Strona 18 z 34

: 31 sie 2018, 0:06
autor: Zawierzony Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Oh? A więc ta morska również pochodziła zza bariery? W sumie łatwo było się tego domyślić po jej osobowości. Aż przyjemnie było spotkać kogoś z instynktem samozachowawczym.
– No, no... Spodziewałem się owieczki, a to wilk mi się ukazał. Jak miło. Jeszcze kilka takich i będzie można stworzyć watahę.
Parsknąłem, poprawiając skrzydła. Przyjęcie pozycji do ataku nie miało najmniejszego sensu skoro byłem raczej tym, który walczy magicznie. Zamiast tego nadal siedziałem nieruchomo, moje czerwone ślepia skupione na niej. Mag? Wojownik? Na pewno nie Uzdrowiciel. Łowca... może?
– Posiadasz już imię, czy też tkwisz zawieszona w próżni żałosnego braku jakiejkolwiek organizacji, przesiąkając wonią Stada, które nie jest ci domem?
Nie wyglądała na dużo starszą ode mnie, więc pytanie zdało mi się być na miejscu. Gdyby dołączyła jako pisklę, zowczałaby wśród tej bandy leni.

Nagle usłyszałem trzask gałązek i szelest trawy jakby smok olbrzymi starał się skradać po polu zeschłych jeżyn. Co za idiota robi aż tak dużo hałasu?
Wolny. Oczywiście.
Spojrzałem na kolorową mieszankę genów będącą powodem wiecznej hańby przodków i poruszyłem łbem powoli. Co na Tarrama...
A potem to coś przemówiło.
Nie. Tego już było za wiele. Zdecydowanie podzielałem zdanie drugiej Wodnej. Na szczęście woń Cosia była inna niż moja czy Wilczej.
– Co. Do. Demonów.
Zmarszczyłem pysk i zawahałem się. Może szybkie zabójstwo pomogłoby oczyścić imię przodków tej nędznej imitacji smoka?
– Nie martw się, myślę że wszyscy Wolni są już tym zarażeni. Jestem tu trzy księżyce i jeszcze nie ogłupiałem, więc jest nadzieja.

: 31 sie 2018, 14:13
autor: Światokrążca
Postawił uszy i zerknął jednym złotym ślepiem na napotkaną dwójkę. Z trudem podniósł przednią część ciała pozostawiając resztę tułowia rozpłaszczoną na ziemi
Zaraźliwe? ooo tak tak to zaraźliwe bo wi.. widzi kaszlkaszl widzicie to wystarczy że ekgh eghh razgh raz dotkniecie – wykrzywił pysk w bolesnym grymasie po czym znów przywarł do ziemi równocześnie chwytając się za serce. Zakasłał gwałtownie we własną łapę. Korzystając z krótkiej chwili w której skrył łeb przed wzrokiem obcych, zbeształ się w myślach za dobranie nieodpowiedniej postaci. Przy tej dwójce powinien przybrać grę nowoprzybyłego pod barierę bezszkrzydłego ale było już za późno i musiał pracować z tym co miał. Nie mógł się winić długo za nieprzygotowanie bo dość szybko sobie przypomniał że nawet nie umie ukryć swojej obecności, co tylko wpędziło go w większe niezadowolenie. Powoli wstał i westchnął
Je egh śli raz dotkhgnniecieygh koghoś takiego jagh ja..... już przez nieskończoność eonów prawić będziecie w sposób mistrzów i bogów jak najwspanialsze dzieło życia malowane kolorami owoców najpiękniejszych natury, albowiem jeśli zboczycie z trasy przodków posągowych doznacie po stokroć gorszego nieszczęścia niźli najgorsza choroba trawiąca skorumpowanych przywódców!

: 01 wrz 2018, 12:54
autor: Administrator
ŁOSKOT.

Ogłuszający dźwięk sprawił, że zebrane tu smoki mogłyby podskoczyć z zaskoczenia. Gdyby w życiu nie doświadczyły większych niespodzianek. Niemniej ta należała do tych bardziej niespodziewanych niż inne, z uwagi na jasne niebo na nieboskłonie – skąd więc w środku dnia grzmoty i to bez błyskawicy przecinającej powietrze?
Sprawa, niestety, zaraz się wyjaśniła.

Dźwięk dobiegał z południa, więc jak tylko zebrani tak skierowali swoje oczy, zobaczyli coś, czego na pewno w życiu jeszcze nie widzieli. Przystańmy na moment, odetchnijmy głęboko, i wyobraźmy sobie coś. Skała, szara i porośnięta porostami tak wielkimi, że zwisały z niej w wielkich płatach niczym okazała, kołysząca się na wietrze broda. Istota tak wielka, że na pierwszy rzut oka przewyższała góry. Błyszczące się złem czerwone ślepia, niczym dwa rubiny podświetlone od środka łba, patrzące chciwie gdzieś przed siebie, gdzieś ponad obecne tu smoki. Humanoidalna budowa ciała, z tak zabawnym szczegółem, jak młoda brzoza wyrastająca z lewego ramienia.

Łoskot.

Okazało się, że ów dźwięk pochodził z momentu, w którym owa istota opuszczała jedną ze swoich kończyn na ziemię. Taka prozaiczna czynność, a tak zwracała uwagę.
Istota, nie zważając na smoki obecne pod Starą Brzozą, szła wytrwale na północ. Nie, na północny-wschód. Nawet nie spojrzała na Granatową, Zawierzonego ani Śliskiego, chociaż mogli oni poczuć na grzbietach dreszcz grozy. W końcu jak można by takie monstrum zatrzymać?

Monstrum szło w stronę wyspy proroków. Więc może zatrzymać je by wypadało. Jakoś. Może trzeba wezwać pomoc? Dużo pomocy. Najlepiej całą pomoc dostępną...



