Strona 20 z 26
: 01 lut 2021, 21:13
autor: Jaśniejąca Konstelacja
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Przynajmniej nie zamykał się w sobie ani na nią nie pluł dla zasady... no, jeszcze. Uśmiech nie schodził jej z pyska.
–
To proste, zawsze jesteście tacy markotni – wzruszyła barkami, bo tyle zaobserwowała. Zaczynała ostatnio nawet wątpić, że plagijczycy są w ogóle zdolni do jakichkolwiek głębszych uczuć. Kurczę, nawet te drapieżniki które spotykała z babcią na wspólnym polowaniu zdawały się mieć więcej gamy emocji do pokazania, niż smoki z tego stada. –
Jak się nazywasz? Czy to też kolejna tajemnica? – znowu przekrzywiła głowę. Kontakty z Plagą były niesamowicie ciężkie, ale nie chciała wierzyć, że tam faktycznie mieszkały tylko okropne smoki, jak wszyscy dookoła twierdzili.
Rubinowy przypominał jej trochę mięczaki lub skorupiaki, które znajdowała na plaży w przystani. Takie ciężkie do otwarcia, toporne we współpracy, ale czasem skrywały coś ładnego w środku. Dlatego też postanowiła być trochę mniej bezpośrednia. Podobno mogło to innych wystraszyć, a najwidoczniej Plaga była bardzo bojaźliwa. W końcu z tego wynikała ostrożność. Ze strachu.
–
Złote? Jesteś pewien? – przysunęła pyszczek bliżej jego mocniej wytatuowanego boku. W tym świetle niezbyt mogła to potwierdzić. Znowu wpadła w (samo)zachwyt nad jego urodą. –
Jeju, naprawdę jesteś śliczny. Nie widziałam jeszcze tak kolorowego, długiego smoka. – Westchnęła rozmarzona. Kochała swoją rodzinę, ale wszyscy mieli dość nijakie kolory, zwłaszcza w porównaniu z nią samą.
: 01 lut 2021, 21:46
autor: Milczenie Maków
Zmarszczył lekko brwi, otrzymawszy dość zaskakującą odpowiedź. Markotni? Jego umysł natychmiast podsunął obraz uśmiechniętego i żartującego Khardaha, spokojnej Veir i przyjacielskiej Ha'ary, a to był tylko wierzchołek góry lodowej. Nie rozumiał zupełnie opinii niebieskawego smoka.
– Rubinowy Kolec – przedstawił się zewnętrznym imieniem, zapytany o nie, a następnie dodał równie monotonnym, wypranym z emocji głosem: – Nie jestem markotny.
Może i nie był idealnym kompanem, ale Veir i Szarlotka nie narzekały otwarcie na jego towarzystwo i nie nazywały go markotnym. Mama również. Ufał, że gdyby coś było bardzo nie tak, to przynajmniej ona powiedziałaby mu o tym od razu. W końcu wychowywała go przez większość jego życia.
Kiwnął głową na kolejne dziwne pytanie – jak się okazało – smoczycy, która kontynuowała zachwycanie się jego wyglądem. Nagle przeniósł spojrzenie gdzieś w bok, jakby zobaczył tam coś wyjątkowo interesującego.
– Twoje łuski. Też są ładne. – Jak nocne niebo, które zaczyna rozświetlać świt, ale tego nie powiedział na głos, gdyż zabrzmiałoby to trochę dziwnie.
: 01 lut 2021, 22:56
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Oczka jej zalśniły, jakby zastąpiły je dwa szmaragdy, kiedy tylko usłyszała imię samczyka.
– Oh! A ja jestem Ametystowa Łuska, też po kamieniu szlachetnym! Ale fajnie! – skomentowała ten zbieg okoliczności, szczerząc się do niego. Nieco opadł jej entuzjazm, kiedy zaprzeczył jej słowom... w sposób markotny! Plagijczycy byli zdecydowanie dziwnym stadem. Czego się tak bali?
Przypomniała sobie słowa babci i taty. Oraz kilka figur w Wodzie, takich jak Takhara. Niektórych trzeba było podobno inaczej podejść.
– Ale zanadto wesoły też nie. Umiesz się uśmiechać? – zapytała całkowicie neutralnym głosem, jakby naprawdę w jej głowie on tego nie potrafił.
