Strona 21 z 35
: 24 lis 2019, 12:21
autor: Spuścizna Krwi
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Mentalne staruszki, to dobre określenie. Jednak iskry życia skrzyły się w nich chyba mocniej niż kiedykolwiek. Rakta wyszczerzył kły, słysząc opowieść Grzywki. No, jej pierwszej wizyty na granicy nie pobija. Drugiej tez nie, chociaż ta pierwsza była zdecydowanie przyjemniejsza. Druga zakończyła się za szybko.
–
Ale nie boisz się ponownie stanąć na arenie. Nie jesteś tchórzem, jesteś silna. Śmierć po dobrej walce nie jest taka zła. Gorzej, jeśli umierasz i nie pokazujesz przy tym niczego od siebie – stwierdziła. Czy mało było smoków, które rezygnowały z walki po tym, jak ich życie było zagrożone? Tchórze i słabeusze. Może kiedyś sama zawalczy z Grzywką?
–
Moja pierwsza wizyta na granicy skończyła się jej przekroczeniem – powiedziała. Co z tego, że nie wiedziała nawet, że istnieją inne stada niż ogień. Zycie było wtedy proste i przyjemne.
–
Zobaczyłam Szkarłatną Łuskę i myślałam, że jest pokryta krwią. Niestety, to były tylko łuski... Ale jakie ładne łuski. No i te zęby. Na pewno je widziałaś, takie szkarłatne i piękne – w jej głosie wkradła się nutka rozmarzenia. Szkoda, ze sama nie miała takich kłów. Co prawda były twarde, ostre i białe – ale nie były czerwone. Gdyby były czerwone, byłyby zdecydowanie ładniejsze.
–
Zechciałam jednego, ale powiedziała, że "ząb za ząb". Więc wyrwałam sobie zęba – zaśmiała się na to wspomnienie. Przyjemne, bo zdobyła to, co chciała. A fakt, ze trzy- lub czteroskiężycowe pisklę wyrwało sobie własnymi szponami zęba, nie zważając na krew zalewająca pysk i olbrzymi ból... Chyba zdecydowanie świadczyło to o stanie psychiki Rakty. I wciąż cieszyło ją to wspomnienie.
: 26 lis 2019, 10:06
autor: Sztorm
Sztorm uniosła w górę brwi. Przekroczenie granicy, no no... Buntowniczka. Z drugiej strony poznała na tyle Spuściznę, by się nie dziwić jakoś przesadnie. Na wspomnienie Szkarłatnej, pokiwała łbem ze zrozumieniem.
– Echo Istnienia. Byłam jej pierwszym i ostatnim wyzwaniem na Arenę. Nie doszło nawet do walki, wyznała mi, że chce spróbować sił jako Uzdrowicielka. – wyszczerzyła się, rozbawiona – Posiedziałyśmy i pogadałyśmy, zanim nie wróciła do Obozu.
Niebieska samica uważnie obrzuciła spojrzeniem białołuską. Gdzieś w środku, ukryte za lodowym kolorem ślepi, kryło się współczucie i troska. Smoczyca nie brzmiała jak do końca zdrowa przy zmysłach, ale jednocześnie nie wydawała się też groźna dla innych. Przez chwilę Stulecie wahała się, czy czegoś nie powiedzieć, ale poddała się. Jeśli w Pladze jest ktoś, kogo słucha, a i ona sama jest szczęśliwa, to kim była Sztorm by oceniać stan obcego umysłu? Kto wie, może Stulecie myśli, że śmierć nie odcisnęła na niej piętna, a inne smoki widzą jak na otwartej łapie zmiany w jej psychice.
Zamiast więc mówić cokolwiek, uśmiechnęła się ciepło i pokiwała łbem, spoglądając w płomienie.
– Wzięła tego zęba? – spytała niespodziewanie, zaintrygowana. Nie kojarzyła, by Echo nosiła jakieś ozdoby, ale smukła bezskrzydła była dosyć skryta, nawet jak na medyka.
: 01 gru 2019, 10:28
autor: Spuścizna Krwi
Nie zdziwiła jej ta wiadomość. Nie spotykała się z Echem na Arenie, a to oznaczało, że dawna Czarodziejka została kimś innym. Albo zginęła, ale to jej nie pasowało. Lub stała się tchórzem, ale w to by w ogóle nie mogła uwierzyć. Echo była pierwsza smoczycą, którą Rakta polubiła w ten swój spaczony sposób.
– Oczywiście, że go wzięła – stwierdziła z wyraźnym zadowoleniem. Tak, miała problemy. pytanie tylko, dlaczego sama tak nie uważała. Według niej to wszyscy inni z jakiegoś powodu mieli problem z nią, ale Rakta za nic nie mogła dojść do tego, o co mogło chodzić.
