Strona 3 z 34
: 04 lis 2014, 19:00
autor: Jaskiniowy Kolec
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
I... Nefrytowy poczuł dość mocny podmuch ognia... Poczuł również nieprzyjemne szczypanie na jednym z boków, które było bliżej ognia... Widocznie lekko się poparzył.
A Jaskiniowy o tym wiedział.
–
Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Niemniej na początek Ci starczy. Bynajmniej... Ten radzi Ci trenować. Inaczej zostaniesz rozszarpany przez pierwszego lepszego drapieżnika...
Warknął cicho, po czym obrócił się i poszedł powoli w stronę obozu Cienia, lekko utykając na zranioną łapę. Trochę ją powyginał dziś. Należał się jej odpoczynek.
–
Ten przyjdzie kiedyś po obiecane mięso...
Po czym po prostu sobie poszedł...
//Raport Obrona I//
: 11 lis 2014, 17:07
autor: Fantazjotwórcza
Kuroi przybyła pod Starą brzozę. Chciała odpocząć od tych wszystkich wysiłków. Chodziło jej szczególnie o nauki z Jadem i Ćmieniem. Atak, obrona, bieg, pływanie. To wszystko ją wykończyło.
Cicha usiadła gdzieś pod brzozą. Miękką, zieloną trawę pokrywała cienka warstwa białego puchu. Młoda wyobraziła sobie półprzezroczystego, nieco białego, błyszczącego motylka. Miał dwa do trzech szponów wielkości. Zachowywać się miał jak prawdziwy motyl jednak ten był nieco milszy dla Kuroi od innych, które przeważnie uciekały. Tchnęła w swoje wyobrażenie maddarę i obserwowała swoje dzieło.
: 21 gru 2014, 12:58
autor: Cętkowane Pióro
Stara brzoza, miejsce spokojne i ciche. Może to właśnie dlatego właśnie skusiło niebiesko łuskiego do przybycia tutaj? Może ta cisza i spokój sprawi że przestanie się irytować opóźnioną ceremonią i nieprzerwaną nudą?
Powolnym krokiem, zbliżył się do drzewa, siadając przed nim i przyglądając mu się z uwagą. Nagie gałęzie pokryte śniegiem i pień na tyle gruby i duży jakby brzoza stała tu od zawsze.
Nie był jednak w stanie przyglądać się jej dłużej. Chłodny podmuch wiatru przebiegł po jego grzbiecie, wzbudzając lekki dreszcz, jeżący kryzę między jego uszami i wprawiający końcówkę ogona w drżenie. Jeszcze ten śnieg.
Chcąc zapewnić sobie nieco miejsca do siedzenia, przejechał mocno ogonem po ziemi, chcąc oczyścić ziemie z śniegu i ujawnić szarą, martwą trawę, na której to ułożył się wygodnie
: 28 gru 2014, 22:52
autor: Zorza Północy
Ailla przez ostatnie dwa księżyce całą swą energię wkładała w szkolenia, wiedziała, że tylko w ten sposób może stać się kimś niezależnym od cudzej opieki, kimś kto będzie potrafił zadbać o siebie, ale także o grupę, w której żyła. Kochała smoki Życia, byli jej rodziną, ale tylko jeden smok był jej naprawdę bliski, smok który był przy niej od wyklucia i potem, gdy zabrakło ojca i matki, a rodzeństwo chadzało swymi ścieżkami. Hipnotyzująca była dla niej wszystkim tym, co dobre i ukochane, czymś stałym i pewnym, ale samiczka wiedziała, że w życiu tak naprawdę nic nie jest ani stałe, ani do końca pewne.
Zmęczona naukami postanowiła więc jeden dzień poświęcić na słodkie lenistwo, na zwiedzanie tej rozległej krainy, ukrytej za ścianami magicznej bariery. Nadal sądziła, że mogliby żyć wszyscy wspólnie, bez tych niepotrzebnych podziałów na Stada, może wyruszyliby na ekspansję świata poza barierą, aby zaznać tego, czego tutaj brakowało. Prawdziwego celu, który zniknął wraz z realnym zagrożeniem z zewnątrz. Teraz smoki walczyły między sobą, aby nadać swemu istnieniu jakiś sens.
