Strona 3 z 32
: 13 maja 2014, 22:20
autor: Iskra Nadziei
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Patrząc jak Ciocia wzlatuje ku górze, a potem szybkim lotem, a raczej spadaniem leci na Chwilową, by wykonać atak, Puszysta mimowolnie zamknęła ślepia w obawie. Nie wiedziała czego ma się bac, tego że Chwilowa może zostać poważnie skrzywdzona przez atak, jesli w pore się nie obroni, czy tego co może się stać jeśli Eliksir nie zdąży zahamować. Jej najgorsze obawy się potwierdziły. Choć Uzdrowicielka wyhamowała, to jednak chwilę później padła na ziemię. Bez chwili zastanowienia Puszysta do niej podbiegła, znajdując przy okazji swoje źródło Maddary, by w każdej chwili wysłać wiadomość do Uzdrowicielki, jakby trzeba było.
-Co się stało?! Wszystko w porządku?...-spytała zmartwiona, a serce waliło jej jak oszalałe. Oczy miała rozbiegane, a Maddare w gotowości, wciąż próbując zachować zimną krew.
: 14 maja 2014, 13:44
autor: Bławatek
A więc jednak jej plan się sprawdził. Chciała zachichotać, ale nie mogła. Wszystko poszłoby na marne. Leżała więc tak, oddychając powoli, i będąc w pełni świadomości. I co lepsza, gotowości. Gdy Puszysta Łuska znalazła się wystarczająco blisko niej, Eliksir uchyliła lekko powieki. Potem w jednej chwili podciągnęła się wyżej, prawie wstała, i zaatakowała adeptkę, chcąc zanurzyć swe kły w jej szyi. Rzuciła się na nią z całym impetem. To była pułapka.
: 15 maja 2014, 21:11
autor: Iskra Nadziei
Zdezorientowana nagłym poruszeniem Cioci, cofnęła się automatycznie do tyłu, ale ta najwidoczniej nie zamierzała tylko wstać, lecz zaatakować ją. Cofając się coraz szybciej i dalej do tyłu, zaczęła machać skrzydłami, co spowodowało że uniosła się w górę. Była ponad kilka ogonów nad ziemią i przypatrywała się z zaciętą miną w stronę Uzdrowicielki. Żeby nie refleks i wciąż czujna postawa adeptki, najprawdopodobniej zostałaby zaatakowana w szyję. Nie wierzyła własnym zmysłom, została oszukana, nie miała jednak tego za złe dla Cioci, w końcu są na treningu obrony i ataku, powinny być w ciągłej gotowości. Jednak nie spodobał się jej pomysł ataku Eliksiru, wykorzystała jej zaufanie i chęć niesienia pomocy. Najwidoczniej Puszysta nie zamierzała lądować na ziemi, wisiała tak nadal w powietrzu, jakby rozważała co ma w takiej sytuacji zrobić.
: 07 lip 2014, 16:14
autor: Zwiastująca Łuska
Tym razem Cassandra postanowiła poćwiczyć atakowanie. Bez zbędnego gadania wzięła za cel swojego ataku drzewa. Będąc w odległości mniej więcej ogona od pierwszego z nich dwoma susami znalazła się tuż przy nim. Wtedy też ponownie skoczyła. Miał to być daleki skok, podczas którego Wyrocznia leciała nieco na skos. Wyciągając lewą przednią łapę zostawiła na pniu drzewa poczwórne, długie, niezbyt głębokie ślady po szponach. Tylko cztery, gdyż samica miała jedynie tyle palców. Następnie miękko wylądowała i postanowiła wykorzystać swoją umiejętność ziania lodem. W tym celu nabrała powietrza w płuca i na chwilę je zatrzymała. Wtedy też mięśnie gruczołów wytwarzających owy gaz napięły się. Czując nieprzyjemny smak w pysku, będący mieszanką chłodu i gorzkiego posmaku, samiczka wypuściła powietrze, a długa wiązka lodu po chwili dotknęła drzewa. Nie było na nim jakichś znaczących efektów, ale kora drzewa zrobiła się zimna. Widocznie lód działa tylko na przeciwników, w przeciwieństwie do ognia, który jest dobry do wszystkiego. Porzucając więc taktykę ziania lodem młoda postanowiła zostać przy ataku fizycznym. Tym razem skoczyła do góry, wybijając się na tyle wysoko, by dosięgnąć jednej z gołych gałęzi drzewa. Następnie wbiła w korę swoje śnieżnobiałe kły. Wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie fakt, iż zacisnęła szczęki za wcześnie. Gałęzi dotknęły tylko