Strona 17 z 35
: 05 maja 2017, 16:58
autor: Wirtuoz Szeptów
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Kolejny spacer podczas tych nie spokojnych dla mnie dni. Nie... Nie spałem od kilku dni. Nie mogłem wiedząc, że w tej grocie znalazłem ją... Ją martwą. Każdej nocy czułem jakby ona dalej spała na swoim legowisku lecz jej tam nie było... I nigdy już jej tam nie będzie. Prawie każdej nocy zalewałem się łzami. Nie miałem ochoty się uczyć, rozmawiać... A przecież miałem zadanie. Tylko czy dalej chciałem pomagać? Może lepszym rozwiązaniem byłoby zeszycie się tam w grocie i wychodzenie tylko za jedzeniem? Nie! Ona by tego nie chciała. Nie pozwoliłaby mi się poddać, nie teraz. W końcu byłem już w połowie drogi do pełnej rangi. Zostałem zaakceptowany przez tą społeczność. Wzięty za jednego z nich. A przecież to wszystko zawdzięczałem jej. To ona mnie znalazła, wychowała. Kochałem ją. Tylko nie wiem czy z wzajemnością. Dlatego też jej odejście bolało najbardziej. Nigdy się nie dowiem czy mogłem być dla niej kimś więcej niż tylko bratem. Łapy poniosły mnie na Pisklęcą Równinę. Niezbyt dobre miejsce dla płaczącego smoka prawda?
Tak płakałem... Już nie mogłem się powstrzymać przed przeciągłym szlochem, który rozniósł się po równinie. Leżałem z pyskiem zakrytym łapami. Ciało zaczęło się trząść w odruchu szlochu. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić... Nie teraz... Nie tak szybko...
: 05 maja 2017, 17:33
autor: Wieczorna Aura
Wolnym krokiem weszła na pisklęcą równinę. Nie przybyła tu z jakiegoś szczególnego powodu. Po prostu zachęcona przyjemną pogodą postanowiła się przejść. Ruszyła tam gdzie ją nogi poniosły, aż znalazła się tutaj. Jak zwykle zamyślona i opanowana stawiała łapę za łapą, idąc cicho niczym szept. W między czasie oglądała uważnie okolice, napawając się pięknem natury. Z tego stanu zadumy wyrwał ją przeciągły szloch. Jak na komendę podniosła dotychczas pochyloną głowę i otworzyła szerzej oczy. Ktoś płakał. Zaczęła się pospiesznie rozglądać. W końcu go dostrzegła. Był to Szmaragd smok, którego całkiem niedawno poznała. Zapamiętała go jako miłego i zawsze uśmiechniętego. Co się takiego mogło stać, że tak się załamał? Pierwszym jej odruchem byłoby podbiegniecie i zapytanie o co chodzi. Powstrzymała się jednak przed wyrwaniem do przodu. W takim stanie wypytywanie go o cokolwiek nią miało sensu, a taki gwałtowny ruch mógł by go tylko odstraszyć. Zamiast tego powoli i cicho podeszła do jego boku po czym położyła się tuż obok i okrywając go pierzastym skrzydłem przytuliła do siebie w obronnym geście. Przypomniało jej to czas kiedy podczas zebrania to Przenikliwa tak uspokajała ją.
-Nie bój się Szmaragdzie to ja Spokojna Łuska- powiedziała prawie szeptem przysuwając bliżej niego pysk. Słyszała jego szloch i czuła wstrząs ciała. Może było to trochę nie na miejscu by przytulać smoka, którego tak krótko znała, ale teraz jej to nie obchodziło. Chciała mu tylko pomóc. Jeśli ją odtrąci to go puści, lecz nie odejdzie i zostanie przy nim.
-Spokojnie. Wypłacz się. Ja o nic nie będę pytać, a jedynie cię słuchać- kojącym głosem jakby uspokajała przestraszone pisklę przemówiła znowu. Już więcej nic nie mówiła.Czekała aż Szmaragd coś powie albo jeśli on też zamierza milczeć będzie z nim siedzieć w ciszy.