Pokręciła delikatnie łebkiem, który już nie pstrzyły pióra, a właśnie pierwsza krótka, morsko zielona grzywa, nawet jej futro zatraciło swą różowawą pisklęcą barwę i teraz przybrało lawendowy odcień z ciemniejszymi cętkami na barkach i grzbiecie. Ale pokrywa samiczki ciągle się zmieniała, przed nią jeszcze wiele księzyców do dojrzałości ciała, chociaż umysł pędził z zawrotną prędkością, odkrywając cudownie nieznane, jak i niespodziewanie znane tajemnice.
Przedzierając się poprzez Szklisty Zagajnik, który zaraz po Dzikiej Puszczy umiłowała sobie w szczególny sposób, przechodząc koło rozległej polany, dostrzegła ogrmny cień pośród mniejszych cieni. Drzewo, potężne i sękate, powykręcane i pozbawione listowia, ale i tak emanujące nienazwaną pierwotną siłą. Doświadczeniem i wiekami księżyców, które były poza jej zasięgiem. Miało w sobie coś, co zmuszało do respektu, ale nie do lęku. Wszyscy byli tworami Immanora, obdarzeni darami całego Panteonu, zawierzała więc Boskiemu planu bardziej, niżby można się spodziewać po tak młodej smoczycy.
Stanęła naprzeciw Sędziwego Drzewa i zadarła łebek, a przednią prawą łapkę uniosła, aby szponiastymi paluszkami musnąć chropowatą korę.
– Opiekunie Leśnego Matecznika, pozwól mi zaznać w objęciach twych podopiecznych odrobiny odpoczynku – szepnęła, a następnie wyrwała długą zielonkawo lawendową lotkę ze swego skrzydła i ułożyła ją pośród korzeni drzewa.
– Przyjmij ten skromny dar, jako zapewnienie, że nie chcę działać na szkodę twych Podopiecznych – dodała i uśmiechnęła się szeroko, czując przyjemne ciepło na sercu.
: 28 gru 2014, 23:06
autor: Pierwotny Instynkt
Pierwotny polował, wracał do legowiska, by się przespać i wracał na polowanie. Przynajmniej tak ostatnio funkcjonował, gdy już obrał jak to się tu nazywa, upragnioną rangę. Szczerze powiedziawszy miał to głęboko w rzyci i ta cała ranga, która dawała mu większe przywileje była dla niego tylko i wyłącznie wygodniejsza, niż miano Adepta, ledwo uczniaka.
Ale skoro tak już ten smok nie miał czasu, co robił na terenach wspólnych? No właśnie, w zasadzie sam nie wiedział. Musiał odpocząć od tej woni trucizny. Woni Cienia. Mógł zostać na terenach Życia i po prostu nie zadawać się z tą wylęgarnią popaprańców. Ale w sumie pasował tam jak ulał. Nikt się nim nie interesował i miał wolną łapę. W innych stadach widział pewne zależności i szczerze, śmiał się z nich.
Pogrążony w rozmyślaniach dotarła do niego woń krwi. Odwrócił pysk i spostrzegł niewiele młodszą, a przynajmniej tak wnioskował po wyglądzie, samiczkę, która gadała do drzewa i wyrywała sobie pióra, jakby modliła się do swojego bożka. Prychnął zdegustowany, ale nie skomentował zachowania skrzydlatej. Oni mieli coś z głowami, te ssako-ptaki. A lepiej nie wystawiać się na możliwość zarażenia.
: 28 gru 2014, 23:19
autor: Zorza Północy
Ailla uśmiechnęła się pod nosem z zadowoleniem, ale i wdzięcznością, kiedy nic jej nie zaatakowało, gdy ofiarowała swój dar. To chyba oznaczało, że mogła tutaj trochę posiedzieć. Było to idealne miejsce na odpoczynek. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, drzewa i biały puch, a także ani śladu żywej duszy, a może raczej smoków, które by prowadziły treningi, krzyczały i furczały. Tak, tutaj odpocznie od zgiełku i nauki, której powoli zaczynała mieć po dziurki w nosie, ale cóż, czuła się zobowiązana robić coś, by nie wyjść na kompletnego lenia.
