Strona 20 z 27
: 30 lis 2020, 18:02
autor: Żałobna Pieśń
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Samica czuła się trochę zagubiona. Tyle obcych pysków, tyle różnych smoków głównie z Wody. Brakowało jej trochę tej pewności jaką dawały jej spotkania sam na sam czy spotkania w towarzystwie noo... rodziny. Choć skoro jest partnerką Paqui... Każdy z tych smoków jest jej rodziną. Dlatego mimo zmieszania uśmiechała się do każdego, kto choć dłużej się jej przyglądał, a ona sama to wyłapała.
Przyglądała się występowi ojca szczęśliwa na jego pojawienie się. Zawiesiła spojrzenie na duchu, który kontynuował pieśń i później zajął się rozmową z tą panią "Aderyn". Oh... Z tego co słyszała wywnioskowała, że to partnerki. Jak słodko... I smutno. Odejść bez pożegnania. Ha'ara mocniej wtuliła się w Pasję jakby chcąc dać jej więcej własnego ciepła. Cała rodzinka jej partnerki przedstawiana po kolei. Samiczka starała się zapamiętać jak najwięcej, a na wspomnienie o mamie Jelitku, samiczka uśmiechnęła się do zbliżającego się pyska wyverny.
~ Ja... Emm... Bardzo miło mi was wszystkich poznać choć trochę dużo nowych pyszczków mam do zapamiętania heh...~ Rzuciła dość głośno tak by wszyscy zebrani ją usłyszeli. Łatwo można było zauważyć, że samica jest dość spięta. Nigdy nie była najlepsza w publicznych przemówieniach.
~ Jak Paqusia mnie przedstawiła nazywam się Szarlatańska Obietnica i jestem Plagijką, uzdrowicielką, córką obecnego tutaj Burdiga i Uśmiechu Szydercy. Emm... Dziękuję wam bardzo za zjawienie się choć pewnie to bardziej zasługa Pasji.~ Skończyła jeszcze leciutko przysuwając się do samicy jakby chcąc wepchnąć się w jej bok.
~ Kochanie, mogłaś mi powiedzieć że czeka nas takie przyjęcie. Iii... Nigdy nie słyszałam byś tak mówiła, aż trudno się przyzwyczaić.~ Zachichotała liżąc łowczynię po policzku. Tylko... Co dalej? To chyba nie koniec tej uroczystości.
: 03 gru 2020, 21:41
autor: Pasja Uczuć
Gdy Belenus zniknęła, Paqui zawiesiła jeszcze na dłuższą chwilę wzrok na miejscu, w którym była. Potem mimowolnie przeniosła wzrok na Aderyn. Aż serce ściskała ich rozmowa. To było takie smutne. Pasja, pogrążona w myślach, zdawała się być nieobecna. Myślała o tym, co by było, gdyby... Gdyby nagle któreś stado postanowiło, że nie może się spotykać z partnerką. Gdyby jakiś drapieżnik na polowaniu uznał, że Paqui jest idealnym kąskiem i nie miałby oporów przed odcięciem jej łba. Nie chciała o tym myśleć. Mrugnęła kilka razy ślepiami, wyrywając się z krótkiego transu.
~ Wszystko w porządku? ~ – spytała mentalnie puchatej uzdrowicielki. Dopiero, jeśli uzyskała odpowiedź twierdzącą... ale szczerą, mogła kontynuować.
Pasja zwróciła swój łepek w stronę partnerki. Wyglądała na nieco zestresowaną, ale i – podekscytowaną.
– Paqu baldzo zależało, by jej lodzina mogła poznać Ha'alę. Dużo czasu lazem slędzają, Paqu nie laz sypiała lazem z Ha'alą w glocie. Chciała, by wszyscy wiedzieli, dlaczego Paqu jest taka ladosna za każdym lazem, gdy wychodzi na wspólne. I ważne dla niej jest to, co mówiła. Stalała się mówić tak, jak wszyscy, bo myśli, że tak pokaże, że jej zależy. Choć nadal woli po swojemu. – wyznała jej, skupiając wzrok na szmaragdowych ślepiach. Rozumiejąc, że Ha'arze jednak bardziej odpowiada sposób, w jaki Pasja wypowiada się na co dzień... właśnie tak kontynuowała swoją wypowiedź. A, że nie powiedziała nic wcześniej... no nie mogła jej zepsuć takiej niespodzianki!
– Paqu chciałaby powiedzieć coś więcej jeszcze. – zaczęła kładąc swoją lewą przednią łapę na barku Obietnicy. Mała samica mogła poczuć, jak kończyna lekko drży. Co planuje Paqui? Drzewna samiczka zestresowała się w sumie bez powodu. Przecież od początku czuła, co Obietnica może jej na to wyznanie odpowiedzieć. Choć kto wie, może sama jeszcze się zdziwi.
– Paqu dobrze wie, że ona i Ha'ala się lóżnią. I, że dzieli je glanica tak lóżnych stad. Ale Paqu baldzo kocha Ha'alę. I chciała by być zawsze z nią. Paqu już wie, że Ha'ala ma już własne pisklaki, ale... Jeśli tylko będą chciały, Paqu może je tlaktować jak swoje własne. Może kiedyś Paqu i Ha'arze uda się mieć własne pisklaczki. Tak, jak to było z mamą Lianką i mamą Jelitko! – mówiła szczerze, z czułością. Pasja nie bywała smutna czy nieszczęśliwa, ale Ci, co ją znali... na pewno zauważyli, jak wręcz promienieje szczęściem przy swojej ukochanej. Długo myślała o tym, co właściwie chciałaby jej powiedzieć tego dnia. Gdy wszystko będzie już przygotowane. Gdy będzie idealne. A teraz... cały swój plan mogła wyrzucić do morza. – Paqu nie zostawi Wody. Nie zostawi lodziny. Ale chciała by być zawsze z Ha'alą. By mogła liczyć na Paqu. By Paqu nigdy nie pozwoliła jej skrzywdzić. Choć Paqu wie, że Ha'ala nie potrzebuje ochlony. Bym była z tobą. – słowa płynęły prosto z jej serducha... a może jednak żołądka? Słowa plątały się, zdania mieszały ze sobą. Chciała wyjść na poważną, dorosłą smoczycę, a tak na prawdę zachowywała się prawie jak przestraszone pisklę. Po ostatnich, zamknęła ślepia, wtulając łeb w miękkie futro na szyi partnerki. Robiło się coraz ciemniej, a głównym źródłem światła w najbliższej okolicy stawały się licznie latające ponad wzgórzem świetliki. Nie bez powodu Pasja wybrała akurat to miejsce. Naturalne, żółtozielone, mrugające kropki dodawały jedynie malowniczości temu wzgórzu. Zaczęła bać się, że wyszło sztucznie, bo przecież... Obietnica nie potrzebowała tych wszystkich słów. O uczuciach Pasji wiedziała już od dawna. Paqui jednak nie mogła zmienić już raz wypowiedzianych zdań. Nie mogła ich cofnąć. Mogła tylko żyć z ich konsekwencjami.
