Strona 20 z 38

: 05 mar 2018, 22:57
autor: Ostatnie Ogniwo

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Nie musiałem czekać zbyt długo na przybycie uzdrowicielki. Chwilę po wezwaniu jej sylwetka pojawiła się na niebie i szybko znalazła się na ziemi. Od razu zaczął się cały etap leczenia, miseczki z maddary potem reszta nieznanych mi do końca ziół, a na koniec krótkie i znane polecenie "wypij do dna". Posłuchałem i napar zniknął z miseczki. Przez jakiś czas ból i gorączka nie była aż tak mocno odczuwalna, aż po chwili wszystko zniknęło. Ran nie było, no może kilka blizn, a tak to było dobrze. Wstałem pomału i uśmiechnąłem się w stronę Mary.
Z tobą to się nie da zginąć! Szczególnie, że nie jesteś zwykłą Marą, tylko waleczną Marą, która pokonała salamndrę i chciała walczyć na wojnie – nie chciałem już nic mówić, ale było to trochę ryzykowne gdyby doszło do wojny, a Płomień i Przeklęta by padli to kto by nas poskładał? Ale na szczęście nic się takiego nie stało.
Uzdrowicielka stała pod drzewem, a na gałęziach było dosyć dużo śniegu, a gdyby tak trochę nimi poruszyć? Wyobraziłem sobie mały kamień, który miał lecieć z dużą prędkością w stronę jednej z wyższych gałęzi. Twardy, bezwonny i bezbarwny twór miał potrząsnąć gałęzią i zrzucić śnieg prosto na głowę smoczycy.
Lubisz śnieg? – zapytałem i tchnąłem maddare w twór czekając aż śnieg przysypie Przeklętą.

: 07 mar 2018, 8:25
autor: Przedwieczna Siła
Cieszyła się, że mogła pomóc Grzmotowi. A jeszcze bardziej ucieszyło ją jego zwycięstwo i to, że teraz prócz kilku blizn, nie cierpiał w jakiś sposób bardziej. Odetchnęła z wyraźną ulgą, poczuła się lekka i... doceniła własne umiejętności. Nie, nie była egoistką – ale sprawdziła się i można było na nią liczyć, kiedy wymagała tego sytuacja. Cieszyła się po prostu, że nie zawodziła.
Uzdrowicielka zaśmiała się cicho na słowa przyjaciela. Nie była to do końca prawda, uważała się raczej za tchórza, a nie waleczną, ale niech mu będzie. Może te sytuacje tak właśnie wyglądały.
To Twoje zwycięstwo i tylko Twoje. To Ty nie dałeś się zabić, a ja tylko trochę Cię naprawiłam. – uśmiechnęła się szeroko. – Wykazałeś się prawdziwą odwagą i odpowiedzialnością. Dzięki Tobie i Feridzie nie doszło do wojny. Możemy spać spokojnie, a Cień i Ziemia choć na chwilę się uciszą, choć zapewne nie na zbyt długo.
Padło nieoczekiwane pytanie, na które smoczyca nie zdążyła odpowiedzieć. Śnieg opadł na jej łeb i barki, dodając kontrastu do jej czarnych i krwistoczerwonych łusek. Pomarańczowe ślepia przymknęły się na moment, smoczyca sapnęła. Czerwonofutry mógł poczuć niewidzialne wiązki jej maddary, które minęły go i pomknęły w tył. Jeśli się odwrócił, to w ostatnim momencie przed zderzeniem dostrzegł ogromną kulę śniegu! Była wielkości smoczego dorosłego tułowia, ale śnieg nie był zbity, więc nie stanowił zagrożenia. Był lekki i puchaty, ale utrzymany w kształcie wielkiej kuli, która leciała wprost w Krwistego!

