Strona 17 z 20

: 09 lip 2021, 18:19
autor: Grad Skał

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

/uznam, że poprosiłaś Jaaha o spotkanie z Aohą bo sam by nie przyszedł niestety

Kolejny genialny pomysł ojca.
Idź ze Złym, musicie się lepiej poznać. Zobaczą jego pysk to nic ci z nim nie będzie groziło, a musisz zacząć chadzać sam.
Czy coś w ten deseń. Przestał słuchać bo denerwowało go gdy Jaah miał rację. Nie chciał wychodzić z groty, nie chciał chadzać sam, nie chciał chodzić w ogóle! Czemu to było tak trudne to pojęcia?! Oczywiście Aoha nie rozumiał, że to wszystko miało na celu odbudowanie w nim pewności siebie. Swoiste ćwiczenia by krok po kroku przestał bać się swojego cienia.

– I ty byś miał mnie obronić? Zjedliby cię tak samo jak resztę.
warknął pod nosem na Złego który szedł obok. Malec nie wiedział jeszcze wtedy, że Jaah doskonale słyszy dzięki uszom kompana co też mówił.
– Co to było?!
stanął w miejscu po raz dwudziesty już odkąd opuścili grotę Plagi. Rozejrzał się uważnie, zaczął nerwowo węszyć. Zły był wyjątkowo cierpliwą bestią pewnie normalnie sam by już dawno zamordował pisklaka za podobne zachowanie.

Upewnił się, że jednak banda smoków wcale na niego nie poluje i ruszył dalej. W końcu trafił na wejście do groty. Lubił groty... i chociaż nie musiałby tak mrużyć ciągle ślepi. No i jeszcze mógłby przesiedzieć w jednym miejscu na tyle długo by Jaah uznał, że długo spacerował. Zerknął na Złego. Zdradzi go?
Zanim zdecydował się zadać to pytanie, nos zaczął swoje nerwowe tańce. Znał ten zapach! Pochylił się lekko i aż poruszał łbem wyłapując wszystkie wonie.
Ostoja...? Ruszył do przodu, Zły został u wejścia niczym strażniczy gargulec. Wiedział, że w środku czeka na niego Ostoja zgodnie z tym co ustaliły smoki.

Aoha wbiegł robiąc dużo hałasu.
– Ostoja!
krzyknął ze łzami w oczach i kiedy faktycznie zobaczył samicę rzucił się na nią. Zapach futra w które był zawsze wtulony był inny niż wszystko co znał. Szary to bezpieczeństwo i szacunek. Żagiew to siła i spokój. Ostoja to... ciepło to coś do czego chciał po prostu lgnąć. Zwłaszcza teraz gdy po przygodach na granicy to jej zapach utulił go do snu.

: 09 lip 2021, 22:43
autor: Ostoja Zimy
Uniosła łeb wraz z uszami, wszędzie rozpozna ten głos, zawsze. Uśmiechnęła się ciepło i poczekała aż malec rzuci się w jej objęcia. Ta oczywiście zgarnęła go do siebie, utulając do swojej piersi, zniżyła również łeb by policzkiem przytulić jego drobne ciałko, futro wokół oczu momentalnie zawilgotniało, to ona powinna stracić skrzydła, nie Aoha. Na Kaltarela, była taki mały a już tak skrzywdzony....
Pociągnęła cicho nosem czując jak gniew i żal rozrywa jej pierś, zrobi wszystko by zniszczyć leże tych zasranych kanibali, powyrywa im łby tak jak temu jednemu...

Jednak to nie był dobry moment na porywczość, teraz chciała, tak jak sugerowało jej imię, być przez chwilę opoką dla tego pokrzywdzonego maleństwa, kołysała się wraz z nim w objęciach i nuciła, spokojną i głęboką melodię, a jaskinia rozniosła się jej głosem przez ciche echo. Niech przez chwilę odpoczną, po prostu ciesząc się sobą.


