Strona 17 z 35
: 08 lis 2017, 14:40
autor: Aro
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Tata nie był zabawowym stworzeniem, ani szczególnie rozgarniętym opiekunem, choć nie można było go winić, jeśli smoki przywykły, do młodych potrafiących rozwijać się samodzielnie, bez dwu, trzy, czy czterokrotnego tłumaczenia jednej i tej samej rzeczy. Nie to, że Aro nie pamiętał, albo był zbyt nieposłuszny, żeby się dostosować, a po prostu często nie miał wpływu na to jak odbiera rzeczywistość.
Nie mieli szansy się dogadać, zapracowany łowca i wymagający stałej opieki i cierpliwości przybłęda.
–Zotko– powiedział z nierozumnym wyrazem pyska, a potem uśmiechnął się krzywo, ukazując bordowe kły –Moimie, mo-je-i-mie. Aro– przedstawił się, jakimś cudem dobierając do strefy w mózgu, gdzie przechowywał informacje na swój temat i żeby dla Złotka wszystko było jasne, wskazał jeszcze na siebie i powtórzył –A-ro–
Następne pytania smoka – swoją drogą wielce inteligentne imię sobie dobrał – nie było już taką sielanką. Nie wzbudziło może mentalnej wojny samczyka, ale z pewnością wylały na jego wyimaginowany trawnik, obrazujący spokój wewnętrzny, trochę kwasu, którego gryzący zapach zachwiał niewzruszonym ciałkiem potworka. W skrócie, przejął się, że nie znał żadnych zabaw.
–Ummm....ummm...– buczał, starając się przekonać samego siebie, że jest zdolny do wymyślenia czegoś kreatywnego, co jak już zapewne wiadomo, było mało możliwe w jego obecnym położeniu.
Zwiesił główkę i obiema łapkami chwycił wyrzeźbiony grot, niczym amulet wiedzy, niestety wyładowany.
–Uhhhh– kontynuował pochyliwszy się do przodu. Samiec z pewnością dostrzeże, że jego tłuste fioletowe mięso stężało, to znaczy mięśnie napięły się od wewnętrznego wysiłku, a łapki zaczęły delikatnie drżeć.
: 11 lis 2017, 20:03
autor: Szlachetny Nurt
A więc Aro. Dosyć proste, ale ładne imię. Nie posuwało ich to bliżej rozwiązania problemu, ale przynajmniej wiedział już jak młody się nazywa.
Gdy Aro zaczął rozmyślać nad pytaniem, nie wyglądało to najlepiej. Na początku myślał, że po prostu młody zastanawia się nad potencjalnymi zabawami, które znał. Jednak gdy dostrzegł jak napięły mu się mięśnie, a łapy zaczęły drzeć... od wysiłku? Wyglądało to, jakby miał zaraz zemdleć.
Autentycznie zrobiło mu się z tym źle. Wiedział, że trzeba z młodym postępować inaczej, niż z innymi pisklakami, jednak nie spodziewał, że proste pytanie sprawi mu takie trudności. Chciał nieco umilić mu czas, a teraz jakby poddawał go torturom.
No cóż, musi działać, bo faktycznie młodemu coś może się stać z tego całego wysiłku.
No i wpadł na pewien pomysł, na szczęście pod presją łatwiej mu było coś wymyślić. Sam podsunie mu pomysł na zabawę. Jednak nie mogła być ona zbyt trudna, jednocześnie musiała być interesująca. No i coś takiego znalazł, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Sięgnął do swojego źródła maddary i zaczął wymyślać twór. Miała być to kulka, wielkości pięści dorosłego smoka, błyszcząca i lśniąca, co miało zwrócić dodatkowo uwagę. Całość miała być troszkę jak lód. Jednak nie miała być przezroczysta, a biała, bo to jeszcze wystraszyłoby pisklę. Nie była też do końca gładka, a miejscami bardziej chropowata. Przez co miała być nieco milsza w zabawie. Zapach... ciężko mu było to określić, ale stwierdził, że dobrym pomysłem będzie nadanie jej charakterystycznej woni Stada Ognia. Aro powinien to kojarzyć ze swoim domem. Chyba.
Kula miała się znaleźć dokładnie przed Aro, jednak miał w zamyśle jeszcze jej nie zauważyć. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo przecież skupiał się na swoich myślach.
Przelał maddarę w swój twór.
Nie był to jednak koniec. Zauważył, że młody wpatrywał się w podarowany mu talizman, jednocześnie trzymając go łapkami, jakby miał mu to w czymś pomóc. I pomoże. Tak jakby.
Wysłał mu przekaz mentalny, jednak nie zawierał on słów, a obrazy. Przedstawiały Aro, który bawił się łapami kulką. W przeróżnych formach, jednak mało skomplikowany. Wszystko musiało pozostać proste.
– Hej, patrz! Widzisz to coś? – Rzucił młodemu, wskazując łapą na stworzoną przez siebie kulę.
Był dosyć dumny ze swojego "planu", miał jednak tylko nadzieję, że zadziała. Bo jeżeli nie... no może nie być zbyt dobrze. Jeszcze zamiast pomóc zgubie, to wyrządzi mu jakieś trwałe szkody. No... na pewno się postarał. Pytanie jednak, czy jego "zabawa" zaciekawi to specyficzne pisklę.
: 18 lis 2017, 18:05
autor: Aro
Wdarcie się do umysłu pisklęcia nie było najlepszym pomysłem. Wspomniany trawniczek, na który Złotemu udało się już wylać parę litrów trujących cieczy, był miejscem bardzo ważnym dla Aro. Gdy otoczenie stawało się zbyt straszne w swojej jaskrawości i głośności, uciekał właśnie tam, lub przynajmniej próbował, ponieważ koncepcja mentalnego azylu była jeszcze nowa i niewykształcony emocjonalnie malec nie zawsze potrafił odciąć się od smutku. W każdym razie, choć wyimaginowane miejsce nie było jeszcze specjalnie zamieszkałe, nawet przez jego twórcę, od początku najważniejszym założeniem stało się, że należy tylko i wyłącznie do bezskrzydłego, a każda próba dostania się tam, jest jak gwałt na jego umyśle i potrzebach do zachowania bezpiecznej przestrzeni. Obraz był na szczęście łagodniejszą formą niż słowa, ale mimo swojej niedojrzałości, młody nie miał problemu z rozpoznaniem, że ukazane w jego głowie myśli nie należą do niego. Zupełnie jakby ktoś sugerował, nie, zmuszał samczyka do wykonania przedstawionych w nim czynności.
Fioletowy wyprostował łapki i cofnął się gwałtownie, odsłaniając leżący na ziemi, grot Złotego. Jego amulecik, w którego działanie w rzeczywistości nie wierzył, poruszony nagłym manewrem, stuknął w łuskę na jego piersi, wzbudzając jeszcze większy lęk.
Smoczę zaczęło się rozglądać, jednak mimo nerwowości, robiło to wyjątkowo oszczędnie, jakby obawiało się dostrzec tego, czego poszukuje wzrokiem. Nie wiedział kto był sprawcą jego dyskomfortu, bo choć w pobliżu znajdywał się jedynie Złoty, Aro nie zdawał sobie sprawy, że smoki były zdolne do wpływania na czyiś umysł. Nie odnalazłszy żadnego zagrożenia, jęknął cichutko, ale tak żałośnie, jakby był właśnie w stanie jakiejś fizycznej agonii. W pewnym sensie była to prawda, bo lęk ściskał mu trzewia i jednocześnie rozgrzewał je, wręcz podpalał żywym ogniem, na co Aro nie miał żadnego wpływu.
Rzeczywiście dyskomfort odczuwany przez Aro nie jest żadnym bólem, ale ani ja, ani ten pokurcz nie odnaleźliśmy jeszcze słów które byłyby w stanie lepiej określić tę przypadłość.
–Mmmmm– wymruczał chorobliwie, choć mimo całego nieszczęścia jakiego doświadczył, zdołał utrzymać się na pulchnych, chyboczących się łapkach.
Wytworzona przez samca kulka zaistniała gdzieś w jego świadomości, lecz w chwili, gdy smoczę próbowało przyprowadzić się do porządku, była jeszcze zbyt odległa. Aro usiadł i znów chwycił za podarowany mu grot, którego kiwając się, gładził pazurkami.
Może gdyby samiec zainteresował go czymś i jednocześnie z łaski swojej trzymał magię z dala od jego umysłu, zabawa wyszłaby im nieco lepiej.
: 19 lis 2017, 21:20
autor: Szlachetny Nurt
Jego plan wydawał się świetny, wręcz genialny i przemyślany w każdym możliwym szczególe. Bo przecież tworzył kulkę, która to powinna służyć jako idealny przedmiot do zabawy dla młodego. Potem podsuwa mu myśl, tak żeby uważał, że to on na to wpadł, lub magiczny amulet mu w tym pomógł. No... tak przynajmniej mu się wydawało, dopóki nie zaczął wprowadzać swojego planu w życie.
