Strona 20 z 48

: 18 paź 2016, 21:26
autor: Młody

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Bez słowa wznosi się wyżej. Czy to przez wysokość i pęd wiatru, które znacznie utrudniają rozmowę, czy przez zwykłą niechęć – Niewidoczny nie mówi już nic więcej; niemniej znajduje równie skuteczny sposób, dość przez siebie nadużywany, by przekazać smoczęciu wiedzę.
Młody zgodnie z nią wznosi się wyżej, muskając taflę wody ogonem. Nie prostuje ciała, tak jak i ten nieprawdziwy smok tego nie robi – skrzydła ustawione ma prostopadle do ciała. Jemu samemu zajmuje nieco więcej czasu wyczucie rytmu, z jakim powinien ruszać błonami, niż wizji której samiec przez cały czas pozwalał trwać. Sam ruch jest dość męczący, ale staje się to nieco łatwiejsze do zniesienia, gdy Młody rozluźnia ogon i unosi wyżej nakrapianą szyję.
Wstrzymuje oddech, gdy zwinne ciało skręca się i smok, bez wahania, rzuca się w dół. To w ogóle nie przypomina chodzenia po powietrzu i Młody od razu pojmuje swój błąd. Ten wodny smok porusza się z taką samą łatwością, jak ryby, które przemierzają ogrom oceanu, po tylko sobie znanych szlakach. Chód przy tym jest jak pierwsze kroki łani – niezdarny i słaby. Kończyny zwierząt lądowych sprawiają, że nie każdy jest w stanie poruszać się z takim czarem, a już zupełnie nikt z taką swobodą. Bo cóż ogranicza smoka w wodzie?

Bierze zagubiony wdech i pochyla się gwałtownie do przodu, nie pozwalając sobie na wątpliwości. Zwija skrzydła i uderzenie serca później zanurza się w skłębionej wodzie. I, tak jak wcześniej, nagła cisza jest oszałamiająca. Ciemności panujące w wodzie może przebić jedynie wyćwiczony wzrok Młodego.
Mara nie traci nic ze swego wdzięku i potwierdza myśli smoczęcia. Ten uważnie obserwuje ruch jej ciała i nie umyka mu, jak smok wykorzystał skrzydła, by wykręcić. Łuk, jaki zatoczył, był dzięki temu dużo mniejszy i nie wytraciła on nic ze swej szybkości. Jak wcześniej – ma szalenie mało czasu, by skopiować ten ruch, ale udaje mu się, nim zdąży zaryć pyskiem o muliste dno. Pracując ciałem, a złaszcza ogonem, wykonuje wężowy ruch, który sprawia, że mknie jak pocisk.
Nikt by nie kwestionował stwierdzenia, że mara to smok wodny, gdyby zobaczył jak zgrabnie wyślizgnął się z wody i nie odrywając kończyn od tułowia – rzucił się z powrotem w gwałtowne ramiona swojej matki.
Samiec starał się jak mógł, by zrobić to równie zgrabnie, ale nieco źle wyliczył kąt, przez co nie wybił się tak imponująco i zamiast wślizgnąć się zgrabnie – bije ciałem wodę.
Nie przestaje płynąć. Znów stara się rozpędzić; przebija taflę niemal pod kątem prostym, przez co nie pozostaje mu nic, poza rozwinięciem skrzydeł.

: 22 paź 2016, 12:27
autor: Samiec
Samiec nie zamierzał w żaden sposób ingerować, aż Młody nie wykona wszystkiego co mu polecił. Nie zamierzał go chwalić, ale tego jego uczeń zapewne nie oczekiwał, wystarczyło mu zaledwie to, że dostawał dalsze instrukcje.
Czym więcej umiejętności będzie posiadać, tym trudniejsze będzie utrzymanie go w grocie, to wiedział na pewno, ale albo się nad tym nie zastanawiał albo był już na to przygotowany.
Następne obrazy jakie napłynęły do umysłu samczyka, dotyczyły lądowania. Smok, który miał Młodego imitować, wzleciał ponownie bardzo wysoko, a potem poszybował ku ziemi. Dzięki temu, że rozłożył maksymalnie skrzydła, błona napięła się i podtrzymywała niewielkie ciało w powietrzu, pozwalając mu swobodnie opadać. Oczywiście smoczy ciężar w porównaniu z siłą nośną był znacznie większy, niż to wyglądało u niewielkich opierzonych stworzeń, dlatego co jakiś czas, wizja uderzała skrzydłami, żeby utrzymać swoją pozycję. Zbliżyła się do ziemi pod niewielkim kątem i wysunęła tylne łapy przed siebie, opadając na nie, zaledwie uderzenia serca po tym, jak zwinęła wcześniej rozpostarte skrzydła. Wszystko wykonane płynnie i zgrabnie, żeby Młody mógł mieć jak najlepszy obraz tego co powinien zrobić.

Chwilę po lądowaniu, wizja ruszyła biegiem przed siebie, a podczas tej czynności zaczęła stopniowo rozwijać lotne kończyny i machać nimi coraz intensywniej, czym więcej kroków pokonała. W końcu wybiła się nieco mocniej z tylnych łap i chwilę szybując, wzniosła się jeszcze wyżej, żeby za moment ponownie zawisnąć nad wodą.

