Strona 21 z 30

: 29 mar 2019, 9:21
autor: Sztorm

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Inurta słuchała z uwagą, co przekazywał jej Księżycowy, zapamiętując na przyszłość. Kiedy podsumował szkolenie wyszczerzyła się radośnie. No patrzcie, nie było tak strasznie! Poszło zdumiewająco szybko. Obróciła się i trzepnęła przyjacielsko Mentiego po grzbiecie. Zaraz jednak syknęła lekko, kiedy jej cały bark zaprotestował ostrym bólem. Chyba przejdzie się zobaczyć z Remedium, może on jakoś zahamuje ten wzrost zanim ją rozerwie na strzępy. Straszna wizja rośnięcia do olbrzymich rozmiarów i wybuchu przelotnie nawiedziła jej myśli. Niemożliwe... Prawda?
Wstała i skinęła nisko łbem, z wyrazami głębokiego szacunku, w kierunku Ognistego Adepta.
Dziękuję. – głęboki głos zadudnił po łące.
Teraz nikt nie zarzuci jej ani Moirze ani Mentiemu, że się lenią. Obejrzała się na pozostałą dwójkę i pyskiem wskazała tereny skąd przyszli, dając tym samym do zrozumienia, że ona wraca. Mogą dołączyć lub nie, ich wola.

// uciekam, bo chcę już adepcić, a pisklęciem tu przyszliśmy (;

: 30 kwie 2019, 4:39
autor: Posępny Czerep
To był wyjątkowy, dziwny dzień. Nie spodziewała się, że role tak szybko się odwrócą. Bowiem dziś to ona czekała na kogoś, by nauczać i prawdę mówiąc... Potwornie się stresowała.
Jak to miała w zwyczaju, większość nocy spędziła buszując po krzakach i ganiając za małymi, zwinnymi gryzoniami i jaszczurkami. Nie była głodna – po prostu chciała się bawić i ćwiczyć. Było to całkiem smutne, bo większość młodych smoków robi to ze swymi braćmi lub rodzicami, jej zaś musiały wystarczyć małe, biedne ofiary, które zdecydowanie nie miały takiej radości jak ona. Raz nawet udało się się swoim groźnym warczeniem, błyszczącymi szponami i zaganianiem do rogu – wystraszyć drobną nornicę na śmierć. Był to dla niej bardzo dziwny widok, kiedy strzelające ze strachu białkami zwierzątko po prostu przestało walczyć o swoje życie i zamarło. Miała wrażenie, że nawet przestała słyszeć bicie jego serca i poczuła lekki zapach krwi. Czuła wyrzuty i żeby je ugasić pożarła truchło, chyba pierwszy raz jedząc upolowaną zdobyć – właściwie tylko po to, by się nie zmarnowało.
Smoczyca właściwie od zawsze podchodziła w ten sposób do tematu. Lubiła jeść i kiedy znajdywała jakieś nadgniłe owoce, przedwcześnie opadnięte orzechy w zielonych jeszcze łupinkach, pozostałości jedzenia po innych zwierzętach, w tym padlinę – zjadała je. W ten sposób czuła się przydatna i uczyła się, co jest jadalne, co nie. Było to dla niej na swój sposób zabawne. Cóż, trzeba było jakoś wypełniać sobie czas, prawda?
Jeszcze nocą zaszła do Lasu przy Bliźniaczych Skałach, w miejsce zapowiedziane niewiele młodszej uczennicy. Nie mogła znaleźć sobie miejsca, wędrowała po gęstym poszyciu, zastanawiając się, czy powinna się jakoś przygotować. Może ułoży sobie wszystko, co powinna powiedzieć? A może przygotuje teren do śledzenia, tak jak zrobił to, ucząc ją, Remedium Lodu? Zdaję się jednak, że on użył magii, a na jej temat Ognista nie miała właściwie żadnych informacji, o zdolnościach nie wspominając... Zrezygnowana owinęła futrzaste ciałko wokół cienkiego, acz całkiem wysokiego drzewa na skraju lasu, kładąc przy tym łeb na swoim ogonie i podgryzając go z nerwów od czasu do czasu. Spędziła tak całkiem sporo czasu, przysnęła nawet na moment. Ponieważ jednak nie wybrała żadnej pory dla Szkarłatej – nie wypatrywała jej.

: 30 kwie 2019, 15:54
autor: Echo Istnienia
Szkarłatna drugi raz w życiu powędrowała na tereny wspólne by się uczyć, tym razem jednak znała szlak, po którym miała iść, i była zdecydowanie mniej bezbronna.
Gdy tak truchtała myślała jak wiele, a zarazem jak mało zmieniło się od tego czasu. Została oficjalnie częścią Stada Wody, poznała ... przyjaciela? Nauczyła sie całkiem wiele. Ale dalej tęskni za górami, dalej nie wie prawie nic i dalej spędza czas głównie samotnie. Tylko, że ostatnio świat stawał się dużo mniej... magiczny. Dużo mniej tajemniczy, może to od nauki? Albo samego dorastania? Przecież pamięta, jak ostatnim razem tędy szła, to fascynowało ją wszystko, od kształtów liści przez kolory kamyków, aż po małe zwierzątka prowadzące swoje życie w spokoju. Fakt, dalej ją te rzeczy ciekawiły, ale tu już nic aż tak interesującego nie ma. Musiałaby wejść glebiej w las, i kiedyś to zrobi! tylko jeszcze nie czuje się na siłach.
Cieszyła się też, że Aank zgodziła się zostać jej nauczycielem. Bardzo lubiła wiedzieć więcej i korzystała z każdej okazji by się czegoś nauczyć.
Zastanawiała się, co będą robić.
...
Tylko gdzie ona jest? Bo miały się spotkać gdzieś w tej okolicy, tak?
( może Szkarłat gdzieś źle skręciła)
Obejrzała się wokoło( nie, nie, dobrze poszła, jest tego pewna) i po momencie zauważyła futrzastego smoka, który w sumie przypominał jedno ze stworzonek, które kiedyś obserwowała. Podbiegła pod drzewo, na którym siedziała Aank, i skinęła jej głową na powitanie, bo ostatnio głos czerwonołuskiej sprawiał, że ona sama chciała wydrapać sobie uszy. Oszczędzi tego okropnego dźwięku chociaż drugiej smoczycy.

: 01 maja 2019, 0:55
autor: Posępny Czerep
To było zastanawiające, że gdyby Szkarłat podzieliła się z Aank swoim spostrzeżeniem, okazałoby się, że mają identycznie. Zafascynowanie każdym detalem świata drobnej samiczki było tak intensywne, że zmieniało się w całkowitą izolację od potrzeb fizycznych i psychicznych, jak gdyby ciekawość była jedną wielką pożerającą ją czarną dziurą. Teraz jednak było lepiej – lęk trzymał ją przy ziemi, kazał badać każdy kąt. Może więc patrząc na to z tej perspektywy, był on zdrowy?

Ziemia lekko zadrżała, gdy czerwona smoczyca zaczęła biec w jej kierunku. Bojaźliwa zamrugała prędko i uniosła łeb, nakierowując go niczym lufę w kierunku nadbiegającego pocisku. Chyba tylko nietrzeźwa myśl, że przecież Wodnista nazywała się SZKARŁATNĄ, opanowała jej obawę na widok bezskrzydłego demona przedzierającego się przez kontrastującą zieleń młodych traw. Widocznie jednak zjeżyła futro i prędko okrążyła drzewo ciasnym kręgiem, ocierając się o nie i okręcając niczym wąż, choć ani odrobinę nie była do niego podobna.

Jakby formalne, opanowane zachowanie tej udzieliło się świeżo mianowanej Adeptce i Aank odkłoniła się, starając się przy tym nie spoglądać ciekawsko na nagie boki przyszłej uczennicy.
Niestety jednak to ona musiała mówić, a choć lubiła swój głos – nie lubiła układać go, w nadal sztuczne dla niej, słowa.
– Witaj. – Powiedziała niepewnie. Uznała, że nie muszą się już sobie przedstawiać. Musiała przyznać jednak, że zaczęcie od samej lekcji było dla niej kompletnie niekomfortowe. Młodsze zwierzę nie wyglądało jednak, jakby czuło się w humorze na pogawędkę. Wzięła głęboki oddech, udając, że szuka wzrokiem celu nauki. Uśmiechnęła się do Łuski kącikami pyska.
– Zaczniemy od skradania. Widzisz te korzenie, o tam? – Nosem dość nerwowo wskazała kierunek, w którymi, spory kawałek dalej, było widoczne nawet stąd dość specyficzne drzewo. Rozłożyste, grube i jakby odchylone do tyłu. Jego opadające nisko gałęzie przepuszczały strugi światła na plątaninę korzeni i cieni znajdujących się w ich zagłębiach. Nagi ogon Presji aż zakołysał się nerwowo na ten widok. – Pomiędzy nimi znajdują się nory. W takich norach można znaleźć zarówno myszy, nornice, zające, łasice, jak i lisy czy inne drapieżne niewielkie zwierzęta, więc należy uważać. – Spojrzała na czerwonokolcą, upewniając się, że rozumie. – Chciałabym jednak, byś bez względu na to, co się tam znajduje – czy raczej tym bardziej ostrożnie – podkradła się tak, by nic przed Tobą nie zdążyło z nich uciec.
Sama w ciągu nocy zdążyła zauważyć wychodzące w poszukiwaniu posiłku zwierzątka. Śledziła je też, gdy wracały do schronienia, więc wiedziała, że wciąż się tam znajdują. Prawdopodobnie śpią. Nic nie przetestuje pojętności Szkarłatu lepiej niż pierwsze łowy.
– Przygotuj się, nieco jak do biegu. Łapy ugięte, pierś nad ziemią, by nie szurała o trawę. Łeb i ogon na tej samej wysokości co grzbiet, byś nie zahaczyła nimi przedzierając się miedzy drzewami. Pamiętaj, by patrzeć pod łapy – najlepiej wcześniej starannie wybierz sobie trasę, lepiej przejść parę ogonów dalej, niż wpaść w chrust i przestraszyć ofiarę pośpiechem. – Tu jej głos przyspieszył nieco. – O właśnie! Pośpiech jest czymś, czego unikaj kiedy tylko nie jesteś pewna sukcesu. Do ostatniej chwili bądź cierpliwa i powolna.
– A teraz spróbuj. Zacznij od tego, by samemu dociec, jak Ci najwygodniej stawiać łapy, by wydawało to jak najmniej dźwięku. I kieruj się w stronę nor.