Nie zerknęła na to, gdzie on spoglądał. Wpatrywała się w niego jak w obrazek. Ciekawe czy gdyby go wzięła do obozu to ktoś by był zły? Przez moment zaczęła rozważać tę opcję, aż usłyszała coś miłego. Gdyby miała uszka, z pewnością rozłożyły by się na boczki w zakłopotaniu. To nie to samo co usłyszeć od rodziny, że jest się ładny. Ktoś zupełnie obcy jej to powiedział, a jej zabiło szybciej serduszko z tej dumy.
– Dziękuję! Kocham cię! – rzuciła mu się na szyję, obejmując go w atawistycznym geście sympatii.
: 02 lut 2021, 0:26
autor: Milczenie Maków
Nie wiedział czy to było fajnie, ale musiał przyznać, że imię pasowało do adeptki. Spora część jej ciała była w kolorze bardzo podobnym do dwóch kamieni, które wziął ze skarbca w celu wzmocnienia swojej mocy. Ciekawe czy też lubiła fioletowy kolor tak jak on lubił czerwony.
Przechylił głowę w bok, zapytany o umiejętność uśmiechania się. Nieprzyjemne wspomnienie próbowało zwrócić na siebie uwagę, ale Yarhra odepchnął je od siebie. Nie teraz.
– Umiem – odparł, ani na moment nie zmieniając wyrazu pyska.
Patrzył w bok, toteż ledwie zdążył drgnąć, gdy adeptka rzuciła się ku jego szyi, wykrzykując słowa podziękowania. Zesztywniał momentalnie na całym ciele, czując jak jego serce próbuje przebić się przez klatkę piersiową. Nie spodziewał się tego zupełnie, jednak gdy inicjalny szok minął, po jego klatce piersiowej rozlało się przyjemne ciepło. Nikt obcy mu nigdy nie powiedział wprost, że go kocha. Mimo to po paru sekundach zaczął czuć lekki dyskomfort w związku z niespodziewanym przytuleniem przez niebieskawą smoczycę. Poruszył niespokojnie końcówką długiego ogona, nie wiedząc co powinien teraz zrobić. Nie chciał jej przypadkiem urazić, więc postanowił niepewnie poklepać ją dłonią po barku, bo raczej nie miała na głowie czupryny do pogłaskania.
: 02 lut 2021, 8:16
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Spodziewała się, że ten zrobi to samo co ten nadęty uzdrowiciel znad rzeki. Miała Szarą Rzeczywistość za smutnego, zamkniętego w sobie smoka, ale ostatecznie rodzice mieli rację – on po prostu chciał taki być, i nic tego nie zmieni. Rubinowy był młodziutki, więc Sasanka spróbowała z nim zaryzykować.
Wpierw się spiął, co dało jej do myślenia. Rzadko go ktoś przytulał, pomyślała. Ją odkąd się wykluła przytulał każdy w Wodzie, a była przecież znajdą z jajka. Nigdy nie dali jej odczuć, że była niechciana. Skoro wobec niej znalazło się tyle ciepła, to ona mogła je znaleźć dla kogoś innego.
– Nie bój się mnie – powiedziała cichutko, przytykając nos do jego kolorowej szyi. Wyczuła jak mocno biło jego serce. Może i miała tatę uzdrowiciela, ale niewiele na ten temat wiedziała. Po chwili i on pogłaskał ją po barku. Sklepał? Nie, chyba pogłaskał. Wtuliła główkę mocniej w jego bark i potarła lekko o niego policzkiem. – Jesteś miły i ładnie pachniesz. – Dodała, zalewając go dalszymi komplementami. Może poprawi mu się od tego nastrój?
: 02 lut 2021, 13:14
autor: Milczenie Maków
Czuł się coraz bardziej zakłopotany uściskiem. Jego mama co prawda miała tendencję do głaskania go po różowej grzywie, ale raczej nie przytulała go w taki sposób jak młoda adeptka. Głównie dlatego, że była od niego dużo większa i byłoby to w praktyce dość trudne.
– Nie boję się – powiedział bezbarwnym i jednostajnym głosem, zawieszając wzrok na losowym punkcie w przestrzeni.