pierwsze zęby, po czym młoda zaczęła spadać w dół, w skutek czego kły ześlizgnęły się z drzewa, powodując niemały ból szczęki. Chyba lepiej odpuścić sobie technikę ataku kłami. Wróciła więc do szponów, ale najpierw wykorzystała strzałę, która stanowiła zakończenie jej ogona. Była długa i wąska, o mocno zaostrzonych końcach. Gdyby była wojownikiem, pewnie by od czasu do czasu z niej korzystała. Doskoczyła więc do innego drzewa i obróciła swoje ciało, aby nie uderzyć ogonem swojej klatki piersiowej. Następnie zamachnęła się swym narzędziem ataku, a grot strzały wbił się na głębokość kilku centymetrów w korę. Chyba jednak pazury będą najlepszym wyjściem. Dlatego też zamachnęła się prawą przednią łapą a szpony skierowała w stronę pnia. Miały to być długie cięcia, ciągnące się wokół dzieła Matki Natury. Samica słyszała w głowie lamenty smoków Życia, które pewnie miałyby ochotę zabić ją za takie marnotractwo natury. Po wykonaniu ataku opuściła łapę, i przystąpiła do ostatniego natarcia dzisiejszej nauki. Wybiła się w górę i na samym końcu wznoszenia się wbiła nieznacznie pazury w drzewo, podczas spadania zostawiając na nim pionowe cięcia. Następnie wylądowała i skierowała się w stronę obozu Cienia.
Wróciła dnia następnego, aby jeszcze poćwiczyć sztukę ataku. Ból szczęki po wczorajszych próbach minął, więc powinno pójść szybko i sprawnie. Znowu wzięła za cel drzewa. Przyjęła pozycję do skoku, czyli ugięte łapy, pochylona głowa, skrzydła przy ciele a ogon wyprostowany i wybiła się daleko do przodu. Lewą przednią łapę miała wyciągniętą w stronę kory bezbronnego drzewa. Lądując odwróciła się i spojrzała na korę. I ku jej zdziwieniu nic na niej nie było. Widocznie spudłowała. Sapnęła cicho i w celu wyładowania złości nabrała powietrza w płuca, zatrzymując je na pewną chwilę. Wtedy też wypuściła gaz, który okazał się być wiązką lodu. Długą, ale nie szeroką, która po chwili uderzyła w drzewo, zostawiając na nim kryształki lodu. Po pewnym czasie jednak zniknęły. Nie czekając do tego momentu samica wzięła za cel kamień. Zamierzała zaatakować go z lotu nurkowego, więc zbiła się w powietrze kilkoma machnięciami skrzydeł i uniosła się na wysokość jakichś dwóch ogonów. Wtedy też zanurkowała składając skrzydła i przyciskając łapy do ciała, podczas gdy ogon mimowolnie leciał za nią. W ostatnim momencie rozłożyła swoje narzędzia lotu ponownie przyjmując poziomą pozycję. Wyciągając łapy zostawiła na kamieniu kilka małych zadrapań. Wiązał się z tym nieprzyjemny zgrzyt. Młoda wylądowała, szukając łatwiejszego celu do nauki. Rozglądając się po otoczeniu znalazła gałąź, należącą do jednego z drzew. Wyrocznia pochyliła głowę i wzięła ją w szczękę, zaciskając w korze kły. Gałąź była długa ale cienka, więc nawet dwuksiężycowe pisklę dałoby radę ją złamać. Dlatego też owy przedmiot roztrzaskał się na pół w paszczy samicy. Wtedy też ta rozłożyła skrzydła i odleciała w niewiadomym kierunku.
: 04 wrz 2014, 18:11
autor: Nathi
Zeskoczył z drzewa. Coraz częściej na nich przebywał, czując się teraz smokiem drzewnym z krwi i kości. Niegdyś preferował piesze wycieczki, ale uznał, że przemieszczając się po gałęziach, z drzewa na drzewo, idzie mu to znacznie sprawniej i wygodniej. W końcu był do tego przystosowany. Ciężko go było też zauważyć, choć urósł już do swoich maksymalnych rozmiarów. Wiele smoków otrzymywała dorosłą rangę znacznie wcześniej. On zdecydowanie mógłby zostać uznany za dorosłego już smoka. Ale od ceremonii dzieliła go sztuka władania magią, do której od zawsze pałał niechęcią. Po co mu, jako wojownikowi, konieczność znajomości ataku magicznego? Przecież wiedział, że nigdy go nie użyje. Dziwne te wymagania. On je zmieni. Usunie podział na jakiekolwiek rangi. One nie miały sensu.
