając się efektowi swojego eksperymentu.
Następnie wycofałem się do tyłu rozkładając błoniaste skrzydła i zamachałem nimi odbijając się jednocześnie od ziemi po czym odleciałem.

/zt

: 05 sty 2020, 21:13
autor: Ruda Ciocia
Wędrówka zaprowadziła go tutaj.
Nie mógł ostatnio wysiedzieć na terenach Plagi czy granicach, rozważał wycieczkę gdzieś poza te tereny by odetchnąć bo miał serdecznie dosyć. Ale przecież nie polezie sam, nie miałby serca no i przeca gdyby wrócił, mogłobyć jeszcze gorzej. Póki jest przy Kheldarze, jakoś to przeżyje. Azyl.. Miał azyl, rodzinę i już chciał śmiać się pyskiem ku matce, która w jego przekonaniu została jedną z wielu gwiazd na niebie, chcąc wytknąć jej przed nos że przecież się myliła.. A jednak chaos, przed którym tak przestrzegała był. Tylko tym razem na piedestale przywódcy stał ktoś, kto był mu godnym przeciwnikiem. A może Keezheekoni również była, jedynie wrogów było za dużo? Cień rozpadł się przez wewnętrzne rozłamy, to iż smoki nie potrafiły traktować się jak rodzina tworząc małe grupki i wszczynając bunty, które doprowadziły do rozłamu. Jakoś się trzymali i Burdig bardzo chciał by te małe potknięcia zostały na etapie potknięć. Miłość leczy rany, jednak pewne jednostki.. Jej nie przyjmują. Im więcej siedział w czymś takim, tym więcej się uczył chociaż sam przyszedł tutaj z pewnymi doświadczeniami.. Zaczął mężnieć, dorastać. Powoli i wbrew pozorom niezauważalnie ale dorastał. A może tak tylko mu się wydawało?
Przysiadł rozkoszując się ciszą a na pysku malował mu się uśmiech. Dobrze, wreszcie cisza, wreszcie chwila wytchnienia.. Spokój..

: 19 sty 2020, 20:02
autor: Strażnik
Spokój miał to do siebie, że na wspólnych nie mógł trwać zbyt długo, o ile ktoś nie zaszywał się głęboko w jaskini, tam gdzie nie docierało żadne światło. Plagijczyk był taką sama ofiarą spontanicznego spotkania, jak często Strażnik, gdy akurat najbardziej zależało mu na relaksie, ale cóż zrobić, że wszyscy żyli na tym samym padole, a więc i traktowanie musieli otrzymywać równe.
Drzewny zastanawiał się akurat nad dyskusją z jakimkolwiek reprezentantem Plagi, więc wyłapując charakterną woń skorzystał z okazji i aktywował swoje tropicielskie zmysły.
Dostrzegł go siedzącego w szerokim wąwozie, po czym wpadł doń niespodziewanie, bo też niezbyt celowo, gdy łapy ześlizgnęły mu się z krawędzi zbocza. Zdołał w porę złapać równowagę, tak że na mchu opadł z jako taką gracją, chociaż ślady pazurów odbite głęboko w ziemi prawdopodobnie zdradzały jego okazjonalną niepełnosprawność. No nic, wyprostował się natychmiast i prezentacyjnym, ale na miarę swoich możliwości rozluźnionym krokiem, podszedł nieco bliżej nieznajomego, chyba że wcześniej wykonał inną akcję. Pamiętał go, tak samo jak pamiętał moment jego wyklucia, który strategicznie sobie przypomniał, ale nie miał pojęcia jak się nazywał
Wytropiłem cię po zapachu– przywitał go naturalną chrypką, ale zorientował się że musiało to zabrzmieć bardzo dziwnie, więc pospiesznie odchrząknął, żeby dodać coś mądrzejszego –Chciałbym poznać więcej smoków z Plagi, więc byłbym wdzięczny, jeśli znalazłbyś trochę czasu na rozmowę ze mną. Oczywiście już na swój sposób narzuciłem swoje towarzystwo, ale uszanuję, jeśli masz inne plany– mówił szorstko, ale i tak z wgraną ostrożnością, jakby chciał zachować dostojność, a jednocześnie ominąć potencjalne ryzyko urażenia jaskrawo umaszczonego, dziwnie ozdobionego samca.

