Strona 18 z 32

: 03 lut 2018, 14:15
autor: Milknący Szept

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

krople obficie spływały po jej chłodnym ciele. Oby wkrótce przestało padać. Groziło jej wychłodzenie, a przynajmniej zaziębienie, chociaż nie myślała o tym teraz, gdy byś może znalazła kompana rozmowy. Był od niej dużo większy i chociaż nie szczycił się masą mięśniową kojarzoną z wojownikami Immanora, wciąż był dużo solidniejszy od niewiekiego ciałka przyszłej piastunki.
Gdy zapytał ją o imię, uśmiechnęła się łagodnie. Wyraz jej pyska wydawał się być niezwykle wyrozumiały, chociaż na pierwszy rzut oka nie było to adekwatne do sytuacji. Na pierwszy. Bo gdyby się przyjrzeć, ramiona jej kończyn lotnych wydawały się nieco mizerne jak na swoją funkcję, jej krótkie-długie łapki były smukłe i nienawykłe do długiego biegu, nawet przy tak lekkim ciałku. Dzięki temu kształt jej ciała był niezwykle wysmukły, ale jak zauważył Hidan... filigranowy.
To fakt, że pisklęta Ognia są silniejsze od innych. Zmuszają je do tego pyły i popioły wędrujące z wiatrem. Lecz ja przeżyłam okres pisklęcy dzięki doświadczonemu Uzdrowicielowi. – Uśmiechnęła się. W zasadzie to lekki uśmiech i łagodne spojrzenie nie opuszczały jej pyszczka. Jak na młodą samiczkę mówiła niezwykle spokojnym i wyważonym tonem. Jej postawa i ton sugerowały, że na co dzień jest cichą młódką, której nie w głowie zabawy. Sylwetka Rek była tak statyczna, że nawet jej ogon się nie poruszał w na wpół rozluźnionej pozycji – byle nad błotem. – Hm... To trochę trudne... czy raczej dziwne opowiadać o historii mojego imienia. Pierwszy raz ktoś mnie o nią zapytał.. – Powiedziała równie swobodnie co przed chwilą, jakby nie było to stwierdzenie dla stwierdzenia, ale chwila na zebranie myśli. – Mimo wszystko cieszę się, że nie wyglądam na tak słabą. – Zdawało się, że zakończyła ustawiając na końcu zdania solidną kropkę i zwieńczając wypowiedź zadowolonym, lekkim uśmiechem. Ale po chwili podjęła dalej, patrząc w niebo, gdzie przed chwilą starszy samiec. – Nie jest to specjalnie długa opowieść, ale nie wiem czy nie nastawiałeś się na tylko kilka słów wyjaśnienia. – Jakkolwiek wcześniejsza kwestia dialogowa mogłaby być posądzona o ukrycie w niej szczęścia, tak teraz znów jej głos był spokojny i przyjazny. Zerknęła na niego pytająco, czy chce posłuchać dalej, czy może faktycznie woli poprzestać na tym, czego się dowiedział.
Gdy wszak Masochistyczny wspomniał o Panu, założyła, że ma na myśli Patrona. Stada lub swojego własnego. W końcu ona najczęściej modliła się do Lahae mimo innego patrona stada. Zupełnie inaczej odebrała jego słowa. Bo wszak czy modlitwa w złe dni nie podnosiła na duchu? Lubił deszcz. Z drugiej strony tylko deszcz potrafił zmienić cały świat, upodobnić go do martwej skały. Deszcz wywoływał bardzo specyficzne uczucia, któremu Masochistyczny najwyraźniej odpowiadały. Wyciszywszy się też pomyślała nad właściwościami deszczu. Zagłuszał słuch, ograniczał wzrok, nakłaniał do przemyśleń. A ona... lubiła myśleć.
Obserwowałeś kiedyś deszcz z daleka? – Zapytała go dość nagle, patrząc w kierunku Cienistych Gór. – Nim chmury zakryły Ogień oraz Wodę i zaczęła lać się woda, zauważyłam, że one spychane są z Ziemi i Cienia. Skoro jesteś tutaj, wiatr pewnie wciąż pogania je w naszym kierunku. Obserwowałeś kiedyś deszcz z waszych gór? Zastanawiam się jaki to widok. – Nawet jej rozmarzony ton nie był ani troszkę podekscytowany. Zachowywała spokój tak bardzo, że wydać się mogła zmęczona. Co potwierdziło ciche kichnięcie, które nastąpiło parę uderzeń serca później. Nie znając wrodzonej choroby Rek, Masochistyczny mógł tylko podejrzewać, że coś ją od dłuższego czasu brało. A jednak wydawała się być zbyt nawykła do tak opanowanego zachowania.

: 11 maja 2018, 20:36
autor: Obsydianowa Łuska
Etna przyszła, a raczej przybiegła tutaj w lekkim pośpiechu. Faktycznie starała się utrzymywać futerko w nienagannej czystości, jednakowoż to jest lekko trune, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności. O tak, o tak... W końcu nauczy się latać... Znaczy ma opanowane podstawy, ale jej siostra lekko mówiąc miała małą odmianę "niechcemisizmu" i olała naukę lejem prostym. Po brzybyciu na miejsce lekko się obturlała w okolicznym piasu w celu pozbycia się ewentualnych insektów i lekko zaryczała. Delikatnie obkręciła się w kółko i się położyła, wyciągając szyję w kierunku szukania cioci... Ale była mała, jak ją spotkała...

: 12 maja 2018, 10:32
autor: Milknący Szept
Melodia przybyła pieszo. Umówiwszy się z Etną wiedziała, że przychodząc za wcześnie i tak będzie spóźniona, toteż młodsza samica musiała czekać jakiś... kwadrans. Nie więcej. Platynowołuska wyłoniła się spomiędzy drzew i podeszła zgrabnym, płynnym krokiem do futrzanej istoty. – Witaj, Obsydianowa Adeptko. – Przywitała się przyjaznym, ciepłym głosem. – Opowiesz mi o tym co już wiesz oraz do jakich wniosków zdążyłaś dojść w przeszłości? – Zapytała łagodnym tonem, siadając nieopodal skrajnej. Uniosła jedno ze skrzydeł zapraszająco, gdyby tamta zechciała, jak pisklę, przytulić się na powitanie.

: 12 maja 2018, 18:53
autor: Obsydianowa Łuska
Etna podeszła ufnie do cioci i podeszła pod jej skrzydło, gdzie zamruczała przyjaźnie. Może i jest wyrośnięta, ale w głębi duszy jest po prostu dalej tym samym, małym pisklaczkiem, który jescze tak niedawno polował na ogon Cioci. Eh, czasy...
-Tak, oczywiście – powiedziała wychodząc spod skrzydła.
-Nauka wymaga sumienności i uczciwości, gdyż twoja nirwiedza może Cię kosztować życie lub, w najlepszym wypadku zdrowie. I lepiej nie straszyć jeżozwierza od tyłu. – Powirdziała wyciągając z futra zapomniany przez wszystkich kolec jeżozwierza.
-Nie wolno też oceniać po pozorach i mniej więcej w moim wieku zaczyna się marcowanie. – Powiedziała i wysunęła jezyk delikatnie do przodu, ale wracając...
-Aaaa... Chodzi o latanie... By umieć latać, najpierw naucz się spadać i biegać, najlepiej w tej kolejności. Do lotu potrzeba rozbiegu i korzystania ze skrzydeł. To takie pływanie, tylko jeszcze do góry i w dół. I łatwie szyboeać niż machać skrzydłami cały czas – po czym przekrzywiła łeb na bok jak zaciekawione pisklę.