Kolejne komplementy zaczęły go już odrobinę przytłaczać, gdyż nigdy nie został nimi obdarowany w takim stopniu i od rówieśnika. Trochę miał ochotę odepchnąć smoczycę i się schować do najbliższej nory tak, żeby nie mogła go znaleźć. Zamiast tego siedział dalej w bezruchu, tylko co jakiś czas poruszając niespokojnie końcówką ogona. Jego łapa nieświadomie pozostała na nakrapianym ciemniejszymi plamami barku.
– Ty też – odparł, podobnie jak wcześniej, ale tym razem bardziej z braku pomysłu co mógłby jej powiedzieć, a nie wiedział czy zupełne milczenie było dobrym pomysłem.
: 02 lut 2021, 14:43
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Coś było nie tak, ale Sasanka nie była pewna co. Nie to, żeby wymagała od Rubinowego równego entuzjazmu, którym sama tryskała, jednak... nie do końca tego oczekiwała? Czy wszystkie dzieci były smutne? Nie sposób było znaleźć kogoś, kto by się chociaż uśmiechnął, albo próbował z nią pobawić. Czuła się tym bardzo przytłoczona.
Odlepiła się od samczyka, skoro ten tego sobie chyba nie życzył. Speszona uciekła niezbyt zrównoważonym chodem, idąc do tyłu. Zatrzymała się gdy była w odpowiedniej odległości. Tak, plagijczycy nie lubili miłości. Nie lubili ciepła, ani radości. Tym bardziej towarzystwa. Jednak nie chciała w to wierzyć, naprawdę nie mogło być tak, że wszyscy byli tacy sami. Nie chciała też by tata i inni mieli rację. Tam musiały być przecież jakieś sympatyczne smoki, godne zaufania... a nie same potwory.
– Umiesz czarować? – zapytała ni z tego ni z owego. Wiedziała, że miała mistrza, ale szukała inspiracji u kogoś w mniej więcej tym samym wieku.
: 02 lut 2021, 15:43
autor: Milczenie Maków
Chłód na powrót pokrył jego łuski, gdy adeptka wreszcie się od niego odkleiła. Wydawał się jeszcze bardziej nieprzyjemny niż wcześniej, jakby wraz puszczeniem go Ametystowa Łuska zabrała przy okazji trochę jego własnego wewnętrznego ciepła. Przyjrzał się uważnie jej twarzy. Czyżby jednak sprawił jej przykrość? Jeśli tak, jak powinien to naprawić? Kontakty ze smokami spoza Plagi wydały mu się nagle czymś bardzo skomplikowanym.
– Tak – odparł na pytanie niebieskawej smoczycy.
Zacisnął szpony na miękkim śniegu, ale po krótkiej chwili je rozluźnił, podjąwszy w środku decyzję. Po chwili Ametystowa Łuska mogła poczuć wokół swojej szyi ciepło, jakby ktoś ją obejmował; w rzeczywistości Yarhra za pomocą maddary ogrzał powietrze wokół jej łusek do przyjemnej temperatury ciepłego legowiska i stworzył iluzję ledwo wyczuwalnego dotyku. Wrażenie po paru sekundach minęło, ale zaraz po tym wokół nich zaczęły padać zabarwione na czerwono płatki śniegu, które nie tak dawno temu pokazała mu Veir. Nie mógł zrobić takich prawdziwych, ale te powinny wystarczyć. Znów zawiesił spojrzenie gdzieś dalej od adeptki, choć mimowolnie zerkał kątem oka w jej kierunku. Miał świadomość, że zachował się trochę zbyt śmiało z tym pierwszym czarem(choć wciąż nie tak śmiało jak sama smoczyca), ale chciał jakoś naprostować swój błąd, w końcu nie zrobiła mu nic złego, a on nie miał w planach sprawić jej przykrości. W gruncie rzeczy podobało mu się to, że go przytuliła i skomplementowała, nawet jeśli bardzo niespodziewanie, ale po prostu nie wiedział jak powinien na to zareagować, szczególnie że była mu zupełnie obca.