: 06 maja 2017, 21:10
autor: Wirtuoz Szeptów
Nie spodziewałem się tutaj nikogo. Jednak ktoś się zjawił. Nie usłyszałem kroków. Dopiero gdy jakiś smok położył się obok odczułem czyjąś obecność. Wzdrygnąłem się czując na sobie skrzydło. Miękkie i pierzaste tak jak moje. Taki gest zawsze mnie uspokajał. Perła zawsze tak robiła gdy przypominałem sobie o domu... O mamie... Jednak teraz to nie mogła być ona. To z jej powodu płakałem. ~ Nox hei...~ Podziękowanie wypowiedziane zostało szybko. Ten lub ta, która ze mną jest i tak pewnie go nie zrozumie.
Usłyszałem kilka słów. Dwa imona tlumaczace wszystko. Szmaragd... Nie chcę już słyszeć tego określenia. To wszystko tak bardzo boli... Bardziej niż jakikolwiek cios, który otrzymałem. Ale dlaczego akurat ona? Przecież ledwo się znaliśmy... Bezinteresownie mi pomaga. Zupełnie jak... Nie!
Kolejne kilka prostych słów. Pociągnięcie nosem. Uniesienie mokrego pyska, którego wyraz jest teraz trudny do opisania. ~ Ja... Ja jej nie pomogłem. Stchórzyłem, uciekłem , a ona... Ona umarła... Nawet jej nie pożegnałem...~ Poczułem lekką ulgę mówiąc to komuś. Mimo, że ten ktoś był dla mnie prawie obcy. ~ I kto mi teraz został? Nie mam już nikogo. Poza martwym smokiem, którego nawet nie znam.~ Powiedziałem powstrzymując się przed kolejną falą szlochu. Nie wiedziałem jak ktokolwiek zareaguje na wieść o tym, że on instnieje. Jednak czułem, że nie mogę tego dłużej ukrywać. To zabijało mnie od środka...
: 06 maja 2017, 23:29
autor: Wieczorna Aura
Prztulając do siebie roztrzęsionego samczyka uważnie wysłuchała jego słów. Po czym nieświadomie oplotła jego ogon swoim jakby chciała dać mu jeszcze więcej wsparcia. Strata kogoś bliskiego zawsze jest okropnym uczuciem. Wiedziała to z doświadczenia, ale ona nie widziała ciała, a on tak. Nie mogła pojąć jak strasznie musi się teraz czuć. Obiecała, że nic nie powie, więc nadal milczała przyswajając kolejny potok zdań wypełnionych czystą rozpaczą. Chciała coś powiedzieć. Pocieszyć. Zrozumieć. Nie obchodziło ją to jak długo się znali dla niej to nie miało znaczenia. On już stał się dla niej kimś ważnym od chwili gdy go poznała. Pragnęła by znów był szczęśliwy. W czułym geście otarła się o jego mokry od płaczu pysk i szeptem powiedziała
-Co ty mówisz? Nie jesteś sam. Już nigdy nie będziesz. Masz stado. To jak nowa rodzina, a jeśli oni cię odtrącą to zawsze masz przyjaciół, którzy będą tobie bliscy. I wiesz co? Dla mnie już jesteś kimś bliskim choć nie znamy się długo. Nie jesteś sam, więc nie płacz. Ona na pewno by tego nie chciała. Czy nie wolałaby, żebyś był szczęśliwy?– odsunęła się i spojrzała na niego swymi miętowymi oczami. W pewnym momencie dotarł do niej sens jego ostatnich słów. Zamrugała zdziwiona i przekrzywiła lekko głowę.
-Wybacz, miałam o nic nie pytać, ale jaki martwy smok?– dalej mówiła cicho. W jej głosie nie było kpiącego tonu tylko zwykła troska. Zmartwiona, lecz zaciekawiona przyglądała się samczykowi. Nie wiedziała czy jej odpowie, ale wolała zapytać. Teraz czekała.
: 07 maja 2017, 0:09
autor: Wirtuoz Szeptów
Cichy szept. Dreszcz wyczuty gdy tylko samica oplotła mój ogon swoim. Jednak nie zrobiłem nic. Uczucie, które temu towarzyszło było miłe. Tak inne od całokształtu tego spotkania. Otarłem ślepia z ostatnich łez. Delikatny uśmiech pojawił się na moim pysku. Chciałaby... W końcu dlatego żyję. Każda smoczyca, która była dla mnie ważna umierała. Jednak widziałem, że każda pragnęła mojego szczęścia. W końcu gdyby nie to... Zdechnąłbym zakatowany dni lotu stąd. ~ M... Masz rację. Nie mogę ciągle żyć przeszłością prawda?~ Powiedziałem pół żartem chyba samemu nie wierząc we własne słowa. I wtedy ona otarła swój pysk o mój. Otworzyłem swój. Fioletowe ślepia znów nabrały barw tak jak mój świat. Spotkaliśmy się raz, lecz... chyba zależy nam na sobie. Dziwne prawda?