: 12 maja 2018, 19:07
autor: Milknący Szept
Prawidłowo. – Powiedziała zachęcająco Rek, pomijając wcześniejsze słowa Etny. Okrasiła je rzecz jasna uśmiechem, nawet popatała lekko Obsydianowo łokciem skrzydła po głowie. Ale odpowiedziała tylko na ostatnie słowa. – Zatem zacznijmy od spadania. – Uśmiechnęła się raz jeszcze, przytuliła Etnę porządnie, po czym odeszła nieco od samiczki, robiąc jej miejsce na polanie.
Jeśli zechcesz potem ze mną porozmawiać o samcach, zapraszam do mej groty. – Nie mogła tak tego zostawić, wyszczerzyła zaczepnie ząbki i wskazała łagodnymi oczyma polanę. – Rozpędź się. Im szybciej, tym lepiej. W czasie biegu rozłóż skrzydła i wyskocz. Wyskok powinien być analogiczny do takty galopu, ale pamiętaj by podkulić łapy gdy wyskoczysz. I oczywiście o sile wybicia. Skrzydłami nie machaj. Pozwolą ci trochę poszybować. Po punkcie krytycznym skoku zaczniesz opadać. Wyląduj proszę na przednich łapach. Pamiętaj o amortyzacji i balansie ogonem. – Zaczęła instruktaż. Nieco może lakoniczny, ale przyszła łowczyni była już sporą samicą i powinna wiedzieć co robić.

: 12 maja 2018, 21:49
autor: Obsydianowa Łuska
Uśmiechnęła się wzrokiem drapieżcy i wyszczerzyła ząbki w uśmiechu. Jej nie trzeba było dwa razy powtarzać. Chociaż w sumie należało jej czasem powtarzać o królik! Na czym to ona... A no tak. Podeszła na tą polankę, ale wcześniej odwróciła się do cioci.
-Powiedziałam, że się zaczyna, ale nie, że mam. – odpowiedziała z pewnym zadziorem w głosie.
Ustawiła się odpowiednio. Rozmachała nieco skrzydła, by jej nie zawiodły w odpowiedniej chwili. I Zaczęła iść, najpierw powoli, potem nieco szybciej, aż przeszła do płynnego kłusu. Tutaj lekko zaczęła się sztucznie udziwniać, ale jej wewnętrzne ja powiedziało, że ma przestać, a kłus stał się jakby płynniejszy, ładniejszy. Po chwili przeszła do galopu i z pewną lubością wystartowała wybijając się najpierw z nóg przednich, a potem w ślad za nimi powędrowały tylne łapy. O mało co, a nie otworzyłaby skrzydeł. Szybowanie... Ach to szybowanie... To jest coś cudownego, coś wspaniałego... A jednak takie dziwnie obce... Czuła, jak się wspaniale czuje (no dawać jej tą wiewiurkę) w tych przestworzach. Po chwili zaczęła opadać i wyciągnęła przednie łapy jakby w oczekiwaniu na lądowanie... Po chwili dotknęła przednimi nogami podłoża, a w ślad za nimi wylądowały ich tylne siostry. Amortyzacja a i owszem była, jakby skok po spadnięciu na cztery łapy i stopniowo przeszła od galopu do stępa.

: 13 maja 2018, 20:34
autor: Milknący Szept
Melodia obserwowała jak jej dawna wychowanka ląduje. Potrzebuje jeszcze trochę ćwiczeń. Albo łowieckiej gracji. Albo większego skupienia. Ale było... po prostu dobrze. Rek wolnym krokiem podążała za nią odkąd tylko wystartowała, toteż teraz tylko formalnie zmniejszała dystans. – Zobaczymy, że to niebawem się nie zmieni. – Odparła, szczerząc lekko kiełki. Biło od niej matczynym zmęczeniem, a jednak wydawała się nadzwyczaj żywotna. – Nie wiem co pokazywał wam Popiół Przeszłości, więc zacznijmy od podstaw. Rozprostuj skrzydła, rozgrzej je, a ja wszystko już wyjaśniam. – Poleciła z przyjaznym uśmiechem. Przy istotach takich jak Etna, Rek mogła zachować dawną swobodę. Ach. A gdzie miejsce na samą Rek? Tę Rek, która szukała jednostek przy których może być sobą? Mwanu... odszedł. Została Zastępczynią. Może to czas by porzucić dawną siebie?
Wyskocz w powietrze. Ale tym razem bij skrzydłami przy wzniesieniu się. Twoim pierwszym zadaniem jest łapać ciepły prąd powietrza pod skrzydła. Będę lecieć tuż za tobą. Podczas lotu, zwłaszcza wzniesienia się, pomaga nam maddara. Ale dobrze jest zdać się na gorący wiatr i odprężyć. Zwłaszcza loty nad ziemią, gdzie pozwala nam w ogóle nie bić skrzydłami i frunąć. Ale to kiedy indziej. Wznieśmy się na jakieś dziesięć ogonów. – Uśmiechnęła się wesoło do samicy i rozłożyła swoje wielobarwne, jasne skrzydła, gotowa wziąć rozbieg za uczennicą.

: 14 maja 2018, 18:30
autor: Obsydianowa Łuska
-I tym sposobem na mnie powietrze się wnerwi i mnie spowolni – odpowiedziała i pokazała lekko język. Wyprostowała skrzydła, tak jak ją poprosiła ciocia. Lec najpierw sprawdziła, skąd wieje wiatr, patrząc na trawę oraz wystawiając język do góry, po czym ustawiła się tak, by wiatr wał jej w plecy. Zaczęła najpierw bic spokojnie, kłusem, bez pośpiechu, a potem przeszła do powolnego galopu, który szybko przeszedł w galop normalnej prędkości. Gdy miała już nogi jak do kolejnego skoczku w galopie, wybiła się używając tym razem skrzydeł w celu jak najlepszego wybica się w powietrze. Machnęła skrzydłami do dołu, ale również do tyłu, by jak njajlepiej wykorzystać korzystne wiatry. Musi się odbi, ale ie też, że bez nadania prędkości w przód bardzo szybko spadnie... Hm.. Ciekawe, czy gdyby spadło jabłko, to by czy to miało wielki wpływ na czas spadania... Ustawiła skrzydła odpowiednio, by wiatr ją podnióśł do góry, ale jednocześnie nieco ją pchał do przodu i.. Szybowała... Zwyczajnie szybowała. Ale była dosć wysoko w powietrz. Nogi zliżyła do swoego kadłubu, by ograniczyć problemy z oporem powietrza... Czy powitrze iwoda to nie to samopod inną nazwą? Wracając... Tak sobie szybowała wpatrzona w przód i leko w dół, byle tylko nic nie zachaczyć.

: 28 cze 2018, 19:34
autor: Milknący Szept
Powietrze i woda miały całkiem sporo ze sobą wspólnego pod fizycznym kątem, którego smoki zbyt dokładnie nie zbadają. Melodia wzbiła się w powietrze tuż za Obsydianową Łuską. Szybowała w pewnej odległości od młodszej smoczycy. Wcale nie tak wiele młodszej, jak mogłoby się wydawać. A może Rek nie zauważyła upływających księżycy?
Dobrze. Zauważ, że nawet na prądzie powietrznym musisz bić czasem skrzydłami aby z niego nie spaść. Spróbujmy zakręcić. Podobnie jak na ziemi i w wodzie, musisz swoim ciałem pokazać dokąd chcesz lecieć. Jeśli delikatnie przechylisz się w stronę zakrętu, zaczniesz nieco kołować. Ale jeśli przechylisz się mocno, wejdziesz w stan, który szybko zacznie sprowadzać cię na ziemię. Kompromis pozwala na bardzo łagodne lądowanie, ale to poćwiczymy za chwilę. Spróbuj zrobić pętlę albo dwie. – Poprosiła wesoło melodia. Znając Obsydianową wywinie sporo akrobacji, nawet, jeśli ma ograniczone pole manewru. Ale je jeszcze zdążą rozszerzyć.