A wtedy usłyszała kroki. Przymrużyła powieki, nastawiając karykaturalnie długie uszy ku źródłu dźwięku.Podniosła pyszczek i rozejrzała się uważnie dookoła, unosząc się delikatnie na zadnich łapkach. Dopiero po chwili dostrzegła ciemną sylwetkę smoka, większego od niej, może niewiele jednak starszego od niej. Nie znała go. Wiejący ku niej wiatr przyniósł samiczce woń skalnego pyłu, ale także ulotny zapach lasu, jakby wędrował po zalesionym terenie. Miał ciemne zielone łuski i jaśniejszy pancerz okrywał spód jego szyi i brzuch. Złociste ślepia patrzyły na nią, przez co poczuła się odsłonięta.
Zamrugała powiekami, jeszcze raz lustrując intruza spojrzeniem morskich ślepi i dopiero wtedy dostrzegła bardziej istotniejszą część jego wyglądu. Smok nie posiadał skrzydeł! Tam, gdzie powinny wyrastać dodatkowe ramiona zdolne ponieść smoka w przestworza ziała pustka! Miał gładki grzbiet i węzowatą sylwetkę. W sercu uczuła współczucie. Smok, który nie mógł zaznać życia w powietrzu musiał być nieszczęśliwy. Czy taki się wykluł, czy to może jakaś pamiątka po spotkaniu ze smokami zza bariery? Te pytania nie dawały jej spokoju. Zakołysała długim ogonem i odetchnęła, ruszając ku niemu, pomimo tego, że zdawał się... oceniać ją niezbyt przyjemnie, jak dostrzegała to po wyrazie jego ślepi. Może zechce po odpoczywać z nią? A może odpowie jej na dręczące pytania?
śnieg skrzypiał pod jej łapami, zatrzymała się na wyciągnięcie skrzydła od niego. Przekrzywiła łebek i uśmiechnęła się nieznacznie, przymrużając powieki. Morskie ślepia zamigotały.
– Może chciałbyś mi potowarzyszyć? Czasem dobrze jest odpędzić samotność – przemówiła swym miękkim, nieco śpiewnym, lekkim głosem.
: 28 gru 2014, 23:27
autor: Pierwotny Instynkt
Pierwotny miał już ruszyć dalej, gdy wtem zauważył, jak to futrzaste stworzonko odwraca się do niego. No pięknie, niech tylko tu nie podchodzi, pomyślał i w zasadzie już ruszał przed siebie, gdy tamta jednak ruszyła ku niemu. Zatrzymał się więc w pół kroku i zniżył odpowiednio łeb, ale nie tak, by ukazać kark. Wydusił z siebie niski, gardłowy pomruk, nie zwiastujący raczej niczego dobrego. W jego złotych, dzikich ślepiach kryło się nieme ostrzeżenie i tylko samobójca podszedł by do tego smoka. Ogon Keitha poruszał się na boki, jak u rozjuszonego kota. Gdy tamta się wypowiedziała ukazał jej rząd białych, ostrych zębów bynajmniej nie w uśmiechu.
-Przebywanie z wami, skrzydlatymi pomiotami jest jedynie udręką, więc odpowiedz sobie sama na pytanie.
Warknął, ale odbiór mógł być nieco łagodniejszy, bo bądź co bądź Keith posiadał niski, melodyjny głos.
: 28 gru 2014, 23:42
autor: Zorza Północy
Samiczka już ruszywszy dostrzegła spięcie się mięśni młodego samca, płynny ruch ogona zwiastujący zaniepokojenie. Serce młodej drgnęło, jednak nie miała już dwóch księzyców, gdy bała się swego własnego cienia. Była smokiem młodym, acz doświadczonym. Niechęć nie była jej nieznana. W swym krótkim życiu obcowała dostatecznie często z Cienistymi smokami, aby przywyknąć do ich samotniczej, ponurej natury. Ale skoro potrafiła przekonać do siebie tą nieujarzmioną Wojowniczkę, wiedziała, że i tą skorupę mogłaby przeniknąć. Smoki często skrzywdzone, niedoceniane w pisklęctwie zamykały się na innych i na świat, tworzyły dookoła siebie nieprzepuszczalny z pozoru kokon nienawiści i nieufności, ale każdy smok był stworzeniem Stadnym i wyalienowanie na dłuższy okres nikomu nie służył. Doprowadzał do spaczenia.