: 08 mar 2018, 23:12
autor: Ostatnie Ogniwo
Mara była naprawdę dobrą uzdrowicielką. Kiedy pierwszy raz ją spotkałem nie sądziłem, że aż tak się zmieni i będzie taka dobra w tym co robi.
Odwagą i odpowiedzialnością? Nie miałem wyboru, równie dobrze mogłem odejść, ale po co skoro jak ostatnio mówiłaś, jesteś ze mną myślą, więc wiedziałem, że nie mogę przegrać, częściowo się też bałem. Jedną walkę z Gonitwą przegrałem – wyglądała nawet podobnie tylko wtedy mistrz nie chciał zabić ucznia. Ale na koniec końców wszyscy przeżyli, no prawie wszyscy.
Mój plan po chwili się udał, śnieg okrył barki i łeb Przeklętej. Zacząłem się śmiać zadowolony ze swojego pomysłu, ale potem zaczęło się dziać coś niepokojącego. Poczułem jak maddara drga blisko mnie, a potem leci gdzieś na moje tyły i jeszcze dalej. Nie wiedziałem co się dzieje i pomału odwróciłem się. Chciałem tego uniknąć ale było już za późno. Śnieg uderzył mnie prosto w pysk, nie zdążyłem zaprzeć się i ustawić, żeby utrzymać równowagę i poleciałem na ziemię. Puch przykrył mi łeb, pomału wstałem i otrzepałem się ze śniegu patrząc na Marę, zaśmiałem się i skoczyłem prosto na nową chcąc wrzucić ją w jedną z większych zasp i przygnieść ją swoim ciałem. Byłem trochę ciężki, więc ciężko będzie jej mnie zepchnąć, chyba że stworzy kolejną kulę śniegu, jeszcze większą niż poprzednią.

: 12 mar 2018, 20:01
autor: Przedwieczna Siła
Wodna westchnęła głośno, jednocześnie patrzyła na Grzmot spojrzeniem, które wyrażało jednocześnie troskę i rozbawienie. Może i był wielki jak skała i silny jak stado minotaurów, ale jednocześnie skromny.
Tylko głupcy się nie boją, ale strach zawsze pojawia się przy ważnych wydarzeniach. Wywalczyłeś sobie wolność i nikt Ci tego nie odbierze. Wykazałeś się siłą i prawdziwą sztuką w trakcie tego pojedynku... Mam nadzieję, że Ogień szybko Cię przyjmie w swoje szeregi i docenią Cię. – uśmiechnęła się, jej głos był jakiś taki bardziej... uroczysty.
O ile Mara wiedziała, że Wojownik nie uniknie jej wielkiej kuli śniegu, o tyle nie spodziewała się wielkiego cielska, które nagle rzuciło się na nią i przygniotło w biały puch. W pierwszym odruchu zaszamotała się, ciężar smoka wycisnął z jej płuc powietrze, ale szybko odzyskała zimną krew. Nie była dość silna i dość zwinna, ale maddara była jej sojusznikiem. Poruszyła cały biały puch, wszystkie śnieżynki spadające z nieba, wszystkie wokół nich, te najblizsze i wprawiła w ruch w taki sposób, w jaki muchy intensywnie i upier.dliwie latają wokół obiektu zainteresowania. Obiektem zainteresowania śnieżynek był pysk Grzmotu!
Nie zadzieraj z magią! – zaśmiała się, choć ciszej i z trudem, bo wciąż nie mogła zaczerpnąć pełnego oddechu.

: 19 mar 2018, 22:21
autor: Ostatnie Ogniwo
Może i było w tym trochę racji, ale taka walka to nie jest łatwa sprawa. Nigdy nie wiadomo czego się spodziewać po przeciwniku i każda taka może być twoją ostatnią.
Moim zdaniem wojownik nie powinien się bać, strach nie pozwala się skupić i czasami powoduje, że robimy rzeczy, których nie chcemy zrobić. Może wywalczyłem sobie wolność,
ale doszło do czegoś czego chciałem uniknąć. Nie chciałem stanąć przeciwko stadu ziemi, ale cóż wyszło jak wyszło
– gdyby tylko Gonitwa zgodziła się na zostanie samotnikiem, to do niczego by nie doszło, a tak to jak zwykle ktoś musiał być mądrzejszy i przekonany do swoich racji.
Przez chwilę udało mi się wygrać tą całą małą bitwę na śnieg, może i nie byłem kulą śniegu, ale plan zadziałał, do czasu. Przez chwilę było wszystko dobrze, ale w końcu magia wkroczyła do akcji. Jedyne co zauważyłem to mignięcie czegoś białego i już wiedziałem, że jest po mnie. Śnieżynki znowu zaatakowały mój łeb, przewróciłem się i upadłem obok Mary przysypany śniegiem.
Nie zadzierać z magią, zapamiętam – zaśmiałem się pod śniegiem i pomału próbowałem wstać.