: 03 paź 2018, 17:39
autor: Wieczna Perła
Cicha Łuska rzadko kiedy zjawiała się na terenach wspólnych. Dziś był jeden z takich dni, acz tylko w celach nauk. Pieśń poleciła jej do dalszej nauki leczenia uzdrowicielkę ze stada Ziemi, a jak wiadomo, nie mieli oni sojuszu z Ogniem, więc na ich terenach nie byłaby mile widziana, więc jedyną opcją pozostają tereny wspólne. No, była też jeszcze granica, ale tam czułaby się... dziwnie, niekomfortowo, ograniczana niewidzialną barierą, co nie pozwalało jej się za dobrze skupić, a jak wiadomo, jest to potrzebne w jej zawodzie.
Posłała Feeri krótką wiadomość o swoim położeniu, jak i też informacją, czego od niej potrzebuje i że jest po podstawach leczenia . Teraz pozostało jej czekać.

: 10 paź 2018, 22:31
autor: Feeria Ciszy
Cisza też nie spędzała najwięcej czasu na Terenach Wspólnych. Okolice granicy? Tak, tam jeszcze dało się ją dostrzec. Ale na samych terenach rzadko kiedy bywała.
I tym razem nie miała w planach wychynięcia poza tereny Ziemi, ale jedna wiadomość mentalna sprawiła, że musiała rozważyć tę możliwość.
Cicha mogła poczuć jak do jej głowy wdziera się wiadomość mentalna. Nie były to jednak konkretne słowa, lecz ucznia – zgoda. Taka była odpowiedź Uzdrowicielki, która nie zwlekała. Odnalazła w koronie drzew ponad obozem Ziemi odpowiednią lukę i wzbiła się w powietrze.
Leciała szybko, by Kleryczka nie czekała nie wiadomo jak długo, ale jednocześnie też nie leciała nie wiadomo jak szybko. Z resztą, w czasie drogi zdążyła popaść w swego rodzaju zadumę przez co leciała jeszcze wolniej...
Ale ostatecznie dotarła na miejsce, a tuż za nią z nieba spłynął Kerrigan. Kompan przysiadł na prawym rogu Uzdrowicielki i od razu wbił swe spojrzenie w Ognistą.
– Dobry. Żar Zmierzchu jeszcze żyje? Jak tam Szklana Melodia? – rzucił częściowo pod wpływem prośby kompanki, a częściowo z własnej ciekawości. Pamiętał tę Piastunkę. Ciekawe, czy w końcu coś ciekawego wynikło z tego jej zbierania danych o Piórze Ognia...
Feeria tymczasem skinęła na przywitanie łbem, przysiadła w miejscu, w którym wylądowała i natychmiast zaczęła się wokół rozglądać. Chciała mieć rozeznanie w terenie, a jednocześnie myślała nad tym, jakie wyzwanie mogła podrzucić Kleryczce. Które z ran zapadły jej w pamięci? Które z nich były cięższe od innych, a które bardziej skomplikowane?
– Leciałaś tak długo i dopiero teraz myślisz, jak to wszystko ogarnąć? – zakpił przy okazji kruk. Odpowiedzią była chmura czarnego dymu, którą smoczyca wypuściła z nozdrzy. Zwyczajowo skończyło się tym, że ptaszysko musiało zmienić miejsce swego bytowania – padło na gałąź pobliskiego drzewa. Stamtąd znów wbiło wzrok w Ognistą i zadało jej kolejne pytanie. Tym razem takie, które odnosiło się do nauki. – Leczyłaś kiedyś ranę, która groziła smokowi śmiercią? Wiesz, kilka sekund i zdechły, śmiertelne, krytyczne i inne takie...

Nie zważając na odpowiedź, Ziemista przystąpiła do nauki. Czy też raczej nauczania, bo po raz kolejny przyszło jej odegrać rolę mentora. No więc zacznijmy...
Brązowołuska przymknęła ślepia i zebrała swą maddarę w twór. Chciała zacząć od czegoś prostego, z czym sama miała do czynienia. A smok zobaczywszy taką ranę od razu wiedział, kto pochlastał danego osobnika... Tylko u przeciwników Maestrii widywała takie zranienia.
W chwili, gdy Uzdrowicielka rozwarła dwukolorowe ślepia, zza drzewa, na którym siedział kruk, wyłonił się smok. Miał jasne kremowe łuski i złote ślepia. Już na pierwszy rzut oka było widać, że rana znajduje się na pysku.
Zaczynała się tuż za lewym nozdrzem i kończyło tuż pod lewym okiem. Mocne odmrożenie skóry połączone z głęboką raną cięta, aż do kości. Krwawiła. I to dość mocno. Pod ostrze najwyraźniej trafiła nie jedna żyła... Niewątpliwie całość musiała doprowadzać smoka do niemałego bólu. Tkanki skóry wciąż jeszcze były żywe, choć po takim zderzeniu z temperaturą z pewnością potrzebowały gruntownej regeneracji. W ranie było odwzorowane też coś jakby... Resztki obcej maddary. Bonusowo jeszcze przy poszarpanych brzegach rozcięcia dało się dostrzec brud – piach i pyl. Rana mogła wyglądać na gorszą, niż jest w rzeczywistości – klasyfikowana się jako ciężka.
Widmo smoka stanęło przed Kleryczką i wbiło w nią naglące i proszące jednocześnie spojrzenie.
Wiesz, co masz robić – skrzeknął obojętnie kruk.
Wokół nie pojawiły się żadne zioła, czy przy przybory uzdrowicielskie. Feeria uznała, że jako smok, który ma co nieco praktyki za sobą, Cicha powinna sobie z tym sama bez problemu poradzić.
A jak jej pójdzie? Nie zaczynały od czegoś ciężkiego...

: 11 paź 2018, 15:30
autor: Wieczna Perła
Nie spodziewała się, że przybędzie w towarzystwie, ani że to towarzystwo będzie bardziej wygadane od niej samej. Słysząc pytanie o Żar, nieco posmutniała, a o Melodii... wychodzi na to, że znała starsze imię swego nauczyciela, ale przywódczego Rek niezbyt.
Żyje, ale chyba niezbyt długo. A Melodia... teraz jest przywódczynią, nazywa się Pieśń Płomieni.– Powiedziała cicho.
Już miała odpowiedzieć na pytanie dotyczące jej obycia z poważniejszymi ranami, ale zobaczyła że uzdrowicielka już działa. Wtem zza drzewa wyszedł smok z ciężką raną. Poradzi sobie, u Żara jeszcze bez doświadczenia, to teraz pójdzie jej lepiej. Wiedziała też, jakich ziół użyć. Wyczarowała koło siebie, z pomocą magii, zioła. Wszystkie po parę sztuk.
Zacznie od chmielu. Podgrzewała wodę maddarą, wrzucając tam trzy szyszki tegoż zioła. Zaraz potem, kiedy już było gotowe, wyjęła szyszki i dała do wystygnięcia, podając już wywar do wypicia. Zaraz po podaniu, zaczęła już proszkować dokładnie korzeń Żywokostu. Następnie uzyskaną z proszku maź rozprowadzała dokładnie po niewielkiej powierzchni rany, starając się zużyć całość. Podczas płukania łap po żywokoście, w misce z wodą, maddarą ucierała liście ślazu dzikiego aż do uzyskania papki. Zaraz po tym chwyciła ją, aby również nanieść na ranę i rozprowadzić tak samo dokładnie co poprzednie zioło. I znowu musiała płukać... nie przemyślała tego za dobrze... Teraz pora na liście jemioły. Wrzuciła je do wody, którą następnie zaczęła podgrzewać magią. Gotowała je dłuższy czas, jak nakazał jej Mistrz dawno temu. Następnie, jeszcze ciepły wywar, rozlała na cztery porcje, jedną dając do wypicia, resztą polewając ranę. Ostatnia poszła babka lancetowata. Zgniotła jej liście mocno i pewnie. Jak tylko poczuła sok, położyła delikatnie na ranę, wieńcząc pierwszy etap leczenia.
Tym oto zakończyła łatwiejszy dla niej etap. Zaraz potem położyła dłonie na smoku, wlewając swoją maddarę do smoka. Zacznie od oczyszczenia rany. Zaczęła usuwać magią wszelki piach i pył, dbając o pozbycie się każdego ziarenka. Następnie zajmie się krwią. Zrosła ze sobą kanaliki krwionośne, pilnując aby odpowiednio transportowały krew. Zadbała też o żyły pilnując, żeby się dobrze zrosły. Zaraz potem zajmie się mięśniami i tkanką. Zaczęła regenerację mięśni od okolic kości. Dorabiała potrzebne ścięgna, mięśnie, nerwy, naczynia krwionośne. Pilnowała, żeby miały odpowiednią strukturę i budowę, odpowiednią do każdego typu jaki się zdarzył. Mięśnie i ścięgna miały się odpowiednio skurczać i rozkurczać, naczynia posiadać wymaganą grubość i wytrzymałość, a nerwy z kolei miały przewodzić impulsy po ciele. Zaraz po stworzeniu, zaczęła łączyć nowe twory wraz ze wcześniej istniejącymi pamiętając, że mają być jednakie. Następnie, kiedy była już przy skórze, zniknęła pozostałe efekty odmrożenia dając na ich miejsce nowe, świeże, łącząc je z pozostałymi. Zaraz po tym zrosła skórę i łuski, pilnując wyglądu, struktury i wytrzymałości. Dodała też drobne kanaliki krwionośne i receptory czuciowe. Połączyła je z resztą, dołączając je do już i tak dużego systemu i obiegu organizmu.