Skąd miał jednak wiedzieć, że pisklę zareaguje w ten sposób na pokazany obraz? Poprzednią wiadomość mentalną odebrał dość spokojnie, jakby nie odróżniając jej od zwyczajnych słów. Tym razem reakcja była inna, widział, że Aro wystraszył się, nie wiedząc do końca co się dzieje. A kulka... chyba kompletnie o niej zapomniał.
Poczuł się z tym... no źle, jakby naprawdę wyrządził młodemu jakąś krzywdę, a przecież nie to było jego zamiarem. Nie uważał siebie nigdy za dobrego opiekuna piskląt, dlaczego też mógł pomyśleć, że uda mu się jakoś zająć takim dość specjalnym malcem?
Nie mógł jednak jeszcze zrezygnować. Jeszcze nie. Postanowił, że spróbuje ostatni raz coś zrobić. Odpadało wpływanie na Aro za pomocą maddary, czy po prostu sprawienie, by zaczął bawić się sam z siebie. Zakładał też, że jeżeli skieruje do zguby swój twór, to on po prostu się wystraszy, a no tego nie chciał. Postawił więc na najbardziej łagodny i neutralny sposób. Czyli jakoś go zachęcić, jednak bez żadnych sugestii.
Sięgnął łapą po znajdującą się dalej w tym samym miejscu kulkę, następnie chwycił ją i zaczął... turlać, do przodu, następnie znów chwytając ją, przesuwając do następnej łapy, a później zmieniając kierunki turlania. Wpatrzony był w swój twór, starając się sprawiać wrażenie jakby to co robił mu się naprawdę podobało. Jemu samemu to raczej za bardzo nie odpowiadało, ale przecież zabawa nie była stworzona dla niego.
Gdyby ktoś teraz zapuściłby się na samotny pagórek, ujrzałby dwójkę smoków. Dorosłego, bawiącego się dziwaczną kulką i zdającego się do tej czynności przykładać, oraz malca, zapatrzonego w amulet, jakby zobojętniałego na wszystko inne.
Jeżeli faktycznie ktoś by ich teraz zobaczył... miałby pewnie spory ubaw, bo był to widok dość komiczny.
– Aroo, zobacz. – Przerwał dość długą chwilę ciszy, zwracając się do zguby, dosyć spokojnym i łagodnym tonem. Starał się w jakiś sposób zwrócić jego uwagę, jednocześnie ciągle kontynuując turlanie kulki. Jeżeli to nie odniosłoby żadnego skutku, to zapewne kontynuowałby próbę zwrócenia się do Aro, aż do skutku. Jeżeli ten kiedykolwiek miałby nadejść oczywiście, bo jeżeli tak by się nie stało, to po prostu dałby sobie spokój. Jednak miał nadzieję, że pisklę mimo wszystko porzuci przyglądanie się amuletowi i zainteresowane podejdzie bliżej jego samego.
Miał nadzieję, że młodego zaciekawi wykonywana przez niego czynność, a gdy ten by już do niego podszedł... no byłoby o wiele łatwiej. Wtedy po prostu dalej bawiłby się kulką, próbując jeszcze bardziej zwrócić uwagę zguby. Ale najpierw musi poczekać na rozwój sytuacji.
Tym razem jego plan wydawał się nieco lepszy... i oby wypalił. Bo ciężko byłoby mu wymyślić coś lepszego.
: 24 lis 2017, 9:46
autor: Aro
// Nie minął tydzień, jest dobrze xD....
Jeśli kiwające się katatonicznie pisklę oraz turlającego kuleczką dorosłego samca można było określić mianem interesujących, obraz ten zasługiwał na przystanięcie i przeanalizowanie, gdyż niczym zainscenizowane wydarzenie, trwało, jakby zamrożone w czasie, do niczego nie prowadząc.
W końcu Aro warknął, czy też chrząknął do siebie – czymkolwiek była ta czynność, brzmiała bardzo dziwnie – co zwiastowało zakończenie jego transu regeneracyjnego. Niefizyczny ból nie pozostawiał po sobie żadnych śladów, dlatego kiedy odszedł, młody mógł wrócić do rzeczywistości, jak gdyby nic mu się nie przytrafiło. Powoli uniósł wzrok, mrucząc niezrozumiale pod nosem i z ciekawością przechylił łeb, gdy już skupił się na scenie przed sobą.
–Co to?– zapytał, zbliżając się o jeden oszczędny kroczek i wyciągając ciemny szpon w stronę błyszczącego, chropowatego obiektu. Wokół jego jasnej powierzchni latały, jak muchy wokół truchła, zielone kropeczki, przypominające mu o grocie ojca, do której powinien wrócić. Nie zamierzał jednak skupiać się na swoim zagubieniu, póki nie pojmie skąd w łapach złotego taki przedmiot.
Chciał podejść bliżej, co dorosły mógł bez problemu zauważyć po jego chwiejnym ruchu do przodu, niby przygotowaniu do następnego kroku, który jednak był stale udaremniany przez ostrożność młodego. Może nie przypisywał starszemu "zasług" związanych z jego krzywdą, ale nie potrafił powstrzymać instynktu nakazującego mu trzymać się z dala od miejsca, w którym coś wdarło się do jego myśli.
Oh jak bardzo miał ochotę dotknąć tego czegoś i zbadać własnymi łapkami.
: 26 lis 2017, 17:17
autor: Szlachetny Nurt
// Dum dum! Trafiłaś na dzień odpisów! xD
Warknięcie Aro było dla niego oznaką, że no... coś się dzieje. Niestety nie był w stanie rozszyfrować co też mogło oznaczać, nie brzmiało jak typowe warknięcie. Nie było czuć w nim złości, czy poirytowania, brzmiało dosyć naturalnie, chociaż dziwnie. Czyżby była to jednak oznaka, że jego plan się nie powiódł? W końcu nie mógł przypisać temu odgłosowi innej genezy, niż brak zainteresowania kulką.
Jednak o dziwo... Aro zaczął się do niego zbliżać i wpatrywać w turlającą się kulkę, jednocześnie coś tam mrucząc. Czyli jego genialny plan się powiódł! Skąd jednak wynikało to pojedyncze warknięcie młodego? Podejrzewał, że nawet i samo pisklę tego nawet do końca nie wiedziało.
Pytanie zguby jeszcze bardziej potwierdziło fakt, że naprawdę zainteresowała go ta jakże interesująca zabawa. Teraz tylko wystarczyło tego nie zepsuć.
– To kulka, którą można się bawić. Fajna, prawda? – Powiedział, pamiętając o tym, by w miarę możliwości dobierać dość proste i nie skomplikowane słowa, do tego najlepiej krótkie. Jeszcze młody zamyśliłby się nad znaczeniem któregoś z nich i cały wysiłek poszedłby na marne.
Zaczął od kontynuowania swojej czynności, z jeszcze większym "zapałem" niż wcześniej, starając się trochę bardziej zaciekawić młodego. Tak, by sam zechciał później spróbować. Turlał kulkę, tak jak wcześniej, jednak czasami decydował się chociażby na delikatne podrzucenie jej.
Widok ten również był godny zatrzymania się i dokładnego przeanalizowania tej całej sytuacji.
No i najważniejszy moment. Teraz musiał w jakiś dobry sposób przekazać kulkę pisklęciu, jednocześnie nie strasząc go przy tym, czy po prostu nie wprawiając go w dyskomfort.
Taki według niego wywołałoby zwykłe podsunięcie tworu do Aro, dlatego postanowił zrobić nieco prostszy ruch. Zatrzymał kulkę na ziemi, w taki sposób by kompletnie się zatrzymała. Następnie zrobił kilka kroków do tyłu, tworząc swego rodzaju "przestrzeń" dla pisklęcia.
– Śmiało, możesz jej dotknąć, albo nawet zrobić to co ja. – Powiedział łagodnym głosem, starając się zachęcić Aro do zabawy, albo chociaż do dokładnego zbadania tworu. Jego genialny plan póki co sprawdzał się doskonale. Jednak wszystko zależało od tego, co zrobi zguba. Czy dotknie dziwnego przedmiotu, czy może z jakiegoś powodu tego nie zrobi?
: 30 lis 2017, 11:31
autor: Aro
bez specjalnej przesady, trzeba przyznać, że złoty radził sobie z pisklęciem lepiej niż jego opiekun, który choć nie miał złych intencji, często ignorował postawę młodego, traktując go jak przeciętne pisklę mogące znosić wzrok, dotyk, czy trudne słowa, bez ich wyjaśniania. Możliwe, że ten błyszczący samiec sprawiłby się nawet lepiej jako przybrany tata, lecz wyglądu ani opiekunów w pierwszych księżycach życia, nie dane było wybierać. Aro nie spuszczał wzroku z turlanego czy podrzucanego przedmiotu, zafascynowany jego odstającą od otoczenia powierzchownością.
