Strona 17 z 32

: 11 wrz 2019, 10:58
autor: Strażnik

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Jak Azura mojej mamy? Na chwilę zapomniał o powadze zdarzenia i zmrużył ślepia, gotów skrytykować Dziką, gdyby nie fakt, że tak samo szybko przypomniał sobie o tym, że nie żyje. No tak. Przynajmniej jej wielokolorowe dzieci mogą hasać zdrowo pod popsutą barierą.
Pokręcił łbem, wracając myślami do rzeczywistości i odruchowo podążył za ciągnącym go smoczęciem. Nie znał odpowiedzi na jego wcześniejsze pytania, więc jedynie smętnie pokręcił na nie łbem, z wyraźną niepewnością wypisaną na pysku.
Podprowadzony pod drzewo także spojrzał na badany przez młode przedmiot, choć on sam nie wzbudził w nim żadnych skojarzeń, nawet przy głębszych oględzinach. Zamiast logicznych myśli, jego łeb wypełniał tylko hałas bólu głowy.
Weź to ze sobą– polecił, przy okazji szponami przeczesując trawę wokół znaleziska, jakby chciał ocenić czy podobnych przedmiotów, mogą znaleźć więcej. Jeśli nie, mógł przynajmniej na własnej łusce przekonać się o właściwościach pyłu. Jeśli zostawiał ślad, bowiem trudno było go usunąć, być może ścieżka którą zostawił duch da się odczytać w innych miejscach, zachowana w taki sam, szczątkowy sposób jak przy białym drzewku.
Musimy sprawdzić czy drzewa i inne rośliny w okolicznym lesie także mają na sobie znamiona pyłu, w ten sposób wciąż mamy szansę ocenić przelot tego... czegoś– wytłumaczył zrezygnowany, spoglądając w stronę zagajnika. Właściwie jeśli żadna ze smoczyc nie podsunęłaby mu nic innego, zacząłby zmierzać w tamtym kierunku. Wspomniał wcześniej o Atauir i do niego także zamierzał się skierować, lecz skoro jego towarzyszki nie miały pewności co do kierunku przelotu stworzenia, zapewne bezpieczniej będzie jeśli zbadają wszystkie okoliczne, leśne posterunki.

: 11 wrz 2019, 11:42
autor: Gasnący Wiciokrzew
Tutaj zamieszanie było mniejsze niż, tam, przy ogromie smoków, ale wciąż – ciemna trasa zdawała się niknąć aż w oczach! Sprawka wiatru? Czy traciła się sama?
Niestety, tyle się działo, sama mogę jedynie gdybać, jak to wyglądało i jak się ruszało. – odpowiedziała drzewnemu z pewnym rodzajem żalu w głosie. A tyle jej powtarzano o czujności! Ale nie można się poddawać. Szczególnie, że dostała jasne zadanie. Honi przystanęła na moment, skupiła się – jedna wiadomość do Daru, hyc!
Mistrzu, mam dla ciebie świeżutkie wiadomości prosto od Strażnika! I również na jego prośbę. Zaszliśmy, ja, on, czerwono-żółte pisklę aż do Białego Drzewka w Szklistym Zagajniku, po tym pylistym śladzie tego tajemniczego stworzenia, ale teraz zamierzamy poobserwować brzeg lasu Atauir bo na roślinach ten pył powinno się łatwo zauważyć. Mam nadzieję, że wy tam wszyscy też dzielnie się trzymacie? Do zobaczenia, usłyszenia, spotkania!
Pomknęło do Uzdrowiciela. Samica wesoło wróciła do podążania za resztą swojej ekipy, Strażnikowi zwiastując wypełnienie obowiązku krótkim, stanowczym kiwnięciem łba – no i zadowolonym z siebie uśmiechem.
Trzymała się z pewnością w obrębie obu smoków, ale nikomu nie właziła na kark. Co więcej, szukanie, gdzie ślad prowadzi dalej, to jedno, ale czym jest – to zupełnie inna sprawa. Doszła chwilę później, to już nie dopytywała się każdego szczegółu śledztwa, a pytania w głowie rozbrzmiewają, ale przecież sama całkiem zręcznie zna magię i może śmiało spróbować "przebadać" pył, prawda?
Przystanęła przy większej plamie na ziemi i przyłożyła tuż obok, ale jednak próbując się nie zbrudzić, całą powierzchnią swojej prawej, przedniej łapy. Posłała drobny magiczny impuls przez podłożę, ażeby i przeszył sam trop i mógł powrócić do kleryczki z jakąkolwiek wiadomością.

: 31 paź 2019, 10:56
autor: Wirtuoz Szeptów
Dzisiejszy dzień zaczął się niemal normalnie. Obudziłem się wraz z Fernem jego zmęczonymi ślepiami patrząc na świat. Wraz z nim przemierzyłem tereny Ognia, trafiając w końcu na granicę. Zew jednak, co również i ja odczułem, był niezwykle zmęczony i szybko ponownie zawitał w Grocie Szeptów. Położył się obok drzewka, które wyjątkowo dzisiaj wydzielało delikatnie silniejsze światło. Zasnęliśmy...
Lecz nie obudziłem się wraz z nim. Otworzyłem ślepia pod jednym z nagich drzew Szklistego Zagajnika. Jak? Co się dzieje? Na wilgotnej od niedawnego deszczu trawie postawiłem łapę próbując podnieść swoje ciało z ziemi. Moje ślepia dostrzegły brak jakiejkolwiek zmiany w ułożeniu trawy. Zupełnie jakby przeszła przez moje futro i zagłębiła się w ciele... A więc... Tym się stałem? Widmem świadomości uwięzionej w młodym wyvernowym ciele. Jednak wszystko wydawało się takie prawdziwe. Gdy obejrzałem się na pierzaste skrzydła do moich uszu dotarł dźwięk szelestu piór. Przez łeb przeszła mi nagła myśl. Czy rzeczywiście coś choć niepełnie zwróciło mu życie? Pysk delikatnie się uchylił, nozdrza wciągnęły zapach jesieni. Ruszyłem przed siebie.
Po drodze starałem się określić, którym sobą jestem. Czułem się jakbym znów miał trzydzieści księżyców i dopiero co został Zapomnianym Rytmem. Łapy poniosły mnie aż tu... Białe drzewko niewiele się zmieniło od czasu gdy futro na moich łapach było bardziej... namacalne. Ciche westchnienie poprzedzało nuconą melodię. Cichą, tęskną... Co mi z tego, że mogę chodzić pośród smoków, jeśli żaden mnie nie pozna, jeśli nie mogę jej odnaleźć... Rek. Ach Rek... Córeczko. Akurat gdy bóstwa pozwalają mi stanąć na ich ziemi ciebie nie ma. Łza jedna, druga.

