Strona 19 z 38

: 21 lis 2016, 18:30
autor: Figlarne Serce

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Figlarna Łuska może i nie była nasmarowana olejkiem jak Czerwień, ale widać było, że również starannie o siebie zadbała, przede wszystkim po czystym, zdrowym futrze i piórach. Ukłoniła się na powitanie przed swą nauczycielką w pełnym szacunku geście.
– Witaj Czerwieni Kaliny. Poprosiłam o to spotkanie, ponieważ wypełniłam już zadania, które mi dałaś na zakończenie mojego szkolenia i zgodnie z twoim poleceniem chcę ci zdać z nich relacje. – odparła krótko, jasno i na temat. W następnej chwili zamilkła i wpatrzyła się z powagą w smoczycę swoimi dwubarwnymi oczami cierpliwie czekając, aż ta zgodzi się, by opowiedziała o wszystkim. Najchętniej trajkotałaby od razu swoim zwyczajem, ale tym razem sprawa dotyczyła kwestii ukończenia przez nią treningu, więc pragnęła wypaść jak najlepiej. Teraz kiedy wiedziała już, że jej nauczycielka i jej ojciec, a zarazem przywódca Ziemi żyją ze sobą w związku instynktownie czuła, że musi zwracać większą uwagę na to jak się przy nich zachowuje.

: 21 lis 2016, 18:37
autor: Administrator
Nozdrza Uzdrowicielki drgnęły w pewnym zaintrygowaniu. Doceniła fakt okazanego szacunku, w dzisiejszych czasach coraz mniej młodych, jak i tych starszych, smoków pamięta o pewnej etykiecie.
Jednak co się dziwić, skoro z każdym księżycem opiekunowie coraz mniej czasu poświęcają swojemu potomstwu? Inni nie dają im go nawet wcale.
Przysiadła lekko na piętach zadnich łap, nie zamierzając dotykać mokrej ziemi. Pobrudziłaby sobie łuski, a to było nie dopuszczalne w podobnych warunkach tak różnych od tych władających przy wyprawach.
Opowiadaj zatem, Kleryczko – zachęciła ją ze spokojem, patrząc na nią lazurowymi slepiami.

: 21 lis 2016, 19:22
autor: Figlarne Serce
– Zacznę może od ziół, gdyż te mam przy sobie. Muchomor i macierzankę znalazłam już praktycznie na początku wyprawy i nie miałam większych problemów z ich zebraniem. Z kozłkiem było trudniej, ponieważ musiałam szukać go w okolicy rzeki, a deszcz znacznie rozmiękczył tam ziemię. Jednak udało mi się znaleźć i zebrać również i to zioło. Tak więc oto są: pięć muchomorów, dwie gałązki macierzanki i sześć liści kozłka. – z tymi słowami wyciągnęła z torby i położyła delikatnie na ziemi swe zdobycze, by Czerwień Kaliny mogła je zobaczyć, po czym kontynuowała. – Zgodnie z twoim zaleceniem ćwiczyłam samodzielnie leczenie na iluzjach, aż w końcu uznałam, że jestem gotowa do podjęcia próby wyleczenia żywego smoka. Początkowo sądziłam, że zrobię to tak, aby było w twojej obecności, byś mogła od razu widzieć i ocenić moje postępowanie. Jednak traf chciał, że do mojej groty przyszła czarodziejka Wody imieniem Szemrzące Leszczyny prosząc, abym uleczyła ją z nerwicy. Korzystając zatem z nadarzającej się okazji podjęłam się próby uzdrowienia jej. Przygotowałam i podałam jej napary na uspokojenie: jeden z dwóch gałązek lawendy, a drugi z dwóch liści melisy. Potem zaś przeszłam do leczenia maddarą, starając się zmniejszyć napięcie lękowe i naprawiając uszkodzenia w połączeniach nerwowych. Usiłowałam przekazać jej własną pozytywną energię do umysłu, pomóc w wyciszeniu się i odrzuceniu niespokojnych myśli. Niestety chociaż bardzo zależało mi, aby pomóc Leszczynom i starałam się to zrobić najlepiej jak potrafiłam to leczenie czarodziejki kompletnie mi się nie powiodło. Cóż...przyznaję, że byłam cokolwiek zdenerwowana, a jednocześnie podekscytowana swoim pierwszym prawdziwym leczeniem, więc być może przez to nie zdołałam wyleczyć Szemrzących Leszczyn i przepraszam za to. – zakończyła z zawstydzeniem opuszczając uszy. Z całego serca wolałaby móc powiedzieć, że jej pierwsze leczenie zakończyło się sukcesem, ale nie mogła przecież okłamywać swojej mistrzyni. Choćby nawet miała powtórzyć wszystko od nowa, to pragnęła być uczciwa wobec Czerwieni jako, że szanowała ją bardzo.

: 21 lis 2016, 19:51
autor: Administrator
Smoczyca obserwowała pysk młodszej samicy, gdy ta zaczęła opowiadać, wyciągając zioła z... czegoś, co przypominało torbę.
Kąciki warg Uzdrowicielki drgnął w niejednoznacznym półuśmiechu.
Pozwoliła jej jednak mówić, kiwając od czasu do czasu ledwie dostrzegalnie pyskiem.
Gdy ta skończyła, zakołysała ogonem, a jej pysk nie wyrażał zbyt wiele emocji.
Bacznie zaś przyglądała się Kleryczce, jakby coś analizując.
W końcu skinęła głową.
To wystarczy. Skupienie przyjdzie z księżycami doświadczenia. Inni muszą pracować więcej, drudzy mniej. Jako, że jesteś raczej... wyrazista, może czekać się sporo wysiłku nad samokontrolą w takich przypadkach. Sama nerwica jest ciężka do wyleczenia, ponieważ ciało chorego nie zawsze chce współpracować z Maddarą Uzdrowiciela, to raczej chaotyczna choroba, która jest inna u każdego osobnika. Zioła na jakiś czas powinny osłabić jej działanie, ale jeżeli chcesz ulżyć tej smoczycy, możesz podawać jej do wdychania olejek miętowy lub lawendowy, aby przynajmniej mogła spać w nocy. Spróbuj ją uleczyć za jakieś cztery księżyce, tyle mniej więcej potrzebuje jej ciało, aby móc pozwolić się zregenerować. Choroby są dosyć specyficzne, ciężko je uleczyć zwłaszcza, gdy pierwsza próba nie wyszła pomyślnie. Moim zdaniem jesteś gotowa na przejęcie pełnoprawnej roli Uzdrowiciela w swoim Stadzie. Nie zawiedź ich tylko. Ranga uzdrowiciela jest ciężką drogą. Wiele smoków z czasem rozumie, że nie daje rady i odchodzą ze wstydu. Bądź podporą dla Ziemi, Twój ojciec cię potrzebuje, nawet jeżeli tego nie okazuje. Mgła coś w nim złamała i przyda mu się podpora – przemówiła, a jej głos stał się nieco bardziej... łagodniejszy.