Dlatego też odetchnęła, stając na przeciw niego. Długie uszy samiczki drgnęły, kiedy przestrzeń przeciął głeboki pomruk wydobywający się z gardzieli smoka, rozbrzmiewający w piersi. Obelgi. Oskarżenia. Zwykła ucieczka od zmierzenia się z rzeczywistością.
– Być może spotykałeś dotąd nieodpowiednich skrzydlatych, takich co nie potrafili docenić tego, kim jesteś – odpowiedziała nadzwyczaj spokojnym głosem.
Czasami, tak jak w tej chwili, miewała wrażenie, że dzierży na swych barkach doświadczenie daleko wykraczające to, które miała prawo zyskać w przeciągu tych krótkich dziewięciu księzyców. Ale nie oznaczało to, że znała odpowiedź na wszystko. Czuła, że to dzięki Boskiej opatrzności była tym, kim była, nie było na to innego wytłumaczenia.
: 28 gru 2014, 23:49
autor: Pierwotny Instynkt
Keith uniósł łuk brwiowy i spojrzał z niedowierzaniem na młodą z Życia. Wciągnął już wystarczająco dużo jej woni, by stwierdzić nawet, że opiekuje się nią ten parszywy Przywódca. Ale informacje zbierał dla siebie, a nie dla otoczenia. Gdy tamta nie wykazała żadnych innych przejawów na jego raczej odpychające zachowanie, niż spokój, Keith uniósł łeb do naturalnej pozycji. Zaraz potem jego gadzie wargi wykrzywił lekki, acz nie zabarwiony emocjami uśmieszek. Był bardziej neutralny, niż wyśmiewczy, czy przyjazny.
-Nie rozumiesz mnie młoda. Ja nie lubię was, skrzydlaków i tyle.
Odparł z rozbawieniem, zabarwionym lekko kpiną tonem, po czym przechylił lekko łeb na bok, jakby w grzecznym geście zainteresowania.
-Ach tak? A kimże jestem, według ciebie, mała?
Zapytał, a z jego warg zniknął uśmiech, zastąpiony neutralnym wyrazem pyska. Nawet nie udawał zainteresowania, po prostu spytał jałowo.
: 28 gru 2014, 23:57
autor: Zorza Północy
Dostrzegła niedowierzanie w jego pięknych, złotych ślepiach, jednak zaraz emocje zniknęły i płynne złoto zamieniło się w kamień, w miodowy topaz, bezuczuciowy. Nie rozumiała, jak można unikać emocji, były częścią każdego smoka, każdej żywej istoty w większym bądź mniejszym stopniu.
Ogon młodej samiczki zafalował za nią lekko, niczym poruszony szponami lodowatego wiatru. Tym razem nie udało jej się całkowicie powstrzymać oburzenia. Policzki nadęły się, a potem wypuściła ze świstem powietrze. Nie panowała nad tym odruchem, zawsze zdradzał jej stan ducha, poddenerwowanie, niepewność, zakłopotanie, zwłaszcza temu, kto ją znał. Dla obcych mogło to uchodzić po prostu za nadymanie się.
Przymrużała powieki i uśmiechnęła się, ale swobodnie, próbując zapanować zarówno nad swoistym rozbawieniem – dlaczego się pojawiło, nie była pewna. Może to przez zmęczenie jej emocje były nieco rozchwiane? Ale także poirytowaniem. Dlaczego musiała zawsze trafiać na samych ponuraków? Gdzie ich radośc z życia, swoistego "bycia"?
– Chyba rozumiem aż za bardzo. Nie lubisz nas z zasady, czy zwykłej zazdrości? – niewytrzymała i w jej miękkim nadal głosie pojawiła się jakaś obca dotąd smoczycy zjadliwość.
