Strona 21 z 45

: 01 lis 2016, 19:08
autor: Szemrzące Leszczyny

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Uśmiechnęła się mimowolnie, nie mogąc powstrzymać się przed myślami o dzieciństwie. I choć pamiętała przede wszystkim te dobre chwile, to nie zmieniało faktu, że samotnicze życie poza barierą okazało się być nieodpowiednie dla niej i pomimo tego, że również tutaj nie wszystko przebiegało tak, jak by sobie tego życzyła, nie żałowała swojej decyzji.
Z zaciekawieniem zerknęła na sylwetkę smoka, jakby upewniając się, że rzeczywiście nie ma żadnych piór, jak jej się wydawało. Skinęła głową, powracając wzrokiem na jezioro. O ile imię Ognistego przykuło jej uwagę właśnie ze względu na tą sprzeczność, nie chciała być wścibska. Ostatnio była zbyt przewrażliwiona by poprawnie wyczuć, na ile może sobie pozwolić. – Twoje również jest... interesujące. – Skomentowała, posyłając smokowi krótkie spojrzenie.
Cisza sprawiła, że smoczyca znów zaczęła zastanawiać się nad ewentualnymi powodami smutku nowego znajomego. Pozwalało jej to oderwać myśli od swojej osoby i przynosiło ulgę, dlatego nie widziała nic złego w tej technice. Przecież Kruczopióry nie musiał wiedzieć, jak ciekawska jest w środku... Nikomu nie robi krzywdy. Tak sobie tłumaczyła, jednocześnie wsłuchując się w ciszę, jakby czekając na słowa wyjaśnienia. Jednak jej wzrok swobodnie przesuwał się po horyzoncie, sprawiając wrażenie zamyślonego.
Słowa, które w końcu nadeszły zdecydowanie nie były tymi, których się spodziewała. Odruchowo przekręciła łeb, patrząc w oczy czarnołuskiego nieco zaskoczona, zachowując ten wyraz przez moment, po którym na jej pysku pojawiła się powaga oraz jakiś rodzaj pasji. – Od bardzo niedawna jestem Czarodziejką. Całe życie ćwiczyłam magię, choć dopiero odkąd dołączyłam do Wolnych Stad otrzymałam prawdziwe przeszkolenie. Moja matka znała tylko podstawy magii. Ale Cichy Potok, a potem Wzburzone Wody uznali, że jestem już gotowa. – Wyjaśniła, a na jej pysku pojawił się szczery uśmiech. Lubiła mówić o swoim zajęciu. – A ty? – Przypomniała sobie nagle, że wypadałoby zapytać o to samo, by nie zanudzać samca wyłącznie swoim życiem...

: 05 lis 2016, 20:32
autor: Kruczopióry
Uśmiechnął się pogodnie, gdy odpowiadając, smoczyca podała swoją profesję; właściwie to był już gotów pociągnąć ten wątek, gdy jednak Flaeryndali powiedziała coś, co wyjątkowo przykuło jego uwagę. Zmrużył lekko ślepia, obserwując ją; nie, zdaje się, iż Kruczopióry się nie przesłyszał. Tylko... co to znaczy...?

– Wzburzone Wody...? – powtórzył za samicą, nagle wpatrując się w jej lico wyjątkowo uważnie. – Czy to znaczy, że coś się zmieniło? O ile mi wiadomo, ostatnim przywódcą stada była Brzmienie Wody, a wcześniej Ciche Wody... a nie wyglądasz mi na taką, która miałaby uzyskać range przed ich czasami – stwierdził, przewróciwszy nieco ślepiami. – Tak czy tak, wracając do tematu... też jestem czarodziejem – dodał... i jeszcze raz uśmiech zagościł na jego pysku, który odwrócił znów w kierunku jeziora. Zdawał się jednak zainteresowany rozmową, o czym świadczyła powoli chybocząca się raz na lewo, raz na prawo końcówka jego ogona.

– Od pisklęcia kochałem magię, kiedy pierwszy raz udało mi się jej użyć... już wiedziałem, że to było to. Choć trudnię się czarodziejstwem, wykorzystywać ją mogę do walki, cały czas gdzieś z tyłu mojej głowy tkwi, że nie w tym celu obdarowała nas Naranlea; że to przede wszystkim... moc tworzenia cudów – zaznaczył, uniósłszy wysoko łeb i westchnąwszy, jakby w tym momencie trochę się rozmarzył. Jednocześnie przypomniał sobie Ostatni Rozbłysk; tego, który nigdy nie był czarodziejem, a jednak magię rozumiał doskonale. Dlaczego nie ma go już z nami...?

– Moc, która przeobraża marzenia w rzeczywistość, moc, która sprawia, że niemożliwe materializuje się – kontynuował. – W walce jest potężna, ale towarzyszy mi odczucie, iż jej moc bitewna to tylko dodatek. uzupełnienie. Coś, co sprawia, ze w razie konieczności możemy stanąć w obronie siebie i najbliższych – zaznaczył, westchnąwszy cicho. – Uwielbiam ją. Uwielbiam każdy moment, w którym używam maddary, uwielbiam się nią napawać, uwielbiam czuć, jak energia przepływa przez ciało, jak napełnia moje twory, materializując się. To coś... niesamowitego, wręcz jakby uzależniającego. A ty... co sądzisz o maddarze? – zapytał, nagle znów wzrok kierując ku Flaeryndali.

A jego ogon coraz bardziej kiwał się na boki, tak jakby sama myśl o magii wzbudzała w nim swoiste podekscytowanie. Bo... w gruncie rzeczy tak było. Czy bez cudownego daru Naranlei Kruczopióry byłby nadal Kruczopiórym...?

: 18 lis 2016, 16:53
autor: Szemrzące Leszczyny
//post pisany mimo bólu głowy, więc nie jest najlepszy </3

