Strona 18 z 42
: 23 sty 2016, 22:11
autor: Brak Słów
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Mała ciągle zmieniała coś w swojej pozie, a to inaczej zawinęła łapkę, a to poprawiła skrzydło. Ale było ciepło! W końcu! Szkoda tylko że ziemia tu taka zimna, ale w boki i w grzbiet ciepło przynajmniej. Jako, że Wrzos nie znała granic społecznych, oparła się o ciepły, miły bok samotniczki. Ależ on był faktycznie ciepły! Wrzos przez tę rewelację przylgnęła doń ciasno, wwiercając policzek w drobne łuski, jakby się chciała w Nade zakopać.
– Gar... gHar... gHargenfor – wymruczała ciut pod nosem, jakby nie do końca mówiła tę kwestię do smoczycy, a do siebie, dla własnej satysfakcji. – Ale czyje to imię? – zaciekawiła się.
Po chwili usłyszała propozycję pójścia z powrotem i... i nie spodobało jej się to.
– Nieeee, tam jest nudno, wszyscy tacy sami, wszyscy się zajmują swoim – marudziła. – I jest Sombre – rzuciła, jak gdyby nigdy nic wskazując czarną postać ruchem pyska.
Chwilę przemilczała z widocznym procesem myślowym dziejącym się za jej ślepiami.
– Pójdę sobie jak mnie czegoś nauczysz! – zakomunikowała dziarsko, zadowolona, jakby jej się udało oszukać świat.
: 23 sty 2016, 23:46
autor: Nocna Łuska
Jej mięśnie trochę się napięły pod skórą, kiedy małe pisklę zaczęło się wciskać w jej bok za żebrami. To było... dziwne. Potrafiła sypiać z innymi smokami, głównie samicami i to w tym samym wieku, a teraz mając pod skrzydłem czyjegoś potomka, była tym faktem trochę wstrząśnięta. Ona i pisklaki?
Podniosła łeb w stronę, gdzie wcześniej stała ciemna samica.
Opuszczając bezpieczne schronienie, szkoląc, nie przygotowali jej do takich sytuacji jak ta. Niezręczna i kłopotliwa, rodząca wiele podejrzeń, czy przypadkiem nie uczestniczy w jakimś teście.
Rozmyślania na ten temat przerwała jej Wrzos, która wyskoczyła z pytaniem o nauki.
Nadeithscallieth zwróciła głowę w stronę skrzydła pod którym grzała się mała samiczka.
– Czego miałabym cię nauczyć? – zapytała zainteresowana. Zrobi wszystko, żeby to pisklę sobie poszło. To, że darowała Wrzosowi ciepło i schronienie, nie znaczyło, że czuła się w tej sytuacji komfortowo. Szczególnie, gdy była obserwowana przez drugą samicę.
: 24 sty 2016, 11:17
autor: Brak Słów
Wrzos się, rzecz jasna, niczym nie przejmowała. Raz po raz tylko poprawiała pozę, przez co samotniczka pewnie ciągle czuła małego szkraba pod jej skrzydłem, niby wiercącego się w łuski robaka.
– Mmmmmmmmh – mruczała w zastanowieniu z policzkiem opartym o Nadeithscallieth.
Myślała tak krótką chwilę. Nagle, w momencie, gdy doznała małego olśnienia, oderwała się od niej, wyciągając łepek do przodu.
– A! A może skoro tu tak niebezpiecznie i w ogóle, to mi pokażesz jak bym mogła zaatakowć takiego złego drapieżnika? Mówię ci, wtedy nawet bez Sombre dałabym radę sama! – zakrzyknęła wesoło z dziecinną pewnością siebie.
: 24 sty 2016, 19:18
autor: Nocna Łuska
Zdziwiona uniosła wyżej skrzydło, żeby spojrzeć co tam ona wyprawia. Jak tak dalej pójdzie wwierci się jej do brzucha. Aż tak jej dobrze tam było? Ogon, który miała pod śniegiem przysunął się do jej boku podkopując się pod śniegiem. Jego czarny kontur wynurzył się z zaspy i przylgnął do Wrzosu.
Głowa samicy cofnęła się do tyłu, kiedy młodsza samiczka wyciągnęła ku niej swój łepek.
– Atakować drapieżniki? Na twoim miejscu nie atakowałabym drapieżników – zauważyła z troską w głosie. Jeśli już miała ją czegoś nauczyć, to na pewno nie głupoty.