: 21 lis 2016, 20:27
autor: Figlarne Serce
Wysłuchała uważnie wszystkiego, co mówiła jej Kalina pod koniec wpatrując się w nią ogromnymi błyszczącymi oczami, w których niemal zalśniły łzy czystego szczęścia. Jakże musiała walczyć sama ze sobą, aby zachować dotychczasowy spokój i powagę, coś w jej sercu aż się rwało, by z przepełniającej ją wdzięczności przylgnąć mocno do tych złocistych nasmarowanych olejkiem łusek. Czuła, że chce się przytulić do mistrzyni i po raz pierwszy od długiego czasu szczerze podzielić się z nią swoją radością nie jak z nauczycielką, ale jak z matką. Wiedziała, że Czerwień nią nie jest i nigdy nie będzie jednak tam w głębi cały czas tęskniła za matczyną bliskością i nic nie mogła na to poradzić, choć sama była już matką. Kiedyś być może by się nie wahała, ale zdążyła dojrzeć już wystarczająco, by mając wzgląd na należy Cienistej uzdrowicielce szacunek przytrzymać swoje emocje na wodzy. Nie powinna na wszystko reagować tak silnym podekscytowaniem. Wzięła głębszy wdech, aby nieco ochłonąć i po raz kolejny grzecznie oraz nisko ukłoniła się przed smoczycą.
– Dziękuję ci mistrzyni, jestem ci niezmiernie wdzięczna, to wiele dla mnie znaczy. – powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie, chociaż miała wrażenie, że serce ze szczęścia zaraz wyskoczy jej z piersi i odleci gdzieś w dal.

: 21 lis 2016, 21:13
autor: Administrator
Czerwień Kaliny siedziała nieruchomo, patrząc na Uzdrowicielkę lazurowymi ślepiami. Zdawała się walczyć ze sobą. W oczach samicy można było dostrzec przez krótki moment cierpienie, jakąś głęboką rozterkę, która zdawała się wręcz sięgać do jej duszy.
Nozdrza smoczycy drgnęły, gdy wypuściła przez nie powietrze zmieszane z dymem.
Wstała z zadnich łap, poprawiając ułożenie skrzydeł.
Zbliżyła się lekkim krokiem do Figlarnej. Przez chwilę tylko patrzyła w jej oczy, a potem musnęła prawym polikiem jej własny, stykając się z nią łuskowatą szyją.
Jesteś dobrą smoczycą, masz wielkie, współczujące serce. Życzę ci, abyś doświadczała, jak najmniej cierpień, które zsyła na nas życie. Wiem, że jesteś cudowną matką, będziesz też świetną Uzdrowicielką, o ile pozwolisz sobie na tą wiarę. Wiem... że cię zawiodłam, wtedy w Dolinie. Wiem też... Proszę cię, daj tej małej to, czego ja sama nie mogę jej dać. Myślę, że miałaś wtedy rację, jednak nie jestem w stanie ofiarowac jej nic, ty zaś możesz dać jej wszystko, co niezbędne do godnego życia – szepnęła na długie ucho smoczycy, a następnie odsunęła się.
Zapewne jeszcze nie raz się spotkamy, do zobaczenia zatem, Uzdrowicielko – uśmiechnęła się do niej enigmatycznie, a następnie na oblicze smoczycy powróciła dawna aura pewnej rozbawionej kpiny, gdy uniosła dumnie złoty łeb, a rozpacz, która chwile wcześniej w niej była, odpłynęła.
Skinęła łbem smoczycy, a następnie wybiła się z zadnich łap i wzleciała w powietrze.

