Strona 19 z 27
: 04 lis 2020, 17:42
autor: Wysłanniczka Nieba
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
W końcu przybyła i ta, do której przybyła specjalna wiadomość.
Jej przybycie zaanonsowały rytmiczne uderzenia skrzydeł. Malachitowe lotki lśniły w promieniach szybko znikającego, złotego dysku. Leciała szybko i od razu zapikowała, celując w podnóże wzgórza. Zdawała się rzeczywiście być pociskiem zesłanym przez niebo.
Opadła na ugięte, tylne łapy i zaczęła zwijać skrzydła. Uniosła łeb, patrząc do góry, na zebranych. Słyszała lekki gwar głosów, czuła intrygujące wonie jedzenia i znajome zapachy smoków.
Ich ognisko.
Prawy kącik warg mimowolnie podniósł się do góry, a Liana zaczęła swoją wspinaczkę.
Nie trwało to długo. Zgrabne, czarne łapy pokonały bez trudu drobne wzniesienie i zaniosły smoczycę dalej, między Wodnych. Dwukolorowe ślepia zatrzymywały się na parach i grupkach. Przechodząc koło Aderyn, wdzięcznie musnęła ją ogonem po boku i mrugnęła zielonym okiem.
Podeszła do organizatorki spotkania, widząc, że przy niej znajduje się także młodsza pociecha. Automatycznie pochyliła się by polizać Yeccę po czole, a potem tak samo przywitała Pasję. Przysiadła koło nich i od razu sięgnęła przednią łapą do szyi – na które coś wisiało. Łańcuszek i wiszący na nim kamień tonęły w gęstym futrze, jednak zabłysły w świetle, kiedy Łowczyni zdjęła je z siebie. Ciemnoniebieski szafir, pięknie oszlifowany, zawieszony na srebrnym łańcuszku, zawisł przed Paqui.
–
Dla ciebie, moja mała. Noś ze sobą ten kawałek Matek. – Powiedziała cicho. Potem potoczyła wzrokiem po zebranych. Rucze, Brzask, Aderyn, Szyszka, Fen... Brakowało jej tych paru pysku, a wśród nich najbardziej Szuwarki. Pierwszego dziecka, któremu pozwoliła się wymknąć, które stra...
Cóż, nie po to tu przyszła. Uśmiechnęła się lekko do zebranych i wróciła wzrokiem i myślami do córki.
–
Wszystko wygląda przepięknie, Paqui. I tak samo pachnie – pochwaliła ciepło.
: 04 lis 2020, 22:07
autor: Pień Opatrzności
Czy w jakiś sposób było Ci przykro po tym wszystkim?
Kiedy tak zaczęłaś sobie myśleć, mając na to oczywiście wiele czasu to życie jakie przeżyłaś nie było w najmniejszym stopniu szczęśliwe a gdy zaczęło być lekko znośne ze swojej własnej głupoty postanowiłaś je zakończyć.
Dlaczego?
Uwielbiam Twoje jedyne, proste usprawiedliwienie że po prostu "nie potrafisz inaczej" ale pozostaje w eterze wiele pytań, na przykład to czy sama potrafisz w to uwierzyć. Na pierwszy rzut ślepia wydaje się że tak jednak samotność i bezkres przestrzeni jest dość dobrym słuchaczem. Nie przerywa, masz wrażenie że mówisz do czegoś martwego bo sama jesteś martwa. Nigdy nie lubiłaś się zwierzać więc nawet po śmierci zbytnio tego nie robisz. Lecz martwa ściana zaczyna z każdym minionym, ziemskim księżycem przeistaczać się w obraz..
Winy.
Czułaś się winna. Trochę o to że przybierając imię Pień Opatrzności, miałaś być kimś kto broni swoich, tych które mogą mieć mniejsze szanse w jakiś poważniejszych sprawach. Miałaś być oparciem dla kogoś kto nie radzi sobie sam ze sobą a na dobrą sprawę każda z was taka była. Tylko że ty zdawałaś się jako jedyna przyjąć na klatę ze świat jest.. Jaki jest. Nie zawsze sprawiedliwy, nie zawsze dobry a iskiereczki szczęścia zdają się być chwilami ulotnymi, często wplątane w złudne iluzje szczęścia. To co mówię pozornie nie ma sensu ale jakby tak się nad tym pochylić to Belenus..
Rozumiałaś w ogóle koncept miłości?
– A pamięto. Ja miała na imię na ten przykład.
Chyba za późno go zrozumiała.
Kraina wiecznych łowów, cisza, te całe enigmatyczne zaświaty były miejscem kojącym bowiem nic nie bolało. Ani stare kości od starości, ani łeb od żucia jakiś podejrzanych ziół który żuć się nie powinno ani gardziel po tym jak ktoś Ci ją poderżnął. O i na oczy dobrze widziała, to też miało swoje plusy. Nie mogła narzekać też na samotność bo świadomie wiedziała że przecież nie tylko ona umarła. Czasem jakieś bezkształtne dusze przemykały obok, zaczepiając ją na krótką rozmowę a często spotykała swoich starych znajomych od których dowiadywała się różnych rzeczy nie tylko tego jak tu się znaleźli. Pojęcie o świecie miała jako-takie lecz nie miała żadnych praktycznie wieści o stadzie Wody jaki o...
Właśnie, przechodzimy do minusów. Przestrzeń ta była niesamowicie ograniczona w swojej cudowności. Raz wstała by przejść się wzdłuż rzeczki. Dziwny brzeg pokryty był czarnym piachem po którym gdy się chodziło, czuć było na opuszkach łaskoczące źdźbła traw.. Ale żadnej roślinności tu nie było.. Woda miała kolor mleczny i śmierdziała zgniłym mięsem lecz w smaku gdy tak przytkało się nozdrza smakowała jak najlepiej przyprawiony kawał mięsa. Była odważna to spróbowała bo i tak nigdy nie krzywiło ją jedzenie padliny. Wracając jednak do wycieczki – Zawsze kończyła w tym samym miejscu. Dziwna rzeka zdawała się zapętlona. Startowała od kolorowej, okrągłej muszelki ubitej u nasady a gdy już postanowiła się zatrzymać.. Kończyła dokładnie przy tej samej muszli! Raz nawet narysowała kółko by zobaczyć czy gdy się zatrzyma ono będzie tuż pod jej łapami.
No i było! A przecież obraz się przesuwał i powietrze zdradzało ruch. Tak samo jak ból mięśni, ponieważ Belenus potrafiła iść na serio długo i długo.. I długo..
Brakowało jej tego.
Brakowało jej poczucia przynależności do czegoś, do kogoś, przynależności gdzieś..
Pójścia w kierunku który ma jakiś cel. Wygląda na to że nigdy nie zostałaby spokojnym duchem, nawet gdyby skonała przez kaprys czasu nie swojego ryzykownego zycia.
Los dał szansę. Dlatego Wojowniczka nie zastanawiała się długo, zostawiając pustkę z jej pytaniami.. Bez odpowiedzi. Chociaż nie, odpowiedziała jej na jedno pytanie. Imię.. Pamiętała. Martwica zniesmaczyła się okropnie na to świadectwo a Babka posłała jej zawadiacki uśmiech. I tak do niej wróci, czuła to w swoich starych kościach ale.. Wróci może z innym nastawieniem?
Wzgórze.
Obrazy otwartych, pięknych przestrzeni w jakiś sposób dalej były dla niej obce. Choć podróżowała widmo przeszłości, która malowała się dość ciasnymi pomieszczeniami dalej siedział jej z tyłu łba. Zebranie zdawało się być coraz bardziej liczne a ona obserwowała z daleka, gdy już spacerując na śmiertelnym padole poczuła że wreszcie rzeczywiście mija otoczenie. Najpierw skały, potem lasy, rzeczki, wszystko takie żywe i kolorowe – Nie może tego dotknąć lecz to mała cena za poczucie pierwszy raz od dłuższego czasu jakiegoś sensu swojej podróży. Choć pogoda nie dopisywała zebranym, ona nie odczuwała w żadnym wypadku jej na sobie.. Była taka lekka, przenikała każdy napotkany liść i to doświadczenie było interesujące. Zbliżyła się i..
W sumie to nie wiedziała co dalej.
