Strona 21 z 25

: 26 lis 2020, 20:43
autor: Ślepa Sprawiedliwość

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Mirri parsknęła śmiechem na dźwięk pierdnięcia znikającego trójgłowego tworu – była młoda i śmieszyły ją takie głupie rzeczy. Tak samo śmieszył ją jej tata, który był cały zieloniutki, tak jak ona! I jak się głupio patrzył! Bardzo podobało jej się, że Echo też dodał coś od siebie: kozie nogi, szczurzy ogon i giętki, plaskający róg na łbie. To pewnie był ten kudazz. Dziwne, w sumie nigdy nie widziała żadnego smoka z czymś takim na głowie. Spojrzała na głowę Echo. Hmm... Czy ten gibający się róg tak po prostu się pojawia na łbie, czy może jakoś wyrasta?
– To ten giętki róg na głowie Taty Agatowego, tak? A Wujek nie ma takiego na głowie, chyba że to jakoś się chowa... Yyy... I wpycha się go do dziury, czyli do buzi, tak? A mi też ktoś kiedyś wepchnie kudazza do dziury i zrobi jajo? I czy to musi być samiec i samica, czy moi tatowie jakoś inaczej sobie wpychali? – miała wiele pytań, zbyt wiele. Trzymając w łapkach Pana Marcela, patrzyła się w zastanowieniu na kreację wujka, która wykrzykiwała i tańczyła przed nimi. Kto by pomyślał, że takie powiedzenie słowa Kudazz przez Tatę Pyzatego na ceremonii, doprowadzi efektem motyla do tego co się właśnie wyprawiało przed oczyma pisklęcia i czarodzieja – podskakującej głowy Agatowego, na kozich nogach, ze szczurzym ogonem i plaskającym kudazzem na czole. Maddara to zaiste cudowne narzędzie...

: 26 lis 2020, 21:16
autor: Echo Zbłąkanych
Młody się zastanowił, czy nie przegiął. Bądź co bądź, Mirri była jeszcze pisklakiem? Eeeee tam, chrzanić to, muzyko graj! Co do WDŻ młody sam nie wiedział dokładnie jak działa mechanizm fenomenu prokreacji, szczerze mówiąc ciężko mu było dalej tłumaczyć, poza tym mogło by się to zle skończyć. Wpadł na genialny pomysł, niech pójdzie z tymi bzdurami i zapyta o to Basiora! W końcu to jej tata, jeszcze rzuci się trochę światła na pewne aspekty...
Kudaz nie jest na głowie! To było tylko po to, żeby po podśmiewać się z Agatowego. Myśle, że do buzi nie, ale więcej szczegółów nie znam. Wydaje mi się, że może to być jakiś pilnie strzeżony sekret, ale chyba wiem kto zna odpowiedź: Basior! On używał dużo kudazza, ma masę córek, i na pewno chętnie Ci opowie o działaniu tego pięknego tworu... – powiedział Swieltik. Hehe, spali się dziad ze wstydu, dobrze – pomyślał.
Dureń. – riposta Mary była szybciutka.
Młody skupił się za bardzo na odpowiadaniu na to nurtujące zagadnienie, a Makron osłabł i zniknął. Zdążył się skupić na tyle, że znikający Makron rozpadł się na setkę żab, które się rozkumkały się po okolicy. Wszystkie miały głowy Basiora, i kumkanie było zbliżone do słowa kudazz. Następnie u żab Basiorowych pojawiły się skrzydełka rusałek, po czym wzbiły się one w niebo, zataczając kółka, robiąc ósemki i przeplatanki nad rozmawiającymi. Magiczne, mistyczne słowo panowała wszędzie dookoła, w tataraku, sitowiu, w toni wodnej, w przestworzach powietrznych, każde przechodzące stworzenie w okolicy, czy duch unoszący się w powietrzu słyszały ten piękny chorał, składający się z jednego słowa. Młody się wzruszył.
Jakiego będziesz chciała mieć towarzysza? – zapytał Mirri, trochę zmieniając temat.
Chyba nie taką próżną pumę? – wskazał łbem na Marę.
Ta tylko odwarknęła, coraz bardziej obrażona. Było jej przykro, że tak ją traktuje.
Swietlikowi zrobiło się przykro, bo poczuł jej smutek. Podszedł do niej, i zaczął przepraszająco drapać.
To tylko durne żarty... nie obrażaj się – Świetlik starał się naprawić szkody.
Przepraszaj, przepraszaj. Może w końcu wybaczę.. – narzędzia odpowiedź.
Młody otarł się o pumę, po czym przytulił, okrył skrzydłem. Ta zamruczala ze satysfakcją, że udało jej się osiągnąć sukces, i że będzie drapanko. Spojrzała na Mirri, jakby zachęcając, żeby ta się nią też zajęła.

: 26 lis 2020, 22:48
autor: Ślepa Sprawiedliwość
O, czyli nie jest na głowie? Ale jak nie na głowie to gdzie? Będzie musiała się dopytać Taty Basiora o te pilnie strzeżone sekrety, jak działają kudazzy. Chór śpiewających, kudazzowych żab też zrobił na niej pozytywne wrażenie. Ale wujek Echo miał pomysły. Jakiego chciałaby mieć towarzysza? Nigdy się nad tym nie zastanawiała. ~Na razie masz mnie~ odparł Pan Marcel wyraźnie oburzony samą myślą, że mogłaby go wymienić na coś innego. Nie no, raczej go nie zostawi.
– Nie wiem jeszcze. Nie widziałam zbyt wielu zwierzątek, a wszystkie są takie ładne. No, może oprócz Tricepsa... – odpowiedziała, próbując sobie przypomnieć, jakie zwierzątka znała. Widząc jak Mara patrzyła na nią zachęcająco, pisklę podeszło do kotki, położyło przed jej łapami marchewkę z widocznie wyżłobioną buzią i zabrało się do głaskania tak, jak to robiła na samym początku.
– Mogłabym mieć taką miłą i ładną pumę jak Wujek... albo zawadiacką sarnę jak Dziadek Strażnik... albo kolorowe ptaszki jak Wujek Okrzyk i Babcia Honi... albo taką panią jak ma Tata Basior... ale na razie mam Pana Marcela i nie chciałabym, żeby był zazdrosny. – Popatrzyła na uśmiechniętą buźkę towarzysza i odpowiedziała mu tym samym. Nie powinna tak po prostu porzucać prezentu od taty.

