Strona 18 z 37

: 03 lip 2019, 23:02
autor: Insygnium Żywiołów

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Tak jak ona milczała, tak milczał on. Patrzył na każdy skrawek jej twarzy, łapczywie chcąc ją zapamiętać, lecz też i... zyskać na potencjalnym czasie.
 – Daleko za górami – odpowiedział tuż po całym wywodzie Dzikiej Gwiazdy, po czym poprawił się na wpół leżącej pozycji, odciążając obojczyk z warknięciem. – Jestem w Guardo hao Paulen, zgodnie z zapiskami, a imion mam wiele. – wyciągnął łapy przed swoją twarz i począł odliczać na palcach, ściszając głos z każdym kolejnym słowem. – Monui, Enrini, Arunote ou Huetto, Tryenso vi Emo, Seha, Kuhu, YiVili ajdajde Viliei, Jarvari, David, Rei... a to tylko początek. Wszystkie prawdziwe... ale też możesz nazywać mnie Bezimiennym.
 Raptownie wyciągnął łapę ku torbie i syknął coś, co przypominało dźwięk przelatującego sokoła, a ta – mocą pociągnięta – pofrunęła prosto do jego ręki wraz z księgą wiszącą pod skórzanym paskiem. Spokojnie otworzył twór, strzepując ziemię, delikatnie włożył książkę wgłąb ciemności, a skończywszy, uśmiechnął się pokornie do starszej.

: 06 lip 2019, 23:10
autor: Dzika Gwiazda
Dziką niespecjalnie ruszały syki i powarkiwania obcego Nie byłby obolały, gdyby nie nabroił lesie, więc nadal obserwowała go niewzruszona. Gdy zaczął wymieniać litanię imion, smoczyca kiwała głową w rytm jego wyliczanki, nie zapamiętując ani jednego miana. Gdy zaś zaproponował by nie tytułowała go żadnym imieniem, pokręciła przecząco głową przymykając ślepia. Czyżby brak miana był jakąś nową modą, której jej starczy rozum już nie pojmował?
Jedną Bezimienną już mamy. Podobno walnęła się głową o kamień i niczego nie pamięta, w tym swojego miana. Wybierz sobie jedno z tych, które mi powiedziałeś. Wolni nie praktykują takich wyliczanek. – wzruszyła ramionami. Nie jej oceniać czy czyjaś tradycja miała sens, wolała mu powiedzieć jak jest. A było tak, że jak Opiekun usłyszy jak obcy recytuje swoje imię przez pół dnia to pogoni ich na granicę. Nie wzruszyło jej również magiczne przywołanie torby. Powie później Darowi, żeby ją obejrzał, może on będzie coś wiedział na ten temat.
Szkoda, że z tym potworem nie poszło ci tak sprawnie. – skomentowała z brzydkim grymasem na pysku, który wygładził się po chwili. – A przylazłeś tu, bo...? Swoi cię wygnali, znudzili czy sam miałeś ich dość? A może szukasz tu czegoś po za schronieniem?– zapytała, mrużąc podejrzliwie ślepia. Po tych wyskokach ze szpiegami z zewnątrz stała się bardziej nieufna. Nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby Ziemia została najechana z powodu zdrady smoka, za którego ona poręczyła.
Słuchaj, w stadzie Ziemi mamy proste zasady. Zaatakujesz jednego z nas podczas czegoś co nie jest treningiem/okradniesz lub wyrządzisz mu jakąkolwiek krzywdę – jesteś martwy. Uciekniesz do innego stada – jesteś zdrajcą i jesteś martwy. Zdemolujesz nasze tereny – jesteś martwy. Nie uciekniesz i się nie schowasz, bo znajdę cię wszędzie nawet na Srebrnej Twarzy. Będziesz się uczyć, trenować i pojawiać na zgromadzeniach stadnych – możesz sobie spokojnie żyć w obozie. Zostaniesz mianowany na jedną z rang – możesz zapracować sobie na uznanie i szacunek. Chcesz prowadzić badania – mój syn chętnie z tobą porozmawia. Chcesz obić sobie z kimś pysk – mój brat i jego córka chętnie ci to zapewnią. U mnie w legowisku zawsze czeka żarcie, nawet polować nie musisz. Wszystko elegancko i na wyciągniecie łapy. Pasuje?– zapytała, unosząc brew. Zupełnie nie przeszkadzał jej fakt, że liczba wypowiedzianych przez nią słów co najmniej trzykrotnie przewyższała tę, którą wydusił z siebie fioletowy. Uwielbiała brzmienie swojego głosu i absolutnie nie przeszkadzałaby jej fakt, że musi nadrabiać za obcego. Gorzej, że chciałaby coś o nim wiedzieć, a nie ułatwiał jej tego.

: 11 lip 2019, 11:55
autor: Insygnium Żywiołów
Przełożywszy torbę na prawy bok, kiwnął z aprobatą głową. Ból na obojczyku powoli malał, toteż źródło złagodniało. Przez chwilę miał wrażenie, że powietrze samo wsiąka w jego ciało, więc nawet gdyby przestał oddychać wszystko byłoby na miejscu. Jakby to wszystko to był jakiś boski plan, że ta scena miała się odbyć od początku, niezależnie jak bardzo rozdarta z emocji, pusta i prześwitująca. Albo, patrząc analitycznie na poprzednie wydarzenia, boska ziemia. Coś w kiszkach krzyczało, że znalazł się pod pieczą innych stworzeń. Powietrze, dusze, ziemia oraz rzeki, ogniste czy nie, to wszystko funkcjonowało... inaczej. Każda okolica, którą zwiedził po drodze, była martwa. Tylko to tętniło życiem.
 Zresztą: nieważne. Nie teraz. Może czytają w myślach. Może z każdą sekundą czekania pomiędzy odpowiedziami, starsza napawała się niepewnością do jego zamiarów. W Guardo hao Paulen nie mógł brać niczego za pewne. Nie będzie tu długo. Zagajnikowi nie zajmie dużo czasu na odrost. Stado Ziemi. Irra? Bez znaczenia. Skierowawszy wzrok na Dziką Gwiazdę, wyciągnął z torby kościstą fajkę i odrzekł:
 – Pasuje. Co do pytania – tylko zależy mi na schronieniu.
 A zapalając pstryknięciem wymęczonych paliczków yapian, wstał bez pośpiechu by wyruszyć w drogę.