// https://www.youtube.com/watch?v=-AlLtJD66Ds

: 09 lip 2021, 23:57
autor: Grad Skał
Czy chodziło o fakt, że Aoha nie znał ani nie miał matki? Czy może o futerko którego brakowało jednak Jaahowi? Zapach i wspólne zabawy gdy był maleńki? Wszakże to Ostoja była pierwszym smokiem z którym pisklak się bawił.
Oczywiście papa był dobry, na swój własny sposób. Kto jednak odmówi zabawy mając trzy księżyce? Teraz jednak nie zabawa była w głowie Aohy, a bliskość.
Cały ten strach, niepokój, irytacja, wstyd i niepewność po tym jak wrócił już do domu. Nie mówił o tym, nie chciał. Teraz też z resztą nie zamierzał.
Sama bliskość znaczyła dla niego o wiele więcej, przynajmniej w tej chwili. Zamknął ślepka i wsłuchał się w cichą melodię. Nigdy czegoś podobnego nie słyszał.
Papa snuł opowieści, czasem pomrukiwał gdy był na prawdę mały. Ten dźwięk jednak był czymś nowym. Ciepło, wygoda, chłodek jaskini, to wszystko kusiło by przysnąć, ale Aoha nie mógł sobie na to pozwolić.
Czyż we śnie nie przychodziły koszmary? I głód...
Dolna szczęka drgnęła mu lekko i otwarł ślepka.
– Jesteś dla mnie... jak Nawałnica dla Milczenia.
szepnął i umilkł na moment. Zastanowił się czy mówić dalej. Ten temat był dobry. Ten temat mógł zastąpić to o co Ostoja mogła chcieć zapytać, a on nie mógłby jej odpowiedzieć.
– Nawet zachowujecie się... ty i papa jak Nawałnica i Czarnoskrzydły...
spojrzał jej w ślepia. Położył łapkę na jej policzku.
– Możesz poudawać moją mamę?
zapytał nagle szczerze. Jego oczka iskrzyły nadzieją. Ostoję czekała trudna decyzja do podjęcia. Czy drobne kłamstwo pomoże małemu szybciej wyjść na prostą czy może spełni tylko jego zachciankę? Ciężko było powiedzieć.
Aoha w tej chwili chciał po prostu móc nie myśleć o katakumbach za każdym razem gdy zamykał ślepia. Tak się składało, że Ostoja i Jaah... obydwoje zawsze jakoś razem przy nim byli. Nawet przyszli po niego. To musiało być to!

/ Muzyka do posłuchania

: 10 lip 2021, 11:54
autor: Ostoja Zimy
Jej melodia nagle zamilkła i nie roznosiła się w głąb jaskini, teraz to malec coś mówił, a ona słuchała go uważnie.
Nie była pewna kim jest Nawałnica i Milczenie, jak również Czarnoskrzydły. Mogła się jedynie domyślać, że byli po prostu rodziną. Aoha był poniekąd podobny do smoczycy gdy ta miała tyle samo księżyców, widziała w nim samą siebie, to samo pisklę potrzebujące ciepła obojga rodziców... Choć Szary starał się jak mógł, smoczyca wiedziała, że czasem traktuje zbyt surowo wojego syna, lecz wiedziała, że ten stary dziad kochał go bardzo mocno.

Wtuliła pysk w maleńką łapkę i przymknęła swoje poparzone powieki, na jej pysku zagościł delikatny i ciepły uśmiech.
Wiesz, że nie muszę niczego udawać – powiedziała cicho, z głębią w głosie. Już po powrocie z katakumb Zima wiedziała, że Aoha nie jest dla niej zwykłym pisklęciem, kochała go równie mocni co swoją rodzinę, on był jej częścią, nawet jeśli był w innym stadzie. Choć pewnie malec chciałby, by związała się z Szarym...
Mama Cię kocha i bardzo się o Ciebie martwiła – jej ogon zaszurał po posadzce i owinął ich oboje, jeszcze bardziej przytulając kruche ciałko maleństwa do siebie.

: 10 lip 2021, 16:31
autor: Grad Skał
Detale nie były istotne, najważniejsze iż usłyszał te słowa które nieco go uspokoiły. Może jak będzie miał siły na analizowanie to zastanowi się nad naturą obecnej sytuacji. Uśmiechnął się i dał się tulić. Ba, nawet zaczął mruczeć! Zamknął ślepia ciesząc się iż na tym podłym padole miał i mamę i tatę.
Minęła dłuższa chwila, ale Aoha nadal nie zamierzał zasypiać. Uniósł główkę i znów dotknął łapką policzka Ostoi.
– Twoje oczy... nie masz na nich futerka.
szepnął dopiero teraz i usiadł sobie wygodniej by nie zalegać na samej Ostoi. Jego oczy błysnęły w ciemnościach bliżej jej pyska. Obwąchiwał jej źle wyleczoną ranę. Nie czuł choroby, ale nie wyglądało to... zdrowo.
– To przeze mnie prawda?
dodał krzywiąc się lekko.

: 10 lip 2021, 18:48
autor: Ostoja Zimy
Siedzieli razem w objęciach, smoczyca powoli się uspokajała, choć wyrwę w jej sercu zapełnią tylko łby martwych kanibali, nie pozostawi tego tak po prostu...
Znów poczuła maleńką łapkę, widziała, że maluch zaczął się martwić, ale Zima nie chciała marnować czasu na smutki, trzeba się cieszyć z faktu, że Aoha żyje, a wyleczenie jego kryształków i skrzydeł zajmie się wraz z Jaahem, udadzą się do kwarców i podzieli się kamykami by malec wyzdrowiał jak najszybciej.
Gdy łapka była na policzku smoczycy, ta zwinęła warki w dzioba i złapała w pyszczek w łapkę dla zabawy, po chwili puściła ją i polizała malca w pyszczek, jednym, długim, soczystym lizem.
Pamiętasz jak mówiłam, że byłam wojowniczką? Od jakiegoś czasu znów wznowiłam treningi i trochę oberwałam, to nic. Za niecały księżyc będe widzieć! I wiesz co wtedy zrobię? – wstała na równe cztery łapy, nie przerywając swojego monologu – będę Cię trenować! o Tak młody! Ten pisklęcy tłuszczyk trzeba zamienić na mięśnie twarde jak głaz! A wtedy dokopiemy wszystkim innym! Co Ty na to? – powiedziała z dumą w głosie i położyła łapę na głowie malca i po patała go, choć był taki dosyć twardy i zimny. Kto by pomyślał, że mając uszkodzone oczy, smoczyca będzie gadać do dosłownie mniejszego kamienia myląc go z Aohą...

