Strona 17 z 39

: 04 sty 2017, 20:24
autor: Deszczowa Kołysanka

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Chaosia przechadzała się po terenach wspólnych, kontynuując zwiedzanie. W sumie... Widziała już ich troszkę i za dnia i (shhh) w nocy. Teraz, obrała sobie za cel znalezienie kogoś z kim będzie mogła zawrzeć kolejną korzystną znajomość. Aczkolwiek plany jej się zmieniły, kiedy zupełnie przypadkiem usłyszała znajomy głos. Przymrużyła oczka i uśmiechnęła się chytrze. Vasey.
Baaaardzo polubiła samczyka, toteż słysząc że z kimś rozmawia, skierowała się w jego kierunku. A co tam, najwyżej wbije w kolejne spotkanie, jak kiedyś, kiedy uczyli się skradania. Uważając na to, aby nie robić hałasu, podkradła się do przyjaciela i podchodząc od boku, oparła się o niego, ozdabiając pyszczek chytrym uśmieszkiem, unosząc łuk brwiowy i szeroko się uśmiechając.
-Czeeeść, odważny.
Jej mina sugerowała że właśnie coś planuje. Oblizała mordkę i spojrzała na wodę. Tę okropną wodę, do której najwyraźniej były skierowane słowa kompana.
-Jesteś pewien że ona nie jest straszna, prawda? To może..
Zawiesiła głos, zaprzestając przy tym zrzucania na jego barki swojego ciężaru. Leciutko się odwróciła a następnie, zupełnie popchnęła samczyka w kierunku brzegu, gdzie woda była jeszcze płyciutka i sięgała do kostek. A niech się zamoczy.
-Się przekonamy?

Dokończyła zdanie, szczerząc ząbki w zadowolonym uśmieszku.

: 05 sty 2017, 20:20
autor: Vasey
Woda mu nie odpowiedziała, tylko mlasnęła coś cicho, co Vasey zakwalifikował jako przytaknięcie. Sam też przytaknął głową obracając ją w kierunku Chaosu. Kiwnął jej głową nie do końca chyba zauważając jej nagłe pojawienie się przy jego boku. Odruchowo tylko, gdy jego przyjaciółka oparła się o niego bokiem, lekko szerzej rozstawił przednie łapki, aby się nie przewrócić. Odwrócił od niej łapek, na chwilę by gwałtownie zwrócić go znowu w jej kierunku.
– Chaos? A co ty tu...? – nie zdołał dokończyć pytania, kiedy jego najlepsza przyjaciółka wstała i zepchnęła go do wody. Jakiż to był zabawny widok, kiedy młody samczyk zaparł się wszystkimi łapami o ziemię i szorując zadem po rozmiękłym błocie zsuwa się po brzegu wprost do swojego pokonanego autorską przemową arcy-wroga. W ostatniej chwili uratował swe resztki honoru i zdecydował się nie walczyć już z grawitacją i jak na najodważniejszego samca przystało – wskoczyć w ostatnim momencie do wody, zanim to ona do dopadła.
Stanął na wyprostowanych łapach. Wyglądało to komicznie, bo trzymał je blisko siebie i wydawało się, że rozprostował w nich każdą kosteczkę i jeszcze je rozciągnął, tak aby brzuch trzymać jak najwyżej wody. Ogon uniósł tak wysoko, że mógłby nim połaskotać obłoczki na niebie, a tułów zgiął w ciasny łuk niczym zjeżony kot.
Spojrzał najpierw w dół z niesmakiem, a potem na swoją... zdrajczynię.
– Zabawne. Bardzo... śmieszne... – pokręcił głową jak to dorośli mają w zwyczaju, kiedy starają się powagą kogoś zganić. – Jak cię dorwę... – zagroził, ale tu resztę zostawił jej samej do dopowiedzenia. Ze skwaszoną miną małymi kroczkami zaczął wracać do brzegu.

: 05 sty 2017, 21:13
autor: Deszczowa Kołysanka
Chaosia uśmiechnęła się lekko i przymrużyła oczy, przyglądając się z uwagą reakcji Vaseya. Cóż.. Nie dziwiła mu się zbytnio, ona też nie lubiła wody. Jednak weszła do niej, wysoko podnosząc łapki i przy okazji mocno pluskając, a kiedy dotarła do przyjaciela, stanęła tuż obok i objęła go skrzydłem.
-No przecież nie chcę cię utopić.

W jej głosie brzmiała szczerość i przyjazność. Przyczepiła się do niego i miała zamiar, przytulając iść tam, gdzie i Vasey. Może rzeczywiście była troszkę za bardzo złośliwa, ale teraz mu to wynagrodzi.. Nadmiarem czułości.
-Wiesz... Tutaj to jest płyciutko. Zresztą nawet jak by nie było, to przecież umiesz pływać.