: 13 lip 2019, 23:05
autor: Dzika Gwiazda
Dzika zmierzyła chłodnym spojrzeniem obcego. Może traktowała go odrobinę twardo, ale po jego pokazie wolała od razu wyłożyć Dzika na skałę. Zmarszczyła nos na jego lakoniczą wypowiedź. Nie rozumiał jej czy nie słuchał?
Imię, skarbie, imię, prosiłam o nie. Jedno z tych, które wymieniłeś. – powiedziała szorstko, mrużąc ślepia. – A czemu nie zostałeś tam skąd pochodzisz? Hm? – zapytała, patrząc jak zbiera się do drogi. Nie zamierzała nigdzie go prowadzić, dopóki nie odpowie na jej pytania. Chciała wierzyć, że jej nie rozumie, ale po ostatnich wydarzeniach wolała być ostrożna. Opiekun i tak będzie pewnie marudził, że sprowadza mu do stada smoka, o którym w zasadzie nic nie wie po za imieniem, o ile je łaskawie w końcu przybierze i mglistego pojęcia skąd pochodzi. – Musisz mi odpowiedzieć, inaczej nigdzie cię nie zaprowadzę. Mieliśmy nieprzyjemne, podejrzane ataki po przyjęciu smoków z zewnątrz. – nie wchodziła w głębsze szczegóły, które i tak pewnie nie obchodziłby obcego. – Ostrożność przede wszystkim, czyż nie? – zadała retoryczne pytanie, spoglądając na fioletowołuskiego. – Szybko się zgodziłeś. Pytań żadnych nie masz, nic cię nie interesuje jak się tu żyje? – zapytała z powątpiewaniem. Coś zdesperowany był ten ptaszek jak dla niej.

: 14 lip 2019, 14:51
autor: Insygnium Żywiołów
Ciężkie. Z metalem ciągnącym je w dół, te marne powieki. Oczy same się zamykały. Odczekał na spokojnie aż zielonołuska skończy mówić, jednocześnie w przerwach tworząc potencjalne scenariusze tego, jak pociągnie się akcja. Z każdym innym słowem świat zmieniał kurs, z każdym odcieniem emocji wplecionym w mowę coś lądowało tam, gdzie nie powinno, więc kreowało rzeczywistość.
 Wstał chwiejnie z czterech łap na dwie tylne, zaś zginając szyję w dół, sięgnął pyskiem do krótkich łapek, które kierowały ustnik fajki ku niemu. Popukał pazurem w dno komina, maddara trysnęła, a dym buchnął mu w nos – Kuhu w reakcji zmarszczył natychmiast nos, wyrwał zgryz z ust i pociągnął tę kakofonię dłużej, kaszląc jakby chciał wypluć suchość z języka. Wielkie finale, prychnięcie, ukróciło koncert, gdy tylko podniósł wzrok znad trzęsących łap na twarz Dzikiej Gwiazdy.
 – Nie słyszałem pytania odnośnie imienia – wycharczał, nadal rzucając językiem w gębie. – ale niech będzie Da-vid. A nie zostałem, bo przytyłem. Zrozumieliby gdyby to były mięśnie, dyen... spójrz tylko, na mojej profesji nie akceptuje się ani puwta więcej. Albo zmieniałem rolę albo odchodziłem, to patrz gdzie jestem. Zresztą i tak byłem na warunkowym ze względu na długość. A co do pytań... przecież sama mi powiedziałaś o podstawowych zasadach w Stadzie Ziemi, a ja nie wyraziłem sprzeciwu. Mi tam pasuje.

: 21 lip 2019, 1:53
autor: Dzika Gwiazda
Obcy jej się nie podobał. Balansował na cienkiej granicy i jedynie na tym, że wolałaby aby mimo wszystko zasilił szeregi Ziemi, niż jakiegokolwiek innego stada. Była o krok by kazać mu iść w swoją stronę, ale coś kazało jej się powstrzymać.
Bo nie słuchasz. – posumowała krótko. – Lepiej zacznij, bo nasz przywódca ma dużo mniej cierpliwości niż ja. – powiedziała. Nie skomentowała wyciągnięcia fajki i zaciągnięcia się dymem. Wielokrotnie obserwowała jak robi to Dar, toteż nie była to dla niej nowość. Przez moment przyglądała mu się wątpiąco. Stado wygoniło kogoś za bycie grubą dżdżownicą? Niespotykanie, ale kim ona była by oceniać zasady obcych stad. Niech Opiekun rozsądzi czy chce mieć takiego ptaszka w stadzie. – Zatem chodź ze mną, Da-vidzie. Spotkamy się z Opiekunem Ziemi i zobaczymy co on na ciebie powie. – dodała i obróciła się, dając głową znak do wymarszu. Czujne ślepia Azury cały czas spoczywały na fioletowym samcu, obserwując go z mieszaniną nieufności i zaciekawienia. Gdy przeszli kawałek, smoczyca stanęła na niewielkiej polanie i wysłała impuls do Opiekuna Ziemi.
Jestem w Szklistym Zagajniku. Rozmawiam z samotnikiem, który wyraził chęć dołączenia do Ziemi. Osobliwy ptaszek, ale całkiem sprawie włada maddarą. Chcesz rzucić na niego okiem? – zapytała.

