Strona 20 z 31

: 27 mar 2020, 23:59
autor: Berius

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Słuchał dokładnie tego co mówił Czarnoskrzydły. Trochę był zawiedziony tym że nie udało mu się dotrzeć do pierwszego celu. Cały czas myślał że ma dobrą metodę na szukanie. Niestety chyba za bardzo wzorował się na instynkcie którego używał podczas walk na arenie. Bądź co bądź był oj przecież wojownikiem a nie łowcą, ale skoro uczy go tego tak samo wojownik to pewnie kiedyś też popełniał takie błędy. No ale cóż na tym właśnie polega nauka. Na próbach i przede wszystkim błędach. Wszystko co mówił Plagijczyk było dla niego zrozumiałe dlatego właśnie skinął głową na znak że rozumie. Gdy usłyszał o swoim zadaniu zniżył się do pozycji tropiącej i nasłuchiwał. Jeśli ptak był w pobliżu powinien usłyszeć jego śpiew jednocześnie też rozglądał się na około i wąchał próbując zlokalizować zdobycz nie tylko za pomocą słuchu ale i węchu a kto wie może pierwsze co zrobi to go zobaczy jak siedzi na gałęzi? Obserwował głównie górne partie drzew. Sądząc po obecnej porze roku ptaki powinny szukać pożywienia a z wyższych partji jest lepszy widok. Zapachy natomiast były różne. Od zapachów krzewów przez zapach mokrej ziemi aż po zapachy innych zwierząt jednak te były dosyć stare. To jednak dało jakąś mu wskazówkę. Wiedział że nie ma w pobliżu żadnej innej zwierzyny więc powinien prócz szumu młodych liści usłyszeć jeszcze ciche ćwierkanie. Dlatego Krwawy uspokoił na chwile swój oddech jego serce też zwolniło więc też jego bicie nie przeszkadzało mu w nasłuchiwaniu. Trwająca już jakiś czas lekcja pozwoliła wojownikowi na oswojenie się z zapachem swojego nauczyciela więc i to już mu tak bardzo nie przeszkadzało. Cały czas jednak w głowie miał jego słowa. "Skup się na najświeższych tropach". Taki właśnie miał zamiar.

: 28 mar 2020, 20:48
autor: Mgliste Wody
Krwawy widocznie przyjął do serca jego rady, bo teraz szło mu wyśmienicie. Tak, słyszał odgłosy natury, tak, słyszał też ptaki, ale to nie był jego cel, ta ptaki, które słyszał były dalej, niż ten, którego ostatnio nie zaszczycił uwagą. Ale nasłuchiwanie miał już opanowane. Do tego dołożył także węszenie i poszukiwanie śladów wzrokiem. I trzeba było przyznać wojownikowi Ziemi, w końcu znalazł, ale znów dwa ślady...pióra i...woń, intensywną, pierza, które wcale nie pochodziło od leżących na ziemi piór. Zapach szedł w lewo, pióra kierowały go na prawo. Teraz od niego zależało, który trop wybierze.
Pamiętaj, o czym mówiłem. Zbadaj te ślady i podejmij decyzję – podpowiedział i czekał, na następny ruch Oka.

: 01 kwie 2020, 15:32
autor: Berius
Krwawy Zbadał oba ślady i szybko wywnioskował że intensywna woń była lepszym śladem niż trochę piór na ziemi. Miał cały czas słowa nauczyciela w głowie. Przykucnął nisko i powoli skierował się w lewo. Kilka powolnych kroków dalej zapach stawał się coraz bardziej intensywny. I w końcu po chwili skradania zauważył. Małe gniazdko tkwiące na gałęziach krzewu. W owym gniazdku siedział mały ptaszek i... Nie tylko on. Wyczuł tez kilka innych ptaków w tym samym gnieździe. Lecz ten pierz był inny niż pióra ptaka. Wyglądało na to że w małym domku były też pisklaki. Chwile patrzył na gniazdo i nagle zaczął się cofać. W końcu to była tylko lekcja śledzenia a nie polowanie. Może właśnie dlatego nie został Wojownikiem a nie łowcą. Nie lubił rozbijać rodzin nie ważne czy były to zwierzęta czy smoki. Wystarczyło już że rozbił własną rodzinę. Gdy wrócił do Czarnoskrzydłego odetchnął lekko zadowolony ze w końcu udało mu się coś wyśledzić.
Znalazłem gniazdo ptaków. Były tam też młode, widocznie to ich zapach był tak intensywny.

: 01 kwie 2020, 18:11
autor: Mgliste Wody
Pokiwał łbem, po czym rozejrzał się, jakby znów szukał śladu. Ale po chwili wrócił spojrzeniem błękitnych ślepych na Krwawego.
No to gratuluję, właśnie nauczyłeś się lepiej śledzić, niż dotychczas. Jeśli zapamiętasz moje rady i będziesz dobrze wybierał ślady, za którymi masz podążać, z pewnością nie zginiesz – odrzekł i uśmiechnął się lekko do wojownika Ziemi.

//raport śledzenie II

: 28 maja 2020, 16:25
autor: Cięta Łuska
Dotarłam wreszcie do Ukrytego zagajnika. Muszę coś zjeść. Jestem taka głodna. Dawno nic nie jadłam. Muszę poprosić jakiegoś łowcę czy by mnie nie nakarmił. Ryknęłam by zwrócić na siebie uwagę smoków. Może któryś pomoże. Dla pewności ryknęłam raz jeszcze. Ta przygoda będzie dla mnie nauczką by pamiętać o jedzeniu.

