Strona 18 z 52
: 05 mar 2016, 20:38
autor: Mistrz Gry.
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Strzeżcie się wszystkie żywe istoty przebywające w tym miejscu. Od terenów Życia nadchodziła bowiem ONA. Szaro-zielona, straszliwa, żarłoczna mgła. Jej macki wiły się, wyciągając się w kierunku wszystkiego, co żywe i co nieopatrznie znalazło się na drodze kłębiącej się, nienasyconej masy. Krok po kroku pochłaniała coraz większą część Szmaragdowego Ustronia, obejmując je w swoje władanie.
: 05 mar 2016, 20:52
autor: Nocna Łuska
– Można do tego podejść jak do zadania.
Nie potrafiła tego lepiej ująć. Przez całe życie wykonywała zadania. Jedne bardziej przyjemne, drugie mniej. Nie oznacza, to, że walczyła z kimkolwiek. Nawet nie wiedziała nic o drapieżnikach, bo który ośmieliłby się zaatakować innego drapieżnika? Jeżeli pilnowała swoich spraw.
Odwróciła łeb w stronę czegoś, czego najmniej się tutaj spodziewała. Onyksowa samica przyglądała się najpierw dziwnej, zielonkawej mgle, która wyszła spomiędzy drzew i pełzła w ich kierunku jak mątwa po dnie morza.
– Musimy stąd uciekać.
Rzekła do Wrzosu i odwróciła się do niej. Nie było czasu do stracenia. Nie umiała biec jak pisklę, ale mogła wznieść się w powietrze. Ale nie zostawi pisklaka.
– Biegnij. Szybko! – pierwszy raz podniosła ton. Popchnęła Wrzos nosem w tył popędzając ją.
: 11 maja 2016, 21:13
autor: Administrator
Heulyn nie mogła uwierzyć, że wszystko pozostało niezmienione...
A jednocześnie miała wrażenie, że zmieniło się wszystko. Idąc znajomymi traktami wydeptanymi przez pokolenia smoczych łap, chłonęła lazurowymi ślepiami soczystą zieleń drzew i krzewów, a także porostów zwieszających się z konarów, niczym splątana broda smoczego mędrca. Żółć, czerwień i błękit kwiatów oszałamiały, a zapachy atakowały ją ze wszystkich stron. Gdzieś bzyczały ule pszczół i dzikich os, ptaki śpiewały pod niebiosa. Powietrze było gorące, wonne, przyjemne, tak różne od chłodu i wilgoci, chociaż tutaj w cieniu pochylających się łbów drzew nadal była wyczuwalna.
Tylko ta mgła dziwna, nieprzezroczysta, gęsta niczym miód. Gdy wracała, widziała, jak rozciąga się od północy, po wschód i południe, zdawała się nie mieć kąca, napływała znad terenów Życia.
Dziwna mgła, a co dziwniejsze, zdawało się, iż w jej pobliżu nie można było dostrzec żadnej namiastki życia. Żadna zwierzyna, ptactwo i owady tam nie występowały. Wiedziała, bo sprawdzała. Dlatego tu przybyła nad skraj ów dziwnego zjawiska, jednak przezornie trzymając się na odległość jakichś sześciu skoków. Stanęła na samotnym pagórku wyrastającym z leśnego poszycia, pokrytego gęstą, miękką trawą i drobnym kwieciem.
Powoli opuściła się niżej, kładąc się na tym naturalnym wonnym futrze. Ogon wił się tuż przy zadnich łapach. Ślepia wlepiała w tą mgłę majączącą w oddali pomiędzy pniami. Od czasu do czasu poruszyła nozdrzami. Powoli złożyła łeb na przednich łapach, nie spuszczając oka z tego zjawiska. Nasłuchiwała ciszy, która tutaj rozbrzmiewała, zaś za nią gdzieś toczyło się życie.
Cóż to, na Upadłego jest? Pomyślała, marszcząc lekko nos.
: 12 maja 2016, 11:35
autor: Chłodny Obrońca
Szybciej się męczył niż zazwyczaj co napawało go obrzydzeniem do samego siebie. Siedząc za długo w jednym miejscu czuł jak drętwieją mu członki i wtedy od razu się podnosił. Nie chciał by znów to uczucie owładnęło jego ciałem. Jak wtedy gdy leżał we własnej posoce w jaskini Aterala. Nie mógł się ruszać, mięśnie były sztywne jak wtedy gdy łapy drętwieją, tylko że odrętwienie dotykało całego jego ciała. Starał się wyrzucić wspomnienia z tym związane z umysłu dlatego teraz leciał. Przecinał pogodne niebo pozwalając by wiatr bawił się jego futrem i długimi, sumiastymi wąsami które prawie stracił. Chciał raz jeszcze zobaczyć na własne oczy zdradziecką mgłę która również zostawiła po sobie pamiątkę na jego ciele. Zmrużył oczy obserwując tumany śmierci. Leciał na bezpiecznej wysokości, drugi raz raczej nie chciał dać się złapać mglistym mackom. Miał pewną teorię ale trzymał ją na razie głęboko ukrytą. Czuł jak truła go od środka ale na razie nie chciał jej ujawniać, było za mało dowodów. I wtedy też z mrocznych myśli wyrwał go pewien kształt. Kształt który leżał sobie na pagórku, mienił się złotem i czerwienią. Chłód zmrużył oczy by lepiej przyjrzeć się sylwetce. Cóż za głupi smok który samotnie wybrał się na spotkanie z mgłą. Przecież wszyscy mieli zakaz zbliżania się do niej, a przynajmniej smoki Życia. Samiec zacisnął zęby i warknął głucho jednocześnie obniżając lot. Wylądował po zielonej, żywej stronie Ustroni, za samicą jeśli nos go nie myli. Skądś znał ten zapach ale był zbyt zdenerwowany obecnością smoka by wygrzebać z pamięci do kogo należał. Głuche uderzenie o ziemię i Chłód zaczął zbliżać się do samicy Cienia. To też mógł wyczuć. Lot go zmęczył ale poirytowanie dodało mu nieco energii. Stanął na wyprostowanych łapach patrząc na wijący się za samicą ogon i na jej czerwoną grzywę.
-Zechcesz mi powiedzieć co robisz tak niebezpiecznie blisko Mgły? Szaleństwo cię przysłał?– zapytał chłodnym tonem czekając aż przybyszka odwróci łeb. Uniósł wysoko głowę ukoronowaną rozłożystym, ciemnogranatowym porożem niczym władca żądający odpowiedzi. Teraz lepiej też było widać głęboką bliznę, czy raczej trzy blizny przecinające pysk Chłodu. Wyglądało to tak jakby ktoś samcowi chciał wydłuż uśmiech. Szramy szły w dół od paszczy, szczęka była też nieco przekrzywiona ale to zauważyłoby tylko wprawne oko uzdrowicielki bądź wgapiający się długo w niego smok. Poza tym na prawej łapie Chłód nie posiadał już prawie futra. Jedna podłużna szrama zasklepiona tkaną bliznowatą zdobiła front łapy, pamiątka po otwartym złamaniu. Inne blizny wyglądały tak jakby coś żrącego oplotło się kilkukrotnie wokół łapy i długo trzymało. Futro przywódcy też nie wyglądało tak ładnie jak kiedyś. Nie było błękitno białe lecz brudno błękitne jeśli tak można było nazwać ten kolor. Białe lotki również przykryło nieco szarości ale to było spowodowane brakami w toalecie samca. Wwiercał się swoimi szmaragdowymi ślepiami w grzywę samicy. Coś krzyczało mu we łbie, że zna ten zapach… ten wygląd, ale był na to głuchy. Czekał aż smok się odwróci.
: 12 maja 2016, 11:54
autor: Administrator
Lazurowe ślepia otoczone ciemnoczerwoną twardówką wwiercały się w nieprzejrzyste sploty szaro perłowej mgły, która zdawała się wić wokół konarów odległych drzew. Chociaż znajdowała się stosunkowo daleko od czoła zjawiska, miała wrażenie, jakby ta masa epatowała chłodem, który sunął ku niej, wnikał pod skórę w głąb mięśni i kości. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że to jedynie jej wyobraźnia podsuwała podobne obrazy i odczucia.
Zmrużyła złociste powieki, unosząc nieznacznie łeb nad przednimi łapami. Musnęła karminowym szponem mieniący się łuskowaty polik, w którym tkwił kryształowy proszek wtopiony w łuski dawno temu.
Nie wiedziała, co myśleć o tym zjawisku. Sombre nie powiedziała jej nic poza tym, że ta mgła jest oraz wykazuje pewne niebezpieczeństwo. Ale co miała na myśli?
Heulyn nie wiedziała, ponieważ Łowczyni nie sprecyzowała tego, co miała na myśli.
Nie mogła jednak wątpić w to, że miała słuszność, bo to, że ta mgła nie jest zwyczajna rozumiało się samo przez się. Widziała wyraźnie, że ta perłowa masa nie jest zwyczajna, że to nie jest skondensowana, parująca z podłoża woda.
Prychnęła, wydymając lekko nozdrza, gdy tymczasem posłyszała szelest listowia, w który wkomponował się szum poruszających się skrzydeł. Czyjeś łapy wylądowały dosyć ciężko na ziemi.
Smoczyca zaciekawiona, ale i zaskoczona, uniosła się nieco na przednich łapach, kiedy tuż za nią rozbrzmiał dziwnie znajomy głos, ale jakby... chłodny. Cóż za ironia, czyż nie?
Wyginając karminowo złota szyję w łuk nad prawym barkiem, rzuciła uważne, roziskrzone spojrzenie samcowi, który się za nią znajdował.
Nie wiele czasu jej zajęło, aby uważnie otaksować osobnika. Ocenić zabrudzone, ściemniałe i zmatowiałe futro, zabliźnioną łapę, pręgi na psyku i ciele, jakby przypieczone.
Pociągnęła nosem, a złociste wargi mimowolnie rozciągnęły się w nieco ironicznym uśmiechu.
– Powiedzmy, że obserwuję poczynania nieznanego wroga z czystej ciekawości kierowanej niewiedzą – odrzekła z niejakim rozbawieniem, podnosząc się do siadu.
Ruchy smoczycy były płynne, pełne gracji, chociaż pewna sztywność w szyi pokazywała wyraźnie, że smoczycy ciężko poruszać łbem.
– Wiele księżyców minęło od naszego ostatniego spotkania, Chłodny Obrońco. Widzę, że ten czas nie okazał się dla ciebie łaskawy. Czyżbyś wpadł pod pazury niedźwiedzia? – zagadnęła uprzejmie, przymrużając z rozbawieniem powieki.
Długi ogon wił się za nią, kręcąc się to w prawo to w lewo. W lazurowych slepiach jednak samiec mógł dostrzec ciekawość, ale także coś na kształt troski, kiedy lustrowała jego obrażenia, zatrzymując dłużej spojrzenie na jego poranionym pysku.
