Strona 18 z 39

: 02 sie 2016, 15:42
autor: Cichy Potok

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Cichy obserwował uważnie wszystko, co robi Srebrny i uśmiechnął się pod nosem. Od razu wykorzystał do celu ukrycia się maddary. – Na pewno nie chcesz zostać Czarodziejem, tylko Łowcą? – zagaił ze śmiechem. W końcu zazwyczaj łowcy kryli się przy użyciu naturalnych metod, nie będąc koniec końców zbyt dobrymi tkaczami maddary. Cichy pokiwał łbem. – Bardzo dobrze. Teraz... – nagle otoczenie wokół Srebrnego się zmieniło. Stał pośrodku pustyni, za elementy otoczenia prócz piachu, miał jeszcze kilka kamieni i kaktusów. – Schowaj się bez używania maddary. – polecił uczniowi.

: 02 sie 2016, 18:54
autor: Srebrny Kolec.
Poczuł się lekko urażony pytaniem Cichego. Wiedział doskonale, czego pragnie! Profesja łowcy wydawała mu się pociągająca, piękna, a przy tym ważna i dosyć rzadka wśród smoków Wody. Maddara, jakkolwiek użyteczna, nigdy nie wydawała mu się czymś, czemu chciałby poświęcić życie.
Rozejrzał się po otoczeniu. Piach, rośliny, skały... dosyć dobrze mógł się zamaskować wśród skał, jednak zdradzić mogło go podbrzusze. Przy tym jego rozmiar nie ułatwiał wtapiania się w otoczenie.
Nie zastanawiając się zbyt długo, położył się na piasku z łbem między kamieniami, rozsunął piach wielkimi skrzydłami, wykopując dla siebie niewielki dołek, po czym ponownie się nim przysypał. Nie zrobił tego zbyt dokładnie i spod piasku wystawały spore fragmenty smoczego ciała, jednak udało mu się ukryć jaskrawy brzuch. Wątpił, by mógł długo znieść temperaturę, jednak był gadem. Nie odczuwał jej tak mocno.

: 08 sie 2016, 21:02
autor: Cichy Potok
Cichy przyglądał się temu, jak Srebrny wykonuje swój kamuflaż. No dobrze, nie za bardzo się znów przyłożył, idąc na łatwiznę. Jednakże udało mu się wtopić w tło. I znów otoczenie się zmieniło. Tym razem Srebrny znalazł się na brzegu rzeki, jej brzeg nie porastała żadna roślinność. A ziemia była mokra i grząska. No i mech, wszędzie było pełno mchu. Cichy uśmiechnął się lekko. – Znów bez magii. – powiedział ze spokojem.

: 19 sie 2016, 12:36
autor: Srebrny Kolec.
Robiło się coraz trudniej. Żadnej roślinności, nie pasujące do jego łusek otoczenie... jak miał się tu ukryć?
Zastanawiał się chwilę nad ponownym zakopaniem, jednak zrezygnował, gdy tylko dotknął łapą ziemi. Zbyt grząska, to niemalże samobójstwo.
Mech... dużo mchu. To może mu pomóc... Srebrny szybko zerwał trochę porostów, kucnął, podwinął ogon i okrył się nim w miarę równomiernie. Szczególną uwagę zwrócił na kolce, grzebienie i krawędzie skrzydeł, a więc te części ciała, które najmocniej zdradzały go jako ewidentnego smoka. Na koniec dokładnie osłonił jaskrawy brzuch skrzydłem, drugie przyciskając do boku, złożone. Czy mu się udało?

: 29 sie 2016, 21:30
autor: Cichy Potok
Cichy obserwował ze uśmiechem poczynania Srebrnego. Bardzo mu się podobała pomysłowość Adepta. Jednakże w tej pomysłowości zapomniał o jednym. Cichy przechylił nieznacznie łeb na bok. – Wiesz...warto zatrzeć ślady po tym, jak się kamuflowałeś. Wszędzie tam, gdzie grzebałeś...zostawiłeś swoje ślady... – powiedział z lekkim rozbawieniem wyczuwalnym w głosie. Po czym znów krajobraz się zmienił. Tym razem Srebrny znalazł się w bardzo zielnym miejscu. Dżungli. Było tu sporo paproci. Niskich drzew, dużo lian...znajomego już mchu. A także sporo kolorowych, dużych kwiatów.