Zapytała o niego... Czułem, że to dobry momemt by się tym z kimś podzielić. W końcu... Po dniach ciszy. Dreh ni pek. Co?! Sam tego chciał? Ale dlaczego? ~ Matka kiedyś mi powiedziała, że czasem rodzą się smoki z Hokzii ko sil- Demonem w duszy. Nie rozumiałem tego dopóki nie stanąłem pierwszy raz do walki. ~ Chwila przerwy. Dwa głębokie wdechy. ~ Wtedy po raz pierwszy się odezwał. Pomagał mi... Mówił pocieszał. Na początku nie wiedziałem dlaczego. Pewnego dnia jednak połączyłem fakty. Byłaś na zebraniu prawda?~ Pytanie było w zasadzie retoryczne. Nie oczekiwałem odpowiedzi, ponieważ w zasadzie ją znałem. Przetarłem ostatnie płynące łzy i otworzyłem pysk. ~ Oprawca mówił wtedy o tym co dzieje się ze smoczą duszą po śmierci. I jestem pewny, że taka dusza. Inteligenty smok bez ciała siedzi we mnie. I mówi. Gdy tylko widzi potrzebę.~ Moje słowa były wypowiedziane spokojnie. Głos dalej śpiewny, lecz też można w nim było wyczuć chłód. Dziwny chłód...
: 07 maja 2017, 19:51
autor: Wieczorna Aura
Uśmiechnęła się łagodnie, gdy przestał płakać i zaczął opowiadać. Cieszyło ją to, że już mu lepiej. Wiedziała, iż jeszcze sporo czasu minie nim wróci do normalności, ale w końcu się uda. Wierzyła w to. Z zaciekawieniem słuchała o smokach z demonami w duszy i o tym jak jakiś głos do niego mówił oraz pocieszał. Pamiętała jak na spotkaniu Oprawca uczył ich o czymś podobnym. Czyli taki zmarły siedzi teraz wewnątrz Szmaragda? Z tego co zrozumiała do tej pory nie robił nic oprócz komentowania działań samczyka. Zamyśliła się. Czy ograniczy się tylko do pomocy? A może chcę w ten sposób uśpić jego czujność i w odpowiednim momencie zabrać dla siebie całe ciało? Nie wiedziała. Nie chciała od razu wysuwać jakichś mrocznych teorii, bo jeśli rzeczywiście jest tak jak zrozumiała to on także słucha. Mogłaby go sprowokować lub rozgniewać. Oczywiście może być też tak, że ta dusza nie jest zła i jedynie chcę wspierać Szmaragda. Kiedy cisza między nimi się przedłużała postanowiła się odezwać, żeby jej towarzysz nie pomyślał, że się go przestraszyła czy coś w tym stylu.
-Czyli on nie robi nic oprócz mówienia od czasu do czasu? Cały czas słucha i obserwuje co się wokół ciebie dzieje? Nie czujesz się dziwnie kiedy wiesz, że wszystko co robisz obserwuje jakiś martwy nieznany ci smok? Znaczy to miłe, że ci pomaga i pociesza. Nie twierdzę, że jest zły. Po prostu ja bym się czuła nieswojo choćby nie wiem jak ten smok był uprzejmy.– powiedziała co jej przyszło do głowy. Jej ton był jak zwykle spokojny. Nie naciskała. Jeszcze nigdy nie spotkała się z kimś takim i szczerze powiedziawszy była ciekawa jakie to uczucie mieć kogoś w środku. Zaintrygowana patrzyła na samczyka, oczekując odpowiedzi.
