Strona 20 z 36

: 29 sty 2019, 21:03
autor: Nakrapiana Gwiazdami

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Spokojna aura, którą roztaczała miła smoczyca szybko udzieliła się również Szlachetnej. Myśli zwolniły, dając umysłowi odetchnąć z ulgą. Gdy usłyszała pytanie, przypomniały jej się lekcje z Kaskadą Kości, gdy po raz pierwszy zanurzyła się we wodzie. Było to kilkanaście księżyców temu, więc niebieskołuska nie pamiętała szczegółów. Wyraźnie jednak w jej pamięci została lekcja, więc niebieskołuska śmiało mogła kiwnąć głową w odpowiedzi. To, że od tamtego dnia ani razu nie weszła więcej do wody, nie miało zbytnio znaczenia.
Adeptka powoli weszła do rzeki, a po jej ciału przeszedł przyjemny dreszcz, gdy nagle zrobiło się o wiele cieplej. Smoczycę ogarnęło błogie uczucie bezpieczeństwa, mimo że obok niej znajdowała się nieznajoma. Toffinka, oczywiście, wciąż była czujna, ale wraz z rozluźnieniem mięśni ulotniło się również ciągłe napięcie. Adeptka westchnęła z uśmiechem, a z brzucha przez gardło wydobył się mimowolny cichy pomruk zadowolenia. To była niesamowicie przyjemna chwila, w której chciało by się trwać wiecznie.
Szlachetna przytaknęła białej smoczycy z błogością wypisaną na twarzy. Tak, to była naprawdę miła odmiana... To chyba była najprzyjemniejsza chwila w całym jej niedługim życiu. Wcześniej ciągle była zabiegana, znalazła się w tylu przerażających sytuacjach, tak bardzo potrzebowała przerwy, ucieczki od tego wszystkiego. Tu natomiast miała wrażenie, że czas się zatrzymał, chcąc dać chwilę na oczyszczenie umysłu. Niebieskołuska była ogromnie wdzięczna losowi za spotkanie tej niesamowitej smoczycy.
– Piękno... Nieczęsto miałam okazję je widzieć. Wiem tylko tyle, że dla każdego określa się ono w inny sposób. Dzięki tobie znalazłam swoje. Teraz widzę, co mogę nazwać pięknem. Dziękuję ci. – Toffinka spojrzała prosto w czerwone ślepia nieznajomej. Dotąd kolor ten kojarzył jej się tylko z okrutnym szkarłatem krwi, teraz jednak był on niezwykle łagodny i piękny. Karmelowe oczy były przepełnione wdzięcznością i spokojem.
– Jak się nazywasz? – miała nadzieję usłyszeć imię, właścicielka którego odrobinę naprawiła jej niezbyt radosny świat. Chciałaby uznać ją za przyjaciółkę, dlatego postanowiła zrobić ku temu pierwszy krok. – Mam nadzieję, że to spotkanie nie będzie ostatnim. – uśmiechnęła się i pozwoliła myślom dryfować równie łagodnie i spokojnie, jak ona na wodzie.

: 29 sty 2019, 22:05
autor: Miraż Snów
Sylmare dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że zalała świeżo poznaną smoczycę pytaniami. Nie była przystosowana do rozmów z innymi smokami, a długi czas spędzony z mentorką dawał się we znaki – wtedy dopiero poznawała świat i jako młode pisklę była ciekawa wszystkiego. Nie dało się uniknąć pytań.
Nowe osobniki poznała dopiero niedawno, gdy pierwszy raz spotkała Elianę na terenach Cienia. Wtedy jej świat mocno się odmienił – pierwszy raz w życiu zobaczyła nowych, czuła na sobie ich spojrzenia, do nozdrzy dotarły nowe zapachy. Wprawiało to wręcz w osłupienie i zakłopotanie, momentami sprawiało, że samica nie wiedziała jak powinna postąpić – ale jak do tej pory wszystko wyszło jej na dobre.
Kąciki pyska znów drgnęły gdy usłyszała słowa samiczki. Nie miała jej za złe ilości pytań, a na dodatek zdawała się być zadowolona z przeprowadzonej rozmowy. Sprawiło to, że białołuska poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po jej sercu, a momentami szalejące nerwy zostały ukojone. Zrobiła coś dobrego – może i zaczynała małymi krokami, ale nie liczyła na nic więcej.
Każdy dostrzega swoje własne piękno, tak samo można dostrzec piękno we wszystkim – odpowiedziała na słowa Wodnej – Nie tylko kwitnące kwiaty i leśne krajobrazy mogą być podziwiane. Mroki nocy, choć zdają się być przerażające, mają ukryte w sobie coś intrygującego. Blizny, choć kojarzą się z bólem, także mają swój urok. Przypominają o wygranych bitwach, opowiadają historię. Piękno można spotkać na każdym kroku, wystarczy jedynie je dostrzec.
Posłała niebieskołuskiej ciepły, choć odrobinę niepewny uśmiech. Być może po jej słowach Wodna zacznie dostrzegać piękno częściej niż do tej pory. Było ono ukryte wszędzie, nawet w miejscach które mogły kojarzyć się jedynie z cierpieniem. A bólu i cierpienia na świecie jest sporo – o tym przekonała się podczas swych podróży. Jednak wiedziała, że nie może się poddawać i musi brnąć przed siebie, że musi spojrzeć na to wszystko w inny sposób niż dotychczas.
Czy to było oszukiwanie się? Być może. Ale jeśli było to kłamstwo, to nie chciała poznawać prawdy.
Zewnętrzna powłoka była tylko... złudzeniem. Przykrywką. A ona chciała dostrzec wnętrze, poznać je i zrozumieć. Przebić się przez całą tę ścianę bólu.
Z zamyślenia wyrwało ją pytanie niebieskołuskiej. Oh. Nie przedstawiła się, jak zwykle o tym zapomniała.
Sylmare – odpowiedziała jej, a dziwne uczucie wciąż jej towarzyszyło przy wypowiadaniu swojego imienia.
Wcześniej używała go tak rzadko, a teraz w krótkim okresie czasu tak często opuszczało jej gardło. Czuła jego posmak na języku nie mogąc się do niego przyzwyczaić. Kolejna nowa rzecz, kolejna do której musi przywyknąć...
Zamrugała słysząc kolejne słowa. Kolejne... spotkanie. Nowe przyzwyczajenie. Smoki, które spotkała wśród Wolnych Stad nie znikały, nie były jak te zza bariery, które spotykała zaledwie raz – i już nigdy więcej ich nie ujrzała.
Spod spokojnej maski obejmującej pysk smoczycy znów wyrwał się cień ciepłego uśmiechu, skierowanego do młodszej. Delikatnie kiwnęła łbem jakby odpowiadając twierdząco na usłyszane słowa.
Należysz do jednego z Wolnych Stad, prawda? Do którego z nich? – zadała kolejne pytania.
Nie do końca orientowała się w stosunkach międzystadnych, właściwie to nie wiedziała zbyt wiele na temat samych stad. Jedynie strzępy informacji, więc każda rozmowa mogła okazać się pomocna, pomagała jej odnaleźć się w nowym świecie którego była teraz częścią. Przekrzywiła lekko łeb, a szkarłatne ślepia nie spuszczały wzroku z adeptki.