: 07 gru 2020, 13:49
autor: Żałobna Pieśń
Lecz jakkolwiek smutne spotkanie dwóch samic nie było. Ha'ara dostrzegała w nim niezwykłe piękno. Piękno miłości jakie potrafi sprowadzić umarłych ponownie na ten świat. Czy to samo stało się wtedy z Thear? Czy i ją do Obietnicy przywiała siostrzana miłość? Ha'ara myśląc o tym poczuła się głupio, zawstydzona własną reakcją z tamtego dnia.
Teraz jednak szybko wyparła wstyd na rzecz wzruszenia. Ciekawe czy gdyby i ona zmarła... Zdołałaby wrócić do Paqui choćby na tak krótką chwilę. Z pewnością by tego pragnęła.
Uśmiechnęła się pogodnie gdy spojrzenia jej oraz Pasji się spotkały. Wyglądała na taką szczęśliwą. Tak energiczną... Szarlatanka mimo niepewności i stresu też była szczęśliwa.
~ Bardzo ładnie mówiłaś kochanie. Choć Ha'ara już przyzwyczaiła się do twojego typowego sposobu mówienia.~ Zachichotała ocierając swój policzek o łuskowaty odpowiednik łowczyni. Musiała trochę wyciągnąć łepek by sięgnąć, ale sam gest był jej bardzo potrzebny. I ciepło jej partnerki również. Skinęła samicy krótko łebkiem gdy ta oznajmiła, że to nie koniec przemów. Bardzo ją ciekawiło co takiego jej Paqusia ma do powiedzenia. Skoro zaczęła tak... Wyniosłą i piękną mową to może być już tylko lepiej prawda. Uśmiechnęła się ciepło gdy łapka łowczyni oparła się o jej bark. Oho... To musiało być coś bardzo ważnego. Spojrzenie uzdrowicielki zdawało się mówić "dasz radę!" i ona sama głęboko wierzyła w partnerkę.
Same słowa Pasji przyjęła z szerokim uśmiechem. Jej pisklęta... Niektóre już były dorosłe, wychowane przez Basiora i sam jeden Shiron wychowany przez nią. Mihr oczywiście pozna Paqui już jako swoją mamę. Ojciec i tak już nigdy się nie pojawi więc... Dlaczego ma jej odbierać jednego rodzica gdy tak wspaniałą drugą mamę ma pod łapą? A samo wyobrażenie posiadania pisklaczka tylko z Paqui... Szarlatance aż ciepło na serduszku się zrobiło na samą myśl i wyobrażenie ich własnej gromadki piskląt.
Kolejne słowa jednak... Szarlatanka nie spodziewała się ich. Nie spodziewała się też, że wypowiedzenie ich będzie tak trudne dla drzewnej samiczki. Gdy jej pyszczek wtulił się w futerko na szyi uzdrowicielki ta westchnęła cicho. Zaraz jednak jej łapka, ta prawdziwa powędrowała na szyję Pasji delikatnie ją gładząc.
~ Wiesz kochanie... Ha'ara też byłaby niezwykle szczęśliwa. Gdybyśmy miały razem pisklęta, mogły ich doglądać wspólnie i dawać im pełną kochającą rodzinę. Byłabym bardzo szczęśliwa gdyby twoja rodzina, która dzięki tobie zebrała się tu dziś tak licznie zaakceptowała mnie i to skąd pochodzę. Paqusiu bo my... Już od dawna zawsze jesteśmy razem. Może nie fizycznie ale tutaj...~ I w tym momencie łapa drobnej samicy z szyi partnerki powędrowała na jej pierś gdzie czuła szybko bijące serduszko.
~ Bo ty w moim jesteś zawsze. I gdy spotykamy się czy to na granicy czy na wspólnych serce Ha'ary raduje się najmocniej jak potrafi. Od zawsze na ciebie liczę, od zawsze cię kocham.~ Powiedziała spokojnie samej wtulając się w łowczynię skrzydłami delikatnie otulając jej boki.
: 22 gru 2020, 12:01
autor: Pasja Uczuć
Gesty, czułe dotyki i miękkie futerko Szarlatanki było tym, co pewien smoczy legwanek uwielbiał najbardziej. Tak ciepło, miło, przyjemnie, gdy serduszko tak radośnie biło. Paqui oczywiście nie oponowała przed okazywaną jej przez partnerkę atencją. Sama, mimo początkowego stresu, trwającego aż do samego końca jej przemówienia, pchała się mocno ku niej. Choć początkowo siedziała wyprostowana, w dosyć poważnej pozie, tak widząc wyciągającą się ku niej Obietnicę, sama obniżyła łepek, by ta nie miała więcej takich problemów. Samo to – przyda się też później. Gesty północnej dawały jej odwagę, gdy zaczynała mówić, oznajmiając wszem i wobec swoje myśli i uczucia. Myśli, że mogła by to zrobić lepiej, inaczej... ustępowały, gdy dostrzegała nawet najmniejsze zmiany w wyrazie pyszczka ukochanej. same słowa, choć mogły wydawać się trudne – grały w duszy Pasji od wielu księżyców. Jednak chęć zadowolenia wszystkich na raz, połączona z pragnieniem, by wieczór ten był wyjątkowy dla ich dwójki – to najbardziej przeszkadzało Pasji w swobodnym wypowiedzenie się dokładnie tak, jak by chciała. Za bardzo myślała o tym, by wszystko wyszlifować na błysk aż do ostatniej łuski – a to nie było konieczne.
Na słowa partnerki Pasja poczuła ukłucie w serduszku. Oj, jak bardzo ona miała rację w swych słowach. Mimo szczerze uśmiechającego się pyszczka drzewnej – jej ślepia przeszkliły się, a po ciepłych, wydętych polikach spłynęły drobne krople.
– Masz lację. – odezwała się w końcu, kierując prawą przednią łapę w stronę piersi partnerki i tam też ją kładąc, zatapiając palce w miękkim futerku. Czując uderzenia serduszka Ha'ary, zbliżyła własny, łuskowaty pyszczek do jej puchatego odpowiednika. Wysunął się z niego rozdwojony język, który w czułym geście zmoczył Obietnicę od żuchwy, aż do samego noska.
– Ha'ala zawsze będzie w selduszku Paqu. I w jej łebku. I głęboko w źlódle. – mówiła szczerze, z wyraźnym przejęciem.
– Paqu baldzo kocha Ha'alę. – dodała na koniec, ponownie wciskając łepek w szyję Obietnicy. Miało być przedstawienie, miał być pokaz, miała na żywo przygotować specjalny posiłek dla zebranych, składający się głównie z owoców... miała więcej planów. Zrezygnowała. Maddara jej była teraz zbyt niespokojna przez szybko bijące serce i tak wiele myśli, wciąż kłębiących się w jej łebku. I w sumie... sama nie wiedziała, co powinna zrobić dalej. Najchętniej po prostu by tak trwała.
: 27 gru 2020, 3:21
autor: Ruda Ciocia
Burdig w pierwszej chwili pomyślał sobie iż palił za dużo ziela i pił za dużo melisy. Jednak dość szybko okazało się że stara Babka nie jest jedynie wymysłem jego wyobraźni. Piastun zawiesił się i najpierw miał wrażenie że całkowicie nie zamierza z nim rozmawiać, nawet nie zamachać mu do cholery jasnej z oddali.
A potem zrozumiał.