Niby skąd miałaby wiedzieć, że samczyk tej umiejętności właśnie nie posiada? Skoro ona się jakoś nauczyła, mimo bardzo niebezpiecznych zdarzeń które się podczas tej nauki wtedy wydarzyły i mimo tego że była północną, a północne smoki pływać nie lubią... To jakieś dziwne przekonanie podpowiadało jej, że każdy smok w tym wieku już pewnie umie pływać.

: 05 sty 2017, 22:30
autor: Vasey
Kiedy pierwszy szok minął zaczął odczuwać chłód w łapach co dało mu się we znaki na całym ciele. To była kwestia przyzwyczajenia, ale ze względu na porę roku mogło to trochę potrwać. Zadygotał jak galareta i przycisnął mocno skrzydła do boków, kiedy Chaos postanowiła sobie przy nim poskakać pryskając niebezpiecznie wodą dookoła i trochę na jego łapki.
– Przestań. Nie rób fal i uważaj, bo tu może być głęboko – ostrzegł naprawdę się o nią troszcząc. Nie był bohaterem, tylko takiego udawał, to znaczy chciał, żeby tak inni na niego patrzyli, ale wiedział, że jakby doszło do wypadku, to nie będzie w stanie jej pomóc, bo... no właśnie.
Gdy przyjaciółka do niego podeszła i objęła go skrzydełkiem, od razu przestał drżeć. Wolał, żeby myślała, że to z chłodu, ale ten odruch miał swój niechlubny powód. Cykał się, że woda ich porwie. Choć niewątpliwie było mu teraz cieplej, bo dwa ciałka, to nie jedno ciałko, a już na pewno cieplej mu się zrobiło na duszy. Obdarował ją za to wdzięcznym spojrzeniem i trochę się rozluźnił i przestał wreszcie prężyć grzbiet, choć ogon nadal trzymał wysoko uniesiony.
– Pływać? – spojrzał w jej oczka, błękitne jak letnie niebo. – Nie umiem pływać. A ty potrafisz?
Zapytał. Był zdziwiony, że założyła od razu, że potrafi się unosić na wodzie – bo tak postrzegał pływanie. On z góry zakładał, że każdy smok jest za ciężki, żeby się unosić na powierzchni. Nawet ryby pływają pod wodą.

: 06 sty 2017, 12:27
autor: Deszczowa Kołysanka
Chaosia też zaczęła odczuwać skutki pobytu w zimnej wodzie. Mimo że chłód zimowy jej nie przeszkadzał, to w wodzie, było to mało przyjemne. Jak dobrze że przy Vaseyu było nieco cieplej...
Zaraz zaraz... Co on mówi?!
-Jak to...

W tej chwili Chaos doznała niemal szoku.. Stanęła w miejscu, zupełnie tak, jakby ją wmurowało w podłoże i z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w przyjaciela. Że co on powiedział?... Przesłyszała się, prawda? Wyraz jej pyszczka zmienił się teraz w niedowierzający, lekko cofnęła łebek i przyglądnęła mu się, szukając jakiś oznak, że próbuje ją nabrać.
-Żartujesz sobie?

A może... Może serio nikt jej przyjaciela nie nauczył tej umiejętności... To stwierdzenie, kiedy tylko uderzyło w Chaosię, wywołało kolejny szok, aczkolwiek już mniej widoczny od tego poprzedniego.
-Heulyn cię nie nauczyła? Przecież pływanie czasem jest... Przydatne, powinieneś to umieć.

Odwróciła łebek, aby z niechęcią spojrzeć na rzekę. Z punktu widzenia Chaosu, pływanie nie było jej potrzebne do żadnej innej czynności, jak tylko ratowania się przed utonięciem i wydostawania się z głębszej wody, jeśliby tam wpadła. Nigdy celowo nie zamierzała się pakować na głębszą wodę, ale jeśli będzie trzeba.. W imię przyjaźni raz się może tak poświęcić.

: 07 sty 2017, 1:29
autor: Vasey
Nie żartuję. Ja na prawdę nie potrafię pływać. Mama nigdy mnie nie pytała, czy chcę się tego nauczyć. I nie patrz na mnie jakbym był jakiś... inny – popatrzył na nią trochę speszony. Nie lubił takiego spojrzenia nawet jeśli Chaos nie miała nic złego na myśli, to i tak nie było to przyjemne. Wiedział, ze nie jest tak zaradny jak reszta, ale zamierzał nadgonić swoich rówieśników i rówieśniczki. Tylko potrzebował na to ciut więcej czasu.
Vaseyowi wpadł do głowy genialny pomysł na który Chaosia powinna przystać.
A może ty mnie nauczysz? – wypalił przytulając się do niej mocniej. Zaczął żywo poruszać ogonem.

