Strona 20 z 35
: 29 lip 2019, 5:22
autor: Aconitum
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Charkot przerwał perfekcyjną ciszę poranka. Trzasnęły łamane gałązki, zaszeleściła gnieciona trawa, uszy Aconitum zaś na te wyraźne znaki czyjejś obecności wystrzeliły ku górze w pełnej czujności. Spojrzenie smoczych ślepi zaprzestało pościgu za gołębicą, by przeczesać teren w poszukiwaniu źródła tychże dźwięków. Granat napotkał jasną zieleń, lecz na niej nie poprzestał, badając ciało podczas gdy długie łapy niosły ku celowi falujące na każdym kroku długie cielsko.
Smok. Pierwszy napotkany przedstawiciel rasy władców tych ziem. Wyraźnie w stanie złym, choć brakło widocznych tego stanu powodów. Cel wyprawy, cel misji – smok.
Długie, zakończone szponami palce ujęły pysk, brudząc się mimo woli sokiem z bliżej niezidentyfikowanych jagód. Serce zabiło szybciej, choć na pysku nie malowała się żadna emocja. Ślepia zamgliły się na moment namysłem, nim pysk samca pochylił się w skinieniu.
– Twoje życie również jest cenne, towarzyszu.
Maddara przeniknęła barierę właściwą smokom, badając ciało. Niewiele mógł zrobić; brakło mu doświadczenia, a czasu na badanie i reakcję było mało. Skupił się więc na tym, co widział – na niemożności zaczerpnięcia tchu. Musiał to jakoś obejść! Jeżeli zdoła, może zyska więcej czasu by zagłębić się w tajniki smoczego organizmu...
Powoli wziął wdech, wsłuchując się w szum powietrza we własnych płucach, licząc że dadzą mu odpowiedź. I dały, może nie dokładną, jednak odnalazł w nich podpowiedź. Jeśli zdoła ją zrealizować dość szybko, może zatrzyma to, co się teraz dzieje?
Lewa łapa oparła się na ziemi, sięgając w jej głąb, podczas gdy pazury prawej przesunęły się na nasadę szyi, by przy pomocy maddary odnaleźć właściwe miejsce.
Najpierw skupił się na ziemi; sondując ją, wydobywał ziarenka piasku, każąc im wznieść się w powietrze. Podgrzewając, aż przerodziły się w półprzejrzysty, szarawy płyn. Uważnie uformował z nich kształt jakby łodygi pszenicznej, gładki, pusty w środku. Twór długości trzech szponów, a cechujący się średnicą łuski zdjęty został naraz straszliwym chłodem, który utwierdził kształt.
– Zaboli. – padło ostrzeżenie.
– Nie ruszaj się, nie chcę zrobić ci krzywdy.
Szpon wbił się tuż nad mostkiem, odnajdując właściwe miejsce, a sprawne szpony lewej łapy schwyciły w powietrzu kwarcową słomkę, by wzdłuż pazura prawej wsunąć ją w smocze ciało. Następnie samiec przeniósł łapy na pysk smoka, zamykając go, osłaniając nosdrza by nie dało się przez nie nabrać powietrza.
– Oddychaj – mruknął
– Powoli.
Zbyt niewiele czasu miał, by zbadać gardło, by zrozumieć, czemu nie funkcjonuje. Jednak ominięcie przyczyny problemu przynajmniej w zamyśle miało pomóc. Oby się nie mylił...
: 30 lip 2019, 0:45
autor: Insygnium Żywiołów
Nadchodzi.
Każdy podryg ziemi, zdawało się, był niesiony poprzez śmiercionośną falę. Nieważne jak lekki mógł być jego ruch nadgarstkiem, czy też jak delikatne smyrnięcie szponów, Kuhu czuł oddech kresu na swej szyi. Drobinki kurzu lepiły się do rozgorączkowanej, prowizorycznej krwi. Ta spływała ciurkiem po napiętym ze stresu ścięgnie. Sapał cicho, oczekując dotyku. Nowej ery interakcji. Nieporozumienia, paniki, otworzenia oczu na jego ryj tuż przy swoim.
Czyjej paniki?
Jęknął pretensjonalnie, łapiąc jak rybka oddech, gdy tylko maddara nieznajomego przebiegła przez granicę tkanek. Pazur wędrował po twarzy. Blokował sam sobie drogę powietrza. Kuhu ścisnął powieki, po czym na siłę wygiął we wszystkie strony przednie łapy z bólu; szeptem raz po raz, jakoby w amoku, wypowiadał agonalne słowa, dostosowując swój wibrujący ton do najwyższych dźwięków jego grdyki. Wręcz śpiewał teatralnie, chwalił się możliwościami umierającego, ba, mógł się dumnie nazwać topielcem na stabilnym gruncie! Nagle otworzył oczy. Puste, pozbawione źrenicy czy tęczówki. Polane zielenią, wyciągnięte z czaszki trupa. Położywszy cherlawą dłoń na poliku samca, wydął usta w kokieteryjnym wyrazie, zaś włochatym ogonem oplótł jego tylną, prawą łapę w typowym, kusicielskim geście. Z niemrawym uśmiechem patrzył, pod maską zaciekawionego adoratora, na poczynania znachora. Obserwował jak poranne światło układa się na wypukłej łusce i jak jego kolor reaguje na powłokę cienia... albo i nie – taka była zaleta tych ślepi.
Warknięcie uciekło z rozgrzanej gardzieli. Pazur po chwili zniknął pod mięsiwem samca, a tuż po nim – szklana rurka. Ze stęknięciem plasnął wężowym jęzorem o usteczka w apobracie samemu sobie. Znał tę metodę. Aż za bardzo. Nie był w błędzie. Nieopanowany śmiech rozbrzmiał w obcym tworze, unosząc spazmatycznie fioletową klatkę piersiową.