Uśmiechnęła się mimowolnie, gdy okazało się, że Kruczopióry nie słyszał jeszcze o zmianie przywództwa. Jeśli nawet pozostałe stada myślały, że Woda jest słaba, to teraz wieść o nowym liderze się rozniesie. Wzburzony był czystą kartą, nikt nie mógł od razu mu zarzucić, że jest słaby. – Teraz przywódcą jest syn Cichych Wód, wcześniej znany jako Burzowy Kolec. – Odpowiedziała, nie wspominając o powodzie, dla którego Brzmienie straciła rangę. Już i tak wystarczająco dużo Ogień i Cień mogli się domyślić.
Zamrugała, zaciekawiona faktem, że ma przed sobą wyszkolonego czarodzieja. Słuchała go uważnie, ciekawa jak wyglądało poszukiwanie własnej drogi u kogoś innego. Kogoś z zupełnie innego stada. Nie przerywała, czując, że może zgodzić się z tym wszystkim. Przed oczami pojawiały jej się wspomnienia z tych momentów, gdy osiągała kolejny etap zaznajomienia z magią, kiedy udało stworzyć jej się coś, co powracało do niej we wspomnieniach nawet jakiś czas później. A także te chwile, gdy pomimo wzburzonych emocji podczas walki musiała utrzymać wysoką koncentrację na źródle, a nagrodą było uczucie przepływu Maddary, którą właśnie opisywał Ognisty czarodziej...
Przez chwilę milczała, wpatrując się w niebo nad horyzontem. Czym właściwie dla niej jest Maddara? Wszystkim. Mogłaby powtórzyć to samo, ale nie umiałaby użyć tak pięknych słów. Mimo wszystko gdzieś na tyłach świadomości krążyły myśli, których jedynym celem było wprowadzanie zamętu. To przecież z pomocą Maddary zabiła tego jednorożca...
Drgnęła, powracając do rzeczywistości. Nieświadomie przysunęła ogon bliżej siebie, ściskając go o bok łap. Nie chciała o tym już myśleć. Czemu nie może być tak jak dawniej? Jak mogłaby znienawidzić tą piękną sztukę?
Nie umiałabym bez niej żyć. – Wymruczała, spoglądając teraz na taflę jeziora. Nie mogła powstrzymać lekkiego zaszklenia oczu, dlatego obróciła nieco pysk, by Kruczopióry widział jedynie profil i bardziej suche oko... – Dla mnie to sztuka, która może stać się rzeczywistością. Czasem też sposób komunikacji... Dzięki niej jestem w stanie przekazać innym o wiele więcej niż da się tylko słowami. Mogę pokazać mój poprzedni dom... A jeśli chodzi o walkę to rzeczywiście nie jest najszlachetniejszy sposób wykorzystania magii. – Mówiła dalej, choć jej głos niemal niezauważalnie drżał i brakowało jej tchu. Nie chciała dać po sobie poznać, że coś ją dręczy, dlatego mówiła nawet więcej niż zamierzała starając się, by jej głos brzmiał tak gładko i pewnie jak zazwyczaj. I tylko wzrok utkwiony sztywno w jeden punkt mógł ją zdradzić.

: 26 lis 2016, 21:20
autor: Kruczopióry
Czarodziej uśmiechnął się nieco. Widząc zachowanie samicy, wyprostowywał znienacka tylne łapy, lekko przeciągnął się, aby odzyskać czucie w nieprzyzwyczajonych do tkwienia w jednej pozycji nogach, a następnie zaczął zbliżać się ku Flaeryndali. Wyraz pyska czarodzieja pozostawał neutralny, choć w jego głębi dało się dostrzec nieznaczny uśmiech, obszedł samicę na około, przypatrując się jej, jakby podświadomie wyczuł, że niekoniecznie wszystko jest porządku, choć jaszcze nie potrafił przekazać tej wiadomości ze swojej podświadomości do umysłu. Usiadł tylko obok, położył swobodnie ogon, a następnie rozpostarł szeroko skrzydło, obejmując nim Leszczynową. I patrzył przed siebie – nie ku jezioru jednak, a w dal.

– Mało kto dobrze rozumie maddarę, ale ty... chyba pojmujesz jej sens – stwierdził, obserwując toczące się po niebie chmury. – To wręcz jak rodzaj uzależnienia; zaczyna się niewinnie, ale jak raz sięgniesz do swojego źródła, potem chcesz sięgać doń coraz więcej więcej, w nieskończoność, aż nie wyczerpiesz wszystkich pokładów energii. Ta moc jest wielka, ale i nieokiełznana, potężna, a jednak wciąż kryje przed smokami wiele tajemnic... Także przede mną. – Westchnął. Gdyby tylko jeszcze maddarą dawało się leczyć rany zadanie nie fizycznie, lecz umysłowi...

– Może chciałabyś, żeby ci coś pokazać? – zapytał mimochodem, jednocześnie zwróciwszy nieznacznie wzrok ku Flaeryndali. Zdawała się mniej doświadczona od niego, więc zapewne... jeszcze co nieco musi opanować w czarodziejskiej sztuce. A może go zaskoczy...?

: 29 lis 2016, 21:44
autor: Szemrzące Leszczyny
Od razu zmobilizowała się, by wziąć się w garść, gdy tylko dostrzegła, że Kruczopióry się do niej zbliża. Nie mogła pozwolić na to, by okazać swoją słabość... To wydawało jej się nie na miejscu, kiedy rozmawiali o pięknie Maddary. Nie chciała, by uznał że nie jest do końca szczera w tym co mówi, choć nie w tym rzecz, nie kłamała! Jednak na wszelki wypadek chciała uniknąć niewygodnych pytań.
Ciężko stwierdzić na ile jej uwierzył. Przez chwilę panowała cisza, której ona nie starała się przerywać, zbyt zajęta poskładaniem swoich myśli. Gdzieś na tyłach umysłu przebiegło ostrzeżenie, że nie powinna pozwolić prawie nieznajomemu smokowi z obcego stada zbliżyć się na taką odległość... ale podświadomie czuła, że może mu zaufać. Bardzo chciała zaufać, czując że towarzystwo smoków, z którymi ma dobre relacje to właśnie to, czego najbardziej teraz potrzebuje. Jednak smoczyca w żadnym stopniu nie spodziewała się kolejnego ruchu Ognistego... Zamrugała ze zdziwieniem, czując jak samiec siada obok i przykrywa ją swoim skrzydłem. Wręcz rzuciła mu krótkie pytające spojrzenie jakby sama nie wiedziała, co o tym sądzić i jak właściwie powinna się zachować. Gdyby odrobinę bardziej wdała się w matkę pewnie odskoczyłaby teraz z sykiem, tak jak kiedyś Modliszka potraktowała swego kuzyna... Lecz tak się nie stało. Pomimo świadomości, że to bardzo nietypowa według niej sytuacja starała się tego po sobie nie poznać. Przymknęła na chwilę oczy mimo wszystko czując się lepiej i postanowiła choć przez chwilę się rozluźnić. I tak też się stało.
Mimowolnie uśmiechnęła się słuchając Czarodzieja. Mógł wyczuć, że znika z niej napięcie, a po chwili samica zastrzygła zaciekawiona uchem. – Gdyby dało się ją poznać całkowicie nie byłaby tak ciekawa! W końcu wszyscy doszliby do tego samego etapu wyszkolenia i magia stałaby się.. rutyną. – Powiedziała bardziej wesołym tonem. A gdy Kruczopióry zaproponował pomoc w jej nauce, oczy jej zabłysły, a ona sama uniosła wyżej łeb, lekko podekscytowana. – Na prawdę mógłbyś? Byłoby świetnie! Może... zastanawiam się jak można poprawić swoją technikę obrony. To chyba na dzień dzisiejszy mi jest najbardziej potrzebne. – Uśmiechnęła się z lekkim zakłopotaniem, przypominając sobie pojedynek z Szeptem Burzy. Miała tylko nadzieję, że Maddara nie odwali jej teraz takiego numeru jak wtedy! Na samą myśl poruszyła się niespokojnie.