: 10 lip 2021, 21:36
autor: Grad Skał
Starał się nie myśleć o tym co było na jawie. Najlepiej by było gdyby ktoś magicznie wyczyścił mu pamięć. Ciekawe czy takie coś było możliwe? Nie wiedział jeszcze w jaki sposób działała maddara.
Lubił pacać Ostoję, była miękka i... dzięki temu mógł się upewnić, że nie śni. Na prawdę tu była, mówiła do niego i dbała o jego higienę. Drgnął gdy złapała jego łapkę. Na moment źrenice rozszerzyły się do wielkości otoczaków z ziemi. było to jednak tylko uderzenie serca, bo już oto mokry jęzor zostawił mu na pysku ślad głębokiej troski.
To było... dziwne. Nigdy nikt mu tak nie robił. Zamrugał, źrenice wróciły do normy.
Pokiwał głową na wspomnienie Ostoi.
Przyglądał się jej uważnie gdy stawała na równe łapy. Górowała nad nim znacznie, a jednocześnie wyglądała bardzo przyjaźnie. Jak to było możliwe?
Poruszył kikutami skrzydeł gdy również zerwał się na łapki. Uśmiechnął się przymykając oczy.
– Dobrze.
powiedział, zgadzając się tylko dlatego by Ostoja ucieszyła się jeszcze bardziej.
Nie chciał... cicha myśl szepnęła mu głowie.
Nie chciał nikogo "kopać". Pomyślał uśmiechając się nadal do samicy.

Przekrzywił główkę w bok widząc jak Wodna ćwierka nad kamieniem przy okazji klepiąc go po łysinie.
– Um... mamo... jestem tutaj.
powiedział nieco niepewnie. Może jednak ten uraz oczu był poważniejszy niż myślała? Będzie musiał jej później z tym pomóc! Papa na pewno miał jakieś zioła, przyniesie je tu i wyleczą Ostoje!

: 11 lip 2021, 15:28
autor: Ostoja Zimy
Zaśmiała się głupkowato na uwagę Aohy, tak, zdecydowanie kiepsko widziała, ale na szczęście to był stan chwilowy.
Odwróciła się w stronę dźwięku i teraz swoją miękka łapę położyła na łebku maluszka i znów poczuła ukłucie w piersi. Nie miał swoich kryształów, był gładki jak brzuch ryby. Jednak nie odsunęła się, tylko pochyliła łeb nieco bardziej w stronę malca.
Powiedz, Aoha, zastanawiałeś się nad swoim imieniem adepckim? I to, kim chcesz być dla stada? – powiedziała spokojnie oblizując maleństwo policzek, by go wyczyścić.
Doskonale pamiętała jak szybko musiała wymyślić swoje imię, będąc kompletnie nie przygotowaną i nie wiedząca, że na ceremonii na której się pojawiła, ma właśni awansować.
Jeśli masz problem z imieniem, mogę Ci jakoś pomóc, razem wymyślimy coś wyjątkowego – zamruczała gardłowo

: 11 lip 2021, 16:37
autor: Grad Skał
Uśmiechnął się ciepło słysząc jej chichot. Mama nie zdawała się przejmować tym, że nie do końca dobrze widzi. To było zabawne i... pokrzepiające. Machnął kilkukrotnie ogonem czując jej łapę na głowie. Nadstawił się nawet bardziej przymilając się do niej. Dobrze było odwieźć myśli od wszystkich złych rzeczy i być po prostu tu i teraz z Ostoją.
Policzek niemal od razu zaczął sobie wycierać wierzchem łapy śmiejąc się przy okazji.
– Ja... nie.
pokręcił główką.
– Kiedyś rozmawiałem o tym z papą i Raganem. Znasz opowieść o Khagarze? To taki... bohater Cienia i Plagi. Obudził się ze snu kiedy stado potrzebowało go najbardziej. I sam jeden, swoimi własnymi łapami powstrzymał zdrajców stada. Czterech albo nawet sześć smoków! Ja... zawsze chciałem być takim bohaterem jak on, ale teraz...
pokręcił głową i zacisnął oczy czując jak paskudne wspomnienia pchają mu się do głowy. Urywki krzyków, warków, bólu, złości, smaków i wielu innych paskudnych rzeczy. Zacisnął łapki i zaczął niespokojnie uderzać ogonem o ziemię.
Minęła długa chwila, zapewne krótsza jeśli Ostoja jakoś zareagowała.
– Łowca, chadza sam po terenach stada. Chce nim być, łowcy są ważni prawda?
Popatrzył na matkę z nadzieją.