–Kuka, którrrą mosze się bawić– powtórzył po jakimś czasie, gdy samiec cofnął się od obiektu, rozsądnie dając młodemu czas i miejsce na interakcję. Nie wszystko w tym chaotycznym, jaskrawym świecie będzie działo się po jego myśli i pewnego razu nadejdzie dzień, by jeszcze boleśniej niż dotychczas przekonał się o tym na własnej łusce, ale na szczęście nie miało się to wydarzyć teraz, czy w najbliższych minutach, które fioletowy tłuścioch miał zamiar poświęcić na badanie przedmiotu.
Ostrożnie, na lekko zgiętych łapach przysunął się i ułożył łapę na jego chropowatej powierzchni. Cofając kończynę, zaskoczony zorientował się, że na ciemnych blaszkach nie zachowała się woń kuli, którą przy takiej intensywności, spodziewał się dostrzec. Z drugiej strony skały również nie odciskały się zbyt wyraźnie, więc kulka musiała mieć z nimi jakiś związek.
–Kuu-lll-kaaa– pisnął, układając na niej dwie swoje łapki, a potem unosząc na wysokość pyska. Nim sięgnął do niej językiem, wyślizgnęła się z jego kalekiego uścisku i potoczyła parę szponów, w kierunku jej wynalazcy. Aro próbując udaremnić jej tę ucieczkę schylił się i miast zagrodzić jej drogę łapą, spróbował chwycić ją w zęby, co oczywiście poskutkowało jeszcze żwawszym oddaleniem się przedmiotu. Na szczęście młody nie zdezerterował i pełen entuzjazmu wyprzedził uciekiniera, darując mu cios prosto w przemieszczające się bebechy.
Zdzielona prosto w trzewia kulka odskoczyła, tak przejęta bólem, że nawet nie pisnęła, lądując prosto w kupce kamieni, które ją unieruchomiły. Aro zatriumfował.
Widząc, że przeciwnik jest bezwładny, podszedł do niego i teraz już bez przeszkód zaczął językiem i kłami badać jego właściwości. Nie zrażał się tym, że zęby zjeżdżały po jego grzbiecie, wydając chrobotliwe dźwięki, bowiem liczył, że w końcu przedrze się przez cwanie zaprojektowaną osłonę i dobierze do miękkiego i pachnącego mięsem wnętrza.
Ah tak, swoją drogą nadal był głodny.
: 05 gru 2017, 17:19
autor: Szlachetny Nurt
Początkowo wszystko wyglądało, jakby zabawa kulką faktycznie spodobało się Aro. Zaczął od dokładnego zbadania tworu, a potem no cóż... bawił się nią, na swój sposób. Nie była to co prawda forma zabawy jakiej oczekiwał od młodego, była to bardziej szaleńcza pogoń za kulką, ale nie mógł być z tego faktu nie zadowolony. W pewnym sensie chodziło mu właśnie o znalezienie jakiegoś zajęcia dla fioletowego tłuściocha.
Przez chwilę myślał już, że może nie jest z niego wcale taki tragiczny opiekun. Całkiem nieźle sobie w końcu poradził. No... radość ta nie trwała jednak dłużej niż kilka uderzeń serca.
Aro postanowił... zjeść kulkę? Albo przynajmniej spróbować, bo skutek starań młodego nie był zbyt udany.
Według jego ustaleń twór miał być dość twardy, to też ugryzienie go nie było tutaj odpowiednie. Kły Aro zapewne natrafiły na spory opór, no i zapewne każde inne pisklę zrezygnowałoby z takiej "zdobyczy". No, ale młody raczej nie odpuszczał, nadal próbując skosztować kulki, pomimo tego, że chociażby mógł sobie połamać, lub mocno uszkodzić kły. Oczywiście nie chciał, żeby uzębienie Aro na tym ucierpiało, więc musiał coś wymyślić.
Najłatwiejszym rozwiązaniem byłoby po prostu "zniknięcie" kulki. Jednak... i tak zbyt dużo namieszał w umyśle pisklęcia, to też coś takiego mogłoby jeszcze bardziej w nim namieszać. Fakt... mogłoby to nie zrobić żadnego wrażenia na Aro, który później po prostu by o tym zapomniał, ale no wolał nie ryzykować.
Postawił więc na prostsze rozwiązanie, po prostu jeszcze raz przelał maddarę w kulkę, tym razem jednak zmieniając jedynie jej właściwość. Czyniąc ją "nieco mniej twardą", co sprowadzało się do tego, że Aro nadal nie będzie mógł dość skutecznie jej ugryźć, jedynie tworząc niewielkie ślady za pomocą kłów i przy okazji sobie ich nie łamiąc.
– Kulka jest niedobra. Ona jest do zabawy... nie do jedzenia. – Powiedział dość krótko do młodego, pamiętając, by nie używać zbyt skomplikowanych słów. Jednak wątpił, że te słowa cokolwiek tutaj dadzą. No i właśnie... Aro musiał być głodny, a przynajmniej mógł tak stwierdzić po próbie zjedzenia twardej kuli. Pisklę nie wyglądało mu na takie, które pożywienia by potrzebowało. Jest łowcą więc... zna się na tym. Fioletowy tłuścioch wyglądał mu na przykład naprawdę dobrze odżywionego smoka, któremu w tym momencie jedzenie tylko by zaszkodziło. Jednak... no jego zachowanie wskazywało inaczej. I tak musiał go jakoś odciągnąć od gryzienia tworu, które było w tym momencie pozbawione sensu.
Przywołał ze swojej groty kawałek mięsa, resztę, która została po złowionym przez niego ostatnio żubrze. Było to udo, a przynajmniej jego część. Nie było tego zbyt dużo, ale powinno starczyć na posiłek dla pisklęcia. Mięso postawił tuż przed sobą, a następnie cofnął się nieznacznie. Tak... pamiętał by pozostawiać przestrzeń dla tłuściocha.
– Zobacz, to jest o wiele lepsze! I bardzo dobre! – Rzucił po krótkiej chwili, mając nadzieję, że i tym razem wszystko choć częściowo pójdzie po jego myśli i słowa zainteresują zgubę. A jeżeli tak się nie stanie... zapach w końcu powinien sam zwrócić jego uwagę, prawda? No... przynajmniej na to liczył, a jak to wszystko wyjdzie, to była już inna sprawa.
: 21 gru 2017, 12:55
autor: Aro
Truchło przeciwnika opierało się bardzo długo, nawet jeśli zęby Aro nieustępliwie dźgały jego naturalny pancerz, nie wykazując chęci do rezygnacji. Złoty mógł sobie myśleć co chciał, dla fioletowego przedarcie się przez pierwszą warstwę sztywności, co mógł zaobserwować podczas pierwszych zranień chropowatej powierzchni, było ogromnym sukcesem. Tym bardziej nie zamierzał odpuszczać, bowiem skoro zdołał wykonać pierwsze uszkodzenia na tym wytrwałym grzbiecie, był niemal pewien, że od dostania się do środka dzieliły go zaledwie.....
Resztki mięsa!
Pomarańczowe nitki wyłoniły się znikąd i razem z wiatrem popłynęły w stronę nozdrzy młodego wojownika, który bez większego wahania odstąpił od pokonanej kuli. Zamrugał kilkakrotnie, gdy już nosem mierzył się ze źródłem przyjaznej woni, rozmyślając jakim cudem nie wyczuł jej wcześniej. Mruknął coś pod nosem i uniósł łeb, jakby próbował się zorientować, czy przelatując przez korony drzew, mięso zostawiło na nich swój zapach. Nie miał aż tak dobrego powonienia by to zbadać, ani nie czuł się najlepiej gdy musiał patrzeć i doszukiwać się jakiegoś szczegółu, dlatego szybko spuścił nos i po kilku głębszych wdechach wahania, zanurzył go w mięsie. Nie zamierzał dziękować dorosłemu, ponieważ nie tylko nie zdawał sobie sprawy w jaki sposób miałby to zrobić, ale też ponieważ nie sądził, że posiłek pochodził od niego.
...
Chociaż?
Czyżby go...
Zwymiotował?
Aro cofnął się z drobnym wyrazem obrzydzenia na pyszczku. Nie pachniał rzygowinami, ani na takie nie wyglądał, więc nie mam pojęcia dlaczego debil w ogóle dopuścił to do umysłu, jako jedną z opcji. Prędzej czy później wrócił do pożywiania się, wchłaniając nie tylko całe mięso, ale także rozpoczynając proces miażdżenia kości. Nie było to najłatwiejsze zadanie, jednak tak samo jak przy kulce, młody nie zamierzał się poddawać, ponieważ ufał swoim szerokim kłom.