Tchórzem nie była, rzadko się też denerwowała jednak kiedy zobaczyła w oddali Szyszkę która wyrosła już na kawał cudnej, zaradnej smoczycy poczuła uderzenie gorąca. Nie lubiła tego, bardzo tego nie lubiła jednak wzrok samoistnie posuwał się dalej. Fen napawał ją z jakiegoś powodu rozbawieniem, szczególnie że pamiątka ich walki nadal rzucała się w ślepia. Przywódca miał dość solidny kawał zada więc i różowe znamię po ugryzieniu biło po ślepiach. Rucze rozgoniła ten "stres" bowiem jej wyraz pyska zawsze poprawiał jej humor i była w ciężkim szoku że dalej nic się nie zmieniło. Lianka zdawała się zaś nie starzeć, co dało jej poczucie spokoju że nic się nie zmienia i wszystko pozostaje takie jak było. Reszty nie miała okazji poznać za życia więc nie wzbudzali oni jakiś specjalnych emocji oprócz ciepła w martwym serduchu. Wahała się by przeskoczyć od Liany dalej, nawet bardzo i sama nie podejrzewała że kiedyś będzie miała z tym problem.
Przemogła się jednak.
Starucha zamarła choć przed tym faktem zdążyła jeszcze wykonać parę kroków w przód choć dalej nie znalazła się nawet w obrębie zgromadzonych. Lekko przeźroczysta sylwetka charakterystycznie odbijała się od smutnej, pokiereszowanej deszczem roślinności lecz nie miała w sobie odwagi podejść bliżej. Aż chciała sobie dać za to w pysk, tak jak wtedy gdy już się z nią żegnała. Nie rozumiała tego stanu.. Kiedy przeszła jej ta swoboda? Może.. Może to przez słowa martwicy taka się stała? Zakręciła w swoim poczuciu winy..
Hah, jak to ciężko przechodziło przez gardło.
Zaraz jednak, zmrożona.. Tak po prawdzie pięknem swojej partnerki. Dla piskląt i młodzików to brzmiałoby do bólu sztampowo ale dla niej była piękna. Nic nie zmieniło się w wielbieniu jej popielatego, miejscami ozdobionego fantazyjnymi pręgami futra. Lubiła patrzeć na ten smukły pysk, łapy kojarzyły jej się z dotykiem. Kojącym, miłym choć nieczęstym bowiem pamiętała iż obie częściej opierały swoje łby o siebie. Zazwyczaj była to..
Stwierdziła że jej uwłacza. Poniekąd nawet czuła się źle z tym że dla swoich egoistycznych odczuć postanowiła powrócić bo wyglądało na to że stanęła po wszystkim na nogi a ostatnim czego chciała to było zamącenie jej spokoju. Zasianie nowej wątpliwości, tęsknoty a może właśnie bała się przekonać o tym iż pozostała jedynie smutnym wspomnieniem? Sama była z tymi myślami? Zastanowiła się chwile nad obiema opcjami i choć każda w jakiś sposób przerażała ją bardziej niż samo widmo śmierci, w każdym obmyślanym przez siebie wyjściu stawiała na komfort..
Powiedz to głupia.
Powiedz. Skoro już odważyłaś się tu przyjść, pokazać, głupim byłoby po prostu odwrócić się na łapie i zniknąć dla świętego spokoju żyjących dziołszek. Jeżeli będziesz niechciana – Wtedy odejdziesz bez żalu bo mają takie prawo. Jeżeli zaś wywołasz falę złych emocji – Przyjmiesz to na barki bo Twoja wizyta może mieć takie konsekwencje.
Ale do cholery, nie bądź głupim tchórzem!
....
.....
Wzięła głęboki wdech i ruszyła się o kolejny krok. Martwica choć nieobecna w tym rejonie, nachyliła się delikatnie i słodkim, choć drażniącym niczym pazury szurające po suchej skale szeptem zapytała o jedną rzecz, stawiają martwego ducha przed ostatecznym testem.
A więc jak ma na imię Twoja miłość?
~ Aderyn – lekki, zaczepny impuls skierował się do tej jedynej, najsłodszej, najukochańszej. Tej, która pokazała jej co to Złota Twarz, wdychała z nią opary rześkiego poranku. Ta, którą oszukała choć czy miłość do której ktoś przyznał się za późno jest.. Prawdziwa? Ma rację bytu. Odważyła się jednak, przemogła nadając temu wszystkiemu kształt.
I ta odpowiedź nie dała martwicy nawet uderzenia serca na reakcje..
: 05 lis 2020, 21:12
autor: Pasja Uczuć
Nim przybyła Ha'ara ze swoim tatą – zjawiła się Wodna gromada. Choć Pasja wiedziała, że dając Falom możliwość zaproszenia innych smoków przyjdzie ich na pewno o wiele więcej, tak... niewiele brakowało do tego, by jednak większa część samej Wody się zjawiła. Nie było jednak w tym nic złego. Zacznijmy jednak od początku...
Najpierw zjawiła się Rucze, co Pasja... niejako przewidziała. Sama Stawała się coraz to bardziej głodna, a że ostatnio jadły razem – to musiała być już wygłodniała! Szczególnie, że była nieco większa od drzewnej samiczki. Pasja spoglądała na nią, jak nadlatuje na oczyszczone wzgórze. Uśmiechała się szeroko i, gdy została tyknięta w bark łuskowatym nosem, przysunęła łeb bliżej jej ciała. Choć Paqui nie miała zbyt długiej szyi, sięgnęła nią szyi Gawędy, wtulając w nią pokryty drobnymi wypustkami policzek. W sumie i tak musiała się dłużej zastanowić, nim w ogóle zrozumiała, co piastunka do niej powiedziała.
– Paqu chciała baldzo zeblać wszystkie Fale, któle tylko mogły przyjść. Ma mały plan, ale... chce, byście miały niespodziankę. – odpowiedziała jej miło. – Cieszę się, że przyszłaś. – dodała, choć zrobiła to w sposób... inny niż zazwyczaj. Nawet jej piskliwym głosem brzmiało to normalniej od tego, jak zazwyczaj się wypowiada. Nawet to zaproszenie, jakie wszystkim wysłała – było nieco inne.
Kolejna na miejscu była Szyszka, a tuż obok niej Fen. Podobnie jak Paqui, ta dwójka wyglądała na iście zadowolonych z życia. Uśmiechali się i, co Pasja zauważała już wyraźniej, odnosili się do siebie czule. Organizatorka wyszczerzyła miło ząbki widząc, jak dreptają w jej stronę. O ile sama, przygotowana przez Pasję oprawa, a przynajmniej ta widoczna na początek, nie była niczym wartym utajania... Tak pewnie i sam Przywódca nie do końca znał plany łowczyni. To, co miało się wydarzyć później... o tym nie wiedział nikt. A o części tego "przedstawienia" nie wiedziała nawet ona sama.
Gdy starsza, puchata siostra zbliżyła się do niej, nie odmówiła czułego przywitania się, wtulając łepek w jej miękkie futro na chociaż dwa uderzenia serca. Przed Fenem lekko opuściła głowę i barki, jakby w delikatnym ukłonie.
– Paqu ma nadzieję, że wszystkim się spodoba i walto było się naplacować. Paqu ma mały plan, ale... wszystko okaże się, jak leszta przyjdzie. I... Nie. Paqu nie zaplosiła całej Wody, a wszystkie Fale. – stwierdziła miło, odpowiadając przy okazji na ich pytania. Czy to znaczyło, że uważała Przesilenie za jednego (jedną?) z nich? – I... Baldzo się cieszę, że przyszliście. – dodała ciepło, szczerze, ale podobnie jak z podziękowaniem dla Rucze... Bez trzecioosobowej formy brzmiało to niby tak zwyczajnie... ale i niezwykle, jak na Pasję.
Zajęta przez moment siostrą i jej partnerem, prawie by przegapiła przybycie błyszczącego pisklaka. Mama Jelitko jednak za mocno wyłaniała się z krajobrazu wysokich traw, by po prostu pozostać niezauważoną.
– Mamusiu, jak jesteś głodna, to wślód potlaw powinna Paqu mieć kilka sulowych lybek. – poinformowała, znając już nieco jej preferencję żywieniowe. Zanim jednak przybył Pełnia – została zaczepiona przez młodszego braciszka.
– Oh, hej Yecc, Paqu plawie cię nie zauważyła. – przyznała się szczerze, przykucając, by móc z nim rozmawiać z podobnej wysokości, jak jego pyszczek. – No więc... Paqu najpielw poluje na zwierzaczki. Zdejmuje z nich fulelka i skóly, a potem odcina mięsko od kości. To, co w ślodeczku, co nie jest zbitym mięskiem, a na przykład mózgiem czy selduszkiem często chowa na później dla mamy Jelitki. Ona takie lubi. Paqu zajmuje się potem samym mięskiem. Myje je w wodzie i odpowiednio przygotowuje. Zna kilka loślinek, któle dobrze smakują z mięskiem, więc często je dodaje. Czasem są to świeże listki, czasem smakowity ploszek. Mięsko, zależy jak Paqu wymyśliła, przygotowuje nad ogniem na lóżne sposoby. Czasem wrzuca do wody i gotuje, czasem piecze w miskach, rzadziej smaży z większym dodatkiem odciętego spod skól tłuszczyku. Czy Yeccaqui też chciałby umieć przygotowywać takie potlawy? – wyjaśniła, choć była gotowa na kolejne pytania od niego. – Większość smoków baldzo chwali jedzonko, jakie lobi Paqu, więc myśli, że baldziej im smakuje od takiego sulowego. Paqu też woli przygotowane. – dodała, nie chcąc się zgubić w swoich wypowiedziach.