Dość szybko bo gdyby sam był w podobnej sytuacji zapewne jego uwaga sama skupiłaby się na ukochanym. A błysk tych zawadiackich kłów sam w sobie był przekazem. Choć serce wciąż drgało, bolało i miotało się boleśnie w objęciach rozpaczy – Chochlik doskonale wiedział że jeszcze będą mieli czas się spotkać. A na rozmowy będzie wtedy cała wieczność! Pogrążył się w gorzkich myślach, patrząc ślepo przed siebie, choć słodkość chwili dalej spływała na niego wraz z goryczą rozstania. Ocknął się dopiero niestety pod koniec przysięgi samiczek, choć potrzebował chwili na przetrawienie ich słów. Było to swego rodzaju jakimś pięknym symbolem miłości żywej i martwej, tego że coś kończy się a co innego zaczyna. Burdig przyklasnął dwa razy a potem, po ostatnich słowach Pasji rzucił w powietrze garść kolorowych płatków które wypełniły scenerię cudownymi kolorami. Belenus już nie było a on chyba został o coś zapytany?
– Nosiła je, drogi Fenie – wtrącił nagle – Bo tak nakazywała tradycja. Kolczyki symbolizowały wejście w dorosłość oraz spotkania nowych, ważnych smoków w naszym życiu. Babunia nie trzymała się tej drugiej za mocno ale.. Tak, robimy je sami! Też chcesz, powiedz gdzie drogi Drapieżny – wyszczerzył kły a potem zaczął wyciągać świecące ozdóbki z torby, nie wszystkie oczywiście pokryte były złotem – Niektóre były srebrne, inne wykonane z kości a jeszcze inne były chyba odłamkami kamieni szlachetnych! Burdig miał tego wszystkiego na pęczki!
– A ja chętnie posłucham o tym zabiciu! Ciekawa sprawa to wstawanie z martwych, chyba ż mówisz o.. Innym zabiciu – No bo przecież zamordować można różnie. Emocjonalnie, psychicznie i tak dalej i tak dalej..
: 14 mar 2021, 19:06
autor: Horyzont Świata
Po długiej wędrówce w końcu dotarł do jakiegoś bardziej przyjaznego miejsca, gdzie mógłby odpocząć od... wszystkiego. W sumie to czuł się po prostu zmęczony fizycznie, potrzebował odstapnąć stąd te ciężkie sapnięcie przy posadzaniu zadka na ziemi. Ułożył się wygodnie na wzgórzu pod drzewami, obserwując na wpół martwą okolicę. Miał nadzieję, że dożyje ponownie pory gdy wszystko jest zielone i pełne życia. Popatrzył na Se'ze, która lewitowała obok niego i była równie zamyślona co on. Niestety nie wiedział co ją dręczyło, dlatego milczał i myślał o swoim przyjacielu.
: 15 mar 2021, 11:42
autor: Agnar
Akurat przelatywał szczęśliwy od strony terenów wspólnych i szykować się do wycieczki w poszukiwaniu swojej nowej jaskini. W końcu kiedyś powinien mieć własne miejsce do spania. Ile można spać pod gołym niebem. W drodze udało mu się zauważyć swojego dziadka. Dawno go nie wiedział i trochę za nim tęsknił więc postanowił wylądować i podejść bliżej co też uczynił.
– Witaj Mistrzu! Czemu nie widziałem cię ostatnio? Myślałem że odszedłeś.
Usiadł obok czekając na odpowiedź, widać było że młody samiec promieniował szczęściem lecz różnił się tylko kilkoma rzeczami od ich ostatniego spotkania. Był lepiej zbudowany i miększy oraz przybyło mu blizn na pysku. Nie były to jednak zmiany które by wywoływały takie szczęście.
: 18 mar 2021, 11:21
autor: Horyzont Świata
Se'ze powiadomiła go, że ktoś znajomy się zbliża z powietrza. Tweed uniósł głowę i przymróżył oczy, patrząc jak jego wnuk ląduje i siada obok niego. Przyjrzał mu się bardzo uważnie, dostrzegając po chwili jego bliznę na pysku. Błoniasty kołnierz przy kłębie opadł, początkowo lekko stercząc na boki. Westchnął cicho, milcząc dość długo ale widać było po nim, że zastanawia się co powiedzieć. W końcu Agnar doczekał się odpowiedzi
– Dlaczego miałbym odchodzić? Jestem po prostu stary Agnarze i nie chce mi się ruszać zadu z jaskini, wszystko zaczyna mnie boleć, ciało powoli odmawia współpracy. Starość nie radość
Tweed był w tym momencie jeszcze zbyt zamyślony, a raczej był w "fazie wychodzenia z zamyślenia", żeby się uśmiechać albo patrzeć na swojego wnuka
– A ty co młody, jak ci idzie... we wszystkim? Trochę już urosłeś, poznałeś może jakąś wyjątkową smoczycę? Z taką blizną to pewnie wszystkie do ciebie wzdychają
Spytał prosto z mostu, próbując zażartować, wpatrując się gdzieś w horyzont (w końcu imię zobowiązuje). Szczerze to był dla niego całkiem ciekawy temat, o ile Agnar w ogóle będzie chciał porozmawiać o czymś takim.
: 18 mar 2021, 12:04
autor: Agnar
Czyli to tak działała starość? Agnar miał nadzieję że nigdy tak nie skończy. Nie zdzierżył by takiego leżenia w jednym miejscu. Chciał jak najdłużej pozostać aktywny by nie stracić formy. Jeśli będzie trzeba to zapracuje się na śmierć ale przynajmniej nikt mu nie zarzuci że jest leniwy.
– Wiesz jeśli będziesz tak się dawał starości to skończy się że nie będzie ci się chciało nawet mówić. Musisz się rozruszać. Nie daj się. W końcu jesteś wielkim wojownikiem, to nie przystoi.
Uśmiechnął się do niego próbując nieco podnieść go na duchu. Następnie skupił się nad pytaniem które mu zadał. Naprawdę tak po nim było widać że coś się zmieniło? Cóż widocznie jakoś starsi to wyczówali.
– Cóż faktycznie spotkałem tą jedyną. I w dodatku podziela moje uczucia!!! Trochę jednak mnie martwi że możemy nie móc spędzać razem tyle czasu ile chcemy. Ona jest uzdrowicielem ziemi a ja nadal Adeptem Ognia. Przynajmniej na arenie będziemy się spotykać. A co do blizny to chyba bardziej odstrasza niż przyciąga heh. To zresztą cud że ona mnie kocha. Strasznie trudno jest znaleźć sobie dobrą partię. Całe szczęście mi się udało.
Zaczął znów rozmyślać o niej. Od momentu gdy wyznali sobie miłość cały czas o niej myślał ale nadal słuchał dziadka. Ciekawe jak wyglądało jego spotkanie z babcią.
: 29 mar 2021, 14:21
autor: Horyzont Świata
Tweed nie ukrywał, że lekko rozbawiły go słowa Agnara. Nawet raczył się cicho zaśmiać pod nosem, po czym w zamyśleniu podrapać podbródek
– No cóż....
