Strona 20 z 39

: 18 wrz 2019, 1:03
autor: Mackonur

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Aha! No i się udało! Axarus wiedział, że "atak wodorostów" miał swój potencjał. Co prawda, nie zranił w żaden sposób Czerwonka, ale ten znał się na magii! Coś dziwnego zrobił swojemu udowi, wszystko się od niego odbijało i nie miał na swoim ciele nawet zadrapania! Axarus aż otworzył pysk ze zdziwienia i przez chwilę tak stał w osłupieniu. Jak to możliwe? Czerwonek był czarodziejem z krwi, kości i łusek! Szalony podszedł do niego, by sprawdzić te czarne łuski, ale one zniknęły! Fajna rzecz. I wtedy go olśniło! Bo on sam często polował, ale czasami miał problemy z kamuflażem, bo nie zawsze zielony kolor się sprawdzał!
– Czerwonku? A mógłbym się na przykład cały zrobić czarny i pod osłoną nocy za pomocą takiego kamuflażu... polować na NICZEGO NIEŚWIADOME zwierzęta? No wiesz, wyobraź sobie noc. Ciemniuuutko. I nagle wyłania się taki czarny smok! Nie za bardzo, by go było widać, co nie? – Chwycił Czerwonka za bark, by się podtrzymać, a drugą łapą wskazał powietrze i poruszył ją na skos. To się nazywało... NIESKOŃCZONA moc wyobraźni! Ale po tym pokazie nieco się cofnął, w końcu ćwiczyli atakowanie! Natomiast pytanie o zmianę koloru, nie było takie złe! Dla łowcy przydatne są takie sztuczki! Był jeden problem – Axarus panicznie bał się ciemności. I to tak naprawdę bardzo! Musiał sobie skombinować jakieś trwalsze źródło światła, niż maddara! W mroku czai się bowiem zło! Najźliejsze ze wszystkich złych rzeczy! Największe lęki, skrywane głęboko w umyśle!
Po tym "pokazie" wrócił do swojego poprzedniego ustawienia, które było idealne do atakowania. Axarus tym razem musiał być sprytny! Nauczył się już tego, że diament jest bardzo dobrą obroną, która tak właściwie może zablokować absolutnie wszystko. Ale istniał jeden, zakazany materiał, który mógłby się przebić. Co było silniejsze od diamentu? GORĄCY DIAMENT. Taki, taki bardzo gorący! Temperatura... takiego dziwnego czegoś, co jest mieszaniną ognia i skały, takiej stopionej . To była podstawa jego nowego tworu! Na pewno będzie gorący. NIE. Dwa razy gorętszy, od wcześniejszych założeń i jeszcze bardziej odporny na ciepło! Iiii zdecydował się na to, by znów użyć przynęty, jednocześnie więc myślał nad dwoma tworami. Jeden był takim prostym kolcem z diamentu, który pozostałe właściwości... ma od gałęzi! Czyli pachnie jak gałąź, w dotyku również jest jak gałąź i nawet tak smakuje! To była tylko podróba, że niby to tylko diamentowy kolec i wtedy Czerwonek znów użyje diamentowej obrony, która odbije atak. Aha! I tu Zielony go miał! Bo pierwszy atak, który w pewnym sensie był połączony z drugim – miał być tylko zagrywką psychologiczną! Zagrywką, przez którą Czerwonek nie zastosuje właściwej obrony. No i jeszcze jedno! Ta "atrapa" będzie olbrzymia! Wielkości... dużego głazy, który widział ostatnio! Czyli tak na pół wysokości przeciętnego smoka i gdzieś ćwierć rozmiarów smoka w długości. Axarus starał się wejść do głowy Przywódcy Ognia. Pewnie pomyśli sobie "Aaa, tu cię mam! Większy kolec, nie znaczy lepszego ataku! Znowu pokryje się diamentem, tylko tym razem na większej powierzchni ciała". I tym sposobem Axarus go przechytrzy! Ponieważ drugi atak przez diament się przebije! I czas się za to zabrać!
Tuż za "fałszywym kolcem", miała podążać perła. Przede wszystkim – odporna na najwyższe temperatury. Gdzieś tak rozmiarów smoczej pięści. Po co więcej? Miała się skryć za "atrapą". No i smoczyce i smoki... zaczynamy! Zielony maksymalnie skupił się na następnych myślach. Stwierdził, że powinno to wyglądać, jak zwykła perła, lśniąca i błyszcząca! Idealnie okrągła! Axarusowi sprawiało to wszystko OLBRZYMIĄ radość. Mógł wykazać się kreatywnością! Powłoka powinna również być bardzo gładka w dotyku, jak to perła! Teraz zapach... czas jeszcze bardziej zmylić Czerwonka! Niech będzie... drzewny, jak kolczasty las! A smak... jak suszony krab! Plan był taki, by zmylić Zew Płomieni, nawet jeśli nie nabierze się na pierwszą atrapę, to źle oceni drugi twór! Skąd będzie wiedział, co taka perła mu zrobi? No właśnie! Nie zorientuje się, za żadne skarby! Całość tworu będzie niesamowicie twarda, ale też nie za ciężka, jak średniej wielkości kamień. Twarda, jak diament oczywiście! To nadal zostaje. Twór nie powinien dać po sobie poznać, że ma wysoką temperaturę, więc dodatkowo... ochłodził ten pierwszy twór! Temperatura zimnego jeziora. A sama perła miała CAŁY CZAS być biała, niech no mu się waży tylko chociaż delikatnie się zaczerwienić! Czy o czymś zapomniał? Eeee, chyba nie? Tak mu się wydawało! Jeszcze tylko szybkość i takie tam! Ale to potem!
Wrócił na chwilę do OLBRZYMIEGO, wyglądającego jak diamentowy kolec, kawałku drewna! Dodał do niego ciężkość pieńka, temperaturę zwykłej gałęzi i ogólnie wszystko, co miało związek z drzewem. Oprócz oczywiście diamentowego wyglądy i gładkiej powłoki, oraz ostrego końca. Nawet Axarus myślał, że to już wystarczy, ale gdzieś tam w głowie usłyszał głos drugiego Axarusa "Hej! Wykombinuj coś jeszcze! Przechytrz samego siebie, by przechytrzyć Czerwonka!" i wziął sobie swoje własne słowa do serca. Zaczął rozglądać się niby na wszystkie strony, że tak się "zastanawia" i nie umie nic wymyślić. A TAK NAPRAWDĘ... wszystko było już niemal gotowe! Musiał tylko wybrać odpowiedni moment, by tchnąć w to wszystko maddarę. I to był właśnie ten moment! Znaczy, no nie do końca! Ale już za tycią, tycią chwilkę!
Wtedy spróbował udawać, że ziewa, ale to była kolejna zmyłka w labiryncie innych zmyłek! Właśnie wtedy określił wysokość. Oba twory, a raczej jeden twór, podzielony na dwie części, miały się pojawić na wysokości łba Zielonego, pierwszy pół ogona od niego, a druga część – trzy łuski za pierwszą. I czas na szybkość! Rozpędzona kałamarnica nie wystarczyła, więc czas na szybkość żółwia morskiego! Niby takie ciamajdy na lądzie, ale w morzu nie mają sobie równych! No więc oba miały tak ruszyć w kierunku piersi Zewu Płomieni. Na sam środek! ALE. Tak! Kolejna pułapka! Jakieś pięć łusek przed dotknięciem piersi, zniknąć miał diamentowo-drewniany twór. Po prostu się rozpłynąć! I wtedy pozostała już tylko OGNISTA PERŁA ŚMIERCI. Która przyśpieszy do... żółwia morskiego, pchanego dodatkowo przez kałamarnicę. A to znaczy, że będzie JESZCZE SZYBSZA. Sama szybkość i uderzenie mogło mocno zranić Czerwonka, ale do tego temperatura? Już po nim! Znaczy nie do końca! Jakąś obronę pewnie stworzy, ale Axarus musi go chociaż poparzyć! Inaczej się stąd nie ruszy! Zastawił na Czerwonka tyle pułapek, że ten na pewno popełni jakiś błąd!
Skończył ziewać i podrapał się po plecach i W TYM MOMENCIE. Tknął maddarę w swoje twory! Aha, jeszcze więcej pułapek! To się nazywało ZAGRYWKAMI UMYSŁOWYMI. Zew sobie pomyśli, że skoro Axarus właśnie ziewa i się drapie, to na pewno nie zaatakuje i pewnie zgłupiał po prostu. I co? PSTRO! Wtedy Czerwonek był najbardziej zagrożony. Axarus użył swojej "metody rybki", która opuszcza jego źródło maddary i zmierza do celu! Tchnął tyle maddary, ile tylko mógł, pewnie zaraz tu osłabnie! Wykorzystał na Ognistego wszystko, co miał! No prawie, bo nie chciał umrzeć, czy coś. Iiii z zadowoleniem przyglądał się, jak to wszystko się toczy. Oby zadziałało chociaż odrobinkę!
– Hej, Czerwonku! Możesz być moim mistrzem? Nie mam swojego mistrza! Niby jestem łowcą, ale atakuje magią! I ogólnie ją wykorzystuje na polowaniach! Bo tak bez niej, to jestem trochę fajtłapowaty! Co na to powiesz? Proooszę! Może mnie pouczysz jakichś sztuczek, na przykład tego wysyłania słów! Próbowałem, ale to takieee ciężkie! – Rzucił po wszystkim do Czerwonka, o ile ten przeżył, a na pewno przeżył! To był zdolny smok! Prawdziwy Czarownik! Były legendy o takich w Błękitnych Głębinach, ale niewielu w ogóle potrafiło się magią posługiwać. Jego matkę nauczył tego ojciec, a matka nauczyła Zielonego!