– Baldzo się cieczę, że przyszliście! – krzyknęła, chcąc swoim głosem objąć Jaccaqui, Jelitko i Pełnię. Nie chciała nikogo pominąć w swoich słowach, więc musiała zachować czujność, gdy kolejne smoki przybywały. Na komplement Pełni uśmiechnęła się szeroko, choć... nie dumnie. Po prostu było jej miło, że tak uważa.
Obecność Takhary natomiast w pierwszym momencie nieco ją zaskoczyła. Popatrzyła badawczo na to, jak jej smukłe ciało dostojnie przemierza miękkie trawy, zbliżając się w stronę zgromadzonych Fal. Po chwili jednak jedynie znów na jej pysk wstąpił pogodny uśmiech, skierowany w stronę nieco przerażającej uzdrowicielki. Nie chciała do niej krzyczeć, nie chciała być głośno. Zamiast tego, sięgnęła do źródła po odrobinę maddary. Gdy wychudzone ciałko spoczęło obok Szyszki, maddara Pasji zawibrowała delikatnie w ich okolicy. Nie miała jednak cielesnej postaci, a jedynie miała wydać dźwięk. Ciche ~ Dziękuję za przybycie. ~, które miała usłyszeć Takhara swoim lewym uchem. Miało być spokojne, delikatne, miłe... ciepłe.
Wychodziło więc na to, że jej uczta zebrała wszystkich Wodnych uzdrowicieli, bo i Aderyn zjawiła się niedługo. Wyglądała na zajętą, więc nie chciała jej mimo wszystko bardzo przeszkadzać. Pokiwała do niej łepkiem i, dość podobnie, jak w przypadku Takhary, ale tym razem używając zwykłej, mentalnej wiadomości, przesłała jej tą samą frazę, co wszystkim poprzednim smokom. Podziękowania. Od siebie. Z wnętrza ciepłego serduszka.
– Jeszcze nie wszyscy przyszli, ale śmiało można się częstować. Na co tylko macie ochotę. – rzekła spokojnie, ale tak, by była słyszana. By ci, co się jeszcze nie zdecydowali na posiłek, mogli się niczym nie przejmować i spokojnie sięgnąć do przygotowanych mis.
Pasja spojrzała znów w niebo, wypatrując postaci nadciągających ze strony terenów Plagi... a być może nawet od strony Bliźniaczych Skał. Choć, gdyby była tam, pewnie już dawno by się zjawiła... Zamiast tego usłyszała trzepot skrzydeł nadciągający z nieco innej strony. Szmaragdowe skrzydła przysłoniły jej część nieba, gdy z pojawiającą się w kąciku oka łezką wpatrywała się w bardzo znajomy kształt. A jednak tak utęskniony. Kształt wylądował u podnóża wzgórza, dając Pasji moment na otarcie łezki, co też zrobiła. Jest dorosłą smoczycą, nie powinna płakać jak pisklę z byle powodu. Na wiele się to jednak nie zdało.
Pasja mimowolnie otworzyła pyszczek w szerokim uśmiechu, widząc zbliżającą się mamę. Skupiła na niej fioletowe ślepka, prawie przy tym nie mrugając, a przynajmniej do momentu czułego liźnięcia. Nie zważając na mokry łepek, szybko przesunęła go do przodu, wtulając pysk w bok szyi starszej łowczyni. Naciskała mocno, stęskniona za tym zapachem, dotykiem. Mogła by tak trwać dużo dłużej, niż te kilka uderzeń serca, ale wyglądało na to, że Lianka miała coś dla niej. Śliczny łańcuszek! Paqui zatrzepotała mocniej zakolczykowanym uchem wprawiając piórko w ruch. Uniosła prawą łapę, jakby chcąc sięgnąć po łańcuszek, ale zamiast tego – chwyciła go i przycisnęła otwartą łapką do szyi Lianki.
– Nie potrzebuję błyskotki by wiedzieć, że Matki były przy mnie. Ważniejsze jest, że ty znalazłaś czas, by tu przyjść. – odpowiedziała jej dość poważnie, jednak prawie przy tym się rozklejając. – Paqu jednak może przyjąć wisiorek, jak mama obieca, że jak przyjdzie czas, to też przyjmie coś od niej. – dodała, znów wtulając łepek w mamine futro, mocząc je delikatnie świeżą łzą.
Pojawienie się półprzezroczystego smoka, który wyglądał tak, jak z opowieści mamy był najbardziej niespodziewaną częścią uczty, a przynajmniej dla Paqui. Lianka kiedyś opowiadała jej o Belce, ale sama nigdy jej nie widziała. Ani żadnego innego, prawdziwego sucha. Skupiła na jej obrazie fioletowe ślepia, zamierając w bezruchu. Nie bardzo wiedziała, co ma zrobić, jak się zachować... więc po prostu patrzyła, ciekawa tego, co się stanie. Jeśli duch okaże się tym, za kogo go uważała, zapewne nie będzie miała oporów, by się przywitać. Mimo tego, że się nie znają.
: 07 lis 2020, 23:34
autor: Żałobna Pieśń
Szarlatanka czekała cierpliwie zastanawiając się po co jej śpiewający tatko. Może Pasja ma jakiś koncert w planach? Aż zabrała ze sobą harmonijkę by w razie czego samej zagrać jakąś melodyjkę.
Gdy w końcu zaproszenie dotarło niemal nie podskoczyła z radości. Zabrała się od razu wyruszając w kierunku wskazanego miejsca. Jej tata przybędzie za jakiś czas bo jak sam uznał "musiał poćwiczyć jeszcze".
Jednak gdy Obietnica pieszo zjawiła się na miejscu... Zamarła na moment. Tyle smoków. Prawie żadnego nie kojarzyła. Cccczy... To wszystko goście? Przyjaciele Paqui? Albo jej rodzinka? Mijała zebranych wodnych uśmiechając się widocznie skrępowana nim w końcu nie dotarła do partnerki gdzie... Dopadła do jej łapy wtulając się w nią. Trochę się bała jeśli miała być szczera.
~ Cccześć kochanie. Emm... Dużo tu was. To jakaś ceremonia?~ Zapytała już trochę odważniej liżąc łowczynię po policzku. Pisklęta, Szyszka... Wszędzie smoki. Obce smoki. Oby tata zaraz przyszedł...
: 08 lis 2020, 22:40
autor: Lekkość Wiatru
Po zajęciu się Takh Lekkość sięgnęła po jednego krakersa i z ciekawością wbiła w niego zęby. Chrup. Nie przypominał jej smakiem ani teksturą niczego, co znała. Doprawdy fascynujące.
– Paqu, Paqu. A te skąd wzięłaś? – zapytała ją, odrzucając pomysł, że mogłaby stworzyć coś takiego sama. Smakołyk wyglądał zbyt... obco. Jak dzieło dwunoga.
Potem Aderyn spróbowała suszonych jabłek – znowu nietypowa tekstura, ale znajomy smak. Zjadła jeszcze jeden lisi szaszłyk. – Wyborny! – wymamrotała z pełnym pyskiem. Skosztowała gotowanego ślimaka (ech, jednak wolała surowego) i jajka na twardo. One zadziwiły ją tym, że zmieniły stan skupienia jak woda zamieniająca się w lód, tyle, że były ciepłe. Trzymający się z boku Ceredig także coś przekąsił – cytryn, który wcześniej przekazała mu smocza kompanka.
Zajęta jedzeniem uzdrowicielka usłyszała z tyłu głowy jedno słowo: Aderyn. Przymknęła ślepia, przypominając sobie głos swojej dawnej miłości. Czasem tak miała – dawała porwać się wyobraźni, tworząc dla ich dwójki lepsze, szczęśliwe zakończenie. Nie rozumiała jednak, dlaczego myśli o Belenus wróciły do niej akurat teraz – przecież była tak zaabsorbowana kosztowaniem potraw Paqui. Może chodziło o to, że na miejsce właśnie przybyła Ha'ara? Albo że Liana i Jelito ciągle miały siedzie nawzajem?...
Stała tam. Tak podobna, tak rzeczywista.
