Strona 19 z 38
: 10 lis 2018, 14:20
autor: Remedium Lodu
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
___Kobalt czynił coś, co zupełnie nie przystawało czynić smokowi z krwią powietrznych w żyłach. Z resztą nie po raz pierwszy i nie ostatni. Skalna ściana wspierająca bieg niewielkiego wodospadu była zbyt kusząca, by na nią nie wejść. Kleryk bowiem kompletnie gdzieś mając swój absolutny niedobór genów górskich wyplótł sobie zestaw paru mocnych linek, zabrał wykonane jakiś czas temu haki z kości i zaczął wspinaczkę po grani. Rozpłatana skałka kusiła przerostem jakiegoś innego rodzaju kamienia budującego warstwę innej barwy gdzieś w połowie wysokości. Ciekawe, co stało za tym brązowo-czerwonym odcieniem. U lewego boku majtał mu się pleciony woreczek z zestawem paru skalnych próbek.
___Obserwator z zewnątrz mógł więc podziwiać wodospad głupoty czyniony przez obijające się w powietrzu linki i wczepioną w skałę plamę intensywnej niebieskości, która aż się prosiła o to, by ścieknąć szkarłatną kaskadą ku ziemi. Oczywiście w teorii miał w odwodzie swoje skrzydła, lecz te łatwo mogły zaplątać się w liny asekuracyjne. Kobalta natomiast ostatnio zbytnio bolała głowa, by zrobić sensowny użytek z maddary.
___Mówiąc natomiast o tym ostatnim: niebieskołuski przymknął ślepia, które wydawały się wykazywać nagłą chęć do wyskoczenie z mokrym
Pop! ze swoich lubianych dotąd domków-oczodołów. Zziajany przystanął tuż pod docelowym punktem czerwonej skały, zamknął powieki i mocno przycisnął pulsujący łeb do zimnej, śliskiej i mokrej powierzchni kamienia. Ciche westchnięcie ulgi zaginęło w szumie wodospadu… który nagle okazał się przebrzmiewać jakimś innym odgłosem. Jakby dźwięk nie do końca odbijał się od ściany, lecz wnikał w głąb budząc w swym szmerze i szumie nowe, głębsze harmoniczne. Wyobraźnia zaczęła podsuwać niesamowite obrazy. Musiał to sprawdzić. Kobalt otworzył gwałtownie lewe oko, ono bowiem spoglądało w stronę wodnej strugi, po czym przekręcił łeb w ten sposób, by móc przeczesać powierzchnię za ciekłą kurtyną w poszukiwaniu załomu, wzrok ślizgający się niemal równolegle do krzemianowej powierzchni.
___Jest. Musiał zejść niżej i, oczywiście, dostać się za wodospad. Nie oderwanie się od skały byłoby miłym dodatkiem. Choć… może wybiłby sobie klina klinem? Miał ochotę puścić się skały i objąć przednimi łapami za czaszkę, bo jak tak dalej pójdzie to przecież zaraz mu się rozpadnie! Patrząc na pozytywy: może Lonusso by wróciła, by pozbierać trochę z jego mózgowych ostryg. Przynajmniej na coś by się przydał. Z tą myślą wdrapał się jeszcze trochę wyżej, po czym poprawił chwyt trzech kończyn, czepiając się najpewniej jak to możliwe skałki.
___Po okolicy rozniósł się gęsty dźwięk smoczych szponów odłupujących fragment kamienia, który zlał się z hukiem wody w zaskakująco orkiestrę jak słodki sok porzeczkowy ciężko opadający na dno w miseczce z zimną miętową lemoniadą. Niepowtarzalna uwertura na wodę, ciążenie, fioletowe szpony i ból głowy. W ukoronowaniu la grande finale elegancka bryłka rdzawej skały odezwała się pustym chrupnięciem i wpadła prosto w niecierpliwie wyczekującą i obolałą łapę kleryka. Uniósł ją przed siebie, zaciśniętą w zdewastowanej twardzieli szponów. Mimo swojej wyższej twardości one również pokryte były szczerbami. Ale było warto. Język sięgnął skałki. Hmm… skąd ten posmak… jakby krwi?
___A w temacie krwi:
___Ups.
___Jedna z trzech głównych linek strzeliła, po niej następna zrezygnowała z pełnienia funkcji. Zdobyczna próbka, puszczona gwałtownie bezczelnie nie wpadła do sakiewki, lecz zleciała w dół, odbiła się i zniknęła na polanie koło wodospadu. Wspaniale. Teraz nie dość, że miał perspektywę złażenia bez asekuracji, to jeszcze stracił szansę na odłupanie następnego kawałka skały. Bez wsparcia nie utrzyma się na grani dostatecznie długo. Choć, w sumie… może jeszcze znajdzie tamtą skałkę. Może za to dojść do wodospadu, bo przecież i tak nie byłby w stanie przesunąć swoich linek ku niemu.
___Tym sposobem niebieska plama, która właśnie majtała się dwa skrzydła nad ziemią wpadła na genialny pomysł przegryzienia ostatniego elementu bezpieczeństwa. Trzecia lina upadła na ziemię zawiedziona tym odrzuceniem. A była taka wierna… Tymczasem jej zdradziecki twórca przystąpił do przesuwania się w lewo. Łuska za łuską, szpon za szponem posuwał się dalej, aż ścianki były zbyt śliskie, na to, by kontynuować a nawet utrzymanie się w miejscu graniczyło z niemożliwością, skoro podłoże przypominało niedomytą maselnicę zjełczałych porostów i wodnego śluzu. Wyciągnął łeb, obejrzał wyraźne teraz wejście do groty raz jeszcze, po czym… puścił się skały z lekkim odbiciem.
___No dobrze, nie wyszło to tak zgrabnie, jakby sobie tego życzył. Choler…
___Ups…
___Dzięki bogom za wąskie skrzydła, które co prawda rozłożyły się i dały sobie radę pomiędzy skałą a wodą, lecz nie dopilnował ogona. Ten niemal całą swoją długością wpadł w wodospad i zaczął ściągać kleryka w dół w chaotycznym szarpnięciu. Niezbyt przyjemne, gdy zaraz przed pyskiem masz twardą skałę. Dopiero dwa ogony niżej jego osłabiona maddara i skrzydła zdołały wyhamować pęd na tyle, żeby durny geniusz mógł wystrzelić przed siebie i wpaść do groty za wodospadem.
___Eleganckie, mokre plaśnięcie śmierdzącej szmaty poniosło się echem. Wydmuchał nosem strużkę zimnej mgły i jęknął przez zęby. W ogłuszeniu ślepy jak na razie na swoje otoczenie obmacał się przednimi łapami po żebrach, licząc je jedno po drugim. Raz, dwa, cztery… Stop! Oczywiście ból łba powrócił. Może powinien sobie tak zeskoczyć jeszcze raz, to mu przejdzie na dobre. Obrócił się na grzbiet i sprawdził kości kończyn. Wszystko całe, tylko pewnie będzie łaził z nosem jak przejrzała śliwka przez parę księżyców. Zachowywał się jak potrącony pies, albo wujek Nurt po zbyt wielu gruszkach.