: 07 sty 2017, 16:28
autor: Deszczowa Kołysanka
Ojejciu... Ale gafa. Tego się Chaos nie spodziewała.
-Wybacz..
Mruknęła pod nosem. Nie chciała żeby Vasey czuł się inny. Nie to było jej celem. Spojrzała na wodę z ukosa. Mokro.. Zimno.. I pewnie jeszcze głęboko. I to płynie. Fu.
-Taa, mogę cię nauczyć.
Uśmiechnęła się lekko, nie dając po sobie poznać, że wcale jej się nie podoba wizja pływania o tej porze roku w rzece, której w dodatku nie zna. Zresztą, w ogóle nie podobała jej się wizja pływania gdziekolwiek. Ale przecież... Może latać! No tak, to jest pomysł. Przyjaciel będzie pływał, a ona będzie latać nad nim, a w razie czego, gdyby coś się stało, pociągnie go do góry za łebek i odholuje do brzegu.
Również przytuliła się do niego. Teraz, na jej mordce pojawił się już zupełnie inny uśmiech. Nie ten udawany, ale nowy, szczery.
-A wiesz chociaż troszkę co trzeba zrobić żeby pływać, albo na czym polega pływanie?

Teoria.. Bez teorii bardzo szybko może pójść na dno. A co będzie potem, to się zobaczy.

: 08 sty 2017, 10:18
autor: Vasey
Szczerze mówiąc nie chciał się uczyć pływać, ale... był świadomy tego, że łowca musi umieć wszystko, a swój wstręt do kąpieli musi pokonać na rzecz dobra stada.
To, że akurat w tej chwili spotkał Chaos, która potrafiła pływać, mógł uznać za uśmiech losu. Chaosia była jego najlepszą – i właściwie jedyną – przyjaciółką i lubił się z nią bawić. Był przekonany, że mu pomoże – on by jej pomógł.
Kiedy się zgodziła, to i tak zareagował wielką radością i zamachaniem ogona. Popatrzył na nią z szerokim uśmiechem na pyszczku i odpowiedział.
Pływanie to... to... No właśnie nie wiem na czym to polega. Czy to chodzi o to, żeby oddychać pod wodą jak ryby?

: 08 sty 2017, 11:37
autor: Deszczowa Kołysanka
Choasia uśmiechnęła się wesoło, starając się nie poznać po sobie że ją ta odpowiedź lekko rozśmieszyła. Nie uważała się za eksperta w dziedzinie pływania, jedynie za osobę która pływać potrafi. Ona też kiedyś podobnie myślała, prawda?
-Niee e, chyba smoki morskie mogą oddychać pod wodą, ale my oddychamy normalnie, powietrzem.
Przechyliła łebek nieco na bok.
-To takie... Unoszenie się w wodzie. Trzeba mieć łebek na powietrzu, żeby móc oddychać, a resztę ciała pod wodą. I chodzi o to, żeby móc się w tej wodzie przesuwać.. Trochę jak chodzenie w wodzie, tylko nieco inaczej. No i pływać można nawet jak nie ma się pod łapkami dna, tylko trzeba uważać.
O tak, dobrze żeby Vasey wiedział, że dna może nie być. Ona właśnie przez niewiedzę o tym wpadła w kłopoty. To teraz postara się, żeby przyjaciel nie miał podobnych problemów.
-Choooć.
Weszła nieco głębiej, owijając ogonem szyję Vaseya i ciągnąc go za sobą. Oczywiście szła wolno i sprawdzała jak się ma dno. Tutaj, pod łapkami mieli kamyczki i akurat szczęśliwie samczyk wybrał miejsce gdzie nie było silnego nurtu.
Dobrze.. Wody troszkę wyżej niż po kolana, ale brzuszka nie dotykała.
-Spróbuj się przejść, zobaczyć sobie jak woda opływa łapki i stawia opór.

Uśmiechnęła się. Sama też się w między czasie zamierzała się przejść po wodzie, i sprawdzić dno, nieco, odrobinkę głębiej niż teraz stał przyjaciel. Tak.. To było bardzo dobre miejsce, mimo tego że zimne. Twarde i zbite podłoże, bez mułu, fajne do nauki.