Zdawał sobie sprawę, że gdy jeszcze trochę się podszkoli, będzie silnym smokiem. Zdecydowanie takim, za którym inne mogłyby zechcieć pójść. Zostanie przywódcą, który po wojnach będzie władał wszystkimi trzema stadami. Nie zapominał jednak, co powiedział mu Zatruty. Najpierw sojusznicy. Gra. Zdobywanie zaufania. To będzie męczące, choć póki co nie szło mu tak źle. Przynajmniej z pisklętami.
Rozejrzał się po polanie, wypatrując czegoś ciekawego. Zatrzymał wzrok na chwilę na drzewku. Następnie ruszył dalej, wchodząc powolnym na łąkę.
: 04 wrz 2014, 23:44
autor: Słodycz Zbawienia
Wracając z leczenia jednej ze smoczyc Życia byłam zmęczona i znużona. Ostatnio rzadko kiedy spałam, a coraz to więcej smoków potrzebowało pomocy. Nie to, żeby udało mi się wyleczyć każdego pacjenta, ale staram się. W dodatku wyprawy, nauki i samodoskonalenie się. Najwidoczniej byłam już tak zmęczona, że albo nie zarejestrowałam obecności smoka Życia, albo mój organizm nie uznał go za zagrożenie, więc nie zawracał sobie nim łusek. Szłam raczej płynnie i pewnie, choć w moich ruchach widać było przemęczenie i swoisty ciężar, jakby unoszenie łap sprawiało mi nie lada problem.
: 05 wrz 2014, 18:28
autor: Nathi
Biały przeszedł, mogłoby się wydawać, obojętnie, przed uzdrowicielką z Ognia. Ich drogi po prostu się skrzyżowały, smoczyca przeszła tuż za nim. Adept jednak nie zamierzał zmarnować okazji do zyskania nowego, potencjalnego sojusznika. Pamiętał wszystkie swoje błędy, jakie popełniał podczas rozmów ze smokami. Nie mógł być bezpośredni. Ta Ognista nie mogła poznać jego planów. Nie mógł też dopuścić, by w jakiejś chwili ogarnęła go złość, jak często się działo, gdy się z kimś nie zgadzał. Powoli, spokojnie. Z uśmiechem na pysku i dobrym spojrzeniem.
Zatoczył za nią duży okrąg, po chwili pojawiając się tuż przy jej prawym boku.
– Biały Kolec – przedstawił się głośno, najwyraźniej postanawiając potowarzyszyć Słodyczy Zbawienia przez najbliższy odcinek jej drogi.
: 06 wrz 2014, 0:04
autor: Słodycz Zbawienia
Moje zmysły dopiero po chwili stwierdziły, że warto zwrócić na niego uwagę. Zamiast iść dalej, zatrzymałam się. Gdy uniosłam łeb i spojrzałam na samca, moje szare ślepia były jakby zamglone a wyraz pyska nieobecny. Po chwili jednak uniosłam prawą łapę i potarłam nią swój pysk, by odzyskać siły, skupienie i móc normalnie porozmawiać. Pachniał Życiem, toteż postanowiłam z nim porozmawiać. – Słodycz Zbawienia, uzdrowicielka Ognia. Mogę w czymś pomóc? – zapytałam. W moim głosie nie było ciepła, ale za to duża dawka zmęczenia.
: 06 wrz 2014, 13:26
autor: Pryzmatyczna Łuska
Ostatnio chciala zrobić coś innego niż nauka czy siedzenie w jaskini, postanowiła wiec wyjść na spacer. Dość długi spacer... Przyszła do zupełnie innego miejsca, o dziwnych zapachach, ktorych nie znała. Zauważyła dwa dorosłe smoki, jeden pachnial Życiem... Podeszła do nich, bardzo powoli ukrywając się w jak dla niej bardzo wysokiej trawie, nie było wogule jej widać.
// Tez miałam z wami pofabulić, więc jestem. Ale Lilia juz zna Białego czy jeszcze nie?