: 01 maja 2019, 12:09
autor: Echo Istnienia
Druga smoczyca wyglądała na wręcz przestraszoną, gdy czerwonołuska do niej podbiegła. Wysoko prawdopodobne, że nikogo jeszcze nie uczyła, nie wygląda na dużo starszą od niej samej, więc Szkarłat rozumiała, dlaczego może być zestresowana.
Samicza zwróciła wzrok w kierunku wzkazamym przez Aank i zobaczyła plątaninę korzeni nie tak daleko. Słuchała jej uważnie, starając sie nie przegapić żadnego słowa, żadnego znaczenia.
Najpierw zastanowiła się, którędy tam dojść, tak jak powiedziała jej nauczielka. Przed korzeniami rosły małe suche krzaczki, lepiej je obejść, tylko, że gdyby skręciła zaraz przed krzakami, to wylądowałaby w paproci na luźno wyglądających kamykach. Lepiej zrobić wiekszy łuk, możnaby wtedy przejść w trawie i pod paroma świerkami.
Zdecydowana przyjęła pozycję – ugięte nogi, pierś wysoko, głową nisko, a ogon płasko z grzbietem ( czyli w sumie prawie tak jak zawsze). Zanim skierowała się do nor, przetestowała parę sposobów chodzenia, najbardziej spodobało jej się stawianie najpierw palców, a potem powolne opuszczanie nogi i takie jakby otulanie podłoża.
Gdy już była mniej wiecej zadowolona ze swojego chodu, ostrożnie ruszyła do swojego celu. Starała się unikać suchych traw (ktorych na szczęście było bardzo mało), gałęzi i innych szeleszczących lub grożących trzaskiem przedmiotów.
Poruszała się bardzo powoli, była skupiona i koniecznie chciała to zrobić dobrze.
Po dłuższym podejściu nareszczie znalazła się niedaleko nor. Nie podchodziła bliżej, bo bała się, że coś może ją zauważyć.
Nie ruszyła się, nie wiedziała co ma teraz zrobić. Spróbować złapać coś? Czy to już koniec? Im dłużej tak będzie czekać, tym bardziej prawdopodobne, że coś ją zobaczy. Ugh... Dobra, zostawi te swtorzonka w spokoju, nie ma po co ich bezsensownie straszyć.
Zaczęła się wycofywać, na początku też powoli, ale po pewnym czasie już nie przejmowała się skradaniem. Podeszła do Futrzastej, miała nadzieję, że tego nie zepsuła. (oraz te wszystkie nory ją zainspirowały, może ona też powinna znaleźć sobie jakąś fajną dziurę?)

: 03 maja 2019, 3:33
autor: Posępny Czerep
Technika obraną przez Szkarłat była celna. Kładzenie w pierwszej kolejności palców pozwalało na pełne wyczucie gruntu, poczucie w razie czego jego drżenia, oraz, przede wszystkim – na wycofanie błędnego ruchu szybko i gładko, ponieważ nie przeniosło się jeszcze na łapę całego ciężaru. Palcami łap można było się również wpasować w teren, by przemieszczać się tym bardziej miękko. Intensywnie ubarwiona samiczka była skoncentrowana i zawzięta – w połączeniu z wysłuchaniem instrukcji młodej prowadzącej, oraz prawidłowo działającym instynktem, Łuska wykonała zadanie bezbłędnie.
Presja była lekko zawiedziona, choć chyba tylko dlatego, że błąd ze strony Szkarłatnej byłby dobrą nauką. A tak musiała uznać, że samica w pełni pojęła i nie było to dziełem przypadku.
No cóż, musiało wystarczyć.
Zwierzęta nie zdołały wyczuć zagrożenia i wybudzić się, tym bardziej, że Wodna oszczędziła im fałszywego alarmu. Z jakiegoś powodu zaskoczyło to Aank, która przyjeżdża się wracającej do niej smoczycy z ciekawością. Nie skomentowała tego jednak, kiwając jedynie głową z uznaniem i ciesząc się, że Szkarłat była jedną z tych nielicznych smoków, które wolą działać, niż gadać.
Może powinna była nauczyć się więcej z podtapiania ją przez Łapczywą Łuskę i wymyślić jakiś sposób bezsłownej nauki? Ta akurat uczennica wydawała się idealna do takich praktyk. Nie była jedną pewna, czy zdoła wymyślić coś już teraz. Spojrzała w blade ślepia, starając się wyglądać... No nie wiem, normalnie.
Czy wszystko rozumiesz? – Spytała jeszcze tylko, dając jej możliwość zarówno zapytania o cokolwiek, jak i skinienia głową bez niepotrzebnego wysilania gardzieli. Po jej odpowiedzi zadała kolejne pytanie:
Jest jeszcze coś, czego chciałabyś się ode mnie dowiedzieć?

// Raport Skradanie I

: 03 maja 2019, 15:23
autor: Echo Istnienia
Szkarłat ucieszyła się, że Futrzasta nie skomentowała jej odejścia od nor. Nie za bardzo miała ochotę się tłumaczyć.
W odpowiedzi na pierwsze pytanie tylko uśmiechnęła sie lekko i kiwnęła głową. Cieszyła się, że jej się udało. Cieszyła się, że ktoś ją uczy.
Drugie pytanie bardziej białooką zakłopotało. Czy chce czegoś się dowiedzieć. Tak. Ale czy to nie będzie za dużo? Nie ma w końcu nic, czym by mogła się odwdzięczyć, chyba że Futrzasta nie potrafi jeszcze korzystać z maddary, a Szkarłatna wystarczająco szybko się nauczy.
Jednak po krótkiej chwili wewnetrznego konfliktu chęć nauki wygrała. Adeptka wody przekręciła głowę i lekko ją opuściła.( Jej nauczycielka wygląda już na pewniejszą, ucieszył ją ten fakt ) Chrząknęła cicho, starając się przygotować swój głos do użytku, i odpowiedziała :
Jeśli by to nie był problem, to chciałabym wiedzieć jak lepiej wtapiać się w okolicę. – nie mogła się doczekać dnia, kiedy nauczy się wysyłać wiadomość maddarą, to tak ułatwi jej życie.
Nie podziękowała jeszcze za lekcje, ale miała nadzieję, że widać po niej, że jest wdzięczna. Bo była. Tylko Szkarłatna powiedziała to w życiu tyle razy, że powoli ją już to męczyło.

: 03 maja 2019, 18:06
autor: Posępny Czerep
Dobrały się na szczęście na tyle dobrze, że nie odpalały w sobie negatywnych zapalników. Aank nie oczekiwała wdzięczności ani nagrody, tak naprawdę, choć nie potrafiła tego wyrazić – uważała, że Szkarłatna daje jej godną zapłatę: niewymuszone, nie stresujące, przyjemne towarzystwo i dzielenie czynności, które młoda bardzo lubiła. To było dla niej naprawdę, naprawdę dużo. Cieszyła się jednak, że nie musi się już teraz wywnętrzać przed tą samicą i mogą po prostu wspólnie się rozwijać. Presja nie traktowała tego bowiem jako relację jednostronną. Kochała obserwować i uwielbiała różnorodność, więc kiedy czerwona dochodziła do czegoś sama, szara przyglądała jej się ciekawsko, samemu też się ucząc.
Tym bardziej, że przyszła łowczyni nie miała wiele doświadczenia, nie różniły się też mocno wiekiem. Nie miało więc sensu budować wokół siebie aurę wielkiej mentorki. W końcu sama ceniła szczerość i nie lubiła, gdy ktoś koniecznie chciał pokazać swoją wyższość.
Uśmiechnęła się z sympatią, kiedy Łuska wydobyła z siebie głos. Był nieco inny, ale podobało jej się to.
W odpowiedzi jedynie chętnie skinęła łbem, przyjrzała się łuskom Wodnistej i wyraźnie lekko zamyśliła. Naprawdę kusił ją pomysł prowadzenia lekcji bez słów. Ale w temacie ten konkretniej smoczycy chyba musiała ich użyć. Westchnęła lekko i zaczęła:
– Masz bardzo intensywny kolor i widzę w tym w sumie tylko jeden problem – ciężko będzie Ci schować się, bez użycia wody. – Uśmiechnęła się nieco głupiutko, na podprogowy żart. – Najlepszym sposobem na zakamuflowanie Twoich łusek byłoby błoto, czy sama wilgoć, dzięki której mogłabyś wytarzać się w piasku, liściach... Być może jednak samo zmatowienie łusek pyłem wystarczy.
Presja podrapała się za uchem i podkuliła jedną łapę pod pierś. W sumie nie chciała wszystko jej wykładać. Wydawało jej się, że nie tylko ona się uczy lepiej, dochodząc do pewnych rzeczy samemu.
– Jednak we wtapianiu się w otocznie nie chodzi tylko o barwę i blask. Możesz mieć kolor leśnego runa, ale jeśli staniesz pośrodku polany, każda ofiara ucieknie na Twój widok. Musisz się wpasować w miejsce, w którym się znajdujesz. Ale przede wszystkim musisz ukryć swój zapach! – Dodała nieco bardziej energicznie, z prawdziwą pasją. Nawet jeśli nie lubiła gadać, to temat całkowicie to rekompensował. – Ważne jest jednak, by nie przykrywać swojego zapachu innym równie intensywnym zapachem, bo to zwróci na Ciebie uwagę.
– Chcę, żebyś teraz sama wykorzystała otoczenie i stała się jego częścią. Pomysł co może sprawić, że Twój zapach będzie nijaki. – Zaproponowała ciepło, układając się wygodnie na trawie i podwijając ogon pod łapy. – Pamiętaj jednak, że nie możesz schować się do nory i tam zostać, o ile ofiara nie ma powodu by przejść obok. Nadal musisz mieć jak się przemieścić.