Raptem pstryknął palcami obok ucha medyka. Nieznajomy wyczuł mocne impulsy maddary, a następnie... ciche „fut“, na pozór chuchnięcie. Jednak wystarczyło tylko spojrzeć w górę jak masywna, dębowa gałąź runie w diabelskich płomieniach, pozwalając by ogień skakał z liścia na liść z sykiem tysiąca termitów. Gęsty dym buchnął dwa razy zanim drzewne ramię upadło koło nich, rozrzucając iskry po trawie i po ich pyskach. Ale gorąc nie zamierzał stopować; począł tańcować, ciągnąc ze sobą najrozmaitsze odcienie czerwieni, a Kuhu... tylko zacisnął "grzecznie" ogon na jego kostce.
– Mów kto cię tu przysłał. – wycedził przez kły.
: 30 lip 2019, 6:32
autor: Aconitum
Chwilę temu umysł smoka błądził wśród tkanek umierającego, trudno go więc winić, że w pierwszej chwili nagłe ruchy tamtego zdekoncentrowały na tyle, by nie zdołał osłonić się przed zagrożeniem; kilka iskier dosięgło i jego łusek, zostawiając ciemne punkty w miejscach gdzie nadtopiły tkankę. Łapy Aconitum cofnęły się od pyska obcego samca, na pysku odmalowało się zmieszanie, uszy przywarły do czaszki.
Wdech... Wydech...
Ślepia znów ogarnął chłód, gdy samiec przywdział maskę spokoju. Błyskawicznie, z wprawą. Tętno, przez chwilę przyspieszone, powracało do poprzedniego rytmu.
– Oszczędzaj gardło. – rzekł tonem, którego użyłby do skarcenia nieposłusznego pisklęcia; lekko pobłażliwym, ciepłym lecz stanowczym – Nie wiem, co ci dolega. Może wrócić.
Spojrzał na płonącą gałąź, wyobrażając sobie jak otacza ją niewidoczna błona, nieprzepuszczająca powietrza. Miała uwięzić ogień wewnątrz, odciąć go, nie pozwalając mu dalej płonąć. Tchnął maddarę w twór... po czym syknął boleśnie, gdy gałąź miast dogasnąć, rozprysnęła się na gorące kawałki, parząc bok Samotnika.
Cmoknął z niezadowoleniem.
– Wybacz, nie taki był mój zamiar. Gdybyś był tak miły i puścił... Lubię, jak moja krew dociera do palców, sam rozumiesz. – wymownie spojrzał na owinięty wokół jego łapy ogon – Jeśli zaś chodzi o, jak to ująłeś, "przysłanie mnie", wiele w tym dopatrywać się można znaczeń. Jeden jest Stwórca i jego wola tchnęła moją duszę w to ciało. Możemy więc założyć, że w pewnym sensie to on mnie sprowadza. W sensie bardziej dosłownym, spłynąłem tutaj jedną z rzek. Ty jednak pytasz "kto", o rzece więc nie myślisz. Gdy więc zrezygnujemy z tezy, iż interesuje cię fakt mojego istnienia, odpowiedzieć mogę że przypadek, gdyż szlak ten wybrałem zupełnie losowo. I choć rad jestem, że mogłem udzielić pomocy dwóm istnieniom, martwi mnie warkot rodzący się w twej piersi, towarzyszu. Ta prowizoryczna pomoc, której ci udzieliłem, może nie wytrzymać drgań i czy to wpaść głębiej, czy też wypaść na zewnątrz, w obu przypadkach szkodząc ci znacznie. Dlatego też radość sprawiłbyś mi wielką, gdybyś zaprzestał działań ryzykownych i pozwolił mi zbadać się dokładniej. Chyba, że chcesz nosić ten twór w piersi przez dłuższy czas. Nie mam doświadczenia ze smokami, jednak ostrzec cię muszę, że wśród wielu innych ras było to problematyczne.
Usiadł spokojnie, po czym wyciągnął prawą łapę w stronę chorego. Jak gdyby ten warkot w ogóle go nie dotyczył, a zagrożenie nie istniało.
Bo czyż istniało? Przecież wszystko na pewno da się spokojnie omówić.
: 30 lip 2019, 14:04
autor: Insygnium Żywiołów
Kuhu zmarszczył czoło, czując drobinki pyłu przyległe mu do twarzy. Oczy piekły. Łzawe, szklane ślepia. Czerwonawa kora tryskała od czasu do czasu, bijąc po łebkach jak kule gradu. To przez ten impuls maddary. Inna woń. Nozdrza automatycznie rozwidliły się na ten zapach – od dawien dawna nie czuł mocy w kontekście obrony czy ataku, toteż tęsknie smagnął wężowym języczkiem. Czarna ślina trysnęła z ust, zabarwiona przez gardziel. Przymknął oczy. Przeleciały mu wszystkie wspomnienia z treningów, dzień w dzień studiowanie, stymulacja magicznych zmysłów, ostrzenie ich z błyskiem rozmaitych tworów... odkrywanie żywiołów, zakochanie w Sae... aż ścisnął ogon mocniej, skwitowawszy to pobłażającym uśmiechem. Pragnął wierzyć, że w Guardo hao Paulen nie było mu równych w władaniu zabójczą magią, że nikt nie mógł zmierzyć się z jego wiedzą na temat mocy – mimo że nie zmierzył się z żadnym magiem, już czuł te nudne schematy, klatkę na źródle mocy. Że ich technika jest na tyle oklepana by ograniczać się do materializowania swej wyobraźni.
