Strona 17 z 34
: 19 kwie 2016, 19:44
autor: Eridor
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
– Oszalałeś! Teraz o zabawie myślisz! – Lekkim tonem odkrzyknął w stronę kolegi
– I nie. To nie jest moja mama, tylko mój nauczyciel pływania. – Nie chciał odpowiadać dalej bratu, po prostu się bał że jeżeli powie mu prawdę, że smoczyca go prawie zabiła, zacznie się bać i ucieknie. Chwilę milcząc, Eri zauważył że łowczyni nie ma złych zamiarów. Postanowił przepchnąć Łazęge na tył skały.
– Choć do innej skały, tak by ona nas nie widziała. – Po czym pokazał Łazędze taką jedną
– Widzisz tamtą skałę? Jest dość duża i płaska by sobie po niej pobiegać! – Ucieszony wykrzyknął w stronę kolegi i czekał na szybką odpowiedź z jego strony.
: 19 kwie 2016, 21:49
autor: Złakniony Kolec
Zaprowadzony na tył głazu spojrzałem na wskazaną mi skałę, po czym uśmiechnąłem się w odpowiedzi na słowa brata. Następnie, nie czekając na niego, ruszyłem biegiem w jej kierunku.
Kiedy dotarłem na miejsce, odwróciłem się w stronę kamrata, który nadal pozostawał w tyle.
-Pośpiesz się, bo dzień nam ucieknie – rzuciłem w stronę Eridora, spoglądając na niego z góry. Nie mogłem się doczekać wspólnej zabawy, lecz nadal martwiła mnie obecność obcego dla mnie smoka. Cóż, może nie potrzebnie zawracałem sobie tym głowę?
: 20 kwie 2016, 9:40
autor: Eridor
Eri słysząc słowa brata, odwrócił się w stronę Sombre, by sprawdzić czy nie będzie im przeszkadzać.
Po czym podszedł w kierunku skały, odpowiadając bratu:
– Już jestem, no i co chcesz się teraz pobawić? – Po tych słowach jeszcze raz odwrócił się ku łowczyni, by mieć ją na oku. Postanowił zbadać całą skałę, ponieważ nie wiedzał czy wystarczy miejsca na jakieś fajne zabawy. Więc w tym celu obszedł całą skałę, wolnymi mocnymi krokami. Raz lewą, raz prawą nogą. Po zbadaniu skały krzyknął do brata:
– Jest idealna! - Po tych słowach uśmiechnął się od ucha do ucha i czekał co zrobi przyjaciel.
: 21 kwie 2016, 18:18
autor: Złakniony Kolec
Pytanie Eridora wprawiło mnie w zakłopotanie. Zazwyczaj całymi dniami włóczyłem się gdzieś w okolicy lub dopytywałem ojca o różne sprawy, więc nie znałem żadnych ciekawych zabaw.
Kiedy Eri obchodził skałę, głośno przy tym tupiąc, roześmiałem się z tej sytuacji po czym jąłem go naśladować. Wydawało mi się to niezwykle zabawne, a kiedy brat zatrzymał się, obwieszczając świetność skały, którą wybrał, byłem tuż za nim. Nie odpowiedziałem mu na jego pytanie, a usiadłem na zadzie z szerokim uśmiechem i uderzyłem parę razy łapkami o powierzchnię głazu. Bum! Bum! Było słychać donośny dźwięk rozchodzący się w najbliższym otoczeniu.
: 24 kwie 2016, 19:06
autor: Eridor
Eri słysząc pukanie brata, postanowił zrobić to samo. Więc ustawił się naprzeciwko niego i siadając mocno na skale, zaczął wystukiwać dźwięki, które w połączeniu z stukaniem brata tworzyły piękną symfonie. Co prawda nie byłą zbytnio ładna, ale smokowi się podobała. Tym samym, cały czas stukając, spojrzał się na brata.
– I jak? Fajna muzyka co nie?! – Po tych słowach dodał ogon, którym klepał i szurał o powierzchnie skały, uśmiechając się cały czas do przyjaciela.