: 10 gru 2018, 22:40
autor: Enigma Horyzontu
Teivara nie...nie było. Nie reagował na jej mentalne wiadomości, ona nie mogła go wyczuć...Spodziewała się najgroszego. Nie wiedziała gdzie się zaszył, nie było go w grocie matki. Czy w ogóle żyje?? Opuścił Barierę? Ojca...z ojcem też brak kontaktu. Została więc tylko siostra, która już kilka razy pomogła jej z ranami czy chorobą. Chciała się więc spotkać z nią, może akurat będzie miała czas.
Tajemnica usiadła pod starą brzozą i odetchnęła spokojnie, wyciszyła się i wysłała mentalny impuls do siostry
~ Spotkamy się pod starą brzozą? Mam okropną ranę i ...może porozmawiamy?
Wracała właśnie z niemiłego spotkania z chochlikiem-magiem. Bardzo irytujące stworzenie.

//1x rana średnia

: 12 gru 2018, 0:12
autor: Wieczna Perła
//1x rana średnia
Ślaz Dziki, Dziurawiec

Biel spała w swoim leżu- nie dziwota- kiedy nagle dostała wiadomość od... Tajemnicy? Jakaś rana i... rozmowa? Ale o czym? Mniejsz,a dowie się na miejscu, rana ważniejsza. Musi wyruszyć natychmiast, ale gdzie...? Po chwili dotarło do niej miejsce docelowe. Stara brzoza... stara brzoza... coś kojarzyła, ale jeszcze ledwo kontaktowała po wybudze... no tak! Tam nakarmiła ją matka Rek! Rek... ścisnęła odruchowo perłę. No nic, pora wstawać. Wyszła z groty, po czym wzbiła się w powietrze.
Wylądowała po niedługim czasie z torbą z ziołami. Natychmiast podeszła do Tajemnicy. Z daleka czuła, że jest to rana magiczna. Z daleka widziała też, jakiego rodzaju. Złamanie... Złamanie złamanie złamanie! Które to już?! Któreś z kolei na pewno. Jeszcze trochę, a zostanie specjalistką do spraw złamań. Te smoki... czy to ją tam użarło, nie znają innego rodzaju ataków, niż tylko łamanie kości wroga? Miło byłoby ujrzeć jakąś różnorodność... Ehhh... trudno. Przynajmniej wiedziała co robić.
Od razu, niemal machinalnym ruchem, ze znużeniem na pysku, sięgnęła po kwiaty dziurawca. Od razu, równie machinalnie, równie znużona, zaczęła robić typowy wywar. Jak zawsze przerwała w odpowiednim momencie. Można się domyślać dalszej części, ale i tak wymaga ona opisu. Podała do wypicia.
Pij, ale małymi dawkami. Nie martw się, Fio będzie pilnować i poinformuje, kiedy zaczniesz łykać zbyt wiele.– Powiedziała nieco rozproszona, szukając odpowiedniego zioła w torbie.
O, jest! Liście Ślazu Dzikiego! Mają tego sporo, pora więc pozbyć się ich co nieco. Zaczęła tworzyć z nich maź poprzez pocieranie. Co prawda należało to utrzeć z nawłocią, ale... była przekonana, że te dwa zioła starczą. No, wracając. Kiedy tylko je utarła na maź, zaczęła rozprowadzać po ranie pyska.
Zaraz potem ją dotknęła i... Maddara zajmie się resztą. Wpłynęła płynnie do rany. Wpierw zajmie się kością... znowu. Jak to zazwyczaj Maddara zwykła czynić w takich sytuacjach, pogoniła organizm do działania. Wpierw miał zespolić złamaną kość. Tkanki winny zrosnąć się i być takie, jak poprzednio. Zaraz przed tym sama jeszcze wyrównała złamanie, jeżeli było to wymagane. Zaraz potem ciało zająć się miało krwawieniem- załatać je dorabiając nowe komórki w miejscu przerwania. Zaraz potem organizm miał odbudować zmiażdżone gdzieniegdzie tkanki różnego rodzaju, może mięśnie. Rzecz jasna sama magia nie zapomniała wypłukać obcej, nieproszonej i szkodliwej magii z organizmu. Na sam koniec z pomocą Maddary, miał dopiąć dwie części skóry, rozdzielone pechowym, magicznym szarpnięciem. Rzecz jasna narzucono też na to płaszcz łusek, żeby się jakoś prezentować wśród innych.
Odsunęła się nieco od niej rzucając jej ciekawskie spojrzenie. Po co ją tu jeszcze wezwano? Oby szybko dostała wyjaśnienia...
Fio również smacznie sobie spał w gnieździe, które zrobił w jednym nadającym się do tego krysztale. Jego zmysły wyszły z letargu wraz z tymi Domine. Uh... ta więź miała jednak parę minusów... Lecz mimo niechęci, od razu się poderwał. Wybudził się szybciej od swojej Domine, lustrując pomieszczenie. Dopóki nie odzyska pełnej sprawności, będzie czuwał. Nawet podczas snu był w miarę wyczulony, lecz jak widać, czasami zawodził... musi nad tym popracować.
Jak tylko ona ruszyła, on ruszył za nią. Na miejscu wylądował na jej prawym skrzydle, dokładnie tam gdzie zawsze. Kierowali się w stronę siostry Aurum. Jej również nie oszczędził pełnego nieufności spojrzenia i oceniania. Sprawiał też wrażenie wiecznie gotowego do ataku, chociaż w jej wypadku było to udawane. Po co miałaby atakować swoją siostrę? Lecz mimo to wolał zachować pozory- po co robić wyjątki wobec innych smoków? Wszystkie ma traktować jako równe zagrożenie, albo przynajmniej tak ma się innym wydawać. Niech wiedzą, że Aurum ma ochronę. Najlepszą ochronę, bo jego.


//Nie mam siły edytować też post o Fio, ale widać, co by robił.