– Ale atak przydaje się na polowaniu. Widziałaś już jak ktoś kogoś atakuje? Może znasz jakąś metodę ataku?
Nadeithscallieth nie czułą się w mistrzynią w łowiectwie, ale mogła udzielić kilku porad dorastającej samiczce. Co prawda to nie jej zadanie, ale skoro już tutaj czekali na przejście śnieżycy, to mogli spędzić ten czas jakoś pożytecznie.
: 24 sty 2016, 19:32
autor: Brak Słów
Usłyszała, jak coś sunie ku niej. Zwróciwszy łepek w kierunku dźwięku, dostrzegła czarny kształt przylegający do jej boku. Jej oczy się śmiały. Jeju, uwielbiała ciepełko! Przywitała ogon samotniczki z radością, kładąc na nim jedną przednią łapkę. No! Chociaż ta jedna nie musiała leżeć na ziemi!
Nagle otrząsnęła się z fascynacji czarnym ogonem. Mówiono do niej. Zwróciła ślepia w kierunku pyska Nade, analizując, co to za dźwięki w ogóle do niej dotarły.
– Hm, chyba nie widziałam. Sombre tylko na mnie raz wyskoczyła, ale nigdy nie widziałam, jak ktoś podnosi na kogoś łapę – przyznała.
Mruczała chwilę, myśląc.
– A, to może można kogoś ugryźć! – zakrzyknęła wesoło, udając że rzuca się z zębami na śnieg przed nią. – Albo podrapać! O! Szponami – dodała, kładąc obie przednie łapki z wyciągniętymi pazurami na ogonie Nade, jakby ją chciała zaatakować, ale jednak nie zrobić krzywdy.
Przestała prężyć pazurki na chwilę przed tym, jak uderzyła łapami ziemię przed nią.
– Albo uderzyć!
Znów milczała chwilę, po czym dodała spokojniej:
– No, to w sumie chyba można albo kogoś przewyższyć siłą, albo próbować go prześcignąć i poranić zanim zdąży się obejrzeć.
: 24 sty 2016, 19:50
autor: Nocna Łuska
Kąciki warg samicy podniosły się ku górze, gdy Wrzos zaczęła swoją prezentację ataków. Nauka właściwie dopiero się zaczynała, ale Nadeithscallieth chyba zyskała trochę pewności siebie. Musiała przypomnieć sobie swoje treningi grupowe ich schemat, teorię i praktyczną część. Nie była pewna, czy smoki Wolnych Stad tak się tu szkolili, ale skoro Wrzos prosiła ją o pomoc – nie mogła odmówić. I włoży w tą naukę tyle wiedzy ile posiadała.
– Istnieją ataki podzielone na grupy. Te, które bazują na zręczności, to takie cięcie pazurami... – mówiąc to posuwała ogonem do przodu i do tyłu, aby mała samiczka czuła, jak jej ostre pazurki zahaczają o łączenia miękkiej łuski. – Uderzenia ogonami też się zaliczają do tej grupy. Są jeszcze ataki w których liczy się głównie siła. Tutaj właśnie chodzi o gryzienie, zianie ogniem lub lodem, oraz bardzo mocny chwyt łapami. Musisz wybrać w jakim kierunku chcesz się kształcić. W moim przypadku wybór dokonano za mnie. Ty jesteś wolna, możesz decydować o swojej przyszłości.
Złote ślepia samicy wpatrywały się z uwagą we Wrzos.
: 24 sty 2016, 20:02
autor: Brak Słów
Chwilę patrzyła na Nade, nie wiedząc, co powiedzieć.
"Możesz decydować" – dźwięczało jej w uszach.
O nie. O nie. To tu był jakiś znaczący wybór? Musiała wybrać między A a B? Ale nie było tu przecież brata! Jak ona mogła tak sama zdecydować... Przecież nie wiedziała... Wciągnęła powietrze, rozglądając się na boki. Jeju, to takie trudne. Co odpowiedzieć? Przytłaczał ją wybór. A co, jeśli wybierze źle?
Chwilę trwało, nim Wrzos opanowała małą wewnętrzną panikę i faktycznie spróbowała pomyśleć. Czy gryźć? Lubi gryźć. Ale mocny chwyt! Mocny! Ona nie umie mocno przecież. A drapać? Fajnie drapać... Ale bicie ogonem, oj! Przecież on ją tak boli jak w coś uderzy za mocno! Mruknęła cicho i postanowiła losowo wybrać odpowiedź.
