Strona 3 z 42

: 21 kwie 2014, 11:47
autor: Uskrzydlony Marzeniami

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Złudzenie przechylił lekko bok na lewo. Winna Łuska zachowywała się... dziwnie. Jakby coś ją swędziało pod łuskami.
– Chodzisz jak smok, który nie może oderwać łapy od podłoża. Jak zamierzasz coś znaleźć? Obracając się wokół własnej osi? To nie zadziała. – odparł, a krótki ruch jego łba miał oznaczać, że Łuska ma kontynuować szukanie, tylko w nieco bardziej uporządkowany sposób.

: 22 kwie 2014, 8:25
autor: Zabójczy Umysł
//Kolor to czynności, które wykonuję. Resztę? Można przegapić xD

Czy ten Przywódca jest ślepy czy co? Jaka własna oś! Czy widzieliście, ba! czy nawet słyszeliście, żeby jakakolwiek smok, czy jakieś inne zwierzę, szukając czegoś, kręcił się jak bąk? Nie? I macie rację, bo ja również. W ogóle co to za dziwny zwyczaj, aby wmawiać komuś coś, czego się nie robi. – No przecież idę do przodu! I to w dodatku JAK! – na krytykę odpowiedziałam momentalnie, bez zastanowienia się. Zresztą jak zwykle! Tonem, wskazującym na irytację, kpinę i jeszcze czymś, co nawet ja sama, na daną chwilę, nie potrafiłam zidentyfikować. Coś za dziwnie to zabrzmiało. I to w dodatku jak! Zupełnie jakbym tłumaczyła komuś no ... nie całkiem sprytnemu, a za takiego właśnie miałam samca, przynajmniej w danej chwili, gadowi – Unoszą jedną łapę w górę, potem dołączam do niej drugą, i tak po kolei. Jak przy marszu! – cóż, skoro Życie (też dziwne miano mamy!, no naprawdę?!) nie widzi tego co robię, to znaczy, że idę, to trzeba mu, najwidoczniej, to przekazać. Cóż, gdyby moje ślepia mogły by sypać iskrami, to Przywódca mógłby się poczuć zagrożony. Mocno zagrożony! Ha! Ja na jego miejscu bym się poczuła, bo znałam swoje możliwości. Znałam samą siebie. Niepozorna, ładna, ale furiatka! Pfff .. Ale, ale ... coś się jednak dzieje. Czemu? Bo zmieniłam, nieco, swój chód. Skradanie znałam, więc kroki dostosowałam do niego. A może nie do niego? Hm. No nie ważne. Ważniejsze było to, że chcę jak najszybciej zakończyć tą naukę, i mieć już dorosłą rangę. Wreście! Dlatego też, nie wdałam się w żadną pyskówkę, z której również byłam znana. Starałam się poruszać bezszelestnie, cokolwiek to znaczy, ale na swoje możliwości, rzec jasna, nie zmieniając przybranej pozycji. Jakiej? No takiej, która pozwala mi spokojnie, bez przeszkód wodzić po partiach ów lasu, oraz takiej, abym mogła się jakoś poruszać. Unikałam nadeptywania na gałązki, liście, szurania podbrzuszem bądź ogonem, ewentualnego ich kontaktu z nisko położoną roślinnością i innymi rzeczami. Co jeszcze? No szukałam! Mierzyłam otoczenie wzrokiem ziemię, poszukując odcisków. Także zadeptanej trawy, roztrzaskanych gałązki, resztek pożywienia, kępek sierści ... Obracałam łeb dookoła, szukając tych czynników od każdego kierunku. Wypatrywałam także ułamanych gałązek drzew i krzewów, liści, które zostały w sposób nienaturalny strącone z krzaków, zerwaną korę z drzew, łuski, które w wyniku tarcia się nań osadziły. Powtarzałam to niejednokrotnie i zamierzała robić to do skutku. Szelest drzew, świst wiatru, świergot nielicznych ptaków – to Te wszystko postanowiłam zignorować. Natomiast kiedy słyszałam jakiś dźwięk, od stawianie kroków, oddech, pomruki poprzez trzaski łamanych gałęzi, szelest, który docierał do uszu nagle i równie szybko się kończył, aż do odgłosu tarcia, bardzo szybko na to reagowałam. Kierowałam się w tamą stronę. Co prawda, nie miałam wyostrzonego węchu, ale nawet każdy smok, nawet ten ciapowaty, potrafi wyczuć ofiarę z pewnej odległości. Ignorowałam zapachy liści, woń podłoża, drewna, mniejszych żyjątek i ich odchodów. Przy czym, gdy węszyłam, wykonywałam to to przy ziemi, to nad nią, unosząc łeb i nabierając powietrze, identyfikując i analizując. Do tego, Poruszałam się ni to w ślimaczym tempie, ni to w przyspieszonym. Nie chciałam pominąć żadnego istotnego śladu.