: 29 lis 2020, 21:27
autor: Echo Zbłąkanych
Młody stwierdził, że arcydzieło zostało już osiągnięte, grande finale za nami pora na bis! Basiorowe chóralne żaby znikły z głośnym sykiem, zamieniając się w śmierdząca umyte gazu, młodemu dzięki temu wróciło nieco energii, ale jeszcze nie koniec, o nie, jeszcze nieco możemy się pobawić tą maddarą. Rozmożyć tą pokrakę, czy zrobić... jedna wielką, a.... a zamiast nóg wężowy ogon!!! Coś pruknęło, coś szurnęło, coś zajęczało, nagle pojawiło się dużo brązowego, walącego zgniłymi jajami dymu. Coś tam się zaczęło wyłaniać... pora, kurtyna w górę!! Pojawił się twór podobny do poprzedniego kudazzowego Agatostworka, jednak... był on ogromny, przynajmniej trzy razy większy od czarodzieja, gdzie tam... wielkości średniego drzewa. Był identyczny z tamtym, tyle że zwis był dłuższy, oczy rozstawione jeszcze bardziej rozlegle, zamiast nóg miał wężowe ciało. Wężowe ciało było bardzo sprężyste, więc młody stworzył coś na kształt głowy Agata z wiadomo czym na tejże głowie, plus... ciało działało na zasadzie pogo, stwór z oszałamiającym dudnieniem zaczął się odbijać na sprężystym ogonie wysoko, i opadać z loskotem, aż ziemia drżała. Kazał mu krzyczeć huhu kudazz!. Wokół niego latało kilka basiorożab, zawodzić falsetem. Pod jego nogami zmaterializował się mały reniferem z głowa strażnika, który przed nim uciekał, prychając na niego. Echo był już zmęczony, ale nie mógł przestać, ta głupota było uzależniająca dla niego. Tak więc powstał następujący obraz: renifer z głową strażnika uciekał przed stworem z grzybem walącym go między oczy przy skokach i opadaniach, który go gonił. Wokół głowy Agatostworka latało kolka śpiewających Basiorów. Młody rżał ze smiechu, na bis odpowiednie.

Wrócił jednak do swojej młodszej towarzyszki, podtrzymując nadal raban w okolicy.
Mara olała zupełnie te głupie rzeczy dziejące się dookoła. Zbyt fajne było głaskanie.
Pan Marcel może się zaprzyjaźnić z nowym kompanem! Może np jeździć na jego plecach! Oczywiście, ze nie możesz go się pozbyć, to Twój przyjaciel. Przyjaciół się nie porzuca. – powiedział Swieltik do Mirri przekrzykując raban dookoła.
Myśle, że powinnaś mieć jakiegoś ładnego kompana. Zeby pasował kolorystycznie do Pana Marcela, coś pomarańczowego... może jakaś papużka? – zaproponował. Dookoła rozgrywał się taniec kreatur, a smoki i kocica byli w środku tego chaotycznego, demonicznego sabatu.

: 29 lis 2020, 22:15
autor: Ślepa Sprawiedliwość
Otworzyła szeroko oczy widząc nowy twór czarodzieja. Nie wiedziała, że da się utworzyć maddarą rzeczy takiej wielkości. I ten kudazz na głowie Agatokolosa, wzrostem prawie dorównywał pisklęciu. Jego gibanie było na swój sposób... hipnotyzujące. Mirri próbowała utrzymać równowagę, przy wstrząsach ziemi powodowanych przez skoki potwora. Jego krzyki, śpiew Basiorożab i uciekający renifer z głową Strażnika powaliły ją na plecy, a smoczyca śmiała się głośno, aż do łez.
~Tato, chodź na bagno koło Dzikiej Puszczy. Musisz to zobaczyć~ wysłała wiadomość do Agatowego Kolca. Nie mogła się doczekać wyrazu jego pyska gdy zobaczy swojego "sobowtóra".

Och czyli nie musi się pozbywać Pana Marcela jak będzie zakładać więź z nowym kompanem. Jaka ulga. Kolorowy ptaszek mógłby być fajnym kompanem, bo nie musiałaby go wszędzie nosić, tylko sam latałby za nią.
– Uwielbiam kolorowe ptaszki! Papużka była by bardzo ładna! Nazwałabym ją pewnie Pani Patrycja Papużka, albo Pan Patryk Papużka, bo są no... papużkami! – odpowiedziała na pytanie Echo, starając się przekrzyczeć dudnienia, krzyki i śpiewy jego tworów.

: 01 gru 2020, 17:37
autor: Agatowy Kolec
Makron tego dnia znajdował się w Stonce.
Miał zaraz wychodzić, więc odstawiał właśnie miskę z mięsem, które wcześniej ugotował oddechem.
Podciągnął futro, delikatnie przygrywając nim Antoniusha.
Zbliżała się zima, więc małe potrzebowały trochę ochrony, gdy spały.
Szczególnie takie śpiochy jak ten tutaj.
Delikatnie pogłaskał śpiącego syna, po czym zaczął kierować się do wyjścia.
Stanął jednak, czując drganie maddary w powietrzu.
Wiadomość od Mirri.
Oh, czy.
Czy to pierwsza wiadomość mentalna od jego córki?
Bogowie, jak szybko ona się uczy.
Sięgnął do swojego źródła i splótł maddarę w formę odpowiedzi.

``Już lecę``.
Były to tylko dwa słowa, ale uczucie dumy, które pałał do córki, wyraźnie je zabarwiło, więc Mirri nie będzie miała problemu z odczytaniem go.
Co najwyżej może być niepewna, co było powodem tej dumy.
Makron jednak nie precyzował, a jedynie opuścił jaskinię i poleciał, we wskazane miejsce. Nie miał pojęcia, co go miało tam czekać, ale nie wyczuwał w wiadomości córki strachu, jedyni ekscytację. Ciekawe więc, co to takiego miało być.