: 31 paź 2019, 16:50
autor: Wieczorna Aura
Smoki wracały z nadzieją na spotkanie pozostawionej na ziemi rodziny. Czyż nie wspaniale byłoby spotkać Rek? Córkę, która została przy niej, aż nie odeszła do świata umarłych? Minęło wiele księżyców, lecz Aurze nie udało się spotkać ukochanego w gwiazdach. Czy nie szukała wystarczająco dobrze? Czy nie chciał do niej dołączyć? Powrót do świata żywych dał jej szansę na poznanie odpowiedzi. Skoro ona uciekła przez rozwarte wrota to i pewnie on to zrobił, prawda?
Duch dawnej łowczyni błądzić po terenach wspólnych, spacerując powolnym krokiem i napawając się bliskością natury, której nie czuła tak długo i którą kochała tak bardzo. Żałowała, iż jej kompan nie mógł towarzyszyć jej i w wędrówce pośmiertnej, bo dobrze wiedziała, że Toboe z chęcią by się z nią spotkał. Wilk wrócił do dziczy, tam, gdzie jego miejsce, co nie znaczy, że za nim nie tęskniła.
Wiedziała czego szuka, lecz nie była w stanie się spieszyć, mimo iż czuła, że ma ograniczony czas i że już wkrótce ponownie pojawi się za zamkniętą bramą.
Los jednak był dla niej łaskawy i pokierował ją do Szklistego Zagajnika, gdzie przy Białym Drzewku dostrzegła tak znajomą jej sylwetkę. Przystanęła na chwilę, uśmiechając się łagodnie do siebie, aż nie zauważyła w jakim stanie i nastroju jest jej ukochany. Czym może się zamartwiać, kiedy powinien odpoczywać od trosk smoczego życia?
Skierowała się w jego stronę, wykrzesując trochę więcej energii, aby szybciej się przy nim znaleźć. Bez większych wstępów wtuliła pysk w jego szyję, oferując pocieszenie i wsparcie. -Witaj ponownie mój puchaty łowco – powiedziała czule i z troską w głosie -Co cię trapi tak bardzo, że nie możesz się wyciszyć nawet po śmierci? – zapytała łagodnie, odsuwając nieco od niego łeb, żeby móc obserwować jego reakcje.

: 01 lis 2019, 14:03
autor: Wirtuoz Szeptów
Czy z perspektywy dnia dzisiejszego powrót do świata żywych nie był błędem? Czy w zaświatach wraz z nią i naszymi dziećmi nie byłoby mi lepiej? Fern wtedy zapewne nigdy by nie przyszedł na świat... Może to też brać pod uwagę jako plus. Oszczędziłoby młodemu cierpienia.
Nie poczułem jej zapachu, lecz wyczułem obecność. To na pewno ona. Podniosłem ślepia tylko po to by zatrzymać je na niej. Nie zmieniła się. Pysk delikatnie się otworzył, wydobył się z niego stłumiony dźwięk. Siedziałem tam jak wryty przyozdabiając pysk delikatnym uśmiechem. Całe szczęście ona zrobiła pierwszy krok. Poczułem jej futro tak blisko własnego... Wydawało mi się, że znów czuje to ciepło jakim obdarowywaliśmy się za życia.
~ Och Strzałko... Tak bardzo tęskniłem.~ Mój głos wyrażał ulgę. Ulgę którą czułem gdy docierało do mnie, że tą magiczną noc spędzimy razem... Po tylu księżycach.
~ Troski życia naszych potomków miętowa kuleczko. Ale to już nieważne... Jak my tu? Eh...~ Nie byłem w stanie nic więcej powiedzieć bo nie zostało mi już nic więcej do powiedzenia. Okryłem Strzałkę skrzydłami, a ogon mój delikatnie kołysał się nad ziemią. Zdawało mi się do tej pory, że straciłem ją na wieczność...

: 02 lis 2019, 0:40
autor: Wieczorna Aura
Aura nie wiedziała, co chodzi ukochanemu po głowie, bo sama cieszyła się z możliwości przejścia się po świecie żywych jeszcze ten jeden raz. Ona nie została w umyśle innego smoka i nie śledziła aż tak dokładnie poczynań ich dzieci, czy wnuków. Dla niej konflikty stadne i kłótnie rodzinne nie miały już znaczenia. Nie miała na nie wpływu i nie chciała się w to mieszać.
Za to teraz mogła się skupić jedynie na ponownym spotkaniu ze Szmaragdem. Jego miękkie futro, znajomy głos. Choć oboje byli martwi i niematerialnie to dla siebie mogliby być równie dobrze żywi.
W ostatnich księżycach życia Wieczorna nie miała okazji zbyt często spotykać się z partnerem, gdyż większość czasu spędzała w legowisku, a on sam także nie wysyłał jej żadnych znaków, że chciałby się zobaczyć. Żałowała tego w chwili śmierci i myśląc wstecz, szukałaby każdej okazji do spędzenia choćby kilku uderzeń serca z rodziną. Nie mogła tego już zmienić, ale dostała szansę, żeby to nadrobić.
-Też tęskniłam Szmaragdzie. Nie mogłam cię odnaleźć w świecie duchów – powiedziała ponownie wtulając się w jego futro i dając się okryć pierzastymi skrzydłami. -O jakich troskach mówisz? Spotkałeś któreś z naszych dzieci zanim na ciebie dziś trafiłam? – zapytała szeptem do jego ucha, nie chcąc zakłócać ciszy i spokoju otoczenia.