: 06 wrz 2014, 18:07
autor: Srebrzysty
Srebrzysty postanowił się przejść więc pieszo doszedł do okolic Białego drzewka. Widząc dwa inne dorosłe smoki podszedł do nich niezauważony. Szczerze dziękował swojej zdolności do praktycznej niewidzialności. Uśmiechnął się i położył w pobliży drzewa.
-Witam-powiedział do nich otwierając oczy i ukazując się. Uwielbiał się drażnić z innymi smokami. Był Cienistym.
: 07 wrz 2014, 10:10
autor: Nathi
//@Lilia, tak, może już znać, tyle co ze spotkania na Szczerbatej
Widział zmęczenie w oczach Słodyczy. Nie przejął się tym szczególnie. Pomóc w czymś... Nie, nie wydawało mu się, aby podszedł do niej w jakimś konkretnym celu. Mimo wszystko nie zamierzał tak po prostu pozwolić jej się oddalić. Była dorosłym smokiem i najwyraźniej jeszcze go nie znała. Tym lepiej. Trochę się zasmucił, gdy usłyszał, że napotkana Ognista jest uzdrowicielką, ale nie dał tego po sobie poznać. Co mu po uzdrowicielu jako sojuszniku? Nie stanie do walki, a jej głos pewnie nie byłby zbyt znaczący, gdy Biały stanie przed Wolnymi Stadami ogłaszając, że teraz on będzie ich przywódcą. No, może nie do końca tak miało to wyglądać. Skoro jednak była z Ognia, to uznał, że warto będzie zyskać jej zaufanie. To przywódca jej stada przekazał mu sporo wskazówek i to z nimi planował się sprzymierzyć, gdy zostanie przywódcą Życia. A nikt nie pójdzie za obcym smokiem.
– W niczym szczególnym – powiedział szczerze. – Dlaczego akurat uzdrowicielka? Co zadecydowało o twoim wyborze? – spytał zwyczajnie.
Zatrzymał się nagle. Tuż przed nim, w trawie, siedziało młode pisklę z jego stada. Jeden krok dalej i prawdopodobnie zostałoby rozdeptane. Przypomniał sobie, że kojarzy je ze spotkania na Szczerbatej Skale. Biały otworzył gadzie wargi, jakby chcąc coś powiedzieć, ale zaraz po tym dostrzegł kolejne pisklę, tym razem z Cienia. Z wyglądu przypominał nieco jego przybranego syna, Phobosa.
Skąd się ich tu tyle wzięło? Przed chwilą był pewny, że był tu sam. Napotkał smoczycę z Ognia, a zaraz po tym, znikąd, pojawiły się tu aż dwa kolejne pisklęta. Wydało mu się to podejrzane.
– Nie za młodzi jesteście, żeby tak opuszczać obozy waszych stad bez opieki? – spytał surowo.
: 07 wrz 2014, 11:58
autor: Słodycz Zbawienia
Najwidoczniej Biały Kolec nie do końca poznał rolę uzdrowicieli w Stadzie. Ale przecież nie zamierzałam go o tym uświadamiać. To smutne, jak niektórzy traktują uzdrowicieli, widząc w nich jedynie smoki odpowiedzialne za leczenie. A gdy coś się nie uda, można zwalić na nich winę. Słysząc jego pytanie, zamyśliłam się. Zanim jednak odpowiedziałam, usiadłam, owijając łapy ogonem. – To długa historia. Od zawsze jednak lubiłam zioła, choć w mojej rodzinie nikt nie wiedział jak je przyrządzać i na co stosować. Postanowiłam więc przybyć tutaj i się tego dowiedzieć. – powiedziałam, a moje szare ślepia przeniosły się to na jedno, to na drugie pisklę. Czując zapach Cienia, zmarszczyłam pysk, mrużąc ślepia. Nie podobało mi się to, że znowu mam styczność ze smokiem tego Stada. Najchętniej podniosłabym się i wzbiła w powietrze. Teraz jednak, jako uzdrowicielce, nie wypada mi się tak zachowywać. Choć gdy Jad do mnie przyszedł, było to świetne wyjście z sytuacji.