– Chciałabym raczej umieć... drapać – stwierdziła niepewnie.
: 24 sty 2016, 20:28
autor: Nocna Łuska
Przekrzywiła głowę śledząc parą dwóch złotych ślepi wahające się pisklę. Nie popędzała jej. Pozwoliła się jej dobrze zastanowić.
Onyksową samicę bawiło zamieszanie jakie targało niemal całym delikatnym ciałkiem Wrzosu. Samiczka była w rozterce. Ważyła każdą umiejętność, co było widoczne na jej mimowolnie poruszającymi się częściami ciała, gdy o nich myślała.
Postanowiła ją trochę uspokoić.
– Powinnaś umieć walczyć każdą techniką. Więc bez obaw. Nauczysz się wszystkiego. Ja zajmę cię zatem nauką wykonywania skutecznych drapnięć. To będzie dobry początek.
Nadeithscallieth uniosła wyżej swoje skrzydło rozprostowując je. Było... olbrzymie. Rozpostarte na całą rozpiętość prawie nie miało końca. Czubki pazurów na końcach cienkich palców zanurzyły się w śniegu. Stworzyła w ten sposób pokaźnych rozmiarów pół-kopułę chroniącą pisklaka od wiatru, śniegu. Trochę się ochłodziło, ale i tak było cieplej niż "na zewnątrz".
– Teraz masz dość miejsca. Wstań i ustaw się bokiem do mnie. Nie możesz trzymać przednich i tylnych łap zbyt blisko siebie.
Kiedy to mówiła ogon samicy poruszył się i zaczął sunąć w stronę brzegów kopuły przy okazji zgarniając śnieg i ubijając go tworząc równą płaszczyznę.
– Skrzydełka trzymaj pewnie przy bokach. Będziesz się poruszała, więc musisz pamiętać, aby usztywnić te kończyny żeby nie opadały i nie plątały ci się pod łapkami. Ogon najlepiej mieć uniesiony trochę nad ziemią. Umiesz nim balansować. Nauczyłaś się to robić, kiedy chodziłaś. Nie musisz się na tym skupiać, pamiętaj tylko o tym, żeby był wyprostowany i uniesiony nad ziemię. Śmiało. Spróbuj teraz stanąć tak jak cię prosiłam.
: 25 sty 2016, 0:21
autor: Brak Słów
Na słowa, że będzie się w przyszłości uczyć wszystkiego, Wrzos odczuła nie lada ulgę. Uśmiechnęła się przez to do Nade – wesoło, choć wciąż trochę zakłopotanie.
Oglądała uważnie cały manewr samotniczki, zabawnie zadzierając łepek w górę. Ach! Zimno leci! Znowu zimniej... Wrzos, nie wiedząc, że poza kopułą ciemnego skrzydła jest jeszcze zimniej, nadęła policzki z niezadowoleniem. Przeszedł ją dreszcz. Ale no nic, teraz ma się uczyć, mimo całego tego niezadowolenia z sytuacji. Czuła się, jakby nie miała wyboru, bo i nie wypadało jej przecież odmówić. A i w sumie raczej wolała się w końcu czegoś nauczyć.
Bez słowa wstała z miejsca. Wpierw była dość skulona przez otaczający chłód, ale zmusiła się do rozprostowania. W kilku małych, skocznych kroczkach obróciła się tak, żeby Nadeithscallieth mogła ją widzieć z boku, tak jak chciała.
Rozstawiła łapy, delikatnie tylko zgięte, tak, jak i tak większość czasu chodziła. Tylne łapki były ciut cofnięte do tyłu, a wszystkie rozstawiła nieznacznie na boki. Środek ciężkości samiczka wyważyła przez lekkie cofnięcie tułowia do tyłu, gdyż odsunięcie zadnich łapek zmieniło postać rzeczy. Zastosowała się też do rady odnośnie ogona i skrzydeł – ogon uniosła wyżej, jak do biegu, by mógł służyć balansowi w każdej chwili, a skrzydła lekko podniosła i poprawiła, aby jej przypadkiem nie przeszkodziły w ruchach.
Teraz, już bardziej dla zabawy niż na poważnie, obniżyła łeb powyżej ramion i krótko warknęła na Nade, jakby prześmiewała swoją własną pozę, bo i po chwili sama skwitowała to krótkim, lekkim śmiechem.