: 07 maja 2017, 20:52
autor: Wirtuoz Szeptów
//Mam pomysł, ale nie wiem czy czegoś nim nie zepsuję xD (A w zasadzie mam dwa)
Westchnąłem cicho słysząc słowa samicy. Sam w zasadzie wiedziałem o nim tyle co ona. Byłem w zasadzie jego przekaźnikiem. Pozwalałem mu widzieć ten świat moimi ślepiami. Zapewne też odczuwał zapachy, słyszał i myślał jednak nie chciał przejąć nade mną kontroli. Zrobił to tylko raz, ale wtedy no cóż... byłem zagrożony, a on potrafił walczyć. W zasadzie przez to Perle stała się krzywda. Sam nie wiem co o tym myśleć. Można powiedzieć, że mu zaufałem, ale nie wiedziałem czy to było słuszne. Zu'u los ni aan hask. Dreh hei ov zei? Dlaczego o to pyta? Przecież wiedział, że mu ufam. ~ Mówi tylko w moim języku. Mogę mu odpowiedzieć? ~ Zapytałem chociaż szczerze nie potrzebowałem odpowiedzi... ~ Vir vis zu'u ov hei waan zu'u dreh ni mindok wo hei lost?~ Cichy śpiewny głos. Proste pytanie jednak nie spodziewałem się odpowiedzi. Eyvir bek. Qiid ek fos los fin Utah Pindaar... Ale dlaczego? I co to za miejsce...
Najpierw może lepiej odpowiedzieć jej na pytania mi zadane. Nie wiedziałem jak zareaguje na tą nazwę. ~ Tylko mówi... Na pewno obserwuje. Nie wiem czy jest taki nieznany. Zacząłem po czasie traktować go jak przyjaciela. Ale poza mówieniem wydaje mi się, że pomaga mi zrozumieć, niektóre rzeczy. Gdy się czegoś uczę zawsze mam uczucie, że już kiedyś to robiłem. Uczące mnie smoki zawsze mówią, że uczę się zbyt szybko... Tak szczerze to przyzwyczaiłem się do niego, a on przyzwyczaił się też do mnie. Nie chcę mi jednak zdradzić swojego imienia...~ Powiedziałem spokojnie delikatnie uśmiechając się do samicy. Tak to prawda, że taki stan rzeczy był dziwny. Jednak nie mam innego wyboru. Musiałem go zaakceptować prawda?
Chwilę leżeliśmy w ciszy. To chyba dobry czas na zadanie tego pytania. ~ Ten moment gdy odezwałem się po swojemu... Zapytałem go kim jest. A on powiedział mi, żebym zadał pytanie tobie. Kazał zapytać o jakieś miejsce. Wiesz czym jest Równina Utah?~ Spojrzałem na nią zaciekawiony. Skoro kazał zapytać ją to chyba musiała wiedzieć. Tylko dlaczego?
: 07 maja 2017, 23:01
autor: Wieczorna Aura
//Jakiż to masz pomysł? Wtajemniczysz mnie czy mam iść na żywca? xD
Skoro jemu nie przeszkadzał fakt, że żyje w nim zmarły smok to raczej nie było problemu. Zwłaszcza jeśli się już do niego przyzwyczaił i można powiedzieć zaprzyjaźnił. Oczywiście nic nie zrozumiała z odpowiedzi jaką dał duszy, ale to nie było do niej, więc nie pytała. Ciekawe w jakim języku on mówi. Zastanawiała się w myślach. Wcześniej zauważyła, iż czasami wypowiadał dziwne słowa, lecz jeszcze nie słyszała całego zdania i była lekko zdumiona. Chciała odruchowo poruszyć skrzydłami dopóki nie przypomniała sobie, że nadal tuli nimi Szmaragda. Poczuła też, że jej pierzaste kończyny buntują się przed takim ciągłym bezruchem, więc zdjęła jedno z nich z samca i otrzepawszy oba złożyła je luźno na grzbiecie. Czasami żartowała sama do siebie, że mają własną świadomość i nie lubią gdy się ich nie używa chociaż w najmniejszym stopniu. Ułożywszy się nadal ze splecionym ogonem wsłuchała się w jego dalsze słowa. Pokiwała głową, gdy skończył. Zaczynała coraz więcej rozumieć. Brzmiało to tak jakby żył już wcześniej, ale tego nie pamięta. Dlatego właśnie uczy się szybciej od innych i kojarzy lekcję choć nigdy ich nie miał. To tylko przypuszczenia, a Spokojna lubiła gdybać i rozmyślać. W jej głowie już kłębiło się mnóstwo nowych pomysłów i teorii. Siedzieli chwilę w ciszy, a ona zaczynała zastanawiać się coraz bardziej aż nie usłyszała, że Szmaragd znowu coś mówi. Spojrzała na niego zaciekawiona. Chciał coś od niej wiedzieć? Równina Utah. Owszem znała to miejsce. Tylko dlaczego ta dusza o to pytała?