– Belenus? – Lekkość zmrużyła oczy, po czym potrząsnęła głową. Przypomnieć sobie czyiś głos to jedno, ale zwidy były już niepokojące. Cholera, nie powinna była mieszać tyle jedzenia na raz – być może czymś się zatruła? Albo zużyła za dużo magii i należał jej się porządny odpoczynek. Na ogół chodziła przepracowana.
Smoczyca westchnęła tylko i odwróciła łeb, poświęcając pełną uwagę reszcie Fal. Dopóki nie czuła, że mdleje albo dostaje duszności, nie chciała martwić przyjaciółek swoimi problemami. Jedna mala halucynacja nikogo nie zabiła – byle tylko się to nie pogorszyło.
: 09 lis 2020, 16:14
autor: Szelest Kroków
Zdawało się, że Drapieżny nie bardzo kwapił się do przybycia na swoiste zebranie. Oczywiście, rozmawiali o tym z rodzicami, ba, umówili się konkretnie, iż potomstwo Szyszki i Fena przybędzie niedługo po nich, a mimo to... Zjawił się jako jeden z ostatnich. To nie tak, że nie lubił takich spotkań, wręcz przeciwnie – poprzednia uczta przecież była wyjątkowo przyjemna. Prawda była taka, że wolał nie rozpraszać samego siebie. Poczucie obowiązku względem stada z dnia na dzień przygniatało go coraz bardziej, a świadomość, że nie był najprzydatniejszym członkiem Wody niemiło jaśniała z tyłu jego łba, kiedy miarowo stawiał krok za krokiem, kierując się na miejsce spotkania.
Uczucie odpuściło, kiedy do jego nozdrzy dopadł delikatny zapach wszystkich potraw stworzonych przez Paqui. Uśmiechnął się krzywo pod nosem, a ślina sama napłynęła mu do pyska na wspomnienie smaku posiłków przygotowywanych przez ciotkę. Nie miał jednak zamiaru podkradać zebranym pożywienia, w większości zapewne głodnych, w przeciwieństwie do niego. Wszystko to jednak przestało mieć znaczenie w momencie, kiedy podszedł bliżej, a jego oczom ukazały się zebrane smoki – rozpoznał w nich Fale, Takharę, swojego ojca i brata (Żaba jeszcze nie dotarł?), ale... Zmarszczył odrobinę brwi, a mina mu zrzedła, mięśnie napięły. Zmierzył spojrzeniem pastelową smoczycę, obcą smoczycę, przyklejoną do Paqui. Nie była jednak ona tak niepokojąca, jak czająca się nieco w oddali postać. Zacisnął szczękę, zwalniając kroku, gdy zbliżył się do zebranych, kiwając im wolno łbem na powitanie. Podszedł do ojca.
— Cześć. Tato? — rzucił najpierw w stronę Rucze, by zaraz zniżyć głos i skierować swoje słowa do przywódcy. Rzucił spojrzeniem na obce smoki... Jednocześnie dostrzegając, że z tym jednym jest coś nie tak. Odrzucał wszelkie rozwiązania zagadki, jakie podsuwał mu własny umysł. No przecież nie mógł to być... A może? — Kto to jest? — zadał pytanie cicho, może niekoniecznie tak dyskretnie, jak tego chciał, wskazując przy tym delikatnie łbem na obie smoczyce.
: 09 lis 2020, 21:04
autor: Sosnowy Pocisk
Sosenka miała ochotę przewrócić wymownie ślepiami, kiedy Fen od razu ruszył ku przekąskom. Mogła się tego spodziewać. Sama najpierw przywitała się ze wszystkimi, którzy zbierali się w tym miejscu. Szczególnie zaskoczyła ją Takhara, która położyła się obok niej. Chciała z nią porozmawiać, ale Aderyn zajęła się leczeniem, więc Brązowa postanowiła nie przeszkadzać w tym precyzyjnym procesie. Przyglądała się w tym czasie rozmowie Liany z Pasją, powitała też skinieniem łba Szarlatankę.
Chrup!
Szyszka gwałtownie obróciła łeb ku wsuwającej coś pysznego Lekkości. Och, to naprawdę brzmiało smakowicie. Lekko trąciła nosem szyję Kwiatu Kurhanu.
~ Chyba jednak się skuszę na coś do jedzenia. Przynieść Ci coś? ~ zapytała, po czym podeszła do zajadających smoków. Wzięła trochę mięsa i owoców , mentalnie chwaląc łowczynię za ich przygotowanie – to, że nie mówiła było wręcz na jej korzyść, gdyż mogła rozmawiać nawet mając pełny pysk smakołyków. Jeśli młodsza z uzdrowicielek sobie czegoś zażyczyła, czarodziejka wzięła również porcję dla niej i powoli wróciła na swoje poprzednie miejsce. Zanim jednak znowu usiadła, usłyszała głos Szakłaka i podążyła za jego wzrokiem.
Belka...? – pysk ułożył się w tak dawno nie wymawiane imię. Nie pewna tego, czy to iluzja, czy majak z przejedzenia podeszła do przezroczystej postaci. Nie spuszczając z niej ślepi, podniosła łapę i spróbowała jej dotknąć.
: 10 lis 2020, 21:40
autor: Ruda Ciocia
Ha'ara miała do swojego Starego.. Ojca oczywiście dość nietypową prośbę – Mianowicie opowiedziała mu o spotkaniu z jej Paqui oraz zawarła tam jakieś informacje o śpiewie. No dobrze, fakt że Burek dalej dość dobrze trzymał się w swoich ćwiczeniach nad głosem jednak zazwyczaj śpiewał przy okazji jakiś większych uroczystości a nie tak sam z siebie.. Może właśnie o to chodziło? Spóźnił się trochę, ponieważ miał do załatwienia kilka spraw w grocie. Mianowicie sprzątał i zapomniał o naglącym go czasie.. Każdemu się zdarza, prawda?
Pożegnał Kheldara ciepłym liźnięciem w policzek, zostawiając na straży jego snu Berlinkę wraz z Mortadelką i wzbił się w powietrze aby dotrzeć na wskazane mu miejsce.
Przybycia Piastuna nie zwiastowało nic innego jak rzucony na zebranych deszcz płatków suszonych kwiatów oraz kolorowa, wywijająca w powietrzu dość ryzykowne akrobacje postać. Oczywiście – patrząc na to iż są to tereny wspólne, mógłby to być każdy.. Nawet jakiś oszołom.. Lecz wtedy przybycie przypieczętował głos. Wysoki, słodki i rozpieszczający uszy zebranych.
~ Poleć na mą wyspę,
Nadchodzi sztorm
I ciemność nocy,
Gdzie jest twój ląd?
Nikogo wokół,
A prąd Cię znosi
Powiedz kto,
Chwyci łapę mą,
Gdy wciągnie mnie,
Zdradliwy nurt?
Wyląduj tam,
Obok starej latarni,
Chodź, wytrę pysk ze słonych łez.
Wieczorne światło – cienie gładzi,
Zostańmy tak na wieczny czas~
Przerwał swój hipnotyczny, melodyjny śpiew gdy już jego łapy dotknęły podłoża. Przeleciał wzrokiem po wszystkich zebranych i uśmiechnął się w stronę Fena oraz Szyszki, jeszcze szerzej gdy dojrzał też Rucze oraz Aderyn. Ojeju ile znajomych pysków! Postanowił przysiąść obok Przesilenie właśnie (Bo tam miejsce staruchów) choć powitał Paqui trąceniem pyska.
– Witajcie! Słyszałem iż potrzebujecie tutaj śpiewaka? Nie wszystkim jestem wam znany – Nazywam się Burdig, Chochlik.. Ah, teraz wołają już na mnie Ruda Ciocia. Ruda Ciocia stada Plagi, rodzicem tej tu kolorowej będąca – ukłonił się ładnie, wskazując na Ha'arkę a potem rzeczywiście usadowił się gdzie chciał. Ojej co wszyscy tacy zmieszani.. Burek chyba był ślepy nie zwracając uwagi na Belenus która..
: 10 lis 2020, 21:43
autor: Pień Opatrzności
.. Nie do końca wiedziała jak ma odebrać reakcje zgromadzonych.
Wydawało się iż część z nich ją zauważyła, jednak z jakiegoś powodu odwrócili łby gdy spotkali się z jej spojrzeniem. No tak, była przecież tylko cieniem przeszłości.. A może to o to chodzi? Nie widzą jej wcale i wodzeni są jakimś brzydkim przeczuciem że ktoś lub coś ich obserwuje? Choć mała, brązowa zdawała się wpatrywać w nią a tęgi rudzielec nawet zdawał się warczeć..
Zapewne przeliczyła się, licząc na to dobre zakończenie
Miała się cofnąć i odejść, przyjmując na klatę to iż nie powinna w żadnym stopniu mącić żywym swoim pojawieniem się. Nie pasowała do tego świata i powinna całować po krzywych wargach nicość i pustkę iż pozwoliły jej na moment zobaczyć Wodniki i swoje.. Ukochane Fale...