: 13 paź 2018, 18:17
autor: Feeria Ciszy
Wbrew temu, co się mogło wydawać, brązowołuska wysłuchała odpowiedzi Cichej. Płomień... Smutno, bo smutno, ale czego się spodziewała? Taki młody to on już nie był. A Melodia... Elesair cicho parsknęła i zachichotała bezdźwięcznie (bądź, co bądź głosu nie miała, więc śmiech nie mógł być "dźwięczny"). Czyżby Szklana obaliła poprzednią Przywódczynię? Do tego pewnie samymi argumentami, bo Feeria nie wyobrażała sobie, aby smok o jej zdrowiu wygrał walkę z silną wojowniczką, która nie jednego smoka prawie zabiła. Albo nawet i zabiła...
Cicha rzeczywiście musiała już mieć nie małą wprawę. Zgodnie ze słowami kruka, od razu wiedziała co robić. Ziemista uważanie obserwowała Kleryczkę, jednocześnie starając się wyłapać wszystkie błędy, zapamiętać je i jeszcze podtrzymać twór... Jej zdolności do kształtowania maddary nie miały z tym najmniejszego problemu. Gorzej z umysłem, który z reguły potrzebował sporej dozy skupienia.
Ale dziś nie było tak źle. Wszystko dotrwało do końca i kilka uderzeń serca po tym, jak Łuska zakończyła leczenie, twór zniknął. Córka Daimona odetchnęła głębiej i podesłała Kerriganowi kilka poleceń. Potem zajęła się kolejną kreacją.
– Zwróć uwagę na kolejność, w której używasz ziół. Lepiej najpierw pozbyć się obcej madary, czy zatamować krwotok, by gad się nie wykrwawił przed końcem leczenia? – Kruk mógł bardziej rozwinąć myśl... Ale Cicha wyglądała na ogarniętego smoka. Powinna zrozumieć.
Kolejne wyzwanie, choć nieco bardziej wymagające, wciąż nie było najcięższym, które obmyśliła na dziś brązowołuska. O nie, do tego dojdą później, a na razie...
– W czasie przerwy technicznej możesz wymienić inne zioła, które wyleczyłyby tamtą ranę. Wymień coś na krew i coś na uspokojenie.
To ostanie mogło się zaraz przydać.
Tym razem pacjent miał jasnozielone łuski i granatowe błony w sporych skrzydłach. Wyglądał na górskiego, a jego żółte oczy rozglądały się wokół niespokojnie. Zmierzając ku dwójce uzdrowicielek, ciskał dookoła niespokojne spojrzenia. Ogon drgał nerwowo. Ponadto wyraźnie było widać, że przez ostatnie księżyce źle sypiał.
Czyli z pewnością dręczyła go jakaś choroba. Jaka? Kolejne wyzwanie dla Cichej, bowiem ten fakt Szamanka zamierzała przemilczeć... A może Łuska nawet nie zwróci na to uwagi i uzna, że nic takiego nie dręczy wcale "chorego"? Wystarczy tylko wyleczyć ranę?
Bo i owszem, rana też się znalazła. Taki tam bonusik...
Gad wyraźnie utykał... Nie, chwila. On nie tyle utykał, co nawet nie mógł stanąć na jednej z kończyn. Ni to skakał, ni to pełzł przed siebie.
Prawa przednia, ranna łapa była cała zakrwawiona i zabrudzona. Już z daleka w czerwieni odznaczała się biel. Kości. Otwarte złamane. I to w dwóch odcinkach. Fakt, iż smok szedł, z pewnością nie pomagał...Kość promieniowa sterczała pod kątem ostrym względem nadgarstka w górnej części łapy. Niżej kość łokciowa sterczała pod kątem ostrym do łokcia. Nie wyglądało to najlepiej. Dodajmy jeszcze do tego fakt, że krwawienie było bardzo obfite – pewnie znalazła się tam jakaś przerwana żyła albo i kilka. Oraz potworny ból i pewnie o wiele więcej brudu, niż się wydawało na pierwszy rzut oka. Taka rana pewnie groziła infekcją...
Co na to powie Ognista Kleryczka?