: 23 gru 2017, 19:01
autor: Szlachetny Nurt
Początkowo myślał, że fioletowy zbyt pochłonięty był gryzieniem swojego "przeciwnika" i nie usłyszał, a nawet nie wyczuł znajdującego się obok mięsa. To byłby problem, bo nie za bardzo wiedziały jak w inny sposób odciągnąć do od kulki. Na szczęście... w końcu dostrzegł znajdujące się obok mięso i porzucił obiekt swojego wcześniejszego zainteresowania. Początkowo Aro jeszcze się wahał, ale w końcu zdecydował się zjeść.
Fioletowy był głodny... to było pewne. To też wątpił, że tak malutki kawałek mięsa mu wystarczy.
Na szczęście jego zapasy ostatnio się troszkę polepszyły, wpadło do składzika kilka żubrów, czy turów, to też raczej nie miał problemu, by dać mu coś jeszcze. Tak, wtedy z czystym sumieniem będzie mógł powiedzieć, że dobrze zajął się tym pisklęciem.
Przywołał ze swojej groty dorodnego żubra, dającego łącznie aż 4/4 mięsa i podsunął w stronę tłuściocha. Początkowo nie wiedział, czy nieco nie przesadził z rozmiarami zwierzęcia. Młody był w końcu pisklakiem... do tego przed chwilą zjadł już przekąskę. Z drugiej strony... jego postura wskazywała na to, że jada nieco więcej niż większość smoków.
Zapewne w momencie, w którym skończy obgryzać kości, zorientuje się, że czeka na niego coś jeszcze.
– Pewnie smakowało, co? Masz jeszcze trochę. – Powiedział, jednak jego rola nie była tutaj jeszcze skończona. Jako profesjonalna niańka do piskląt, musiał jeszcze zadbać o to, by młody bezpiecznie wrócił do swojej groty. Niestety, wszystko tutaj było skomplikowane.
Wątpił, że wystarczy tutaj zwykłe ''chodź za mną" ale mimo wszystko warto spróbować. Teoretycznie mógłby skontaktować się z Panem Zielone Kropki, ale wątpił, że to może się udać. Opis nie był zbyt dokładny, a nawet jeżeli, to wystarczyłoby.... no raczej wiadomość nie doszłaby do ojca fioletowej zguby.
Jeżeli do tej poty nie zorientował się, co dzieje się z jego synem, to raczej nie mógł być nigdzie w pobliżu.
Zostało mu doprowadzić go do granicy, a potem mniej więcej wskazać kierunek, w którym to powinien się udać. To powinno wystarczyć, prawda?
– Aro... co powiesz na to, że mógłbym zaprowadzić Cię do twojej jaskini i taty? Albo przynajmniej kawałek od niej. – Powiedział do fioletowego, który to pewnie nadal zajadał się żubrem. O ile zdecydował się go zjeść. No cóż, próba podjęta. Jeżeli młody będzie wyrażał entuzjazm, to ta wesoła, dwuosobowa kompania będzie mogła wyruszyć w stronę granicy. W innym wypadku, pozostanie mu kombinowanie.
: 30 gru 2017, 0:08
autor: Aro
Jeśli Złoty sądził, że Aro potrzebował zachęty do jedzenia to nie miał żadnego pojęcia o zachowaniu tego łapczywego stworzenia. Nieistotne czy jadł dwa dni temu, czy może uderzenie serca wcześniej, bezskrzydły zawsze był głodny. Miał duże zapotrzebowanie i nie zawsze był w stanie mu sprostać, dlatego często w swoim domku miewał bóle żołądka, do których się nie przyznawał, pamiętając że opiekun zachęcał go do zachowania umiaru. Jakże w duszy wielbił tego przyjaznego, obdarowującego go jedzeniem nieznajomego, któż inny by go tak rozpieszczał? Oczywiście nie był w stanie mu za to podziękować inaczej niż po prostu wchłaniając mięso, ponieważ nie był najlepszy w okazywaniu wdzięczności. Pozostaje nadzieja, że ten uzbrojony złotem altruista jest wystarczająco usatysfakcjonowany, kiedy jego ciężko zdobyte mięso wcina jakiś okrągły zwierzak.
Przetworzenie całego tego ścierwa na papkę zdawało się niemożliwe i w istocie było, dlatego stwór nie wcisnął wszystkiego od razu, pozwalając sobie na dłuższą ucztę, poprzetykaną wymiotnym rytuałem, który pomógłby mu zmieścić całego żubra.
W trakcie tej czynności nie zamierzał słuchać starszego, więc dopiero kiedy z owłosionego ssaka zostały już tylko zmasakrowane zwłoki, wpół żywy Aro wyciągnął się na zakrwawionej powierzchni i spojrzał pytająco na towarzysza. Mało prawdopodobne, że pamiętał co tamten powiedział mu w trakcie jego posiłku.
: 01 sty 2018, 18:32
autor: Szlachetny Nurt
Dziwiło go ile to też ten fioletowy tłuścioch potrafił zjeść. Dla pisklaka w jego wieku starczyłaby zapewne połowa z tego, może nawet mniej. Z kolei Aro... jakby nie przejmował się ograniczeniami swojego żołądka i po prostu jadł dalej, a jeżeli trzeba było, to zwracał część przyjmowanego pokarmu, by móc zjeść resztę. Przynajmniej można było go już nazwać najedzonym, choć gdyby przywołał tutaj jeszcze jednego żubra, to i tak zapewne udałoby mu się w jakiś sposób go zjeść.
Teraz pozostała kwestia sprowadzenia młodego na granicę, jednak w tym przypadku nic nie było łatwe. Aro zignorował jego wcześniejsze słowa, to też próbowanie jeszcze raz, nie byłoby zbyt dobrym pomysłem. Nawet jeżeli nie byłby skupiony na jedzeniu, to i tak wątpił, że coś dobrego by z tego wyszło.
Mógł spróbować wziąć go na grzbiet, ale nawet jeżeli w jakiś sposób usadziłby tam tłuściocha, to raczej nie dotarliby na miejsce cało.
Jednak po chwili wpadł na genialny pomysł! Tak, z całą pewnością ten plan można było określić właśnie takimi słowami. Aro musiał dotrzeć w odpowiednie miejsce sam. Mięso było czymś, czemu poświęcał naprawdę sporą uwagę... dlaczego więc nie wykorzystać tego sposobu?
Stworzył on kolejny twór, bardzo przypominający kulkę, dobrze oczywiście znaną fioletowemu. Ta jednak nieco się różniła, przede wszystkim była o wiele bardziej błyszcząca i jak mniemał, bardziej przyciągającą uwagę wzroku. No i zapach... w tym wypadku po prostu pachniał jak mięso, jednak o wiele bardziej aromatyczny i silniejszy, niż ten, który Aro mógł wyczuć jeszcze przed chwilą, spożywając posiłek.
Całość miała pojawić się tuż przed nim, na wysokości nieco wyższej niż ta odpowiadająca wzrostowi młodego. No i w tym miejscu powinna pozostać, lewitując w powietrzu. Póki co.
– Aro, zobacz. Czy to przypadkiem nie jest... niemożliwe, to kulka! – Wskazał młodemu na znajdujący się przed nim twór, no i o ile w jakiś sposób zwrócił jego uwagę. To postanowił wcielić dalszą część planu w życie.
Poruszał kulką w ten sposób, by fioletowy za nią podążał. Jednocześnie dbając o to, by nie wpadła ona w jego łapy. Jeżeli próbował doskoczyć do niej, to podnosił ją do góry. Jeżeli przyśpieszał, to kulka również zwiększała swoją szybkość. I w ten sposób prowadził Aro prosto do granicy, jednocześnie samemu trzymając się tuż za zgubą. Oczywiście, o ile ten cały plan w ogóle wypalił, bo była to kwestia dość istotna.
Jeżeli tak, to z pewnością mogli w ten sposób dotrzeć aż do granicy, a kto wie... być może nawet dalej, do terenów Ognia.
: 04 sty 2018, 18:14
autor: Aro
Doprawdy nawet narrator nie jest w stanie nazwać tej czynności inaczej, jak po prostu genialną. być może w przyszłości Aro nie będzie już takim niewolnikiem jedzenia, nie dlatego że zdoła się powstrzymać widząc je lub czując, ale ponieważ znajdzie sobie jakieś inne, nieco mniej rozpychające wnętrzności zainteresowania. Ta gruba fioletowa kula nie miała siły, żeby się poruszać, ale i tak, gdy do jej zalepionych krwią nozdrzy dotarła intensywna woń jadła, jej członki zrzuciły napęczniały tułów ze zmasakrowanego legowiska. Po niezgrabnym lądowaniu Aro podniósł się na drżących łapach i wylizując pysk, krok po kroku, które stawiał jakby dopiero co wylazł z jaja, podążył za unoszącą się w powietrzu kulką. Nie lubił tych latających obiektów, bo pamiętał jak opiekun w ten sposób usuwał mu przysmaki sprzed nosa, ale teraz niewiele się nad tym zastanawiał. Niezdolny do wyskoku lub przyspieszenia swojego dziecinnego marszu, wlókł się za tworem z wyciągniętym w jego kierunku łbem, śliniąc się przy tym jak opętany, z jednej strony w celu oczyszczenia pyska z zaległej na nim posoki (i wymiocin), jak i pod wpływem nowego bodźca, którego pomarańczowe nitki wiły się zachęcająco, tnąc przesycone zapachem powietrze.