: 31 paź 2019, 18:04
autor: Kres Pragnień
W przerwie między kolejnym polowaniem, adept postanowił wybrać się na tereny wspólne. Nie bywał tam za często, właściwie będąc tak na prawdę tylko raz. Dziś więc miał okazję poznać lepiej neutralny grunt, tym razem zwiedzając go na własnych skrzydłach.
Jednak o porze gdzie z drzew spadają liście i wszędzie panuje wilgoć, również i wiatr miewa mocniejsze porywy. Obóz Ognia nie znajduje się w sprzyjającej odległości by można było nazwać tą podróż byle jaką. Już jego biedne choć silne skrzydła zaczęły powoli czuć na sobie upór obecnej pogody.
Zrobił więc małe koło i zaczął lądować. Miejsce do którego udało mu się dojść przypominało mu małą polankę. Małą, bo drzewa wyglądały tu na bardzo bujne i gdyby nie taka a nie inna pora, pewnie miałby problem tu wylądować.
W końcu jednak jego łapy zetknęły się z gruntem i wylądowały na wilgotnej ściółce. Skrzydła mogły wreszcie odpocząć a on mógł dokończyć podróż na własnych łapkach. Po co tu przybył? Poznać lepiej te tereny, może spotkać ciekawą osobowość z innego stada. Przede wszystkim jednak chciał lepiej zaznajomić się w okolicy, tak na wypadek gdyby ktoś kiedyś chciał wezwać tutaj. W ten sposób może trafi za pierwszym razem.
I co się stało? Ledwo wykonał parę kroków by nagle dostrzec nietypowo uformowane skały. Wyglądały na bardzo stare, zarośnięte mchem i przegrywające walkę z korzeniami. Nie wyglądało to na naturalnie wyrobioną skałę, a raczej bardzo stare dzieło smoka.. Bądź czegoś innego.
Upragniony wkroczył w te ruiny, oglądając je z bliska i zastanawiając się z czym ma tak właściwie do czynienia. Na ten moment zupełnie wyłączył się na świat zewnętrzny i zaczął szperać dookoła ruin.

: 31 paź 2019, 23:13
autor: Wieczna Perła
  Księżyc bijący się z panującą wokół ciemnością. Wilgoć wisząca w powietrzu i oblepiająca każdy obiekt, zimne powietrze przeszywające łuski i lekki lodowaty wiaterek kujący niemiłosiernie pustynne smoki. Wieczór idealny. Dla każdego, poza Perłą. Starsza, dygocząc i mrużąc ślepia, przemierzała tereny Wspólne wraz ze swą żywą latarnią, wyciskającą siódme poty aby przebić się przez ciemność. Nie szło mimo to dostrzec jakichś głębszych detali, niż trawa przed sobą.. Samica już dawno posłużyłaby się magią, ale uparty feniks nie pozwalał, a nawet rozpraszał ją podczas rzucania zaklęcia. Wierzył uparcie w swój ogień. Uparciuch...
  Dopiero przed samymi ruinami, Adira nerwowo ostrzegła ją że jakieś są. Co do? To tak nagle tu wyrosło, czy jak? Nieraz latała nas tym miejscem i za każdym razem tego nie widziała? Dobra zobaczmy co tam jest. Stoją jej na drodze, a ona i tak ledwo co pamięta kierunek – każda zmiana ścieżki może się źle skończyć. Dlatego nie wraca się po zmroku...
  Mimo usilnych protestów, błagań i prób zesłania bólu głowy ze strony Fio, wyczarowała jasną kulę światła. Zaraz po stworzeniu niemal ją oślepiła, ale po uregulowaniu światła wszystko stało się przejrzyste. Idealnie. Jednak to ładowanie dodatkowej mocy, aby przebić się przez śmieciowe myśli ptaka się przydały.
  Blady blask złapał również poroże Loreleia. Hm? Naprawdę ktoś jeszcze tu jest? Podeszła nieco bliżej, unikając wszelkich wystających z ziemi i irytująco pojawiających się pod łapami kamieni. Dopiero wtedy go rozpoznała
   – Co Ty tu robisz? – spytała się nieco surowiej niż zamierzała. Właściwie, tak wychodząc poza ramy tego świata, był to ten stereotypowy głos starszej i nadętej siostry nastoletniego głównego bohatera z komedii. Do obecnej sytuacji na pewno pasował.