~~*~~

Przeleciał nad Dziką Puszczą, kierując się w stronę Bagna. Już z powietrza dało się wyczuć smród gnijących roślin.
Co takiego mogło być godnego uwagi w takim miejscu? Czyżby znalazła jakieś truchło, i to ją rozbawiło?
Cóż, może będzie wtedy to jakaś sugestia jej przyszłej kariery. Jako kleryk, czy łowca.
Basiorowi na pewno przydałaby się chwila odpoczynku.
Gdy jednak zaczął przybliżać się do celu, Makron zaczął słyszeć... dzięki. Dziwne trąbienia i niezrozumiałe klekotanie, czy coś w tym stylu. Przyśpieszył więc lot, martwiąc się, czy może ciekawość Mirri nie zaprowadziła ją do czegoś niebezpiecznego.
Bogowie, gdyby to była prawda.
Wylądował, i podbiegł w stronę córki, stojącej przez nieokreślonym, obcym, górującym kształtem.
– Już jestem Mirri, czy wszystko w porząd....
Zaprzestał, unosząc powieki. Temat muzyczny
Nie był w stanie opisać szaleństwa, które rozgrywało się przed jego ślepiami
Gdyby nie krzta samokontroli, to rozważyłby wyrwanie ich.
Jakby sen szaleńca przerwał całun nocy, i rozlał się po rzeczywistości, korumpując ją do swej obcej, plugawej wizji.
Czy.
Czy to miał być on?
Czy te latające pomioty nie nosiły pysków Basiora?
Nie wiedział jakie grzechy popełnił, że bogowie uznali za stosowne karać go, a tym bardziej, jego niewinną córkę, takimi obrazami.
Tarramskie pieśni rozlegały się po tym zakątku piekła.
A przygrywał im śmiech szaleńca, będący autorem tej kakofonii zmysłów.
Makron odwrócił wzrok od apogeum otchłani, w stronę skąd owy śmiech chwile temu się wydobywał.
Popatrzył na Echo, to na swoją córkę, to na echo, i znowu na nią.
– Nie. – Podszedł do córki.
– Nie. – Wciął Mirri pod pachę, po czym jednym ruchem zarzucił ją na plecy (upewniając się, że Pan Marcel trafi tam razem z nią,
– Nie. – Mocniej, surowiej tym razem, wskazując palcem na Echo, by wiedział, że teraz do niego mówi.
Po czym odwrócił się i odleciał razem z córką, umawiając się sam ze sobą, że nigdy nie będzie wspominać o tym, co miało tu miejsce.[/color]

: 01 gru 2020, 20:11
autor: Echo Zbłąkanych
O patrzcie, przylazł, i chciał psuć zabawę, rozwalić jego teatr, jego perfekcyjne dzieło. Młody nic sobie nie robił z jego nie, a próbę szybkiego opuszczenia miejsca sabatu uznał za wyzwanie. Godzillo-Makron z wiadomo czym na czole nagle przestał wesoło śpiewać, to samo chaotyczne Basiory. Wszystkim tworom odpaliły się czerwone, złowrogie oczy. Zamiast wesołego klekotania i śpiewania, z ich gardeł zaczął dobywać się pomruk, przechodzący w ryk... całe bagno wypełniło się potężnym demonicznym wizgiem i rykiem, jakby sam Pan piekieł opuścił swój padół. Agatofallusostworkowi wyrosły potężne, nietoperze skrzydła. Wszystkie twory, w szaleńczym pędzie, niczym szarańcza, z obecnym olbrzymim Agatogodzillą pomknęły w kierunku biednego adepta, z potężnym rykiem, który narastał w miarę zbliżania się do nieszczęśnika. Tuż przed osiągnięciem swojej ofiary, rozmyły się nagle z olbrzymim, wszechobecnym pierdnieciem i wydzieleniem smrodu zgniłych jaj. Śmierdzący smog, smród wypełnił prawie cała okolicę. „Mgła” ta unosiła się dłuższa chwile, po czym zaczęła słabnąć, a z nią ryki stawały się coraz dalsze... Gdy mgła prawie się rozmyła, z daleka dochodził hihot czarodzieja, który był autorem tych strasznych rzeczy, zdążył już się oddalić z terenu bagiennego w wiadomą tylko sobie stronę. Na ziemi pozostało trochę słabnących, wijących się robali maddarowych z głowami Pyzy, jednak one tez miały zaraz się rozmyć. Trzeba przyjąć, nasz bohater miał naprawdę bujna wyobraźnie, a jak się nakręcił, to był jak rozpędzony pociąg, którego dało się zatrzymać tylko przez wykolejenie. Mara rozejrzała się dookoła, nie wiedząc co ze sobą zrobić, ten głąb znów oddalił się bez niej. Straciła też przez to wszystko zainteresowanie czymkolwiek, odwróciła się, i zniknęła w sitowiu... Okoliczni mieszkańcy bagien długo zapamietają to widowisko, ale o to młodemu chodziło. Jego spektakl miał zrobić wrażenie, i mu się to udało, nie ważne jakie, ważne, że było!

: 01 gru 2020, 21:27
autor: Ślepa Sprawiedliwość
Poczuła wyraźną dumę pałającą do niej w odpowiedzi Taty – nie byłą trochę pewna z czego, co zrobiła, był taki dumny, ale jej to nie przeszkadzało. Przecież nie trzeba mieć powodu. Już z daleka mogła zobaczyć nadlatującą pomarańczową sylwetkę ojca. Ciekawe jak mu się spodobają te śmieszne stworki wujka.
– Tato, patrz jakie śmieszne stworki zrobił Wujek Echo! – powiedziała, próbując przekrzyczeć otchłanne dźwięki wydawane przez twory czarodzieja. Może pośmieje się i pobawi razem z nimi?
Nie? O co tacie chodziło? Widziała jak podchodzi do niej, gdy nagle łap! Złapał ją pod pachę i zarzucił na plecy, gdy pisklę w ostatnim momencie pochwyciło marchewkę w pyszczek, żeby tu nie została.
– Aaa! – krzyknęła zaskoczona nagłym złapaniem – Nie chcę jeszcze do domu.
Popatrzyła na wujka smutno, choć od razu rozpromieniła się widząc, jak czarodziej ciągle chichrał się i najprawdopodobniej nie miał jej niczego za złe. Jeszcze bardziej rozśmieszyło ją jak wszystkie stworki zaczęły gonić tatę, a potem rozpłynęły się z pierdnięciem w śmierdzącą chmurę. Gdy tak odlatywała na plecach Agatowego i stojąca na bagnie Mara stawała się tylko czarnym punktem, posłała jeszcze krótką wiadomość mentalną do Świetlika.
~ Pa pa, wujku Echo ~