: 24 lis 2021, 13:24
autor: Aria Ciszy
Zapuściła się daleko na tereny wspólne. Rozbijając się bez celu, w raz ze swoimi kompanami. Wejście było dość wąskie, ale jakoś się wszyscy wcisnęli, to znaczy, bezcielesny cień nie miał z tym żadnego problemu, Aria z racji małych gabarytów też weszła bez przeszkód, jedynie hipogryf nie był zachwycony wizją wejścia do bardzo ciasnego tunelu. Po chwili dotarli do przestronnej pieczary. Nic nie widziała, więc wyczarowała niebieski płomyk, który poszybował w górę, rzucając roztańczone, niebieskie światełko na wnętrze pieczary. Uzdrowicielka rozłożyła przytachane ze sobą skóry (docelowo szukała jakieś groty, gdzie będzie mogła spędzić nieco czasu z dała od terenów wody). Czuła to coraz słabsza więź ze stadem, wahała się, czy dalej jest w nim dla niej miejsce. Rozłożyła skóry, ułożyła się wygodnie, po czym w milczeniu obserwowała refleksy świetlne. Była w dobrym nastroju, jak na siebie.
Cierń latał wokół płomyka w postaci ćmy, udając taką prawdziwą! Wielokrotnie widział, jak inni przedstawiciele tego gatunku lecieli do różnych światełek.
Hipogryf z zafascynowaniem obserwował maddarowe oświetlenie. Przysiadł blisko kompanki, po czym zaczął śpiewać, głosem słowiczym przechodzącym w delikatne trele skowronka.
Aria rozluźniła się, słuchając pięknego koncertu jej towarzysza. Ostatnio była jakaś słaba, nie miała na nic siły.. oparła się o koncertującego hipogryfa, oczy zaczęły się same zamykać.
Cień nie chciał być gorszy, z ćmich skrzydeł zaczął lecieć srebrny proszek, wyglądający zjawiskowo w migoczącym świetle. Aria stwierdziła, że w sumie nie potrzebuje nikogo innego, jej kompani wystarczają jej w zupełności.

/Axarus

: 28 lis 2021, 19:24
autor: Mackonur
Nie było tego widać po Axarusie, ale było z nim tylko gorzej. Jakby z każdym odejściem bliskiej mu osoby, umierała też część jego samego. Po kawałku, po kawałku i niewiele zostało z prawdziwego Axarusa. Czasami patrzył się za siebie i widział tam duchy zmarłych osób, bądź tych, które już dawno odeszły za barierę.
Przechadzał się z Krabusiem, bo czasami musiał sobie po prostu pomyśleć... dzisiaj padło na Błękitną Skałę, Axarus chyba nigdy wcześniej tutaj nie był! Na spacer załapała się również Teigan, no i tak trójką sobie szli i szli, aż natrafili na Ciemną Grotę! Mackonur tak jakby... słyszał tam jakiś śpiew? To było bardzo ciężkie do sprecyzowania, ale musiał to sprawdzić, jako iż umiejętności muzyczne i jego kompanów, były niezaprzeczalne. No, jego teraz trochę mniej, gdyż stracił na pewien czas swój głos. Eksplorował z kompanami tunel i w końcu zobaczył Modraszkę na samym końcu, razem z jej kompanami! Niestety, będzie tutaj trochę mało miejsca, dlatego Mackonur i jego kompani ustawili się jeszcze w samym tunelu.
"Co tu robisz?" – Przesłał jej tabliczkę, po czym po chwili poszła druga. "Jak ładnie śpiewają!" – Zauważył, a Teigan i Krabuś zabrali się do śpiewania razem z nimi. Teigan cichutko wyła i tupała łapkami, a Ctoukliss bulgotał i klekotał swoimi szczypcami do rytmu.
"Szukamy dalej twojej rodziny?" – Zapytał kolejną tabliczką. Ogólnie dokładnie przeszukał cały swój dobytek i znalazłoby się tam trochę pierścionków i monet, ale mieli chyba tylko jedną szansę.
"Prawie rozgryzłem tę grę!" – Zapewnił Modraszkę. Te głowy jednorożca i poprzedni wynik Arii musiały dawać... przynajmniej dwadzieścia jeden, bądź dwadzieścia! No, tym razem poproszą o wyjaśnienie zasad i będzie cacy.

: 25 gru 2021, 22:31
autor: Palenie Piskląt
Tak więc pamiętała wciąż pytanie Goździk czy chciałaby porobić coś wieczorem... i może nie był to ten samy dzień, tak siostra o tym nie zapomniała! Tak więc będąc w ciemnej grocie Brzoskwinia postanowiła przygotować babski wieczór! Kompletnie nie wiedziała o co w nim chodziło oprócz tego, że mogło być tutaj samców. Ale tutaj raczej nie było problemu! Miała ze sobą bardzo ciekawe zioła... które na pewno umilą im wieczór. Tak więc rozpaliła dla niej w miarę mały ogień(ok 3m) aby nieco ogrzać samą grotę. Wysłała mentalną wiadomość z prośbą o przybycie na tajny babski wieczór do Sekcji oraz Goździk! Mogło się zdarzyć, że ktoś przypadkowy też mógł ją dostać, ale się tym nie przejmowała. Teraz musiała czekać tylko na balangę!