: 23 lip 2019, 20:24
autor: Strażnik
Nie miał najmniejszej ochoty odpowiadać na wezwanie, więc nawet jeśli w końcu wyruszył, smoki musiały trochę sobie na niego poczekać. Na szczęście odległości, które obowiązkowo pokonywało się pod barierą bywały ogromne, dlatego nawet gdyby urządził sobie po drodze krótką drzemkę, nikt nie mógłby mu zarzucić, że nie traktuje poważnie swoich obowiązków. Obleśne rozumowanie i jeszcze parę księżyców temu zmieszałby się za nie z błotem, ale najwyraźniej starość nie służyła jego psychice i samodyscyplinie. Oczywiście mimo chwili opieszałości nie sabotował swojej podróży, bo jedynie niewinnie teoretyzował co mógłby zrobić ze swoją potrzebą lenistwa.
Wylądował całkiem zgrabnie parę ogonów od Dzikiej oraz jej towarzysza, a potem sztywno do nich doczłapał. Nie szczerzył wrogo kłów, ani nie warczał, ale swoją spiętą postawą i poirytowaniem wypisanym na pysku jasno dawał do zrozumienia, że nie zamierzał poświęcać temu spotkaniu wiele swojego czasu. Kolejny bezskrzydły, cholera jasna, czy oni planowali zalać Ziemię swoimi "dobrymi intencjami", tak żeby nie postrzegli się, jak potem każde wyklute pisklę okaże się upośledzone?
Opiekun Ziemi. Nie wiem co mówiłeś Dzikiej, najwyżej będziesz musiał powtórzyć. Skąd jesteś, dlaczego już tam nie mieszkasz i jakie masz podejście do hierarchii w stadzie?– odezwał się szorstko, z wyraźną chrypą, a potem spojrzał na rzeczonego ptaszka, nieco krzywiąc się na widok jego dziwnych ślepi – Ziemia nie jest darmowym schronieniem, trzeba zapracować sobie na życie tutaj, zapewne to rozumiesz?

: 24 lip 2019, 15:40
autor: Insygnium Żywiołów
Wygiął tylko lekko łuk brwiowy na podsumowanie Dzikiej Gwiazdy – ze starszymi nigdy się nie kłócił, wolał skinąć głową i zostawić ich w swoim własnym przekonaniu. Choć sam wolał, żeby nikt nie posiadał wobec niego takowego podejścia w przyszłości, na chwilę obecną nakładanie odpowiednich masek i trzymanie jęzora za zębami było nader przydatne. Zupełnie tak, jak mówiła Mielaa, tak też skromnym, tym skromnym skinieniem, którym obdarował zieloną samicę, przyznał w duchu rację kochance. Istna sielanka, cytując jej słowa; istna sielanka, cytując nachalne myśli Kuhu.
 A gdy tylko yapian buchnęło z jego nozdrzy, uśmiechnął się w odpowiedzi na wątpiące spojrzenie złotookiej. Też by wątpił, będąc osobą trzecią, żyjącą pod nielogicznym dachem Guardo hao Paulen. Kultura tu, a w jego domu, różniła się bardziej niż kultura wschodnia a zachodnia. A bardzo się różniła, gdyż na Wschodzie podstawą diety były owoce, zaś na Zachodzie – żywe robaki zamaczane w soku z kaktusa. Trudno było stwierdzić, która dziwniejsza, biorąc pod uwagę fakt, że Dzikiej Gwieździe teraz nie przeszkadza zdemolowany zagajnik – ale mu to pasowało. Nawet bardzo. Stąd ten nieprzemijający, nonszalancki uśmiech, wyglądem graniczący z pisklęcym cwaniactwem, ba, nawet dumą. I równie dumnie ruszył w ślad przedstawicielki górskiej rasy, bezszelestnie krocząc tuż za nią.
 Stanęli na jednej z większych polan, szumiących od życia niewidocznego gołym okiem. Tam także czekali w ciszy po tym, jak mag odczuł wibracje maddary w powietrzu. Minęło wystarczająco czasu by wypalił ponad połowę zawartości fajki, zanim zjawił się on na horyzoncie. Opiekun Ziemi przełamujący powietrze mocarnymi skrzydłami, kierujący się leniwie w dół, by bezpiecznie wylądować. Latanie w jego stadzie było czymś, na co mogli pozwolić sobie tylko imigranci, abominacje przynoszone na ofiary czy pożywienie... toteż częstotliwość tego widoku łamała coś w Kuhu, że aż z zadumy pstryknął palcami, uciszając wypełzający dym z komina. Schowawszy przyrząd delikatnie do torby, wstał bez ociągania i ustał prosto, jakby na baczność. Jego krok na tyle przypominał mu ruch Toro Moi, że musiał zachować się wobec niego jak wobec lidera batalionu, niezależnie czy nim jest, czy nie. Kiedy tylko skończył mówić, wężowy odpowiedział po nieznacznej chwili ciszy swym zmulonym, acz na siłę pobudzonym, głosem:
 – David, czarodziej ze Wschodu, wysłużony. Opuściłem jednostkę oraz miejsce zamieszkania, niekwalifikowany do swej roboty – niewystarczająca masa mięśni na długość mojego ciała. W młodym wieku brałem udział w wojnie na zachodnio-południowej stronie terenów Avalar, odpychając atak koczowniczego stada. Żyłem w ścisłych regułach i monarchii dziedzicznej, szanuję oba, a więc i rozumiem twoje wymagania. Chętnie zapracuję za posiadanie schronienia.