: 12 maja 2016, 12:49
autor: Chłodny Obrońca
Odezwał się, ona od razu odwróciła głowę, wiatr owiał te czerwone kosmyki które kiedyś podziwiał, z kolei słońce padło na mieniące się kryształki wtopione w łuski. Chłód stał jak przysłowiowy słup soli, oczywiście nadal z uniesioną głową i władczą aparycją ale… coś jakby w nim pękło. Ileż to już nie słyszał tego igrającego z ogniem tonu głosu, czy… goździki. Czuł je teraz nieco wyraźniej. Jak mógł zapomnieć. Patrzył chwilę i słuchał choć bardziej barwy jej głosu niż słów. Zupełnie jakby przeniósł się w przeszłość. Postąpił kilka kroków do przodu marszcząc nieco krzaczaste brwi. Co jeśli to tylko sen i Heulyn tak naprawdę tu nie ma? W końcu doznał dość obszernego urazu na całym ciele. Stanął na wyciągnięcie łapy i… wyciągnął swoją poharataną bliznami łapę. Jeśli Heulyn by się nie cofnęła dotknąłby jej smukłej szyi po czym zabrałby łapę. Jeśli by się cofnęła i tak padłyby następujące słowa.
-To naprawdę ty?– niezbyt wiele udało mu się wydusić, ale odkąd powstał z martwych nie zaznał zbyt wiele … miłych chwil. Usiadł w końcu przed samicą i nadal marszcząc brwi spojrzał ponad jej barkiem na Mgłę.
-Nie podchodź do tej mgły. Żywi się smoczą krwią.– wpatrywanie się w lotną śmierć jakby go ocknęło. Uwolnił się na moment od uroku jaki rzucała uzdrowicielka z Cienia. Było widać za to jak zaciska szczękę patrząc się na obce zjawisko. Gdyby tylko się dowiedział, że Mgła odejdzie jeśli pożre jego ciało, nie wahałby się nawet chwili. Niestety to były tylko pisklęce marzenia, nie było na nie ani czasu ani miejsca. Wąsy, futro i kozia broda były chyba jedynymi elementami na Chłodnym które się poruszały przez moment. Zastygł taksując krajobraz za samicą wzrokiem, jakby się zahipnotyzował. Wtedy szelest jej ogona o trawę go ocknął, zamrugał szybciej i opuścił powieki do połowy znów zerkając na złoto-czerwoną uzdrowicielkę. Uśmiech jaki pojawił się spod wąsów nie był ciepły, był po prostu oszczędny.
-Dynamika Życia nie żyje, teraz ja przejąłem połowicznie jej miano.– rzucił krótko. Nie wykazywał smutku, dni żalu, rozpaczy i bólu już minęły. Za długo go trawiły, teraz musiał dbać o stado i… zemścić się.
-A to…– zaśmiał się nagle gorzko dotykając swoich szram na pysku.
-Mój wojownik postradał zmysły ale już mi lepiej. Zwiastun Światła, jego partnerka i pisklęta zostały zabrane przez mgłę.– pokręcił łbem na samo wspomnienie.
-A gdzie ty się podziewałaś?– zapytał nagle patrząc na Heulyn spod krzaczastych brwi. Myślał… wtedy kiedy spotkali się dwa razy, że coś, coś magicznego może się stać. Był jednak młodzikiem który nie wiedział jeszcze co miał między tylnymi łapami. Życie całkiem nieźle go przeszkoliło.
: 12 maja 2016, 13:14
autor: Administrator
Dostrzegła wyraźnie, jak samiec znieruchomiał, gdy wlepił ślepia w jej pysk. Widziała, jak ciemne źrenice rozszerzają się, gdy ją rozpoznał.
Sama również na jeden moment nie poruszyła się, obserwując go uważnie. Jedynie delikatny, ciepły wiatr mierzwił ich grzywy, korony drzew szumiały rozbrzmiewając pradawną mową, którą smoki nie potrafiły już rozwikłać.
Gdzieś zastukał dzięcioł, a gdzie indziej rozbrzmiał wysoki trel puszczyka.
A potem samiec poruszył się, zmierzając ku niej.
Raptownie uniosła wyżej łeb, krzywiąc się, gdy ból w nabrzękniętej szyi w miejscu starych ran zapulsował gwałtownie. Miała wrażenie, jakby ponownie szpony Kaszmirowego Dotyku rozdzierały jej gardziel.
Obwiodła rozwidlonym jęzorem pysk, przymrużając powieki, niepewna co zamierza samiec.
Pozwoliła jednak jego palcom dotknąć swej szyi, chociaż każdy dotyk sprawiał jej ból. Potrząsnęła leciutko pyskiem, wypuszczając gwałtownie powietrze, a potem, jakby przypominając sobie kim jest, uśmiechnęła się szeroko.
– Kiedy ostatnio sprawdzałam, nikt inny nie zawładnął mym ciałem – rzuciła z sarkazmem.
Patrząc na niego odnosiła wrażenie, że zmienił się. Nie przypominał tego otwartego, młodego samca, którego poznała wieki temu, zdawać by się mogło.
Jednak nie wszystko pozostało niezmienione. Tak naprawdę wszystko się zmieniło – pomyślała, wyrzucając sobie głupotę za naiwność.
Kiedy samiec powiedział, że ten dziwny twór żywi się smoczą krwią, odruchowo spojrzała w kierunku mgły, węsząc w powietrzu.
Na jej pysku teraz można było dostrzec coś w rodzaju fascynacji, bo czyż to nie było niesamowite?
Mgła żywiąca się krwią?
Można by pomyśleć, że jest mną – zakpiła w myślach, szurnąwszy ogonem tuż nad rozkołysanymi kłosami traw.
Kiedy cisza zaczęła się przeciągać, zwróciła pysk ku samcowi. Nie mogła uciec jej uwadze spostrzeżenie, iż samiec... był co najmniej równie zainteresowany tym dziwnym tworem, co ona. Ale w przeciwieństwie do niej, on zdawał się być zdeterminowany. Była ciekawa, co też kryło się za tą determinacją.
Tak, jak zauważyła wcześniej, mgła nadchodziła głównie ze wschodu, a zatem z terenów jego Stada, więc pewnie o to musiało chodzić. Skoro mgła żywiła się krwią jego smoki musiały uciekać. Stracili zatem dom, pomyślała domyślnie.
Wieści o śmierci Dynamiki przyjęła z zaskoczeniem, otwierając szerzej ślepia. Szybko jednak się zreflektowała.
– Przez tą mgłę? Tak jak twój wojownik stracił rodzinę? – szepnęła, dotykając lekko jego lewego barku.
Jakby chciała dodać mu otuchy, chociaż nie wykazywał śladów rozpaczy. Jakby to nie było świeże wspomnienie. Ale w sumie nie wiedziała też, kiedy pojawiła się ta mgła.
Słysząc pytanie, odsunęła się o krok, wzruszając ramionami skrzydeł.
– Powiedzmy, że poszerzałam pewne horyzonty – mruknęła.
: 12 maja 2016, 14:58
autor: Chłodny Obrońca
Uśmiechnął się pod nosem słysząc jej słowa. Nikt nią nie zawładnął? Od razu jednoznaczne myśli nasunęły mu się do głowy. Ale to już była wina wieku, nie tragedii jakie przeżył. A może nadal by się wstydził? Któż to wie… skupiony na Mgle ucieszył się wewnętrznie, że samica odciągnęła od niej jego uwagę. Ostatnio myślał przecież tylko śmiercionośnym oparze. Był tak ślepy, że nie zauważył kilku ważnych zmian w swoim otoczeniu.
Widząc napięcie mięśni u Huelyn chyba dobrze zrobił, że cofnął łapę. Nie chciał jej męczyć pytaniami więc udał, że nie wraca na to uwagi. Westchnął cieszą się, naprawdę ciesząc się, że w końcu mógł porozmawiać z kimś w swoim wieku. No, nieco starszym, ale nie pisklęciem czy adeptem. Nadal starał się o wszystkich troszczyć, ale pisklęta zaczynały go męczyć. Azyl nauczyła je z jednej podstawowej rzeczy, reszta spadła na jego barki. Rozumiał, że była jedną uzdrowicielką zajmującą się Wolnymi Stadami… ale on miał na głowie rozpadające się stado i Mgłę. Teraz do swoich problemów mógł jeszcze dorzucić Zwiastuna. Milczał jednak z beznamiętnym wyrazem pyska gdy patrzył w innym kierunku niż na samicę.
-Tak, przez Mgłę.– rzucił krótko i przymknął ślepia gdy wiatr uderzył ich z innego kierunku. Trawa zafalowała niczym morze, a podmuch uniósł do góry chyba wszystkie rozsiane po okolicy mlecze. Biały puch zatańczył wokół nich nie przejmując się tym, że igra z dwoma smokami. Uniósł lekko brew słysząc dziwaczną odpowiedź.
-Poszerzałaś… horyzonty?– uśmiech znów wykrzywił jego pysk, choć z jednej jego strony raczej nie było tego widać z wiadomych przyczyn. Otarcie się o niego przyjął raczej obojętnie, choć jego ogon lekko drgnął. Poprawił pierzaste skrzydła i nagle bezceremonialnie, skoro uzdrowicielka Cienia była tak blisko, obwąchał miejsce gdzie kończyła się jej szczęka.
-Nadal nie masz partnera?– zapytał równie nagle co ją obwąchał. Chłodne powietrze z jego pyska musnęło ucho Huelyn, ale zaraz potem samiec odsunął się by ta mogła mu odpowiedzieć. Patrzył na nią wyczekująco z lekko przymkniętymi powiekami. To dziwne, dałby się zabić (cóż za dobór słów swoją drogą), że widział na spotkaniu samiczkę niemalże taką samą jak siedząca przed nim smoczyca. Mogło mu się pomylić ale… zaraz jak jej było… Czujna Łuska naprawdę przypominała mu Czerwień. Z drugiej jednak strony, nie pachniała teraz żadnym samcem. Jedynym zapachem jaki czuł, była nuta goździków. Jakby zatarta przez czas, ale nadal wyczuwalna, przynajmniej dla niego.
-Wydawało mi się, że wśród smoków Cienia widziałem adeptkę. Mógłbym przysiąc, że wyglądała jak ty, ale to przecież niemożliwe. Nie mogłem niestety z nią porozmawiać, bo po spotkaniu od razu się rozeszliśmy.– dodał spokojnie, ciekaw jak to skomentuje Huelyn.
: 12 maja 2016, 15:47
autor: Administrator
Usłyszała ciche westchnięcie wydobywające się z pyska samca. Zaintrygowana spojrzała na niego nieco uważniej, zastanawiając się, co też to mogło oznaczać.
Lustrując go lazurowymi ślepiami odnosiła wrażenie, że dostrzega coś na kształt ulgi w jego własnych ślepiach, jednak nie mogła być pewna, czego ta ulga miała dotyczyć.
Nie chciała też zanadto się nad tym rozwodzić.
Skinęła ledwie dostrzegalnie pyskiem, kiedy potwierdził jej domysły, a w tym czasie wiatr otarł się o nich z siłą szarżującego niedźwiedzia. Przymrużyła powieki, kiedy w powietrzu zawirowały nasiona dmuchawców, wirując w szaleńczym tańcu, kręcąc się wokół własnej osi, jak i wokół nich. Kilka osiadło na jej grzywie, jak i futrze samca. Jeden nawet osiadł na prawym wąsie Chłodnego.
Śmiejąc się pod nosem wyciągnęła łapę, aby strząsnąć puszyste nasionko z ruchliwej wstęgi.
Jednocześnie wyczuła wokół niego kilka zagadkowych woni, jednak nie potrafiła ich zidentyfikować.