: 19 mar 2018, 23:04
autor: Przedwieczna Siła
Mara wyszczerzyła się, bez słowa, usatysfakcjonowana taką odpowiedzią. A więc się poddajesz, wielki wojowniku? Przeciwko małej, słabej uzdrowicielce? Wszystko to oczywiście było żartem, Mara nigdy w życiu nie miałaby szans w prawdziwym starciu, ale Grzmot pozwolił jej się poczuć silniejszą i bardziej znaczącą. Zbliżyła się do niego i bezwstydnie musnęła polik czerwonego czubkiem pyska.
Masz trochę racji w tym co mówisz. – powiedziała, kładąc się obok rozluźniona. – Stanąłeś przeciwko Ziemi, ale sam doskonale wiesz, że stanąłeś przeciwko Przywódczyni. Smoki mają swoje rozumy. Na pewno nie każdy jest przeciwko Tobie. Wraz ze zmianą Przywództwa, a może nawet szybciej... Ziemia nie będzie Twoim wrogiem. A do tego czasu masz Ogień i Wodę. – powiedziała pokrzepiająco, a przynajmniej próbowała tak mówić. Grzmot nie musiał się już martwić o swoją przyszłość. Liczyła tylko, że choć trochę zmądrzeje i opanuje swój porywczy charakter.
Martwiłam się o Ciebie wtedy, bardzo. – powiedziała w końcu, kończąc zdanie westchnięciem. Czy z Grzmotem dało się w ogóle rozmawiać na poważnie? Ten smok wprowadzał ją w zabawowy nastrój, ale z drugiej strony jego starcia z innymi, jako powinność Wojownika, przyprawiały ją o liczne zawały i zasłabnięcia z przejęcia i nerwów.

: 21 mar 2018, 21:07
autor: Ostatnie Ogniwo
Tak poddaję się, z magią się nie wygra. Chociaż raz się udało wygrać z Wybraną, która była czarodziejką, ale ze śniegiem będzie ciężko. Podniosłem się pomału i uśmiechnąłem się do Przeklętej. Ucieszyłem się kiedy przyznała mi rację, nie sądziłem, że ktoś kiedyś mi to powie.
Stawanie przeciwko przywódczyni to tak samo jak przeciwstawienie się stadu,
ale już nie raz to robiłem. Pewnie jest ktoś to jest po mojej stronie, Nagietkowa i Nocny, nie wiem jak z drugą siostrą i matką, bo jakoś nie zaprzeczyły kiedy została wymierzona kara śmierci, ale cóż tak to już jest. Wiesz w ogóle czemu tak się stało? Chyba ci nie opowiadałem
– zapytałem, bo pewnie Przeklęta nie do końca zna całą historię, tylko ciekawe czy będzie chciała ją poznać.
Wiem, że się martwisz. Jesteś uzdrowicielką martwisz się o każdego. Jestem wojownikiem nic nie poradzę, że walczę jakoś trzeba się trzymać w formie. Postaram się na siebie uważać, żebyś nie musiała się za bardzo denerwować – uśmiechnąłem się i położyłem się obok Przeklętej. Jak już coś obiecałem to słowa dotrzymam.

: 16 maja 2018, 17:51
autor: Powściągliwa Łuska
Lyra spacerowała sobie po okolicy podziwiając piękno tego miejsca. Szkoda tylko, że nie mogła się w pełni cieszyć z tego spaceru, bowiem przeszkadzał jej w tym głód oraz ból gardła. Może woda jakoś złagodzi jej ból? Podeszła powoli do brzegu i przysiadła lekko. Pochyliła łeb nad wodą i zanurzyła w niej swój pysk. Zaczęła pić, mając nadzieję że załagodzi to w jakikolwiek jej dyskomfort związany z chorobą, może też głodem...

: 16 maja 2018, 20:04
autor: Dziadke
Dziwnym zrządzeniem losu (ha, jaki wielki ono ostatnio miało wpływ na wydarzenia pod barierą!) tego dnia na wysepce pojawił się także smok ze stada Wody. I to nie byle kto, bo Głębinowy Kolec. Znaczy... właściwie, to on w całej hierarchii wody był na najniższym miejscu w hierarchii, ale fajnie jest sobie pomarzyć o byciu wielkim łowczym, nie?
Nieważne- w każdym razie morski pływał sobie w okolicy celem zwiedzenia tutejszych wód i musiał zrobić sobie przerwę. Wychodząc na słońce, zauważył pijącą wodę adeptkę. Zapach jakiś taki drażniący, ale znajomy. Pachniała podobnie do Zapomnianego Rytmu z Ognia... i wyglądała mizernie.
Nie zdradzając swojej pozycji, wypluł z pyszczka swój ostatni łup w postaci morskiego karpia i kawałków kałamarnicy , żeby młoda mogła się posilić. On z tego pożytku już mieć nie będzie.
Zaraz potem zsunął się z delikatnego brzegu do wody, pozostawiając smoczycę samą, z dosyć pokaźną porcją jedzenia.