: 29 sty 2019, 22:48
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Słowa wężowej przepełniały serce Toffinki nadzieją. Skoro z taką pewnością mówiła, że piękno jest wszędzie, czyż mogło to być nieprawdą? Może niesłusznie, ale Adeptka była przekonana, że nie. Chciała słuchać tego kojącego głosu i wierzyć, że wszystko ma swoją cudowną stronę. Iluzja stojącego w miejscu czasu nie miała prawa trwać długo, ale póki istniała, niebieskołuska zamierzała z niej korzystać.
Imię nowej znajomej wydawało się idealnie do niej dopasowane. Było tak samo łagodne i pocieszające, a jednocześnie nie brakowało w nim życia. To było piękne imię.
Toffinka rozejrzała się, a potem przymknęła z zadowoleniem powieki, przebierając leniwie łapami we wodzie. Przyjemne ciepło otulało prawie całe ciało smoczycy, a lekka mgiełka parującej wody osiadała na wynurzonych łuskach, nieco gasząc ich blask. Z głębin brzucha Adeptki wciąż mimowolnie wychodził ledwie słyszalny mruk, wprawiający ciało w słabą wibrację, zupełnie jak u szczęśliwego kota. Chociaż właśnie tak się czuła w tej chwili niebieskołuska.
Otworzyła zmrużone oczy i obróciła pysk w stronę nowo poznanej. Na błękitnym pysku rozkwitł radosny uśmiech na widok zgody białołuskiej na kolejne spotkanie. Spojrzenie brązowych oczu błyszczących iskierkami podekscytowania spotkało się z uważnym wzrokiem czerwonych ślepi. Toffinka naprawdę się ucieszyła, gdyż w towarzystwie Sylmare czuła się wyjątkowo spokojnie i swobodnie.
– Tak, jestem ze stada Wody. A ty? – spytała z zaciekawieniem. W tej chwili nie przeszkadzało by jej nawet, gdyby towarzyszka należała do stada Cienia, o którym słyszała tyle przerażających stereotypów. Byłoby jej nawet obojętne, gdyby okazało się, że wężowa jest smokiem Równinnym, o których również nie wiedziała zbyt wiele. Bez względu na to, kim była Sylmare, dla niej przede wszystkim była najmilszym smokiem świata. I być może było to lekkomyślne, ale Szlachetna nie zamierzała oceniać białołuskiej według jej pochodzenia. Przecież nawet Równinne w jakimś sensie są piękne, prawda?

: 31 sty 2019, 19:34
autor: Miraż Snów
Wodziła wzrokiem po adeptce obserwując jej reakcje na poszczególne słowa jak i otoczenie, które stanowiło odmianę od mrozu panującego w trakcie pory Białej Ziemi. Widziała drobne iskierki pośród brązu ślepi, dostrzegała uśmiech, który razem z przymkniętymi powiekami sprawiał, że Wodna wyglądała na niezwykle zadowoloną, a jej rozluźniona postawa ciała wskazywała na to, że odczuwa przyjemność z obecnej sytuacji.
Ogniki znów zawirowały, tym razem wolniej, delikatniej, jakby pozwalały nieść się wodzie, jednocześnie utrzymując jej temperaturę. Białołuska wciąż skupiała się na utrzymywaniu swojego tworu, momentami nim sterując, delikatnie bawiąc się barwą czy intensywnością zapachu i barwy, tak, jakby sprawiało jej to przyjemność. Mimo to na pysk wciąż była założona maska okazująca jedynie spokój, spod którego na krótkie chwile wydostawał się lekki, ledwie zauważalny uśmiech.
Przymrużyła powieki, tym razem kierując swój wzrok na wodę. Oglądała niewielkie fale oraz płatki śniegu, które prawie natychmiast zanikały, gdy tylko zetknęły się z ciepłą cieczą. Jednocześnie była skupiona na rozmowie z młodszą.
Pochodzę zza bariery. Wychowałam się pod okiem mojej mentorki i nauczyłam się wszelkich umiejętności które pozwoliły mi przeżyć gdy nasze drogi się rozłączyły – mówiła spokojnym głosem z którego nie dało się odczytać zbyt wielu emocji. Ani smutku, ani żalu, tak jakby rozstanie nie wywarło na niej żadnego wpływu – Później dotarłam tutaj, na ziemie Wolnych Stad, gdzie spotkałam Przywódczynię Cienia, stada, które ciepło mnie przyjęło i stało się moim nowym domem na tych terenach.
Natomiast Szlachetna pochodziła ze stada Wody. Wężowa nie była w stanie wywnioskować tego na podstawie zapachu, gdyż przytłumiała go woń kwiatów jak i rzeki w której się znajdowały.
Nigdy nie żyłam wśród tak wielu smoków. Jest to dla mnie... nowe. Ale nie mogę powiedzieć, że czuję się z tym źle – dodała chwilę później, znów przyglądając się samiczce – A ty? Pochodzisz z tych ziem?
Niebieskołuska była już adeptką i choć była młodsza od Cienistej, nie zdawała się mieć żadnych problemów z podróżowaniem po Terenach Wspólnych. To oznaczało, że musiała tu już przebywać od jakiegoś czasu i wskazywało to na to, że pochodzi z tych ziem. Bo czy młode pisklę przeżyłoby w takich warunkach za barierą i byłoby w stanie dotrzeć do Wolnych Stad? Być może, lecz szanse są nikłe. Zdarzały się różne przypadki, więc samica starała się nie wyciągać pochopnych wniosków,
Cofnęła nieco łeb i przymknęła oczy, pozwalając żeby woda otuliła smukłą szyję i ogrzała błyszczące, drobne łuski.