– Czy wiadomo, skąd bierze się ta mgła? Jak jej się pozbyć? – spytała, chociaż zapewne, gdyby wiedzieli już dawno by coś z nią zrobiono.
Wzniosła spojrzenie ku jego ślepiom, kiedy z rozbawieniem powtórzył jej słowa. No, przynajmniej czymś na kształt rozbawienia.
Musnęła szponem nieruchomą część pyska samca, tą lekko przekrzywioną.
– Znowu ktoś spaprał swą robotę? – mruknęła z dezaprobatą, jakby chcąc odwrócić uwagę samca od jej osoby.
Milczała chwilę, jednak niezbyt długą.
– Dokładnie. Pod tą barierą czasem smok może czuć się... uwięziony. Można się wręcz udusić, jednak nie był to jedyny powód. Tyle się słyszy o terenach za barierą, Równinnych. Wolni wręcz z lękiem o nich opowiadają, ale czy zagrożenie faktycznie nadal istnieje z ich strony? Jak widać i tak jesteśmy atakowani. Jak nie ataki wyvern, to elfów, a teraz ta mgła... Czy ta bariera nadal jest potrzebna, skoro nie chroni przed niebezpieczeństwem? Zaś my sami strasznie zgnuśnieliśmy i tylko walczymy między sobą, mieszamy swą krew i słabniemy. Trochę to przykre – rozgadała się, krzywiąc jednocześnie pysk.
Warknęła nisko, zaskoczona, kiedy samiec wystrzelił w jej kierunku swój pysk. Zamrugała szybko powiekami, a ogon zafalował tuż za nią, przecinając ze świstem powietrze pierzasto kolczastym zakończeniem.
Rzuciła mu pytające spojrzenie. W miejscu, gdzie jego chłodny oddech owiał jej łuskowatą skórę, poczuła jak pojawiają się delikatne dreszcze.
Otrząsnęła się, dociskając pierzaste skrzydła do boków.
Pytanie samca przyjęła z czymś w rodzaju oburzenia. Uniosła wyżej trójkątny łeb, rzucając mu nieco chłodne spojrzenie, a potem.... roześmiała się perliście.
– Nie, zdaje się, że nie znalazł się nikt godny, aby stanąć u mego boku – odpowiedziała, pocierając jednym ze szponów policzek.
Wieść o samicy podobnej do niej przyjęła z zastanowieniem.
Musiała się chwilę zastanowić, próbując sobie przypomnieć, czy w Cieniu był ktoś, kto mógłby ją przypominać. Nie wiedziała, że jej córka żyje. Opuszczając na te kilka księżyców Wolnych sądziła, że zmarła, tak samo jak Czystka.
Zamruczała pod nosem. Dlaczego wieść o tym, że ktoś pomylił ją z jakąś smoczycą działała na nią tak drażniąco? Może dlatego, że dotąd uważała się za kogoś wyjątkowego?
Pokręciła w końcu łbem.
– Niestety nie wiem o kim mówisz. Gdyby żyła moja córka Faolitiarna to mogłoby chodzić o nią, chociaż ona miała beżowe łuski... Ale zmarła, gdy miała trzy księżyce. Hm, nie powiem. Zaintrygowałeś mnie, będę musiała to sprawdzić – zamruczała, strzepując skrzydłami.
Nagle, jakby coś sobie uświadomiła, rzuciła samcowi badawcze, chytre spojrzenie, uśmiechając się przy tym leciutko.
– Skoro pozwalamy sobie na podobną bezpośredniość, jak u ciebie w sferze uczuciowej? Czy znalazłeś jakąś nadobną samicę, która zawładnęła twym sercem?
: 12 maja 2016, 16:43
autor: Chłodny Obrońca
Czyżby wiatr miał jakieś własne plany posyłając na nich chmarę puszystych nasion? Być może… w każdym razie wśród tańczących dmuchawców Huelyn wyglądała naprawdę, intrygująco. Spod przymrużonych ślepi przyglądał się jej, choć jego pysk nie drgnął. W sumie aż do momentu gdy nie zobaczył unoszącej się w jego kierunku łapy. Wiatr się uspokoił jakby podkreślając to, że Chłód wstrzymał na uderzenie serca powietrze. Uniósł brwi widząc śmiejącą się samicę która odgarnia mu puch z wąsów. Drgnął. Mimowolnie. Zacisnął szpony na zielonej ziemi mając nadzieję iż nie zostało to zauważone. Sądził, że to co było kiedyś… spłonęło, wypalone przez uczucie do Azyl. Czyżby? Odwrócił łeb by zerwać kontakt wzrokowy, a jego nozdrza rozchyliły się nieco szerzej niż powinny. To akurat łatwo dało się zauważyć. A może po prostu sam się zmienił… od czasu wypadku… nie rozmawiał jeszcze z uzdrowicielką Życia. Zamknął oczy słysząc pytanie, cały czas łeb miał skierowany w bok, nieco ku ziemi.
– Nikt nic nie wie.. albo wiedzą ale to ukrywają.– rzucił lodowatym głosem. To na pewno było to drugie. Cichy coś widział ale nie powiedział im wszystkiego. Poza tym wiedział też coś o Ateralu, skąd?! Niech tylko ta heca się skończy… Teraz jednak był na jego łasce. A inni? Czemu Oprawca poszedł do nich, a nie do przywódcy Życia. Na pewno coś wie. Chłód zacisnął błękitne kły by zdusić nagłą falę nienawiści jaka w niego uderzyła.
– Badamy mgłę już tak okropnie długo… nawet rozmawialiśmy z elfami. Czasem mam ochotę po prostu w nią wejść. Kolejna śmierć mi nie straszna.– tym razem uniósł łeb i patrzył wprost w kłęby Mgły. Jeśli ktoś tam się ukrywał niech lepiej będzie gotów. Jeśli tylko smoki znajdą sposób na pozbycie się oparów, nie będzie litości. Chłód prychnął i odwrócił się tyłem do niedostępnej części Ustroni. Tylko czy teraz mógł nacieszyć wzrok ładnym widokiem zbliżającego się lata? Jego wzrok był posępny.
Spojrzał kątem oka na Huelyn która zdecydowała się dotknąć jego blizny. Uśmiechnął się, a przynajmniej próbował.
-Smocze szpony bywają bezlitosne, zwłaszcza takie kierowane szaleństwem.– powiedział spokojnie. Napad nienawiści już mu przeszedł.
-A to droga Huelyn, pamiątka po bardzo dalekiej podróży. Podróży z której zazwyczaj nikt nie wraca.– dodał i znów spojrzał na zieleniące się tereny. No proszę jako to wszystko piękne i radosne. Nieświadome tego, że za rogiem, dosłownie czai się Mgła i ból. Ich grzywy znów poruszyły się na wietrze gdy nastała chwila milczenia. Drzewa niezbyt zdawały się przejmować przyszłością. Ot szumiały uginając się tam gdzie kazał im wiatr.
Kolejne słowa Czerwieni go jednak zaintrygowały. Zaintrygowały na tyle, że znów się ku niej odwrócił. Słuchał i marszczył brwi w zadumie. Co jeśli faktycznie tak mogło być… Ateral się nie odzywał, Prorok też niby nic nie wiedział. Co jeśli bogowie machnęli na nich i na barierę łapą.
-Zgadzam się. Słabniemy.– powtórzył znów jej słowa i westchnął, a jego oddech poruszył nielicznymi dmuchawcami które jeszcze nie zrezygnowały z towarzystwa smoków.
-Myślisz, że powinniśmy się przenieść poza tereny Wolnych Stad? Tam gdzie mieszkają ludzie? Racja, smoki jakoś tam żyją… ale nie wiemy jak, a tu…– urwał. Chciał powiedzieć, że tu jest ich dom, ale czy na pewno. Bogowie dawno nie odpowiadali mu na modlitwy. Pokręcił łbem dając znak Huelyn, że raczej nie dokończy zdania. Cóż tu było powiedzieć. Jego stado najlepiej wiedziało co oznacza niknąć w oczach. Niknąć… we mgle? Wypuścił głośno powietrzne nozdrzami, biała para uniosła się ale natychmiast została zabrana przez wiosenny wiatr.
Reakcja Czerwieni rozbawiła go. To warknięcie… niby oznaka niezadowolenia ale on by inaczej to ujął. Fakt pozostawał faktem, że pewnie się pomylił w sprawie adeptki, a uzdrowicielka faktycznie pozostawała sama. Zastanowił się jednak jak to możliwe… potem przywołał sobie listę smoków Cienia. Faktycznie… nie było tam raczej wielu samców wśród których można by przebierać. Chyba, że ostatnio coś się zmieniło. Ale i sama Czerwień o tym nie wiedziała skoro właśnie wrócił z jakiejś… podróży zapewne.
– Nie ma nikogo godnego Huelyn? Nie dziwi mnie to.– w końcu jego pysk wykrzywił grymas naprawdę szczerego rozbawienia. Pokazał nawet swoje błękitne kły osadzone w granatowych dziąsłach.
– Nie miałem oczywiście nic złego na myśli.– dodał niemal od razu. Jakoś nie chciał znów obrywać po pysku. Widząc dalsze emocje jakie przewijały się przez pysk samicy nie mógł się nie uśmiechać. Naprawdę czasem miał wrażenie jakby to ona była przywódcą Cienia, nie Szaleństwo. Wyobrażał sobie jak siada na brzegu jeziora, zagląda w jego lustro i pyta… która samica jest najpiękniejsza w Wolnych Stadach. Słysząc imię innej, przebiegałby jej właśnie ten dziwny cień, jak wtedy kiedy wspomniał, że w stadzie jest samica podobna do niej. Uśmiechał się jak głupek… ale nie mógł inaczej. Uśmiechał się dopóki Czerwień nie wspomniała o zmarłej córce. Westchnął ciężko i wzruszył barkami.
– Niestety nie wiem kto w Cieniu zdycha kto przeżywa. Ja tylko wiem co widziałem. Samica którą widziałem nie był złota jak ty… ale naprawdę dałbym sobie łapę uciąć że ma z tobą coś wspólnego.– powiedział poważnie. Potem popatrzył na nią unosząc lekko brew i uśmiechając się z przekąsem.
– Moje życie uczuciowe? Jestem ojcem kilku piskląt. Życie nie ma się zbyt dobrze, więc robię co w mojej mocy by je obudzić. A jeśli kojarzysz uzdrowicielkę z mego stada… to będzie wiedziała kto jest wybraną mego serca.– powiedział dość chłodno. Nie chciał by jego ton głosu aż tak się ochłodził ale… nie wiedział swej samicy już ot tak dawna. Chyba, można było popaść w pewną frustrację, prawda? Zwłaszcza po przeżyciu własnej śmierci i tym podobnych perypetii…
-Chyba mam słabość do uzdrowicieli.– rzucił pod nosem, niezbyt głośno. Jego słowa rozwiał wiatr lecz czy Huelyn je dosłyszała?
: 12 maja 2016, 18:14
autor: Administrator
Nie spostrzegła ruchu szponów samca, które dewastowały żyzną ziemię, chociaż poczuła przez jedno uderzenie serca jego drgnięcie.
A potem samiec odwrócił wzrok, patrząc gdzieś za nią w miejsce, gdzie kotłowały się zielonkawe opary przypominające kwas.
Przechyliła nieznacznie łeb na prawo zaintrygowana zachowaniem samca. Wydawał się taki jakiś nieosiągalny, zupełnie różny od tego, kogo znała w przeszłości.