: 16 maja 2018, 22:39
autor: Powściągliwa Łuska
Do nosa samiczki dotarł jakiś dziwny zapach. Wcześniej nigdy takiego nie czuła. Ciekaw co to takiego przestała pić wodę i podeszła do jego źródła. Okazało się że jest to ryba i jakieś kawałki morskiego stworzonka. Nie wyglądały i nie pachniały zbyt zachęcająco, jednak po pewnym czasie instynkt wziął górę i zaczęła to jeść. W smaku nie okazało się takie złe, nawet lepsze niż początkowo sądziła. Najedzona poszła w inne miejsce, w duszy dziękując smokowi, czy innemu stworzeniu które zostawiło dla niej pokarm.

: 04 cze 2018, 18:18
autor: Lisia Kita
/Wybaczcie, wpadam ;)

Niesamowitym był fakt, jak czas potrafił zmieniać otaczający nas świat.
Niespodziewanie chłody, lód oraz biel przemieniły się najpierw w brązy roztopów oraz szarość dżdżystych poranków, jeszcze chłodnych, uśpionych – ale nadal niezwykle fascynujących. Aż któregoś razu, gdy otworzyłam oczy i wyjrzałam na zewnątrz ojcowskiej groty dostrzegłam, jak pomiędzy dotąd oblodzonymi skałami, wyłania się nowe, drżące, jeszcze niepewne życie. Zaledwie kiełek, przejrzysty pod kątem padającego z nieba blasku.
Nie wiedziałam czym był, czym miał się stać, bo i nie znałam nic poza bielą marznącego puchu, a potem gołoledzią nagich górskich skał.
Chcąc odkryć przyszłość dzielnego kiełka, obserwowałam go każdego poranka, gdy chłód ustępował ciepłu, a lód wilgoci. A kiełek rósł, stawał się stabilniejszy, chociaż nadal delikatny i rozpękł się, ukazując delikatne fioletowo kremowe wnętrze kwiatu.
Tak obudził się świat, a ja zrozumiałam, jak nie wiele jeszcze o nim wiem.
Z góry widziałam pojawiającą się zieleń na gałęziach brązowo burych drzew, im niżej gór, tym więcej liści, a mniej kłujących igieł.
Małe nie smoki, tata nazywał je ptactwem, śpiewały radośnie napełniając mnie szczęściem. Zapachy, tyle nowych słodkich woni, już nie tak trudnych do wyłapania, jak gdy ziemię skuwał lód.
Wylewały się z dziupli i rozmiękłej żyznej ziemi. Niosły je na sobie małe kolorowe żuczki przypominające kamienie szlachetne i stworzonka mające coś rozkosznie miękkiego na sobie, co tata nazywał futrem, a co bardzo, ale to bardzo mi się podobało. I wstyd się przyznać, ale czasami, może nawet częściej, zazdrościłam troszeczkę – lub nieco bardziej, niż troszeczkę – tym zwierzątkom. Tego delikatnego puchu, oczywiście.
Wyłapywałam go z gałązek krzewów, gdzie plątały się, niczym te latające nasionka, te co wyrastały z żółtych kwiatków, a następnie gromadziłam pod swoją skórką do spania, aby kiedyś, gdy nazbieram tego skarbu więcej... Ale, nie, to tajemnica, nie mogę nawet o tym myśleć, bo co, jak ktoś by to usłyszał i tak? Tata potrafił zaglądać w umysł, kto wie, więc może i Inni potrafią?
Otrząsnęłam się zatem szybko z chrobotem łusek, a następnie z zaśpiewem drapiąc grzbiet górskiej ścieżki wybiłam się od niego, trzepocząc nieco chaotycznie skrzydłami, aby złapać powiew wiatru w błony.
Kolebiąc się trochę w prawo, a potem w lewo, znalazłam się nad urwiskiem, śmiejąc się w głos twardej ziemi, która nie mogła mnie złapać, bo przytulało mnie niebo.
Nie wiedziałam, jak dotąd mogłam żyć bez latania, w końcu mogłam zrównać się z nie smokami, co śpiewały tak pięknie dla mnie każdego dnia. I mogłam lecieć, lecieć, hen daleko, napawając oczy pięknem nieznanego świata, aby móc poznać go właśnie, chociaż troszeczkę.
Dotąd nie wiedziałam, że do czegoś tęskniłam, aż nie poznałam tego uczucia, pozwalając się pieścić wiatrom i blaskowi lejącemu się z nieba, czuć oddechy – powolne, niemal niedosłyszalne, odwieczne – otaczającego mnie wszechświata.
Lecąc witałam się z mijanymi drzewami, obłokami sunącymi obok, ptactwem, lecąc ku lśniącym w oddali wodom, na skraju wielkiego lasu, szepczącego ciągle tajemnice. Chciałabym je kiedyś poznać, ale drzewa niechętnie dzieliły się swoimi sekretami.
Minęłam w końcu soczyście zielone łąki, upstrzone kolorem kwiatków, tam i tu widziałam nawet kilka drzewek, a dalej pagórki pełne owocowych krzaków.
Rzeki wijące się srebrzysto kobaltowymi wstęgami, szmaragdem nadziei i odwiecznych mamrotań.
Nigdy jeszcze nie doleciałam tak daleko, dotąd zawsze trzymałam się granic własnego Stada, mgliście zdając sobie sprawę z istnienia innych, obcych zapachów. Kusiło mnie jednak, aby zobaczyć, co znajduje się dalej, dalej i dalej, aż dostrzegłam: jezioro!
Ogromne, czarowne, z ramionami po bokach i z przodu! Lśniło, niczym klejnot, tu błękitem, tam czerwienią i złotem, a nawet fioletem, zielenią i pomarańczem. Niesamowite, cudowne!
Zatoczyłam więc niewielkie koło od środkowego ramienia, a następnie ujrzawszy niewielką wysepkę, opadłam na miękką trawę, koziołkując i śmiejąc się, ciesząc zapachem rozgrzebanej ziemi oraz roślin, które wczepiały się w łuski i pazury.
Mój świat, wielki, kochany, słodki.
Opadłam na grzbiet, luźno puszczając skrzydła i spojrzałam w niebo pełne białych obłoków, nabierając głębokiego wdechu.
Pięknie pachniało, przyjemnie grzało, a w trawach śpiewały owady. Czyż to nie wspaniałe? Nawet one nuciły, więc zaśpiewałam z nimi.
~Bo piękno się kryje
Gdzieś na widoku, tylko spójrz!
A zobaczysz, jak wielki jest świat.
Śpiewają nie ptaki,
Latają nie smoki,
Błyszczą w blasku nie kamienie,
Aż chce się żyć,
Aż chce się bawić i grać!