: 02 lut 2021, 18:21
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Adept mówił strasznie niedużo, i Sasanka zaczęła nagle wątpić w swoją własną osobowość. Może też powinna taka być? Odruchowo się napuszyła: wypięła pierś, usiadła sztywno i zadarła brodę. Jej próba naśladowania poznanych dotąd plagijczyków wyszła całkiem nieźle, ale zupełnie do niej nie pasowała. Nawet w oczach samiczki tańczyły iskierki radości, zamiast beznamiętnej pustki.
Poczuła, jakby coś ją obejmowało za szyję. Tak przyjemnie, tak ciepło, jak.. jak... jak tata, albo babcia. Rozluźniła się natychmiastowo, i opadły jej barki – już nie siedziała jakby jej kręgosłup był tyczką. Ciepło zniknęło, ale zastąpiło je coś pięknego. Płatki śniegu o czerwonej barwie zaczęły spadać z nieba. Źrenice Sasanki się rozszerzyły z zachwytu, wręcz lśniły niczym kamienie szlachetne. Uniosła jedną z łapek i próbowała złapać w nią ten płatek śniegu. Ale ostrożnie, by go nie zgnieść. Jeżeli się jej to udało, a iluzja była na tyle dobra, że szło ją dotknąć, przytuliła ją do piersi, jak największy skarb.
– Są piękne – wymamrotała, zamykając oczka rozmarzona. Sama tak nie potrafiła, ale gdyby umiała, to też stworzyłaby Rubinowemu jakiś prezent.
: 02 lut 2021, 19:53
autor: Milczenie Maków
Widział jak pod wpływem iluzji uścisku młoda adeptka się rozluźnia, mimo że dopiero co siedziała sztywno jak tyczka. Jego własne barki opadły nieco, a ogon przestał się aż tak nerwowo kołysać. Naprawdę nie chciał, żeby poczuła się źle, nie wiedział jednak jak powinien się z nią komunikować, by unikać takich sytuacji. Frar zawsze zdawała się go rozumieć bez słów, nawet mimo jego ograniczonej mimiki i mowy ciała. Trudno mu było zrozumieć, że inne smoki mogły tak nie potrafić.
Płatki śniegu były skonstruowane tak, by przypominały prawdziwe płatki śniegu. Jedyną różnicą było to, że się nie stopiły, gdy opadły na dłoń niebieskawej smoczycy. Mogła czuć bijący od nich chłód, który nie zanikał. Dopiero gdy czerwone drobinki opadły Yarhra postanowił zakończyć przedstawienie. W jednej chwili płatki się stopiły i rozpłynęły w niebyt. Powrócił wzrokiem w okolicę pyska prawie-rówieśniczki.
– A ty umiesz – powiedział, przechylając głowę nieznacznie na bok.
: 04 lut 2021, 19:40
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Chwilkę jeszcze patrzała się na swoje wnętrze łap, tęsknie, nawet jak minęło trochę czasu od zniknięcia czerwonych płatków śniegu. Podniosła spojrzenie na samczyka, kiedy ten o coś zapytał. Wyraźnie się speszyła. Nie lubiła uchodzić za niedojdę lub kogoś słabego. Chciała przynieść rodzinę dumę, by nie żałowali poświęconego na jej wychowanie czasu. Albo nerwów. Cudem Żaba nie osiwiał!
– Nie bardzo – przyznała, uciekając spojrzeniem gdzieś na bok. I w ten sposób musieli zabawnie wyglądać. Dwóch rozmówców, a każdy patrzy wszędzie, byle nie na drugiego.
: 05 lut 2021, 19:46
autor: Milczenie Maków
W odpowiedzi kiwnął głową z powagą. Sam stosunkowo niedawno nauczył się używać magii. Z tego co pamiętał dopiero od okolicy ósmego księżyca życia smoki mogły zacząć szukać swojego źródła. Nie rozumiał co tu było do wstydzenia się czy oceniania.
– Twój mistrz cię jeszcze nie nauczył – wywnioskował, choć dla Ametystowej Łuski mogło to równie dobrze zabrzmieć jak pytanie. – Mnie nauczyła mama. Jest najlepszym czarodziejem – wyznał, po krótkiej chwili zawahania.