Wszystkie obawy zniknęły. Pstryknięcie ugasiło płomień, gdy tylko kleryk rozwinął swą wypowiedź – nie musiał jej nawet kończyć, żeby dać czarodziejowi do zrozumienia, że ten nigdy nie słyszał o Jarvarim, Davidzie lub Oświeconym Gniewie z Dolin Opustoszałych, w zależności od tłumaczenia. Nie znał "wszechpotężnej" Synlyn ani Huetto, jej prawej łapy, czy też pewnie nie interesował się wschodnim dystryktem zakonu, bądź – co dziwne – nie wiedział w ogóle o jego istnieniu. A jeżeli był ze wschodu, musiał jakoś przemknąć przez avalarskie tereny, choć zobaczyć ogłoszenia przy największym budynku; a żeby mieć wężowe geny, musiał mieć tam przodków.
Przekręciwszy się, uniknął z westchnięciem spadającej gałęzi, lecz z ulgą można było powiedzieć, że została niezauważona. Zaraz wyjął ze skórzanej torby kościaną fajkę z czarnym ustnikiem, przekręcił dwa razy w palcach by upewnić się, że jest jeszcze resztka yapian, po czym (przybliżywszy do żarzącego się drzewa) zapalił zawartość.
– Wyjmij to, udawałem. Przykre, że ishi taki jak ty tego nie zauważył. – zaciągnął się bez skrupułów. Wydychając mieszankę, puścił jego łapę, a łeb odchylił w oczekiwaniu, raz po raz wypuszczając opary.
: 31 lip 2019, 5:23
autor: Aconitum
Aconitum cmoknął lekko, sięgając do rurki. Żart, pokazówka. I w imię czego? Czy obcy smok nie miał ciekawszych zajęć, niż stresowanie zakonnego zielarza?
– Nie było czasu na dokładne badanie. Moja nauka wciąż jeszcze trwa i o ile radzę sobie z drobniejszymi stworzeniami, smocza anatomia bywa dla mnie problematyczna. Nasze układy odpornościowe bywają tajemnicze, a sam umysł jest w mocy przerwać oddech, lub uciszyć serce. Wolę podjąć działanie niepotrzebnie, niźli wstrzymać je i zabić zaniechaniem.
Ostrożnie wysunął rurkę z ciała, po czym obejrzał uważnie brzegi rany. Sięgnął do torby, wydobywając cieniutką, mocną nić wykonaną z włosa jednorożca, oraz zakrzywioną igłę wykonaną z podobnego materiału, co rurka. Kwarc był dostępny wszędzie, mocny i wygodny w użyciu. A także łatwy do sterylizacji.
Samiec schwycił ostrożnie igłę w dwa pazury, po czym napluł na nią, pozwalając by kwas spłynął po gładkiej powierzchni, usuwając zanieczyszczenia. Następnie strzepnął krople zdecydowanym ruchem, przewlókł nić i oparł lewą łapę na karku samca.
– Ani drgnij, bo będzie krzywo.
Podważył i zdjął kilka okolicznych łusek, odsłaniając skórę. Następnie z wprawą jął zszywać wycięty w samcu otwór, warstwa po warstwie łącząc rozkrojoną ścianę tchawicy, a następnie skórę. Na żywca, nie było więc to szczególnie przyjemne doznanie. W końcu długimi kłami odgryzł nić tuż przy skórze i pociągnął, zaciskając szew mocno.
– Jak odrosną łuski, blizna przestanie być widoczna. Nie zdołam zasklepić tego maddarą, wyczerpałem mój mizerny potencjał. Zrobiłbym krzywdę tobie, lub sobie samemu. W ciągu dwóch księżyców szew powinien zniknąć, spróbuj nie nadwyrężać zanadto piersi. Dym oczyszcza ducha, ale nie jest zbyt dobry dla ciała.
Spojrzał na drugiego smoka, unosząc lekko brew. Wyciągnął łapę w jego stronę, jakby oczekiwał, że tamten odda fajkę.
: 18 sie 2019, 18:26
autor: Insygnium Żywiołów
Nie lubił tego. Zawsze na ziemiach avalarskich wizyta u medyka była najmniej przyjemna ze wszystkich wizyt u jakichkolwiek innych przedstawicieli rang, bowiem to, co medycy widzieli w swoim życiu, przekracza oczekiwania wszystkich wojowników. Bo wojownik, czy też mag, nie widzi tak dobrze, co znachor, nie zagłębia się w to, co robi, dla niego – żeby się udało – liczy się precyzja i prędkość. Nie lubił medyków bo są tacy inni. Choć sam był flegmatykiem, nie rozumiał flegmatyzmu uzdrowicieli. Może i nie chciał rozumieć, trochę szanował tę inność, chociaż słowo to nie pasuje do jego słownictwa.
Prychnął zanim zdecydował się odpłynąć w otchłań bezsensownych myśli oraz wspomnień. Walczył z odkaszlnięciem dymu, wypluciem zbyt wielkiej ilości, jaką nagromadził przez chwilowe zamyślenie, pragnął wyciągnąć język i wypluć zgorzkniały posmak osadzony na rozdwojonym jęzorze, pragnął...
„To przeszłość.” powtarzał sobie w myślach raz po raz, przekręcając pysk. Jednak trudno mu było się odciąć od takowej przeszłości, gdy tylko otworzywszy ślepia, widział wschodnie techniki lecznicze. Rurki, nie-rurki, kwas. Jeszcze ten mizerny, współczujący chłód w głosie, jakże podobny do wojskowego, a jakże oddzielny przez ten rytm empatii w dźwiękach. Szukali go, był tego pewien, ale to nie on był wysłańcem. Taki podobny ale zupełnie inny! Nie miał malowideł ani szykownej biżuterii, fryzura przypominała bardziej Solar hao Natuina, co miałoby sens – kolejny zakon, czy też klasztor, czy po prostu wiecznie piękna polana, o którym (czy też której) w Avalar się mówi tylko szeptem i pogłoskami. Legenda młodych.
