Strona 20 z 29
: 06 lip 2019, 15:11
autor: Poszept Nocy
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Buczyna była kolejnym przystankiem Piastuna Ognia. Północny, obdarzony wyjątkowo gęstym futrem, źle znosił upały. Starał się więc unikać nasłonecznionych przestrzeni, nawet po zgubieniu części zimowej pokrywy.
Zatrzymał się więc pod jednym z większych drzew, w myślach dziękując mu za odrobinę cienia, i wysłał mentalną wiadomość do przewodnika jednego ze stad.
~ Przewodniku Ziemi, nazywam się Poszept Nocy i jestem Piastunem Ognia. Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś poświęcił mi chwilę swojego czasu. Znajdziesz mnie wśród buków Dzikiej Puszczy. ~ Teraz pozostało tylko czekanie.
: 08 lip 2019, 17:12
autor: Strażnik
Samiec nie mógł zdawać sobie z tego sprawy, ale zdecydowanie zwiększył komfort swojego przyszłego rozmówcy, wybierając właśnie miejsce przy drzewie.
Strażnik nie miał wielkiej ochoty na spotkania, ale pojmował, że jako przywódca nie może odmawiać wezwaniom, toteż porzucił zamiar powrotu do legowiska i ruszył lotem do wskazanego punktu.
Wylądował parę ogonów od Ognistego, żeby móc bez konsekwencji pozwolić sobie na pierwszy odruchowy grymas, nim piastun będzie mógł wyraźnie przyjrzeć się jego pyskowi. Podszept na szczęście nie był morskim, ani bezskrzydłym, więc jedyne co pozostawało w nim wadliwe to funkcja.
Gdy już znalazł się przy nim, prędko ponowił wzrokowe oględziny jego sylwetki, a następnie skinął łbem. Strażnik nie wydawał się przyjazną osobą, ale sprawiał wrażenie bardziej zmęczonego i oczekującego konkretów, niż pałającego gniewem wprost na drugiego smoka – Witaj Podszepcie. W jakiej sprawie mnie wezwałeś?– spytał spokojnie, przysiadając na tylnych łapach.
: 10 lip 2019, 16:12
autor: Poszept Nocy
// PoSZept. :D
Ognisty uśmiechnął się delikatnie, gdy wezwany szybko odpowiedział na jego prośbę. Powitał go uprzejmym skinieniem łba, pełnym szacunku, u spojrzał nań jasnymi ślepiami.
– Dziękuję za przybycie. – Zaczął spokojnie. – Chciałbym zaprosić Ciebie i Twoje stado do wspólnego spisywania historii Wolnych Stad. Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś przekazał to swoim smokom. We wnętrzu Skalnego Giganta tworzę zbiór opowieści, do którego każdy może się dołączyć – zarówno by przekazać nieopisane dotychczas wydarzenie, jak i by dopowiedzieć coś do tych które już ktoś tam zamieścił. Chciałbym, abyśmy zadbali o naszą przeszłość w imię pamięci naszych przodków. Historie słowne nie są przekazywane dla każdego pokolenia i zapominamy o wydarzeniach, z których moglibyśmy się uczyć lepszego postępowania. W końcu najlepiej jest uczyć się na czyichś błędach. – Uśmiechnął się lekko. – Jeśli któryś z Ziemnych chciałby spisać historię, ale miałby problem z przeniesieniem jej na kamień, służę pomocą.
Srebrne ślepia nie miały w sobie ani krzty wrogości – Poszept Nocy był łagodnym i pewnym siebie, choć młodym jeszcze smokiem. Obserwował natomiast czujnie Ziemnego, ciekawy jego opinii. Ogień w większości był zaciekawiony i chętny, podobnie jak Wodna którą poprosił o to samo, o co teraz prosił Opiekuna Ziemi.
: 25 wrz 2019, 17:38
autor: Infamia Nieumarłych
Leniwie doczłapała się do Dzikiej Puszczy, włócząc przydługim ogonem po wilgotnej od deszczu ziemi. Zakołysała się, rozejrzała po okolicy. Cisza, spokój, samotność. Cóż za niebywała rzadkość. To był jeden z niewielu dni – a raczej późnych wieczorów – kiedy nie musiała naprawiać nikomu łusek ani nastawiać kości. I w końcu odczuła piorunujący głód.
Zadarła przyozdobiony rogatą koroną łeb. Zniekształcony, iście upiorny ryk rozniósł się po terenach wszystkich czterech stad, wzywając łowcę, jakiegoś cholernego altruistę, pragnącego podzielić się częścią dorobku ze smokiem Cienia. Wypuściła z płuc zimne powietrze i czekała, skubiąc kłami błony prawego skrzydła, naprawiając ich ułożenie.
: 27 wrz 2019, 23:14
autor: Posępny Czerep
Usłyszała wezwanie dla Łowców i rozejrzała się po swoim schowku, nieco tylko zblazowanym wzrokiem. Właściciwie sama nie wiedziała, dlaczego wciąż miała ochotę to robić. Raz za razem karmić, nawet zupełnie obce smoki. Nie był to altruizm – raczej pewien rodzaj satysfakcji.
Nadleciała ze strony Terenów Ognia, w tylnych łapach dźwigając truchło jelenia. Zwierzę pozbawione było znacznej części łba i skóry, świecąc więc żebrami wydzierającymi się spod rozpłatanych, ziejących czerwienią, płatów mięsa. Blade, cieliste błony szerokich skrzydeł raz za razem rozświetlały się promieniami słońca, podkreślającymi gęste sieci żyłek, a nagi, cienki ogon wił się przy każdym drobnym skręcie, nie pozwalając na utratę równowagi.
Wylądowała dobre cztery długości ciała od obcej smoczycy, drgnięciem nozdrzy wyłapując woń ziół i zupełnie nowy, nie nieznany dla niej zapach. Perspektywa nic nie słyszała o Stadzie Plagi.