: 03 lis 2019, 23:18
autor: Wirtuoz Szeptów
Będąc szczerym ja też na jakiekolwiek sprawy żywych wpływu nie miałem. Mogłem jedynie patrzeć, myśleć i marzyć. Wszystko poza jaźnią Ferna. Nie było to dla mnie karą. Nie było też w żaden sposób nudne. Przeżycie życia nie jako ten u steru lecz jako kibic było równie fascynujące co samo przechadzanie się teraz po Szklistym Zagajniku. Nie żałowałem ponownego przyjścia na świat. Nigdy chyba nie będę.
Brakowało mi jednak tego. Ciepła, które mogła dać mi tylko ona. Szczęścia jakie czułem gdy była obok, gdy mogłem spojrzeć w te piękne miętowe tafle spokojnych jezior. Gdy mogłem poczuć dotyk jej miękkiego futra i gdy czułem swoje własne. Uśmiechnąłem się delikatnie. Trudno było pozostać smutnym gdy ona jest obok. Zawsze tak było...
Żałowałem może tylko jednej rzeczy? Żałowałem, że nie mogłem się z nią pożegnać. Powiedzieć tego ostatniego kocham i pozwolić ciału zasnąć na wieki by duszą polować u boku bogów. Miast tego zdechłem w grocie jak ostatni pies... Samotnie. Dlaczego właśnie tak to wyglądało? Może nie chciałem widzieć łez i jej i Rek na widok Vozuriima wydającego z siebie ostatni oddech. Śpiew szkarłatu jakby to Fern nazwał.
~ Bo mnie tam nie było... Przemierzam drogę życia po raz kolejny kochanie. Stałem się tym co żyło we mnie. Duchem... Zii ahst sil.~ W moim głosie nie było łuski smutku. Jedynie tęsknoty. W końcu wolałbym przemierzać ten świat jako ja...
~ Spotykam każdego dnia. Wszystko się zmienia Strzałko. Chciałbym choć na chwilę się zatrzymać... Tak jak kiedyś.~ Wtuliłem się w jej szyję. Ta chwila mogłaby trwać... Tak mógłbym spędzić wieczność.

: 09 lis 2019, 19:44
autor: Szara Rzeczywistość
To miejsce wydawało się idealne na odpoczynek po polowaniu. Nie miał ochoty wracać do zimnej jaskini w której czekał tylko i wyłącznie jego śpiący od kilku księżyców brat. Był na tyle blisko wspólnych terenów, iż postanowił się udać właśnie do zagajnika. Tutaj drapieżniki raczej bardzo rzadko zapuszczały się, ze względu na zbyt częste odwiedziny tych terenów przez smoki. Teraz było tu jednak pusto, dlatego też zmęczony adept po prostu położył się pod niewielkim drzewem o dziwnie jasnych liściach. W sumie to właśnie przez to drzewko właśnie tu wylądował. Leżąc na łapach zaczął oglądać te liście, jakby był w stanie określić dlaczego właściwie są inne. Szła zima, więc poszycie leśne było ubogie w kwiaty i jak ślepiami sięgnąć- wszędzie było pełno liści.
A drzewko jakoś nie odpuszczało. Właśnie taki powinien być Godzien. Kiedy dookoła niego wszystko się sypie, on powinien pozostać sobą. Taka właśnie myśl sprawiała, że pomimo ostatnich nieprzyjemnych wydarzeń z ojcem, on nadal potrafił się uśmiechać, chociaż w tym ruchu pyska dość mocno przebijała gorycz. Czuł się jakby stracił ojca...