: 31 paź 2019, 23:48
autor: Kres Pragnień
Ah! Te kamienie były tak inspirujące! I czy to mogłobyć dziwne? Dla tak chłonnego umysłu jak najbardziej nie! To pierwszy jego kontakt z architekturą. I choć tego słowa prawdopodobnie nigdy nie pozna, to już do końca swojego życia zawsze będzie patrzył na wszelkie pomieszczenia i groty przez pryzmat kształtów. Chociażby to coś co prawdopodbnie miało służyć za wejście wyżej, albo po prostu te uformowane skały które razem ze sobą łączyły się w jedną ścianę! O tak, już wie że w swojej grocie zacznie się porządnie urządzać..
Po jakimś czasie jednak nagle coś mu zaczęło stopniowo przeszkadzać. Jakoś tak gorzej się patrzyło. Z początku nic sobie z tego nie robił, bo widocznie oczy mu się psuły. Czasem tak jest że ślepia łzawią i trzeba je przymrużyć. Oczywiście nie to było powodem, a chowająca się za horyzontem Złota Twarz. Wkrótce pod jej nieobcność to właśnie Blada Twarz oświetlała okolice, chroniąc przed zupełną ciemnością. To właśnie w tym czasie Upragniony skojarzył że zamiast kontynuować swoją podróż i poznać lepiej tereny wspólne, zasiedział się tutaj wśród starych ruin.
Zaraz nastała go kolejna niespodzianka której zwiastunem było inne źródło światła. Huh? Czyżby nie był tu sam?
Donośny i surowy głos natychmiast wprawił go w ruch, podskakując ze strachu zanim miał okazję zorientować się w sytuacji. Szczęść Immanorze, to była tylko jego starsza siostra i jej zwierzaki.
Wieczna Perło! O rany, jak ten czas szybko leci, hmm? – Wyjaśnił połowicznie, spoglądając teatralnie w stronę księżyca.
Znaczy, nie chodzi o to że się zestarzeliśmy.. Jakoś tak nagle się ciemno zrobiło, o. – Poprawił się szybko, tak nagle czując potrzebę by dokładnie wyjaśnić o czym mówił. To samo zdanie w innej sytuacji mogło mieć zupełne inne, mało trafne znaczenie, a chodziło o to najprostsze!
Po chwili samczyk wskoczył na murek, który na tą chwilę nie miał pojęcia co stanowił, ale miał z dziesięć szponów wysokości i "fajnie się na nim siedziało".

: 01 lis 2019, 1:38
autor: Wirtuoz Szeptów
Było, albo raczej był tu ktoś jeszcze. I to nie byle kto bo krewniak obu rozmawiających smoków. Niestety przynajmniej chwilowo pozostawał niewidoczny dla śmiertelnych ślepi. Jako mgła, można powiedzieć obłok dymu przemknąłem przed Lily pozostawiając po sobie chłodny powiew. Nie było w nim nic dziwnego prawda? Przynajmniej póki nie powtórzył się najpierw raz, później ponownie, aż w końcu zakręcił się wokół nosa starszej wtrącając do niego niczym zakładnika swąd siarki zmieszanego z zapachem porannej zamglonej łąki. No ale dość dręczenia podstarzałej samicy... Po zrobieniu dosyć dziwnej ósemki wokół feniksa przygaszając nieco jego płomień moja niematerialna postać uderzyła w murek obok adepta wzburzając drobinki kurzu i pyłu. Ten opadając powoli odsłonił delikatnie błyszczącą w świetle feniksa postać. Białe futro z zielonymi akcentami na ogonie i łapach... Trochę zbyt duże szmaragdowo białe skrzydła, których pióra nie wiadomo jak w większej postaci znalazły się na szyi i łbie straszydła. Łbie smukłym, ozdobionym uśmiechem i przebijającymi ametystowymi ślepiami. Wyglądały na młode i szczęśliwe lecz dało się w nich dostrzec również doświadczenie i wiedzę.
Z murku luźno wisiała jedna łapa przykryta ogonem. Łeb niebezpiecznie blisko pyska młodego samca nie wydalał z siebie powietrza. Jedynie wlepiałem swoje ślepia w przyszłego czarodzieja.
~ Bu!~ Zakrzyknąłem radośnie.
Po tym wesołym akcie widmowej zabawy zwróciłem łeb w kierunku starszej z żywych. Odsłoniłem kły w przyjaznym uśmiechu.
~ Witaj Cicha Łusko. Mój prawnuk nadszarpnął twych nerwów prawda?~ Zapytałem nie ruszając zadka z kamienia. Rzeczywiście fajnie się na nim siedziało.

: 03 lis 2019, 1:55
autor: Wieczna Perła
  Kiedy ma się przy sobie Fio, ciężko jest zostać zaskoczonym. Chociażby przez ostrzeżenie, że ktoś się zbliża. Zdawała sobie sprawę z czyjejś obecności, ale i tak czuła niepokój. No, nieco lżejszy, kiedy poczuła nieco znajomy zapach Ognia. Prychanie Fio również ją uspokoiło. Wiedziała, że nie byłby tak pobłażliwy wobec prawdziwego zagrożenia... Tylko kto był? Jak ktoś znajomy, to skąd ta dodatkowa, nieznana jej woń?
  Potem wszystko stało się jasne. Perła nieco się odsunęła, odruchowo, ale to bardziej przez zaskoczenie niż strach. Kiedy zbliżyła do niego kulę ujrzała... Rytm? Albo Ferna? Nie, Rytm – Fern nie pamiętał jej adepckiego. Tylko... skąd on tu? I czemu zwrócił się do niej akurat tak? Czy to nie tak, że jest jakby jednością z obecnym Przywódcą?
  Potem znów wszystko stało się jasne. No, jaśniejsze niż poprzednio, ale dalej było tam trochę mroku. Czyżby znał szczegóły? Albo znał tylko półprawdy? Jak? Ską... Ugh, do cholery z tym! wiecznie ma z nim problemy! Jak nie ten osąd, to teraz te durne reinkarnacje i duchy! Do tego był tu ktoś trzeci i... mógłby chcieć poznać szczegóły. Dobra, nie myśl już o tym więcej, zwyczajnie traktuj go jak każdego innego smoka... Albo zapytaj się go o powód, wtedy przynajmniej nie będzie cię to zadręczać.
   – Skąd się tu wziąłeś? – spytała się, celowo ignorując jego pytanie. Nie było w tym w sumie nic dziwnego, pewnie niejeden smok na jej miejscu byłby na tyle zdziwiony, że nie usłyszałby pytania.
  Bratu jedynie kiwnęła głową, przyjmując takie wyjaśnienia. Nie wyglądał na kogoś szczególnie rozgarniętego w tej kwestii... No i obecnie miała większe zmartwien... prob... kogoś.
  Ah tak? Więc teraz zamast maltretowania Aurum wziąłeś sobie bogom winnego feniksa?! Sprawia Ci to przyjemność czy jak!? Fio prychał poirytowany na cień za każdym razem, kiedy go dostrzegł. Nie wyczuwał u niego wrogich zamiarów i tak naprawdę głównie to broniło go przed dostaniem kulą ognia. Kiedy tylko się uspokoił, Feniks nie zaprzestał prychania. W sumie na obydwu. Na małego szczyla i dużego dziada. Obaj go wkurzali, obaj go wkurzyli. Łypał przy tym nieprzyjaźnie to na jednego, to na drugiego. Spróbujcie tylko czegoś, a pożałujecie...

: 03 lis 2019, 19:14
autor: Kres Pragnień
Wesoła atmosfera którą zaczął budować zanikała. Nastąpiła cisza i niepokój. W okolicy zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Przede wszystkim mgła zachowywała się nienaturalnie, zupełnie jakby nie była mgłą, albo była nawiedzona. Wyczuwalny była woń siarki, podobna do tej którą nosił on i jego siostra. Miał jednak w sobie inną nutę, potwierdzając więc że oprócz nich był tu jeszcze ktoś. Tylko kto?
W końcu ta energia skierowała się i w jego kierunku. Adept obserwował z pewnymi obawami to co się działo. Czy ktoś się z nimi bawił? Jeżeli tak, to taki sobie był ten żart! On by zrobił lepszy! Przede wszystkim jednak wybrałby sobie inną porę, nie kiedy głównym źródłem światła była Blada Twarz. Jak dobrze więc że w ich towarzystwie znalazł się Feniks.
To dzięki niemu udało mu się dostrzec najpierw niewyraźną sylwetkę, a później coraz bardziej dostrzegalna była cała postać.
W zupełnym znieruchomieniu Lorelei obserwował zbliżającą się postać. Napięcie w nim coraz bardziej rosło, aż w końcu ten zbliżył się odrobinę za blisko, wręcz wgapiając się w niego.
AAH! – Głośno się wydarł z przestraszenia. – Bardzo kiepski żart. – Oznajmił z oburzeniem, strzepując z siebie drobinki skały i kurzu. Oczywiście adept nie był smokiem który długo trzymał urazę, więc tylko odetchnął głębiej i przewrócił ślepiami, wytykając jeszcze tylko język w jego stronę.
Odezwał się w kierunku siostry, i już jedno słowo ducha zwróciło jego uwagę.
Prawnuk? – Zapytał siostrę, która wydawała się być równie mocno zdziwiona co on. Jeszcze przez jakiś czas myślał że to iluzja, niemniej wtedy powinien odczuć choćby najmniejsze drgania maddary, chyba że użytkownik tej iluzji potrafił niesamowicie kamuflować wykorzystywanie własnej energii, co nie miał nawet pojęcia czy jest możliwe. Jednak skoro ten smok miał dobre intencje, to nie czuł się zaalarmowany. Jedynie cały czas zastanawiał się na co tak właściwie patrzy, i czemu jest prawnukiem tego smoka.