Czy to tragedie strat tak go odmieniły? Zabiły jego pisklęcą otwartość, a na jego miejsce spłodziły chłód i dystans?
Westchnęła nieco niecierpliwie, a końcówka ogona zadrżała, jakby tylko potwierdzała jej emocje.
Przysiadła wygodniej na zadnich łapach, układając ogon tuż przy przednich.
Nie mogła jakoś uwierzyć, aby ktoś celowo taił informacje na temat tej dziwnej mgły i możliwości pozbycia się jej. Może na początku miałoby to sens, jeżeli miałoby na celu zlikwidowanie Życia czy też osłabienia go, ale opary widocznie ogarniały nie tylko ich ziemie, ale wtargały także na ziemie Cienia z tego co widziała, jak i Tereny Wspólne, a zatem zapewne również i Ognia.
– Nie wiem, jaki cel miałby mieć ten ktoś, kto kryje informacje. Może po prostu nikt nic nie wie, a może słuchamy niedostatecznie uważnie? Od jak dawna ta mgła się utrzymuje? Kiedy zdecydowałam się na krótką wędrówkę, jeszcze jej nie było... a przynajmniej nic o niej nie wiedziałam. No i te opary... nie są naturalne, wyglądają jak rozpylony kwas, zielonkawe, a do tego parzą, żywią się smoczą krwią, jak sam zauważyłeś. Ktoś musi stać za tym zjawiskiem, ktoś żywy, a zatem musi być możliwość pokonania tego kogoś, a tym samym zniwelowania mgły – postanowiła odpowiedzieć mu całkiem poważnie.
Wydawała się sfrustrowana, gdy to mówiła, rzucając nagle oparom niechętne spojrzenie. A jednocześnie, jeżeli miałaby rację...
Oznaczałoby to, że ktoś kto za tym stoi jest niezwykle potężny, albo w całkiem imponującej liczbie mnogiej. Hm.
Lodowaty ton samca wskazywał zaś, że ma jakieś podejrzenia, a może złości się na nią za te pytania. Miał prawo nie chcieć o tym rozmawiać, jeżeli stracił w mgle bliskich, jak i stadnych braci czy siostry. Z drugiej zaś strony to, że się o czymś nie mówiło – nie rozwiązywało problemów.
Trąciła samca pyskiem w szyję.
– Hej, nie jojcz tak. Nie poddawaj się. Skoro pytaliście elfy, czy one coś wiedziały? Co mówiły? I jak badaliście tą mgłę? Doprawdy, to frustrujące nie wiedzieć co się działo, aż zaczynam poddawać się wyrzutom sumienia, co już samo w sobie jest dosyć uwłaczające – sarknęła.
A kiedy powiedział o śmierci, prychnęła pacnąwszy go ogonem w łapy. Rzuciła mu zdecydowane spojrzenie akwamarynowych oczu, które nabrały na jedną chwilę równie zimnego blasku.
– Czyżbyś chciał poddać się słabości? Chcesz aby pokonały cię jakieś opary? To raczej żałosne, wątpię abyś został przez to wielbiony i opiewany. A może chcesz zostać męczennikiem? Ale co to da twojemu Stadu? Wstyd, naprawdę – oznajmiła oburzona podobnymi dywagacjami.
Oblicze smoczycy złagodniało odrobinkę, kiedy samiec wyjawił jej sekret swych blizn. Odetchnęła cicho, przesuwając szponem po jednej z potrójnych blizn.
– To ten oszalały wojownik, tak? Znam go? Może chcesz, aby ktoś dał mu małą lekcję i uleczył jego szaleństwo? – mówiąc to błysnęła białymi zebiskami, a lazurowe ślepia rozbłysły ochoczo pewną mroczną tęsknotą.
Dawno nikomu nie dała nauczki, a i brakowało jej smaku smoczej posoki. Ach, ten karmin wypływający z ran, wonny, pyszny, piękny...
Zastanowiła się nad jego dalszymi słowami o podróży, z której przeważnie nikt nie wraca. Nie od razu zrozumiała, co miał na myśli. Lustrują jego ledwie zabliźnione rany próbowała rozwikłać ten dobór słów, aż nagle ją olśniło.
Jednocześnie wąskie źrenice samicy rozszerzyły się szerzej, a ogon znieruchomiał. Wpatrywała się w niego długą chwilę w napięciu, może nawet jakiejś ekscytacji.
Słyszała oczywiście o tym, że czasami ci, co umierali bywali zawracani ze swej ostatniej wędrówki przez Boskie Moce. Wracali kalecy, ale jednak żywi, jednak czy nietknięci na duszy? Czy wracali w pełni? A może jakaś ich część pozostawała po drugiej stronie? A im częściej Bogowie w swej okrutnej łasce ich przywracaią, tym więcej z siebie zostawiali za zasłoną?
I wtedy przyszło olśnienie, a z nim bliżej nieokreślony lęk i złość – bo ktoś ukrócił jego żywot poddając się szaleństwu, okazując swą słabość. Ktoś chciał go unicestwić, zetrzeć w proch.
Nie wiedziała, dlaczego ją to ruszyło, ale myśl, że mógłby umrzeć z woli szaleńca wydawało się takie... niegodne.
Wypuściła powoli powietrze, które wstrzymywała, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy.
– Zatem dobrze, iż Bogowie mają do ciebie słabość. Z kim bym prowadziła dysputy? Bratanie się z wrogiem uważam za bardziej emocjonujące – próbowała zażartować, aby nieco zamaskować własne niezrozumiałe odczucia.
Nie potrafiła od razu odpowiedzieć na raczej retoryczne w wydźwięku pytanie Przywódcy. Mrugnąwszy kilkakrotnie powiekami, poszła za jego przykładem i zaczęła przyglądać się szybującym na ciepłych wiatrach nasionom.
Czy faktycznie powinni odejść? Czy naprawdę nic im nie groziło poza barierą? Tyle pokoleń tutaj żyli, ale jak widać te ziemie coraz nie chętniej ich gościły, chociaż dla tylu były domem – nawet jeżeli niegościnnym.
Pokręciła łbem, jakby czemuś zaprzeczała.
– Na pewno musimy coś zrobić, cokolwiek. Powinniśmy zacząć od tej mgły, przegonić niebezpieczeństwo, które zagraża nie tylko naszym bliskim, ale i nam wszystkim. Sądzę, że tym razem nie zdziałamy nic osobno, ale jako Stada powinniśmy połączyć się w tej jednej sprawie, nawet jeżeli uważam to za niesmaczne w pewnym sensie. A potem? – Wzruszyła barkami, jakby sama chciała znać odpowiedź na to pytanie. – Cóż, potem warto nauczyć się żyć bez ciągłego liczenia na wsparcie naszych Bogów. Zauważyłam już dawno, że większość z nas za bardzo na nich polega. Rozleniwili się, chcą aby to za nich rozwiązywać ich problemy. Ale samą ekspansję uważam za iście ciekawą, poszerzenie horyzontów... Przecież tkwimy za tą barierą, ale mam wrażenie, że ona... straciła na swej mocy, nie ochroni nas przed wszystkim, a skoro i tak jesteśmy zdani na łaskę i nie łaskę wrogów z zewnątrz, dlaczego by ich nie uprzedzić? Przypomnieć sobie, jak to jest być drapieżcą, walecznym, nie tchórzliwym, który nie da się zastraszyć byle komu?
Czy naprawdę wierzyła w to, co mówiła?
Tak, jakaś jej część uważała, że to słuszne rozwiązanie. Może właśnie takiego kopa wszyscy potrzebowali, bo jak widać nawet te niebezpieczeństwa ostatnich księżyców nie były w stanie obudzić niektórych z letargu w jaki zapadli.
Wydęła lekko złociste powieki, kiedy samiec począł się z niej naśmiewać. Uniosła wyżej trójkątny, rogaty łeb, poprawiając ułożenie skrzydeł po bokach.
W jakiś sposób ubodło ją to, ale też i rozbawiło.
Przewróciła ślepiami, wypuszczając kłęby szarego dymu, co nie było ani trochę dostojne.
– A śmiałoby cię to dziwić, mój drogi – odparowała tym razem z rozbawieniem.
Otaksowała samca raz jeszcze, ale tym razem zaskoczona. Właściwie jednak dlaczego dziwiło ją, iż znalazł sobie partnerkę? Przecież był dobry, miły, nie brzydki, a do tego zapowiadał się na dobrego Czarodzieja. No i był Przywódcą, a to musiało czynić go tym bardziej pociągającego dla płci pięknej. Przynajmniej u nich w Cieniu oznaczało to siłę, a silny smok był w stanie zapewnić dobrobyt Stadu, a tym samym młodym i samicy.
Z tego, co pamiętała Życie miało tylko jednego Uzdrowiciela, czy też Uzdrowicielkę. Białofutrą smoczycę z czerwienią na pysku. Milutką, mięciutką... mdłą, ale za to kompetentną.
– Azyl Zabłąkanych, jak dobrze dedukuję? Pogratulowałabym ci, chociaż tego nie zrobię. Byłoby to nieszczere ze względu na to, iż zawsze uważałam, że trafisz na kogoś bardziej... Czy ja wiem? Kogoś, kto stanowi wyzwanie? Miłość jednak nie wybiera, zatem mogę jedynie życzyć ci szczęścia, a także silnych młodych – mówiła szczerze, ale przy tym wyjątkowo zapomniała o dobrym takcie, co uświadomiła sobie poniewczasie.
Odchrząknęła, jakby zawstydzona, ale jednocześnie nie zamierzała przepraszać.
Ciche słowa samca chociaż rozpoznała dźwięki, nie zrozumiała ich sensu, gdyż w tym momencie ponownie odezwał się puszczyk i to gdzieś niezwykle blisko nich.
: 13 maja 2016, 12:17
autor: Chłodny Obrońca
-Też mamy taką nadzieję.– westchnął pozwalając by znów chłodne obłoki dymu uleciały mu z nozdrzy. Gdyby tylko mógł oddechem lub magią po prostu pozbyć się tej mgły. Gdyby mogli w tej chwili ruszyć z Huelyn w jej odmęty, nie trawieni przez jej kwas. Gdyby znaleźli odpowiedzialnego za całą tą masakrę na smokach. Chłód miał już nawet pomysł na bardzo bolesne zaklęcie. Przeciwnik umierałby godzinami w cierpieniach, a i to byłoby za mało.
-Czujna Łuska, ta samica podobna do ciebie opowiedziała wszystkim na spotkaniu okropny sen jaki ją nawiedził. Nie wiadomo czy zesłany przez bogów czy nie. W każdym razie sen wskazywał na to, że mgła ma swój jakiś punkt centralny i że lubieżnie się „cieszy” gdy dostaje w swe łapska smoczą krew. Potrzebuje jej do czegoś, nie do samego karmienia się. Podejrzewałem przez jakiś czas, że może chodzić o jakiś rytuał. Powinniśmy się spieszyć… ale nie potrafimy nadal wejść we mgłę czy spojrzeć przez nią. Unika smoczego ognia, ale co nam po tym, nikt nie jest w stanie wytworzyć go aż tyle. Poza tym mgła wraca na swoje miejsce gdy płomień znika. Ciche Wody mówił za to o jakiś małych stworzeniach. Ponoć bogowie przedstawili mu je w świątyni. Ponoć w całym świecie żyją te małe stworzonka i to one tworzą mgłę.– pokręcił głową i zaśmiał się z rezygnacją. Jako że siedział mógł zakryć na moment łapą ślepia i nadal się uśmiechać. Przejechał nią po całym pysku i westchnął. Mieli tyle co żubr narobił na trawę w lesie.