: 07 wrz 2014, 12:16
autor: Pryzmatyczna Łuska
To był ten dziwny smok o niemilym głosie. Głos był odbiciem wnętrza, jej na przykład był piskliwy i cienki jak szpilka, a ona lubiała się wbijać w nie swoje sprawy. Spojrzała niezadowolona na smoka, który miał do niej pretensje. – Nigdy nie jest się za młodym na zwiedzanie i poznawanie nowych smokow. – powiedziała stanowczo. Na pyszczku malował się lekki przymilny uśmiech. Teraz zwróciła się do pozostałych smoków. -Dzień Dobry Duży Szary Smoku, ja jestem Lilia, wyglądasz na zmęczoną, to nie dobrze. – teraz spojrzała na drugiego pisklaka – Ja też cię witam Mały Szary Smoku. – uśmiechnęła się. Mimo wszystko pamiętała co powiedział jej Biały o tej jakiejś kulturze.
: 08 wrz 2014, 16:24
autor: Nathi
Uśmiechnął się szyderczo. Już miał opisać, jakie to niebezpieczeństwa mogą spotkać pisklę na terenach wspólnych, z dala od domu, ale w porę ugryzł się w język. Przecież się "zmienił". Nie mógł teraz tak po prostu wszystko zepsuć, by podręczyć przypadkowe pisklę.
– Chodzi o to, że rodzice mogą się o ciebie martwić – powiedział po chwili namysłu. Zmrużył oczy, jakby próbując sobie przypomnieć, kto mógł być rodzicem tego tutaj pisklęcia. Chyba Bezchmurny z Iskrą? Zdziwiłby się, gdyby spotkał w Życiu jakieś pisklę, które nie jest ich synem lub córką.
– Tutaj? – zwrócił się z powrotem do Zbawienia. – Pochodzisz zza bariery? – zaciekawił się nagle, jakby zapominając o obecności piskląt. Od zawsze ciekawił go ten temat. Ogrom świata, jaki istniał dookoła nich.
: 11 wrz 2014, 9:36
autor: Słodycz Zbawienia
//Zbawienia, nie Ćmienia :D
Spojrzałam na pisklę pachnące Życiem, które przedstawiło się jako Lilia. Kiwnęłam jej lekko łbem. – Zwą mnie Słodycz Zbawienia. – przedstawiłam się i przeniosłam zmęczone spojrzenie moich szarych ślepi na Białego Kolca. – Owszem. Wychowałam się za barierą i kilkanaście księżyców temu przybyłam tutaj. – wyjaśniłam. Cóż, większości raczej nie dziwi, gdy smoki przenoszą się zza bariery tutaj. Pod bariera jest spokojniej i bezpieczniej. Ja nigdy nie zrozumiem, dlaczego smoki postępują na odwrót. Chyba, że tak jak Jad, odchodzą na chwilę, by przeżyć kilka niebezpiecznych przygód. Ale tak na zawsze? Nie, nigdy bym się na to nie zdecydowała. – A ty? Wyklułeś się tutaj?
: 11 wrz 2014, 22:20
autor: Pryzmatyczna Łuska
Zamrugala oczami. Bariera? Pierwszy raz usłyszała to słowo w jego ,,dużym" znaczeniu. Czyli ich świat był czymś ograniczony? Ciekawe... Kolejny bardzo miły smok z Ognia.
– Ja się wyklulam tu... – powiedziala chociaż pytanie nie było kierowane do niej. – Slodyczo Zbawienia czy znasz Mokradlo? Jego mama to Cmienie Maddary. – zapytala z czystej ciekawosci, a może z chęci pochwalenia się że ma znajomych z Ognia. Pewnie to drugie. Przycupnela wygodnie na łapach i czekała na odpowiedź smoczycy.
: 13 wrz 2014, 11:00
autor: Nathi
Spojrzał na Zbawienie jeszcze raz, tym razem jednak w zupełnie inny sposób. Jakby chciał odnaleźć w jej oczach coś, co mogłoby wskazywać na to, że żyła poza barierą. Oznaka dzikości? Ból, cokolwiek? Wiedział, że życie poza Wolnymi Stadami wygląda inaczej. Ale czy aż tak inaczej, jak to sobie wyobrażał? Czy może po prostu ma się tam trochę więcej zagrożeń? Czy smoki też żyją w stadach? Wiedział, że Stado Cienia, nim stało się Stadem Cienia wśród Wolnych Stad, również było jednym stadem, z bardzo dalekich ziem.