: 24 kwie 2016, 19:58
autor: Złakniony Kolec
Eridor włączając się do wymyślonej przeze mnie zabawy, sprawił mi wielką radość. Połączone odgłosy uderzeń moich i jego łap brzmiały o wiele lepiej od pierwszych dźwięków, które wcześniej wystukałem. Może jeszcze trochę i zostaniemy prawdziwymi wirtuozami... – pomyślałem, ciesząc się ze wspólnych postępów.
-Fajna! Jasne, że fajna! – odpowiedziałem z wielkim entuzjazmem od razu, gdy Eridor przestał mówić. Następnie wsłuchałem się w nowe dźwięki wytworzone przez kolegę, powstałe prawdopodobnie w wyniku jego pomysłowości. Pomyślałem, że nie mogę zostać w tyle i także coś wymyślę.
-Czekaj, zaraz Ci coś pokaże! – dodałem na tyle głośno, by przedrzeć się przez panujący hałas, po czym zacząłem szybciej i miarowo uderzać w skałę, następnie zwolniłem, pozostawiając jednak miarowość, później znów przyśpieszyłem, zwolniłem, przyśpieszyłem... i tak cały czas. Prościej mówiąc, stukałem łapkami o podłoże w zmiennym tempie. Niby nic wielkiego, ale dla mnie była to całkowita nowość, która również wymagała wykazania się pomysłowością.
: 29 kwie 2016, 15:32
autor: Eridor
Eri słuchał kompana, a tym samym jego symfonie zmiennych dźwięków. Zaciekawiony postępami brata, zaczął próbować go naśladować. Może nie wychodziło mu to płynnie, lecz także stukał w różnym tempie. Ostatecznie zaczął mówić w stronę brata.
– Hhhym, zaczyna mnie to już trochę nudzić. – Po zastanowieniu odrzekł – Znam jeszcze jedną super zabawę! Czemu ja na to wcześniej nie wpadłem! – Oczywiście miał na myśli chowanego. Chociaż na początku pomyślał o gonianym, wiedział że nie będzie miał szans, bo sam nie umie jeszcze biegać.
– Pogramy w chowanego! Polega na tym że jedna osoba się chowa wśród skał, a druga odlicza do dziesięciu i mówi na głos "Szukam!" – Nie czekając na odpowiedź dodałem.
– Ja szukam! Szybko chowaj się, masz tylko dziesięć sekund! – Tym samym patrząc się na brata, który cały czas grał dźwięki, zamknął oczy i zaczął odliczać, myśląc że brat zrozumiał zasady gry i będzie chciał się z nim bawić.
: 29 kwie 2016, 20:25
autor: Złakniony Kolec
Z początku nie byłem zachwycony zmianą zabawy, ale nic dziwnego, że w końcu do niej doszło. Braterstwo nie oznaczało, że będziemy się dobrze dogadywać czy mieć podobne zainteresowania, dlatego czasami należało pójść na kompromis. Na wiadomość o nowej grze zamieniłem się w słuch, a po wysłuchaniu jej zasad przystąpiłem do szukania dla siebie kryjówki. Eridor nie określił, jak daleko możemy odejść, więc przyjąłem za wyznacznik tę wielką skałę, u podnóża której się znajdywaliśmy. Następnie pamiętając o kończącym się czasie, pośpiesznie zszedłem na ciepłą trawę po przeciwnej stronie miejsca, gdzie znajdował się nauczyciel pływania Eriego i położyłem się w cieniu głazu, który niedawno służył mi za instrument muzyczny.
: 01 maja 2016, 21:52
autor: Eridor
– Szukam! – Wykrzyknął na tyle głośno, by Łazęga usłyszał. Co prawda i tak przegra, ponieważ Eri jest mistrzem w tę grę, więc nawet gdyby próbował, pisklak i tak znajdzie jego kryjówkę. Zaczął więc od dokładnego przejrzenia terenu, który go otaczał. Po okrążeniu wzrokiem skały, na której się znajdował, ruszył w poszukiwanie kumpla, który najwyraźniej dobrze zrozumiał zasady gry. Po zejściu pod skałę, zaczął chodzić dookoła niej jednocześnie patrząc dookoła swojej głowy. Czy on jest w to aż taki dobry? Pomyślał po czym znalazł wystający ogon.