-Elfie runy też powstrzymują mgłę ale działają w swój dziwny sposób. Nie może mieć ich na sobie i odstraszać tak mgły. Leżą po prostu niczym kamienie milowe i tak chronią tereny od dalszej degradacji. Mamy wiele szczątków ale nic konkretnego. Kilka smoków poleciało teraz na wyprawę nad mgłą. Postarają się coś znaleźć. Słyszałem też o patrolu na ziemnym. Pustynia wzięła też swoje smoki i za moją zgodą będą palić piaszczyste tereny by sprawdzić jak bardzo skuteczny jest ogień.– powiedział i zamilkł. Teraz Czerwień wiedziała już prawie tyle samo co reszta. Chłód nie zamierzał nic więcej dodawać. Miał posępną minę, zaciśnięte szczęki i gapił się na śmiercionośne opary. Jeśli to naprawdę rytuał to byli mocno w tyle. Co jeśli dobiegał właśnie końca, a oni tu sobie siedzieli? Ech… Warknął słysząc słowa Huelyn. Męczennikiem? Dość już się namęczył. Niech smoki i ich problemy emocjonalne trzymają się od niego z daleka. Nie miał ochoty ani o nich gadać ani im pomagać. Już raz chciał pomóc i wylądował tam gdzie nigdy więcej nie chciał trafić. Siedząc nieco bokiem do Czerwieni pokazywał jej swoje błękitne kły. Kłapnął nawet zębami, ale powietrze i z dala od jej szyi.
-Poddać się słabości? Męczennik?– machnął zdenerwowany ogonem i schował zęby odwracając głowę od uzdrowicielki. W ogóle wstał i odszedł kawałek mówiąc w kierunku zielonych, żywych terenów. Drzewa dalej słuchały ich niewzruszone tragedią jaka rozgrywała się wokół. Przymknął ślepia odwracając głowę w kierunku z którego wiał wiatr. Pachniało runem i kwieciem. Heh.
-Huelyn nie zamierzam się poddawać.– powiedział w końcu, spokojniej i chłodniej.
Umilkł wsłuchując się w wiatr i dźwięki jakie wydobywała z siebie natura. To nieco irytujące… Mgła zaraz obok, a przyroda żyje sobie dalej, a oni smoki, musieli się z nią użerać. Może rzeczywiście powinni się wynieść? Zostawić problem komuś innemu? To byłoby takie proste… i nie w ich stylu. Strzygnął uszami słysząc kolejne pytania i odwrócił się znów pyskiem do Czerwieni.
-Nie wiem ile smoków Życia znasz.– szepnął zbliżając się do niej powolnym krokiem. Kroków tych nie wykonał z kolei za wiele, w końcu nie odszedł aż tak daleko. Usiadł naprzeciwko niej, a nagłe położenie zadka na trawie spowodowało, że kolejne dmuchawce poderwały się do góry.
-Zwiastun Światła.– niemal wypluł to imię krzywiąc się.
-Szaleniec który nie potrafił poradzić sobie ze śmiercią swojej partnerki Nade. Swoich piskląt… i mojej siostry której bratem krwi był.– dodał chłodno i beznamiętnie.
-Jest silny i sprawia, że kiedy o nim myślę, wprawia mnie to w obrzydzenie. Ale mam dla niego już stosowną karę.– powiedział, a jego pysk wykrzywił się w uśmiech. Oj nigdy nie zapomni tej kary. Będzie go prześladowała dosłownie do jego śmierci.
-Znasz powiedzenie, trzymaj swoich przyjaciół blisko siebie, ale wrogów jeszcze bliżej?– rzucił zagadkowo pozostawiając to bez dodatkowego komentarza. Poczuł za to po raz kolejny dotyk łapy Huelyn na swoich bliznach. Położył swoją łapę na jej łapie i spojrzał jej w oczy. Nie tym szczerym i pełnym uwielbienia wzrokiem jak kiedyś. Jak wtedy kiedy spotkali się po raz pierwszy ale chłodnym i nieco… złowieszczym? Bo chciał by Zwiastun cierpiał i nic nie sprawi mu większej radości ponad to. Przy okazji jego siła nie zostanie zmarnotrawiona.
-Zostaw więc zemstę mnie Huelyn, dziękuje jednak że twoje szpony chciałyby się zacisnąć na moim wojowniku. Jest to jednak nadal smok Życia, nie możesz interweniować.– dodał poważnie i puścił jej łapę. Piękna i zabójcza. Czy wszystkie samice Cienia takie były? Ogon Chłodnego drgnął ale nie powiedział nic więcej.
Zaśmiał się słysząc, że Czerwień czerpie radość z „bratania się z wrogiem”.
-Wrogiem? Żebyś widziała jak dobrze bawiliśmy się na arenie z Szaleństwem. W ogóle to myśleliśmy nawet o sojuszu by wszystkim zrobić na złość. – powiedział przez śmiech. Dość szybko potrafił przejść z chłodu do śmiechu, tylko czy ten był szczery? Sam nie wiedział…
-Dowiedziałem się jednak, że dogadał się z Pustynią.– pokręcił głową.
-Mówiłaś o solidarności wszystkich stad. Wspólnocie. Ja to jednak widzę inaczej.– dodał zniżonym głosem i umilkł.
-Zgodzę się z tobą że ekspedycja brzmi dobrze. Tylko kto by chciał się jej podjąć… pomyślę o tym i dam ci znać. Może faktycznie można by poszerzyć nieco nasze tereny.– pogładził się po brodzie. Nie wiedział, że bariera słabnie czy nie. Może to zło zrodziło się wewnątrz niej? Kto wiedział… Nauczyciel ani Prorok prawie nic nie mówili, to samo bogowie. Smoki zdane na siebie więc i poszerzenie granic brzmiało nieźle. Zamknąłby je najwyżej dla piskląt i adeptów. Czerwień dała mu naprawdę niezły pomysł.
Chwila milczenia chyba dobrze im zrobi… tyle ciężkich tematów udało im się poruszyć. Śmierć, mgła, zemsta… a on przecież przybył na tą polanę i doznał miłego zaskoczenia. Zobaczył czerwono-złoty płomień o nietypowych oczach leżący na trawie niczym królowa. Przymknął ślepia rozkoszując się ciepłem słońca na grzbiecie. Naprawdę aż tak się zmienił? Podniósł się na moment by podejść bliżej Huelyn i usiąść bezpośrednio obok niej, nie naprzeciwko jak dotychczas. Usiadł po czym opuścił przednie łapy tak, że położył na brzuchu niczym lew. Oparł poznaczoną bliznami łapę na tej zdrowiej i znów przymknął ślepia, czując teraz ciepło nie tylko słońca ale i uda, tylnych łap Czerwieni.
-Tak, Azyl.– powiedział nadal nie otwierając oczu, lecz szyję miał wyciągniętą dumnie do góry. Nie zwrócił też uwagi na ton Huelyn. Dobrze wiedział co oznaczał. Przecież nigdy nie zapomniał ich spotkania w spalonym Yraio ani w sosnowym borze. Gdyby nie zniknęła być może los potoczyłby się inaczej. W pewnym momencie jego pysk wykrzywił uśmiech. Uzdrowicielka widziała teraz jego zdrową część pyska.
-Zawsze szczera, ale w inny sposób niż ja kiedyś. Lubię to.– dodał i otworzył ślepie by spojrzeć na nią bystro szmaragdowym okiem.
: 13 maja 2016, 13:47
autor: Administrator
Wciągnęła powoli powietrze przez nozdrza, pozwalając, aby tlen rozszedł się po jej ciele. Miała nadzieję, że może to pozwoli jej nieco rozjaśnić sobie w głowie. Pozwoli skupić się na istniejącym problemie. Ale czy same dywagacje na ten temat mogły coś zdziałać, skoro nie zostały poparte działaniem?
Zmrużyła powieki, wpatrują się w ten twór. Ciągle przyciągał jej wzrok, a ona nieświadomie poddawała się urokowi oparów, wabiona niczym mucha przez słodki zapach rosiczki.
Wsłuchiwała się w opowieść Chłodnego. Ledwie dostrzegalnie skrzywiła pysk, słysząc imię tej smoczycy, co niby była do niej podobna. Zdusiła prychnięcie.
Do tego, o ironio, miała jakiś sen. Nie zwróciłaby pewnie na to uwagi, gdyby nie to, że to co mówiła samiec miało jakiś sens. Mimo to nadal było jej ciężko brać pod uwagę majaczenia jakiejś małolaty, bo to oznaczało, że była w jakiś sposób ważniejsza od niej...
Wybrana przez Bogów, czy też Jasnowidząca. Ech.
– Epicentrum... Szkoda, że nie przyśniła jej się lokalizacja tego środka oparów – zakpiła, chociaż nadal nad czymś myślała.
Potarła w roztargnieniu polik o jedną z łap. Nie wiedzieć kiedy wstała z zadnich łap i zaczęła powoli krążyć wokół samca, obracając problem w myślach w nieskończoność, szukając jakichś prawidłowości, pomysłu jak pozbyć się mgły, albo chociaż jak dotrzeć do tego środka.
I te małe istotki, o których wspomniał. Kim one mogły być? Co za istota jest w stanie wytworzyć parzące, żywiące się krwią opary? O jaki rytuał mogło chodzić?
Runy? Ogień?
Sapnęła cicho, stając naprzeciw samca, wpatrując się w jego jasne ślepia.
– Hm, to jest już jakaś informacja. Przydałoby się poszukać tych istot, ale także połączy siły z elfami? Czy te runy jedynie powstrzymują opary przed dalszą wędrówką, czy też potrafią sprawić, aby się cofnęły? A może... powołać grupę smoków, która potrafi ziać ogniem? Stworzyć dwie flanki, które na przemiennie ziałyby ogniem w czoło mgły, tworząc tym samym korytarz, a potem podstawiać te jakieś tam runy, aby mgła nie mogła wrócić i oblepić tych, co szliby wykradzioną ścieżką? Tylko to epicentrum, ciekawe gdzie się znajduje... – mruczała, rozważając każdą możliwość, jaka przyszła jej do głowy. – Skoro Maddara na mgłę nie działa, ciekawe, czy stworzony przez nią ogień mógłby coś zdziałać?
Ponownie ruszyła w krótką wędrówkę dookoła samca, kołysząc ogonem na boki. Czasem przystawała, aby rzucić pełne zamyślenia spojrzenie kotłującej się mgle i znowu szła, by zatrzymać się koło błękitnofutrego.
– To wszystko musi się ze sobą jakoś łączyć, ale nie potrafię odnaleźć wspólnych cech...
Uniosła gwałtownie trójkątny, złoty łeb, kiedy samiec opowiadał o jakiejś wyprawie. Skrzywiła się boleśnie, bo ten ruch sprawił, iż w jej opuchniętej szyi zapulsował koszmarny ból. Zacisnęła szczęki, wciągając przez ściśnięte zębiska powietrze ze świstem. Uniosła prawą łapę, aby delikatnie rozmasować newralgiczny punkt. To musiało być zapalenie mięśnia lub nerwu.