: 11 lis 2018, 1:17
autor: Światokrążca
Letnia woda płynęła leniwie szerokim korytem, upojnie bujając czarnego samca. Wstyd się przyznać ale przysnęło mu się i pewnie by spał dalej gdyby nie nagłe szarpnięcie boków. Zaskoczony nie miał czasu by zareagować na mknący ku niemu wodospad i spadł wraz z kaskadą wody, a że trzepotał się jak ryba wyciągnięta na brzeg zamiast spaść sobie spokojnie w dół, z mokrym plaśnięciem wylądował w już okupowanej grocie. Podniósł swoje cielsko na równe łapy równocześnie klnąc do Tarrama pod nosem. Zauważył niebieski kształt. Gdy oczy przyzwyczaiły się do półmroku kształt okazał się być pisklakiem spod Giganta, chociaż teraz pewnie adeptem. Czeluść podszedł bliżej i szturchnął go nosem w szyję.
– Ej młody jeśli umarłeś to pożyczę sobie twoją łapę. Mam nadzieję że ci to nie przeszkadza. – zażartował, widząc że wodny jest przytomny.
: 11 lis 2018, 2:07
autor: Dar Tdary
Skoro miał już część której potrzebował mógł wszystko spakować i chyba w końcu udać się do swojej groty. Przynajmniej tak zakładał plan pomijając możliwe rozbicie sobie łba o skały i podtopienie. Na szczęście jednak los dał mu coś takiego jak maddara, więc niepewność mógł odsunąć lekką łapą na bok. Wypali tylko do końca fajkę i... zobaczy jak jego uczeń wpada do groty w której właśnie siedział zaciągając się ziołem.
-Kobalt?
uniósł brew w ukłuciu zdziwienia, ale nadal w dość spokojnym tonie głosu. Nic, nawet coś tak niezwykłego nie mogło go przecież wybić z tego co tworzyło jego własne jestestwo czyż nie? Przekręcił fajkę za pomocą jęzora na drugi bok pyska i wypuścił kłąb dymu nozdrzami. Miętowo-tytoniowy zapach wypełnił jaskinię kiedy Yisheng schował ostatni kawałek błękitnej skały do swojej skórzanej torby. Nim zdążył cokolwiek dodać kolejny gość wpadł do jaskini za zamarzniętym częściowo wodospadem.
-Ależ nie krępujcie się... ktoś jeszcze zamierza wpaść?
rzucił pod nosem i przewrócił ślepiami. Spokój szlag trafił.
Nie umknęło jego uwadze jednak, że Kobalt mimo normalnego błysku zainteresowania w ślepiach i stoicyzmu ciągle marszczył czoło i przymykał powieki. Do kroćset... opuścił torbę którą właśnie zamierzał założyć sobie na bark.
-Siedź spokojnie, nie zostawię cię przecież z migreną.
westchnął zmęczonym tonem i uniósł łapę by strzelić palcami. Chwilę później wyciągnął z torby głęboką miskę z obsydianu i wymijając Śliskiego napełnił ją wodą z wodospadu. W momencie gdy zaczął za pomocą maddary podgrzewać zebraną wodę przyleciały ze składu stada Wody odpowiednie zioła. Liście nawłoci pospolitej wylądowały w jego wyciągniętej znów łapie, on jednak nawet nie zerknął na roślinę kontrolując dopływ ciepła do miski. Widząc coraz więcej zmarszczek i bąbli na powierzchni wody wrzucił doń zioło. Przestał podgrzewać napar i przykrył go płaskim kamieniem by nabrał nieco mocy. Wiedział, że Kobalt już znał specyfikę przyrządzania tego leku i powinien się spodziewać iż będzie bardzo gorzki. Dar nie był fanem... słodzenia. Podał miskę swemu uczniowi i położył łapę na jego barku. Wiedział, że ją wypije więc mógł już zacząć leczyć kleryka. Maddara szybko trafiła do połączeń nerwowych łba samczyka. Wszystko aż świeciło się od nadaktywności. Receptory bólowe tworzyły istną mapę nieba z nielicznymi miejscami na czyste niebo. Dar zaczął najpierw od zmniejszenia ciśnienia w czaszce, dopiero później wysłał własny impuls do nerwów, że problem został zażegnany. Ból powinien w połączeniu z ziołami zniknąć zupełnie, a ciśnienie w czaszce powinno wrócić do normalnego stopnia. Zabrał łapę.
-Jakby co będę u siebie.
rzucił bardziej mamrocząc niż faktycznie kierując słowa do Kobaltu czy Śliskiego. Miał ważne sprawy na głowie... Schował miskę oraz fajkę do torby i wyszedł z jaskini. Wbił szpony wszystkich łap w skarpę i zjechał w dół aż nie dosięgnął tafli wody.
/zt
: 11 lis 2018, 22:20
autor: Remedium Lodu
___Kiedy wielobarwny naśladowca jego osiągnięć plasnął obok, po czym pozbierał się i jego mokry nos przebił barierę przestrzeni osobistej Kobalta, dźgając go w szyję, ten tylko z rezygnacją opuścił swoje szczęśliwie niepopękane kończyny. – Dzięki, ale jeszcze trochę bym sobie na nich pośmigał, jeśli łaska. Poza tym z niebieskim ci nie do pyska. – W tej chwili dotarł do niego znajomy aromat ziela fajkowego, tym razem wzbogacony wyłącznie miętą. Jak miło. Zabawne, że postanowili ze swoim Mistrzem akurat tego samego dnia prowadzić badania w tym miejscu. Z zainteresowaniem spojrzał na błękitną skałkę, która właśnie wędrowała do sakwy Uzdrowiciela. – Kobalt. Witaj Mistrzu. – Westchnięcie. Aż dostał ślinotoku, kiedy tylko poczuł aromat nawłoci. Jeszcze chyba nigdy żaden smok w dziejach wszechświata z tak błogim wyrazem pyska nie wypijał tego gorzkiego naparu. Maddara Daru wsparta nawłocią w najgorszym razie zapewni mu spokój do końca dnia. Choć w przypadku leczeń wężowego liczył na więcej. – Oczywiście. – Skwitował pożegnanie Daru. Cóż, na Śliskim będzie musiał bardziej strzępić jęzor.
___Mimo wszystko ciepło wspominał tego adepta, choć… – Śliski, może mi w końcu wyjaśnisz, dlaczego pchałeś tą łapę do środka? – Powiedział pochylając się ze zdystansowaną obojętnością nad kikutem młodego boga chaosu. – Najpierw miałeś całkiem trafne obserwacje w kwestii Giganta… a później wprawiłeś mnie w osłupienie swoją lekkomyślnością. Nie, żeby znacznie starszym od ciebie nie zdarzało się regularnie srodze zawodzić mych oczekiwań. – Uniósł wzrok i mrugnął do starszego adepta ze złośliwym błyskiem w oku. Nagle jednak spoważniał. – Masz jakieś plany na tą łapę? – To nie było pytanie zrodzone z wścibstwa. Był w nim rodzaj… rozważania pewnych opcji.
: 11 lis 2018, 23:56
autor: Światokrążca
Mógł się tego spodziewać że pierwsze o co zapyta wodny to najbardziej niekomfortowy dla niego temat. Wystarczy że uzewnętrzniał się przy Zarrannej, obcy nie dostanie tego zaszczytu. Przechylił łeb i błysnął przekornie kłami.
– Ładne, błyszczące, inne, no co ja poradze. Nie mów że sam nie chciałeś jej dotknąć. – zaczepił nonszalancko. Nie był jedyny kuszony kulą energii ale jako jedyny się jej poddał.
– Oh? Chętnie posłucham sam się dostatecznie irytowałem pewnym drewniakiem z naszego stada więc miło posłuchać jak ktoś inny cierpi. – odparł kpiąco posyłając mu drapieżny uśmiech. Spojrzał na wspomnianą łapę, powietrze powoli wyleciało z jego nozdrzy.