Gdyby mógł, wszystkim by się chwalił tym jaką miał wspaniałą mamę(i tatę), ale większość smoków Plagi to wiedziała, bo przecież smoczyca żyła wśród nich. Miło było mieć okazję zdradzić to komuś spoza stada. Yarhra uniósł nieco brodę, a w jego złotych oczach błysnęła na moment duma, choć komuś, kto nie znał zbyt dobrze wężowego, owe drobne szczegóły mogły zwyczajnie umknąć.
: 05 lut 2021, 20:01
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Przechyliła głowę. Pełnia miał chyba dużo roboty z nową rodziną, a i jej niezbyt się spieszyło do nauk. Oznaczały mniej wolnego czasu, więcej odpowiedzialności. Odkładała to wszystko w czasie. Miała już na to odpowiedzieć, ale pojawiłą się jakaś wierutna bzdura na horyzoncie! Nadęła się jak żaba. I wcale nie chodziło o jednego z jej tatów.
– O nie wydaje mi się – obruszyła się, chociaż prędko przywołała swoje nerwy do porządku. Nie powinna się unosić. Wzięła głęboki wdech. – Najlepszym jest zdecydowanie moja babcia. Jestem przekonana, że starłaby twoją mamę na pył. – Pokiwała głową. I nagle do myśli Sasanki zawitała pewna wizja. Powinni sprawdzić kto ma rację. Ona zawoła babcię, on mamę, i popatrzą na ich pojedynek. To brzmiało całkiem fajnie, może by się czegoś oboje nauczyli? Na razie nie powiedziała tego na głos.
Zmierzyła go uważnym spojrzeniem, ale chwilowe niezadowolenie powoli z niej ulatywało.
– To jak czarujesz? Po prostu myślisz i.. to się pojawia? – zainteresowała się tym, w jaki sposób jego uczono tej sztuki.
: 05 lut 2021, 20:29
autor: Milczenie Maków
Grzywa na jego szyi nastroszyła się trochę w odpowiedzi na słowa Ametystowej Łuski. Nie spodziewał się tego, prawdę mówiąc. Z drugiej strony to dość oczywiste, że smoczyca też miała w stadzie jakichś całkiem silnych czarodziejów... ale nie mógł tak po prostu tego zostawić. Zacisnął na moment zęby, a gdy znalazł słowa, rozluźnił szczękę. Mimo wszystko nie chciał obrażać smoków ważnych dla rówieśniczki.
– Moja mama przywróciła bogów. Dwóch. I z jednym rozmawiała osobiście – powiedział. – Jest bardzo silna. Ale twoja babcia pewnie też – dodał jeszcze na koniec, w ramach kompromisu; nie chciał się spierać o to, która z czarodziejek faktycznie była silniejsza.
Na szczęście niebieskawa smoczyca zdawała się niezdolna do tego, by długo trwać w niezadowoleniu i zaraz zaczęła mówić dalej, kontynuując temat magii. Szybko pokręcił głową na jej pytanie i zamyślił się na chwilę, aż na jego czole wykwitła drobna zmarszczka.
– Trzeba wziąć pod uwagę dużo czynników. Masa, temperatura, wytrzymałość. Kolor. Trochę innych rzeczy. – Mówił powoli, ważąc każde słowo. – Ale najpierw trzeba znaleźć źródło – powiedział na zakończenie.
Yarhra przełknął ślinę, czując lekkie pieczenie w gardle. Nie lubił tak dużo mówić.
: 05 lut 2021, 20:35
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Słuchała jego argumentów, a wyobraźnia i złość podziałały same. Nie mogła przecież przegrać tej kłótni, bo zgodnie z naukami starszego adepta ze stada, musiałaby wtedy Rubinowego zabić. Nie chciała go zabijać, był mimo wszystko ciekawy i sympatyczny, zupełnie jak nie ktoś z Plagi.
– ... moja babcia jest boginią samą w sobie, wszyscy w stadzie okazują jej więcej szacunku, niż całemu panteonowi w świątyni razem wziętemu. – Słowa popłynęły zanim zdołała je jakkolwiek przemyśleć. Szanowała bogów, zwłaszcza tego najbardziej zapomnianego, ale nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego to powiedziała. Speszona uciekła spojrzeniem na bok. Chrząknęła cicho. Na szczęście temat zszedł na nieco inny, choć wciąż powiązany z tą drobną sprzeczka.