: 22 lis 2016, 10:43
autor: Figlarne Serce
Po raz kolejny została pozytywnie zaskoczona przez Kalinę, a teraz to chyba nawet jeszcze bardziej pozytywnie, niż wcześniej. Kleryczka, a w zasadzie to już prawie uzdrowicielka wtuliła się w nią ufnie i mocno jak pisklę, liznęła nieśmiało jej policzek słuchając w milczeniu wszystkiego co teraz powiedziała. Zastrzygła lekko uchem na dźwięk ostatnich wypowiedzianych szeptem słów, a chwilę później spokojnie pozwoliła Cienistej uzdrowicielce się odsunąć.
– Czerwieni, zanim odejdziesz wysłuchaj jeszcze proszę mych słów. To prawda, że w Szumiącej Dolinie rozczarowałaś mnie i to bardzo. Wiem jednak, że dla niektórych jest niezwykle trudnym uznać pisklę, które wygląda w taki sposób i jakby nie patrzeć jest kalekie. Lecz weź pod uwagę, że często to, co przetrwa staje się lepsze i silniejsze, od tego, co było jeżeli damy mu szansę. Mimoza nie jest urodziwa i kuleje na trzech łapach, to prawda. Ma jednak silny charakter, jest dzielna, wytrwała i mimo wielu upadków zawsze jest w stanie się podnieść, by iść dalej. Czyż nie są to cechy pełnowartościowego smoka? Jednak...jeśli naprawdę tego chcesz mogę zachować prawdę jedynie dla siebie, ale to nie zmieni faktu, że młoda zawsze będzie potomkiem swej rodzonej matki, nieważne jak usilnie byśmy temu zaprzeczali. Oczywiście dam jej wszystko, co tylko jestem w stanie, aby zapewnić jej jak najlepsze życie, lecz prawda jest taka, że nigdy nie zastąpię jej prawdziwej matki, bo prawdziwej matki po prostu nie da się zastąpić. Nieważne jak wiele starań i miłości w to włożę. Wiesz dlaczego ją przygarnęłam? Bo wiem czym jest tęsknota za matką i jak to boli gdy ona cię zostawia w czasie kiedy najbardziej jej potrzebujesz. – westchnęła ciężko. – Moja matka Azyl Zabłąkanych, a nawet moja babcia Jesień Bzów odeszły pozostawiając za sobą ból w sercach bliskich. Ja mogę podjąć inne decyzje i sprawić, by życie stało się lepszym, ty również możesz to uczynić. Czerwieni przemyśl proszę moje słowa, Mimoza jest teraz zaledwie młódką, ale kiedyś dorośnie i może być już za późno na naprawienie dawnych błędów. – kończąc mówić dostrzegła, że Kalina już wzbija się w powietrze i ponownie głęboko westchnęła. Chociaż w sumie będzie lepiej jak Czerwień w spokoju rozważy cały ten pożegnalny monolog, więc nie próbowała jej zatrzymywać. Jedynie wpatrywała się przez dłuższy czas w znikający jej sprzed oczu punkt na niebie.
– Żegnaj Czerwieni Kaliny, może kiedyś jeszcze zmienisz zdanie. – wyszeptała, po czym wrzuciła wyjęte zioła na powrót do swojej torby, a po chwili sama już była wysoko w górze uderzając energicznie skrzydłami. Skierowała się w kierunku obozu Stada Wody, a następnie odleciała z tego miejsca.


: 17 gru 2016, 19:14
autor: Kruczopióry
Co jest...? Co się stało...? Potrząsnął mocno łbem; ten bolał go niemiłosiernie, potrzebował chwili, aby jego zmysły wróciły do porządku, aby zorientował się, gdzie niebo a gdzie ziemia. Uniósł szyję, otworzył...

Nie, nie otworzył. Zakręciło mu się we łbie, o mało co znów nie zemdlał, kolejny silny wstrząs jednak znów pobudził zmysły. Tylko...

Pamiętał wszystko jak przez mgłę; pamiętał hydrę, a potem... demon. Wielka, szkaradna, śmierdząca bestia. Pamiętał pływ magii, pamiętał ognistą ciecz, pamiętał...

Hmmm. Jego obrona nie była przecież AŻ TAK zła. Określiłby ją jako może nie doskonałą, ale naprawdę przyzwoitą, ciągłe w głowie kołatało mu zaklęcie, ciągle przez zwoje mózgowe powracała pamiętać o tej wodnej osłonie, osłonie, która nie powinna przepuścić ognia.

Chyba że TAKIEGO ognia.

Nigdy, przenigdy, w żadnych okolicznościach nie widział jeszcze równie potężnego czaru – i szczerze wątpił, że zwyczajny smok mógłby chociaż w przybliżeniu dorównać jego mocy. Może przy odpowiednim układzie gwiazd czy nadzwyczajnej pomocy Naranlei... Nie, po prostu nie mieściło mu się to w głowie. Najlepsze Viliar zostawił na sam koniec, skutecznie wcześniej udając, iż jego Arena to przecież nic takiego.

W gruncie rzeczy nie było aż tak trudno... dopóki nie natrafił na demona.

Uniósł ku gorze prawą przednią łapę, przyłożył ją delikatnie do swoich ślepi... ale ślepi tam nie było. Wzdrygnął się; przerażony natychmiast zerwał na równe nogi, instynktownie obrócił łbem wokół, obrócił nim, tak jak zawsze wtedy, kiedy poczuł niebezpieczeństwo, kiedy wiedział, że musi pozostawać czujny, że jego wzrok musi odnaleźć każdy, najmniejszy nawet przejaw anomalii. Tyle że tego wzroku... nie było! Nie miał wzroku! Nie miał nic! Nic, najmniejszej szczątki widzenia, nie było barwy, nie było kształtu, nie było ani krztyny światła. Nie było... Nic nie było.

Padł na brzuch, momentalnie tracąc cała werwę, dudniąc niczym bęben, uderzył ciałem o ziemię. Chciał... Chciał zapłakać, ale nawet tego nie mógł zrobić. Jego pysk rozdziawił się szeroko, dopiero potem zaczął myśleć względnie rozsądnie.

Względnie. Bo jednak żył.

– Kalina...? – wyszeptał, chwilę wcześniej pociągnąwszy nosem i natychmiast rozpoznawszy woń uzdrowicielki. Zresztą trudno było spodziewać się tutaj kogoś innego – zrozumiał, że musiał tym atakiem oberwać mocniej niż kiedykolwiek w swoim życiu. Obrócił łeb tam, gdzie jak sądził, znajdowała się smoczyca... co z jej perspektywy mogło zdawać się ciut zabawne, bowiem łeb w rzeczywistości "patrzył" gdzieś koło jej boku. – Ja... Uratowałaś mnie, prawda? – zapytał, jakby wciąż nie potrafił otrząsnąć się z szoku. De facto nie potrafił; to, co wydarzyło się kilka chwil temu na Arenie, jeszcze nie do końca dotarło do jego umysłu, jeszcze nie całkiem wryło się w jego świadomość, świadomość zmuszoną pogodzić się... z nową formą egzystencji. Ostatkiem sił musiał wezwać uzdrowicielkę, cudem odebrała sygnał na czas. Dobrze przynajmniej, że drapieżniki Viliara nie miały w zwyczaju dobijać swoim padłych przeciwników – gdyby na miejscu demona był prawdziwy wróg... cóż, zapewne Kruczopiórego nie byłoby już na tym świecie.