– Hmm chciałem zrobić... tak jakby sztuczną łape? Albo raczej zwykłą podpórke z drewna przymocowaną do nadgarstka bym mógł znów na niej chodzić. No ale. Nie umiem tego zrobić używając tylko jednej łapy, a moja maddara jest nieprecyzyjna – skrzywił się delikatnie na myśl o własnej ułomności. – Albo! kontynuuje mój plan z ukradnieciem ci łapy trochę mała ale da radę. – oczywiście że musiał kontynuować swój początkowy żart, jakże by inaczej.
: 15 lis 2018, 12:00
autor: Remedium Lodu
___– Dotknąć? Mój nazbyt jaskrawy kolego, nawet sobie nie wyobrażasz, co ja bym zrobił z tą kulą! – Uśmiechnął się łobuzersko aż ślepia mu się zwęziły. No cóż by zrobił? Zbadał dokładnie, poznał budowę, działanie, historię, przeznaczenie tego obiektu... ale równie dobrze mógł sobie pożartować, wiedząc że Dar miał niestety rację: do tej sprawy potrzeba proroka. – Dla jednego smoczyce, dla drugiego błyszczące kule. Za szybko się wziąłeś za macanie, jeśli chcesz poznać opinię doświadczonego podlotka. – Nawijał jednocześnie rozmasowując stawy w przednich łapach. Musiały się podwinąć pod spód podczas upadku, a jakże.
___– W Wodzie mamy raczej sensowne smoki. Mnie najpierw rozłożył na skrzydła rzut na błyskotki, które wysypały się z Giganta. Nawet Dar okazał się pochopny. Później mamy Cienistych, którzy mnie dobili. Widzisz, rozumiem ochronę terytoriów, ale rozstawianie bez słowa śmiercionośnych pułapek na granicy z innym z Wolnych Stad jest po prostu żałosne, szczególnie w obecnych... ciekawych czasach. – Nim kłapnął paszczą przemyślał sobie, czy faktycznie może bez szwanku powiedzieć o tym komuś spoza Stada, ale uznał że będzie to tylko z pożytkiem. Kto wie, może w zamian dowie się, czy Cień podobnie obwarował swoją granicę z własnym sojusznikiem?
___– Hmm... – Kleryk obrócił się na grzbiet i pochwycił adepta za kikut, oglądając go dokładnie od spodu. Jakoś niespecjalnie zdawał się przejmować ryzykiem, że znacznie silniejszy adept może w odruchu wbić mu rzeczoną kończynę w oko. Leżał więc sobie pozornie rozluźniony i badał końcówkę stawu po spalonej łapie jakby to było podwozie jednej z jego konstrukcji. – Wiesz co, zrobiłem parę całkiem ciekawych rzeczy z drewna. Sztuczna łapa to dobry pomysł, jeśli zawiodą środki nadnaturalne i inne paranormalne cuda, które rozdają w świątyni za kamyczki. Nawet chyba mam parę pomysłów, jakby wykonać sztuczne stawy w materiale żeby łapa dostosowywała się nieco do podłoża. – Śliski mógł poczuć się co najmniej dziwnie, kiedy Kobalt zajęty własnymi myślami zaczął sunąć szponem po wrażliwszej zapewne skórze kikuta. A już na pewno niepokojące było dźgnięcie go prosto w końcówkę kończyny i ostatnie słowa kleryka. – Trzeba by wydrążyć otwór w kości i puścić jakiś wpust, żeby łapa nie opierała się na samym ciele. Zapomnij o samych skórzanych opaskach, chyba że lubisz odleżyny i odciski. Za to można by tak to zaprojektować, żeby sama łapa była wymienna. Wtedy nie ryzykujemy przeprowadzania całej operacji od nowa w razie jakbyś zniszczył materiał. Wyobraź sobie tylko te rogi widłorogów wyrzeźbione w szpony! – Puścił w końcu Śluskiego (o ile ten wcześniej już się nie wyszarpnął), obrócił się i podniósł wreszcie na równe łapy.
: 23 lis 2018, 22:04
autor: Światokrążca
Obserwował Kobalta z rozbawionymi iskierkami w ślepiach i postawionymi na sztorc uszami.
– Znajdź mi smoczyce to oszczędzę sobie dotykania magicznych kul – zdołał wykrztusić z siebie między salwami gromkiego śmiechu. Rozbawienie zbladło wraz z następnymi słowami kleryka a na pysku pojawiło się zamyślenie. "Sensowne smoki w Wodzie." Momentalnie obraz bezskrzydłego wodnego przygniatającego roztrzęsioną Feerie wdarł się do jego umysł, a do tego niechlubne przypomnienie zdradzieckich początków Wody i ich poczynań na Szczerbatej. Przekręcił łeb. – Pułapki? Interesujące – wydmuchnął ciepłe powietrze z nozdrzy – A dlaczego by mieli kogokolwiek o tym powiadomić? – zapytał spokojnie.
Poczuł dotyk.
Wszystkie mięśnie się spięły jakby gotowe do walki. Powoli wciągnął powietrze w płuca i się rozluźnił dając klerykowi możliwość obejrzenia czego chciał. Próbował słuchać Kobalta, patrzeć mu w ślepia ale łapa nie dawała mu spokoju, coś ją ściskało, paliło gniotło. Fantom poruszył paluchami, nieistniejące kosteczki zazgrzytały nieprzyjemnie o siebie i capnęły nadgarstek młodego. rozerwą go
Natychmiastowo wyrwał kikuta i tępy promenujący ból rozlał się z wiszącego bezwładnie fantomu po reszcie ciała. Podkulił okaleczoną kończynę pod klatkę piersiową, zaciskając z bólu szczęki. Żył tak od dłuższego czasu, właściwie, przyzwyczaił się do ciągłego uwierania ale czasem cierpiał tak mocno że ledwie się trzymał.
Błysnął wesoło kłami do wodnego jakby nic się nie stało.
– Pazury średnio mnie interesują, właściwie jedyne czego od niej chcę na lądzie to możliwość oparcia się. – machnął masywnym ogonem rozchlapując strugę wody nieprzerwanie szumiącą za jego plecami. – I myślę że będzie to trochę zbyt... na stałe. Wszystko co naturalne zgnije bardzo szybko pod wodą. Kość mogłaby się utrzymać najdłużej ale i ona wiotczeje po kilku księżycach ciągłego siedzenia na dnie. Chyba że myślisz o kamieniu ale może być zdecydowanie za ciężki. I dlaczego mam zapomnieć o paskach? Wystarczyło by wystrugać w drewnie walec do połowy przedramienia wydrążyć otwór żebym mógł tam cisnąć łapę. Wyłożyć miękkim skórami i jakoś to wszystko przymocować paskami. Z czego otwór na łapę musiałby być idealnie odwzorowany. Trzyma się? Trzyma. I można wygodnie zdjąć, rzucić w kogoś kawałkiem drewna. Same plusy. A jeśli masz pomysł na stawy to jasne ale żadnego wwiercania się w kość. Z czego byś to w ogóle zrobił żeby się nie zaczęło paprać? – odpowiedział zainteresowany.