A potem, jakby to się nie wydarzyło, zamruczała cicho i jej oblicze złagodniało.
– Skrzywdzonym pisklęciem o dojrzewającym umyśle, niezrozumianym i stłamszonym. Ktoś, kto zaznał w życiu szczęścia nie alienuje się dobrowolnie. Nie szafuje też osądami na wszystkie strony – odpowiedziała dobitnie, ale z nutą pewnej nieodgadnionej czułości.
: 29 gru 2014, 0:55
autor: Pierwotny Instynkt
Keith zmrużył ślepia, gdy młoda się nadęła. To było takie...dziecinne i żałosne. Ale mimo to i tak księżyce pozbawienia go mowy nauczyły go nieco panować nad swoją bezczelnością. Gdy padło pytanie z pyska młodej, jednak fala spokoju została zburzona. Keith wyszczerzył drapieżnie zęby w grymasie niezadowolenia.
-Czego miałbym wam zazdrościć? Zatracenia wszelkich gadzich cech? Stania się ssako-ptakiem, niegodnym miana prawdziwego smoka?
Potem z jego gardzieli wydobył się dźwięk przypominający śmiech. I jeśli faktycznie młoda przyglądała się jego ślepiom, rozbawienie również tam też gościło. Młoda była irytująco zabawna w tej swojej naiwności, a Keith wyszczerzył zębiska, postępując krok naprzód, jakby właśnie miał przed sobą bezbronną przepióreczkę gotową do zjedzenia.
-Masz bujną wyobraźnie, skarbie. We wróżki też wierzysz?
Zagadnął z nutką ironii w głosie. Zgadywanie akurat niezbyt jej wyszło.
: 29 gru 2014, 1:08
autor: Zorza Północy
Z racji jej wieku można było wybaczyć młodej pewne pisklęce zachowania. Nie każdy dojrzewał z dnia na dzień, stając się kimś zupełnie innym. Co prawda często miewała przebłyski zaskakującej dojrzałości, ale przede wszystkim była młodym smokiem uczącym się egzystować w tym dziwnym świecie, więc z tego punktu widzenia ciągle była pisklakiem, jak każdy, nawet starowinki.
Długie, karykaturalne uszy uniosły się na sztorc, kiedy samiec odsłonił zębiska i wycedził słowa mające ją zranić. Może poniekąd tak było, gdyż sama zazdrościła tym smokom, co posiadały łuski ich pięknej, błyszczącej i twardej okrywy.
– Ha! – wykrzyknęła nagle i również postąpiła ku niemu krok tak, że niemal stykali się nosami, a raczej sama dotykałaby jego podbródka zadzierając łebek, gdyż nadal była nieco niższa i bardziej drobna, niż samiec. – To samo mogłabym powiedzieć o upośledzonych gadach nie mających skrzydeł! – wybuchnęła, a jej ślepia zamigotały.
A potem zamknęła nagle pyszczek i uniosła szponiastą łapę, zakrywając pysk palcami. Oczy samiczki zrobiły się wielkie ze zdumienia. Nie mogła uwierzyć, że powiedziała coś tak podłego!
– Przepraszam! – rzuciła wysokim głosikiem, w którym można było słyszeć wyraźnie skruchę.
Nie była smokiem, który obrażał wszystkich dookoła, to zmęczenie zmąciło jej w głowie, nawet nie zwróciła uwagi, że samiec wręcz napierał na nią, próbując ją przestraszyć. W tej chwili była przerażona własnym zachowaniem, a nie młodzikiem, w którym buzowały hormony wzrostu!
Zmarszczyła nos, kiedy zaczął z niej żartować.
– Nazwałabym to raczej duszkami – poprawiła go nieco bardziej opanowanym głosem.