Poczekam na was, jeszcze kiedyś się zobaczymy..
I już miała odchodzić.
Cofnąć się i iść, choć nie wiedziała gdzie.
Gdy dotarła do niej melodia, głos tak znajomy..
Spojrzała w górę widząc te tak dobrze znane skrzydła, czerwoną burze loków i to z jaką lekkością oraz nadmiernym wybuchem przybywał. Ojjże pamiętała go jeszcze jako małego gnoma a on już był prawie tak stary jak ona. Przypatrywała mu się tak dłuższą chwilę, próbując wyłapać siwiznę na jego futrze. Nie było jej choć Burek w istocie zrobił się bledszy. I chudszy.
A pieśń jaka wydobywała się z jego pyska była jej równie znajoma. Choć nigdy nie czuła się śpiewakiem to głos słodkiej Vern śpiewającej to małym szkrabom do snu na zawsze wyrył się w jej pamięci. Tak jak ten jego natchniony, namiętny trel. Nie przestawał ćwiczyć jak się okazuje. Ani na uderzenie serca nie wypadł z rytmu przy tych piruetach.
Pieśni jednak nie dokończył gdy opadł już na ziemię. Co mu się nie.. Zdarzało..
A może przypomni sobie stare czasy? Jak to tam dalej.. O!
~ Poleć na mą wyspę,
Tęsknota włada,
I dziś mi sterem,
Poleć na mą wyspę,
Najlepszy przewodnik,
Wszak ze mnie jest,
Wyląduj tam,
Obok starej latarni,
Chodź, wytrę pysk ze słonych łez.
Płomień naszych serc nigdy nie zgaśnie,
Mimo iż wokół okropny ziąb.
Nie ma miejsca gdzie,
Nie będą gardzić,
Lecz w te noc, mamy swą wyspę,
Zostańmy tu na wieczny czas~
Zapewne zdążyła zwrócić uwagę wszystkich nawet nie tyle co tym iż zbliżyła się i rzeczywiście, zaczęła odzywać.. A raczej buczeć niskim basem, kończąc pieśń z jaką przybył Burdig a uśmiechem oraz swobodą z jaką podeszła teraz do towarzystwa. Wygląda na to że kolorowy Piastun dodał jej trochę.. Odwagi? Przejechała po wszystkich rozbawionym spojrzeniem by zatrzymać je finalnie na swojej ukochanej..
– Wboczyć mie musicia ten piszczok ale ja nie była nigdy dobro w śpjywie. Dobrze wos widoć, dziołszki wy moje.. I moje chopy również.. I te nowe kindery tyż, Woda widzę w sile, ja? – wyszczerzyła kły wesoło ponieważ poczuła się jak za starych, dobrych lat..
: 10 lis 2020, 22:09
autor: Pasja Uczuć
Jej kochany, beżowo-różowy kłębek futra i piórek w końcu znalazł się na miejscu. Ale... Gdzie był Chochlik? Oh, a miał grać w trakcie jej przemówienia. No cóż, może zjawi się przed końcem. Pasja szturchnęła łepkiem przestraszoną partnerkę, jakby chcąc jej przekazać, że wszystko będzie w porządku.
Uwaga Paqui została na chwilę odwrócona, gdy Aderyn się do niej odezwała.
– Oh? Paqu to znalazła w takiej dziwnej glocie z jakiegoś mateliału, gdy była z Laguną poza glanicami Wolnych Stad. – wyjaśniła takowo. Nie znała pojęcia namiotu, by dokładnie określić napotkaną tam konstrukcję.
Mentalne ~ Dziękuję za przyjście! ~ powędrowało także w stronę Szakłaka, gdy ten już zjawił się na miejscu.
Już miała zaczynać, gdy to... Oh! Zjawił się! Pasja uśmiechnęła się szeroko, gdy w towarzystwie wzbijających się nad ziemię świetlików, delikatnie migoczących wśród wszystkich zebranych, zostały obrzucone suchymi płatkami kwiatów. Pięknie! Z otwartym pyskiem wsłuchiwała się w jego melodię. Przy kolejnych słowach piosenki, jakby podświadomie, przesunęła lekko łapkę, układając długie paluszki na tej miękkiej, Ha'arkowej. A może i na drewnianej, o ile była bliżej. A potem, co ciekawe, tajemniczy duch dokończył jego śpiew. "Nie ma miejsca gdzie, nie będą gardzić"... Na szczęście, w ich przypadku, nie było to prawdą. Nie ważne, co Plaga myślała o Wodzie. Pasja była przekonana, że jej partnerka znalazła by swoje miejsce wśród jej rodziny. A może właśnie tak się stanie?
– Dziękuję za przyjście... i piękną piosenkę! – rzekła do niego, a także do ducha, gdy jej ślepka lekko się przeszkliły.
Gdy przywitała już wszystkich, a sprawa ducha była rozwikłana... a przynajmniej w jakimś stopniu, mogła przejść do tego, po co właściwie ich tu wszystkich zebrała.
– Dziękuję, że zjawiliście się tu wszyscy. Baldzo się cieszę, że znaleźliście chwilę! – zaczęła radośnie, wzrokiem śledząc każdą z postaci po kolei. Nie było Szuwarek czy Zaśpiewu, co było smutne, ale... było już późno. Uznała, że i tak raczej nikt już nie przyjdzie.
– Część z Was pewnie już się domyśla, albo już dawno podejrzewała, że tak będzie, ale... Paqu... Ja mam własną paltnelkę. – po tych słowach wtuliła się mocniej w boczek Ha'ary. – I baldzo chciałam poznać was wszystkich z nią. W szczególności wszystkie Fale, któle od zawsze były dla Paqu baldzo bliskie. Wszystkie mamusie, ciocie, siostrzyczka Szycia, czy nawet Takhala... Wszystkie znajdowały dla mnie choć chwilę, gdy tego potrzebowałam. Nie ważne. czy byłam małym pisklaczkiem, czy już dużym smoczkiem. Fale, przywódco, pozostali goście... Poznajcie Ha'alę. Moją paltnelkę. – mówiła spokojnie, niejako dostojnie, niby z powagą, ale i szerokim uśmiechem. – Jako pełne imię wyblała Szlla... – zaczęła mówić dalej, uświadamiając sobie po drodze, że żadne z imion jej partnerki nie jest proste do wymowy dla niej. – Szallatańska Obietnica. – dokończyła, starając się bezskutecznie zaakcentować R w swej wypowiedzi.
– Ha'alo, poznaj moją lodzinę! – rzekła po chwili, z wielką radością, obejmując ogonem zapewne już nieźle zawstydzoną samiczkę.
– Zaczynając od mamusi... Mamę Jelitko już chyba znasz. Jest najbaldziej zwinnym i śmielcionośnym wojownikiem, jakiego zna Paqu! – zaczęła przedstawianie, przy każdym kolejnym smoku wskazując na niego łępkiem i patrząc mu w ślepia. ~ Jest trochę dzika. Paqu jednak mocno wątpi, by zrobiła ci krzywdę bez powodu. Zawsze możesz powiedzieć, że Paqu byłoby smutno ~ przekazała przy okazji mentalnie partnerce, co zamierzała robić i przy pozostałych smokach.
– Ta puchata pani w cętki to dluga mamusia Paqu. Lianka, albo Wysłanniczka Nieba. Tak samo jak Paqu, jest łowcą, używającym głównie maddaly. ~ Pochodzi z daleka, podobnie jak większość starszych fal. Jest kochaniutka, ale bardzo zajęta. ~ po przesłaniu wiadomości mentalnej do partnerki, dość nietypowo, ale... zbliżyła się do mamy.
– Paqu wie, że na pewno musi być ci smutno po tym, jak Tecuani uciekł. Ona też baldzo lubiła tego żywiołaka. Dlatego postanowiła, że jak tylko wyluszy na kolejne polowanie, będzie chciała przejść się wzdłuż wszystkich rzek Wody, a nawet telenów Wspólnych. Będzie go szukać tak długo, aż nie znajdzie, nawet jakby miała nic innego nie lobić przez następne księżyce.– obiecała poważnie, szczerze. Bardzo chciała by móc jej jakoś pomóc. – Wiem, że to ci go nie odda, ale... Paqu już dawno zaczęła lobić mały plezent dla ciebie. – rzekła już radośniej, sięgając do swojej torby, leżącej niedaleko. Wyciągnęła z niej dwa różnokolorowe kamienie szlachetne. Szmaragd i ametyst, pod kolor ślepi mamusi. Oba były oszlifowane w zgrabne kropelki, a na ich czubkach były małe dziurki. Zostały przez nie przewleczone złote kółka, tworząc parę kolczyków. – Paqu myśli, że mogły by ładnie wyglądać na twoich uszkach. – dodała, uśmiechając się miło. Choć starała się często wypowiadać normalnie... przyzwyczajenia wygrywały. Po dłuższej chwili mogła przejść do przedstawienia pozostałych.