: 24 lis 2018, 23:01
autor: Remedium Lodu
___Jeszcze chyba nigdy przeciąganie żartu do granic nieprzyzwoitości nie sprawiało mu takiej frajdy. Przy czym „nieprzyzwoitość” była tu cokolwiek dwuznaczna. – Och, od razu „smoczyce”, co? Rozumiem, przynajmniej po jednej na każdy kolor twojej skóry. A później, jak już się nimi otoczysz, to przyjdzie czas na własne Stado Śliskości, hm? – Od sympatycznie zaciśniętych warg z przodu niczym u Przyjaciela, po szelmowsko wyszczerzone kąciki pyska jak u Szabli- charakterystyczny uśmiech kleryka sięgnął takiego stopnia intensywności, że kiedy niebieskołuski usiłował parsknąć w rozbawieniu przez nozdrza, to zaciśnięte otwory nosowe spowodowały cofnięcie się zimnej cieczy do górnych dróg oddechowych. Parskał więc teraz na całego jednocześnie ze śmiechu, jak i usiłując uratować swój ukochany mózg przed wymrożeniem.
___Potem przyszła reakcja Śliskiego na jego następne słowa. Kobalt gwałtownie spoważniał, lecz spojrzenie które spoczęło na adepcie Ziemi było pozbawione wyrzutów. Przeciwnie. – Śliski, nie chcę wchodzić w kwestię przeszłości. Dość powiedzieć, że ani ja ani nikt inny spośród żyjących nie odpowiadamy za decyzje podjęte przez Wzburza. Mojego dziadka, z resztą. Ale… Tobie chodzi o coś więcej, prawda? Co się stało? Może będę w stanie pomóc? Śliski, muszę wiedzieć kim są smoki w moim stadzie, no dawaj! Czekaj… – Momentalnie wstał tknięty myślą i dźgnął starszego adepta w pierś w przypływie obrzydliwego, niechcianego olśnienia. Nawet na stojąco musiał zadzierać łeb, by spojrzeć jaskrawcowi w ślepia. – To był czarny bezskrzydły, prawda? Co się stało? – Ostatnie było ledwie cichym syknięciem ginącym w szumie wodospadu. Inny wodospad właśnie przepływał klerykowi-detektywowi wzdłuż grzbietu. Smok i jego po stokroć przeklęta natura hipokryty.
___Nie ma co, wesołe spotkanie dwóch niedoszłych placków pod wodospadem trwało w najlepsze. Kobalt oczywiście musiał w swej głupocie sprowokować bóle fantomowe. Ziemniak jednak dumnie ukrywał ból, więc niebieskołuski postanowił zrobić chociaż tyle i uszanować jego wytrwałość udając, że nic się nie stało. – Sam wydrążony w drewnie otwór wyłożony kilkoma skórkami to za mało, uwierz mi. – Pokręcił łbem. – Wytrzymalsze skóry szybko przetrą Ci ciało do kości i będą sprawiały ból, natomiast miękkie skóry będą się przecierały szybciej niż zdążysz wypowiedzieć „harem Śliskiego”. To znaczy sam pomysł nie jest najgorszy, ale na Twoim miejscu puściłbym ze dwa-trzy pasy przez grzbiet oraz zrobił taki, hmm, koszyczek obejmujący ciało ponad drewnianą łapą. – Pokazał złożonymi w powietrzu łapami o co mu chodzi. Z resztą, po co się ograniczać. Skupił się i przywołał na swoje ciało dokładną widmową iluzję całej drewnianej łapy ze wszystkimi rzemieniami według swojej wizji. Jeśli adepta projekt zainteresował, to chętnie wyjaśnił dlaczego tak a nie inaczej poprowadził poszczególne opaski.
___Proszę, wystarczy zejść na temat sztucznych kończyn i od razu robi się bardziej swojsko. Ach, słodkie relacje Woda-Ziemia, dlaczego nie możecie przeminąć? Westchnął w duchu uczeń Uzdrowiciela Ziemi oraz syn Szabli, zarazem będący wierny swemu Stadu. Schodząc ponownie na taką zwykłą ziemię: – Szczerze powiedziawszy, jeszcze nie jestem pewny z czego wykonywałbym taki wewnętrzny wpust w ciało. Dopiero od niedawna mam na tyle mocne źródło maddary, by móc nieco dłużej podtrzymywać wysokie temperatury, ale udało mi się uzyskać trochę takiego twardego materiału zbliżonego nieco do smoczych łusek. Woda po nim spływa i nie wsiąka, więc podejrzewam że mógłby się nie paskudzić w ciele, jak to ująłeś. Chyba, że faktycznie wolisz upodobnić się do swojego ukochanego Skalnego Giganta. – Szybkie mrugnięcie.
: 27 lis 2018, 11:58
autor: Światokrążca
– Haha, widzę że ktoś tu sobie kocha utrudniać życie! Jak ci samic nie starczy, samcem nie pogardze może moje nowe stado się szybciej skompletuje – zachichotał.
Wracając do późniejszej wymiany o sensownych i mniej sensownych smokach, odpowiedź Kobalta nie była tą której się spodziewał.
To nie tak że nienawidził smoków wody, a raczej samego ich stada jako koncepcji. Wiedział że wszyscy zdrajcy już dawno gryzą piach, wiedział że współcześni za to nie odpowiadają, Kobalt nie musiał mu mówić... ale usłyszał już za wiele od matki której każde słowo czy opinię chłonął jak gąbka. Nie dotyczyło to tylko Wody lecz większości jego światopoglądu i życiowych wartości. Ironicznie, mimo tego nie zdążyła mu powiedzieć za czasów formujących księżyców pisklęcych "nie bądź idiotom i nie ryzykuj życia na każdym kroku" a wszystkie późniejsze prośby były skierowane w próżnie. Ale jak mogła to przewidzieć?
– Oh czy Wzburzony nie był synem pana pierwszego zdrajcy Cichego? Gratulacje jesteśmy rodziną. – odparł kwaśno. Pokrewieństwo tak znikome że właściwie rozmawiał z obcym smokiem... ale kleryk mógł być pierwszą dobrą rzeczą wyplutą przez to przeklęte stado. Westchnął jakby próbując zrzucić z siebie napięcie. Młody dodał coś jeszcze, a uszy Śliskiego stanęły na sztorc. Nie wiedział czy być zadowolony że bezskrzydły był pierwszym podejrzanym czy przerażony że Kobalt czyta mu w myślach. Masywny ogon trzasnął tubalnie o ziemię a zębiska zgrzytnęły o siebie. Czeluść, uśmiechnął się delikatnie, można by uznać, że niewinnie.
– Gdybym był pewien co się stało zabiłbym go na miejscu. – wysyczał przez kły zaciśnięte w fałszywym uśmiechu. Jak bardzo by chciał rozszarpać tego równinnego śmiecia, widać że bariera szwankuje.
Na resztę nie odpowiedział.
: 02 gru 2018, 18:26
autor: Remedium Lodu
___Tym sposobem Smok zdominował jak widać ich rozmowę. Zdążył jeszcze tylko zastanowić się, jakież to pokrewieństwo łączy go ze Śliskim, lecz nie było sensu teraz poruszać tematów nieistotnych. Kwestie stodopoglądu jaskrawca również zeszły na dalszy plan, tutaj bowiem, przynajmniej częściowo, niebieskołuski nie podzielał jego zdania. Tytułowanie Cichego „panem pierwszym zdrajcą” (z resztą częściowo uzasadnione) puścił więc mimo słuchu. W zamian tylko jedno. – Ta stara smoczyca to twoja matka, prawda? Proszę, proszę. Wygląda na to że przyjdzie Ci stracić rodzica w prawie tak młodym wieku, co mnie. – Uśmiech który wypełzł na pysk kleryka był ostatecznym dowodem na to, że mimika ta może wyrażać wyłącznie smutek. Być może Ateral właśnie wygrywał zakład z Nenyą, o ile w naturze bogów, chyba nie do końca rozumnej w smoczym sensie tego słowa, leżało prowadzenie zakładów. Jeśli tak, to Katamu musiał być zaprawdę bogatym niebiańskim bukmacherem (a jako że duszek kamieni szlachetnych bogaty z pewnością był…).