: 08 sty 2017, 13:45
autor: Vasey
A... no patrz. A ja myślałem, że to chodzi o oddychanie – zauważył swój błąd i jakby bardziej się rozluźnił. Jego szczęście – wręcz olbrzymie szczęście – że znalazła go Chaos, zanim spróbował nauczyć się pływać samemu. Nałykałby się wody, a może nawet by się utopił!
Dobra, więc chodzi o to, żeby unosić się na wodzie. To znaczy, że musiałbym być lżejszy od wody – wydedukował odkrywczo i prawie trafnie. Tylko co z tym zrobić?
Zbliżył główkę do powierzchni, żeby zwilżyć język wodą, gdy nagle zauważył ogon Chaosu oplatający jego szyję, a potem samiczkę, która ruszyła odważnie ku głębszym wodom. Niezbyt mu się to spodobało. Co prawda pierwszy lęk związany z teoretycznym przystosowaniem płuc do oddychania pod wodą, minął i teraz pozostał tylko strach przed nieznanym.
Pociągnięty trochę niepewnie ruszył za samiczką ostrożnie stąpając po kamyczkach usianych na dnie. Na szczęście i ku jego zadowoleniu Chaos nie zmusiła go do zamoczenia spodu, który był najwrażliwszy. Oczywiście nie brał pod uwagę tego, że i tak go to czeka. Może liczył, że wystarczy teoria?
Zgodnie z poleceniem swojej przyjaciółki zaczął chodzić wzdłuż brzegu, ani trochę nie zbliżając się bardziej do osi rzeki. W pewnym momencie stanął w miejscu i zaczął wodzić lewą, przednią łapą w wodzie wywołując wiry i nieduże fale.
Woda jest... gęsta. Nie wiem jak to nazwać. Czekaj... – przerwał swój wywód, by poeksperymentować z ustawieniem kąta łapy względem kierunku w którym nią ruszał.
To jest bardzo podobne doświadczenie jak podczas lotu. Można użyć łap jak skrzydeł, żeby sterować kierunkiem płynięcia. A ogon? – zapytał sam siebie i obrócił łeb, żeby na niego spojrzeć. Opuścił go i zamoczył z wody. Wzdrygnął się z zimna i znów go poderwał. – Brr... Ale zimna – zadrżał, kiedy lodowate krople spłynęły mu po ogonie pod ogon i do podbrzusza, gdzie skóra była najwrażliwsza.
Ja chyba nie dam rady.
Opatulił się skrzydłami pod które włożył mokry ogon.

: 10 sty 2017, 22:26
autor: Deszczowa Kołysanka
-Noo... oddychać też trzeba, ale oczywiście powietrzem
Chaosik uśmiechnęła się wesoło. Wstrzymywanie oddechu podczas pływania nie było najlepszym pomysłem. Po prostu... trzeba uważać żeby nie nabrać wody w mordkę i żeby się nie dostała do płuc. Słysząc kolejne pytanie, chwilkę się zastanowiła. Tak.. Po części było w tym trochę prawdy.
-Wiesz, myślę że to jest tak, że lżejsze rzeczy unoszą się na wodzie, ale nie tylko one, bo na przykład smoki też mogą się unosić, mimo że są ciężkie. Tylko trzeba się odpowiednio ustawić i pozwolić, żeby woda w tym pomogła.. Spróbuj sobie usiąść, a potem połóż przednią łapkę na wodzie i rozluźnij. To będzie sama pływać.

Nie była pewna czy Vasey zrozumiał o co jej chodzi, więc podeszła do niego, usiadła w wodzie (brrrrr... miała się nie moczyć) i położyła prawą łapkę według instrukcji na tafli wody, rozluźniając mięśnie. Końcówka opadała, ale ogólnie rzecz biorąc, łapka w wodzie się unosiła.
-No i poza tym, jak się oddycha, to w płucach jest powietrze. I myślę że to też dzięki niemu łatwiej jest się unosić na wodzie. Jak zaczniemy pływać, to pokażę ci jeszcze jeden taki fajny sposób, który wymyśliła Jaspis. Też dobry do unoszenia się na wodzie.

Tak.. nawet bardzo dobry, ale wymagał demonstracji, a tego nie zrobią w miejscu, gdzie woda nie sięga brzucha.
-Myślę że można to tak określić.

Cóż.. Woda była zdecydowanie bardziej gęsta niż powietrze. Spojrzała gdzieś w przestrzeń przed nią, jakby przyglądając się temu powietrzu, a potem uśmiechnęła się i odwróciła łebek z powrotem do przyjaciela.
-Dasz radę, nie martw się. Idzie się przyzwyczaić do tego zimna, a potem...

Urwała na chwilę, popatrując w wodę. Na jej mordce pojawił się ten sam uśmieszek, który świadczy o nowym pomyśle. Podniosła łebek, i zbliżyła do ucha Vaseya, szepcząc mu coś konspiracyjnym szeptem.
-Trochę się uczyłam magii.

Na powrót usiadła i przymknęła oczy, skupiając się. Wyobraziła sobie że woda wokół nich przestaje być chłodna, a przybiera temperaturę taką, jaką powinna mieć jesienią. (Letniej temperatury nie znała, bo chyba podobnie jak Vasey, nie widziała jeszcze pełni lata.) Działanie efektu ocieplającego miało być odczuwalne wokół nich, na odległość trzech długości ciała. Oczywiście najbardziej odczuwalny był bezpośrednio w miejscu gdzie stali, a tam dalej już prawie go nie było, ale Chaos będzie przesuwać ocieplający czar tam gdzie pójdą, więc ta kwestia z głowy. Użyła maddary przelewając ją w wyobrażenie tego "pola grzewczego" i... Zrobiło się przyjemniej.
-To teraz się musisz cały zamoczyć. Spróbuj pochodzić trochę teraz zanurzony, a jak ogarniesz jak się woda porusza to pójdziemy tam głębiej.
Uśmiechnęła się, nadal wkładając skupienie w pole ogrzewające. Fajny efekt... Że też wcześniej o tym nie pomyślała.