I jeśli złoty miał czas by z tym tworem przed nosem pisklęcia dojść aż do granicy, mimo postojów czy krótkotrwałej dezorientacji, jego szczwany plan odniósł sukces i smoczę znalazło się w domu. W części przynajmniej, ale dalej mógł założyć, że ognisty sobie poradzi.
Na ułatwienie tego pożegnania mogę dodać, że nawet gdyby kuszący kawałek mięsa zniknął, zmęczony Aro nie zamierzałby już się za nim rozglądać i z nowym nabytkiem w postaci kościanego grotu udałby się do siebie, nie dziękując, ani nawet nie oglądając się za dorosłym na pożegnanie.
/zt
: 03 maja 2018, 10:26
autor: Pozłacana Łuska
Znalazła się tutaj nie z byle powodu. Smoczyca pamiętała jak wiele księżyców minęło od jej niedokończonej ceremonii. W końcu ostatecznie nie został jej przydzielony żaden mistrz, a ona nie chciała stać w miejscu. Później zamierzała osobiście prosić Klątwę, która ostatnimi czasy była bardzo zajęta. Może jednak będzie miała dla niej czas? Wodna nie chcąc jednak zrzucać na jej barki całego ciężaru, postanowiła spróbować zapytać o pomoc bardzo ważnego smoka, a mianowicie przywódcę Ognia. Był to inteligenty smok, ale też nie wiedziała czy zgodzi się jej pomóc. Wysłała mu krótki impuls, z uprzejmą prośbą o przybycie.
Potrzebowała wiedzy z zakresu ziół, tak aby mogła przydać się stadu i ruszać na wyprawy. W końcu czas najwyższy coś robić, nie mogła przecież dłużej tkwić w niewiedzy.
Przechyliła głowę na bok i pogłaskała jednorożca, który znalazł się tuż obok. Behemot chciał wszędzie z nią być. W końcu był jej obrońcą, a do tego okazji do spaceru nigdy nie przegapi. Zaczął cicho rżeć, jakby wyczuwał iż niebawem już nie będą sami. Hestia skierowała wzrok ku niebu, uśmiechając się lekko.
: 03 maja 2018, 10:39
autor: Żar Zmierzchu
Rzadko się zdarzało że smok z innego stada prosił go o pomoc bez konsultacji ze swoim przywódcą lub przywódczynią. Niemniej zaintrygowany przerwał zbieranie ziół w Lesie Nothmar i po odesłaniu dotychczasowych zbiorów do swojej groty udał się w drogę ku terenom wspólnym skąd nadszedł sygnał proszący o przybycie na Samotny Pagórek. Lot nie trwał długo, a wiecznie milczący Charon dotrzymywał mu towarzystwa unosząc się leniwie nad jego lewym ramieniem. Wodna mogła dostrzec rosnące na niebie sylwetki smoka i jego kompana, które z każdym uderzeniem serca stawały się wyraźniejsze i większe. Gdy dotarli nad miejsce wezwania, zakołowali zniżając lot by w końcu zgrabnie wylądować trzy ogony od samicy. Onyks zręcznie obrócił się w stronę wzywającej i powoli podszedł w jej stronę siadając w odległości ogona. Owinął ogon wokół łap, a końcówka pacnęła cicho o ziemię.
– Wzywałaś mnie sojuszniczko? Nie widzę na twoim ciele żadnych ran, zatem czego dotyczy ta sprawa?
: 03 maja 2018, 10:49
autor: Pozłacana Łuska
Cóż, czasami niektóre rzeczy trzeba było wziąć w swoje łapy niż czekać w nieskończoność. Oczywiście stresowała się przed spotkaniem ze samcem, bo przecież był jednym z ważniejszych smoków. Mimo to parę głębszych oddechów pomogło jej się nieco uspokoić. Nie musiała czekać długo, już w oddali zauważyła rosłą postać przywódcy Ognia i jego kompana. Z uwagą ich obserwowała, a gdy ten wylądował, pochyliła się w geście szacunku.
– Witaj Płomieniu Świtu, przepraszam że odciągam Cię od obowiązków. – Zaczęła, patrząc w niebieskie oczy samca z uwagą. Odruchowo spojrzała na swoje ciało. Myślał, że wezwała go w sprawie rany? Niemalże zapomniała, że miała do czynienia z uzdrowicielem! Pacnęła się lekko w pysk i uśmiechnęła przepraszająco.
– Mam dosyć nietypową prośbę. Jak już wiesz przywódco Ognia, aspiruję na Uzdrowicielkę. Niestety wciąż nie został mi przydzielony mistrz, dlatego też zwracam się do Ciebie z prośbą o naukę z zakresu ziół. Troszeczkę wiem, ale nie jest to wystarczająca wiedza by pomóc stadu. Dodatkowo Piętno Klątwy jest bardzo zajęta i nie wiem czy znalazłaby dla mnie na chwilę obecną czas. Nie wiedziałam do kogo innego mogę się zwrócić. – Sapnęła, patrząc na niego nieśmiało. Behemot odruchowo się cofnął, patrząc na samca podejrzliwie. Potem jego wzrok skupił się na kompanie ognistego. To dopiero zaskoczenie.
: 03 maja 2018, 11:09
autor: Żar Zmierzchu
Woda doczekała się drugiej aspirującej uzdrowicielki? Swoją drogą tej raczej nie kojarzył, być może dopiero niedawno przybyła na tereny Wolnych Stad. Chciała uczyć się na uzdrowiciela, to chwalebne, ścieżka była trudna i wymagająca, była misją a nie zwykłą funkcją w stadzie.
– Rozumiem. Ogień jest sojusznikiem Wody i obowiązkiem jest dla mnie wyszkolić cię dla Stada – powiedział, wskazując łapą by usiadła, sam zaś sięgnął maddarą do legowiska.
– Usiadź wygodnie i nadstaw uszu, wiedza obszerna, a pomyłki mogą drogo kosztować . My, uzdrowiciele wspomagamy nasze wysiłki roślinami o niezwykłych właściwościach, które rosną na równinach, w lasach i na rozlewiskach rzek. Kluczem do pomyślnych zbiorów jest nie tylko czujne oko ale też znajomość terenów własnego Stada – zapowiedział, przywołując do siebie miski, liście i masę ziół by pokazać na żywych przykładach jak wyglądają poszczególne rośliny leczące.
– Zaczniemy od ziół występujących na terenach leśnych – rozpoczął, postanawiając poprowadzić lekcję w wielokrotnie sprawdzony już sposób. Sięgnął po garść soczystych jagód i kilka korzonków.
– Oto kalina, zioło bliskie mojemu sercu gdyż nazywa się podobnie co moja wielka mentorka. Ostrożnie i z wyczuciem zbieraj dojrzałe owoce i korzenie. Nie bądź chciwa, nie zabieraj wszystkiego. Niedojrzałe owoce niezbyt się nadają na lekarstwa, ponadto w przyszłości dojrzeją i będziesz mogła zebrać je jeszcze raz z tego samego miejsca. Delikatnie obkopuj ziemię wokół, aby zebrać korzonki. Owoce stosujemy na Czarny Kaszel oraz krwotoki wewnętrzne. Spokojnie, przerobisz z Marą każdą przypadłość o której wspomnę przy lekcjach ziół. Korzonki z kolei podajemy przy nerwicy. Z obu części rośliny gotuje się wywar podawany do wypicia – zakończył opis pierwszego zioła. Odłożył obie części rośliny na rozłożysty liść leżący obok.
– Dziurawiec pospolity – położył przed samicą kilka okazów o długiej, sztywnej i bardzo cienkiej łodydze zakończonej żółtymi kwiatkami.
– Lekarstwo przy bólach kończyn, a zwłaszcza złamaniach. Zbieramy wyłącznie kwiatki, z których warzymy napar podawany pacjentowi w małych dawkach. To bardzo ważne, bo przedawkowanie może skończyć się sczernieniem i wypadaniem łusek tudzież sierści lub piór na kilka księżyców. Smok wygląda wtedy odpychająco, jeden kwiat na niezbyt poważne rany, dwa na ciężkie i trzy na potencjalnie śmiertelne – ujął w czubki szponów kwiaty i odłożył je na drugi z liści.