: 04 maja 2019, 18:00
autor: Echo Istnienia
Szkarłatna uśmiechnęła się na komentarz o wodzie. Takie to trochę ironiczne, że smok ze Stada Wody, który akuratnio nie lubi wody, bedzie musiał jej używać, żeby być mniej widoczną. Chyba że będzie korzystać z maddary... no ale zawsze dobrze jest się nauczyć nowych umiejętności nie wymagających magii, kto wie, co przyszłość przyniesie.
Słuchała Futrzastej jak zwykle z uwagą, ale i tak kamuflaż wydał jej się dużo bardziej skomplikowany, od wszystkiego, czego się wcześniej uczyła. Z tego co druga adeptka powiedziała wynika, że trzeba wziąść pod uwagę wiele rzczy, ale Szkarłat była zdeterminowana, i chciała się tego nauczyć.
Skineła głową starszej smoczycy na znak, że zrozumiała i rozpoczęła próbę zamaskowania się.
Na początek samiczka skupiła się na ukryciu swojego zapachu. Nie miała pomysłu, z czego skorzystać, więc zaczęła wędrować po okolicy, szukając czegoś co by jej pomogło. Może jakieś zioła albo kwiatki? Ale one chyba mają trochę za bardzo intensywny zapach. Trawa? Albo po prostu ziemia? Czy to wystarczy?
Zerknęła na Futrzastą, jeśli będzie robiła błąd, to raczej jej o tym powie, tak? Hmm...
Dobrze, że pogoda jest, jaka jest, przynajmniej błota nie brakuje.
To pomyślawszy białooka zaczęła się tarzać w ziemi, nie szukała kałuży błota, na razie chciała się tylko pozbyć smoczego zapachu. Oby to wystarczyło.
No i ma trawę pomiedzy łuskami. Dobrze dla kamuflażu, nie dobrze dla samej Szkarłat... westchnęła wewnętrznie, a to dopiero początek.
Teraz zakrycie koloru. No, to będzie ciekawe. Chyba jakieś bardziej płynne błoto, żeby to co leży na ziemi się przykleiło, się nada. (adeptka wątpiła, żeby sam pył wystarczył, jej łuski bardzo rzucają się w oczy)
Miała problem znaleźć odpowiednio mokrą ziemię, więc wróciła do miejsca, w którym wcześniej sie tarzała, pozbyła się reszty roślin, i zaczęła obsmarowywać się ziemią. Była wilgotna, więc się trzymała, ale nie będzie mogła przykleić do siebie liści. Może to i dobrze, bo potem z lisciami skradając się by szeleściła?
Starała się cała pokryć błotem, szyja, ogon, głowa, nogi.... Nigdy tego nie domyje, prawda?
Spojrzała na Aank. Teraz tylko jeszcze znaleźć jakieś odpowiednie miejsce. Pomyślała chwilę, na pewno nie w świetle. Może w jakimś krzaku? Nie, to by było dobre, gdyby mogła w nim zostać. Wysoka trawa w sumie nie jest zła... ale chyba najlepiej spróbować gdzieś w lesie.
W ogóle, może jeszcze jednak spróbuje dodać ściółki, do swojego kamuflażu? Chyba nie zaszkodzi?
Wzięła garść ziemi z lasu i wtarła w siebię. Większość rzeczy spadła, ale odrobina zgniłych kawałków liści się przyczepiła. Szkarłatna nie wiedziała czy się cieszyć, czy płakać.
Czerwonołuska wybrała na swoją kryjówkę spory, zakręcony korzeń porośnięty hubą. Miała nadzieję, że z daleka jej łuska będzie wyglądała jak kolejne grzyby. Korzeń znajdował się w półcieniu lasu, a obok niego rosła paproć. Samiczka rozpłaszczyła się pomiędzy korzeniem, a rośliną, ogon trzymała przy siebie.
...
Poczuła, że coś po niej chodzi... Spojrzała powoli na siebie... Chrząszcz z dużymi jakby rogami właśnie spacerował sobie beztrosko po tylnej łapie czerwonołuskiej. Ładny był. Czerwony tułów, pomarańczowe różki i nogi. I to takie jakby futerko. Postawiła mu pazur. Nie wszedł na niego, tylko skręcił i uciekł z nogi Szkarłat. Zniknął gdzieś w ściółce. Szkoda, fajny był.
Wystawiła głowę nad korzeń i popatrzyła pytająco na adeptkę. Ma tak tutaj leżeć, czy może wstać, albo nawet poszukać całkowicie innego miejsca?

: 05 maja 2019, 3:53
autor: Posępny Czerep
Z prawdziwym, nieskrępowanym zainteresowaniem obserwowała Szkarłat, która dobrze kombinowała i co rusz dodawała do swojego "płaszcza" coraz to nowsze elementy. Co prawda gdy ukryła się za korzeniem, mieszanina wystających kępek trawy z innymi śmieciami wydała jej się zbyt przesądzona, by jej nie zauważyć... Ale wzięła poprawkę na fakt, że wiedziała czego szuka.
Kiedy czerwonokolca spojrzała na Aank, mogła zobaczyć, że smoczyca wstała i wyrzuciła na góry łeb, a jej uchylona paszcza i skierowane przed siebie wibrysy bardzo starannie śledziły zapach. Przeszła po jej krokach do miejsca, a którym się wytwarzała, a później już wyraźnie bardziej na oko, niż węch – na to z którego zrywała trawę. Podkręciła łbem z uśmiechem i spojrzała w prost w ślepię podglądającej Wodnistej. Skinęła jej łbem, żeby podeszła. – Doskonale! Naprawdę, zapach ukryłaś bez zarzutu, całością przypominałaś otocznie. – Pogratulował jej szczerze, po czym szponem wskazała na pobojowisko. – Tu jest chyba jednak coś, co posłuży kolejnej nauce. Nie daj się wyśledzić. To znaczy, że Twój świetny kamuflaż będzie skuteczny, o ile zwierzę lub przeciwnik w ogóle nie przejdzie się po lesie i nie zauważy, że coś właśnie go zdemolowało. – Dodała z radosnym śmiechem. Nie chciała kłopotać Łuski nadmiernymi pochwałami, bo uważała je sama za stresujące i mniej skuteczne w nauce. – Jeśli będziesz chciała, nauczę Cię tej ostatniej ważniej rzeczy, która pozwoli Ci polować. Bo myślę, że sama sobie dałaś dobry przykład.
Puszysta znów przysiadła, sama także zauważając jakiegoś robala. Był to świerszcz. Widać było, że ledwo się powstrzymywała, by nie skoczyć a niego susem, zad lekko kręcił jej się w miejscu, a potężniejsze tylne łapy napinały. Zamiast tego zrobila tylko zamaszyste "pac" łapą, szeroko rozstając przy tym palce, by duży zielony owad przetrwał między jej środkowym, a wskazującym palcem. Przekrzywiła głowę, ruchem ślepi śledząc łuk jego skoku.

// Raport kamuflaż I

: 05 maja 2019, 12:45
autor: Echo Istnienia
Białooka wylazła ze swojej kryjówki i się porządnie otrzepała. Musi wyglądać jak chodząca sterta śmieci, ale to chyba dobrze, bo smoka się w niej nie zobaczy, tak?
Na słowa adeptki Szkarłat pochyliła głowę trochę zawstydzona. Nie pomyślała o tym. Kompletnie nie pomyślała o śladach jakie zostawia. No cóż, na przyszłość już wie.
Kątem oka zanotowała "atak" Aank, wyglądała jakby musiała ze sobą walczyć, żeby nie skoczyć na cokolwiek tam było. Szkarłatna uznała, że będzie z niej dobry łowca... no, przynajniej łowca z pasją, a to się liczy, bo na przykład ona sama już wie, że polować nie będzie lubiła. Wolała obserwować.
Potrząsnęła łbem i zwróciła się do Futrzastej:
Ja...dziękuję...i chodzi ci o tropienie, tak?. – chrząknęła, nie żeby jej coś to dało, ale może kiedyś – Bo Burzowa Łuska już mnie tego uczyła, tylko nie pomyślałam, żeby jakoś starać się nie zostawiać śladów. Albo je jakoś zakryć. – zaskrzeczała.
Nerwowo ruszyła ogonem. Nie jest dobra w inerakcjach z innymi, nawet z Tealeen, jeśli rozmawiają, to często nie wie co powiedzieć. Może gdyby więcej mówiła, to by lepiej jej to szło? ... Jakoś nie chce tej teorii sprawdzać, z Tealeen rozmawia i to musi wystarczyć.
Wycofać się już, zostać jeszcze chwilę? Decyzje, decyzje...
Pokłoniła się lekko, trochę na pożegnanie, trochę na podziękowanie, ale mimo to nie ruszyła z powrotem. Chyba polubiła Futrzastą, nie narzucała się, ani nie uważała się za lepszą ( chociaż miała do tego prawo, w koncu była jej nauczycielką! ) ... Poczeka na jej reakcję, a potem się zobaczy.