Odpowiedział tylko, bo szczerze mówiąc nie miał pojęcia co mógłby powiedzieć. Mógłby w sumie się przyznać, że całe życie był beznajdziejnym wojownikiem ale nie byłby to najlepszy pomysł. Raz, że mółby mu nie uwierzyć, dwa jakby jendak uwierzył to pewnie by się dziwił dlaczego w ogóle został mistrzem jego jak i innych smoków. Może nawet... a mniejsza, nie powie mu to nie ma co się nad tym rozwodzić. Zaraz jednak uśmiechnął się, dość wolno co wyglądać mogło nawet zabawnie, kiedy usłyszał odpowiedź na pytanie o drugą połówkę
– To bardzo miłe słyszeć, że ci się udało. Ale tak, nie ma co ukrywać, że posada uzdrowiciela jest czasochłonna. No dobrze, to może chciałbyś wybrać się ze mną na polowanie? I tak muszę się wybrać w teren, bo Se'ze mi narzeka na brak kamieni szlachetnych no a czymś muszę ją karmić
Zaproponował swojemu wnukowi z braku pomysłu co by tu jeszcze mógł powiedzieć.
: 17 maja 2021, 22:48
autor: Żabi Plusk
Ucieczka na tereny wspólne, gdy nie czuł się najlepiej, stała się chyba już jego nową rutyną. Przyzwyczaił się do ciszy i samotności, jaką zapewniały mu spacery w pojedynkę i choć akurat w tym momencie wolał jednak mieć kogoś u swojego boku, aby pomógł mu się rozkojarzyć i by na chwilę mógł zająć sobie myśli czymś innym, nie chciał nikomu zawracać dodatkowo głowy i zadręczać swoimi problemami. Zresztą i tak nie miał się do kogo z tym nawet zwrócić, bo zważywszy na to, że jego bliskim także było ostatnio ciężko, stanowiłby jedynie dla tych osób dodatkowy ciężar, a tego pragnął uniknąć. Choć jakby się nad tym trochę dłużej zastanowić… czy aby na pewno nie było nikogo?
Ułożył się na ziemi i położył łeb na łapach, skupiając swój wzrok na bliżej nieokreślonym punkcie w oddali. Teoretycznie mógłby się go zapytać, czy nie miałby chwili, by się spotkać. Nie musiał mu przecież wylewać swoich żali, prawda? Mógł udawać, że wszystko jest w porządku i jeśli nie da nic po sobie poznać, to niczym go nie zmartwi. Jednak czy oszukiwanie kogoś w taki sposób nie byłoby przegięciem? Czymś naprawdę nie w porządku z jego strony. Tak, to był fatalny pomysł. Najlepiej byłoby sobie po prostu odpuścić, posiedzieć tu jeszcze przez chwilę samemu i wrócić do Przystani, by zająć się czymś pożytecznym. Ale tak bardzo brakowało mu jakiegokolwiek towarzystwa. No i dawno się z Echo nie widział, a już od jakiegoś czasu chciał z nim porozmawiać i dowiedzieć się, co u niego. Wzbraniał się jednak przed tym z kilku przeróżnych powodów. Ale skoro teraz i tak nic nie robił, i nadarzyła się okazja...
Przewrócił się na plecy wydając z siebie pełen niezadowolenia jęk. Wpatrując się przez moment w niebo, toczył w myślach wewnętrzną walkę, zastanawiając się, jaką decyzję ostatecznie podjąć. Aż w końcu zamknął ślepia i przełamując się, wysłał mentalną wiadomość do przyjaciela z propozycją spotkania. Był przygotowany na to, że Echo mu odmówi, bo miał zapewne łapy pełne roboty – wychowywanie pisklęcia nie należało przecież do najłatwiejszych zadań. Ale po cichu liczył na to, że czarodziej jednak się zjawi. Chociaż na chwilę. To w zupełności wystarczyło.
: 18 maja 2021, 7:45
autor: Echo Zbłąkanych
Tak się właściwie składało, że Echo także był w trakcie samotnej eskapady, a dokładnie dopiero co kończył patrol na granicy ziemia-świat. Nasz bohater miał nadzieje, ze odwiedzenie kilku miejsc w dość krótkim czasie, wystawienie się na działanie różnych bodźców, widoków nieco rozwieje jego wątpliwości. Niestety, ślepy los akurat tak chciał, że ta jego eskapada tylko je pogłębiła. Czuł się dodatkowo głupio, bo był już starym dziadem, a z emocjami radził sobie gorzej, niż młody podlotek. Gdy już chciał wracać na tereny ziemi, dostał mentalną wiadomość od kogoś, kogo się nie spodziewał. A dokładnie od tematu swoich przemyśleń. Był akurat w drodze powrotnej, w nawiedzonej puszczy. Przystanął, zmarszczył czoło, zwęził oczy. Wpierw myślał, że to robota tych paskudnych duszków, które dokuczyły mu w tym lesie, ale po chwili jednak poznał, że to mentalna wiadomość. Czaszka najechała mu na oczy z wrażenia, a oczy zabłysły srebrzystym kolorem.
-Niedługo będę, bardzo chętnie się spotkam – odesłał wiadomość uzdrowicielowi, robiąc to bezwiednie, jakby nie będąc świadomym swojej reakcji.
Minęła chwila, zanim odnalazł owe wzgórze, z którego wysłano mentalną wiadomość. Dość ładnie.. i dużo świetlików. Czyżby wybór miejsca spotkania nie był przypadkowy? Może. Wylądował kawałek od wzniesienia, dość pokracznie, po czy skierował się na jego szczyt. Dostrzegł uzdrowiciela leżącego sobie na plecach. Natomiast uzdrowiciel mógł dostrzec, że Echo był w średnim stanie. Pierwsza rzecz oczywiście, która rzucała się w oczy to czaszka uberdzika. Następne cechy, to to, że schudł. Bardzo mocno. Wystawały mu żebra, a boki miał nieco zapadnięte, co sprawiło, że wyglądał jeszcze bardziej kurduplowato. Kilka dziur w błonach również udało się zauważyć, także brak części łusek.
-Witaj, Żaba, miło Cię widzieć. Dawno żeśmy się nie widzieli, a szkoda, Twoje towarzystwo.. jest dla mnie ważne. – powiedział na przywitanie, po czym rąbnął się na plecach tuż obok uzdrowiciela. A co tam.. będziemy postępować według tego, co się wcześniej ustaliło.. cieszmy się chwilą. Położył się obok, jednak zostawiajac wodnemu nieco strefy komfortu.. tez wyglądał nieco na przybitego, więc nie chciał przeginać pały.
Wodził wzrokiem za świetlikami, po czym uśmiechnął się, przełamaniach smutny wyraz swojej mordy.
-Ładne miejsce wybrałeś na spotkanie.. dużo świetlików.. to tak specjalnie? – zagadnął, spoglądając na uzdrowiciela. Ton był miły, jednak chciał się lekko podroczyć z nim. Lubił to.
: 23 maja 2021, 3:46
autor: Żabi Plusk
Otrzymał odpowiedź i to na dodatek pozytywną. Był z tego powodu naprawdę rad i nie miał zamiaru się z tym kryć. Szczerząc się pod nosem, czekał z niecierpliwością na pojawienie się przyjaciela, co chwilę trwało. Rozkwitło w nim nawet drobne ziarenko wątpliwości, że samiec ostatecznie się nie zjawi. Na całe szczęście jego nieuzasadnione niczym obawy pozostały jedynie obawami i Echo pojawił się wkrótce na miejscu. Odetchnął w duchu z ulgą.