___– Śliski. To, co ci teraz powiem niech zostanie między nami. Nie bądź więc proszę ślicznym samiczkowatym samczykiem i trzymaj jęzor za zębami. Później sam wyjaśnię to Szabli. – Podjął już bezwzględnie poważnym głosem, kiedy ruszył nieco w głąb jaskini tam, gdzie niedawno Dar odpoczywał popalając tytoń w fajce. Sięgnął po kawałek kredy i zaczął odznaczać na ścianie proste piktogramy punktów i gwiazdek a później wybiórczo łączyć je liniami, jednocześnie podejmując opowieść.
___– Smok, bo tak się ów bezskrzydły nazywa, ma od niedawna Córkę. – Pierwsza linia na ścianie od razu zyskała węzeł i trzy odgałęzienia. – Tak, dobrze zrozumiałeś. Córka Smoka nazywa się Córka. Uczyłem jej ostatnio pływania i biegania i miałem okazję się jej przyjrzeć. Brązowe łuski… – Kreda kilka razy zastukała w jeden punkt, kiedy Kobalt zamyślił się lekko. – Skrzywdził waszą Uzdrowicielkę, prawda? Swoją drogą, czy mogę Cię spytać o jej imię? Pamiętam od Giganta, że była tej właśnie barwy. I nie dziw się tak, Śliski. – Wycelował szponem w barwnego jak owocowe rzygowiny towarzysza. – Przy Smoku mogło chodzić wyłącznie o uzdrowicielkę. Widzisz, w jego umyśle tkwią demony głupoty zakorzenione przez ludzkich panów, którzy go wychowali. Widziałeś jego złotą obrożę, prawda? W każdym razie on te demony przypisuje parającym się maddarą. Dla niego wszelkie jej przejawy to „ciemne moce”, rozumiesz? – Cofnął łapę i wrócił do kreślenia mapy, w której nieistniejących państwach nie stały żadne miasta a w tych miastach nie żyły żadne istoty. Tylko krzyżujące się kreski łączące punkciki rozrzucone w pozornym nieładzie. – Wiem o jego pokręconym światopoglądzie już od pisklaka. Odwiedzałem go w jego chatce postawionej na wzór ludzkiej i jakoś niejednokrotnie przyszło nam spotkać się i rozmawiać ze sobą. Smok to smok o wielu pyskach. Z jednej strony łagodny rolnik, prowadzący sad, niejedzący mięsa, lękający się krwi i przemocy. Miły, dobry, ciepły, pomocny… – Mówił z własnego doświadczenia, to było po prostu słychać w zamyślonym głosie który, choć skierowany do Śliskiego, wydawał się nieco wyobcowany. Bo i podjęcie się tej rozmowy wiele go kosztowało. – Z drugiej strony to smoczy hipokryta, dla którego „wiedźma” nie mieści się już w kanonie definicji smoczej rasy. Ślepy na wiele sposobów głupiec, niemniej głupiec sprytny. Cwany wół niezdolny do zmiany swego toku rozumowania… choć ciągle mam nadzieję, że to mogłoby się odmienić. Ale dla czarnołuskiego smoki są zwierzętami; półdzikimi i pozbawionymi cywilizacji bestiami. I choć poniekąd ma w tym rację, to najwyraźniej sam przed sobą tłumaczy w ten sposób swoje postępowanie. Wiesz. On, Smok. Nosiciel kaganka światłości danej mu od ludzi, krzewiciel dobra i niszczyciel zła demonicznych mocy. W wolnych chwilach gwałciciel czarownic, ale to jest dla niego uzasadniona droga do celu.
___Zasiał na kamieniu ostatnie linie kredowych nasion. Cofnął się lekko i spojrzał na swoje bohomazy.
___Pokręcił łbem.
___Ciśnięta z całą mocą kreda świsnęła nad łbem Śliskiego, dwukrotnie odbiła się z suchym trzaskiem od kamiennych pni, by martwy plusk ogłosił jej śmierć w kaskadzie wody. Kleryk obserwował szkielet wzajemnych zależności na ścianie i wiedział, że są prawdziwe. Jeszcze nigdy nie wściekł się na to, że ma rację, nie aż tak. Ale teraz to było jasne. Tak samo jak ścieżki, które pozostawiały luźne nici na ścianie, pozbawione jeszcze swoich konkluzji. I im przyjdzie jednak wyrosnąć. Wyrosną jak niechciane owoce- robaczywe, skwaśniałe i obleśne. Kobalt mógł albo stać na uboczu, albo dopilnować, żeby całość odbyła się na lepszych warunkach. Żeby nie okazało się, że Smok miał zaiste rację, kiedy przyrównał ich rasę do dzikiej zwierzyny wylegującej się bez celu w surowych grotach, ograniczonej w przejawianiu czegoś wyższego.
___ – Śliski. – Zbliżył się do adepta i zadarł łeb, by przyjrzeć mu się baczniej. – Pomogę ci. Ale obiecaj mi jedno. Daj Smokowi jakiś czas, by Córka mogła dorosnąć. Życie bezskrzydłego nie należy teraz do niego, tylko do pisklęcia które spłodził. Ze wszystkich smoków w całych Wolnych Stadach chyba my akurat doskonale wiemy co to za uczucie, prawda? Córka nie musi kończyć swego dzieciństwa jeszcze wcześniej od nas. W przeciwieństwie do nas nie będzie na to gotowa. – Obserwował każdy, najmniejszy tik adepta. Wszystko, co mogło zdradzić jego myśli, jeśliby próbował coś ukryć. Nagle uśmiechnął się, jakby nie do końca przyjemnie. – Poza tym, to mi da czas by coś zaplanować.
//fabu proszę uznać za zamknięte. Śliski to leszcz nad leszcze (jak mawiają wieszcze).
: 08 sty 2019, 23:36
autor: Cień Kruka
Wobec zbliżającego się świtu jaskinia była rozsądnym wyborem. Samica nie chciała zostawać na dworze na te nieskończenie długie parę godzin, podczas których światło niemalże wypalało ślepia, a wiatr i śnieg wydawały się dwakroć agresywniejsze, silniejsze. Dlatego też uznała, że schroni się tutaj; w jaskini ukrytej za wodospadem, więc schowanej na tyle dobrze, że mogła mieć nadzieję na parę godzin spokoju, bezpieczeństwa, nim wyruszy ponownie na łowy.
Co jakiś czas oglądała się za siebie. Nie była pewna, czy samiec, którego spotkała wcześniej, w dalszym ciągu za nią podąża. Po cichu jednak liczyła, że nie odpuści; był tutaj pierwszym, który okazał jej sympatię. Na dodatek czuła, że wiele mogłaby się od niego dowiedzieć, a i to, co przesłał jej poprzez Moc co najmniej wzbudziło jej ciekawość.
Schroniwszy się w jaskini, przysiadła więc, czekając.