: 20 gru 2018, 23:51
autor: Enigma Horyzontu
Tajemnica przymknęła oczy i pozwoliła siostrze działać, wykonała jej polecenie odnośnie picia wywaru i ani drgnęła kiedy ta posłała leczniczą magię w jej ciało. Kiedy skończyła, na pewno było lepiej chociaż miejsce po brzydkiej ranie trochę bolało przy ruchu. Znośnie lub mniej, jednak nie było źle ale chyba na jakiś czas odpuści sobie walki i polowania. Spojrzała na siostrę i zatrzymała ją, łapiąc jej prawy bark swoją łapą
– Zaczekaj... Nie przeszkadza ci ta twoja samotnia? Mam też...złe wieści
Kolejne złe wieści, tak jakby nie mogło być normalnie. Dlaczego...Jej młodszy brat. Ukochany braciszek, którego znała od skorupki, po prostu znikł. Starała się aby jej oczy nie wypuściły łzy, te były jednak wilgotne. Przetarła je i powiedziała
– Teivar gdzieś znikł. Boję się, że...że nie żyje. Albo zwiał do matki i tyle go widzieli

: 23 gru 2018, 13:10
autor: Wieczna Perła
   Już miała odchodzić, kiedy niespodziewanie Havi wyciągnęła w jej stronę łapę... Westchnęła cicho i nic nie robiła wiedząc, co za chwilę nastąpi...
   Widząc ten ruch, oczy Fio zwęziły się. Źrenice były cieńsze niż u typowego węża, mniejsze niż u przerażonego zwierzęcia, niemalże zniknęły.O nie! Tego już za wiele! Nie dotkniesz jej na jego warcie, nawet o tym nie myśl! Skrzeknął donośnie i cały się zapalił. Pierze jaśniało mocnym, złocistym, wręcz oślepiającym blaskiem. Ogień tańczył szalenie na jego ciele, wyrażając cały gniew jaki obecnie czuł. Dziób natychmiast powędrował w stronę łapy Hostis nietykalności cielesnej Jego Dominy. Użarł ją boleśnie. Nie spowodowało to poważniejszej rany, ale ból rozgrzanym dziobem na pewno do przyjemnych nie należał. Będzie jeszcze długo piec i dawać o sobie znak. To na pewno ją oduczy naruszania nietykalności cielesnej Aurum samicy.
   Chwilę po tym syczał głośno, niemalże ogłuszająco. Głowę obniżył, spoglądał w oczy Hostis z furią. Było w nich widać, że pragnął więcej i byłby w stanie, bez zawahania się, zaatakować ponownie, gdyby go sprowokowała. Skrzydła rozłożył na całą szerokość. Mięśnie były spięte, drgały lekko- widać było, że jest gotów na atak. Cała jego postura wyrażała po krótce coś podobnego- Zbliżysz się jeszcze raz, albo jej dotkniesz, a będziesz musiała mierzyć się ze mną, a ja będę walczyć zażarciej, niż może Ci się wydawać.
   W podobnych chwilach zapominał o tym, kogo zamierza atakować. Nie liczyło się dla niego to, kim ta osoba jest dla Dominy- każdy równo był wtedy hostisem. Nawet Aurum nie byłaby w stanie go uspokoić. Zaniechał na podobne momenty wszelkich jej nauk i dywagacji rodzinno- społecznych związanych z jej relacjami z innymi. Ważna była dla niego ochrona Dominy, jego prawdziwy cel, można rzec, że jedyny powód dla którego żyje.

: 23 gru 2018, 13:56
autor: Enigma Horyzontu
Przeważnie ignorowała kompanów innych smoków, nie czuła takiej potrzeby. Jednak była już jakiś czas wojowniczką i wiedziała jak się bronić, takie stworzenie od tak nie może jej zaskoczyć. Kiedy dziób poleciał w jej stronę, zacisnęła łapę w pięść i uderzyła nią ptaka w spód dzioba odrzucając go w górę. Wymierzyła siłę tak, żeby go nie zranić ale nie było to też musknięcie i feniksowi mogło się od tego ciosu zakręcić w głowie a może nawet zostanie mu lekki siniak. Fakt faktem, delikatne oparzenie miała od kontaktu z dziobem ale nic poważniejszego. Poczuła jeszcze jak demon, który został w jaskini i odpoczywał, zauważył poruszenie w jej głowie i szarpnął się chcąc przybyć na ratunek swojej opiekunce. Tajemnica jednak przesłała mu mentalny impuls, że nic się nie dzieje. Po obronie wspomniała jej o Teivarze.

Samica spojrzała potem na ptaszysko a potem na siostrę i powiedziała
– Naucz go, że ze mną ma nie zadzierać. Rozumiem, że potrzebujesz kompana ale jak będzie mnie atakować to nie ręczę za rany jakie dostanie w prezencie ode mnie jeśli sobie nie daruje
Była trochę poirytowana. Odetchnęła aby się trochę uspokoić.
Jej mina zrobiła się chłodno lodowa z naturalnym, wrednym uśmieszkiem. Wypuściła z nosa stróżkę ciemnego dymu
– Mogłabyś mi powiedzieć skąd znasz Uglena? Zwracał się do ciebie tak jakbyś była jego partnerką
Powiedziała spokojnie, próbując zmienić temat.