: 25 sty 2016, 18:32
autor: Nocna Łuska
Obserwowanie przebiegu nauki z perspektywy nauczyciela było dla niej nowym doświadczeniem. Całe szczęście, że Nadeithscallieth była pilną uczennicą i chociaż nie była zakwalifikowana na smoka bojowego, udało się jej wyprosić u jednej starszej samicy kilka lekcji ataku i obrony. To dziwne, że elfy nie chciały jej uczyć walczyć, ale wszystko stało się jasne, kiedy odkryła swój prawdziwy talent.
Czy Wrzos miała talent bitewny? Kto by to przewidział? Na pewno nie Nadeithscallieth.
Onyksowa samica mogła tylko nauczyć ją podstaw. Samych oczywistości.
Warknięcie, które wydała z siebie Wrzos wywołało u niej delikatny uśmiech. Warkot mimo wszystko był dość wyraźny, co Nadeithscallieth nie mogła zignorować i nie odwzajemnić cichym śmiechem.
– Zapomniałam wspomnieć o warknięciu. Dziękuję Wrzos. To teraz mamy już wszystko co trzeba. Pozycję i warknięcie – znowu lekko się do niej uśmiechnęła. – – Teraz przećwicz cięcie. Unieś wysoko którąś z przednich łap. Prawą, albo lewą. Potem wypuszczając ją do przodu zamachnij się nią w taki sposób, jakbyś chciała ją postawić na niewidzialną przeszkodę przed sobą. Musisz odgiąć nadgarstek tej łapy trochę do góry. Jakbyś chciała zaczepić pazurkami o coś bardzo miękkiego. Pamiętaj o równowadze. Będziesz chwilowo stała na trzech łapach. Musisz tak jak teraz być lekko pochylona do tyłu i pomagać sobie w utrzymywaniu równowagi ogonem.
Tłumaczyła Wrzosowi jak umiała podstawy cięcia pazurami. Nie wiedziała jak rozwiniętą wyobraźnię miała samiczka, ale wyobraźnia przecież kreowała plany przyszłych czynności. Jeśli tego nie uda się jej wyobrazić, to pomoże jej tworząc iluzję.
: 25 sty 2016, 19:02
autor: Brak Słów
Wrzosek nie przypuszczała, że śmiech ze strony Nadeithscallieth będzie dla niej tak satysfakcjonujący. Nawet, gdy zabrała się do wykonywania polecenia, kąciki jej pyska były lekko uniesione, a wzrok miała naznaczony przebłyskami dumy i determinacji. Ha! Udało jej się kogoś rozbawić! Przednia zabawa.
Nie mogła teraz zawieść nauczycielki.
Uniosła swoją prawą łapę, w tym samym momencie nieznacznie odchylając swoje ciało w lewą stronę, aby cały jej ciężar przeniósł się między stojące na ziemi trzy pozostałe łapy. Tą uniesioną w powietrze wpierw podkurczyła, a potem zamaszystym ruchem wyprostowała do przodu, delikatnie zataczając łuczek w górę, a potem w dół. Faktycznie musiała użyć ogona – ruch rzucał ją lekko do tyłu, więc drgnęła szybko ogonem w dół, aby skorygować swój odchył.
Naprężone mięśnie łapy rozswawiały szerzej i mocniej wyciągały w przód pazurki. Palce miała jednocześnie obciągnięte trochę w górę, tak, aby do przodu jak najbardziej wystawały ostre koniuszki pazurów.
Takim ruchem łapy przecięła powietrze, a potem jej łapa walnęła w śnieg. Nie mocno – zaczęła już ją hamować – ale nie przejmowala się tym zbytnio i nawet nie próbowała temu przeciwdziałać. Podkurczyła łapkę pod siebie, wciąż stojąc na trzech. Szybko obejrzała Nade, szukając śladów odczuć, jakie wywołał jej próbny atak.
: 25 sty 2016, 19:38
autor: Nocna Łuska
Kiedy Wrzos walnęła łapą o śnieg, Nadeithscallieth wypuściła powietrze.
– Hm... To było dobre! Widzisz, nie pomyślałam o tym. Ja bym tej łapy nie odstawiała na ziemię. Odtąd masz słuchać swojego ciała, a nie mnie! – zachichotała.
