Strona 3 z 24

: 17 wrz 2014, 18:27
autor: Pradawna Łuska

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Następną nauką był trening ataku i zadawania bólu. Jakże wspaniałe. Smoczyca z dziką rozkoszą przystąpiła do treningu. Bez zbędnego gadania wzięła za cel swojego ataku drzewa. Będąc w odległości mniej więcej ogona od pierwszego z nich dwoma susami znalazła się tuż przy nim. Wtedy też ponownie skoczyła. Miał to być daleki skok, podczas którego Azlopea leciała nieco na skos. Wyciągając lewą przednią łapę zostawiła na pniu drzewa poczwórne, długie, niezbyt głębokie ślady po szponach. Tylko cztery, gdyż samica miała jedynie tyle palców. Dziwny był fakt, iż używa ataków zręcznościowych, zamiast siłowych, ale robiła to celowo – czemu by nie poćwiczyć szybkości. Siłę i tak miała całkiem niezłą. Następnie miękko wylądowała i postanowiła wykorzystać swoją umiejętność ziania ogniem. W tym celu nabrała powietrza w płuca i na chwilę je zatrzymała. Wtedy też mięśnie gruczołów wytwarzających owy gaz napięły się. Czując nieprzyjemny smak w pysku, będący mieszanką ciepła i gorzkiego posmaku, samica wypuściła powietrze, a długa wiązka ognia po chwili dotknęła drzewa. Wtedy kora stała się czarna i spopielona. Porzucając tymczasowo taktykę ziania ogniem starsza adeptka postanowiła zostać przy ataku fizycznym. Tym razem skoczyła do góry, wybijając się na tyle wysoko, by dosięgnąć jednej z gołych gałęzi drzewa. Następnie wbiła w korę swoje śnieżnobiałe kły. Wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie fakt, iż zacisnęła szczęki za wcześnie. Gałęzi dotknęły tylko pierwsze zęby, po czym przyszła wojowniczka zaczęła spadać w dół, w skutek czego kły ześlizgnęły się z drzewa, powodując niemały ból szczęki. Chyba lepiej odpuścić sobie technikę ataku kłami. Wróciła więc do szponów, ale najpierw wykorzystała swój długi, biczowaty, mięsisty ogon. Doskoczyła więc do innego drzewa i obróciła swoje ciało, aby nie uderzyć ogonem swojej klatki piersiowej. Następnie zamachnęła się swym narzędziem ataku, a już po chwili ogon uderzył w korę, nie robiąc większych obrażeń. Drzewo jedynie lekko się zachwiało. Chyba jednak pazury będą najlepszym wyjściem. Dlatego też zamachnęła się prawą przednią łapą a szpony skierowała w stronę pnia. Miały to być długie cięcia, ciągnące się wokół dzieła Matki Natury. Samica słyszała w głowie lamenty smoków Życia, które pewnie miałyby ochotę zabić ją za takie marnotractwo natury. Uśmiechnęła się drapieżnie na tą myśl. Po wykonaniu ataku opuściła łapę, i przystąpiła do następnego natarcia. Przyjęła pozycję do skoku, czyli ugięte łapy, pochylona głowa, skrzydła przy ciele a ogon wyprostowany i wybiła się daleko do przodu. Lewą przednią łapę miała wyciągniętą w stronę kory bezbronnego drzewa. Lądując odwróciła się i spojrzała na korę. I ku jej zdziwieniu nic na niej nie było. Widocznie spudłowała. Sapnęła cicho i w celu uspokojenia się nabrała powietrza w płuca, zatrzymując je na pewną chwilę. Wtedy też wypuściła gaz, który okazał się być wiązką ognia. Długą, ale nie szeroką, która po chwili uderzyła w drzewo, zostawiając na nim kolejną czarną plamę, która z pewnością osłabiła drzewo. Nie czekając samica wzięła za cel kamień. Zamierzała zaatakować go z lotu nurkowego, więc zbiła się w powietrze kilkoma machnięciami skrzydeł i uniosła się na wysokość jakichś dwóch ogonów. Wtedy też zanurkowała składając skrzydła i przyciskając łapy do ciała, podczas gdy ogon mimowolnie leciał za nią. W ostatnim momencie rozłożyła swoje narzędzia lotu ponownie przyjmując poziomą pozycję. Wyciągając łapy zostawiła na kamieniu kilka małych zadrapań. Wiązał się z tym nieprzyjemny zgrzyt. Azlopea wylądowała, szukając łatwiejszego celu do nauki. Rozglądając się po otoczeniu znalazła gałąź, należącą do jednego z drzew. Adeptka pochyliła głowę i wzięła ją w szczękę, zaciskając w korze kły. Gałąź była długa ale cienka, więc nawet dwuksiężycowe pisklę dałoby radę ją złamać. Dlatego też owy przedmiot roztrzaskał się na pół w paszczy samicy. Ostatnim celem było poprzednio atakowane drzewo, które chciała całkowicie zniszczyć. W tym celu wykorzystała atak siłowy. Napięła mięśnie karku, ugięła mocno łapy, skrzydła przycisnęła do ciała i wybiła się w przód, trafiając rogami drzewo. To zachwiało się i z hukiem runęło na ziemię. Teraz czas na obronę.

