Strona 19 z 33

: 09 lis 2018, 20:44
autor: Delirium Obłąkanych

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

___W oddali zakrakał kruk. Czarne pióra lśniły mrocznym kontrastem na tle błękitu nieba. Dźwięk uznawany za zwiastujący śmierć rozbrzmiewał przez kilka chwil, po czym umilkł – dokładnie w tym momencie, w którym Delirium zdołała zwalczyć kolejny napływ chęci dopuszczenia się krwawego mordu. Czy i to zabójstwo obeszłoby się bez echa? Czy przywódca Wody był postrzegany równie bezwartościowo, jak Ognista wojowniczka – i zastępczyni zarazem? A co z uzdrowicielką, o której nikt już nie pamiętał? Co z tą krwią, której nigdy nie zmyto, która swobodnie wsiąkła w spragnioną ziemię? To nawet nie był handel życiem, to było zwyczajne pozbawianie go wartości. Przyrównywanie jego ceny do leżącego na ziemi, jesiennego liścia, wtopionego w błoto, zdeptanego dziesiątkami kopyt i łap.
___– A to tylko garstka tytułów... Najbardziej plugawe dusze są najbardziej cenione na skraju świata, o którym nikt od wieków nie pamięta. – Z brązowego, smukłego pyska ściekały kolejne strużki gęstego kwasu, szybko jednak unicestwione za sprawą wężowego, czarnego jak noc jęzora. Buchnęła zimnym powietrzem z nozdrzy. Idealna harmonia z ciałem dorównującym temperaturą samej śmierci. – Każda rasa ma jakąś przywarę. Trunki ludzi i krasnoludów cechują się prostotą i obrzydliwością. Elfie są przygotowywane z najwyższą dokładnością. Daje się im czas. To cierpliwe istoty. Mają mnóstwo czasu. – Aż przypomniała sobie smak Białego Kruka, lubianego wśród mrocznych elfów z Północy. Mieszanka goryczy i słodkości, dobrze jednak wyważona. Z kroplą soczystej, wampirzej krwi. Idealna mieszanka. Delirium nie zamierzała jednak przyznawać się do swoich dawnych doznań. Nie podzielała mimo wszystko zdania Nurtu w kwestii leczniczego działania różnej maści alkoholu, co widać było po grymasie na pysku i błysku politowania w brązowych, chorych ślepiach.
___– Jesteście zaślepieni. Od setek księżyców zamknięci pod barierą. Odcięci od reszty świata, zapatrzeni we własne ideały, wiarę. Nie istnieje nic innego, hmm? Jesteście wy, są równinni. Od czasu do czasu znajdą się elfy i na tym kończy się wasz świat – nie istnieje nic innego. Ot, wasza filozofia w orzechu*. – Potrząsnęła lekko trójkątnym łbem, przyozdobionym koroną długich, bogatych rogów. Dwa pióra uczepione na jednym z nich zatrzepotały niespokojnie, jakby lada moment miały się zerwać. – Wytłumaczę to więc najprościej, jak się da. Jest wiele ziem, królestw. Wiele ziem. Wiele światów. Wasz panteon sięga tylko was; Krain śmierci jest więcej. Bogów jest więcej. Wy jesteście niczym więcej, jak małymi śmiertelnikami. Po nie więcej niż stu księżycach życia zdychacie, a potem wasze i tak nikomu już niepotrzebne dusze wegetują w... Jak to śmiesznie nazywaliście? Kraina wiecznych łowów, o ile dobrze kojarzę tutejsze historyjki. Tak czy inaczej, po tym nie ma już nic. Nie możecie robić nic. Odpoczywacie, tak. Wieczny odpoczynek. Ukojenie. Spokój. – Głos, chociaż zimny i spokojny, ociekał wyrafinowanym cynizmem. Prawy kącik pyska był nieznacznie uniesiony w subtelnym, acz rozbawionym uśmieszku. W brązowych ślepiach zatańczyły liliowe iskierki.
___Puściła chwyt na jego żuchwie, ostentacyjnie wycierając palce nadgarstka o trawę, żłobiąc prymitywne wzorki zakrzywionym pazurem. Suchym, lekko popękanym. Niemo wołającym o możliwość przelania krwi, tym samym będącego członkiem upiornego chóru zwanego Żądzą Mordu.
___– Bardzo dobrze znałeś. – Mruknęła, uśmiechając się szerzej i unosząc teatralnie łuki brwiowe. Pokiwała powoli, w sztucznej zadumie, rogatym łbem. – Jesteś albo doszczętnie wyniszczony trunkami, albo cholernie pewny swojej wiedzy. Bo prawda jest taka, złotołuski, że nie znałeś jej w ogóle. Jedyne, co o niej wiedziałeś to garstka imion. Poznałeś skrawek charakteru. Nie poznałeś jednak jej motywów, historii. Nie wiesz, co się działo w jej psychice. Nie miałeś z nią, jestem tego pewna, żadnej rozmowy mogącej uchylić chociaż kawałka tych tajemnic. Twoja znajomość ograniczała się do łypnięcia na nią tu i ówdzie błękitnym ślepiem, wzajemnej wymiany krwią... I tutaj historia się kończy. – Zwieńczyła wypowiedź cichym, mrukliwym chichotem, smagnęła podłoże jaskrawoniebieską końcówką ogona. Rozmowa z Nurtem była, musiała przyznać, w miarę rozrywkowym oderwaniem się od szarej rzeczywistości przywódcy.
___Nie mniej jednak kolejne gesty ze strony samca rozwiały szatę rozrywki – spotkanie stało się uciążliwym ciężarem w mgnieniu oka. Nie przeszkadzało jej to, że rozlano jej krew. Przeszkadzał jej dotyk nie mający na celu pozbawienie jej życia. Drażniło ciepło i wilgoć obcego jęzora. Gardło zawibrowało w ostrzegawczym warkocie, źrenice zwęziły się niebezpiecznie, uwalniając pełnię mocy czekoladowych tęczówek. Chlasnęła złotołuski ogon swoim własnym, chcąc strącić go z kościstego biodra. Ale wysłuchała go jednak, mimo wszystko. Wsłuchała się w miarę uważnie w filozoficzną paplaninę. Wspominka o śmierci ostatecznej wywołała kolejny, subtelny uśmiech, lecz nie przerywała mu. Niech mówi. Niech kręci tym językiem. Niech gardło uschnie mu ostatecznie, niech zamieni się w zgliszcza.
___– Cóż za tragedia. – Skwitowała to oszczędnie, smagając powietrze rozwidlonym jęzorem, niczym wąż szukający potencjalnej ofiary. Lub też badający jej obecny stan. Czy Nurt byłby w stanie walczyć w razie nagłego ataku? Czy obolały łeb zdołałby wysłać magiczną, błagalną prośbę o pomoc do kogokolwiek z cuchnących wodą współplemieńców?
___– Taki jest smak zemsty. Wy przelewaliście krew przed tą wojną, bawiąc się w zdrajców z Ogniem. Naprawdę łudziliście się, że Cień i Ziemia zapomną? Och, słodkie dzieci lata... – Mruknęła, po czym zaczęła powoli, niczym hiena, okrążać rozwalonego na głazie smoka. Badając go. Sprawdzając stan i blask złotych łusek. Zerkając na mięśnie. Jak bardzo i jak szybko byłyby w stanie się spiąć w obronnym odruchu. Wywerna powstrzymała jednak chęć wyciągnięcia ku Nurtowi swojego skrzydła, aby dotyk przerwał naturalną barierę magii, umożliwiając tym samym zasianie spustoszenia we wnętrzu jego ciała. Ale upiorny chór wył dalej. Niczym wygłodniałe wilczury.
___– Możliwe. Ja nie jestem jednak swoją matką. – Odpowiedziała niespiesznie, kończąc powolne okrążenie i znów stając przed smokiem – tym razem jednak kawałek dalej, niż początkowo. Tak, aby nie zdołał musnąć jej palcami. Ani na nią zwymiotować, gdyby nagle mu się na to zebrało, czego nie można było wykluczyć. Już raz została ochlapana kroplami niestrawionego posiłku. Wystarczyło jej takich przeżyć. – Nie uraczę cię więc pieśnią mrocznych elfów, ani bojową nutą północnych ludzi. Chętnie natomiast posłucham jakichś waszych legend. Na pewno jakieś macie. Zmyślone bajki opowiadane pisklętom przed snem. – Zasugerowała ni z tego, ni z owego. Może faktycznie w jakichś opowieściach wolnych stad – lub Wody samej w sobie – znajdą się interesujące, przydatne przekazy. Jakkolwiek prymitywne nie byłyby tutejsze smoki, wyjątki zdarzają się zawsze. Toteż... Mogli mieć coś cennego. Krótką opowiastkę z morałem.