: 12 sty 2017, 17:11
autor: Vasey
Kiedy temperatura wody zaczynała wzrastać odczuł ogromną ulgę, chociaż wcześniej obserwował z wybałuszonymi oczyma poczynania Chaosu. Samiczka siadła w tej lodowatej wodzie! Podziwiał ją za ten czyn, ale nie zamierzał zrobić tego samego. W życiu! Odmrozi sobie coś i co wtedy?
Sytuacja się diametralnie zmieniła dzięki magicznym zdolnościom przyjaciółki. Gdy woda była już dostatecznie ciepła i on odważnie usiadł obok samiczki i nastawił uszu słuchając co ma do powiedzenia.
Trzeba było tak od razu – trochę ją skarcił, ale niech nie myśli, że nie był jej wdzięczny. Promienny uśmieszek rozjaśnił pyszczek Vaseya, kiedy spoglądał na nie tak straszną już, wodę. Ciepła woda na tyle poprawiła mu humor i dodała chęci do nauki, że bez najmniejszego "ale" przystąpił do wykonywania polecenia. Najpierw zamoczył łapkę we wodzie, jak go prosiła, i pozwolił by dryfowała swobodnie na powierzchni. I stało się tak jak zapowiedziała Chaos, czyli łapka od nadgarstka opadła pod wodę, ale reszta utrzymywała się częściowo na powierzchni. Nie był jednak przekonany, czy to nie przez to, że kończynę miał przymocowaną do ramienia, ale niech będzie, że stało się według przepowiedni Chaosu.
Następnie wstał i poszedł trochę głębiej. Ostrożnie stawiał łapki pod wodą uważając, żeby się o coś nie potknąć, albo przypadkiem, żeby nie zanurzyć się za głęboko. Zauważył, że woda rzeczywiście stawia większy opór niż powietrze, ale co najważniejsze i najbardziej odkrywcze – że we wodzie czuje się jakby... lżejszy. Przestał wchodzić głębiej, kiedy woda opływała mu brzuch mniej więcej do połowy wysokości. Skrzydła miał przyciągnięte do boków, a ogon mimowolnie uniósł nad wodę. Trochę do komicznie wyglądało, ale wciąż odczuwał nieufność do rzeki i chciał mieć w nim ostatnie "zaczepienie" z... powietrzem? Sam pewnie nie wiedział do końca po co to robi, ale to było silniejsze od niego, a chwilowo o tym nie myślał.
Przeszedł się tak w lewo i w prawo oswajając się z wodą. Mimika jego pyska wyrażała niepewność, ale też ciekawość.

: 14 sty 2017, 14:09
autor: Gonitwa Myśli
Swarliwa wylądowała ciężko na ziemi. Truchtała jeszcze jakiś ogon przed siebie, wytracając pęd z lądowania. Rozejrzała się, mrugając ślepiami często. Niezbyt dobrze ostatnio widziała, ale nie przeszkodziło jej to w stwierdzeniu, że nikogo innego nie było w pobliżu. To dobrze. Nie szukała towarzystwa, to ono miało znaleźć ją. Odchyliła łeb i ryknęła, zwracając się mniej więcej w stronę północno-zachodnią, czyli tam, gdzie powinny leżeć tereny Ognia. Wciąż pamiętała słowa Absurdu, że smoczy ryk miał tendencję trafiać przywoływać do siebie akurat tego smoka, o którego temu przywołującemu chodziło. I mimo tego, że nie była to umówiona granica, to Swarliwa miała szczerą nadzieję, że Absurd nie zignoruje jej wezwania. Tak dawno go nie widziała! Chciała dowiedzieć się, co z tym rodzeństwem, o którym jej kiedyś wspominał, a także chciała mu przekazać, co z Pawiooką. Nie sądziła, że rodzice byli ze sobą blisko, ale uważała, że Absurd miał prawo wiedzieć co się działo ze smoczycą, która dała mu jaja.
Po wezwaniu odwróciła się w stronę rzeczki, teraz już przemarzniętej, i usiadła przy niej. Zbliżyła łeb do tafli lodu, stukając w nią pazurem. Miała wrażenie, że już tu była. I pewnie tak było. Ale za nic nie mogła sobie przypomnieć szczegółów tego spotkania. Czemu tu była, i z kim. Jednak nie zastanawiała się nad tym długo. Skoro nie pamiętała tak dokładnie tego zdarzenia, to pewnie nie miało ono większego znaczenia. Wzruszyła lekko barkami, sama do siebie, po czym przysiadła, oczekując przybycia Absurdu.
Albo kogokolwiek innego, kto uznałby jej ryk za aż tak bardzo ciekawy. Ba, nie pogardziłaby nawet kimkolwiek innym, kto by po prostu napatoczył się w to samo miejsce. Może umiliłby jej czas oczekiwania na przyjście ojca.