: 28 lip 2019, 4:05
autor: Strażnik
Irytująco jaskrawy osobnik z podejrzanym pakunkiem, na którego chwilę wcześniej Strażnik nie zwrócił uwagi, również nie zamierzał zawracać sobie głowy błahostkami, choć jego bezpośredniość nie usatysfakcjonowała przywódcy. Być może gdyby miał skrzydła, drzewny by się na niego tak nie krzywił, ale do upośledzonych samców zawsze musiał mieć jedno zastrzeżenie więcej, tym bardziej, że ten tutaj zdawał się zbyt prosty i przykładny, jak na dotychczasowe pozabarierowe towarzystwo.
Cóż to za pracę miałeś podjąć, że niezakwalifikowanie do niej poskutkowało opuszczeniem rodzinnych stron? Nie zostawiłeś tam jakichś krewnych, za którymi teraz tęsknisz? Nie masz niedokończonych spraw, które jątrzą cię od środka?– Jasne, że nie odpowie szczerze, bo nikt normalny nie zwierzał się przed nieznajomymi, ale i tak ciekaw był jego reakcji. Wiadomo, że za nic nie zdoła odgadnąć jego rzeczywistych intencji, więc mógł jedynie zbudować sobie wstępną opinię na jego zachowaniu – Jak było w tamtym stadzie, często walczyłeś, poza wymienioną potyczką?– dorzucił, niby zmieniając temat.

: 29 lip 2019, 1:06
autor: Insygnium Żywiołów
Pytania stawiane przez kogoś innego niż sam wężowy sprawiały, że niewidzialna klatka pojawiała się wokół czarodzieja – z każdym kolejnym słowem zacieśniając się, jakoby chcąc ścisnąć smoka, aż z oczu wylecą flaki. Piękne, wywrócone dwa razy i w dodatku nie tylko z oczodołów; pewnie wyleciałyby z każdego możliwego otworu. Przełknął gorzką ślinę, powstrzymując się siłą od zdegustowanego wyrazu twarzy. Jednak odczucie te nie zaliczało się do tremy, czy niepewności, lecz działało zbyt pobudzająco, by nie zauważyć w pustych ślepiach jakiejś młodocianej iskierki. Palącej gardło nienawiści oraz naznaczonego mordu na łapach, czegoś, co widzi się tylko w uzależnionych stworzeniach.
 – Miałem zostać cynglem. – zamilkł, zamykając się na świat zewnętrzny na krótką chwilę. Myśli runęły na niego niczym lawina na północnych szczytach, a on sam nie wiedział jak zareagować na taką ilość wspomnień. Widoki błyskały mu w mózgu, przez co nawet niewprawiony smok mógł odczuć raptowne impulsy maddary. Potarł dłonią o źdźbło, które natychmiast stanęło dęba. Cichym chichotem kontynuował: – Nie, nie zostawiłem tam nikogo lub niczego. Jako czarodziej avalar miałem codziennie trzy walki z magami innych jednostek albo innych dystryktów oraz jeden „pokaz“ całą brygadą pod okiem lidera od piętnastego księżyca.
 Jednak prędko porzucił temat, smagnąwszy ponownie trawę. Nie minęła sekunda, a z łatwością można było usłyszeć łagodne „krach“ rozbrzmiewające przy ziemi. Delikatnie uniósł łapę, smyrając kciukiem środkowy palec. Obumarło ziele, jak zresztą ziemia w obrębie dwóch łusek. Został tylko soczysty kolor osiadły na palcach Kuhu.

: 30 lip 2019, 14:45
autor: Strażnik
Czy smok zdecydowany i wyszkolony na sprawnego wojownika był lepszym urozmaiceniem dla stada, czy może brutalnym ciosem w łapę, ponieważ mimo uzdolnienia miał już zaszczepione poglądy, które jeśli miały odmienny charakter, potrafiły destrukcyjnie wpływać na społeczność?
Strażnik zmrużył ślepia, czujnie badając postawę i mimikę samca, który choć nie krzywił się specjalnie, nie sprawiał wrażenia tak swobodnej osoby, z jakimi dotychczas miał styczność. A to problem, bo o ile radość postrzegał za cwany pancerz potrafiący zmylić naiwnego obserwatora, tak subtelnie okazywane zdenerwowanie przejawiające się w odwracanym wzroku, czy koncentrowaniu uwagi na pobocznych czynnościach bliższe było temu co sam czynił. Strażnik zaś, o ile tolerował samego siebie na tyle, żeby nie rzucić się z klifu przy pierwszej lepszej okazji, nie sądził, że wytrzymałby z gadem o mentalności jakkolwiek zbliżonej. Westchnął ciężko, widząc jak bezskrzydły znęca się nad naturą, ale nie pozwalał sobie na dłuższą dekoncentrację. Gdy z kimś rozmawiał stale patrzył prosto w jego ślepia, nawet jeśli miały wyglądać w ten sposób –
Smoki które pochodzą ze społeczności o bardziej złożonej kulturze mogą mieć większy problem z asymilacją, podobnie jak ja mam mniejszą tolerancję do osób, które próbują przytargać swoją przeszłość do nowego domu. Wychowany w dostatecznej dyscyplinie zapewne zrozumiesz skąd biorą się moje pytania, więc zawrócę jeszcze do tego cyngla i "pokazu" o których wspomniałeś. Jeśli chcesz uniknąć dłużącej się dyskusji, lub przynajmniej przeciągać tego przez co i tak zmuszony jestem cię przeprowadzić, odpowiadaj na pytania konkretniej i rozwijaj terminy, które mogą mieć bardziej złożone kulturowo znaczenie. – Krótka rozmowa huh? Spodziewał się kolejnego zagubionego śmieszka, ale że Dzika zaserwowała mu coś świeżego, nieco bardziej się aktywował, pytania zadając w stanowczy, dociekliwy sposób – Czy to iż nie podołałeś by dostosować się do funkcji którą dla ciebie zamierzono, lub ty zamierzyłeś dla siebie, wiązało się z jakimiś społecznymi konsekwencjami, czy odszedłeś dobrowolnie, nie mogąc znieść faktu, że dla swojego stada możesz stanowić niedostateczny użytek?