// ZT

: 05 gru 2020, 19:44
autor: Echo Zbłąkanych
Młody powrócił na Bagno, na którym narobił tyle rabanu. Rozwałka była wyśmienita, dotąd słyszał dźwięczące w głowie magiczne słowo. Pieśń anielska. Ahhh, było wyśmienite. Trochę przedwcześnie skończone, z Agatem rozprawimy się z swoim czasie za to wtargnięcie na ceremonię. Teraz pora nieco odpocząć. Usiadł sobie nad wodą spokojnie, teraz w zupełnej ciszy. Zamknął oczy, i medytował. Było już dość późno, i ciemnawo, wokół jego głowy zaczęły krążyć kolorowe ogniki, w sumie pięć... jeden niebieski, drugi czerwony, trzeci zielony, czwarty różowy, ostatni zupełnie biały. Migotały wesoło w półmroku. Z czasem zaczęło się ich pojawiać coraz więcej. Półmrok bagna wypełniła roztańczona poświata małych duszków maddarowych, które krążyły wokół bursztynowego smoka, który siedział z dumnie uniesioną głową tuż nad wodą, i lekko się kiwał, będąc w swojego rodzaju transie. Starał się odpocząć, ogniki miały pomoc mu się wyciszyć. Po jakimś czasie bezszelestnie u jego boku pojawiła się ogromna puma. Przysiadła tuż obok niego. Nie umiała się długo na niego gniewać, był jej, jak mogła go nienawidzić. Usiadła bardzo blisko niego, dotykając go bokiem. I siedzieli tal, dwójka towarzyszy, na dobre i na zle....

/Purchawka

: 06 gru 2020, 14:23
autor: Blaszkowaty Kolec
Od momentu kiedy do stada przyjął go Korona Ziemi, Purchawka czuł się jak u siebie. Niby wciąż nie miał opiekuna – a księżyce leciały – lecz to w żadnym stopniu nie powstrzymywało go przed zwiedzaniem terenów Ziemi. Podobała mu się tutejsza roślinność, smoki, ale najbardziej grzyby, których tropieniem zajmował się przez prawie cały czas. Gdy jasna kula na niebie chowała się za linią drzew, on sam zwijał się w kłębek gdzieś między konarami, otulając się ciepłym mchem i wciągając w nozdrza zapach ulubionej flory. Nie czuł samotności – był nauczony przez życie, że większość czasu i tak spędzi w pojedynkę. Mimo to chciał przynależeć do jakiejś rodziny, choć wciąż nie potrafił odnaleźć się w smoczej hierarchii.
Każdego znalezionego przez siebie grzyba dedykował smokom, które już poznał. Czuł wtedy, że dając taki niebezpośredni prezent tutejsze smoki przyjmą go na stałe, a on w końcu będzie mógł zapomnieć o dawnej rodzinie. Odnosił wrażenie, że wspomnienia matki i ojca – choć nie były bolesne – pętały go i z góry ograniczały zakres ilości smoków, które mógłby poznać.
Dzisiaj Purchawka wybrał się na moczary w poszukiwaniu niskich drzew na których mógłby poćwiczyć wspinanie się. Szukał odpowiedniej rośliny niemalże cały dzień, a gdy w końcu znalazł taką wyglądającą odpowiednio, panował już półmrok.
Gdy zbliżył się do niego zauważył dwie siedzące przy nim postaci. Zatrzymał się od nich w odległości kilkanastu metrów, gdy tylko dostrzegł magiczne ogniki. Usiadł, przypatrując się im z zachwytem. Dopiero po chwili potrząsnął łbem, wybudzając się z tego dziwnego transu, po czym podszedł bliżej.

– Drz... Zaczął, po czym urwał.
Nie ma sensu, żebym mówił, skoro mi to nie idzie...

: 07 gru 2020, 19:07
autor: Echo Zbłąkanych
Młody siedział, relaksując się, z półprzymkniętymi oczami, gdy Mara warknęła ostrzegawczo. Swieltik lekko otumaniony, obrócił się, żeby zobaczyć co się dzieje. Nadal podtrzymywał maddarowe ogniki, jednak zleciały się one ku niemu, i zaczęły mu latać wokół głowy, tworzyć swoistą aureolę. Echo lubił efektowne wejścia, nie był może takim narcyzem aż jak jego brat Mango, ale lubił wywierać spore wrażenie na publiczności... nie ważne jakie, ważne ze jakieś! Spostrzegł pisklaka, który próbuje coś wydukać. Mały, trochę podobny do małego grzybka. Uroczy.
Kolejny wałęsając się samopas pisklak, i jeszcze mówić nie umie. Pewnie kolejny pomiot Basiora.. – usłyszał bardzo złośliwy komentarz w głowie Mary. Jednak młody nie słuchał wrednej kocicy. O proszę, kolejny widz! Kolejny koneser, który doceni jego piekne przedstawienia, jego kunszt, jego wykłady magiczne! Uśmiechnął się upiornie, jak jakiś szaleniec, ale od razu się ogarnął. Nie odkrywajmy od razu wszystkich kart.. zobaczmy, z kim mamy doczynienia. To, że jest to ziemisty, wyczuł po zapachu. Jednak zapach był dość słaby, wiec coś było nie tak.
Witaj przyjacielu, wszystko u Ciebie ok? Nie jesteś trochę za młody, żeby samemu wałęsać po bagnach? Coś może Cię zjeść! Masz szczęście, że tu jestem, przy mnie mi nic nie grozi... Masz ochotę na pokazy magiczne? Pokazywałem to już Twojej rówieśniczce, Mirri, i bardzo się jej podobało! Obiecuje, ze będzie nie zapomniane! – wypowiedział wiele słów na raz w stronę Purchawki, jak jakiś maniak.
Przepraszam, gdzie moje maniery. Jestem Echo Zabłkąkanych, czarodziej ziemi. Dla przyjaciół Świetlik. Lubię moje pisklęce imię, a jak Tobie na imię? – spytał małego rozmówcę. Najpierw należało się przedstawić a potem proponować demoralizację... to znaczy, magiczne spektakle. Mara nie skomentowała, ale wiedziała jak to się skończy. W oczach Swieltika grały wesołe ogniki. Jego niestabilne zródło zaczęło się nakręcać, chcą wytworzyć jak najwiecej magicznych abominacji, tu, teraz, zaraz.