___________________________

Obrona. Każdemu może się przydać. Także bez zbędnych wstępów smoczyca wyobraziła sobie iż drzewa to w rzeczywistości zabójcze istoty, chcące wyrwać jej życie. Przygotowywała się do uników i ewentualnych kontrataków. Pierwszy przeciwnik skierował w jej stronę szpony lewej przedniej łapy, chcąc pozostawić na jej szyi głębokie cięcia, mające dotrzeć do tchawicy i udusić ją. Ugięła więc łapy, pochyliła głowę i złożyła skrzydła, po czym odskoczyła do tyłu. Nie mogła jednak liczyć na wypoczynek, gdyż za nią był kolejny wróg, który wykorzystując to, iż adeptka jest do niego ustawiona tyłem obrócił się i skierował w niej stronę kolczasty ogon, którego kolce miały boleśnie wbić się w jej łapy. Samica tym razem czekała na odpowiedni moment, i gdy broń wroga prawie zbiła ją z łap, ta wybiła się w górę, przeskakując przez nią jak przez skakankę. Tym razem ustawiła się przodem do przeciwnika, który tym razem nabrał powietrza w płuca i przez chwilę je przytrzymał, po czym wypuścił z pyska szeroką, ale dość krótką wiązkę lodu, która niezwykle szybko mknęła w kierunku samicy. Więc ta zrobiła to samo i wypuściła wiązkę ognia, która zatrzymała lód i łącząc się z nim zmieniła się w parę wodną, która wkrótce zniknęła. Teraz drzewo będące za nią – czyli przeciwnik, którego ataku uniknęła za pierwszym razem – zacisnął łapę w pięść i skierował ją w stronę mięśni utrzymujących prawe skrzydło samicy, chcąc złamać kość i pozbawić jej możliwości lotu, co z pewnością wywołałoby u niej depresję, jako iż jest smokiem kochającym latanie. Dlatego też ta skuliła się i odturlała na odległość ogona w lewo, unikając ataku o kilka szponów. Następnie błyskawicznie wstała i w wyobraźni zobaczyła, jak drugi napastnik przyjmuje pozycję do skoku i wybija się prosto w jej kierunku, zamierzając zwalić ją z łap i ułatwić sobie zadanie, jakim było pozbawienie jej życia. Dlatego też ustawiła się do biegu, czyli nieco ugięła łapy i pochyliła głowę, po czym sprintem pobiegła ku krzakom, aby przeciwnik wylądował na topniejącym śniegu, a nie na niej. I udało jej się, chociaż były pewne problemy, gdyż w pewnym momencie samica nieco straciła równowagę, wpadając w lekki poślizg. Na szczęście odzyskała równowagę za pomocą ogona, i była gotowa do kolejnego uniku. Tym razem wróg wybił się do przodu z pochylonym łbem, pędząc w jej kierunku. Ostre rogi przeciwnika były skierowane prosto na nią, chcąc zostawić na jej ciele głębokie i piekielnie bolesne dziury. Ta więc kilkoma machnięciami skrzydeł wzbiła się w powietrze, o włos unikając ataku. Następnie wylądowała i wyobraziła sobie tylko łapę, wędrującą ku jej szyi z lewej strony. Przybrała pozycję do odskakiwania, czyli ogon luźny oraz lekko uniesiony, skrzydła przyciśnięte do boków, ale jednocześnie nie krępujące ruchów, obie pary łap nieco ugięte, ale nie dotykała brzuchem podłoża. Wyprostowała swoje kończyny, lekko przechylając je w prawo, dzięki czemu odbiła się od śniegu i uniknęła zmyślonego ataku. Błyskawicznie wystawiła przed swoją głowę zewnętrzną część lewej łapy, blokując wyimaginowaną łapę wroga. Oczywiście, nigdy by tak się nie broniła, bo nie była ani silna, ani wytrzymała, a za to zręczna, ale nigdy nie wiadomo ile czasu będzie na reakcję i warto umieć bronić się w ten sposób. Kolejny cios wypadł z prawej, konkretnie to ogon z kolcami, szybko tnący powietrze w kierunku boku Plugawej. Ugięła swoje lewe łapy, jednocześnie odpychając się prawymi, a skrzydła przycisnęła mocniej do boków, aby nie wadziły. Upadła swoim bokiem na ziemię i przeturlała się lewo, później zaś błyskawicznie wstała, gotowa do dalszego ćwiczenia. Wyobraziła sobie strumień lodu pędzący prosto na nią. Znowu, ale nie miała więcej pomysłów. Podskoczyła w górę poprzez wyprostowanie łap, a potem rozwinęła skrzydła i szybko zaczęła nimi machać, aby wznieść się wyżej. W sumie... Walki w powietrzu też się zdarzają, prawda? Niby wystarczy odpowiednio manewrować swoimi kończynami lotnymi, ale nie zawsze. Wyobraziła sobie pędzącego ku niej zielonego smoka z wyciągniętymi szponami, które miały za zadanie przeciąć jej tętnice na szyi. W takim wypadku najlepiej będzie obniżyć mocno swój lot, aby przeciwnik nie nadążył. Pochyliła się do przodu, złożyła swoje skrzydła i zaczęła jak strzała pędzić ku ziemi, napędzana siłą grawitacji. Ogon miała swobodny, łapy przyciśnięte do ciała, szyję wyprostowaną, a oczy lekko zmrużone, zresztą jak zwykle. Wylądowała z niezbyt dużą dozą gracji na ziemi i ruszyła w kierunku obozu.