//choroba + rana ciężka

: 15 paź 2018, 21:03
autor: Wieczna Perła
O, poszło jej lepiej niż sądziła, to dobrze. Z tego co zauważyła, kolejność ma większe znaczenie niż sądziła i to nie tylko przy leczeniu ran. Ważny okazuje się także wybór ziół: Które pierwsze, które ostatnie. Zapamięta to sobie, jak każdą inną radę lepszych od niej. Zaraz potem zastanowiła się nad odpowiedzią dotyczące zastępczych roślin leczniczych, jakich mogła użyć przy tym leczeniu. Ziół przeciw krwawieniu było wprawdzie niewiele, dlatego używała głównie jemioły. Co się zaś tyczy na uspokojenie...tych znalazła w umyśle o wiele więcej.
Na krwawienia wewnętrzne jest kalina, ale chyba na niewiele by się tu zdała... Babka też może się do tego nadać. A na uspokojenie, to na pewno mięta, melisa, kozłek lekarski i lawenda.– Powiedziała cicho, bardziej w stronę kurka niż samej smoczycy.
Musiała przyznać, że Feeria ma ciekawy sposób porozumiewania się. Zastanawiało ją tylko to, czemu sama się nie odzywa. Jakaś przysięga złożona księżyce temu? A może straciła mowę w trackie życia, albo nawet od urodzenia nie może? Nie ważne co to spowodowało to milczenie, teraz może się jakkolwiek porozumiewać z innymi. Po tych przemyśleniach dziwnie się czuła spoglądając przy odpowiedzi akurat na ptaka...
Jej przemyślenia przerwało wejście drugiego smoka. Szedł jakoś tak spięty, nerwowy... może to po ranie? Wszak raz na nauce Żaru wpadł młodzik, który cały się trząsł po lekkiej ranie. Podała mu wtedy coś na uspokojenie, jeżeli dobrze pamięta. Kiedy tylko zobaczyła, że ma problemy z chodzeniem, natychmiast sama podeszła żeby się nie męczył. Może to i twór maddary, ale woli każdego traktować równo, żeby potem podświadomie nie traktować wszystkich inaczej, bo to czy tamto (jak tu tylko dlatego, że tak naprawdę nie czuje bólu). Kiedy tylko przyjrzała się ranie, nieco się zdziwiła. Poza tym, że jest to złamanie, niewiele różni się od poprzedniej- taki sam typ rany. Żar bardziej to urozmaicał, dając raz lekką, potem lekką i średnią, może cięż... zaraz... może to nerwowe zachowanie smoka ma z tym coś wspólnego? Ale zajmie się tym po ranie, teraz poda co najwyżej coś na uspokojenie.
Uzupełniła maddarą iluzję ziół o te zużyte poprzednio. Przygotowała też wywar z lawendy podgrzewając wodę i pilnując, żeby był gotowy. Zaraz potem podała mu na wypicie. Miała nadzieję, że to chociaż na chwilę uspokoi... Potem nakazała mu się wygodnie położyć na bok tak, żeby zraniona łapa nie dotykała podłoża. Zaraz potem zabrała się za przyrządzanie szyszek chmielu. Zaraz potem zaczęła wrzucać je do wody, którą następnie podgrzała magią do temperatury wrzenia. Gotowała tak przez pewien czas, aby potem wyjąć szyszki, podając sam wywar do wypicia. Chmiel został użyty bardziej w celach przeciwbólowych niż uspokajających. Postanowiła wziąć radę kru... Feeri do siebie, szukając wśród ziół jemioły. Kiedy tylko znalazła jej wysuszone liście, zaczęła robić z nich wywar. Podczas gotowania zaczęła szykować miski do rozlania wywaru. Kiedy tylko jemioła się zagotowała, rozlała część do trzech misek pilnując, aby wszędzie były równe proporcje. Jedną część dała do wypicia, pozostałymi trzema zaś polała ranę. Teraz pora na nieco dziurawca. Zaczęła szykować wywar z jego kwiatów, w głowie obmyślając już porcje. Kiedy całość była gotowa, wzięła miskę, ostrożnie wlewając małe porcje. Kiedy uznała, że już starczy, oddalała na chwilę misę, aby potem znowu przyłożyć. Powtarzała czynność aż do opróżnienia zawartości misy. Kolejnym ziołem będą jagody jałowca. W łapie miała ich całą garść, z czego należy podać tylko część. Kładła je koło reszty ziół pilnując, aby w łapie miała tylko cztery. Je zaraz potem podała do zjedzenia. Zabawne, że te jagody podaje się tak banalnie, a dbanie o proporcje nie sprawia żadnych problemów. Teraz użyje babki, w celu chociażby szczątkowego pozbycia się brudu z rany. Wzięła jej liście, które następnie zgniotła łapą. Upewniwszy się, że puściły soki, położyła je ostrożnie na ranie.
Teraz pora wyleczyć chorobę. Nie spodziewała się, żeby Feeria ponownie dała jej tylko ciężką, więc podejrzewała chorobę- to nerwowe zachowanie na pewno nie było przypadkowe. Zaczęła gotować wodę do momentu, aż nie zacznie bulgotać. Zaraz potem zatrzymała temperaturę, wrzucając tam liście melisy. Całość przykryła natomiast drugą miską, żeby efekt był lepszy. Po czasie podała mu do wypicia. Zaraz potem zaczęła ścierać liście mięty w miseczce, aż do uzyskania oleju. Zaraz potem dała do wdychania, żeby dodatkowo uspokoić smoka. Następnie zaczęła trzeć liście kozłka lekarskiego. Kiedy już jej się udało, wrzuciła całość do wody, gotując przez chwilę. Zaraz potem całość również podała do inhalacji.
Teraz pora na maddarę. Zacznie od rany. Położyła dłonie na tworze maddary Feeri. Zacznie od oczyszczenia. Zebrała magią cały brud i zanieczyszczenia, jakie tylko zdołała wynaleźć, aby potem pozbyć się go z organizmu. Kiedy już całość była gotowa, przystąpi do łączenia kości. Maddarą zebrała wszystkie jej części, aby potem połączyć prawidłowo w smoku, pobudzając komórki kostne do regeneracji ubytków. Zaraz potem zajęła się tkankami przykostnych. które również pobudziła do odnowienia. Nie zapomniała rzecz jasna o naczyniach krwionośnych i nerwach. Te pierwsze jeszcze dodatkowo zatamowała, przyspieszając budowę komórek naczyń. Nie zapomniała też połączyć tego wszystkiego do całości układów. Następnie z zaczerpniętą sporą dawkę maddary, żeby pobudzić nie małą ranę do samoczynnego odtworzenia. W ruch poszło pobudzanie do namnażania się tkanek, mięśni, żył, naczyń krwionośnych i nerwów. Utrzymywała ten stan, dopóki nie doszło się do styku skóry z resztą mięśni. Zrosła skórę, dbając o odnowę receptorów czuciowych i komórek krwi. Zaraz potem wierzch wykończyła łuskami odpowiednimi wyglądem i kształtem do reszty.
Nie zapomniała przy tym o chorobie. Następnym celem magii było dotarcie do mózgu. Tam jeszcze dodatkowo uspokoiła mózg, zmniejszyła pracę niektórych nerwów, żeby uśpić jej czujność i anulować poczucie ciągłego zagrożenia. Nie zapomniała też o mięśniach, które dodatkowo rozluźniła na wszelki, jakby smok już się wybudzał, albo jakby mimo snu były napięte.