: 07 gru 2020, 19:47
autor: Blaszkowaty Kolec
Purchawka stanął na nogi i podszedł bliżej. Przyjrzał się najpierw dziwnemu stworzeniu obok smoka, wyczuwając jego wrogość. Miało smukłe ciało podobne do tego Purchawki, ale zupełnie inne łapy oraz głowę. Później pisklak przeniósł swój wzrok na drugiego smoka. Wahał się przez chwilę, nie wiedząc czy podejmuje dobrą decyzję, ale było już za późno. Nie dość że się zbliżył, nawiązał kontakt wzrokowy. Nie mógł już się wycofać.
Patrząc na smoka, Purchawka widział w nim trochę starszego siebie. A przynajmniej na tyle na ile mógł sobie wyobrazić, o ile bardziej męskim smokiem będzie jako adept. Ta myśl powinna była jedynie przemknąć mu przez głowę, ale z jakiegoś powodu zajęła cały jego umysł, oblekając mgłą jego zdrowy rozsądek. Fakt faktem dużo go jeszcze nie miał.

Będę piękny, przystojny, mój pióropusz będzie przypominał dumny kapelusz pierzastego grzyba. Będę nauczał inne smoki o wartości grzybów w życiu. Czym powinny one być dla każdego smoka. Dla smoka, dla takiego dziwnego zwierzęcia... To ile mogą one zaważyć na naszym życiu, samopoczuciu, emocjach, uczuciach, miłości...
Wyprostował się dumnie, wypiąwszy pierś do przodu, po czym spojrzał na drugiego smoka. Ustawiłłapy po obu stronach swojego ciała, swoją postawą przypominając wyprostowaną fokę.
Tak. Zaraz mu pokażę co to znaczy być prawdziwym smokiem.
... Zastygł w bezruchu, a jego pewność w oczach znikła. Zerknął na lewo, potem na prawo.
Moment. Prawdziwym smokiem? Co to znaczy? Cofnął głowę, szyję pozostawiwszy w miejscu. Powoli przekręcił łeb w bok, nie spuszczając wzroku z Echo. Patrzył się na niego w ten sposób dłuższą chwilę, w zupełnym milczeniu.
Najważniejsze to zachować postawę. Postawa. Postawa to podstawa.
– Jerztę Prchawka – powiedział, w końcu, wracając łbem do naturalnej pozycji. Zatrząsł pióropuszem.
Wspomniał o Mirri? To była ta smoczyca w moim wieku? Chyba coś takiego było.

: 07 gru 2020, 21:35
autor: Echo Zbłąkanych
Młody patrzył na małego z ukosa. Brak reakcji na jego propozycje na spektakl magiczny uznał, jak zgodę. No co, jak nie ma nic przeciwko, no to się zgadza. Z początku wydawał się, że pisklak chce wyglądać dumnie, ale mu nie wyszło. Urocze. Patrzył na niego, świdrujący go wzrokiem, z szaleńczym wyrazem na pysku. Rwał się do magicznych sztuczek, jednak przydałoby się, aby mały nauczył się przynajmniej mówić. Do spektaklu potrzebne są owacje, wołanie o bis! Bez tego nie da się dokończyć przedstawienia, nie da się przejść do Grand finale! Tak nie można, trzeba będzie nauczyć podstawowych słów!
Chyba wiem, o jaki zestaw słów Ci chodzi, niepokoi mnie to, kolejnego pisklaka wykrzywisz. Skończy się tak, że z każdym samcem w obrębie stada, którego latorośl skrzywdzisz, będzie chciał Cię wdeptać w piach. – usłyszał w głowie.
Nigdy nie zrozumiesz prawdziwej sztuki. W końcu jesteś tylko pumą. – odgryzł się złośliwie. Puma warknęła cicho, już dalej nie komentując.
Miło mi Prchawko. Coś Ci weszło między zęby? Troszkę nie wyraźnie mówisz. Nie musisz się wstydzić, ani niczego obawiać. Z mojej strony, ani ze strony tej fochliwej kocicy nic Ci nie grozi. Do spektaklu będziesz musiał więcej mówić, będę potrzebował Twojego zaangażowania. Będziesz mógł także decydować o jego kolejnych etapach w pewnym stopniu. Jednak zanim zaczniemy, będziesz musiał powiedzieć magiczne hasło, które będzie mogło go rozpocząć. Jest to słowo o wielkiej sile, które pomoże mojej wenie. Czy chcesz je poznać, i być świadkiem tego pięknego zjawiska? – powiedział do Purchawki. Bez hasła ani rusz, jednak musi wiedzieć, czy chce on go poznać... to jest kluczowe. Mara znała te słowo, i głupoty jakie się z nim wiążą, jednak znów nie skomentowała. Coraz bardziej martwił ją poziom szaleństwa jej kompana, bardziej jednak wkurzał, przez co nie chciała mieć z tym nic do czynienia. Znów jakieś durnoctwa durne będą, jakieś śpiewy i Basiory. Bogowie....

: 07 gru 2020, 22:06
autor: Blaszkowaty Kolec
Purchawka pokręcił głową, gdy smok skończył mówić.
Nie, nie, nie. Nie prchawka.
– Purcha...w...-ka – powtórzył powoli, mieląc jęzorem i próbując za wszelką cenę dobrze się wysłowić. Już po raz któryś z kolei pojawił się smok, który nie potrafił dobrze zinterpretować imienia Purchawki. Beżowy pisklak nie miał jednak o to wątów do nikogo. To była tylko jego wina, że nie umiał mówić i tylko jego wina, że plątał się po bagnach sam. Najwyraźniej tak będzie wyglądało całe jego dzieciństwo. On i grzyby. Choć w jego oczach to nawet optymistyczna perspektywa.
– Przedsztw.. tak. Pznać chc. Słowo – zaczerwienił się ze wstydu, bo mag powiedział mu, żeby mówił więcej. I zwrócił uwagę na niewyraźność jego mowy.
Nie umiem. Jak mam mówić wyraźniej, jak nie umiem. I tak już jest lepiej. Ale.. Tak. Chcę poznać. Opowiedz mi więcej.
Podszedł jeszcze bliżej Echo, stając tuż przed nim. Podniósł się na tylnie łapy.
Pyzaty Kolec pokazywał mi takie fajne skrzydła magiczne! Próbowałem się nauczyć je tworzyć, ale nie umiem. A co ty mi pokażesz?
– Iiak ie słowo? – oparł przednie łapy na tylnich, by usiąść na zadzie pół metra przed nim. Nikt nie powiedział mu, że istnieje coś takiego jak przestrzeń osobista, więc nie widział powodu, by usiąść dalej, skoro został zaproszony. Poza tym miał się przecież nie przejmować tym dziwnym stworzeniem siedzącym obok.
A może są jakieś magiczne sztuczki, których akurat nie dostrzeże będąc za daleko? I co wtedy? Straci jedyną okazję by je zobaczyć.
Może smok rozpłynie się w powietrzu i zniknie na zawsze?
Wpatruje się w migoczącą w świetle postać tuż przed sobą.