: 11 paź 2016, 22:41
autor: Złoty Bażant
Wodny przechadzał się po terenach Wspólnych szczerze mówiąc bez rzadnego konkretnego celu, po prostu łaził to tam to tu nad Zimnym Jeziorem i tak dotarł na wyglądającą obiecująco łąkę. Za barierą widział wiele takich terenów i pomimo że tu życie było łatwiejsze to tęsknił odrobinę za tamtymi ziemiami ( stąd jego nieoczekiwane zniknięcie, po prostu od czasu do czasu lubił odwiedzić rodzinne strony).
Smok znalazł sobie jakiś głaz usytuowany tak żeby słońce świeciło na niego pod odpowiednim kątem, albo prościej miało świecić na jeden z jego boków zależnie od tego jak się obróci, położył się więc tak wy ogrzewało jego lewy bok i tak pogrążył się w zadumie. Kto to wie o czym myślał...

: 13 paź 2016, 19:43
autor: Samiec
Ląd jak dotąd ani przez chwilę nie nudził samca. Szybko zaczął dostrzegać różnicę pomiędzy wieczną samotnością, a nieustannym wchodzeniem w społeczność. Podobała mu się ta zmiana, choć wciąż nie rezygnował z ucieczki w Wodę, która przyjmowała go zawsze przyjaźnie, jakby już pogodziła się, że nie może utrzymać samca zawsze przy sobie. Wracał do niej przeważnie w środku nocy, kiedy był już wymęczony dniem i interakcją z innymi. Kiedy nie miał już siły by myśleć, choć i tak robił to, żeby ponownie, choć w części doświadczyć tego co miało miejsce zaledwie przed jego powrotem.

~I zaczął się zastanawiać, co czyni smoka jeśli nie jego skrzydła. Czy bez nich, nie jest jedynie jaszczurką?~ takie słowa dotarły nagle do umysłu zielonego samca, jeśli nie decydował się na stałe blokowanie zewnętrznej maddary. Przekaz był poprowadzony głosem niskim i samczym, wyjątkowo ciepłym, choć zdanie zapewne nie należało do najmilszych.
Dopiero po chwili z oddali ukazał się człapiący powoli i koślawo smok, u którego i bez szczególnego obeznania dało się rozpoznać, że nie jest typowym mieszkańcem Lądu. Właśnie tak, nie w jego wyglądzie a samym chodzie, było coś co sprawiało, że morski niezaprzeczalnie kojarzył się ze swoim środowiskiem.
Podszedł do nieznajomego od frontu, przyglądając mu się przymrużonymi złotymi oczkami, z jakimś takim pyskiem, zupełnie bez wyrazu.
Samiec widział tę jaszczurkę na Spotkaniu i dobrze słyszał jaki udział w nim miała, szczególnie na początku. Skoro ją spotkał, ciekaw był, czy reprezentowała sobą coś więcej niż wyprani z własnego zdania tubylcy.

: 15 paź 2016, 18:39
autor: Złoty Bażant
Złotooki jaszczur początkowo nie zwrócił uwagi na to że ktoś się zbliża, dopiero słowa które rozbrzmiały w jego umyśle, sprawiły że się jakby obudził. Spojrzał na człapiącego w jego stronę gada, przestając przypatrywać się spłowiałej, wysychającej trawie. Najpierw jego mina jakby nie ukazywała zainteresowania, ale w końcu postanowił się odgryźć:
– No proszę, proszę, kogo woda wyrzuciła na brzeg, smok-żaba, cóż za podła krzyżówka. Prawie zapomniałem że istniejesz– powiedział zaczynając rozmowę w dość nietypowy sposób, by nie powiedzieć nieprzyjemny. Ślepia Buntownika wbite były w drugiego Wodnego, który ( czego Zbuntowany już nie wiedział ale się domyślał) nie przepadał zbytnio za Równinnymi. Zbuntowany zaś zdawał się być w pewien sposób dumny z tego ze ma równinne pochodzenie, no zresztą kto to wie co wyczyniał przez ostatnich kilka księżyców za barierą...