– Nigdy... Nigdy nie widziałem czegoś takiego – bełkotał jak na wpół zahipnotyzowany, podnosząc się, aby przysiąść na zadzie. Ogon owinął wokół ciała, choć jego nerwowe ruchy zdradzały, iż w głowie wciąż miał walkę sprzed chwili. Ze wciąż próbował przypomnieć sobie każdy jej szczegół, każdy szczegół tak ataku, jak i obrony, że nieustannie usiłował odzyskać z pamięci obraz tego pojedynku.

Przegrał. Sromotnie. Zacisnął zęby i wbił pazury w ziemię, warknąwszy. Nie tak to miało być!
– Zabiję! – prychnął ze złości, zaś z jego głosu biła żądza zemsty. Dopiero w tym momencie zorientował się, że przecież nie jest sam; nabrał kilka oddechów, uspokoił się, dopiero potem zwróciwszy łeb ku Kalinie... czy też właściwie tam, gdzie myślał, że ona stoi. Bo była po jego lewej. – Demona zabiję. Nie ciebie – zaznaczył, parsknąwszy nagle śmiechem. Nie wiedzieć czemu, wydawało mu się to zabawne, choć przecież wcale nie było – ale czy taki uraz sam z siebie nie prowadzi do swoistego rodzaju chwilowego obłąkania...? – O ile Erycal pozwoli – dodał jeszcze, już spokojniej. – Długo już tutaj leżę? – zapytał, mając złudzenie, iż kieruje głos we właściwą stronę, wprost ku uzdrowicielce; zapewne zajmie mu trochę czasu zapanowanie nad zmysłami na tyle, aby poruszać się... w nowych okolicznościach. – Dziękuję – dopowiedział jeszcze, schyliwszy nieco łeb. – Na Arenie powinno jeszcze leżeć truchło hydry, możesz je zabrać w ramach podzięki. Ja... chyba wrócę do groty – rzekł, czemu towarzyszył nieśmiały, ale wyczuwalny sygnał mentalny ku terenom Ognia. I jeszcze raz – jak myślał – spojrzał na Kalinę. – Dużo kłopotu ci sprawiłem...?

: 17 gru 2016, 21:05
autor: Administrator
Smoczyca wiedziała, że samcowi zajmie jeszcze jakiś czas otrząśnięcie się z narkotycznego snu, w który go posłała.
Dlatego też w tym czasie zebrała kamienne miseczki i podeszła do brzegu jezioro. Zaczęła płukać je, aby oczyścić naczynia z resztek ziół, a następnie odesłała je do swojej jaskini. Nie chciało jej się ich taszczyć przy sobie – od czego w końcu miało się Maddarę, prawda?
Następnie wróciła do samca, patrząc na niego uważnymi lazurowymi ślepiami. Dotknęła palcami prawej łapy jego łba, skroni, upewniając się, że gorączka spadła, a on sam oddychał. Pewnych przyzwyczajeń nie da się okiełznać.
Dopiero wtedy rozejrzała się po miejscu, w którym Czarodziej toczył pojedynek. Zapach posoki był niezwykle intensywny, wcześniej zebrała nieco jego krwi do kryształowej, białej fiolki, którą odesłała wraz z miseczkami.
Dostrzegła truchło martwego... czegoś. Nigdy nie widziała Hydry, ale widziała za młodu takie smoki, połączone ze sobą bliźniaczki Venyę oraz Widad. Pokraczne stworzenia, ale niegdyś je lubiła. Może właśnie dlatego nie potrafiła pokochać własnych piskląt z ułomnościami? Ileż razy już pochowała swoich?
Zmrużyła powieki, pociągając nosem, a ogon kołysał się za nią nieco nerwowo, gdy wróciła spojrzeniem do samca, który właśnie się przebudzał. Stała nieco po jego prawej w odległości ogona.
Szok z jakim przyjdzie mu się zmierzyć może okazać się niebezpieczny. Smoki róznie reagowały na kalectwo. A Kruczopry stracił wiele – stracił ślepia. Nic nie widział i długo nie zabawi na Arenie. Jak będzie sprawował rządy? Jak będzie się poruszał? Na ile starczy mu Maddary, aby wędrować dzięki sondom? Czy weźmie przewodnika?
Coś mglistego pojawiło się na jej pysku, zarówno rozbawienie, jak i cień współczucia, jednak nie mógł tego zobaczyć, ani wyczuć.
Źrenice zwęziły się, gdy padły słowa "Zabiję". Nie przejęła tym się jednak.
– Tak, to ja. I nie zaprzeczę, uratowałam cię. Twój przeciwnik musiał być naprawdę potężny, skoro wywarł na tobie takie wrażenie[/i][/color] – odezwała się w końcu po dłuższej chwili.
Zbliżyła się na wyciągnięcie łapy tak, aby ją słyszał.
Niezbyt długo, jednak już zaczęło zmierzchać – mówiąc to położyła łapę na jego barku. –[color=#9900000] Widziałam z czym walczyłeś i muszę ci pogratulować. Nikt poza Jadem Duszy nie doszedł tak daleko. To nie wstyd zostać okaleczonym przez to... coś. Sądzę, że Erycal okaże ci łaskę[/color] – dodała wspaniałomyślnie.
Pokręciła łbem, jednak po chwili zrozumiała, że samiec przecież nie może tego zobaczyć. Ukryła kpiący uśmiech, nic nie mogła na to poradzić!
Dzięki ci. Może pomóc ci dotrzeć do groty, byś nie zbłądził czasem po drodze – zaproponowała.