: 24 kwie 2014, 11:29
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Złudzenie jednak nie zwracał najmniej uwagi na Winną. W mgnieniu ślepia znalazł się przy niej i zrobił to samo, co na zebraniu. Jednym, szybkim, płynnym ruchem złapał ją za kark i przydusił do ziemi, zmuszając jej ciało do przylgnięcia do śniegu, jeśli nie chciała sobie złamać karku. Łapy musiały się pod nią ugiąć. Sam Życie nie należał do najsilniejszych smoków, ale z pewnością dzięki płci, wieku i profesji miał przewagę nad Adeptką. Zbliżył pysk do jej ucha, a z jego gardzieli wydobyły się ostre, choć spokojne słowa.
– Albo zaczniesz się zachowywać normalnie, albo zdegraduję cię do pisklęcia i do trzydziestego księżyca życia nie będziesz mogła wychodzić z obozu. – nie warczał ani nic. Mówił spokojnie.
– Zważ na to, do kogo i jak się odzywasz.

: 25 maja 2014, 12:43
autor: Krzyk Honoru
Wybrałem się na kolejny trening dokształcający. Miałam zamiar znów poćwiczyć jedną z czynności podstawowych, jaką jest skok. Nie żebym bardzo tego chciał, ale po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że może się to przydać. Dlatego też wybrałem jak najbardziej odludne miejsce, by nikt nie był świadkiem jak łamaga uczy się skakać.
No i tak padło na Mały Wodospad. Dla pewności rozejrzałem się wokół. Nikogo. Zero żywej duszy. I bardzo dobrze!
To teraz mogę zabrać się za naukę.
Najpierw jednak musiałem znaleźć parę punktów, które przydadzą się do treningu. Jakieś przeszkody, czy coś... Jakiś stary pień drzewa na pewno się przyda, ale nic więcej tu nie ma...No chyba, że zacznę przeskakiwać przez kałuże. Nie....Stworzyłem więc sobie jeszcze dwie przeszkody. Ładnie wygładzony kamień, na tyle wysoki, by trzeba było go przeskoczyć i jeszcze jeden pień drzewa, tylko znacznie szerszy od tego realnego.
Teraz to już na prawdę mogę zacząć.
Podszedłem do tego prawdziwego konara. Ustawiłem się w pozycji do skoku. Ugiąłem łapy, uniosłem bardziej ogon. Nie był może całkiem usztywniony, ale też nie latał bezwładnie tak, jak mu się podoba. Przeniosłem ciężar ciała na tylne kończyny i wybiłem się energiczne ku górze. Przycisnąłem do siebie mocniej skrzydła tak. Lądując moje łapy ugięły się lekko tuż nad ziemią. W ten sposób zamortyzowałem lądowanie i nie było one tak bolesne. Ogon balansował delikatnie utrzymując mnie w równowadze.