: 02 lut 2019, 15:30
autor: Nakrapiana Gwiazdami
A więc czerwonogrzywa pochodziła spoza... Och. Cóż, Szlachetna była w tej chwili nastawiona przyjaźnie, a nawet obiecała sobie zaakceptowanie pochodzenia nowej znajomej, nie była jednak przygotowana na to, że biała smoczyca będzie jedną z tych, co tak Toffinkę przerażali. No i przyjęli ją do stada Cienia, czyli tego, którego niebieskołuska obawiała się najbardziej... Adeptka wyobraziła sobie te krwawe i bezlitosne potwory, które pozbawiły jej ojca wzroku i zabiły matkę Zarannej Iskry. Wzdrygnęła się, wyrzucając z głowy ten obraz i zerknęła na wężową. Była ona taka spokojna i przyjazna... Czy ktoś taki mógłby być mordercą? Czy mogłaby być tym monstrum z koszmarów powietrznej? Szlachetna od razu odpowiedziała sobie, że nie. Jednak... Czy miała rację? Możliwe, że znowu naiwnie daje się nabrać na dobroć. Możliwe, że Sylmare kryje w sobie tą mroczną stronę, której jeszcze nie pokazała. Z drugiej strony gdyby biała smoczyca chciała zrobić Toffince krzywdę czy miałoby sens udawanie przyjaźni? Właściwie to byłoby idealne miejsce na załatwienie małej smoczycy. Czy nie oznacza to w takim razie, że białołuska nie ma złych zamiarów?
Przez to zamyślenie niebieskołuska nie odpowiedziała od razu na zadane pytanie. Wciąż próbowała ustalić czy może zaufać nowo poznanej. Gdy dotarło do niej, że już przez dłuższą po prostu milczy, wpatrzona w tańczące we wodzie ogniki, potrząsnęła lekko głową, przeganiając myśli.
– Ja? Tak, tak. – odpowiedziała pospiesznie, jakby miała coś do ukrycia. W jakimś sensie miała, bo nie chciała, aby Sylmare wiedziała o czym Adeptka rozmyślała. Nie była jednak zbyt dobra w ukrywaniu uczuć, gdyż widocznie unikała wzroku wężowej. Była nieco zmieszana i zawstydzona, więc nie kontynuowała rozmowy, przez co między smoczycami zapadła niezręczna cisza. Szlachetna wciąż ukradkiem zerkała na pysk czerwonogrzywej, poszukując jakichś nieprzyjaznych emocji. Bała się obrazić znajomą swoją niepewnością wobec jej zamiarów, ale nie chciała też trafić w pułapkę, gdyby jednak było czego się obawiać.

: 02 lut 2019, 20:56
autor: Miraż Snów
Według opowieści głoszonych wśród Wolnych Stad, tereny za barierą nie należały do bezpiecznych. Nie tylko ze względu na grasujące drapieżniki, ale także i inne smoki – nie tylko równinnych.
Smoki narodzone wśród Wolnych uważały, że gady żyjące za barierą to bezwzględni mordercy, zabijający nie dla pożywienia, a dla własnej przyjemności. Dla zabawy. Byleby tylko zaspokoić swoje zachcianki, spędzić czas na czymś ciekawszym niż nużącym polowaniu czy szkoleniu młodych. Były dla nich jak drapieżniki chcące jedynie poczuć metaliczny posmak krwi na własnym języku, poczuć jak ich szpony rozrywają ciało przeciwnika uszkadzając piękno łusek, niszcząc futro i skórę, zostawiając na nich niezmywalne ślady, barwiąc je szkarłatem. To już nie były smoki, To były potwory.
Czy Sylmare miała szczęście? Zapewne. Nie wspominała źle swoich podróży za barierą, gdyż udawało jej się unikać większości niebezpieczeństw. Walczyła z drapieżnikami, lecz nigdy nie została poważnie ranna, nie natknęła się też na żadnego z równinnych. Rzadko spotykała inne smoki, ale zdarzały się takie momenty. Były takie jak cała reszta – chciały przeżyć w ciężkich warunkach jakie zaoferowało im życie i mimo problematycznej sytuacji wciąż były skłonne do pomocy. Ratowały ją, pomagały gdy tego potrzebowała – i odchodziły nie wymagając niczego w zamian. To nie były potwory.
Obserwowała zachowanie błękitnołuskiej, widziała jej zakłopotanie, niepewne spojrzenie i opóźnioną reakcję na poprzednie pytanie. Czym to było spowodowane? Pochodzeniem wężowej? Jej nowym stadem? Obie te opcje wydawały się najbardziej sensowne, gdyż dopiero po ich usłyszeniu w zachowaniu adeptki zaczęły pojawiać się wyraźne zmiany które nie umknęły bystremu spojrzeniu szkarłatnych ślepi.
Być może Woda miała nieprzyjazną relację z Cieniem? Stosunki międzystadne były obce dla Sylmare, nie miała jeszcze okazji dowiedzieć się o tym jak wyglądają i nie zaobserwowała żadnych negatywnych oznak. Nikt w Cieniu nie wypowiadał się negatywnie na temat jakiegokolwiek ze stad, przynajmniej nie w obecności kleryczki. Poczuła się zakłopotana, położona w niewygodnej pozycji. Poruszyła nerwowo końcówką ogona. Nie podobało jej się to uczucie i nie wiedziała jak sobie z nim poradzić, więc odwróciła na moment wzrok, wpatrując się w falującą taflę wody. Nie zwracała uwagi na drobne zerknięcie rzucane przez drugą samicę, która wydawała się być równie zestresowana tą sytuacją, co było wyraźnie widoczne.
Tymczasem na łbie Cienistej wciąż tkwiła maska. Kąciki pyska tkwiły nieruchome, a białe powieki nawet nie drgnęły, pozwalając żeby puste spojrzenie skupiło się na wodzie. Wyglądała dokładnie tak samo jak wcześniej, nie licząc krótkich chwil gdy delikatnie uśmiechała się do młodszej. Można było dostrzec jednie spokój – zdecydowanie niepasujący i nienaturalny w aktualnej sytuacji. Wężowa odczuwała, że to nieodpowiednie, że powinna zareagować w inny sposób, lecz nie wiedziała jaki, nie potrafiła zapanować nad uczuciem, które zagnieździło się w jej sercu i pozwoli rozchodziło się po reszcie ciała, wypełniając je niepokojem.
Wszystko w porządku? – bezuczuciowy, cichy głos wydobył się z gardła smoczycy.
Łeb wciąż tkwił nieruchomo, a wzrok był skierowany w jeden punkt podczas gdy reszta ciała nawet nie drgnęła – jedynie długie loki poruszały się pod wpływem lżejszych lub mocniejszych podmuchów wiatru. Wyglądała jak śnieżnobiały posąg wśród spokojnego, zimowego krajobrazu. Jak duch kryjący się wśród zimnych fal rzeki, wyróżniający się krwistym szkarłatem.
A ogniki wciąż poruszały się pod wodą, wydzielając słodki zapach kwiatów, całkowicie niepasujący do obecnej pory.