To, co Rubinowy jej przekazywał brzmiało tak groteskowo. Masa? Temperatura? Wytrzy-... coo? Nie wyglądało to w ten sposób. Pamiętała jak Szyszka w walce tworzyła piękne, skuteczne rzeczy z niczego. Przecież zajęło jej to raptem jedno mrugnięcie ślepi. To nie mogło być tak skomplikowane.
– Źródło? – powtórzyła za nim powoli. Zwoje mózgowe pobudziły się do pracy, szukając tego określenia w pamięci. – Och, takie z wodą? Mamy ich dużo w obozie. – Stwierdziła pogodnie. Więc czarowanie musiało być diabelnie proste! Niepotrzebnie się martwiła.
: 05 lut 2021, 21:04
autor: Milczenie Maków
Postanowił przemilczeć słowa Ametystowej Łuski o jej babci, po części by nie doprowadzić do spięcia, ale też dlatego, że zwyczajnie nie wiedział co powiedzieć. W Pladze okazywanie bogom w świątyni szacunku nie było czymś szczególnie ważnym czy praktykowanym, dlatego nie zrozumiał porównania adeptki. W jego głowie bogowie to były po prostu potężne smoki, które dawały przysługi w zamian za kamienie, mięso lub zioła. Każdy dobrze spełniający swoją funkcję smok w stadzie otrzymywał więcej szacunku niż oni. Nie było to szczególnie trudne.
Znów zaprzeczył ruchem głowy. Najwyraźniej musiał być bardziej precyzyjny w słowach. Spróbował sobie przypomnieć nauki mamy, gdy uczyła go po raz pierwszy używania magii.
– Źródło maddary. Jest w każdym smoku. Każdy widzi je inaczej – wyjaśnił najlepiej jak był w stanie.
Nie był pewien czy Ametystowa Łuska chciała teraz znaleźć swoje. Mógł jej pomóc, ale jeszcze nigdy nikogo nie uczył, toteż nie wiedział czy był dobrym nauczycielem.
: 06 lut 2021, 10:48
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Źródło maddary? Czego? Kiedyś słyszała to słowo, ale do dziś nie była pewna co dokładnie oznacza. Brzmiało jak magia, więc pewnie była jej synonimem, czy jakoś tak. Podrapała się po brodzie pazurem, wyraźnie zakłopotana tą sytuacją.
– A jak ty je widzisz? – dopytywała, chcąc zrozumieć o czym dokładnie mówią. – I... jak je znalazłeś? – naciskała, bo niezwykle ją ten temat ciekawił. Nie potrafiła sobie przypomnieć, aby usłyszała kiedyś rozmowy o tym całym źródle. Tak naprawdę nie miała pojęcia o tym jak działa czarowanie. Z jej perspektywy po prostu coś się pojawiało. A jak? No, magia!
: 06 lut 2021, 18:36
autor: Milczenie Maków
Zdążył się domyślić, że wiedza Ametystowej na temat maddary była bardzo nikła. Wystarczyło, że nie wiedziała czym jest źródło, gdyż to były podstawy podstaw. Wyglądało na to, że zainteresował ją tematem... i nie był pewien czy był w stanie ją faktycznie czegokolwiek nauczyć, prawdę mówiąc. O ile w ogóle chciała. Yarhra poruszył niespokojnie końcówką ogona. Nie pamiętał by w zasadach było coś o tym, że nie mógł nauczyć czegoś innego smoka, a niebieskawa smoczyca była dla niego bardzo miła...
– Wypełnia mnie. Jak woda jezioro – powiedział.
Znalezienie odpowiedzi na drugie pytanie było nieco bardziej skomplikowane, gdyż nie potrafił dokładnie określić jak je znalazł. Wyobrażenie źródła samo do niego przyszło w trakcie nauki z Frar.
– Samo przyszło. U każdego smoka jest inne. U mojej mamy płynie w żyłach. U niektórych jest w głowie. Brzuchu. Łapie. To skupisko maddary w twoim ciele. – Zrobił pauzę, czując jak jego gardło zaczyna wyraźniej protestować. – Wycisz się. Skup na sobie. Spróbuj poczuć swoje źródło – polecił.