– I lepie będzie, jeśli go nie wyrzuciła. Nawet próbowałam ją przekonać do dołączenia do Ognia, ale z jakiegoś powodu nie chciała tego zrobić. Teraz trochę rozumiem, Ogień wcale nie jest kuszący... Trzeba będzie to powtórzyć, ale przekonując do dołączenia do Plagi – wyszczerzyła kły w uśmiechu. Bo skoro Ogień już nie był fajny, to Echo nie miała powodu do niego dołączać. Zresztą Rakty tam nie było, więc po co miałaby to zrobić? Ale nie, skoro była Uzdrowicielka, to w Pladze nie będzie dla niej miejsca. Musiałaby zabić Mahvran albo tą pokrakę Chochlika i Frar... Nie zabije przecież Mah. A Frar by była na nią zła, gdyby zabiła jej córkę. Nie, jednak w Pladze nie było miejsca dla Echa. Szkoda.
– A może ty dołączysz do Plagi? – Zapytała, doświadczając nagle olśnienia. Bo czemu by nie?
: 04 sty 2020, 19:41
autor: Rój Nocy
Luthien lubił szczyty gór, wzgórz, a nawet pagórków. Pozycja na ich najwyższym punkcie pozwalała mu lepiej spojrzeć na okolicę, nabrać innej perspektywy i podziwiać widoki. Co prawda to samo mógł robić lecąc ale stojąc twardo na ziemi mógł bardziej skupić się na tym co widzi.
Siedział teraz na jego szczycie jako samotny czarny punkt na szczycie samotnego, pokrytego bialutkim śniegiem pagórka rozglądając się dookoła zainteresowany światem, który widział co prawda nie raz, ale teraz obserwując go z nowej perspektywy. To zadziwiające jak niektóre rzeczy wyglądają inaczej jeśli spojrzy się na nie z innej strony.
: 04 sty 2020, 20:33
autor: Światłość Wspomnień
Czas było znowu ruszyć się z ognistych terenów. Normalnie, jej pustynne geny krzyczałyby w jej środku, by została w ciepełku, ale dzięki chochlikowemu szalkowi, nie było jej już nic groźne. Mogła aktualnie podziwiać zimę. Kiedy kilka rzeczy w jej życiu się ułożyły, nawet... nawet ten sezon nie był zły. Wędrowała sobie, aż natrafiła na pagórek. Ona rzadko kiedy łaziła po górach, czy nawet pagórkach. Miała jedynie styczność z wulkanem, ale nie wdrapywała się na niego, o nie. Nie był to jej konik. Dlatego jak zobaczyła to jedno małe podwyższenie, uznała że to będzie dobry punkt do rozejrzenia się po okolicy. Wbiegła, obejrzała się...czegoś zapomniała. Ah, Ignifir! Rany, biedny jeleń biegł za nią i nie mógł nadążyć. Ups... powinna tu na niego poczekać, bo inaczej będzie na nią marudny. Tymczasem, dopiero zorientowała się że nie była tu zupełnie sama. Aj! -Ah wybacz. Nie przeszkadzam przypadkiem? -zapytała się. Hej, chyba kojarzyła sobie tego młodzieńca. Ruszył przecie na nimfy, by obudzić lato. No, młody czy nie, trochę grzeczności nie zaszkodzi.
: 04 sty 2020, 21:20
autor: Rój Nocy
Pf, Luthien nie był młody! Był bardzo, bardzo stary. Tak bardzo stary że nawet nie był już pisklęciem, a praktycznie-klerykiem! Kontemplując w swojej samotności, siedząc w ciszy i w spokoju, nie dał rady nie usłyszeć że ktoś się zbliża. Skrzypiący śnieg, głośne kroki i oddech towarzyszący smokowi wspinającemu się pod górkę były bardzo łatwe do wychwycenia w tej idyllicznej ciszy. Obrócił łeb i dojrzał znajomą smoczycę. No, nie do końca znajomą, nie do końca wiedział jak się nazywa ale pamiętał ją ze spotkania na którym narodziła się Sennah.
Zaintrygowany wstał i wyszedł jej na powitanie, cierpliwie stojąc i nic nie mówiąc dopóki ona sama go nie zobaczy. W między czasie ciekawskim wzrokiem oglądał jej łapy szukając czegoś szczególnego. Najwyraźniej to odnalazł, bo oczy zabłysły mu fascynacją, lecz nie zdążył zrobić nic więcej, gdyż został w końcu dostrzeżony.
– Oh, nie, nie! W zasadzie to miło cię widzieć! -rzekł niespodziewanie jakby się już znali. Zaraz jednak zorientował się że jednak tak nie jest, więc dodał:
– Jestem Luthien, kleryk Plagi. Widziałem cię wtedy na skałach pokoju. Masz na sobie ten znak od Sennah, prawda? Też tam byłem, zdobyłem dla niej kamień od nimfy ale nie dostałem jej znaku.
Ostatnie zdanie wypowiedział z pewną nutą żalu.