: 19 sty 2020, 22:59
autor: Ruda Ciocia
Otworzył jedno ślepie, słysząc hałas choć w pierwszej chwili to uszy, przystrojone w różne świecidełka strzygły sprawiając iż wygrały one niewybredną pieśń.. Łeb leniwie przekręcił się w stronę Strażnika a sam Burdig nie reagował, pozwalając mu skończyć wypowiedź. To był ten.. Prorok tak? No dobrze, coś kojarzył ze spotkania z nowym Bogiem, cośtam mu Kheldar mówił ale na tym wiedza Piastuna o tej funkcji się kończy. I.. Szukał go? Oh!
– Muszę przyznać że pierwsze zdanie brzmi bardzo drapieżnie.. – skomentował, szczerząc kły w uśmiechu i zadowoleniu w jakimś stopniu tłumiąc goblini wręcz rechot. No nie mógł się powstrzymać! To przecież brzmiało bardzo ale to bardzo dwuznacznie! Jednak ta oficjalna postawa.. Hmhmhm! Dźwignął się na wszystkie cztery łapy, podchodząc bliżej. Stali może jakieś niecałe dwa szpony od siebie a Nowy Prorok mógł poczuć iż oprócz woni Plagi od Rudzielca bije mieszanka goździków z mieszanką zapachu.. Szydercy. Dosyć wyczuwalna nuta, na tyle iż indywidualny zapach obcego wręcz w nim ginął. Przemyślenia?
– Burdig, Chochlik Miłości, Piastun. Czasu mam dużo, o czym chcesz porozmawiać Proroku? O pogodzie? – ukłonił się lekko, nie odmawiając sobie lekko złośliwego ale jednocześnie przyjaznego komentarza by zaraz klapnąć na zadzie by wbić zaciekawione spojrzenie w Drzewnego Samca.

: 20 sty 2020, 2:29
autor: Strażnik
Ah. Cholera. Czyli miał do czynienia z takim typem. Odważnym, sarkastycznym, "uroczo" wyzwolonym i nie stroniącym od dwuznacznego tonu. W dodatku piastun, po prostu świetnie.
Strażnik wessał powietrze ostrożnie, robiąc wszystko co w jego mocy aby ocenzurować kolejny potok myśli, żeby nie zadręczać nim siedzącej w jego głowie boginki. Z jednej strony nie cierpiał tego robić, a z drugiej... właściwie nie, nie cierpiał tego obustronnie. Nie dość, że hamował to co mówił, to do zestawu musiał dorzucić jeszcze własne myśli, przestrzeń która niegdyś zdawała mu się osobista
Chciałbym poznać twoją opinię na temat proroctwa, bogów, a także mnie samego. W ramach mojej nowej pracy chciałbym zrobić wszystko aby dotrzeć do smoków każdego pokroju, nawet jeśli przywódca stada do którego należą, jest wobec mnie otwarcie wrogi– wyrecytował oficjalnie, bez wrogości, patrząc prosto w przekrwione ślepia samca. Z trudem powstrzymywał odruch obadania wzrokiem jego okaleczonego nosa, zastanawiając się podświadomie czy krążek jest dodatkiem wynikającym z anatomii, czy celowym okaleczeniem
Oczywiście rozumiem, że mnie nie znasz, ale być może istnieje konkretny zestaw pytań, na który mogę ci odpowiedzieć, żeby zmienić ten stan rzeczy– Czy to właśnie ten typ tak zachwycił Godnego swoim zestawem umiejętności wychowawczych? Nie wyglądał na osobę, która nadaje się do piskląt aaaale oczywiście nie zamierzał go oceniać. To tylko krótka refleksja okej?

: 21 sty 2020, 21:06
autor: Ruda Ciocia
Burdig szczerzył kły jak głupi, chociaż Strażnik w żadnym wypadku nie dawał mu do tego powodu swoim profesjonalizmem. Jednak! Wessanie powietrza jedynie zachęciło do dalszego podpuszczania! Piastun jednak był cholernie złośliwy. Ale tak, tak. Temat proroctwa, no dobrze..
Strzelił karkiem, zakładając rudą grzywę za uszy i odchrząknął zbierając się na jakiś cywilizowany początek rozmowy. Może przejść do konkretów?
– To dobrze się składa że mogę pytać! W gruncie rzeczy mam pytań wiele bo nie "wbiłem" się jeszcze w wasze tradycje. Moja matka pochodzi z tych ziem i pamiętam że chyba.. Naranlea zraniła ją w łapę, kiedy przyszła się pomodlić. Ale podstawowe historie znam, by przekazywać wiedzę. – wzruszył barkami. Chociaż jakoś nie chciał się wgłębiać w samą naturę Bogów a bardziej.. Skupić się na temacie Proroctwa. Tego proroka. Słyszał Plagowe zdanie o nim, więc jego niewiedza w większości nie wynikała jednak z ignorancji.. Raczej z braku zainteresowania danym tematem. Ot, tak po prostu.
– Słyszałem o przeszłości. Plaga nie darzy Cię, drogi Proroku dobrym uczuciem.. I trochę zrozumiałe, hm? Z drugiej strony zapytam – Dlaczego? – Chochlik oczywiście nie bił do tego dlaczego Plaga miała złe zadnie o Strażniku a.. Dlaczego ich tak potraktował. Ślepia piastuna dosyć dobrze to zdradzały.. Chociaż troszkę nawet zrobił się poważny!