: 29 paź 2014, 0:11
autor: Pryzmatyczna Łuska
Lilia znów potrenuje magię, tym razem obrony. Teraz jeszcze raz powtórzy sobie nauki ze Zmianą, której nie dokończyły bo obie były już wyczerpane. Wyciszyla umysł i zabrała się do dzieła.
Hmmm, przyjmijmy że w pierś Lili leci płonąca kamienna kula, o średnicy szpona.
Wyobraziła sobie, że przed smoczycą pojawia się wodna tarcza. Była w kształcie owalu i zasłaniała Lilie, od głowy po łapy, miała ona grubość trzech szponów. Woda jak to woda była była przezroczysta i lodowata. Gdy kula wleci w tarcze, ta zawinie się wokół niej i momentalnie zgęstnieje jak galaretka, (najpierw ją gasząc pod postacią wody). Warto też powiedzieć, że taracza jako twarda galareta miała zakaz ruszenia się choćby o milimetr, więc kula nią optoczona też niemogla się ruszyć. A ta galareta była odporna na rozewrwania, bo to tak jakby wciąż była woda, ale taka dziwna. Tarcza miała pojawić pięć szponów od smoczycy, aby mieć odpowiednią ilość miejsca do wykonania swojej czynności.
Przelała maddare w twór, który się pojawił, no i była sobie ściana wody. Więc wyczarowala jeszcze kulke, która została zgrabnie zawinieta w wodę.
Po skończeniu treningu Lilia odleciała.

: 17 lis 2014, 14:07
autor: Niosący Zgubienie
Gdyby nie ta brzydka pogada Niosący miałby całkiem inny charakter. Zmrużył ślepia i westchnął ciężko, zastanawiając się nad paroma sprawami. Dlaczego tutaj jest tak zimno? Ile by dał, żeby poczuć kilka promieni Złotej Twarzy na swoim ciele. Wszystko było męczące.. niestety, samiec już od początku czuł tutaj tylko mróz. Życie stawiało go w niekomfortowej sytuacji. Musiał wybierać pomiędzy bardzo ważnymi rzeczami. Szedł on niespiesznie po smoczym grzbiecie, czasami się rozglądając. Łowca westchnął po chwili po raz kolejny. Życie bywało bardzo zaskakujące... Jednak cóż, przynajmniej ma to co chciał. Chciał być łowcą i łowcą został. To powód do dumy, prawda? Tak więc Cienisty szedł i od czasu do czasu spoglądał w bezchmurne niebo, czuł jak przez łuski przechodzi zimny wiatr, nasłuchiwał delikatnego śpiewu ptaków, zamykając oczy.. gdyby jeszcze pojawiła się Złota Twarz wraz ze swoimi promieniami..