: 05 sty 2020, 0:20
autor: Światłość Wspomnień
Oh, nawet nie śmiałaby twierdzić inaczej! Kleryk to poważna sprawa- a dobrze o tym wie, bo sama te kilkanaście księżyców temu nim była. Kilkanaście... Rany, ale ten czas leci. Może lepiej nie było myśleć o takich rzeczach, szczególnie przy takim spotkaniu. Urzara usłyszała jedynie stukot kopyt. Jej kompan był niepodal, parsknął na nią niezadowolony. Jak śmiała nie zaczekać! Jednak zauważył chyba innego smoka, i trochę się onieśmielił, odchodząc odrobinę. Zerkał na niego co jakiś czas, jakby badając. A ona sama? Uśmiechnęła się. Faktycznie, to tak zabrzmiało, ale poczuła się nawet miło –A ja jestem Urzara. Albo też i Przebłysk Wspomnień, uzdrowicielka ognia -przedstawiła się, tak samo jak i on. O proszę. Mglista będzie mała niezłego pomagiera tutaj... no- na jakiś czas, zanim sam nie dorośnie. A potem? Zerknęła na swoją naznaczoną łapę, a potem na niego –Tak, prawda. Nie wiem czemu go dostałam a nie ktoś inny... Może taki jej kaprys? Chociaż ja bym się nie zamartwiała. Kto wie co ona może mieć później w planach -Sennah dopiero się rozwijała, więc kto wie czym może ich zaskoczyć. A może... Chociaż miała nadzieję, że niczym groźnym
: 05 sty 2020, 1:46
autor: Rój Nocy
Oczy otworzył mu się nieco szerzej gdy usłyszał że ma do czynienia z kimś ze swojej przyszłej profesji. Uniósł łeb przenosząc spojrzenie z jej łapy na jej ślepia i wciągnął i pociągnął nosem węsząc. Och tak, zdecydowanie pachniała jak uzdrowiciel.
– O, to może kiedyś będziemy razem leczyć, co? Jak nasi wojownicy będą się tłukli, to będziemy mieli okazje do spotkań. -stwierdził zadowolony. Ciekawe czy pomiędzy medykami istnieje jakaś konkurencja... A może współpraca? Jeszcze nie wiedział, pierwsze prawdziwe leczenie dopiero przed nim, więc nie można nawet powiedzieć by był już w "zawodzie". Rzucił okiem na zwierzę stojące za Spojrzeniem. Musiało być jej kompanem. Na razie trzymał się z tyłu, więc Luthien nie narzucał się mu, skupiając się na smoczycy.
– Pewnie zasłużyłaś. Zrobiłaś coś dobrze, w końcu Sennah to bóg, oni wiedzą bardzo dużo, więc i taki pisklak pewnie nie zrobił tego losowo -przynajmniej miał taką nadzieję- Ale nie sądzę by miała plany. To w sumie skomplikowane gdy tak się o tym pomyśli.
Pokręcił łbem starając się właśnie tego nie robić. To nie był dobry pomysł by prowadzić takie rozważania w środku rozmowy. Powrócił wzrokiem do pyska Przebłysku, mierząc go długim spojrzeniem, jakby się nad czymś zastanawiając. Chwila ciszy była ociupinkę za długa i gdy stawała się niezręczna, kleryk nagle wypalił:
– Masz ładne łuski. I oczy. I rogi.
I obrócił łeb na bok, jakby kupka śniegu obok jego prawej łapy stała się nagle bardzo ciekawa. Sam nie wiedział czemu nagle wypalił z takim tekstem. Jeszcze mniej zdawał sobie z tego sprawę czemuż to zareagował gdy to powiedział. Zwykle był szczery bez... takiego czegoś.
: 07 sty 2020, 22:55
autor: Światłość Wspomnień
On kiedyś też tak będzie pachnieć, jak wgłębi się w tą sztukę. Urzara prawie całkiem przesiąknęła tym zapachem. Codziennie tylko chodzi i zbiera, zgniata liście w łapach, w miskach, wywary i opary. Jedynie momentami czuć było lekki zapach siarki, jednak coraz bardziej i bardziej zanikał. Taki tego urok.
–To jest niezły pomysł! Przyznam że czasem przydałaby się pomoc... Szczególnie podczas rozdawania herbatki z chmielu-powiedziała, rozbawiona. Plus, spotkania zawsze są mile widziane! I raczej z konkurencją się nie spotkała. A z drugiej strony, to nie ma dużo kontaktu z innymi uzdrowicielami. On, Mglista, oraz te smoki które poprzednio leczyły w ogniu- to wszystkich których zna które piastowały te pozycje.
A Ignifir korzystał z chwili luzu i podgryzał wystającą z śniegu trawkę. A raczej, wyskubywał zmrożone źdźbła- Chyba żeby się zająć, na to wygląda.
–Czy ja wiem. Pomagałam moim tak jak potrafiłam. Jeszcze okazało się że nimfa przypiekła niektórych z nas. -zaśmiała się, drapiąc się po głowie -Nie wiedziała jak to działało tak na prawdę. Cóż, coś było zauważone w tym wszystkim na to wychodzi. Albo próbuje być skromna, no bo raczej nie była osobą co się lubi wychwalać –Cóż, zobaczymy z czasem co? -No właśnie. Ciężko było stwierdzić, co ta cała Sennah przyniesie im do krainy. Tak, jako bóg pewnie wie sporo- plus po takiej dawce wspomnień którą dostała... ale no. To się z czasem jeszcze okaże. Ona była raczej dobrej myśli.