: 02 lis 2016, 20:14
autor: Młody
Młody wykorzystuje nowo nabytą sztukę utrzymywania się nieruchomo w powietrzu; zawisa nisko nad wodą, uderzając pionowo skrzydłami. Płuca oplecione białą zbroją i cienką łuską gwałtownie wznoszą się i opadają, pompując tlen do przemęczonych mięśni. Jedynie stalowa samokontrola, zrodzona z chęci spełnienia oczekiwań samca sprawia, że jeszcze nie rzucił się w wodę, by ulżyć mięśniom. Wzrok ma nieobecny, puste źrenice zwężają się, ogniskując wzrok na marze, którą widzi tylko on. Podoba mu się, jak smok miękko poddaje się powietrzu, zupełnie z nim nie walcząc i jedynie napinając potężne błony, ześlizgnął się w dół. Co jakiś czas zagarnia powietrze pod siebie skrzydłami, utrzymując równe, spokojne tępo.
Umięśnione, tylne uda napinają się, przyjmując ciężar smoczego cielska. Wykorzystuje pęd i biegnie, łapa za łapą. Pisklę przechyla głowę, podziwiając jak w idealnym zsynchronizowaniu poruszają się jej skrzydła i łapy. Zrobiła to tak idealnie, że nie zgubiła rytmu nawet na sekundę.

Młody z wysiłkiem nadaje swojej kupie mięsa pęd. Wznosi się wyżej jak jeszcze nigdy dotąd, tracąc z oczu Samca i jego patologiczne myśli. Gdyby zdawał sobie z nich sprawę, pewnie by się nie przechylał tak ochoczo prosto ku niemu. Niczego nieświadomy, młody smok po raz pierwszy w życiu ma okazję by szybować. Jest to chwila nieskończenie przyjemna, tak, że mimo niechęci zatraca się w niej. Opada, powoli tracąc wysokość; co jakiś czas uderza skrzydłami. W pobliżu plaży jest już o pół smoczego ogona nad ziemią. Zetknięcie z nią jest dość nieprzyjemne, mimo miękkiego piasku. Porusza się szybciej niż mu się wydawało i stawy niemal nie wytrzymują takiego obciążenia, ale wykorzystuje pęd, składa skrzydła i zatacza niewielkie koło. Znów nabiera prędkości; pędzi w stronę mieniących się fal i samca, dość niewidocznego xD w półmroku. Niemal traci równowagę, gdy rozkłada skrzydła. Na szczęście daje rade ustawić je tak, by nie stawiały oporu i łapie równowagę. Trzyma ramiona wysoko jeszcze chwilę i zaczyna nimi machać. Nadaje mu to prędkości, ujmuje wagi ciału. Nie ma ich zbyt imponujących, ale jego ciało jest tak szczupłe, że i mniejsze dałyby spokojnie radę. Nim zdąży zetknąć się ze spienioną grzywą wzbija się do lotu, pomagając sobie tylnymi łapami. Leci nisko, w skupieniu obserwując fale, by wyłuskać z nich sylwetkę morskiego stworzenia. Zajmuje mu to więcej niż myślał, bo leci wolniej niż wcześniej – podlatuje, miękko uderzając skrzydłami aż nie znajdzie ciepłego prądu powietrza, który nadyma jego błony i napędza do przodu. Dzięki temu ma chwilę wytchnienia.

: 11 lis 2016, 13:59
autor: Samiec
Postawa Samca nie zmieniła się w żaden sposób, kiedy obserwował postępy swojego podopiecznego. Miał w sobie siłę i jeśli dobrze pójdzie, może rzeczywiście się usamodzielni. Przynajmniej teoretycznie.
Do myśli samczyka napłynęły kolejne obrazy, ale tym razem pozbawione wizji o lataniu. Smok szybujący nad taflą zwinął gwałtownie skrzydła i wślizgnął się do Wody, wcześniej pochyliwszy się do niej łbem. Nie zanurkował głęboko, bowiem od razu po zanurzeniu poderwał tułów, tak że w moment ustawiony był już równolegle do wzburzonej tafli. Płynął tak dłuższą chwilę, poruszając zwinnie nie tylko szyją i ogonem, ale całym, podłużnym tułowiem. Nagle uczynił zwrot, wyginając się w łuk. Był to ruch znacznie szybszy niż w powietrzu, jakby pomimo oporu Wody ciało poruszało się w niej lżej, nie narażając smoka na wysiłek. Była to jednak jedynie wizja, dla niej wszystkie manewry były proste.

Trwało to dłuższy czas, jak imitacja Młodego wykonywała różne zakręty, nurkowania i wyskoki. Nie koniecznie wszystko było do powtórzenia, najwyraźniej Samcowi zależało na obeznaniu Młodego z tematem smoczego ciała, kiedy poruszało się pod wodą. Choć daleko było temu do rzeczywistości, uczeń mógł dokładnie badać każdy mięsień, przyglądać się rozpędzonemu ciału z bardzo bliska, czego trudno byłoby doświadczyć, gdyby miał obserwować prawdziwego smoka.
Kiedy można już było mieć pewność, że skończyła, wizja wynurzyła się zupełnie spokojnie i uniosła wysoko łeb, a łapy opuściła swobodnie, żeby poruszały się pod Wodą, podobnie jak reszta tułowia. Był to rodzaj pływania który uprawiali Lądowi, podstawowy, nie rezygnujący z udziału powierzchni. Łapy wizji poruszały się rytmicznie, właściwie jak podczas chodu, tyle że zamiast odgarniać ziemię tworzyły rozpostartymi palcami podwodne kółka.