Przeturlałam się ze śmiechem na prawy bok, wiotkim ogonem zgarniając pęki traw i kwiatów, by unieść je do nosa, zaciągnąć się ich zapachem.

: 04 cze 2018, 18:35
autor: Płynący Kolec
Smok przemierzał te ziemie, nie do końca pewien, co powinien z sobą zrobić. Coś go tu trzymało, coś innego zaś pchało dalej. Po długiej wędrówce znalazł światło i ciepło, po czym zaprzepaścił je kilkoma nieuważnymi, nierozsądnymi słowami, jakby nie rozumiejąc, że jego inność jest przeszkodą. Znalazł towarzyszkę, kogoś, kogo pragnął nazwać przyjaciółką. Po czym, nie umiejąc zamknąć pyska, wytknął jej wady, choć teraz go tak naprawdę niewiele obchodziły. Pragnął iść za nią, słuchać jej głosu, wykonywać jej rozkazy... A jedną nieuważną wypowiedzią sprawił, że ona go teraz nienawidzi.
Lazł więc, ni to przed siebie, ni to kręcąc się w kółko, jakby licząc, że przetnie jej trop, że zobaczy gdzieś jej lico. I doskonale wiedząc, że nie odważy się otworzyć pyska, ani że nie ma słów, które mogłyby coś naprawić.
I gdzieś w tej swojej wędrówce posłyszał śpiew. Zareagował właściwie bezwiednie, skręcając w kierunku, skąd dochodziły anielskie nuty. Czy przemyślał w ogóle tą decyzję? Wątpliwe. Działał impulsywnie, pozwalając emocjom nim kierować. Głos mu się spodobał, więc skręcił w jego stronę. Logiczne, prawda? I szedł dalej nawet, gdy piękny śpiew ucichł. Szedł, szedł i szedł, aż natrafił na młode stworzenie.
Bez wątpienia było młode. Nie umiał jednak określić, czy było, czy też nie było smokiem. Wciąż jeszcze nie umiał ogarnąć umysłem panującej wśród nich różnorodności... Dlatego też za rozsądne uznał zapytać.

– Witaj – zamruczał przyjacielsko, jakby na przekór groźnemu wyglądowi – Jestem Smokiem. A ty?
Nie czuł, by miał prawo przedstawić się jako Aeliard. Nie, gdy nosił na duszy niewidoczne, lecz bolesne piętno ostatnich słów Sejsej. Po prostu nie zasługiwał na to miano.