: 17 gru 2016, 21:40
autor: Kruczopióry
– To coś, co mnie prawie zabiło... to demon Viliara – rzekł smok. – Ostatni na drodze do zwycięstwa, nie licząc Jadu, rzecz jasna. Teraz przegrałem... ale wrócę silniejszy. Wrócę gotowy, aby zemścić się i zostać nowym czempionem – zaznaczył. Choć mówił względnie spokojnie, pod koniec dało się wyczuć silne emocje wciąż kołatające jego sercem. On... On pragnął rewanżu, nie dało się tego ukryć. Właściwie to nawet teraz natychmiast rzuciłby wszystko i stanął ponownie do walki... gdyby nie był ślepy.

Westchnął. Zdawał się teraz siedzieć jak posąg, wyprostowany, nie mogąc jednak nijak wykręcić swojego lica do celu. Słyszał uzdrowicielkę i czuł jej woń, usłyszał też ofertę... ale pokiwał przecząco łbem.
– Dziękuję za chęci, Kalino, ale poradzę sobie; chcę, żeby mój syn dowiedział się o wszystkim pierwszy, dlatego wezwałem go tutaj. Onyks zna drogę do groty – zaznaczył, nie mogąc nawet rozejrzeć się, wypatrując drobnej, czarnej sylwetki. – I za wszystko ci dziękuje. I mam nadzieję, że jeszcze spotkamy się w twojej niecce... kiedy będę leczył rany z kolejnego pojedynku – rzucił nieco zawadiacko, uśmiechnąwszy się przy tym szeroko.

Może rozpaczałby bardziej, gdyby w jego łbie nie tkwiła świadomość, iż Erycal leczy rany, nawet tak poważne. Ale nawet gdyby... czyż nie był Kruczopióry? Czy przywódca nie powinien wykazywać się męstwem, odwagą... i umiejętnością poradzenia sobie w każdych okolicznościach?

: 18 gru 2016, 11:14
autor: Żar Zmierzchu
Onyks biegł. To nie był pierwszy raz gdy usłyszał głos w swojej głowie. Za pierwszym razem niejaki bóg śmierci, Ateral, wezwał go na zebranie młodzików, a teraz kolejny głos, należący do jego ojca, wezwał go w to miejsce. Jednak w głosie było coś dziwnego. Nie był spokojny jak dotychczas, tylko dało się z niego wyczuć iż coś się stało. Biegł mimo niemal dosłownego wypluwania płuc. Biegł mimo pościgu przez jakieś futrzaste, zębate zwierze, które zdzielił ogonem w nos i wreszcie odpuściło. Nie wiedział ile czasu minęło, ten zwyczajnie przestał istnieć gdy umysł młodzika skupił się wyłącznie na jednym: dotarciu na miejsce nadania maddarowego sygnału. Trawa, ściółka leśna, gałązki i inne typy podłoża szeleściły pod łapami gdy mijał kolejne łąki, lasy, rozlewiska rzek, wiedząc że z każdym kolejnym męczącym krokiem znajdował się coraz bliżej celu. Aż wreszcie dotarł.
– Tato! – zakrzyknął, gdy tylko czarnołuski opiekun i ta wielka samica tkająca maddarę z pomocą ziół pojawili się w polu widzenia na tym dziwnym szarym brzegu jeziora. Popiół wzbił się w powietrze na lewo i prawo, rozdmuchiwany pędem młodego galopującego smoka. Wzbiło się go jeszcze więcej, gdy przysiadł na zadzie by wyhamować. A więc wreszcie dotarł. Jednak od samego początku zorientował się, że coś jest mocno nie tak. Wciągnął powietrze w nozdrza, mimo ciężkiego oddechu po długotrwałym biegu i poza wonią ziół wyczuł coś jeszcze. Spalone mięso. Z duszą na ramieniu spojrzał w górę i dostrzegł świeże łuski na pysku przybranego ojca. Wiedział już co to oznaczało. Ta część ciała była leczona, zatem samica nie zrobiła mu krzywdy tylko pomogła pozbierać się po tym, co się stało. A potem dostrzegł... pusty wzrok, niczym dwie szklane kulki. Łapki niemal załamały się pod nim. Co się teraz stanie z czarnołuskim?
– Tato... co się stało? Kto ci to zrobił? Gdzie on jest? Zabiję! – warknął przez zaciśnięte kły, gotów iść zdzielić pazurami tego kto zranił jego ojca.

: 18 gru 2016, 16:33
autor: Kruczopióry
// Zasadniczo to Kruczy, o ile się nie mylę, nie ma szklanych kulek, a puste oczodoły... Taaak, to wygląda creepy :D.

Usłyszał go. Z daleka. Pisklak... nie zawiódł go, chciał być cały czas przy nim, przybył, aby wesprzeć swojego ojca, nawet groził napastnikowi, na co czarodziej nieznacznie się uśmiechnął, wiedział bowiem, iż młody nie posiada jeszcze mocy, aby zagrozić chociażby wilkowi, o demonie nie wspominając. To jednak całkowicie normalna reakcja; czy sam młody Kruczopióry nie wygrażał Aluzji i Słowu Prawdy, gdy został wygnany z Cienia? Nawet na tym drugim, kiedy nastał właściwy czas, zemścił się w pewnym stopniu. Dziś zemsty żądał Onyks... czy jednak było się za co mścić?

– To dzieło demona Viliara – rzekł czarodziej spokojnym, opanowanym tonem, głośno, aby na pewno Onyks go usłyszał – skąd miał bowiem wiedzieć, iż jego słowa przeszywają powietrze we właściwym kierunku? – Bóg niesłusznej wojny postawił wyzwanie smokom, aby walczyły z jego drapieżnikami, ten przeciwnik... był ostatni. Jak widać, silniejszy ode mnie. Jeśli zostaniesz czarodziejem, też będziesz mógł pokonywać kolejne stopnie tej areny – zaznaczył wyszczerzywszy nieco kły. – Ale swojego demona muszę pokonać sam – kiedy odzyskam wzrok. Tymczasem...