Chwila ciszy nastała, Urzara zrobiła głęboki wdech. Chłodny wiaterek muskał jej pyszczek, a potem zerknęła na niego. Jego komentarz był dość... zaskakujący. Widać było chyba nawet po jej minie. Nie spodziewała się –O..oh, dziękuję. To miłe że tak mówisz – odpowiedziała mu, drapiąc się pazurem po policzku. Rany, prawie trzydzieści księżyców ma na karku, a dalej nie wie jak reagować na komplement.
: 08 sty 2020, 21:11
autor: Rój Nocy
Kolczasty uśmiechnął się na jej odpowiedzi. Tak, to nie był zły pomysł, wręcz bardzo ciekawy. Uzdrowiciele żadko walczyli między sobą, więc w ich fachu było mniej spięć. Często też pomagali sobie wzajemnie, a czasem wymieniali się ziołami. Wiedział jednak że zawód uzdrowiciela nie jest wolny od durniów i dupków, to miał nadzieję że siłą rzeczy ta profesja uczyła smoków empatii.
Jednak wracając: po komplemencie Luthiena i krótkiej zdawkowej odpowiedzi, zapadła całkiem długa, niezręczna cisza. Kleryk wiedział że teraz jego kolej zabrać głos i ją przerwać, jednak o dziwo miał z tym problem.
– W-wybacz. Po prostu myślę że jesteś ładna. -powiedział w końcu patrząc się na jej pierś, nie podnosząc wzroku wyżej. Pokręcił łbem. To było dziwne.
– Ale rany, leczenie zajmuje tyle czasu. Ciągle gdzieś latasz, pomagasz smokom, mam o wiele mniej czasu dla siebie. A ty, jak sobie radzisz? -zapytał ją kontynuując poprzedni temat. Najlepszy sposób by pomóc rozmowie!
: 10 sty 2020, 17:35
autor: Światłość Wspomnień
To prawda. Na pewno Urzara ma ciche nadzieje że jej praca i pomoc ma jakieś pozytywne działanie na smoki. Raczej też by nie chciała zrażać do siebie kogokolwiek, bo jakby nie było, to by tylko mogło utrudnić pracę jej i innych uzdrowicieli. A tego raczej by nikt nie chciał, by smoki nie przychodziły do nich.
A tym czasem, podczas tej ciszy, Urzara obserwowała go. Fakt, że nie mówiąc nic nie pomagała sytuacji. –Nie musisz przepraszać, zwyczajnie nie spodziewałam się tego. Mimo to, doceniam -Bo mimo wszystko, nawet jak nie potrafiła zareagować odpowiednio, to kto nie lubi komplementów?
–Wiesz co, czasem też się nad tym zastanawiam. Ciężko jest z snem, momentami nawet zapominam żeby dobrze zjeść -zaśmiała się, jakby nigdy nic się nie stało –O, i nie mówiąc o wyprawach w tą pogodę. -zatrzęsła się. Uczucie zamarzających łap jest najgorsze od wszystkiego, co tu wspomniała –Ale, póki mam dobry kontakt z moim stadem, myślę że mogło by być gorzej. No i łapię drzemki kiedy mogę. No i chyba najważniejsze, mam wsparcie tutaj -Zerknęła w stronę Ignifira, który podniósł zaraz głowę, patrząc się na nich –Bez niego, chyba bym zwariowała.
: 13 sty 2020, 2:14
autor: Rój Nocy
Uśmiechnął się do niej gdy w końcu skomentowała jego słowa nieco bardziej odważnie. Cieszył się że i ona się cieszyła, mimo niezręczności tej całej sytuacji.
– Tak, czasami myślę że nie starczy mi czasu by złapać oddech. Latanie w tą i z powrotem, szukanie ziół, ciągłe używanie magii. To wszystko tak męczy... -skomentował jej odpowiedź dotyczącą zmęczenia. Wyszczerzył zębiska w smoczym uśmiechu.– Pogoda jest okropna. Nigdzie nie ma żadnych ziół, wszystko jest beznadziejne. Czekam na to całe lato. Nigdy go nie widziałem ale skoro Sennah ma je reprezentować, to musi być naprawdę cudowne.
Tak, nie cierpiał zimy. Była okropna. Był w większości smokiem pustynnym, uwielbiał ciepłe promienie słońca. W zimę jednak nawet na pustyni było co najwyżej letnio. Czuł się przez to źle, często na wyprawach dygotał i pluł sobie w brodę że nie ma jakiś ciepłych skór z których by mógł sobie utkać coś do założenia. No i ponoć w lato dni były dłuższe, a to zawsze plus.
– Zawsze dobrze mieć stado. Cień bardzo sobie pomaga, więc jeśli jest u was tak samo, to na pewno coś naprawdę cennego.