: 04 cze 2018, 18:47
autor: Lisia Kita
Wetknęłam nos w pęk kolorowych płatków, wciągając ich zapach, a językiem zlizując złotawy pyłek, który drażnił moje nozdrza.
Kichnęłam ze śmiechem, czarnymi pazurami przeczesując trawę. Znieruchomiałam na chwilę, oddychając głęboko, pozwalając, aby gra światła a moich złoto czerwonych łuskach tuż nad łokciem zaintrygowała mnie dogłębnie.
Czułam pewne poruszenie w swym wnętrzu, troszkę podobne do uczucia głodnego brzuszka, tak jakby coś mi tam drżało, a w piersi trzepotał się uwięziony nie smok.
Nie byłam już w Stadnych pieleszach, ale gdzieś poza nimi. Czułam to wyraźnie, właśnie teraz, gdy wiatr przyniósł mi obce zapachy, ale takie naprawdę obce.
Mimowolnie łuska zjeżyła mi się na grzbiecie, a potem usłyszałam głos i dostrzegłam ciemną, wielką sylwetkę.
W pierwszej chwili myślałam nawet, że to tatuś, bo taki trochę tatusiowy był ten smok, jednak wtedy też znowu poczyłam tą obcą woń.
Zastrzygłam uszami, spojrzałam na niego dużymi rubinowymi oczami, a potem przegrawszy z ciekawością, uśmiechnęłam się wesoło, chociaż nieco zawstydzona, no i niepewna, bo dotąd nie miałam okazji poznać nie Cienia.
No jesteś, chyba, chociaż... gdzie są twoje skrzydła? Odpadły? Coś ci się stało? Wiesz, ja też jestem smokiem, tak mówił tata, ale mam skrzydła... – wyplotłam trochę niemądrze, to niezbyt mi się spodobało, ale czy kiedykolwiek panowałam nad rozmową z kimkolwiek?

: 04 cze 2018, 19:28
autor: Płynący Kolec
Smok lekko skinął łbem. Czyli tutaj większość smoków miała skrzydła? To zastanawiające. Nigdy nawet nie pomyślał o lataniu, nie pragnął tego. Dodatkowe kończyny wydawały mu się dziwnym pomysłem dla smoka. Przecież ziemniaki rosną w ziemi, nie trzeba latać, by się do nich dostać!
– Nigdy ich nie miałem. Tam, skąd jestem, smoki nie latają.
Przemilczał fakt, że tam w ogóle nie ma już smoków, odkąd Pan nakazał mu iść. Był jedynym i do czasu dotarcia do tych ziem, nigdy nawet przez myśl mu nie przeszło, że może być ich więcej. Ludzie mówili, że nie ma. Bo i skąd? Nie był zdolny do zniesienia jaj, jak kura, czy urodzenia pisklęcia jak krowa rodzi cielaka. Gdy próbował zakopać łapę w ziemi jak ziemniaka, wokół niej też nie urosły żadne dodatkowe smoki, więc uznał fakt, że jest jedynym.
Przechylił łeb, spoglądając na młodą smoczycę.

– Czy u was skrzydła odpadają, jak u tych gryzących robaczków?
Tam, skąd pochodził, ludzie często byli gryzieni przez różne latające stworki. I wśród nich było takie coś, co po wylądowaniu odrzucało skrzydełka i wgryzało się w skórę... Na szczęście on, jako pokryty łuskami, nie miał nigdy problemu z gryzącymi robaczkami.
Czy to znaczy, że młoda smoczyca też kiedyś kogoś ugryzie w szyję i zgubi skrzydełka? Miał nadzieję, że nie. Jego zdaniem gryzienie czegokolwiek, co było żywe, nie było właściwe. Poza tym od krwi robiło się szaleństwo... Nie życzył tego młodej. Nikomu tego nie życzył, bo szaleńca trzeba było zawsze zabić – zagrażał każdemu, kogo napotka, napędzony nienasyconą żądzą krwi...


gryzący robaczek

: 23 cze 2018, 12:49
autor: Kurzy Kolec
Szedł śmiałym, acz miękkim krokiem – zupełnie, jakby znał te tereny jak własne leżę, jakby był sobie sam przewodnikiem, wojownikiem, siłą. Głowa niesiona wysoko zwróciła się w stronę lustra, a nogi zwolniły tempa.
– No i proszę, o to obiecana, łagodniejsza strona jeziora. – wypowiedział cicho, możliwe nawet, że z intencją tylko do siebie. Okolica od razu wydała się smokowi przyjaźniejsza nauce, ale nie wydawał oficjalnych werdyktów.
– Piastunie Ziemi? – spojrzał na towarzysza podróży. Wzrok miał na pozór dumny i poważny, ale nawet gdy z wolna, jego rozbudzony krok zdradził jego gotowość i swojego rodzaju chęć nauki.
Spojrzał w stronę wody raz jeszcze, zawieszając oczy na wysepce z niej się wyłaniającą. Smok wreszcie i stanął. – A i maluje się pierwszy cel. Raczej bardzo podstawowy co prawda, ale skoro natura sama go podstawiła...