: 03 lis 2019, 23:02
autor: Wirtuoz Szeptów
Ja iluzją? Och nie schlebiaj mi. Aż tak realnie nie wyglądam, w końcu dzięki uprzejmości Fio widać było przeze mnie jak przez liść skierowany w stronę Złotej Twarzy. Krzyk młodzieńca sprawił, że zarechotałem jak dosyć sporych rozmiarów ropucha. Zobaczyłby mój szkielet to dopiero by krzyknął. Chociaż zdawało mi się, że Rek pochowała mnie jak należy. Biedna... Wciąż ma mi za złe, że tu jestem. Z nią jednak nie zamieniamy ani słowa. Widzę ją, a ona dostrzega tylko poszlaki. Ślady, które nigdy nie zaprowadzą jej do celu. Smutne, lecz pozwalało mi się cieszyć tym co najcenniejsze... Życiem, nawet mimo tego, że nie żyłem.
~ Mi się wydaje, że bardzo dobry. ~ Odpowiedziałem, żartobliwym tonem. Padły wtedy dwa pytania. Obu spodziewałem się bardziej niż tego że wzejdzie słońce. Westchnąłem cicho, wpierw przyszykowując się do odpowiedzi na pytanie młodzika.
~ Och wybacz mi, nie przedstawiłem się. Jestem Vozuriim w Ogniu zwany Wirtuozem Szeptów. Ty jednak najlepiej powinieneś znać moją córkę... Rek, teraz chyba Milknący Szept.~ Teraz uśmiech stał się ciepły i przyjacielski. W końcu daje Upragnionemu jedyną szansę spotkania dziadka... Martwego od ponad pięćdziesięciu księżyców.
~ Jestem projekcją świadomości zamkniętej w Sahqo. Przynajmniej tak sądzę. Dzisiejsza noc jest na tyle niezwykła, że przybrałem postać rzeczywistą. Choć nienamacalną.~ Z tymi słowami przednią łapę przesunąłem tak by znalazła się "w głowie" młodego samczyka. Nie poczuł nic. Może poza dyskomfortem.
~ Ale cóż to za okazja prawda? Możesz porozmawiać ze zwłokami, które znają myśli kogoś kogo tak... nie tolerujesz.~ Uśmiechnąłem się do Perły. Wątpię jednak by Fern był dla niej wymarzonym tematem do rozmów.
~ Gdy ją spotkacie. Powiedzcie Rek, że cieszę się gdy znów jestem wśród żywych i widok jej... tak samo i wasz jest cenniejszy niż jakkolwiek wspaniałe polowanie wśród bogów.~ Dlaczego z mojego pyska padły takie słowa? Może po prostu już nigdy nie będę miał okazji by je wypowiedzieć?

: 04 lis 2019, 20:06
autor: Wieczna Perła
  Była rozdarta. Nie wiedziała czy zacząć od wyjaśniania tych wszystkich zawiłości religijno-duchowych, czy może jednak ważniejsza będzie odpowiedź do projekcji świadomości, zwanej przez nią ostatecznie skrótowo duchem.
  Sprawę na pewno ułatwiło zniknięcie jednego z rozmówców, które nastąpiło tak nagle. Szkoda, chciała się go zapytać o jedną, może parę rzeczy... No i wyjaśnić coś innego Taka okazja... mogłaby poznać prawdę. I być może usunąć o sobie negatywną opinię. Czy ona naprawdę zachowuje się tak, jakby go nie tolerowała? Nie syczy na niego, nie prych... myśli również o jego zachowaniach. No nie... Jednak wracając, dołować się nad tym będzie później. Chociaż dobrze, że wie jak on ją postrzegał, albo przynajmniej jej postawę wobec tej sytuacji. Zawsze jest to jakieś zbudowanie opinii. I na pewno jej to przekaże.
  Dobra, to teraz pora na młodego. Odwróciła się powoli w jego stronę i również usiadła, wiercąc się niespokojnie. Ciekawe czy zrozumie...
   – Ten, kogo widziałeś to twój... – szybka kalkulacja w głowie – Dziadek. Nie wiem czy matka Ci to mówiła, pewnie tak ale powtórzę: na świecie każdy smok ma duszę. Po śmierci są one jakby... osądzane. Te czyste, dobre, które zasłużyły, trafiają na nieboskłon i stają się Gwiadzami. Natomiast jeśli smok nie był godny stania się nią, trafia ponownie na ziemię i odradza się jako inny smok, aby spróbować ponownie szczęścia. Na ogół nie pamięta się poprzednich wspomnień. W tym wypadku jednak jest to Gwiazda, która jakimś cudem wróciła na te tereny i odrodziła się w ciele Przywódcy Ognia. Obecnego. Chciałabym jednak, abyś nikomu nie mówił. Nie wiem kto to wie(a jeśli wie, to olej ten fragment), czy mogę to rozpowiadać, więc wolałabym abyś też tego nie robił. A już na pewno przy nim. Rozumiesz? – spytała się na końcu. Miała nadzieję, że już sam załapie, że prawnukiem jest Fern. I że na tym skończą się jego pytania...