Wiedziała, że mróz niedługo przybierze na sile. Dzień się już kończył i nawet w głębi jej serca żałowała, że Wrzos przyszła tu późnym popołudniem. Gdyby Wrzos została tutaj dłużej, czarna samica, która stała w oddali i ich obserwowała, mogłaby zamarznąć. Kto by wtedy odprowadził Wrzos do legowisk?
Odrzuciła pochopną myśl, która wparowała jej do umysłu, że sama mogłaby to zrobić. Głupia ty. Skarciła się za tą myśl, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Wcześniej nigdy by siebie nie uznała za troskliwą. Nawet wobec młodszych. Czy jednak pierwsze zetknięcie z o wiele młodszym od niej osobnikiem, wywołało w jej mentalności małą rewolucję?
– Zapomniałaś o warknięciu. Cięcie, warknięcie. Nawet ładnie się składa – zachichotała śmielej. – Spróbuj teraz powtórzyć cięcie, tylko tym razem zrób to w linii poziomej.
Samica zrobiła krótką przerwę podczas której ułożyła w głowie krótkie zaklęcie. Układanie zaklęć w biegu nie było prostą sztuką, ale nie sprawiało to problemu samotniczce. Jarzące się słabym światełkiem oczy Nadeithscallieth podążyły w bok dokładnie w miejsce, gdzie powietrze zgęstniało i zmieniło barwę na kolor beżowy. Płaski, cienki papier. Taki jaki widziała u elfów.
Ściana z niego utworzona miała mieć wysokość trzech metrów.
– To twój przeciwnik. Potem postaraj się podskoczyć i ciąć jak najwyżej jak potrafisz. Zrób kilka prób. Zobaczymy jak wysoko sięgniesz.
: 26 sty 2016, 1:38
autor: Brak Słów
Pierwsza pochwała sprawila, iż Wrzos pokazała kiełki, ale uwaga bardzo szybko zamknęła jej pysk. ALE NO TAK! Warknięcie! Jak ona mogła o tym w ogóle zapomnieć! Przecież to ponad połowa sukcesu w ataku! Po zburzeniu honoru małej, nie pozostało jej nic, jak go odbudować porządnym atakiem.
Wpierw zmierzyła przeciwnika wzrokiem. No tak. Prostokąt. Przeciwnik, który musiał się przygotować na klęskę!
Mała jednym, szybkim susem doskoczyła do papieru. Wylądowała kilka dobrych szponów przed nim, tylko po to, by znów wybić się w powietrze – ale tym razem zupełnie pionowo. Jej ciało całe ustawiło się w pionie. Wrzos szykowała w locie łapę, którą miała zadać cios. Tym razem lewą przednią podwinęła pod siebie, odchyliła na bok... A gdy moment był dogodny – czyli gdy była w najwyższym punkcie skoku – zamachnęła się i uderzyła szybko. Musiała teraz dokładnie wymierzyć odległość, by móc stwierdzić, jak zgięta musiała być łapa, aby tylko pazury przedarły się przez beżową ścianę. Jej łapa, idąc dokładnie w poziomie, została odwiedziona od ciała w lewo i do przodu, a potem zakręciła ku prawej, wykorzystując do tego staw ramienny, by przełożyć całą siłę. Nie zapomniała też obrócić łapy i wyciągnąć ładnie palców, by pazurki wystawiły się najostrzejszymi końcami w kierunku lotu, móc przeciąć papier.
– Hrar! – warknęła krótko, gdy jej łapka wrócił a już do niej.
Musiała to zrobić w miarę szybko, bo grawitacja byla nieubłagana. Wylądowała miękko i bezzwłocznie odbiła się ponownie, próbując włożyć w to jeszcze więcej siły. Lecąc, powtórzyła wszystkie swoje ruchy, ale prawą łapą. Uznała, iż tak było jej dużo wygodniej. Tym razem też wiedziała, czego się spodziewać, przez co mogła lepiej wymierzyć czasowo zamach, aby pazury pocharatały płótno w najwyższym momencie.
I znów lądowanie, i znów wybicie. I znów atak prawą łapą...
Ale po tym lądowaniu już więcej nie było. Mała była, mimo dumy, leniwa, więc uznała, że skoro 3 to już kilka, to nie będzie to dlań ujmą, gdy na tylu poprzestanie.
: 26 sty 2016, 19:34
autor: Nocna Łuska
Nadiethscallieth nie ukrywała, że warknięcie Wrzosu bardzo ją bawiło. I kto powiedział, że nauka musiała być nudna? Onyksowa samica nawet dobrze się z tym czuła, że mogła udzielić kilku rad młodej samiczce.