Wstał. Kurz z podłoża delikatnie wzbił się w górę, zaś czarodziej wyprostował się... i wystawił prawą przednią łapę do przodu. Powiódł nią na lewo i na prawo, jakby szukał czegoś w czarnej przestrzeni, zaraz potem zaś... postawił nią pierwszy krok. Ostrożny, niepewny, lekko zachwiany. Potem drugi; to było... dziwne. Nienaturalne. Nie widział podłoża pod sobą, nie widział jego kształtu, nie wiedział, gdzie się znajduje i jak daleko ma do choćby najmniejszego celu. Nawet do Onyksa. Nawet nie potrafił na podstawie słuchu określić, jak wielka odległość ich dzieli, mógł jedynie zgadywać, którędy powinien zmierzać. Pociągnął delikatnie nosem za zapachem młodego i szedł, nieustannie chwiejąc się, nie widząc podłoża. W którym momencie wreszcie łapą poczuł smoka; położył ją na szyi przybranego pisklęcia, delikatnie pomacał, powędrował palcami powoli najpierw ku górze, wodząc nimi aż na szczyt łba, tam delikatnie połaskotał młodzieńca. Zaraz potem zsunął łapę płasko w dół, zatrzymując się na jego boku. Było to... dziwne. Bardzo dziwne. Ale...

– Wybacz, Onyksie, niemniej tylko w ten sposób mogę cię teraz... "zobaczyć" – podkreślił, wydając się już spokojnym. Miał dłuższą chwilę, aby przegryźć się z myślami, aby dotarło doń, iż jego czarne, majestatyczne jestestwo na jakiś czas spowite pozostanie w gęstym mroku. Na szczęście nie na zawsze... a przynajmniej takiego planu zakładał Kruczopióry, czarodziej się bowiem nie poddawał. Nigdy. A każde wyzwania czyniło go silniejszym.

– Będę potrzebował przewodnika – dodał. – Czy mógłbyś zaprowadzić mnie przed ołtarz Erycala... a potem do groty? – zapytał. Jego oblicze pozostawało nieruchome jak głaz, spokojne, jakby pozbawiane zupełnie emocji. Całkowicie inne niż oblicze dawnego, widzącego Kruczopiórego – wiecznie żywe, przepełnione emocjami, gestykulujące i bawiące się wzrokiem. Jaki był jednak sens wyrażać nim emocje, skoro i tak nie potrafiłby skierować ich do celu...?

: 18 gru 2016, 17:48
autor: Żar Zmierzchu
A więc ojciec stracił wzrok. Młodzik próbował kiedyś chodzić z zamkniętymi oczami, jednak nigdy nie wykonał więcej niż kilka kroków w obawie przed potknięciem się o coś. Sama myśl o przymusowym życiu w ciemności... wzdrygnął się. Czy to znaczy że musi teraz szybko dorosnąć by chodzić na polowania i zdobywać mięso nie tylko dla siebie, ale też dla opiekuna? Na to wygląda. Szybki rzut okiem na czarnołuskiego stąpającego z wyciągniętą łapą uświadomił go, że powinien podejść bliżej by ten mógł go odnaleźć. Szybkim krokiem podszedł bliżej, tam gdzie niebawem znajdzie się wyciągnięta kończyna. Cierpliwie czekał aż Kruczopióry podejdzie, a gdy to nastąpiło mruknął cicho czując dotyk na łbie. Jeszcze raz spojrzał na świeżo wyleczony pysk i puste spojrzenie. A więc tak ranią demony? Jak potężny musiał on być skoro tak załatwił silnego czarodzieja?
– Skoro Viliar patronuje niesłusznej wojnie to pewnie na tej arenie chce osłabić stada – zauważył, słysząc o tajemniczym miejscu w którym smoki walczą z potworami... o co? Błyskotki? Mięso? Wszystko można zdobyć bez zbędnego narażania życia i zdrowia. Nie licząc łowców, którzy rzeczywiście narażali się dla dobra stada podczas pokoju i znudzonych osobników o samobójczych skłonnościach którzy na siłę szukają niebezpieczeństw.
– Oczywiście tato! – odpowiedział na prośbę opiekuna o odprowadzenie pod ołtarz patrona uzdrowicieli o którym nieco usłyszał od młodzików na spotkaniu z Ateralem. Jednak nie wiedział którędy trzeba iść... – Powiedz mi proszę którędy do świątyni. – poprosił, po czym zwrócił łeb spoglądając na wielką uzdrowicielkę Cienia, zdając sobie sprawę, że kompletnie zignorował ją podczas tej całej rozmowy, jednak nie z niegrzeczności lecz z szoku – Ja... dziękuję za uratowanie taty... – skłonił się Czerwieni Kaliny, wdzięczny za szybką pomoc ciężko rannemu opiekunowi.

: 18 gru 2016, 18:53
autor: Kruczopióry
– Czy osłabić...? – powtórzył Kruczopióry za Onyksem, pragnąc popatrzeć mu w oczy. Ale nie mógł tego zrobić. – Myślę, że dzięki Arenie stałem się dużo lepszym magiem. Że dzięki Arenie dużo lepiej radze sobie we władania maddarą, ze dzięki niej... nie muszę się bać prawdziwego zagrożenia, bestii, które od początku mają za cel mnie zabić – zaznaczył. – Demon to wypadek przy pracy; wcześniej pokonałem czternaście innych drapieżników, ostatnich sześć z rzędu, odniosłem rany, ale nie zabiło mnie to, lecz wzmocniło. Straciłem wzrok, ale nic innego, zaś Erycal... myślę, iż za odpowiednia opłatą będzie skłonny wrócić mi i to – stwierdził, uśmiechnąwszy się. – Obiecałem sobie, że wrócę na Arenę, gdy będę się czuł absolutnie pewny zwycięstwa... i tak tez uczynię. Wtedy pokonam demona, a na koniec obecnego czempiona: Jad Duszy, znanego też jako Oprawce Gwiazd. To jednak melodia przyszlości – rzekł... i uścisnął Onyksa serdecznie swoją łapą, przybliżając się do niego.