: 16 sty 2017, 19:17
autor: Wrzawa Wierzb
Och, gdyby Absurd Istnienia powiedział Lwu to samo, co powiedział Swarliwej Łusce, samczyk pewnie inaczej spędziłby ostatnie parę księżyców – zamiast czatowania, raz po raz ryczałby z nadzieją, że ojciec może go słyszy. Budziłby wszystkich po nocach, dopóki ktoś nie kazałby mu przestać.
Lew więc kręcił się po obozie, kiedy usłyszał odległy, odległy ryk. Choć nie był przeznaczony dla niego, coś popchnęło złotołuskiego do podążenia za nim – zwykła ciekawość, a może chęć udawania, że słyszy w tym głosie znajomą nutę. Cokolwiek to było, nie miał żadnych przeciwwskazań. Nie miał nic do roboty, a dźwięk dochodził z Terenów Wspólnych, o ile dobrze się orientował. Ruszył w drogę – kolejną mozolną wędrówkę przez śnieg. Wstyd się było przyznawać, ale bał się wzbić w powietrze.
Immanor wie, ile czasu minęło, gdy Lew zjawił się już na miejscu, nieco zdyszany. Ujrzawszy nad strumieniem brązowofutrą smoczycę, bez zastanowienia zapytał:
To byłaś ty? – Kierował się głównie instynktem, gdy tu szedł, zaś nieznajoma pachniała Ziemią – może jednak się pomylił? Zaraz, w sumie wcale nie musiało chodzić o niego... Cóż, jakoś się to rozwiąże!

: 17 sty 2017, 20:49
autor: Gonitwa Myśli
Zastrzygła uchem, słysząc gdzieś za sobą czyjś ciężki oddech. Obróciła się dopiero po kilku następnych uderzeniach serca, leniwie odwracając wzrok od zmarzniętej rzeczki. Przekrzywiła lekko łeb, zaciekawiona. Smok pachniał Ogniem, ale Absurdem nie był.
No ja – potwierdziła, domyślając się, że pytanie dotyczyło jej ryku. – Jestem Swarliwa. Łuska. Adeptka, z Ziemi – przedstawiła się. Przeczuwała, że smok chyba tak prędko nie opuści jej towarzystwa, wydawał się nieco zdyszany wędrówką w tę stronę. Jakaś kultura osobista w tym przypadku nakazywała smoczycy się przedstawić.
Wprawdzie nie jesteś smokiem, na którego tu czekam, ale skoro już przyszedłeś tooo... poczekamy razem? – zaproponowała. Podeszła kilka kroków bliżej samca, przysiadając sobie następnie na tylnych łapach. Ogon leżał po jej prawej, przesuwając się czasami leniwo po śniegu. Swarliwa uśmiechnęła się lekko do smoka, zachęcająco.

: 18 sty 2017, 17:55
autor: Zawierzony Kolec
Usłyszałem ryk – a jakże by inaczej? Jednak nie czułem się zobowiązany do ruszenia w jego kierunku. Nie znałem smoka, który wydał z siebie to zawołanie, a skierowane ono mogło być do kogokolwiek, ale... No właśnie – mój brat, Lew, ruszył w stronę, z której dobiegał ryk. Czy mogłem to zignorować?
...
Naprawdę trzeba o to pytać? Pobiegłem czym prędzej za nim, pilnując, by mnie nie wypatrzył ani nie usłyszał. To zaczynała być jakaś mania z mojej strony. Kroczyłem kilka ogonów za nim uważając, by nigdy nie być widocznym, gdyby nagle chciał obrócić łeb. Szedł długo, daleko. Dobrze, że nie umiał latać – wtedy stalk... pilnowanie go stanie się dużo trudniejsze, chociaż przecież teraz znałem już magię i mogłem używać jej do ukrywania się.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Smoczyca, do której już zdążył podejść Lew, była dla mnie zupełnie obca. Po chwili wahania zdecydowałem się wyjść z ukrycia – głównie dlatego, że szum rzeczki uniemożliwiałby mi podsłuchiwanie rozmowy. Właściwie zamierzałem, by wyglądało to tak, jakbym po prostu też szedł w tym kierunku od samego początku... Co było prawdą.
Skinąłem łbem obcej, która pachniała Ziemią, po czym uśmiechnąłem się do Lwa. Z bliska był większy niż mi się wydawało... W ogóle to mój brat ostatnio za dużo zadawał się z błotnym sojuszem. Niezbyt dobrze, prawda?
– Usłyszałem ryk. Wołałaś kogoś z Ognia? – zapytałem, patrząc na futrzaną smoczycę. Z bratem też się dawno nie widziałem... A przynajmniej nie zamieniłem z nim słowa od ponad pięciu księżyców, bo widywałem go często – tylko on mnie nie.