: 04 lut 2019, 20:22
autor: Światokrążca
Żer siedział pod rozłożystym dębem na czarnym wzgórzu. Zimny wiatr smagał mu łuski a biały puch nadawał wyjątkowego kontrastu oglądanemu krajobrazowi. Samiec westchnął i skupił się na swojej maddarze. Wysłał prosty, bezsłowny impuls mentalny w którym zawarta była prośba o pożywienie i lokalizacja. Był skierowany do otwartego na takie wiadomości łowcy.
Oparł się bokiem o pień i czekał, obserwując okolice.

: 04 lut 2019, 20:26
autor: Nieskalana Grzechem
Na odpowiedź od łowcy samiec musiał trochę długo czekać, ale ostatecznie się doczekał. Chuda sylwetka wyverny zamigotała na horyzoncie, po czym zniżyła lot i wylądowała gładko nieopodal. W ciemnych szczękach samica trzymała świeże, krwiste mięso, które położyła blisko niego. Rzuciła na niego okiem, niezbyt zainteresowana nim w jakikolwiek sposób. Bez słowa, czy nawet powitania odwróciła się i zaczęła powoli zmierzać w sobie tylko znanym kierunku, wątpiąc, by została zatrzymywana.
A może jednak?...

: 04 lut 2019, 23:42
autor: Światokrążca
Odsłonił koniuszki bladych zębów w drapieżnym uśmiechu i kiwnął jej łbem w podzięce. Legł na śniegu a łapą przyciągnął do siebie kawał mięsa, w manierze przypominającej lwa. Nim jednak przystąpił do posiłku podniósł obły łeb przy przyjrzeć się odchodzącej samicy, o niecodziennej urodzie.
Pachniesz roślinami i dymem, łowczyni. Palisz dla rozluźnienia? Wizji? – rzucił nonszalancko. Sam pachniał głównie wodą z jeziora, mułem i oczywiście zapachem stada. Pytanie rzucone w eter, równie dobrze może zostać bez odpowiedzi. Skręt kiszek przypomniał mu, że przybył tu w jakimś konkretnym celu, celu w który wbijał właśnie pazury. Otworzył paszcze. Zaczął rwać mięso i od razu połykać nie kwapiąc się nawet z przeżuwaniem. Szybko z mięsa została tylko garstka kości.

: 30 kwie 2019, 19:55
autor: Strażnik
O ile las bywał wobec Strażnika bardzo szyderczy, pojedyncze drzewa przejawiały usposobienie bardziej spokojne i wyrozumiałe, oferujące przestrzeń do kontemplacji, której samiec tak często poszukiwał. W przypadku negocjacji, czy zwyczajnej politycznej rozmowy, na którą się przygotowywał, było to towarzystwo niemal priorytetowe, jeśli chciał utrzymać nerwy na wodzy. Samiec nie był w prawdzie warczącym furiatem, który bez powodu mordował wzrokiem, każdego rozmówcę, ale zdecydowanie łatwiej było mu się pohamować ze świadomością, że obserwowało, go stworzenie, którym tak się fascynował.
Nie wiedział czy Serce rozmawiała z Szablą, bo była przywódczyni o niczym takim go nie powiadomiła, ale nawet w razie takiej ewentualności, postanowił jej o to nie wypytywać. Od tej pory musiał wziąć sytuację stadną we własne łapy, a więc i wszystkie rozmowy przeprowadzić osobiście, jakby poprzednie nie miały znaczenia.
~
Witaj, niedawno przejąłem w Ziemi rolę przewodnika, a nie pamiętam aby moje stado w niedawnym czasie omawiało stosunki z twoim, więc chciałbym abyśmy naprawili ten stan rzeczy, jeśli oczywiście masz czas~ Posłał mentalną wiadomość do przywódczyni, ale nie zaraz po wylądowaniu przy dębie, tak jak planował, a dopiero po parogodzinnej medytacji, w której rozważał, czy odzywanie się do kogoś ma sens i czy nie zabije w ten sposób tego... czegoś, co istniało między dwoma grupami. Jego przekaz był jak zwykle szorstki, więc nie odmienny od tego co Ognista zdołała zapamiętać, więc nie powinna uznać go za przejaw wrogości. Taką przynajmniej miał nadzieję, bo gdy wiadomość wyruszyła już w eter, zaczął się głowić nad swoim tonem.