: 06 maja 2019, 4:19
autor: Posępny Czerep
Wyprostowała grzbiet i uniosła łeb nie bez pewnej płynności gestów, rzeczywiście cechujących wprawnych przyszłych tropicieli. Co z tego wyrośnie oczywiście żadni leśni bogowie nie śmieli przypuszczać, ale pozory sprawiała całkiem obiecujące. Może chociaż w tym, w bliskiej przyszłości, pozostanie pozbawiona kompleksów?
Kiedy Szkarłat uświadomiła ją, że ich nauka dobiegła końca, druga Łuska także nie wiedziała co ze sobą począć. Odkłoniła się i niemal natychmiast coś z niej spłynęło, może pewność siebie, a może motywacja na cały dzisiejszy dzień. Nerwowo drżący ostatni odcinek ogona wkazywał wyraźnie, że sytuacja nie była dla niej komfortowa i smoczyca czuła potrzebę prędko z nią coś począć. Przekrzywiła łeb na bok i w dół, patrząc na Szkarłat profilem trójkątnego pyska i lekko popuszczając tamę uczuć, tak, by Wodnista mogła zauważyć, że jest chciana i lubiana, ale też by nie przestraszyła się niestabilną drżącą konstrukcją, jaką w głębi ducha była córa Ognia.
– Jeśli chcesz, możemy trochę razem odpocząć, zaczerpnąć kąpieli. – Starała się być nieco bardziej elokwentna niż była, ale nawet jej głos zdradzał nieśmiałość i niepewność. – Chętnie też spotkam się innym razem, żeby porozmawiać, pomilczeć, albo się nauczyć. Może tym razem od Ciebie. – Dokończyła z delikatnym uśmiechem, rozluźniając się przy tym i siadając już w normalnej pozie, nieświadomie mową ciała podkreślając przy tym łagodny i pozbawiony jakichkolwiek ukrytych intencji przekaz. – To nie nauka, tu nie ma złych odpowiedzi – Dodała cicho i poważnie, szukając przy tym jakiejkolwiek reakcji po ciele i pysku smoczycy. Czuła, że teraz to ona pierwszy raz dojrzale i jak trzeba uczy się zdolności społecznych.
Nie wyglądała przy tym jak ktoś, kto od odmowy mógłby się rozpaść, więc miała nadzieje, że bezskrzydła wybierze tą opcję, która jej rzeczywiście odpowiada. W końcu wrażenie szczerości w zachowaniu i prostoty było tym, co Bojaźliwą kupiło od startu.

: 07 maja 2019, 16:04
autor: Echo Istnienia
Na szczęście starsza smoczyca zareagowała dosyć szybko, na nieszczęście Szkarłatna dalej nie była pewna co robić. Właściwie to Szkarłatna nie miała pojęcia co robić! Na pewno kąpiel będzie pierwszą rzeczą za jaką się weźmie, ale czy będzie sama, czy z Futrzastą, to już inna sprawa.
Przrkrzywiła głowę i spojrzała na Aank.
Na pewno chciałaby spędzić z nią więcej czasu, poznać ją odrobinę lepiej. Może poszwędałyby się razem po lasach? Starsza adeptka też wyglądała, jakby ją interesowała natura i otoczenie, mogłyby po prostu poobserwować i się przespacerować. (tylko ona ma skrzydła, może ona woli latać?) Tak bez większego celu.
Tylko czy ona na prawdę chciała spędzić czas z Szkarłat? Bo już 10 księżyców się zbliża ( 7 spędzonych w Wolnych Stadach ), a ona dalej tak tylko z Tealeen się zna. Różne smoki ją uczyły, owszem, ale nauka to zupelnie coś innego od spotkania się tak o. Jest prostsza, i wiadomo co robić...
A może tak jak powiedziała Futrzasta, teraz to ona ją czegoś nauczy? Tylko musiałaby chcieć... No i czerwonołuska jest jeszcze początkująca, tak we wszystkim, i chyba lepiej by bylo dla każdego, żeby ktoś bardziej doswiadczony został nauczycielem. Nie mówiąc w ogóle o tym, czego miałaby niby uczyć.

Tyle myślenia, a ona dalej nie wie. Trzeba jakoś zareagować, zanim minie zbyt wiele czasu. Chyba już minęło...
Może spotkałybyśmy się w tej puszczy, nie daleko? – Podobno jest tam drzewo ze swoim wlasnym duchem i jakimś cudem białooka nigdy tam nie była.
I mogłyby się tak umówić, że adeptka wody miałaby czas umyć się, wrócić na szybko do obozu, umyć się jeszcze raz, nauczyć sie magii, ( umyć się) i wrócić.
Tylko to wszystko zależy, czy Aank chce.

: 08 maja 2019, 3:13
autor: Posępny Czerep
Trzeba przyznać, że Bojaźliwa była w pozytywnym szoku, zarówno swojej chęci, jak i przede wszystkim reakcji Szkarłat, która wydawała się z możliwości towarzystwa zadowolona. Przejęta, ale to rozumiała doskonale.
Aank lubiła inne smoki. Ale w nie umiała. Znaczy się już jakiś czas temu odkryła, że choć czuję wnętrzną presję, by coś znaczyć w społeczeństwie, by być lubianą i potrzebną... To wcale za tym nie przepada. Za ogólnopojętą socjalizacja, przede wszystkim taką wymuszoną. Znajdywanie każdego kolejnego słowa, a szczególnie – wymyślanie tematów, bardzo ją wyczerpywało, wyprowadzało z równowagi.
Ale to – na co wyglądało – w jaki sposób mogłaby spędzać czas ze Szkarłat... Brzmiało jak relaks. Relaks bez presji towarzyskiej, a także bez samotnego leżenia i dobijania się, że jest nic nie warta.
Byłą to też dla niej ogólnie nadzieja, że tak się da i że nie ma wyboru albo Stada albo samotność. Że może wystarczą pojedyńcze osoby, by było w życiu całkiem w porządku.

Przez poziom jej własnego odpłynięcia nie przeszkadzał jej czas, jaki Łuska potrzebowała na podjęcie decyzji. Wręcz jej głos wyrwał ją ze świątyni własnych myśli, więc Aank napieła mięśnie i nieobecnym wzorkiem spojrzała na Szkarłatną. Uśmiechnęła się jednak szeroko, słysząc jej decyzję i zdecydowana skinęła głową.
– Jasne! Tylko daj mi chwilę, muszę coś zjeść. Może spotkamy się jak Złota Twarz nie będzie już tak razić? – Dodała, mając przy tym nadzieję, że czerwonołuska tak jak ona lubi nie spać do późna.

Kiedy już uzgodniły ze sobą wszystko, Presja mogła Szkarłatną zaskoczyć tym, że nie odleciała, a odeszła w stronę terenów Ognia, na własnych łapach.