Lecz gdy czarodziej znalazł się wystarczająco blisko, by uzdrowiciel mógł się mu dokładniej przyjrzeć, jego uśmiech w ułamku sekundy zmalał. Omiótł samca zmartwionym spojrzeniem, marszcząc przy tym brwi. Z tyłu jego głowy zaczęły się rodzić już powoli drobne wyrzuty sumienia, że wezwał bursztynowołuskiego po części po to, by na moment zapomnieć o swoich problemach, gdzie na pierwszy rzut oka było widać, że z Echem też było coś nie w porządku i musiał się z czymś najprawdopodobniej ostatnio zmagać. Choć co prawda nie miał bladego pojęcia, że jego przyjaciela coś musiało nieprzyjemnego spotkać, jako że przez jakiś czas się niestety nie widzieli.
Może powinieneś jednak zainteresować się tym wcześniej? Unikałeś go dla własnego komfortu, a teraz także postanowiłeś się z nim spotkać tylko dlatego, że to ty czułeś się źle i chciałeś poprawić sobie humor.
Czy to sprawiało, że był samolubny? Na bogów, było mu teraz tak głupio. Wiadomo, że nie zrobił tego celowo, jednak wciąż czuł się z tym okropnie. Nie potrafił nawet określić czy wynikało to z okoliczności, z jakich w końcu po tak długim czasie wynikło ich spotkanie, czy dlatego, że nie próbował się dowiedzieć wcześniej, co działo się w życiu czarodzieja i czy wszystko było z nim w porządku. Zapewne po części i to, i to. Teraz niestety było już za późno na takie dywagacje.
– Cześć – wydukał wreszcie na powitanie, jako że wcześniej zapomniał przez chwilę języka w gębie. Nie trzeba było się nawet dokładniej wsłuchiwać, by wyczuć w jego głosie nutę zmieszania i zdziwienia. Spróbował się znów uśmiechnąć, słysząc komentarz samca, jednak przez cały czas można było wyczytać z wyrazu jego twarzy, że był zmartwiony. – Moooże tak, a może nie – czy wybór tego miejsca był celowy? Nie do końca, jako że zawędrował tu zupełnie przypadkowo. Ale faktycznie świetliki przywiodły mu na myśl znajomego czarodzieja, więc można było uznać, że to własnie z ich powodu podświadomie zdecydował się tutaj spotkać. – No nie wiem, nie wiem, może kiedyś odpowiem na to pytanie. Potrzymam cię jeszcze trochę w niepewności – zaśmiał się.
– Co się stało? – wystarczyła jednak chwila, by znów spoważniał. I rzucił pytaniem, nie chcąc udawać, że nic nie zauważył. W życiu Echo musiało zdecydowanie wydarzyć się coś nieprzyjemnego, skoro był teraz w takim, a nie innym stanie. Co prawda Żaba nie zamierzał na czarodzieja naciskać, gdyby ten jednak nie chciał zwierzać się w tym momencie ze swoich problemów. Ale chciał mu dać w ten sposób znać, że gdyby chciał o tym porozmawiać, to uzdrowiciel był gotów go w każdej chwili wysłuchać.
: 23 maja 2021, 16:37
autor: Echo Zbłąkanych
Reakcja przyjaciela, jak wywnioskował, była nieco.. mieszana. Cóż, czarodziej wiedział, że wyglada średnio.. ale że aż tak strasznie źle? Poczuł też jakieś także większe zdystansowanie do siebie. Szczerze mówiąc, zaczął do tek sprawy podchodzić mniej.. emocjonalnie, coraz mniej. Jeżeli nic z tego nie miało wyjść, no to nie wyjdzie. Jedyne czego nasz bohater nie lubił, to trwania w takiej niepewności.. Zastanawiał się tylko, co przypadkiem znów mógł zrobić nie tak. Jednak było to związane z emocjami, czysta analiza. Oczywiście, gdyby dostał odmowę prosto w ryj, to emocje się włączą. Jednak na tą chwile nie ma co się nad tym zastanawiać.. może po prostu martwi go jego widok? Przyjmijmy na razie taką wersje.
Oh, będzie trzymał go w.. niepewności? Uśmiechał się lekko zawadiacko.
-Oh, jakież to okrutne z Twojej strony, nie wiem, czy dam radę wytrzymać. – powiedział teatralnie, jakby udając, że mdleje, po czym się zaśmiał. Lubił wygłupy, a w obecnej sytuacji działały pozytywnie na odbudowywanie jego utraconego humoru.
Oj, musiał się spodziewać tego pytania. Skąd jego obecny stan, czemu jest taki.. dojechany przez życie. W sumie był ofiarą.. własnego błędu? Jaki błąd? To on jest ofiarą, ale nie swojego błędu! Przecież wszystko było ustalone, zrobiono z tego nie wiadomo co!
Nie ukazał swoich emocji, nie ma co tak się odkrywać z tak skrajnymi emocjami przed przyjacielem, oraz broń boże przerzucać to na niego. Echo sam wyczuł, ze rozmówca też jest dość.. zmęczony i smutny.
-Jakby to powiedzieć.. poszliśmy z pewnym jegomościem na pojedynek, warunki jego było dość ekstremalne. Skończyło się prawie ekstremalnie, jednak uzdrowiciele temu zapobiegli. Otrzymałem nauczkę, na całe życie. – powiedział Echo, przeciągając słowa, ze zwieszona głową. Przecież to nie Twoja wina! Nie to jest Twoja wina, i dobrze o tym wiesz! Schowaj wreszcie to swoje przeklęte ego! Jakoś tak zawsze bywało, że Żaba odkrywał jednak tą „dobrą” stronę duszy czarodzieja. Irytowało go to nieco... Kurna, jak na spowiedzi! Nie okazał tego w ogóle oczywiście, tych dodatkowych skrajnych odczuć, miał zwieszoną głowę, potulny jak baranek.
-A co u Ciebie słuchać? Wydajesz się mocno przybity? Przynajmniej mogę Cię wysłuchać. – powiedział po chwili, nie chcąc się skupiać tylko na swoich problemach. Przykro mu się patrzyło na takiego smutnego przyjaciela, chciał jakoś mu dodać otuchy, coś przynajmniej..
: 01 cze 2021, 1:55
autor: Żabi Plusk
Sprzedał bursztynowołuskiemu delikatnego i dość nieudolnego kuksańca w bok, jako że pozycja, w której się znajdowali, trochę ograniczała jego pole do manewru. – Pomyślę, czy zdradzić ci kiedyś tę tajemnicę. Chyba że sam jakoś tę prawdę ze mnie wydusisz, ha! – rzucił wyzywająco, uśmiechając się zadziornie.
Szybko jednak jego mina zrzedła i twarz przybrała skonfundowany wyraz, gdy dotarły do niego wyjaśnienia czarodzieja. Umówił się z kimś na pojedynek z… ekstremalnymi warunkami? Pierwsze, co przyszło mu na myśl słysząc te słowa, był obraz zakrwawionego Pełni, na skraju śmierci, z ledwo trzymającą się ciała łapą. Przez ciało uzdrowiciela przeszedł chłodny dreszcz, w następstwie czego delikatnie wzdrygnął się. Od razu spróbował wyrzucić z głowy to dość nieprzyjemne wspomnienie, jako że nie chciał teraz o tym myśleć. Już wystarczyło mu, że śniło mu się ono bardzo często po nocach, w akompaniamencie jeszcze gorszych scenariuszy, które na szczęście były jedynie wytworem jego paranoicznego umysłu i nigdy się na jawie nie wydarzyły. I oby tak zostało.