– Mów mi, gdzie jesteś, a ja ci będę mówił, dokąd zmierzać – stwierdził. – A tobie, Kalino jeszcze raz dziękuję – dodał, nie odwracając się... gdyż i tak nie mógłby na nią spojrzeć. – Mój dług u ciebie jest dozgonny. Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała pomocy – wzywaj mnie bez zawahania – zakończył. I znów wrócił wątkiem do swojego syna. – Czas iść, Onyksie!

// zt

: 18 gru 2016, 19:02
autor: Żar Zmierzchu
Nie patrzył na to w ten sposób. Skoro arena tak wzmocniła ojca, to może i on powinien kiedyś na nią zajrzeć? Ale przecież nie potrafi walczyć... będzie musiał się kiedyś tego nauczyć, ale póki co są bardziej naglące sprawy. Czarnołuski odnalazł go gdy był bezbronnym, świeżo wyklutym pisklęciem, dawał jeść i otoczył opieką, a teraz pora odwdzięczyć się poprzez bycie jego oczami. Jeszcze raz skłonił się uzdrowicielce, po czym podszedł do boku Kruczopiórego i uniósł wysoko ogon, by dotknąć nim skrzydła wielkiego samca. Teraz będzie szedł obok w taki sposób że jego pozycja będzie ciągle znana, mimo kalectwa.
– Dobrze tato! – odpowiedział słysząc pozwolenie na wyruszenie w drogę. Przed nimi spory kawałek terenu do przebycia, a stan ojca zasugerował mu, że teraz to, czego potrzebuje to ciągle słyszeć i czuć syna – O tak, jak wyzdrowiejesz to z pewnością wrócisz tam i wkulasz temu demonowi. Mam nadzieję że załatwisz go tak samo jak on wcześniej ciebie! A potem... blablabla...


: 18 gru 2016, 22:45
autor: Mistycznooka
Głód prześladował młodą od dłuższego czasu. Nie potrafiła sobie z nim zbytnio poradzić, każda jej próba podjęcia jakiegoś tropienia zakończyła się niepowodzeniem – A przecież miała zostać Łowczynią! Niestety – przed niewidomą górską samiczką czekało jeszcze wiele nauki zanim będzie mogła pełnoprawnie stać się Łowczynią. Niestety. Wylądowała na Wypalonej plaży – Pokuszona zapachem spalenizny. Kiedy łapy górskiej dotknęły podłoża, rozprostowała zastane w locie kości. Brzuch burczał niemiłosiernie a młoda z dnia na dzień robiła się coraz słabsza i słabsza. Jednak z pomocą przybyła jej wspaniała Łowczyni – Jej Mistrzyni Opoka Ziemi która zdobyła ostatnio trochę jedzenia. Młoda usiadła więc i cierpliwie na nią czekała.

: 19 gru 2016, 0:38
autor: Zmierzch Gwiazd
Prawie natychmiast Opoka stawiła się na wezwanie. Sprawa nie cierpiała zwłoki, więc leciała ile sił w skrzydłach w kierunku Wypalone Plaży. Już z daleka dostrzegła swą uczennicę, która czekała na przybycie Opoki. Wylądowała nieopodal i złożyła skrzydła pokonując resztę dzielącej ich odległości pieszo. Zatrzymała się jakieś dwa szpony przed nią i przywołała że swych zapasów porcję mięsa w sam raz dla Mistycznej .
– Smacznego.
Położyła mięso przed nią i cofnęła się o krok nie chcąc przeszkadzać Adeptce w spożywaniu swego posiłku. Niech zaspokoi najpierw swój głód. Opoka jednak nie odchodziła, bowiem nie wiedziała czy Łuska ma do niej jeszcze jakąś sprawę czy też nie.

: 19 gru 2016, 15:06
autor: Administrator
Smoczyca, mimo wszystko, nie odeszła od razu.
Milczała jednak, kiwnąwszy bardziej do siebie, niż do niewidomego Czarodzieja, łbem. Cóż, to było zrozumiałe, jednak czy zaledwie sześcio księżycowe pisklę było dobrym wyborem na przewodnika?
No cóż, dowie się o tym w swoim czasie.
Kiedy młody samczek pojawił się, spojrzała na niego lazurowymi ślepiami, uśmiechając sie pod nosem z kpiącym rozbawieniem, gdy zaczął wykrzykiwac o zabójstwach.
Waleczny młody, dobrze to wróżyło, jednak cóż on biedny mógł zdziałać z demonem Viliara?
Opiekuj się ojcem, Onyksie – mruknęła z godnością, a jednak dziwnie usatysfakcjonowana jego podziękowaniami.
Zapewnienie Kruczego przyjęła z pewnym entuzjazmem. – Zapamiętam twe słowa, Czarodzieju – przyrzekła, odprowadzając ich z zamyśleniem malującym się w lazurowych ślepiach.
Nadal miała mieszane uczucia, co do tego smoka. Nie była obecna na ceremonii jego pasowania na Adepta, jednak opowieści Cienistych były jednoznacznie. Wiedziała więc, że Ankaa wtedy zareagowała pochopnie, a jednak Kruk nie przekonał jej do siebie swoimi poglądami o harmonii. Sam czesto sobie zaprzeczał, chociaż niepodważalnie był dobrym następcą Cichego Potoku na stanowisku Czarodzieja. Chociaż teraz na nie wiele się zda, jako ślepiec.
Mlasnęła jęzorem, obwodząc nim gadzie wargi, a nastepnie uniosła dumnie trójkątny, złoty łeb, składając równiutko pierzaste czerwono złote skrzydła po bokach. Błekitne znaczenia na lotkach zamigotały. Dotarły do niej jakieś głosy, a także zapachy.
Dostrzegła nieopodal jakąś błękitną samicę, młodą raczej, w towarzystwie... córki Chłodu.
Przez chwilę zmarszczyła pysk.
Nadal nie potrafiła mu wybaczyć dobrowolnego przekazania władzy. Zwłaszcza teraz. A sama Nefrytowy Szpon była dla niej zagadką. Czy pójdzie w ślady ojca, czy jednak okaże się niezwykle związaną z Wodą? W końcu głównie tam się wychowała.
Zamrugała złocistymi powiekami, a następnie ruszyła lekkim, dostojnym krokiem ku smoczycom, kołysząc nieznacznie ogonem tuż nad ziemią.
Witajcie, mam nadzieję, że nie przeszkadzam zanadto – odezwała się, gdy znalazła się w odległości pół ogona od nich.
Lazurowe ślepia błyszczały, a na gadzich wargach pojawił się subtelny, dystyngowany półuśmiech.
Leciutko skłoniła łeb przed Nefrytową, nie wiedząc jeszcze, jakie miano obrała.
Zechciej przyjąć moje gratulację, Nefrytowy Szponie i do mnie dotarły pogłoski o twoim awansie – zwróciła swe slepia ku Ziemistej.