– Mam cię! – Po czym łapiąc go za ogon, zaczął biec ku zaklepywance. Teraz pomyślał że trochę średnio powiedział Łazędze do którego miejsca może dojść i gdzie jest dokładnie zaklepywanka. Chociaż dało mu to przewagę, cały czas podążał do zaklepywanki próbując biegać ponieważ tego właśnie się uczył u Koszmarnego.
: 01 maja 2016, 22:51
autor: Złakniony Kolec
Od momentu puszczenia przez Eriego sygnału starałem się w absolutnej ciszy pozostać w swojej kryjówce. Nie minęło wiele czasu zanim zostałem odnaleziony i musiałem wstać, opuszczając kawałek ziemi, na której przyszło mi trochę poleżeć.
Zaskoczył mnie fakt, że Eridor zaczął jakoby uciekać ode mnie, mimo że jeszcze nie zamknąłem ślepi tak, jak on wcześniej. Nieco zdezorientowany obserwowałem jego próby rozpędzenia się, a następnie postanowiłem go dogonić, gdyż znudziło mnie sterczenie w miejscu i zastanawianie nad logiką jego postępowania. W jednej chwili ruszyłem za nim, wyciągając daleko przed siebie kończyny i kontrolując każdy oddech. Stopy stawiałem miękko, nie tracąc energii na przyduszanie ich do podłoża, a jakby sunąc wprost do przodu. Miałem zamiar wyprzedzić kolegę z prawej strony, po czym gwałtownie wygiąć ciało w lewo i wykonując silniejsze odepchnięcie od podłoża kończynami znajdującymi się dalej od niego, skręcić i zatrzymać się tuż przed nim.
-Gdzie biegniesz? – zapytałbym z uśmiechem na twarzy, lecz ze zdziwieniem w duchu.
//Teraz powinniśmy poprosić MG o odpis?//
: 01 maja 2016, 23:04
autor: Eridor
– No przecież do zaklepywanki! Nie mówiłem ci co to jest? – W sumie w tym momencie, Eri uświadomił sobie że nie wytłumaczył mu co się stanie, jak się zostanie znalezionym.
– Zaklepywanka to taki punkt, jeżeli cię znajdę masz szansę wygrać, o ile dobiegniesz do niej i krzykniesz "za siebię", podobnie jest jak szukasz innych osób. Po znalezieniu chowającego się zaczynasz biec do zaklepywanki i krzyczysz na przykład "za Eridora" – Bo chyba tak to było? Co nie? Pomyślał Eridor który sam zapomniał zasad gry. No ale co tam, liczy się że obaj znają podstawy, które są potrzebne by się w nią bawić. Licząc że Łazęga sam dojdzie do wniosku że został złapany, zaczął biec się chować.
: 01 maja 2016, 23:35
autor: Złakniony Kolec
Znów poczułem się zmieszany. Według instrukcji brata powinien on najpierw dojść do owej 'zaklepywanki' (która nawet nie wiem, gdzie się znajduję) i krzyknąć "Za Łazęga", czy jakoś tak. Natomiast zamiast tego ruszył gdzieś w nie wiadomo jakim celu. Myślałem, że znów zapomniał mi o czym napomknąć, więc zdziwiony poszedłem za nim, nie odstępując go ani na krok.
-Nie bawmy się już w to – rzekłem będąc niedaleko w tyle -nie podoba mi się ta zabawa. Jest zbyt skomplikowana i nadal nie znam wszystkich reguł.
Zatrzymałem się na moment, po czym dodałem:
-Po za tym muszę już chyba wracać. Mój tato będzie się niepokoić. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Pamiętaj: jestem Łazęga syn Zwiastuna Światła – Twojego ojca zwanego – tu musiałem chwilę pomyśleć – Assuremith...