– Wyklułem się w Obozie Życia, w jaskini smoczycy, która znalazła nasze jaja – nie wspomniał, dlaczego użył liczby mnogiej. Rzadko chwalił się bratem, którego zabił, gdy jeszcze byli pisklętami. – A Równinni? Nie jesteś jedną z nich, masz przecież skrzydła. Żyłaś w jakiejś grupie, stadzie, które stawiało im opór? Nie wierzę, że młode pisklę samo przeżyło wśród terenów smoków z Równin – stwierdził, nie zwracając w tej chwili większej uwagi na Lilię.
: 17 wrz 2014, 11:55
autor: Słodycz Zbawienia
Ja jednak zwróciłam uwagę na Lilię, choć nie było mi to na łapę. I tak byłam już zmęczona, ale nie zamierzałam odprawiać jej, skoro zachowywała się jak należy. – Znam Ćmienie Maddary, jednak jej piskląt jeszcze nie miałam okazji poznać. – powiedziałam, uśmiechając się delikatnie. Co prawda byłam przy wykluciu dwojga z nich, ale Mokradła tam nie było. Czyli musi być nieco młodszy od tamtych dwóch samiczek. Po chwili przeniosłam spojrzenie mych szarych ślepi na Białego. – Właściwie to wywodzę się od smoków wolnych stad. Wiele, wiele księżyców temu jedna z tutejszych uzdrowicielek wychowała jedno ze swych piskląt poza barierą. I tak jakoś żyliśmy, z pokolenia na pokolenie. Ciężko nazwać nas stadem. W najlepszych czasach było nas w grupie sześcioro, siedmioro osobników, ale nie sypialiśmy w jednej okolicy. Im mniejsza grupa, tym łatwiej ukryć się przed równinnymi. Nie szukaliśmy zwady, więc nam to odpowiadało. – wyjaśniłam. No tak, wiele smoków, które się tutaj wychowało, interesuje się życiem poza barierą.
: 20 paź 2014, 22:56
autor: Pani Wojny
Runa Ognia przybyła pod Białe Drzewko i przysiadła wygodnie pod jego gałęziami, owijając przednie łapy ogonem. Rozglądała się dookoła z uwagą, strzygła uszami czujna na najlżejszy dźwięk i węszyła intensywnie. Wszystko po to, by nie zostać zaskoczoną przez Uśmiech Cienia przy ich bardzo ważnym spotkaniu w tym miejscu.
To byłaby katastrofa, gdyby opinia o braku doświadczenia młodej przywódczyni stała się prawdą z racji braku ostrożności.
: 01 lis 2014, 1:12
autor: Uśmiech Szydercy.
Dość mocno spóźniony, Szyderca w końcu zjawił się na umówionym miejscu. Nie starał się być przesadnie cicho. Nadleciał od strony areny – a jakże – niosąc za sobą odór krwi. Na barku miał świeże, krwawe blizny, zaś podbrzusze i łapę dość mocno poparzoną, nie przejmował się tym jednak. W przeciwieństwie do Runy, był ryzykantem i sprawiał wrażenie niemyślącego racjonalnie.
Wylądował tuż przed nią, zagłębiając szpony w podłożu i szarpnął rogatym łbem, wypuszczając z nozdrzy czarny dym. Jego gruczoł miał pewną wadę, produkując cholerny smog niemal non stop, przez co Przywódca Cieni miał ciągłe chrypę, a dym ulatywał z pyska i drapał go w gardło.
– Witaj, papużko – wymruczał na powitanie, po czym skłonił łeb w pełnym kurtuazji geście, jednak kulturalny obrazek zniszczył szeroki, drapieżny uśmiech. – Zastanawiam się, czy to moja poprzeczka spadła, czy to ty wypiękniałaś od naszego ostatniego spotkania, jednak stawiam na to drugie – rzekł i puścił smoczycy "oczko".
: 03 lis 2014, 10:36
autor: Pani Wojny
– A może po prostu coś ci uszkodziło też łeb, oprócz zadania innych ran – stwierdziła dobrodusznie Runa, uśmiechając się wesoło do Uśmiechu Cienia – Dziękuję za przybycie. Chciałam porozmawiać o pakcie, który proponowałeś jeszcze mojemu poprzednikowi – przekrzywiła łeb na bok, a na jej pysku pojawił się dość suchy uśmiech.
Czy Uśmiech w ogóle pamiętał o tym? Może zdarzyło się to tak dawno, że już nie był tym zainteresowany? Nigdy nie wiadomo.