: 01 gru 2016, 2:10
autor: Kruczopióry
// Widzę, że już 30 księżyców przebiłaś, to robimy od razu po poziomu 5, co nie :)?

Zamyślił się. Po tym, jak opowiadali sobie o pięknie maddary, o jej sednie i o tym, jak walka zdaje się jedynie dodatkiem do innych właściwości niezwykłej mocy, spodziewał się raczej, iż Flaeryndali zapyta o jakiś piękny, zapierający dech w piersiach twór... Tymczasem jednak myślała o obronie. Czy to dobrze? Może; czym innym bowiem jest sedno maddary, a czym innym szkolenia, sam Kruczopióry lepiej posługiwał się mocą w walce aniżeli w innych celach. Poza tym zdawała mu się dość porządną smoczycą... więc dlaczego nie?

– Dobrze. Muszę jednak lojalnie uprzedzić, że to będzie bolało – zaczął, przybrawszy nieco poważniejszy wyraz pyska. Zamaszystym ruchem uniósł skrzydło znad samicy, spoważniał, i na jego pysku zaczęło malować się skupienie; wertował teraz zakamarki swej pamięci, starając się wybrać dla Leszczynowej jakieś odpowiednie ćwiczenie. odszedł na kilka kroków, odwrócił się pyskiem ku smoczycy, czemu towarzyszył zamaszysty ruch ogona, popatrzył na nią jeszcze przez chwilę... po czym wyszczerzył lekko kły.

– Zakładam, że już coś umiesz – zaczął – więc nie będę tłumaczył ci absolutnych podstaw. Opowiedz mi więc w skrócie, czego już się uczyłaś... a ja po prostu spróbuję wytłumaczyć resztę – zaznaczył, zaś uśmiech na jego pysku stał się.... hmmm, szelmowski?

Oto bowiem, choć mówił jedno, po głowie chodziło mu też drugie. Igła. Prosta, metalowa igła, igła ostro zakończona, długa na szpon, błyszcząca, twarda. Znienacka miała pojawić się zaraz za prawym pośladkiem samicy, i to wbijając się w sam jego środek! Och, nie uprzedzał jej o tym ataku... ale może rzeczywiście nie powinien?

: 01 gru 2016, 23:11
autor: Szemrzące Leszczyny
// pewnie :D

Smoczyce zmienne są... A tak serio to piękno pięknem, ale Leszczyna była świadoma, że nadeszły dla niej ciężkie czasy i chciała się wyszkolić najlepiej jak umiała. Najpierw obowiązki czy jakoś tak! Poruszyła lekko uchem z rozkojarzeniem przyjmując ostrzeżenie o bólu. Podczas treningu zawsze mogło coś zaboleć... A z tego co zauważyła jej nauczyciele zawsze uważali, by nie zrobić jej realnej krzywdy, jak i ona starała się nie zmasakrować swoich uczniów. I tylko gdzieś w podświadomości na moment pojawił się niepokój, ale szybko został wyparty przez ekscytację. Smoczyca utkwiła ożywiony wzrok w Kruczopiórym przygotowując się do treningu.
Słysząc prośbę o streszczenie swojego dotychczasowego doświadczenia z magią smoczyca zamyśliła się na chwilę, chcąc jak najlepiej sobie przypomnieć wcześniejsze nauki. Na swoje nieszczęście nie zwróciła większej uwagi na dziwny uśmiech Ognistego, a może po prostu nie była to wystarczająco mocna uwaga? – W dzieciństwie matka uczyła mnie samych podstaw, połączenia ze źródłem, tworzenia prostych tworów, ataków... Ale była łowczynią, więc nie znała się za bardzo na magii. Starałam się ćwiczyć sama, ale dopiero jak dotarłam do Wolnych Stad zaczęłam trenować z Cichym Potokiem... – Mówiła rozluźniona, kompletnie nie spodziewając się podstępu. W pewnej chwili jednak zawahała się, gdyż poczuła jakby... drgania Maddary? Tak wcześnie? Co więcej, kierunek, z którego te drgania dochodziły sprawił, że z gardła smoczycy wydobył się stłumiony warkot. Jak on śmie! Zaraz jednak starała się wyciszyć i skupić na źródle, uzyskać z nim połączenie, na nic innego nie było czasu. Na jej pysku pojawił się pełen determinacji grymas.
Wyobraziła sobie jak na jej całym zadzie pod ogonem oraz na samej nasadzie ogona (w końcu kto wie czy igła nagle nie zmieni celu?), a także na tylnej stronie ud pojawia się dostosowana do kształtu masa o grubości szpona swoją fakturą i twardością do złudzenia przypominająca szarą skałę. Bardzo twardy i wytrzymały głaz. Bardzo! Twór miał być bardzo prosty, skupiający się przede wszystkim na tym, by w trakcie ataku się nie rozpadł i pojawił w dokładnie takiej formie, jak sobie wymyśliła. Do tego starała się, by pojawił się jak najszybciej, zanim to coś co kombinuje Kruczopióry przyjmie fizyczną postać! Trzeba też dodać, że twór miał się przyssać do powierzchni ciała i być odpornym na grawitację. Jak tylko wyobrażenie było gotowe starała się (cały czas odpychając emocje) precyzyjnie i szybko przelać w nie odpowiednią ilość Maddary.

: 17 gru 2016, 10:08
autor: Kruczopióry
// Wybacz zwlokę, następne odpisy już postaram się robić szybciej... o ile Kruczy będzie jeszcze żył, bo to nic pewnego xP.

Zupełnie spanikowała. Zupełnie straciła kontrole nad sobą, zupełnie rozproszyła swoje myśli, które powędrowały gdzieś hen, hen daleko, w podróż zakończoną zapewne w pięknej krainie, na pewno jednak nie u celu, który pozostał całkowicie odsłonięty. Potem był już tylko ból; poczuła, jak metalowa igła z pełnym impetem wbija się w jej prawy pośladek, jak rozrywa tkanki bez pardonu, docierając głębokość i zatrzymując się dopiero na kości miednicy. Nie chciał skrzywdzić Flaeryndali – inaczej na pewno wybrałby ambitniejszy atak – na pewno jednak smoczyca nie miała prawa nie poczuć potężne ukłucia, a zaraz potem ciepła krwi, która niewielką, delikatną strużką zaczęła cieknąć po jej ciele. Zdecydowanie nie rozpoczęła tej nauki dobrze.