: 09 sty 2019, 3:01
autor: Nocny Tropiciel
I Khuran przyszedł, parę chwil po samicy. Wszedł do groty rozglądając się wokół. Tereny wspólne obfitowały w mnóstwo takich wyśmienitych kryjówek. Jak cudownie byłoby mieć takie miejsca na swoich terenach. Dawałoby to wiele możliwości i byłoby doskonałym miejscem na obóz. Tak więc samiec ciekawy dalszych wydarzeń i zadowolony z rozwoju wypadków podążył aż tutaj. Po wejściu do groty zlustrował jej środek szybki spojrzeniem. Prymitywnie aczkolwiek przytulnie jak na Khuranowe standardy. sięgnął umysłem ku samicy z wiadomością zdominowane przez dwa przekazy. Pierwszy ciekawość skąd zna to miejsce. Była tu dwa dni, tak szybko znalazła takie schronienie? A także. Zachęta... do czegoś. Ona wiedziała do czego. Wiedziała że może mu ufać.
Khuran zrobił kroki w jej stronę z postawą nie pokazującą ani krztyny złych zamiarów. Był rozluźniony a jego ogon leniwie zamiatał ziemię za nim. Wyraz jego pyska był szelmowski ale niegroźny. W końcu zbliżył się do niej na bardzo bliski dystans i czekał na jej reakcję. Czy go dopuści do siebie tak blisko tak jak stał teraz? Czy może się odsunie?
: 19 sty 2019, 16:31
autor: Cień Kruka
A więc przybył razem z nią. Nie zniknął nigdzie po drodze, nie zrezygnował, pojawił się. Samiec, który obiecał jej bezpieczeństwo... Czy kiedykolwiek otrzymała wcześniej taką obietnicę? Czy bezpieczeństwo było w ogóle czymś, co dało się obiecać? Ilość pożywienia była przecież limitowana. Dwa smoki miały większe szanse, niż jeden, to oczywiste. Jednak nauczona doświadczeniem, bardzo ostrożnie traktowała jego obietnicę. Gdy mięso się skończy, a ich łowy ogołocą to miejsce z ostatnich śladów życia, przyjdzie wybierać – on, czy ona. Wciąż silne w niej było przekonanie, że świat zewnętrzny jest w jakiś sposób większą formą jaskini, o określonych zasobach, które łatwo było wyczerpać i suficie gdzieś wysoko w górze, w który można uderzyć, jeśli wzleci się zbyt wysoko.
Poruszyła lekko uszami, gdy dotarł do niej nowy przekaz. Na pierwszą część wiadomości odpowiedziała bez wahania, śląc mu najpierw obraz kręgów na wodzie, potem zaś nakładając na nie smoczą sylwetkę. Nie umiała wyrazić lepiej tego, co bardziej czuła, niż rozumiała; sposobu, w jaki korzystała z Mocy, by odnaleźć potrzebne jej rzeczy.
Druga część nie była taka prosta. Wymagała od samicy odrobiny namysłu, wzbudziła nieco niepewności. Kazała zastanowić się nad formą, w jakiej udzieli odpowiedź.
Gdy się zbliżał, sama również wyciągnęła szyję do przodu, kładąc płasko uszy, miękkim, pozbawionym łusek nosem przesuwając po jego szczęce. Z opóźnieniem, jakby z wahaniem, przesłała kolejny przekaz; uczucie zaufania, a zaraz potem zgody.
: 20 sty 2019, 0:44
autor: Nocny Tropiciel
Khuran czuł pewien rodzaj zadowolenia że samica mu zaufała. Dzikie smoki mają z tym problemy, a jemu się udało. Było w niej coś szczególnego, innego od innych smoków. I nie był to tylko wygląd. W zasadzie jej łysa skóra była inna, tak samo jej budowa ciała. Nigdy jeszcze nie widział takiego smoka, choć przy tym jak często zaskakiwało go życie, już się niczemu nie dziwił.
Jej zgoda sprawiła że zamruczał z zadowolenia, nisko i głośno. Sześć z pewnością mogła poczuć wibracje przykładając pysk do jego ciała. Liznął ją w nos którym się o niego wycierała i samemu otarł się o jej szyję bokiem swojego łba. Jeszcze raz liznął ją, tym razem u nasady szyi, po czym zrobił kilka kroków by znaleźć się za nią. Uniósł łapę i chwycił jej ogon, u jego nasady i uniósł go, odsłaniając samicę w pełni. Przystawił swój pysk i pociągnął nosem, zaciągając się zapachem gotowej samicy. Teraz nie mógł już dłużej czekać. Otworzył szeroko pysk i pociągnął swoim długim językiem po intymnych częściach Sześć na krótką, treściwą rozgrzewkę.
Następnie Khuran cofnął się o krok i uniósł się stając na tylnych łapach by opaść swoim, dość znacznym ciężarem wynikłym ze swojej rasy i pochodzenia. Przygniótł mniejszą samicę tak że nie mogła się ruszyć. Dodatkowo zrobił krok do przodu opierając swój brzuch i klatkę piersiową o jej grzbiet. Wiedząc że białoskóra może czuć się niepewnie w takiej sytuacji uspakajająco liznął ją po całej długości jej szyi. Musiał przyznać że lepiej lizało mu się skórę niż łuski czy futro. Mógł też dzięki temu lepiej poczuć jej... smak.
Następnie nie czekając na nic więcej i będąc narwanym, młodym smokiem wszedł gwałtownie w Sześć całą od razu swoją długością. Przygryzł delikatnie jej szyję przy tym w czułym, smoczym geście, w którym jednak znajdował się cień dominacji. Gdy to zrobił nie ruszał się więcej. Stojąc tak w miejscu czekał aż młoda samica przyzwyczai się do jego rozmiaru. Khuran był większy od Sześć, pozwolił więc jej mieć chwilę. Ale chciał też poczuć jej reakcję, ruchy, poczuć jak jej ciało zdradza emocje, napina się i rozluźnia. Dał jej chwilę nim naprawdę zaczną zabawę.
: 20 sty 2019, 4:14
autor: Cień Kruka
Bardziej poczuła, niż usłyszała pomruk rodzący się w krtani samca. Wydawał się na wskroś przenikać jej mięśnie i kości, dotykając każdej komórki; rezonować pod żebrami, w dziwny sposób zarówno uspokajając, jak i pobudzając. Nowe, nieznane dotąd uczucie przyspieszyło bicie serca samicy, kazało unieść uszy, rozwiewając przy tym resztki niepewności. Kierowana bardziej instynktem, niż wiedzą, czy myślą, odpowiedziała podobnym dźwiękiem – miękkim, kocim pomrukiem.
Jej mięśnie drżały lekko pod dotykiem samca, a sam dotyk, mimo iż dotyczył póki co tylko szyi, wydawał się jej promieniować na całe drobne ciało, pobudzając wszystkie zakończenia nerwowe. Nim się odsunął, przesunęła pyskiem po jego szczęce, liżąc go w miejscu, gdzie ta stykała się z szyją, a łuski były najcieńsze i najbardziej delikatne.
Pozbawiona doświadczenia, a zdana jedynie na instynkt, nie podpowiadający tym razem nic użytecznego, każący tylko utrzymać samca możliwie najbliżej, z ulgą przyjęła fakt, że przejął inicjatywę. Poddała się jego ruchom, odsuniętym na bok ogonem omiatając jego lewy bok. Przekrzywiła lekko łeb, początkowo obserwując działania smoka z mieszanką ciekawości i wywołanego oczekiwaniem podniecenia. Nie była jednak w stanie obserwować długo – jego następny ruch kazał jej przymknąć ślepia, niemalże przytłaczając ilością bodźców rozchodzących się po ciele w efekcie tego jednego liźnięcia. Kierowana instynktem, wbiła pazury przednich łap w podłoże, unosząc zad wyżej, wychodząc naprzeciw ruchom samca, a gdy opadł na nią, zakończonym futrzastą miotełką końcem ogona przesuwając pomiędzy jego tylnymi łapami. Utrzymując ciężar większego smoka, niewiele więcej mogła zrobić, jednak o dziwo nie przeszkadzało jej to. Wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, czuła się w tej chwili absolutnie bezpieczna, jak gdyby obecność samca gwarantowała, że nikt i nic jej nie może skrzywdzić.