Pierwsze cięcie w poziomie było nawet, nawet. Nadeithscallieth pokiwała głową z aprobatą.
– Całkiem nieźle.
Następne były próby z jak najwyższymi skokami. Pazurki samiczki rozcinały papier zostawiając podłużne ślady, niezbyt szerokie. Najważniejsze na co zwracała uwagę, to to, że nie był rozszarpany, bo gdyby Wrzos przyłożyłaby do ataku za dużo siły, mogłaby przebić papier łapą i rozedrzeć go nadgarstkiem. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, co Nadeithscallieth skwitowała kolejnym kiwnięciem głowy.
– Wystarczy. Widzę, że dobrze miarkujesz siłę, co jest szczególnie trudne podczas, gdy ty, albo twój cel jest w ruchu. Musisz uważać, żeby nie przedobrzyć z siłą, bo zamiast wbić pazury w cel uderzysz go tylko łapą i co najwyżej go ogłuszysz. Według mnie, na tym możemy zakończyć tą naukę.
Czarny łeb samicy uniósł się w górę. Rozproszyła swój czar uniesieniem łapy i machnięciem nią w górę. Poharatany papier spadł na ziemię i rozpłynął się w powietrzu porwany przez lekki podmuch wiatru.
Wykorzystała to, że udało się jej wywabić Wrzos spod skrzydła. Samiczka wykonywała szereg ćwiczeń, więc naturalnie rozgrzewając mięśnie zapewne nawet nie poczuła, różnicy temperatury. Albo przynajmniej nie zamierzała reagować. Nadeithscallieth zaoferowała jej ogrzanie się, naukę i rozgrzewkę. Miała niestety swoje obawy. Była samotnikiem, powinna zachowywać chociaż pozory obojętności.
Czarny ogon gnąc się i prostując niczym wąż, powrócił boku samicy, by przylgnąć znów do jej łap. Skrzydło, które służyło za zadaszenie skurczyło się i złożyło okrywając smukły bok i łapy wraz z ogonem.
Na koniec uśmiechnęła się ciepło do Wrzosu. Entuzjazm Wrzos podziwiała, tak jak jej odwagę i zaufanie nawet wobec obcej samicy.
– Czy nie powinnaś już wracać do legowiska? Masz rodziców? Opiekunów?
//Raport z Ataku I
: 26 sty 2016, 19:48
autor: Brak Słów
Zadowolona z siebie Wrzos przestąpiła kilka razy, z łapki na łapkę, gdy dostawała pochwałę od Nade. Ile jej to dodawało pewności siebie! Ile dumy!
A, ach tak. Starsza smoczyca dorzuciła jeszcze radę. Wrzosek krótko przeanalizowała jej słowa, bo i wypadało jej, jako uczennicy, zapamiętać ich przekaz. W sumie, mogło się to kiedyś przydać. Przecież nie miała nigdy tyle siły, żeby móc kogoś chociażby zachwiać, a co dopiero ogłuszyć! Rozcięcie mu gardła na pewno byłoby efektywniejsze!
Zielone jak trawa ślepka podążyły za zwijającym się ogonem towarzyszki, a także zauważyła, iż miała złożone skrzydła... Jej kochane, cieplutkie miejsce, zniknęło tak nagle! Już nie miała gdzie się schronić i...
Słowa Nade jej przypomniały. No tak. Przecież obiecała, że po nauce sobie pójdzie. To był jej jedyny warunek, który właśnie został spełniony wraz z zakończeniem nauki.
Mała stała tak chwilę, nadymając policzki. Posłuchać się? Nie posłuchać.
– Ach, no tak – powiedziała z lekkim rozczarowaniem. – Mam, mam rodzeństwo. I mamę. I wujka i dziadka – wymieniła bez większych emocji.
Zerknęła na Sombre. W sumie, to faktycznie może powinna iść? Westchnęła krótko i szybko ubrała uśmiech na pyszczek.
– Do zobaczenia, samotniczko! – rzuciła, po czym truchcikiem ruszyła w stronę Sombre.
– Idziemy do obozu? – spytała grzecznie swojej tymczasowej opiekunki.
: 26 sty 2016, 21:30
autor: Przedwieczna Siła
Obserwowała uważnie przebieg całej nauki, pozostając w oddali przez cały ten czas. Kiedy tylko skończyły (nareszcie!) i samotniczka się oddaliła, w końcu mogły odejść. Sombre miała dość innych obowiązków, ważniejszych, niż pilnowanie nie swoich piskląt.