: 29 gru 2014, 12:53
autor: Pierwotny Instynkt
Nie, słowa nieznajomej z Życia wcale go nie uraziły. Czuł jedynie rozbawienie, które tylko upewniało go w tym, co te skrzydlaki mają w głowie, czyli ptasie jaja. Keith nie cofnął się, jedynie gdzieś z tyłu łba pojawiła się myśl, że młoda albo jest głupia, albo odważna. Ale nie dbał o to i myśl ta szybko też uleciała. Było tu i teraz, a Keith nie był potulnym barankiem i kłapnął zębiskami, zahaczając specjalnie o polik młodej, gdzie mógł zaczepić o kilka włosków i je wyrwać. Nie dbał o to, poza tym i tak pierze, czy futro się nie trawią, a więc młoda nie była przyjemnym kąskiem. Co innego taki renifer, czy żubr, nawet pomimo sierści.
-Tarram stworzył nas, Równinnych idealnych. Prawdziwe drapieżniki, silne, zręczne, wytrzymałe. Niebo jest dla ptaków. Gady nie latają.
Odparł gardłowym głosem, a w jego ślepiach gościła teraz tylko dzikość, jakaś taka pierwotna nutka, której nikt pod tą barierą nie posiadał, bo byli zbyt wygrzani w rzyciach. Jak widać te leniwe ptasio-ssacze smoki zatraciły swoje jestestwo i teraz tylko potrafiły walczyć między sobą, wyniszczając się od środka. Keith więc nie miał dużo do roboty. Jego Równinni bracia nawet nie muszą podrzucać jaj, by zgładzić Wolnych, którzy paradoksalnie tacy wolni nie byli. Keith widząc jednak nagłe zmieszanie się młodej prychnął pogardliwie, a już zaczynał ją lubić, w jego ślepiach teraz widać było pogardę, a pysk samca znów się uniósł.
-Wyszczekanie nie jest złe, jeśli wyrażasz swoje zdanie wystarczająco głośno.
Odparł zgryźliwie. Nigdy nie lubił tych ułożonych ssaków, które bezczelnie nazywały siebie smokami. Ale na wzmiankę o duszkach, znów na pysku ciemnozielonego gada pojawiło się rozbawienie. Młoda była irytująca, głupia i naiwna, ale przynajmniej stanowiła pewną rozrywkę, to na pewno.
: 30 gru 2014, 0:09
autor: Zorza Północy
Zamrugała powiekami i szarpnęła łbem do tyłu, kiedy samiec nachylił sie ku niej i wyrwał z jej polika kępkę futra. Warknęła, odsłaniając zębiska, mrużąc przy tym powieki, a morskie ślepia, niczym toń oceanu zabłysły gniewnie, ale też pojawiło się w nich zdumienie. Jeszcze nikt nigdy jej tak nie potraktował. Owszem, słowa miały moc ranienia, te znała, poznała też pogardę, ale nikt jeszcze jej nie tkną. Wydęła nozdrza, a znich wypłynęła lodowata struga powietrza.
A potem się zaśmiała, był to śmiech dziwny, nieco histeryczny, ale i wyśmiewczy.
– Tarram Upadły? Uzurpator? Piękne mi podobieństwo, pochodzi z naszego panteonu, również miał skrzydła, które oderwały mu zaborcze pisklęta, mianujące się potem Bogami Równin! A jak on sam skończył? Uwięziony w ciele własnego brata, skazany na los gorszy od śmierci! – powiedziała podniesionym głosem.
Ten samiec zupełnie nie współpracował. Chciała ofiarować mu nieco ciepła, miejsce do odpoczynku, rozmowę, a on? Tylko się naśmiewał i wygłaszał te nadęte frazesy, jakby był od niej lepszy.
– Wyszczekanie prowadzi do zguby, ale zręczny język nakłania do pokłonu – prychnęła.
: 30 gru 2014, 1:07
autor: Pierwotny Instynkt
Keith patrzył na reakcję młodej jak kobra, wpatrująca się w swoją ofiarę, nim zada błyskawiczny cios nasiąknięty jadem. Jednak cios nie nadszedł, a sam Keith po prostu obserwował. Miał mieszane odczucia względem nieznajomej samiczki i jakoś nie za bardzo podobało mu się to, że spędza już tu tak długo czasu. Samiec wywrócił ślepiami słysząc liczne pytania lawendowej samicy.