: 03 sty 2019, 0:47
autor: Wieczna Perła
   Teivar zniknął? Tak rzadko go widywała, że nawet nie zwróciła na to większej uwagi. To źle. I to bardzo. Tym gorzej, że teoretycznie byli rodziną, praktycznie było to jak z matką- tylko z więzi, nie uczuć. To źle. I to bardzo. Nie pożegnała się z nim, nie przewidziała tego. Właściwie był jej nawet obojętny, ot mieli jedną naukę i tyle. To źle. I to bardzo. Zrobiło jej się bardzo smutno. Zignorowała nawet Fio i uwagę siostry. No, może nie zignorowała, co wydawały się jej mniej ważne, na tyle, aby to przemilczeć. Aż tak bardzo nie interesowała ją rodzina. To już któryś z jej członków, który odchodzi, a ona wydaje się niewzruszona. Siostry, matka, brat, a ona trwa jak ten posąg, a ona nic względem nich nie czuje, a ona ich nie rozpamiętuje, nie wspomina, nie myśli o nich. To źle. I to bardzo. Kiedy tylko zdała sobie sprawę z krzywdy, opuściła smętnie łeb, aby trwać tak dość długo. Była zamyślona, smutna.
   Z tego letargu wyrwała ją inna sprawa. Znowu nie ma czasu na żałobę bliskiej osoby, znów inne myśli rwały się naprzód, na przekór myśleniu o innych, na przeciw żalom. Uglen. To jedno imię starczyło, aby jej umysł przeszedł gruntowne zmiany. Wtem z kącika żalu przekształcił się w jaskinię strachu. Jak to? Partnerką? Przypomniała sobie żleb i tamte myśli. Były takie same, niemal identyczne- wypierała się tego. No, może to przesadzone stwierdzenie- nie chciała tego.
   – Raz na Wspólnych go uleczyłam. – Odpowiedziała dość spokojnie, ignorując drugą część. Ot, nie było jej. – Właściwie nie wiedziałam, że jest w Ogniu... – Tu nastała chwila ciszy, jakby się zbierała na coś. – Mam nadzieję, że jest szczęśliwy tam, gdzie jest... – Dodała już ciszej zmęczonym tonem.
   Tego się nie spodziewał. Doprawdy, był pewien, że atak trafi...Jednocześnie zyskała tym jego sympatię – ma dostatecznie dobry refleks, aby móc bronić Dominy – ale był też i zły. Pragnął powtórki. Drugiego podejścia, tym razem na poważnie. Nie daruje jej tak łatwo, o nie. Może kula ognia? Nie, zbyt proste. Atak jadowitego węża? Nie – Domina nie ma ziół, aby uleczyć. Kamień w łeb? A może... może... Niby proste, ale się po tym nie odegra.
   Kiedy tylko miał się zabrać za swoje dzieło, poczuł wielki... smutek. Pierwszy raz odczuwał to samo co Domina tak dogłębnie. Do tej pory to się po nim ześlizgiwało, ocierało, nie szkodziło. Skąd właściwie wypływały te negatywne emocje? Z tęsknoty. Za rodziną. Mater... a on właśnie chciał zaatakować jej siostrę... Natychmiast przestał wyobrażać sobie rzeczony kamień. Zamiast tego ocierał się ciałem o Aurum. Jego pierzaste płomienie przyjemnie łechtały łuski, dostarczając tak uwielbianą przez nią wysoką temperaturę. Może nie doda jej tym jakoś zbyt wiele otuchy, ale przynajmniej coś zdziała. Złość malowana na dziobie zniknęła w oka mgnieniu, ustępując pola smutkowi i współczuciu. Pierwszy raz chyba troszczył się o nią inaczej, niż do tej pory. Prawdziwie. Niczym comes. Nie curatix, a comes. W końcu to nim był naprawdę.

: 17 sty 2019, 19:48
autor: Enigma Horyzontu
Tajemnica nic nie powiedziała. Jakoś chyba jednak nie miała ochoty na tę rozmowę. Skinęła tylko łbem, obrzuciła ostrzegawczym wzrokiem feeniksa, po czym rozłożyła swoje bordowe skrzydła i odleciała do swojej jaskini.

//zt.

: 22 lut 2019, 16:15
autor: Różany Kolec
Pogodne przedpołudnie zachęcało do spacerów. Słońce stało już całkiem wysoko i rozgrzewało ziemię, rozpuszczając zalegające po zamieciach śnieżne czapy. Wszędzie było wilgotno, więc trawy powoli budzące się do życia lśniły w jaskrawych płomieniach po-lodową rosą. I właśnie taki pogodny dzień, Zima wybrała na odpowiedni czas, by Akaer zobaczył coś więcej poza ścianami jaskiń. Na początku wyprowadziła go na zewnątrz, by oswoił się z chłodem wiatru, zapachami ziemi i widokami ogromnego świata. Dała mu czas, by (jeśli tylko chciał) pobuszował po okolicy, wciąż będąc w zasięgu wzroku. A gdy znudził się lub chciał iść dalej, powiedziała mu:
Zabiorę cię dzisiaj w kilka miejsc, hm? – Pieszczotliwie trąciła go nosem. – Na ziemie, gdzie możemy spotkać smoki z innych stad. – I po tych słowach posadziła sobie malca na grzbiecie. Przykazując, by trzymał się mocno bujnego futra na jej karku, wzięła krótki rozbieg po skalnej półce i wyskoczyła w powietrze rozkładając czarnopióre skrzydła. Wiatr świsnął w ich uszach, wdarł się w futro, a ziemia szybko stawała się coraz odleglejsza.
Zima wyrównała lot, i po chwili gładko płynęła w przestworzach, a Akaer mógł podziwiać patchwork polan i lasów pod nimi.
Po kilku dłuższych chwilach lotu dotarli nad Szklisty Zagajnik, a dokładniej w okolicę potężnej, starej brzozy. Jej gałęzie powoli zaczynały pokrywać się pączkami świeżych liści. Podobnie jak i okoliczne drzewa oraz krzewy. Smoczyca wylądowała w prześwicie między drzewami i odetchnęła zapachem wilgotnej ziemi.
Jesteśmy na miejscu. – powiedziała, zerkając do tyłu, na maleńkiego Akaera. Potem przykucnęła, by młody miał do ziemi nieco bliżej. W myślach zaś, formułowała wiadomość do pewnego uzdrowiciela.
Wybacz, jeśli ci przeszkadzam. Lecz jeśli będziesz miał chwilę, przybądź pod Starą Brzozę. Ja i Akaer będziemy się tu bawić przez jakiś czas. – Słowa, które rozbrzmiały w umyśle Remedium, były zaczepne i zabarwione beztroską. Potem przeniosła wzrok na syna i nastawiając uszy, opadła na przednie łapy w iście pisklęcej pozie do zabawy. – To co chcesz robić, dzielny smoku? Idziemy na jakąś wyprawę?