– To była lekcja pierwsza – stwierdził czarodziej, który momentalnie spoważniał. Po smoczycy pełnej rangą spodziewał się jednak... cóż, czegoś więcej. Skoro jednak za matkę miała łowczynię, a Cichy niekoniecznie poświęcił jej wystarczająco dużo czasu... – Masz pozostawać w gotowości. Zawsze – kontynuował, patrząc wprost w ślepia czarodziejki. – Żaden drapieżnik na polowaniu, a tym bardziej wróg w postaci innego smoka, nie zapyta cię o pozwolenie na atak, nie będzie cierpliwie czekał, aż się przygotujesz, nie pozwoli ci dokończyć wykonywanej czynności, bo akurat w tym momencie rozmawiałaś. Nie będzie też baczył na to, czy atakuje w skrzydło, w łeb, czy też w pośladek. To od ciebie zależy, czy w porę zareagujesz, czy też, jak teraz, zupełnie zepsujesz swój twór, który nie ochroni cię nawet w najmniejszym stopniu – zaznaczył. – Niemal wszystkie poważne rany czarodziejów powstają wtedy, kiedy zabrakło im skupienia podczas obrony... dlatego skupienie będzie główną częścią tej nauki – dodał.

Zmrużył ślepia, na moment przerywając swoją wypowiedź, aby przyjrzeć się reakcji Leszczynowej, aby spróbować wyczytać z jej ślepia zdanie na temat tej formy nauki. Czy tego się spodziewała? Oczekiwała? Nie, absolutnie nie chciał baczyć na jej odczucia w tej materii; jeśli sama nie zrozumie, iż to jedyna droga do poprawnego nauczenia się obrony, wbije jej zrozumienie tego prawidła siłą. Pragnął jedynie wiedzieć, czy smoczyca zapragnie go pokornie słuchać, czy też musi się przygotować na... trudniejsze lekcje. Tak czy tak, po chwili postanowił znów zabrać głos:
– Wydaje mi się, że zupełnie zgubiłaś wiele cech tworów, czułem, jak maddara rozlewa się niczym wodospad, rozpryskując na wszystkie strony – kontynuował. – Nie wierzę jednak, że jesteś aż tak słaba, inaczej nie otrzymałabyś rangi czarodziejki; na pewno pamiętasz, żeby dbać o barwę, zapach, kształt, twardość czy każdy inny szczegół tworu, czyż nie? – zapytał retorycznie, na jego pysku zaś zagościł znów szelmowski uśmieszek.

– Opowiadaj więc dalej – zakończył, tym razem pozwalając smoczycy na wypowiedzenie więcej niż trzech zdań. Trochę więcej; dał jej już ostrzeżenie, więc oczywiście nie zamierzał stronić od ataków w najmniej spodziewanym momencie! Tym razem wyobrażeniem był ognista kula – kula o średnicy trzech łbów Flaeryndali, pomarańczowa, gorąca, w odległości ćwierci skrzydła na prawo od... prawego skrzydła smoczycy. I na to skrzydło miała właśnie ruszyć, wprost ku jego centrum, wypalając je! Ciekawe, czy tym razem czarodziejka zdoła zapanować nad zdenerwowaniem...?

: 22 gru 2016, 23:34
autor: Szemrzące Leszczyny
// z moim tempem to nic pewnego xD

Znowu to samo. Kompletnie nie mogła dojść do ładu ze swoją Maddarą i to w momencie, gdy jej najbardziej potrzebowała! Skupienie się wydawało się w tej chwili tak nierealne, że jedyne co mogła zrobić to wyskoczyć do przodu z warczeniem czując olbrzymi ból oraz jak po jej sierści spływa fala krwi.
Oprzytomniała słysząc Kruczopiórego. Była zła na siebie, że zupełnie się rozproszyła i zdenerwowała. Co było z nią nie tak? Czemu nie mogło być jak podczas nauki z Cichym Potokiem? Jesteś aż tak słaba, na te słowa wyrwane z kontekstu drgnęła mimowolnie. Stuliła uszy, milcząc jeszcze przez chwilę po ostatnich słowach Ognistego. Jak miała mu to powiedzieć? – Od jakiegoś czasu... mam problemy z koncentracją. Myślałam, że już mi przeszło, ale... wszystko działo się tak szybko, że.. nie zdążyłam. – Mówiła ciszej niż wcześniej, a jej wzrok zsunął się na przednie łapy. Bardzo nie chciała mówić o tamtym dniu. W ogóle miała ochotę stąd uciec i zaszyć się w swojej grocie, ale była zupełnie świadoma, że to nie wchodzi w grę jeśli chce być uważana za dobrą czarodziejkę. Musiała się przemóc, więc znów spojrzała na Kruczego, tym razem uważnie badając otoczenie, czy nie wyczuwa jakichś zdradzieckich drgań Maddary. Stała prosto, aż musiała świadomie nieco rozluźnić mięśnie, by jej nie rozpraszały.
Zdążyliśmy przerobić techniki ataku... Na więcej nie było czasu. Potem miałam pojedynki z kilkoma smokami na podobnym poziomie z różnymi wynikami i zyskałam rangę. – Jej głos był do bólu neutralny, jak gdyby musiała odsunąć od siebie emocje, by mówić całkowicie szczerze o swojej sytuacji. Wydawało się, że już nie pamięta o tych wszystkich pięknych rzeczach, które wcześniej mówili. – Sama też ćwiczyłam, ale bez podpowiedzi ze strony innych. – Dokończyła w samą porę, dostrzegając subtelne zmiany w otoczeniu. Była teraz jakby odcięta od swoich uczuć, zupełnie obojętna. Jedyne, co sprawiało, że wciąż wyglądała jak żyjący smok, to koncentracja, którą widać było w oczach. Tylko czy to nie będzie za mało?
Wyobraziła sobie, że w powietrzu przed skrzydłem, na drodze kuli, w odległości trzech pazurów pojawia się kwadratowa, lodowa, całkowicie gładka i śliska ściana o grubości również trzech pazurów, a boku równym długości jej złożonego skrzydła. Twór miał być bezwonny, o smaku zamarzniętej wody, twardy jak lód, który zamarzł w temperaturze pięćdziesięciu stopni na minusie, srebrzystej, mętnej barwie i oczywiście miał być bardzo zimny. Unosił się w powietrzu obojętny na siłę grawitacji na takiej wysokości, by jego środek zasłaniał środek prawego skrzydła i w chwili zetknięcia z ogniem miał go całkowicie zneutralizować. Nie próbowała nawet wymyślać czegoś oryginalniejszego, wybrała jeden z najbardziej typowych tworów, mając nadzieję, że w ten sposób niczego nie zepsuje. W tej chwili już sobie nie ufała.
Gdy już miała w głowie dokładny obraz ściany, przelała w nią uważnie Maddarę starając się nie zgubić jej po drodze. Za wszelką cenę próbowała nie myśleć o niczym, wyłącznie o walce.