: 02 maja 2019, 11:33
autor: Różany Kolec
Wiadomości od Strażnika nie była tym, czego Serce się spodziewała. Choć wiedząc, że pełnił w Ziemi rolę zastępcy, kiedyś musiał nadejść dzień, w którym samiec obejmie przywództwo. Północna zastanawiała się dlaczego poprzedni przywódca nie zdecydował się na spotkanie, gdy o nie prosiła. Miała cichą nadzieję, że nie był to przejaw złej woli, a zwykłe stadne problemy. Najważniejsze jednak, że nowy przywódca zdecydował się porozmawiać.
Szorstki ton wypowiedzi, która w zasadzie była całkiem uprzejma, jakoś wcale jej nie przeszkadzał. Wprawdzie nie znała Strażnika zbyt dobrze, ale podejrzewała, że nie zmienił się od ich ostatniego spotkania. Nawet na Skałach był taki, jakim go zapamiętała, więc teraz niewiele powinno się zmienić.
Po kilkunastu minutach, czarna sylwetka pojawiła się na błękicie nieba i spłynęła z niego w gąszcz zielonej trawy. Północna złożyła masywne skrzydła i lekkim truchtem zbliżyła się do wiekowego drzewa, pod którym widziała znajomego samca. Przywitała się z nim ciepłem uśmiechu i kiwnięciem głowy. Nie wylewnie, ale mając w pamięci ich pierwsze spotkanie, nie chciała zachowywać przesadnej, sztucznej powagi.
Cieszę się, że ktoś z Ziemi zdecydował się ze mną porozmawiać – zaczęła, przysiadając na przeciw Strażnika. – I gratuluję ci objęcia przewodnictwa. Poprzednia przywódczyni nie odpowiedziała na moje wezwanie. Coś się stało, czy może był to, hm... celowy zabieg? – Lekko zmrużyła ślepia, przyglądając się statecznej postawie samca.

: 03 maja 2019, 12:25
autor: Strażnik
Serce nie ociągała się z przybyciem i choć nie winiłby jej, gdyby musiał więcej poczekać, skoro równie dobrze mogła znajdywać się wiele lotów od niego, lubił gdy smoki traktowały jego wezwania poważnie i mógł przekonać się o tym w samej praktyce. Jak wyszło z niemal pierwszych słów samicy, podobnego traktowania nie otrzymała ona sama, gdy przyszło do jej próby nawiązania relacji z Ziemią. Strażnik nie był w stanie określić co było przyczyną takiej niedogodności, więc wykręciło go w środku na samą myśl, że czegoś nie dopilnował. Technicznie nie był to wtedy jego obowiązek, ale kto w ostateczności zwraca na to uwagę? Gdyby Szabla nie mogła stawić się na ważnym spotkaniu nie miałaby oporów, żeby wysłać swojego zastępce, prawda? Wiedziała, że aspirował na lidera, więc nawet jeśli oferta wiązałaby się z nie lada zaufaniem, schlebiłaby nie tylko jemu, ale i przynajmniej w części usatysfakcjonowała oczekującą Ognistą. Do rzeczy jednak, bo to tak czy siak zmyślony scenariusz. Była przywódczyni mogła być chora, w trakcie walki albo z innych przyczyn niedostępna, stąd wezwanie drugiej smoczycy musiało się od niej odbić. Żaden alternatywny wariant nie wchodził w grę, bo o żadnej głęboko skrywanej niechęci do Ognia nie pamiętał.
Przywitał się z podobną uprzejmą rezerwą, choć do skinienia łbem dorzucił także leciutki ruch skrzydłami, mogący zdać się bardziej poprawianiem ich pozycji, niż częścią krótkiego rytuału. Strażnik lubił aurę ciemnej samicy, ale z racji swojej i jej pozycji, a także wywleczonego z puszcza wie jakiej przeszłości wątku, sam początek ich interakcji zdawał się wejściem na drogę pełną męk. Może był przewrażliwiony, ale tak z jego perspektywy prezentowała się przezorność. Samo przypuszczenie, że Szabla mogła celowo zignorować Ognistą było podejrzane, a w pewien sposób nawet obraźliwe. Mogła sobie tak myśleć, oczywiście, ale wokalizacja swoich obaw miała pewne konsekwencje, o czym Strażnik nie raz już się przekonywał
Nie znam przedziału czasowego, w którym sugerowałaś spotkanie, dlatego nie jestem w stanie przybliżyć ci powodu. Z wielu prostych przyczyn była przywódczyni mogła nie odebrać twojego przekazu, ponieważ jestem pewien, że nie byłoby w jej interesie cie ignorować. W razie zniecierpliwienia, mogłaś zbadać sytuację kontaktując się z zastępcą, o którego istnieniu wiedziałaś– nie był szczególnie uszczypliwy, jedynie stwierdzał fakt. Żadne teorie spiskowe o robieniu sobie na złość.
Ale to nie ma znaczenia– kontynuował szybko – Szabla jest już starszą i jeśli czegoś nie dopilnowała, moja w tym rola aby to skorygować. Chciałbym znać stosunki między naszymi stadami, także w oparciu o relacje z Wodą i Cieniem aby nie było między nami niedopowiedzeń. Poza tym czy uważasz, że powód dla którego chciałaś spotkać się z byłą przewodniczką nadal jest aktualny?– Dyplomację samą w sobie lubił, więc nie brzmiał na osobę, którą siłą zaciągnięto pod drzewo, choć definitywnie sprawiał wrażenie, jakby każde słowo miało zadecydować o dobrobycie obu stad.

: 07 maja 2019, 10:49
autor: Różany Kolec
Tak naprawdę pozycja przywódcy niewiele zmieniała w podejściu Serca do innych smoków, nawet do samych przywódców. Tym bardziej nawet, jeśli znała owego przywódcę jeszcze z czasów, gdy nim nie był. Zmiana swojego nastawienia byłaby sztuczną próbą zachowania niepotrzebnego dystansu, a Serce już dawno oduczyła się odsuwania od siebie smoków. Teraz starała się trzymać wszystkich możliwie najbliżej, bo jaki sens był w podszytym nieufnością dystansie? To rodziło podejrzenia, niedopowiedzenia, a to (wiedziała z własnego doświadczenia) bardzo źle wpływało na relacje.
Pouczenie, które Strażnik wypowiedział znajomym tonem, wcale nie ubodło samicy. Zignorowała je. Owszem, doskonale pamiętała jaki był i skoro zachowywał się tak także teraz, znaczyło, że zwyczajnie się nie zmienił. Serce nie wiedziała jeszcze czy to dobrze, czy źle.
Jestem pewna, że coś po prostu jej wypadło – zapewniła gładko, nie chowając urazy. – Tak, sądzę, że jak najbardziej jest aktualny. Chciałam spotkać się z Szablą dokładnie w tym samym celu, w którym ty chciałeś spotkać się ze mną – odparła, uśmiechając się ciepło. – Wtedy i ja byłam na stanowisku przywódcy krótko. Nie znałam i w zasadzie nadal nie znam stosunków między naszymi stadami. Więc ciesze się, ze możemy to zmienić. – Zamilkła na chwilę, zastanawiając się, co odpowiedzieć w kwestii stosunków między-stadnych. Końcówka jej ogona kilka razy zamiotła świeża trawę.
Doskonale wiesz, że nie urodziłam się wśród stad – zaczęła, przenosząc zamyślony wzrok na pysk Strażnika. – A to znaczy, że nie znam ich politycznej historii. Nie chciałabym jednak zamykać się w dawnych dziejach. To, co jest teraz, według mnie, jest ważniejsze niż przeszłość. A ze swojej strony, chcę prowadzić Ogień tak, by nie miał wrogów. W obecnych czasach wewnętrzne wojny nie są nam potrzebne. Dlatego porozumiałam się z Wodą, która chętnie przystała na propozycję sojuszu. I chętnie wystosuję podobna propozycję także do Ziemi. – Z szacunkiem pochyliła łeb, a łagodny uśmiech ozdobił jej pysk. – Odkąd objęłam przewodnictwo, żaden smok Wody, Ziemi czy Cienia nie uczynił Ogniowi nic złego. Ja osobiście mam całkiem dobre relacje ze smokami innych stad i chciałabym to utrzymać. Nie rozmawiałam jeszcze z Cieniem, ale z tego, co obiło mi się o uszy, to przechodzą teraz wiele zmian – zakończyła w zamyśleniu, a potem westchnęła płytko. Ona przedstawiła swoje stanowisko. Teraz kolej na samca. – Więc jak z twojej strony wygląda kwestia naszych stosunków? – Łagodne spojrzenie pochmurnych ślepi spoczęło na pysku starszego smoka. Minęło naprawdę wiele księżyców, od ich ostatniego spotkania, ale Strażnik wydawał się niezmienny. Ale czy naprawdę był aż tak mało elastyczny, jakim widziała go Serce?