: 18 sty 2017, 18:47
autor: Wrzawa Wierzb
Lew – również się przedstawił. Nie wspomniał o randze, gdyż imię mówiło samo za siebie. – Ze stada Ognia.
Spojrzał badawczo na Ziemną. Nie był pewien, jak odebrała jego zjawienie się tutaj. Był gotowy odejść w razie gdyby w czymś przeszkodził, lecz Swarliwa zaproponowała mu, że zaczekają razem, a to, pomyślał Lew, było miłe z jej strony. Ciekawe tylko, co będzie, gdy przybędzie smok przez nią wzywany – może zostanie wtedy wyproszony? W końcu każdy zasługiwał na jakąś prywatność.
Jeśli nie masz nic przeciwko – odparł, w końcu nie chciał się narzucać. Mimo tego z szerokim uśmiechem odsunął odrobinę śniegu ogonem i usiadł obok Adeptki. Pozwolił swojej ciekawości zabrać głos: – A na kogo właściwie czekasz?
W tej chwili ujrzał swojego brata wchodzącego na polanę i ze zdziwienia opadła mu szczęka. Żuraw! Tutaj! Nie wiedział nawet, jak długo się nie widzieli, nie mówiąc o tym, czemu się w ogóle nie widzieli. A teraz był taki duży!
Żuraw – przywitał go tylko z głupkowatym uśmiechem, choć wiedział, że brat ma już pewnie nowe imię. W przeciwieństwie do niego, z pewnością bardziej przykładał się do nauk. Po chwili gapienia się na białołuskiego zwrócił się z powrotem do Swarliwej. – Swarliwa Łusko, to mój brat, Żuraw. No, ee... Żuraw. Wybacz, że tyle nas tutaj, nie będziemy ci przeszkadzać?

: 18 sty 2017, 19:16
autor: Zawierzony Kolec
Milczałem, gdy mój brat się odzywał. Aha – zatem nazywała się Swarliwą Łuską? Czyli była Adeptką – tak jak ja. Brat przedstawił mnie jako Żurawia i przez chwilę chciałem poprawić go, mówiąc że nazywam się Śmiałym Kolcem, ale... Nie każdy smok powinien znać moje prawdziwe imię – w końcu nie chcę splamić miana, które nadał mi sam Przywódca. Nie byłem pewny, czy mogłem zaufać smoczycy z potencjalnie wrogiego Stada, więc uśmiechnąłem się do niej ciepło – taki sam uśmiech zresztą otrzymał mój młodszy braciszek.
– Już nie Żuraw. Trzy księżyce temu pasowano mnie na Równinnego Kolca. – imię wymyśliłem na szybko, ale spodobało mi się. Pasowało do mnie, do moich marzeń. Co prawda Chór Światła pewnie chciałby mnie za to zabić, ale nie było go tu – poza tym jemu pewnie podałbym me prawdziwe miano. Przez chwilę poczułem się źle z tym, że okłamałem Lwa w tak ważnej sprawie, ale... Nie zjawił się na mojej ceremonii, prawda? Nie szukał mnie – to ja jego szukałem. Skoro on taki był, to i dla mnie ten jeden grzech więcej nie powinien być problemem.
Mój ciepły uśmiech nie schodził ani na moment z pyska, a wesołe iskierki błyszczały w mych bursztynowych oczach, kryjąc prawdziwe uczucia z długo szkoloną perfekcją.

: 19 sty 2017, 21:43
autor: Gonitwa Myśli
Skinęła lekko łbem, słysząc imię smoka. Lew z Ognia. Ciekawe. U niej w stadzie chyba nie było nikogo nazywającego się po zwierzętach, ale ona sama też była u swoich wyjątkiem za pisklęcia. Isdnir, a nie jakieś tam Kwiatki, Poranki czy Łazęgi. Pokręciła łbem na jego następne słowa. Co jak co, ale ona nigdy raczej nie gardziła towarzystwem. Szczególnie w ostatnim czasie jej go brakowało. To mniej więcej z tego powodu tu się zjawiła.
Na Absurd Istnienia, waszego Łowcę – gdy tylko zdążyła odpowiedzieć na to pytanie, coś innego zabrało jej uwagę. Była chora jedynie na ślepia, a nie na słuch czy węch, dlatego przybycie kolejnego smoka nie umknęło jej uwadze. Obróciła łeb w stronę zbliżającego się smoka, mrużąc lekko ślepia, raczej z powodu dyskomfortu przez chorobę a nie podejrzliwości. Lewym uchem zastrzygła w stronę Lwa, a prawym w nowoprzybytego smoka, gdy zaczęła się dosyć szybka wymiana zdań.
A więc byli braćmi! I to chyba nawet w podobnym wieku, jeśli nie tym samym. Swarliwa poczuła lekką zazdrość. Pamiętała, że zawsze sama pałętała się za ich wieku w obozie, a jeśli już z kimś, to dwa razy od niej wyższym. Chociaż, oni chyba też tak zupełnie razem się nie trzymali, o czym mogło świadczyć niedoinformowanie Lwa o nowym imieniu jego brata.
Ciekawe imię – odezwała się do Równinnego Żurawia z pewnym rozbawieniem w głosie. Równinni – nie słyszała o nich dużo, oprócz tego że ogólnie są źli i takie tam. Ale dla Swarliwej to zło wydawało się bardzo odległe. Równinni nie zagrażali ogółowi Wolnych od czasów powstania bariery, czyli dłuuugiego czasu. Byli jak widmo Wolnych Stad. Niby straszne i groźne, ale w gruncie rzeczy nieobecne i nikt o nim w zasadzie już nie pamiętał.
Raczej nie będziecie przeszkadzać, może nawet wręcz przeciwnie. Absurd, ten łowca od was, bywał ostatnio w obozie? Zjawi się tutaj? – zapytała. Nie chciała sterczeć tu bezczynnie, czekając na ojca, skoro nie było szansy że w ogóle przyjdzie. Oczywiście, byłoby to pewnie dla Swarliwej smutne, że Absurd nie da rady się spotkać, ale lepiej już wrócić rozgoryczonym niż okupować Wspólne i ciągle mieć nadzieję, że jednak dany smok się zjawi.