W każdym bądź razie słowa przyjaciela oznaczały raczej jednoznacznie, że podobnie jak kiedyś brat uzdrowiciela, Echo również zdecydował się zaszaleć na polu bitwy i przetestować maksymalnie granice swojej wytrzymałości. Co według Żaby było totalną głupotą i musiał przyznać, że odczuwał lekki zawód, że Świetlik zdecydował się na takie warunki potyczki. Nie mu było oceniać decyzje życiowe innych smoków, w końcu każdy posiadał wolną wolę, ale po prostu za nic nie potrafił zrozumieć, jaki był sens walki, która mogła skończyć się nawet potencjalną śmiercią jednej, bądź obu stron.
Przez chwilę wpatrywał się w twarz czarodzieja, koncentrując swoją uwagę na jego srebrnych ślepiach, jakby starał się z nich coś wyczytać. Szybko jednak przerwał kontakt wzrokowy, zerkając w kierunku nieba. – Jaki jest sens w takich walkach? Dlaczego czasem decydujecie się zaryzykować wszystko, własne zdrowie, czy nawet i życie? Sami z siebie, w czasach pokoju – zapytał cicho, prawie szeptem, chcąc naprawdę poznać odpowiedź na to dręczące go od dawien dawna pytanie. – Po co? – nie rozumiał tego i nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek to pojmie. Walki to nie była jego bajka i choć nie był już naiwnym pisklęciem, teraz już bardzo dobrze wiedząc, jak funkcjonował świat, to dalej czuł wobec nich ogromną niechęć i póki sytuacja naprawdę tego nie wymagała, unikał bijatyk jak ognia.
Słysząc skierowane do niego pytanie o jego własne samopoczucie, delikatnie uśmiechnął się i machnął od niechcenia łapą, chcąc zasygnalizować, że to nic ważnego.
– Przybity? Eh, zdaje ci się. Po prostu martwię się o ciebie – odparł bez zająknięcia, sam odrobinę zdziwiony, z jaką łatwością kłamstwo zawarte w pierwszych dwóch zdaniach przeszło mu przez gardło. Bo to, że się o czarodzieja martwił, było akurat szczerą prawdą. Echo nie wyglądał dobrze, nie było co się oszukiwać i choć uzdrowiciel pokrótce poznał już przyczynę tego stanu rzeczy (z której nawiasem mówiąc nie był zbytnio zadowolony), nie przestawał się niepokoić o przyjaciela. – U mnie wszystko jest w porządku.
: 01 cze 2021, 18:22
autor: Echo Zbłąkanych
Również odwzajemnił uśmiech, ale zaczynało być to coraz trudniejsze. Uczucie do uzdrowiciela tylko rosło, biedny czarodziej już zaczynał sobie przestawać z tym radzić. Bolało go to bardzo mocno. Nie okazywał tego na razie w żaden sposób, jedynie ogon chodził mu nerwowo, sam koniec. Ile można? Czemu ma fundowane takie huśtawki emocji? Zaczynał mieć tego powoli dość, a wyjścia z sytuacji nie widział. Nawet przez te zmieszanie, nerwy nie znalazł odpowiedniej riposty dla przyjaciela. Tylko głupawy uśmiech. Cóż, jeżeli chodzi o tą sytuacje, ten pojedynek.. to uznał, że nie będzie kłamał. Nigdy by nie zełgał nic Żabie, bo by po prostu nie umiał, co innego inne smoki, te to tam chrzanić, natomiast wodnego.. no jak by spojrzał potem na swoje odbicie w tafli wody? Wolał dostać ochrzan, ale być w zgodzie ze swoim sumieniem.
-Adrenalina, ferwor walki? Sam nie wiem. To było nieroz... nieroztropne. Ja osobiście śmierci się nie boje, każdego dosięgnie, czy to na arenie, czy gdzie indziej, taka moja dola jako czarodzieja. Jednak nie chciałbym zabić nikogo ze swojego stada, bliskiego.. to był idio.. idiotyzm. – odpowiedział, przeciągając słowa Echo. Co? Przecież to nie twoja win... Ty zakuta pało, tak, to jest Twoja wina! Zaakceptuj to w końcu, a nie sam siebie okłamujesz. Tak, po dopiero kilku księżycach, nasz głupawy czarodziej uznał, że może być winny tej całej awanturze, lepiej późno, niż wcale. Zwiesił głowę, wyglądając jeszcze bardziej mizernie.
Może i był gamoniowaty, ale od razu wyczuł cwaniaczenie uzdrowiciela. Wiedział, że chodzi o to, żeby nie chciał obarczać go swoimi problemami, dusić wszystko w sobie. Nie będzie naciskał.
-Widzę, że coś Cię trapi, ale pewnie nie chcesz mnie tym obarczać. Pozwól mi przynajmniej po prostu być przy Tobie, chociaż tyle mogę zrobić. – powiedział po chwili milczenia, i po prostu przytulił Żabę. Czasem nie trzeba słów.
: 03 cze 2021, 22:18
autor: Żabi Plusk
Na moment zamilkł, w międzyczasie lustrując bezwiednym wzrokiem niebo. Hm, czyżby zaczęło się ściemniać? To by wyjaśniało powoli ogarniające go zmęczenie. Choć nie chciało mu się jeszcze wracać do domu.
– Czy gdyby nadarzyła się okazja, zawalczyłbyś na takich warunkach jeszcze raz? Tak całkowicie szczerze – zapytał, sam nie mając bladego pojęcia, do czego właśnie w tym momencie dążył. Czysta ciekawość? Obawa, że jego przyjaciel popełni coś głupiego, czego będzie potem żałował? To, że tym razem nic się nie stało, nie oznaczało, że przy następnej okazji wszystko także skończy się bezproblemowo. Przez moment zastanawiał się, czy zapytać się czarodzieja, jak mocno ze swoim przeciwnikiem podczas tej potyczki przesadzili. Jednak ostatecznie chyba nie chciał tego wiedzieć. Zresztą spodziewał się tego, jaką mógł usłyszeć odpowiedź. – Byłbyś gotów tak po prostu zostawić całe swoje życie za sobą? Umrzeć podczas zwykłej, praktycznie niczym nie różniącej się od innych potyczki z drugim smokiem? – fakt, w życiu kilka rzeczy było pewnych i jedną z nich była śmierć. Jednak oswojenie się z losem i świadomością, że prędzej czy później nas dosięgnie, a celowe i bezmyślne z nią igranie… To było dla uzdrowiciela zupełnie niezrozumiałe i nie potrafił tego za żadne skarby pojąć.
Nie poruszył się, gdy czarodziej go przytulił, jednak kąciki jego ust drgnęły w subtelnym uśmiechu. I zamknął ślepia, po czym westchnął praktycznie bezgłośnie.