: 16 maja 2019, 23:05
autor: Strażnik
Samica nie drążyła tematu, więc wyglądało na to, że Strażnik nieco pospieszył się z przypisywaniem do niej złośliwości. Sprawiała wrażenie łagodnego stworzenia, chociaż po spotkaniu w kwestii proroka, wiedział że nie chowa się ze swoim zdaniem, gdy istnieje taka potrzeba. To nie tak złe cechy, jeśli dzięki nim zamierzali wymieniać się jedynie konkretami, chociaż i tak wlał pozostać ostrożny – Stare pokolenia zostały w większości zastąpione, dlatego myślę że nawet gdyby w przeszłości istniał spór, nie jest już problemem obecnych smoków– Drzewny definitywnie nie należał do przebaczających typów, ale dla własnego komfortu, wolał unikać babrania się w problemach zostawionych przez rozsypujące się dziady albo ich wyblakłe kości – Cieszę się, że Ogień nie dąży do konfliktów oraz nie mogę powiedzieć, żeby Ziemia zapatrywała się w tej kwestii na coś innego– nieco zmrużył ślepia nim kontynuował – To dość proste, dopóki smoki się nie poróżnią, nie mają powodu aby określać się wrogami, tyle że konflikt pojedynczych osobników, może szybko popsuć całą relację. Chciałbym abyśmy mieli jasność co do lojalności wobec sojuszu. Jeśli któryś z twoich smoków skrzywdzi naszego oraz odwrotnie, niech to będzie rozstrzygnięte w sposób rozsądny, z zaangażowaniem naszym lub naszych zastępców. Idąc dalej, samosądy związane z ewentualnym problemem powinny być obustronnie karane. Czy jesteś w stanie się z tym zgodzić?– zatrzymał się na chwilę, analizując postawę samicy. Nie mówił w rozkazującym tonie, choć wyraźnie stawiał warunki – Kontynuując, czy w razie problemu nadchodzącego z zewnątrz, Ziemia może liczyć na wsparcie waszych smoków? Oraz czy w wypadku konfliktu Ognia z Wodą, bądź Cieniem, sądzisz że Ziemia powinna mieć obowiązek opowiedzenia się po waszej stronie, czy powinniśmy potraktować to jako jedynie waszą wojnę?

: 26 maja 2019, 23:24
autor: Różany Kolec
Podejście Strażnika do starych waśni bardzo jej odpowiadało. Byli tego samego zdania, a to dobrze wróżyło na przyszłość. Uśmiechnęła się więc, całkiem szczerze, choć z wystudiowaną oszczędnością. Także dalsza jego wypowiedź wydawała się Sercu bardzo rozsądna. Jak samiec, i ona była przeciwna samosądom i wolała wszystko rozsądzać polubownie, zanim sięgnie po ostateczność. Odkąd została przywódcą była wszak przede wszystkim dyplomatą, dopiero potem wojownikiem.
Widzę, że myślimy podobnie – odezwała się, wyraźnie okazując satysfakcję. – Więc tak, jestem w stanie się z tym zgodzić. – Kiwnęła głową. – Odważę się powiedzieć nawet, że bardzo mi to odpowiada. Co tyczy się drugiej kwestii... – Zmrużyła lekko ślepia, przyglądając się samcowi, ale na jej pysku wciąż błąkał się sympatyczny uśmiech. Wciąż wydawała się rozluźniona, choć bez wątpienia podchodziła do całej rozmowy z powagą i szacunkiem. – Jeśli zagrożenie przyjdzie z zewnątrz, tak. Chciałabym też, by i Ogień mógł liczyć na pomoc Ziemi w razie kłopotów z najeźdźcami. Jednak w przypadku wojny między stadami, nie. Nie chcę, by Ziemia opowiadała się po stronie Ognia i nie chcę też, by Ogień opowiadał się po stronie Ziemi w przypadku konfliktów z Wodą czy Cieniem. I jeśli to możliwe, chciałabym by Ziemia w przypadku wojen Ognia, nie stanęła też po stronie konfliktu. Mówiąc jaśniej, sądzę, że jeśli Ziemia opowie się po stronie Cienia lub Wody w przypadku konfliktu z Ogniem, będzie to skutkowało zerwaniem sojuszu. – Być może coś takiego było oczywiste, dla Płomienia bowiem było, ale wolała zaznaczyć to, by nie tworzyć przypadkowych niedomówień. – Oczywiście będzie działało to także w drugą stronę.