: 17 lis 2014, 14:14
autor: Słodycz Zbawienia
Złotej Twarzy niestety nie było. Ale w zamian pojawiłam się. Powinna to być wystarczająco rekompensata dla tego samca. No, ale tak zupełnie poważnie, potrzebowałam chwili oddechu. Ostatnio zapowiadało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Miałam zapasy większości ziół, udało mi się uratować Ćmienie. Co prawda z Ognistymi nie dogaduję się tak, jak powinnam, ale to akurat najmniejszy z moich problemów. Oko zniknął, ktoś ukradł moje zioła. Ciężko jest być mną. Jedynym pocieszeniem jest dla mnie Kurama, który został w grocie. Napracował się ostatnio, biedaczek i nie chciałam go męczyć. Musiałam odpocząć od tego wszystkiego więc wybrałam się na spacer. Torba niemal pusta obijała mi się o bok. No i tak spacerowałam, nie bardzo zwracając uwagę na smoki, które mijam. Moje zmysły rejestrowały zapachy, ale ja nie zawracałam sobie nimi łba. Bo i po co, prawda?

: 17 lis 2014, 14:21
autor: Niosący Zgubienie
Łowca szorował lekko łapami o podłoże, ze spuszczonym łbem ku dołowi. Samiec bowiem jakoś.. cóż, nieco się zamyślił. Było tutaj pusto, gdyby nie fakt, co kogoś wyczuł. Nos łowcy robił swoje i po chwili udało mu się dostrzec niebieskawą smoczycę o ciemnoszarych ślepiach i białym brzuchu wraz ze szponami. Z woni wynikało, iż pochodziła z Ognia. W sumie samiec miał dobre skojarzenia z tym stadem, pomimo.. iż chyba znał jednego smoka z tego stada. Była to Zmiana, łowczyni. Tak czy siak, jednak wracając. Cienisty nie miał nic lepszego do roboty, więc po prostu zaczął iść w jej kierunku, dostrzegając torbę. A więc miał do czynienia z uzdrowicielką!
– Witam. – Rzekł z delikatnym uśmiechem, przyglądając się jej badawczo. W końcu nie wszyscy mają ochotę na rozmowę, prawda?

: 17 lis 2014, 14:34
autor: Słodycz Zbawienia
Tak, święta prawda. Nie wszyscy mają ochotę na rozmowę. Niektórzy jednak nie mają na nią siły. Ot co. Moje zmysły cały czas pracowały jak wtedy, gdy byłam łowcą. I tym razem nie dały się zignorować. Uniosłam więc nieco łeb, spoglądając na smoka, który mnie zaczepił. Poruszyłam lekko nosem, jakby go marszcząc. Cienisty. Ale ten pewnie nawet nie zwrócił uwagi na ten drobny ruch. Niby zwinna, zadbana smoczyca. Jednak mój pysk był jak jedna wielka rozpacz. Widać było na nim zmęczenie, poirytowanie, zniesmaczenie, frustrację i szereg innych, podobnych uczuć. Przy bliższym kontakcie ślepiom Cienistego ukazały się matowe łuski, które straciły swój blask. Torba nie była tak ciężka, jak być powinna. Zatrzymałam się jednak i skinęłam łbem na powitanie. – Potrzebujesz pomocy? – zapytałam, przechylając lekko łeb na lewo. Och, taki nawyk.