: 17 paź 2016, 20:26
autor: Samiec
Usiadł sobie i poruszył delikatnie grzebieniami po bokach szyi. Żaba? Stworzenie dorastające w Wodzie, szybkie i zwinne, o maści która sprawiała, że nieuważny obserwator szybko tracił ją z oczu. Wychodząca na Ląd i czerpiąca z niego wszystkie korzyści, pożywienie i ogromny teren w którym mogła się rozwijać. Stworzenie idealne, bowiem dostosowane do Wody i Lądu. Tak jak samiec.
Nieznajomy był zaś jedynie jaszczurką, istotą upośledzoną, która nigdy nie pozna ani Nieba, ani Wody.

Samiec uśmiechnął się do niego, nie tyle pobłażliwie, czy z wyższością, ale jakby rzeczywiście wziął sobie do serca to wyzwisko i niezbyt udolnie starał się to zakamuflować –Zastanawiałem się tylko czym jesteś– powiedział cicho, odrobinę spuszczając wzrok. Choć... chociaż nie, przecież nie o to mu wcale chodziło! –T-to znaczy kim! Właśnie to miałem na myśli, kim. Bo słyszałem o różnych rangach no i...– głos złamał mu się parę razy. Nie spodziewał się, że nagle tak straci panowanie nad sobą, zupełnie nie wiedział o co mu chodziło. Może się bał, przez to, że nieznajomy był równinnym? Byli groźni i nieprzewidywalni, a co gorsza, jak wskazywało to tutaj indywiduum, nieuprzejmi. Siły między nimi wydawały się wyrównane, gdyby miało dojść do potyczki, ale tego zdecydowanie zamierzał uniknąć.

: 17 paź 2016, 21:41
autor: Złoty Bażant
// Niewidoczny ma ciekawy charakter :D te przemyślenia

Buntownik uniósł delikatnie łuk brwiowy, spoglądając podejrzliwie na tamtego, ale w końcu odetchnął cicho, doprowadzając się do porządku, wszak nie zależało mu chyba na żadnym konflikcie z Wodnymi.
– To w końcu wolisz wiedzieć czym czy kim jestem ? Co do tego drugiego to jestem adeptem, póki co, wciąż jeszcze nie opanowałem magii ataku i obrony, ale kiedy tylko uda mi się opanować te umiejętności, mam zamiar zostac piastunem. Tak, nie szkolę się na łowcę choć mógłbym z moim bystrym wzrokiem, ale nie mam zamiaru mordować niewinnych, leśnych istot skoro mam w koło owoce, których jest tu pod dostatkiem, choć ostatnio jakby mniej...Czarodziejem nie będę bo nie mam ku temu predyspozycji, wojowanie za to stado też mi nie odpowada, no a leczenie innych smoków...cóż ich los może nie to że mnie nie obchodzi, ale nie miałbym szczególnej ochoty wypełzać z jaskini co rusz kiedy tylko ktoś by się pochorował czy wpadł na drapieżnika. Poza tym jest tyle młodych umysłów, które można by wyprowadzić z tego bzdurnego systemu jaki przyjęto tu księzyce temu. A na pytanie czym jestem, cóż mogę odpowiedzieć tylko tyle że potomkiem smoczycy północy ze smokiem Równinnym, tak więc nie jestem ani jednym ani drugim -powiedział, a mimika jego pyska wyrażała pewnośc siebie za którą może ukrywał niepokój, może nie, tak czy siak wyglądał że nie obawia się niczego ze strony morskiego smoka. Ułożył się za to wygodniej na trawie, owijając się ogonem jak wielki kot.