-Nie masz pojęcia o niczym. Tarram stworzył swoje dzieci, które jak widać...były silne. Tak silne, że stały się równe bogom. A potem rasa panów zapragnęła waszej śmierci, śmierci skrzydlatych. Dlatego teraz chowacie się pod tą barierą.
Powiedział wręcz fanatycznym tonem, ale w jego ślepiach nie było tego samego odczucia, bo jego ślepia wyrażały tylko cyniczne rozbawienie niewiedzą rozmówczyni na temat Równin.
-Och, doprawdy? To musisz poćwiczyć.
Zaśmiał się i przyjrzał się raz jeszcze młodej.
-Jak cię zwą, mała szczebiotko?
Padło pytanie chyba po raz pierwszy szczere i pozbawiony prześmiewczego tonu.
: 24 lut 2015, 22:01
autor: Posępny Czerep
Wylądował tuż pod konarami brzozy, cichym pomrukiem witając wyjątkowo piękne drzewo. Jego jasna kora wyjątkowo dobrze zgrywała się z równie jasnym śniegiem, a witki smętnie zwisające z gałęzi tylko dopełniały widok. Nie przybył tu jednak by podziwiać, a jedynie po to, by się najeść. Jak zwykle jednak nie mógł polegać na sobie. Wcześniej już poprosił Bezchmurnego o pomoc i teraz czekał na niego w umówionym miejscu. Był ciekaw, jak Łowca przeżył odejście Pryzmatycznej Łuski.. Wątpił jednak, by ten chciał o tym rozmawiać. On sam także niechętnie odsłonił by przed nim uczucia, czy wiec był sens poruszania tego tematu? Za pewnie nie. Pożeracz przestąpił z łapy na łapę i nadstawił uszu. Nie zamierzał dać się zaskoczyć.
: 24 lut 2015, 22:16
autor: Pasterz Kóz
Właściwie to Bezchmurny już przeżył tą stratę, podobnie jak wiele innych. Choć pamiętał każde ze swoich dzieci, już rzadko dopuszczał do siebie myśli o nich, bowiem jeśli miałby być cały czas smutny to jak mógłby zajmować się tymi, którzy jeszcze żyją? Przybył na wezwanie Ognistego, a potem wylądował przed nim. Skinął głową na powitanie, a potem machnął prawą łapą, za pomocą magii wzywając dwa truchła wilków, które upadły przed Pożeraczem. Oba były już oskórowane, więc tą część mieli już za sobą. Mięso było świeże, niedawno upolowane, a do tego przechowywane w odpowiednich warunkach z dodatkiem magii, dzięki czemu nie ulegało zepsuciu.
-Smacznego- tylko to powiedział Niebo, lecz bardziej z powodu wpojonych zasad uprzejmości niż z czystej życzliwości. Nie czuł jednak nienawiści do smoka, nic z tych rzeczy, po prostu ostatnio był przejęty wieloma sprawami w jego stadzie i trudno było o dobry humor.
: 25 lut 2015, 13:34
autor: Posępny Czerep
Chłód był pamiętliwy. Nadal wspominał swoją siostrę Wenę, choć była tylko mglistą wizją pisklęcych lat. O Pryzmatycznej najprawdopodobniej nie zapomni nigdy. Teraz jednak poznał Hipnotyzującą i wraz z nią mógł rozmawiać o utraconej towarzyszce. Korciło go, by spróbować wyciągnąć od czerwonołuskiego gada, czy wie coś na jej temat. Wtedy jednak jego życzliwość mogłaby diametralnie zmienić się w bardziej negatywne nastawienie – a tego nie chciał. Powitał Łowcę pochyleniem rogatego łba i z chciwym błyskiem w złotym ślepiu spojrzał na mięso. Był ciekaw, czy kiedyś zdoła się odpłacić tym wszystkim Łowcom i czy ci nie mają już dość utrzymywania innych. O to jednak również nie zapytał, podziękował jedynie cichym, mrukliwym głosem, podchodząc jaszczurczym krokiem do wilków. Pierwszy raz widział te drapieżniki na własne oczy, teraz jednak, nagie, bez sierści.. Wyglądały jak każda inna ofiara. Jak mięso. Tym właśnie były i tak potraktował je Pożeracz, sięgając w ich stronę ostrymi kłami i siekaczami. Oparł się jedną łapą o pierwsze truchło i wbijając w nie kły oderwał całą nogę zębami, pożerając ją niemal w całości. Pancerna gardziel bestii rozszerzała się, co upodabniało go do węża. Kilka szarpnięć, kłapnięć i przełknięć, a po pierwszym wilku zostały jedynie co większe kości. Drugiego wilka rozerwał na dwoje ramionami, po czym podrzucił część i złapał paszczą w locie. Ostatnią część choć częściowo pogryzł, pozwalając sobie na częściową degustację. Jego żołądek był pełny i ciążył mu przyjemnie. Nie przejmował się, że Łowca mógł uznać go za niekulturalnego. Był smokiem, taka była jego natura. Chłód oblizał zakrwawiony pysk ozorem, a łuskowaty podbródek otarł o śnieg. Spojrzał z dołu na czerwonego smoka, uśmiechając się doń drapieżnie.