: 09 lis 2019, 21:28
autor: Mgliste Wrzosowiska
Sufrinah z każdym dniem była odważniejsza w przemierzaniu terenów wspólnych. Miała w pamięci rozmowę z mamą, jednak ostatnio naprawdę się starała.
Przede wszystkim dużo, dużo ćwiczyła. Chciała umieć sobie radzić, aby mama nie musiała się o nią martwić. Podglądała więc wojowników – uh, jak nie cierpiała ćwiczyć walki! – ale za to jak kochała patrzeć na sieczkę, jaką sobie urządzali! Prawdziwy spektakl, niemal tak dobry, jak tańce tatusia i wciągające ziele towarzystwo. Ta krew! Te mięśnie strzępiące się nitkami, a nawet raz zobaczyła ułamane skrzydło!
W każdym razie ćwiczyła i chyba umiałaby się obronić, chociaż kto miałby ją skrzywdzić? Rosła zdrowa, silna i piękna. Ciało się wydłużyło, nabrało tego młodzieńczego blasku, chociaż jeszcze trochę było nieproporcjonalne, zwłaszcza z tymi dwoma parami skrzydeł, jakby nieco za dużymi dla niej. Ale Su się tym nie przejmowała. Lubiła patrzeć na swoje odbicie w stawiku w górach. Myślała, że była całkiem ładna, po mamie z mlecznymi łuskami i po tacie z futerkiem. A cóż się z jej futrem porobiło! Na łebku wyrosło bardziej i na karku, tworząc gęstą grzywę. Uwielbiała w nie wplatać paciorki, znalezione na plazy muszelki, czy pancerzyki niektórych owadów, niczym kamienie bbłyszczące, czy piórka jakieś.
Tak, to było dobre.
Dzięci cioci Mahvran dowiedziała się o ziołach i nawet obserwowała czasem, jak leczy! Z magią za specjalnie się nie polubiła, ale starała się ją zrozumieć i władać tak, jak poznawała budowę zwierzecej anatomii. Smocza jeszcze stała przed nią, jak tajemnica, kusząca, ale trochę odległa.
W każdym razie wybrała się rankiem na przechadzkę. A dokładniej to lot. Leciała sobie w chmurach, rozkoszując się pracą mięśni, tym jak delikatne błony skrzydeł napinały się, nabierając wiatru. Czasem poganiała jakieś stadko ptaków, lub opadała niżej, ku drzewom Szklistego Zagajnika. To tam dostrzegła jasną plamę pośród burości głębokiej jesieni.
Zaciekawiona, zniżyła lot, manewrując ciałem, aż opadła ostrożnie, z gracją zresztą, pośród listowia, zadzierając pyszczek. Lazurowe ślepka wpatrzyły się w rozłożystą koronę usłaną tak jasnymi listkami, iż były niemal białe.
Zamrugała mlecznymi powiekami i dopiero wtedy spostrzegła sylwetkę złożoną u pnia drzewa.
Uśmiechnęła się szeroko i zamachała do samczyka prawym głównym skrzydłem.
Hej, hej! Witaj! – zakrzyknęła wysoko miękkim wysokim tonem. Zakołysała przy tym ogonem z futrzasta kitą i zbliżyła się do samca dziarskim, rozkołysanym krokiem. – Jestem Sufirnah, wybacz, że przeszkadzam ci w wypoczynku, ale wiesz co to za drzewo? Pierwszy raz widze takie!

: 09 lis 2019, 22:21
autor: Szara Rzeczywistość
Przez ostatnie księżyce na prawdę było ciężko sprostać oczekiwaniom ojca, ale jednak dał radę. Był dość młody i już rozpoczął polowania... To chyba dobrze. Dar jednak nie był zadowolony, wręcz przeciwnie- im Hojny był starszy, tym ojciec stawał się coraz bardziej markotny, aż Godny musiał opuścić leże wraz ze śpiącym i niczego nie świadomym bratem, którego samiec schował w opuszczonym leżu i zaglądał do niego co jakiś czas, mając nadzieję na jego wybudzenie.
Był zmieszany, ale trzymał się. Nie zamierzał zatracać się w tym przekonaniu, iż jest głupim darmozjadem- jak na pewno postrzegał go Dar.
Z myślenia wyrwała go samica... Godny był coraz starszy, ale nadal nie czuł pociągu do samic. Niemniej jednak uważał, że ta tutaj- ewidentnie z plagi- była jedną z najładniejszych samic jakie widział. Ta grzywa... przypominała mu kogoś. Zdecydowanie.
Witaj!– jego entuzjazm również był wyraźny. Wstał z ziemi i przetarł łapy z resztek liści, które przykleiły się do niego. Wtedy też pokazał nieświadomie swoją bliznę, która była tak stara, iż na pewno była zdana kiedy samczyk był pisklęciem.
Jestem Godny Kolec, ale proszę, mów mi Godzien. Nie masz mi w czym przeszkadzać, wręcz przeciwnie...-Patrzył przez chwilę nań, a następnie znów skierował wzrok na drzewko.
Niestety, nie mam pojęcia, ale na pewno nie jest to żadne zioło, ani też nie stoi tu za pomocą maddary...– Chwila ciszy, i samczyk plunął czymś co wyglądało jak posiekany liść-To zdecydowanie nie jest zioło...– Ojciec i tak uznawał go za głupca, ale adept miał tendencje do sprawdzania pewnych niewiadomych. Czysta ciekawość i to już nie taka pisklęca. Widać było, że smok nie próbuje udawać kogoś kim nie jest, czuł się swobodnie i był po prostu sobą.

: 10 lis 2019, 11:08
autor: Mgliste Wrzosowiska
Su spojrzała z zaciekawieniem na małego samczyka. Był bardzo długi, jakby taki wydłużony, pokryty granatową łuską, jaśniejszą na pyszczku, szyi i ogonku. Nie miał rogów, ale miał mnóstwo kolców na grzbiecie.
Zaciekawiona, podeszła bliżej, niuchając koło jego szyi. Ładny zapach, kojarzył jej się z lasem, świeżym powietrzem oraz żywicą.
Zamrugała opalizującymi powiekami, szczerząc ząbki w szerokim uśmiechu.
Jesteś z Ziemi! Ale super, nigdy jeszcze nie spotkałam, żadnego z was – zachichotała wesoło, przekrzywiając łebek. Machnęła futrzastą kitą, kiedy samczyk wypluł zmemłany liść. – No oczywiście, że to nie zioło! Nie przypomina ani topoli, ani kaliny, ani orzecha. To chyba jakiś buk? Albo inny, tylko wyjątkowy – odpowiedziała ze śmiechem słyszalnym w głosie.