: 22 lut 2019, 21:44
autor: Poszept Nocy
Wypuszczony poza grotę pisklak radośnie wyczłapał przed matkę, tylko po to by zatrzymać się po kilku krokach i zasyczeć z oburzeniem. Jego łapki były mokre! Podniósł jedną z puchatych kończyn i obejrzał ją z niesmakiem, poruszał palcami pokrytymi błotem. Ygh!
Z pretensjonalnym świergotem wrócił do matki, która posadziła go na swym grzbiecie i ruszyła do przodu. Akaer przywarł do ciała Tchnienia Zimy i wczepił pazurki w futro smoczycy gdy ta rozłożyła skrzydła i wyskoczyła w powietrze. Srebrne ślepia rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów gdy pisklak rozglądał się z ogromnym zaciekawieniem, pochłaniając każdy szczegół nowego otoczenia.
– Spotkać! – Zaświergotał niewyraźnie, podekscytowany. Zdecydowanie podobało mu się latanie.
Gdy smoczyca wylądowała pisklakiem szarpnęło, ale trzymał się mocno. A gdy usłyszał że to koniec podróży – przynajmniej tej wspomaganej – ruszył w dół. Całkiem sprawnie zlazł z grzbietu matki, mając już kilka podobnych prób za sobą. Skrzywił się mimowolnie czując wilgoć pod łapkami, ale stara trawa wokół Brzozy nieco poprawiała sytuację.
Powoli ogrom nowości wypierał z głowy samczyka myśli o mokrym futrze. Aksamitny ogon rozkołysał się na boki, a maluch pochylił zaczepnie łeb.
– Wyprrrawa! – Zaświergotał do matki, szczerząc białe kiełki.

: 23 lut 2019, 22:00
autor: Remedium Lodu
  ~ Wybacz? Przeszkadzać? Jeśli mam chwilę? Tchnienie, czy ty chcesz mnie obrazić? ~ pod słowami, ułożonymi jakby Lód nie pojął żartu smoczycy, krył się pokład szczerego rozbawienia i wyczekiwania. Remedium poderwał się ponad Zdradliwe Bagno, pozostawiając swoje obserwacje przyrodnicze- po raz pierwszy w życiu- bez najmniejszego żalu. W powietrzu nie wykonywał nawet żadnych zbędnych manewrów, chcąc jak najszybciej odnaleźć się ponad Szklistym Zagajnikiem i wyszukać Starą Brzozę. Dopiero widząc z wysokości szarą sylwetkę partnerki oraz- po dłuższym wpatrywaniu się- ciemną plamkę która mogła być tylko jednym, poderwał się wzwyż i zatoczył leniwą pętlę okręcając się przy tym wokół własnej osi, by opaść niemalże pionowo w dół i wylądować w pewnej odległości od rosłego drzewa.
  Choć przed chwilą jeszcze pozwolił sobie na upust radości, teraz jednak nie miał pewności, czy właściwym byłoby przerywanie jakiejś zabawy. Zaczął więc podchodzić po cichu od gęstszej strony lasu tak, by jego zapach nie docierał jeszcze do nosa pisklaka. Uważając na wszelką zdradziecką drobnicę pod łapami przystanął, skryty między przysadzistą lipą a krzewiastym cisem. Pisklęta były z natury skore do dostrzegania wszelkich szczegółów, więc odrobina maddary zapewniła Uzdrowicielowi, że jego ślepia wyglądające spomiędzy gałązek oraz pasma jasnego błękitu skryte były w pogłębionym magicznie cieniu lasu.
  Pysk mu się śmiał, postawa zyskała rozluźnienie, na które nie pozwalał sobie ostatnimi czasy zbyt często. I błędnie. ~ Naprawdę nie wiem, czy powinienem wam teraz przerywać. Wyglądacie uroczo, wiesz? ~ przesłał Tchnieniu ze szczerym rozrzewnieniem, na które nie zdobyłby się chyba wobec żadnego innego smoka. Akaer był do niego kompletnie niepodobny, co jednak umysł analityka odnotował wyłącznie jako nic nieznaczący fakt. Dlaczego niby miałoby mu przeszkadzać, że jego syn wdał się w matkę bardziej niźli jego? Miękka mogła wyczuć w przekazie, że tylko obawa przed zniszczeniem pewnej dziewiczości jej chwili z pisklakiem powstrzymuje Remedium przed wyjściem z ukrycia.

: 24 lut 2019, 14:31
autor: Różany Kolec
Nie śmiałabym! – odparło mu żartobliwe oburzenie zostawiając po sobie uczucie lekkości i szczęścia. Potem w całości skupiła się na roześmianym Akaerze. Był uroczy i z trudem powstrzymała się, żeby nie przeczesać mu grzbietu pociągnięciem jęzora. Młody rósł szybko, nie powinna cały czas miziać go i trzymać pod skrzydłem, bo zamiast dzielnego smoka, wyrośnie na kluskowatą kulkę futra, która będzie bała się zewnętrznego świata. Zima obiecała sobie, że będzie powstrzymywać się przed czułością, choć robiła to z trudem, bo jako pisklę, które nie miało jej w ogóle, chciała naturalnie zapewnić synowi wszystko, czego sama nie miała.
Wyszczerzyła się radośnie do Akaera i zawtórowała mu miękkim warkotem, własną żywiołowością zachęcając go do zabawy.
Więc w las! Może upolujemy coś ciekawego – Machnęła głową w stronę zasłony drzew. – Prowadź, przywódco wyprawy! – Wyprostowała się, czekając aż samczyk ruszy we wskazanym kierunku. A nawet jeśli ruszył w innym, to i tak go nie korygowała. Gdzie szli, nie miało znaczenia.
I nie minęła nawet chwila, a wiadomość Lodu znów musnęła jej jaźń, sugerując, że samiec znalazł się w pobliżu. Musiał być bardzo blisko, skoro tak szybko tu dotarł. Miękka nie zastanawiała się jednak co tu robił. Szczerze ucieszyła się, że przybył bez zwłoki, rozgrzewając jej serce komplementem i ciepłem czułości. Sprawił, że uśmiechnęła się w przestrzeń, patrząc za kicającym w kierunku lasu, Akaerem.
Więc zostań w ukryciu – odparła, przekazując z tymi słowami niewyobrażalną tkliwość. Właśnie poczuła jak bardzo stęskniła się za jego głosem, spojrzeniem pięknych, złotych ślepi i zapachem przywodzącym na myśl orzeźwiającą morską bryzę zmieszaną z rozgrzaną słońcem, letnią łąką. – Znajdziemy cię – dodała po chwili, ale już bardziej zaczepnie i filuternie. Potem skoczyła za synem, wprost między pnie drzew. Przez chwilę obserwowała go, pozwalając mu robić wszystko, co chciał. Bez względu na to, czy było to ganianiem stada wróbli, kopaniem pod korzeniami drzew, zadawaniem masy pytań, czy... czymkolwiek innym. Ale w pewnym momencie, by powrócić do tego, co obiecała Remedium, utkała z maddary wyraźne, smocze ślady – niemal doskonałe odbicie łap należących do uzdrowiciela, które ułożyła pomiędzy miękką, wilgotną ściółką nieopodal młodego Ognika.
Akaer! – Zawołała za nim, wskazując pyskiem na wyraźne stemple smoczych łap. – Patrz co znalazłam! – Szeroko otworzyła oczy, z rozbawieniem odgrywając zdumienie i przejęcie. Chciała zarazić młodzika entuzjazmem, zachęcić go do podążenia nową ścieżką.