: 23 gru 2016, 1:03
autor: Kruczopióry
Im bardziej Leszczynowa pragnęła, tym bardziej to smoczycy nie wychodziło. Im bardziej była zdeterminowana, im więcej jej woli, myśli oraz uczuć skupiało się wokół źródła niezwykłej maddary, tym bardziej ta maddara chciała od niej uciec, rozpłynąć się w powietrzu niczym woń zerwanego kwiatu, wypełnić je jedynie na chwilę, aby potem odejść w otchłań zapomnienia. Lód był – była bariera – ale to ogień, a nie lód zwyciężył w tym starciu. Gorący twór czarnołuskiego czarodzieja z łatwością roztopił lodową, szczelną ścianę, wyżerając weń dziurę, która prowadziła wprost ku łuskom smoczycy. Kula uderzyła, a ona poczuła ból! Poczuła, jak w jej skrzydło wżera się milion drobnych, niepozornych, śmiercionośnych płomyczków, jak jej ciało znienacka przepełnia ból, a łuski zaczynają krzyczeć w swych konwulsjach. Trwało to tylko przez chwilę; przez chwilę, ale smoczycy zdawać by się mogło, iż chwila ta zajęła całą wieczność oraz jeszcze trochę. Wówczas kula zniknęła, ból jednak całkiem nie ustąpił. Niewielki, kolisty kształt zwęglonych łusek pokrył od góry centralną część prawego skrzydła, wokół zaś pojawiło się okrutne zaczerwienienie i bąble.

– Myśl – rzekł. – Nie rozpraszaj się. To trudne, ale jeśli osiągniesz mistrzostwo, nawet nie zauważysz, jak maddara sama chce podążać twoimi ścieżkami, instynktownie, jak drapieżnik za swoją ofiarą. Nie komplikuj tez zadań; skup się na prostocie. Na tym, aby wyobrażenie przede wszystkim spełniało swoje zadanie – podkreślił. – Może cię to zaskoczy, ale kamień jest zazwyczaj lepszą ochroną przed ogniem niż lód. On się przede wszystkim nie roztopi, nie wystawi twojego ciała wprost na atak, skała zaś jest dość odporna na temperatury, abyś przy skutecznej obronie poczuła co najwyżej ocieplenie atmosfery wokół – podkreślił. – Pamiętaj o tym, Flaeryndali. Im więcej znajomości różnych ataków, tych więcej w twych obronach będzie automatyzmu. Automatyzm natomiast oznacza, iż twoje szanse na obronę na czas rosną.

Zamilkł. Przez chwilę wpatrywał się we Leszczynową uważnie, z pełna powagą opracowując kolejną część lekcji, której ta... niewątpliwie do końca swego życia nie zapomni. Nie był brutalem – kochał każdego, w kim widział prawego i oddanego innym smoka, każdego, kto w swoich życiowych czynach kierował się dobrem wspólnym, nie zaś własnym egoizmem. Od tej reguły znano jednak dwa wyjątki – jeden z nich stanowiła właśnie nauka. Nauka magii, gdy pokazywał, jak przetrwać w dziczy, jak poradzić sobie, gdy twój przeciwnik nie ma w sobie honoru, skrupułów ani sumienia, za to posiada argument siły. Gdy nastanie wojna, nikt Leszczynowej nie zapyta, czy zgadza się na śmiercionośny atak. Ona musi to rozumieć sama. Bezwzględnie.

Drugim wyjątkiem było, gdy kogoś nienawidził – Flaeryndali jednak nie nienawidził. Choć ona już posiadła pełne prawo nienawidzić jego.

– Dlaczego masz problemy z koncentracją? – zapytał, wracając do własnego zdania smoczycy. Nie powiedziała mu jak dotąd wiele, ale ten właśnie fragment go zaintrygował – bo czy każdy nie miał czasami problemów z koncentracją, a zwłaszcza czarodziej, zmuszony pozostać skupionym cały dzień, w każdej chwili, o każdej porze dnia i nocy? – Kryje się za tym coś głębszego niż... samopoczucie? – drążył, nie odrywając odeń ślepi.

Zaś kolejnym wyobrażeniem był... lód. Broń samej Flarynadali sprzed chwili. Tym razem czarodziej wyobraził sobie obręcz – jej grubość w przekroju wynosiła półtora szpona, zaś szerokość szpony dwa, była więc, choć złożona jedynie ze zmrożonej wody, nad wyraz masywna. Arktyczne zimno tworu czarodzieja powinno stać się odczuwalne już z daleka, przeszywać na wskroś i powodować paniczny strach przed oziębieniem... Obręcz pojawić się miała na ogonie Leszczynowej, zaraz za jego początkiem, ściśle doń przylegając – i tam rozpocząć swoje niszczycielskie dzieło! Tchnął więc weń maddarę, cały czas słuchając. I mając nadzieję, iż wreszcie ujrzy bardziej udany wymysł czarodziejki... Do trzech razy sztuka?