– Naprawdę wszystko jest w porządku. Po prostu tak jak zwykle mam trochę rzeczy na głowie, nic nowego – spróbował zapewnić po raz kolejny, licząc na to, że zabrzmiał jeszcze bardziej przekonująco, niż za pierwszym razem. Teoretycznie nie musiał niczego przed bursztynowołuskim ukrywać, ale w tym momencie niezbyt miał ochotę na wylewanie swoich żali. Kiedyś mu powie, może nawet i przy następnym spotkaniu, kto wie. Ale nie teraz, gdy nie chciał nawet zbytnio o tym wszystkim myśleć. – Ale schlebia mi, że się tak o mnie troszczysz – zachichotał.
: 04 cze 2021, 9:08
autor: Echo Zbłąkanych
Kolejne pytanie futrzastego przyjaciela lekko zbiło go z tropu, no rzesz kuźwa skąd ma wiedzieć, czy to zrobi? Tamta sytuacja była podyktowana tak jakby chwilą, wystrzałem adrenaliny.. Nie wiedział, czy na tą chwile ma w ogóle odpowiednia odpowiedz dla Żaby.. Tak jakby dwie strony jego duszy się kłóciły, jedna, ta porywcza, uważała, że oczywiście, że tak, pewnym etapem doskonalenia umiejętności czarodzieja jest przekraczać granice, w drodze do perfekcji. Druga.. uznawała Echo za totalnego debila, który ryzykował dla mrzonek własne i czyjeś życie, mając w dupie stado i całą resztę przyjaznych mu smoków. Jakoś tak zawsze wychodziło, ze uzdrowiciel pobudzał w nim tą lepsza stronę.. to chyba dobrze?
-Nie powiem, uczucie adrenaliny jest.. zachęcające, ale czy zrobiłbym to drugi raz? Nie wiem, ale raczej... nie. Trzeba też myśleć o innych, a nie tylko o swoich czterech literach. – powiedział, po dłuższej chwili. Czy uda mu się dotrzymać słowa? Cóż, tak jak wcześniej było powiedziane, Żaba był ostatnim smokiem, którego by okłamał.. oczywiście to nie oznacza, że jest to niemożliwe. Zirytowało go nieco jego położenie, bo tak jakby.. co miał powiedzieć? Sytuacja nieco wymusiła to przyrzeczenie, nie chciał stracić jeszcze bardziej w oczach przyjaciela, a z drugiej strony lubił pranie po ryjach, więc był mocno w rozterce. Oczywiście nie dał tego po sobie poznać.
Kolejne pytanie.. Czy on się chciał poznęcać nade mną? To raczej nie w jego stylu, ale może? To i tak było naprawdę dużo, że w ogóle wybebeszył się, po co mi jeszcze dowala?
Zmarszczył lekko czoło.
-To zależy od wagi walki. W zwykłym sparingu nie będę.. ryzykował tak. Jednak jeżeli chodzi o obronę stada, bronienie jego dobrego imienia, jestem w stanie oddać wszystko. – powiedział znów po chwili. Cholera jasna, jakie trudne pytania. No, ale przynajmniej szczerze.. akurat jeżeli chodzi o ziemie, był lojalny bezgranicznie, jeżeli będzie trzeba zginąć w obronie rodziny, zrobi to bez wahania.
Ech, no nie wyszło Żabie to ukrywanie tych emocji. Irytowało go, że z jakiegoś powodu nie chciał mu o tym powiedzieć.. Wcześniej myślał, że to po prostu chęć nie obarczania go swoimi problemami, ale w świetle wcześniejszych pytań, podejrzewał, że może wodny po prostu mu nie ufa. Sama myśl o tym zabolała czarodzieja.
-Ano troszczę, bo jesteś jednym z najbliższych mi smoków, jak nie najbliższym. – powiedział, nie przestając przytulać uzdrowiciela. Sam też tego potrzebował.. nieco bliskości. Mięcho zmierzchało, więc dorzucił kilka maddarowych, zielonych świetlików, żeby urozmaicić nieco scenerie. Ta, urozmaicić, jak dookoła wszędzie pełno tych latających gamoni, brawo, mistrzu podrywu...
: 26 cze 2021, 15:11
autor: Żabi Plusk
– Nawet nie chodzi mi teraz o wzgląd na innych i to, jaki wpływ na nich mogłoby mieć… to – twoja ewentualna śmierć, tak doprecyzowując. Jednak nie wymówił tego na głos, choć czarodziej mógł raczej z łatwością wyłapać, o co dokładnie uzdrowicielowi chodziło.
– Po prostu… czy naprawdę warto ryzykować tak wiele, żeby zaspokoić głód adrenaliny? Nie rozumiem po co ktoś chce w zwykłej walce ryzykować całym swoim życiem, dosłownie jest gotów pójść się zabić, bądź przy dobrych wiatrach jedynie poważnie okaleczyć. Jasne, że uzdrowiciele potrafią czasem zdziałać cuda, a kalectwa można pozbyć się w świątyni, ale… aghr, zresztą… nie ważne! – odparł, pod sam koniec wyraźnie się frustrując. Szybko jednak ostudził swoje emocje, zdając sobie sprawę z tego, że jego drobny wybuch może zostać przez czarodzieja źle odebrany. W końcu nie był zły na Echo (no może ociupinkę), bardziej irytowało go ogólnie to, jak bardzo niektóre smoki potrafiły być bezmyślne.
– Ja też byłbym gotów w obronie najbliższych poświęcić swoje życie. Jednak nie potrafię pojąć, dlaczego gdy sytuacja wcale tego nie wymaga, to niektórzy zachowują się tak… tak nieodpowiedzialnie – najchętniej użyłby w tym momencie ostrzejszych słów, ale zdążył w porę ugryźć się w język. – Przepraszam – przewrócił się na bok, plecami do swojego rozmówcy. – Nie powinienem był się tak unosić – westchnął, zamykając ślepia. Zamilkł na jakiś czas, gdy z ust przyjaciela padło następne wyznanie. Najbliższym, powiadał? Nie miał podstaw by sądzić, że Echo go w jakikolwiek sposób okłamywał tylko po to, by Żaba poczuł się lepiej. Wiedział, że słowa bursztynowołuskiego były całkowicie szczere i choć słysząc je, uzdrowiciela ogarnęło w środku ciepłe i przyjemne uczucie, które już tak dobrze znał, z drugiej strony odezwały się w nim ponownie ogromne wyrzuty sumienia.
Przepraszam, że nie potrafię dalej zrozumieć, co wobec ciebie czuje. Przepraszam, że jestem takim tchórzem i boję się podjąć jakąkolwiek decyzję, z czystej obawy że cię przypadkowo zranię. Chociaż wiem, że krzywdzę cię w taki sposób jeszcze bardziej.
Wziął głęboki wdech. – Cieszę się – jego głos był przyciszony i stłumiony, ale wciąż słyszalny, zwłaszcza że leżeli dość blisko siebie. I odezwał się ponownie, jeszcze ciszej. – Ty też jesteś dla mnie ważny – co do tego nie było wątpliwości. Nawet jeśli nie portafił dalej sprecyzować kim dokładniej był dla niego bursztynowołuski, był pewien jednego – uwielbiał towarzystwo Świetlika, czuł się w jego obecności bezpiecznie i komfortowo. Udało im się bardzo szybko złapać wspólny język, mimo dość specyficznego początku ich znajomości. Przede wszystkim ufał czarodziejowi, choć może na pierwszy rzut oka mogło się wydawać inaczej – ale to tylko i wyłącznie dlatego, że uzdrowiciel z reguły starał się nie być wylewny i nie dzielił się z innymi swoimi problemami, nie chcąc stanowić dla nich ciężaru. Zdawał sobie sprawę, że tłumiąc w sobie wszystkie negatywne emocje jedynie pogarszał sprawę, jednak... po prostu inaczej nie umiał. Otworzenie się przed kimś było dla niego czymś prawie niewykonalnym.