: 19 sty 2017, 22:34
autor: Wrzawa Wierzb
Uśmiechnął się promiennie do brata, lecz słysząc jego nowe imię, zesztywniał nieco, a jego mina zrzedła. Ile to już było księżyców odkąd usłyszeli o Równinnych, dziesięć? A zainteresowanie białołuskiego nie osłabło, wręcz przeciwnie. Poświęcił im nawet swoje imię. Swoje imię! To nie tak, że Lew nienawidził Równinnych; nie lubił ich ze względu na przeszłość, ale tak naprawdę żadnego nigdy nie widział, jedynie słyszał opowieści. Tylko fascynacja Żurawia potęgowała jego niechęć do bezskrzydłych smoków.
Gratulacje – rzekł, starając się brzmieć pozytywnie. To nie była dobra pora, by sprzeczać się o Równinnych. Najchętniej wybiłby mu to wszystko ze łba, ale powinien chyba zaakceptować decyzję brata, prawda? I być dumnym, że zdobył nową rangę... Rodzeństwo powinno się wspierać.
Mimo starań spochmurniał jeszcze bardziej, gdy Swarliwa Łuska wypowiedziała imię jego ojca. Nigdy by się nie spodziewał, że Absurd Istnienia zostanie wezwany przez smoka z innego stada – głównie dlatego, że nie znał samca zbyt dobrze, a do tego nie widział go od dobrych paru księżyców. To wystarczyło, by Lew zdystansował się nieco od postaci ojca, odczepił go od życia codziennego, całych Wolnych Stad. Ale wciąż czekał!
Ja... myślę, że nie – odparł Ziemnej niechętnie, wlepiając wzrok w zamarznięty strumyk. W jego uszach te słowa brzmiały tak, jakby właśnie się przyznał, iż nie należy się łudzić. – Nie widziałem go w obozie od... paru księżyców.

: 23 sty 2017, 11:25
autor: Zawierzony Kolec
Skinąłem łbem w podzięce za gratulacje, chociaż nie umknęło mi niezadowolenie wymalowane na pysku Lwa. Pewnie moje prawdziwe imię bardziej by mu się podobało... Bardziej do mnie pasowało. Nie chciałem jednak go wyjawiać przy obcych – a zwłaszcza przy smoku, który był z wrogiego Stada. Nadal nie do końca rozumiałem te wszystkie sojusze i inne takie, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
– Konkretniej od pięciu księżyców nie widziałem taty w obozie – powiedziałem spokojnie. To nieco mniej niż połowa mojego życia, ale gdy zapach ojca zanikł zupełnie zrozumiałem, że nie ma sensu na niego czekać. Pewnie wyruszył na jakąś podróż i wróci za wiele księżyców, jak gdyby nigdy nic witając się z nami – jakby nie było go nie całe księżyce, ale tylko kilka uderzeń serca czy dni. Być może był już martwy, a jego ciało w samotności leżało gdzieś zjadane przez drapieżniki, ale smoki nie mogły płakać, więc miast opłakiwać ojca, uśmiechałem się za niego i w jego imieniu szczęśliwie witałem dzień.
Bo uśmiech nigdy nie znikał z mojego pyska.
– Potrzebujesz pomocy Łowcy, czy w innej sprawie chciałaś się z nim spotkać? – moja uwaga skupiła się na Swarliwej, a ja sam siadłem tak blisko Lwa, że przylegałem swoim bokiem do jego boku i łeb oparłem o jego ramię. Zupełnie jakbyśmy znów byli kochającym się pisklęcym rodzeństwem, jakby ta przerwa w naszych spotkaniach nigdy się nie zdarzyła.