: 29 gru 2016, 15:39
autor: Szemrzące Leszczyny
// ona nie ma łusek xP


Po raz kolejny jej ciało przeszył okropny ból. Pióra od razu zajęły się ogniem, a smoczyca zachwiała się na nogach pod jego wpływem, sycząc z cierpienia. Wbiła pazury głęboko w ziemię, gwałtownie parskając powietrzem cuchnącym spalenizną. Czuła się tak strasznie słaba... Można by pomyśleć, że przez jej głowę przemykały myśli, żeby się wycofać. A mimo to oprócz syknięcia bólu i zaparcia się łapami, jak gdyby pociemniało jej przed oczami, wciąż tu stała, choć wyglądała jak chodzące nieszczęście. Zbolałym, smętnym spojrzeniem spojrzała na swoje pióra... których w tym miejscu już nie było. Czemu tak kompletnie jej nie szło? Czy była chora? Nie była w stanie pogodzić się z faktem, że może nie jest tak dobrą czarodziejką jak jej się zawsze wydawało.
Wysłuchała jego rady czerpiąc z niej chociaż trochę motywacji. Wciąż pamiętała po co właściwie poprosiła go o pomoc choć musiała walczyć ze swoimi słabościami. Starała się jak najlepiej zapamiętać teorię, choć czując tak silny ból nie było to łatwe. Nic nie mogła też poradzić na swoje emocje, które uparcie nie chciały odpuścić i po kolejnej porażce odżyły z jeszcze większą mocą. Musiała zaciskać zęby, by nie wybuchnąć, a kąciki oczu zrobiły się minimalnie bardziej wilgotne...
Wzdrygnęła się wyraźnie. W tym momencie nie miała najmniejszej ochoty zwierzać się z tego, co wydarzyło się w przeszłości ani z tego, jak się czuje ostatnio. Odwróciła wzrok, milcząc jakiś czas i zastanawiając się, co najlepiej odpowiedzieć. Najgorsze, że gdyby skłamała, by tylko przemilczeć wszystko, zaszkodziłaby samej sobie. Od tamtego wydarzenia nie opuszczały jej koszmary, a ona ciągle się zadręczała. Nie miała pojęcia czemu aż tak to przeżyła. – Ostatnio miałam.. trudny czas. Nie wysypiam się, ciągle dręczą mnie złe sny i bóle głowy. – Odpowiedziała ostrożnie, nieświadomie robiąc lekki krok do tyłu. Wbiła wzrok w swoje łapy. Bojąc się kolejnego ataku kompletnie ją zaskakującego już teraz zaczęła głębiej i wolniej oddychać starając się rozluźnić i nie dać sprowokować nieprzyjemnym wspomnieniom. Starała się wyciszyć, ale nie walczyć o to na siłę, gdyż wcześniej taka technika średnio się sprawdziła.
Znowu te zdradzieckie drgania! Była już tak zmęczona całą tą lekcją, dopadał ją depresyjny nastrój, a musiała dać z siebie wszystko. Połączyła się ze swoim źródłem, mając nadzieję że nie zdekoncentruje się znowu i wyobraziła sobie pierwszy rodzaj tworu jaki po słowach Kruczopiórego przyszedł jej na myśl. Mówił, że skała jest dobra do obrony, więc bez większego zastanowienia zdecydowała się na nią, by nie tracić cennych sekund na wymyślanie czegoś bardziej kreatywnego! W jej głowie pojawił się obraz wąskiej obręczy, na pewno o wiele bardziej wąskiej niż ta Ognistego, zbudowanej z imitacji bardzo wytrzymałej skały o grubości dwóch łusek. Miała pojawić się pod tą lodową w momencie zanim twór Kruczego osiągnie zupełnie fizyczną formę, a szerokość miała wynosić tyle, by po obu stronach ogona poza lodową obręcz skalna wystawała na trzy łuski. Jej powierzchnia była chropowata jak u prawdziwej górskiej skały, a do tego chłodna i pachnąca lekko górską glebą, gdyż taki zapach kojarzył się Flaeryendali ze skałami, a zapach akurat był najmniej ważny. Kolor jasnoszary. Kolejną właściwością obrony miało być to, że... po pojawieniu się zacznie szybko powiększać swoją grubość w celu rozerwaniu lodowej obręczy i pozbycia się jej. Twór ten miał ściśle przylegać do jej ciała, nie ześlizgiwać się i wytrzymać jak długo będzie zagrożona kolejnymi ranami! Gdy już miała przed oczami obraz dokładnego tworu przelała w niego szybko i precyzyjnie Maddarę. Akurat to miała dobrze wyćwiczone, więc o ile nie zrobiła żadnego błędu przy właściwościach ani nie zdekoncentrowała się, twór powinien się pojawić.

: 02 sty 2017, 0:15
autor: Kruczopióry
– Złe sny? Od czego? – spytał czarodziej, z pełną powagą przypatrując się Flaeryndali. – Nie na co dzień smokom przytrafiają się złe sny... – dodał... ale wiele więcej czasu nie było!

Twór smoczycy tym razem zmaterializował się; tym razem miał wszystkie właściwości, jakie mieć powinien, a i lodowa obręcz Kruczopiórego nie okazała aż tak mocna jak poprzedni atak czarodzieja. Owszem, był zimna; lodowato zimna, mróz szybko rozszedł się po skale, a Leszczynowa poczuła, jak chłód zaczyna powoli ogarniać jej ogon w napastowanym miejscu, dając czarodziejce prawo do zaniepokojenia. Ale tylko tyle; po chwili atak ustąpił, zaś Flaryndali – po raz pierwszy podczas tej nauki – z uderzenia wyszła bez szwanku. Co przy jej obecnym stanie zdrowia i tak było wyjątkowo marnym pocieszeniem.

– Jakkolwiek brzmi to okrutnie: twój brak koncentracji może tylko uczynić tę lekcję lepszą – stwierdził czarnołuski, gdy znowu było już po wszystkim. Na razie. – Jeżeli poradzisz sobie w tak trudnej sytuacji, kiedy twoje myśli wędrują w zupełnie inną stronę, a łeb nie pracuje należycie z braku snu, to poradzisz sobie także w każdych innych okolicznościach. Zależy mi na tym, żebyś była silna. Na przykład wtedy... kiedy atakuje cię drapieżnik!

Krzyk czarodzieja nagle przeszył powietrze, nietrudno było domyślić się, jakie miał zamiary. Niedźwiedź. Wielki, brązowy stwór o ciężkich łapach i wielkich zębiskach znienacka pojawił się zaraz przy lewym boku czarodziejki. Bestia ryknęła, aż zatrzęsła się woda w jeziorze, następnie zaś rozwarła szeroką paszczę i rzuciła się do przedniej łapy Leszczynowej! Miała ją zmiażdżyć; zgnieść, unicestwić, wbić się głęboko w ciało smoczycy i trzymać, aż ciurkiem popłynie krew, a kość zostanie doszczętnie pogruchotana. Jak ona poradzi sobie z drapieżnikiem...?

Ach, właśnie!
– Nie wolno ci użyć kamienia! – krzyknął w połowie, krzyknął zupełnie znienacka, krzyknął, gdy niedźwiedź już pędził do swojego celu z okrutnym zamiarem skrzywdzenia czarodziejki. Ach, zasada zmieniona w połowie obrony... ale czy przeciwnicy dbaliby o zasady? Jeżeli Flaeryndali nie myślała o kamieniu, wrzask czarodzieja co najwyżej lekko ją rozproszy, jeśli jednak tak...

No cóż, może być ciekawie!

: 16 sty 2017, 2:07
autor: Samiec
// w innym czasie albo coś, nie ma mnie xD

Już na tyle przywykł do Wspólnych, że odżywianie się i spanie tutaj, przychodziło mu naturalniej niż w nowym, obcym miejscu. Poza tym te ziemie bogatsze były w Wodne zbiorniki w których mógł się schować. Ostatnio na Lądzie było coraz gorzej przez lód, którego gruba warstwa na powierzchni tafli bywała czasem bardzo uciążliwa. Na szczęście kiedy już udało mu się go pokonać miał pewność, że nikt do niego nie dołączy. Kto normalny chciałby pływać pod lodową osłoną?
Przytargał tutaj mięso i usiadł przy samym brzegu. Nie zamierzał wskakiwać do Wody, ale sama jej bliskość poprawiała mu nastrój. Do Lądowego jedzenia nadal się nie przyzwyczaił, ale ignorując smak zabrał się do zdejmowania ze szkieletowej konstrukcji jej mięsnej osłony. Pochłaniał jedzenie szybko, zależało mu jedynie na zaspokojeniu głodu, który go irytował. Resztki, czyli kości i to czego nie dojadł ciepnął kulturalnie do Wody, żeby się tym pożywiła, a potem ruszył piechotą w stronę Cienia.