: 30 lip 2019, 18:41
autor: Insygnium Żywiołów
Pył rozprowadził się po całej wewnętrznej stronie prawej dłoni po kilku smyrnięciach kciukiem. Naelektryzowane drobinki skakały z miejsca na miejsce, czasem spadając lekko ku martwej ziemi z sykiem maleńkich błyskawic. Kolor jednak z każdym chuchnięciem krzepnął, nabierał nowych warstw i emanował życiem, co chwila zmieniając swoją powierzchnię. Od chropowatej po śliską, a wtem znów przeistaczał się w proch. Raptem syknęło głośniej. Gorąc buchnął. Palce Kuhu zadrżały. Nawet z daleka było widać gęsty, nieprzenikniony dym. Wił się nad ręką w różne wariacje oraz niewyimaginowane figury, wibrując niekontrolowanie.
 Martwy wzrok podniósł znad zlepionych zieloną cieczą szponów dopiero w momencie, gdy Opiekun Ziemi skończył swoją wypowiedź. Patrzył na niego tępo, jakoby zupełnie zapominając o rozognionej łapie, opornie przeżuwając zdania, które padły, rozkładając je w mózgu na części, aby nic nie poplątać i, najpewniej, rozgryźć kulturę panującą w stadzie drzewnego. Nie mrugnął ani razu w ciągu tych kilku sekund, zaś jakiś dziwny blask w jednym ze ślepi, może refleksja światła dziennego, nadał emocję pustym gałkom ocznym – wstręt.
 – Cyngle to zwykłe smoki – smagnął rozwidlonym językiem powietrze. – ale wygłodniałe. Rozpieszczane przez przywódczynię batami i złotem. Działają w cieniu. Wskaż jednemu pisklę, które niechcący naruszyło prawa avalar – więcej tego pensho nie zobaczysz. Powiesz o słowo za dużo? Nie ma cię. To łapy sprawiedliwości, nieważne czy ślepej. Niejeden parobek chciałby wejść na to stanowisko, zazwyczaj ze względu na sporą płacę... ale nie ja. Za wielkie ryzyko. Jako cyngiel nigdy nie wiesz czy przypadkiem inny nie ma cię na celowniku. Poczekajcie, YiVili hao Synlynan, pozwólcie pehate.
 Usiadł ciężko, po czym ogonem podniósł torbę do czystej łapy. Bez trudu otworzył ją jednym pazurem, a zamknięcie zabrzęczało głucho. Następnie bez pośpiechu wyciągnął jeszcze nagrzaną fajkę. Pożółkła już trochę, lecz nadal wprawiała węża w zachwyt – żeby z prawdziwej kości utworzyć takie cudo. Samiec, przybliżywszy się, poruszył wąsem, sprawdzając natężenie ciepła przy poliku. Spojrzał spod byka na Przywódcę Ziemi, chcąc upewnić się czy aby na pewno może, ale niezależnie od reakcji niebieskookiego nieprędko złapał komin od spodu prawą, nadal dymiącą, łapą. Zieleń prysnęła iskrami, a zapach załomotał w nozdrzach wszystkich zebranych.
 – Jako najlepsza jednostka mojego batalionu, miałem dość dobry kontakt ze szlachcicami. Szybko dostałem propozycję, więc – sztachnął się, kontynuując wypowiedź z gębą pełną dymu. – jak rozumiesz, odmówienie przywódcy miało swoje społeczne konsekwencije. Wolałem odejść niż leżeć pod ziemią. Palicie?**


//** jeżeli reakcja Opiekuna jest pozytywna, Kuhu zadaje to pytanie

: 01 sie 2019, 15:15
autor: Strażnik
Nie pojmował czy samiec miał aż takie problemy z koncentracją, czy może celowo badał granice cierpliwości Strażnika. Obie wersje były obrzydliwe, lecz pierwsze ciut lżejsza, bo istniała większa szansa na korektę zachowania, niż przy osobie która celowo naraża się na krytykę. Opiekun nie warczał, ani nie marszczył pyska, lecz stale spoglądał w stronę łapy fioletowego samca, zastanawiając się kiedy powinien potraktować jego zachowanie jako rodzaj groźby albo jawnej kpiny. To co mówił zdecydowanie nie kleiło się najlepiej z czynnościami, szczególnie przed smokiem nie mającym dużej tolerancji do magii.
Słuchał go uważnie, mimo nawarstwiającej się wewnętrznej krytyki, wobec każdego gestu i w końcu pękł, gdy bezskrzydły uznał że dobrym pomysłem będzie struć nieznajomego lidera dymem ze swojej fajki. Cichy, mocno stłumiony warkot wydobył się z gardzieli drzewnego samca, a on sam cofnął się sztywno o jeden krok
Byłeś wychowany w obcej kulturze, dlatego wybaczę ci to ten jeden raz. Sposób w jaki się ze mną komunikujesz i to co robisz w międzyczasie ma dla mnie bardzo duże znaczenie, bo jest odzwierciedleniem szacunku jaki masz wobec mnie, nie tylko jako zwyczajnego rozmówcy, ale także przywódcy, skoro zabiegasz o przyjęcie. Oszczędź sobie palenie, zarówno to z użyciem magii, jak i twojego przedmiotu, bo nie zamierzam tego więcej tolerować– Pouczył go szorstko, nie w formie poskarżenia się na zjawisko którego nie lubi, a rozkazu. Jeśli samiec nie był w stanie zreflektować się natychmiast, Strażnik nie zamierzał dłużej się z nim męczyć – Ogranicz także, obcy język, chyba że nie odróżniasz słów które są powszechnie znane, od tych którymi naturalnie posługiwano się w twoich stronach. Ale czy tak jest?– uniósł łuk brwiowy pytająco. Nie sądził, byle idiota zauważyłby odmienność konstrukcyjną tychże słów.