Przeskoczywszy tę przeszkodę podszedłem do większego pnia. P oraz kolejny ugiąłem łapy. Wybiłem się mocniej z tylnych łap. Wskoczyłem na pień, a zaraz potem wybiłem się po raz kolejny energicznie zarówno z zadnich jak i z przednich łap. W trakcie tego hmmmm lotu, ustawiłem ogon tak, by nie tracić równowagi, gdy lekko przechyliłem się na prawą stronę szybko naprawiłem to manipulując ogonem. Skrzydła dalej przyciskałem mocno do ciała, tak, by mieć pewność, że nagle się nie otworzą. Przygotowałem kończyny do lądowania. Wyciągnąłem je na wysokość brzucha. Ugięły się lekko, gdy pazurami dotknąłem mokrej ziemi. Dzięki temu moje lądowanie było zamortyzowane. Zaraz po przednich łapach dołączył do nich i tylne, a ogon balansując delikatnie utrzymał mnie w odpowiedniej pozycji.
Podszedłem do kamienia. Była to chyba największa przeszkoda. A co mi tam.....
Cofnąłem się lekko. Zacząłem biec truchtem. Byłem jeszcze daleko od kamienia, gdy zacząłem przyspieszać. Nabrałem prędkości i tuż przed kamieniem wybiłem się mocno z tylnych łap. Przednie podkuliłem tak, by nie zahaczył w trakcie lotu o głaz. Skrzydła przycisnąłem jeszcze mocniej do ciała. Ogon cały czas w gotowości pomagał mi utrzymać równowagę. Wyciągnąłem przed siebie przednie łapy do lądowania. Ugiąłem je lekko, a zaraz po nich dołączył tylne. Poczułem nieprzyjemny ból w jednej z łapy. Ał...chyba jednak nie wylądowałem tak, jak chciałem.
Zatrzymałem się i usiadłem na moment nad wodospadem. Muszę odpocząć, a potem potrenuję jeszcze chwilę, a tym razem co innego.
Woda wodospadu mieniła się ładnie w słońcu. Odbijała promienie niczym pryzmat tworząc różnobarwną tęczę. Potarłem łapę, która zabolała przy skoku. Nie, dziś już nie będę bawić się w skakanie. Za wiele mnie to kosztuje. Teraz natomiast potrenuję lot. Niby latam cały czas, ale moja technika i tak nie jest za idealna. Przyda się więc trochę ćwiczeń. Wstałem z ziemi i otrzepałem się z wilgotnego śniegu, który przywarł do moich łusek.
Odetchnąłem głęboko, jakby się zabierał za czarowanie. Zapewne będzie mnie to kosztować tyle samo wysiłku....
Zacząłem biec. Najpierw truchtem, ale z każdym wybijanym przez moje łapy rytmem, tępo mojego biegu się zwiększało. Odbiłem się tylnymi łapami od zaśnieżonej ziemi jak najwyżej. Będąc już na tyle wysoko, że zaraz zapewne zacząłbym spadać rozłożyłem skrzydła. Poczułem delikatne szarpnięcie, gdy moje skrzydła stawiły opór sile grawitacji. Zacząłem energicznie machać moimi pięknymi skrzydłami tak, by wzbić się jak najwyżej. Podwinąłem łapy pod siebie, by nie zwisały luźno, ogon natomiast balansował utrzymując mnie w równowadze. Przechyliłem się ku przodowi tak, by moja sylwetka była bardziej w poziomie niż pionie. Moje skrzydła wykonywały miarowe, przemyślane ruchy. Zero chaosu. końcu tylko spokój może nas uratować, jak to powtarzał mój tata. Machałem więc skrzydłami wpadając w swoisty rytm. Poruszały się z góry na dół, jednocześnie lekko odpychając od siebie powietrze.