– Ten fioletowy pisklaczek to młodszy blat Paqui, Yeccaqui. Jest baldzo ciekawski i lubi wiedzieć więc nie dziw się, jeśli zasypie cię pytaniami. – niemal zaśmiała się, obserwując ametystowe maleństwo.
– Blązowa, puchata samiczka, tam z tyłu, to Szyszka! Siostrzyczka Paqu. Ale i ją na pewno znasz. – rzekła, wskazując na północną, która pewnie właśnie napychała poliki kolejnymi kęsami wybranych potraw. – Jest baldzo utalentowaną czalodziejką. A ten biały... To nasz przywódca, Przesilenie Północne, jej paltnelka. – wskazała na Fena, prawdopodobnie nie do końca zdając sobie sprawę z istnienia męskiego odpowiednika słowa "partnerka".
– Ten ludy w paski i biały w ciapki... to są ich dzieci, Dlapieżny i Bezgwiezdny.
– Dalej są ciocie Paqu. To jest Adelyn, jedna z naszych uzdlowicielek. Pewnie już miałyście okazję się spotkać gdzieś w okolicy aleny. Podobnie jak Kwiat, nie laz pomogła Paqu, gdy klwawiła gdzieś na ślodku telenów Wody. Kwiat Kulchanu, albo też Takhala – to ta zielona smoczyca obok Szyszki. Obie są baldzo miłe i chętnie pomagają, gdy jest potrzeba. ~ Z Takharą trzeba jednak uważać. Lubi ciszę i przestrzeń osobistą, więc jeśli nie musisz inaczej, lepiej zachowuj się przy niej spokojnie i cicho. I nie podchodź za blisko.~
– Tam dalej siedzi ciocia Lucze, piastunka. Mówi w innym języku więc nie maltw się, jeśli czegoś nie lozumiesz. Podobnie jak ty i twój tata, woli owocki od mięska. – Pasja wypuściła głośniej powietrze ze zmęczonego pyska. Tym sposobem udało jej się przedstawić wszystkich! No, tak prawie.
– I jest jeszcze... Babka? Belka? Pień Opatrzności? Zgadzasz się z tym, co opisywały inne Fale. Paqu laczej nie wierzyła w takie plawdziwe, pokojowe duchy, więc plosi, potwieldź, jeśli ma lację. – zwróciła się do ducha. Widziały już jednego na granicy, więc i ten mógł być prawdziwy.
: 11 lis 2020, 1:34
autor: Wybebeszone Jelita
I tak na ucztę córki przyszła też Jelito w towarzystwie Yeccaqui, którym się zajmowała gdy miała okazję. Szczególnie, pod długie nieobecności Liany. Ale chyba dobrze jej tam szło prawda? Syn wydawał się być jak na razie w całkiem bezpiecznym otoczeniu, więc mogła się odrobinę rozluźnić. Na przywitanie otarła się policzkiem o szyję Paqui, a na propozycje jedzenia potrząsła przecząco łbem. Na razie nie była głodna. ...cóż. Aż tak głodna. Może skusi się potem.
Gdy Takhara musnęła ją ogonem, przymknęła zadowolona ślepia i pewnie by nawet zamruczała gdyby mogła. Co więcej chwilę później pojawiła się jej ukochana partnerka. Wiedziała, że wróciła ale i tak był to wyjątkowo przyjemny widok. Yecc szamał cudne potrawy Paqui, tak więc Jelito spokojnie usiadła koło Liany, aż w końcu położyła się na ziemi wtulajac w jej puchaty bok. Przyjemnie znów było usłyszeć bicie jej serca. A leśna mogła czuć jak wielkie miechy w klatce piersiowej wywerny się unosiły i opadały.
Następnie... pojawiło się... coś. Ślepiem łypnęła niemrawo na stoją niedaleko zjawe, ale tylko burknęła i zignorowała. No przecież! Że to nie może być Belenus. Ona zmarła. A zmarli nie chodzą wśród żywych. Tak więc, Jelito doszła do wniosku, że na pewno zeżarła coś dziwnego i teraz ma zwidy. Tak się czasem zdarza gdy jest się żywym śmietnikiem!
W końcu nastał głów by punkt imprezy!
Jelito oczywiście już znała Ha'are, zdążyła ją obwąchać i ocenić, całkiem pozytywnie zresztą. Nieruszając sie z miejsca ostrożnie wyciągnęła długą szyję, wysuwają się trochę w stronę Ha'ary, gdy Paqu przedstawiła swoją łuskowatą mamę. Ha! Hanka pewnie by nawet mogła spróbować ją teraz pogłaskać. Ale czy jest na tyle odważna?
Gdy Paqui przeszła do omawiania reszty Fal, łeb Jelita wrócił na swoje właściwie miejsce obok futrzastej łapy Liany. Zerknęła zaciekawiona na podarunek który dostała partnerka.
Za to gdy do ich zgromadzenia dołączył Burdig, obnażyła nieufnie kły w krótkim warknięciu. Ale po wstępnych oględzinach, doszła do wniosku, że rudzielec musiał należeć do partnerki Paqui, więc schowała kły i tylko co jakiś czas łypała spode łba na niego. ... Co więcej jej zwidy zaczęły śpiewać belenusowym głosem? Tego się nie spodziewała i nie było to podobne do jej "wyobraźni". I najwyraźniej... Nie tylko ona zwróciła uwagę na zjawe. Poderwała łeb do góry marszcząc zdziwiona pysk. Wypuściła z siebie strużki czarnego dumu i zaczęła węszyć, ale nic nie czuła.
: 15 lis 2020, 20:55
autor: Szelest Kroków
Jego spojrzenie powędrowało w stronę Paqui, kiedy ta wysłała do niego wiadomość mentalną. Kiwnął łbem w odpowiedzi, skupiając się jednak na innych rzeczach – na samych obcych, na... Duchach? Nie zdążył otrzymać odpowiedzi od ojca, zamiast tego na miejscu zjawił się kolejny smok, podobny do tej jednej obcy, śpiewając. Do niego dołączył się także kolejny głos, tym razem należący do... Ducha. Przełknął ślinę. Potem przemówiła Pasja. Skupił się na jej słowach, jednak spojrzenie żółtych ślepi nie schodziło z nowo przybyłego (który, musiał przyznać, wyglądał naprawdę specyficznie), okazjonalnie zjeżdżając na, jak się okazało... Partnerkę ciotki? Zmarszczył delikatnie brwi; nie, żeby to było dla niego coś dziwnego, w końcu Wysłanniczkę Nieba i Wybebeszone Jelita też łączyło coś, lecz zastanawiał się – jak to się działo, że tyle samic łączyło się ze sobą, a z samcami widział je rzadko kiedy? Może sam nie miał na co liczyć w przyszłości? Odetchnął.
Nie zastanawiał się nad tym długo, bo i Pasja Uczuć wypowiedziała wreszcie imię dziwnego przybysza. Pień Opatrzności? Zmarszczył nos, niepewnie kiwając łbem, kiedy ta przemówiła. Nie wiedział za bardzo jak zareagować, jednak domyślał się, iż duch miał sprawy do załatwienia raczej z Falami, niż z nim samym. Postanowił za to... Podejść do przybysza z Plagi, który, o dziwo, raczej nie pasował do opisu tego stada, jaki kiedyś otrzymał. Zresztą – Ruda Ciocia? Potrząsnął łbem. Bywa i tak – postanowił raczej trzymać się pierwszego imienia, które starszy im przedstawił. Burdig.
Odchrząknął nieco, kiedy zbliżył się do samca.
— Cześć, Burdig — rzucił w jego kierunku nieco głośniej, by zwrócić na siebie uwagę. Uśmiechnął się krzywo. — Szakłak jestem. Drapieżny Kolec — przedstawił się, wykorzystując też okazję, by przyjrzeć się dokładniej samcowi. Był cały w tych śmiesznych ozdobach; widział takową wcześniej u ciotki, ale pojedynczą. — Skąd masz tyle tych... Kolczyków? I twoja córka? Sami je robicie? — zapytał zaciekawionym tonem. Inne rozwiązanie nie przychodziło mu do głowy... A może i sam by mógł mieć coś takiego. Drgnął końcówką ogona, oglądając się za siebie.