: 02 sie 2019, 1:03
autor: Insygnium Żywiołów
Spojrzał znad fajki na przyszłego przywódcę. Wzrok ten, jakkolwiek opisany, gniewny, rozżalony – bez znaczenia. Był nieobecny, to pewne, a reszta? Rozmazana. Patrzył wprost jego napiętej klatki piersiowej, omijając wszelkie mięśnie, czy organy, zaglądając w to, co było za nią. Na te szalejące chmury na horyzoncie, czy też wprost w gorąc łąkowego słońca albo, co nie byłoby zaskoczeniem, wgłąb siebie.
 – Dobrze. – odrzekł po dłuższej chwili, po czym powoli zgasił fajkę, wyczyścił ją z pozostałości i odłożył z powrotem do swojej torby najdelikatniej jak potrafił. Nagle jednak wzniósł wzrok ku jego oczom, równie beznamiętnie odpowiadając co on: – Wasz język nie jest moim ojczystym, uczę się niedługo.
 Jednak nie szukał zwady, a więc i na tym poprzestał, znów gubiąc swój wzrok na Opiekunie.

: 05 sie 2019, 16:36
autor: Strażnik
Bezskrzydły dostosował się bez żadnej kąśliwej uwagi, czy próby rozładowania sytuacji poprzez żart, co nieco zaskoczyło Strażnika. Nie powinno, bowiem takie zachowanie w jego stronach było traktowane jako zwyczajne, ale pod barierą sprawy miewały się różnie, więc i przywykł do nowych, wypaczonych standardów. Westchnął nieco swobodniej, choć schowanie dymiącego przedmiotu nie uczyniło z Davida mniej podejrzanego typa. Bardziej znośnego na pewno, dlatego drzewny gotów był spuścić z tonu, nawet jeśli nie tracił na stanowczości.
Nowego języka musisz używać świadomie, więc wiesz kiedy tego nie robisz. Nie będę cię winić za brak znajomości wszystkich słów. Wtedy pytaj, a nie licz, że ja będę próbował się czegoś domyślał, bądź prosił cię o wyjaśnienie– Chcąc być wiernym swojemu stwierdzeniu przynajmniej w danej chwili, postanowił porzucić słowa z których fioletowy skorzystał wcześniej i o ile sam tej kwestii nie naprostuje, jego wypowiedź pozostanie nieokreślona.
Tutaj ranga taka jak cyngiel nie funkcjonuje. Niezależnie od tego jak postępują inne stada, Ziemią przewodzi lider, który rozstrzyga konflikty w jawny sposób. Jest decydującym głosem, lecz słucha się swoich smoków i bierze pod uwagę ryzyko jakie wynika z jego obecności na tym stanowisku. Wszelkie knucie, choćby i w imieniu sprawiedliwości jest i będzie w moim stadzie potępione. Nie mogę zbadać twoich intencji i wiarygodności niezależnie od tego jak wiele bym pytał, dlatego przyjmując cię na swój teren powierzyłbym ci zaufanie, na które godzę się tylko i wyłącznie aby wzmocnić własne stado. Łatwo to zaufanie stracić i czy przydarzy się to niechcący, ponieważ nie miałeś chęci dokształcić się w kwestii naszej kultury, nie będzie miało dla mnie, czy przyszłego przywódcy znaczenia. Jeśli jednak wykonasz trud aby stać się jednym z nas, ponieważ naprawdę ci na tym zależy, otrzymasz wsparcie i lojalność
Na wstępie powiedziałeś, że opuściłeś jednostkę ze względu na niewykwalifikowanie związane z twoim umięśnieniem– Poczuł się dziwnie wypowiadając to na głos, jakby nie zrozumiał jakiejś przenośni typowej dla Davida. Tak czy siak kontynuował, potem nieco surowej, bo od niesubordynacji najbardziej nienawidził jedynie kłamstwa –Następnie ująłeś to jako odmowę przywódcy, ponieważ nie chciałeś angażować się w takie ryzyko. Które ostatecznie?