: 19 paź 2018, 23:02
autor: Feeria Ciszy
Feeria wsłuchała się w słowa Cichej. Dobrze... Ale to nie było wszystko. Pewnego zioła zabrakło.
A Kerrigan nie wydawał się dobrym przekaźnikiem do dorzucenia swoich czterech kamieni.
Szamanka zebrała swoją maddarę w kolejny twór. Była to prosta, spora gliniana tabliczka, która pojawiła się na ziemi przed nią. Była w stanie stałym, ale jednocześnie była na tyle miękka, by córka Daimona mogła w niej bez problemu ryć smocze runy.
I to właśnie zrobiła. Miała tylko nadzieję, że Kleryczka też zna pismo. Jeśli nie... Wtedy albo byłyby zdane na łaskę Kerrigana, albo zaczęłoby się kombinowanie z wiadomościami mentalnymi.
Ale załóżmy, że Łuska je zna. Jeśli tak, mogła zobaczyć jak, nad wyraz sprawie, uzdrowicielka wypisuje w glinie to kolejne słowa... Do góry nogami. Tak się składało, że był to wygodny sposób porozumiewania się, bo łatwiej było coś od razu napisać do góry nogami i móc patrzeć na rozmówcę na przeciwko, niż siadać obok niego lub co chwila się przekręcać. A skoro musiała częściej pisać w ten sposób, niż w "normalnej" linii obrotu... W ten sposób Elesair chyba pisała płynniej i ładniej, niż "normalnie".
A jakie słowa znalazły się w glinie?
" Nawłoć pospolita – krwotok ".
Jedno jedyne zioło... Ale za to jak ważne i jak często wykorzystywane! I Cisza nie wyobrażała sobie, ażeby Ognista o nawłoci nie wiedziała. Musiała po prostu zapomnieć...
Gliniana tabliczka nie zniknęła. Mogła się jeszcze przydać. A tymczasem... Jak tam sobie radziła Kleryczka? Feeria z uwagą przyglądała się jej gestom oraz postępowaniu. I wszystko byłoby dobrze, ale... Ale jednak czegoś jej brakowało. Czegoś ważnego.
Ach, no tak. Zaraz zwróci na to uwagę, ale na razie... Etap maddary. Brązowołuska przymknęła ślepia, łącząc się ze swym tworem. Skoncentrowała się na nim, od razu wiedząc, co tak konkretnie robiła Cicha. Uderzenie serca po tym, jak Ognista skończyła, twór zniknął. Maddara w tym miejscu przestała drgać.
Zadrgała natomiast gwałtowniej w miejscu, gdzie dalej leżała tabliczka. Glina zrosła się, usuwając napis. Ziemista znów wyciągnęła szpon ponad swe płótno i wypisała kolejne słowo;
" Nerwica ".
Ptaszysko tymczasem zabrało głos;
– Dobrze by było, gdybyś w czasie leczenia mówiła, co właściwie robisz. Inny zielarz spojrzy ci na łapy i będzie wiedział, co mu podajesz, ale nie-zielarz już nie. Nigdy nie wiadomo, czy nie trujesz, no nie? Albo kłamiesz, że nie trujesz... Ale szczegół. Tak się robi – dorzuciło na koniec własne przemyślenia, po czym znów na chwilę zamilkło. Nie była to z resztą długa chwila, bowiem już po chwili dało się czuć, jak między kompanami przeskakuje iskra maddary i kruk znów się odezwał. – Teraz wymień zioła na ból i dezynefekcję.
Chwilę po tym, jak Ognista skończyła udzielać odpowiedzi, pojawił się kolejny ranny.
Tym razem poprzeczka podskoczyła o wiele wyżej. Kolejna iluzja przedstawiała brązowofutrą smoczycę, która leżała bez przytomności na lewym boku u stóp Cichej. Ledwo oddychała, choć z pewnością wciąż to robiła.
I przy okazji pojawiło się dużo krwi. Twór obficie krwawił z tętnicy szyjnej, bowiem na prawym boku jego szyi widoczna była głęboka rana. Długa i rozległa. Brakowało kawału mięsa i mięśni, a te, które były, w okolicach rany zostały znacznie zniszczone. Również tętnica nie była w jednym kawałku, a poszarpane brzegi rany nie wyglądały najlepiej. Całość była lekko zabrudzona, a ciało całej smoczycy co jakiś czas podrygiwało – szok spowodowany gwałtownym, obfitym krwawieniem.
Rana krytyczna. Powodzenia, Kleryku...

: 20 paź 2018, 17:24
autor: Wieczna Perła
Kiedy tylko pojawiła się przed nią tabliczka, nie wiedziała czy ma jakkolwiek zareagować. Zaraz potem jednak wszystko się wyjaśniło- sposób komunikacji Feeri z innymi. Przy okazji dostała odpowiedź na jedno z dręczących ją pytań- jak się porozumiewała przed poznaniem kruka. Wiedziała, że nie był z nią od zawsze, ale od pewnego momentu w życiu. Dziwnie się też czuła czytając to, bo jednak nie przypominała sobie, żeby uczyła się to odczytywać. Może to za sprawą intuicji? Wiele chyba się przez nią wiedziało, więc i tu może być podobnie.
Zaraz po odczytaniu, chciała się uderzyć w głowę. Jak mogła zapomnieć o tym zielu? Może dlatego, że zbyt często używała jemioły? Umiała już ją przyrządzać niemal odruchowo, bez sięgania w pamięć. Już więcej tego błędu nie popełni, tego Feeria może być pewna. Ale było jej teraz głupio... nawet wymówka- może i szczera- nie pomagała.
Tyle dobrego, że mogła skierować myśli na czymś innym, bo oto brązowa samica snów zaczęła coś zapisywać. Druga runa tylko ją upewniła, że dobrze podejrzewała "podstęp" w postaci jakiejś choroby. Acz czemu akurat ją podała? Aby upewnić samicę? A może jednak coś robiła źle? Nigdy wcześniej nie leczyła nerwicy, więc druga opcja jest wysoce możliwa. Chociaż jeżeli robiła podobnie jak Żar, to wypomniałaby jej ten błąd, w końcu nauki bez poznania swoich błędów są bezowocne...
Zaraz potem zaskoczyło ją odezwanie się kruka. Sądziła, że wszystko jej wypisze na runie. Najwidoczniej dłuższe wiadomości woli przekazywać tą drogą... No tak, mówienie co się robi podczas leczenia. Raz tak robiła, raz nie, ale zawsze mówiła, kiedy trzeba było wdychać- w końcu nie każdy mógł wiedzieć, że niektórych płynów się zwyczajnie nie pije. Nie umiała znaleźć jakiegoś uzasadnienia, czemu akurat tak postępowała. I dziwne, że kruk najpewniej niemej smoczycy o tym informuje. A sama wcześniej jak o tym informowała? W zasadzie mogła mentalnie.... ale czy utrata głosu wiąże się też z tym przekazywanym do umysł? Tego akurat nie wiedziała, ale nawet jeśli tak to rozwiązywała (wykluczyła runy, bo to głupie tracić czas na pisanie podczas leczenia tego, co ktoś powinien zrobić z tym czy z tym), to mimo to to czepienie się dziwnie wyglądało. Dalsza część wypowiedzi kruka ją zaniepokoiła i wprawiła w niemałe zdziwienie- po co miałaby truć? Uzdrowiciel ma leczyć, a nie truć inne smoki, to głupie! Rozumiała już ostrożność i zbędne przewrażliwienie, ale to stwierdzenie było już dla niej przesadą... nie wspominając już o kłamstwie. Chyba smoki, które szły do tej profesji nie uczyły się tego tylko po to, aby potem wybić całe stado. Tym bardziej, że już po jednym takim przypadku zostałby najpewniej zdjęty z tej funkcji, albo i nawet wygnany.
Zaraz potem jednak padło pytanie i jej umysł mógł skupić się na czymś innym. Tym razem nie popełni tego błędu, poda wszystkie zioła. Analizowała wszystkie znane jej rośliny leczące w głowie, wyszukując odpowiednich. Na ból na pewno dziurawiec, nawłoć, lulek czarny i tasznik, a na dezynfekcję znajdzie się babka i też nawłoć. Myślała tylko, co z chmielem. Podawała go na ciężkie rany, aby smok zasnął- bo tak w końcu działa- ale czy można go przez to zaliczyć do żądanej grupy ziół?... ale zastanowi się też nad babką. Podczas nauk, Żar tylko przy nawłoci użył terminu "dezynfekcja", zaś przy babce tylko o "wstępnym oczyszczeniu rany". Nie należy też zapominać o tym, że nie wie czy ptaszysko zalicza dezynfekcję i oczyszczenie pod to samo, czy może jednak trzyma się twardo tych dwóch pojęć, nie traktując ich jako jedno pojęcie pod postacią dwóch innych słów. Pytanie było jednak trudniejsze, niż się wydawało na początek i to głównie przez to, że nie wiedziała co ptak uzna za poprawne.
Przeciwbólowe zioła to tasznik, lulek i nawłoć. Dziurawiec też się może zaliczyć, jeżeli weźmiemy pod uwagę bóle kończyn... Chmiel, mimo że usypiający, też pomoże jako przeciwbólowe. W końcu śpiący smok nie odczuwa bólu.– Tutaj już tylko zakładała. Nigdy nie była ranna, więc nie mogła też spać nieuleczona i się o tym przekonać, ale skoro jej Mistrz tak stosował te szyszki...–– A na dezynfekcję też jest nawłoć, kora topoli czarnej i skorupki orzecha włoskiego. Babka też się nada, jeżeli oczyszczenie ran zaliczymy do dezynfekcji.– Powiedziała cicho i- jak na nią- dość wylewnie.
Zaraz po tym dosłowne przed samicą pojawił się kolejny test- bardzo ciężko ranna smoczyca. Wpierw Cicha stała osłupiała, ale i tak niezbyt długo. Bardziej sama mogła to poczuć, dla innych to mogło być zwykłe stanie. Od razu po tym uzupełniła maddarą w pośpiechu stos ziół, szukając tam jemioły- i to nie małej ilości. Szybko zaczęła wrzucać liście do misek, które przybyły tu z kolejnym zapasem wody. Zaraz po tym warzyła już mocny napar, szykując inne naczynia na rozlanie. Jak się cieszyła, że przełyk nie został naruszony, nie miałaby wtedy jak wlać części naparu. Rozlała całość do czterech pozostałych misek, dzieląc po równo. Jedną część dała do wypicia, mówiąc przy tym żeby to wypiła. Zrobiła to bardziej, żeby kruk nie miał się do czego przyczepić, ale i też żeby ten nawyk się w niej bardziej zakorzenił. Kolejnym ziołem będzie tasznik. Rozcięła jego korzenie, ścisnęła i wrzuciła do wody gotując. Kiedy już uznała, że zioło jest odpowiednio przyrządzone, wyjęła korzenie. Następnie potraktowała je magicznym wiatrem, żeby szybciej ostygły. Potem przyłożyła je do rany. Lulek czarny też się przyda, jedno przeciwbólowe to z pewnością za mało. Proszkowała garść jego nasion w dłoni, które następnie wrzuciła do wody. Tam w gorącej wodzie przeszła do dalszego rozdrabniania. Potem, jak już skończyła, podała do wypicia, upewniając samicę, że ma to wypić. Czwartym ziołem będzie chmiel- na szok. Trzy szyszki już wylądowały w misce z wodą i tyle wystarczyło. Zaczęła przyrządzać z nich wywar, pilnując czasu gotowania. Jak tylko się doczekała, od razu wyjęła szyszki, dając resztę do wypicia. Tu również nie zapomniała wspomnieć o konieczności wypicia. Użyje też babki i niemal od razu po niej nawłoci- w końcu dobrze ją nakładać po babce. Szybko zgniotła babkę w łapie kładąc na ranę. Podobnie postąpiła z nawłocią. W krótkiej chwili oba zioła znalazły się już na ranie, a w umyśle kleryczki nie świtały inne zioła, jakie mogła tu zastosować.
Teraz czas na etap maddary. Położyła dłonie niedaleko rany samicy. Wniknęła w twór obcej maddary swoją maddarą, która była obca dla niej. Jak dziwnie to brzmiało... Nieważne. Wpierw zacznie od żyły. Szybko pobudziła jej komórki do regeneracji. Zaraz po jej załataniu, podobnie uczyniła z krwinkami, trzeba było szybko przywrócić utraconą krew, póki jeszcze smok żył, a nawet tego nie była teraz pewna. Potem zaczęła niszczyć uszkodzone, niezdatne do regeneracji części mięśni, aby nakazać zdrowym odnowienie się i zastąpienie ubytków, jak i zniszczonych części. Nie zapomniała przy tym o nerwach i naczyniach krwionośnych, które z pewnością też zostały uszkodzone. Nie zapomniała przy tym o zabrudzeniach rany, które w tej chwili wydawały jej się najmniejszym zmartwieniem. Jeszcze przed całkowym zasklepieniem się tętnicy, usunęła z niej wszelkie zabrudzenia. Zaraz po tym zabrała się za dezynfekcję całej rany. Aż dziwne, że tu na szkoleniu to kolejna brudna rana, kiedy to normalnie chyba tylko raz poza naukami spotkała się z zabrudzoną raną. Ale to szczegół, ważniejsza jest rana. Przyspieszała proces odtwarzania braków z pomocą magii, aby sam organizm szybciej się z tym uporał. Kiedy już wszystko do granicy ze skórą było ukończone, zabrała się właśnie za nią. Sąsiednie komórki miały wypełnić luki takimi samymi komórkami, z kanałami krwionośnymi, nerwami i cebulkami włosia, które od razu po zrobieniu miały w tempie natychmiastowym odrosnąć braki.