– Aank. Mam nadzieję, że jesz mięso. – Przywitała się zdawkowo, swoim chrypowatym, mało entuzjastycznym głosem, po czym paszczą przeniosła pożywienie wystarczająco blisko pustookiej, by ta skorzystała z mięsa, które Łowczyni pozostawiła do jej dyspozycji.
Wycofała się na spokojnie parę kroków, wyłapując jedynie, czy ta coś jej odpowie. Później zamierzała odlecieć.
: 27 wrz 2019, 23:21
autor: Infamia Nieumarłych
Wyłapała wzrokiem przybycie obcej. Wyczuła także jej zapach – ten najbardziej drażniący ze wszystkich. Woń Wody była po prostu mdła, niczym przeterminowane, gnijące zioła zmieszane z morską wodą. Woń siarki, którą roznosili Wulkaniczni była otumaniająca. Doprowadzała na skraj szaleństwa.
Wypuściła głośno powietrze z płuc i obejrzała mięso, nie kryjąc nieufności. Nie zamierzała dać się oszukać, tak jak niegdyś. Aenkryntith zdradzili ci, którzy mieli być rodziną. Jeszcze łatwiej o zostanie otrutym przez wroga.
Paranoja krążyła w jej rodzinie, ale ostatnio okazywała się być słuszna.
– Dlaczego miałabym tego nie robić? Kły mam dla ozdoby? – Mruknęła oschle, z wyrafinowaniem, powoli tnąc mięso , niezainteresowana już puchatą smoczycą Ognia. Chyba nie liczyła na podziękowania? Nikt jej nie zmuszał, by odpowiedziała na wezwanie. Zrobiła to, bo mogła. Nie powinna oczekiwać czegokolwiek.
W mniemaniu Cienistej, rzecz jasna.
: 13 paź 2019, 13:04
autor: Mistrz Gry.
Rozmowę dwóch smoków przerwał deszcz. To nie tak, że nie zostały ostrzeżone – zbierało się na to od dłuższego czasu. Ciemne kłęby chmur pchał po niebie wiatr, porywisty i zaczepny, targający błonami skrzydeł nawet smoków stojących na ziemi. W jednym momencie uderzył nawet piorun, jednak gdzieś daleko na północ od Dzikiej Puszczy, kto by się więc przejmował. W końcu spadły pierwsze krople długo zapowiadanej ulewy. Jednak czym była odrobina wilgoci dla smoka?
Wtedy uderzyła druga błyskawica, dużo bliżej. Nad Wyspą na Jeziorze błysnęło gwałtownie białe światło i uderzyło w coś wysoko na niebie. Zaraz po tym niebo przecięła siatka białych linek, przypominających chaotycznie tkaną, gęstą pajęczynę zrobioną z energii rozpostarła się ponad parą smoków. Sięgnęła ponad Wypaloną Plażą i rozdzieliła Buczynę na pół. Obie smoczyce skoczyły od linii, natychmiast i bez namysłu, odsuwając się w dwóch różnych kierunkach. Następnie całość zjawiska zamigotała chwilę i zaczęła blednąć.
Co bardziej spostrzegawczy zauważyliby, że wyglądało to jakby zamknięto ich w kopule. Ale nawet Ci zauważający zazwyczaj niewiele odczuliby, że deszcz nie pada już na ich łuski, a stuka w niewidzialną osłonę nad łbami. I nawet wiatr nie wieje już prawie w ogóle.
I tak stały po dwóch stronach – Inafamia sucha i za barierą, a Perspektywa choć na zewnątrz, to moknąca na deszczu po drugiej stronie.
Dodano: 2019-10-13, 13:04[/i] ]
Burza wciąż przetaczała się przez niebiosa. Deszcz bębnił zaciekle w niewidoczną kopułę, spływając po jej bokach, wpadając do Jeziora i spływając rzekami. Nagle niebo rozjaśnił piorun, uderzając niedaleko, wprost ponad Wyspą Proroków, w sam szczyt buzującej niewidoczną energią bariery. Na tym jednak nie był koniec. Iskierki wyładowań elektrycznych popędziły świetlistą pajęczyną, rozświetlając kopułę ostatni raz, zanim wraz z nich zniknięciem nie przyszedł wiatr, hucząc i wyjąc wdzierający się na Wspólne Tereny. A wraz z nim na wszystkich ponownie zaczął padać gęsto deszcz...
: 31 paź 2019, 10:36
autor: Azyl Zabłąkanych
Odetchnęła głęboko, przystając na skraju Dzikiej Puszczy, z oddali patrząc na Tdarę znikającą za horyzontem, smakując na nowo namiastkę życia. Smakowała gorzko.
Wyrwała się do Stad pierwszą napotkaną wyrwą oddzielających żywych i umarłych, a teraz, stawiając pierwsze kroki wśród pożółkłych traw, orientowała się powoli, jak obce i nieznajome wydawały się Wolne Stada. Poczuła się niemądrze. Zniknęła tak nagle – być może nie pamiętanoby jej nawet, gdyby pojawiła się znacznie wcześniej.
Mimo to, stojąc na granicy, wdychając woń Życia, subtelnie inną, a jednak tak znajomą, nie była w stanie odpuścić, z palącym wewnątrz desperackim zdeterminowaniem. Próbowała już przedostać się przez granice, ale niemateralne, niedoskonałe ciało uciekało, rozpływało się, gdy tylko wkraczała zbyt głęboko na stadne tereny. Krążyła więc niedaleko niewidzialnej bariery, poprawiając nerwowo skrzydła, z ogonem wijącym się niespokojnie, badając, co zrobić jest w stanie i głęboko gdzieś licząc, że zupełnym przypadkiem, napotka chociaż jedną znajomą sylwetkę.
: 31 paź 2019, 11:27
autor: Chłodny Obrońca
Ile księżyców minęło odkąd zaczął wszystko obserwować z góry? Przestał liczyć już dawno nie mając przecież zmartwień jakie miał kiedyś. Coś się jednak zmieniło i choć jego serce kojone światłem gwiazd nie poszukiwało "życia" to jednak ono postanowiło w tej lub innej formie zapukać do jego wrót. Poczuł wir, nęcący, zapraszający go znów tam nad dół gdzie zdarzyło się tyle złego, ale i dobrego. Ruszył póki Ateral nie patrzył.