: 18 sie 2019, 18:27
autor: Insygnium Żywiołów
Odżył bez chwili pomyślunku, gdy tylko Opiekun przekazał mu głos i oczekiwał odpowiedzi. Nie myślał nad nią, po prostu przyleciała znikąd, prawdziwsza od poprzednich, choć i tak jest to kwestia sporna. Rozwarcie lekko ust wręcz krzyczało o zaniku pamięci, czy też nieporozumieniu, bo może i użył złego słowa w używanym obecnie języku, a może dopiero formował wydarte z łoża słowa w godne swego tłumaczenie, zrozumiałe dla starszego. Możliwe też, że knuł przez tą sekundę jak zaatakować, rozwiać linię frontu i dowiedzieć się czegoś, co przekaże pobratymcom zza bariery – zresztą nieistniejącej – by wyeliminować najsilniejszego przeciwnika. Może pragnął sam poznać prawdę, bo nie znał zamiarów poprzedniego przywódcy? Może cała przeszłość była snem na jawie, może… może po prostu został wykryty jednym, nieprzemyślanym ruchem jęzora lub po prostu, co zresztą było najbardziej logiczne, przygotowywał się do przełyku zgorzkniałej śliny i zaakceptowania jakiegoś faktu, który burzy rzeczywistość.
 – Ostatecznie oba. Sam tego w pełni nie rozumiem, choć chciałbym. Syn-–Przywódczyni zaproponowała mi profesję, na którą nie mam kwalifikacji. Odmówiłem, a odszedłem ze wzrastającego ryzyka eliminacji. Kilka już się na mnie czaiło. Jak już mówiłem, śmierć goni śmierć, cyngiel goni cyngla, a jeszcze gorzej jak się due-–fuchy nie zaakceptuje.
 Zamilkł nagle, zupełnie niepewny tamtej sytuacji – przypuszczał, że coś umknęło mu przed oczyma, jakaś łania czy błyskawica, a w skupieniu przyłożył dwa kościste palce do skroni. Twarz zastygła w dość zmęczonym wyrazie, zaś każdy wprawiony mag mógł odczuć lekkie drgania maddary w powietrzu o sporym natężeniu. Myśl, że przywódca chciał zaplanować zasadzkę na niego i pułapką wsadzić do grobu… skwitował to zgaszonym mruknięciem – David (z naciskiem na przerwę pomiędzy Da oraz vid), a może i Kuhu, nie chciał myśleć o byciu Siódemką, o świadomości, że nie był pierwszym, jaki to odkrył, bo ta myśl sprawiała, że serce łomotało mu w piersi, a jedyne na czym mu teraz zależało to spokój. Mógłby rzec: YiHunlu.

: 23 sie 2019, 21:41
autor: Strażnik
Westchnął zrezygnowany, słysząc jego odpowiedź. Tak, wzdychał dość często przy takich konwersacjach, bo był to chyba najlepszy komentarz, gdy nie miało się ochoty użyć słów. Bezskrzydły tak nieudolnie i podejrzanie kreował własną historię, że Strażnik zaczął rozważać wariant, w którym rzeczywiście wynika to z odmienności kulturowej. Ostatecznie jednak zachował go jako jeden z wariantów, żeby nie tracić czujności.
Jak wspomniałem, dam ci tę szansę, ale liczę że szybko się zaaklimatyzujesz– rzekł, a potem na sztywnych łapach odwrócił się nieco, sugerując że zamierza podążyć z powrotem w stronę Ziemi – Oprowadzę cię po obrzeżach mojego stada, opowiem więcej o hierarchii, a potem zostawię na jakiś czas, żebyś obył się z nowym terenem. Niedługo później, na oficjalnej ceremonii, na którą cię zaproszę, zostaniesz zapoznany z członkami Ziemi i dopiero wtedy będziesz mógł swobodniej poruszać się po obozie– Skończywszy wypowiedź skinął Dzikiej łbem, a potem w końcu zaczął odchodzić – Chodź

//zt

: 28 paź 2019, 20:47
autor: Ruda Ciocia
~ WoOooO idziemy Szklistym Zagajnikiem hop, hop, hop!
Minęliśmy właśnie wielki dąb, dąb dąb! ~

Pogoda wróciła.. Na chwile. Dzisiejszy dzień zapowiadał się niezmiernie ciepło, to też Burek stwierdził iż skorzysta z okazji i porwie sobie Su na mały spacerek. I może nawet ją czegoś pouczy? Cóż, jeszcze nie wiedział co prawda czego, jednak idąc powoli z maluchem na grzbiecie i śpiewając mu na poczekaniu melodie o tym gdzie są i co właśnie mijają miało jakoś stymulować jej poznawczą chęć. Chciał i pragnął przemycić tę pisklęcą ciekawość aż do samej dorosłości swojej Córki, bowiem owocowało to lepszym rozwojem umysłu i.. Ogólnie rozwojem. Szedł powoli i z gracją, mając na sobie malucha a jego łeb kołysał się w rytm tuptania.
~ Co już ranek, ranek, ranek!
Nie ma spanek, spanek, spanek!
Su dziś będzie biegać? Skakać? Latać?
A może nowe robaczki poznawać?~

Luźna sugestia, chociaż Piastun bardziej chciał by dziś sobie.. Pobiegali. Dlatego też w samym sercu Zagajnika zatrzymał się, zniżając tak aby mała mogła zejść z jego futra bez szwanku. No.. Trochę przeszli na te wspólne..

: 29 paź 2019, 19:05
autor: Mgliste Wrzosowiska
Su była niezwykle podekscytowana.
Dzisiaj rankiem tatuś przyszedł do legowiska, oznajmiając, że zabiera ją na mały rekonesans. Cokolwiek to znaczy. W każdym razie wyjście poza gniazdo było bardzo ekscytujące samo w sobie, dlatego pożegnała się z mamą i wskoczyła na grzbiet taty. Tym razem była pod opieką, dlatego obserwowanie mijanych miejsc było dla niej o wiele przyjemniejsze. Czasem pokrzykiwała wesoło, dostrzegając jakiegoś ptaka, innym razem interesowało ją drzewo o zabawnym kształcie, oraz to, czemu jest tyle liści na trawie, dlaczego korony są nagie. Pytała po co pada deszcz i dlaczego niebo jest szare. Czy zawsze tak wygląda. Czym jest to wysoko świecące, chociaż niewidoczne, ale raziło w oczy.
Czym pachnie powietrze.
Gdy weszli w las, pytała o nowe rzeczy, o mech rosnący na ziemi, o igiełki które leżały wokół. O wiewiórki ganiające po konarach z wypchanymi policzkami. Aż w końcu ześlizgnęła się na miękką ściółkę, biegnąc w pobliże pąków kwiatów z żółtymi płatkami. Powąchała je, a potem dostrzegłszy stertę liści, wbiegła w nie z impetem. O ile można tu mówić o bieganiu. Chichocząc wytknęła sam pyszczek, patrząc lazurowymi ślepkami na tatę.
Jestem lisiastym potforem! Pacz!