Spojrzał się na jelenia. No tak, jej kompan. Bardzo ładny, taki unikatowy. Podobał mu się.
Ja też mam kogoś takiego! Nazywa się Linka i jest wielkim wężem. Ona... też mi pomaga. Na swój sposób. -No jeśli można było tak nazwać przyduszanie Luthiena gdy próbował zrobić coś co jej się nie podoba. Już zdarzyło mu się z nią siłować, co mało nie przerodziło się w bójkę. Ich relacja dopiero się rozwijała...
Spojrzał się ponownie na Przebłysk, gdyż na moment jego wzrok odpłynął na bok gdy mówił o Lince.
– Naprawdę jesteś ładna. -wyrwało mu się, zdawałoby się że bezwiednie. Jego wzrok zdradzał szczere zainteresowanie. Jakby na moment chwila zatrzymała się w czasie, a on spojrzał na nią nieco inaczej. Była jak... Jak promień ciepłego słońca i tak jak ono, sprawiała że poczuł w sobie ciepło.
– Myślę że chcę sprawić byś była szczęśliwa. -mówił dziwnie swobodnie, jakby bariera która wcześniej sprawiała że był tak zakłopotany zniknęła, gdy tylko spojrzał się w jej zielone ślepia.
: 16 sty 2020, 23:51
autor: Światłość Wspomnień
Wysłuchiwała go, i kiwała głową. Oh, zdecydowanie mogła zrozumieć co miał na myśli. Każdy uzdrowiciel wygląda na to, że przechodzi przez to samo. Ale chyba muszą lubić tą robotę, skoro jeszcze przy tym siedzą. –Ah, wiem co czujesz. Też czekam na lato, ale głównie dlatego że ja uwielbiam jak złota twarz dogrzewa. Jest zdecydowanie pięknie, ale domyślam się że dla wielu smoków pora ta jest uciążliwa jak dla nas zima -Zerknęła na niebo. Jak tak pomyśleć, ile smoków będzie chciało nawrotu śniegu? Ale no niestety, nikomu nie da się dogodzić. Plus, upały, to oznacza że mogą być susze, a susze doprowadzają do pożarów. Ah... może lepiej nie zastanawiać się nad tym. Może obecność Sennah sprawi że lato będzie miłe i łagodne? Kto wie. Swoją drogą, ciekawe było, co tam u niej? Jak się rozwija?
–Oh? Wąż? Ciekawe. Zawsze to jest pomoc, dodatkowa para oczu... i bardzo ruchliwy ogon -Zauważyła. W sumie i ciekawy wybór, jak i imię. Jej jeleń był raczej spokojny i nie sprawił jeszcze jej żadnych problemów. Co najwyżej, trochę jest marudny, ale nie tak żeby kiedykolwiek zrobić Przebłyskowi przykrość. No, każda więź jest wyjątkowa na to wychodzi.
Mimo to, następne słowa kleryka przykuły jej uwagę. Jej mina przez chwilę nie mówiła nic. Ale po kilku chwilach uśmiech na jej pysku się pojawił. Chyba jeszcze nikt tak śmiało nie zadeklarował jej takich rzeczy. Ale Urzara podchodziła do tego w miarę spokojnie -Oh? A w jaki sposób chciałbyś to zrobić? -Była ciekawa poniekąd, czemu tak myśli. Urzara czuła się szczęśliwa z wszystkim co ma, mimo że była ciut zmęczona momentami. Chociaż widziała że będzie z niego bardzo dobry uzdrowiciel. Troszczy się, a to ważna cecha.
: 17 sty 2020, 14:23
autor: Rój Nocy
– Linka jest nie tylko moją pomocą na wyprawach, jest też przyjaciółką. -zadeklarował odważnie, starając się wyjaśnić znaczenie wspomnianej anakondy w jego życiu. Chciał wyjaśnić, że mówiąc "też mam kogoś takiego", nie miał na myśli tylko zwierzaka ale też wyjątkowość więzi jaką na ogół tworzyła się pomiędzy smokiem, a jego kompanem.
Wracając jednak do tego... specyficzniejszego tematu. Luthien patrzył się w ślepia Przebłysku, a na jej uśmiech zareagował własnym. Zadała też pytanie! Och... zadała pytanie... Dopiero po chwili do kleryka dotarł ten fakt i jeszcze moment zajęło mu odcyfrowywanie jego treści.
– Jak? -odparł bardzo inteligentnie i przeniósł wzrok na bok zastanawiając się nad odpowiedzią. To było bardzo dobre pytanie z jej strony.
– Nie wiem. Ale sprawię. -powiedział z przekonaniem w głosie, kontrastującym z niezbyt pewną miną jaka gościła na jego pysku jeszcze chwilę temu.– Myślę... Myślę że mi się podobasz i chcę byś była szczęśliwa ze mną.
O rany. Mówił prostu z mózgu, niemalże bez zastanowienia. Bezpośredni przepływ z uczuć na język.