Wygięła szyję w łuk, z półprzymkniętymi ślepiami chłonąc to dziwne, przyjemne doznanie, gdy przesuwał językiem po jej skórze, pobudzając nerwy tak, że czuła jego dotyk aż pod ogonem.
Czy spodziewała się kolejnego ruchu samca? Trudno powiedzieć; instynkt, choć rozwinięty, nie mógł powiedzieć wszystkiego, a jego rolą było raczej podszeptywanie, sugerowanie właściwych reakcji. Gdy więc smok nagle znalazł się w jej wnętrzu, początkowo zacisnęła na nim mięśnie, łapczywie chwytając powietrze, niemalże zachłystując się tlenem, z początku nie potrafiąc ocenić, czy dziwnemu uczuciu bliżej do przyjemnego, czy bolesnego. Jednak nie zdążyła się jakkolwiek odnieść do sytuacji, bo oto poczuła kły samca, chwytające ją za szyję. I jakby na przekór wszelkiemu rozsądkowi to doznanie rozwiało jej niepokój (bo co może zapewnić bezpieczeństwo lepiej, niż czyjeś zęby na gardle?). Mógł poczuć, jak jej mięśnie się rozluźniają, a pozbawiony łusek, miękki w dotyku zad przysuwa bliżej, poruszając się pod nim i na nim zarazem, póki co powoli. Na przekór tym miękkim, ostrożnym ruchom jednak oddychała szybko, a przez mizerną granicę skóry i mięśni smok mógł poczuć, jak szybko bije jej serce.
Ramiona dotychczas złożonych skrzydeł spotkały się nad jego grzbietem, otaczając go, trzymając lekko, lecz pewnie, jakby na wypadek gdyby zamierzał gdzieś uciec, a ogon samicy owinął się wokół jednej z jego tylnych łap; instynktownie pragnęła mieć go możliwie najbliżej.
: 20 sty 2019, 16:57
autor: Nocny Tropiciel
Jej ruchy, zmiany naprężenia jej mięśnie, ciepło jej gołego ciała, to wszystko sprawiało że Khuran zatracał się w ich dotyku i w ich bliskości. Na moment puścił szyję Sześć by polizać ją po całej jej długości, smakując ją i doznając każdym zmysłem. Po krótkiej chwili jednak przystąpił do bardziej stanowczego działania.
Ponownie ugryzł sześć, uważając by nie zranić zbyt mocno jej gołej skóry i zaczął się ruszać w tył i w przód. Z początku powoli dopasowując się do ruchów które zaczęła wykonywać samica. Po chwili jednak przyśpieszył, a jego ruchy stały się coraz szybsze i gwałtowniejsze. W miarę jak zatracał się w przyjemności przestawał dopasowywać się do swojej partnerki. Czarnołuski samiec mruczał w rytm ruchów, a ich siła coraz mocniej uderzała w mniejszą samicę.Jego przednia, prawa łapa zacisnęła się na jej łapie ściskając mocno jeszcze bardziej uniemożliwiając jej ruch. Sześć była tutaj tylko dla niego i tylko ona dla niego teraz się liczyła.
Doznania była nie z tej ziemi. Khuran nie myślał już trzeźwo, a w zasadzie był od tego niesamowicie daleki. Ogarnięty rozkoszą i instynktem był upojony potężnymi odczuciami jakie doświadczał.
: 20 sty 2019, 20:22
autor: Cień Kruka
Puszczona, wygięła grzbiet w łuk, ściśle przywierając swoim ciałem do pokrytej łuskami piersi samca, mimo tej ochronnej warstwy czując jaki jest gorący; jak gdyby część smoczego ognia płynęła teraz w jego żyłach, napędzając serce.
Zamruczała przeciągle, przymykając dwubarwne ślepia, czując jak jego język kreśli ścieżkę przez całą długość jej szyi, drażniąc nienawykłą do dotyku skórę w przyjemny, rozbudzający sposób.
Sama podsunęła szyję pod jego kły, w pełni akceptując dominację samca, chłonąc to oscylujące na granicy bólu i przyjemności doznanie, rozchodzące się dreszczem od miejsca na szyi aż po końce pazurów, odbijające się echem w głębi ciała, każące szybciej poruszać opartym o jego silne biodra zadem.
Póki mogła, dotrzymywała mu tempa, wszystkimi zmysłami chłonąc jego wszechogarniającą obecność, wrażliwa na każdy ruch, każde drgnięcie mięśni. Każdy detal zdawał się mieć ogromne znaczenie, choć jednocześnie coraz mniej z nich rejestrowała świadomie; jego zapach, przesycony wonią ziół i odurzającą mieszanką feromonów, ruchy, którymi zagłębiał się w jej wnętrze, wibrujące mruczenie, zdające się wprawiać również jej ciało w drżenie, gorąco oddechu na karku...
W miarę jak działania smoka zyskiwały na sile i szybkości, dopasowała się do niego w nieco inny sposób. Zaparta przednimi łapami o ziemię, by stawić opór masie samca, rozstawiła tylne szerzej. Dotychczas rozluźnione mięśnie wyścielające części, z których płynęło do jej mózgu najwięcej odczuć, zaczęła zaciskać na nim, gdy się wycofywał, rozluźniając zachęcająco gdy przechodził do ruchu naprzód. Ramionami skrzydeł otaczających jego grzbiet napierała na samca, skłaniając go do przyspieszenia.
Ogon więżący jego tylną łapę owinął się mocniej, ściślej. Może on nie zostawił jej wielkiego pola do ruchu... Ale czyż nie uczyniła tego samego, trzymając go mocno każdą wolną częścią ciała, instynktownie pragnąc już nigdy nie wypuścić? Dominujący, czy nie, należał teraz tylko do niej. A ona należała do niego i instynktowne rozumienie tej zależności przyspieszało bicie serca samicy na równi z bodźcami płynącymi z ciała. Instynktowne – bo i ona nie była zdolna do myślenia, całkowicie skupiona na odczuwaniu, pozwalająca by jedynie podszepty instynktu kierowały jej ruchami, podczas gdy w mięśniach łap zbierało się dziwne, nieznane jej napięcie, a serce waliło jak oszalałe, roznosząc po ciele nasyconą feromonami krew. Szybki, płytki oddech wyrywał się z jej piersi głuchymi, krótkimi pomrukami, a resztki świadomości urządziły sobie wakacje, stłumione ilością bodźców, odurzających doznań. Nic poza bliskością samca nie miało już znaczenia.
: 21 sty 2019, 23:57
autor: Nocny Tropiciel
Khuran kompletnie odpłynął. Czując pod sobą samicę, przytrzymując ją i spółkując z nią bez opamiętania był głuchy na wszystko inne dookoła. Przez kilka długich minut gwałtownie uderzał w białoskórą ani na moment nie zwalniając. Cały czas wzbierało w nim pewne napięcie na które jednak nie zwracał uwagi. Przytrzymywał samicę w miejscu coraz mocniej zaciskając chwyt na jej łapie, a w pewnym momencie, kompletnie bezwiednie zaciskając swój ogon na jej prawej tylnej łapie.