: 30 paź 2019, 11:33
autor: Gasnący Wiciokrzew
Ostatnie podrygi ciepłej pory wywlokły na zewnątrz nie tylko jednego świeżo upieczonego rodzica... Ubolewając strasznie, że o to ziemia gołocieje i Ravielo nie będzie mógł dorastać w kłębach kwiecia i słońca, Dziewanna nie chciała tracić czasu – niech jej syn pocieszy się chociaż przez moment. Albo niech ona sama się pocieszy, widząc swoje jedyne pisklę, tak pięknie nakrapiano-łaciate w podobnej jemu plamiastej połaci więdnących łąk.
To oset! – mówiła, w dalszym ciągu, bardzo dużo, z nadzieją, że to dobrze, że dziecko będzie chłonąć i samemu sprawnie rozmawiać w oka mgnieniu. Długie ucho kiwnęło wesoło na pokaźny, kolczasty pąk wystający zza traw po ich lewej – kłuje, choć nie musisz się tym przejmować – nie mamy futerka, jak smoki północne czy wężowe, w które ta kulka mogłaby się wpleść i być ciężką do wyciągnięcia. – wytłumaczyła zerkając na pocieszną kluskę niesioną na grzbiecie. Widok musiał być komiczny, że wątła, chuda figurka Wonnej na tych jej długich, jeszcze chudszych łapach, jak raz zamiast nieść tłustą kuropatwę, niosła trochę większe pisklę. A jednak, radziła sobie śpiewająco! Prawdziwa ukryta siła! Mokradło też jakoś sobie radził, zaczepiony pazurkami o sam koniec przed płetwą ruchliwego ogona Uzdrowicielki. Jakimś cudem drzemał.
I jak raz, dochodząc do zagajnika dojrzała i dosłyszała, że ktoś jeszcze postanowił sobie tutaj odpocząć! Zajęcze uszy stanęły pionowo, ciekawsko, a od czarnych oczu biło przyjazne ciepło.
Hej-hej, hop-hop, witam serdecznie sąsiadów~! – zakrzyknęła, łapiąc woń Plagi. Nie śledziła na bieżąco politycznych porachunków, ale podstawy pamiętała, chociaż zmieniły się znacznie od tych przedstawionych przez Piastuna Poszepta. Chwiejnym, trochę niezgrabnym, ale żywym krokiem podeszła bliżej żółto-czerwonego smoka i straszliwego, lisiastego potfora.
Nie przeszkadzamy? Jestem Dziewanną, a o to mój syn – Riavelo! – Honi zawsze była szczęśliwa, a jednak przedstawiając pisklę brzmiała jakimś cudem jeszcze czyściej i szczerzej. Obróciła się lekko, aby młody mógł spojrzeć sobie z góry, po czym przykucnęła, pozwalając mu spokojnie zejść. Kuropatwa zniknęła z ogona, stając schowana za łapą bagiennej, jakby... przyczajona.

: 30 paź 2019, 17:24
autor: Dorodny Odyniec
Riavelo natomiast nie myślał. Za to bardzo chętnie słuchał, niekoniecznie rozumiejąc wszystkie słowa, ale chichocząc co rusz, ilekroć któreś zabrzmiało śmieszniej. Tak oto powstał na przykład...
Toooost – powtórzył mięciutko po Honi, kładąc brzuch na jej grzbiecie, opierając łepek o wygięte nieco pod wpływem jego ciężaru błony i pozwalając tylnym łapom powiewać na wietrze. No dobra, może aż tak lekki to nie był – nie przeszkadzało mu to jednak w niczym. Nadal mógł się wygodnie wylegiwać.
Kju-je musi futelka – wydukując to powolnie (i przerywając, żeby sobie stęknąć) obrócił się na grzbiet, wykorzystując swoje podwinięte ucho jako poduszkę. Przynajmniej się do czegoś przydało! – Wciooogjeciaaaa – dodał wesoło, wyciągając z cichym blop swój niebieskawy języczek i wgapiając się niewinnie w uzdrowicielkę. Po chwili mierzenia się wzrokiem zaśmiał się, kompletnie nie rozumiejąc... niczego, tak w sumie. Znaczy rozumiejąc. Ale jednak nie. Sam już nie wiedział, jednakowoż widok pogodnego pyszczka Honi nie mógł przynieść niczego poza czystym pisklęcym szczęściem. W końcu wpatrywanie się bez przerwy w grzbiet, kołyszącego się sennie Mokradło lub przemijające otoczenie bywał nieco przytłaczający. Miał teraz przynajmniej pewność, że to naprawdę jego mamka niosła go na grzbiecie, a nie jakiś szalony równie pomarańczowy co ona porywacz!
Hop hop! – zawtórował energicznie, przechylając się ciałem w bok tak gwałtownie, że nieomal nie zsunął się na dół. Podniósł się na równe łapki i uniósł wysoko głowę. Tak, ten wyraz na pewno znał! – Lelo! – i wypiął swoją małą, białą, dumną pierś. Po czym upadł z powrotem do siadu, trzymając się mocniej grzbietu Wonnej.
Ooooch – jęknął zaskoczony, kiedy podłoga pod nim zadrżała, a sam zjechał windą na sam parter, mając coraz mniej zasłonięty na nowe smoki widok. Sturlał się w miękką trawę, otrzepując i pokazując ząbki w uśmiechu.