: 20 sty 2020, 15:45
autor: Światłość Wspomnień
Wysłuchała jego słów i nie odpowiedziała za szybko. Jakby oceniała, to co właśnie powiedział. No proszę, odważny i nawet się nie wycofał. Mówi to co ma na myśli. Musiała przyznać, że smoczycy nawet to zaimponowało. Ona w jego wieku to by schowała się pod swoimi skrzydłami, zanim wydusiła słowa z swojego gardła. W pewnym momencie jej oznaczona złotą twarzą łapa zbliżyła się do niego i położyła ją na jego głowie... głaskając! Trwało to dość krótko, żeby nie speszyć śmiałego kleryka –Wpierw jednak wypadałoby żebyś jeszcze troszkę podrósł, hmm? –powiedziała, z wyraźnym zadowoleniem w głosie. Nie wyśmiała, nie powiedziała też nie- jego słowa mimo swojego gestu i słów potraktowała poważnie. Może faktycznie, uda mu się? Jednak tak na prawdę następne księżyce okażą, jak to wszystko będzie wyglądać. Jej nigdzie się nie śpieszy, więc cierpliwie zaczeka.
: 22 sty 2020, 23:57
autor: Rój Nocy
Luthien trwał w tym nieco nietypowym stanie jeszcze przez chwilę. Dopiero, gdy Wspomnienie zareagowała, swoim uśmiechem, zdał sobie sprawę co tak naprawdę powiedział. Że wyraził coś prosto z serca z pominięciem mózgu. Jednocześnie wiedział że był szczery z nią i z samym sobą i nie żałował swoich słów.
Jej słowa z kolei i gest nieco zbiły go z tropu. Jej uśmiech był miły i szczery, jednak same jej słowa wywołały w nim konfliktujące uczucia. Smutek i poczucie odrzucenia konfliktowały z przekonaniem że jednak nie powiedziała do końca "nie".
– To co czuję nie zmieni się i za kilka księżycy -stwierdził tylko z pewną zawziętością. Nie zamierzał jednak robić żadnych głupich scen. Nawet na myśl mu to nie przyszło. Nie wiedział co mógłby jeszcze powiedzieć. Nie rozumiał jej odpowiedzi. Czy fakt że był młody sprawiał że jego uczucia były gorsze lub mniej prawdziwe?
: 27 lut 2020, 14:58
autor: Niepokorny Hiacynt
Jak myślisz czy wojak odzyska swój honor
Jak myślisz czy chwyci za rogi swój los?
Trzymajcie się mocno bo to jest opowieść,
O Czerwonym Zdrajcy, oceńmy go znów!
Kwiecisty przyszedł na tą polanę, by na moment uciec z terenów swojego stada. Nie miał ochoty wpaść na przykład na uzdrowicielkę. Ostatnio został wezwany na polowanie i dostał mocno po głowie od żywiołaka...
A tak naprawdę to od siebie. Jego własna maddara zacisnęła się na gardle adepta. To jednak nie miało znaczenia. Ważne było, że przegrał i wszyscy wtedy obecni byli przekonani, że to tamto marne stworzenie go wykończyło. Było mu po prostu wstyd.
Naturalnym więc było, że postanowił ochłonąć, odcinając się na chwilę od tego problemu. A jak można natomiast się lepiej rozluźnić niż ze swoją drogą kompanką na spacerze?
No pewnie jest dużo innych sposobów, ale Kwiecistemu do gustu przypadł ten.
Jak myślisz czy wojak odzyska swój honor
Jak myślisz czy chwyci za rogi swój los?
Trzymajcie się mocno bo to jest opowieść,
O Czerwonym Zdrajcy, oceńmy go znów!
Do drugiego refrenu dołączył się zachrypnięty głos Morrigan, która stała między rogami Kwiecistego. Chyba ustalili, że główny motyw śpiewany drugi raz powinien mieć większą moc, bo tym razem śpiew był tak energetyczny, że adept aż zaczął rytmicznie, aczkolwiek leciutko przeskakiwać z łapy na łapę.
W powietrzu niedaleko Hiacynta pojawiły się rude drobiny podobne do pokruszonych skrawków jesiennych liści. Zatańczyły one wokół jego ciała jakby ruszone nagłym wiatrem, aż w końcu uformowały luźny ogon, który zaczął się przyklejać do złotych łusek Kwiecistego. Czerwone plamy tylko narastały wkrótce pokrywając i rozłożyste skrzydła adepta.
Ten krwawy wojownik arenę zdobywał
I nie bał się bólu, ni potu, ni łez
Lecz największym wrogiem tego zawodnika
Była jego duma, oh jaki to pech!
Po tym znów w refrenie wybuchnęły dwa głosy. Gdy jednak przyszedł moment na kolejną zwrotkę wszystko zamilkło, a drobinki barwiące łuski smoka rozpłynęły się w powietrzu. Kwiecisty stanął w miejscu wpatrując się w śnieg, jakby czekał na odpowiedź na jakieś nieme pytanie.