: 28 lut 2019, 10:14
autor: Poszept Nocy
Akaer, odpowiednio do swego wieku, był błogo nieświadomy tego że matka nie była całkowicie skupiona na nim. Nie potrafił jeszcze rozpoznawać maddary i jej interpretować. W pełni poświęcał się więc obserwowaniu otoczenia i matki, która właśnie zapowiedziała wyprawę?
W las?
– Las! – Wysyczało entuzjastycznie pisklę, i popędziło we wskazanym kierunku.
Popędziło, oczywiście, truptając ze względną zgrabnością i prędkością odpowiednią dla wieku podobnej kluski.
Zagajnik, dla malutkiego pisklaka, był niczym ogromna puszcza. Srebrne ślepia spoglądały z szacunkiem w górę, a maluch respektował potęgę starych roślin które widziały o wiele, wiele więcej od niego. Futrzaste łapeczki stąpały miękko po ściółce, omijając mrowiska i inne skupiska żyjątek, gdyż Akaer nie chciał im przeszkadzać.
Zawołany przez Tchnienie zatrzymał się gwałtownie, jakby wyrwany z odkrywczego transu i zapiszczał z radością. Odkrycia!
Podszedł do matki i pochylił się nad jej znaleziskiem – dla niego tak samo prawdziwym jak wszystko wokół – i zakołysał z podekscytowaniem ogonem. Futrzasta końcówka chodziła na boki z zadziwiającą częstotliwością.
Pisklę powąchało ślad i przekrzywiło łeb. Akaer popatrzył najpierw na swoje łapki, ale chociaż kształt się zgadzał to rozmiar mu nie odpowiadał. Przeniósł wzrok na łapy matki. To już lepiej!
– Kto? Gdzie? – Zaświergotał, wpatrując się w matkę jak w cud, wierząc że wiedziała wszystko.

: 02 mar 2019, 21:47
autor: Różany Kolec
Zima obserwowała jak malec wącha ślady. Och... kompletnie zapomniała nadać im woń. Młody zdawał się jednak nie zwracać na to uwagi. Zamiast tego porównał swoje łapki do tych odbitych w ściółce. Sprytna bestyjka. Pokazała mu swoją łapę, gdy zauważyła, że się jej przygląda.
To nie moje! – zapewniła pośpiesznie, na pokaz przykładając ją do odcisku. Ta należąca do uzdrowiciela była nieco większa. Zima zastanowiła się czy naprawdę ma on takie duże łapy, czy po prostu jej samicza wyobraźnia uczyniła je tak wielkimi i silnymi? Parsknęła cicho, rozbawieniem kwitując swoje romantyczne rozważania.
Nie mam pojęcia – odparła Akaerowi. – Sprawdźmy! – I ruszyła za śladami, sukcesywnie dodając kolejne przed nimi, gdziekolwiek nie poszli. Właściwie nie była pewna gdzie iść, bo Remedium się nie pokazał, ale skoro powiedziała mu, że go znajdą, to zamierzała to zrobić. Bez względu na to ile czasu zajmie jej poszukiwanie.
W pewnym momencie przystanęła na dłużej, rozglądając się uważnie i węsząc w powietrzu. Po kilku chwilach wędrówki wokół Brzozy wiatr w końcu przywiał jej woń Lodu. Nareszcie! Cóż, nie popisała się swoimi łowieckimi umiejętnościami, ale była zbyt rozkojarzona zabawianiem Akaera po drodze, żeby skrócić partnerowi czas oczekiwania w pobliskich krzakach.
W końcu jednak wychynęli zza krzewów, za którymi krył się uzdrowiciel.
Tu jest nasza zdobycz! – zakrzyknęła na widok Lodu. – Jakaś taka duża jest. I smocza. I pachnie tak dziwnie. Co sądzisz, Akaer? – Machnęła pyskiem w kierunku samca i lekko tknęła malca w bok wierzchem łapy. – Nada się? – Zapytała, spoglądając krytycznie w kierunku uzdrowiciela. Jej ślepia śmiały się, kiedy z krzywym, zadziornym uśmiechem zmierzyła granatowołuską sylwetkę od góry do dołu. Jej spojrzenie było jednak nieco zbyt... powłóczyste, zbyt uwodzicielskie, by partner nie dostrzegł dwuznaczności jej słów.