Pędził i choć nie czuł się żywy to wszystko wokół takie się stało! Trawa, powietrze, stworzenia... czyż nie było to dziwne zrządzenie losu iż ze wszystkich możliwych smoczych istnień trafił właśnie na nią? Był taki jakim go wszyscy zapamiętali.
Dolna szczęka była na miejscu, wąsy swobodnie powiewały na wietrze, sierść nie była przerzedzona i choć eteryczna to puszyła się bielą oraz błękitem. Bystre ślepia, nie przypominały martwych pustych sadzawek lecz dwie gwiazdy które postanowiły spaść razem z nim z nieba. Nie nosił na sobie oznak frustracji wywołanej walką z Mgłą czy samym sobą. Być może życie pod barierą i ostatnia rodzina dały mu spokojnie odejść w ciszy, ale i radości.
Tąpnęło nim jednak gdy zobaczył tę która pokazała mu czym była prawdziwa miłość po raz pierwszy. Delikatna, nieśmiała, ulotna... taka którą przecież na zawsze ma się w sercu.
Duch podbiegł i zatrzymał się szpon przed nią.
– Azyl?
szepnął wpatrując się głęboko w jej oczy. Wiedział, ze to ona ale musiał zapytać.
: 31 paź 2019, 12:35
autor: Feeria Ciszy
Feeria podejrzewała, że Hiacynt od dawna zna już cały Obóz Ziemi na pamięć. Nie wiedziała jak się sprawy mają z Terenami Wspólnymi... Ale sama rzadko tu ostatnio wpadała, więc czemu by nie zabrać tutaj syna? Zwiedzili już Gaj Pamięci, to może teraz odhaczą Kurhan Pamięci albo... Albo może znajdą jakieś inne, ciekawe miejsce, które nie jest związane z tematem śmierci?
Jak się jednak okazuje – gdy jesteś blisko śmierci, wszystko ci o niej przypomina. Jak nie miejsce spaceru, to... Duchy martwych smoków.
Ale zacznijmy od początku. Na razie po prostu szli. Jak to zwykle. Może Hiacynt czasem o coś zapyta, czasem Kerrigan coś palnie, a Feeria robi swoje. I w którymś momencie zbliżyli się do dwójki smoków. Cisza pierwszy raz widziała je na oczy i może by nie zwróciła na nie żadnej uwagi, gdyby nie fakt, że... Cóż, przeoczyć się ich nie dało. Było w nich coś innego. Jakaś aura... Albo jej brak? Brak jakiegokolwiek zapachu? Ani to stado, ani Prorok...
Azyl?
To brzmiało znajomo. Szamanka zatrzymała się zamyślona, nawet nie kryjąc swojej obecności. Gdzie ona już słyszała to słowo? A może raczej – imię?
Cóż, może nie była to granica stad, na której zawsze masz pretekst do zagadania do innego smoka, ale czy ciekawość też nie może być czasem wystarczającym powodem? Córka Daimona zebrała swoją maddarę w prostej wiadomości mentalnej skierowanej do obojga smoków. Jedyne co ze sobą niosła to ciekawość przetkana pytającymi nutami. Ciekawość tego, kim są obce smoki.
Może mniej obce, niż się wydaje...
Kerrigan, który jak dotąd krążył między drzewami, w końcu zauważył, że brązowołuska się zatrzymała. Zniecierpliwiony wylądował na gałęzi i rzucił:
– Tu chcesz kończyć, Feerio? Drzew to mamy pod dostatkiem i na terenach Ziemi. Albo w obozie. My wszędzie mamy drzewa. Nawet niektóre smoki wyglądają jak drzewa...
: 31 paź 2019, 12:38
autor: Zmierzch Gwiazd
Tak dawno już tego nie czuła... Ta iskierka, która w niej była, która gasła razem z postępującymi księżycami, a która zalśniła ponownie mocniej, gdy została napełniona boską mocą. Ta iskierka, drobny płomyczek nazywający się "życiem"... Straciła go w momencie, w którym poderżnięto jej gardło. Przez pewien czas obwiniała tych, którzy nie zdołali jej uratować, którzy ruszyli na przeciwnika, nie zważając na trzymanego przez niego zakładnika. Ale może tak było lepiej? Zagrożenie zostało zażegnane, pomimo ofiary, o której i tak szybko zapomniano.
Tym razem jednak Ateral nie mógł jej zamknąć na wieczność. Razem z innymi duchami, przekroczyła wrota śmierci, ponownie odzyskując namiastkę tego, czym była kiedyś. Jednak wtedy... Pojawiła się pustka. Nie wiedziała ile pokoleń przeminęło, ile obrotów Złotej Twarzy widziały tereny pod barierą. Chociaż obserwowała z góry, jak przemijają kolejne istnienia, smoki przychodzą i odchodzą... Nie wiedziała jak się odnaleźć. Nie mogła odejść daleko od wrót Aterala, bo czuła, że słabnie, im dalej jest. Nie mogła więc wejść na tereny stada, które tak kochała i którym przez tak długi czas się opiekowała. Nie mogła znaleźć swojego potomstwa, dopóki samo do niej nie przyjdzie.
Błąkała się więc po terenach, jako cień dawnej siebie, jednak blisko granicy z stadami. Wcześniej odwiedziła również swój stary dom, jednak zastała tam tylko ruinę. W umyśle, była pustka... Co się stało z jej kompanem? Czy przeżył? Jak się ma? Czy Deidara odczuł jakoś jej śmierć, jej stratę? Miała nadzieję, że po tym wszystkim zapomniał o niej i był wolny.
Jej oczy nagle dostrzegły jednak znajome jej sylwetki. Puszystego północnego oraz równie puszystej samicy. Czy ślepia płatały jej figle, czy też oni również zdołali uciec od Pana Śmierci? Szukała ich od długiego czasu, tam, po drugiej stronie, jednak dusz było zbyt dużo... Nie była w stanie ich odnaleźć. Teraz natomiast, nie wiedziała co zrobić. Czy powinna podejść do nich, cieszyć się tym momentem z rodziną, a może jednak zostawić ich samych i pozwolić, aby nacieszyli się sobą, a stare uczucie miłości rozkwitło na nowo?