: 28 sie 2019, 2:50
autor: Pacyfikacja Pamięci
Dąb na wzgórzu był doskonałym punktem orientacyjnym i tym samym – idealnym miejscem na spotkania. Wystarczyło rzucić krótko, żegnając się z alkową, "widzisz miły, tam o to drzewo?" i już wszelki problem sprzeczności w środkach komunikacji niknął. Bo ileż to drzew na wzgórzu znajdować się może na jednych terenach wspólnych?
Także zbierając owoce swojej ciężkiej pracy jako matka – czwórka młodych, to bardzo dobry wynik, jeszcze żadne nie padło chwilę po wykluciu; i czyje to geny są jedyną przyszłością Wolnych Stad? – wyruszyła zanim słońce zaczęło parzyć, z nadzieją, by dotrzeć na jego apogeum akurat, gdy będą mogli skryć się pod dębem.
Zwierzchniku, myślisz, że kiedy przewyższysz swojego ojca w sztuce maddary? – rzuciła pierwszym podczas wycieczki pytaniem do najstarszego syna. Nie "czy myślisz, że kiedyś przewyższysz" a ot, od razu, do sedna. Jeśli dzieci nie istniały, by stawać się jeszcze lepszymi wersjami doskonałych rodziców, to po co innego? Swoją drogą, ile takie dziecko rośnie? Czy którekolwiek ją przewyższy? Skundlone geny półmorskiego tworzyły z niej śmieszną imitację prawdziwej olbrzymki i z tą właśnie myślą spojrzała kątem oka nieufnie na Scorpię. Możliwe, że będzie musiała się kiedyś pożegnać z patrzeniem na nią z góry – a ta wizja, choć w pewnym sensie napawająca Pacyfikację dumą, godziła i w jej niedojrzałe samouwielbienie: świetle jest być matką wielkich osób, ale zdecydowanie lepiej samemu być wielkim. Jakkolwiek nie dosłownie.
Vakkan, myślałam chwilę, jak opisać dla ciebie zabijanie. – lepszy temat. – ale do niczego nie doszłam. Jest to po prostu coś, co trzeba samemu przeżyć. Bycie absolutną panią życia i śmierci. – jak to jest zabić smoka? Ale nigdy "jak to jest być zabitym" – wszystkich, tylko nie rodzeństwa. To jest jedyna prośba, jaką kieruję do – podniosła lekko głos – wszystkich was.
Ogień uplanował sobie obóz bardzo daleko od miejsc, gdzie mogła przedstawić ojcu dzieci, do których przecież też się przyczynił i którym przydałoby się zaproponowanie wzoru lepszego, niż mogłyby sobie znaleźć biegając samopas wewnątrz stada – więc i większość podróży przebiegła za najcieplejszą z granic i pewnie z większej ilości rozmów niż mogłam teraz jednostronnie spisać.
Łowczyni zmiękła krokiem gdy tylko znalazła się w obrębie rzucanego przez głęboko zieloną koronę cienia, chcąc się tylko lekko schylić i pozwolić (chociaż w sumie, wręcz nakazać wreszcie) najmłodszym zejść na ziemię. Czy to od nieustającego gonu, czy od noszenia wszędzie coraz większych i cięższych piskląt, Łowczyni zdecydowanie przybrała na mięśniach. I też pewnie dlatego żadnym problemem było przytachać sobie jeszcze dodatkowo spory kawał mięsa 4/4, który nie zdążył jeszcze bachnąć dobrze o trawę, a już został przechwycony kłami i w towarzystwie kilku mlaśnięć i sapnięć został w mgnieniu oka pochłonięty. Jak piknik to piknik! A przymierała już głodem.
Teraz tylko czekać na ostatniego, bardzo ważnego, członka.

: 28 sie 2019, 13:17
autor: Łaknienie Pożogi
Pacyfikacja zebrała swe dzieci, nim słońce zaczęło objawiać swoją gorącą potęgę w pełnej okazałości. Kojarzycie ten moment, kiedy wstajecie gwałtownie, a potem musicie mulicie i musicie się ponownie obudzić? Zdecydowanie za wcześnie dla lubiącej sobie pospać dłużej Vakkan. Fakt obudziła się wcześniej, by przywitać Seta, ale już po chwili znów była senna. Dlatego też smoczyca musiała na swoim grzbiecie nieść między innymi białogrzywą drzemiącą córkę i pilnować, by nie spadła po drodze, bo jakoś nie wykazywała chęci do ogarnięcia się, przez chwilę, bo gdy tylko wyszli z jaskini i na białogrzywę padły promienie słońca, zdecydowała się, że jednak nie warto spać (niezdecydowana baba), przez przypadek tykając młodszego brata końcówką prawego skrzydła. Przewróciła oczami, czekając tylko na jego oburzenie, z niego to był dopiero krzykacz w dodatku zdaniem Vak, nieco przewrażliwiony. Chociaż chyba lepiej by było, jakby oburzał się konkretnymi słowami, bo na razie tylko się darł.
Akurat na pierwsze pytanie skierowane do Zwierzchniego Kolca, otworzyła oczy, strzygąc uszami i rozglądając się uważnie, ciekawa gdzie podróżowali.
Swoją drogą miała sama nadzieje, że nie przerośnie rodzicielki, jakkolwiek fajnie by było być taką dużą, to jednak nie uśmiechało jej się bycie tak łatwo zauważalną.
Białogrzywa samiczka zastrzygła uszkami, kiedy rodzicielka zwróciła się prosto do niej. Ciekawe jak zauważyła, że samiczka już nie śpi?
Wysłuchała uważnie słów, które zostały jej przekazane i chwilę je trzymała w głowie, analizując.
Zaraz jednak zaczęły się inne rozmowy dotyczące tematów, które ciężko określić z jednej strony. Pacyfikacja zatrzymała się w cieniu sporego drzewa i rozpoczęła rozładunek. Najpierw rozładowała spory bagaż dzieci, a potem wzięła się za jedzenie.
Młoda białogrzywa zaczekała chwilę, aż jej rodzeństwo się rozlezie przynajmniej częściowo, by zaraz wrócić do Pacyfikacji z pytaniem, nad którym myślała większą część drogi.
Położyła się, kładąc przednie łapy przed sobą i w ten sposób, by móc zerkać przynajmniej na część rodzeństwa i nie urwać sobie łba i dopiero wtedy zwróciła się do rodzicielki.
Mamo? Czy to źle, że chce wiedzieć jakie to uczucie?
Nawiązywała do tematu, który podała sama Pacyfikacja, a przecież pytała matki i na razie jedynego autorytetu, jaki miała, bo przecież mama wie wszystko.

: 29 sie 2019, 10:58
autor: Setrudin
REEEEEEEEEEEEEEEEE!
Ten oto dźwięk towarzyszył młodej smoczej rodzinie gdy świeżo wyklutego Setrudina niesiono na miejsce planowanego spotkania.

Dotyk!
Ucisk!
Brak kontroli!
To wszystko irytowało młodego samczyka który to niedawno cieszył się zdobytą wolnością opuszczając swą powłokę. Jednakże był też zaintrygowany gdy opuścił matczyną jaskinię, gdy ta do której się wykluł okazałą się jeszcze większa. Wpierw jego czułe, przyzwyczajone do absolutnej ciemności ślepia zostały zaatakowane przez oślepiające światło. Potężny byt wysoko nad jego łbem wydawał się chcieć pozbawić go wspaniałego wzroku. Jednak gdy ten począł przyzwyczajać się do jasności i bogactwa kolorów, ujrzał on zdumiewający widok, który ciężki był do opisania. Grota w której przyszło mu się wykluć i uważał za miejsce ponad miarę bardziej intrygujące od wnętrza powłoki, teraz sama stała się równie nudna niczym ona. Zieleń małych wyrostków na gruncie, wielkie brązowe, wąskie skały, również zwieńczone zielenią. Błękit rozpościerającego się nad łbem stropu, poprzeplatane mniejszymi białymi plamami... i jakże daleko one się znajdowały! Do jego nozdrzy docierała gamma obcych woni, do uszu seria dźwięków, każdy zupełnie inny i bardziej dźwięczny od pozostałych. A wśród tego wszystkiego brzmienie znajomych mu już bytów.