Uśmiechnąłem się na koniec, czekając chwilę na ostatnie słowa Eridora skierowane pod moim adresem, po czym biegiem (tak jak poprzednio) zacząłem wracać do domu...
: 02 maja 2016, 11:35
autor: Eridor
Eri słuchając brata, pomyślał że to nawet dobrze że nie rozumie zabawy, bo to teraz chyba cieniasty wygrał, tak? Jak Łazęga odszedł to jest jako walkower? Chociaż że pisklak wygrał, na jego minie cały czas widoczne było niezadowolenie, prawdopodobnie spowodowane odejściem nowego kolegi. No ale cóż? Pisklaki biegające na skale na którą mogły by przyjść większe i złe smoki? Aż strach pomyśleć gdyby jeden z nich zaczął nas atakować.
– To ja też już wrócę, cześć! – Po tych słowach zaczął biec ku grocie matki. Hhym czy jeszcze kiedyś się spotkają?
: 12 lip 2016, 11:48
autor: Zmora Opętanych
___Miała trochę czasu na podjęcie tej decyzji. Gdy przybyła na te ziemie myślała, że będzie w stanie żyć tak jak w domu. Ale to niemożliwe, bo to jest inny świat. Tutaj smoki żyją w tych swoich stadach, życie samotnika to tak jak wyrok śmierci. Prędzej czy później popadniesz w obłęd, nie mając nic, zdechniesz z głodu w pierwszym lepszym znalezionym miejscu. Nie zamierzała tego ciągnąć w ten sposób, miała coś do zrobienia. A bez wsparcia innych smoków nie zdoła tego zrobić. Nieważne, że nią gardzą i traktują jak nic, uważają za zbędną. Grunt, że są w pobliżu.
Poczekała do zmierzchu i dopiero wtedy wyszła na zewnątrz. Nie szukała jakiegoś specjalnego miejsca, wybrała to, które było opuszczone, nie chciała zbędnych świadków. Chyba że ten, z którym zamierzała porozmawiać, przyprowadzi ze sobą kogoś jeszcze. Wtedy to już inna sprawa.
Oparła się na swoich skrzydłach, uniosła wygiętą w kształt litery "s" szyję i ryknęła w przestrzeń. Miała wrażenie, że gwiazdy jakby silniej zamigotały, gdy pojawiło się to wezwanie, ale to pewnie tylko złudzenie. Iluzja.
Była czujna. Nie chciała dać się zaskoczyć. Nie mogła wykluczyć, że ten z którym chce porozmawiać nie będzie miał zamiaru rozwiązywać sprawy w sposób pokojowy.
: 16 lip 2016, 16:33
autor: Szaleństwo Cieni
Kerrenthar nie przyleciał, by z powietrza zaatakować Keezheekoni. Nie nadszedł zza jej pleców, by podkraść się i podstępnie zaszlachtować. Nadszedł leniwym krokiem z naprzeciwka, mając spokojne spojrzenie wbite prosto w smoczycę.
Pamiętał ich pierwsze spotkanie, gdy osłonił siostrę skrzydłem od deszczu. Nie wiedział wtedy jeszcze, że smoczyca ma głęboko w rzyci więzy krwi i to, kim jest. Że wyprze się części siebie, bo w końcu część jego była nią, a część jej była nim.
Uważała się za lepszą od wszystkich, od samego początku.
Uśmiechnął się krzywo, szczerząc kły i zatrzymując ogon przed nią.
– Moja drogo siostrooo – powitał ją mrukliwie, mrużąc ślepia.
: 16 lip 2016, 16:45
autor: Zmora Opętanych
___Najmniej spodziewała się tego, że nadejdzie tak po prostu, od przodu i spokojnie stanie tuż przed nią. Życie lubi zaskakiwać, nawet w takich prostych i niewiele znaczących momentach. To jest w nim najbardziej urokliwie. Sprawdza się to, czego spodziewasz się najmniej.