: 10 lis 2019, 12:52
autor: Szara Rzeczywistość
Badawcze spojrzenia? Oczywiście! Szczególnie jeśli widział kogoś po raz pierwszy.
Na uwagę o jego 'pochodzeniu' sam 'posmakował' zapachu samiczki.
A Ty jesteś z Plagi. Poza tym pachniesz mi znajomo...
Ładny zapach? Godny nie tylko pachniał swoim stadem, ale również palonymi ziołami, o czym Sufrinah przekonała się, gdy ten 'przełamał' pewną granicę pomiędzy nimi- zbliżył się znacznie bardziej, ponieważ zdecydowanie próbował wyczuć ten charakterystyczny zapach i przypomnieć sobie gdzie go czuł... Przez to wyszło wręcz, ze powąchał jej włosy i szyję! Samica poza tym mogła sobie z bliska oglądnąć jego lewą łapę. Znała się już trochę na tym, więc z pewnością wiedziała, iż były to ślady pazurów sprzed dziesięciu księżyców, więc musiał być małym pisklęciem. Niemniej rana była leczona ewidentnie. Tylko czemu uzdrowiciel pozostawił mu bliznę, która nigdy nie pokryje się znów łuskami, a i kolorystycznie zawsze będzie lekko zaróżowiona?
Już wiem! Ta grzywa... jesteś córką Burdig'a! Twój tato wyuczył mnie prawie wszystkiego co umiem!
Samczyk wreszcie się cofnął. Większość smoków pewnie speszyłaby się tak bliskim kontaktem od nieznajomego, ale Godny był godnym- po prostu strefa komfortu innych mogła być co najwyżej cielesna, tak jak u niego. Chociaż czasami lepiej było się nie zbliżać do smoków plagi to samiczka na pierwszy rzut oka nie wydawała się być z pokroju tych burkliwych i nieprzyjemnych wojowników. Teraz już wiedział dlaczego. Choclik musiał być wspaniałym ojcem, pełnym uczuć, których nauczył też swoją córkę.

: 10 lis 2019, 17:35
autor: Mgliste Wrzosowiska
Su oczywiście nie od razu spostrzegła skaze na łuskach samca. Cóż, była dostatecznie zaaferowana tym drzewkiem, jak i nim samym.
Zreszta każdy, kto ją znał, wiedział że bywa nieco roztargniona.
Kiedy samczyk podszedł do niej, węsząc koło szyi, a jego oddech zmierzwił jej futerko, zachichotała, przykurczając szyję do grzbietu.
Łypneła na niego lazurowym ślepiem otoczonym czerwienią białka.
Z bliska mogła mu się lepiej przyjrzeć, dostrzegła też w końcu starą bliznę. Zrobiła wielkie oczy.
Ah, a co ci się tam stało? Skąd te blizny? – zagadnęła żywo, bez pardonu wyciągając prawą łapę, aby palcami musnąć zgrubienia. Naciskała na nie, sprawdzając elastyczność skóry.
Słysząc jego słowa, uniosła uszy, a frędzle zatrzepotały na powietrzu.
Oh, znasz tatusia? Tatuś jest mądry, to prawda, zresztą zajmuje się młodymi, więc musi, prawda? – rzuciła, uśmiechając się bezczelnie.

: 10 lis 2019, 19:47
autor: Szara Rzeczywistość
Lazurowe ślepia... Nie, dla niego wyglądały jak akwamaryn. Własnie do takiego kamienia by je przyrównał. Jego natomiast przypominały jasny odcień szmaragdu, a pionowa, wąska źrenica przypominała czarne pęknięcie w tym szlachetnym kamieniu. Ich ślepia nie raz się spotkały posmakowaniu jej zapachu również... Sam Godny nie potrzebował jej oglądać dokładniej... Od początku wydawała się taka... nieskazitelna. Co najwyżej mógł przyjrzeć się lepiej muszlą w jej grzywie co nieoczekiwanie zaczął robić na przemian ze spoglądaniem na jej ślepia i pysk. Stąd pewnie też kompletnie nie zwrócił uwagi na to, że jego lewa łapa zaczęła być obiektem zainteresowań samiczki. O tak, ewidentnie lubiła temat związany ze smoczym ciałem... Widać właśnie jakie będzie jej powołanie.
Stara blizna była praktycznie gładka pod dotykiem, ale nico stwardniała, jak to miała w zwyczaju skóra, która była mocno nacięta i nakazano jej zrosnąć się ze sobą. Brak łusek był nieco nieregularny, ale cztery ślady ciągnęły się od prawie ramienia, aż do nadgarstka w karykaturalnie prostej linii. Odstępy szram były regularne. Wszystko wskazywało na to, iż były to ślady po pazurach jakiegoś smoka, który zjechał mu po łapie, a on się przy tym nie bronił.
Ah... to? Opowiem Ci...– Przełknął ślinę i przywołał wspomnienia, które mimo wszystko nawet trochę mu nie zanikły... Jakby to było wczoraj.
Ah, zresztą... Nie jesteśmy już pisklętami, oboje wiemy jak działa maddara...– Sufrinah go dotykała, ale tak nie potrafił skupić się, żeby przesłać jej swoje wspomnienie. Dlatego bez wahania włożył prawą łapę w jej grzywę, aby mieć bardziej regularne 'połączenie'... Maddara popłynęła bardzo delikatnie, ale wystarczyła, żeby w myślach samiczki wyrosła cała ta sytuacja,...

Zabawa zamieniła się w przerażenie, kiedy Hojny poczuł na ogonie pazury, które wbiły się w niego i zaczęły ściągać go w nurt rzeki.
-Ała! Hiacynt! Opanuj zssie!
Walka ze śliskim kamieniem i drugim pisklęciem na ogonie, który ściągał go w stronę wody. W końcu porażka i wpadnięcie do wody. Zimne spotkanie z rzeczywistością i brak umiejętności pozwalającej mu na odpowiednią walkę z nurtem, który zrzucił go na dwa kamienie, a przy trzecim wreszcie się czepił. Strach? Nie, to determinacja powodowała, że jakoś wgramolił się na kamień i od razu odszukał wzrokiem drugiego pisklaka. Nie myślał za długo. MUSIAŁ pomóc. Ból ogona i żeber po spotkaniu z kamieniami był niczym, jeśli ktoś mógł zginąć.
Hojny przeskoczył na brzeg i dobiegł do kamieni przy których czepił się Hiacynt. W jego oczach widać było niemały strach.
Hojny wyciągnął lewą łapę, a żółty pisklak chwycił się jej wysoko. Nagle poślizgnął się na kamieniach tylnymi łapami i zjechał prawą łapą aż do samego nadgarstka. Rana od razu się otworzyła, obryzgała łapę i żółtego smoka, ale woda szybko to obmyła. Przeraźliwy skrzek Hojnego i resztkami sił wyciągnięcie pisklęcia na kamień.
-Idź... na brzeg...
Hojny chwilę później widział żółtego smoka na nabrzeżu, a sam spojrzał tylko na łapę i zrobiło mu się ciemno przed ślepiami, kiedy zobaczył, że na kamieniu dookoła łapy jest pełno krwi. Chwilę później padł i wspomnienie znikło.