: 20 gru 2016, 18:37
autor: Mistycznooka
– Dziękuje Mistrzyni – powiedziała Młoda od razu kiedy tylko dostała soczysty dar od swojej mistrzyni. Zaraz wzięła się za pałaszowanie porcji wonnego mięsa. Jej kły wbiły się w dobry i surowy ochłap a jej podniebienie zaczęło delektować się przepyszną porcją. Zajęło jej to trochę. Młoda nie spieszyła się z jedzeniem a kości które jej zostały, odłożyła na bok. W tej chwili dotarły do niej pewne kroki. Młoda od razu wyprostowała się po skończonym posiłku i odwróciła łeb w stronę kroków. Dopadł ją zapach..
Cień.
Od razu upewniła się, że czy to aby nie podarunek od jej przyjaciela Faelana nie ułożył się przypadkiem przy jej nosie i przez to zapach jest nasilony. Jednak.. było on inny. Tak – było to smok z jego stada, mimo wszystko ich zapach był podobny jeszcze z innych względów. Może to członek jego rodziny?
Usłyszała głos. A więc to Smoczyca.
– Nie.. Już skończyłam jeść.. Dzień Dobry, jestem Mistyczna Łuska..
Wycofała się delikatnie by zrobić jej miejsce. Zdawało się że smoczyca znała Opokę i chciała z nią porozmawiać. Górska stwierdziła że nie będzie się na razie wtrącać w ich rozmowę.

: 24 gru 2016, 0:49
autor: Zmierzch Gwiazd
Obróciła łeb gdy tylko usłyszała kroki. Chwilę później do jej nozdrzy doszedł znany jej zapach Stada Cienia. Mimowolnie się uśmiechnęła. Skinęła łbem w kierunku uzdrowicielki na znak szacunku. Bądź co bądź, starszym należał się szacunek.
– Witaj Czerwieni Kaliny. – Odparła.
Nie spodziewała się zastać tu jej. Myślała żento będzie zwykłe, rutynowe karmienia a tu proszę, wywiązało się ciekawe spotkanie. Ciekawe czy rozmowa będzie równie ciekawa. Kątem oka spojrzała się również na Mistyczną, jakby upewniając się czy to spotkanie aby nie będzie jej przeszkadzać. Chwilę później powróciła wzrokiem do Czerwieni.
– Dziękuję ci. Teraz, moje imię brzmi Opoka Ziemi. Mam nadzieję, że godnie zastąpię moje go ojca i że kontynuuje jego dzieło.
Cóż, Ziemista nie czuła się mocno przywiązana do Wody. Prawda, miała tam rodzinę, lecz do samego stada nie odczuwała jakiejś więzi. Chłód udzielił jej paru bardzo ważnych rad z których zamierzała skorzystać. Jego zdaniem było dla niej ważnez nawet jeżeli nie miało ono takiej mocy jak gdy był przywódcą

: 28 gru 2016, 22:23
autor: Administrator
Lazurowe ślepia spoczęły na kilka chwil na błekitnej smoczycy. Coś w sposobie, jakim poruszała pyskiem, nadstawiając uszu, węsząc, podpowiedziało jej, że smoczyca jest ślepa. Nie wyglądało to jednak na sprawkę drapieznika, a raczej... na wadę wrodzoną.
Zakołysała ogonem z nieodgadnionym obliczem.
Witaj, Mistyczna Łusko. Doprawdy ciekawe imię, ja zaś jestem Kapłanką Cienia, Uzdrowicielką – przedstawiła się młodej, by następnie nakierować spojrzenie na Łowczynię, odpowiadając jej lekkim skinienie złotego pyska.
Jak zareaguje wiedząc, że i ona zmieniła stanowisko?
Mam nadzieję, że zechcesz mi wybaczyć, Mistyczna Łusko, jednak chciałabym na chwilkę porwać twą Mistrzynię, dobrze? – zwróciła się jeszcze do adeptki, a potem uprzejmie wskazała łbem Opoce drogę przed sobą, zapraszając ją tym samym z delikatnym uśmiechem na niewielki spacer.
Ruszyła lekkim krokiem, kołysząc delikatnie ogonem na boki.
Nie wiedziałam, że twój ojciec już zrezygnował, chociaż wiedziałam o jego planach. Również mam nadzieję, że odnajdziesz się na nowej drodze, a swe Stado poprowadzisz do potęgi, gdy w końcu uda się odegnać jakoś tą mgłę – przyznała, mówiąc swym delikatnym, melodyjnym głosem.
Spojrzała jednym ślepiem na smoczycę.
Chciałabym porozmawiać z tobą o kilku kwestiach, jeżeli nie masz nic przeciwko, Opoko Ziemi, o przyszłości – dodała.