Słysząc powitanie nieco się zdziwiła. No proszę, wciąż siostro? Zaskakujące. Spodziewała się innej postawy, a tutaj zaczyna się to nawet całkiem normalnie. Kiwnęła mu głęboko głową w ramach szacunku. Niech mówi co chce, fakt że sprawy potoczyły się w ten sposób nie znaczy, że ona przestała go szanować.
– Valar Morghulis, Kerrentharze – mruknęła jedynie, nie zamierzając nazywać go bratem. Oczywiście, w połowie nim był, ale ona dziwnie się czuła, nazywając kogoś jak nakazywały więzy krwi. Matka, ojciec, brat, siostra... Po imieniu jest znacznie łatwiej i swobodniej. Przeszła od razu do rzeczy. Nie było sensu czekać.
– Przyznaję się. Popełniłam błąd. Sądziłam, że dam radę żyć tak jak w rodzinnych stronach, ale to nie tak działa. Nie chciałam się przystosować do tutejszych warunków – zaczęła swoją nużącą wypowiedź. Oby tylko fioletowołuski przywódca nie zasnął.
– Ale widzę, że tak nigdzie nie zajdę. Że potrzebuję stada, że bez niego niczego nie osiągnę. Stado to siła. Samotnik nie przeżyje, życie na własną łapę za bardzo daje w kość i jest pozbawione pozytywów – zatrzymała się na chwilę, patrząc na niego cały czas, badając jego reakcję.
– Więc proszę o ostatnią szansę. Pozwól mi dołączyć do Cienia, być jego częścią, walczyć w jego imię i w jego imię zginąć, jeśli będzie taka konieczność.
: 19 lip 2016, 19:20
autor: Szaleństwo Cieni
Gdyby Kerrenthar nie uznawał już Keezheekoni za swą siostrę, najpewniej od razu by ją zabił, a nie bawił się w jakieś wygnania, a już na pewno nie zjawiłby się na zawołanie. Od początku, jeszcze na ceremonii wiedział, że jeśli młoda wykaże chęci i udowodni ich prawdziwość, da jej drugą szansę. Wbrew temu, jak demonizowały go pewne tępe jednostki.
Wbił w nią spojrzenie szkarłatnych ślepi o spokojnym wyrazie i słuchał. Słuchał uważnie, a jej słowa brzmiały... idealnie. Wręcz zbyt idealnie. Nie chciało mu się wierzyć, że w tak krótkim czasie ta uparta smoczyca aż tak zmieniła swój światopogląd. Czyżby okres samotnictwa tak jej dał w rzyć?
– Mam dziwne wrażenie, że mówisz to, co chcę usłyszeć – wymruczał spokojnie. – Ale nie mam pewności. Przyjmę cię i będę miał na oku, tak jak każdy z cienistej braciii – wychrypiał i uśmiechnął się krzywo. – Pod jednym warunkiem. Opowiesz mi wszystkooo. O swoim celu, o swojej przeszłości, dlaczego w ten sposób się witasz i żegnasz. Mogąc cię bardziej poznać, będę mógł ci bardziej zaufać – stwierdził. Chciał wiedzieć, dlaczego siostra jest, jaka jest. Jakby ją Ateral ugryzł w rzyć.
: 19 lip 2016, 20:15
autor: Zmora Opętanych
___No proszę, zgodził się. Ale mogła się spodziewać, że to nie będzie aż takie proste. Kerrenthar nie był głupi, nie mógł być. To oczywiste, że będzie chciał się czegoś dowiedzieć. Jego prośba, a raczej rozkaz był bolesny – jeśli powie mu wszystko, straci to co ceni najbardziej. Swoją tajemniczość, jakkolwiek groteskowo może to brzmieć. To, co sprawiało, że zawsze miała przewagę.
Powiedz. Prawdę.
Lekko się skrzywiła, ale ostatecznie kiwnęła głową. Mogłaby opowiedzieć to wszystko w długiej wersji, ale nie chciała by fioletowołuski zasnął. Nie wyglądał na kogoś, kto lubi kilometrowe opowieści. Chodziło mu zapewne o konkrety.
zakończyła w końcu. Nie opowiadała tego w żaden interesujący sposób. Same konkrety. I kilka mniej istotnych szczegółów.