Ah, czego się nie robiło za czasów pisklęcych...– Zaśmiał się Godzien i odsunął powoli łapę z miękkiej grzywy samicy.
Twój tato wcale nie musi być taki jaki jest. Nauczyciele i piastuni potrafią być niełaskawi, a Twój tato? Wydaje się być kamieniem szlachetnym w kupie błota jakim czasami potrafiły być inne smoki.

: 11 lis 2019, 9:39
autor: Mgliste Wrzosowiska
Su nie czuła się w żadnym razie skrępowana bliskością samczyka. Nie poczytywała tego, jako coś złego. Sama lubiła oglądać i poznawać, więc uważała, że to, co robi Godzien jest normalne.
Pozwoliła mu obejrzeć kilka kolorowych muszelek wplątanych w grzywę, a sama właśnie skończyła oglądać bliznę. Skóra była zdrowa, tylko brak łusek trochę raził.
Jak chcesz, mogę spróbować je odtworzyć – zaproponowała, uśmiechając się lekko.
Kiedy zanurzył palce w jej grzywie, zamruczała. Zawsze lubiła kontakt, zwłaszcza, gdy lizała ją mamusia lub tatuś.
Patrzyła ciekawie w jego zielone, wyraziste ślepia, a jej źrenice rozszerzyły się lekko. Magia, brr. Nadal nie mogła się do niej przekonać, chociaż jej mama była Czarodziejką. Używała jej, jakby była jej drugą stroną. Su jednak zawsze ciągnęło do tego, co fizyczne. Lubiła pracę własnych łap, bardziej ją doceniała.
Mimo wszystko rozluźniła się, aby przekaz mógł swobodnie wpłynąć do jej umysłu. Nic nie mogła jednak poradzić na to, że wzrygnęła się mimowolnie, gdy jego magia zetknęła się z jej własną.
Kiedy oglądała to wspomnienie z jego perspektywy, sapnęła, jakby to ona walczyła o życie w rwącym nurcie rzeki.
Oh, to było takie straszne! Mogliście zginąć! – wykrzyknęła przejęta, przesuwając łapą po pyszczku.
Zdziwiła się za to niepomiernie na jego słowa o dorosłych.
Naprawdę myślisz, że dorośli mogą być tacy źli? Wiesz, ja mam kochanych rodziców! Spotkałam też Mahvran, jest trochę inna, ale ją też lubię. Uważam, że dorośli bywają dziwni, ale uroczy na swój własny sposób, jeżeli już zrozumie się język ich ciała i te wszystkie znaczenia słów – zachichotała.

: 11 lis 2019, 12:56
autor: Szara Rzeczywistość
Jak dziwne musiało to być dla kogoś kto by ich zauważył? Wydawali się zbliżyć do siebie od pierwszego spotkania, ale ich zamiary nie były w ogóle skierowane na kopulację, ponieważ byli za młodzi. Oba smoki były po proste ciekawe siebie i brały garściami to, co drugi miał mu do zaoferowania, a bliskość przy tym była po prostu niewymuszona.
Czy ja wiem... Przypomina mi ona o tym, że nie jestem nieczuły i że potrafię oddać nawet łapę za życie innego smoka. To motywacja dla mnie. Chociaż może kiedyś się jej pozbędę... ale najpierw udowodnię sobie, że jestem kimś wartościowym jako przyjaciel i partner...– Odpowiedział z zadowoleniem, które było podszywane złym postrzeganiem samego siebie... Ale to nie jego w końcu wina. Jeśli całe życie najbliższa osoba powtarza Ci, że jesteś darmozjadem- w końcu zaczynasz w to wierzyć.
Maddara odnalazła ją bez problemów i być może trochę za bardzo ubrał swoje wspomnienia w uczucia...
Mogliśmy. Wolałbym tak, niż żyć ze świadomością, że pozwoliłem mu się utopić. Poza tym była to bardzo ważna lekcja dla mnie jak i dla niego. Wtedy też po raz pierwszy spróbowałem ziół ojca i posmakowałem leczenia maddarą...
Przez chwilę utknął w swoich wspomnieniach. Ojciec wydawała się taki niewzruszony... Aż przechodziły go ciarki po grzbiecie.
Źli? Bywają... Znam Twojego ojca i nigdy wcześniej nie widziałem tak dobrego smoka jak on. Może i jest puchaty i niezbyt ruchliwy, a przy tym dba o wygląd jak nikt w wolnych stadach... Ale potrafi okazywać uczucia. Moja matka traktowała siostry jak tanią siłę do przyszłych walk, sprzeciw po prostu tłamsiła, a była nawet skłonna zabijać własne pisklęta. Ojciec? Wiecznie zajęty przez leczenia, nieczuły względem swoich piskląt i zawsze dbał tylko o to, żebym nie odpoczywał zbyt długo, gdyż czekały mnie nauki... a kiedy nauki się skończyły i zacząłem polować... Po prostu wyrzucił mnie ze swojego leża wraz z bratem, który zapadł w smoczy sen.
Gdzieś tam w jego głosie brzmiało zrezygnowanie. Samiec nie raz próbował dotrzeć do ojca na różne sposoby, ale nigdy nie dostawał tego czego oczekiwałby bo swoim ojcu.
Nie zrozum mnie źle... Nie mam mu za złe niczego. To pewnie nie jego wina, ponieważ pewne wydarzenia kształtują nasze charaktery... Ale czy muszę być obarczony winą za wszystko co złe...? Czy nie mogę z nim po prostu normalnie porozmawiać, tylko unikać go jak tylko to możliwe? To po prostu przykre.
Westchnął i uznał, że nie chce już więcej mówić na ten temat. Znów blado się uśmiechnął i spojrzał na drzewko.
Zamierzam być dokładnie jak to drzewko. Zamierzam być wyjątkowy, gdy reszta próbuje mnie zmusić do zmiany...– Znów spojrzał na samiczkę i się zaśmiał.
No... Ty też jesteś wyjątkowa. Nigdy wcześniej nie widziałem tak zadbanego i pachnącego futra. Nawet Twój ojciec powinien się czasami częściej wycierać w trawy przy Tobie...