: 02 lut 2019, 22:53
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Czy wszystko było w porządku? Zdecydowanie nie. Różne emocje targały niebieskołuską, po raz kolejny pozbawiając ją chwili spokoju. Różne pytania przelatywały przez jej głowę, poszukując odpowiedzi. Jak trzeba postąpić, gdy rozsądek mówi jedno, a serce podpowiada co innego? Za czym podążać? Co wybrać? Nie można kogoś osądzać tylko ze względu na własne stereotypy, które dodatkowo nie są potwierdzone. Były wynikiem plotek, a więc czy można nazwać je prawdziwymi? A skąd. Jednak... Plotki też musiały się skądś wziąć. Równie dobrze mogły być wymysłem jakiegoś oszusta dla jego własnych potrzeb. Mogły być głoszone jako okrutna propaganda. W co wierzyć? Komu zaufać?
Dlaczego trzeba wybierać?
Och, byłoby o wiele łatwiej, gdyby Toffinka nie zapytała o pochodzenie białołuskiej. Albo gdyby po prostu milczała. Lub gdyby poleciała dalej...
Ale czy spotkałaby wtedy Sylmare? Czy zaznała by tej chwili ukojenia po wszystkim, co ją spotkało? Czyżby Adeptka naprawdę chciała to wszystko cofnąć tylko po to, aby nie tkwić w tej niezręcznej ciszy?
Oczywiście, że nie.
Zerknęła ponownie na czerwonogrzywą, tym razem zatrzymując wzrok na jej pysku nieco dłużej. Zamyśliła się na chwilę, a wtedy... Zdecydowała. Choćby to miało być niewiadomo jak bardzo naiwne i głupie, zamierzała tu zostać i poznać Sylmare nieco bliżej. W tamtej chwili zupełnie nie myślała o możliwych konsekwencjach, ani nawet o zagrożeniu własnego życia. To było niezwykle bezmyślne, ale Szlachetna w tym momencie miała w głowie te kilka cudownie miłych minut, jakie spędziła w towarzystwie smoczycy obok. Westchnęła głośno.
Koszmarnie dziecinna decyzja.
– Tak, teraz już w porządku. Jaką masz rangę? Ja jestem Adeptem, szkolę się na wojowniczkę. I jeszcze będę najlepsza! – niebieskołuska wyszczerzyła się radośnie, wyrzucając z głowy obawy. I po raz kolejny: idiotycznie naiwna decyzja. Ale co ją to teraz obchodziło? Może właśnie zyskała przyjaciółkę, kto wie?

: 10 lut 2019, 13:16
autor: Miraż Snów
Wszystko działo się tak szybko – myśli przebiegały przez umysł pozostawiając go za sobą w nieładzie. W perfekcyjnej układance zaczynało brakować elementów gdy poszczególne uczucia i emocje toczyły ze sobą zawziętą walkę, nie dając nawet krótkiej chwili na wytchnienie. Samica tkwiła w bezruchu nie potrafiąc zapanować nad panującą sytuacją – czuła się niepewnie, niekomfortowo i co najgorsze, nie była w stanie odnaleźć żadnego komfortowego wyjścia z tej sytuacji. Nie wiedziała jak reagować, w jaki sposób się zachować – a Wodna adeptka najwyraźniej czuła się podobnie.
Drgnęła zaskoczona gdy kolejny raz usłyszała radosny głos, tak niepasujący do tego co miało miejsce zaledwie kilka uderzeń serca temu. Mrugnęła kilkukrotnie zanim skierowała pusty wzrok w stronę powietrznej i choć na pysku wciąż malował się spokój, Sylmare czuła się... zagubiona.
Nie rozumiała tego. Emocje, uczucia były dla niej czymś... abstrakcyjnym. Zjawiały się w niespodziewanych momentach, targały umysłem nie pozwalając pozbierać myśli, po czym zostawiały umysł w chaotycznej rozsypce, którą trzeba było z trudem uporządkować. Nie wiedziała jak nad nimi panować bo choć czuła gromadzącą się we wnętrzu złość czy irytację podczas problematycznych sytuacji, albo przyjemne ciepło gdy wszystko szło po jej myśli, nie potrafiła przelać tego na zewnątrz. Jej ciało zdawało się być jak pozbawiona wszelkich odczuć skorupa, spojrzenie było puste, bez emocji. I choć momentami pojawiał się u niej subtelny uśmiech, czy w oku pojawiał się błysk zaciekawienia lub żalu – cala reszta gromadziła się w środku, ściskając się między cienkimi ścianami umysłu, szukając drogi ucieczki. Ale nie była w stanie.
Dlatego zachowanie Wodnej było dla niej zagadką. Niepewność w tak krótkim czasie przerodziła się w radość. Nie było żadnego uzasadnienia, bodźca, który mógłby wywołać tak gwałtowną zmianę a mimo to... stało się. Czyżby Szlachetna wygrała bitwę z męczącymi ją myślami? A może odrzuciła wszelkie obawy, odstawiła je w kąt starając się je ignorować, gdy one będą tam tkwiły, gotowe by powrócić w najmniej oczekiwanym momencie?
Tego wężowa nie była w stanie stwierdzić.
Powoli uniosła łeb prostując długą szyję. Łuski zalśniły gdy pojedyncze krople wody spłynęły po gładkiej powierzchni żeby ponownie zatopić się wśród prądu rzeki. Skierowała spojrzenie w stronę młodszej i przytaknęła gdy ta skończyła mówić.
Walka nie jest mi pisana. Zgodnie z życzeniem mojej mentorki nie będę zadawać ran, lecz je leczyć. Będę sprawowała opiekę nad chorymi i tymi, którzy będą potrzebować mojej pomocy. Jestem kleryczką i szkolę się na uzdrowicielkę – odezwała się melodyjnym głosem – W takim razie liczę na to, że nie będę musiała zbyt często spotykać się z tobą na arenie. A przynajmniej nie w sytuacji gdzie to ty będziesz potrzebowała mojej pomocy.
Z lekkim, subtelnym uśmiechem skomentowała ostatnie słowa adeptki. W końcu Wodna chciała być najlepszą wojowniczką – a to oznaczało wiele wygranych walk i niewiele zdobytych ran. Wężowa zdawała sobie sprawę że wizyty u uzdrowiciela nie należały do najprzyjemniejszych – nawet jeśli często dawały ulgę i uwalniały od męczącego bólu to nie zawsze wszystko szło po myśli medyka, a to oznaczało wiele zmarnowanych księżyców podczas których arena była tylko marzeniem.