– Jałowiec – pochwycił kolejny z liści na którym leżały charakterystyczne szyszkojagody o przyjemnym zapachu, a także niezwykłej cesze zużywania się najszybciej pośród ziół leśnych.
– Jego jagody służą do leczenia złamań kości. Podajemy rannemu od dwóch do pięciu owoców, w zależności od tego, jak poważne jest zranienie. Na lekkie obrażenia dajesz dwie, na średnie trzy, ciężkie cztery, a rany potencjalnie śmiertelne pięć – objaśnił, robiąc tym razem dłuższą pauzę, na zwilżenie gardła odrobiną wody z miski którą posłał do najbliższego zbiornika wodnego, po czym wziął głębszy wdech.
– Oto jemioła – kontynuował, zaś przed Wodną położył ulistnioną kulę półpasożyta, niezbyt dużą, świeżo ściętą niespełna ćwierć dnia temu, ale w sam raz na potrzeby nauki.
– Roślina pasożytnicza, a zarazem bardzo pospolita. Zbierasz tylko liście, bez gałązek, a zebrane ziele suszysz. Stosujemy ją na obfite krwawienie. Warzysz z nich mocny napar i rozlewasz go na cztery części. Jedną ćwiartkę podajesz pacjentowi do wypicia, zaś resztę aplikujesz na ranę. Musisz przećwiczyć dobrze odliczanie ćwiartki do osobnej miski by nie pomylić się gdy dojdzie do prawdziwego leczenia – odłożył kolejną roślinkę, po czym sięgnął po kilka okazów o fioletowych kwiatach.
– Ślaz dziki, a raczej jego liście są stosowane przy ranach magicznych, gdyż to zioło jako jedyne wypłukuje maddarę z organizmu. Ucieraj jego liście aż uzyskasz papkę, którą rozprowadzasz po ranie. W razie powikłań, czyli nieprzewidzianego pogorszenia się stanu zdrowia po wyleczeniu, należy wielokrotnie zagotować wywar z liści aż uzyskasz syrop, który nakładasz na kończynę. Dobrze jest go utrzeć z nawłocią pospolitą, wtedy działa dłużej, a o której później opowiem przy okazji ziół równinnych – zakończył, biorąc oddech..
– Kora topoli czarnej – podał jej w łapy spory płat pomarszczonej, ciemnej, grubej kory, którą zebrał w Górskim Lesie jeszcze przed Porą Białych Ziem. Zebrał jej wtedy tak wiele że do dziś nie musiał się o nią martwić, a gorączki szokowe trafiały się rzadko.
– Jej kawałki należy wielokrotnie zagotować, a napar podać pacjentowi do wypicia, pilnując by nie przedawkował. Ten medykament zapobiega gorączce i pozbywa się zakażeń trawiących organizm – wskazał łapą, gdzie powininna odłożyć drewniane zioło, po czym wywołał maddarą iluzję rośliny o długich liściach i opadłych, podłużnych fioletowych kwiatkach.
– Kolejnym ziołem jest żywokost – wskazał na kwiat, po czym pazur powędrował w stronę ziemi, do miejsca w którym iluzja stykała się z podłożem. Podał też korzonki spoczywające na kolejnym liściu.
– Zbieramy korzenie, które należy sproszkować i zmieszać z wodą by uzyskać maź, którą aplikujesz na ranę by przyspieszyć jej gojenie. Następnie trzeba odczekać godzinę i zeskrobać skorupę. Jest lekarstwem na odmrożenia, a także, uwaga, na chorobę oczu zwaną zapaleniem rogówki. W tym przypadku należy długo gotować proszek, następnie schłodzić i wlewać kroplami do oka pacjenta – ponownie zrobił krótką pauzę. Chyba niczego nie pomylił? Czy Wodna nadąża za tym, co właśnie było jej objaśniane? Czas pokaże. Pierś czarnołuskiego uniosła się w głębokim wdechu.
– To jest mięta – przedstawił małą roślinkę o ząbkowanych liściach, bardzo aromatycznych i uspokajających, wyglądających niemal jak pokrzywa. Też rzadko jej ostatnio używał, być może do końca życia które mu pozostało nie będzie musiał się o nią martwić.
– Jej liście stosowane są jako środek na uspokojenie. Ścierasz je aż uzyskasz olejek i podajesz do inhalacji, czyli wdychania. Zioło nadaje się też na choroby gardła, takie jak Czarny Kaszel czy zapalenie gardła. W tym przypadku przyrządzasz napar nie do picia, a do przepłukania gardła – to już było przedostatnie zioło występujące w lasach. Odłożył na bok garść liści by zrobić miejsce drewnianym pomarszczonym kulkom.
– Orzech włoski choć wygląda smakowicie nie służy do jedzenia. Jego skorupki proszkujemy i dodajemy wody by uzyskać maź, którą stosujemy na grzybicę łusek i futra a także inne infekcje bakteryjne. Smarujemy zakażone miejsca i czekamy aż wyschnie. Aby wyleczyć infekcję, przyrządzamy napar przez wielokrotne gotowanie, a na koniec trzeba go przecedzić by oddzielić kawałki drewna. Orzech oczyszcza drogi oddechowe. To wszystkie zioła występujące w lesie. Zrozumiałaś wszystko, czy masz jakieś pytania? – wlepił w niespodziewaną uczennicę spojrzenie błękitnych ślepi. Tyle wiedzy do przyswojenia za pierwszym razem, nie będzie miał jej za złe, jeżeli okaże się iż trzeba coś wyklarować.
: 03 maja 2018, 13:17
autor: Pozłacana Łuska
Zgodził się? Tak po prostu? Na pysku smoczycy pojawił się ogromny uśmiech, w końcu nie spodziewała się że od razu odpowie ''tak''. Wiedziała, że są sojusznikami, ale różnie to bywa. Miło było być zrozumianym przez samca, który od razu przeszedł do nauki. Usiadła wygodnie i skinęła lekko głową. Była gotowa, na to czekała.
– Zdaję sobie sprawę z konsekwencji. Chcę nieść pomoc, ale póki nie znam podstawowej wiedzy nie mogę tego uczynić. A i jeszcze niektóre zioła kojarzę. – Dodała, przechylając lekko głowę. Tereny Wody miała mniej więcej opanowane, toteż o to się nie martwiła. Z fascynacją obserwowała jak przywołuje przeróżne zioła. Część z nich znała, większości nie. Potem z uwagą zaczęła się wpatrywać na pierwsze zioła, które wziął do łapy. Kalina i parę korzonków, nadających się na leczenie choroby i krwotoków wewnętrznych. Te drugie zaś leczyły nerwicę. Skinęła lekko głową, wszystkie dolegliwości przerobi z Piętnem.
– Mam pytanie, czy wymieszanie różnych ziół może być trujące bądź nieść ze sobą jakiś efekt uboczny? – Miała nadzieję, ze nie będzie miał nic przeciwko zadawoanym pytaniom. Raz jeszcze spojrzała na kalinę i korzonki, a więc z nich przygotowuje się wywar. Dobrze wiedzieć. Potem przeszli do dziurawca pospolitego, smoczyca z uwagą przyjrzała się długim i cienim łodygom ze żółtymi kwiatkami. Lek na bóle kończyn i złamania.
– Ojej, to na pewno zapamiętam. – Sapnęła. Co by się stało, gdyby jakiś smok po jej leczeniu wyłysiał? Nie miałby najlepszej renomy. Potem Jałowiec, który bardzo przyjemnie pachniał i miał całkiem interesujący wygląd.
– Owoce podaję w całości? Czy może je jakoś rozgnieść? – Kto pyta nie błądzi, a wolała nie popełnić błędu przy leczeniu. Zerknęła na odlatująca miskę z wody, Przywódca na pewno był zmęczony.
Chwila przerwy i ruszyli razem. Jemioła, nieco problematycznie się ją stosowało, ale na wszystko potrzeba wprawy. Skinęła głową, tym razem nie miała pytań. Z Wodną wszystko przećwiczy.
– Czyli niczym innym nie wyleczę ran magicznych? – Zapytała, przechylając łeb. Ślaz dziki, z pewnością nie był popularny.. a przynajmniej tak się smoczycy wydawał. Potem przyjrzała do łap korę topoli czarnej i uważnie ją obejrzała. A więc nieczęsto się ją stosuje, ale zawsze warto ją mieć. Skinęła głową, wszystko zrozumiałe. Odłożyła korę tam gdzie jej wskazał i później przyjrzała się iluzji żywokostu.
– Czyli jest to niezbędne zioło przy wszystkich ranach? – Mruknęła, uśmiechając się do niego lekko. Nadąrzała za wszystkim! W końcu była gotowa na tę lekcje i wiedziała, że nie będzie to nic prostego. Mimo to była naprawdę wdzięczna, opowiadał przejrzyście. Widać, że był doskonałym uzdrowicielem.