Młody samczyk niemal ucichł by podziwiać ogrom tego świata, przyzwyczajony do dotyku matczynego futra matki, jednak tknięcie go przez skrzydło Vakkan rozpoczęło cały cykl na nowo... chwilowo. Wkrótce młode muskane ciepłymi promieniami słońca, ogrzewane futrem smoka i wymęczone ciągłym ryczeniem usnęło. I trwało tak w swym śnie dopóki nie przybyli na miejsce, skuszony zapachem świeżego mięsa.

: 29 sie 2019, 13:34
autor: Legenda Samotnika
__Szedł po prawej stronie matki, szczęśliwie nie mając już problemu z dotrzymaniem smoczycy kroku. Wydawał się jak zwykle opanowany – stawiał pewne kroki, niemal nieruchomy wzrok zielonych oczu utkwiony był w dal przed nim, mina jak zawsze zadziwiała powagą – jednak gdyby przyjrzeć się bardzo uważnie, można było dostrzec podniecenie, które Adept z trudem maskował. Ogon jego zamiast zwyczajnie wisieć, cały spięty latał nieznacznie na boki, Orca co rusz poprawiał lekko skrzydła, a w jego oczach błyszczały iskierki ekscytacji. Nie trudno było się domyślić, że myśl o spotkaniu idola napawała samczyka radością. Czasem, nieczęsto, ale jednak, zerkał niecierpliwie na Pacyfikację, jakby ostatnimi siłami powstrzymując się przed zapytaniem "Daleko jeszcze?", ale szybko ogarniał się i odwracał wzrok.
__Gdy padło pytanie, Zwierzchni milczał przez chwilę. Nie spodziewał się go i nie wiedział jeszcze co ma odpowiedzieć. Co prawda czasem sam zadawał sobie to pytanie, ale nigdy nie czuł potrzeby na odpowiedzenie na nie. Teraz jednak opuścił nieco głowę i naprawdę zaczął obliczać. Nieznajomość zakresu umiejętności ojca utrudniała mu uzyskać dokładny wynik, a nie chciał kłamać, ponieważ nie znosił nieprawdy. Postanowił więc chwilowo podać wystarczająco niejasną odpowiedź, aby wyczerpać temat oraz usatysfakcjonować pytającego. Pozastanawiał się jeszcze moment, po czym przerwał ciszę spokojnym, nieco zachrypniętym głosem:
– Na razie wiem i umiem naprawdę mało. Liczę, że wkrótce się to zmieni, ale z pewnością czeka mnie jeszcze droga o wiele dłuższa, niż by się chciało. – dzięki chęci spotkania Nyxa zdążył zapomnieć o zmęczeniu, ale jego głos wyraźnie nie należał do pełnego energii smoka. Zastanawiał się, jak matka zareaguje na jego odpowiedź, ale z ciekawością słuchał też jej dalszych słów. Ryk brata był niezwykle irytujący, zwłaszcza dla jego zmęczonej głowy, ale starał się po prostu nie zwracać na niego uwagi.
__I wreszcie dotarli. Gdy od dęba dzieliło ich już zaledwie kilka ogonów, Orca ledwie się powstrzymywał, aby tam nie pobiec. Już pod drzewem pierwsze, co zrobił Adept, to okrążenie wielkiego drzewa i rozejrzenie się w poszukiwaniu ojca. Gdy nikogo nie zobaczył, w jego oczach na chwilę pojawił się zawód, ale szybko się ogarnął, pocieszając myślą, że za chwilę Czarodziej powinien przyjść. Wtedy do jego nozdrzy dotarł zapach świeżego mięsa i głodny samiec szybko zapomniał na chwilę o nieobecnym rodzicielu. Podszedł ponownie do Pacyfikacji i usiadł obok z nadzieją, że matka domyśli się czego chciał po jego "dyskretnym" wgapianiu się w pożywienie.

: 30 sie 2019, 16:47
autor: Trująca Jagoda
Scorpia tuptała sobie spokojnie gdzieś przy mamie, a czasami za nią lub nawet przy rodzeństwie. Jednak gdy w końcu dotarli, a jeden z jej braci postanowił powykrzykiwać różne dziwne rzeczy podczas ich podróży, to Scorpia w końcu podeszła do Seta. Byli rodzeństwem, ale nikt nie będzie mówił złego o własnym gatunku czy też innych gatunkach. W końcu nawet dla Scorpii niektóre smoki mogłybyć takim przypadkowym obiadkiem. Morskie wyglądały jak pyszne rybki, a nawet tak jak ryby pachną! Czego by tu nie jeść. Drzewne jednak to jakiś nowy kąsek. Coś nieznanego, lecz mało ich było. Więc Scorpia troche się martwiła, że równinni pewnie też nie są drzewnymi, a szkoda. Zaprosiłaby je na obiad.
Jednak Scorpia podeszła do Seta i spojrzała mu prosto w oczy, a po chwili ryknęła. –REEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!
– Nie obchodziło jej za bardzo czy starsza siostra, matka czy nawet Orca ją zbeszczą za jej słowa. Musiała bratu w końcu pokaza' kto tu rządzi.
Ona.
Odwróciła się później do matki i podbiegła do niej i jakby wyciągając łapki przed siebie, czerwona smoczyca chciała by ją podnieść. Jej bursztynowe ślepia zaświeciły się, a jej wąsy jak kocie zaczęły drgać. Scorpia miauknęła do matki. Cóż, matka powinna ją pochwalić, bo słowa brata nie były miłe.