: 18 paź 2016, 9:01
autor: Samiec
Samiec uniósł powoli łeb. Miał wrażenie, że gdyby znalazł w sobie na to ochotę, mógłby policzyć wszystkie zęby nieznajomego, a także dokładnie im się przyjrzeć. Kłapał doprawdy jak najęty i choć nawet samcowi zdarzało się wyrzucić z siebie jakiś potężny monolog, to nigdy nie uczynił tego na głos. Może bał się, że doprowadzi do wysuszenia jamy ustnej, choć na szczęście bezskrzydły to obalił, a pewnie nawet był gotów na wygłoszenie kolejnej takiej mowy.

Bzdurny system?– podjął zaraz po jaszczurce, jakby od razu uznał, że jest to właśnie temat, którego szukał. Przy okazji dowiedział się też o innych rangach, ale na to nieszczególnie zwrócił uwagę, w końcu były to tylko kolejne tubylcze nazwy. Pisklęta były jednak czymś zupełnie innym. Były gliną, którą on formował. Kim był żeby to robić, czym zyskał sobie takie zaufanie? Poza tym, jakie wartości przekazywał i ile tak naprawdę było piskląt, którymi się opiekował?
Co to za system i w jaki sposób je z niego wyprowadzasz?– jego ton nadal był odrobinę bojaźliwy i podobnie jak przygarbiona postawa i główny grzebień, leżący płasko na szyi, świadczył że samiec czuje się mało komfortowo przy bezskrzydłym nieznajomym. W dodatku był tak spięty, że każdy jego nagły ruch, mógł prawdopodobnie spłoszyć samca.
Jedynie grzebienie po bokach jego szyi wydawały się nieco uspokajać jego spięty wygląd. Unosiły się i opadały, jakby pod wpływem delikatnych fal. Dziwnie teraz nie pasowały.

: 20 lis 2016, 18:15
autor: Zmora Opętanych
___Zadanie zlecone przez jej Czerwień Kaliny było specyficzne. Ale czy to właśnie nie był jego urok? Przede wszystkim stanowiło swego rodzaju wyzwanie.
___To ty powinnaś stawiać im wymagania. Nie na odwrót..
___Zamknij się już, Matko.
___Gdy tylko zaszło słońce, a niebo zaczęło robić się coraz ciemniejsze, Opętana wyślizgnęła się ze swojej jaskini. W jej pysk od razu uderzył podmuch przyjemnego, chłodnego powietrza, owiewającego jej zimne łuski. Wzięła krótki rozbieg i wzbiła się w powietrze, lecąc w stronę terenów wspólnych. Mogłaby spotkać się z samcem na granicy stad, ale to było zbyt ryzykowne. Poza tym kilku Wodnych ostatnio zbliżyło się do granicy z Cieniem – bardziej niż powinni. Lepiej nie dawać im kolejnej okazji.
___Wybrała na miejsce spotkania Księżycową Łąkę. Była położona z dala od ślepi ciekawskich smoków. A i nikogo nie było w okolicy, więc nikt im nie przeszkodzi.
___~ Wzywam ciebie na Księżycową Łąkę, czarodzieju. Chcę z tobą porozmawiać ~ wysłała mentalny przekaz smokowi, czekając na jego przybycie. O ile raczy się zjawić. Jej liliowe, świecące w mroku ślepia uważnie badały otoczenie.

: 20 lis 2016, 18:54
autor: Cichy Potok
Odpowiedź długo nie nadchodziła, a i smoka nie było widać. Cóż, może i Cichy faktycznie się starzał? Być może. Opętana jeszcze długo musiała czekać, aż jakiś spokojny, cichy głos odezwał się w jej umyśle. Czarodziej raczył odpowiedzieć na jej wezwanie, ale nie tak, jak tego chciała. Zdecydowanie zapewne spodziewała, że Cichy po prostu stawi się na jej żądanie. Tak się jednak nie stało. A przekaz jasno zawierał w sobie zarówno rozbawienie, ale i groźbę. ~ Wzywać możesz swego rówieśnika, mnie co najwyżej możesz prosić, bym się tam pojawił... – brzmiała odpowiedź. Gdzieś nieopodal na jednym z samotnych drzew przysiadł czarny kruk. Zdawał się obserwować z zainteresowaniem nieznajomą, młodą smoczycę. Ale zaraz potem zakrakał wesoło i odleciał.