Rzeczywiście jak świetlik...

: 08 gru 2020, 19:10
autor: Echo Zbłąkanych
Młodemu w ogóle nie przeszkadzał fakt, że rozmówca w ogóle nie umie mówić. Dostosujemy przedstawienie do widowni, będzie wymagało mniejszego zaangażowania.... To, że malec usiadł bardzo blisko niego w ogóle mu nie przeszkadzało, Mara jednak była średnio zadowolona. Odeszła o dwa metry dalej, lekko warcząc i patrząc rozzłoszczona. Podłazi jak ona sobie siedzi obok jej smoka, co za tupet!
Świetlik skarcił ją wzrokiem. Purchawka... no to pokaz musi zawierać grzyby! Nasz nowy koneser wyraził chęć poznania magicznego słowa! Kurtyna w górę! Zaczynamy! Mara podkręciła głową, i odeszła jeszcze dalej... on ją wpędzi w chorobę psychiczną
Młody przybrał bardzo poważny wyraz pyska, kamienna Swietlikowa twarz. Rzadki widok. Udało mu się średnio, bo wewnętrznie chichotał jak kretyn.
Kudazzzz – powiedział sycząc, po czym wszystko przysłoniła sina mgła, po jej rozwianiu kurtyna rzeczywiście poszła w górę. Młodego nie było, świetliki znikły. Po środku wydeptanej terenu po poprzednim sabacie wyrosła z głośnym pierdnięciem olbrzymia purchawka. Przewyższała pisklaka przynajmniej trzykrotnie. Była piękna, biała, fosforyzująca, wokół niej unosiły się niebieskie strzępki grzybni, niczym duszki. Wszystko było owiane zupełną ciszą. Raz, dwa, trzy, cztery, muzyko graj. Z okolicznych tataraków dobiegł śpiew, wybuchł nagle, bez ostrzeżenia. Coś śpiewało przeciągłe aaaaa, eeeee, yyyyy, siup siup!! Był podział na głosy, znalazł się tenor, falset, bas, baryton.. coś głośno pierdziało. Nagle z krzaków, nadal śpiewając zaczynały wyskakiwać śpiewaki. Były to ogromne ropuchy. Nadal śpiewając skakały na purchawkę, traktując ją jak trampolina. Odbijały się bardzo wysoko, w najwyższym punkcie skoku śpiewały głośniej, jak spadały śpiewały nieco ciszej. Oczywiście nie były to zwykle ropuchy, kolorystycznie tak, ale... co druga miała głowę Basiora z wywalonym jęzorem. Skakały i śpiewały tak dobrą chwile. Cześć ropuch dostała skrzydeł rusałek, wzniosły się wirując w niebo. Z ich skrzydeł sypał się diamentowy pył, okraszając wszystko piękna poświatą. Uuuuu, siup, siup, beeeee, pierd... bagno znów się wypełniło błogosławionymi odgłosami. Po jakimś czasie wszystkie żaby zaczynały dostawać skrzydeł, latały pięknie nad bagnem, wydając dalej dźwięki z podziałem na głosy niezachwianym, idealnym. Nadszedł czas podsumowania pierwszego aktu. Wielgachna ropucha, potężnie ułana, większa dużo od innych, skoczyła na olbrzymia purchawkę z głośnym świstem. Purchawka eksplodowała z głośnym świstem. Wszystko przykryła lekko śmierdząca zgniłymi jajami czerwona mgła. Koniec aktu pierwszego.
Czy chcesz usłyszeć ciąg dalszy? – dobył się zza mgły magicznie zmieniony, doniosły głos czarodzieja. Dochodził ze wszystkich stron, był bardzo głęboko i niski. Żabulce ucichły całkowicie. Nastała grobowa cisza, wszystko oczekiwało aprobaty publiki, i chęci oglądania ciągu dalszego....

: 09 gru 2020, 11:49
autor: Blaszkowaty Kolec
Purchawka wpatrywał się w Echo jak zaczarowany. Ten smok sprawiał, że powietrze wokół nich jaśniało. Zupełnie zignorował dziwnego kociego towarzysza. Gdy usłyszał "Kudazz" zaćwierkał radośnie. Jeszcze przez chwilę był rozemocjonowany i już miał się zacząć uspokajać i martwić zniknięciem drugiego smoka, gdy nagle gęstą mgłę przerwał głośny odgłos. Purchawka podskoczył wystraszony, po czym obrócił się w stronę dźwięku...
Gdy tylko zobaczył wielkiego grzyba, szczęka opadła mu z wrażenia, a po chwili zapiał z zachwytu. Nawet w głowie brakowało mu słów, by ją opisać. Zdawała się bowiem rozjaśniać wszystko swoim boskim blaskiem, przeganiać ciemność nocy i wszelkie straszydła. Była jak ucieleśnienie ideału Purchawki. Była piękniejsza od jakiegokolwiek smoka. Od jakiegokolwiek innego grzyba, którego pisklak zobaczył w swoim życiu.
Jego oczy napełniły się łzami szczęścia. To było jego spełnienie marzeń – grzyb roztaczał wokół siebie miłość i pożądanie. Choć Purchawka nie rozumiał części emocji, które aktualnie w nim buzowały, czuł ogólną euforię. Wręcz nirwanę, która chwyciła jego serce i zaprowadziła do Wiecznej Krainy Grzybów.
Przecież co innego ma być po śmierci, jak nie grzyby?

Grzyby. Grzyby...
Nawet nie zauważył kiedy zbliżył się zahipnotyzowany do purchawki, próbując ją objąć i polizać czule...
Jego działania przerwały ropuchy. Gdy zaczęły skakać na grzyba, Purchawka nie wiedział co miał począć. Nastroszył się, próbując chronić swój skarb. Zaczął koślawie uganiać się za ropuchami, a gdy te dostały skrzydeł, podskakiwał za nimi, próbując je pochwycić w zęby.
Maddarowe stworzenia były jednak szybsze. Udało im się czmychnąć, a potem obsypać wszystko świecącym proszkiem. Choć nie był on prawdziwy, Purchawka kichnął. Przyglądał się temu całemu przedstawieniu, wciąż próbując chronić swojego grzyba.
Tymczasem mieszanka dziwnych dźwięków składała się w harmonijną melodię, która (choć nie kusiła lepiej od purchawy) dość dobrze mamiła zmysły pisklaka. Gdy na purchawę skoczyła największa ropucha, smok rzucił się za nią, próbując uratować grzyba.