Poirytowana przysiadła na zadnich łapach z pełną gracją, rzucając samcowi wymowne spojrzenie.
– Nie wiedziałam nic o wyprawie. Wiadomo, kto na nią wyruszył? I czy to ma sens latać nad tą mgłą, skoro nic przez nią nie widać?
Wyglądało na to, że jednak smoki coś tam na temat tej mgły wiedzą wbrew temu, co na początku twierdził.
Samiec siedział do niej bardziej bokiem, zatem nie mogła dostrzec co dzieje się na jego pysku, ale za to nie uszło jej uwagi ciche warknięcie, a potem kłapnięcie zębiskami.
Uśmiechnęła się pobłażliwie, mrużąc powieki. Lazurowe ślepia rozbłysły na krótko lodowym ogniem, jednak pozwoliła mu mówić. Mogła mu nawet wybaczyć tą impertynencję.
Kiedy wstał i odszedł kawałek, śledziła spokojnie jego kroki. Przecież przed chwilą sama miała zespół niespokojnych łap. Usiadła więc sobie wygodniej, a nawet położyła się na trawie, na brzuchu, wyciągając przed siebie przednie łapy. Rubinowe łuski błyszczały pysznie w świetle Płonącej Kuli, której promienie rozszczepiały się pośród konarów drzew.
Snopy złocistego światła zalewały ich gorącą kaskadą. Takie ciepło było niezwykle przyjemne. Pozwoliła sobie na połowiczne przymknięcie powiek, wystawiła kształtny łeb ku światłu – rozkoszując się gorącem.
I słuchając, oczywiście.
Zamruczała z ukontentowaniem, kiedy oznajmił, że nie zamierza się poddawać. Otworzyła nawet lewe ślepię, aby zerknąć na niego błyszczącą błękitem tęczówką, zatopioną w czerwieni.
– No, ja sądzę. Wystarczająco słabeuszy się namnożyło pod tą kopułą – zawyrokowała z jawnym rozbawieniem, ale też widoczną powagą malującą się w oku.
Gdy ruszył ponownie ku niej wiedziała, że najgorsze już minęło, a urazy poszły na bok. Uśmiechnęła się lekko kącikiem gadzich warg, gdy przysiadł naprzeciw niej.
– Nie wielu. Znałam jedynie Dynamikę Ostrza, Dziki Agrest i Azyl Zabłąkanych, Pieśń Słowika. Ach, ten to był źródłem wielu kłopotów, poniekąd przyczynił się do naszej porażki. Cóż, byliście wszyscy moimi pacjentami – odpowiedziała całkiem poważnie, chociaż jego pytanie było raczej natury retorycznej, krzywiąc się na wspomnienie błekitnołuskiego samca.
Końcówka ogona smoczycy uderzyła w ziemię, kiedy usłyszała imię, które echem dźwięczało w jej umyśle.
Zwiastun Światła. Skądś znała to miano. Tylko nie mogła skojarzyć skąd.
Aż w jej pamięci pojawił się obraz Dynamiki, która ofiarowała jej jedzenie, a w tle pojawił się czerwonołuski samiec, witający ich w przelocie patrolu.
Poruszyła się, jakby niespokojnie. Ach, chyba wiedziała o kogo chodzi.
– Assuremith?
No proszę, samiec nie próżnował. Zapomniała, że pustynny niezbyt długo był samotnikiem, szybko dołączył do jednego Stad, chociaż zarzekał się, że tego nie uczyni.
Widziałą też inną noc, chłodną. Srebrzące się piaski pustyni. Umowa. Ciężar obcego ciała. Poczucie pogardy i obrzydzenia.
Potrząsnęła łbem.
Samiec był jej obojętny, jednak świadomość, że zna sprawcę śmierci długowąsego nie pomagała.
– Kto by pomyślał, że ten samiec darzy tak ciepłymi uczuciami swe smoczyce i młode? Odniosłam raczej wrażenie, iż harem służy im do zaspokajania chuci i płodzenia młodych. Aczkolwiek to zupełnie go nie usprawiedliwia. Zamach na życie swego Przywódcy winno być ukarane. Nie rozumiem tendencji do zostawiania niektórych spraw swojemu biegowi, jak chociażby niegdysiejsze zajście z Antrasmerem i tym Wodnym pisklęciem. A gdybym w tamtym czasie to ja dzierżyła władzę... – rozgadała się znowu niepotrzebnie. Zawiesiła głos, nie dokańczając zdania.
Tak, gdyby to ona wtedy rządziła, sama rozprawiłaby się z tym parszywym leniem, który tak jawnie zwrócił uwagę wszystkich na Cień. Skoro chciał zabijać, mógł zrobić to tak, aby podejrzenia nie poszły na Stado, a kogos innego. Partacz.
Jak dobrze, że już nie żył.
Uśmiechnęła się drapieżnie.
– Ach, wiem. Jednak kto powiedział, że wypadki nie chodzą po smokach? – zażartowała, mrugnąwszy do niego.
Kiedy uwięził jej łapę w mocnym uścisku, przekrzywiła pysk z uprzejmym zainteresowaniem wpatrując się w jasne ślepia.
– Zdrowe podejście, mój drogi. Wrogowie potrafią też często... nas wyręczać.
Słysząc jego śmiech, sama zaśmiała się cicho.
Westchnęła, kiwnąwszy potwierdzająco pyskiem.
– Szaleniec... jest specyficzny, to fakt – przyznała.
Nie spodziewała się tego, iż samiec postanowi koło niej się położyć. Z uprzejmym zdziwieniem lustrowała więc jego ruchy, to jak mościł się wygodnie tuż koło niej. Czuła ciepło bijące od jego ciała. Mruknęła cicho pod nosem, samej układając się wygodniej.
Potwierdził jej domysł, ale za to ponownie zaskoczył ją... brakiem reakcji. Sądziła raczej, że oburzy się na słowa, które wypowiedziała. Smoki ogłupiałe miłością łatwo było wyprowadzić z równowagi, tymczasem on... cóż to, chwalił jej szczerość?
Zachichotała pod nosem, wznoszą ślepia ku nieboskłonowi.
– Zaskakujesz mnie na każdym kroku, szmaragdowooki – stwierdziła, odpowiadając mu spojrzeniem.
Sama również wróciła pamięcią do spotkania w Lesie Yraio. Ciemna noc, pył unoszący się w powietrzu, jarzące się niedopałki kikutów pni. Wojna szalejąca pomiędzy nimi, a oni dysputujący, jakby nigdy nic. Wrogowie stający naprzeciw siebie, chociaż w tamtej chwili daleko było im do walki.
Uśmiechnęła się do swych wspomnień.
Kto wie, jakby ta znajomość się potoczyła, gdyby została...
Tyle możliwości...
: 16 maja 2016, 13:58
autor: Chłodny Obrońca
Obserwował pokryty błyskotkami pysk smoczycy kątem oka. Uważnie, może nawet nie zdawał sobie z tego sprawy jak bardzo. Wdział każdą zmarszczkę gdy wypowiadał słowa – podobna do ciebie i tym podobne. Czerwień zdawała się fizycznie cierpieć gdy mówił takie rzeczy. Dość chłodny uśmiech wykrzywił nieco jego pysk od strony blizn, czyli prawie nie było go widać. Rozbawiło go to ale i ujęło. Zabawne, że coraz rzadziej spotykał samice, które aż tak dbają o swoją renomę najpiękniejszej i nieporównywalnej czy swój wygląd. Nie skomentował jednak kpiącej uwagi Huelyn. Obserwował jedynie zmiany na jej obliczu. Słońce naprawdę ładnie odbijało się w tych wtopionych kryształkach. No i grzechem było nie wspomnieć o jej złotych łuskach… te chyba zostały specjalne stworzone do tego by odbijać światło i mienić się niczym topazy, albo i ładniej.
Nie zareagował gdy wstała i zaczęła chodzić. Skupił przez to wzrok na mgle zwłaszcza, że i rozmowa krążyła wokół niej. Zacisnął szczęki patrząc, jak ta nie przejmując się nimi, kłębi się i zapewne zabija kolejne żywe stworzenie, które nieopacznie w nią wtargnęło. Zawarczało głucho, niczym pies który ostrzega za chwilę będzie chciał ugryźć. Opanował się jednak bo wkrótce usłyszał coś co go wielce rozbawiło. Oczywiście nie omieszkał tego okazać! Spojrzał na Kalinę i zaczął się śmiać. Pokręcił głową i otarł niewidzialną łzę.
-Wybacz, nie chciałem obrazić twoich pomysłów, inteligencji czy planów. Powiedziałaś po prostu dokładnie to co ja na spotkaniu.– odetchnął uciszając śmiech i kontynuował
-Prorok nie powiedział prawie nic, a i elf nie był zbyt rozmowny. Co do sojuszu to właśnie nad nim pracujemy. Ale co do run… są nic nie warte. Proponowaliśmy mu twój, to znaczy mój pomysł ale pokręcił tylko głową. Podpalanie i rzucanie run, nic nie zdziała, przynajmniej według niego. Sam pomysł podpalania został odrzucony, a niektóre smoki oburzyły się że chcemy podpalać ziemie Życia. Wyobrażasz sobie?– parsknął z obrzydzeniem.
-Naprawdę sądzili, że chcę pozwolić na spalenie moich ziem. Wyznaczyłem im teren na pustyni. Tam przywódczyni Ognia ma testować runy i ogień. Cichy i reszta mają lecieć nad mgłą szukać tego epicentrum, jeśli w ogóle istnieje.– wzruszył barkami.
-Kto wie, może coś znajdą. Mnie przypadła rola gadania z Elladanem. Niedługo się do niego wybieram, ale nie sądzę by udało mi się ustalić coś poza sojuszem.– i umilkł. Powiedział już chyba wszystko co działo się na spotkaniu. Zmarszczył brwi patrząc na mgłę dopóki nie usłyszał cichego syknięcia Huelyn. Masowała sobie szyję i wyraźnie nie sprawiało jej to przyjemności. Uniósł więc lekko krzaczastą brew.
-Wybacz, że głupio zapytam ale… czy oglądał cię jakiś uzdrowiciel? Nie wygląda to najlepiej.– rzucił niby obojętnie. W sumie tak jakby on wyglądał lepiej.
Przeszedł się, nawet nieco mu to pomogło. Wiatr zawiał mocniej, wypłoszył dziwne myśli i złość. Chłód znów mógł rozlać się po jego trzewiach i umościć w sercu. Dynamika nie było niczym więcej jak bolesnym wspomnieniem. Gdy padło jej imię niemal usłyszał te potępieńcze jęki jakie go nawiedziły podczas… podróży. Włos stroszył się na samą myśl o tym wspomnieniu. Potem to rwanie ciała… Zacisnął zęby, przeszedł jeszcze kawałek po czym siedział już obok Czerwieni. Słysząc pierwsze imię Zwiastuna wypuścił nieco białych oparów z nozdrzy, które od razu porwał wiatr.
-Tak… to on. – warknął, a mgła zdawała się formować w kształt pyska czerwonego smoka. No proszę, nawet tu chce go dopaść i zdenerwować. Chłód przymknął ślepia nic więcej nie mówiąc. Przemawiała więc Huelyn, słuchał jej i znów na jego pysku zaczął pojawiać się uśmiech. Nie ciepły czy pobłażliwy… Tylko ten obcy który coraz częściej gościł na jego pysku.