: 20 lis 2016, 19:06
autor: Zmora Opętanych
___Odpowiedź długo nie nadchodziła, tak samo jak żadna smocza sylwetka nie pojawiła się na ciemnym horyzoncie. Samica usłyszała jednak głos w swojej głowie. I bynajmniej nie należał do Matki, lecz do czarodzieja, jak szybko się domyśliła. Przez chwilę z zaintrygowaniem patrzyła na czarnopiórego kruka. Poczuła potężną tęsknotę za domem, ale szybko otrząsnęła się z chwilowego transu. Ptak i tak już odleciał.
___~ Mittys... Pokornie proszę, być się pojawił... ~ wysłała odpowiedź, zaś przekaz był zabarwiony czystą, nieskazitelną wręcz beznamiętnością. Groźba w przekazie czarodzieja nie zrobiła na Keezheekoni wrażenia, a jedynie utwierdzała Opętaną w jej dotychczasowych spostrzeżeniach. Wolne stada są przepełnione prymitywnością, a głupi starcy oczekują jedynie szacunku od innych smoków. A właściwie nie tylko starcy.
___Matka była taka sama. Gorsza.
___Oczywiście, jej jakże pokorna prośba była czysto fałszywa. Ale czego się nie zrobi, by osiągnąć cel... Aer Malekithea kocha swoje fałszywe maski. Dzięki temu nikt tak naprawdę nie wie, kim jest ona w rzeczywistości.

: 20 lis 2016, 19:20
autor: Cichy Potok
I ponownie zawitała cisza w umyśle Opętanej, ale znów ani odpowiedzi, ani smoka. I znów przyszło jej długo czekać i gdy koniec końców mogła już stwierdzać, że czas się zbierać, na horyzoncie mogła dostrzec złotą sylwetkę. Dość duży, acz powoli starzejący się smok zbliżał się niespiesznie do Księżycowej łąki. W końcu można było dokładnie się przyjrzeć sylwetce Czarodzieja, który zdecydowanie do siłaczów nie należał. Ale w jego postawie było widać pewien majestat, a w zimnych, błękitnych ślepiach dostrzec było mądrość przeżytych księżyców. Smok wylądował, składając skrzydła, niedaleko dwójki smoków zaszeleściły krzaki, a z nich wychynęła piękna klacz. Była czarna, niczym smoła, a jej czerwone ślepia dziko spozierały na świat. Na jej czole lśnił obsydianowy róg. Kelpie. Stanęła jakby gdyby nic przy smoku. Zaraz potem z nieba spadł kolejny cień. Ciemna masa okazała się być pikującym krukiem, który z rozbawionym skrzekiem wylądował na jednym z rogów miedzianołuskiego. Cichy zaś przyjrzał się uważniej młódce, po czym przechylił delikatnie łeb na jedną stronę. – Witaj, jak cię zwą, młoda Cienista? – zagadnął ze spokojem, dość cichym, acz dobrze słyszalnym głosem. W końcu nie znał wszystkich, a zdecydowanie nie znał nowego pokolenia Cienia. Może to i lepiej? Stado to wcale nie kojarzyło mu się dobrze. Nie przedstawił się sam, bo skoro już go tu wezwano, to zakładał, że wzywająca wie, kogo prosi o spotkanie.

: 20 lis 2016, 19:37
autor: Zmora Opętanych
___Ach! Pojawił się. Z dużym opóźnieniem, ale jednak. Opętaną odrobinę bawił fakt, że tak naprawdę obraziła starego samca w swoim drugim przekazie. Ale cóż, on nie mógł o tym wiedzieć. Jej to było nawet na łapę. Gdy obok miedzianołuskiego pojawiła się kelpie, Opętana nie obdarzyła jej specjalną uwagą. Za to kruk mógł cieszyć się – albo i nie – jej zainteresowaniem.
___– Witaj. Zwą mnie Keezheekoni – i to w dużym skrócie. Ale nie było przecież sensu przedstawiać się pełnym mianem. W wolnych stadach ta zasada na szczęście nie obowiązywała. Jak dotąd jeden z naprawdę niewielu plusów życia na tych ziemiach...
___– Przejdę od razu do rzeczy, czarodzieju – rozpoczęła, zaś jej słowom towarzyszyło bardzo ciche syczenie. Cecha, która towarzyszyła jej od urodzenia.
___– Chcę zaproponować ci układ. Przysługa za przysługę. Jeśli jesteś w ogóle zainteresowany dalszym ciągiem moich słów – prawy kącik jej pyska uniósł się w nieodgadnionym, tajemniczym uśmiechu. Nie zamierzała strzępić swojego rozwidlonego języka, skoro samiec nie wykaże zainteresowania. Chociaż sam fakt, że łaskawie tutaj przybył powinien być wystarczający... Ale jej pytanie zawsze można podpiąć pod klasyczną kurtuazję.