: 15 lis 2016, 0:04
autor: Młody
Młody bez wahania zwija skrzydła i spada jak kamień w wodę, pyskiem skierowanym w dół i wyprostowanym niczym struna, giętkim ciałem. Zgodnie z zachowaniem wizji podrywa swoje ciało; wymaga to dużo wysiłku, jednak udaje mu się. Traci nieco ze swojej prędkości, dlatego zaraz szybciej porusza biodrami i ogonem, by znów przyspieszyć. Młody, gdy zwykle płynie nie porusza łbem – wzrok ma nieruchomy i skupiony na kierunku, zaś całe ciało swobodnie mu faluje i nadaje pędu. Samica pływa inaczej, ale pisklęciu ciężko złapać rytm, gdy próbuje ją naśladować. Zresztą, gdy tylko przestaje się koncentrować, jego ciało z powrotem wraca do ulubionej pozycji.
Coraz łatwiej mu również wykorzystywać podczas pływania swoje skrzydła. Końcówki długich, błoniastych palców nie są tak sztywno przyciśnięte do kościstych żeber, tylko falują lekko, pomagając w manewrach. I dobrze, bo każda para płetw się mu teraz przyda. Mięśnie protestują, piekąc, gdy zmusza je do większego wysiłku i wygina ciało w łuk, brzuchem do tafli wody. Okręca się i nurkuje, by zaraz znowu zawrócić pyskiem do góry i gwałtownie wyskoczyć z wody. Wykręca swoje ciało w poprzedniej pozycji, zginając swój kręgosłup w niemal niemożliwy sposób i zanurza się, najpierw pyskiem, z powrotem w zimnej wodzie. Tam skręca w lewo, zatacza koło i nagle kuli się, robiąc przewrót. Ciało skręca mu się w kulkę i obraca się wokół własnej osi, do przodu. Robi mu się słabo. Otwiera pysk, jakby w niemym zaskoczeniu, ramiona rozkładają się jak płatki delikatnego kwiatu i samczyk opada w dół, nim miękka ciemność się nie cofnie. Gdy tak się dzieje powoli wraca na powierzchnię, wynurza się i wpatruje w samca. – Od dawna mnie nie nakarmiłeś – mówi głucho, bez pretensji, jedynie oczekując jakiejś wskazówki. Wzrok ma szklisty i widać po nim że siły mu starczy na tyle, by wrócić do domu, by mógł wypocząć i się pożywić.

: 16 gru 2016, 11:52
autor: Kreatywny Kolec
Wylądował z cichym tupnięciem, nie składając jeszcze swych dużych skrzydeł. Lubił czuć w nich wiatr a pogoda mimo że piękna nie była, wiatr nie próżnował i od rana raz był silniejszy a raz lżejszy. Bawił się? Tak czy inaczej Nurt miał wreszcie trochę spokoju, zostawił Plamę u Piastuna a więc mógł chwilę odetchnąć. Ten mały wszarz potrafił dać nieźle w kość, szczególnie że Nurt w tłumaczeniu czegoś takiego jak "co to stado" czy co to znaczy "należeć" i tak dalej, był dość kiepski więc... Trzeba sobie było jakoś radzić. Wydał z siebie jakiś dziwny wyjąco-warczący ryk i ruszył przed siebie. Zatrzymał się przy tafli wody, wzdrygnął na samą myśl o "kąpieli" w takiej zimnej wodzie. Na porę gorąca to jeszcze jak najbardziej, teraz jednak wodne odmęty były groźniejsze niż w ciepłe dni. Zbierał się na brzegach wody lekki szron, mimo że dzień dawno się zaczął, Nurt postanowił ogrzać się własnym ogniem z pyska. Stworzył z patyków małe ognisko i zionał ogniem, położył się wygodnie i obserwował okolice. Akurat smoków było na tyle dużo tutaj, że nie zdziwiłby się jakby jakiegoś ujrzał na horyznocie. Czasem wpatrywał się jakby zahipnotyzwowany w wodę, po czym szybko się otrząsał i dalej to samo. Zatopił się w swojej ogromnej wyobraźni....