: 28 maja 2020, 16:53
autor: Błękit Nieba
Głodna duszyczka? Nubes zawsze na taką trafi a akurat miała w torbie masę pysznych owoców. Zaraz wylądowała przy młodej i uśmiechnęła się do niej swoimi białymi kiełkami.
-Głodna co? Poczekaj
Powiedziała spokojnie po czym z torby wyciągnęła pełną porcję owoców (4/4 owoce) i taki stosik różnych, słodkich łakoci zostawiła przed młódką. Mogła się bez problemu posilić.

: 28 maja 2020, 18:18
autor: Cięta Łuska
Gdy zobaczyłam te wszystkie owoce (4/4 owoce), aż mi się oczy zaświeciły.
– Dziękuję !– podziękowałam samicy i zaczęłam jeść. Najpierw powoli rozkoszując się smakiem, potem wręcz zachłannie, zjadałam cały owoc. One były przepyszne, nigdy takich nie jadłam. Takie słodkie. Pyszne. Nawet nie zauważyłam kiedy wszystko zjadłam. Jeszcze raz podziękowałam i z powoli ruszyłam w drogę powrotną. Najedzona i szczęśliwa.

: 31 maja 2020, 23:02
autor: Grabieżca Fal
Morien wyszła ze Świątyni. Potrzebowała świeżego powietrza i spokoju. Boska obecność była miła, ale przytłaczająca. Nie wiedziała, jak się zachowywać przy Kammanorze. Bogowie... Miała Pana Fal. A on zsyłał czasami znaki, jeśli miał dobry humor. Pomysł, że bogowie swobodnie kroczyli wśród smoków był dziwaczny i nieco niezręczny. Ujmował im tajemnicy i wyższości.
Znalazła dla siebie spokojniejsze miejsce i położyła się, sycząc cicho. Była cała poparzona. Ktoś i tak musiał się najpierw zająć Urzarą, a Morien nie znała innego Uzdrowiciela poza Lepką... Której z kolei nie chciała pokazywać się w takim stanie ani zawracać jej łba. Oparła więc łeb na łapach i skupiła się na oddychaniu, czując wszystkie bolączki i starając się je zignorować. Tylko chwila. Potem jakoś wróci do obozu...

// 2x lekka ; , 2x średnia ; 2x ciężka ;

: 01 cze 2020, 0:01
autor: Twój Stary
– Rany Boskie, aleś się załatwiła – Grabieżca mogła usłyszeć czyjś głos, lekko rozbawiony nawet. Hebzen akurat przechadzał się po wspólnych kiedy dojrzał taki obraz nędzy i rozpaczy.. No nie mógł przejść obojętnie!
– Basior Lancetowaty, Uzdrowiciel Ziemi. Pozwólże że się Tobą zajmę.. Jak umiem.. – wyszczerzył kły i samica miała szczęście że akurat miał przy sobie swoje sakiewki. Zioła Ziemi.. Cóż, dogada się później z Ognistymi Uzdrowicielami!

Rozstawił sobie wszystko, patrząc na rany. Paskudne poparzenia, prawie tak samo paskudne jak u Lepkiej kiedy miała ten ranny bok. Dobył z sakwy dużą ilość gałązek macierzanki które jednym, mocnym ruchem zmiażdżył, nakładając na najlżejsze rany. Rozprowadził je równomiernie by mogły sobie leżeć i oddawać swoje lecznicze właściwości. Teraz zaczynały się schody, jednak zioła i w tym przypadku również się powtarzały.
– Wyciągnij łapy na prost, dobra? Gdzieś to się tak urządziła? – zagaił, wyjmując z liście ślazu które wrzucił do miseczki i robiąc sobie z pięści moździerz, zaczął bardzo energicznie nią poruszać tak aby zetrzeć liście na papkę. Tak przygotowaną plasnął na ranę i rozprowadził również na całej długości poparzeń przednich łap, obejmując opuszki i tak dalej. Wytarł łapska, przygotowując kolejną miskę z bukłaku nalał trochę wody i ususzony korzeń żywokostu znów zmiażdżył jedynie dwoma palcami a potem pazurem pomieszał aby powstała zawiesina. Nałożył on ją do kompletu z mazią ze ślazu.
– Maasakra.. – pokręcił łbem, przyglądając się dalszym raną. Wytarł miseczkę, wrzucił do niej dobrze ulistnioną gałązkę lawendy dolał wody i podgrzał maddarą by powstał wywar. Przystawił go do pyska smoczycy, pomagając jej wypić jeżeli sama nie była w stanie. No dobrze, docieramy do najgorszych ran. Dobył dosyć dużo łodyg rzęślu i podał smoczycy.
– Musisz je chwile żuć dobra? Zaraz kończę z tym zielskiem i leczymy magicznie – powiedział serdecznie i zaraz wrzucił do czystej miseczki odpowiednią ilość kory topoli czarnej które bardzo solidnie przegotował kilka razy a potem, gdy już smoczyca się nażuła tych rzęśli, podał jej do wypicia. Listki nawłoci do dezynfekcji ugniótł ładnie i nałożył na lewy bok ostrożnie mając nadzieje że to całkiem w połączeniu z innymi ziołami poradzi sobie z infekcją. Złapał smoczyce za łeb, starał się delikatnie i pochwycił trochę morszczynu pęcherzykowatego ustawiając go tak aby móc swobodnie wycisnąć jego sok, którym mógł jej zakropić poranione ślepia.
– Może szczypać, uwaga – ostrzegł i zakropił ślepia po czym puścił łeb. Resztkę wody wlał do kolejnej miseczki i ususzone nasionka lulka zgniótł na proszek, zamieszał i podał do wypicia jako jeden, zwarty wywar. Po wszystkim usunął ziołowe papki, które miały zostać usunięte i przystąpił do leczenia magicznego.