Zacząłem przyspieszać. Mięśnie na pewno zdążyły się już rozgrzać, a tak wolny lot jest w gruncie rzeczy nudny.
Usztywniłem skrzydła i ustawiłem je lekko po skosie w momencie, gdy zarzuciłem łbem w lewo by moje ciało stworzyło łuk. Tak, jak przy biegu najpierw łeb, potem szyja a na koniec reszta ciała. W ten sposób wykonałem skręt, ale nie prostując sylwetki dalej po łuku krążyłem w górze wykonując koła. Od dużego, po coraz mniejsze.
Gdy poczułem, że zaczyna mi się kręcić w głowie wyprostowałem się i wyrównałem lot. Moje skrzydła znów zaczęły wybijać miarowy rytm. Zagarniałem powietrze pod siebie i wypychałem je do tyłu.
Na zakończenie tego krótkiego treningu zacząłem wzbijać się jeszcze wyżej. Leciałem ku słońcu, które zaczynało coraz bardziej ogrzewać moje skrzydła. Promienie słońca przyjemnie grzały, a wiatr nieco chłodzi. Ah...idealna mieszanka. Nie za gorąco i nie za zimno.
Gdy znalazłem się wystarczająco wysoko zrobiłem szybki zwrot. Wykonałem coś na kształt fikołka. Usztywniłem skrzydła, zanurkowałem łbem w dół i odwróciłem się tak, by znaleźć się właśnie głową w dół. Złożyłem skrzydła. Tak, dokładnie tak. Złożyłem j. Poczułem jak moja prędkość znacznie się zwiększa. Powietrze wdzierało się do moich płuc boleśnie, chłostało mój pysk i wyciskało z oczu łzy. Jakie to niesamowite uczucie!
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Dopiero, gdy zacząłem niebezpiecznie zbliżać się do ziemi rozłożyłem skrzydła. Szarpnęło mną i zarzuciło. Wystarczyło jednak po manipulować trochę ogonem, by odzyskać równowagę. Ustawiłem się tak, by było mi wygodnie, a więc już nie łbem do ziemi, ale bardziej w poziomie. Skrzydła zaczęły wykonywać miarowe ruchy, powolne tak, bym utracił większość swej prędkości. Zagarniałem powietrze pod siebie i wypychałem za siebie.
Gdy znalazłem się już bardzo blisko ziemi wyciągnąłem przed siebie przednie łapy. Gdy pazurami dotknąłem zaśnieżonego podłoża ugiąłem łapy i wylądowałem zgrabnie. Pomogłem sobie ogonem. Balansując nim delikatnie utrzymałem równowagę.
Przebiegłem kawałek truchtem tracąc resztę prędkości i zatrzymałem się. No i to by był chyba koniec.