Po tym zamilkł, zawieszając wzrok na jednym z rogów Ametystowej Łuski. Nie był pewien czy dobrze jej to przedstawił, tak więc postanowił poczekać i zobaczyć jak to wyjdzie. Trochę się stresował w środku.
: 07 lut 2021, 19:51
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Jak woda... jezioro? Czy to dosłowne tłumaczenie, a może jedna z tych mądrych metafor które czasem udało się jej usłyszeć?
– Czyli może się kiedyś skończyć... – szepnęła sama do siebie, niepewna co o tym myśleć.
Później przyszły wytłumaczenia. A na pewno jego próby. Wyobrażenie sobie tego całego źródła nie było takie proste. Ametystowa nie należała do smoków o nikłej wyobraźni, a jednak to zadanie wydawało się jej niezwykle trudne. Podniosła na niego nieśmiały wzrok. Miała się skupić. Wyciszyć. No dobrze, ale co to dokładnie znaczy? Przecież nie była głośna. Nagrymasiła się i siedziała w bezruchu. Zamknęła nawet oko. Drugie. Po czasie siedzenia w kompletnej ciszy nic się nie wydarzyło, a ona uchyliła powiekę by sprawdzić co robi Rubinowy.
– To chyba nie działa. – Stwierdziła z przekąsem. Czuła się dokładnie tak samo.
: 07 lut 2021, 23:59
autor: Milczenie Maków
Zastrzygł uszami, wyłapując jej cichy szept. Nawet jeśli nie brzmiało to jak coś skierowanego do niego, Yarhra skwitował słowa sztywnym kiwnięciem głową.
– Może. Ale się regeneruje. Gdy jej nie używasz aktywnie – powiedział. – Pomaga smokom latać. I ziać.
Obserwował uważnie Ametystową Łuskę, gdy ta siedziała w ciszy, aż wreszcie otworzyła jedno oko i się odezwała. Skrzywił się w środku, choć nie odbiło się to na jego kamiennym wyrazie pyska. Myśli przemykały przez jego umysł w popłochu. Wziął głęboki oddech, starając się uspokoić. Nie rozumiał czemu nie działało. Może za słabo jej wytłumaczył? Często zapominał, że musiał mówić więcej i dokładniej, by zostać zrozumianym. Przemyślał swoje poprzednie słowa. Wreszcie doszedł do wniosku, że były nieprecyzyjne. Może to wina tego? Jeśli nie, to będzie musiał zmienić podejście.
– Musisz uspokoić myśli. Skupić się na swoim ciele. Łapach, brzuchu, głowie, ogonie. Skrzydłach. Aż coś poczujesz. – Rozchylił uszy na boki i potarł dłonią swoje gardło. – Spróbujemy inaczej. Jak nie pomoże – dodał.
: 08 lut 2021, 18:43
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Latanie i zianie było z tym powiązane? Potrafiła jedno i drugie, a dziadek w ogóle nie wspominał przy tych naukach o maddarze. Dziwne. Kiwnęła mimo wszystko głową, najwidoczniej na razie ufając jego słowom. Gorzej, że później zauważyła u niego drobne zakłopotanie tą sytuacją. Bo sam najwidoczniej nie był pewien co Ametystowa zrobiła źle, że nie czuła się inaczej.
– Ale ja jestem spokojna! – niemalże to wykrzyczała, opluwając się przy tym. Ups. Uniesione łapy powoli opadły, a ona się zgarbiła. – Jak oaza spokoju, jak ogród pełen kwiatów, jak świerszcze cykające nad ranem... – burczała pod nosem do samej siebie, młócąc w łapach śnieg. I to garściami. Nie potrafiła się wyciszyć, a co dopiero skupić na czuciu swoich łap czy ogonie. Co to w ogóle miało do rzeczy?! Na pewno było z nią wszystko w porządku, ale rosnąca frustracja tylko ją nakręcała.
Wywinęła dolną wargę kiedy coś do niej dotarło. Wskazała go oskarżycielsko paluchem.
– Pewnie zabrałeś moje źródło. – Doszła do takiego wniosku w swojej złości. – Oddaj. – Zażądała jednocześnie, na razie w miarę miłym głosem.