: 27 gru 2021, 21:07
autor: Ślepa Sprawiedliwość
 Dzień, noc – w Ciemnej Grocie nie miało to znaczenia. Zawsze było tu ciemno, ale przynajmniej rzadko kiedy kogoś się tu widywało.
- Cześć Brzoskwinia! Goździk jeszcze nie ma?
 Przecisnęła się między kamiennymi formacjami by znaleźć się koło siostry i jej wielkiego płomienia. Ze sobą miała kilka misek, dwa bukłaki wody i torbę z różnymi ziołami.
 Zawsze trzeba było być przygotowanym. Już raz miała nieprzyjemność zapomnieć sprzętu i potem musieć leczyć bez pomocy. Wolałaby tego uniknąć.
- Zrobić jakąś herbatę, czyyy może coś przyniosłaś?
Usiadła na ziemi i zrzuciła torbę z szyi.

: 30 cze 2022, 20:06
autor: Zjełczały Kolec
Miał uraz do ciasnych, skalnych jaskiń, których całe wnętrze dało się objąć jednym spojrzeniem.

Panowała wewnątrz nich odurzająca duszność, która wypełniała ci płuca i potęgowała uczucie ścisku, gdyż jednocześnie byłeś rozpychany i naciskany , powłoka twojego ciała ulegała kompensacji przez rozpych wewnętrzny duchu i obciążenie zewnętrze tych zimnych ścian skalnych. Ruchy w konsekwencji stawały się ograniczone, nie mogłeś rozwinąć w pełni swojego bytu i musiałeś mieścić się w tej zamkniętej przestrzeni, jakby była ona klatką. Choć Zjełczały Kolec nie posiadał skrzydeł i musiał pozostawać wiernym ziemi, tylko na niej prowadząc istnienie, to z jakiegoś powodu czuł mniej obaw, gdy rozpościerało się nad nim niebo pełne braku jakiegokolwiek odgrodzenia. Nie mógł ku niemu się wznieść, jednak miał je nad sobą.
Musiał to zmienić.
Ograniczenia wzbudzone przez własny obawy były bardziej krępujące, niźli klatka najciaśniejsza. Musiał zmierzyć się i zawładnąć nad nimi, zanim one poczynią to pierwsze. Nie zamierzał w ten sposób porzucić ostrożności i zawoskowywania swojego przetrwania w łoju własnych starań, lecz jedynie przywrócić siebie do materialnej rzeczywistości, pozbawionej wybiegających w przyszłość paranoicznych obaw, które tylko odwracały uwagę od zagrożeń realnych. Chciał pozbyć się zawadzających resztek przeszłości, które tylko gniły w nim i rozkładały się, by odór przy tym powstający zasmradzał mu inne aspekty życia.
Musiał wrócić do teraźniejszości.
Słomkowe cielsko wsunęło się do groty, gubiąc po drodze swą beżową barwę. Teraz było szare, pokryte ciemnością. Zjełczały Kolec zwykle nie zapuszczał się tak daleko poza tereny stada ognia, dziś jednak czuł potrzebę rozszerzenia swojego trwania. W tym celu wybrał miejsce odosobnione, wolne zarówno od pysków znajomych, jak i obcych, wolne od światła i nieba, pozbawione wszelkich rozproszeń zmysłów. Mógł tutaj w spokoju zagłębić się w chwili obecnej, dopiero teraz, na terenach niebędących stepem, doceniając jej dobrodziejstwo.

: 06 lip 2022, 18:27
autor: Sięgający do Nieba
Wracając ze świątyni Hermes postanowił zrobić sobie mały przystanek. Pozwolił Pomiot polecieć przodem (o ile ta to zrobiła, trudno powiedzieć), zaś sam postanowił zobaczyć z bliska ciemną dziurę, która była grotą.
Hermes stanowił dziwną gatunkową mieszankę. Krew smoków powietrznych, lubujących się w otwartych przestrzeniach mieszała się z tą od gadów jaskiniowych, żyjących głęboko pod ziemią i bojących się wielkich przestrzeni. W ostateczności Królewicz lubił jaskinie ze względu na ich ciemność oraz kochał latanie. Robił to głównie w nocy, dzięki czemu był praktycznie niewidoczny ze względu na swój wygląd.
Sek w tym... Ze nie był tu sam. Prędko wyczuł czyjś świeży zapach. Ogień? Czyżby Ogień? Chyba tak.

– Nie spodziewałem się spotkać tu innego wielbiciela jaskiń. O ile... Jesteś w ogóle smokiem? Masz futro jak alpaka. Polowałem ostatnio na alpaki – wymruczał jedwabistym tonem głosu, gdy jego kocie ślepia przyzwyczaiły się do ciemności i Hermes mógł dostrzec zarys raczej młodego, skąpanego w cieniach smoka.