-Jeden ruch szponów w nocy i Cień będzie twój.– rzucił nie zdejmując uśmiechu z pyska.
-Jak powiedziałaś… wypadki chodzą po smokach.– podkreślił jej słowa unosząc wyżej swój pysk z nieodgadnionym błyskiem w szmaragdowych ślepiach.
-A co do Zwiastuna, nie martw się… kara jaką mu wymyśliłem będzie go prześladować aż do śmierci. Ciekawe jak to jest zabić kogoś, a potem musieć nadstawiać za niego kark. Potrafisz to sobie wyobrazić?– spojrzał w jej utopione w czerwieni ślepia.
-Poza tym moje zmartwychwstanie dość mocno go zszokowało. Zamiast rzucić mi się do gardła zaczął wrzeszczeć i wyć, porównywać mnie do półbogów.– pokręcił głową i odetchnął ciężko. Cóż miał z nim począć. Z początku, obiecujący wojownik, a teraz jak się okazywało… szaleniec. Chodząca bomba z bezpiecznikiem na wierzchu.
Wiatr bawił się ich grzywami i dmuchawcami. Ba! Przyniósł nawet nieco płatków z kwitnących nieopodal drzew. Chłód choć z uniesioną wyniośle głową zerknął na Czerwień. Płatki i dmuchawce tańczyły wokół niej, słońce odbijało swoje promienie od jej łusek i kryształków. Delikatny zapach goździków drażnił jego nos. Czy powinien tu być i to czuć. Patrzeć na nią w ten sposób? Nieco drapieżny, dziki i tak odmienny od tego w jaki sposób patrzył na drugą samicę? Powinien wstać i wsadzić łeb do wody. Zacisnął lekko zęby, przez nieco wykrzywioną szczękę dolny kieł wysunął się na wierzch. Słysząc jej chichot odwrócił wzrok w drugą stronę. Już kiedyś to zauważył… Różnicę między nimi. Wstał więc nagle przez co patrzył na nią, na ten blask, płatki tańczące wokół, cały obrazek z góry.
-Powinnaś chyba wracać.– rzucił. Dość głupi tekst, ale tylko tak mógł przerwać to co zaczęło się dziać. Ten płomień który zaczynał w nim szaleć był nie do zgaszenia. Jeszcze moment i za chwilę mogło się stać coś czego oboje, być może mogliby pożałować. Jako że Czerwień była damą, królową… Chłód powstrzymywał się resztkami sił. Jego szerokie blizny na pysku wykrzywił dziwny grymas.
: 16 maja 2016, 16:42
autor: Administrator
Pozwoliła sobie jeszcze na chwilkę słabości, rozpamiętując to niedorzeczne stwierdzenie, że jakaś – jakakolwiek – samica mogła być do niej podobna. Czasami ciężko było udobruchać urażoną dumę i nadwrażliwą próżność.
Zżymała się w myślach z tym jakże istotnym problemem, analizując swoje zachowanie, a także codzienne przygotowania, jakim się poddawała. Może coś zaniedbała? Może to wina tego, iż po tych wszystkich księżycach raczej ubogiej diety jeszcze nie całkiem doszła do dawnej świetności?
Musnęła szponem obolałą szyję, na której znajdowały się nie całkiem zabliźnione ślady po pazurach, pamiątka po toczonej wojnie. Nie miała jak tego wyleczyć.
Tak, to musi być to. Te paskudne ślady – sarknęła w myślach z obrzydzeniem.
Wtedy właśnie do jej uszu dotarł śmiech samca.
Zamrugała zaskoczona złocistymi powiekami, zastanawiają się jednocześnie o czym właśnie rozmawiali.
Urażona zadarła pysk, rzucając mu chłodne spojrzenie akwamarynowych ślepi.
Nie dość, że porównał ją – Heulyn, Promień Słońca! – do jakiejś wywłoki to jeszcze się z niej naśmiewał. Nie istotnym też był fakt, iż ta rzekoma smoczyca pochodziła z Cienia, a więc była jej Siostrą. W tym jednym względzie Heulyn była nieubłagana.
Dumnie odwróciła od niego spojrzenie, sunąc karminowym ogonem nad kłosami traw i kwiatów.
Doprawdy, zero wdzięczności.
Właśnie pomstowała w myślach, obmyślając plany przyszłej zemsty, gdy samiec postanowił się wytłumaczyć.
Powoli, jakby niechętnie zerknęła na niego kątem ślepia, odsuwając płynnym, lekkim ruchem palców sploty grzywy znad złocistego czoła.
Słuchała uważnie jego sprawozdania, może nawet mile połechtana tym, że myślą podobnie, a jednocześnie niezadowolona, iż okazało się to i tak nic nieznaczącym faktem. Poza tym, kto lubił być powtarzalnym? Ale też... oznaczało to, że oboje byli nietuzinkowi.
Poważnie rozdarta nie potrafiła zdecydować, co jest lepsze, a co gorsze – dlatego przestała po prostu o tym myśleć.
To i tak nie miało już sensu, musiała po prostu poczekać na wyniki ekspedycji, działań Oddechu Pustyni, a także pertraktacji Chłodu Życia. Nie cierpiała czuć się niepotrzebną, nieprzydatną. Musiała być zawsze pożyteczna, jednak jak widać los lubił precyzować jej własne plany i kierować na zupełnie nieatrakcyjne ścieżki zwykłego obserwatora.
Była jednak sama sobie winna, gdyby nie zachciało jej się "poszerzania horyzontów", jak to powiedziała samcowi, to kto wie jaką rolę miałaby do odegrania w tym całym konflikcie z mgłą? A może nadal mogła?
I znowu nieco te próżne rozważania przerwał jego głos.
– Już dawno temu miała się zająć mną twoja urocza partnerka, jednak najwyraźniej o mnie zapomniała w natłoku jakże swych ważnych obowiązków, gdy nie pojawiła się na umówionym spotkaniu. Do tego, nie uwierzysz, mój własny Kleryk już Uzdrowiciel uznał swoją wyprawę za atrakcyjniejszą ode mnie, co mogłabym wybaczyć znając jego zakusy, jednak takiej obcesowości już nie – odrzekła z ironią, prostując dumnie szyję, nie zważając na pulsujący ból przebiegający aż do jej przednich łap lotem błyskawicy.
Próbowała nie dać po sobie poznać, jak bardzo ubodło ją zachowanie dwójki Uzdrowicieli, którym bądź co bądź pomogła nie raz. W tym jeden był jej niczym brat!
Pociągnęła dyskretnie nosem, udając że nagle zainteresował ją chwiejny lot żółtego motyla, który upatrzył sobie najbliższy, błekitny kwiatek na przystanek. Obserwowała chwilę, jak jego skrzydełka składają się i rozkładają.
Pozwoliła sobie na zbyt wiele słabości, straciła na czujności przez te wszystkie księżyce.
Milczeli oboje przez jakiś czas. Ona leżała, a on chodził wpatrując się w mgłę, która zdawała się być jego nemezis.
Uśmiechnęła się pod nosem.
– Być może... Jednak dopóki jest dobrą alternatywą dla Cienia jest bezpieczny – mruknęła, przesuwając palcami po łuskach lewej łapy, jakby ścierała niewidoczne pyłki.
Źrenice samicy zawęziły się do cieniutkich szparek, gdy przymrużyła w typowym odruchu powieki. Ogon uderzył lekko o ziemię, jak u polującego kociska, a uśmiech ukazał jasne zębiska.
– Czyż już teraz nie musi ci służyć, jako twój wasal? Wszakże dobrowolnie poddał się władzy Życia, a tym samym Prawom Wolnych. – Zauważyła chytrze.
Tym razem zaśmiała się jawnie rozbawiona.
– Mam nadzieję, że nie wyprowadziłeś go z błędu? Wyobrażasz sobie, jakie dałoby ci to możliwości do manipulacji nim, ale także... zażartowania sobie?
Nie od razu zdała sobie sprawę z tego, co dzieje się z samcem. Zapewne, gdyby nie jego ruch ogona, skrzywienie pyska i te... chłodne słowa, jeszcze jakiś czas pozostałoby to dla niej zagadką.
Smoczycy z trudem przychodziło rozpoznawanie podobnych zachowań, być może dlatego, iż sama nigdy nie poddawała się pożądaniu fizycznemu, gdyż to było jej obce. Nigdy nie patrzyła na samców, czy też samice w kategoriach cielesnej pociągalności dążącej do kopulacji. Sama myśl o podobnych wyczynach budziła w niej wszelkiego rodzaju niechęć i obrzydzenie. A dzieła wieńczyło wspomnienie dawno temu zaciągniętej transakcji. Uczucie lepkości, którego pozbywała się przez księżyce, chociaż wiedziała, że to jedynie wina siły umysłu i wyobraźni, a nie faktycznego brudu.
Tym razem jednak widząc spojrzenie samca, które zdawało się wręcz pożerać ją, wchłaniać niczym sucha ziemia wodę, zastanowiła się, jakby to było połączyć się z kimś nie dla zwykłej transakcji, ale... w wyniku jakichś uczuć?
Jednak widziała po nim, że to nie jest dobry moment. Nie chciała być odskocznią od problemów, a potem stać się powodem wstydu.
Jeżeli kiedykolwiek miałaby się na coś podobnego zgodzić, to tylko wtedy, gdy sam wręcz błagałby ją swym ciałem o jej własne. Gdyby miała stać się... najcenniejszym wspomnieniem, sekretem godnym chełpienia się. Czymś pożądanym i niezepchniętym na daleki koniec jaźni.
Zakołysała ogonem, przekręcając lekko łeb na bok.
Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę lśniącymi ślepiami, zdawała się nad czymś myśleć.
Aż w końcu podciągnęła się z gracją na przednich łapach. Otrząsnęła się delikatnie, pozbywając się resztek puszystych nasion ze swego ciała. Ułożyła schludnie pierzaste skrzydła przy bokach i ruszyła ku niemu.
Przechodząc koło jego prawego boku musnęła go swym barkiem, a następnie ogonem tuż koło piersi i szyi. Zatrzymała się na chwilkę, zerkając za siebie ku niemu.
– Daj znać, kiedy uznasz, że nie boisz się wyzwań – zamruczała, mrugnąwszy do niego. – Naprawdę dobrze było cię znowu spotkać.
I ruszyła na południe ku terenom Cienia.
: 17 maja 2016, 13:56
autor: Chłodny Obrońca
Zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową. Nigdy wcześniej tak chłodno nie myślał o Azyl jak w tamtej chwili. Była panią jego serca, jednak wspomnienia dotyczące tego jak długo się o nią starał, jak się wstydził… były teraz równie odległe co umarła Dynamika. Nie wiedział czemu tak się działo ale czuł jedynie posmak rozczarowania i zażenowanie. Zdechł, a jej nie było w pobliżu. Zdechł, a ona zostawiła mu pisklęta. Musi przylepiać sobie do pyska uśmiech i zajmować się nimi choć nie miał na to najmniejszej ochoty. Chciał trochę czasu dla siebie. Bycie przywódcą i inne wypadki nieco go zmęczyły.