: 15 cze 2014, 13:34
autor: Jadowity Kolec.
Jadowity miał wolny czas, więc poprosił niejakiego adepta Życia o naukę magii. Wojownik musi mieć opanowane te umiejętności, żeby być w stanie obronić się przed magicznym atakiem. Nie można opierać się tylko na brutalnej sile i swoich mięśniach. Maddara jest w każdym smoku, więc warto ją w sobie obudzić. Nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać. Czy to w walce, czy na polowaniu. Ale przejdźmy już do rzeczy. Samiec przybył nad mały wodospad. Usiadł wygodnie na zimnym śniegu i cierpliwie wyczekiwał przybycia swojego nauczyciela. Otrzepał lekko łeb i zaczął się zastanawiać. Jaki może być ten nowo poznany, przyszły czarodziej? Czy będzie agresywny, a może spokojny i zrównoważony, tak jak Jadowity? Czas pokaże. Oby był dobrym nauczycielem i umiał przekazywać wiedzę.

: 15 cze 2014, 14:00
autor: Złamany Kolec
W końcu przybył i adept życia przedzierając się mozolnie przez śnieg, jednak po dostrzeżeniu Jadowitego przyśpieszył kroku aby móc wkrótce stanąć przed drzewnym. Przytknął mu wtedy powitalnie łbem przy okazji strącając z niego śnieg, a aby dokończyć robotę potrząsnął skrzydłami by pozbyć się resztek puchu z grzbietu.
-Witaj, jestem Dębowy Kolec. Chodzi o magię, tak?– spytał ognistego. Ostatnio jeśli chodziło o magie cały czas miał z nimi do czynienia, ale nie sprawiło to dla niego problemu. Uczniowie przeczyli uprzedzeniom jakie posiadał w kierunku stada ognia więc był optymistycznie nastawiony na oczekiwaną naukę.

: 15 cze 2014, 14:08
autor: Jadowity Kolec.
Samiec widząc Dębowego wstał, otrzepał się ze śniegu i również kiwnął mu na powitanie głową. Przyjaźnie, ale delikatnie się uśmiechnął – Witaj, jestem Jadowity Kolec, starszy adept Ognia. Dziękuję, że zgodziłeś się mnie uczyć. Chciałbym zacząć od magii precyzyjnej, jeśli to dla Ciebie nie problem – smok przechylił łeb nieznacznie w lewo, aby lepiej widzieć Dębowego. Tak, od razu widać, że to przyszły czarodziej. Ale jakiej może być rasy? Chyba miał w sobie krew górskich, a może drzewnych? W sumie mógł być także jaskiniowym. Powietrznym na pewno nie, gdyż są to spore smoki o szczupłej muskulaturze. A życiowy był krępej budowy. Tak, musi być jaskiniowym. Leniwy za dnia, przeciętnej wielkości, rogi na głowie. Jadowity nie miał już wątpliwości. Dębowy zrobił na swoim uczniu pozytywne, pierwsze wrażenie, więc nauka powinna być porządna, przyjemna, i przede wszystkim przynieść pożądane efekty. Jadowity w duszy cieszył się, że już dzisiaj opanuje sztukę kierowania magią.

: 15 cze 2014, 15:19
autor: Złamany Kolec
-Miło cię poznać, a poza tym to żaden problem- odparł potrząsając łbem z uśmiechem i z kolei to on przysiadł na śniegu, zresztą ciężko jak to mogło by się spodziewać po smoku jego postury.
-Zapewne wiesz, że magia jest nazywana również maddarą?– spytał nie zbyt pewny jaki zakres wiedzy ma w tym temacie ognisty. Zdecydował się więc podzielić to kilkoma informacjami, które nawet jeśli starszy adept znał nie powinny znacząco przedłużyć nauki -To cząstka ofiarowana nam przez bogów, z której możemy tworzyć rzeczy z ograniczeniami co do naszej wyobraźni i zasobów many. Pierwszym, którym odkrył jej właściwości była bogini Naranlea dzisiejsza patronka inteligencji... No to przejdźmy to praktyki- zakończył i tyle, mogli zaczynać.
-By użyć maddare musisz się najpierw wyciszyć i skupić aby móc odnaleźć jej źródło. Znajduje się ono w nas i choć nie ma co do tego pewności, większość opisuje jego dokładniejsze położenie jako w umyśle. Co do poszukiwań, trudno mi to objaśnić lub dać bardziej konkretne wskazówki, a w każdym razie oprócz tego, że jak już znajdziesz źródło nie będziesz mieć wątpliwości. Trzeba po prostu trochę pobłądzić w umyśle, aż na chybił trafisz- odparł wzruszając barkami. Taka natura magii – trudno w niej szukać konkretów, a sama od nas ich wymaga.