NIEEEEEE...!
–...eeeeee!– mimo starań, stworzenie wymknęło się smokowi, a powietrze wypełniło się odorem martwego grzyba. Purchawka zarył pyskiem o ziemię. Zebrałsię z niej jednak stosunkowo szybko, siadając na zadzie wciąż przejęty.
Jak... Jak taki przepiękny grzyb tak szybko zniknął? Gdzie jest teraz...?
Czy chcesz usłyszeć ciąg dalszy? Magiczny głos rozszedł się po jego głowie.
– Dak –potwierdził. Musi odnaleźć purchawę. Musi ją przywrócić z Wiecznej Krainy Grzybów.

: 09 gru 2020, 14:26
autor: Echo Zbłąkanych
Młody recholił się do rozpuku. To było idealne. Jeszcze widownia brała udział w widowisku, przepięknie! Po wyczarowaniu pierwszej mgły skitrał się w tataraku, obserwując całe wytwarzane przez siebie głupoty z pewnej odległości. Może tak nauczyć by tego małego delikwenta postaw maddary? Wydawał się już dość wyrośnięty, choć ani sposób mówienia, ani poruszania na to nie wskazywał.. cóż, powie mu się co nieco o maddarze, i zapyta, czy chce się uczyć. Śmierdząca mgła rozwiała się, po środku znów siedział Swieltik, a wokół niego unosiły się wesołe, rozmigotane ogniki, różnokolorowe. Żabulce znikły, pozostały tylko wspomnieniem. Wpatrywał się przez chwile w pisklaka, myśląc.
To wszystko co to zobaczyłeś, powstało przy użyciu boskiej energii, jaką jest maddara. Została, tak jak sama nazwa wskazuje, zaoferowana do użytku smokom, i grupie innych istot przez bogów, z tego co pamietam przez Boginie Naranlee. Jest pewna grupa stworzeń, które mogą korzystać z maddary, na przykład chochliki, jednak tylko smoki posiadają zdolności wykorzystania magii w celu tworzenia. Do czarowania wykorzystuje się maddare w swojej duszy, w „środku” siebie. Jednak jest ona rozdrobniona, co sprawia, że wykorzystanie jej jest mocno utrudnione. Dlatego tak ważne jest znalezienie w sobie „źródła”, stałe odnawiającego się zasoby energii, która przelewa się w czary. Z użyciem jej, mimo tego ze się odnawia nie ma co przeginać, skutki mogą być katastrofalne... Aby odnaleźć zródło, musisz skupić się wyciszyć, wejrzeć w głąb siebie. Pomedytować. Zródło ujawnia się w rożny sposób, ma się wizje, jakieś odczucia, jest to sprawa mocno indywidualna. Po uformowaniu źródła, można przejść do dalszego etapu szkolenia. Co do samego czarowania, twór istnieje, dopóki przelewasz w niego energię ze źródła. Zniknie on, jak zaprzestaniesz dostarczać „magicznego paliwa”. Jednak efekty utrwalają się, ich wpływ bezpośrednio kształtuje otoczenie. Dla przykładu, możesz wyczarować magicznego grzyba, i cisnąć nim w kogoś, jak ktoś dostanie nim w łeb, a będzie on dość ciężki, no to nawet jak grzyb zniknie, jego wpływ pozostanie, w postaci dużego guza u nieszczęśnika. Co do właściwości maddary, smoki nabyły ciekawa cechę dzięki niej, jaką jest anty magiczna bariera. Dzięki niej smoki są nie podatne na manipulacje za pomocą magii. Jedynie wyjątek stanowi umysł smoka, który może przyjmować magiczne wiadomości od innego smoka. Ale o tym później. Wracając do bariery, zanika ona przy dotyku. Właściwość tą wykorzystując uzdrowiciele, aby leczyć rany, mogąc dokonać w ten sposób jakiejkolwiek magicznej ingerencji. To chyba tyle na początek. Chcesz się nauczyć tworzyć magiczne grzyby? – powiedział do Purchawki. Grunt to zachęcić, użyć przysłowiowej marchewki na wędce, a raczej w tym przypadku fungusa...

: 09 gru 2020, 18:29
autor: Blaszkowaty Kolec
Purchawka rozglądał się jeszcze chwilę za magicznymi grzybami, a potem zwrócił swoją uwagę na starszego smoka. Ten zaczął bowiem opowiadać o tej magicznej... Jak to się nazywało?
Marze? Nie... Chyba nie. Usiadł spokojnie przed Świetlikiem i zaczął go słuchać uważniej. Może dowie się czegoś ciekawego i nauczy korzystać z tej dziwnej magii? Może dzięki niej nauczy się w końcu latać...?
Maddara jednak. Od bogini Naranlee... I to jest w środku... Źródło znaczy się?
Zamknął oczy, słuchając Echo i wyobrażając sobie to o czym on mówi. Na słowa o magicznej barierze, otworzył oczy.
Czy to znaczy, że mógłbym chronić grzyby za pomocą takiej bariery? Grzyby nie są... Nie. Moment. Przecież grzyby rosną. To znaczy że żyją. A jak żyją to myślą. Czy to znaczy, że grzyby też używają maddary...?
Zbladł.
A ja taki grzyb będzie chciał mnie zaatakować? A jeżeli to ja jestem wymaddarowany przez grzyba?
Przez chwilę nie odpowiadał na pytanie, zastanawiając się mocno. W końcu jednak kiwnął głową.
Jeżeli nauczę się używać maddary, będę od nich potężniejszy i to ja będę je tworzył, a nie one mnie!