: 08 sty 2017, 11:51
autor: Zaciekły Kolec
Choć w zamiarach miał wybrać się na tereny Ognia, adept postanowił ponownie udać się na tereny wspólne. Z początku leciał na swych skrzydłach, korzystając z swobody jaką osiągał wysoko w powietrzu.
Ale o tej porze i tak kapryśnej pogodzie, szybko ta swoboda została mu odebrana. Ponieważ nie należał do najlepszych lotników, musiał skierować się natychmiast ku lądu, bo to właśnie on był zdecydowanie bezpieczniejszym sposobem pokonania dystansu.
Lądowanie nie należało do łatwych, ale udało mu się bez stłuczki wylądować na śniegu. Dobrze że nie był jeszcze głęboki i można było swobodnie się ruszać. W miarę.
Tylko co teraz miał zrobić? Postanowił że skieruje się w najbliższe schronienie w postaci krzewów albo drzew.
Właśnie wtedy, spoglądając w oddali, wydawało mu się że kogoś widział.
Zwierzyna? Drapieżnik? Może smok?
Odległość ta nie była zbyt duża, ale dosłownie na moment tylko widział ciemną sylwetkę. Przez pewien czas czekał na jej kolejny ruch, a potem już nie czekając zaczął podchodzić stosunkowo bliżej, by zidentyfikować czym jest to coś.

: 08 sty 2017, 12:30
autor: Uśmiech Szydercy
Khagar akurat powracał z granicy ze stadem Wody, gdzie też doszło do dziwnego spotkania z agresywnym pisklakiem, który rzucił się na niego bez powodu. Zastanowił się, czy powiedzieć o tym Heulyn, czy nie. W końcu poczynania jakiegoś durnego dzieciaka na pewno nie są logiczne i ciężko by potraktować to jako coś poważnego.
W pewnym momencie skręcił, uznając, że powinien zwiedzić tereny wspólne. Leciał nisko między drzewami i wzgórzami, by choć trochę osłonić się od mroźnego wiatru. Nie znosił zimna.
Przelatując nad sporawym jeziorem, ujrzał na jego plaży znajomą sylwetkę, którą widział na ceremonii. Zapikował, lądując dość daleko od niej w zaroślach, po czym powoli zmierzył w jej stronę. Gdy znalazł się cały na ośnieżonym piasku, można było przyjrzeć mu się bez problemu. Duży jak na pisklę, masywny i kolczasty, ze szkarłatnymi ślepiami, takie jak miał jego ojciec i dziad. Khagar przyjrzał się Faelanowi uważnie. Wszystkie smoki północne w Cieniu kojarzyły mu się głównie z Heulyn.
– Kh-... – urwał. – Khagar – przedstawił się, zbliżając do drugiego samca i zatrzymując obok niego. Rozejrzał się, jakby zapoznając z otoczeniem, choć nie wyglądał, jak gdyby widział je pierwszy raz na oczy.

: 11 sty 2017, 8:08
autor: Zaciekły Kolec
//Prowadzimy wydarzenie jeszcze przed cerką i ich nie zmieniamy?

A więc jednak dobrze zauważył czyjąś obecność, nie spodziewał się natomiast że jest to pisklę które dane było mu chociaż trochę poznać na ceremonii, nie musząc przy tym w ogóle się fatygować. Pamiętał to przedstawienie jeszcze całkiem dobrze. Teraz, gdy minęło trochę czasu i można już klarownie pomyśleć o tamtym zdarzeniu, doszedł do konkluzji że nawet dobrze że to właśnie Khagar się wtedy wtrącił.
Po tym czasie adept zdążył już nabyć neutralne nastawienie względem kolczastego pisklęcia. Właściwie, widząc jego wzrost i masę mógłby już określić go jako adepta, gdyby nie fakt że żyją w tym samym stadzie i północny doskonale wiedział że Khagar jeszcze ceremonii nie miał.
Obserwował go w ciszy. Przysiadł na śniegu którego dookoła było pełno i wręcz raził w oczy. Cały krajobraz wyglądał jakby składał się wyłącznie z jednej barwy.
Gdy wylądował miał również pierwszą okazję by przyjrzeć mu się bliżej. Na moment ich spojrzenia się spotkały, gdzie Fáelán ukazywał ciekawość której pewnie i Khagarowi nie brakowało skoro postanowił wylądować w pobliżu.
Uśmiechnął się dyskretnie widząc taki zbieg okoliczności. Uniósł trójkątne uszy gdy usłyszał jego głos, z początku przerwany.
Fáelán. – Przedstawił się równie krótko, choć po chwili jeszcze dodał:
Syn Kapłanki Cienia. – Dokończył, spoglądając przed siebie. Pogoda zdecydowanie się uspokoiła. Mógł kontynuować lot, niemniej obecność Khagara zbytnio go intrygowała by zrezygnować z takiej okazji.
Powiedz mi. Pochodzisz stąd, czy zza bariery? – Postanowił go zapytać, skoro już i on zdradził mu swoje pochodzenie, nawet jeżeli nie trudno byłoby się tego domyślić. A i również chciał jakoś zapoczątkować dyskusje.
Spojrzał na niego bez żadnego wyrazu. Choć w głębi był ciekaw co kierowało Khagarem że postanowił się z nim zapoznać. Zwykła ciekawość, a może już jakiś konkretny interes?