-Wiem. Znam to miejsce. Jest to równina na granicy Ziemi i Cienia. Byłam tam kiedyś. Jest to dość rozległy teren w większości znajdujący się w stadzie Ziemi.– odpowiedziała zgodnie z prawdą, przywołując obraz równiny w głowie. Po czym spojrzała pytająco na Szmaragda ciekawa co jego zmarły towarzysz chcę zrobić z tą informacją.
: 07 maja 2017, 23:39
autor: Wirtuoz Szeptów
// Właśnie nie wiem czy za wcześnie nie jest by Vozu się dowiedział xD A drugi pomysł to co zrobiłaby Opoka gdyby zobaczyła ich no ten... Razem xD
Jej skrzydło się uniosło, a ja spojrzałem odruchowo na jej pysk. Jej miętowe ślepia spotkały się z ciemnym fioletem moich. Były piękne... Jej mimika po tym jak wypowiedziałem słowa we własnym języku wywołała u mnie uśmiech. Każdy smok reaguje na nie inaczej i to było chyba dobre w byciu swojego rodzaju obcokrajowcem. ~ To mój ojczysty język. ~ Powiedziałem z uśmiechem. Wbrew samemu sobie zastrzygłem prawym uchem. Ot co. Taki głupi nawyk.
On... Myślałem, że wiem o nim sporo jednak kiedykolwiek by się nie odezwał czuję, że moja wiedza na jego temat jest znikoma. Kim był i dlaczego wybrał sobie akurat mnie na swojego "nosiciela". A może nie wybrał? Może był moim przodkiem. Ale to niemożliwe jeśli żył tutaj... W końcu gromada, z której pochodzę była odizolowaną grupą.
Minęła chwila niezręcznej ciszy. Uczucie to potęgowała wiedza o tym, że jest nas tu trójka. ~ Na prawdę. Czyli... On mógł należeć, do któregoś z tych stad. Ja sam pierwsze w życiu słyszę o tej całej Równinie. ~ To spotkanie mogło wydawać się dziwne. I w zasadzie nadal nie wiedziałem czy ona nie uważa mnie za dziwaka, albo za kogoś szalonego. Nu qiid vir eyvir rek dahmaan nii ahrk viim ek hein arum. Te słowa dziwiły mnie pewnie tak samo jak słowa, które zaraz wypowiem. Po co mam to zrobić? ~ Jak dobrze je pamiętasz? Mówi żebym pokazał ci moje źródło... Nie wiem dlaczego i co mu to da ale czy mogę?~ Zapytałem znów spoglądając w oczy samicy. Jakoś trudno mi było oderwać od nich spojrzenie. Ogon drgnął... Co właściwie się działo? Zu'u fen lif hei fah nu. Erei zuspein. Skoro tak to chyba w końcu możemy pobyć sami. Chyba, że kłamał, chociaż... Wątpię by miał ku temu powód.
: 09 maja 2017, 17:33
autor: Wieczorna Aura
//Nie wiem jaki masz pierwszy pomysł, ale co do drugiego to w sumie mogłoby być ciekawe, ale raczej nie zareagowałaby jakoś szczególnie gwałtownie jeśli o to ci chodzi xD
Spojrzeli sobie w oczy. Jego ciemno fioletowe ślepia tak bardzo różniły się od jej miętowych. Wydawały się intrygujące i skryte jakby chroniły tajemnicę, której nie można nikomu wyjawić. Zaciekawiona poruszyła skrzydłami, gdy usłyszała o jego "ojczystym języku". Teraz miała pewność, że ten pochodzi zza bariery. Zastanawiała się jak tam jest.
Nastała kolejna chwila ciszy. Musiała przyznać, iż nie było to najnormalniejsze spotkanie na jakim była. Co nie znaczy, że jej się nie podobało. Dowiedziała się kilku nietypowych rzeczy, o których by nawet nie pomyślała. Jak na przykład rozmowa ze zmarłym smokiem, żyjącym w ciele samczyka. Nadal głowiła się nad tym po co ta dusza pytała o Równinę Utah. Nie miała problemu by o niej opowiedzieć, lecz po prostu nie widziała w tym sensu. Jeśli by zechciał, aby go tam zaprowadzić to z wiadomych przyczyn nie mogłaby tego zrobić. Choć w sumie nie wiedziała nawet z jakiego stada on jest. Pachniał trochę jak jej tata, więc domyśliła się, że raczej jest z Ognia. Wysłuchała jego kolejnych słów. Po czym pokiwała mu lekko głową na znak zgody. Skoro zna te tereny to istnieje możliwość, iż za życia należał do któregoś ze stad.