//zt

: 01 lut 2017, 16:44
autor: Obojętny Kolec
Jak na smoka północnego, Tęczowa często kręciła się przy wszelkich rzeczkach, jeziorkach, źródełkach. Może za bardzo wczuła się w bycie częścią Wody? Kto wie? Ona sama zupełnie nie zwróciła na to uwagi, a widok kolejnego wodnego zbiornika wywołał na jej pyszczku zadowolony uśmiech. I nie, wcale nie dlatego, że miała ochotę pomoczyć łapy, raczej dlatego, że tutejsze jeziorko było właściwie zupełnie zamarznięte. Zupełnie inaczej niż ostatnie jezioro, które widziała.
Podeszła do przykrytej warstwą śniegu lodowej bryły i zaczęła łapą odgarniać puch. Przypominało jej to czasy, gdy razem z braćmi leżała na podobnej tafli i próbowała dostrzec ryby pod jej powierzchnią, co było zadaniem trudnym, ale jakże zajmującym.
Wspomnienie rodziny odbiło się na jej pysku melancholijnym uśmiechem i pożałowała, że przyszła tutaj zupełnie sama. Odkąd Wzburzony przyjął ją do stada, starała się trzymać blisko smoków, bo dzięki ich obecności zapominała o swojej samotności. Wprawdzie od kiedy się z nią pogodziła i nazwała to uczucie po imieniu, było jej troszkę łatwiej, ale nadal smutek tkwił w niej zadrą. Na szczęście nie zawsze pozwalała mu dochodzić do głosu.
Przez chwilę przyglądała się tafli lodu, faktycznie próbując dostrzec cokolwiek po drugiej stronie, ale woda była czarna, zupełnie jak jej myśli. Westchnęła głęboko i podniosła głowę zatapiając spojrzenie w stykających się z horyzontem drzewach, daleko, daleko w oddali. Widok cichej polany otaczającej Jeziorko, przykrytej warstwą śniegu, martwej wydał się jej naraz dziwnie przygnębiający. Miała ogromną ochotę wrócić do domu i nie koniecznie myślała teraz o obozie Wody.

: 01 lut 2017, 17:26
autor: Kreatywny Kolec
Tam na drzewa gdzie padł wzrok młodej smoczycy, wzbiło się właśnie stado przestraszonych ptaków. Niezbyt rozumne małe stworzenia, mające nadzieję znaleźć schronienie między pobratymcami, wystraszyły się cienia dorosłego smoka oraz szumu jego skrzydeł. Niedługo Nurt pojawił się nad linią horyzontu, leciał dosyć szybko a sam po chwili zorientował się, że nad jeziorem przysiadł młody smok. Wracał właśnie ze swojej podróży zza bariery, właściwie to kierował się w strone obozu swojego stada ale...W sumie czemu by nie zrobić sobie przerwy? Wylądował niedaleko smoczycy po czym usiadł sobie, nieco zmęczony długim lotem. Na swoich przednich łapach miał mnóstwo kolorowych maźnięć i plam, od zielonego po różowy i niebieski. Były to plamy od farb
– Witaj. Kim jesteś?

: 01 lut 2017, 18:14
autor: Obojętny Kolec
Nie była pewna, czy to co widzi na horyzoncie, to faktycznie smok, czy może się jej przywidziało. Ale cóż innego mogłoby tak przestraszyć okoliczne ptactwo?
Odruchowo zrobiła krok w przód, wyciągając smukłą szyję ku górze. Mrużyła oczy, próbując dostrzec wyraźnie nadlatujący kształt, który faktycznie okazał się smokiem. Po chwili dostrzegła zarys potężnych skrzydeł i smukłą sylwetkę. Mimowolnie się uśmiechnęła. Ostatnio los zsyłał jej smoki, kiedy czuła się przybita. Miała nadzieję, że nie wykorzysta za szybko tego szczęścia. Nie chciała reszty życia spędzić w smutku.
Gdy więc samiec zdecydował się wylądować, powitał go uśmiechnięty pyszczek młodej, barwnej samiczki. Wprawdzie gdzieś na dnie jej oczu wciąż czaił się smutek, ale obecność nieznajomego powoli go przeganiała.
Naturalnie przyjrzała się smokowi, nieco więcej czasu poświęcając upstrzonym kolorami łapom.
Ostatnio często to słyszę. – Podniosła spojrzenie na jego pysk i zaśmiała się krótko. – Ale nic dziwnego, nie jestem... stąd. W takim sensie jak większość smoków. Tak podejrzewam. – Zmarszczyła brwi w zastanowieniu, drapiąc się w różowy polik jednym z pazurów. – Ale na imię mi Tęczowa, miło mi cię poznać... – Urwała wymownie, tym samym zachęcając nieznajomego do przedstawienia się.

: 02 lut 2017, 11:36
autor: Kreatywny Kolec
– Ja też nie stąd. Właśnie wracam z inspirującej podróży zza bariery– Zdołał wtrącić nim Tęczowa przedstawiła się, po czym dała znać że chciałaby poznać też i jego imię. Na chwilę się jakby "zaciął" przez co nastąpiła krótka chwila ciszy, nieco niezręczna mogłaby się wydawać. To co sie działo oraz ten moment w jego głowie, pozostaje tajemnicą. Jego wzrok przeskoczył z własnych łap na pysk Tęczowej
– Jestem Nurt. Czy czegoś potrzebujesz Tęczowa?