: 24 paź 2018, 19:35
autor: Feeria Ciszy
Być może Cicha tego nie zauważyła, ale Feeria uśmiechnęła się z rozbawieniem. Kleryczka wyglądała tak, jakby oczekiwała, że to kruka musi zadowolić – że to jemu zależy na tym, czy będzie znała odpowiedzi na pytania, które ptaszysko "zadawało". Oczywiście, Cisza nie mogła ją o nic winić, rozumiała to... Ale to i tak było dość zabawne, bo w rzeczywistości Kerrigana nic nie obchodziło to, czy kadra smoczych Uzdrowicieli jest dobrze wyszkolona. Ważne by byli, a i to nie miało wielkiego znaczenia, bo przecież miał kompankę, która jest Szamanką, prawda? Czym ma się martwić...
Tak, czy siak, kruk nic nie odpowiedział. Werdykt został wydany przez Elesair, która wypowiedź o ziołach przeciwbólowych skwitowała skinieniem łba. Jakby nieco niepewnym, po dłuższej chwili namysłu... Bo czy chmiel rzeczywiście mógł uchodzić za zioło przeciwbólowe? Cóż, nie do końca... Ale uzasadnienie Łuski miało sens, toteż Cisza uznała tę odpowiedź za dobrą.
Schody zaczynały się przy ziołach na dezynfekcję. Trzy... Trzy to zdecydowanie za mało. Odpowiedź była dość wybrakowana...
Gliniana tabliczka znów zrosła się w jednolitą powierzchnię. Brązowołuska wyryła na niej kolejne słowa.
" Macierzanka ".
W tej chwili Ognista miała prawo czuć się zdezorientowana, bowiem tłumaczenie uzupełnił kruk. A był to przecież dopiero początek...
– W wypadku lżejszych ran.
" Lawenda ".
" Lubczyk ".
– Drogi powietrzne... Oddechowe znaczy.
" Rumianek ".
– Zapalenie rogówki i czarny kaszel.
" Imbir ".
– Przy zapaleniu gardła i płuc.
Na razie tyle. Teraz przyszedł czas na kolejną ranę...
Nie do końca to miała na myśli. Nie chodziło o "wypij", "zjedz"... Ehh, ale już mniejsza z tym. Może z Cichą to po prostu nie działało – bo Elesair ciężko było uwierzyć w to, że Płomień w ogóle nie wspominał Kleryczce o tej niepisanej zasadzie. Skoro przyczepił się do niemego smoka, który wówczas nie miał gadającego kruka, a jedynie maddarę i pismo, to czemu miałby się nie przyczepić do smoka, który pod tym kątem funkcjonował poprawnie?
A może i nie... Może to imię miało głębsze znaczenie?
Ale Łuska nie wyglądała na taką, co to by miała problemy z mówieniem, czy wysławianiem się...
Mniejsza z tym. Tak, czy siak, Cisza postanowiła odpuścić. Smoki z reguły chyba i tak nie słuchały tego uzdrowicielskiego bełkotu.
Tak poza tym nie miała się do czego przyczepić. Ćwiczymy więc dalej. Co by tu...?
Kolejny ranny smok był przytomny. Wyszedł chwiejnie zza pobliskiego drzewa. Na granatowych łuskach nie było widać żadnych ran... Może więc choroba?
Nie. Krwotok wewnętrzny... Ale tą informacją Feeria nie zamierzała się dzielić. Może by to zrobiła, gdyby miała do czynienia z początkującym adeptem. Ale teraz? Cicha powinna dać radę.
Jednak to nie tak, że kompletnie nic nie było widać – z nozdrzy złotookiego wyciekały strużki krwi. To oraz krok rannego powinny dać do myślenia. A jak to wyglądało w środku?
Pękła sobie żyłka. A taka tam żyła w mózgu, która spowodowała krwawienie podczaszkowe. Dość obfite, choć jeszcze nie śmiertelne, bowiem była to tylko rana ciężka. Ciśnienie krwi smoka było zwiększone, widzenie i oddychanie pogorszone, a sam gad wyraźnie był w szoku. Chyba też miał zawroty głowy... Niezbyt przyjemne.
Co tym razem zrobi Ognista?