: 20 lip 2016, 14:49
autor: Szaleństwo Cieni
Kerrenthar zbliżył się nieco do smoczycy i pochylił nisko łeb, by nie musiała mówić głośno. Jej sekrety pozostaną jego sekretami, nie miał zamiaru ich nikomu zdradzać. Chciał po prostu wiedzieć, zrozumieć. Słuchał w bezruchu, jedynie jego ogon wił się dziko. Patrzył gdzieś w ziemię, a na koniec uśmiechnął się krzywo i uniósł łeb, by spojrzeć na Keezheekoni.
– I po co ci to było... – Westchnął ciężko. – Powiedziałabyś o tym wcześniej, a nie byłoby tych wszystkich problemów – oznajmił. – Stado i lojalność mu w żaden sposób nie przeszkodzą w twoim... zadaniuuu – dodał chrypliwie i wyszczerzył zębiska. – Więcej. Stado też musi być lojalne swym członkom. Dlatego pomogę ci – oznajmił i podniósł się na łapy. Przeciągnął się leniwie i odwrócił z powrotem w stronę terenów Cienia. Zerknął przez bark wyczekująco na smoczycę.
: 20 lip 2016, 15:00
autor: Zmora Opętanych
___Czuła coś dziwnego. Strach? Nie, nie to. Czysty niepokój. Obawiała się, że może żałować. Mogła trzymać to w tajemnicy, ale jak długo by jej się to udało? Prędzej czy później wszystko wyszłoby na jaw – nie w słowach, lecz w czynach.
Spojrzała prosto w jego krwistoczerwone ślepia, nie kryjąc zaskoczenia. Tak nagła zmiana postawy? Szczerze mówiąc sądziła, że po tym co samiec usłyszy, jego reakcja będzie zupełnie odwrotna. A ten zamiast tego wręcz oferuje wsparcie. Kiwnęła głową w ramach podziękowania.
– Masz moją wdzięczność – mruknęła. Zakładając, że ma ona jakąkolwiek wartość, bo to też jest kwestia dyskusyjna. Zależy od punktu widzenia. I tego, w jakich okolicznościach i za co ta wdzięczność zostaje podarowana.
Bez słowa ruszyła za bratem.
: 31 lip 2016, 21:10
autor: Jeździec Apokalipsy
Wojowniczka ostatnio bardzo dużo czasu spędzała poza terenami Cienia. Jakby nie patrzeć lada dzień będzie należeć do Wody.. czy aby na pewno był to mądry pomysł? Mimo to Jeździec nie odczuwała aż tak wielkiego strachu.. wkroczy w stado, gdzie smoki jej w ogóle nie znają. Być może o niej słyszeli.. chociaż kto go tam wie.
Cienista kłapnęła lekką szczęką, odganiając natrętną muchę, która się jej uczepiła. Jakież to irytujące stworzonka.. szkoda, że jest ich tak dużo. Mimo to drzewna starała się je odpędzać swoim ogonem, który przecinał powietrze dosyć szybko, wydając przy tym dziwny dźwięk. Złota Twarz delikatnie oświetliła niemal czarne łuski smoczycy, zmieniając je w brąz. Oczy przez chwilę stały się jaśniejsze, a wbite były w okolicę, niezwykle zieloną.. wręcz sielankową. Ostatecznie Apokalipsa się zatrzymała, uważnie się rozglądając. Wolała się mieć na baczności.. nigdy nie wiadomo co może się czaić na nią w krzakach.
Po upewnieniu się, że nic (oprócz much) nie zakłóci jej odpoczynku, położyła się na ziemi w pozycję sfinksa. Po czasie spuściła łeb, przymykając ślepia. Było jej tutaj tak dobrze, iż podejrzewała, że posiedzi tutaj do samego wieczora. Bo co innego niby miałby robić?