Oddech na skórze.
Raptem syknął cicho, wypychając pierś do przodu i łapę kładąc prawie na jego twarz. Cholerny szew! Dmuchnął mu na złość wprost na twarz, trzęsąc koniuszkami długich wąsów, po czym pokładł kościstą dłoń na jego łapie z nieprzyjemnym grymasem. Więcej od niego nie chciał, a ten sam nie wyglądał na przyjemnego gościa do fajki, toteż oparł się o ramię samca.
– Lepiej uciekaj od wymalowanych wężowych. – powiedział pusto, po czym, ucałowawszy mu poliki, wstał i skierował się na północ.
//zt jeżeli Aconitum go nie zatrzyma
: 30 sie 2019, 7:42
autor: Aconitum
Po odejściu samotnika Aconitum długo jeszcze siedział w bezruchu, nie będąc pewnym, co właściwie myśleć o tym spotkaniu. W końcu uznał jednak, by nie myśleć zbyt wiele, a jedynie wyciągnąć nauczkę na przyszłość – uważać bardziej, ufać mniej, badać dokładniej.
Wysnuwszy wnioski, które nazwać można jakkolwiek użytecznymi, sięgnął do swej torby, wydobywając porcję zasuszonego mięsa (4/4), które następnie jął przeżuwać dokładnie. Suche włókna lubiły włazić w zęby, jednak przełknięte koiły głód szarpiący trzewiami. Choć osobiście wolał owoce, każde jedzenie którego nie musiał zabijać własnoręcznie było dobre. Nawet jeśli, podobnie jak suszone mięso, nie było zbyt smaczne.
Cóż, racje podróżne nigdy nie są smaczne.
Zjadłszy, kły wyczyściwszy, ruszył dalej. Ta ziemia miała mu jeszcze wiele do pokazania.
zt
: 20 paź 2019, 1:49
autor: Lawina Obłoków
Kontynuowała poznawanie świata, aż dotarła do samotnego pagórka, który był.... no cóż, samotny. Prawdopodobnie dlatego właśnie przykuł uwagę samicy. Jego kształt rozbudzał umysł pisklaka i tworzył najróżniejsze scenariusze zabawy. Jest szansa, że jej pomysły nie były bezpieczne, ale jak się nie przekona, to się nie dowie! A Chmurka zdecydowanie musiała spróbować nowych rzeczy, jeszcze nigdy nie ślizgała się z pagórka. Dziarskim krokiem wkroczyła na sam szczyt, a z nozdrzy wypuściła strumień zimnego powietrza, jakże dumna ze swojego osiągnięcia. Uniosła łeb, spoglądając na obłoki spowijające niebo.
Ułożyła ciało na gęstej trawie, nie odrywając wzroku od chmur. Chwilę później przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Wypuściła ze świstem powietrze z płuc, po czym rzuciła się ślizgiem z pagórka. Takiej przejażdżki to nie miała nawet na grzbiecie innego smoka! Trawa łaskotała przy tym jej brzuch, a z gardła wydobywał się głośny śmiech. Miała rację, że zjeżdżanie z górki było dobrym pomysłem.
: 20 paź 2019, 10:22
autor: Nyja
Spokojny spacerek...nawet jeśli mu było zimno czy coś to i tak lubił wszystko co robił, nawet jeśli bawił się jednym liściem. Przez pewien długi czas Sokka szedł po prostu bez żadnego celu aż pod jego łapy wpadła jakaś mała kulka łusek o którą się potknął i poleciał do przodu lądując na zadku, przez co łapa go zabolała po ostatniej walce. Odwrócił łeb i zdał sobie sprawę że widział gdzieś widział małą samiczkę.
– Em...zgubiłaś się? Może zaprowadzić cię do opiekuna? – zapytał wstając i siadając przed pisklakiem – Zwe się
Energicznym Kolcem ale możesz na mnie mówić Sokka – powiedział i się uśmiechnął.
: 20 paź 2019, 11:46
autor: Lawina Obłoków
Aj aj, nie przewidziała, że ktoś postanowi wejść na jej trasę ślizgu. Cóż, i tak nie mogła z tym nic zrobić dopóki się nie zatrzyma, więc tylko poczuła jak gość się o nią potyka. Na oko mogła określić, że był starszy od niej, ale młodszy od jej opiekuna.
–Ja? Nie zgubiłam, jestem Chmurka i zwiedzam tutaj, wiedziałeś, że z tego można się ślizgać? Chodź, koniecznie musisz też zjechać!
Zaśmiała się perliście i ponownie pełna energii otrzepała się z trawy, która ewentualnie mogła jej się przyczepić do ciała, po czym zaczęła wspinaczkę na wzniesienie.
–No chodź! Będzie fajnie!
Wydawało jej się, że chyba powinna sprawdzić czy nic mu się nie stało po upadku, ale z drugiej strony to i tak się na tym nie znała, a z pagórka samo się nie zjedzie! Była bardzo zarobionym pisklakiem.
–A ty to już adeptem jesteś? bo chyba jesteś starszy ode mnie, prawda?
Odwróciła łeb w jego stronę żeby wiedział, że na pewno mówi do niego.