: 17 lut 2019, 22:28
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Niebieskołuska uśmiechała się, słuchając wężowej smoczycy. Czuła, że może jej zaufać. Naprawdę cieszyła się, że może spokojnie z kimś porozmawiać. Przebierała łagodnie łapami we wodzie, śledząc ogniki. Zdążyła już rozluźnić się całkowicie, czując się niezwykle bezpiecznie mimo, że nie była na terenach Wody. Pod koniec odpowiedzi Sylmare Adeptka uniosła łeb, patrząc na towarzyszkę z pewnym siebie uśmieszkiem. Naprawdę miło było słyszeć od kogoś takie słowa, zwłaszcza po pierwszej walce i pierwszej przegranej w życiu.
– Cóż, zdecydowanie potrzebuję jeszcze wiele ćwiczeń, żeby tak było. A ty z pewnością będziesz tak świetną Uzdrowicielką jak mój kuzyn, Remedium Lodu! – smoczyca machnęła z podekscytowaniem ogonem pod wodą, wywołując kilka nieco mocniejszych fal, które jednak szybko zanikły.
Niebieskołuska już od chwili zastanawiała się nad pytaniem, które ją dręczyło. Naprawdę nie chciała wyjść na wścibską, ale niepowstrzymana ciekawość uparcie domagała się odpowiedzi. W końcu nie mogąc się powstrzymać Toffinka wypaliła:
– A jak jest za barierą? Znaczy... jestem tylko ciekawa. Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz. Ale... Jest tam strasznie? Jakie są tamte smoki? Widziałaś kiedyś żyrafę? Chciałabym zobaczyć żyrafę. Podobno są strasznie wysokie. Nawet nie pamiętam, gdzie o nich słyszałam. Pewnie są większe nawet od smoków olbrzymich. Prawda? Znaczy, nie wiem, ale strasznie chciałabym wiedzieć. Szczerze to nie umiem sobie wyobrazić tak wielkiego stworzenia. A ty? Ojej, znowu się zagadałam... – niebieskołuska przycichła nieśmiało. Nawet nie zauważyła, gdy zaczęła paplać głupoty. Zawsze gubiła się nieco, gdy zadawała komuś niezręczne według niej pytanie, dlatego spontanicznie zmieniała temat. Miała jednak nadzieję, że nie wyszła na nieogarniętego pisklaka.

: 23 lut 2019, 21:18
autor: Miraż Snów
Zaufanie... Białołuska choć słyszała o nim wiele, nadal nie była w stanie stwierdzić czym ono dla niej było. Możliwość "zaufania" komuś, polegania na nim... ale ona nawet nie znała innych smoków. Nie miała za dużo okazji by ich poznać, a nawet jeśli, były to znajomości trwające zaledwie krótkie chwile.
Tutaj było inaczej. Spotykała smoki, rozmawiała z nimi, widywała je czasem nawet i codziennie. Było to... nowe. Dziwne, ale i przyjemne. Uczyła się z nimi rozmawiać, poznawała ich, obserwowała reakcje jak i zachowania. Podobało jej się to i pragnęła tego więcej. Czy właśnie rodząca się sympatia do innych smoków przynosiła ze sobą także i zaufanie?
Zapewne będzie musiała się o tym sama przekonać.
Uśmiechnęła się lekko słysząc ciepłe słowa od złotołuskiej. Postarała się także zapamiętać wymienione imię "Remedium Lodu". Nie miała okazji go poznać, lecz informacja o imieniu uzdrowiciela zawsze mogła okazać się przydatna.
Następnie przeszły do tematu dotyczącego terenów za barierą – uniosła brew gdy do jej uszu dotarły słowa na temat "żyraf" czymkolwiek one były.
Niestety nie widziałam nigdy żyrafy, nie wiem nawet jak owe wyglądają – odezwała się, a w jej głosie można było usłyszeć... cichy śmiech? Trwało to jednak zaledwie krótką chwilą – Ale zwierzyna na innych terenach częściowo różni się od naszej. Widziałam sporej wielkości koty, których futro przybierało ciepłe odcienie pomarańczu i było zdobione przez ciemne pasy, czy dość... leniwe niedźwiedzie, przybierające czarno-białe umaszczenie, które interesował jedynie sen oraz pożywienie. Było to jednak na odległych ziemiach, które przemierzałam razem ze swoją mentorką, niedługi czas po tym jak się wyklułam. Nie pamiętam zbyt wiele z tamtych chwil.
Oh, ile księżyców minęło od czasów gdy podróżowała przez te tereny, pełne rozmaitych roślin i barwnych kwiatów. Nawet jeśli w jej umyśle pozostały jedynie strzępy wspomnień, wciąż była w stanie przypomnieć sobie ich piękno za którym czasem rozkwitała w jej sercu tęsknota.
Jeśli jednak mówimy o tych bliższych terenach... mam wrażenie, że na ziemiach nieskrytych barierą rządzi szczęście. Jednego dnia możesz trafić na smoka o dobrym sercu, który chętnie wskaże ci drogę i pomoże niezależnie od sytuacji. Drugiego dnia na twojej drodze może stanąć równinny z którym będziesz musiała się zmierzyć, gdyż nie będzie chciał odpuścić ci bez walki. Trzeciego natomiast możesz nie spotkać nikogo i będziesz zdana jedynie na siebie – kontynuowała odpowiedź na pytanie – Niestety nie napotkałam na swojej drodze żadnych smoczych stad, choć moja mentorka zdążyła mi o nich opowiedzieć. Podobno żyją tam niezależnie od panujących warunków i podróżują szukając odpowiedniego miejsca w którym mogliby się zatrzymać. Tak jak ja robiłam to przez wiele księżyców.
Nie wiedziała czym mogłaby się jeszcze podzielić ze Szlachetną, gdyż reszta była... bardzo podobna do tego co działo się wśród Wolnych Stad. Smoki polowały szukając pożywienia, walczyły z drapieżnikami napotkanymi podczas podróży, a nocą skrywały się w ciepłych grotach. Jedyną różnicą była nieustanna wędrówka jak i niebezpieczeństwo ze strony nieprzyjaznych osobników.