: 16 sty 2017, 0:52
autor: Uśmiech Szydercy
// Uznajmy lepiej, że po cerce, w moim przypadku to i tak nic nie zmieni, a nie ma sensu się cofać w czasie. ;D


– Tak sądziłem – wymruczał cicho, dość gardłowo, jak na swój wiek. Z wiekiem jego głos zrobi się jeszcze niższy i głębszy. I zachrypnięty, niestety, utrudniając mówienie. Czarnołuski przymrużył ślepia, gdy zawiał mocniejszy wiatr. – Większość futrzastych to jej potomkowie – wyjaśnił swój tok rozumowania. Rozsunął lekko skrzydła, tworząc z nich osłonę dla swojego pyska. Naprawdę nie lubił zimna.
– Ja jestem synem Kerrenthara, wnukiem Kheldara – rzekł w odpowiedzi. W prostej linii był potomkiem założycieli Cienia i cóż, był dumny ze swych korzeni. Acz nie miał nasrane w główce z tego powodu i wcale nie czuł się lepszy od innych. Powód był inny.
– Pochodzę stąd, jeśli mówimy o tym, gdzie się wyklułem. Mówiąc bardziej ogólnie, wszyscy pochodzimy z bardzo daleka, z miejsca, gdzie powstał Cień, zanim tu przywędrowano – rzekł. W jego głosie pojawiła się nuta niezrozumiałej nostalgii.
Co kierowało Khagarem, by nawiązać z Faelanem kontakt? Można nazwać to korzyściami, jeśli jedną z nich jest znajomość własnego Stada. Samiec pragnie zostać wojownikiem, będzie musiał bronić wszystkich. Możliwe zresztą, że będą razem walczyć, razem umierać. Warto znać imię współplemieńca.

: 16 sty 2017, 20:37
autor: Zaciekły Kolec
//To mój opis taki bez sensu.. eh xD

Nie zdziwiło go fakt że Khagar kojarzył go z obecną przywódczynią. Po futrze właśnie było najłatwiej go skojarzyć jako potomka Kapłanki Cienia. Niemniej nie tylko jego matka ma w sobie krew północnych. To co go wyróżnia wśród innych rodzin to sam zapach, który oprócz silnej woni Cienia miał w sobie również delikatną woń ziół. Przez tyle księżyców czasu wręcz nasiąknął nią, a sam owe rośliny kojarzył dość dobrze, jednak nie na tyle by je wymienić po nazwie a co dopiero użyć. Istniały wyłącznie nieliczne przypadki o których mógł coś powiedzieć, a być może nawet zastosować. Tylko bez specjalistycznej wiedzy, czym by to było jeśli nie marnowaniem ziół? W kryzysowej sytuacji być może na coś mu się to zda.
Uśmiechnął się i skinął łbem, potwierdzając jego słowa. Tak. Futrzaki to zdecydowanie znak rozpoznawczy rodu Kapłanki. Ale przy takiej ilości piskląt wcale nie było to regułą. Znał dobrze przypadki odstające od tej niesławnej reguły. Przy takiej liczbie rodzeństwa było to zresztą do przewidzenia.
Na jego dokładniejsze przedstawienie uniósł łuk brwiowy i spojrzał na niego. Kerrenthara nigdy nie kojarzył jako kolczastoskórego. Kheldara natomiast nigdy na oczy nie ujrzał by stwierdzić jakiekolwiek podobieństwo. Niemniej miał w sobie ogólne cechy które dało się spokojnie powiązać z tym rodem. A więc syn przywódców Ognia i Cienia, jak dumnie! Ciekawe czy znał swojego brata, Rozsądnego Kolca?
Wy, wasz ród który miałem okazję poznać z opowieści. – Poprawił go, by jednak jego słowa nie brzmiały tak jak gdyby i on należał do tej linii. Był kimś zupełnie innym. Nie czuł się pierwotnym Cienistym który zapoczątkował to stado. Czuł się po prostu Cienistym, smokiem oddanym swojemu stadu.
Od niedawna zostałem uświadomiony jak bogatą historię posiada nasze stado. A ty Khagarze? Należysz do rodu założycieli Cienia, czujesz się z tego powodu dumny? – Zapytał go z ciekawości. Ciekawość która badała jego zachowanie. Miał ten zaszczyt by poznać go osobiście, a to właśnie w ten sposób najlepiej odkryć czyjeś prawdziwe ja.

: 19 sty 2017, 2:03
autor: Uśmiech Szydercy
// Sorki xD
/// Właściwie to ród Kapłanki to ten sam ród, co mój, po prostu inna gałąź xD Podeślę Ci drzewko, bo mam gdzieś zanotowane, przynajmniej do jakiegoś momentu.


Khagar uniósł kolczasty łuk brwiowy, gdy usłyszał to poprawienie. Zerknął uważnie na Faelana i uśmiechnął się tajemniczo. Potrząsnął lekko łbem.
– To nie tak, Faelanie. Twoja krew płynie w krwi Twojej matki. Krew Twej matki płynęła w krwi Twojego dziada, Antrasmera. Jego krew płynęła w krwi Twojego pradziada, Kalhaira, a brata mojego dziada. Wszystkich nas łączy braterstwo krwi. A we krwi są wspomnienia i we krwi jest pamięć. Możesz nie być tego świadom, ale dużo cię łączy ze stadem Cienia, które przywędrowało tu z daleka. Każdy rdzenny cienisty różni się od tutejszych smoków – rzekł, wpatrując się w niego uważnie, a w jego głowie była pewność, w którą aż ciężko było wątpić.
– Czy jestem dumny? Ciekawe pytanie – wymruczał gardłowo i przeniósł wzrok w dal, na taflę jeziora. – Z pewnością odczuwam dumę z przodków, ale czy ja sam jestem dumny? Nie. Dumni możemy być z tego, co sami osiągnęliśmy, a nie z tego, co otrzymaliśmy, bo to nie nasza zasługa – odparł. Takie było jego zdanie. Właściwie cechą tego dziwnego smoka było to, że na każdy temat posiadaj swą opinię. Często dziwną, często kontrowersyjną. No chyba, że coś wybitnie go nie obchodzi, ale i wtedy bez oporów powie, że ma dany temat głęboko w rzyci.