Położył łapę delikatnie na jej szyi i wniknął maddarą do środka. Od razu zajął się bąblami od oparzeń, usuwając ich pozostałości z policzka oraz karku. Usunął pozostałości po pęcherzach oraz spaloną, niezdatną do naprawy skórę a potem pobudził tkanki do odbudowy delikatnych błonek naskórka, które na samym końcu pokrył świeżą łuską. Potem przeszedł do łap, tu również wpierw usuwając bąble i ich pozostałości, załagodził stan zapalny skóry by uśmierzyć ból po oparzeniu a potem zaczął powoli pobudzać tkanki do regeneracji tych zniszczonych, nakładając na wszystko pierwszą błonkę naskórka a potem dodając kolejne. Na sam koniec pokrył znów wszystko łuską, upewniając się że nie pominął również odbudowy naczynek i samica będzie mogła bez bólu poruszać kończyną. Zajął się też delikatnym materiałem na opuszkach łap, chcąc zregenerować poparzoną skórę i zmusić organizm do zastąpienia jej nową która nie była uszkodzona. Potem zajął się bokiem z którego najpierw powybijał bakterie odpowiedzialne za infekcje a potem oczyścił całą ranę. Pobudził organizm do uzupełnienia ubytków w żebrach. Usunął spalone łuski oraz skórę i na ich miejsce powołał błonkę, która miała delikatnie nałożyć się na już ogarniętą od stanu zapalnego skórę, potem dodał kolejne warstwy naskórka a na sam koniec standardowo – Nakrył wszystko łuską.
Na sam koniec zabrał się za łeb, bardzo ostrożnie usuwając spalony naskórek z powiek, czyszcząc dokładnie otwarte rany na pysku. Poruszył tkanki by same zregenerowały tak rozległe obrażenia, skupił się na naprawie delikatnych powiek, przypalonych nozdrzy oraz wszelkich poważniejszych uszkodzeń, które mogły solidnie zagrozić oddychaniu. Tu również skupił się na zbiciu stanów zapalnych skóry oraz samej gorączki, chociaż z tym pomógł sobie już ziołami. Na sam koniec pokrył wszystko dużą warstwą naskórka i pobudził odbudowę łusek. Chyba wszystko! Gdy upewnił się że już koniec, zabrał łapę i przyjrzał się wszystkiemu z uwaga.

//
Lekka 1: macierzanka
Lekka 2: macierzanka

Średnia 1: Ślaz, żywokost
Średnia 2: Ślaz, Lawenda

Ciężka 1: Rzęśl, topola czarna, nawłoć
Ciężka 2: Rzęśl, morszczyn, lulek czarny

+ Rzęśl, morszczyn i nawłoć z Zielnika Ziemi, reszta ziół z Ognia C:

: 01 cze 2020, 1:00
autor: Grabieżca Fal
Morien poruszyła łbem, jednak od razu tego pożałowała. Kark ją zapiekł. Widziała jakiś brązowy kształt, jednak napuchnięte powieki bolały przy każdym mrugnięciu. Spięła się mimowolnie. Nie znała tego głosu. Nie ufała ślepo, że smok jest tym, za kogo się podaje. Nie słyszała o żadnym Basiorze. Nie była jednak w stanie protestować ani się bronić – zawroty łba były coraz mocniejsze.
Uspokoiła się, kiedy dotarł do niej zapach macierzanki. Sama niosła to zioło dla Przebłysku i podczas walki z potworem była nią smarowana. Więc nie był to wróg. Inaczej, po co marnowałby na nią zioło, jesli nie planował jej potem dobić?
Posłusznie wyciągnęła łapy i stosowała się do dalszych poleceń. Wypicie lawendy nie należało do najprzyjemniejszych – wywar miał mocny smak i był za ciepły. Za to przyjemnie ugasił pragnienie, nawet jeśli Morien czuła się tak, jakby miała bukiet w paszczy.
Walczyłam z dwugłowym magmowym stworem w czeluściach krasnoludzkiej góry. Złaziło z niego #$%^@#$%, które wybuchało pod łapami... – wymamrotała, czując ucisk we łbie. Syknęła, kiedy Uzdrowiciel wylał coś na jej ślepia. Ucichła szybko, zagryzając policzek i czując obcą maddarę w ciele. Już miała mu powiedzieć, żeby zostawił jej parę blizn – ale była zbyt wolna. I za bardzo zmęczona.
Otworzyła ślepia, kiedy poczuła, że dotyk się cofa. Świat znów był pełen światła i kolorów – jakimś cudem dochodziło już południe. A pojawili się w Świątyni o świcie... A przed nią stał postawny, brązowy samiec. Miał mięśnie godne Wojownika i wyglądał dziwnie znajomo. Jak... Jak Prorok? Tylko nie taki smukły. I miał te złote łuski.
Nie wstawała, nie ufając jeszcze do końca swoim łapom.
Jestem... Morien aep Barra. Grabieżca Fal z Ognia. – Przedstawiła się, decydując, że Basior "zasłużył" na poznanie obu jej imion. – Dzięki. Nasza Uzdrowicielka zrobiła co mogła, ale też oberwała. Powiedz, ile chwastów mam ci przynieść z naszego składziku... – Kiwnęła łbem w podzięce. Jak dobrze było móc się przeciągnąć bez bólu...
Jesteś... Byłeś uczniem Lepkiej? – zagadnęła. Czuła się o niebo lepiej, ale nadal potrzebowała chwili przed powrotem do Obozu.