: 15 lis 2019, 10:59
autor: Mgliste Wrzosowiska
Samiczka przekrzywiła głowę, słuchając wywodu samczyka. Wydawał się taki... dojrzały, jak na swój wiek. Mówił trochę, jak dorośli, zamartwiając się wielkimi sprawami.
Jak musiało go doświadczyć życie, iż przeistoczył się w to połączenie młodzika z dorosłym. Kto kazał mu tak szybko dojrzeć, zapominając o księzycach dzieciństwa?
Tyrknęła jego nos zielonym szponem, uśmiechając się przekornie.
Życie nie polega tylko na udowadnianiu coś sobie, a zwłaszcza innym. Nie rany czy blizny świadczą o tym, kim jesteś, ale właśnie twoje czyny. To jak pomogłeś bratu stada, nie myśląc o sobie. Bez zawahania. To jest ważne, to ma wartość – odpowiedziała ciepło, zamiastając kitą leśne runo.
Zastrzygła uchem, słysząc o ziołach.
Czyli twój tata to uzdrowiciel? Ale mega, ja też nim będę. Dobry jest? – spytała żywo zainteresowana tematem.
Mina szybko jednak jej zrzedła. Dostała odpowiedź szybciej, niżby myślała, a to co usłyszała niezbyt się samiczce spodobało, bo jak rodzice mogą tak traktować swoje młode? Dla Su było to niepojęte, gdyż sama miała najwspanialszych rodzicieli pod złota twarzą. Nigdy nie dali jej odczuć, że im przeszkadza, wadzi, czy jej nie chcą. Wręcz przeciwnie, zarówno mama, jak i tata, poświęcali jej, jak i rodzeństwu, sporo uwagi. Ucząc, rozmawiając, przebywając.
To straszne, nie tak to powinno wyglądać. Powinni zostać ukarani? Dlaczego wasz przywódca pozwala na takie traktowanie piskląt? Przecież te są najważniejsze, są przyszłością, bez kochającego wsparcia do rozwoju, nie wyrosną silne jednostki, ale słabe duchem, zranione – rzuciła z oburzeniem, marszcząc pyszczek.
Słuchając tych gorzkich słów zrobiło jej się żal tego samczyka. Może nie powinna się tak spoufalać, jednak była nadal tylko podlotkiem o czystym sercu.
Dlatego też przypadła do niego i go przytulił. Szyję wygięła do jego szyi, a łeb złożyła na jego barkach.
Przykro mi, że takie doświadczenia zbierasz. Silny charakter kształtuje się nie ciągła naganą, ale uwagą. Trzeba go pielegnować, niczym delikatną roślinę, cierpliwie, systematycznie z uwagą i miłością. Wiesz, mam nadzieję, że twój ociec po prostu nie umie okazywać uczuć. I wiesz, każdy jest wyjątkowy i niepowtarzalny – odsunęła się, a następnie uśmiechnęła lekko.
Kiedy jednak sprawił jej komplement, przeczesała pazurkami grzywę, a muszelki zabrzęczały o siebie.
Tatuś ma więcej gracji, ale uczy mnie. Dał mi nawet kilka olejków po prababce, naprawde pięknie pachną – powiedziała, przytykając kosmyk włosia no nozdrzy, aby wciągnąć lekki wrzosowy aromat.

: 15 lis 2019, 12:46
autor: Szara Rzeczywistość
Samiec miał dzieciństwo, ale po prostu krócej. Czy to źle? Zawsze uważał, że tak powinno być- stado potrzebowało dorosłych smoków. Mimo to pozostawał sobą. Nie uległ i potrafił zachować uczucia. Był drzewem, a dookoła dmuchał porywisty wiatr. Drzewo się uginało, ale nie złamało...
No dobrze. Tak na prawdę chodzi mi o to, żeby groźnie wyglądać...– uśmiechnął się szczerze na swój własny żart. Chwilę później jednak mówił dalej utrzymując miły ton-Obiecuję, że postaram się ją usunąć jak już zyskam dorosłą rangę...
Potem znów mniej przyjemny temat ojca...
Jest bardzo dobrym uzdrowicielem– odparł zgodnie z prawdą. W końcu jego profesja nie miała nic wspólnego z jego charakterem. Następny wywód spowodował lekki grymas Godnego-Karę? Na bogów... nie ma sensu usiłować zmienić kogoś na siłę...
Reszty nie komentował, ponieważ w pewnym stopniu mógł te słowa odebrać jako obelgę. Nie uważał się za słabego duchem. Chwilę później jednak sprosotwała, dlatego się uśmiechnął.
Nie miałem miłości i ciepła za młodu, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to zmienić w przyszłości. Ja nie będę takim ojcem jak mój. Wierzę, że jestem w stanie wykonywać obowiązki i kochać innych jednocześnie.
Sam komplement wyszedł naturalnie. On nawet się nie starał... przychodziły same... ślepy nie był w końcu. No i dorastał... powoli zaczął rozumieć o co w tym miałoby chodzić.
Chochlik się wyuczył... Tobie przychodzi to naturalnie .