: 23 cze 2018, 13:47
autor: Popiół Przeszłości
Nie spodziewał się jednak gdzie dotarli, chłód znowu powrócił. Chyba im życie niemiłe, Nocny nie chciał wyjść na gbura, ale sam o mało się tu ostatnio nie utopił. Gdyby wtedy nie Krwawa to czarny latałby już po nicnym niebie jako gwiazda. "Możemy tu zacząć nauke, ale nie dopłyniesz do wysepki. Nawet dobrze płtwającemu smokowi to się nie udało. Za niska temperatura, widze że nie chcesz odpuścić, każdy nauczyciel wie że zapędu ucznia nie wolno za mocno gasić. Wracając... Pochodz po brzegu i się przekonaj jaka panuje temperatura, zastanów się czy na pewno tu chcesz ćwiczyć. Jeśli tak to popracuj nad wdechem. Połóż się na wodzie stojąc na płyciźnie, wdech i wydech głęboki, równomierny i co najważniejsze spokojny. Gdyby było coś nie tak to pomogę." Dał młodszemu wolną łapę, niech decyduje w końcu to jego lekcja z której powinien czerpać jak najwięcej. Ton samca nadal był tak surowy jak jego spojrzenie, ale nie ważne było co zrobi uczeć. On zawsze pomoże jak będzie taka potrzeba.

: 24 cze 2018, 14:54
autor: Kurzy Kolec
Wysepka wydała mu się celem tak prostym i oczywistym, nie chciał zdradzać swojego zdziwienia, ale niech będzie. Co najwyżej kiedyś tutaj wróci i sam się przekona.
Podszedł do brzegu powoli – raczej przez nonszalancję, a nie ostrożność. Przystanął u granicy spotkania dwóch żywiołów i przyjrzał się miernemu oszustwu swojego odbicia – nie mogło się nawet próbować równać z odbiciami widziany daleko na głębi – było ono zaledwie cieniem. Toteż nie rozczulał się nad nim ani odrobinę – naturalna harmonia drobnych fal i fałd lustra zniekształcająca jego nieudolny portret została zburzona jego nagłym ruchem. Zanurzył najpierw prawą przednią łapę, potem lewą. Stał tak chwilę, pozwalając pazurom zagłębić się w przemoczone podłoże, w końcu i stanął wszystkimi czterema łapami po stronie jeziora.
Odwrócił głowę w stronę nauczyciela. – Cóż, woda jest chłodna, ale w sposób w jaki miewa to w zwyczaju; nic, czego nie dałoby się przeżyć.
Ognisty poszedł wgłąb lustra – chłód błękitu omył mu pierś i brzuch, głosząc swoją siłę gdy dotarł do delikatniejszych i zazwyczaj cieplejszych miejsc, jak pachy czy pachwiny. Smok wstrzymał chwilowo oddech i wypuścił powietrze z cichym sykiem, przywykł jednak i do tej temperatury; w końcu to nic, czego nie dałoby się przeżyć. Ot zwykła woda. Nawet, jeśli Mitzkievitch – czy nawet jego nauczyciel – za nią nie przepadał.
Stanął gdy poczuł, że za parę kroków łapy będą musiały mu się oderwać do podłoża. O to "leżał" na wodzie, wciąż stojąc, zgodnie ze słowami piastuna. Łapy miał trochę niepewne, ale uspokajał się bardzo powolnymi ruchami ogona po wodzie. Na tyle powolnymi, że jakoś się rozluźnił, ale nie popychał do przodu czy zachwiał ciałem. Jego naturalny rytm oddechu był raczej wolny, naturalnie elegancki i później doszlifowany pychą, ale jednak raczej na granicy z płytkim. Smok przyłożył się więc i jego oddech nabrał na głębi – taki wdech i wydech wydały mu się nienaturalnym i po pierwszej turze były jednak nierównomierne. Oddychał z wielkim spokojem, to miał opanowane, ćwiczył w sobie tylko umiejętność bardziej harmonijnej wymiany powietrza. Głęboki wdech. I wydech. Głęboki wdech. I wydech. Głęboki wdech. I wydech. Głęboki wdech. I wydech.... poczuł się jak w domu. To była równomierność.
– Shadows? – po wodzie poniósł się głos Mitzka – – Z dumą, ale szczerze, mogę stwierdzić, że oddycham.