: 30 sie 2019, 18:31
autor: Insygnium Żywiołów
Nie był pewien czy jest gotowy na pisklęta – na pierwsze nie zareagował zbyt przyjaźnie, krzywiąc się przy każdym słowie i odpowiedzi małej, tłustej kopii siebie, a z szoku, że takie coś w ogóle miało prawo istnieć, zapomniał o imieniu młodzianego samczyka. Zmrużył ślepia jakoby od niechcenia. Widział ich już z oddali, spowitych ruchliwym cieniem dębu. Po chwili spojrzał ukradkiem na wijącego się Ginfu, to na nich, to znów na kompana – spryskał go mżawką lodu z koniuszków szponów, zauważywszy nadmiar ciepła dla tego zimnolubnego ptaszyska, a zimnolubne ptaszysko mruknęło w swój demoniczny sposób. Ujrzał jego oczy, dwukolorowe kamienie osadzone na małym łebku. Zmarszczył nos, zbliżając się do tych lusterek. To prawda, nie był w najlepszej formie, ale żeby… aż tak? Pazur smyrnął podbródek samca, wbił się lekko w skórę i tłuszcz, a Kuhu miał łatwą odpowiedź: aż tak. Przytył, dla niego horrendalnie, dla innych może w ogóle nie, ale on wiedział, on czuł, że się zapuścił i że to dopiero wierzchołek góry lodowej, że będzie obrastać nową tkanką i większymi gabarytami. Raptem capnął łeb pingwina, zarzucił go na swój grzbiet z gałami wielkimi jak monety, po czym wydusił z siebie zalęgłe powietrze.
Jesteś szczęściarzem, że ktoś w ogóle ciebie chce z takimi fałdami. Straciłeś na wyglądzie, nawet twoje łuski zmatowiały, a jeden płat masz pusty przez tego Zastępcę Ognia. Starzejesz się. Z dnia na dzień jesteś coraz grubszy i bezużyteczny, nie robisz nic produktywnego, leżysz gdzieś na polanach i głaszczesz pingwina, który ci się uczepił do zada. Nie po to tutaj przyszedłeś. Spasłeś się.
 Czarodziej wzdrygnął się, gdy z letargu wyjął go radosny skowyt Ginfu, jaki raz po raz skakał mu po włosach i zaplątywał w nierozczesanych kołtunach. Ciężkie westchnięcie uciekło mu z gardzieli, robiąc krok. Szedł do nich, nieważne czy powolnie, czy z niechęcią, czy to przez niewydolność płuc. Nie mógł tego okazywać przed dziećmi, bo wiedział, że niektóre nie widzą lepszego autorytetu niż matka i ojciec. Musiał iść, wyprostowany i dumny, nietknięty zmęczeniem i nieprzespanymi nocami, musiał się wykazać.
 Tak oto dziarskim krokiem dołączył do brygady, spojrzał rozczulony na Pacyfikację Pamięci, zaś przeszywszy każde z dzieci równomiernym, surowym spojrzeniem na niezbyt miłe powitanie… zatrzymał się na małej, brązowej kulce.
 – Jesteś pewna, że to moje dziecko? – szepnął do matki, pozwalając na to, by Ginfu zeskoczył na ziemię i zaczął klepać skrzydłem zmierzwione źdźbła.

: 11 wrz 2019, 18:56
autor: Pacyfikacja Pamięci
Kiwnęła krótko łbem Zwierzchnikowi na jego odpowiedź. Wymijająca, ale robiąca to mądrze i sprytnie. Syn najbardziej napawający ją póki co dumą nie chełpił się nie pysznił, a szkoda, miał pełne do tego powody: bycie po prostu z definicji lepszym od innych adeptów w swoim wieku i kategorii również trochę ponad. Podobnie, jak jego rodzeństwo błyskało nad innymi pisklętami. Ale w porządku. Mówi się, że pokora czy co tam jeszcze jest cnotą, więc może chociaż on zdobędzie wkrótce szersze poparcie i uwielbienie niż ona.
Żaden przedłużający się dźwięk nie miał miejsca podczas podróży. Gdy tylko dziarskie "re" niepocieszonego pisklęcia rozdarło atmosferę, szybki, krótki chlast przeciął dźwięk w pół i samiusieńka końcówka prawej płetwy samicy smagnęła najmłodsze dziecko po grzywie na karku, przywołanie do porządku nie zdołało oczywiście rozciąć skóry pisklęcia czy zostawił mocniejszy siniak, a ot, szczypało go jeszcze przez moment.
Set, nie. – dodała jeszcze chłodno, nie patrząc nawet na dziecko. – będę cię zostawiać w grocie, przyrzekam. – i zachichotała gardłowo, nieprzyjemnie.
To samo miało miejsce natychmiast, gdy i najstarsza z córek postanowiła zaznaczyć swoją dominację w kategorii głupoty najwyraźniej – i jakkolwiek gest młodej z wyciągnięciem łapek, miauknięciem i tyrpnięciem wąsikami nie był przesłodki, i jakkolwiek nie ulegnięcie mu przez Pacyfikację łamie mi serduszko, tak matka była wytrwała i pokarała wybryk Scorpii odsłonięciem kłów i krótkim warknięciem. Nie. Nie ma nagrody dla bezsensownie głośnych piskląt.
I już miała dość, ceniła sobie ciszę, zapragnęła przez moment nawet samej zakrzyknąć złośliwie "czy ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia?", ale nie była aż tak podirytowana i sytuację szybko uratowała najmądrzejsza, widocznie, z córek. Wreszcie pełne zdanie. Wreszcie nie krzyk. Westchnęła w głębi ducha, po czym uśmiechnęła się lekko, głównie oczyma, do Vakkan.
Nie, kochanie. W takiej właśnie chwili rodzą się doskonali Łowcy, Wojownicy, intryganci, burzyciele – wszystko, co najlepsze. Gratuluję wielkiego kroku w życiu. – po tych słowach wyszczerzyła i kły. Jej krew! Jeszcze żeby zabijanie było tak proste – Pozostań czujna, Vakkan. Niektóre smoki reagują żałośnie, gdy widzą, jak ktoś słucha instynktu. – poradziła jeszcze dziecku.
Ale to ostatni z gości dopiero wprawił ją w prawdziwie żywy nastrój. Purpurowa sylwetka i delikatny chód były nie do pomylenia z czymkolwiek i kimkolwiek innym. Poderwała się, aby wyjść samcowi na przeciw, a jej wzrok był przede wszystkim rozradowany, że ten postanowił się zjawić.
Pytanie lekko zbiło ją z tropu.
Nie? I nigdy nie chciałam kazać ci tak sądzić. – odpowiedziała trochę zdziwiona, przekrzywiając łeb lekko w bok. – Scorpia jest moim dzieckiem i jej jajo pojawiło się zanim jeszcze pomyślałam, że mamy przyszłość. – jak na swoje standardy aż dziw, bo nie odsłaniała kłów. Może wreszcie nauczyła się reagować czymś innym, niż zawsze i wiecznie agresją, nawet, jeśli nie było na nią miejsca? Bardziej prawdopodobnym było jednak, że wężowy zaskarbił sobie przywilej nie bycie ruganym za każde swoje i jej przewinienie. Co za ulga!
Wyprostowała łeb i wciąż mówiąc do partnera, zwróciła łeb w kierunku szaro-fioletowej gromadki.
To za to Orca, Vakkan i Setrudin, dla przypomnienia, poznania, czy co tam, niewątpliwie nasze. – powiedziała już głośniej, aby zwrócić uwagę trójki półwężowych potomków, a gdy tylko to się stało, zwróciła się do nich poważnie, oficjalnie, wskazując szybkim gestem łba na samca – A o to was ojciec.
I zanim zdążyło dojść do oblężenia nowoziemnego, Łowczyni otarła się jeszcze o jego bark i szepnęła czule, patrząc w jego bezdenne oczy: – Dawno cię nie widziałam i wyglądasz, najdroższy, bajecznie.