: 21 sty 2017, 14:41
autor: Zaciekły Kolec
Samczyk mruknał tylko, skinąwszy łbem na jego wypowiedź. Cała jego wiedza o przeszłości była interesująca, czy Kerrenthar aż tak wpoił mu do głowy całą strukturę Cienia? Mimo wszystko brakowało mu tej jednej opinii w której potwierdziłby pewien fanatyzm. Chyba że to po prostu skromność, bo z tak głębokiej wypowiedzi ciężko cokolwiek wywnioskować. Najłatwiej będzie jeśli przestanie szukać czegokolwiek między wierszami, a po prostu zacznie zastanawiać się nad samymi słowami którymi go obdarował. Bądź co bądź, dopiero po jego słowach uświadomił sobie że należy do tego jedynego rodu Cienia. Że nie jest po prostu adeptem który tutaj należy. Cieszył się z takiego obrotu spraw. On czuł dumę z swojego pochodzenia, zaś swoimi zasługami liczył na szacunek i respekt.
I dlatego szkolę się na wojownika. Wolę by większą wartość miały moje czyny niż słowa. Żadna inna ranga nie przyniosłaby mi tyle dumy. – Stwierdził chwilę później, po czym wstał, ugiął mocniej łapy i przeskoczył zaspę śnieżną znajdującą się przed nim.
Trochę ruchu nigdy nie zaszkodzi.
Obrócił się ponownie do niego, zadziornie się uśmiechając.
Ale żeby nim zostać, muszę przynieść skrzydła Pegaza jako dowód swojej wartości.. To trochę wszystko komplikuje. – Przyznał, ponownie siadając zadem na śniegu, po czym biorąc sam śnieg z zaspy i zaczął go formować w kulę swoimi czarnymi łapami.

: 09 mar 2017, 21:22
autor: Wola Przeznaczenia
Kryształowa Łuska przyleciała na wspólne trzymając w zębach mięso dla swojego młodszego o jeden księżyc brata. Bądź co bądź była adeptem aspirującym na łowcę musiała dbać o to by nakarmić jak najwięcej smoków. Kiedy tylko dotarła na plaże gdzie jak się spodziewała był jej brat położyła przed nim mięsko.
-Witaj Słoneczny. Proszę o to mięso o które mnie prosiłeś braciszku. Ty jedź a ja już muszę lecieć- Powiedziała przytulając brata krótko po czym ponownie wzbiła się w powietrze i odleciała od miejsca przekazania mięsa. Miała nadzieje że tyle mięsa na razie wystarczy by Słoneczny się najadł.

: 14 mar 2017, 22:42
autor: Wędrówka Słońca
Dzięki! – krzyknął za siostrą. Ta to miała tempo... Popatrzył na oddalającą się sylwetkę z błyskiem czułości w ślepiach i uśmiechnął się lekko. Mógł na niej polegać, nie miał co do tego wątpliwości. Dobrze było mieć taką niezachwianą pewność w życiu.
Jego pierwszy większy posiłek! Nawet nie zdążył zapytać Kryształowej, jakie to mięso i jak je upolowała. Prychnal cicho, przysiadl i zabrał się do jedzenia. Przytrzymywal pożywienie szponami, odrywal klami spory kęs, przezuwal z przyjemnością i powtarzał całą akcję. Był głodny jak wilk, toteż długo to nie zajęło. Skończywszy, wlazl do plytkiej wody by umyć łapy i pysk. Teraz może wracać do domu.