: 11 lis 2019, 21:38
autor: Kres Pragnień
Na klasyfikację własnego żartu Lorelei wyłącznie odetchnął głębiej i się uśmiechnął do ducha. Niech mu będzie że smieszny, w końcu mu się udał – jest to sukces. Sukces mały, ale zawsze jakiś! Ciekawe czy tak samo dobrze poszłoby mu z Wieczną Perłą.
Wnet się on przedstawił. Z początku młody nie rozumiał, ale coś mu w głowie iskrzyło. Jego matka – Milknący Szept – opowiadała mu kim jest sam Zew Płomieni. Z tym jednak nigdy nie przeprowadził żadnej rozmowy. Czyżby więc teraz miał zaszczyt ujrzeć jak wyglądało jego poprzednie wcielenie?
Niesamowite.
Nawet nie miał pojęcia w jaki sposób to mogło działać. Zawsze myślał, że dusza jest jedna. Skoro przywódca był żywy, to było to nielogiczne by jego duch poprzedniego wcielenia teraz się przed nimi urzeczywistnił. Ale.. Przecież właśnie dokładnie to się stało, a on zaraz sam to potwierdził.
Czy więc miał rozumieć, że Vozuriim był częścią własnej duszy Zewu? O Bogowie, ciekawe więc i jak on się w tej chwili czuł, oby nie przepołowiony na dwa kawałki.
Zaintrygowała go pewna sugestia ducha odnośnie Wiecznej Perły. Nie rozumiał.. Czyżby jego starsza siostra nie przepadała za ich przywódcą?
Przekażemy! – Zawołał, radośnie kiwając głową.
A jak to przy samym kiwaniu bywa, zazwyczaj oczy się przymyka – przynajmniej Lorelei tak miał. Jakież zaskoczenie poczuł on gdy po ich otworzeniu ducha najzwyczajniej już nie było!
Lorelei czekał chwilę, ale wspólnie z Perłą zauważył że raczej nie wróci już. Nie było już żadnych nawet najdrobniejszych sugestii że jeszcze tu był.
Żegnaj Wirtuozie Szeptów, miło było cię poznać, chociaż na chwilę.. – Pożegnał się z nim, kierując swój głos wysoko w nocne niebo. Skoro był projekcją Zewu, to pewnie wrócił do niego, ale licho wie..
Po jakimś czasie gdy magiczna atmosfera znikła, jego siostra w końcu postanowiła mu sama wytłumaczyć najlepiej jak wiedziała kim był duch który się przed nimi pojawił.
Dziadek był bardzo trafnym pojęciem. Dzięki temu Lorelei mógł lepiej sobie poukładać jak jego rodzina mniej-więcej wyglądała. Jeszcze bardziej jednak zainteresowała go ciekawostka o samych duszach i życiu pośmiertnym. Czy matka o tym opowiadała? Nie, przynajmniej nie w ten sposób co Perła. Matka nigdy nie udzieliła szczegółowej odpowiedzi, ale też i on jak i jego rodzeństwo nigdy nie dręczyli ją takim pytaniem. Zawsze jedynie wspominała o podróży do gwiazd.
Nie wiedział natomiast czemu tak fascynujące fakty miałyby zostać tajemnicą. Młody samiec zeskoczył z murku by stanąć bliżej swojej siostry. Spojrzał w nią i odpowiedział.
Skoro tak stawiasz sprawę.. No dobrze, obiecuje. Mama nigdy nie mówiła tak dokładnie o tym co dzieje się po... śmierci. – Przerwał na chwilę. Nie przepadał nawet myśleć o tym temacie. Był straszny.
Ale jeżeli tak to na prawdę wygląda, to ja czuję ulgę..! – Odetchnął relaksacyjnie i przewrócił oczami. – Zawsze myślałem że smoki które zawiodły swoje stado i Bogów, umierają przez wieczność i wiecznie cierpią w ciemności.. Taki raz miałem koszmar.. wiesz? – Wyszczerzył w jej stronę kiełki, ale szybko nerwowo popatrzył raz na lewą stronę a raz na drugą. Chociaż pora nocna nie była jego ulubioną, to nie bał się jej (za bardzo). Niemniej ta dzisiejsza noc i przypomnienie sobie niedawnego koszmaru nie była najlepszą zachętą do zostania tu na dłużej.
..może wrócimy już do obozu razem... co? – Zaproponował, rozkładając skrzydła do lotu i spoglądając prosząco na Wieczną Perłę

: 27 gru 2019, 23:02
autor: Przesilenie Północne
Nigdy nie miał po drodze na tereny wspólne; zazwyczaj zostawał na nich dłużej wtedy, kiedy wracał powoli na tereny własnego stada, załatwiwszy coś ważnego. Tym razem nie było inaczej i szedł pospiesznie, wiedząc doskonale, że jego tereny były te na tyle małe, że zapewne zaraz wpadnie na kogoś, na kogo nie chciałby wpaść.
Teraz jednak, przemykając przez szklisty zagajnik, zaintrygowany zatrzymał się pośród ruin, włażąc w nie głębiej i podziwiając z dołu marmurkowe pozostałości. W końcu zajmie mo tu jedynie chwilkę, a nie przypominał sobie, by słyszał kiedykolwiek o tym, by stała w tym miejscu jakakolwiek budowla; czy ostały się więc tutaj przez te setki, setki księżyców, może jeszcze z innej ery?
Podszedł do jednej ze ścian, przytykając nos bliżej kamienia, oceniający krytycznie porastający całość mech. Nie znał się na tym całkowicie – ale na oko takiego ignoranta, zdecydowanie była to już inna era.

: 29 gru 2019, 21:46
autor: Szara Rzeczywistość
Ah, podróże na tereny wspólne były zawsze zaskakujące i zabawne. Najciekawsze było to, iż zawsze spotykał smoki plagi albo wody... Czy na tereny wspólne Ogień nie zamierzał przychodzić?
No mniejsza o to. Widocznie tak musiało być.
Godny przelatywał nad Szklistym Zagajnikiem w poszukiwaniu... No właśnie czego? Rozmówcy? Może Eurith? Znalazł za to kogoś kogo nie mógł złapać na rozmowę od dobrych... paru księżyców?
Jego siostrzeniec nie był mały... był... no ogromnym smokiem, więc wypatrzenie go nawet przy takiej barwie nie było jakimś wielkim wyzwaniem.
Łowca wylądował zaraz obok niego w dość zgrabny sposób.
Fen... Miło mi Cie widzieć. Myślałem, że już nigdy nie znajdziesz czasu na wyjście poza tereny swojego stada.
Zaczął już od razu sięgając do tobołka z którego wyciągnął fajkę, którą sam sobie sprawił. Nabił ją chmielem i zapalił za pomocą maddary. Pociągnął mocno i przez dłuższy czas nie wypuścił dymu. Ah, pierwsze zaciągnięcie się zawsze powodowało taki delikatny mętlik w łbie. To było zabawne i odprężające.
Co u Nanshe? Ostatnio wydaje się być... dość nerwowa. No i w ogóle jak wasze spotkanie z Twoją.... mamą? Mam nadzieję, że wybaczycie jej. Marzy mi się, że kiedyś spotkamy się wszyscy jako wspólna rodzina i nikt do nikogo nie będzie miał pretensji o nic... Ah, smokom można wiele odebrać, ale na pewno nie marzenia, co?
Znów się zaciągnął i podszedł bliżej do siostrzeńca. Spojrzał na formowaną skałę, która była z pewnością stara a jeszcze dodatkowo zmrożona przez chłód i śnieg.

: 29 gru 2019, 22:55
autor: Przesilenie Północne
Odwrócił się ku źródle hałasu, wzdychając bezgłośnie, gdy dostrzegł smoka. No tak; a jeszcze przed chwilą łudził się, że nikogo tutaj nie spotka.
Nie mam go – stwierdził.
Nie miał, czy nie chciał spoza niego wychodzić? Niespecjalnie znał smoki spoza swojego własnego stada i niespecjalnie wyczekiwał ich poznania. Może to błąd? Może powinien podchodzić do tego jako zagrywki politycznej?
Zamrugał, zdziwiony własnymi myślami. Może i powinien, ale najwyraźniej nie był na tyle rozrywkowy. Spoglądał na fajkę, mrużąc ślepia, zdziwiony pomysłem. Zakaszlałam, gdy dym owinął jego nozdrza, nieprzyzwyczajony do zapachu.
Na komentarz dotyczący Nanshe, zacisnął zębiska.
Nic dziwnego – uznał oschle. Jak każdy, miał ochotę dodać. Belenus, Sztorm. Ludzie i ich pułapki, na które wciąż natrafiali, chociaż patrolowali granicę. On sam. Niedawno dopiero pozbył się piętna na nodze.
Na komentarz o matce westchnął i obrzucił Godnego zirytowanym spojrzeniem, sadzając zad w śniegu naprzeciw niego.
Widziałeś się z nią wcześniej.– Bardziej stwierdził, niż zapytał. – Jak mogło pójść? To nie twoje stado na tym ucierpiało – stwierdził.
Matka była chyba ostatnią osobą, o której chciał rozmawiać. Nie widział się z nią od kolejnych kilku księżyców; nie było jej przy wykluciu Sunnah. Zaszyła się w nowym stadzie, a on nie szukał kontaktu, wciąż nie wiedząc, co o niej myśląc.
Ale musiał przyznać, że to spotkanie zmieniło go chociaż odrobinę, chociaż sam do tego niechętnie się przyznawał. Łagodniej w końcu podchodził i do swoich emocji, i do emocji otaczających go smoków.
Dlaczego do tego dążysz? Złączenia rodziny – zapytał. – To tylko więzy krwi. Jeżeli trzymasz się ich tak ściśle, w takim razie mnie nie powinieneś w nich zawierać – uznał. – Ważniejsze są chyba relacje. A tych nie mamy najlepszych.