: 13 lis 2019, 17:20
autor: Spuścizna Krwi
Samotne pagórki, głębia lasu, mlecznobiała mgła dookoła. Piękne warunki na spacer, prawda? A jeszcze lepsze do odpoczynku od zgiełku piskląt, jakie pewien Piastun przyprowadził – lub pomógł wydalić na świat – do Plagi. Nie lubiła piskląt. Były słabe i bezużyteczne. Tylko niektóre z nich wykazywały jakiś potencjał, ale dopóki nie podrosną, nie było z nich żadnego pożytku. Wiedziała w końcu na własnym przykładzie. Ty tej zgrai raczej nie spotka. jej białe łuski pięknie zlewały się z tłem mgły. jedynie czerwona plama rozlewająca się od pyska, przez szyje i sierp ku przednim łapom odróżniała ją od otoczenia. To szybko można było ukryć, gdy smoczyca wydeptała sobie wygodne miejsce w ziemi i ułożyła się w nim. Zwinęła ciało w kulkę, przykrywając nos ogonem i rozkładając nad głowa skrzydła, aby uchronić łeb przed wilgocią. Zostawiła jednak przestrzeń, przez która jej złote ślepia od czasu do czasu lustrowały okolicę. Stare nawyki nie znikają.
: 14 lis 2019, 13:29
autor: Sztorm
W mlecznobiałej mgle błękitne łuski z półprzejrzystą fakturą tworzyły z niej jakby widmo. Nie pomagała kremowa grzywa, niewrażliwa na wilgoć niczym kacze pióra i przez to stercząca sztywno, jak zawsze. Stulecie odruchowo szła ostrożnie, przestępując szeleszczące liście i trzaskające gałęzie. Sama nie wiedziała, co ją tknęło by pójść w Tereny Wspólne.
Prawie nie zauważyła białołuskiej Pagijki. Mgła była gęsta i jak to mgła, trzymała się nisko. Kolor wojowniczki nie pomagał, a charakterystyczna czerwień nie była widoczna w pozycji leżącej. W ostatniej chwili więc Sztorm zarejestrowała, zanim po prostu ją zdeptała, skradając się na szczyt Samotnego Pagórka.
– Spuścizna Krwi, we własnej osobie. – zamruczała, stojąc ledwie ogon za plecami Wojowniczki. Wyszczerzyła kły i skinęła jej łbem na powitanie – Ciekawe miejsce na drzemkę. Przeszkadzam? Mogę się nie zatrzymywać.
Zmrużyła ślepia i wyglądała na bardzo zadowoloną ze spotkania. Sprawiała też zupełnie inne wrażenie, niż gdy widziały się ostatnim razem. Nie była osaczoną, melancholijną Wodną na wygnaniu. Pachniała już nieco Ogniem, po pierwszym księżycu w ich Obozie. Stała pewniej, wyprostowana i z uniesioną głową. Pogodna, dziarska, można powiedzieć prawie, że radosna. No i odzyskała głos! Głęboki i melodyjny baryton, nieco męski, złowrogi jak echo grzmotu zwiastujące nadejście burzy... Ryk poprzedzający Sztorm.
: 14 lis 2019, 17:11
autor: Spuścizna Krwi
Mgła tłumiła większość dźwięków, ale kroki smoczycy jednak doleciały do uszu Spuścizny. Smoczyca napięła mięśnie – przynajmniej te niewidoczne pod skrzydłami – czekając na reakcje tego, kto nadchodził. Czy raczej nadszedł, bo znajomy głos rozległ się tuż za nią. Potem doleciała do niej równie znajoma woń. Chociaż nie, była nieco inna.
– Najpierw ja trafiłam na ciebie, teraz ty na mnie, Grzywko – wymruczała cicho, powoli rozprostowując ciało i unosząc łeb. Nie wstawała, nawet jeśli czujne spojrzenie wyraźnie mówiło, że w razie głupich pomysłów będzie gryzła. Dosłownie. Albo nie, lepiej spalić wroga. Lubiła palić wszystko... Tak bez powodu. Zaciągnęła się mocniej zapachem Ognia, którego delikatne nuty zaczęły osiadać na ciele Grzywki. Nie była subtelnym smokiem, ale nawet jej nie umknęła zmiana zachowania Wojowniczki. oraz jej głos. Głos Rakty miał o dziwo łagodne, aksamitny brzmienie. Grzywka była bardziej dudniąca.
– Szukam spokoju przed pisklakami. Możesz zostać, jeśli nie zaczniesz nagle trajkotać i kręcić się dookoła bez sensu – klepnęła ogonem w ziemię, wspaniałomyślnie zgadzając się na towarzystwo wodnej... Nie, chyba teraz ognistej.
– Widzę, że masz się już lepiej – zauważyła. Śmierć jak widać wcale nie była tak permanentna. Przynajmniej w niektórych przypadkach. Ciekawe, co takiego przyczyniło się do zmiany w zachowaniu Grzywki. Odzyskanie głosu, zmiana stada?
: 14 lis 2019, 17:48
autor: Sztorm
Sztorm wyszczerzyła się drapieżnie i urokliwie, słysząc te słowa i skinęła jej łbem. Prawda, poprzednim razem to ona urządzała sobie drzemkę. Obrzuciła uważnie okolicę i zacmokała niechętnie rejestrując opadające na horyzoncie słońce. Zmarzną.
– Wieczory bywają mroźne. Posuń się nieco. – zarządziła rezolutnie, po czym bezprecedensowo wpakowała się obok samicy, bok w bok z nią. Strzepnęła skrzydłami i rozłożyła je nieco, chroniąc siebie i Krew. Był to niemądry odruch, wilgoć mgły i powietrza przesiąkała wszystko, ale Stulecie jakoś nie mogła się powstrzymać. Białołuska już na pierwszy rzut oka była widocznie od niej silniejsza, z napinającą się przy każdym ruchu muskulaturą. Jednocześnie jednak też smuklejsza, wizualnie mniejsza i prawie chuda. Ona była postawna i zbitej budowy. Może i miała kocią grację i zwinność, ale posturę posiadała stanowczo niedźwiedziej natury.