Jej rodzice mogli usłyszeć głośne westchnięcie, gdy jednak samiczka zdecydowała się nieco podejść. Wyglądała, jak każdy inny duch, który nie posiadał materialnego ciała. Na jej ciele znajdowała się masa blizn, głównie po potyczkach z drapieżnikami, jednak kilka smoczych ran również dało się znaleźć. Chyba w ilości blizn pobiła nawet swojego ojca.
– Szukałam was, przez tak długi czas...
Odezwała się cicho, patrząc na nich, swoimi smutnymi oczami. Można było dostrzec w nich tęsknotę, ale również ulgę. Po tak długim czasie, wreszcie mają okazję, aby się spotkać i porozmawiać... Miała im tyle do opowiedzenia, tyle do przekazania.
Zauważyła również obecność młodszej smoczycy. Te łuski... W zakamarkach jej pamięci świtało pewne imię... Feeria Ciszy. Znała ją. Jej szmaragdowe oczy spojrzały się na nią, jakby nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Nie tak ją zapamiętała, jednak minęło pewnie już tyle czasu... Zmieniła się, zestarzała, jednak nadal była starą, dobrą Feerią. Nie dało się jej pomylić z nikim innym.
: 31 paź 2019, 13:24
autor: Azyl Zabłąkanych
Czy kiedykolwiek mogła spodziewać się, że natrafi właśnie na niego?
Kątem ślepia wychwyciło ruch, uszy drgnęły, gdy dosłyszała znacznie delikatniejszy szelest. Odwróciła łeb, gdy czarodziej dobiegał jeszcze, a pysk zastygł w niemym zdumieniu.
Wiele emocji przewinęło się przez niego w przeciągu tych kilku sekund, gdy Chłód zatrzymywał się przed nią. Szeroko otworzone puste ślepia wpatrywały się w niego, niedowierzając, a zaraz potem zmrużyły się, gdy targnęło nią wzruszenie. Ile już negatywnych scenariuszy stworzyła, pozostawiona sam na sam z własnymi myślami – a on... zwyczajnie tutaj był.
Obróciła się, uśmiechająca się, wzruszona, ale tez tak pisklęco szczęśliwa. Nie potrzebowała podchodzić – przywódca zatrzymał się zaraz przed nią.
– Chłodzie... – zaczęła, zbliżając się jeszcze bardziej i niemal go dotykając, wyciągnięta łapą dotykając jego policzka, wpatrzona w jego ślepia. I cofnęła ją zaraz, speszona, a promienny uśmiech i roześmiane iskierki igrające w ślepcach zniknęły zaraz.
W pierwszej chwili to zignorowała, a teraz dostrzegała wyraźnie. Chociaż wciąż postawny, z gładkim, gęstym futrem – ach, a jej było takie skłębione! – i emanujący tym wszystkim, co tak ją urzekało... Widziała, że był znacznie starszy.
Bogowie, ile księżyców minęło? Czy pożegnał się z własnym życiem, samemu osiągając już starość?
Po raz kolejny targnęły nią emocje, ale tym razem był nim bezbrzeżny żal. Cofnęła łapę, bo nagle uderzyła ją, po raz kolejny, przygniatająca świadomość upływającego czasu. Ile przeżył, odkąd zniknęła? Ile innych smoków pokochał? Chociaż stał tak blisko, nagle wydał się dziwnie niedostępny, gdy potrzeba okazania mu, chociaż teraz, odrobiny szacunku, wygrała. W końcu, czy miała prawo do czegokolwiek innego? Wyglądało na to, ze tylko jej uczucia pozostały nienaruszone.
Opuściła łapę, zawstydzona.
Minęła jeszcze chwila, a potem wyrwano ją magicznym impulsem.
Odwróciła łeb, dostrzegając kolejną sylwetkę, której nie potrafiła rozpoznać. Chciała odpowiedzieć impulsem, ale maddara nie była w stanie jej posłuchać; a zaraz potem, za brązową smoczycą, dostrzegła córkę.
Żal ugodził ze zdwojoną siłą, gdy dostrzegła ją, staruszkę już, gdy po raz ostatni widziała ją zaledwie jako pisklę. Tak, jakby wczoraj... Ile ją ominęło?
Chociaż w oczach Veles była również ulga, ona dostrzegała w niej wyłącznie smutek.
– Przepraszam, kochanie – szepnęła, nie czując, jakby miała prawo do czegokolwiek innego.
: 31 paź 2019, 13:34
autor: Niepokorny Hiacynt
– Kerrigan proszę. "Narzekanie"? Teraz? – pozwolił sobie Hiacynt przydreptując do drzewa na którym kruk przysiadł
– Nie czujesz, że dzieje się tu coś... innego? – szepnął spoglądając na niego psotnie po czym w kilka susów znalazł się przy Feerii. Nie śmiał podejść bliżej do smoków, które zwróciły uwagę jego matki, nawet jeżeli ostatnio podbudował swoją pewność siebie. Wyglądali na... em... zajętych. Wychylał głowę z ciekawością starając się zrozumieć co jest w tych smokach niezwykłego.
Nietuzinkowość wisiała w powietrzu i przez to serce Hiacynta podniosło radośnie rytm. Chyba ze dwa razy wyciągał łapę do przodu i ją cofał jakby chciał zrobić krok do przodu, ale nie był zdecydowany.
W końcu dostrzegł też trzecią nieznajomą mu sylwetkę. Smoczyca przyglądała się Feerii.
"Mamo... Komuś się chyba wyjątkowo podobasz." – szepnął mentalnie, by dać jej znać o swojej obserwacji, po czym dyskretnym ruchem łba wskazał przybyszkę.