: 01 cze 2020, 9:02
autor: Twój Stary
Z zadowoleniem stwierdził że cała terapia wyszła dobrze, to też uśmiechnął się na ten fakt i zaczął zbierać swoje manaty, jednak nie zamierzał iść skoro i grzecznie słuchał co samica ma do powiedzenia. Na jej imię, szczególnie to pierwsze uśmiechnął się szeroko. O tak, słyszał je już wcześniej! No proszę, widać po kim dzieciaki takie twarde! Nie musiał się długo zastanawiać by stwierdzić że Ognista jest wojakiem.
– A więc to Ty jesteś matką numer dwa tych urwisów od nas. Mango, Kosy i Harnasia.. Słyszałem o Tobie od Cioteńki Honi.. I o numerze, jaki wam duszek wywinął – zaśmiał się serdecznie, chowając miseczki do wielkiej sakwy a potem sam przeciągnął się by rozprostować kości. Cóż, jak się jej tak przypatrywał to rzeczywiście była podobna do chłopaków, tak jak ona podobieństwo do Proroka u Hebzena również dobrze zauważyła.. Chociaż było w nim coś z Perły. Na ten przykład dosyć spokojne spojrzenie.
– Dogadam się z waszym uzdrowicielem o zwrot. Macierzanka, lawenda, żywokost, nawłoć i trochę Lulka. Morskie zioła już wam odpuszczę – miał dosyć dobry humor, mimo iż zazwyczaj jak musiał zużyć tyle ziół to mu serce płakało. Ahh, perspektywa tego iż ktoś mu je odda była zbawienna! Wyciągnął jedną ze swoich już ładnie skręconych fajek i wetknął do pyska, podpalając lekko. Zaciągnął się, wypuszczając dym gdzieś w bok aby nie chuchać nim na Morien.
– Uczniem Światokrążcy i Lepkiej. Aspirowałem na wojownika, skończyłem jako uzdrowiciel – wyjaśnił grzecznie, strzelając sobie kolejnego buszka. Dobry tytoń dorwał ostatnio!