– Nic tak nie grzeje jak warstwa tłuszczu... Powinnaś nieco przytyć na zimę, zginiesz pod śniegiem jak przyjdą mrozy. – oznajmiła, szczerząc zęby i nieco może nabijając się z towarzyszki. Uniosła łapę i pojedynczym szponem dźgnęła lekko w napięty biceps – Tyle mięśni i tak mało ciałka.
Zacmokała znowu, parodiując stare ciotki i zachichotała. Zatrzęsły się obie, kiedy szerokie barki Stulecia poruszały się w bezgłośnym śmiechu, a ich ramiona dotykały się pod skrzydłem. Rzuciła jej łobuzerskie spojrzenie, potwierdzając tylko swój stan ducha. Nie chciała znowu rozmawiać o sobie. Wolała sprowokować Spuściznę do rozmowy o niej – chociażby od strony talii.
: 14 lis 2019, 18:35
autor: Spuścizna Krwi
Spięła wszystkie mięśnie, gdy smoczyca znalazła się tuż przy niej. Rakta nie była duszą towarzystwa. Nie było jej to dane, przynajmniej nie w Ogniu. Gdy przybyła do Plagi była już uformowana. Nie w odsmoczka, nie całkiem... Jednak bliskość kojarzyła jej się ze stadem lub kimś, komu ufała. Grzywka nie była ani jednym, ani drugim. Wyraźnie nie czuła się komfortowo, nawet jeśli nie warknęła ani też nie oderwała Grzywce łba – co miała ochotę zrobić. Wbiła pazury w ziemię, tłumiąc te niezbyt przyjazne uczucia. Kontrola, mówili coś tam o kontroli. O proszę, jak świetnie jej idzie!
– W Pladze preferują raczej mięśnie niż tłuszcz. Zwłaszcza niektórzy – odpowiedziała, mając tu na myśli głównie Burdiga. Piastun nie budził w niej ciepłych uczuć, ale wiedziała, że lubił mięśnie. Akurat nie jej – chyba, ale pewne mięsiste gady trafiały w jego gusta.
– Jeśli zmarznę, rozpalę sobie Ogień – powiedziała z drapieżnym uśmiechem. Na dowód rozwarła szczeki, wydmuchując z siebie płomień. Nie jakiś wielki, ale tez nie mały. I nie, nie ziała w swoją "towarzyszkę". Podpaliła raczej trawę niedaleko nich. Mgła i wilgoć zapobiegną pożarowi, a wiatr nie wiał w ich stronę. Beda mogły się ogrzać w przyjemnym cieple rakcinych płomieni. A jeśli przez przypadek znów podpali las... Cóż, to nie jej wina. Grzywce było zimno. Dbała o to, żeby nie zamarzła, prawda?
Czy zamierzała o sobie odpowiadać? Brak subtelności sprawiał, że prawdopodobnie nie wiedziała, czego oczekuje od niej Grzywka. nie zapytana bezpośrednio, pewnie nawet nie domyśli się, co też wodno-ognista chciała z niej wyciągnąć.
– Jak ci się podoba w nowym stadzie? – Zapytała zatem, zupełnie bezpośrednio. No przecież wyczuwała zapach i widziała wyraźną zmianę nastawienia Grzywki. Nie odpowiedziała na jej pytanie, a ta uparta bestia zamierzała ciągnąć temat, dopóki nie otrzyma tych odpowiedzi.
: 15 lis 2019, 21:28
autor: Sztorm
Sztorm oczywiście czuła, jak białołuska się spina. Póki jednak nie odsuwała się i nie warczała ostrzegawczo, Stulecie postanowiła ignorować odruchy Spuścizny. W końcu to nie one się liczą, a świadome decyzje, prawda? Uniosła jedną brew, na ten pokaz umiejętności i westchnęła teatralnie.
– No tak. A ja utknęłam z oddechem, który co najwyżej przyniesie ulgę latem. – po czym splunęła lekko na prawo od nich, gdzie kępka trawy natychmiast zamieniła się w lodową rzeźbę jeżowej abstrakcji. Wyszczerzyła się drapieżnie do Wojowniczki i wyciągnęła łeb, przyciągając pysk bliżej ognia i mrużąc ślepia z rozkoszą.
– Pozostanę więc przy gromadzeniu zimowego tłuszczu, nawet jeśli nie jest to w gusta Plagi. Sprawdza się dla niedźwiedzi, nie?
Ton miała raczej rubaszny. Wolne skrzydło docisnęła ciaśniej, a drugie dalej unosiło się nad Krwią, osłaniając ją jeśli nie przed mgłą, to chociaż wiatrem. Sztorm sięgnęła myślą po kilka leżących odłogiem gałązek i przelewitowała je do małego ogniska. Płomienie przygasły nieco, kiedy wilgoć pierwsza wyszła z drewna, ale szybko rozgorzały na nowo, silniejsze i jaskrawsze niż przedtem.
– Jest inaczej. – powiedziała w końcu, wpatrzona w ogień, którego pomarańczowy blask odbijał się w ślepiach – Każdy zna każdego zdawałoby się. Jakaś łowczyni nakarmiła mojego kompana, a inna wyświadczyła mi tą przysługę. Poznałam ich Uzdrowicielkę, młodą, o delikatnych łapach i płochliwym uśmiechu. – uśmiechnęła się lekko i pokręciła łbem – W Wodzie wiecznie brakowało i jednych i drugich. Ja pomagałam jak się dało, podobnie Zgliszcza, ale każdy trochę był zdany sam na siebie. Ogień powitał mnie z szeroko rozwartymi ramionami, dając dużo i nie oczekując wiele. Miła odmiana.