Gdy chwilę później usłyszał wzmiankę o przeprosinach... widocznie się speszył. Tu widocznie krążyło zarówno wiele dobrych jak i złych emocji. Zaczął mieć wrażenie, że nie powinno go tu być.
: 31 paź 2019, 13:57
autor: Chłodny Obrońca
Poczuł, a jednocześnie nic nie czuł, łapa ukochanej na policzku choć szybko zabrana zostawiła swój ślad. Przymknął nieznacznie ślepia, nadal roziskrzone i uśmiechnął się pod wąsiskami. Ciepło jak tylko on potrafił, nawet kiedy jej łapa cofnęła się, a pysk wykrzywił w zmieszaniu i smutku.
– Cóż to za mina kochany kwiecie jaśminu.
szepnął unosząc jej podbródek własną łapą.
– Nie za wiele już czasu minęło odkąd widzieliśmy się ostatni raz? Nie uciekaj teraz swoimi ślepiami od moich. Ziemia nadal żyje, nasza rodzina nadal żyje. Nam się umarło, ale taka smocza kolej.
dodał ciepło i nagle, bez ostrzeżenia przytulił ją jak nigdy. Dorósł, na pewno dorósł... za ich młodości wstydził się podarować jej kwiecie, nie mówiąc już o tuleniu. Cudem udało im się chyba pisklaki spłodzić! Nadal jednak byłby gotów rzucić wszystko tylko po to by jej pomóc, a teraz wyglądała jakby pomocy potrzebowała.
Chłód poczuł obecność kolejnych smoków, ale i trzeciej zjawy. Do tego ten głos... Odwrócił się wysłuchując przeprosin Azyl i zobaczył swoją córkę w stanie w jakim on nie był nigdy. Czy jednak to się liczyło? On wyglądał jak młody bóg, bo właśnie tak chciał być zapamiętany. Widać życie nie rozpieszczało jego kochanej Veles. Uśmiechnął cię ciepło i nie czekając na pozwolenie przytulił mocno córkę.
– Byłaś wodzem, byłaś prorokiem, byłaś matką i łowcą. Nie moglibyśmy być bardziej z ciebie dumni. Zrzućcie te miny, zobaczcie kto przybył.
jego spokojny głos uderzył w Azyl i Gwiazdę po tym jak zwrócił się ku Feerii oraz małemu Hiacyntowi.
– Ty musisz być... wnuczką mojej drugiej córki czyż nie?
powiedział łagodnie kierując słowa do Feerii.
– Widziałem jak rośniesz i używasz łap w podobny sposób co twoja prababcia.
uśmiechnął się i pochylił nad Hiacyntem.
– To musi być w takim razie twój syn, twój i przywódcy, nie mylę się?
zachichotał pod nosem.
– Uzdrowicielstwo i przywództwo bardzo się lubią z naszą rodziną. Jestem Chłodnym Obrońcą, gdzież moje maniery... wybaczcie, ale wśród gwiazd smok przestaje tak bardzo zwracać na to uwagę.
Rozmawiał jakby nigdy nic, jakby wiedział że ich czas tu jest ograniczony. Nie zamierzał go marnować, chciał poznać swoją rodzinę. Chciał zabrać te wszystkie wspomnienia znów do gwiazd gdy przybędzie po nich Ateral.
: 31 paź 2019, 16:30
autor: Wieczorna Aura
Kto by pomyślał, że i Wieczorna Aura, która odeszła w spokoju w objęciach własnej córki, gotowa na śmierć, wróci ponownie na ziemię, aby po raz kolejny móc zobaczyć znajome tereny. Tak jak inne duchy, tak i ona nie mogła wejść do starego domu, więc zamiast tego szybowała w okolicy, lekko machając nie do końca materialnymi skrzydłami.
Za życia wiele myślała i martwiła się rzeczami, których nie może już zmienić. Po śmierci udało się jej znaleźć ostateczny spokój, choć to nie znaczy, że pogodziła się z każdą decyzją jaką podjęła. Wiele duchów uciekło z zaświatów, a wśród nich była i jej matka. Czuła to i wiedziała, gdzie ta mniej więcej jest. Jednak bała się szukać i odnajdywać.
Czy ma jej to za złe? Ruszyła ją uratować, a skończyło się na tym, że ją zabiła. Jak na smoczyce wiekową i zawsze rozsądnie opanowaną jeden raz dała się ponieść emocjom i podjęła tak złą decyzję, iż jej kochana matka przypłaciła za to życiem. Czy miała, więc prawo na to spotkanie?
Kręciła kółka wokół zebranych poniżej smoków w Dzikiej Puszczy, martwych i żywych. Z nich wszystkich poznała jedynie Opokę oraz Feerię, która z młódki przeobraziła się w staruszkę. Tyle księżyców minęło, tyle się zmieniło. Nie wiedziała nic o pozostałej dwójce, ale widziała, jak reagują na obecność byłej prorokini, więc doszła do wniosku, iż musieli żyć nim Aura się wykluła.
Mogłaby odlecieć. Mogłaby zostawić rodzinne zebranie smokom, które były bardziej istotne niż ona. Wszak Wieczorna za życia nie zrobiła nic wielkiego i nie zdziwiłaby się, gdyby została zapomniana. Jednak mimo tych myśli nie bała się, bo nie miała już czego. Jej czas przeminął i mogła cieszyć się wiecznym spokojem. Po chwili wahania postanowiła dołączyć do tych na dole. Nie ma już nic do stracenia.
Dawna łowczyni wylądowała miękko i bezgłośnie kawałek od rozmawiających, po czym krokiem pełnym gracji podeszła bliżej. Poruszała się powoli, bez pośpiechu. Jej miętowe ślepia leniwie przeskakiwały pomiędzy smokami, aż nie zatrzymały się na Opoce. W oczach błysnęły uśpione emocje z dawnych czasów i choć Aura miała ochotę przywitać się z matką to nie mogła się zebrać do dalszego ruchu.