//zt

: 15 sie 2019, 12:32
autor: Pacyfikacja Pamięci
Łowczyni wciąż nie opanowała maddary. A więc jak każde niemagiczne stworzenie, kiedy chciała coś zwołać, zrobić, musiała... uciec się do trochę prostszych metod.
Nad Terenami Wspólnymi chyba z definicji wiecznie unosił się zapach będący mieszaniną wszystkich trzech (a nawet i resztek czwartego!) stad, jednak teraz po okolicy Bliźniaczych Skał kręciła się dość świeża woń popiołu z przebijającą się nutą siarki. O to i smok Ognia całkiem niedawno tu był!
Jedak to nie wszystko. Łowczyni zależało, by odnaleźć i zebrać smoki, które sztuki łowiectwa jeszcze nie znały i chciałyby się dopiero jej nauczyć, więc zostawianie za sobą jedynie subtelnych śladów, których do odnalezienia trzeba było już trochę podstawowej wiedzy i praktyk, mijało się z celem.
Pacyfikacja znalazła sobie więc trzy dogodne punkty na terenach bezpośrednio znajdujących się wokół Skał, dość oddalonych do siebie, ale ze wszystkich możliwe było proste dojście do Lasu przy Skałach. Zaczęła od jednego z miejsc i zaczęła iść w kierunku Lasu dość... nieuważnie. Choć specjalnie w ten sposób. Powlekała za sobą łapy co rusz, zostawiając w podłożu długie szramy po pazurach i trochę naderwaną trawę, inne miejsca omiatała ogonem, aby zieleń się położyła pod jego siłą, w miększe fragmenty ziemi dokładnie wgłębiała swoje łapy i szpony, by zostawić jak najczytelniejsze odciski i rozrzuconą ziemię w kierunku, w którym szła; kładła się w co bujniejszych gąszczach, żeby kwiecie i zielone szabelki przybrały kształt kołyski, wgłębienia po jej cielsku. Gdy tylko znalazła trochę żwiru, przysiadała na moment i układała z kamyczków strzałki dodatkowo kierujące do Lasu, gdyby ktoś zaczął trasę od złej strony i od dziczy się jednak oddalał – podobnie robiła ze znalezionymi patykami. A gdy tylko jedna wytyczona prostymi i dobrze widocznymi śladami ścieżka dochodziła do granicy drzew, samica wzbijała się w powietrze, przelatywała szybko na kolejne miejsce i powtarzała cały proces, ponownie przechodząc i zostawiając za sobą co tylko była w stanie. Aż nie ważne, kto przechodziłby przez ten fragment Terenów Wspólnych, prędzej czy później natknąłby się na tropy zostawione przez Pacyfikację i przy odrobinie własnej ciekawości bez problemu mógłby nimi podążyć. Wprost pod samiusieńki Las przy Skałach! Minie parę godzin, zanim ślady zaczną się wytracać i zacierać i nawet parę dni, zanim znikną całkowicie – także nie martwiła się, że zainteresowani nie zdążą.
A tuż obok miejsca, gdzie wszystkie trzy ścieżki się łączyły i zaczynał busz, o rosnące tam drzewo
Pacyfikacja się otarła, zostawiać na korze odrobinę złuszczonej powłoki swoich drobnych łusek. I wraz z wejściem w dzicz, poziom trudności odrobinę wzrósł.
Ktokolwiek, kto postanowił podążyć za zaproszeniem, nawet jeśli wcześniej nic a nic nie wiedział o śledzeniu, teraz już wiedział, jak trop może wyglądać i że trzeba go się trzymać. Więc Łapczywa przerzedziła następne oznaki swojej obecności – nie było już strzałek z patyków i kamyków, gdzie iść czy porządnych, głębokich śladów po łapach. Nie szła też w mniej/więcej linii prostej – natychmiast, po zostaniu odciętą od świata szpalerem drzewek, skręciła w lewo i zaczęła wewnątrz lasu zataczać niedomknięte i krzywo zaznaczone koło, szeroką, ale krótką spiralę – którą to zakończyła, wchodząc na niewielką polankę – a którą usiała nowymi rodzajami śladów. Szła miękko, ograniczając odciski łap i skupiając się na tym, by wykorzystać drzewa: to ocierając się pyskiem czy barkiem i zostawiając jeszcze łuskę czy już tylko zapach na powierzchni ich kory, to co któreś smagając lekko skrzydłem i zostawiając płytkie zadrapanie przez pazur na końcu, raz wdepnęła w kilka opadniętych jagód i śmiało rozniosła purpurowy ślad palców przed siebie. Trop nie był nieprzerwany i od razu widoczny, jak ten przed lasem, ale nie był też, oczywiście, nie do odnalezienia. Czujny wzrok i węch i nawet pisklę poskłada wszystkie elementy do kupy i przyjdzie tam, gdzie Łowczyni prowadzi.
Jednak w pewnym momencie wszelki trop widoczny i zapachowy urywał się. Kilka jeszcze nakładających się na siebie warstw drzew i krzewów przysłaniało widok na drobną polankę i czekającą na niej smoczycę, tak więc cel był już naprawdę niezwykle blisko. Wystarczyło stąd zastanowić się chwilę i po prostu założyć dokąd trop prowadziłby dalej i spróbować iść, w sumie przed siebie, na czuja, lub, po prostu – postać chwilę w miejscu i nasłuchiwać: czekająca Ognista szurała zamaszyście z nudów ogonem po ziemi, więc roznosił się za nią dość cichy, ale wciąż do wyłapania, dźwięk naruszanej trawy. Zastanawiała się, czy nie uciąć by sobie drzemki, więc co jakiś czas można by było dosłyszeć i ziewnięcie czy nawet chrapnięcie. I już, ścieżka angażowała trzy podstawowe w śledzeniu zmysły.
I od razu takie "zaproszenie" na naukę było nauką samą w sobie, jeden zero między zostawianiem wskazówek, gdzie iść a mentalną wiadomością!

: 15 sie 2019, 15:02
autor: Słona Łuska
Niebieskołuska smoczyca od dłuższego czasu podążała zaintrygowana tajemniczym tropem. Wszystko zaczęło się jak zwykle; wyszła znudzona z jaskini, poszwendała się po okolicy, a gdy ją to znużyło i już miała zaszyć się gdzieś by pochlipać w samotności, zauważyła drapiący w nozdrza świeży swąd popiołu, siarki, jakby niedaleko przeszła pożoga. Męczennica kichnęła zajadle, nie mogąc powstrzymać kręcenia w nosie. Wytarła smarki ogonem i rozejrzała się niepewnie. Co mogło pozostawić taki zapach? Nagle olśniło ją. Przypomniała sobie, jak pachniał pewien smok z ognia, który nauczył ją lotu. Wzdrygnęła się na myśl, jak się poznali. Ona lamentując, utknęła na drzewie, a on próbował pomóc. To właśnie woń stada ognia czuła. Miała puścić to koło nosa, lecz gdy zauważyła ciężkie ślady, wyglądające jakby ktoś z trudem włóczył za sobą łapami, ciekawość zaczęła ją nieprzyjemnie mrowić. Wzięła głęboki oddech i podążyła za tropem. Czy szedł tędy ktoś chory, zraniony? Z niepokojem zauważyła, że wgłębienia w trawie zostały poprzecinane przez ślady pazurów oraz wyrwane kłębki trawy. Poczuła przebiegający dreszcz od czubka pyska po koniec ogona. Tak nie poruszał się normalny smok! Przełknęła głośno ślinę. Bała się kichnąć, jednak z coraz większym przerażeniem szła dalej. Wolno, ostrożnie, aby nie stracić z oczu żadnej poszlaki, czy też ewentualnego niebezpieczeństwa. Wzrokiem wodziła po podłożu, wokół siebie, a w nosie czuła ten drażniący zapach. Po drodze widziała odbite kształty łap, przy których ziemia była rozrzucona w wyraźnie jednym kierunku. Obeszła je dookoła, próbując znaleźć coś jeszcze. Co tu mogło się stać? Czy to jakaś pułapka? Żadnych wskazówek. Przyjrzała się dokładnie jednemu z odcisków. Przynajmniej teraz wiedziała, że to na pewno smok. Tak przynajmniej się jej zdawało. Dalej smoczyca przeszła obok ubitych traw, które jednak w tej chwili wstawały leniwie. Czy ten ktoś tutaj odpoczywał? Powąchała z uwagą wgniecenie, wciąż czuła ten swąd popiołu, niewiele poza tym. Podążyła dalej za tropami i głośno wypuściła powietrze. To wszystko było takie podejrzane. Natrafiała znów na kolejne wgniecenia w gąszczach oraz wgniecenia ciężko przesuwanych łap. Męczennica była jeszcze bardziej zdziwiona, zaciekawiona i przerażona jednocześnie, gdy odkryła strzałki z żwirowych kamyczków. Takich znaków nie mógł zostawić ktoś bezmyślny, za całym tym szlakiem stał jakiś zamysł. Przejechała nerwowo językiem po wargach. Poszlaki były jeszcze świeże, czyli ktoś szedł tutaj niedawno, może nawet przed chwilą. Może niedługo natknie się na jakieś straszydło. Kręciła się otumaniona po okolicy. Strzałki z kamyczków wymieniały się wraz z tymi z patyków. Powąchała w powietrzu i zaczęła kierować się w stronę sugerowaną przez znaki oraz zapach. Łapy stawała już pewniej, jednak nadal ostrożnie, cicho, powoli. Nie chciała się do tego przyznawać nawet przed samą sobą, ale ta tajemnica fascynowała ją, budziła w niej tę wrodzoną ciekawość. Gdy trop stał się już tak nie jednostajny, lecz zaczynał się i kończył niemal w losowych momentach, Męczennica postarała się jeszcze bardziej. Wirowała wokół na palcach, szukając czegokolwiek, co ją naprowadzi. Błądziła między drzewami, gubiła się, by odnaleźć nagle kolejną poszlakę, gdy traciła nadzieję. Czuła jak skaleczenia pozostawione przez ciernie gąszczy zaczynały ją piec. Czasami podnosiła się ciężko w powietrze, by szybować nad lasami w szale poszukiwań. Droga, którą przeszedł nieznajomy, stawała się coraz dziksza. Męczennica wodziła po zostawionych serpentynach, nagłych skrętach w bok czy błędnych kołach. Nieprzerwanie podążała w kierunku śladów. Nie zastanawiała się nawet, dlaczego smok wybrał taką trasę. Gdy nareszcie, zmęczona, oblepiona patykami i igiełkami w niewygodnych miejscach, wtoczyła się na polankę. Sapnęła ciężko, ale zbyt uparła się na odnalezienie winowajcy tego całego okropnego, wstrętnego, wkurzającego sajgonu, aby odpuścić. Odpoczęła chwilę i ruszyła dalej. Natrafiła wkrótce na samotną, ciemną łuskę. Przyglądając się, podniosła ją delikatnie końcówkami pazurów. Na pewno była to łuska tego, kogo śledziła. Nawet cieniutko uwalniała woń, która unosiła się przez całą drogę. Przy niej znalazła również drzewo, którego kora była widocznie otarta, do tego widniało na niej zadrapanie. Od teraz Męczennica śledziła przenikliwie drzewa, dzięki czemu odnalazła kolejny trop – rozdeptane jagody. Ruszyła za fioletowymi odciskami. Czujnie obrzucała wszystko wzrokiem. Niestety, ślady nagle się urwały. Męczennica stanęła jak zamrożona, rozglądając się samym wzrokiem wokół. Czy coś przegapiła? Czy jest za głupia na takie zagadki? Nie, nie męczyła się przez całą drogę, aby teraz odpuścić. Wzniosła się w powietrze, przebijając się z trudem przez koronę drzew. Wypluła z narastającą histerią liście z pyska. Wtem wybałuszyła oczy. Przed sobą widziała wielką smoczycę, wylegującą się wśród traw. Niebieskołuska unosiła się w powietrzu apatycznie. Widok zaoferował ą to w takim stopniu, że ze zdziwienia przestała przebierać skrzydłami i z jękiem zaczęła gwałtownie opadać. W porę jednak się opanowała, ponownie zatrzymując w górze. Czekała bezczynnie na to, jak ogromna smoczyca na nią zareaguje.