: 15 cze 2014, 15:26
autor: Jadowity Kolec.
Samiec kiwnął jeszcze raz głową i również usiadł, w odległości ogona od Dębowego – Tak, to wiem – odpowiedział krótko na pierwsze pytanie. Jednak gdy smok zaczął opowiadać o maddarze trochę więcej, Jadowity słuchał uważnie i z zainteresowaniem. Każda wiedza się przyda, nawet ta niezbyt przydatna. Zgodnie z pierwszym poleceniem nauczyciela smok oczyścił umysł. Z nieistotnych spraw, przykrych wspomnień i pozostałych rzeczy tak, aby móc się skupić na swoim zadaniu. Wyciszył się i rozluźnił, skupiając jedynie na poszukiwaniach magii. Czuł ją odrobinę, krążyła gdzieś po jego umyśle, błąkając się tu i ówdzie. Była niczym zagubione pisklę, które nie ma gdzie się podziać. W końcu, po długich poszukiwaniach Jadowity zdołał zatrzymać maddarę w jednym, konkretnym miejscu, aby móc się skupić na niej. Teraz wiedział, gdzie jest ona dokładnie, i mógł przystąpić do kolejnego zadania.

: 15 cze 2014, 15:57
autor: Złamany Kolec
Właściwie zdążył się już przyzwyczaić do ożywienia w oczach jakie towarzyszyło dotychczas po dokonaniu zdania u uczniów, ale uznał, że Jadowity nie musiał tak tego odczuwać jako przyszły wojownik. Zresztą to wywnioskował po jego (bardzo)silnej posturze typowa dla tej profesji, a mimo tego nie cechował się drwiną do magii albo przynajmniej nie traktował na tyle lekko by się nie skupić na zadaniu. Pokiwał łbem z uznaniem i zaraz dodał przyciszonym, spokojnym tonem by nie rozproszyć ognistego.
-Teraz wyobraź sobie bardzo dokładnie jakiś przedmiot, ze wszystkimi szczegółami. Wygląd, jakie jest w dotyku, waga, umiejscowienie... Na początek polecam coś prostego choć jak wolałbyś spróbować z czymś trudniejszym, nie bronię. Samą maddare na razie zostawmy i skupmy się na wyobrażeniu, dopiero zaraz nam się przyda- po tych słowach zmilknął przypatrując się Jadowitemu w oczekiwaniu.

: 15 cze 2014, 16:09
autor: Jadowity Kolec.
Jadowity nie był typowym wojownikiem. Nie czuł odrazy do magii. Tolerował ją, nie widział nic złego w jej używaniu. Każdemu kiedyś się ona przyda. A więc teraz czas na uruchomienie swojej wyobraźni. Smok w myślach wyobraził sobie coś naprawdę nietypowego. Był on jednak kreatywny, wiec można było się tego po nim spodziewać. Tworem był wąż o długości około jednej czwartej ogona. Ważył jakiś kilogram. Miał czarne, połyskujące łuski. Oczy były szkarłatnej barwy. Miał być śliski w dotyku i bardzo zręczny. Szybki, syczący, typowy wąż. Wijący się po śniegu, wyraźnie na nim widoczny. Ale to nie wszystko. Miał on także trójkątną głowę, jak u żmij. Jego rozwidlony język był długi, ciemnofioletowy, podobnej barwy co łuski Jadowitego. Miał on także rzucać cień, czarny, taki jak ciało. Brzuch węża natomiast cechował się matową, pomarańczową barwą. Ogon był nieco grubszy od reszty ciała, ale była to różnica góra dwóch łusek. Po wyobrażeniu sobie owego tworu delikatnie skinął głową Dębowemu na znak, że wykonał polecenie.

: 15 cze 2014, 16:31
autor: Złamany Kolec
Widząc znak pokiwał łbem i kontynuował.
-Postaraj się nie dać rozmazać wyobrażeniu, gdy będziesz musiał na chwilę skupić uwagę na czymś innym. Otóż musisz wrócić do wcześniej wspomnianego źródła i zaczerpnąć trochę maddary by tchnąć lub przelać ją w swój obraz. Trzeba jakoś połączyć magię z wyobrażeniem by mogło się pojawić ono w rzeczywistości- odparł wzruszając barkami na znak bezradności jeśli chodziło o dalsze wytłumaczenie.