: 17 lis 2014, 14:42
autor: Niosący Zgubienie
Łowca jednak wszystko zdoła zauważyć! Szczególnie, gdy Niosący bacznie się jej przyglądał. Widząc jak się skrzywiła od razu domyślił się, iż nie przepadała za Cienistymi. Może jednak w stosunku do Zgubienia będzie nieco inna? Kto wie. Tak czy siak nie tylko to udało mu się dostrzec. Smoczyca była wręcz wykończona.. na pewno coś się musiało stać. Na jej słowa uśmiechnął się raz jeszcze.
– Chyba to ja powinienem o to zapytać Pani. – Rzekł spokojnie, widząc iż smoczyca nie jest w najlepszym stanie. Może nie był pomocnym smokiem, jednak.. czasami interesował się losem innych, więc aż tak zepsuty to nie był.
– Wybacz ten nietakt. Pozwól, że się przedstawię. Niosący Zgubienie, łowca Cienia. – Mruknął, nie spuszczając z niej bystrych ślepi. Cóż, może jakoś uda mu się ją rozweselić?

: 17 lis 2014, 14:48
autor: Słodycz Zbawienia
Jego słowa wywołały cień uśmiechu na moim pysku. A to ci dopiero! Nie nawykłam do uśmiechów ostatnimi czasy. Po chwili jednak pokręciłam łbem. Już miałam powiedzieć, że to ja tu jestem od pomagania innym, ale wtem usłyszałam, że jest łowcą. Na chwilę powróciły do mnie wspomnienia. Co prawda zostałam łowcą z przymusu, ale ten czas nie był taki zły. Pomogłam kilku smokom. A później mogłam wspomóc i Zmianę, dzieląc się z nią zapasami. Tak, jak to Jad kiedyś pomógł mnie. – Słodycz Zbawienia, uzdrowicielka Ognia. – przedstawiłam się, lekko kiwając mu łbem. Uniosłam delikatnie łeb i z przymkniętymi ślepiami zaczęłam węszyć. – Nie czuję krwi. Nie mogę wychwycić także woni jadu. Czyżbyś był zdrowy? – zapytałam, nadając memu głosowi pytające brzmienie. Po chwili przysiadłam, jakby te kilka gestów i słów mnie wyczerpały.

: 17 lis 2014, 15:04
autor: Niosący Zgubienie
A więc się uśmiechnęła! Pół sukcesu osiągnięte. Łowca nie znał przeszłości smoczycy, dla niego była uzdrowicielką... A i ta fucha do łatwych nie należała. Trzeba było być doprawdy kimś oddanym, aby w taki sposób pomagać innym. Zapamiętał jej imię, a więc będzie to druga orgnista. Już miał się odezwać, kiedy pytanie smoczycy nieco zbiło go z tropu. Wiedział jednak o co chodzi.
– Wywerny mnie nie tknęły. – Wyznał, gdyż w sumie.. Sam bym wywerną. Brak przednich łap nie był przekleństwem. Po prostu taki już się wykluł. Poza tym nie było go tutaj przy ataku tych ptaszysk. Mimo to wątpił aby go zaatakowały.. Chociaż kto wie.. Mimo to nie zamierzał milczeć.
– Coś Cię trapi? Wyglądasz na zmęczoną. – Powiedział, również przysiadając na ziemi. Podparł się na masywnych skrzydłach, uważnie ją obserwując. Był ciekawy.

: 17 lis 2014, 15:20
autor: Słodycz Zbawienia
Skinęłam lekko łbem na jego słowa. To dobrze. Co prawda nie jest to Ognisty, ale nikomu nie życzyłabym trucizny wyvern we krwi. Widziałam, co robi. Czułam ją, gdy leczyłam Jad czy Bezchmurnego. No i muszę przyznać, że ten smok wydawał się być doprawdy innym Cienistym, niż ci, których spotkałam. Mimo to nie zamierzałam rozgłaszać, że to na moich łapach umarł Obłęd. Nie miałam ani siły, ani ochoty się z nim sprzeczać. Zamiast tego uśmiechnęłam się, nieco kwaśno. – Poza zbliżającą się zimą i pustkami w ziołach wszystko w porządku. – odparłam. Pomimo wyrazu pyska głos był normalny. Nie udało mi się zatrzeć zmęczenia doskonale w nim słyszalnego. Nie wszystko można ukryć. Samiec mógł się domyślić, dlaczego jestem taka zmarnowana. Potrojone poszukiwania ziół, leczenia i wszystko pozostałe. Czasami czułam się tak, że mogłabym zasnąć nawet na stojąco, a moje ciało dalej by szło. Z przyzwyczajenia.