-Przepraszam... – powiedziała cichym, spokojnym głosem z poczuciem winy –Nie zdołałam cię uratować... To moje decyzje cię zabiły... – mówiła powoli i urywkami. Obniżyła łeb, lecz nadal przyglądała się matce. Nie zamierzała uciekać wzrokiem. Na razie zignorowała resztę, gdyż jej uwaga skupiona była na tym jednej rzeczy, którą musiała zrobić. Przeprosić.
: 31 paź 2019, 17:33
autor: Feeria Ciszy
//Ten odpis humorystycznie pewnie odstaje tak bardzo... x)
Opoka! Nim Feeria zdążyła domyślić się kim są te smoki albo wpaść na to, co tu się w ogóle działo, zobaczyła kolejną znajomą duszę.
Tak, duszę. Bo to już był smok, który definitywnie był martwy. A potem jeszcze Wieczorna... Jeśli dodać do tego słowa obcego samca (no, może nie aż tak obcego, bo z każdym zdaniem Feerii przejaśniało się we łbie) to wychodziło na to, że przypadkiem doszło do spotkania rodzinnego...
W którym większość członków rodziny jest raczej martwa, niż żywa, ale to już szczegół.
Cisza nie mogła zrobić nic innego, jak po prostu skinąć łbem. I może też powstrzymać łzy. Może smutek, którym była przetchniona ta rozmowa w żadnej mierze jej nie dotyczył. To były sprawy innych smoków, ale...
Ile czasu zostało jej samej? Nienawidziła faktu, że nie mogła się opędzić od tej myśli. Coraz częściej wpadała jej do łba i ciężko było się jej pozbyć. Coraz mniej, coraz mniej...
W gronie martwych smoków, niby doświadczonych, a jednak nie znających tego świata upływ czasu zdawał się być niemal namacalny.
Kerriganowi jakby zaparło dech na słowa Hiacynta. Czy to pisklę właśnie próbowało go pouczać?!
Ale nie kłócił się. Nie dlatego, że przyznawał mu rację, nie... On po prostu poczuł przez chwilę to, co czuła jego kompanka. Dlaczego, gdy już dostawał od niej jakieś emocje na linii mentalnej, to były to żal i gorycz? Ehh...
Ptaszysko załopotało skrzydłami i przeniosło się na róg kompanki.
– A ja jestem Kerrian. Miło poznać, panie duchu – zaczął od przedstawienia siebie, uznając z góry, że pradziad Feerii po prostu musiał go nie zauważyć. Bo żeby tak go zignorować... Dopiero wtedy mógł przejść do pomocy swojej kompance, która w międzyczasie zdążyła przewrócić ślepiami na ten okaz kruczej dumy. Czas zabawić się w "Feeria mówi..." – Nie mylisz się w żadnej kwestii, Chłodny Obrońco. Hej, młody... Znaczy, Hiacynt! /b]– krakał dalej. Przodkowie przodkami, ale młodsze pokolenie też trzeba oświecić. – Pamiętasz tę rozmowę w Gaju? Dziadka Elementu może nie spotkamy, ale za to może poznać swoich... Hmm... Prapradziadków Chłodnego Obrońcę oraz Azyl Zabłąkanych – powtarzał starannie kruk, przekazując wiedzę Feerii. – O, a tam dalej, jest twoja ciocia Wieczorna Aura i... – No właśnie. Sama Cisza nigdy nie wiedziała jak się zwracać do Opoki. Z jednej strony Daimon przedstawił jej ją jako babkę, zaś z drugiej więzi krwi, które ich łączyły przedstawiały tę relację inaczej... – Twoja kolejna ciocia pod koniec żywota znana jako Zmierzch Gwiazd.
Dobrze, prezentacja ogólna dokonana, więc można mdleć i dostawać zawału?
Albo lepiej nie. Odprowadzenie do Aterala przez zmarłych przodków wydaje się ciekawą opcją, ale jednak do śmierci się jej nie spieszy.
To pewnie zabrzmi absurdalnie, ale w tej sytuacji Feeria nie wiedziała... Co powiedzieć. Spotkanie swoich przodków, których znasz jedynie z historii? To wydawało się tak niedorzeczne...
A jednak myśl, która najbardziej się wybijała na tle innych to pytanie. Czy on też...?
Wzrok Ciszy mimowolnie powędrował ku Opoce i Aurze. One go znały. Feeria je znała i ciepło kojarzyła. Po raz kolejny zebrała maddarę i obu ciotkom przesłała wiadomość mentalną – najpierw to, co czuła, czyli radość przeplatana ciepłem. Potem zaś samotny obraz wraz z pytającą nutą. Daimon. Czy on też tutaj jest?
Wybacz, pradziadku. Wybacz, prababko, ale... Ale to chyba był ten spośród zmarłych, z którym najbardziej chciała się skontaktować.
: 31 paź 2019, 17:47
autor: Sketch
Czymże jest ziarnko piasku na pustyni? Nim własnie był przez cały swój dość krótki żywot i chociaż nie chciał to życie zostało mu odebrane w brutalny sposób i to jeszcze przez ukochaną smoczycę! To nie jedyny problem. Zabójstwo brata krwi, Obrońcy Życia.
Jego koszmar był prosty. Nawet w zaświatach pozostała mu otwarta rana piersi i chociaż fizycznie nie odczuwał ból to przeżywał katuszę w zaświatach. Najpierw to on wymierzał Obrońcy cios, który pozbawia go życia. Ledwie zatopił łapę w miękkiej bieli, i chwilę później przed nim stała Apokalipsa, która wymierzała mu cios, który pozbawiał go życia. I to powtarzało się cały czas. Non stop. Mówił, błagał, przekonywał, ale oprócz jego nieistniejących słów ciała poruszały się non stop w ten sam sposób. Wieczność powtarzać te same dwa błędy swojego życia i nieważne jak bardzo się ich żałowało, Zwiastun MUSIAŁ je wykonywać bez przerwy przeżywając ciągle te same zdarzenia.
W pewnym momencie nagle zauważył wyrwę przez którą udało mu się uciec...