: 03 mar 2019, 22:43
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Niebieskołuska słuchała uważnie, zapamiętując każdy szczegół. Była co prawda nieco rozczarowana, że nie dowie się więcej o zwierzętach, które ją fascynowały, jednak paskowate koty i czarno-białe niedźwiedzie też ją zaciekawiły. Bardziej jednak skupiła się na smokach zza bariery.
– Och, naprawdę? Zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam... – wymruczała w zamyśleniu, gdy Sylmare skończyła. Szlachetna nie spodziewała się, że życie w miejscu, które od zawsze ją przerażało, będzie takie... normalne. Oczywiście wszechobecne niebezpieczeństwo i samotna walka o przetrwanie nie było dla Toffinki niczym normalnym, aczkolwiek według słów nowej przyjaciółmi wcale nie było tam tak krwawo i przerażająco, jak to Adeptka zawsze sobie wyobrażała.
Opuściła głowę i zastanowiła się, obserwując ciche fale wody. Stereotyp, zaległy w sercu młodej wciąż nie przeminął, ale słowa Cienistej oraz jej nastawienie mocno zaćmiło przekonanie smoczycy co do prawdziwości jej przekonań. Właściwie to opowieść Urojonej zdołała nawet obudzić w niebieskołuskiej ciekawość. Dusza, pragnąca przygód, serce spętane obawami i rozsądny umysł... Same opowieści nigdy wcześniej nie zadowoliły Toffinki. Zawsze rwała się do boju, pałętała się absolutnie wszędzie mimo tego iż wiedziała, że się zgubi, wypytywała wszystkich o wszystko i uczyła się u każdego, kto chciał i mógł ją czegoś nauczyć. Ale nawet jeśli wychodziła poza tereny Stada, to nigdy tak naprawdę nie opuściła bezpiecznego miejsca. Zawsze chroniona przez innych nigdy nie doświadczyła prawdziwej samodzielności. Nie polowała, nie opiekowała się innymi, nie leczyła. Tylko walczyła wiedząc, że ktoś ją wyleczy. Swobodnie biegała wiedząc, że ktoś ją nakarmi. Chodziła wszędzie wiedząc, że ją obronią. Teraz jednak, gdy zdała sobie z tego sprawę, zadała sobie pytanie: Jak to jest być samodzielnym?
Nieznane ziemie zaczęły ją kusić, jednak wystarczyło jej rozsądku, aby nie uleć głupio pokusie. Zamiast tego spojrzała pewnym wzrokiem na czerwonogrzywą i spytała:
– Czy... Może za kilka księżyców, jak już będę miała pełną rangę i będziemy mogły sobie poradzić... Chciałabyś wybrać się ze mną za barierę? Nie na zawsze, oczywiście, tylko na kilka dni... Po prostu bardzo chcę zobaczyć jak tam jest. – Szlachetna miała nadzieję, że Sylmare wybierze się razem z nią, choć nawet jeśli niebieskołuska usłyszy odmowę, nie zmieni swoich zamiarów.
Adeptka podniosła wzrok na niebo, gdy zauważyła, że zaczęło się ściemniać. Ach, te krótkie dni Białej Pory... Toffinka zdecydowanie nie zamierzała wracać po ciemku, zwłaszcza z jej orientacją w terenie. Wylazła więc z lekkim ociąganiem z ciepłej wody, drżąc przez dotkliwe dla mokrej skóry chłodne powietrze. Zrobiła parę kroków, żeby nie ochlapać przy suszeniu się białołuskiej i otrząsnęła się mocno, pozbywając się większości wody. Znów utkwiła wzrok karmelowych ślepi w ciemniejącym błękicie nieba, westchnęła i powiedziała jakby w niebiosa, zwracając się jednak do Kleryczki:
– Chyba muszę już iść, jeśli nie chcę nocować w jakimś mrocznym zakamarku. Nie obrazisz się, jeśli sobie pójdę? – smoczyca obejrzała się, z uśmiechem oczekując odpowiedzi wężowej. W jej oczach błyszczało szczęście po wspaniale spędzonym czasie, a złote łuski, którymi nakrapiana była Adeptka, jak zwykle zaczęły emanować ledwie widocznym światłem w ciemności. Zupełnie, jakby cały czas padało na nie światło słoneczne, gdziekolwiek by Szlachetna się nie znajdowała.

: 24 mar 2019, 12:55
autor: Miraż Snów
//Ja bardzo przepraszam że tu tak długo odpisu nie było ;_;

Każdy smok wyobrażał sobie życie za barierą inaczej – dla jednych było nieskończoną walką o życie, podczas gdy inni uważali je za całkowitą wolność. Wśród Stad krążyły stereotypy i opowieści. W części z nich znajdowało się ziarno prawdy, a niektóre nie miały nic wspólnego z rzeczywistością – białołuska była tego w pełni świadoma, ale wiedziała, że nic nie zdziała w tym kierunku. Czy byłoby w ogóle warto?
Zamrugała zdziwiona gdy usłyszała propozycję niebieskołuskiej. Wyprawa za barierę..? Naprawdę odważyłaby się na taki krok? Niektórzy uznali by to za przejaw odwagi, a w mniemaniu niektórych było to jedynie głupotą. A co myślała o tym wężowa? Zaintrygowało ją to. Zauważyła, że Szlachetna z początku nie była dobrze nastawiona do terenów nienależących do stad i zmieszała się gdy dowiedziała się o pochodzeniu Sylmare. Natomiast teraz wyszła z taką propozycją...
Kleryczka wyciągnęła do góry długą szyję i powoli skinęła łbem w geście zgody. Krwiste ślepia lekko błysnęły.
Jeśli zdecydujesz się wybrać za barierę, możesz liczyć na moje towarzystwo – odparła – Lecz radzę nie wybierać się zbyt daleko, gdyż w przeciwnym wypadku będziemy mogły mieć problem z powrotem.
Czym było to spowodowane? Wężowa naprawdę chciała wybrać się z Wodną za barierę? A może była to tylko troska, odpowiedzialność za młodszą, której opowiedziała historię i wzbudziła w niej ciekawość? W umyśle kleryczki rodziły się różne myśli i scenariusze – wyprawa może potoczyć się różnie. Mogą powrócić bez szwanku jak i polec w pierwszych dniach. Było to niezwykle duże ryzyko, ale nawet mimo tego nie zdecydowała się na zmianę swojego zdania.
Drgnęła zaskoczona gdy usłyszała kolejne słowa samiczki. Oh, faktycznie spędziły tu dość sporo czasu – Złota Twarz powoli skrywała się za chmurami, a łuski obejmował coraz dotkliwszy mróz. Opady śniegu także nie miały zamiaru się zatrzymać, a wręcz przybierały na silę. Wężowa uniosła łeb, przez krótką chwilę wpatrując się w niebo i westchnęła cicho. Pokiwała przecząco łbem na zadane pytanie.
Wydaje mi się że to odpowiednia pora na powrót do obozu – odezwała się – Chłód przybiera na sile, lepiej schować się w jaskini nim warunki staną się jeszcze gorsze.
Mówiąc to, powoli wstała i wycofała się z rzeki, korzystając z mocy w celu ogrzania i wysuszenia łusek. Kontakt z mroźnym powietrzem po ciepłej kąpieli nie był najprzyjemniejszy, ale nie była w stanie nic na to poradzić. Mogła jedynie szybko ruszyć w stronę domu.
Odeszła kawałek, po czym odwróciła się jeszcze raz w stronę Adeptki.
Dziękuję – uśmiechnęła się subtelnie – Mam nadzieję, że w najbliższym czasie jeszcze się spotkamy.
Skinęła łbem, po czym ruszyła w stronę Terenów Cienia. Czym prędzej, nim nastanie mrok.