: 01 lip 2020, 20:28
autor: Grabieżca Fal
Poruszyła błonami usznymi, zerkając uważniej na Uzdrowiciela. Słyszał o młodych? Nie wiedziała, czy Lepka opowiadała skąd wzięły się ich pisklaki. Nie, zeby jej to przeszkadzało.
Dzięki, wilczku. – Zamruczała nisko i wstała powoli. W szyi jej strzyknęło. Urzara na pewno będzie wdzięczna za tę drobną pożyczkę – Przekażę jej.
Skrzywiła się, czując dym, chociaż samiec na nią nie chuchał. Po starciu z magmowcami miała dość jakiegokolwiek dymu na dłuższy czas.
To mamy podobny gust. Kiedy się spotkamy następny raz, możesz mi opowiedzieć o tej zmianie zdania. – Uniosła pytająco jeden z łuków brwiowych i kiwnęła łbem. Basior był sympatyczny i ją zaintrygował, ale teraz była zbyt zmęczona na opowieści.
Skinęła mu łbem jeszcze raz i wyszła z zagajnika, szeleszcząc krzakami. Chciała wrócić do Ognia i spać przez trzy księżyce.

~~~

Dobre parę księżyców później i parę dalszych spotkań z Basiorem, Morien była gotowa do porządniejszej rozmowy. To jest, o ile Uzdrowiciel pomoże jej z jednym problemem...
Przybyła na umówione miejsce, chwilę po Ziemnym. Ze skrzywieniem wskazała na swoje gardło i splunęła na bok krwią. Poza tym, nie zmieniła się od ich ostatniego spotkania... No, nie licząc braku łapy.
Uśmiechnęła się powitalnie do samca, szczerząc szereg kłów. Miło było go znowu zobaczyć.

: 01 lip 2020, 22:40
autor: Twój Stary
– Ohhho, widzę o co chodzi – powiedział od razu, gdy tylko spostrzegł śmiałe gesty Grabieżcy. Ale uśmiechnął się i wyjął trochę liści lubczyku z sakwy i wrzucił je do miseczki. Zalał wodą i podgrzał mocno by zaczęło parować a później wetknął Wojowniczce pod nos i nakazał wdychać. W tym samym czasie wyjął z sakwy mały słoiczek miodu z zapasów Honi. Sam nie musiał się przynajmniej babrać z wydobywaniem go, prawda? Nie miał łapy do owadów.. Gdy napar przestygł, wkropił kilka kropel do niego.
– Wypij teraz. Chociaż ja wole gorzką wersję – zaśmiał się a potem wziął od niej miseczkę i przeszedł do kolejnego etapu leczenia.

Przytknął łapę do gardła Ognistej i wniknął w ciało maddarą. Przeczyścił całe gardło z nadmiaru śliny z krwią, od razu skupił się na usunięciu wirusów i bakterii, które były odpowiedzialne za stan zapalny gardła i nim samym również się zajął, bardzo sprawnie go gasząc. Potem jeszcze raz przeczyścił wszystko, odbudowując uszkodzoną śluzówkę gardła i gdy upewnił się iż teraz Grabieżca będzie mogła mówić i nic nie będzie jej boleć, zabrał łapę i czekał na reakcje.

//lubczyk

: 15 lip 2020, 11:32
autor: Torvihraak
//ja tu tylko po naukę

Jej sługa zdecydował się uczyć ja, jakiegoś śledzenia. Jakby ona sama nie potrafiła polować. Całe życie polowała, a jej skrzydła niosły ze sobą cichą śmierć i zmorę niezliczonych istot! Tak wielu, że mały, smoczy móżdżek jej sługi nie był w stanie nawet tego ogarnąć! Nie potrzebowała żadnego śledzenia, żeby znaleźć swoją zwierzynę.
Jej sługa z tym przekletym, wiecznym uśmiechem tylko kiwnęła głową, a Pu'ehr poczuła, że ta nie lekceważy jej umiejętności i że rozumie (wydziobała by smoczycy oczy, gdyby ta lekceważyła ją), ale żeby pomyślała, jakim postrachem by była, gdyby nie musiała nawet wypatrzeć biednego zwierzątka, które chciała zabić, ale wystarczy, by zauważyła trop, którym by mogła podążyć do swojego celu.
To... Pu'ehr musiała przyznać, że wcale nie było takim złym pomysłem. Sługa uśmiechnęła się szeżej. Hm. No dobrze, dlatego w ogóle pozwoliła jej na bycie sługą, a nie niewolnikiem, bo czasem miała jednak dobre pomysły. Czasem.
Sowa kiwnęła głową. No, na co czekała? Miała nauczyć ją śledzić i to już!
Jej smoczy sługa zaczął coś węszyć przy ziemi, aż coś znalzł. Sowa przyleciała zobaczyć, nie dlatego, że Torvihraak chciała aby to zrobiła, oj nie nie, ale dlatego, że sama była ciekawa.
-Śledzić niestety trzeba z ziemi. Albo przynajmniej bardzo często lądować, żeby łatwiej było zbadać szlak.– sługa powiedział. Tylko po co się odzywał, przecież i tak wiedziała, co miała na myśli przez więź. Ah, no tak. Lubiła dźwięk swojego głosu. Pozwoli jej na to.