Rzuciła okiem na smoczycę u swojego boku, myśląc o historii, którą jej opowiedziała ostatnim razem, gdy się widziały. Złe wspomnienia z Wieczną i jeden z powodów jej odejścia.
: 16 lis 2019, 14:19
autor: Spuścizna Krwi
Ach, lód. Chłód jej nie przeszkadzał. Mieszanka krwi górskich i powietrznych dawała jej pewną zdolność tolerancji niskich temperatur. W końcu wysokie partie gór czy przestworza nie należą do ciepłych miejsc. jednak mróz i całkowite zimno to coś innego. Nie była północnym. Miała jednak swój płomień, więc nie straszna jej będzie pierwsza zima jej życia.
– Zawsze można zedrzeć kilka niedźwiedzich skór i ocieplić legowisko – odpowiedziała i mówiła całkiem serio. Zamierzała tak zrobić. Spać na górze miękkich, ciepłych futer zabitych przez siebie drapieżników. Czy życie bez walki byłoby przyjemne? Nie, nie dla niej. Przyglądała się płonącemu drewnu, przymykając lekko oczy. Słuchała słów Sztormu, a jej wzrok stawał się nieobecny. Grzywka mogła wyraźnie widzieć, jak jej spojrzenie ucieka gdzieś w dal, gdzieś w mgłę. Patrzyła na mleczna zasłonę, ale wcale jej nie widziała.
– Najwyraźniej obie trafiłyśmy nie do tego stada, do którego powinnyśmy. Albo po prostu trafiłyśmy do niego w nieodpowiednim czasie – powiedziała cicho. Co by się stało, gdyby Ogień ją przyjął? Przyjął ciepło, jak Grzywkę. Zajął się nią, gdy była jedynie bezbronnym bezbronnym pisklęciem, zamiast odrzucać? Kim by teraz była?
– [color]Ty masz w sobie krew Wody, ale Woda cię odrzuciła. ja pochodzę z Ognia, ale to Plaga stała się dla mnie rodziną. Zabawne, prawda?[/color] – spojrzała kątem oka na grzywkę. Co prawda nigdy nie wierzyła w te brednie, że stado jest rodziną, ale skoro nie miała własnej... A Plaga traktowała ją zdecydowanie inaczej niż Ogień.
– Zresztą ty jesteś silna. To oczywiste, że przyjęli cię lepiej niż takie słabe, bezużyteczne pisklę jak ja – dodała, bo w końcu to mogłaby być przyczyna, dla której Ogień jej nie chciał. A przynajmniej ona tak uważała. I jak widać fakty to potwierdzały – dorosłe smoki witano z otwartymi skrzydłami, słabe pisklęta odrzucano. Dostrzegano je dopiero wtedy, gdy stawały się silniejsze.
: 18 lis 2019, 22:11
autor: Sztorm
Sztorm słuchała w ciszy i obserwowała płomienie. Lekko zamruczała, rozbawiona. Tak, to było zabawne. Dwie tak odmienne smoczyce, zadziwiające było jak podobnie plotły się ich losy. Ciekawe jak by to było, gdyby razem urodziły się na przykład w Ziemi?
– Najważniejsze, że każda z nas znalazła sobie miejsce, które może nazwać domem. – powiedziała pogodnie, przerywając ciszę i lewitując w ogień jeszcze kilka badyli. Płomienie trzaskały, a ciepło owiało ich łapy. Rozkosznie.
– Drugi raz tego samego księżyca ktoś mi wmawia, że jestem silna. Nie jestem. Ty jesteś, spójrz na to mięso! – nosem szturchnęła ją w ramię, nieco zaczepnie trącając biceps. Pod łuskami prężyły się w końcu mięśnie – Jestem co najwyżej szybka. Tak szybka, że nawet śmierć prześcignęłam. – wyszczerzyła kły i uniosła brew – Pisklęta czasem są lepsze niż dorośli. Ich umysły świeże, potencjały nieprzebyte. Nie mają bagażu doświadczeń, który potrafi ciążyć jak kotwica. Budują przyszłość dla Stada. Kiedy ja i Ty będziemy stare i zgrzybiałe, siedzieć pod niedźwiedzią skórą na szczycie pagórka i zrzędzić, jak za naszych czasów to było lepiej, ci młodzi będą dorzucać chrustu i pilnować, żebyśmy miało co jeść. I by nas wilki nie zeżarły.
Mówiła tym przesadnie poważnym tonem, dźgając jednocześnie ogień końcem dłuższej gałęzi. Jakby pouczała, ale ślepia śmiały się i błyskały łobuzersko.
: 20 lis 2019, 17:22
autor: Spuścizna Krwi
Gdyby razem urodziły się w Ziemi pewnie zanudziłyby się na śmierć. Obie zdawały się mieć ogień w żyłach, nawet jeśli tak bardzo się od siebie różniły. I nawet jeśli Rakta wciąż nie znała prawdziwego imienia Grzywki. Przyglądała się płomieniom tańczącym na tle białej mgły.
– A może to jednak tłuszcz, nie mięśnie. Czasem mam wrażenie, że moje ciało obdarzone jest własną wolą, nie chcąc słuchać poleceń mózgu – jak inaczej wyjaśnić fakt, jak bardzo nie szło jej w walkach? No tak rodzinną klątwą. Ciekawe, od kogo tak naprawdę się to wszystko zaczęło. Od Gorzkiego, czy może jednak od Ziemnej? A jeśli o niej, to czy nie wędrowało od Szponu? Kto wie. Nigdy się nad tym nie zastanawiała, ale może zacznie?