: 08 lip 2022, 20:31
autor: Zjełczały Kolec
W ciemności zajaśniały nagle białe białka oczu. Zjełczały Kolec otworzył wcześniej zaciśnięte ślepia. Słyszał, jak jakaś żywa masa wsuwa się w głąb groty, pełznie w jego kierunku i zbliża się, jej łapy dotykają delikatnie skalnego podłoża a powierzchnia ciała ociera się nieznacznie o ściany. Rejestrował te wszystkie dźwięki, gdyż zdążył w swym trwaniu bezczynnym stać się bardziej wyczulonym na teraźniejszość, na otoczenie. Brak światła natężył bodźce odbierane przez słuch i węch. Węch, ten węch właśnie nagle jakby go zapiekł, nos jego zaswędział i w konsekwencji smok ze stada ognia nie mógł się powstrzymać, choć opierał się przed tym całą swą wolą. W grocie zabrzmiało siarczyste kichnięcie.
Zapach przybysza był obcy, był obcy i gęsty od jakiegoś smrodu okropnego, który przywoływał w Zjełczałym najgorsze wspomnienia. Zapach ten był o wiele bardziej gryzący niż jełczenie najdogłębniejsze tłuszczu przeżartego zgnilizną. Wziął głęboki oddech, bowiem powietrze w jaskini zgęstniało i stało się ciężkie, trudne do nabierania w płuca.
Nie lubił nieznanych zapachów, nie lubił obcych. To, że okoliczne tereny na swojej powierzchni utrzymywały aż cztery stada wydawało mu się szaleńcze, niemal niemożliwie. Nie utrzymywał żadnych kontaktów ze smokami nienależącymi do ognia, umieszczając ich istnienie w przestrzeni nieokreślonej, jakby byli jedynie wymyśloną historią. Jednak egzystowali w całej swojej realności, w całym swoim zapachu i postaci. Głosie.
Ponieważ w jaskini rozbrzmiał raptem głos przybysza. Biały łeb spojrzał w biały łeb, jakby obaj byli jedynie unoszącymi się głowami pozbawionymi ciał. Zjełczały Kolec drgnął i białka jego oczu wytrzeszczyły się, a nozdrza zadrżały od gwałtownie wypuszczonego powietrza i następnego głębokiego oddechu. Przez chwilę było słychać wyłącznie to – jego oddech, jako że samiec oddychając starał się nie wpadać w popłoch. Przecież przybył do tej groty, aby wyzbyć się lęku.
Co uczyniliby jego przodkowie?
Mieliby to w najgłębszym zawirowaniu swojej sierści i jedynie reagowali na to, co się zdarzy, bez nadgorliwości ruchu i emocji. Ponadto nie był już Tłuszczem, lecz jego Jełczeniem, które miało pewną umiejętność umożliwiającą mu wykroczenie poza ograniczenia własnego ciała i się obronienie. Ochronę własnych trzewi dzięki znajdującej się w nich sile. Uspokajało go to nieznacznie.
W grocie nagle zajaśniało blade światło, którego moc była na tyle stłumiona, że żaden ze smoków nie musiał mrużyć oczu. Dawało jedynie lekką żółtą poświatę, która delikatnie pokrywała ich ciała i umożliwiła przyjrzenie się sobie nawzajem bez utrudniającego to mroku.
Zjełczały Kolec zmierzył przybysza w nowym, stworzonym przez siebie świetle, przyjrzał się jego rozdmuchanej przez szerokie skrzydła posturze. Zasłaniał wyjście z groty.

Jestem. – Odparł krótko, bez żadnego zabarwienia. Nie rozumiał tego pytania. Było bezużyteczne. Zjełczały wolał po prostu być. Bycie smokiem jednak było bardziej odpowiednie z uwagi na jego powłokę, która w jego odczuciu była najbardziej smocza.

Zapolowałbyś na mnie tak, jak na alpakę?

Jego pytanie brzmiało tak samo, co poprzednia jego wypowiedź. Ciche słowa wydostały się na zewnątrz jego paszczy, nie zdradzając żadnych kryjących się w nim uczuć. Smoka ujawniała jedynie klatka piersiowa, która unosiła się niemal równie szybko, jak biło jego serce.

Dziś był dzień pytań i (być może) odpowiedzi. Ten smok o zepsutej woni mógł mu ich użyczyć, gdyż choroba, szczególnie ta plagijska z pewnością mogła przejrzeć twoje tkanki i zgłębić ich słabości.

: 14 lip 2022, 21:39
autor: Sięgający do Nieba
Hermes znał kilka smoków spoza swojego stada i był całkiem dumny z tego osiągnięcia. Pragnął być gadem mającym szeroki wachlarz znajomości różnej barwy. Nigdy nie wiadomo, kiedy okaże się to korzystne, czyż nie? Z Ognia jak dotąd nie poznał nikogo; trudno mu było ocenić czy znajomość z chodzącą alpaką będzie w jakikolwiek sposób korzystna, acz dlaczego miałby rezygnować z takiej okazji?
Zobaczywszy blade światełko, Hermes stworzył drugie, srebrzyste i równie słabe, co to Zjełczałego. Dzięki temu widział więcej szczegółów i dostrzegł, iż jego rozmówca nie ma skrzydeł... cóż za potworny, kaleki los. Jak można żyć nigdy nie spojrzawszy na świat z wysoka i nigdy nie spróbowawszy dotknąć chmur?