/zt

: 02 kwie 2019, 23:30
autor: Fenomenalna Flądra
W sumie fajnie było na tych terenach wspólnych. Pojeździła sobie na grzbiecie taty, pozwiedzała. Była to całkiem ciekawa podróż, ale i również niesamowicie męcząca. Co z tego że leżała? Przecież musiała patrzeć, rozglądać się, oddychać NORMALNYM powietrzem! To było strasznie męczące dla pisklaka. Dlatego też, gdy postanowili odpocząć nad Rzeką przy Zimnym Jeziorze – ekhem – w Rzece, młódka pierwsze co zrobiła to zaczęła sobie dryfować. Opuściła łapki w dół, połowę łepka z oczkami wystawiła nad wodę, a połowę z nozdrzami trzymała pod wodą. Położyła grzebień oraz płetwę ogonową. Czas na relaks. Zimna woda, trochę mniej zimne powietrze, zachodzące słońce. Tak, to było to.
Tatek w międzyczasie postanowił ułożyć się w głębszej części Rzeki, toteż z powierzchni był widoczny jako plama i mógłby zostać łatwo pomylony z jakąkolwiek inną różowo-czarną rzeczoistotą z jakimiś żółtymi świeciłkami.
Chroma po chwili takiego spokoju po prostu odpłynęła. Dosłownie jak i w przenośni. Kiedy smacznie sobie spała, rzeka zniosła ją niżej, a następnie dopchnęła w kierunku brzegu. Nosek opierał się o jakiś kamyk, a płetewki falowały z nurtem rzeki. Co jakiś czas wypuszczała z ust bąbelki. Bul bul.

: 03 kwie 2019, 20:12
autor: Poszept Nocy
Północny samiec o czarnym futrze upstrzonym licznymi plamami – niewielkimi ale częstymi czerwonymi oraz trzema większymi ale białymi – spacerował spokojnie wzdłuż rzeki dochodzącej do Zimnego Jeziora. Korzystał z pierwszych promieni Złotej Twarzy, wygrzewając z lubością grzbiet. Rozglądał się leniwie, nie spodziewając się jednak niecodziennych widoków.
Jak się pomylił!
Po rzece płynęło nieprzytomne pisklę. Adept nie zastanawiał się nawet przez uderzenie serca i wskoczył do wody, ustawiając się prostopadle do nurtu i rozkładając szeroko skrzydła, by maluch na pewno mu nie umknął. Gdy pisklę znalazło się przy nim chwycił je pewnie, ale delikatnie w zęby i błyskawicznie znalazł się na brzegu, gdzie położył malucha na miękkiej trawie.
Sarknął głośno i otrzepał się z wody, oglądając z przejęciem swą wodną zdobycz.
I odetchnął z ulgą widząc jak spokojnie oddycha – być może już nawet przytomne w tym momencie.
– Napędziłaś mi stracha, malizno. Potrafisz oddychać pod wodą, co? – Usiadł ciężko obok i rozłożył lekko skrzydła by suszyć je na słońcu, oglądając jednocześnie błony wskazujące na rasę pisklęcia.

: 04 kwie 2019, 9:37
autor: Fenomenalna Flądra
Zanim zdążyła się zorientować coś pochwyciło ją w pysk. Oczywiście próbowała jeszcze uciec, schować się pod wodę, jednak było trochę za późno, a przy okazji dopiero co ją wyrwano ze snu.
Co to za jakieś ataki z zaskoczenia ja się pytam...
Wyrwanej z zimnej wody na w cale nie cieplejsze powietrze wydawało jej się jakby leżała zakopana we śniegu. Cały czas drżała, a szczęka bez przerwy latała jej jak bobrowi. Jednak mimo to podniosła się i spojrzała na to, co ją ukradło. Było duże, jak dla niej nawet ogromne, więc chwilkę jej zajęło zanim zlustrowała go całego. Trochę przerażająco wyglądał. Tym bardziej dla Chromy, która raczej nie ma za często okazji do widywania się z innymi smokami.
Przyjęła od razu pozycję agresywno-przestraszoną( >tak to wyglądało< ). Jednak coś w jego głosie mówiło jej że nie miał wobec niej złych zamiarów. Z syczenia szybko przeszła do burczenia( >to tylko bez miauczących momentów< ) i nieco się rozluźniła. Nadal jednak patrzyła na niego tak trochę agresywnie, dziko, a każdy jego szybszy ruch powodował reakcję szybkiego cofnięcia się łbem, czy całym ciałem, jednak bez ruszania się z miejsca, ewentualnie przyginała łapy.
Na słowa nie odpowiedziała. Jakby jeszcze chociaż umiała. Mowa u niej była na poziomie ledwo wyklutego niedawno pisklęcia, lepiej szło jej z słuchaniem, choć wyłapywała tylko co któreś prostsze słowo, które zapadło jej w pamięć.

: 04 kwie 2019, 9:55
autor: Poszept Nocy
Gwałtowna reakcja pisklęcia nieco go zaskoczyła – jeszcze nie zdarzyło mu się do tego stopnia przestraszyć malucha i poczuł ukłucie żalu w sercu. Owszem, jedna z córek Ciotecznej Kołysanki miała ciekawe usposobienie, ale ta morska przypominała obecnie wściekłego kociaka.
Adept Ognia położył się na płasko i obniżył łeb tak, by wisiał na wysokości głowy Ziemnej. Skrzydła miał przy bokach, by wyglądał na mniejszego, a końcówka jego puchatego ogona kołysała się łagodnie w uspokajający sposób. Przekrzywił nieznacznie łeb w wesoły sposób i uśmiechnął się tak by nie odsłaniać białych kłów. Był nieco zmokniętym, futrzastym plackiem.
– Nie zrobię Ci krzywdy malutka. Przestraszyłem się że toniesz. – W pstrokatym łbie świtało, że Chroma mogła go nie rozumieć, ale mowa to nie tylko słowa – to również ciepły i przyjazny ton głosu. – Umiesz oddychać pod wodą?
Zapytał ponownie, powoli wskazując pojedynczym szarym szponem wodę, ostentacyjnie nabierając powietrze w płuca i delikatnie pokazując nosem na Ziemną.

: 04 kwie 2019, 12:36
autor: Fenomenalna Flądra
Nieznajomy wiedział na szczęście jak postępować by jej nie spłoszyć. Wraz z tym jak się rozpłaszczał na ziemi, ona rozluźniała mięśnie do momentu aż stała już w miarę normalnie, naturalnie. Nadal jednak było widać, że w razie czego była gotowa do ucieczki. Bardziej "ucieczki" biegać nie umiała i jedyne co mogła zrobić to poprzewracać się w kierunku wody i schować na dnie rzeki, lub wśród roślinności.
Wolała jednak dać temu dużemu szansę, skoro nie był jednak żadnym jej wrogiem. Przynajmniej na to wszystko wskazywało. Głos miał też spokojny, chodź mógł ją zwodzić. Jednak stała na razie ne przeciwko niego przekręcając w bok łepek, w przeciwną stronę niż on.
Chroma miała czasem przejawy wysokiej inteligencji, wiedziała trochę o świecie, choć nie znała praktycznie nazw czegokolwiek, co ją otaczało. Woda. Tak, woda była słowem, które znała. Przecież musi znać jedną z ważniejszych dla niej rzeczy. Jednak miała też nazewnictwo własne dla różnych rodzajów wody.
Na wdech zareagowała początkowo również wdychaniem tego innego, lądowego powietrza. Woda, wdychanie. Ciężko kojarzyło jej się fakty. Wszystko na lądzie było takie... skomplikowane. Ostatecznie jednak kiwnęła potakująco głową. Woda oddychać. Ale to przecież normalne. Czy nie?
Uniosła szybko wyżej łeb wysuwając go również nieco bardziej w stronę samca. Prosta forma pytająca. Nie musiała przy tym wymawiać nie wiadomo ile jakiś dziwnych zlepków...