– Co się stało? Przecieź mieliśmy już drugą zwrotkę.– Zauważyła Morrigan, przeskakując ze zniecierpliwieniem z jednego rogu na drugi. Adept pokiwał głową nadal intensywnie się zastanawiając. Dopiero po chwili westchnął przeciągle i podniósł łapę do góry, dając znać białej samiczce kruka, żeby ta na nią przestąpiła. Potem opuścił ją do momentu aż mieli oczy na tym samym poziomie.
– No tak. Nie uważam jednak, że jest wystarczająco dobra. W najgorszym wypadku trzeba ją usunąć, a w najlepszym przesunąć do tyłu. – Wzdycha.
– Wiesz Moja Śliczności, nikt nie przywiąże się do tej postaci jeżeli nie opowiemy o tym jak bardzo kochał swoją wybrankę! Musimy pokazać jego życie spoza areny. – Zadecydował.
: 29 lut 2020, 16:49
autor: Sosnowy Pocisk
Szyszka razem z Hedwigą powoli przechadzała się po terenach wspólnych. Wciąż odczuwała skutki niedawnego pojedynku, a mimo to postanowiła się ruszyć ze zdecydowanie zbyt nudnej dla niej groty. Może jak rozrusza uszkodzoną kończynę, to rana będzie się szybciej goić? Przynajmniej takiej użyje wymówki, jeśli ktoś z bliskich przyłapie ją na tym, że nie odpoczywa.
Hedwiga również była zadowolona z wyboru swojej kompanki. Sowa śnieżna siedziała na jej grzbiecie i rozglądała się po okolicy, czasem decydując się na krótki lot. Ona też była poobijana po ostatnim spotkaniu z goblinami... ech. Pasowały do siebie z Szyszką. Obie równie uparte, złośliwe i niezdarne.
Nagle obie usłyszały... piosenkę. Zaciekawiona smoczyca poszła w stronę melodyjnego głosu, chcąc poznać jego właściciela. Po chwili ujrzała innego smoka, mniej więcej w wieku Sosnowej, który rozmawiał ze swoim kompanem – białym krukiem. Uśmiechnęła się lekko.
– Chętnie usłyszałabym całą historię – powiedziała łagodnie, zwracając się bezpośrednio do samca. Usiadła wygodnie, otulając przednie łapy ogonem – Jestem Sosnowy Pocisk, czarodziejka Wody – przedstawiła się.
: 01 mar 2020, 3:09
autor: Niepokorny Hiacynt
Kwiecisty wzdrygnął się słysząc nieznajomy głos. Razem z Morrigan odwrócili się w stronę z której dobiegał i zobaczyli zbliżającą się do nich samicę. Kruk z łapy Kwiecistego zeskoczył w sypki śnieg, który natychmiast pochłonął go do samej szyi. Kompanka nie wydała się jednak wcale zmieszana tym, że prawie całkowicie zniknęła. Po prostu potrzepała nieco skrzydłami robiąc sobie miejsce i spojrzała z wyzwaniem na Sosnowy Pocisk.
– Ja nazywam się Morrigan! – Zaskrzeczała dumnie. Nie przyjęła do wiadomości, że przybyszka mówiła do Kwiecistego. Przecież z nich dwóch to ona była ważniejsza!
– A to jest mój najwierniejszy sługa. Na imię mu Kwiecisty! – Stwierdziła wskazując złotego smoka skrzydłem. Kwiecisty nic przez ten cały czas nie powiedział. Stał w miejscu, delikatnie uśmiechając się do czarodziejki, miło zaskoczony tym, że postanowiła do niego podejść. Gdy Morrigan przedstawiła go jako sługę, zaśmiał się krótko, a na jego pysk wstąpił filuterny uśmiech.
– Tak. Moje imię to Kwiecisty Kolec. Jestem adeptem ze stada Ziemi. Niezmiernie miło mi cię poznać Sosnowy Pocisku. – Ukłonił się nisko, przy tym ruchu na moment rozwijając elegancko skrzydła do ich pełnej długości. Następnie wyprostował się, wypinając dumnie pierś. Dostojnym krokiem zbliżył się do samicy, aby usiąść naprzeciwko niej. Ogon położył na ziemi tak, że jego rozłożysta końcówka przypominająca wachlarz leżała tuż obok niego. Dzięki temu samiczka kruka mogła bez problemu stanąć na ziemi, jednocześnie nie tonąc w śniegu. Adept ewidentnie chciał kontynuować swoją wypowiedź. Wziął już nawet oddech i jego pysk zaczął się rozwierać... i wtedy znów przemówiła Biała Królowa.
– Wygląda na to, że to twój głos przypadkowo przywabił samicę. I to nie byle jaką, a czarodziejkę! Może w końcu znalazłeś sobie mistrza, co cię nie porzuci.
Uśmiech Kwiecistego zniknął natychmiast po usłyszeniu ostatniego zdania. Jego wszystkie ruchy, chyba nawet te spowodowane zwykłym oddechem, ustały. Jego wzrok nagle stał się niewiarygodnie przymglony i zaskakująco pusty, biorąc pod uwagę iskrę kręcącą się tam sekundę wcześniej. Zupełnie jakby siedzący przed Pociskiem adept został podmieniony na miejsca z kilkugodzinnym, zimnym trupem.