: 17 sie 2019, 0:24
autor: Kojąca Głębia
Przypadkiem również Khrizuaenta natknęła się na dziwny trop, z tym wyjątkiem, że znajdowała się stanowczo niedaleko ogromnej samicy. Ślad przykuł jej uwagę, zaraz jednak przeniosła wzrok na młodą smoczycę z jej własnego stada, a której imienia nadal nie znała. Kiedyś będzie musiała wreszcie się o nie zapytać... Oraz sama również przedstawić. Ciekawe co też ona robiła w tym miejscu? Czyżby podążała tajemniczym tropem?
Khriza przeniosła wzrok na dorosłą smoczycę, pachnącą siarką. Jej szare ślepia wpatrzyły się w nią nieco niepewnie. Była... Taka wielka w stosunku do drobnej półmorskiej.

: 17 sie 2019, 12:00
autor: Pacyfikacja Pamięci
Szelest. Ciekawy, bo spomiędzy drzew prowadzący prosto w górę. I o to Błękitna samiczka, zawisając w powietrzu i przyglądając się wielkiej Ognistej, mogła zauważyć też, że ta także patrzy na nią. Jadowicie żółte ślepia były spokojne, może trochę zdziwione i rozbawione, w końcu nie spodziewała się gości z góry. Półolbrzymka kiwnęła jej delikatnie łbem i momentalnie przeniosła wzrok na drugą z nagle przybyłych postaci – którą przywitała podobnym gestem. W porządku, dwójka starczy, nie ma co czekać i przedłużać.
Potężne łapska zatrzęsły się, wysunięte teraz maksymalnie w przód – kości strzyknęły, pazury wróciły w ziemię i samica się podniosła.
Podążanie za tropem to pestka. – rozległ się wreszcie jej głos, wciąż trochę rozleniwiony, jednak teraz, stojąc, samica przeciągnąć mogła też grzbiet – i wtedy dopiero wróciła w pełni do życia – zupełnie, jakbyśmy mieli to wszystko we krwi. Znalazłyście mnie obie bez większych problemów jak widzę – co oznacza, że jeśli któraś z was przyszła tutaj bez znajomości śledzenia, właśnie się to zmieniło. – uśmiechnęła się, tym razem zadowolona nie tylko z siebie, ale także z dwóch nowoprzybyłych.
Nazwałam się Pacyfikacja Pamięci, jestem Łowczynią Ognia. I uzupełnię dzisiaj trochę waszych braków w łowieckiej edukacji.

Poczekała, aż obie Wodne znajdą się w komfortowej do słuchania i patrzenia odległości (co w przypadku tej młodszej oznaczało raczej wylądowanie na ziemię, choć niekoniecznie, nie będzie nikogo do niczego zmuszać) i zaczęła:
Wyśledzenie drapieżnika czy zwierzyny to nie wszystko. Bezpieczna i niewykrywalna odległość, na jaką szczęście i teren pozwolą wam się zbliżyć, to jedno – ale co zrobicie dalej, to drugie. Jeśli wy jesteście już w stanie wypatrzeć swoją ofiarę – warto założyć, że i ona może zobaczyć was. Dlatego przy pierwszej możliwej okazji należy się skryć i dalszą drogę przebyć, skradając się. – zapauzowała wywód i ruszyła, zataczając teraz bardzo powoli niezbyt pokaźne kółko – a jednak takie, aby obie z samiczek mogły dojrzeć każdy jej ruch z każdej strony: o to rozłożyła nieznacznie na moment skrzydła i złożyła je z powrotem, całkiem zręcznie, nie wystawały za bardzo poza jej sylwetkę, ale nie wyglądały też na przesadnie ciasno przytulone i tym samym ograniczające ruchy. Zniżyła szyję, by łeb zrównał się z poziomem grzbietu i ogona – akurat ten był na tyle gruby i krótki, że nigdy nie wlókł się po ziemi gdy szła, jednak teraz, jak była przyczajona, musiała martwić się o wiszącą płetwę, która mogła zaczepiać się o podłoże – tyrpnęła ogonem i machnęła lekko jego końcem, aby zwrócić uwagę Wodnych na jego położenie. Skróciła nagle swoją wysokość, zniżyła się ku podłożu, uginając cały komplet łap we wszystkich stawach, choć tak nadgarstek, jak i piętę, wciąż trzymając całkiem wysoko – i teraz żadnej ze stawianych łap Pacyfikacja nie szurała po ziemi a przesuwała zręcznie tuż nad nią, ją samą paliczki i pazury dotykała miękko, choć pewnie; obie adeptki mogły zauważyć, że od razu, gdy Łowczyni przeszła w tego typu chód, niemal cały dotychczasowy dźwięk roznoszony przez jej osobę się stracił; nawet oddech, którego teraz pilnowała, by nie odbywał się za głośno. Półolbrzymka poruszała się niespodziewanie cicho. Łagodne ruchy kontynuuowały jeszcze przez chwilę, samica krążyła w kółko, aż gdy stwierdziła, że obie uczennice już na pewno przyjrzały się wszystkiemu, czemu miały, przestała się wlec: koło zaczęła zataczać dwa razy szybciej, jednak mimo zmienionego tempa, jej chód był wciąż miękki i cichy. Odrobina praktyki i można wszystko wypracować.
Stanęła wreszcie. Wyprostowała łapy i uniosła wyżej łeb, do swojej zwyczajowej postaci. Patrzyła na obie niebieskołuskie na zmianę.
Tak to wygląda. Trzeba być cały czas świadomym siebie – czy skrzydła przypadkiem się nie rozwlekły i nie zaczną zahaczać – i hałasować! – o krzaki, czy grzebień na plecach się nie telebocze by też kusić powietrze o dźwięki, czy ogon nie spada i nie szura, czy, no nie wiem, ma się kolce na spodzie łap i trzeba je ostrożniej stawiać. Każdy jest inny, więc każdy inaczej musi się pilnować inaczej. – usiadła – pierwsze kilka prób może być faktycznie przytłaczające, jako że tu mówię, że trzeba być czujnym i pilnować siebie, a tu jasnym jest, że trzeba też pilnować położenia czy tego, co robi nasz cel – a wypadałoby też uważać na otoczenie, czy nie wybrałyście się przypadkiem jakąś żwirową lub usianą suchymi gałęziami drogą i tym samym skazały się na porażkę, czy w razie czego mogłybyście przystanąć za jakimś krzakiem, głazem czy wydmą, czy – – wyprostowała się, jakby przypominając najważniejszą rzecz – wiatr nie zmienia czasem kierunku i wiejąc zza was do zwierzęcia nie niesie mu waszego zapachu. Tak, polowania są wymagające, ale jak już mówiłam – kilka prób i większość z tego opanujecie instynktownie. – wstała ponownie, przechodząc kilka kroków w bok, by ponownie znaleźć się mniej-więcej na środku polanki. Nie siadała.
Skradanie jest walką z czasem. Zwierzyna nie będzie, niestety, czekała na żadną z was. W każdej chwili może zmienić plany, odwrócić się, cofnąć, zacząć kręcić i was dojrzeć – i tak, jak śledzenie jest konieczne, aby w ogóle spotkać się z przyszłą zdobyczą, skradanie, aby w ogóle do niej podejść – tak kamuflaż jest dla chętnych. Dobrze wykonany ułatwi wam pracę i pozwoli mieć w tej walce z czasem przewagę – odpowiedni chód, postawa i oddech nie rozniosą dźwięku, a odpowiednie wykorzystanie otoczenia – zleje wasz kolor z otoczeniem. Tutaj możecie wykorzystać właśnie scenerię wokoło – tarzając się w błocie, wodzie, liżąc sobie łapy czy boki samemu, a potem przechodząc przez liście, mech, piach, więcej błota. Trzeba się po prostu porządnie wybrudzić. Albo, użyć magii – tego nie zaprezentuję, ale zaznajomieni z jej precyzyjną odmianą z pewnością bez problemu powinni być w stanie wymyśleć jaki czar nakładający na łuski obrazek i nieprzepuszczający smoczego zapachu. – przysiadła, by podrapać się za uchem – podobnie czarem załatwić można i skradanie. Jakieś gąbki przy łapach mające wychwytywać każdy dźwięk, powłoka na ziemi, powłoka na palcach – czarodziejów ogranicza tylko wyobraźnia, prawda? No, ja takiego sposobu nie zaprezentuję, ale jeśli lubicie magię nic nie stoi na przeszkodzie, by w przyszłości samemu wypracować sobie odpowiednią metodę. Mój współstadny przyjaciel, Karhin, szkoli się na magicznego Łowcę, więc mogę go polecić w razie jakiś pytań w tej kwestii.
Dobra, to chyba wszystko. Mam nadzieję, że nie pozostawiłam po sobie żadnych gnębiących was pytań. Jeśli jednak – zadacie mi je po wykonanym zadaniu. – przyczaiła się ponownie, przypominając jeszcze raz, z jakiej pozy najłatwiej jest się poruszać w oczekiwany teraz sposób – chciałabym, abyście się do mnie sprawnie podkradły. Najlepiej najpierw jedna, potem druga. I bez atakowania poproszę, wystarczy podejść, powiedzieć coś, tyknąć mnie łapą, cokolwiek. Możecie także – któraś z was, obie, czy żadna – przy tym zakamuflować swój zapach i barwy, jeśli i to chciałybyście przećwiczyć. – stanęła normalnie, zamknęła oczy i pokręciła się chwilę wokół własnej osi, po czym położyła się na brzuchu. Dobra, teraz straciła pojęcie, gdzie jest jakiś kierunek. Przed słowami wymsknął się jej krótki, płytki chichot. Kręcenie się było głupie i w sumie niepotrzebne, ale co tam, niech też ma niespodziankę z której strony nadejdzie nowowyuczony skradacz – no proszę, niczego się nie spodziewam!