: 30 gru 2019, 9:14
autor: Szara Rzeczywistość
No tak. Czasu nie było, a jednak stał tutaj oglądając relikty starych dziejów. Najwyraźniej okazał się gościem nieproszonym. Nie znał go na tyle dobrze, żeby wiedzieć czego tak właściwie się spodziewał. Był przywódcą. Młodym, który dostał władzę bezpośrednio do łap w czasie kiedy kończył nauki adepckie... Wiedział to od jego przyjaciela? Mułek był dość wylewny jeśli chodziło o zwierzanie się.
Godny nie zareagował. Przecież nie obróci się i nie odejdzie. Nie był zbyt mile widziany, ale następna okazja rozmowy z Fenem może być oddalona o kilka księżyców. Łowca i tak już czekał długo... Niedługo zostanie mu wysunięty argument "gdzie byłeś wcześniej", a najzabawniejsze było to, że próbował wcześniej dotrzeć do niego, ale najwidoczniej ten miał ważniejsze rzeczy do roboty.
Zagrywka polityczna? Jeśli lubił takie zabawy to mógł to tak postrzegać. Godny nie szukał Fena z polecenia Trzęsienia... On po prostu chciał wiedzieć jak się sprawy mają w wodzie.
Dym ewidentnie przeszkadzał olbrzymowi, dlatego łowca zaciągnął się jeszcze raz i zagasił śniegiem knot, przez co ostatni wydech dymu i po chwili dym zaczął się rozwiewać.
Jeszcze dobrze nie odpowiedział, a już się irytował? Godny musiał najwyraźniej uważać bardziej na to co mówi. Byc może Fen był bardziej inpulsywny, niż Spuścizna Krwi?
Uważasz, że nie obchodzi mnie wasz los? Nie mam władzy, żeby was wspomóc. Bynajmniej jeszcze nie, ale może niedługo jakąś dostanę. Z poczucia obowiązku i przez rodzinę na Ziemi też nie mogę po prostu przekroczyć granicy...
Eh, dlaczego zawsze rozmówca obarczał winą kogoś kto starał się załagodzić sytuację? Odsłoń się, to na Ciebie naszczam... Tak właśnie się poczuł w tej chwili łowca, ale jak zwykle robił dobrą minę do złej gry. Sztorm jak i jego matka... Kaskada Kości nie była winą Godnego. Sama Sztorm oceniała go na podstawie wyglądu podobnego do matki, ale Godny był zupełnie inny.
Pozwolił sobie na ciche westchnięcie.
Więzy krwi, właśnie. Jesteśmy połączeni zdecyodwanie ściślej, niż tylko tym, że mieszkamy w wolnych stadach, że nie mieszkamy na tych samych ziemiach. Dla mnie rodzina to coś więcej niż tylko krew w żyłach. Skoro Sztorm Cie wychowała to również do niej należysz... o ile traktujesz moją siostrę na prawdę jak matkę
Nie powinien chyba poruszać tematów, których sam do końca nie znał. Poznał siostry z Wody, ale co poza tym? Miał obowiązki i nie potrafił być zawsze kiedy potrzebowały pomocy... Granica to uniemożliwiała.
Relacje... Dlatego też w ogóle ośmielam się zbierać Ci czas. Nie miałem do tej pory możliwości, żeby z Tobą porozmawiać, a co dopiero budować jakieś relacje. Chciałbym to zmienic o ile pozwolisz.

: 05 sty 2020, 18:15
autor: Przesilenie Północne
Fen widział różnicę między chwilowym zainteresowaniem między jedną czynnością, a drugą; a wyłuskać czas na to, by zgrać idealnie swe rutyny z innym smokiem nie było już tak łatwo. Poza tym, jego niechęć nie była wymierzona bezpośrednio w ziemnego łowcę, a przynajmniej nie tak, jak sam go o to podejrzewał. Spoglądał na niego zwyczajnie przez pryzmat swoich ostatnich doświadczeń, a te mówiły jasno: dla pozostałych stad był przede wszystkim przywódcą i głosem stada. Tak jak czerpał satysfakcję z kierowania rozwojem Wody, z pewnym znużeniem poddawał się byciu odbieranym tylko i wyłącznie przez pryzmat pełnionej funkcji, służąc głównie jako źródło wiedzy dla politycznych decyzji.
Dlatego też i sam, nieświadomie, dokładał się do błędnego koła, przyzwyczajając się do tych oczekiwań i samemu mówiąc o stadzie częściej, niż czasem, w tych kilku wyjątkach, od niego oczekiwano.
Ale jego irytacja – bo Godny miał rację, myśląc, że jest dość emocjonalny – wynikała też z zupełnie innego faktu: temat Sztorm był dla niego zwyczajnie drażliwy. Nie wiedział, co sądzić o matce po tym, co usłyszał sam i co usłyszała Nanshe. Chociaż tamto spotkanie zaleczyło niektóre rany i pozwoliło mu się otworzyć, nie lubił, gdy ten temat roztrząsano; a nie lubił już całkowicie, gdy o zdanie, z którym siłował się całkowicie sam, pytał go jeszcze ktoś, do kogo czuł rezerwę. Bo w końcu co mu po „krwi”, skoro z Godnym zamienił wyłącznie kilka słów? Bo przełamywał się dopiero do otwierania się, a łowca, chcąc nie chcąc, nie zajmował wciąż w jego sercu wystarczająco wysokiej, by poczuł się na to gotowy przy nim. Zamiast tego czuł się zwyczajnie niekomfortowo.
Rozumiem – powiedział. – Myślę, że Nanshe wystarczyłby uścisk na terenach wspólnych.
Mimo to, smagnięty chłodną odpowiedzią, przywołał się do porządku, musząc przyznać rację łowcy. Niepotrzebnie podchodził do tego z taką rezerwą, gdy, jak mówił, starał się tak, jak mógł. Sztorm też nie mogła i chociaż bolało ich to oboje, wiedział, że nie chciała źle.
W takim razie czym, jeżeli nie krwią? – zapytał, teraz szczerze ciekawy, nie mściwie czy z irytacji. – Nie wychowaliśmy się razem, więc nie dochodzi nostalgia czy przyjaźń.
W dyskusję na temat matki się nie wdawał, bo krew od komentarza zawrzała, a oni oboje najwyraźniej dość mieli słownych starć.
Musiał przyznać, że teraz, gdy może skrzętnie wyzbył się tematu matki, chętnie poznałby Godnego jako osobę, nie jej brata – bo w końcu, chociaż Godny chciał budować mosty, nie znali się niemal wcale i być może wcale nie byli nastrojeni podobnie.
Byłeś poza barierą? – zapytał więc swobodnie, powoli rozkładając się w śniegu.