: 23 mar 2017, 21:41
autor: Brutalna Łuska
Piach zachrzęścił w zetknięciu z gładką powierzchnią pazurów Khenii. Ponad taflą wody rozniósł się wydźwięk przeciągłego mruknięcia, gdy wiecznie niezadowolona granatowołuska gadzina wygięła swój grzbiet w łuk. Wyciągnęła przed siebie przednie łapy, dodatkowo rozprostowując palce i przez chwilę nimi poruszała. Następnie wyprostowała się, przyciągając do siebie kończyny. Potem naparła tylnymi na nierówną powierzchnię tworzącą mieszankę kawałków skał, mułu oraz piasku. Stanęła na czubkach palców, po czym z zadowoleniem rozłożyła się na niewielkiej, kameralnej plaży. Spod przymrużonych ślepi przyglądała się morskim prądom i małym falom, pozwalając tym ostatnim obmywać kończyny. Kolejny dzień, w trakcie którego czuła coś odmiennego. Tym razem była to jakaś niespotykana melancholia, nie tyle osobliwa, krótka uciecha z lotu. Rozmyślała, a ogon drążył w mokrej ziemi dziurę, poniekąd się zapadając i przykrywając nowymi warstwami przybywającego mułu. Szeroko rozłożyła skrzydła, uprzednio rozwiązując prowizorycznym pnączem, które zamierzała wymienić na coś lepszego. Tylko co? Miała w planach nagromadzenie tylu przedmiotów. Chciała bowiem dodać sobie jakichś ozdób. Inni mieli wielkie poroża, a nawet długie różki, lub grzywy, pióra, czasami nawet zabarwiane w kilku kolorach jednocześnie. A ona? W sumie miała rządki przylegających, niezbyt długich kolców, lecz nie uważała tego za prezentujące się dobrze. Nie chciała aż tak różnić się od typowej społeczności. I tak już wystarczająco odstawała ze względu na swój charakter i wychowanie. Zresztą, odkąd się pokłóciła z Ziemistą i zyskała bezwład skrzydła, przestała rzucać się na każdego i prowokować. Nawet nie chciała tak całkowicie pozbywać się rany, choć ciężko byłoby znosić psychicznie, a przede wszystkim fizycznie niemożność używania narządu lotu.
Z pozoru zdrowe, zdolne do korzystania z jego właściwości skrzydło uniosła wyżej, przyglądając się mu na tle jaśniejącego nieba. Był ranek. Śliczny, wypełniony oddalonym zapachem kwiecia akurat na plaży dzionek. Brutalna wolałaby, żeby świat nie był jeszcze aż tak kolorowy. Żółć, wszędzie żółć... trzeba przyznać, że to wyjątkowo ładny kolor. Nie miała nic do tej pory, lecz w tym wypadku przydałaby się bardziej pełna nostalgii, melancholii, przemyśleń. Może lekki deszczyk oraz delikatnie przysłaniające Złotą Twarz obłoczki dodałyby lepszego klimatu? Ognista niemal widziała samą siebie oczami wyobraźni, siedzącą wśród spadających kropel, w tle zachód, parę chmurek i zapach mięty lub melisy.

: 28 mar 2017, 0:34
autor: Zmierzch Gwiazd
Khenia nie mogła nacieszyć się spokojem, bowiem niedługo później w to samo miejsce przybyła Ziemista Łowczyni. Jeżeli Ognista chciała być sama, to albo miała pecha, albo wybrała sobie na to złe miejsce lub czas. A może i jedno i drugie?
Futrzasta smoczyca wolnym krokiem przechadzała się wzdłuż brzegu jeziora, po plaży, co już z daleka dało się usłyszeć. Dlaczego? Bo co i rusz zagłębiała swoje szpony w sypki piasek, jakby chcąc sprawdzić, czy jest on prawdziwy, czy też za chwilę nie rozpłynie się.
Jej wzrok był nieobecny, widać było że jej umysł jest całkowicie gdzie indziej, oddzielił się od ciała i przebywa w innej przestrzeni. Było to prawdą, bowiem ostatnimi czasy smoczyca chodziła wiecznie zamyślona. Czyżby coś się stało?
Nie zauważyła Ognistej, która była całkiem niedaleko niej. A może widziała ją, a po prostu ignorowała? Cóż, nie dowie się, póki się nie zapyta, o ile jest dość odważna aby podejść i zagadać.
Zamrugała parę razy budząc się z "snu". Zatrzymała się na moment. Wpatrywała się w toń jeziora. Po chwili, jej łapy ugięły się mocniej a Ziemista położyła się na ziemi. Jej puszysta kita od czasu do czasu poruszała się delikatnie.

: 28 mar 2017, 9:29
autor: Brutalna Łuska
Otrząsnęła się z przemyśleń. Uderzyła w nią woń Ziemi, którą przez dłuższy czas ignorowała. Zerknęła pytająco na smoczycę. Kolejna futrzasta istota. Ale tyle dobrze, że przeważał u niej złoty kolor. Ulubiona barwa Brutalnej. Nie myślała o tym, czy kogoś tu spotka, czy też nie. Po prostu tu przyszła, bo uznała, że było tam spokojnie. I pomimo wiedzy, że obcy smok znajduje się obok, nic nie zmąciło spokoju. Nawet gdy Ziemista tak głośno stawiała kroki.
Wstała i podeszła leniwie do smoczycy. Ułożyła się na piachu, pozostawiając między nimi przyzwoitą odległość.
Ziemia przeżywa kryzys – Jej głos tym razem był nietypowy, cichy. – Bo z tego stada pochodzisz, czyż nie? – dopytała, chcąc mieć pewność. Nie lubiła wątpliwości. Musiała być pewna. Odczekała dłuższą chwilę, ani razu nie patrząc na futrzastą. Poruszyła się, nagle nabierając większej niepewności co do następnego pytania, które zamierzała z siebie wyrzucić. Odetchnęła głębiej, zwracając złote ślepia na dawną siostrę. Oczywiście z tego ostatniego nie zdawała sobie sprawy.
Potrzebuję pożywienia.