: 18 sie 2019, 11:54
autor: Słona Łuska
Niebieska plamka krążyła powoli po niebie, nieufnie spoglądając na Pacyfikację Pamięci. Smoczyca była ogromna, z pewnością też silna. Męczennica z trwogą spojrzała na potężne, brązowe łapsko, które mogłoby zmieść ją jednym ruchem. Zachwiała się nerwowo w powietrzu, zastraszona wizją siebie, miażdżonej na krwawy placek. Udręczała się, że właśnie po to zostawiono trop, aby ją tu zwabić i wypatroszyć. Nos swędział ją z podejrzeń, mimo wszystko pozostała na polance. Ospały, lecz nauczycielski ton Pacyfikacji brzmiał, jakby miała przekazać im jakąś tajemną wiedzę, wwiercał się w głowę wirującej w górze smoczycy wzbudzając coraz większą chęć dowiedzenia się, o co tu chodzi. Biła się z myślami, tak jak gwałtownie biła skrzydłami w powietrze. Nie wytrzymała, przeklęła swoją wścibskość i chwiejną serpentyną wylądowała na ziemi. Kiedyś skończy marnie. Zaczęła zbierać rozłożyste skrzydła do kupy, kuląc się nieumyślnie. Stąd łowczyni Ognia wyglądała jeszcze potężniej. Wolała trzymać bezpieczny dystans. Jednak gdy ta zaczęła objaśniać, Męczennica nieświadomie zbliżyła się, aby lepiej słyszeć. Rozejrzała się po chwili oszołomiona. Z ulgą zauważyła, że nie jest tutaj sama, oprócz niej przybyła wąsata samica, którą widziała już wcześniej. Wtem trybiki zakołatały ciężko w głowie Męczennicy, dając solidnego kopa depresyjnym lękom, które nie pozwalały jej myśleć jasno. Czyżby to była grupowa nauka? Coś w rodzaju testu sprawdzającego? Nagle było o wiele lżej wziąć oddech. Niebiesłołuska wsłuchała się głęboko. Chciała nie być gorsza i również spróbować skradania.

Rozluźniła się nieco i wyprostowała, uważając, aby jej ruchy były spięte, czy też nazbyt oklapłe. Skrzydła, podobnie jak Pacyfikacja, rozłożyła, by po chwili zabrać je z powrotem. Starała się, żeby żadne nie wystawało, choć było to niemożliwe, zważając na ich spory rozmiar. Zrobiła, co mogła, aby nic nie uwierało, czy zahaczało. Podniosła nieporadnie ogon, jednocześnie zniżając łeb z szyją. Cały kręgosłup znajdował się na podobnym poziomie. Przyglądała się uważnie sylwetce łowczyni, która pomimo swojego rozmiaru nagle nabrała zwinności, oddech stał się niezauważalny, jakikolwiek dźwięk został wyciszony. Cichy podziw odezwał się w młodej smoczycy. Męczennica powtórzyła jej ruchy i również ugięła wszystkie kończyny w stawach, napinając dokładnie łapy. Gorliwie kontrolowała swoje ruchy, ostrożnie stawiając pazury na ziemi. Przeszła się kawałek, testując nową wiedzę. Nie udało się jej wyeliminować wszystkich dźwięków. Wzięła głęboki oddech, zduszona przez wstrzymywane powietrze. Jednak oczarowana magicznymi sztuczkami, sprytnymi kamuflażami, czy pełnymi emocji polowaniami, słuchała dalej. Przełknęła głośno ślinę, gdy usłyszała o wyzwaniu, jej umiejętności zostaną poddane próbie. Młoda smoczyca chciała się przekonać, czy podoła. Przygotowała pozycję do skradania; zebrała skrzydła do boków, aby nie ważyły się tknąć czegokolwiek, co wydaje dźwięk. Ogon, który zdążył już oklapnąć, podniosła do góry, równając z łbem oraz grzbietem. Łapy ugięła. Sprężystym ruchem ruszyła do przodu. Nie dawała żadnego znaku, że zaczęła się skradać. Męczennica z uwagą stawiała kolejno pazury, obserwując ziemię, po której stąpała. Wybierała takie miejsca, na których nie było żadnych suchych gałązek, liści, czy chrzęszczącego żwirku. Jeśli znalazła jakiś miękki mech, kładła na niego łapę, aby wyciszyć dźwięki jeszcze bardziej. Oddychała bardzo powoli, martwiąc się, że weźmie głośniejszy oddech. Utrzymywała pozycję, sztywno niemal. Wyobrażała sobie, że właśnie w tej chwili jest na swoim pierwszym polowaniu. Nie mogła zawieść, to byłoby okropne. Powolnym krokiem zbliżała się do Pacyfikacji Pamięci. Ominęła spotkaną po drodze większą kupkę zaschniętej trawy, przechodząc koło niej. Wzrok miała utkwiony w ziemi przed i pod sobą, ale spoglądała czasami wokół siebie. Zastanowiła się przez moment, jak poradzi sobie druga samica, jednak szybko powróciła do skupienia nad skradaniem. Z czasem zaczęła stawiać łapy dokładniej, najpierw pazury, potem palce, a na koniec reszta. Ugięła się łagodnie, przechodząc łukiem koło kamyków usypanych blisko siebie. Gdy już była na tyle blisko wielkiej smoczycy, że mogła dotrzeć do niej trzema skokami, przyśpieszyła. Przez to omal nie nadepnęła na parę zaschniętych patyczków. Już zaczęła dotykać je łapą i miała przenieść ciężar na stawianą kończynę, lecz w porę się powstrzymała, przyduszając jedynie. Męczennica miała nadzieję, że łowczyni nie usłyszała błędu. Zwolniła, a gdy znalazła się już wystarczająco blisko Pacyfikacji, ponownie ogarnęły ją lęki. Tak bardzo skupiła się na zadaniu, że zapomniała do kogo się skrada. Męczennica zaczęła drżeć ze stresu.
Jak... było? – Zapytała z niepokojem.

: 18 sie 2019, 17:10
autor: Pacyfikacja Pamięci
Zaniepokojona samiczka mogła dostrzec błysk pomiędzy powiekami Łowczyni. Oszustka! Oszukiwała i patrzyła cały ten czas! A miała niczego się nie spodziewać?
Odwróciła łeb całkowicie w stronę pierwszej skradającej się i założyła łapę na łapę. Mówiła cicho, w końcu te uwagi były bezpośrednio skierowane do pierwszej adeptki, a nie kolejną przemową dla obydwu.
Mhm. Udało się. Zaczynam podejrzewać, że doskonale znasz sztukę łowiectwa i marnujesz po prostu mój czas. – cóż, Pacyfikacja nieczęsto chwaliła innych otwarcie i oczywiście. Bezimienna w jej głowie Wodna mogła przyjąć to jako sprytnie ukryte pogratulowanie jej umiejętności lub faktycznie zarzut, to już zawsze należało do interpretacji własnej słuchacza. Sama Ognista jednak miała spokojny, nawet trochę znudzony głos.
Pilnuj częściej położenia swojego celu. Ja akurat byłam celem nieruchomym, ale sarenki czy zające mają to do siebie, że rzadko udają kamień w jednym miejscu. Ziemia nigdy nie zmienia się tak szybko, jak zwierzyna, więc nie musisz poświęcać aż tyle uwagi patrzeniu pod łapy. – głos zabarwił się przez moment żartem, zanim znów wrócił do tego kompletnie neutralnego – Tu sama prosiłam, aby mnie nie nie atakować, ale ostatni dzielący cię od łupu skok to świetny moment na właśnie takie coś. Skok i cięcie pazurem, wgryzienie się w cielsko zwierza, walnięcie o niego łapami i przyduszenie przy ziemi, stworzenie magicznej strzałki, kolca, cokolwiek tam lubisz. No, jak dla mnie – poradzisz sobie w dziczy jakby przyszło co do czego. Jeśli nie trzeba ci nic innego, z mojej strony to wszystko. Żegnam. – i kiwnęła jej krótko łbem. Natychmiast po tym sama wstała, znów przymknęła oczy i udeptując chwilę w miejscu ziemię, położyła się z powrotem. W końcu na polanie była jeszcze trzecia smoczyca, a druga na której popis skradania czekała.