: 17 lis 2014, 15:31
autor: Niosący Zgubienie
Chyba nikt nikomu źle nie życzy, prawda? Chociaż.. Czasami wśród smoków zdarzają się Ci, którzy pragnęliby roznosić tylko ból i cierpienie. Niosący do takich nie należał, był raczej typem spokojnego smoka. Raz zdarzyło mu się unieść. Tylko raz. W sumie dla niego nie liczyło się to, że ktoś umarł na jej łapach. Z resztą nie znał Obłędu i na pewno nie miałby tego jej za złe. Niosący odbierał życie, zaś Zbawienie je ratowała. Nie mógłby być na nią zły. Szybko jednak dostrzegł, że określenie, że smoczyca jest zmęczona nie było trafne. Było gorzej.. Zmrużył na moment ślepia, które cały czas pozostawały łagodne i przyjazne. Cóż, to chyba dobrze, że uważała go za innego niż reszta cienistych..
– Aż tak źle z zapasami? – Zapytał, poruszając lekko łbem. W sumie ze zwierzyną też dla Zgubienia było ciężko.. A jednak nie narzekał.

: 17 lis 2014, 16:44
autor: Słodycz Zbawienia
Obserwowałam tego samca. Pomimo zmęczenia, widocznego zmęczenia, moje ślepia lustrowały otoczenie. Teraz jednak skupiły się na moim rozmówcy. Który albo jest inny, niż większość Cienistych, albo tylko udaje. Które z tych dwóch jest prawdą, cóż tego jeszcze nie rozgryzłam. Jako, że zawiodłam się na Oku, który obiecywał wiele, stawiałabym na to drugie. Ale po co miałby to robić? Pomogłabym mu, gdyby pomocy potrzebował. O ile mnie pamięć nie myliła, Cieniści dorobili się w końcu uzdrowicielki. Może jednak nie jest taki zły? Po jego pytaniu coś w moich ślepiach błysnęło. Było to coś na kształt drapieżnego błysku, jakbym zaraz miała się rzucić na wyimaginowaną ofiarę. Nigdy jednak taka nie byłam. Polowałam, bo musiałam. Nigdy jednak nie straciłam nad sobą panowania. Błysk zniknął, a ja pokręciłam smutno łbem. – Ktoś ukradł moje zioła. Nie wiem kto, ale był na tyle dobry, aby skraść mi zioła sprzed nosa. Dosłownie, sprzed nosa. W grocie był też mój kompan. Znam wiele zapachów i metod podkradania się, ale to było mistrzostwo. – wyjaśniłam i uśmiechnęłam się blado. A nadchodząca zima nie napawa mnie optymizmem. Ani o łuskę.

: 17 lis 2014, 18:04
autor: Niosący Zgubienie
Cóż, Zgubienie nie miał nic do ukrycia. Był pokojowym smokiem, który był z dala od wszystkich awantur i intryg.. typ samotnika. Czasami jednak lubił porozmawiać ze swoimi pobratymcami. Zawsze życie wtedy stawało się ciut ciekawsze.. szkoda tylko, że tak mało smoków znał. Patrzył na nią z ciekawością, cały czas lustrując ją wzrokiem. Tak już miał, łowca zawsze powinien być czujny.. widząc jednak jej drapieżny błysk w ślepiach, uśmiechnął się wesoło. To było takie.. niesamowite, albowiem taki uśmiech widywał tylko u niewielkiej liczy smoków. Szybko jednak błysk zniknął, a smoczyca pokręciła powoli łbem. Samiec słysząc to rozszerzył oczy ze zdziwienia.
– Jak to ktoś ukradł? Tak po prostu? Podejrzewasz kogoś konkretnego? – Zapytał, nie wiedząc o tym incydencie. Niosący nigdy nie potrafił nadążać za nowymi wiadomościami..
– Mi ostatnio skradziono kamień szlachetny.. z tego co wyczułem, była to sprawka szczurów. – Rzekł i pokiwał smutnie łbem, wzdychając ciężko. Nie tylko ona coś straciła.. Z resztą zima chyba nikogo nie cieszyła..