– Cóż, nie pierwszy raz ratujesz mnie od śmierci głodowej. Nawet jeśli taka Twoja rola, to wciąż jestem Twoim dłużnikiem. – Niski, dudniący głos nie był zabarwiony żadną konkretną emocją. Po chwili dodał jednak z iście Jadowym, kpiacym pomrukiem: – ..Byle bez przesady. – i rozprostował wielkie skrzydła, gotując się do lotu.
: 25 lut 2015, 15:31
autor: Pasterz Kóz
Bezchmurny był świadom, iż nigdy nie spłacą długów zaciągniętych wobec Łowców, ale wiedział, że czasami może wykorzystać ich wdzięczność. Co do sposobu w jaki Ognistej wypełnił swój brzuch, nie za bardzo się przejął. Karmił tyle smoków, że widywał gorsze okrucieństwa popełniane na truchłach zwierząt. Łowca tylko skinął głową na powitanie, a potem błyskawicznie wzbił się w powietrze i już go tutaj nie było. Kolejny smok uratowany.
: 07 mar 2015, 21:52
autor: Niebieski Kolec
Kolejny spacer. Kolejny po utracie wzroku i w samotności. Nie chciałem nikogo spotykać. Teraz chciałem być sam. Porozmyślać nad ostatnimi wydarzeniami. Po kilku godzinach błądzenia bez celu przysiadłem przy drzewie ucinając sobie drzemkę.
: 09 mar 2015, 18:51
autor: Azyl Zabłąkanych
Wierna powolnym krokiem zbliżała się ku Szklistemu Zagajnikowi.
Lubiła to miejsce – spokojne, ciche... przyjemne. Co prawda, nie miała okazji zwiedzić wszystkich jego zakątków, ale z biegiem czasu wybierała się co rusz w inne miejsca, powoli poznając każdy kąt. Tym razem padło na tę właśnie okolicę, schronioną spływającymi w dół długimi gałązkami brzozy.
Dostrzegając szarawego smoka pod drzewem, zdziwiła się. Dopiero po dłuższej chwili uświadomiła sobie, że jest nim Głos Zapomnienia. Serce zabiło nieco mocniej, gdy zrodził się w nim niepokój. Czuła, iż coś jest nie tak, widziała to w jego postawie i udręczonym nieco wyrazu pyska, zamkniętych na razie ślepiach.
Podeszła bliżej i dopiero wtedy zauważyła ciągnący się przez pysk nieco jaśniejszy pas łusek, które jeszcze nie odrosły wystarczająco mocne i wytrzymałe. Znak po... cięciu?!
– Głosie...? – odezwała się niepewnie, przejęta. Przyśpieszyła i zatrzymała się dopiero zaraz przy smoku. – Co ci się stało? – szepnęła.
Nie zwracała uwagi na to, iż drzemał – teraz wiedza, co stało się z jej nauczycielem była o wiele ważniejsza. Poza tym, miała wrażenie, iż nawiązała się pomiędzy nimi delikatna nić pewnego rodzaju przyjaźni... nie mogła więc tak po prostu odejść!
Przysiadła, mając zatroskany wyraz pyska.