: 24 cze 2018, 16:21
autor: Popiół Przeszłości
Nocny kiwnął pyskiem i podszedł trochę bliżej, nie chciał przecież krzyczeć do adepta gdyby ten poruszył się dalej przed siebie. "Jeśli chcesz płynąć przed siebie to zagarniaj łapami wodę za siebie, ruchy muszą być głębokie i dokładne w innym razie nie utrzymasz równowagi. Nie spinaj się, woda powinna cię unieść, nie walcz z nią. Daj się jej ponieść, najważniejsze to unosić się na wodzie. Jest tu dosyć zimno, więc radzę ci się ruszać." Poradził ziemisty nauczyciel idąc sobie wzdłuż wyspy, tak jak pociągnąć miała samca woda.

: 24 cze 2018, 17:59
autor: Kurzy Kolec
Oderwał od dna łapy trochę niepewnie, jednak nie rozczulał się nad tym ani trochę; szybko wprawił je w ruch, w pierwszej chwili raczej nieporadny, chwiejny, z każdym zamachnięciem jednak coraz lepszy. Do przodu parł nimi smukle, w tył niczym rozkopując swoje leże; odpychał się od wody, nie – odpychał ją, zagarniał za siebie, gdzie dopiero mogła znaleźć ujście i uciec w swój dom jeziora. Przyniosło mu to myśl – ciekawe jak inaczej wygląda pływanie u smoków morskich, obdarzonych kaczą błoną, możliwością złapania oddechu pod powierzchnią.
Posłuchał ziemisty cień i pozwolił się nieść wodzie, opierał się także, choć nieznacznie, na jej lustrze i skrzydłami – nie spinał się, pozwolił im osiąść nie tylko ciasno u jego boku. Ogon spokojnie podążał za resztą cielska. Smok obserwował w jaki sposób prowadzi go woda, a prowadziła go równolegle do piastuna idącego suchym lądem.

: 25 cze 2018, 13:33
autor: Popiół Przeszłości
Nauczyciel prowadził wzrokiem adepta ognia, na razie nic złego się nie działo. Smok płynął wzdłuż wysepki, czas nauczyć się skręcać. Nocny szurnął o ziemie by Kolec spojrzał w jego stronę i się skupił na tym co teraz powie. Każda wskazówka była tu bardzo istotna. "Dobrze, idzie ci nawet w porządku. Pamiętając o wdechu i wcześniejszej radzie spróbuj do mnie skręcić. Lekko pochyl się w moją stronę i wykrzyw ciało w lekki łuk, oczywiście ciągle przebierając łapami. Skrzydła trzymaj mocno przy łuskach, patrz przed siebie. Ogon nadal będzie twoim wyznacznikiem równowagi." I na tym zakończył swoją rozmowę, usiadł przy brzegu czekając na rozpoczęcie zadania przez ucznia.

: 28 cze 2018, 12:41
autor: Kurzy Kolec
Przywołanie jego uwagi szurnięciem zadziało, smok momentalnie zwrócił uwagę na ziemistego u brzegu, nie tracąc jednak skupienia na działaniu. Starał się zachować czujność na otoczenie i nadchodzące słowa, ale takie drobne przywołanie z pewnością pomogło.
Ognisty powoli więc skręcił się w delikatny łuk – najpierw poprowadziła głowa, za którą reszta ciała poszła już trochę instynktownie, lecz wciąż z wielką pomocą pracujących pod wodą łap – nie zaprzestawał ich ruchu nawet na moment – wciąż odpychały go od trochę przeciwstawiającej się wody, tak samo jak i oddechu – wciąż spokojnego, głębokiego, nieprzerwanego, chociaż wysiłek fizyczny nasuwał sugestię go spłycenia.
Skrzydła pozostały przy łuskach, jak brzmiało polecenie piastuna, a ogon przy tafli, nadal tylko kierując w odpowiednią stronę i na odpowiednim poziomie, pozwalając żywiołowi czynić resztę honorów. Mitzk patrzył przed siebie i powoli sunął przez wodę, zataczając ledwo łuk, łagodnie w bok łagodnym półksiężycem, coraz bardziej w stronę smoka na brzegu.