: 05 sty 2020, 21:52
autor: Szara Rzeczywistość
Miał prawo postrzegać wszystkich przez pryzmat bycia przywódcą. Godny poznał jego historię z czasów kiedy Mułek był jeszcze adeptem, podobnie jak Fen. Znał ich przeszłość i wiedział, iż (wtedy jeszcze) adept na łowcę starał się unikać swojego przyjaciela, gdyż został on przywódcą... Fen był mniej więcej w jego wieku Godnego i na jego barki zrzucono odpowiedzialność za podniszczone stado. Musiało być mu ciężko tak samo z podjęciem decyzji o oddaniu terenów bez walki. Czy gdyby ktoś godnego posadził na jego miejscu... czy byłby w stanie podjąć lepsze decyzje?
Ten temat był ciężki tak samo jak relacje pomiędzy siostrą i Fenem. Czas jednak nie leczy ran jeśli się nic z bólem nie robi. Być może dojdą po pewnym czasie do porozumienia. Fen również musiał zrozumieć postawę jego przybranej mamy, gdyż mimo wszystko odniosła porażkę. Nie ochroniła ich i zginęła, a teraz była cieniem samej siebie. Godny potrafił jednak dostrzec w niej dawną osobowość, chociaż jej nie znał. Rodzina kiedyś znów może się połączyć.
Nie tylko... Potrzebuje również zrozumienia i czasami wyżalić się. Od samego początku to w niej zauważyłem. Jest jak wapień. Wydaje się twarda, ale przy mocniejszym uderzeniu zaczyna się kruszyć. Mam nadzieję, że wspierasz ją... Ona zasługuje na lepsze życie, niż ciągle rozpamiętując przeszłość i jeszcze teraz to co zobaczyła za granicami.
Godny właśnie się odsłonił. On wiedział co widzieli. Niemniej nie przez przypadek o tym mówił. Zamierzał być z Fenem szczery aż do bólu.
Rodzina jest dla smoka niczym maddara. Przelewamy w nią nasze najwspanialsze wyobrażenia, tworzymy ją często w sposób niedoskonały i nieudolny, ale wszyscy jesteśmy przecież zaledwie amatorami w sztuce wytworów. Jeśli jednak nie skupiamy się na roztrząsaniu własnych pomyłek, z czasem powstają w ten sposób prawdziwie zabójcze arcydzieła... Z czasem też uczymy się także, iż to nie piękno końcowego efektu godne jest najwyższej pochwały, lecz wysiłek, jaki wkłada się w jego wytworzenie... Czy rozumiesz o czym mówię?– Godny szeroko się uśmiechnął, gdyż jego siostrzeniec sprowokował go do jakże malowniczego przedstawienia swoich myśli. Może to właśnie przez te zioła, które palił? Być może...? Najwyżej powie mu wprost o co mu w tym wszystkim chodzi, w końcu Fen mógł się okazać pozbawionym wyczucia ze względu na prostotę jego profesji. Wojownicy czasami po prostu zbyt dużo dostawali po łbie, żeby rozumować jak potomek dwóch dość dobrych czarodziejów.
Nie byłem, ale Nashe pokazała mi co wy przeżyliście za dawnymi granicami. Przyznaję, że mam ochotę zebrać wszystkich walczących z każdego stada i odnaleźć każdy obóz ludzi. Nie zasługują nawet na szybką śmierć
Jego głos był przy tym nieco niższy jakby się zdenerwował na samo wspomnienie, które przez chwilę utknęło w jego umyśle. Westchnął i spojrzał po raz kolejny na stare ruiny.
Niemniej niedługo ruszę na północny wschód od naszych granic, żeby sprawdzić co się kryje za szczytami gór.
Dodał pod koniec już spokojniejszy.

: 29 sty 2020, 0:32
autor: Żagiew Wiary
Nie chciała przylatywać znowu na tereny Niczyje, ale też... musiała w końcu, prawda? Zwłaszcza po tym jak dowiedziała się o bogach. Chciała znaleźć lokację, w której mieli żyć, choć nie była pewna czy miała w ogóle zamiar tam wchodzić. Była ciekawa. Tym bardziej, że chwilowo nie miał kto jej uczyć polowania, a jej źródło nie chciało się jeszcze wybudzić. Uznała, że potrenuje tym też łapki, więc... wyszła.
Razem z Urem.
Był przenieszczęśliwy.
Zatrzymała się dopiero na polanie, o której uznała, że będzie łatwo stąd uciec gdyby przyszedł tu taki smok jak tamten niemiły, albo tamta straszna mama, albo drapieżnik, albo kompan taki jak Ur... chociaż drapieżnika nie byłoby jej szkoda. Usiadła na białym zadku na białej ziemi. Tylko jej pysio, końcówki błon, ogona i łapy były purpurowe, jakby wpadła do strumienia rozdeptanych jagód.
Była zmęczona tak długim marszem. Utrzymywała tempo żeby Ur nie zmarzł od drzemania. W kocu miał wielkie łapki, nie jak ona. Czuła się niepewnie poza rodziną... Ale musiała nabrać odwagi. Nikt nie ryzykowałby chyba zezłoszczenia jej rodziny? Kilka minut i poleci dalej. Miała szukać wyspy, prawda?

: 29 sty 2020, 18:42
autor: Nierozważny Duch
Tereny wspólne nie były przez niego często odwiedzane, poza okazjonalnymi spacerami, które nie siedziało mu ostatnio w głowie. Większość czasu leżał przy Sztorm, sprawdzając czy jej stan się nie zmienia. Czasem do niej mówił lub delikatnie ją szturchał, mając nadzieje na jakąś reakcje, ale nigdy żadnej nie otrzymywał. Po paru dniach tej monotonii uznał, że potrzebuje przerwy od Ognia i od własnej groty, dlatego ruszył twardym krokiem przed siebie, zmierzając do nieokreślonego miejsca niczyjego. Tym razem zabrał też Rey’a, oszczędzając mu roli strażnika śpiącej smoczycy.
Dzisiaj trafił się mu jeden z lepszych dni, kiedy pamiątka po ranie na grzbiecie nie bolała aż tak bardzo i można powiedzieć, że miał nieco czystszy umysł niż zwykle. Dlatego dość szybko spostrzegł wyróżniające się niewielkie ciemne plamki na bielutkim śniegu i biesa wędrującego za nimi w rozsądnej odległości. Przekrzywił łeb zaintrygowany, rozpoznając tego kompana i powoli skierował się w stronę mniejszego znaleziska, zostawiając na razie drapieżnika w spokoju. Rey wyprzedził go z łatwością, bo nie musiał ograniczać ruchów przez dawne blizny i z pełnią gracji doskoczył do pisklaka, oglądając go z każdej strony i obwąchując, aby sprawdzić skąd pochodzi. Od razu było widać, że nie zamierza go skrzywdzić, bo dobrze wiedział, że kocięta smoków są słabe i trzeba je pilnować, a nie atakować. Ciekawe czy tak samo odbierze jego śmiałość jego dawny rywal z areny Ur, z którym miał dość długą i to przegraną walkę. Pomimo tego, iż kocur dostrzegł oddaloną sporą sylwetkę bestii to postanowił całkowicie go zignorować i zobaczyć, co ten postanowi z tym zrobić.
Kilka kroków i do spotkania dołączył Duch, który posłał samiczce łagodny uśmiech i kiwnął głową na powitanie. -Witaj mała. Co tutaj robisz? Nie jest trochę za zimno na spacery dla pisklaków? – zapytał swym energicznym tonem głosu, odpychając na razie inne myśli na dalszy plan. Zawsze jak spotykał pisklaki to odganiał zmartwienia, skupiając się bardziej na nich.