: 03 mar 2019, 18:27
autor: Remedium Lodu
  Ha! Porzucanie obserwacji przyrodniczych nad Zdradliwym Bagnem nie było najmniejszą stratą, kiedy dla odmiany mógł dokonywać ich tutaj. Teraz karmiły one na dodatek jego uczucia, co było jakże miłym dodatkiem, uzmysławiając mu jak stęsknił się za widokiem swojej Zimy. Nie odpowiedział więc wcale na jej ostatnie wiadomości mentalne i oddawał się podziwianiu i wsłuchiwaniu się w leśne parady dwójki północnych po okolicy. Otulony drobnym kokonem kamuflujących go częściowo tworów z maddary, tkwił i uśmiechał się coraz szerzej na widok całej sceny. Do której, rzecz jasna, dokładał i swój udział.
  Raz mącił, raz prostował tropy dla Akaera, dorzucając trzaski gałązek, szelesty liści, chroboty pazurów czy tupot łapek. No właśnie- syn może w końcu spostrzegł się, że tylko te ślady wskazujące większą zdobycz na wyprawie prowadzą w jednym kierunku. Te czynione przez mniejszą zwierzynę prowadziły na manowce, choć również w nieprzypadkowe miejsca, bowiem ku lokalnym „małym cudom” dla pisklaka. Przynajmniej Lód miał nadzieję, że fantastycznie pokrzywiony pień, opuszczony ul zbudowany w pniu martwego, pustego w środku drzewa, wreszcie drobny niebieski koliber powołany do istnienia na gałęzi Starej brzozy- że dla pisklaka takie odkrycia i zjawiska faktycznie będą cudowne. Uśmiech zrzedł mu na chwilę. Dla niego były, ale przecież już wiedział po swoich doświadczeniach z Mardukiem, jak bardzo potrafi zawieść w kontaktach z młodymi. I fakt, że Akaer był jego pisklęciem nie czyniło go przecież odpornym na wpadki ojca, może wręcz przeciwnie.
  Wreszcie, gdy został definitywnie zlokalizowany, rozwiał swoje zaklęcia, przypadł przednimi łapami do ziemi i smagnął się ogonem po bokach. – No właśnie, młody Akaerze, mama zadaje Ci mądre pytanie: nadam się? A do czego się mogę nadać, hm? Skoro twoja zdobycz okazuje się być smokiem, to co powinniśmy wszyscy zrobić? – uśmiechnął się po swojemu i zaczekał na odpowiedź młodego, nim podjął – Dziś akurat upolowałeś swojego tatę. Jestem Remedium Lodu, twój tata. Przyjdziesz, żebyśmy się poznali? – przysiadł tak, by móc w razie potrzeby szybko się zerwać gdyby Zima wpadła na pomysł ganiania go po okolicy w roli zwierzyny… czemu jednak postarał się zapobiec, rozchylając zapraszająco lewe skrzydło i zsuwając na chwilkę z Akaera, by przeplatając w pół drogi własne, roztańczone z radości spojrzenie promienistych tęczówek z jej gęstą od uczuć burzą ślepi. Delikatnym ruchem łba spróbował ściągnąć ją obok siebie, jakby spojrzenia były łączącą ich napiętą linką.

: 06 mar 2019, 20:02
autor: Poszept Nocy
– Sprrrawdźmy! – Powtórzył za matką, a przeciągnięte z entuzjazmem słowo zasyczało i zafurkotało opuszczając pysk pisklęcia, które wyglądało jakby ktoś czarnego smoka upstrzył plamami czerwieni i – w trzech miejscach – bieli.
Pisklę ochoczo ruszyło dalej w las, niewprawnie podążając za śladami. Czyli głównie za matką, która niejako prowadziła go ku zdobyczy. Nie interesowały go inne tropy, czarny nos z przejęciem zajmował się jedynie tymi należącymi, a przynajmniej w wyobraźni Tchnienia Zimy, do smoka.
Wszystkie inne efekty przykuwały jednak jego uwagę. Maddara Uzdrowiciela Wody zapewniła jego synowi mnóstwo docenionych przez niego atrakcji. Akaer wyraźnie interesował się naturą i jej bogactwem. Szare szponiki zastukały w puste drewno, a srebrne ślepia ze smutkiem obejrzały opuszczony ul. Malec podświadomie wiedział, ze nie tak powinien wyglądać. Nie powinien być taki pusty. Nie wiedział oczywiście, że gdyby pusty nie był to jego futro nie wszędzie chroniło go przed użądleniami.
W końcu jednak dotarli do celu!
Puchate pisklę zatrzymało się gwałtownie i komicznie przekrzywiło łebek, mocno pociągając nosem. Który gdy tylko poczuł zapach Wodnego zmarszczył się wyraźnie. Akaer przez chwilę wodził spojrzeniem pomiędzy matką a ojcem, pociągając co jakiś czas nosem.
– Dziwnie pachnie! – Fuknął z wyrzutem, spoglądając oskarżycielsko na Zastępczynię Ognia. Uzdrowiciel był pierwszym smokiem spoza stada malucha którego poznał i wyraźnie nie przypadł mu do gustu inny zapach.
– Tata? – Przekrzywił łeb na drugą stronę i zakołysał ogonem.
Tata? A cóż to takiego? Miał mamę, która opiekowała się nim od wyklucia. Remedium Lodu pachniał dziwnie. Miał dziwny kolor – Akaer nie widział jeszcze niebieskiego smoka! – choć musiałby przyznać, że barwa ta przyjemnie przypominała niebo albo czystą wodę. Nie był też tak naturalnie przyciągający dla pisklęcia jak Cioteczna Kołysanka.
Pisklę zrobiło krok w stronę Tchnienia Zimy, dalej od Remedium Lodu, jakby chciało w ten sposób pokazać swoje odczucia wywołane niespodziewanym znaleziskiem. Nie była to niechęć – to zbyt mocne określenie. Po prostu nie wiedział co o tym myśleć.
Co mogło wyglądać o tyle śmieszniej, przynajmniej z perspektywy dorosłego smoka, że choć stanął bliżej matki i nie odpowiadał na pytania Wodnego, to zerkał z ciekawością ukradkiem na zachęcającą do zabawy pozę Uzdrowiciela, a końcówka jego puchatego ogona zaczęła podrygiwać z zaciekawienia i chęci odkrywania nowej znajomości.