– O ile dożyją – skwitowała z przekąsem. odpowiadała jej wizja, w której ktoś jej usługuje, a ona może sobie pozrzędzić. Wiedziała tez, że pisklęta są przyszłością stada i tak dalej. problem w tym, ze nie przepadała za pisklętami. Uważała je za słabe, a gardziła słabością. ich jedyną zaleta było to, że mogą stać się silne, w przeciwieństwie do wielu dorosłych soków, które zaprzestały dążenia do czegokolwiek. prawdziwa siła to nie tylko mięśnie.
– Zbyt wiele ich gonie. Przez słabość pisklaków lub ich rodziców, którzy nie potrafią nauczyć ich, jak przetrwać. Ale fakt, pisklęta mogą sobie na wiele pozwolić, nie ponosząc za to konsekwencji – wyszczerzyła kły w lekkim uśmiechu na wspomnienie własnych pisklęcych "przygód". Przynajmniej niektórych, bo do innych wolała nie wracać. Nie żeby teraz Rakta nie pozwalała sobie na równie dużo.
– Zakładasz, że dożyjemy do starości? – Zapytała z nutą złośliwości, skierowanej zarówno do niej, jak i do siebie samej. Ile trzeba było mieć szczęścia, by przy jej pechu dożyć do późnego wieku?
: 21 lis 2019, 11:04
autor: Sztorm
Sztorm uśmiechnęła się półgębkiem. Oj znała to, z pierwszej ręki. Sama w końcu należała do smoków, w których walka wyzwalała niebezpieczne pokłady adrenaliny. W jednej chwili zamierzasz się do ciosu, w drugiej zaczepiasz nogą o korzeń i łamiesz ją w dwóch miejscach. Tak przecież przegrała swój pierwszy pojedynek.
Kiedy Spuścizna wspominała o śmierci piskląt i zaniedbaniach rodziców, pysk Sztormu zacisnął się i intensywniej poczęła dźgać ogień gałęzią, jakby to płomienie były czemuś winne. Za pytanie skierowane tak bezpośrednio do niej, prychnęła.
– Mnie pytasz? Jeśli utrzymam ten wynik, to przed sześćdziesiątką znowu będę wąchać kwiatki od korzeni. Ciekawe komu przypadnie zaszczyt oderżnięcia mi łba tym razem. – wyszczerzyła się drapieżnie i rzuciła gałąź na pożarcie ognisku. Wróciło kilka milszych wspomnień, spojrzała z ukosa na Spuściznę – Wiesz, jak byłam młodsza i poszłam na pierwszy patrol, to powbijałam ziemniaczane bulwy na granicy z Ziemią. Nabite na kije, pozwieszane z drzew... A na każdej inny wyraz pyska, śmiech, strach, złość, taki tam. Sama nie wiem, myślałam, że to bardzo zabawny psikus. Bulwy pełne emocji! – parsknęła, ciężko powiedzieć czy nad swoim żartem, czy nad ideą, że mogło to być zabawne – Życie jest prostsze, kiedy jesteś młodszy.
Patrzcie na nie, dwie staruszki się znalazły. Smoczyce w kwiecie wieku, jeszcze nawet nie blisko półmetka istnienia, a z bagażem doświadczeń większym niż niejeden Starszy Stada. Mentalne staruszki.
: 24 lis 2019, 12:21
autor: Spuścizna Krwi
Mentalne staruszki, to dobre określenie. Jednak iskry życia skrzyły się w nich chyba mocniej niż kiedykolwiek. Rakta wyszczerzył kły, słysząc opowieść Grzywki. No, jej pierwszej wizyty na granicy nie pobija. Drugiej tez nie, chociaż ta pierwsza była zdecydowanie przyjemniejsza. Druga zakończyła się za szybko.
– Ale nie boisz się ponownie stanąć na arenie. Nie jesteś tchórzem, jesteś silna. Śmierć po dobrej walce nie jest taka zła. Gorzej, jeśli umierasz i nie pokazujesz przy tym niczego od siebie – stwierdziła. Czy mało było smoków, które rezygnowały z walki po tym, jak ich życie było zagrożone? Tchórze i słabeusze. Może kiedyś sama zawalczy z Grzywką?
– Moja pierwsza wizyta na granicy skończyła się jej przekroczeniem – powiedziała. Co z tego, że nie wiedziała nawet, że istnieją inne stada niż ogień. Zycie było wtedy proste i przyjemne.
– Zobaczyłam Szkarłatną Łuskę i myślałam, że jest pokryta krwią. Niestety, to były tylko łuski... Ale jakie ładne łuski. No i te zęby. Na pewno je widziałaś, takie szkarłatne i piękne – w jej głosie wkradła się nutka rozmarzenia. Szkoda, ze sama nie miała takich kłów. Co prawda były twarde, ostre i białe – ale nie były czerwone. Gdyby były czerwone, byłyby zdecydowanie ładniejsze.
– Zechciałam jednego, ale powiedziała, że "ząb za ząb". Więc wyrwałam sobie zęba – zaśmiała się na to wspomnienie. Przyjemne, bo zdobyła to, co chciała. A fakt, ze trzy- lub czteroskiężycowe pisklę wyrwało sobie własnymi szponami zęba, nie zważając na krew zalewająca pysk i olbrzymi ból... Chyba zdecydowanie świadczyło to o stanie psychiki Rakty. I wciąż cieszyło ją to wspomnienie.