Bardzo intensywny zapach samicy, samca i ich miłości rozchodził się po całej grocie, a ich powarkiwania i reszta odgłosów zdradzała ich kryjówkę bardzo skutecznie, ale kto by teraz naszedł dwa smoki w takiej sytuacji? Z resztą, było pewne że Khuran zignorowałby intruza, jako że teraz był całkowicie ślepy na otaczający ich świat.
W końcu samiec poczuł że zbliża się wielki finał tych niesamowitych doznań. Jego oddech przyśpieszył a przednia łapa zacisnęła się tak mocno że jej szpony przebiły płytko skórę samicy. Podobnie było z kłami na jej szyi, jednak żadna z tych ran nie była poważna. Jednakowoż smak krwi w jego pysku wydobyły na wierzch resztę dzikiej natury samca, jednocześnie grzebiąc wszystkie pozostałe zahamowania. Gdy nadszedł koniec, łowca ryknął potężnie, i zrobił jeszcze jeden mały krok do przodu, stawiając tylną łapę na jej zadzie, wchodząc w samicę wszystkim czym miał. Uderzał teraz o zad samicy krótkimi, szybkimi ruchami. Sześć mogła poczuć jak członek Khurana w jej wnętrzu pulsuje rytmicznie pompując w nią znaczne ilości nasienia wypełniając ją. Po chwili samiec położył się na niej całym swoim ciężarem zatracając się w niesamowitym doznaniu. Jedno uczucie przejęło kompletny monopol nad jego umysłem. To wszystko trwało dłuższą chwilę i gdy samiec w końcu był już pusty, z zamkniętymi ślepiami lgnął bez ruchu na samicy jednak z niej nie wychodząc. Cieszył się jej dotykiem i niesamowitą bliskością. Mógł tak trwać wiecznie...
: 22 sty 2019, 0:36
autor: Cień Kruka
Otoczenie? Jakie otoczenie? Dla białej smoczycy nie istniało już nic poza samcem. Nie słyszała już huku wody, pochłonięta dźwiękiem jego oddechu i miarowymi, przyspieszającymi pomrukami. Nie czuła zimna, jakby ogień płynący w jego żyłach na skutek połączenia ciał ogrzewał i ją. Nawet ziemia pod łapami zdawała się odległa, nierzeczywista. Wszelkie zapachy odeszły w niepamięć; jedynym, co czuła, była coraz intenswniejsza, przesycona feromonami woń czarnego smoka. Ilość doznań przytłaczała ją, rozmazywała obraz przed oczami w momentach, gdy Sześć oczy otwierała; głównie jednak trzymała je przymknięte, skupiając się na sygnałach płynących z ciała, woląc odczuwać, aniżeli widzieć.
Ogon zaciśnięty na jej łapie tym mocniej uniemożliwił ruch. O dziwo jednak, nie czuła się uwięziona. Bardziej jakby chroniona, jak gdyby otaczający ją samiec stanowił barierę między nią, a światem.
Czuła, jak z każdym kolejnym jego ruchem w jej ciele narasta to dziwne napięcie, jak zaczynają drętwieć jej łapy. Dyszała szybko, co któryś oddech wydając z siebie coś na granicy pomruku i warkotu... I wtedy poczuła, jak jego kły pokonują barierę skóry, a pazury zagłębiają się płytko w łapie. Nieoczekiwana intensywność tego odczucia, połączona z doznaniami, o które przysparzały ją nagle nasilone ruchy samca, zaparła smoczycy dech w piersi. Czarny smok mógł poczuć, jak mięśnie w jej wnętrzu zaciskają się spazmatycznie na nim, podczas gdy te zewnętrzne zesztywniały nagle, a ogon i ramiona skrzydeł wzmocniły nacisk. To jedno uczucie opanowało umysł białej smoczycy w pełni, wyganiając zeń resztki świadomości, zalewając ciało uczuciem tak silnym, że niemalże nie do zniesienia.
Minęło wiele uderzeń serca, zwłaszcza tak szybko bijącego, nim mięśnie samicy się rozluźniły, a ona sama zdołała nabrać powietrza.
Ugięła miękko łapy, uważając, by nie zrzucić z siebie czarnego samca, układając się (wraz z nim na grzbiecie) wygodnie na podłodze jaskini, po czym przymknęła ślepia. Czuła go w sobie, wokół siebie... I nie znała zbyt wielu słów na opisanie tego, co obecnie czuła. Gdyby była dość przytomna, by cokolwiek opisywać, szukałaby porównania do tarczy, chroniącej przed wszelkim złem, choć to w pełni nie oddawało tego, co czuła. Może w próbie opisu zawarłaby pojęcie lojalności, czy zaufania, mimo iż one również nie obejmowały tematu w całości. Przynależność też wydawała się częściowo trafnym określeniem. Dokładna definicja jednak wymykała się umysłowi, który nie miał ochoty niczego teraz definiować, skupiając się na bliskości samca.
Bo czy istniało cokolwiek mającego większe znaczenie?
: 24 sty 2019, 22:25
autor: Nocny Tropiciel
Minęło kilka godzin od tych niezapomnianych chwil. Khuran ciągle leżał w tej samej pozycji na Sześć. Opatulał ich oboje skrzydłami, a przednimi łapami owinął się wokół nasady jej szyi przytulając się do niej. Te kilka godzin spędził na granicy snu i jawy kompletnie wyczerpany, ciesząc się z ich bliskości. Samica była niesamowita chciał mieć ją przy sobie jak najbliżej. Ciepło ich ciał ogrzewało ich oboje sprawiając że żadne z nich nie musiało martwić się lodowatą temperaturę panującą w grocie.
Po tym długim czasie spędzonym razem czarnołuski samiec postanowił w końcu ruszyć się i zmienić pozycję. Khuran spiął mięśnie łap i leniwie zsunął się z samicy lądując obok niej, wciąż do niej przytulony skrzydłami. Liznął ją w w policzek i wtulił swój pysk pod jej brodę. Po chwili wysłął jej delikatny impuls wyrażający jego głębokie i silne uczucia i radość że mógł spędzić z nią ten czas. Po chwili Sześć dostała propozycję od Khurana by dołączyła do jego stada. Liczył że rozumie koncept grupki smoków zbierającej się razem dla wspólnego dobra. Bardzo chciał mieć ja blisko siebie jeśli oboje mogli dać sobie tak wiele.
: 26 sty 2019, 19:53
autor: Cień Kruka
Również trwała w półśnie, regenerując siły po wydarzeniach, jakie miały miejsce tej nocy. Ruch czarnego samca ją rozbudził na tyle, by uniosła łeb i nie do końca przytomnym spojrzeniem zerknęła na nań pytająco. Przez chwilę obracała w głowie jego przekaz, zastanawiając się, ale też i nie do końca wszystko pojmując. W końcu jednak otarła się o jego szyję z miękkim pomrukiem, po czym przesłała uczucie zaufania, a zaraz po nim ciekawości. Stado... Nie znała tego pojęcia; znacznie lepiej szło jej rozumowanie uczuciami, niż pojęciami. Może jednak smok, poczuwszy jej ciekawość, pokaże jej, gdzie jest to stado? Jakie ono jest? Dlaczego jest takie ważne? I, co najważniejsze, czy można je zjeść?
Polizała go po nosie, po czym dźwignęła się na łapy, z niejakim żalem opuszczając ciepłą przestrzeń pod jego skrzydłem, po czym skierowała łeb ku wyjściu. Ponownie przesłała mu uczucie ciekawości, licząc że zrozumie.