: 29 sty 2020, 19:09
autor: Żagiew Wiary
Samiczka przycupnęła w najlepsze i... PUMA! Cofnęła się gwałtownie o krok, zakrywając się skrzydłami jak w okrągły kokon – w końcu miała naprawdę długie skrzydła. Ur warknął, widząc jej reakcję, ale dostrzegając, że kot tylko węszy, burknął pod nochalem i legł, żeby się zdrzemnąć. Jednym okiem łypał tylko, gotowy szarżą rozgromić co najmniej... pumę.
Thear obracała się głową do pumy ilekroć ta chciała obwąchać jej zadek, więc przez chwilę tak sobie tańczyły. Aż pojawił się Duch. Zatrzymała się i w przeciwieństwie do tego leniwca biesa, Thear cała się spięła, nastroszyła kolce i pozostawiła skrzydła częściowo otwarte, jakby miała zamiar osłonić się przed... chlapnięciem. Albo skokiem pumy. Prawdopodobnie przed tym drugim. Choć miała cienkie, pustynne błony. Tak szerokie skrzydła nie zapewniały pisklęciu dużej ochrony, ale Thear najwyraźniej czuła się z tym nieco lepiej. Lepiej bo... przytulony do zadka przedługi ogon sugerował, że to raczej ze strachu niż chęci drapnięcia.
Nie jest mi zimno. – Powiedziała wątła pustynna... – Idę do świątyni. – Powiedziała hardo. Trochę drżała. Bo było zimno. Zwłaszcza gdy się zatrzymała. Poza tym... była wystraszona. Serduszko w niej kołatało. Puma, potem dorosły, taki duży. A Ur śpi! Łapek też miała skulony tak, że boki szyi zasłaniała czarno-purpurowymi różkami. Choć nieco się to zmieni8ło, gdy doszła do wniosku, że obcy ani nie użył okropnego tonu, ani się z niej nie wyśmiewał. Jej ogonek drgnął.

: 30 sty 2020, 18:05
autor: Nierozważny Duch
Rey zerknął na biesa, ale ten nie ruszył zadka z miejsca. Kot prychnął pod nosem zawiedziony. Leniwe bydle. Zamiast zaciekawić drugiego kompana najwyraźniej nieźle przestraszył małą samiczkę, która kręciła się jakby miał ją zaraz zagryźć, a przecież wcale nie starał się wyglądać groźnie. Nieco zaskoczyła go jej reakcja, bo do tej pory młode smoki jedynie się z nim radośnie witały, jakby nie widziały w nim drapieżnika z dziczy, a jedynie przytulnego kotka Nierozważnego Ducha. Było to irytujące i drażniło jego dumę, ale odpuszczał im takie zachowanie, bo w końcu były tylko niewielkimi gadzimi kociętami.
Puma powróciła do boku czarodzieja, dając młódce więcej przestrzeni, żeby mogła się uspokoić. Reth natomiast wywarł podobne pierwsze wrażenie co Rey i teraz zakłopotany patrzył na wystraszoną samiczkę, nie wiedząc do końca co zrobić. Cofnął się o krok do tyłu, słuchając jednocześnie jej odpowiedzi i przysiadł na ziemi, dając do zrozumienia, że nie zamierza wchodzić w jej sferę osobistą.
-Nie jest zimno mówisz... – odpowiedział w niby zamyśleniu, choć od razu było widać, że nie wierzy trzęsącemu się ciałko smoczycy. -Cóż według mnie jest całkiem chłodno, więc mam nadzieje, że nie obrazisz się jak wyczaruje trochę ognia – powiedział, wysuwając przed siebie prawą przednią łapę spodnią stroną do góry. Następnie wyobraził sobie czerwony płomyk niewiele mniejszy od zaciśniętej smoczej pięści, który emanował przyjemnym ciepełkiem. Nie był przesadnie gorący, jak ataki, których czasem używał na arenie, bo nie zamierzał nikogo krzywdzić, a jedynie rozgrzać atmosferę. Ognik błyskał jasnym światłem, zmieniając okazjonalnie kolor na pomarańcz czy żółć.
-Wiesz, gdzie jest świątynia? Mogę cię tam zaprowadzić, jeśli chcesz – zaproponował, utrzymując łagodny ton głosu i strzygąc nieznacznie uszami. Z jej perspektywy musiał być prawdziwym olbrzymem. Nic dziwnego, że się bała.

: 31 sty 2020, 11:54
autor: Żagiew Wiary
Leniwe bydle. Tak, tak miał na drugie imię Ur. A może ultra rozleniwiony? Nie istotne. Thear tańczyła z pumą, żeby nie stracić jej z oczu. Ego pumy musiało urosnąć, ale choć norma była średnia, to czy zaskoczenie było przyjemne? Nawet jeśli brak lęku nie był satysfakcjonujący, to przyzwyczajenie nie sprawiło, że przerażenie też się nie stawało?
Gdy puma wróciła do Ducha, Thear była lekko zziajana od tych pląsów. Cofnięcie się Ducha potraktowała z westchnieniem ulgi, jej kolce lekko opadły. Z siadu tak łatwo jej nie zaatakuje więc... ugh, chyba wszystko było dobrze. Nie sądziła nigdy, że o tym pomyśli, ale trochę chciała przytulić się do Ura. Jej kolce opadły całkiem, nieco się rozluźniła, ale nie siadała. Stała na prostych łapkach. Podniosła odrobinę głowę, odsłaniając potencjalnie kawałeczek szyi.
Nie obrażam się o takie rzeczy... – Mruknęła niepewnie, poczuła zawirowanie maddary. Była na nią trochę wyczulona odkąd wszyscy czarodzieje wokół niej nie postanowili użyć barier magicznych tuż przedtem jak kolejni magowie wypełnili powietrze maddarą, a bóg sobą, żeby zabić cień.
Zobaczyła ognik. Trochę chciała zbliżyć się do tego ciepełka. Westchnęła. Złożyła skrzydła, żeby ogrzać swoje boki. Ten smok nie był groźny i nie mógł mieć złych zamiarów, bo Ur by go zabił. Chyba nie miała podstaw myśleć, że był niemiły... ale postanowiła pozostać w odległości. Tak dla bezpieczeństwa. Nie wątpiła w prędkość Ura, ale co miałoby się stać, żeby zareagował?
Uh. Będę wdzięczna jeśli powiesz mi tylko w którą stronę powinnam iść. Mama mówiła mi, żeby nie rozmawiać za dużo z obcymi... – Nonsens. Ale po prostu trcohę się bała dorosłego obcego. Pierwszy jakiego spotkała prawie napluł jej w pyszczek. A co jeśli gdy Thear się zbliży, obcy poczuje poza piołunem zapach Plagi? Tylko dlatego tamta Obca obraziła Plagę, a tamten Obcy ją, bo byli z Plagi.
Dlatego obiecała sobie, że zawsze będzie działać na zasadzie wymiany. Na przykład postawa tego smoka była warta tyle, by być dla niego miłym też. Tylko troszkę się go lękała. – Bo, uh... ostatnio poznałam dużo smoków, które nie lubią Plagi i... i mnie też. – Powiedziała otwarcie, choć nie miała zbyt silnego tonu. Cofnęła się parę kroków w stronę Ura. Ci, którzy nie rozumieli Plagi, nienawidzili jej. Tego się nauczyła. Dlatego musiała być ostrożna z tym komu ufa...