OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Złapał na język aromat z kubka trzymanego przez gnoma. Szczególne, tajemne obszary w mózgu zapewne każdej istoty zajmującej się pracą umysłową zaczęły wydzierać się do wnętrza kobaltowej czaszki z informacją, że oto ma przed sobą ambrozję. Remedium kątem oka zlustrował czarne, płynne wnętrze kubka, lecz zrezygnował z podejmowania jakichkolwiek kroków. Coś przeczuwał, że próbując ów płyn może skazać się na wieczne potępienie, łaknąc kolejnej dawki boskiej mocy, wydzieranej z wnętrza jakichś ziaren lub orzechów, wnosząc po zapachu. Łyk doskonale zaparzonego– Do czego dokładniej zaprzęgacie energię ze skał? Mam na myśli środki, nie cel. Nie zauważyłem dotychczas, by jakikolwiek znany mi materiał realizował jakąkolwiek pracę pobudzony magicznie. – ta informacja byłaby niezwykle cenna dla jego prób zrozumienia magii – Z pomocą smoczej magii raczej nie jest to realizowalne, jak sam zauważyłeś. Wiadomo ci, jaki czynnik wpływa na tą zmianę? – ton głosu zdradzał szczere badawcze zainteresowanie smoczego analityka. Do tego jednak… zobaczmy, jak bardzo tym sposobem nie da się przetwarzać smoczej energii.
– Na pewnym etapie nie ma już sensu nie podejmować ryzyka. Wolę natomiast zaufać naszemu gnomowi niż łowcom smoków z bronią powleczoną trucizną. – rzucił, nie odwracając się do Śliskiego. Zastukał gniewnie, w jakże naturalnie dla niego ekspresyjnej uwadze, na ceramice. Wtenczas padło jak raz pytanie o barierę.
– Działała? Czy nie widziałeś już ani śladu po niej? – zaskrobał szponem po ziemnozielonym szkliwie czarki, z wyrytymi na ściance dwoma liśćmi pokrzywy. Jeśli stwierdzić, że każdego Równinnego… Rozwiązanie wyklarowało się jasno i wyraźnie. – Zatrzymuje Równinnych od dawna. Choćby była jedną wielką mistyfikacją w sensie swego działania, to samo zaklęcie istniało jeszcze niedawno. Ostatni napastnicy przeszli jednak bez problemu. Tyle w temacie uniwersalności. – śpijcie spokojnie, szanowni szpiedzy. Wolne Stada żyją w błogiej ignorancji i poczuciu bezpieczeństwa. Smutna prawda, tak swoją drogą, była taka że faktycznie część tak żyła. Gnom zaś mógł poczuć, że Remedium odpowiada na jego pytania bez większych krępacji, choć z pewną niewielką, naturalną rezerwą.
Zobaczymy, dokąd nas to zawiedzie. Skalny Gigant wiedział przecież, dokąd ma się kierować i co zniszczyć, więc jego twórcy z dużą dozą prawdopodobieństwa mieli choć blade pojęcie o kuli; być może większe od nich. Stąd nawet w najgorszym wariancie tożsamości gnoma Remedium nie stawiał na szali tak wiele, choć pozory mogły wskazywać na coś innego. To dobrze; pozory były potrzebne, choćby po to, by niektórzy odgrywali swe role. – To doskonale. Tylko nie uciekaj bez tego, bo sprawa jest poważna, najlepiej zwróć się do mnie. – zaraz jednak zarzucił inne pytanie – Wiadomo Ci, kto wytwarza kamienie szlachetne wysycone magią, tak mocną lub o takiej cesze, że parzyły smoki przy dotyku? Lepiej nawet: słyszałeś o jakimkolwiek ugrupowaniu współpracującym ze smokami spoza Wolnych Stad lub niewolącym mój gatunek? Czy w ogóle masz jakąkolwiek wiedzę, co się dzieje na tych ziemiach? – Syknął po chwili rozbawiony, słysząc komentarz gnoma o rodzinnej naturze Śliskiego. W ocenie ojcostwa Jaskrawca należało pamiętać, że mowa tutaj o smoczym, tłustym dziczku ubarwionego jak smętne resztki pacjenta po nieudanym leczeniu, a także o jego pomiocie, jak widać równie absurdalnie chaotycznym.
W odbiciu szkliwa czarki i w tafli herbaty, całkiem odruchowo kołyszącej się przy ściankach wraz z ruchem uzdrowicielskiej łapy- widział zachowanie badacza z Ziemi. No i ten bardziej gorzkawy posmak z jego fajki, kiedy zapowietrzył się na cybuchu… Przez wzgląd na ich znajomość musiał stłumić w sobie ciche westchnienie. To było przykre. I rozczarowujące, po tylu ich rozmowach, po całych szaradach prowadzonych w Skalnym Zakątku. Niemniej stary, dobry Ziemny rozegrał sytuację wedle własnej osoby. Przybycie Zimy chyba jednak skutecznie urwało, bądź odroczyło dalsze.. rozmowy. Jak to dobrze, że nie przybyła wczoraj.
Dopił herbatę i zaczął rozgryzać z wystudiowaną obojętnością napęczniały od ciepłego płynu bez czarny, co było jego jedyną reakcją na wieść o nowej funkcji piastowanej przez swoją partnerkę. Uniósł łeb i skinął nim lekko, utrzymując w obecnej sytuacji zupełnie neutralną postawę wobec niej. Choć dodatkową warstwę powitań mogła odczytać z lekkiego rozprostowania i poprawienia lewego skrzydła, co przypominało nieco zastrzyżenie uchem; ogona, zwijającego się w wygodną, acz symboliczną dla wtajemniczonej pętlę. – Meteoryt, który spadł, jest istotnym źródłem magii. W obliczu naszej maddary uwalnia niebezpiecznie swą moc, więc nie próbuj tego czynić. To jest gnom Kjell Petersen, należący do stowarzyszenia badawczego i, jak mniemam, rzemieślniczego, które przewidziało upadek meteorytu na te tereny. – wskazał przyjaznym gestem na knypka – Dziś wieczorem ma się pojawić transport, który ma za zadanie zabrać stąd kamień, mający posłużyć do tworzenia obiektów magicznych. Kjell zaoferował inne dobra w zamian za mniejsze fragmenty skały. Problemem jest brak akceptacji ze strony mojego mistrza faktu, że zastraszanie gnoma posiadającego wiedzę o przemianach magii nie stanowi adekwatnej metody zawiązywania współpracy. – Zacisnął łapę na czarce, aż szpony prawie niesłyszalnie zachrobotały o szkliwo. – Ponieważ otrzymałem obietnicę, że wszelkich swoich obserwacji nie przekaże przełożonym, chciałem dziś wieczorem oprowadzić naszego gościa po Rumowisku, licząc że będzie w stanie rozjaśnić parę kwestii. – Jakżesz nieostrożny był ten Remedium, czyż nie?



