: 09 gru 2020, 18:46
autor: Echo Zbłąkanych
Cóż, Milczenie można uznać za potwierdzenie. Ciężko będzie, ale damy radę! Świetlik nie należał do łatwo poddających się smoków. Jak skończymy, to Purchawka będzie umiał wyczarować każdy grzyb, o jakim zapragnie! Ale najpierw zródło.. bez tego ani rusz, musi go w sobie uformować.
Nic nie mówisz, co oznacza, że chyba się zgadzasz. Pora na pierwsze zadanie, jak nie masz pytań... Będziesz właśnie musiał znaleźć owe zródło. Co to było, już powiedziałem, jeszcze raz mniej więcej nakreślę: zródło to skondensowana maddara, znajdująca się w smoku, która się odnawia, i dzięki której można czarować. Bez źródła da się to robić, ale nie jest to wydajne. Są różne sposoby na znalezienie go. Polecam tak jak wcześniej mówiłem, skupić się wyciszyć, zajrzeć w głąb siebie. Medytacja jest dobrą metodą. Można też w ciszy wsłuchać się w otoczenie, w jakiś jednostajny dźwięk pomagający osiągnąć skupienie, inne zignorować, skupiając się na jednym. Nie zaskocz się, jak zródło objawi się w postaci wizji. Ja widziałem płonący las. Nie masz się czego obawiać, ja cały czas tu jestem, i służę radą. Do dzieła! – powiedział do ucznia. Młody mógł iść o zakład, że jego zródło będzie grzybem...

: 09 gru 2020, 23:02
autor: Blaszkowaty Kolec
Purchawka mruknął, a potem zamknął oczy ponownie.
Skupić się. Skupić się... Znaleźć swoje wnętrze... Ono chyba na zewnątrz nie będzie.
Ciemne plamki wirowały mu przed oczami, gdy on próbował odnaleźć w nich jakiś wzór. Przechylił głowę, a potem wstał, wciąż nie otwierając oczu.
Maddara. Maddara. Wnętrze, gdzie jesteś? Zaczął się rozglądać wśród ciemności, szukając czegokolwiek. Jakiejś wskazówki. Gdy już miał się poddać, poczuł delikatny aromat...
..grzyba.
Podniósł łeb i wyprostował się, by po chwili przywrzec nim do ziemii. Tu zapach robił się intensywniejszy.

Czy to maddara? Nie... Za płytko. Usiadł i przyłożył łapy do głowy. Ciemność nie odpuszczała, zdawało się że nic z tego nie będzie.
Głębiej głębiej...
Usłyszał plusk. Otworzył szeroko oczy, próbując namierzyć źródło dźwięku.
Ale nie był już na bagnach.
Jego oczom ukazała się Wieczna Kraina Grzybów. To co uznał za plusk wpadającego do wody kamienia okazało się kąpiącymi się humanoidalnymi grzybami o kolorach tęczy. Z nieba padał deszcz fioletowych zarodników, a w powietrzu unosił się słodki zapach grzybni. Zamiast drzew rosły tam wysokie jak góry grzyby, o czerwonych mięsistych trzonach i kapeluszach przysłaniających słońce. Niebo było różowe jak chrząstki na głowie Purchawki, a ziemia w kolorze spadających zarodników. Rzeka zaś mieniła się fosforyzującymi kolorami, a każdy kąpiący się w niej grzyb zaczynał świecić, gdy tylko z niej wychodził.
Pod najbliższym Purchawce trzonem leżakował podgrzybek z biustem, a obok niego grzyb dość podobny, choć czerwony. Podgrzybek śmiał się. Miał długie jaśniejące pomarańczą futro tuż pod kapeluszem.

Och Boromirze Ceglastopory! Zabawne! Doprawdy zabawne! – zaśmiał się głośno. Wtem jednak dostrzegł Purchawkę, który siedział skonfundowany, wytrzeszczając oczy.
Gdzie ja...?
Witaj Purchawico. Zwą mnie Zajączkiem. Jesteś tu pierwszy raz, dlatego pozwól że coś ci powiem. Miejsce w którym wylądowałeś to twoja dusza. Tutaj wylądujesz i ty po śmierci. Ta rzeka jest rzeką zbawienia, rzeką z której wywodzi się każda grzybnia w każdym świecie. A grzybowych światów jest nieskończenie wiele. Zapamiętaj. Wszystko zaczyna się od grzybni.
Purchawka złapał się za głowę. Wszyscy mu wszystko tłumaczą, wszyscy każą mu pamiętać! Tego jest już tak dużo.
– ...milczał przez chwilę. – Czy to znaczy, że każdy smok wywodzi się od grzyba? – zapytał nie do końca pewny. Był na tyle zdziwiony tym wszystkim, że nawet nie zauważył, iż udało mu się powiedzieć wszystko z idealną płynnością.
– Oczywiście! To, że wyklułeś się z jajka nie znaczy, że przed jajkiem nie było grzyba. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. Każdy grzyb należy do twojego źródła i każdy grzyb w lesie jest z tobą połączony. Jeśli dobrze się wsłuchasz usłyszysz ich śpiew – wyciągnął rękę, na którą spadło trochę zarodników. – A teraz wciągnij maddarę.
– Wciągnąć?
– W nodrza – wyjaśnił. – Szybko, nie mamy czasu. To jedyna droga.
Purchawka posłusznie wciągnął zarodniki. Potem spojrzał się na Zajączka, ale już go nie było. Wokół niego nagle pojawiła się ciemność. Otworzył oczy, tylko po to by tym razem ujrzeć nad sobą Echo.
– Znn...szarżłem – powiedział z miną jakby właśnie spotkał ducha.

: 10 gru 2020, 18:18
autor: Echo Zbłąkanych
Młody nie wiedział co się działo dookoła małego smoko-grzybka. Chyba wizję były dość mocne, bo zawirowania maddary wokół samczyka były wyjątkowo silne. Podejrzewał motyw grzybowy... Cieszył się, że ma motyw na naukę: fungusy. Ułatwi mu to zadanie. Dokładnie nie wiedział co maluch powiedział do niego, ale uznał, że udało mu się znaleźć żródło..
Dobrze, że Ci się udało. Zakładam, że w wizji źródła pojawiły się grzybki? W sumie mocno grzybowe będzie Twoje kolejne zadanie. Bedziesz musiał stworzyć maddarowego grzybka, o! Ma to być ładny, czerwony muchomorek. Tworzenie za pomocą maddary jest kilkuetapowe: wpierw musisz wyobrazić sobie zarys tworu, kształt, wielkość... Gdy już sobie to ustalisz, zaczynasz dokładać kolejne cechy: kolor, zapach, gęstość, daną temperaturę, zawartość wody, jedynym ograniczeniem tego zadania jest Twoja wyobraźnia..Można się też ograniczyć wyłącznie do iluzji, ale gdzie w tym zabawa? Tworzyć musisz po kolei, zaczynając od kształtu, kończąc na bardziej zaawansowanych cechach, takich jak zapach. Dodatkową cehcą Twojego grzybka ma być.. świecenie! No, do roboty!! – powiedział czarodziej do ucznia. Zobaczymy co nasz małomówny kolega wywinie...