: 07 mar 2019, 18:36
autor: Różany Kolec
Słowa Remedium wydały się Zimie nieco... dziwne, ale skwitowała je uśmiechem, dając okazję Akaerowi do wyrażenia własnego zdania. I młody w jakiś sposób je przekazał. Smoczyca parsknęła śmiechem na wzmiankę o zapachu.
Dziwnie, ponieważ należy do stada Wody – wytłumaczyła, a widząc zapraszający gest owego samca i rozwinięte skrzydło, uśmiechnęła się zawadiacko, ale nie zdążyła skorzystać z zaproszenia, bo zachowanie Akaera zmusiło ją do skupienia na nim uwagi.
Zapowietrzyła się, zdając sobie sprawę, że w gruncie rzeczy nie zaznajomiła samczyka z pojęciem rodziny. Cóż, musiała to nadrobić i to szybko, żeby nie robić w głowie malucha większego zamieszania. Akaer pewnie nie dostrzegł konsternacji Zimy, ale dla Remedium jej dyskomfort musiał być widziany jak na otwartej łapie.
Akaer? – Zniżyła pysk i trąciła malucha noskiem, by zwrócić jego uwagę. – Posłuchaj mnie przez chwilkę. – Gdy zyskała już skupienie malca, ciągnęła dalej. – Ja, ty... – dotknęła palcem puchatej piersi pisklęcia. – I Remedium... – Wskazała na uzdrowiciela. – Jesteśmy rodziną. Czyli smokami, które bardzo, bardzo, barrrrdzo się kochają. Tata, to taki bardzo mądry i odważny smok, do którego możesz zwrócić się z każdą prośbą i problemem, tak jak do mnie. Jest dokładnie taką... mamą, tylko że samcem. – Na końcu języka miała "tylko, że tatą" i z ledwością powstrzymała się od śmiechu. – Nie musisz się go wstydzić, ani bać. Na pewno chętnie się z tobą pobawi – zakończyła, mając nadzieję, że jakoś z tego wybrnęła. Nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej tłumaczyć takie rzeczy i to do tego własnym pisklętom. Nie sądziła, że kiedykolwiek zostanie matką.
Nabrała w płuca powietrza i zanim je wypuściła, spojrzała na Remedium przepraszająco. Posłała mu odrobinę zawstydzony uśmiech, a potem, na znak komitywy ruszyła ku niemu i usiadła przy jego boku, śmiało wsuwając się pod lewe skrzydło. Otulił ją znajomy, przyjemny zapach ziół i morskiej bryzy. Westchnęła głęboko, poddając się uczuciom spokoju i przynależności, które objęły ją razem z gestem samca. Potem czule spojrzała na syna i wyciągnęła ku niemu łapę, zapraszając by wtulił się w jej futro, gdyby tylko nadal czuł się zagubiony.

: 13 mar 2019, 8:45
autor: Remedium Lodu
  Po reakcji Akaera był już całkiem pewny, że raczej nie potrafi rozmawiać z pisklętami. Może specyficzne przypadki, jak Lulal ze względu na historię z napaści na Wodę, albo Hexaris, która przez swoje kalectwo zachowywała się czasem poważniej. Choć była to powaga na granicy zgorzknienia, a złotołuska miała wyraźne uprzedzenia do smoków północnych. Wyraźnie zaczęła nim gardzić, odkąd poczuła od niego zapach Tchnienia. Nie, żeby szczególnie go to obchodziło, bowiem w jej zachowaniu wietrzył wpływ Szlachetnego Nurtu. W ogólności pisklęta po prostu reagowały inaczej niż dorosłe smoki, w sposób ciężki dla Remedium do ogarnięcia. Nazywał to „dylematem Szlachetnej”, ostatnimi zaś czasy „dylematem Marduka”.
  Akaer natomiast… cóż, zachowywał się raczej w sposób podobny Zimie, ale przecież, na wszystko co niepojęte, nie zacznie traktować syna na wzór partnerki. Nie przerwał jednak pozy, ogon zresztą samoistnie miał w ciągłym ruchu, więc widząc jak Akaer mimo wycofania daje lekkie znaki zainteresowania znaleziskiem, skupił się raczej na mowie ciała. Pomysł, by puścić do pisklęcia przekaz mentalny- przyjazny i niewerbalny- na szczęście szybko odrzucił. Jeszcze tego brakowało, by przytłoczyć młodego. Uśmiechał się więc swobodnie, co w otoczeniu Zimy przychodziło mu całkiem bezboleśnie, w pewnym momencie ważąc się na krok w ich stronę i zachęcające poruszenie łbem. Nienachalne spojrzenie, otwarta postawa… odrobina sztuki mediacji przecież nie zaszkodzi.
  Miał nieco obawy, czy Miękka postąpiła słusznie podchodząc do niego tak, że młody pozostał sam naprzeciw nich, skoro jednak taki kierunek wybrała, to on miał zamiar kontynuować wedle jej wyborów. Z pewnością rozumiała Akaera lepiej niż ojciec. Z radością otulił ją skrzydłem, czując momentalnie jak nadmiar obaw go opuszcza. Wtulił nos w jej szyję, by zaraz odwrócić się do pisklęcia i podjąć inną taktykę rozmowy: – Masz wspaniałą mamę, Akaer. – mamy coś wspólnego, więc nie obawiaj się. Do tego Tchnienie wyciągająca ku niemu łapy… jeśli Akaer podejdzie, to wyjdzie z tego tak ckliwy obrazek, że parę księżyców temu widząc obecnego siebie z boku postukałby się szponem w łeb. Obecnie tylko mocniej przytulił do siebie Zimę i czekał na reakcję syna.
  Może byłoby mu łatwiej, gdyby to on wychowywał potomka, lecz równie dobrze mógłby bardzo zgrabnie zniszczyć kształtującą się reakcję.

: 19 kwie 2019, 20:43
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Nie ma to jak szukanie nauczyciela poza terenem stada. Niebieskołuska przemierzała niebo w poszukiwaniu spokojnej miejscówki, gdzie mogłaby wezwać jakiegoś smoka, który mógłby nauczyć ją śledzenia. Wreszcie dojrzała z powietrza jakieś miłe miejsce i wylądowała szybko. Rozejrzała się, żeby upewnić się, że nikomu nie przeszkadza, a następnie ryknęła głośno w niebo, przesyłając swoją prośbę... Komukolwiek. Następnie usiadła sobie wygodnie pod drzewem i zaczekała na kogoś, kto się nad nią zlituje.