– To zależy od tego ile rozrywki byś mi zapewnił – odpowiedział, a pazury jego łap zazgrzytały o kamieniste podłoże. Hermes rozłożył odrobinę skrzydła, zaś ogon owinął się wokół przednich łap niczym u kota, gdy młody Plagijczyk siadał, ignorując chłód ciągnący od skał. – Aczkolwiek wtedy zyskałbym tytuł kanibala... tymczasem to Twoje stado specjalizuje się w hodowaniu takich jednostek, nie moje – Był ciekaw, czy Ognisty zareaguje w jakikolwiek sposób na tę dosyć otwartą aluzję. pozwolił sobie zauważyć. Był ciekaw, czy Ognisty zareaguje w jakikolwiek sposób na tę dosyć otwartą aluzję. Wiedział od Pomiot o wszystkich wydarzeniach na arenie i wyciągnął z niej każdy pikantny szczegół, a skoro o Czart mowa... czuł jej obecność, słyszał że krąży po okolicy, najwyraźniej zauważywszy jego zniknięcie.

: 15 lip 2022, 8:37
autor: Zjełczały Kolec
Jego oddech zatrzymał się. Klatka piersiowa stała się równie martwa i nieruchoma co ściany groty, zaklęta w kamień i pozbawiona wszelkiego elementu organicznego. Zestalił się niczym wosk w niskiej temperaturze, niczym tłuszcz. Nagle zrobiło mu się zimno.
Rozrywka. Czyli dla tego smoka, dla smoków, było to jedynie rozrywką, drobną igraszką wplecioną w ich codzienność na równi z odebraniem życia pokrytej wełną zwierzynie łownej. Zawsze ta myśl była obecna w białym łbie, zalegała w jego ciele, w jego żołądku wraz z innymi ciążącymi mu kąskami, jednak teraz znalazła potwierdzenie w czyichś słowach i tym samym stała się prawdziwsza. Słowach wypowiadanych swobodnie, jakby były jedynie powiewem wiatru ze świata wewnętrznego w głąb jaskini. Ostatecznie mięso było mięsem, tak samo zachowywało się pod naciskiem kłów i pazurów bez względu na pochodzenie. Nie ważne ile praw, ile nadanych obyczajów i imperatywów próbowało ukryć ten gnijący ochłap wiedzy.
Poczuł się dogłębnie zagrożony na myśl, że tylko ten drobny układ między smokami istniejący wyłącznie w ich łbach być może był jedyną rzeczą, która chroniła go przed pożarciem. Czyli nieważne jak się starał, nadal tkwiła w nim ta aura ofiary, a inni potrafili ją wyczuć.
Ka-ni-bal. Ka-ni-bal. Rozrywał to słowo na kawałki w swojej wyobraźni. Było mu nieznane, nigdy go nie słyszał, w takim nieświadomym odosobnieniu żył. Jednakże jak tylko je sobie uzmysłowił, wydało mu się odpowiednie, właściwe i trafne i niemal poczuł drobne rozluźnienie mięśni, gdy zrozumiał, że zjawisko to miało tutaj swoją nazwę. Ka-ni-bal.
A wtedy do niego dotarło.
Jego stado, stado kanibali. Czy byłoby zaskoczeniem, że Zjełczały Kolec o tym nie wiedział? Że jego poczciwa opiekunka, będąca często jedynym pośrednikiem między nim a wydarzeniami ze stada, nie wspomniała mu o tym niewygodnym strzępku? Był zbyt mało towarzyski, zbyt mało domyślny i nie potrafi z tych szeptów smoków Ognia wyciągnąć uświadomienia ostatecznego. Być może nie chciał tego zrobić, być może się bał.
Jakże niezwykłym trafem losu było to, że ponownie znalazł się w stadzie mogącym zostać określonym stadem kanibali!
Nie potrafił ukryć swojego zdziwienia, nagle zaczerpniętego ze świstem oddechu. Ślepi błyszczących z niedowierzaniem i tego wyrazu na pysku, który jawnie odsłaniał jego niewiedzę, bezwstydnie ukazywał ją w pełni światła dwóch maddarowych tworów. Pysk jego otworzył się i można było ulegnąć wrażeniu, że zaraz wytoczy się z niego oznaka zdumienia, wypełnione po brzegi oburzeniem słowa, odpowiedź nacechowana złością czy przynajmniej żałosnym strachem. Zamiast tego jednak w grocie zawisło zwykłe i rzeczowe pytanie:

Czy jest to złe?