: 29 mar 2017, 0:00
autor: Zmierzch Gwiazd
//Opoka jest zielono-biała, nie złota xD

Kiedy tylko adeptka podeszła do niej, rzuciła jej krótkie, znużone spojrzenie i powróciła do swojego dawnego zajęcia, czyli ponownie wbiła wzrok w taflę jeziora. I tak pozostała, dopóki nie odezwała się ognista. Słyszała jej słowa głośno i wyraźnie, jednak nie uraczyła ją żadnym, nawet krótkim spojrzeniem gdy odpowiadała. Była nadwyraz spokojna, jakby wszystko co się ostatnio stało, było tylko złudzeniem, jednak to wszystko było prawdziwe.
– Co ty możesz wiedzieć o kryzysach w stadach? Nie masz pojęcia co tak naprawdę dzieje się wewnątrz Ziemi, wewnątrz mego stada, jak już wyczułaś. – Jej głos był wyprany z uczuć, spokojny, tak samo jak smoczyca.
Dosyć ciekawe. Żadnego "dzień dobry", żadnego "witaj", tylko od razu "przeżywacie kryzys". Łowczyni zaczęła się zastanawiać, skąd też Ognisty może wiedzieć takie rzeczy? Kto powiedział jej o tym? Miała tylko jedno podejrzenie. Woda, bo któż inny?
Chwilę później, przed młodą adeptką pojawiła się porcja mięsa w sam raz dla niej. Miała szczęście, bo w obecnej sytuacji równie dobrze mogła nie otrzymać pożywienia. Za błędy przywódców się płaci.
– Jedz. To dla ciebie.

: 29 mar 2017, 16:24
autor: Brutalna Łuska
// Wiem c:

Zacisnęła szczęki. Ten spokój był aż nazbyt... spokojny. Brak powarkiwań, agresywności. Co prawda Ziemiści znani byli z przyjacielskości z tego co wiedziała. Chociaż po ostatnich wydarzeniach trudno było ich zachowanie jednoznacznie ocenić. Sama Brutalna po okresie walk przestała aż tak się unosić. Być może to był okres chwilowy, a może po prostu bała się, że skrzydło będzie jej przeszkadzać. Może to przez nadciągającą wielkimi krokami cieplejszą porę bez śniegu i porywistego wiatru, może ze względu na budzącą się naturę. Trudno powiedzieć.
Tak jak ja mogę za dobrze nie znać twojego stada, tak i ty możesz nie znać mojego – odparła zagadkowo. Nie, żeby słyszała o kryzysach w Ogniu. Nie musiała przecież nikomu mówić, że u nich jakoś to wszystko trzyma się kupy. A niech sobie myślą,co chcą.
Pochyliła głowę w geście podziękowania. Spojrzała na mięso. Łowczyni nie mogła się spodziewać żadnego powitania czy podziękowania jako takiego. Zwykłe kiwnięcie i tyle. Zaczęła jeść. Czuła się dosyć niezręcznie, pożywiając się przy innym, praktycznie nieznajomym smoku, jednak nie chciała z tym zwlekać. Chodziła już wystarczająco długo w głodzie. Tym razem nie podgrzewała mięsa, a zjadła je takie,jakie było. Bez przyrządzania. Po skończonym posiłku oblizała się.
Oby zwróciło ci się na polowaniu – powiedziała. Były to słowa podobno dające łowcom więcej szczęścia w trakcie łowów. Nie potrafiła pozbyć się tego przyzwyczajenia. – O ile wpierw nie spłacę długu.

: 15 kwie 2017, 0:39
autor: Zmierzch Gwiazd
Gdy tylko usłyszała kolejne słowa Ognistej, zamknęła oczy i zaśmiała się cicho. Na jej pyszczku zagościł delikatny uśmieszek. Po chwili jednak odwróciła łeb w stronę Brutalnej Łuski, patrząc się prosto w jej oczy. Szmaragdowe ślepia przeszywały adeptkę na wylot.
– Trudno się nie zgodzić. Nie wiem może aż tak wiele, jak członkowie waszego stada, jednak słyszałam plotki. Wasza polityka mnie nie interesuje, dopóki Buchający nie szkodzi memu ukochanemu. – uniosła łeb wyżej wpatrując się a leniwie płynące chmury- Nie mogę jednak zaprzeczyć, że wasze tereny są piękne. O wiele inne niż te, należące do mojego stada. Są o wiele bardziej różnorodne, natomiast ten zapach siarki w powietrzu jest dosyć niezwykły, przynajmniej dla mnie. To u was pierwszy raz zobaczyłam wulkan, pierwszy raz spotkałam przedstawiciela razy entów. – opowiadała uśmiechając się, jednak po chwili wróciła wzrokiem do towarzyszki rozmowy.
Nie przeszkadzała jej w jedzeniu, dlatego też milczała. Wiedziała, jak teraz musi się czuć. Północna dobrze wiedziała, jak to jest, w końcu sama kiedyś była na utrzymaniu innych łowców, głównie swojej mistrzyni Dziki Agrest.
– Nie musisz spłacać żadnego długu, jestem łowczynią, więc to mój obowiązek karmić inne smoki, nie ma dla mnie znaczenia z którego stada. Może jednak wypadało by się przedstawić, kiedy prosi się o coś?
– tym razem jej ton wskazywał na pewność siebie oraz delikatną władczość.