~ Ej, tato, widziałeś jakie mają kolczyki? I ile ich? ~ zaczepił mentalnie ojca ze świecącymi oczami. Na bogów, a może i sam ojciec by mógł takie mieć? Chyba by padł, gdyby zobaczył Przesilenie Północne oblepionego takimi błyskotkami. A matka tym bardziej... Tyle, że na zawał.
: 15 lis 2020, 21:07
autor: Lekkość Wiatru
Inni też widzieli Belenus? Aderyn zmarszczyła pysk. Albo zjawa była prawdziwa, albo Paqu dodała do swoich potraw sekretny składnik. Może... Może Lekkość powinna jednak uwierzyć? W końcu gdyby to były halucynacje, nie widziałaby tylko Belenus.
– Czym jesteś? – zapytała, mrużąc ślepia. – Duchem? Wspomnieniem? – Zrobiła parę kroków w jej stronę. A potem jeszcze więcej. Była już w stanie jej dotknąć, ale tego nie zrobiła. – Jak długo tu zostaniesz?
Z czego tak się cieszysz, Belenus? Czy nie powinnaś zacząć od przeprosin?
Aderyn przełknęła nerwowo śliznę. Nie uśmiechała się, tylko patrzyła na zjawę. Oczy zaszkliły jej się lekko, ale to jeszcze nie był płacz.
Przestań, głupia! – Aderyn zganiła się w myślach. Przecież już dawno wybaczyła ukochanej, że do niej nie wróciła. Przecież rozumiała, że śmierć w walce była dla Belenus taka ważna. Przecież-
Kły zacisnęły się mocniej. Rozsądek bił się z uczuciami, ale żadne nie chciało odpuścić.
: 15 lis 2020, 21:34
autor: Pień Opatrzności
Kiedy Lekkość zatrzymała się przed nią, samica wbiła w nią swoje spojrzenie. Humor rzeczywiście wydawał się być tylko przykrywką, swego rodzaju maską choć wyrażał rzeczywiście prawdziwe zadowolenie z tego iż samica mogła zobaczyć swoje ukochane dziołszki w starciu z lekko zaszklonymi oczami swoje miłości, wojowniczka nie miała szans. Lekko przeźroczyste ślepia zdradzały coś na kształt smutku połączonego z bólem. Choć trwało to tylko chwilę, Aderyn mogła wyczuć w powietrzu ciężkość. Ale i radość – występ sprzecznych emocji, przecinających się przez siebie był dla stojącej przed nią dawnej ukochanej czymś nowym. Sama nie podejrzewała że może się tak czuć. Kiedykolwiek..
– Krótko. Z krainy zdechloków nie wypuszczajo za często – Zaczęła, choć niepewnie Tak jakby sama nie wierzyła że jest jakieś wytłumaczenie jej samolubne i śmierci. Ciężko też było jej się skupić na innych zebranych, kiedy miała przed sobą tą która zawsze zbierała jej mowę. Teraz było podobnie.
– Jednok co uznało że mom tu co do zaklajstrowania. I mam.. Przeprosić moją Aderyn.. – Ostatnie zdanie wypowiedziała cicho, chcąc by usłyszała je tylko ona. Pewnie pokusiłaby się o dodanie innych odczuć które teraz nią rzucały lecz nigdy nie była zbyt dobra w mówieniu o swoich uczuciach.
: 15 lis 2020, 21:57
autor: Lekkość Wiatru
Aderyn potrząsnęła łbem. Odczuwanie cudzych bardziej myliło ją niż pomagało jej cokolwiek zrozumieć. Między innymi dlatego rzadko korzystała z więzi z Ceredigiem.
Wypuściła powietrze przez usta. Belenus wiedziała, że nie żyje. I nie wróciła tu na stałe. Oczywiście, że nie. Dlaczego Aderyn w ogóle przeszło to przez myśl?
– Belenus – powiedziała ciszej. Zamiast tego o wiele lepszą odpowiedzią byłoby "Cieszę się, że cię widzę!". Albo "Opowiedz mi o zaświatach, a ja ja opowiem ci o przygodach na ziemi". A już na pewno powinna powiedzieć "Nie, nie musisz przepraszać. Skąd przyszło ci to to głowy?". Ale powiedziała tylko jej imię. Tym słabym, niewesołym głosem. Przecież wiedziała co robić, co mówić. Dlaczego to było takie trudne?
: 15 lis 2020, 22:14
autor: Pień Opatrzności
Być może dlatego to ona powinna przejąć inicjatywę, wydusić wreszcie z siebie to co leży jej na duszy, niespokojnej duszy która wróciła na ten świat by.. No właśnie. Przyszła tutaj z wątpliwościom i nie przemyślała że naprawdę związuje jej ona nie tylko łapy ale i język. Czasu z uderzenia serca na uderzenie serca było coraz mniej a one dwie patrzyły się na siebie bez słów. Belenus zaczęła się zastanawiać czy zawsze tak było a może opuszczając ją na ziemskim padole, pogrzebała doszczętnie ostatnią szansę na porozumienie. Bała się tego tak samo jak bała się tego spotkania i tej ciszy która nastała.
W pewnym momencie jednak, wypuściła powietrze z nozdrzy a łapa uniosła jak gdyby chciała dotknąć futrzanego policzka, choć wiedziała że nie może tego realnie zrobić. Sam gest jednak dawał jej dużo. Grube palce przeszły przez delikatne futro a z pyska Belenus uleciała obawa.
– Ale wiesz no Ty co? Ja czekam na Ciebie. Żyj pełną piersią i chwytaj dzień.. A potem będziemy miały całą wieczność dla siebie.. – przestała myśleć o sobie, o swoim egoistycznym poczuciu odrzucenia które na dobrą sprawę nie powinna mieć miejsca. Były Smoki które o niej pamiętały, były młode które o niej słyszały i była słodka Aderyn którą miała teraz na wyciągnięcie łapy – zdała sobie sprawę że nie powinna marnować w tej chwili.
: 15 lis 2020, 23:07
autor: Lekkość Wiatru
Kolejna siła dołączyła do sporu – i były to wyrzuty sumienia ściskające ją za gardło. Przypominały Aderyn, że widziały gały, co brały. I nie miała prawa oczekiwać od Belenus więcej niż smoczyca była w stanie jej dać. Belka była wojowniczką z krwi i kości, która na pewno nie umarłaby ze starości. Wojowniczką, której uwłaczałaby śmierć z łap niegodnego przeciwnika.
Czy Rakta nie była idealna do zakończenia jej życia?
Znowu to robisz – syknęła na siebie w myślach. – Napędzasz swoją gorycz.
Nie. Ja też zasługiwałam na szczęście.
Z kimś innym?
Dlaczego ja gadam ze sobą, na litość boską!
– Przepraszam cię, Belenus – wypaliła, chyba trochę za głośno. – Nie pogodziłam się jeszcze z twoim odejściem. To boli. – zaczęła mówić mentalnie. Nawet jeśli zdobyła się na odwagę, pragnęła namiastki prywatności. – Kiedy byłyśmy razem, wszystko szło nam tak dobrze, więc nigdy się nad tym nie zastanawiałam. – Wzięła kolejny oddech. – Ale chyba za bardzo polegałyśmy na sobie nawzajem. Jakby i mnie i tobie brakowało jednej łapy. – Zaśmiała się niemal bezgłośnie. – A potem już cię nie miałam. I cierpiałam tak mocno, że odechciewało mi się żyć, ale... Już mogę iść dalej. Trzymam się, działam, potrafię być szczęśliwa. – Łzy wreszcie pociekły jej po policzkach. – Tylko nie potrafię zapomnieć, że opuściłaś mnie wcześniej. – Na usta cisnęły jej się kolejne przeprosiny. – Już... Gubię się w słowach. – Sapnęła znowu. Została z otwartym pyskiem, mimo że rozmawiała telepatycznie.
: 15 lis 2020, 23:45
autor: Pień Opatrzności
Cieszyła się że jej krótkie zdanie zdołało przełamać ciszę i otworzyć tę z którą rozmawiała, poznać jej myśli które słodko płynęły do jej umysłu, choć w smaku wydawały się niezwykle cierpkie. Oczywiście że wiedziała co zrobiła i te "gały też widziały co brały" – jednocześnie jednak nie mogły sobie wymarzyć kogoś lepszego, kto tak dobrze zrozumiałby i potrafił odczytać to czego Wojowniczka nie jest w stanie powiedzieć, ponieważ nie potrafi. Belenus całą swoją młodość spędziła na tułaczce bez celu i choć miała swoje miejsce, swój dom to nigdy nie widziała dla siebie sensu czy jakiejkolwiek przyszłości. Być może oprócz prymitywnego instynktu przetrwania, jej życie rzeczywiście go nie posiadało, w głowie nigdy nie myślała o tym by się z kimś wiązać. Lekkość, całkiem przypadkiem pojawiła się w jej życiu i nauczyła ją tego że jest wartościowa, że każde życie ma gdzieś swój cel – I choć wydaje się błahy, to gdzieś tam czeka szczęście. Z jednej strony już na samym początku wiedziała że nie powinna się angażować, jednak to jak czuła się przy kimś kto ją rozumie, pchało ją dalej aż w końcu zdała sobie sprawę iż poczuła coś o co nigdy by się nie podejrzewała i nauczyła się nowych rzeczy.