: 26 sty 2020, 0:28
autor: Strażnik
Oczywiście drażniła go postawa drugiego samca, ale próbował tego w żaden sposób nie komentować, uzasadniając sobie w duchu, że być może uśmiech nie jest oznaką szyderstwa, czy innego gnojarstwa, a chociażby niemożliwym do powstrzymania grymasem. W sumie skoro on mógł mieć problemy z gruczołami kwasowymi, kto inny miał szansę na porażone nerwy w pysku, prawda? To wyobrażenie nawet go uspokoiło. Biedny piastun
To zrozumiałe. Również nie pochodzę stąd, dlatego gdy skupiłem się na aklimatyzacji w Ziemi, bardzo długo umykały mi sprawy związane z bogami– Nadal miał spore braki, ale nadrobi gdy tylko skończy... naukę czytania. Złośliwi rzekliby pewnie, że powinien udać się z tym do piastuna, który zrządzeniem losu stał właśnie przed nim, ale ostatnie na czym mu zależało, to chwalić się brakiem tak oczywistej wiedzy przed Plagą. Cholera. No i dlaczego Naranlea miałaby zranić któregokolwiek smoka podczas modlitwy? Spodziewał się, że to za brak szacunku, więc zapewne zasłużenie
O co dokładnie pytasz? Dlaczego będąc przywódcą Ziemi zdecydowałem się pobrać opłatę od waszego stada?– będzie to tłumaczyć chyba do śmierci, czyli bardzo, bardzo długo – Poruszyła mnie krwawa sceneria, którą zastałem i wiadomości na które musiałem odpowiadać. Zapewne znasz historię z perspektywy któregoś z uczestników i wiesz do czego doszło. Twój lider nie zadbał o utrzymanie spójnego Cienia, chcąc dobrze czy nie, rozbił go, a ja nie miałem obowiązku nadstawiać karku dla osób, których moralność była dla mnie niepewna. Nie uczyniłem nic ponad bądź poniżej tego co obiecałem wtedy na szczycie. Otrzymaliście z powrotem swoje ziemie i zdołaliście się odbudować. Nie znaczy to, że nie cierpię Plagi, bądź jestem zamknięty na rozmowę z Szydercą, lecz domyślam się, że on nie ma podobnego zdania o mnie. W każdym razie nie jestem już Opiekunem Ziemi, dawniej pełniłem inną rolę i wiązały mnie inne przysięgi niż teraz, jako proroka– zdarzenia z tamtych księżyców nie irytowały go już, tak jak dawniej, więc przytaczał to chłodno, tak jak zrobiłby z każdą inną historią – Być może ta dynamika ulegnie zmianie za jakiś czas, ale zgodnie z sugestią jednej z was, prawdopodobnie nie powinienem na nic naciskać, dlatego zależy mi jedynie na swobodnie przeprowadzonej rozmowie. Czy pragniesz dowiedzieć się czegoś więcej?– spytał, łagodnie wydychając powietrze. Dziwna była ta woń Szydercy przy Chochliku, bo smoki raczej rzadko trąciły kimś więcej niż... cóż, samym sobą.

: 05 lut 2020, 0:04
autor: Ruda Ciocia
– Umykały? Czyli nie wiedziałeś o nich czy nie chciałeś wiedzieć? – spytał łagodnie, szczerząc kły na samym początku. A potem słuchał wyjaśnień, spokojnie i bez jakiegoś.. Hm. Wrogiego podejścia. Na dobrą sprawę dobrze było wysłuchać obu stron medalu, zanim wyciągnie się jakieś wnioski – Chociaż wnioski tutaj zmianie nie uległy wcale. Burek dalej uważał że wojny są bez sensu, zakładnicy bez sensu, okupy bez sensu i w ogóle cała polityka jest bez sensu. Zasady tyle księżyców funkcjonowały a komuś się zachciało je zmieniać. Co nagle to po (hehe) diable.
– Hmm.. No tak, Mój Kochany Miś Szyderca opowiadał mi o tej rzezi na Urwisku w której brał czynny udział i o tym że wylądował w Ziemi na jakiś czas z bandą piskląt i kilkoma niedobitkami z Urwiska. Chciałbym powiedzieć że jestem zdruzgotany tą historią a jednocześnie Moja Matka, która z tych ziem i krwi Cienia pochodzi, mówiła często o chaosie więc jedynie przykro mi było słyszeć, że sytuacja po tyyylu księżycach się powtórzyła.. – Ojże, jak smutno byłoby wiedzieć że powtórzy się niedługo? W mniejszym ale jednak stopniu?
– Czyli dobrze rozumiem – Wykupienie tych terenów to był swoisty układ by Plaga mogła stanąć na nogi a by Ziemia nie ucierpiała, tak? Zaś Ty, jako Prorok oczywiście odcinasz się od tych decyzji, zostawiając je w przeszłości i kreujesz nową ścieżkę postrzegania świata i smoków jako Prorok? Powiedz mi w sumie – Dobrze Ci jest się zmieniać? Czujesz z tego tytułu szczęście czy robisz to bardziej z niechęci, przymusu bo Bogowie Cię wybrali?
Podobno ciężko jest starego smoka nowych przyzwyczajeń nauczyć..
– Ależ z Chochlika dopytywacz był ale jednocześnie.. Był dosyć ciekawski! A jeżeli już rozmawiali.. Przynajmniej przyznał się już czemu zapach Szydercy taki intensywny..