Uciekł, ale niezbyt daleko. On po prostu się pojawił i to cztery ogony od Chłodnego Obrońcy. Było tuż przed mrozami, ale on nie czuł nic i nie widział. Nic. Czy to koniec jego kary za błędy życia? Trafił tam gdzie jego brat krwi? Widział go, ale czy przypadkiem nie zaatakuje go znowu? Przecież ciągle to czuł, ciągle powtarzane.
–Chłodny Obrońco!– Jak to możliwe, że duch brzmiał jak zachrypnięty? Jak to możliwe, że widomo może być tak upodlone? A jednak był- cieniem siebie. Był niby z wyglądu taki sam... tylko dolna partia gardzieli odsłaniała pocięte mięso.
–Bracie Krwi... – Duch drgnął poruszył się do przodu, czołgając się wręcz... jego lewa łapa praktycznie w ogóle nie reagowała na próby ruchu.
Pokuta.
On i tak nie miał rodziny, nie miał komu się pokazać bo wszyscy pozdychali. Był brat krwi. Ten, którego musiał non stop zabijać. Bogowie byli okrutni.
: 31 paź 2019, 22:09
autor: Niepokorny Hiacynt
Gdy Hiacynt zobaczył przytulające się smoki zdecydowanie potwierdził, że chyba jednak nie powinno go tu być. Bardzo zdecydowanie.
Wtedy jednak zwócił się ku nim Chłód Obrońcy. Już nie miał wątpliwości co do tego co się tu dzieje... Tak, pamiętał rozmowę z Gaju i pomyśleć, że Feeria mówiła mu wtedy, że z zaświatów już się nie wraca! To oznacza... że w tamtym momencie pierwszy raz widziała dusze zmarłych? Nie... To chyba niemożliwe. Brak zdziwienia na jej pysku sugerował inaczej. Z resztą co to za różnica. Skoro mu o tym nie powiedziała, musiało to oznaczać, że dzieje się to conajwyżej bardzo rzadko i lepiej na taką szansę nie liczyć... Chociaż możliwość spotkania się po ostatecznym końcu wydała się Hiacyntowi niesamowicie piękna. Aż łzy na moment napłynęły mu do oczu.
Opamiętał się, gdy smok podszedł do niego i się schylił.
– Nie szkodzi Chłodny Obrońco. Wiele stąpających wciąż po ziemi smoków ma gorsze maniery niż twoje. Na przykład ja. – powiedział nieco może nazbyt teatralnie po czym podniósł łapę, by dotknąć jego czoła. Chciał przez to sprawdzić czy da się go dotknąć... Tak po prostu. W końcu to chyba nie prawdziwe ciało. Z drugiej jednak strony dzięki maddarze można tworzyć coś z niczego, więc dlaczego nie i ciało które można poczuć.
W międzyczasie dalej zwracał się do smoka bez przeszkód jak gdyby macanie po pysku nie było dziwne.
– Przedstawię się jednak, by utrzymać pozory. Na imię mi Hiacynt jak wspomniał Kerrigan i miło mi ciebie poznać, nawet jeżeli księżyce temu przekroczyłeś już granicę... Znaczy... – dopiero tutaj siła jego głosu osłabła do takiego jaki bardzo dobrze znała Feeria.
– Umarłeś... Jak udało się wam wrócić...? – Po tym pytaniu nagle pojawił się... Ktoś... Nawet większa ilość ktosiów, ale Hiacynt zauważył głównie tego który próbował krzyczeć do Obrońcy... Zamarł wtedy w miejscu, nie za bardzo wiedząc co zrobić. Z tym smokiem coś było nie tak. Ta rana! Dlaczego inni tak nie wyglądali? Musieli przecież od czegoś umrzeć! Może nawet i od ran bo za wszystko się tak przepraszali. Więc dlaczego tylko ten wyglądał tak strasznie?
: 02 lis 2019, 0:14
autor: Azyl Zabłąkanych
Gdy odezwał się, pozwoliła, by jej podbródek został uniesiony, oddychając głęboko, wpatrując się w Chłód z mieszaniną uczuć. A gdy wypowiedział ostatnie trzy słowa, zaśmiała się cicho, spuszając wzrok, jakby czując, jak ulatuje z niej cały nagromadzony stres i opuszcza skręcanie żołądka.
Miała nie opuszczać wzroku – więc spojrzała w jego ślepia raz jeszcze, które pamiętała przecież tak doskonale, jakby zapamiętując ich nowy blask. I wtuliła się zaraz pod jego szyję, zagłębiając pysk w błękitnym futrze.
Jakby wczoraj. Jakby wczoraj, a wydarzyło się tyle, że nie była świadoma, jak bardzo jej tego brakowało.
Świadomość, że – nawet jeżeli wiele się między nimi zmieniło – nie było to tak różne od tego, co było kiedyś, nadawała jej dziwnego, błogiego komfortu. Nie chciała wyciągać pyska z gęstego futra, czerpiąc wszystko z tego prostego gestu, jakby przypieczętowując nim lepszy czas.
– Zgubiłam te kwiaty – szepnęła, rozbawiona. – Pióra od Dzikiej, naszyjnik. Nie mam żadnej pamiątki.
Potem, gdy sama przeprosiła córkę i odzywał się Chłód, stała obok niego, ogonem szukając jego ogona.
Słuchała, czując, jak budzi się w niej duma, wpatrzona w córkę. Łowca, przywódczyni, prorok. Obdarzyła ją łagodnym, chociaż wciąż przepraszającym uśmiechem – była dumna, że poradziła sobie. Ona sama również sobie poradziła, gdy odeszła Jesień Bzów.
– Brzmi jak historia godna opowieści – uznała, obserwując Veles, z iskierkami igrającymi w białych ślepiach. – Możemy odpłacić się taką samą.
Nieświadoma wydarzeń, które rozegrały się po jej śmierci, na przybycie Zwiastuna Światła zareagowała uzdrowicielskim, zmartwionym zainteresowaniem.
– Zwiastunie! Co się stało?
W międzyczasie Hiacynt zadał swoje pytanie, na które, zerkając po zebranych smokach, zdecydowała się odpowiedzieć.