: 17 lis 2014, 18:23
autor: Słodycz Zbawienia
Tak. Moja reakcja była podobna. Choć nieco bardziej... żywiołowa. Ale to bardziej na miejscu. Skoro ukradziono zioła, którymi leczę. Które zbierałam. I o której z taką pieczołowitością dbałam. Ostatnimi czasy i ja przeszłam na ciemną stronę mocy, zamykając się w sobie. Spotkanie tego samca coś mi uświadomiło. I to nie wiedzieć czemu. Po chwili wzruszyłam lekko barkami. – Tak po prostu. Zastanawiam się, czy te wszystkie dziwne wydarzenia są ze sobą powiązane. Atak na was, pułapki, kradzież ziół i nie tylko, wtargnięcie na tereny innego Stada. Zbyt dużo dziwnych zachowań. – westchnęłam cicho i podrapałam się łapą po prawym poliku. To był jednak zbyt dołujący wszystkich temat, aby go ciągnąć. Postanowiłam więc zmienić przedmiot naszej rozmowy. – Jak ci idą polowania? – zapytałam, a na moim pysku pojawił się delikatny uśmiech.

: 17 lis 2014, 18:33
autor: Niosący Zgubienie
Cóż, samiec zauważył, że smoczyca przy nim dosyć często się uśmiechała. To dobrze, prawda? Zaraz jego kąciki poszły ku górze. Lubił patrzeć, gdy inni ze smutnego uczucia zaczynali się powoli radować.. chociaż nie, radować to zbyt mocne słowo. Tak czy siak łowca powoli pokiwał łbem.
– Zgadzam się. Wszystko ostatnimi czasy staje się dziwne. – Mruknął, lekko wzruszając barkami by po chwili spojrzeć na nią raz jeszcze. Cóż, od niedawna został łowcą, więc chwalić się czym nie miał.
– Może i pora roku mi nie sprzyja, to zawsze uda mi się coś wytropić. Gorzej z upolowaniem. – Mruknął nieco smutnym głosem, zastanawiając się ile to jeszcze potrwa.. szybko jednak liczył, że uda mu się stać nieco zręczniejszym niż dotychczas.

: 17 lis 2014, 19:47
autor: Słodycz Zbawienia
Zapewne ku zaskoczeniu samca wokół nas coś dziwnego zaczęło rozbrzmiewać. Z początku ledwie słyszalne, jednak z każdym uderzeniem serca coraz to głośniejsze. O dziwo nie było to natarczywe czy nieprzyjemne. Wręcz przeciwnie. Brzmienie tego czegoś było całkiem miłym dla ucha dźwiękiem. No i po chwili okazało się, co to jest. To byłam ja. A raczej, mój śmiech. Tak dawno go nie słyszałam, że z początku sama nie wiedziałam, z czym mamy do czynienia. A to rozbawiło mnie jeszcze bardziej. Nie śmiałam się zbyt długo, ale nie był to śmiech urwany czy wymuszony. Naturalny, spokojny, rozluźniający. Spoglądałam na niego rozbawionymi ślepiami, w których czaiła się nutka melancholii. Gdy w końcu udało mi się przestać śmiać, przechyliłam lekko łeb na bok. – To doprawdy zadziwiające. Najwidoczniej jednak każdy łowca ma takie problemy na początku. – mrugnęłam do niego wesoło.

: 18 lis 2014, 9:09
autor: Niosący Zgubienie
Samiec spoglądał zaskoczony na smoczycę, ale również się zaśmiał. Jemu tylko przeszło to o wiele łatwiej, po chwili zrozumiał, że smoczyca dawno tego nie robiła, więc zaskoczyła się sama ze sobą. Zgubienie cieszył się, że w jakiś sposób udało mu się rozbawić ognistą. W pewnym sensie polubił ją, więc tym bardziej sprawiało mu to radość. Zabawny grymas nie schodził z jego pyska.
– A żebyś wiedziała! – Rzekł, wystawiając lekko język. Cóż, czasami tak się zdarzało.. ale jeszcze to wszystko nadrobi! Zaśmiał się w duchu po raz kolejny.. Cóż, może i nie był doskonałym łowcą, ale z pewnością się starał. Tak czy siak nie zamierzał potem tracić czasu na szkolenia, więc wszystko musiał załatwić teraz. Połowę już mu się nawet udało..