: 02 lut 2017, 13:59
autor: Obojętny Kolec
Tęczowa nie wydawała się skrępowana powstałą ciszą. Bardzo szybko zapełniła ją własnym głosem. I choć zwróciła uwagę na to, że milczenie nieznajomego miało związek z jego imieniem lub przeszłością, taktownie nie poruszyła tych tematów.
Musiała przyznać, że ucieszyła ja wieść, że nie tylko ona była tutaj nowa, choć Nurt nie wydawał się nie wiedzieć dokąd zmierza. Był może lekko zmęczony, ale nic dziwnego, skoro wracał z podróży.
Inspirującej? Jest tam coś prócz niebezpieczeństw? – Zapytała lekko, jakby mówiła o pogodzie nie zaś miejscu gdzie przeżyła całe swoje dotychczasowe życie i gdzie zginęła jej rodzina.
Pytanie samca wyraźnie ją zaskoczyło.
Och, nie. Raczej nie. To niezwykłe, że pytasz mnie o to tak po prostu. Nawet się nie znamy, a ty proponujesz mi pomoc. To miejsce... faktycznie jest niezwykłe. – Rozejrzała się wokół jakby zobaczyła świat pierwszy raz. Uśmiechała się wtedy, troszkę nieobecnie, na poły szczęśliwa i zaskoczona. W końcu jednak powróciła spojrzeniem do samca, darując mu pełen sympatii uśmiech. – A może to smoki tu mieszkające są niezwykłe? – Lekko wzruszyła barkami, poruszając przy tym pierzaste skrzydła. Ich szelest wypełnił chwilową ciszę.
Wracasz zza bariery, tak? – Podjęła na nowo. – To w ten sposób smoki nazywają tu ziemie, które do nich nie należą? Kiedyś już to stwierdzenie obiło mi się o uszy. I wybacz ciekawość, ale czy po drodze wpadłeś w jakieś barwne kwiecie? – Zaśmiała się, wskazując na jego łapy. – Choć nie pamiętam bym kiedyś spotkała roślinę zdolną tak upstrzyć komuś pazury.

: 03 lut 2017, 8:56
autor: Kreatywny Kolec
Słysząc pytanie Tęczowej zaśmiał się cicho, widać wszyscy sądzą że za barierą spotka ich tylko śmierć. Nie mógł zaprzeczyć że jest tam bezpiecznie, nawet spotkał Równinnych ale na szczęście wtedy leciał wysoko nad nimi, jednak widocznie wszyscy się boją tamtego świata
– Oczywiście że tak, nie możesz mieć takiego podejścia do tego, co kryje się za magicznym tworem. Świat jest wielki i trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać, nie mówię że nie spotkało mnie żadne zagrożenie...Jednak nie mogę ciągle przesiadywać na tych terenach
Usiadł na ziemi stwierdzając, że skoro zapowiada się na dłuższą pogawędkę to co ma stać. Ułożył wygodnie swoje zmęczone skrzydła a ogonem co chwilę ruszał na boki. Jeszcze raz uśmiechnął się szerzej odsłaniając nieco swoje kły, zerkając na swoje łapy
– A gdzie tam, to są kolory farb które tworzyłem z różnych składników. Jak chcesz to opowiem ci trochę o Wolnych Stadach. Pytaj o co chcesz

: 03 lut 2017, 18:48
autor: Obojętny Kolec
Tęczowa nie podzielała jego poglądu. Nic jednak dziwnego, skoro świat za barierą bardzo ją doświadczył, do tego wszystkie przykrości jakie ja spotkały miały miejsce ledwie kilka tygodni temu.
Widzisz, a ja chyba nie chciałabym tam wracać. Świat może i jest wielki, ale samotny smok... cóż, jest jedynie kropelką w rzece. – Uśmiechnęła się melancholijnie, nagle sprawiając wrażenie nieco starszej niż sugerowałoby jej wcześniejsze wesołe paplanie. Leciutko wzruszyła skrzydłami, a gdy uśmiechnęła się szerzej, dodała – Jesteś bardzo odważny. Dobrze, że wróciłeś z wyprawy cały i zdrów, do tego z przyjemnymi wspomnieniami. To najważniejsze.
Idąc w ślady swojego towarzysza, sama przycupnęła. Miała chęć na rozmowę i w duchu cieszyła się, że samiec najwyraźniej też.
Gdy sam spojrzał na swoje łapy, ona również podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem.
Farby? Czy to tak jakby... płynny kolor? W jaki sposób je tworzysz? Nigdy nie widziałam czegoś takiego. – Samiczka była wyraźnie zaintrygowana. Gdy spojrzała Nurtowi w pysk, jej oczy błyszczały podekscytowaniem. – I pewnie, że chcę posłuchać o stadach. Powiedz mi, czy wszystkie smoki stąd postrzegają ziemie za barierą w taki sam sposób jak Ty? Często wybierają się na nie? No i... czym właściwie jest ta bariera? Nic nie widziałam gdy tu przybywałam. – Zalała go morzem pytań, ale przecież jej na to pozwolił. Cóż, musiał się więc teraz z tym morzem i całą ciekawością Tęczowej zmierzyć.

: 06 lut 2017, 8:49
autor: Kreatywny Kolec
Zmarszczył czoło na słowa samicy, dlaczego miał dziwne wrażenie..A gdzie tam, on był tego pewny, że Tęczowa nie ma miłych wspomnień ze swojego dawnego domu. Bardzo możliwie że straciła tam nawet rodzinę, co dziwne to dosyć częsty przypadek. No cóż, na pewno tutaj jest bezpieczniej. Nurt jednak się starzał, czas go nie oszczędzał, jego charakter trochę się zmienił. Na szczęście nie porzucił swoich postanowień, nie stracił tego łaknienia wiedzy. Właściwie to panika, że nagle gdzieś jego zapał do malarstwa zbladł, popchnęła go w stronę świata z którego on pochodził
– Szukasz schronienia? Od czego uciekasz? Ja przyb..yłem tutaj, szukając stada bo moje zostało wybite przez dwunogów. Szukałem towarzystwa i inspiracji. Jednak nie uciekam, nie żyje też przyszłością. Straciłaś kogoś tam za barierą?
Zapytał się samicy. Zdziwiłby się gdyby powiedziała, że coś innego sprawiło że tutaj przybyła.
– Tak to taka kolorowa, gęsta woda. Farby tworzy..tworzę z gliny, wody, no i na przykład trawy aby mieć zielony kolor
Tak czy inaczej przyszedł czas na odpowiedzenia na zadane mu pytania. Jak się okazało nie było to dla niego takie łatwe. Podumał chwilę pod nosem po czym zdobył się na jakąś wypowiedź
– Każdy postrzega to miejsce inaczej. Czy się wybierają też nie wiem. Wiem tylko że dawna przywódczyni Ognia wybrała się za nią, po czym nie wróciła zostawiając stado Ognia bez opieki do czasu aż pojawił się obecny przywódca. A bariera..cóż, nie wiem o niej wiele. Pewien smok mówił mi, że stworzyła ją jakaś bogini magii..Ale to czy sie w to wierzy, to kwestia samego siebie. Ma ona chronić te tutaj pokolenia smoków od Równinnych, to takie bezszkrzydłe smoki. Całkiem dużo ich jest, chociaż ja spotkałem je góra trzy raz. Chyba była z nimi wojna, Równinni są bardzo dzicy, mściwi oraz potężni. Bodajże są najlepszymi strategami i wojami jacy chodzą po świece. Bariera to twór magiczny, ja sam niezbyt pojmuje magię i niechętnie z niej korzystam