: 11 wrz 2019, 22:53
autor: Łaknienie Pożogi
Przycisnęła uszy wzdłuż siebie, kiedy tylko zauważyła, że Setrudin ma zamiar zaczynać swój koncert przewspaniałego re. Była po tym względem chyba bardziej obciążona od reszty rodzeństwa, przez wystające uszy, chociaż Scorpia jakby się zastanowić też uszy miała, ale jej to chyba aż tak nie przeszkadzało. Zdecydowanie nie spodziewała się jednak reakcji rodzicielki i jej sposobu na uciszenie samca. Został chlaśnięty ogonem i prawdopodobnie skutecznie uciszony następnymi słowami Pacyfikacji, o ile je rozumiał, ale w to młoda samiczka nie wnikała.
Dobra Vak jednak stwierdziła, że Scorpia nie miała problemu ze słuchaniem hałasu tak jak jej młodsza siostra, ponieważ również sama się wydarła do Setrudina, o wiele, wiele głośniej, a przez to, że nie była blisko mamy, to nie mogła być ukarana od razu, za to, jak podbiegła to została skarcona i to dobrze. Czarno-łuska poczuła coś na wzór swego rodzaju dziecięcej dumy, że ta dwójka została uciszona, a ona nie. Jej mama odpowiedziała i to odpowiedziała na jej syczące pytanie.
Wyprostowała się, słysząc słowa rodzicielki, nie miała co prawda pojęcia, którym z podanych chciała zostać, bo wszystkie brzmiały dobrze, ale skoro według mamy miała być doskonała, to kim była by jej zaprzeczać?
Prychnęła, słysząc o żałosnych reakcjach niektórych smoków.
Boją ssssię?
Dopiero wtedy dołączyli do nich ostatni z gości.
Nie zauważyła, jak podchodził ze swoim kompanem z daleka, jednak kiedy tylko go zauważyła, wyprostowała się, uważnie lustrując samca od góry do dołu, z zaskoczeniem stwierdziwszy, że ten smok był do niej całkiem podobny i miał taką piękną grzywę. Ona też chciała, choć była ciekawa czy jak go poprosi, to nauczy ją robić ją taka ładną.
Mało ją obchodziła dyskusja odnośnie Scorpii i po prostu tego nie słuchała, tak uważnie, jak powinna.
Podniosła jednak uważnie uszu, kiedy Pacyfikacja przedstawiła ją i jej dwójkę braci.
Więc samiec był ich ojcem, wlepiła lodowe bardzo podobne oczu w te zielone. Nie chciała się narzucać, czy go oblegać i po prostu skinęła mu łbem, rozwalając swoją ułożoną grzywkę.

: 12 wrz 2019, 22:09
autor: Setrudin
Po przebudzeniu i wyczuciu intrygującego zapachu, młody smok uniósł swe powieki, przez chwilę martwiąc się koncepcją iż ponownie utknął w powłoce bezkresnej czerni. Jednak Nagła napaść światła na jego wciąż czułe oczy, jak i nadal lekko szczypiący kark utwierdziły go w przekonaniu że ten dość osobliwy bezkres bytów, zapachów, kolorów i kształtów poza skorupą nadal jest dla niego dostępny. A poznawanie jego kolejnych niespodzianek wydawało się zajęciem godnym jego czasu. Tu zawsze się coś działo, zawsze pojawiało się nowe doświadczenie – chociażby jak to że unoszenie głosu przez niego w pobliżu największego bytu nie jest pożądane, i czeka go za to ból.

Jednak w tym czasie spędzonym na przemyślenia, Do ich grupy podszedł kolejny ruchomy byt... nieco mniej obły, bardziej jasny w ubarwieniu, i... smukły? Dłuższy? Podobniejszy? I trwał tak w nieświadomości, widząc tylko jak obła smoczyca woła ku niemu kolejne zlepki dźwięków, w tym te najdźwięczniejsze: Setrudin. Przez chwile chciał również dołączyć do wymawiania tego imienia, jednak mając wrażenie że jego dźwięki w tej wymianie będą niepożądane przez tę która uderzyła go elastycznym członkiem u swego tyłu, milczał, skupiając się na nieco zupełnie innym zapachu Nowoprzybyłego, jak i jego wielkości... oraz małej istotce na jego szczycie. Intrygującej, acz niepodobnej do nich samych.

Obserwował, słuchał i wąchał...

: 25 wrz 2019, 15:06
autor: Trująca Jagoda
Gdy matka walnęła Seta po przedniej części ciała, Scorpia spojrzała się na brata, lecz nie zbyt pokazała jakiekolwiek emocje... Tylko westchnęła. Brat mógł się przytulić czy coś, jakby chciał, w końcu jest jego siostrą, lecz najwidoczniej tego nie chciał. Jego sprawa. Scorpia zauważyła wyszczerzone w jej stronę kły matki. "Nie gryź łapy która cie karmi" zabrzmiało w jej głowie, jednak Scorpia nie bała się matki, sama ukazała pasiastej samicy swe kły i też się uśmiechnęła. Nie miała zamiaru się pokazywać matce z tej złej, strachliwej strony swej osobowości.
Matka jednak odwróciła się szybko, a rodzeństwo podobnie i zanim Scorpia mogła obejrzeć się za kim to tak rodzinka się rozgląda, to poczuła czyiś oddech na swych plecach. Odwróciła szybko swój łeb jak sowa, a na jej pysku widniał wyrazisty grymas niezadowolenia. Kto ŚMIAŁ?!
Emocje Scorpii i wyraz jej pyska znikł tak szybko jak się jednak pojawił. Był to inny smok. Jej ojciec? Raczej nie. Słowa matki temu zaprzeczały. Uniosła jednak skrzydła i chrząknęła lekko, tylko po to by się odwrócić od samca i ruszyć koło matki. Dając przy tym więcej czasu dla czarnego rodzeństwa i no cóż, ich ojca. Nie jej. Kim ten wąż w ogóle był?

: 31 paź 2019, 20:07
autor: Despotyczny Ferwor
Mułek jak zwykle wylegiwał się pod drzewem, oglądając świat ze wzgórza. Dziś było spokojnie. Wiatr już, aż tak dzisiaj nie wiał. Również deszcz nie dawał się tak we znaki. Lekko się porozciągał i z nudów zaczął tworzyć coś z manddary. Jego wybór padł na ogień, w końcu za ciepło to nie było. Wyobraził sobie wielkie ognisko przed sobą, było trochę większe od niego i oddalone od drzewa, żeby go przypadkiem nie podpalić. – ah... Nareszcie cieplutko. Tak~ w końcu na coś pomysłowego wpadłeś. –