– Ta. Wracamy prosto do groty Twojej matki. – burknęła pod nosem, nie patrząc nawet na małą, tylko ciągle patrząc za tamtą smoczycą. A potem odwróciła się gwałtownie i, czekając na Wrzos, odeszła w stronę terenów Cienia.
: 17 lut 2016, 4:54
autor: Oczywistooki
Oczywistooki jak co dzień chodził sobie szczęśliwy po terenach wspólnych. Był wczesny, zimowy ranek oraz nie zapowiadało się, że może się stać coś złego. W pewnym momencie niebieskołuski samiec przystał na chwilę, jakby coś zauważył płynącego w rzeczce, niedaleko wodospadu. Zamrugał kilka razy, kontynuując uśmiechanie się, po czym gwałtownie położył łapę na swojej klatce piersiowej. Wtedy czas jakby stanął dla niego w miejscu i mógłby stać tak wiecznie, aczkolwiek nie mógł. Trwał w jednej pozycji przez dłuższy czas, zdoławszy wysłać tylko jedną wiadomość mentalną.
~ Piasek... ~ Upadł na ziemię, bez kontroli nad swoim ciałem, które spoczywało teraz na ziemi. Jego klatka piersiowa się nie ruszała, a jego ślepia były wciąż otwarte.
To taki wstyd, że wielki, potężny gad został zabity nie przez przeciwnika, nie przez czas, tylko dosłownie przez samego siebie. Radość powoli ustępowała z jego pyska, ustępując smutkowi, który zagości na jego ciele na wieki.
: 17 lut 2016, 13:16
autor: Oddech Pustyni
Wiadomość od Oczywistego była jakaś dziwna. Nie przez sam fakt, że ją wzywał skoro większość czasu spotykali się raczej przypadkowo, ale przez krótką, nic nie wyjaśniającą treść, w dodatku urwaną. Czyżby w trakcie wysyłania przekazu coś mu się przydarzyło? A może zrobił to celowo, żeby przyspieszyć reakcję zaciekawionej Piaskowej? Wstała jakoś tak leniwie, ale kiedy usztywniła łapy, wybiła się z nich mocno i paroma mocnym uderzeniami skrzydeł, wzniosła się w powietrze. Dopiero kiedy była już wysoko, obserwując rozległe terytoria Ognia, zorientowała się że Oczywisty zupełnie nie powiadomił ją o miejscu w którym się znajduję. Podobnie jak przy Piórku, będzie musiała się trochę nalecieć, żeby go wypatrzyć...
Tak czy inaczej wiedziała, że może wykluczyć swoje stato, a to było już coś, ponieważ Wspólne zajmowały zdecydowanie mniejszą przestrzeń.
Dotarcie na miejsce wcale nie było szybkie. Oddech latałe w te i wewte, czasem po kilka razy sprawdzając to samo miejsce. Wysłała Oczywistemu pytanie, próbując nieco ułatwić sobie poszukiwania, ale milczał co jeszcze bardziej ją zestrewsowało. W końcu jednak... na tle śniegu wyraźnie dostrzegła mocno wycinający się jaskrawo niebieski kształt. Zapikowała ku niemu, a kiedy podeszła...
–Oczko? Wszys-wszystko w porządku?– nie widziała jeszcze smoka który umierał albo mdlał z otwartymi oczami. Nie potrafiła określić stanu towarzysza, miała wrażenie że po prostu odpoczywał.
: 17 lut 2016, 16:20
autor: Oczywistooki
Samiec leżał na śniegu w bezruchu, cały czas nie odpowiadając. Drobne płatki śniegu, spadające na jego łuskę powolutku się topiły pod wpływem jeszcze ciepłego ciała. Poranne, przebijające się troszkę przez chmury słońce leniwie wstawało nad horyzont, rozjaśniając bardziej okolicę. Szum wody w wodospadzie koił uszy, sprawiał wrażenie pocieszającego, aczkolwiek wesoło raczej nie było. Oczywistooki nie dawał żadnego znaku.
: 17 lut 2016, 16:51
autor: Oddech Pustyni
Stała i przyglądała mu się, czekając na odpowiedź. Ale jego brzuch wcale nie unosił się w rytm oddechu, tak jak przed chwilą jej się zdawało. Kiedy smoki mdlały oddychały wolniej, ale przy takim zimnie i tak dałoby się to zauważyć, ponieważ z pyska ulatywałaby para.