Ten stan trwał na szczęście chyba tylko ze dwa uderzenia serca i wkrótce wszelkie barwy powróciły do postaci Hiacynta. Powoli kąciki ust Kwiecistego na nowo podniosły się do góry. Wszystko wróciło do normy, jakby nic nadzwyczajnego nie miało miejsca.
– Proszę jej wybaczyć. Morrigan lubi czasami wygadywać przedziwne rzeczy. – Westchnął, machając niby od niechcenia łapą i tym samym zaznaczając brak powagi z jakim potraktował słowa swojej kompanki. Zarobił tym co prawda na ostrzegawcze "Hej!" od Morrigan, ale nie przejął się tym za bardzo i z lekkością w głosie przeszedł na następnego tematu.
– Byłaś na relaksacyjnym spacerze ze swoim towarzyszem tak jak ja czy najprościej w świecie polowałaś na jakieś ciekawe historie?
: 01 mar 2020, 23:49
autor: Sosnowy Pocisk
Skinęła łbem do kompanki samca, która zareagowała jako pierwsza. Od razu jej się spodobała – nie tylko za sprawą wyjątkowego wyglądu, ale również słyszalnej pewności siebie w głosie.
– Witaj, Morrigan. To jest Hedwiga – przedstawiła swoją kompankę, a sowa wydała z siebie cichy dźwięk, przypominający dumne pohukiwanie. Słysząc następne słowa, Sosnowa przeniosła wzrok na Kwiecistego i odwzajemniła jego uśmiech
– Hedwiga także uważa, że to ona ma własnego smoka – zaśmiała się lekko. Miło było dowiedzieć się, że nie tylko jej kompanka myśli w taki sposób.
Nieco zaskoczyła ją tak uprzejma forma przywitania się, ale nie dała tego po sobie poznać
– Również miło mi Cię poznać, Kwiecisty Kolcu – odpowiedziała, obserwując jak podchodzi bliżej.
Gdy Morrigan się odezwała, Szyszka uniosła ze zdziwieniem brwi. Nie umknęła jej również zmiana na pysku samca, chociaż trwała tylko chwilę. Mistrz? Zielone ślepia zaczęły uważniej przyglądać się swojemu rozmówcy, który postanowił szybko zmienić temat.
– Wychodzi na to, że byłam na spacerze i upolowałam ciekawe... spotkanie – mrugnęła do niego prawym ślepiem. Nie zamierzała jednak odpuścić poprzedniego tematu – Przepraszam, ale muszę spytać. Widziałam Twoją reakcję. Co Morrigan miała na myśli? – zapytała nieśmiało. Jeśli dobrze zinterpretowała jej słowa, to przecież mogła mu pomóc. Gdyby tylko zechciał.
: 06 mar 2020, 0:07
autor: Niepokorny Hiacynt
Tym razem, gdy temat został podjęty, reakcja Kwiecistego nie była tak dramatyczna. Przygotował się na ten mały pstryczek w postaci pytania, który niestety sprowokował on sam. Pocisk przecież nie dopytywałaby się o sytuację, gdyby adept potrafił zachować zimną krew. Cóż, skoro to już wyszło to mógł jej powiedzieć. Ukrywanie rzeczy już odkrytych i leżących na widoku byłoby głupie.
– To nic takiego. – Zaczął. Tym razem uśmiech nawet na moment nie zniknął z jego pyska, podkreślając to o jakiej błahostce mówi.
– Mój mistrz po prostu nas opuścił. Nie umarł. Odszedł poza tereny stad i nie wygląda na to by miał wracać.
To, że jego nowy mistrz nawet nie uprzedził Kwiecistego zanim zniknął sprawiło, że adept poczuł się... nieważny.
Jego mózg później tak sam z siebie wskazał na to, że może Fantom po prostu uznał go za zbyt słabego i niewartego uwagi.
Morrigan oczywiście o tym wiedziała. Kwiecisty był wobec niej niezwykle szczery, co normalnie pozwalało mu ściągnąć z siebie nieco ciężaru, ale czasami wracało, by go ugryźć w zad, tak jak w tej sytuacji.
Tak jak kochał samiczkę kruka, tak musiał również przyznać, że ta potrafiła być prawdziwą zołzą.
– Tak naprawdę nigdy nawet nie zaczęliśmy treningu. – Tutaj już nie potrafił się powstrzymać przed krótkim westchnięciem, jakby samo myślenie o tym problemie go męczyło. Jego oczy może nie stały się na nowo smutne, ale w tamtym momencie po prostu oszczędził sobie wkładania w swoją ekspresję wymuszonego błysku energii.
– A problem jest taki, że wszyscy inni ziemscy czarodzieje siedzą już wśród gwiazd. – Skwitował wzruszając barkami. Przecież na te wydarzenia wcale nie miał wpływu.