: 15 cze 2014, 16:38
autor: Jadowity Kolec.
Słuchał Dębowego uważnie, jednocześnie starając się nie stracić tworu z wyobraźni. Musiał jednak wrócić do źródła maddary, by móc jej użyć. W tym celu skupił się jeszcze bardziej, za wszelką cenę starając się zatrzymać węża w umyśle. Zaczął więc szperać w nim. I znowu magia była niczym pisklę, które nie zna drogi do domu. Błąkała się po całym ciele, co rusz się ją znalazło, to ta znikała. Była to zabawa w kotka i myszkę. Z tym że ta myszka wcale nie miała zamiaru się poddać. Więc jeszcze więcej skupienia. Aż dziwne, że Jadowitego nie rozbolała głowa. Szukał on mozolnie tej maddary, ale bez skutku. Nie było jej tam, gdzie była wcześniej. Ale w końcu przełom. Wróciła ona do swojej poprzedniej lokacji, więc teraz samiec mógł za jej pomocą otworzyć swojemu tworowi bramy do rzeczywistości. I to właśnie teraz starał się zrobić.

: 15 cze 2014, 17:03
autor: Złamany Kolec
W pierwszym momencie Dębowy wzdrygnął się na nagłe pojawienie węża co już było dobrym znakiem skoro twór by na tyle realistyczny, że jaskiniowy poczuł się zaskoczony nagłym pojawieniem zwierza. Skierował pytające spojrzenie w stronę Jadowitego i nie musiał czekać na odpowiedź wyciągając wniosek z braku spodziewanej reakcji na gada. Wraz z tym potrząsnął łbem z uznaniem z powrotem przyjmując spokojny wyraz pyska również zabarwiony zadowoleniem.
-Tego jeszcze nie spotkałem- póki co żaden z uczniów nie wybrał formy swojej pierwszej iluzji jako żywe stworzenie -Dobra robota choć to jeszcze nie koniec. Teraz zmień rozmiar i kolor węża. By to zrobić zaprowadź zmiany w wyobrażeniu w umyśle, a później znowu tchnij maddare. Wraz z zamianą obrazu jego postać w rzeczywistości powinna również się zmienić- odparł przypatrując się stworzeniu.

: 15 cze 2014, 17:09
autor: Jadowity Kolec.
Jadowity skinieniem łba podziękował za uznanie i zabrał się za zmiany. Samiec w wyobraźni widział, jak wąż robi się dwa razy dłuższy, czyli ma długość połowy ogona. Wraz z tym zrobił się dwa razy cięższy, ważąc teraz aż cztery kilogramy. Stał się przez to grubszy i powolniejszy. Nie był już taki zręczny i szybki. Teraz kolor łusek. Miały one za zadanie zmienić kolor z czarnego na zielony. Piękna, żywa zieleń. Natomiast brzuch zwierzęcia miał być śnieżnobiały, jak oczy i szyja Jadowitego. Oczy także zmieniły barwę ze szkarłatnej na błękitną. Jedynie kształt głowy pozostał bez mian: trójkątny. Ponadto wąż miał unieść się, i niczym kobra podnieść skórę na szyi, tworząc coś w rodzaju kapturu. Krótko mówiąc, z zwykłego, czarnego węża miała powstać zielona kobra. Następnie smok ponownie wziął się za poszukiwanie maddary. Tym razem znalazł ją dość szybko i tchnął w wyobrażenie, czekając na rozwój sytuacji.

: 15 cze 2014, 17:19
autor: Złamany Kolec
Uznania ponownie zagościło na pysku Dębowego, gdy uważnie przyglądał się kobrze. Pochylił się nad nią oglądając ją z różnych stron i perspektyw by w końcu wrócić za swoje miejsce.
-Po raz kolejny robra robota więc możemy przejść do ostatniego zadania. Spraw by wąż wykonał jakiś konkretny ruch jak zatoczenie koła. By to zrobić wystarczy się posłużyć tym samym sposobem co powszednio jakim jest ponowne tchnięcie maddary. Z tym że wyobrażamy sobie jakąś akcje- odparł, a ślepia z ciekawością ponownie powędrowały w stronę iluzji.