: 21 lis 2016, 13:21
autor: Cichy Potok
Cichy uniósł łuk brwiowy ku górze w geście zdziwienia. – Keezheekoni to pisklęce miano. Wiem, że u was w Cieniu pozostaje ono na zawsze, jednak pragnąłbym poznać także miano Wolnych Stad jakie dzierżysz – oznajmił spokojnie. W końcu chciał wiedzieć z kim ma do czynienia. Adeptką? Wojowniczką? A może nawet samą Przywódczynią? W końcu teraz tyle się działo. Po jego powrocie okazało się, że dwa stada mają nowych Przewodników. Interesujące. Zainteresował się jej propozycją, jednak zdecydowanie trzymał dystans od tej umowy. Nigdy nie ufaj Cieniowi. Tego się nauczył. Raz z nimi zawarł umowę, okazała się nic nie warta. Czemu miałby więc ponownie pakować się w układy z niesłownymi smokami? Nie przekreślał jednak tej samicy od razu. – Mów więc – rzekł w końcu po dłuższej chwili milczenia, stwierdzając, że i tak nic nie straci, gdy wysłucha czego chce od niego, starego Czarodzieja ta młódka.

: 22 lis 2016, 16:56
autor: Zmora Opętanych
___Powoli wypuściła powietrze z płuc. Nie była to oznaka zirytowania, ot, właściwie zwyczajny gest bez głębszego przekazu. Czarny, rozwidlony język wysuwał się co kilka uderzeń serca z jej pyska i z cichym sykiem smagał niewidzialne powietrze.
___– Dla Wolnych Stad jestem Zmorą Opętanych – stwierdziła bez wahania. I w żadnym wypadku nie było to kłamstwo. "Keezheekoni" właśnie to oznaczało w przełożeniu na wspólną mowę, jakiej używały tutejsze smoki. A fakt, iż według tutejszych praw jest tylko adeptką... Niespecjalnie ją interesował.
___– Chciałabym dostać od ciebie twoją krew. Nie w dużej ilości – powiedziała bez bawienia się w słowne gierki. Tak, to z pewnością nie była prośba jaką Cichy słyszy często. Może to był pierwszy raz, gdy ktoś zwrócił się do niego z taką nietypową sprawą.
___– W zamian spełnię jedno życzenie dowolnego rodzaju. Twoje, twojego potomka, lub kogokolwiek innego komu oddasz ową przysługę – bo przecież nie ma nic za darmo. Poza tym już na początku rozmowy wspomniała o układzie. Coś za coś. W tym wypadku Opętana chciała zdobyć jedynie trochę krwi Cichego, tyle by napełnić niewielki, stworzony z maddary flakonik. W zamian mógł poprosić o coś podobnej wagi. Brzmiało uczciwie.