: 16 lis 2019, 13:43
autor: Mgliste Wrzosowiska
Samiczka zaśmiała się na jego żart, a następnie trąciła go barkiem, siadając obok niego. Rozłożyła się na trawie, na lewym boku, układając schludnie cztery skrzydła po bokach, a miękkie błony zaszeleściły.
Nikt nie każe nikogo zmieniać, Godzien, jednak jeżeli ktoś decyduje się na to, aby sprowadzić na świat nowe życie – jest za nie odpowiedzialny. Nie ważne, że ma dużo pracy, nie lubi smoków, lub inne takie. Musi zająć się młodym, a jak nie ma do nich serca, to dać pod opiekę piastuna, jak mój tatuś – odpowiedziała.
Cóż, Plaga może miewała smoki dziwne, często trochę nastroszone i gderowate, ale kochała ich całym sercem. W Pladze nie było mowy o tym, aby pisklęta zostawały samopas, albo żeby ktoś im nie pomagał.
Sama była wychowana inaczej, dlatego dla niej opowieść Godnego była przykra, nie do wyobrażenia.
Będziesz na pewno wspaniałym ojcem w przyszłości, a i samice będą cię kochać. Miłośc jest dobra, trzeba się nią dzielić – uśmiechneła się przy tym, przeciągając się na liściach, a ogon uderzył na boki.
Nic nie przychodzi łatwo, Godny, wierz mi – zaśmiała się, przeczesując ozdobioną grzywę. Mleczne łuski na łapiach lśniły od wrzosowego olejku. – Kim zamierzasz być?

: 16 lis 2019, 22:08
autor: Szara Rzeczywistość
To była idealna chwila, żeby zażartować, gdyż zaczęli rozmawiać o tematach, które wcale nie były bez znaczenia, a nie o to chodziło Godnemu. Po prostu chciał spędzić miło czas, a tym bardziej jeśli była przy nim równie miła smoczyca jak on starał się być.
No i zajmował na swój sposób...– Tak to bywało, że rodzinę staramy się wytłumaczyć na wszelki możliwy sposób i chociaż samiec miał urazę do ojca to i tak starał się znaleźć powód dla którego tak własnie czynił.
Nieważne, zmieńmy temat...– Stwierdził w końcu i również położył się, ale na łapach zamiast na boku.
Na kolejną wiadomość się zaśmiał przyjemnie, jakby przed chwilą wcale nie rozmawiali o nieprzyjemnościach.
Wiem to, Suf. Wiem doskonale, że jestem zdolny kochać pisklęta jak niejeden piastun, a tym bardziej samicę, która zechce mi dać te pisklęta– Dobrze było pomarzyć o przyszłości. Miał jeszcze czas na pisklęta, ale nie oznaczało to, iż o nich nie myślał. Często widywał pisklęta i często myślał o tym jak byłoby mieć jednego... albo pięć. Perspektywa dużej rodziny sprawiała, że czuł dodatkowe siły. Dlatego też starał się być jak najlepszym łowcą, żeby pomagać pisklętom.
A mimo to wydajesz się robić to zupełnie naturalnie...– Stwierdził z uśmiechem i mrugnął do niej.
Zamierzam być łowcą. W sumie to umiem już wszystko co trzeba... Pozostało mi tylko jeszcze kilka polowań i myślę, że moja mistrzyni doceni mój kunszt... Pogoda jednak nie ułatwia mi tego zadania... No ale wykarmiłem już nawet głodomora... mojego brata. Więc chyba nie jest tak źle... Widziałaś kiedyś jednorożca? Ja widziałem i to na prawdę piękne zwierze...– Samica trafiła w temat na który Godzien miał wiele do powiedzenia... i wiele też mógł jej opowiedzieć jeśli zechce. W końcu polowania są ciekawymi zdarzeniami, a łowcy najwięcej przebywali w lasach, pomiędzy drapieżnikami.

: 18 lis 2019, 10:23
autor: Mgliste Wrzosowiska
Sama samiczka nie myślała o pisklętach. Dla niej posiadanie ich było jeszcze abstrakcją. Niby mama wytłumaczyła jej, że do tego potrzeba i samca, i samicy, chociaż nie rozumiała istoty tego zjawiska. Dopiero poznawała własne rozwijające się nadmiernie ciało, oraz przyjemność płynącą z rozwijającej się atrakcyjności. Spostrzegła, że kilka gestów, uśmiechów oraz pochlebstw potrafiło jednać jej smoki, głównie samczyków właśnie.
To było fascynujące i zabierało jej czas. Lubiła sprawdzać, co może, a czego nie.
Kiedy samczyk położył się nieopodal, przymrużyła leciutko perłowe powieki.
Nie widziałam, w sumie nawet nie wiem, jak wyglądają – zaśmiała się przy tym miękko. – Ale spotkałam cienia, Czaromgłę, która stała się moją kompanką – dopowiedziała, a z krzaków, jak na zawołanie, wybiegła cienista sylwetka gronostaja o ametystowych ślepkach.
Znalazła się pomiędzy smokami, zawirowała i wzleciała jako cienisty rudzik na lewy róg smoczycy.
Z chęcią posłucham twoich opowieści, jestem pewna, że napotkałeś wiele przygód, Godzien – rzuciła, układając pyszczek na mlecznych, łuskowatych łapkach.