: 19 sie 2019, 1:08
autor: Kojąca Głębia
A więc ten dziwny trop, prowadzący aż tutaj był zaproszeniem na naukę. Dość nietypowe zaproszenie, Khriza była przyzwyczajona do wiadomości mentalnych, słów przekazywanych z pyska do pyska, jednak sposób zaprezentowany przez łowczynię z pewnością był oryginalny. Przybliżyła się nieco do niej, zaciekawiona, słuchając jej dalszych słów. Widziała również inną smoczycę z jej stada, zapewne również zwabiona tutaj śladami. Wylądowała, również słuchając. Im więcej osób, tym więcej ślepi, które obserwują i widzą twoje błędy... Wodnista szybko odpędziła od siebie te myśli. Nauka. Na tym powinna się teraz skupić. Nie pozwoli, aby jej czarne myśli odebrały jej szansę, na udowodnienie swojej wartości... O ile miała jakąś wartość... Dość! Słuchaj uważnie, bo coś przegapisz!
Łowczyni od razu po przedstawieniu się, nie czekając, aż jej uczniowie również zdradzą swoje imiona, przeszła do opowiadania o polowaniu. Dobrze jest usłyszeć tyle informacji od łowczyni- smoczycy, która na polowaniu zna się przecież jak nikt inny. Starsza Wodnista w milczeniu przysłuchiwała się jej słowom, a następnie z wielką uwagą obserwowała ruchy Ognistej. Jej szare ślepia wpatrzone były w sylwetkę Pacyfikacji Pamięci. Starała się wychwycić jak najwięcej szczegółów z jej postawy, począwszy od głowy czy ogona, skończywszy na skrzydłach i łapach. Z boku wyglądało to łatwo, ot, zmiana pozycji na nieco lżejszą, jednak zapewne to jedynie pozory (w końcu łowczyni miała doświadczenie i wiedziała co robi, w porównaniu do młodszych smoczyc).
Khriza uważnie analizowała wszystkie możliwe przeszkody, jakie mogła napotkać podczas skradania się do zwierzyny, myślała, co może ją spotkać lub przeszkodzić jej w podkradaniu się. Wtedy też dotarło do niej, że łowcy muszą mieć niezwykle podzielną uwagę, skoro potrafią pilnować własnych ruchów, ruchów zwierzyny oraz pilnować kierunku wiatru. Właśnie, wiatr... Wodnista wywnioskowała, że to największy wróg podczas skradania- zmienny, kapryśny, raz po twojej stronie, a następnym razem spłoszy zwierzynę, która ucieknie, spłoszona wonią smoka. Khriza musiała zapamiętać, że musi w szczególności pilnować ziemi, po której stąpa, bowiem błotnista lub mokra, mogła wydawać głośne dźwięki "ciapania" lub "pluskania". Suche trawy bądź też liście mogły szeleścić nieprzyjemnie nawet przy najmniejszym poruszeniu się, nie wspominając już o gałązkach, które trzaskały głośno pod łapami! Trzeba było pilnować szponów, które przy uderzeniu o kamień mogły zdradzić obecność smoka, skrzydeł, które w przypadku zahaczenia o otaczające zarośla wywołałyby sporo hałasu. Do tego zwierzyna, która ciągle zmieniała położenie, trzeba było więc uważać na to, gdzie pójdzie i od nowa planować ścieżkę, po której najlepiej byłoby się do niej zbliżyć.
Pacyfikacja Pamięci nie zapomniała również wspomnieć o technice, dzięki której można było zamaskować swoją obecność. Wiadomym było, że upodobnienie się do terenu nie zastąpi dobrego skradania, jednak z pewnością zwiększy szanse na jego powodzenie! Całe szczęście, Ognista tutaj również przekazała im bardzo dużo informacji na temat różnych sposobów ukrywania się, z wykorzystaniem różnych elementów. Błoto, gałęzie, liście, czasami również trawy, kora czy też piasek pozwalały na ukrycie swojego prawdziwego koloru łusek, natomiast żywica pozwalała na bezbłędne ukrycie swojego zapachu. Wystarczyło tylko rozejrzeć się dookoła i zebrać to, co potrzebne! W każdym terenie można się jakoś zakamuflować, wystarczyło pomyśleć! Jako przyszła czarodziejka będzie raczej stosować kamuflaż z pomocą magii, jednak na razie nie była zbyt pewna swoich umiejętności, więc nie zdecydowała się na ten rodzaj kamuflażu. Maddarowe twory bywały zdradliwe, gdyby tym razem się on nie pojawił, zmarnowałaby jedynie czas Ognistej...
Dopiero po chwili odkryła, że gdy ona była pogrążona w swoich myślach, młodsza Wodnista zdążyła już podkraść się do Pacyfikacji. Skarciła się w duchu za to, że na moment odcięła się od rzeczywistości i rozejrzała się dookoła. Chciała najpierw stworzyć kamuflaż, a dopiero potem się podkraść. Pomyślmy... C tu było, a co mogłoby jej się przydać w tworzeniu kamuflażu. Były w lesie, niedaleko były skały, pełno więc było tutaj różnych gałęzi, liści, kawałków kory czy mchu. Odeszła nieco od Ognistej, szukając również jakiejś kałuży błota, co nie było trudne i już po chwili Khriza dostrzegła takową. Położyła się w niej, a następnie przeturlała z brzucha na grzbiet, wyginając swoje ciało, tarzając się w błocie i zakrywając swój naturalny kolor łusek. Pomagała sobie również łapami, aby dokładnie cała oblepić się mazią. Powinno wystarczyć, teraz czas na drugą warstwę! Wodnista położyła się na ziemi i wytarzała ponownie, zbierając na siebie wszystkie elementy ściółki leśnej i sprawiając, że wszelkie gałązki oraz liście przykleiły się do jej ciała. Powoli wstała dbając o to, aby kamuflaż z niej nie spadł, a następnie spojrzała się na swoje ciało. Gdy zauważyła jakieś braki, natychmiast zebrała nieco gałęzi, liści bądź kory, ręcznie uzupełniając braki w kamuflażu. Kolor już zamaskowany, teraz wypadałoby jeszcze ukryć swój zapach. Rozejrzała się ponownie, czy w pobliżu nie ma jakiegoś "zranionego" drzewa, a gdy takie zauważyła, podeszła i zebrała nieco żywicy, którą następnie wtarła w swoje ciało. Nie była to duża ilość, ale powinna chociaż trochę zamaskować jej zapach. Teraz już była gotowa na to, aby spróbować swoich sił w podkradnięciu się do nauczycielki.
Na początku przypomniała sobie, jaką pozycję przyjęła Pacyfikacja Pamięci, gdy tłumaczyła im zasady skradania się. Khrizuaenta ugięła łapy w stawach, obniżając mocno swoją pozycję, jednocześnie również rozstawiła kończyny nieco szerzej, stając na nich w miarę pewnie oraz stabilnie. Obniżyła łeb, natomiast ogon podniosła w górę tak, że jej kręgosłup tworzył prawie idealną, prostą linię. Skrzydła przycisnęła delikatnie do boków, na tyle mocno, aby nie zaczepiały się o okoliczne zarośla, jednak nie aż tak mocno, aby w jakiś sposób krępowały one jej ruchy. Pamiętała również o tym, aby złożyć swój grzebień, kładąc go po sobie, bowiem mógł on zwrócić na nią uwagę, a przecież nie o to chodziło w skradaniu. Gdy była już pewna, że pozycja była taka, jak należy, powoli ruszyła w kierunku Ognistej.
Poruszała się płynnym krokiem, na paluszkach, starając się wyeliminować wszelkie dźwięki, gdy stawiała kolejne kroki. Nie wykonywała żadnych gwałtownych ruchów, bowiem te nie dość, że mogły zdradzić jej obecność, to jeszcze mogły sprawić, że część jej kamuflażu po prostu spadnie z jej ciała. Krok po kroku, stawiała łapy w taki sposób, aby w miarę możliwości omijać gałęzie czy suche liście, na które nadepnięcie mogło się bardzo źle skończyć. Chciała zajść łowczynię od tyłu, tam, gdzie nie sięgał jej wzrok, najpierw jednak sprawdziła, w którą stronę wieje wiatr. Jeżeli ten wiałby wtedy na jej niekorzyść, po prostu podkradnie się od boku. Nie zamierzała ryzykować tego, że jej woń dotrze do nozdrzy nauczycielki. Od czasu do czasu zerkała pod swoje łapy, sprawdzając ziemię, zwracając uwagę na potencjalne przeszkody, pilnowała również pozycji Ognistej. Co, gdyby ta się nagle odwróciła? Zaczęła rozglądać? Wtedy najprawdopodobniej samiczka znieruchomiałaby, udając część otoczenia, czekając, aż czujność łowczyni ponownie nieco spadnie. Zmrużyła nieco ślepia, bo domyślała się, że ich błyski przypadkowo mogłyby ją zdradzić. Wyciszyła oddech. Jej łapy powoli same ją niosły w stronę Ognistej. Starała się wykonywać niskie kroki, ostrożne. Chowała się za zaroślami, za drzewami, nawet w cieniu wielkich skał. Pilnowała, aby jej skrzydła czy też ogon nie zaczepiały o nic. Gdy coraz bardziej zbliżała się do olbrzymki, tym wolniejsze i bardziej czujne były jej ruchy. Pilnowała się, aby nie zdradzić swojej obecności, chociaż serce mimowolnie przyspieszyło nieco swojego tempa, gdy znalazła się już tuż za Pacyfikacją.
Niepewnie wyciągnęła łapę przed siebie, po czym szturnęła delikatnie Ognistą w ogon. Czy dobrze wykonała swoje zadanie, czy też łowczyni już wcześniej usłyszała jej obecność?