-Przemieszczając się zwierze zostawia za sobą wiele śladów, którymi można podążać. Pierwszymi są, tak jak tu widać, ślady w ziemi. Niedawno padało, a w błocie bardzo dobrze odbijają się ślady. Zobacz- sowa podeszła i rzeczywiście. W ziemi odbita była łapa jakiegoś mniejszego ptaka -Oczywiście, nie dość, że nie zawsze jest mokro to nie wszędzie jest błoto. Innym śladem są na przykład połamane gałązki, zgnieciona lub wygięta trawa, o, zobacz tu na przykład. Wszelkie rzeczy, które nie pasują do naturalnego ustawienie. Tym, co jeszcze można wypatrzeć to sierść czy pióra, czy łuski czy cokolwiek zwierzę mogło zgubić. Wypatrując te rzeczy i podążając za nimi można dotrzeć do swojej ofiary. Ale są też inne ślady, po których można śledzić zwierzę, na przykład zapach. Tylko trzeba brać pod uwagę także i wiatr, bo trop zapachowy może zostać zwiany. No ale i ty, i ja mamy lepsze wzroki od węchu, więc no. Mi nos zabiły niektóre "perfumy", a ty jesteś sową, ciekawe, której z nas lepiej by poszło węszenie.– jej oczywiście. Gdyby oczywiście zachciała węszyć, czego nie zrobi. Wdychanie odoru pomniejszych istot pozostawi swojemu słudze, jeśli już będzie konieczne. – No i tradycyjnie trzeba też nasłuchiwać, ale to już wiesz. Więc... spróbuj podążyć tropem- a żeby wiedziała, że spróbuje. Zdominuje to całe "śledzenie". Zdominuje, aby dominować wszystko inne.
Spojrzała na dwa ślady wzkazane przez smoczycę. Jeden w błocie, drugi na trawie. Jeśli ofiara nie szła tyłem, to ten błotny ślad był starszy, a zwierze kierowało się w tamtą stronę. Pu'ehr ruszyła tam, a sługa za nią w krok. Szukała tego, o czym mówiła Torvihraak. Naruszone gałązki, czy inne rośliny. Zgubione pierze. Jakieś odciski. Od czasu do czasu wzlatywała, aby spojrzeć na to wszystko z góry. Uważnie rozglądała się i nasłuchiwała. Aż tu nagle znalazła więcej piór... i tyle. Koniec. Trop się urywał. Wzleciala wyżej i wyżej, mając nadzieję na zauważenie czegokolwiek... i nic. Jak tak można było?! Co to miało znaczyć?!
-Wygląda na to, że ptak odleciał, Pani Sowo. Zdarza się i nic nie można z tym zrobić.– czarnołuska się zaśmiała. Spojrzenie pustych, czarnych oczu sowy mówiło dokładnie co o tym myślała

//zt

Dodano: 2020-07-15, 11:32[/i] ]
//przybywam ponownie po naukę

Hmpf. Pu'ehr zadecydowała, że jeśli ma ziścić swoje plany dominacji nad światem, to musi stać się potężniejsza, a jej sługa twierdził, że potężniejszym staje się przez trening i ćwiczenia, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Wspomniała też coś o magicznych kryształach, ale do tego potrzeba było innych, mniejszych i niemagicznych kryształów, których im brakowało. (Ubolewała nad tym faktem)
Sowa za pomocą potężnych uderzeń skrzydłami wzleciała w powietrze.
No dobra, więc co miała niby teraz robić? Latać w kółko i atakować powietrze?
...
...
...
W sumie... mogłaby latać i atakować przypadkowe rzeczy. Jak drzewa, albo coś.
...
Miała nadzieję, że nikt tego nie zobaczy. Jeszcze ktoś by uznał, że jest szalona, tak jak jej sługa. A nie była szalona, doskonale wiedziała co chce i dlaczego. A chciała władzy.
Złożyła nagle skrzydła, by zanurkować gwałtownie, ale tylko przez chwilę. Chciała szybko zbudować prędkość. Powoli otwierała skrzydła, prostując lot, wykonywała malutkie uderzenia skrzydłami, bezszelestne oczywiście, zanim nie znalazła się przed wypatrzoną gałęzią. Wtedy odchyliła ciało do tyłu, rozwarła maksymalnie skrzydła i wyrzuciła swoje pazury do przodu, chcąc wykorzystać pęd i wylecieć na gałęź całą możliwą siłą, aby wbić pazury jak najgłębiej mogła i staranować przy okazji biedne, niewinne listki.
Więc... Zrobiła to. Wychamowała dopiero za gałęzią, która po uderzeniu ochyliła się, a że była gietka, to szybko wróciła na swoje miejce, uderzając przy tym sowę.
Cóż za... Cóż za... TUPET! Jak śmiało to drzewo jej się odwinąć. Oj, pożałuje tego, pożałuje.
Szybko zrobiła pół piruet w locie, manewrując odpowiednio skrzydłami. Najpierw uderzenie jednym dla pędu, podkurczenie dla szybkości, a potem najtrudniejsze pozbycie się pędu i stabilizacja, w trakcie której już ptak wystawił szpony do góry i jednym zamaszystym pociągniciem wykonał podwójne (jako że dwoma szponami) cięcie wzdłuż gałęzi, która właśnie znalazla się przed nim. Płytkie, ale rozległe. Przynajmniej tak rozległe, jak zasięg sowich szponów.
Mając już łapy na gałezi Pu'ehr uczepiła się jej i odpowiednio obkręcając ciało, wylądowała na niej. Skrzydła miała cały czas rozłożone i od razu, gdy poczuła, że równowagi jej już nie brak, wypatrzyła jedną malutką gałązkę z liściem, która miała być jej celem. Jednen szpon przesunęła lekko do przodu, drugi do tyłu, sama odchyliła się odrobinę, przygotowując się do ataku, po czym prędko niczym żmija rzuciła się na gałązkę, chcąc wykonać precyzyjne dziobnięcie zamkniętym dziobem u podstawy tegoż to drewienka, przy odrobinie szczęścia odcinając go od reszty drzewa.
Sowica co prawda trafiła, ale niestety gałązka dalej się trzymała. Pewnie gdyby była sucha, to sprawy miały by się inaczej, ale nie była, więc atak Pu'ehr jedynie tylko osłabił kawałek roślinki. Tak być nie mogło. Drzewo miało cierpieć.