: 06 kwie 2019, 10:43
autor: Poszept Nocy
Im bardziej rozluźniała się Chroma, tym bardziej rozluźniał się Księżycowy Kolec. Bardzo lubił pisklęta, ich energię i chęć do zabawy, więc widok przestraszonej młódki był dla niego przykry. Chciał zachęcić ją do psot, do poznawania świata, do nauki!
Uśmiechnął się szerzej, gdy na jego proste pytanie odpowiedziała skinieniem głowy.
– Ja nie potrafię. – Odpowiedział, pomagając sobie łapami i pyskiem w zobrazowaniu odpowiedzi. Pokazał na wodę, ponownie wziął oddech, wskazał na siebie i pokręcił przecząco łbem.
– Jestem smokiem północnym. – Potrząsnął łbem, zwracając uwagę na falujące teraz, gęste i aksamitne futro.
– Oboje jesteśmy smokami, ale Ty jesteś smokiem morskim, a ja północnym. – Kolejno pokazał najpierw na nich razem, a później na samą Chromę i siebie.
Przekrzywił lekko łeb.
A może by tak pomóc sobie maddarą?
– Smoki morskie potrafią oddychać pod wodą, dobrze się w niej czują. – Obok nich pojawiła się niewielka iluzja, wielkości może łapy Księżycowego Kolca. Przedstawiała smoka morskiego o zielonych łuskach i złotych oczach, który sprawnie płynął pod wodą, obracał się w niej, śmiał i oddychał. Adept zaczekał chwilę, by sprawdzić jaka będzie reakcja Chromy. Jeśli nie przestraszyła się tej iluzji, stworzył kolejną. A był nią smok północny, o jasnoszarym futrze tak gęstym jak u Akaera. Do piersi stał w śniegu, poruszając się w nim sprawnie i z uśmiechem, nie wyglądając jakby chłód mu przeszkadzał.

: 07 kwie 2019, 1:27
autor: Fenomenalna Flądra
Chroma mrużyła oczami na pierwsze trzy zdania. Tak, rozumiała czemu w takim razie rzucił się by ją wyłowić. Nie zauważył na pewno jeszcze wtedy płetwiastych grzebieni. Jednak brawo dla niego że przy późniejszej porze nadal był w stanie dostrzec wtapiającą się w cienie małą kruszynkę. Może zdradziła ją delikatnie już widoczna bioluminescecja?
Czyli ona ma płetwy a on tylko futro? Łał... Niektórzy naprawdę musieli mieć pecha. Nie dość że odebrano im przed urodzinami płetwy to jeszcze łuski. I do czego im teraz takie puchate coś? Współczuła więc nieco ciemnemu gigantowi. Pewnie by go pocieszyła czy coś. Jakby umiała. Pokiwała jednak tylko łbem z jakimś politowaniem w oczach.
Jednak to... co to... jak to?
Miał przyjaciół?
Czemu byli tacy szybcy?
Jak jej instynkt nie zadziałał i dała mu tak szybko podejść?
Małe to było, prawda. Jednak kto wie czy nie było groźne. Wystarczyło że na przykład byłoby jadowite i mogło ich obu zabić. Chroma znowu więc przybrała wobec zielonego smoka agresywną postawę i zaczęła syczeć bardzo głośno. Przypominało to dźwięki krokodyli, więc na pewno nie były to okrzyki radości. Z każdą kolejną chwilą wycofywała się delikatnie. Jakim cudem to coś ich tak zaszło? Co tu się dzieje?
Na futrzastego nie zwracała już uwagi, on już dla niej nie był taki groźny. Owszem, złapał ją wbrew jej woli, ale miał do tego powód. Ale jaki niby powód ma ta mała gnida w podkradaniu się do nich jeśli nie ma złych zamiarów.

// Czyli no nie stworzył drugiej iluzji bo zła reakcja xd

: 08 kwie 2019, 18:56
autor: Poszept Nocy
Widząc reakcję Ziemnej Księżycowy Kolec nie powstrzymał się i zaśmiał się cicho, a jego łagodny i głęboki głos zabrzmiał przy rzece.
– To nie smok. To iluzja. –Wyciągnął łapę, wciąż podtrzymując obraz morskiego smoka, i przesunął przez niego szarymi szponami. Przeszły gładko przez iluzję, nie czyniąc jej szkody. – To tylko obraz. Ja go stworzyłem.
Położył głowę na łapach i, dzięki chwili skupienia, sprawił że iluzja zielonego smoka weszła mu na nos. Mieściła się idealnie – była w końcu malutka.
– Ty też będziesz mogła takie robić, ale jak podrośniesz. – Pokazał szponem na iluzję, Chromę, a następnie uniósł kończynę ponad poziom pisklęcia.

: 13 kwie 2019, 1:24
autor: Fenomenalna Flądra
Co. Się. Tu. Dzieje.
Cofnęła się o dwa kroki nadal nastroszona, jednak już nie sycząca. Jego łapa po prostu przelatuje przez to coś? To jakiś duch? On stworzył obraz? Ducha? O co u licha w tym chodziło i czemu to coś przebywało sobie teraz na jego nosie? To było dziwne, bardzo dziwne. Ze wszystkich rybek, kamyków, dziwnych nurtów i dużych smoków, które nie chciały ich zjadać... To coś było chyba najdziwniejszym co jak na razie spotkała. Podążyła wzrokiem za unoszącą się łapą dużego. Nie odezwała się. Zamiast tego powoli z powrotem spojrzała się na jego pysk, bardziej ślepia niż "ducha". Na jej pyszczku malowała się definicja zdziwienia, niezrozumienia połączona z pewnego rodzaju zaprzeczeniem i jakby "brakiem odpowiedzi" procesu, który przetwarzał się w jej łebku. Te zmarszczone łuki brwiowe, otwarty pyszczek. Nawet jej agresywna płetwa i lewa policzkowa tak trochę opadły. Nie wiedziała za bardzo co ma teraz myśleć.