Mięta pachniała bardzo dobrze, więc smoczyca przyjrzała jej się z uwagą. Działała uspokajająco? I można było nią leczyć choroby! Dobrze. Orzech włoski wyglądał apetycznie, ale niestety jadalny nie był. Smoczyca skinęła krótko łbem i poprawiła nieco ułożenie skrzydeł.
– Tak, ale mam pytanie. Czy może być tak, że na danym terenie należącym do stada nie będzie któregoś ziół? – W sensie czy może tam w ogóle nie rosnąć. Hestia przechyliła lekko łeb, czekając na odpowiedź. Trochę tego było, ale większość zapamiętała.
: 03 maja 2018, 13:36
autor: Żar Zmierzchu
– Cieszę się że znasz chociaż z widzenia część ziół. To znacznie ułatwi cały proces nauki. Co do mieszania ziół... generalnie nie są toksyczne, ale nie powinno się przeholować z ilością ziół uspokajających. Gdy już podasz pacjentowi chmiel, o którym opowiem za chwilę, nie podawaj mu już mięty, melisy czy kozłka lekarskiego. Jedno zioło uspokajające w zupełności wystarczy. Jagody jałowca podaj smoku w całości do zjedzenia. Gdyby zaś nie był w stanie przełykać bo byłby nieprzytomny, rozgnieć je na jego dziąśle, a potem przepchnij maddarą do żołądka – pouczył, siadając wygodniej. Uczniowie zawsze mieli pytania, jeden wymyślał mądrzejsze od drugiego. Dobrze. Widać było że kleryczka interesuje się tematem, a nie czeka wyłącznie na podanie suchych faktów.
– Rany magiczne możesz leczyć w jakikolwiek sposób zechcesz. Ale ze ślazem będzie to prostsze, bo pozbędziesz się anomalii energetycznych które mogłyby zakłócić proces odnowy tkanek za pomocą twojej własnej maddary. Co zaś się tyczy żywokostu... wiele ziół nadaje się do uzdrawiania kilku rodzajów przypadłości, więc ten korzonek nie jest wyjątkiem. Gdy będziesz przemierzać świat pod Barierą z lotu ptaka, zobaczysz że Stado Cienia prawie nie posiada terenów podmokłych. Jest tam trudno o zioła bagienne, dlatego warto znać zamienniki rosnące na innych terenach, których mogłabyś użyć. Można też uzdrawiać bez ziół, ale musisz być absolutnie pewna swoich umiejętności, nie mieć innego wyjścia i mieć świadomość że poślesz smoka na przymusowy kilkuksiężycowy odpoczynek – pouczył Wodną.
– Lasy to nie jedyne miejsce w których można znaleźć zwykłe rośliny o niezwykłych właściwościach. Będziesz ich szukać także na równinach – zakończył pierwsza część wywodu, biorąc haust wody z miski, po czym oblizał wargi.
– Pierwsze cztery już znasz, są to owoce i korzenie kaliny, ślaz oraz dziurawiec. Teraz pierwsza z roślin typowych dla tego terenu. Oto babka lancetowata. Bardzo pospolita, będziesz jej używać najczęściej. Jej liście są szerokie i mięsiste. Liście tej rośliny służą do tamowania krwotoków i wstępnego oczyszczania ran. Musisz je zmiażdżyć ze sobą, ot po prostu dłoniami, by wydobyć soki, a dopiero potem przyłożyć na ranę – rozpoczął drugą część wykładu podając samicy garść świeżych liści zebranych ledwie dzień temu. Od tego długotrwałego gadania zaschło mu w pysku, jednak musiał chwilowo powstrzymać się od chęci wypicia galonu wody. Sięgnął po kilka ulistnionych gałązek.
– Lawenda, niezbyt wysoki krzew o liściastych gałązkach w lekkim odcieniu fioletu. Musisz zebrać gałązki. To jedno z ziół uspokajających, starszym smokom należy podać wywar, młodszym, poniżej dwudziestego księżyca wystarczy dać w całości do żucia. Oprócz tego posiada właściwości przeciwgrzybiczne i przeciwzapalne, więc nada się na grzybicę łusek, tudzież futra i na nerwicę – kontynuował, po czym sięgnął po kilka szyszek śmiercionośnego ziela gdy się pomyli z jego przyrządzeniem.
– Oto chmiel. Zrywamy wyłącznie kwiaty, zwane szyszkami, bo tak właśnie wyglądają. Przyrządzamy z nich wywar, gotując je przez kilka dłuższych oddechów, cedzisz i czekasz aż wystygnie. To niebezpieczny środek leczący, więcej niż cztery szyszki mogą zabić pacjenta. I nigdy nie dajemy mniej niż dwie. Samo zioło jest środkiem uspokajającym i nasennym, podajemy go przy migrenie i bólu głowy jako chorobach, a przy ciężkich ranach oraz złamaniach kości by oszczędzić rannemu zbędnego cierpienia. Gdyby zaś był krytycznie ranny, umierający i nieprzytomny, należy podać by przez przypadek nie wybudził się w trakcie i w szoku nie zrobił sobie większej krzywdy – wyjaśnił, przywołując z pamięci te wszystkie tragiczne wypadki które spotkały jego pacjentów. Zrobił chwilę przerwy by Pozłacana mogła uporządkować sobie wszystko w głowie.
– To jest lubczyk. Zbieramy najmocniejsze liście, a te zazwyczaj rosną tuż przy ziemi i warzymy z nich napar, który najpierw podajemy pacjentowi do inhalacji, a gdy przestygnie dajemy do wypicia. Działa dobrze na drogi oddechowe i dlatego jest idealny do leczenia jego chorób jak zapalenie gardła, czy Czarny Kaszel. Cieplejszą porą roku można ulepszyć jego działanie przez wymieszanie z miodem – podrzucił ciekawostkę, zostawiając możliwość by samica mógła o niego zapytać. W przeciwnym razie lekarstwa Wody w jej wydaniu będą gorzkie. Lubczyk zniknął ustępując miejsca kolejnemu zielu, gałązkom.
– Gałązki macierzanki są środkiem na poparzenia i owrzodzenia powstałe od ognia i innych źródeł wysokiej temperatury. Działa również na lekkie zakażenia i poszarpane, niegojące się rany. Gałązki należy zmiażdżyć i trzymać na ranach w miarę możliwości najdłużej jak się da – kontynuował, przypominając sobie swoje pierwsze leczenia na iluzjach konjurowanych przez Kapłankę Cienia. Został wtedy lekko ugryziony gdy nakładał macierzankę na ranę. Kolejny raz rośliny podał nową roślinę, tym razem...
– A to melisa. Zbierasz młode listki i zaparzasz je. Wywar przyrządzamy tak, że najpierw zagotowujemy wodę aż zacznie bulgotać a dopiero później wrzucamy listki i nie podgrzewamy dalej wody. Dobrze jest przykryć miseczkę by napój nabrał większej mocy. Samo zioło jest środkiem na uspokojenie. Stosujemy je przy leczeniu nerwicy, a także lęków i koszmarów sennych – objaśnił robiąc kolejną przerwę na głębszy oddech.
– Nawłoć pospolita jest podobna w działaniu jak babka lancetowata. Jeżeli sytuacja tego wymaga, gnieciemy jej liście i nakładamy je zaraz po babce. Dezynfekuje ranę, działa słabiej niż wspomniane wcześniej zioło, lecz efekt jest dłuższy. Możesz również przyrządzić z nich wywar i podać jako lek na ból głowy. Ale to lekarstwo jest bardzo gorzkie, chyba że dodasz miodu czy jakiegoś soku z owoców – uśmiechnął się złośliwie, doskonale wiedząc że nielubiane smoki można raczyć wyłącznie czystym naparem. Sięgnął po piękne, choć pospolite kwiatki.
– A to jest ostróżeczka polna. Zbieramy płatki jej kwiatów, które są świetnym opatrunkiem na rany delikatnych miejsc, jak powieki czy podbrzusze. Parzymy je przez chwilę w gotującej się wodzie, po czym wyciągasz, przecedzasz wodę, a płatki przestudzasz i kładziesz na ranie. No i czekasz aż same odpadną – to zioło szczególnie utkwiło mu w pamięci gdy próbował leczyć iluzje, które samodzielnie przywoływał. Etap nakładania opatrunków średnio mu szedł, dlatego na iluzjach ćwiczył pierwszy etap. Sięgnął po roślinę o białych, malutkich kwiatach, ale wysokich i cienkich łodygach zakończonych sporymi korzonkami.