Ponownie wychyliła jedną łapę do przodu, drugą do tyłu i znów zaatakowała dziobem, tylko że tym razem nie polegała na pędzie i precyzji, oj nie nie. Tym razem chwyciła gałązkę w osłabionym miejscu swoim dziobem i zaczęła z całej siły zagryzać, lekko osłabiając i zwiększąc siłę zgryzu co chwilę. Manewrowała też głową, starając się zadać jak najwięcej obrażeń ze wszystkich stron gałązki.
Sukces! Sowa wyprostowała się trzymając świeżo zabity kawałek drzewa w swoim dziobie, który wypuła na ziemię, pokazując tym samym, jak mało szacunku sowa miała do swojego przeciwnika. Pokonanego zresztą.

Hmm. Tak. Była mistrzynią ataku, co do tego nie było żadnych wątpliwości, ale wspomnienie listnego uderzenia przez drzewo było swieżą skazą w jej umyśle. Musiała... musiała nad tym popracować. Żadne drzewo już jej nie trafi, nie pozwoli na to!
Puściła gałęź i dała nura w koronę drzewa. Skrzydła miała mocno zgięte, aby zajmowały jak najmniej miejsca, dalej pozostając użyteczne. To posnosiła lewe skrzydło, to prawe, to opuszczała lewe skrzydło, to prawe, manewrując i zręcznie unikając zderzenia z teraz już większymi konarami drzew. Z tymi to już całkowicie nie chciała mieć ... bliższego spotkania. Nogi miała podkurczone, ogon szeroko rozwarty. Trochę... Trochę bardzo panikowała, bo nie miała jak się zatrzymać, a te gałęzie zbliżały się coraz szybciej i o matko, jak to jej sługa mówiła, słodka ciemności, droga ciemności, za szybko. Lewe skrzydło do góry, teraz szybko przyciągnąć skrzydła do ciała, na szpony cienia, ona tu umrze.
W końcu jednak koszmar dobiegł końca, a sowa znalazła się w pięknej, pustej przestrzeni, w której mogła bezpiecznie zahamować. Uff. To było... uff. Chyba wolała atakować, niż unikać. Wylądowała na ziemi. Chyba musiała zrobić sobie przerwę od latania. Taką chwilową. Może poćwiczyć teraz uniki na ziemi. Tak.
Stojąc na ziemi ugięła łapy, po czym wybiła się z obu łap, uderzając (już będąc w powietrzu) dwa razy skrzydłami, aby przyspieszyć i zwiększyć zasięg skoku do tyłu, po czym przycisnęła skrzydła do ciała. Wylądowała na obie łapy, ponownie je uginając. Uniknęła wyimaginowanych szczęk wilka!
...
No co? Wolała to od drzew.
Ponownie obniżyła swój punkt ciężkości, znów szykując się do krótkiego wybicia w powietrze, tylko tym razem nie do tyłu, ale w bok. Przekręciła swoje ciało tak, aby było skierowane w prawo, skoczyła, ponownie dwukrotnie uderzyła skrzydłami, wyrzuciła swoje szpony w bok, aby wykonać półobrót w powietrzu i znów wylądowała na ugiętych nogach, tym razem uderzając skrzydłami jeszcze raz na wychamowanie.
Hmm... no dobrze, powinno wystarczyć.
//zt

: 27 lip 2020, 13:39
autor: Cięta Łuska
W końcu dotarłam do Ukrytego zagajnika. Znowu zapomniałam o jedzeniu. Jednak ostatnia przygoda nic mnie nie nauczyła. Rozejrzałam się po zagajniku. Może będzie tu jakiś łowca, który by mnie nakarmił. Ryknęłam, by zwrócić na siebie uwagę innych smoków. Po chwili ryknęłam jeszcze raz, tak dla pewności. Ech, kiedy ja się nauczę wyciągać wnioski z moich czynów.

: 27 lip 2020, 17:10
autor: Błękit Nieba
A powinna, powinna. Błękit jednak już była w drodze. Powoli zniżała lot a tuż przed Corrą, nie lądowała. Zrzuciła pełną porcję mięsa przed smoczycę i mocniej machnęła skrzydłami wzbijając się na powrót do lotu i wracając na polowanie. Obdarzyła ją jedynie swoim uroczym uśmiechem, błysnęły zaostrzone, białe kiełki. Chociaż powoli zaczynają żółknąć. Zniknęła nad Zagajnikiem

: 31 lip 2020, 9:50
autor: Cięta Łuska
Nagle przede mną wylądowała pełna porcja mięsa . Podniosłam łeb na odlatującą już smoczyce, jednak widziałam jej uśmiech.
– Dziękuję! – krzyknęłam do Błękit, ale nie wiem czy mnie słyszała. Więcej nie czekając, zaczęłam jeść. Ostatnio jadłam owoce, więc byłam ciekawa jak smakuje mięso. Najpierw ostrożnie ugryzłam kawałek mięsa. O matko, to jest pyszne. Może nie tak słodkie jak owoce, ale miało swój unikatowy smak. Nie wytrzymałam i pożarłam całą porcję. Naprawdę pyszne. Po przełknięciu ostatniego kawałka, postanowiłam już wracać. Wolnym krokiem, szczęśliwa i najedzona ruszyłam w drogę powrotną.

: 16 sie 2020, 14:58
autor: Pasterz Kóz
Idealne miejsce dla Poranka, który z łatwością przeciskał się między drzewami z racji swoich niewielkich rozmiarów. W końcu mógł skorzystać z bycia mikrusem, a nie tylko narzekać jakie jest to niewygodne, gdy było się niższym od młodszych smoków. Wdrapał się na jedno z powalonych drzew i wygodnie na nim rozłożył, osłonięty gałęziami przed niemiłosiernie palącym słońcem. Co prawda miał tutaj czekać na Sól, ale znajdzie go na spokojnie. Z resztą, on tylko miał tłumaczyć i wydawać polecenia, nic trudnego ani angażującego. Nie musiał bronić się czy atakować, skoro miała to być tylko krótka nauka. Mógł w końcu trochę się zrelaksować.