: 27 cze 2021, 17:45
autor: Echo Zbłąkanych
Uzdrowiciel coś chciał mu przekazać, ale czarodziej nie zrozumiał. Przyjął po prostu, że smierć jest nieodłączną częścią cyklu, nie wiadomo, kiedy nastąpi.. Zmarszczył tylko luki brwiowe, dochodząc do pewnego ponurego wniosku. Czy Żaba w jakiś sposób bawi się jego uczuciami? Czy to jest jakiś rodzaj eksperymentu? Jest tylko po to, aby wodny uświadomił sobie pewne rzeczy, a potem zostanie porzucony, jak zepsuta zabawka? Nie wyglądał na takiego.. ale czy tak naprawdę znał go aż tak dobrze? Czasem pewne rzeczy da się dość dobrze ukryć. Takiemu ponuremu myśleniu pomagał jego obecny stan, dość duże podłamanie psychiczne i duży żal do wszystkiego dookoła. Irytacja była wysoka, coraz wyższa.
– Czarodzieje, wojownicy.. nie bez przyczyny wybierają taką drogę. Smierć jest jakby wliczona w ryzyko. Nie poruszając już pobudek, kto, dlaczego tak robi.. czasem po prostu inaczej się nie da. Są różne powody, i powiedzmy, że wtedy o innych się nie myśli. Ból wewnętrzny inaczej nie może znaleźć ujścia – powiedział po chwili. Tym razem irytacja przebiła się w tonie wypowiedzi. Coś takiego się dzieje, jak się kogoś mocno rani, chciał dodać.
Znów ocenia, nie bierze pod uwagę punktu widzenia innego smoka. Nawet po usłyszeniu przepraszam, wkurzenie pozostało. Przepraszam przestaje już powoli wystarczać.
– Tak jak mówiłem, czasem nie wiemy, co siedzi w głowie innej osoby, która może zmagać się ze swoimi wewnętrznymi demonami. – powiedział, tłumiąc złość, patrząc się w gwiazdy. Dźwignął się powoli.. przysiadł. Miał ochotę sobie pójść w tej chwili. Postanowił pozostać, jednak nie położył się znowu. Kolejne słowa.. na jego zapewnienie, że Żaba jest dla niego ważny.. Odbicie jego własnych słów. Warknął cicho, wbijając wzrok we własne łapy.
– Czyżby? – zapytał już nie kryjąc wcale irytacji. Potem zamilkł, wbijając dalej oczy w ziemie. Był okrutnie zły, rozżalony, wręcz żal przechodził w rozpacz. Doszedł do wniosku, że Żaba, po tylu księżycach wodzenia go, nie odwzajemnia jego uczuć. Czyżby to był koniec? Kilka łez spadło na trawę. Tylko kilka.. Resztę wypłakał już dawno temu, żyjąc jednak nadzieją, że może być inaczej.
: 27 cze 2021, 20:26
autor: Żabi Plusk
– Oczywiście, że piastowanie tej rangi niesie za sobą takie ryzyko, ale po co specjalnie igrać z przewrotnym losem, kiedy nie ma takiej potrzeby? – skomentował. Czasem inaczej się nie da, gdy ból wewnętrzny nie może inaczej znaleźć ujścia. A więc chodziło o to? Czy to znaczyło że… Czy on starał się mu właśnie coś między wierszami przekazać? Czuł emanującą od czarodzieja frustrację i złość, nawet nie musiał widzieć wyrazu jego pyska. Serce uzdrowiciela zabiło szybciej, ślepia rozszerzyły się, gdy coś do niego dotarło.
Po raz kolejny kogoś zranił, próbując go chronić. Chociaż czy w obu wypadkach przez cały ten czas nie chronił tylko i wyłącznie samego siebie? Czy pod tym pretekstem nie dbał tylko i wyłącznie o swój własny komfort?
Podniósł się z ziemi, jednak nie odwrócił się w stronę czarodzieja. Nie potrafił spojrzeć mu teraz w oczy. Był tak niewyobrażalnie obrzydzony samym sobą, że przez swoją niepewność i strach doprowadził przyjaciela do takiego stanu. Wbił pazury w ziemię i przygryzł do krwi policzek od środka, następnie kilka razy otworzył pysk, jakby starał się coś powiedzieć, jednak żadne słowa nie wypłynęły z jego ust. To spotkanie było jednak złą decyzją. Nie w takim momencie.
– Ja… – zaczął, czując, że głos zaczyna mu się łamać. – Tak – rzucił pewniej i wyprostował się, choć wciąż brakowało mu odwagi, by się odwrócić i spojrzeć na swojego rozmówcę. Pociągnął cicho nosem. – To jest jedna rzecz, której jestem pewny. Jesteś dla mnie ważny. Możesz w to nie wierzyć, ale tak jest – naprawdę tak było. – Ja po prostu… po prostu nie potrafię, nie umiem zrozumieć tego, co czuję. Boję się, a nie chcę cię skrz… – gwałtownie odwrócił się, w porę urywając zdanie, nim zdążył palnąć coś głupiego. Kretynie, przecież już go skrzywdziłeś, nie widzisz tego? Przełknął głośno ślinę, w końcu spoglądając na bursztynowołuskiego. – Podejmowanie decyzji… To jest… skomlikowane. Nie wiem. Naprawdę nie wiem – już sam się w tym wszystkim pogubił. Ostatnio działo się tak wiele, czuł się wyczerpany i teraz nie miał na decydowanie o takich sprawach zupełnie siły. Ale zdawał sobie sprawę z tego, że jest winny Echo wyjaśnień – w końcu trzymał go w niepewności tak długo. Za długo. Tylko co miał mu powiedzieć? Całą prawdę? Oszukać go dla jego dobra? Miał wrażenie, że nie ważne jak spróbuje to rozwiązać, to i tak skończy się tak samo.
Pragnął rzucić się do ucieczki. Hah, to była jedyna rzecz, w której był dobry – w byciu tchórzem i ciągłym uciekaniu od problemów, by przeczekać, aż przeminą same, zamiast się z nimi skonfrontować. Bo tak było najwygodniej, prawda? I faktycznie ledwo powstrzymał się od rozprostowania skrzydeł, by zerwać się do lotu, jednak wiedział, że wtedy wszystko zaprzepaści już na pewno. Może tak byłoby najlepiej? Nie dla niego, ale dla Echo, który i tak się z jego powodu wystarczająco nacierpiał.
Kolejne pociągnięcie nosem. Drobny krok w tył. Chciał coś jeszcze powiedzieć, spróbować jakoś sytuację załagodzić, jakoś ją odratować. Ale nie potrafił z siebie nic wydusić, bo słowa utknęły mu całkowicie w gardle. Stał więc w milczeniu, wbijając wzrok w ziemię i po prostu… czekając. Bojąc się tego, co może zaraz nadejść.