– Tasznik to zioło przeciwbólowe. Interesują cię tylko jego korzenie, musisz rozkopać ziemię wokół. Tylko pamiętaj, że korzonki są dość długie. Trzeba je wyczyścić z ziemi, przekroić na pół i zgnieść by puściły soki. Następnie parzysz we wrzątku a po ostudzeniu kładziesz połówki na rany – kolejna krótka przerwa na oddech i dla uczennicy na poukładanie wszystkich dotychczasowych informacji. Płomień odetchnął z ulgą, nie zostało wiele ziół równinnych. Podniósł malutką roślinkę o białych kwiatach.
– Rumianek jest przedostatnim z ziół rosnących na równinach. Zbierasz kwiaty o białych płatkach i żółtym wnętrzu. Ta roślina ma wiele zastosowań. Nadaje się na leczenie stanów zapalnych, jak zapalenie rogówki, na choroby pokroju Czarnego Kaszlu, czy też rany wykształcające zapalenia. Sparzone płatki kładziemy na rany, opary podajemy do inhalacji, a sam wywar do wypicia – zaś jako ostatni zaprezentował biały, poskręcany korzeń.
– Oto imbir. Jak już zauważyłaś, wykopujemy jego korzenie, oczyszczamy aż dotrzesz do białego koloru. To zioło ma bardzo intensywny smak i zapach. Stosujemy je przy chorobach jak zapalenie płuc, czy zapalenie gardła, które nieleczone przekształca się w Czarny Kaszel. Korzeń należy utrzeć, przyrządzić z niego wywar, a potem dać pacjentowi do wypłukania gardła. I to wszystko, co rośnie na równinach. Czy masz jakieś pytania?
: 03 maja 2018, 21:04
autor: Pozłacana Łuska
Uśmiechnęła się. Jednak jakąś znikomą wiedzę miała, jednak wolała się doszkolić u kogoś bardziej doświadczonego. Mogłaby być samoukiem, ale wymagało to zbyt wiele czasu, którego ona miała coraz mniej. Słuchała odpowiedzi na swoje pytania uważnie, nic nie dodając. Dostała odpowiedź, to wystarczyło.
Co do ran magicznych, dobrze jest wiedzieć że nie zawsze można leczyć ślazem. W końcu chyba nie był zbyt pospolity, ale to się okaże jeszcze na wyprawach. Skinęła mu w podzięce łbem za odpowiedzi. Rozwiało to wszelkie wątpliwości. Potem jednak przeszli do ziół będących w lasach. Słuchała uważnie, za pewne na nie najczęściej będzie się napotykać.
Przyjęła liście i zaczęła je uważnie oglądać. A więc to ziele było najbardziej popularne? Babka lancetowata, powtórzyła sobie kilka razy nazwę w myślach i skupiła się na nowo. Lubiła zapach lawendy, którą kojarzyła. W końcu tak ładnie pachniała. Znała część właściwości. Samiec uzupełnił jej wiedzę.
Większą uwagę skupiła jednak na chmielu. Mogła to być trucizna? Przechyliła lekko łeb.
– Wystarczy, że pomylę ilość i zabije pacjenta? Chyba nie będzie to przeze mnie najczęściej używane zioło.. – Sapnęła, oglądając szyszki. Oj na pewno będzie ich unikać. Zbyt przerażające było ich przedawkowanie i potem obwinianie się do końca życia, że zabiło się pobratymca.
Lubczyk. Pokiwała głową i uśmiechnęła się lekko, mniej więcej je kojarzyła i też wiedziała, że było bardzo, ale to bardzo gorzkie.
– Bo liście są bardzo gorzkie, dziękuję. Poszukam miodu! – Uśmiechnęła się lekko, po czym przechyliła się lekko w lewo i zerknęła na gałązki. Środek na poparzenia i owrzodzenia. O melisie słyszała, więc nie musiała przykładać tez tak wielkiej uwagi, choć przez całą wypowiedź samca była naprawdę skupiona. Nie śmiałby go ignorować.
– Nawłoć pospolita bez miodu dla nieprzyjemnych pacjentów. Zrozumiałam. – Uśmiechnęła się po raz kolejny, po czym Przywódca Ognia zaczął opowiadać o innym zielu. Ostróżeczka polna, dosyć ciężka nazwa. Przynajmniej taka się wydawała dla Wodnej, która poprawiła nieco ułożenie łap. Tasznik, zioło przeciwbólowe. Za pewne również często będzie z niego korzystać. Przyjrzała się małej roślince o białych kwiatach. Rumianek, przedostanie zioło. I tak było ich naprawdę sporo, ale Hestia była pojętym uczniem. Może nie walczyła znakomicie, ale za to nadrabiała umysłem.
Z zainteresowaniem przyjrzała się poskręcanemu korzeniowi. Ciekawy wygląd. Imbir, również mocno pachniał. Przyjrzała mu się.
– Niektóre zioła przyrządza się dosyć długo z tego co słyszę.. a co jeśli nie ma czasu? Lepiej wykorzystać zamienniki, których nie trzeba tak dogłębnie przygotowywać? – Odsapnęła, przygotowując się na kolejną falę ziół. Ale podobało jej się to, w końcu mogła zobaczyć je wszystkie i o nich usłyszeć.
: 04 maja 2018, 11:01
autor: Żar Zmierzchu
– Czasem nie ma innego wyjścia. Lepiej wprowadzić w sen ciężko rannego smoka niż ryzykować że przez przypadek odzyska przytomność i w panice zrobi sobie krzywdę. Trzy szyszki, pamiętaj – pouczył niespodziewaną uczennicę. Pozostało jeszcze jedno zioło leśne, praktycznie nieużywane, ale przezorność kazała mu takowe zbierać. Ze stosiku wziął grzyb o czerwonym, nakrapianym kapeluszu.
– To nietypowe zioło. W zamierzchłych czasach, gdy Obóz Ognia został zaatakowany przez dwunogi dosiadające wywern, mroczne elfy, te pozatruwały swoich przeciwników kolcami jadowymi jakie mają na ogonach. Odkryto wtedy nowe zioło. Muchomor. Przydał mi się również podczas wyprawy za tymi dwunogami wiele księżyców temu, gdy walczyliśmy z nimi na terenach za Barierą i wywerny znowu pozatruwały walczących. Służy on do neutralizacji trucizn, musisz w tym celu podać go w całości do zjedzenia, bez dalszego przygotowania. Ale nie zaczyna działać od razu. Powoli usuwa toksyny, a smok potrzebuje paru dni by dojść do siebie. Szuka się go wyłącznie w lesie podczas deszczowej pogody. W dzisiejszych czasach jest niemal zapomniane, bo w ciągu ostatnich stu księżyców przydały się raptem raz po powrocie z wyprawy za elfami. Niemniej staraj się mieć zapas w swoim magazynie, dobry uzdrowiciel pilnuje by mieć wszystkiego pod dostatkiem – tyle dygresji, pora na naukę.
– Pierwsze z ziół bagiennych, czyli takich które rosną na rozlewiskach rzek lub rozległych terenach podmokłych. Oto kozłek lekarski – położył przed samicą zioła o mocnych, choć cienkich liściastych łodygach z których wyrastały rozłożyste skupiska białych kwiatków.
– Wygląd tej rośliny jest mylący. Chociaż kwiaty wyglądają zachęcająco, nie zbierasz ich, a liście. Stosujemy je jako lek na uspokojenie, w przypadkach nerwicy oraz migreny. Zebrane liście należy wysuszyć, a potem rozetrzeć na proszek i gotować przez chwilę, aż powstanie napar, który podajesz smokowi do inhalacji. Jeżeli dodasz liście mięty, to znacznie wydłużysz działanie kozłka – objaśnił działanie rośliny wraz z możliwym mieszaniem, a po sięgnął po przedostatnie z ziół.
– A to lulek czarny – zaprezentował ziemi zioło o mocnej łodydze, ostrych liściach i żółtych kwiatach o czarnym wnętrzu.
– Zbieramy ich nasiona, które ucieramy na proszek i rozrabiamy w ciepłej, ale nie wrzącej wodzie. Taki wywar działa przeciwbólowo i uspokajająco, na przykład uśmierza skutki Czarnego Kaszlu. Oprócz tego znajdziesz na bagnach wspomniane wcześniej melisę, żywokost i chmiel – wziął głębszy oddech, przez ten cały czas zaschło mu w gardle. Bardzo dużo przekazał dziś Pozłacanej Łusce i miał nadzieję, iż ta również będzie uważała się najpierw za uzdrowicielkę, a dopiero potem za członka stada i leczyła smoki bez względu na ich przynależność, jak ubóstwiana przez niego mentorka, Krew Mandragory.
– Tyle i aż tyle. To wszystkie zioła które smoki odkryły by radzić sobie z ranami i chorobami. Tobie pozostaje poznać tereny swojego stada i odnaleźć najlepsze miejsca gdzie rośliny mogłyby rosnąć.
/raport Wiedza I (zioła)