Sluchała jej w ciszy lecz nie zabierała swojej łapy. Nawet jeśli obie nie mogły siebie poczuć, liczyła się iluzja. Bliskości, dotyku..
~ Jo wiem, wiem mojo słodka Aderyn.. I Ty nie masz za co przepraszać i tak miałoś bosko cierpliwość do starej Baby i jej wybryków – głos był ciepły i spokojny. Jak za starych dobrych księżyców. Bo rozumiała ja doskonale lecz nigdy nie była z niej poetka czy prawdziwa mówczyni.
~ Czasami co kuknę, czasami mi kto powie kto Cię widzioł i zdechł.. Dajesz radę i jo dumna chociaż trochę za dużo zielska ćpiesz, ja? – zabrała łapę, czując że jej czas powoli się kończy. A szkoda bo jeszcze zaczepiłaby Gruźlika, wyśmiała się z Burka i poznała resztę kinderów. Ale czy to właśnie z Aderyn nie miała niedokończonych spraw? No właśnie..
~ Leź dalyj i nie pocz się za siebia. Bądź szczęśliwa bo taki pychol Twój najładniejszy. Co byś mi robiła, gdzie byś ni polazła.. – chciała naprawić swój błąd lecz dalej sprawiało jej to trudność. Ale drugi raz zrobić coś tak okropnego? Nie.. Nie tym razem..
~ I tak zawsze bede kochać moją słodką Aderyn. I na nią czekoć
: 16 lis 2020, 16:28
autor: Przesilenie Północne
– To prawie jak cała Woda – stwierdził więc roześmiany. – Skoro tak, mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z twoim planem. Na razie wszystko wygląda świetnie – zapewnił Paqui.
Gdy podszedł do przekąsek, dostrzegł uzdrowicielkę podchodzącą bliżej łowczyni. Zerknął na nie z ukosa, zauważając pocałunek na przywitanie. Wymienił spojrzenia z Szyszką, próbując powstrzymać uśmiech – o pewnej historii z tą dwójką słyszał od niej z pierwszej ręki.
Podjadał nadal, gdy zaczepił go Szakłak. Z cichym „Hm?” obrócił się w jego stronę, zniżając łeb, a potem przeniósł spojrzenie w miejsce, które wskazywał mu syn.
– Wygląda na to, że to partnerka Paqui, synu – odparł, oszczędzając mu szczegółów, skąd o tym wie.
Nie zdążył powiedzieć wiele więcej, bo wiele rzeczy wydarzyło się naraz: uwaga adepta uświadomiła go, że pośród nich jest jeszcze jedna znajoma postać, której widok sprawił, że spanikował przez krótką chwilę. Wzrok płatał im obu figle? Ale dostrzegał zbliżająca się w jej stronę łapę Szyszki i pamiętał sam zjawę, którą spotkał za dzieciństwa. Faktycznie – i wtedy powoli następowała pora Liściastych Dywanów…
W tej samej chwili melodyjny głos Burgida rozległ się wśród rozmów, a zaraz później dołączył do niego mocny bas Belenus.
Parsknął, jakby zdziwiony i rozradowany jednocześnie, przyglądając się zbiegowisku. Poprawił się i usiadł nieco inaczej, spoglądając ku wojowniczce jeszcze przez chwilę, jednocześnie dostrzegając spojrzenie Aderyn. Patrzył się tylko przez chwilę, a potem spuścił wzrok i odwrócił ku Burdigowi, który przysiadł zaraz obok, wyszczerzając kły w bezczelnym uśmiechu.
– Ruda Ciocia? Nie sądziłem, że usłyszę coś gorszego od Chochlika Miłości – przywitał go, chociaż otarł się barkiem o bark.
Potem zabrała głos Paqui i słuchał jej uważnie, kiwając łbem Ha’arze, gdy został przedstawiony i mrugając kilkakrotnie, gdy uświadomił sobie, że i w ustach Paqui został partnerką.
Uniósł jednak tylko brwi i nie komentował dalej, starając się posłać uzdrowicielce przyjazny uśmiech. Niedługo później do Burdiga podszedł Szakłak, więc schylił łeb, przysłuchując się ich rozmowie – w końcu siedział tuż obok.
Na zadane pytanie zdecydował się odpowiedzieć fizycznie, podłapując temat tworzenia ozdób.
– Ciocia – ledwo mu przeszło to przez gardło – świeci się od kolczyków odkąd tylko pamiętam. – Wyszczerzył się. – Wcześniej pytałeś o Belenus. – Wskazał na nią kiwnięciem łba. – Też nosiła podobne. Kolczyk, który ma mama, należał właśnie do niej – powiedział. – Jest podejrzanie wielką fanką wojowniczki, która mnie zabiła.
: 20 lis 2020, 23:48
autor: Wybebeszone Jelita
Otworzyła i kłapnęła szczęką zaskoczona dalszym przebiegiem wydarzeń. Wlepiała swoje małe paciorkowate ślepia prosto w Belenus i Aderyn, przerzucając swoje spojrzenie od jednej do drugiej. Czuła ich emocje i je doskonale rozumiała. Sama atmosfera to jak gęste było powietrze wszystko mówiło. I gdy niestety... Belenus zniknęła, Jelito wstała i czule otarła się łuskowatą szyją o futrzastą szyje Aderyn. Potem się odsunęła dmuchając na nią ciepłym powietrzem i się cofnęła kilka kroków.
Zamrugała kilka razy.
Zerknęła na górę mięsa przygotowaną przez córkę.
I oh. Wypatrzyła bardzo apetycznie wyglądające flaczki. Tak więc z głośnym kłapnięciem szczękami chwyciła je w pysk i pociągnęła bliżej siebie, ciorając je przy tym po ziemi. Legła koło Aderyn i zaczęła jeść swój posiłek mlaszcząc przy tym głośno. Ale hej! To też jakiś sposób na dotrzymanie towarzystwa przyjaciółce!
: 30 lis 2020, 18:02
autor: Żałobna Pieśń
Samica czuła się trochę zagubiona. Tyle obcych pysków, tyle różnych smoków głównie z Wody. Brakowało jej trochę tej pewności jaką dawały jej spotkania sam na sam czy spotkania w towarzystwie noo... rodziny. Choć skoro jest partnerką Paqui... Każdy z tych smoków jest jej rodziną. Dlatego mimo zmieszania uśmiechała się do każdego, kto choć dłużej się jej przyglądał, a ona sama to wyłapała.
Przyglądała się występowi ojca szczęśliwa na jego pojawienie się. Zawiesiła spojrzenie na duchu, który kontynuował pieśń i później zajął się rozmową z tą panią "Aderyn". Oh... Z tego co słyszała wywnioskowała, że to partnerki. Jak słodko... I smutno. Odejść bez pożegnania. Ha'ara mocniej wtuliła się w Pasję jakby chcąc dać jej więcej własnego ciepła. Cała rodzinka jej partnerki przedstawiana po kolei. Samiczka starała się zapamiętać jak najwięcej, a na wspomnienie o mamie Jelitku, samiczka uśmiechnęła się do zbliżającego się pyska wyverny.
~ Ja... Emm... Bardzo miło mi was wszystkich poznać choć trochę dużo nowych pyszczków mam do zapamiętania heh...~ Rzuciła dość głośno tak by wszyscy zebrani ją usłyszeli. Łatwo można było zauważyć, że samica jest dość spięta. Nigdy nie była najlepsza w publicznych przemówieniach.
~ Jak Paqusia mnie przedstawiła nazywam się Szarlatańska Obietnica i jestem Plagijką, uzdrowicielką, córką obecnego tutaj Burdiga i Uśmiechu Szydercy. Emm... Dziękuję wam bardzo za zjawienie się choć pewnie to bardziej zasługa Pasji.~ Skończyła jeszcze leciutko przysuwając się do samicy jakby chcąc wepchnąć się w jej bok.
~ Kochanie, mogłaś mi powiedzieć że czeka nas takie przyjęcie. Iii... Nigdy nie słyszałam byś tak mówiła, aż trudno się przyzwyczaić.~ Zachichotała liżąc łowczynię po policzku. Tylko... Co dalej? To chyba nie koniec tej uroczystości.