: 18 lis 2014, 9:55
autor: Słodycz Zbawienia
Pokiwałam powoli łbem, uśmiechając się przyjaźnie. O dziwo mój pysk przestał wyglądać tak strasznie. Najwidoczniej potrzebowałam porozmawiać z kimś takim, kto nie zna mnie, moich relacji z innymi i po prostu ze mną porozmawia. – Nie martw się. Wkrótce zaczniesz łapać każdego zwierza po kolei. Miałam tak samo, gdy polowałam. Mojemu kompanowi szło znacznie lepiej niż mnie. – powiedziałam, przyglądając mu się. Młody, choć nie jakiś młodzieniaszek. O dziwo w pewnej chwili zapomniałam, że jest Cienistym. Zupełnie mi to nie przeszkadzało. Tak, jak wydarzenia na arenie wcale nie dotyczyły członków jego Stada. To zadziwiające. Przypominał mi mojego kuzyna. Niby taki spokojny i zdystansowany, ale jak już zacznie cię rozbawiać, to nie skończy. Zawsze go lubiłam. Ale zginął, jeszcze zanim odeszłam do rodziny. Błysk smutku przewinął się na krótki moment przez moje ślepia.

: 18 lis 2014, 11:03
autor: Niosący Zgubienie
Zgubienie zauważył, że przy nim stawała się coraz spokojniejsza. To dobrze, od razu jemu ulżyło. Widać potrzebowała rozmowy z kimś takim.. z kimś, kogo nie zna. Cieszył się więc, że do niej podszedł.
– Oby tak było. – Rzucił z uśmiechem, po czym zamrugał zaskoczony. Uniósł lekko jedno ucho, czy aby się przesłyszał?
– Polowałaś? Ale uzdrowiciele.. – Zaczął, nieco zamieszany. Cóż, wolał aby to wyjaśniła. Może za czasów, kiedy była adeptką to robiła? I w dodatku miała kompana? Nieźle jej się powodziło.. Cóż, lepiej młody niż stary! Widział, jak przy nim stawała się spokojniejsza i weselsza. Od razu mu lżej na serduchu się zrobiło. Co jednak nie umknie Łowcy, prawda? Dostrzegł błysk smutku w oczach smoczycy i skrzywił się lekko.
– Coś nie tak? – Zapytał zmartwionym głosem, nie spuszczając z niej jasnych ślepi. On w porównaniu do kuzyna żył, więc nie ma powodów do smutku!

: 18 lis 2014, 21:33
autor: Słodycz Zbawienia
Przez chwilę nie wiedziałam, o co mu chodzi. I przemknęłam jeszcze raz, w myślach, to, co powiedziałam. No tak. Nie wszyscy znają mnie od tej strony. Na mój powrócił spokojny, przyjazny uśmiech. – Nie wyklułam się tutaj. Przybyłam na te tereny, aby zostać uzdrowicielką. Pech chciał, że w Ogniu było już dwóch kandydatów na to stanowisko. – powiedziałam, a w moich ślepiach pojawił się błysk melancholii. To było tak dawno temu... – Nie mogłam być wiecznym adeptem i liczyć na to, że któreś z nich zrezygnuje. Zostałam więc łowcą. Oczywiście, jak to bywa, niedługo po mojej ceremonii okazało się, że mogę się szkolić w tym kierunku. Zanim jednak poznałam tajniki uzdrowicielstwa, wykonywałam obowiązki łowcy. – na jego ostatnie pytanie jedynie pokręciłam łbem. To nic na tyle ważnego, żebym musiała go tym zanudzać. Wolałam się skupić na rzeczywistości, na tym co jest teraz. Jak to mawiał Oko, nie ma co się nad sobą użalać.

: 20 lis 2014, 17:55
autor: Niosący Zgubienie
Samiec pokiwał lekko łbem. W sumie fakt, on sam nie pochodził z tych terenów.. przez wiele księżyców tułał się z innymi smoczymi karawanami, watahami.. zgrupowaniami. Cóż, chciała być uzdrowicielką.. ale los bywa znacznie bardziej okrutny.
Pokiwał łbem, słuchając jej.
– Cóż, cieszę się, że jednak jesteś uzdrowicielką. – Rzekł do niej z lekkim uśmiechem po czym nieco poprawił ułożenie swoich skrzydeł.
– Kto wie.. może kiedyś przyjadę do Ciebie ranny. – Rzucił, wzruszając lekko barkami, a jego wesołe ślepia tryskały energią. Samiec był spokojnym i łagodnym smokiem. Cieszył się z poznania Ognistej, lubił rozmawiać ze smokami, a ją zdołał nawet już polubić!