– Witaj, Hiacyncie. Azyl Zabłąkanych, uzdrowicielka Życia. – Praprawnuk! Kto by pomyślał. – Ateral nie dopilnował granicy dwóch światów, pozwalając, byśmy umknęli na drugą stronę stworzoną przez niego wyrwą. Mówiono mi, że smocze dusze żyją wśród gwiazd. Najwyraźniej to prawda; tkwiłam w niebycie, a jednak teraz na powrót stawiam łapy wśród traw Wolnych Stad. Gdy przejście na powrót zostanie zamknięte… być może wśród nie wrócę.
: 02 lis 2019, 12:27
autor: Chłodny Obrońca
Cieszył się jej bliskością nawet taką niematerialną, cieszył się iż w końcu się spotkali i będą mogli razem wrócić do gwiazd. Och już on się postara by dwa błyszczące punkty na niebie świeciły obok siebie po wieki. Nie odsuwał się, a na wzmiankę o podarkach zaśmiał się z lekka swoim głębokim głosem.
– Pamiętasz jednak o nich, czyż to nie ważniejsze niż namacalny przedmiot?
Oplótł swym ogonem jej ogon i stali razem obserwując coraz to nowe pyski.
Dar przekrzywił lekko łeb w bok gdy przemówił do niego niezrażony kruk. Słyszał o takich, ileż to polowań zmarnował na poszukiwaniach zwierzęcego kompana dla siebie!
– Kerrigan, widzę że utrzymujesz pieczę nad wykształceniem młodych smoków. To ci się chwali.
powiedział łagodnie niezbyt zwracają uwagę na to czy wiedza pochodziła faktycznie od kruka czy raczej od jego prawnuczki. Nie było tu miejsca na niesnaski.
Słysząc wyznanie Wieczornej pokręcił lekko łbem.
– Dusza która idzie przez zaświaty z takim ciężarem nigdy nie zazna spoczynku. Mówiąc o udręczeniu...
w tym samym momencie okręcił łeb w stronę Zwiastuna. Azyl przejęła się jego stanem i słusznie, zjawa nie wyglądała najlepiej.
– Nie uważasz, że odpokutowałeś już za swe winy Bracie? Obrałem cię na niego w ramach kary za moją śmierć. Za życia jednak byłeś mi później wsparciem. W zaświatach udręczony ciągle rozmyślałeś o porażkach.
pokręcił spokojnie łbem.
– Czy nie czas by Zwiastun Światła faktycznie trafił do gwiazd ze swoim Bratem?
po tych słowach spojrzał na najmłodszego członka zgromadzenia i uśmiechnął się do niego ciepło.
– To co przeżywamy po śmierci sami sobie gotujemy. Jak widzisz udręczone dusze Zwiastuna i Wieczornej nie są szczęśliwe. Pamiętaj by nigdy nie dręczyć się wyrzutami zwłaszcza po śmierci. Śmierć trwa... bardzo długo. Mój kwiat jaśminu dość dobrze wyjaśniła jak się tu znaleźliśmy. Nie wiem ile mamy czasu, ale cieszy me serce wasza obecność.
powiedział i popatrzył po zatroskanym pysku Feerii. Czyżby martwiła ją rychła śmierć jej samej?
– Wspominaliście coś o Gaju Pamięci, za życia nie kojarzyłem tego miejsca.
postanowił jednak jej nie męczyć, a zapytać o coś innego. Widział drzewa, ale nie dostrzegł szczegółów.
: 02 lis 2019, 16:04
autor: Sketch
Co mu się stało?
Pierwsza zainteresowała się Azyl. Pamiętał ją, ale nie ona była celem Zwiastuna, dlatego nawet na chwilę nie przestał się słaniać w stronę Chłodnego.
–Miałem sen, w którym ciągle przeżywam chwilę w której zabijam przywódcę, żeby tylko chwilę później zostać zabitym przez ukochaną bez żadnego powodu... Jestem smutkiem i żalem. Jestem zabójcą, który toczy rzewne łzy nad bratem, którego wcale nie ocaliłem.– Mówił i nadal pełzał. Jeszcze miał ponad ogon do przeciągnięcia się, a im bliżej był tym rana na piersi wydawała się wypluwać coraz więcej krwi, której nie miało już prawda tam być.
–Umarłem od rany ukochanej, a ona nawet nie siliła się na pomoc...Jestem sprawiedliwością, jestem zemstą. Za przelaną krew można zapłacić tylko krwią!
I na chwilę zaprzestał czołgania się. Dla kogoś z boku, dla kogoś żywego nie mógł być to zbyt ładny widok... Zjawa jęknęła przeciągle, ale ruszyła dalej. Ominął Azyl.
–Marzyłem tylko o tym, żeby mój nowy dom był bezpiecznym miejscem dla wszystkich przybyłych, a każdy smok był swoim własnym panem. Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Poszedłem za zmartwychwstałym przywódcą, ale zostałem jednak zdradzony...
Zostało mu mniej niż pół ogona do Chłodnego, który zwrócił się w jego stronę.
–Tak! To zazdrość doprowadziła mnie do szaleństwa! Bogowie chcieli Ciebie jako przywódcę, a ja przy Tobie okazywałem się nikim! Okazali Ci łaskę i wróciłeś do żywych... Ja na ten przywilej nie mogłem liczyć. Kochałem Cie, ale jak ziarno piasku ma się równać z huraganem?
Już był na wyciągnięcie łapy od Chłodnego Obrońcy. Wydawał się być głuchy na słowa swojego brata krwi. Ból zaślepiał jego umysł, ale znał swój cel. Czerwona łapa wyciągnęła się ku bratu w geście wskazującym, że potrzebował pomocy.
–Jestem grzesznikiem, który okazuje skruchę w nadziei, że i jemu zostanie okazane współczucie...
Jedno było pewne. Został jego bratem krwi, ale czy wybaczył sobie to co uczynił? Najwyraźniej sam nie potrafił i nigdy nie miał odpowiednio dużo czasu, żeby odpokutować za swoje uczynki... Przynajmniej tak uważała jego własna dusza.