– No to jest nas dwoje. Miałaś kiedyś siódemkę piskląt na raz pod swoimi skrzydłami plus stado? Azyl gdzieś wsiąkła i zostawiła mnie ze wszystkim.– rzucił z delikatnym rozgoryczeniem. Nie powinien skomleć przy damie ale cóż miał poradzić. Szczerość za szczerość. Nie dziwiło go, że Heulyn nie przepada za Azyl, nie zamierzał jej tego mówić.
– Drugi uzdrowiciel? Macie w Cieniu jeszcze jakiegoś? Ciekawe.– uniósł lekko brew. Nie miał pojęcia o zniewieściałym smoku zwanym Chórem. Jego siostra raczej nie omieszkała mu powiedzieć o ich krótkim romansie. No i wszystkie smoki zawsze chodziły albo do Czerwieni albo do Azyl. Nie znał innych znachorów. Pewnie nie należał do najlepszych w swym fachu…
Zapatrzony we mgłę nie zwrócił uwagi na pięknego motyla. I tak było cudem, że zwrócił uwagę na uzdrowicielkę, chociaż… szczerze powiedziawszy ciężko było nie zawiesić na niej ślepia. Wyglądała przykładnie, była silna i zdrowa. No może poza szyją która ewidentnie ją bolała.
– Może kiedyś powiesz mi kogo to szpony.. – Wysunął łapę do przodu chcąc położyć ją delikatnie na szyi smoczycy. Zaśmiał się jednak chrapliwie i cofnął łapę gdy Kalina wspomniała o bezpieczeństwie Szaleństwa.
– Dobrze powiedziane.– skwitował i odetchnął po śmiechu, nie próbował już powtórnie męczyć jej obolałej szyi.
Wysłuchał dalszych słów Czerwieni z nieodgadnionym cieniem na pysku. Jego plan jeszcze nie dobiegł końca. Nie wiedział jak bogowie zareagują na to co zamierzał. Chociaż co go to obchodziło. Teraz był pewien jednego, mógł narzucić Zwiastunowi swoją wolę, wystarczyło sprzedać mu więcej bajek na temat jego rodziny. Czy Chłód czuł się z tym podle? Gdzieś tam… gdzie leżała miłość do siostry u ból po jej stracie, tak. Ale na wierzchu, zimna skorupa nie chciała pozwolić by takie uczucia wysączyły się na wierzch. Zbyt wiele sam stracił i się nacierpiał by okazać teraz współczucie.
– Nie martw się o to.– rzucił poważniej niż zamierzał. Nienawiść jaką czuł do czerwonego samca sięgała zbyt głęboko i była zbyt świeża by z niej żartował.
Stał spięty z uniesioną wysoką głową i przymkniętymi ślepiami. Czekał na reakcję Kaliny, a ta nad czymś dumała. Ciekawe też co chodziło jej po głowie. Chłód był pewien jednego, zgorzkniałość jaką teraz czuł… mogła zepsuć wszystko co krążyło po jego łbie. A krążyła dość jedna i pożądliwa myśl. Wbił jednak szpony w ziemię i czekał na jej ruch. Heulyn wstała natomiast z gracją i ruszyła ku niemu. Uniósł lekko krzaczastą brew. Kiedy samica otarła się o niego i smagnęła delikatnie ogonem jego szyję i pysk, zacisnął mocniej zęby, a jego nozdrza rozszerzyły się pochłaniając łapczywie jej zapach. Nie odwrócił jednak za nią łba. Patrzył kątem oka jak wypowiada słowa pożegnania. Jego oszpecony pysk wykrzywił drapieżny uśmiech i niemal w tym samym momencie, podskoczył przed siebie, odbił się i wzbił w powietrze. Ciekawe spotkanie doprawdy. Leciał, cały czas czując zapach goździków bawiący się jego zmysłami.
: 09 cze 2016, 21:06
autor: Administrator
Zgniła Łuska dawno nie była w miejscu tak mistycznym. Oddychała spokojnie, kontemplując ustronie. Smoki tak poplątane potrzebowały najwięcej ciszy i spokoju. Harmonia na zewnątrz pomagała okiełznać chaos w środku. Weschnęła ciężko. Czym ona właściwie jest? Jako piskle zadurzyła się w samicy. Takie dziecięce zauroczenia to nic wielkiego, ale... To była jednak samica. Nie samiec.
Czy to normalne? Ona chciała założyć rodzinę, mieć dzieci, być stateczną, normalną smoczycą. Jako uzdrowiciel powinna być poważna. Nie wolno być jej jakimś rozedrganym dziwolągiem. Jeśli jej przyjaciele się dowiedzą... Czy zaakceptują to, czy nazwą ją odszczepieńcem? Jeśli będzie musiała znów odejść? Nie, nie może sobie na to pozwolić. Tu jest jej miejsce na ziemi i musi je zatrzymać. Choćby nie wie, co.
Mimowolnie zaczęła bawić się magią. Przywoływała niewielkie światełka, iskry i ogniki, które szybowały w górę, by się rozpaśc na setki kolorowych punkcików. Jakoś ją to uspokajało.
: 09 cze 2016, 21:29
autor: Barwny Kolec.
Nie da się ukryć, że Zgniła Łuska nie raz zetknie się z samcami różnego pokroju, różnych gatunków i różnej orientacji seksualnej. Ciężko wniknąć tak głęboko w umysł legendarnych gadów, aby orzec jednoznacznie co jest normalne, a co nie. Tym bardziej, że smoki żyją w świecie magii, mistycznych stworzeń, niecodziennych przygód.
Jednym z samców, które przyjdzie jej poznać był Barwny Kolec. Smok – świeżak. Czyli taki, który dopiero odciska swoje ślady na gruncie pod magiczną barierą.
Z pozoru kępka futra, do tego biała i jeszcze mała.
Taki właśnie byłem.
A ściągnęło mnie w to miejsce niezwykłe zjawisko. Pośród ciemności zauważyłem migoczące nieśmiało światełko.
Z początku pomyliłem je ze świetlikami – równie pięknymi pokazami ich naturalnych umiejętności. Ale im bliżej podchodziłem tym większe przekonanie o spotkaniu jeszcze bardziej interesującego przedmiotu kazało mi przyczaić się za krzakami i obserwować smoczycę. Znajdowałem się niedaleko niej i byłem niezdecydowany. Czy patrzeć na falujący w powietrzu gwiezdny pył, czy na smoczycę – która miała zaszczyt być pierwszym osobnikiem mego gatunku, która widziałem od wielu, wielu księżyców.
: 11 cze 2016, 19:36
autor: Administrator
Czarny Świt, naczelnik klanu Yeny dokładnie sprecyzował, co jest moralne i dobre dla smoków, a co nie. Zasady były jasne: kontakt z ludźmi, magia, przechowywanie bogactw, brak szacunku (to znaczy krytyka) dla władzy, która ,,chce dobrze dla smoczej rasy'', homoseksualizm – to wszystko było zakazane i Zgniłej Łusce, nawet gdy przestała być Yeną, pewne uprzedzenia w głowie zostały. Nic dziwnego, w końcu wpajano je jej od jajka. Kiedyś będzie szczęśliwa z bycia odmieńcem, bo to w sumie pozwoliło jej odejść z tego miejsca i zacząć żyć naprawdę, tak jak zawsze powinna.
Zamknęła oczy, kompletnie pogrążając się w swoim wnętrzu i wirującej w nim maddarze. Przywołała kulę światła, która rozbłysła potężnym, mocnym, oślepiającym blaskiem. Jakby próbowała przelać w magię wszystko, co targało nią od dawna. Jakby cała jej złość, zagubienie, strach, to wszystko próbowała teraz zobrazować przepływającą mocą. Nie zauważyła młodego smoka, ba, wątpię by zauważyła nawet całe stado Cienia, gdyby postanowiło przejść się po Szklistym Zagajniku głośno tupiąc i śpiewając chórem, pomijając fakt, że raczej nigdy na taki pomysł nie wpadną (chociaż kto ich tam wie).
: 12 cze 2016, 20:45
autor: Barwny Kolec.
Opuściłem niżej głowę, a oczy zaświeciły mi żywym światłem, gdy powietrze zadrżało, jakby napięte od ukrytej w sobie mocy, której teraz ktoś wskazał drogę ujścia i teraz pozwolił wartkim strumieniem popłynąć nieuczęszczanymi ścieżkami. Byłem świadkiem powstania czegoś nowego. Tworu wyniesionego przez niewidzialną łapę. Czyste światło, uwięzione w okrągłej formie. Małe słońce, rozświetlające okolicę i płoszące miliony iskierek wtopionych w błękitną łuskę smoczycy.
Patrzyłem na scenę z zapartym tchem i przeczuwałem, że magiczna kula nie była zła, choć może powstała ze złych emocji, pod wpływem gniewu, albo po prostu, żeby być katalizatorem rozpaczy.
Nawet ośmieliłem się pomyśleć, że gdyby smoki miały w złości tworzyć takie cuda... czym byłby wobec tego gniew? A jakiś piękny byłby świat pod tak nisko lewitującymi gwiazdami, których można by było dotknąć.
Właśnie. Czy mógłbym dotknąć tego promyczka? Przez chwilę wahałem się, czy to możliwe. Ale wypadało najpierw zapytać właścicielkę rozpromienioną pod deszczem drobniutkich iskierek. Choć była mała, niby nie stanowiła dla mnie zagrożenia, ale jednak władała mocą jakiej nie pojmowałem.
Zdecydowałem jednak spróbować nawiązać z nią jakąś małą znajomość. Wyszedłem po cichu ze swojej kryjówki.
– Hej... – odezwałem się do niej cicho. – Skąd umiesz tworzyć takie cuda? – zapytałem podchodząc do niej, ale nie na bliżej niż na długość dwóch skoków. Nie wyglądała na niebezpieczną, a raczej na bardzo zamyśloną.
: 13 cze 2016, 15:01
autor: Administrator
Obcy głos kompletnie znikąd poderwał Zgniłą z zielonej trawy. Natychmiast rozejrzała się dookoła, jednak zobaczyła tylko niewielkiego, północnego smoka. Bardzo młody, pewnie niedawno był jeszcze małym pisklakiem. Nie brzmiał i nie wyglądał groźnie, ale przybył nie wiadomo skąd... Albo to ona wpadła w trans. Powinna się bardziej koncentrować na swoim otoczeniu.
– Nie wiesz, co to maddara? Gdzieś ty się wychował, tam gdzie ja? – zaśmiała się gorzko – To magia, którą każdy smok posiada w środku. Można nauczyć się nad nią panować, gdy odnajdziesz ją w sobie i zmusisz do posłuszeństwa. Łatwo opanować podstawy, ale tylko nieliczni osiągają mistrzostwo. Z resztą, po co ja to mówię... Na pewno twoi rodzice dawno ci już to wytłumaczyli. – westchnęła, po czym coś ją tknęło – nie pachniesz żadnym Stadem. Skąd ty właściwie jesteś i gdzie są twoi rodzice? Pozwalają ci na chodzenie po terenach wspólnych i rozmawianie z nieznajomymi? – przyjrzała mu się podejrzliwie. Czyżby natrafiła na jakiegoś uciekiniera? Musi wiedzieć, do kogo do odstawić, by przetrzepał mu zadek za narażenie się na niebezpieczeństwo. W końcu, jakie miał szanse na to, że Zgniła nie zrobi mu krzywdy? Przecież jest dziwnym smokiem, który włada najwyraźniej niezrozumiałą dla niego mocą. To zwyczajna niefrasobliwość!