: 22 lis 2016, 23:13
autor: Cichy Potok
Cichy pokiwał powoli głową. Nie miał jak sprawdzić, czy smoczyca kłamie, czy mówi prawdę. Gorzej jak wyjdzie to, gdy zapyta któregokolwiek z cienistych o Zmorę Opętanych, o której zapewne nie słyszeli. Ale teraz nie miał o tym pojęcia i musiał po prostu zaufać temu, że smoczyca mówi prawdę. Słysząc jej propozycję zaśmiał się cicho, rozbawiony jej prośbą. – Moją krew? A po co komuś posoka takiego starego smoka? – zapytał, z rozbawieniem w błękitnych ślepiach. Tak, ta młoda samica była doprawdy interesująca. Jednak to, co oferowała w zamian było dość kuszącą propozycją. Widział w tym wiele korzyści dla siebie. Przechylił delikatnie łeb na bok, przyglądając się wciąż z tym samym, lekko rozbawionym wyrazem pyska Cienistej. – Wiesz, twoja propozycja jest dobra, ale... – zaczął, na chwilę przerywając, by podkreślić swoje kolejne słowa: – Ale już raz zostałem oszukany przez Cienistych. Jaką mam więc pewność, że gdy już dostaniesz to, czego chcesz, nie wycofasz się ze swoich słów i nie spełnisz prośby mojej, albo kogoś, komu przekażę twój dług za to, co ci ofiaruję? – zapytał, naprawdę ciekaw tego, co odpowie mu wywernowa.

: 23 lis 2016, 9:24
autor: Zmora Opętanych
___Mógł się pytać, mógł nie uzyskać odpowiedzi, jakiej by oczekiwał. Zmora Opętanych istniała – po prostu Wolne Stada nie miały o tym pojęcia. Więc to, co w jego mniemaniu było kłamstwem – oczywiście gdyby wiedział, że nim jest – tak naprawdę nim nie było. Ot, zagwozdka. Co zrobić z czymś takim?
___– Nawet wiem przez kogo – stwierdziła Opętana z nieodgadnionym, subtelnym uśmiechem. Och, Aluzja opowiedziała swej córce praktycznie wszystko co było istotne. A fakt, iż wiele księżyców temu zawarła z Cichym układ, którego w ogóle nie poszanowała, faktem był dość istotnym.
___– Masz wyłącznie moje słowo, czarodzieju – przyznała bez wahania, nie zamierzając w tym wypadku kłamać – Możesz zaufać tylko temu, co właśnie mówię, to twoja jedyna gwarancja. Przysięgi, obietnice – dla mnie mają wielką wartość, co może wydawać ci się niezwykłe wśród tylu zakłamanych jednostek... – przerwała na chwilę, jej długi ogon włóczył się wolno po ziemi jak leniwy wąż.
___– Mogę ci przysiąc, że dotrzymam obietnicy – zakończyła. Na jego pierwsze pytanie nie odpowiedziała, miała bowiem wrażenie że zostało wyparte przez kilka kolejnych, wydających się być bardziej istotnymi. W końcu to tylko odrobina krwi. A Cichego zapewne bardziej interesowało to, co on otrzyma w zamian.

: 23 lis 2016, 12:10
autor: Cichy Potok
Zmrużył ślepia, podejrzliwie. – Czyżby? – rzucił zdawkowo, bo nie sądził aby tak młoda istota wiedziała o układzie jego i Aluzji, z którą swego czasu naprawdę darzył swego rodzaju sympatią, wszystko jednak się zmieniło po pewnym incydencie. I jeśli się nie mylił, to o owym układzie wiedział tylko on i ona...a więc. – Powiedz mi, czy twą matką nie była czasem Ankaa? – zagadnął po chwili zastanowienia. Wnioski bowiem wyciągały się z tej sytuacji same. Nie był też pewien, czy jakby powiedział Aluzja, to młoda by go zrozumiała. Zdecydowanie wolał się posłużyć Cienistym mianem zmarłej smoczycy. Słowa odnośnie gwarancji zdecydowanie go nie zadowoliły. Pokręcił więc łbem przecząco. – Wybacz, ale samym słowom nie mogę zaufać. Nie po tym, jak raz zostałem oszukany. Słowa nic już dla mnie nie znaczą. – odparł w końcu. Wątpił też w to, że samica go zaatakuje, była zbyt młoda, o jakieś trzydzieści księżyców, by w ogóle się z nim równać i raczej nie była tak głupia, by rzucać się na w pełni wyszkolonego Czarodzieja, któremu towarzyszyła dwójka kompanów. Choć kto wie? W końcu nie raz spotykał szaleńców z tego stada.