: 22 lip 2022, 21:47
autor: Sięgający do Nieba
Wyczuł zmianę postawy obcego smoka, wyczuł jego nagle spięcie się. Nie spodziewał się tak wyraźnej reakcji na jego słowa, acz spodobała mu się ona. Przybrał nonszalancki wyraz pyska i wyprostował się, niemalże jeżdżąc rogatym łbem po suficie.
– Sam oceń, czy zjadanie innych smoków jest dobre, czy złe. Powiadają, iż kanibale mogą wymknąć się spod kontroli i zaatakować pierwszą lepsza żywą istotę w swym otoczeniu... Oczywiście smoka. Zwierzęta wszak nie stanowią dla nich większej wartości, skoro nie są dla nich pożywieniem – wyjaśnił jedwabistym głosem, w którym dźwięczała nuta potępienia. Kocie oczy uparcie wpatrywały się w ślepia Ognistego samca. Hermes przysiadł i oplótł swe łapy ogonem niczym kot, choć wciąż pozostawał czujny.
– A może... Ty również jesteś kanibalem? Gustujesz w smoczym mięsie, bezimienny?

: 01 sie 2022, 20:49
autor: Zjełczały Kolec
Ślepia jego nadal szkliły się od niedowierzania, gdy słuchał odpowiedzi obcej paszczy. Rzeczy, które mówił, mogły być oczywistym blefem, mającym niszczyć od środka niczym rozwijająca się wewnątrz tkanek choroba, zwinną grą słów, która grała na jego emocjach i zmieniała się zależnie od jego reakcji. To wszystko mogło być jedynie historią, usnutą na potrzeby zszargana stada Ognia i zasiania wewnątrz niego chaosu. Zjełczały był przecież przyzwyczajony do tego, że błądził we mgle własnej niewiedzy, a każdy jego krok i założenie mogło okazać się błędne. Musiał być sceptyczny. Słowa samca mogły okazać się błędne, a kanibalizm w rzeczywistości nieobecny na tutejszych terenach.
Mógł ulżyć swojej psychice i uwierzyć, że smok kłamał, lecz pewien nieokreślony element mu to uniemożliwiał. Tkwił w nim niczym wbity i następnie zapomniany kolec, który gnił wewnątrz niego i przypominał o sobie w najmniej odpowiednich momentach. Rozkładająca się w nim paranoja, która wrosła na stałe w jego tkanki. Coś było w słowach obcej paszczy, a może było to wyłącznie przeczucie żołądka Zjełczałego, że dotyczyły one rzeczy niewymyślonej. Mógł jedynie ostrożnie ją rozbierać na kawałki i zastanawiać się, czy była ona prawdziwa w całości, czy była ona kotłowaniną zawierającą fałsz.

Nagle zaskoczone spojrzenie znikło. Pytanie nieznajomego samca dotarło do uszu Zjełczałego Kolca, zakręciło się w ich tunelach i z początku na białym pysku nie dawało się zauważyć żadnych zmian. Wtem gwałtownie zmienił się jego wyraz i z tępego oszołomienia wyłoniło się coś zgoła odmiennego.

Każdy może stać się kanibalem, gdy jest wystarczająco głodny... lub znudzony. – Odparł z dziwnym grymasem, jakby nie mógł się zdecydować, czy pytanie obrzydziło go, czy rozbawiło. On kanibalem? Ten sam smok, na którego widok przychodziła na myśl zwierzyna łowna? Jego zdziwienie nie mogło pogłębiać się w nieskończoność, w końcu musiało dotknąć dna. Jednak pytanie było na tyle obłędne dla Zjełczałego kolca, że zamiast dotknąć tego nieszczęsnego dna, przebiło się ono na wylot.

… Znasz więcej przypadków? – Zapytał z lekkim wahaniem. Po wcześniejszym grymasie nie było ani śladu. Smok ponownie wrócił do swojego napiętego sztywno lica.

: 10 sie 2022, 1:38
autor: Sięgający do Nieba
– ...Skoro tak uważasz – wzruszył lekko barkami w środku czując niesmak. – Być może Wy, Ogniści, lubicie wzajemnie zjadać się a rozrywki, by przerwać nudę. Nie mnie oceniać, jak specyficzne jest Twoje stado – zauważył niby neutralnie, acz w jego dwubarwnych oczach pojawiły się iskierki kpiny. Powoli przeniósł spojrzenie na ogon grubego smoka i prxyaptrywal mu się znacząco. Kat czy ofiara? Czy tak gruby ogon jest objawem dobrobytu i znajdowania się na szczycie łańcucha pokarmowego, czy właśnie przez niego Ognisty znajduje się na samym dnie? Z tak rozpłaszczonym i grubym ogonem daleko przecież nie poleci, ani nie pobiegnie. To czyniło go słabszym od innych, zaś słabe jednostki zostawały zjadane.
– Nie wiem. To Ty jesteś z Ognia, nie ja. Powinieneś się lepiej orientować... Smoku-jakiś-tam. Jak brzmi Twe imię? – spytał go bezpośrednio i znienacka. Siedział spokojnie niczym posag, nie widząc większego powodu do poruszania się. Jedynie jego łeb obracał się od czasu na boki, jak gdyby Niebo czegoś wypatrywał. A może kogoś?