: 25 paź 2018, 17:33
autor: Wieczna Perła
Kiedy tylko zobaczyła, że Feeria znów coś pisze na tabliczce, wiedziała co to znaczy, ale tym razem było gorzej- było więcej ziół. Przeanalizowała je dokładnie i doszła do wniosku, że sama nie podpięłaby ich pod dezynfekcję, co bardziej pod choroby W tym wypadku nie czuła się jakkolwiek głupio, że czegoś zapomniała, bo zwyczajnie nie zrozumiała do końca polecenia, ale i tak zapamięta sobie, do czego te zioła się wpasują.
Nieco zdziwił ją brak pytań o kolejne zioła. Czyżby darowała to sobie z powodu dużej ilości błędów Cichej? Tego nie wykluczała, ale tez z drugiej strony miała nadzieję, że nie to jest tym powodem... byłoby jej bardzo głupio...
Zaraz potem przyszedł ranny smok, ale coś z nim było nie tak... już nie chodzi o ranę- tego się spodziewała. Same obrażenia nie sprawiały wrażenia poważnych, ot zwykły krwotok z nosa. Z drugiej strony... czy tak chodzą smoki z tak lekką raną? Nie, o ile nie jest to jakiś pisklak, a twór wyglądał na dorosłego osobnika. Coś jej tu nie grało...
Zawsze mogła próbować etapu ziół, ale co dalej? Tego nie wiedziała. Nie była też pewna, czy użyje odpowiednich roślin, bo jak ma to zrobić nie znając dokładniej rany? Opcji było więcej, niż zwykły krwotok z nosa, a ona nie mogła sobie ot tak zrealizować ich wszystkich, bo jeszcze przez przypadek pomiesza maddarą w organizmie, albo pominie prawidłową dolegliwość marnując maddarę na wyimaginowane zagrożenia..
Po chwili jednak poddała się, spoglądając pytająco na Feerię. Były to w końcu nauki, a jak widać Cicha nie wiedziała jak sobie z tym poradzić... Z jednej strony było jej wstyd, z drugiej jakoś się usprawiedliwiała, acz niezbyt dobrze: Każdemu mogą zdarzyć się błędy lub zapomnienie czegoś. Każdy chyba przyzna, że to słaba wymówka, jeżeli można to tak nazwać. Uzdrowiciel nie powinien się mylić, co było dla niej nieco przekleństwem tej profesji... Już sobie wyobrażała jaką tragedią byłoby, gdyby podczas leczenia magicznej rany zapomniała o tym, które zioło służy do wypłukania magii... Myśli mogą przywołać też niepotrzebną panikę, bo jednak pamięta niemal wszystkie zioła i jak było widać, zapomniała o jednym, a reszty nie wymieniła z powodu nieporozumienia- może więc aż tak tragicznie nie jest? Tego się chyba nie dowie, a woli nie pytać.
Utrzymywała wzrok na nauczycielce, czekając na jej odpowiedź, chociaż może powinna się patrzeć na kruka? To on jednak był jej ustami... ale nie był jej oczami... Jejku, jak niezręcznie muszą czuć się smoki podczas rozmowy z nią... no, chyba że już się przyzwyczaiły. Możliwe, że Cichą też to niedługo czeka, bo taka niewiedza na kogo patrzeć i do kogo mówić jest niewygodna... Oby szybko się nauczyła... Wątpiła jednak, aby to jakoś brązowej samicy przeszkadzało.

: 01 lis 2018, 22:54
autor: Feeria Ciszy
Spodziewała się... Cóż, spodziewała się, że Cicha zabierze się za kolejne leczenie. A tymczasem okazywało się, że Kleryczka nie bardzo wiedziała, jak się do tego zabrać... Ale sam Płomień Świtu też tego nie wiedział za pierwszym razem, więc może nie było się czym dziwić?
Dopiero teraz Elesair zwróciła uwagę na jeden zaskakujący fakt – Ognista ani razu nie wykonała maddarowej sondy. To ciekawe... Czyżby Żar jej tego nie nauczył? Była to przecież bardzo przydatna rzecz...
Po chwili namysłu brązowołuska doszła do wniosku, że i jej tego nie nauczył. Ona o tym wiedziała po tym, jak jej jeszcze nie wprawiony w korzystaniu z maddary ojciec, sprawdzał, dlaczego jego córka nie mówi... Tak, tamtą maddarową sondę zdołała poczuć.
Później Płomień zrobi to samo. Jednak w jego wypadku, nie poczuła niczego. Oprócz dotyku, oczywiście... Ale Płomień był bardziej wprawiony. Proste.
Cicha jednak, albo nie pomyślała o sondzie albo nawet nie wiedziała o czymś takim. Elesair podejrzewała to drugie.
Gliniana tabliczka znów się zasklepiła i córka Daimona szybko na niej wypisała kolejny przekaz:
"Maddarowa sonda".
Co na to powie Łuska? Słowa okażą się jedynie wskazówką, czy może padnie jakieś pytanie?

: 02 lis 2018, 12:18
autor: Wieczna Perła
"Maddarowa sonda", co to znaczy? Pierwszy raz słyszy o czymś takim... chociaż... skoro jej to podała, to znaczy że jest to wymagane przy uzdrowicielstwie, czyli powinna to znać! Ilu ona rzeczy zapomniała... jak to dobrzem że ma te nauki- przypomni sobie co nieco, albo się nauczy, jeżeli Żar wcześniej jej o tym nie mówił.
Spojrzała się zdziwiona na Feerię. Jeżeli te dwa słowa miały sprawić, aby sobie wszystko przypomniała, to niestety, ale pustka w głowie jak była, tak jest i będzie, jeżeli nauczycielka jej tego nie rozjaśni. Czekała w milczeniu, bo i po co ma się pytać, kiedy to mimika jej pyska sprawdza się lepiej niż słowa? Nie dość, że są lepiej dostrzegalne (mówi cicho, więc nie każdy dosłyszy), to jeszcze potrafią wyrazić płynnie całość wypowiedzi bez obawy, że coś pominie, nie to co przy mowie, kiedy stara się mówić krótko i zdawkowo, więc jest szansa, że pominie jakiś szczegół. Co prawda rzecz ma się inaczej przy naukach, ale na nich męczy się takim gadulstwem...

: 02 lis 2018, 22:57
autor: Feeria Ciszy
Cicha miała szczęście, bowiem trafiła na smoka, który nie miał wielkich problemów z odczytywaniem smoczej mimiki. Elesair w lot zrozumiała co się działo – Cicha nie wiedziała czym jest sonda. Nie była ona w prawdzie czymś koniecznym... Ale nie da się ukryć, że była to rzecz przydatna. Warto było wiedzieć, w jaki sposób ową sondę wykonać.
Jak dotąd milczący kruk zabrał głos;
– Madarowa sonda bada ciało. I rany. Musisz dotknąć smoka i... No, sondować – Ptaszysko na chwilę zamilkło. W powietrzu dało się czuć drgania maddary, gdy Feeria kontaktowała się ze swoim kompanem. Bo przydałoby się jakoś dogłębniej wytłumaczyć, jak maddarowe sonda ma wyglądać... – Wyobraź sobie taką falę, która przechodzi przez smoka i bada jego rządy... Eee... Znaczy, narządy.
Jak zawsze, wszystko jest jasne...