Ale w takim razie dlaczego miał otwarte ślepia? Może to dziecinne, ale widząc je, wpatrujące się w jakiś niokreślony punkt, pustynna nie potrafiła stwierdzić zgodnu towarzysza. Musiał żyć skoro patrzył, a to że był sztywny, nic jej nie mówiło. Poruszyła się niespokojnie i kłapnęła szczękami. Niepokój wzrastał w niej z każdą sekundą, ale nie wiedziała jak zareagować. To... a co jeżeli swoim brakiem reakcji doprowadzi do jego śmierci?
Zacisnęła ślepia i przybliżyła łeb do pyska Oczka, chcąc wyczuć albo usłyszeć jego oddech. Kiedy nic nie poczuła, odsunęła się o krok, a jej łapy zadrżały mimowolnie, a przed otwartymi już ślepiami nieco pociemniało. Opanowała się szybko, podeszła znów do niego, ale tym razem od strony grzbietu i stanęła na nim przednimi łapami, trzęsąc go i próbując przywrócić mu przytomność. Podobnie wybudzała Słowika, kiedy musiała przetransportować go z jego legowiska na terytorium Ognia. Ale... dlaczego Oczko nie reagował, dlaczego spał tak twardo, chociaż był z dala od mgły?
Smoczyca cofnęła się znowu i rozejrzała. Uderzyło ją poczucie winy, jakby to ona go zabiła, chociaż nie miała pojęcia skąd wzięło się w niej coś takiego. Spojrzała jeszcze raz w jego ślepia. Nie mógł spać, ani nie mógł być po prostu nieprzytomny. Właśnie wtedy jego oczy byłyby zamknięte. Teraz po prostu... nie żył i musiała przyjąć to do świadomości.
Nie wiedziała co zrobić, jak zareagować, siedziała zesztywniała i przyglądała się, a potem, jakby w odruchu wysłała przekaz mentalny do Piewcy. Był teraz wychowankiem Oczka, powinien wiedzieć. Chyba...
Nie powiedziała mu nic konkretnego, po prostu podała miejsce i poprosiła, żeby się zjawił.
: 19 lut 2016, 10:19
autor: Zawierzony Kolec
Nienawidził przekazów mentalnych, och nienawidził! Jednak nie zamierzał się na nie zamykać, bo wiedział, iż był to najpopularniejszy sposób przekazywania wiadomości pomiędzy smokami. Samiec przyjął więc impuls od Pustyni, a że Azyl już go uleczyła, to mógł wreszcie rozłożyć skrzydła i przelecieć na miejsce. Trochę błądził, nim dotarł z terenów Wody do Błękitnej Skały i nim znalazł tam Mały Wodospad. Zastanawiał się, czego chce od niego Pustynia. Czyżby chciała znów się z nim spotkać? Miał nadzieję, że do tego czasu już będzie miał pełną rangę. W każdym razie samczyk wylądował przy nieco oblodzonym wodospadzie i podszedł w stronę stojącej kawałek dalej smoczycy. Ona wyróżniała się swoim umaszczeniem na tle bieli i szarości, zaś Oczywistookiego zasłaniał Piewcy śnieg, którego wcale nie ubyło po śnieżycach mimo ocieplenia. Dopiero z odległości kilku ogonów zauważył niebieski kształt na śniegu i poczuł, jak mocniej zabiło mu serce. Pamiętał, że ostatni raz widział Oczywistookiego na swojej ceremonii na Adepta, a potem... Jakoś oboje nie mieli czasu się spotkać. Jak dobrze, że był tutaj! Samiec ruszył biegiem, pokonując dzielącą ich odległość w ledwie kilka uderzeń serca, po czym zamarł w pół kroku, gdy zobaczył dziwną, dziwniejszą niż zwykle, minę Piaskowej, a także ten nienaturalny bezruch. Podszedł powoli, niczym w transie. Zapach Oczywistego Kolca, bo Piewca wciąż nie poznał jego dorosłego imienia, był wciąż silny, ale ciało samca już nieco wychłodzone. Samiec warknął, jakby chcąc odgonić chłód od ojca i okrył go skrzydłem, po czym spojrzał na Pustynię wzrokiem wyrażającym więcej niż tysiąc słów. Co się tu...?