: 15 cze 2014, 17:27
autor: Jadowity Kolec.
Jadowity uważnie obserwował swój twór, a następnie wziął się za ostatnie zadanie, które miał wykonać. W wyobraźni widział, jak kobra wysuwa swój rozwidlony język. Miała to być zwykła, codzienna reakcja, w końcu język pełnił u węży rolę węchu. Ale to naturalnie nie wszystko. Zwierzę miało także pochylić szyję nieznacznie do tyłu, a następnie błyskawicznie skoczyć do przodu, zupełnie, jakby chciało ukąsić. Miało wtedy utworzyć paszczę i pokazać ostre kły, z których miały sączyć się kropelki bursztynowego jadu. Następnie kobra miała syknąć i popełznąć pół ogona do przodu, w stronę Dębowego. Następnie tchnięcie maddary i Jadowity czekał na rozwój sytuacji.

: 15 cze 2014, 18:17
autor: Złamany Kolec
W pierwszej chwili Dębowy powtórzył reakcje z pojawienia się węża choć tym razem szybko się opanował i spoglądał na kobrę z z mieszanką rozbawienia oraz zadowolenia.
-Gratulacje, właśnie oficjalnie opanowałeś magię precyzyjną. A skoro spieszno ci z atakowaniem, to co powiesz na teraz naukę tego rodzaju magii?– spytał podnosząc wzrok na Jadowitego.

//MP raport

: 15 cze 2014, 18:27
autor: Jadowity Kolec.
Samiec uśmiechnął się, a na zakończenie i skwitowanie nauki Jadowity wyobraził sobie ostatnią reakcję kobry. Podpełzła ona do Dębowego i owinęła wokół jego ogona, a następnie rozpłynęła się w powietrzu – Dziękuję bardzo. Byłbym wdzięczny, gdybyś nauczył mnie tej części magii – powiedział spokojnie, z delikatną nutką wdzięczności. Czyli magię precyzyjną miał opanowaną. To dobrze, bo czuł, że powoli przypomina sobie co i jak. Wraca do poprzedniego stanu, jeszcze zanim doznał załamani apsychicznego po stracie rodziny.

: 15 cze 2014, 19:35
autor: Złamany Kolec
-Chętnie też się zajmę magię obronną, ale to później...– odparł z wesołą nutą podnosząc się na łapy. Wyprężył grzbiet dla rozruszania i zaraz stał zwarty oraz gotowy choć jeszcze nie nadszedł czas praktyki.
-Zanim zaczniemy powiedz czym możemy atakować? Przykładowo taki ogień choć wybór nie ogranicza się tylko to żywiołów- rzekł trochę zwiększając dystans do Jadowitego. Gdy zaczną będzie im on potrzebny do swobodnego tworzenia ataków.

: 15 cze 2014, 19:49
autor: Jadowity Kolec.
Jadowity również wstał, ale został na swoim miejscu. Po chwili zastanowienia odpowiedział – Właściwie nie ma co do tego ograniczeń. Atakiem może być wybuchający liść czy kamienny stożek, zakończony ostrym kolcem. Może to być także z pozory zwykłe piórko, które nagle zaczyna płonąć. Co tylko wpadnie do głowy – powiedział krótko. W tej technice faktycznie można było robić, co się chce. Nawet najgłupszy pomysł może okazać się skutecznym atakiem. A przynajmniej z punktu widzenia Jadowitego. Ale co tam, najwyżej Dębowy go poprawi, w końcu na tym polega zadanie nauczyciela. Smok ma wynieść z tej lekcji wiedzę która przyda mu się w przyszłości, więc od czasu do czasu musi przyjąć krytykę.