: 17 sie 2020, 21:12
autor: Wrzawa Wierzb
Ćmia Łuska w zamyśleniu prawie minęła niewielki zagajnik – całe szczęście ocknęła się w porę, zawróciła i wcisnęła się w gęste krzaki, zamykając przy tym ślepia w ochronie przed kolczastymi gałęziami. Trwało to dłużej niż chciała i nie było szczególnie przyjemne, ale wreszcie udało jej się dotrzeć do wnętrza zagajnika i wyplątać niezdarnie z pnączy.
Gwieździsty Poranku – przywitała się; szybko dostrzegła Wojownika wylegującego się na powalonym pniu, jego granatowe łuski wyraźnie odcinały się od... wszystkiego. Najwyżej w wodzie wtopiłby się w otoczenie. Zdecydowanie był smokiem morskim, odnotowała w myślach. I brakowało mu jednej z przednich kończyn – to zauważyła dopiero po chwili. Jej własne łapy zdrętwiały, choć nie była pewna czemu. To był trochę... niespodziewany widok. I z pewnością nie taki, który by się jej podobał.

: 17 sie 2020, 23:05
autor: Pasterz Kóz
Nie dało się nie usłyszeć przedzierającej przez krzaki Łuski. Pozwolił jej samej odkryć zagajnik i wejść do niego, zaś po jej przywitaniu usiadł na tym samym pniu, na którym przed chwilą leżał. Zauważył jej zaskoczony wzrok, gdy spojrzała na kikut, nie dało się tego ukryć. Uśmiechnął się do niej delikatnie, jakby miało to mówić "spokojnie, to nic takiego, Ciebie to nie spotka".
– Wystarczy Poranku. Albo Astral. Nie jesteś już pisklęciem, więc możemy sobie to darować, zwłaszcza jeśli masz kiedyś mnie leczyć na arenie – stwierdził, wzruszając przy tym barkami od niechcenia. Starczyło tej oficjalności, z resztą nie miał na to ochoty. Ani na nic innego. – Moja łapa, a raczej jej brak, to wynik mojego porywania się na bardziej doświadczone smoki. Czasami trzeba wiedzieć kiedy odmówić. Dobrze, że nie ma nic czego duszki by nie naprawiły, prawda? – spytał retorycznie, ale już się nie uśmiechał. Przeżył trochę tą stratę, traktował to bardzo poważnie i jeszcze był nieco drażliwy na ten temat. Może niektórzy traktowali utratę łapy jak codzienność, ale czy dało się do tego przyzwyczaić?
– Nie traćmy czasu i zajmijmy się nauką. Powiedz mi, jakie zmysły mogą przydać się przy tropieniu? Może któryś jest najważniejszy, a jeśli tak to dlaczego? – spytał spokojnie, spoglądając nieco z góry na Ćmią, ale to tylko dlatego, że siedział na pniu. Nie chciał jej od razu zasypywać pytaniami teoretycznymi albo przeprowadzać jakieś długie wykłady, niech najpierw sama się wykaże, bo na pewno wywnioskuje odpowiedzi.

: 18 sie 2020, 18:26
autor: Wrzawa Wierzb
Gdy Poranek się odezwał, srebrny wzrok Ćmiej powędrował ku jego pyskowi. Ach, czyli używanie pełnego imienia było traktowane jako formalność? Trochę ją to zawiodło, ale rzeczywiście, inne smoki też często używały połowy cudzych imion.
Szkoda nie wykorzystywać całego imienia. Jest ładne – przyznała cichym głosem, a w jej ślepiach zalśniło zaciekawienie. Może on też nie był przywiązany do tych wszystkich mian, tak jak Zirka, jak smoki Plagi? Albo Strażnik, który używał na spotkaniu tylko pisklęcych imion, niezależnie od wieku uczestników. Po co wymyślać ciągle coś nowego, jeśli wszyscy chcieli korzstać tylko z tego pierwszego imienia?
Wyjaśnienia wysłuchała w bezruchu, marszcząc tylko delikatnie brwi. Na to, że Ziemni wybierali sobie złych przeciwników, nie mogła wiele poradzić, nieważne jak dobrym Uzdrowicielem by była. Dziwnie się z tym czuła. Obrażenia były zupełnie niezależne od niej, wszyscy wojownicy sami się na nie decydowali. Ona mogła tylko zajmować się konsekwencjami... najwyżej tyle.
Uważaj – mruknęła pod nosem, ledwo rozchylając szczęki.
Zaraz jednak przeszli do właściwego tematu spotkania. Niechętnie oderwała myśli od czekającej jej przyszłości – łatania ran i bezsensownego wpatrywania się w cudze kikuty – i skupiła się na pytaniach Astralnego. To... był ciekawszy temat od innych. Ciekawszy od walki czy przekonywania, bo pomagał jej nazywać to, co spotykała na swojej drodze.
Wzrok, słuch i węch. Nie wydaje mi się, żeby któryś był najważniejszy, ale... słuch musi być najmniej ważny, bo do tego trzeba być blisko... – Jak miała to nazwać? Co można było śledzić? Smoki pewnie też by się dało. – zwierzyny. Zapachy też po czasie wietrzeją, ale mogą pomóc w lokalizowaniu. Może wzrok jest najważniejszy? Zwierzęta zostawiają dużo widocznych śladów. Bardziej trwałych.
To było znacznie prostsze, bo nawet po obozie Ziemi poruszały się różne drobne – albo też większe, smocze – stworzenia. Ptaki zostawiały pióra, odciskały swoje drobne pazurki w błocie. A połamane gałęzie krzaków były raczej sprawką smoków.