Zauważyła zmianę na jego pysku i po chwili usłyszała kolejne pytania. Jak dobrze pamięta równinę? Znowu to miejsce. O co tu chodziło. I jeszcze chciał, żeby Szmaragd pokazał jej swoje źródło. Teraz była już kompletnie skołowana. Nie rozumiała do czego ten zmarły smok dąży. Ponownie spojrzeli sobie w oczy i nagle cały niepokój oraz zdezorientowanie zniknęło. Ogarnął ją przyjemny spokój.
-Cóż nie skupiałam się wtedy szczególnie na widokach, ale to równina jak każda inna. Tak mi się przynajmniej wydaję. Leży niedaleko Lasu Falar oraz Puszczy granicznej- odpowiedziała z uśmiechem na pierwsze pytanie nie spuszczając wzroku z jego ślepi.
-Jasne. Nie mam nic przeciwko. Możesz mi je pokazać- powiedziała trochę zamotana. Czuła jakby jego oczy działały na nią hipnotycznie. Im dłużej w nie patrzała tym bardziej nie chciała odwrócić wzroku.
: 09 maja 2017, 21:22
autor: Wirtuoz Szeptów
//Jeśli Opoka chciałaby tu wpaść i miałaby czas to może. XD Taką mam ciekawość względem jej zdania ;3
Spokój i wyciszenie... Jedyne rzeczy jakie odczuwałem patrząc w miętowy ocean jej ślepi. Nawet gdybym zechciał nie mógłbym odwrócić od nich wzroku. Jednak nie miałem najmniejszej ochoty patrzeć gdzie indziej. Mógłbym spędzić tak już resztę życia. Ogon delikatnie drgnął, szpony wbiły się w podłoże. Co się właściwie ze mną działo?
Jak każda inna... Cóż taki opis równiny był wystarczający w końcu nigdy nie ma na nich niczego szczególnego. W zasadzie to sam nie wiedziałem o co może mu chodzić. Czy moje źródło jest tą równiną? Jeśli tak to dlaczego? Pokiwałem jej łbem gdy skończyła mówić. Wolałem jednak sam na razie samemu przyjrzeć się bardziej swojemu źródłu. Nigdy nie zwracałem uwagi na cokolwiek poza tym wielim kamieniem w ziemii i śniegiem. Może teraz będę mógł się tam "rozejrzeć"?
Nie odwracając wzroku z ślepi Spokojnej polaczyłem się ze swoim źródłem. Znów przed ślepiami miałem obraz równiny pokrytej białym puchem zmieszanym z obrazem świata namacalnego. Mogła teraz z łatwością dostrzec jak wygląd moich ślepi się zmienia. Że spojrzenie staje się tępe, a sam ich widok jest tak jakby zamglony.
Równina, śnieg, szmaragdowy obelisk pośrodku czyli w zasadzie wszystko po staremu. Dopiero teraz zauważyłem dwie puszcze, o których najprawdopodobniej ona mówiła i góry. Czyli moje źródło znajduje się na równinie Utah... Nie miałem więcej czasu na dalsze zastanowienie ponieważ nagle przed ślepiami pokrywając się z pyskiem samicy pojawił się jego pysk. Nie potrafiłem jednojako określić kształtu jego pyska, był tak jakby rozmazany. Jedynym wyraźnym punktem były ślepia. Ślepia dokładnie tak same jak moje. ~ Zu'u zent tol... Ful vir dreh nii fraan wah koraav zey?~ Pytanie zadane znajomyn dla mnie głosem. ~ Hein miin... Nust lost fin rinis ol dii.~ Nie widziałem, że mówię te słowa na głos... Głos, który można teraz było łatwo pomylić ze śpiewem. Geh. Daae raal brah wah engein wah zey ahstiid. Mu los gein nu. Nuz... Gaav uben nii ahrk lahney au. Hei mah ko lokal ful helt imzik loaan. Nie zdążyłem odpowiedzieć nim obraz się rozmazał zostawiając mnie znów sam na sam z samicą.
Ślepia wróciły do normalnego stanu dalej nie zmieniając położenia. Jego słowa były ważne. Czy na prawdę mogłem się w niej... W zasadzie nigdy się tak nie czułem... Czy to było dobre? Nie dbam nawet o to! Skoro serce dyktuje warunki wbrew woli ja nie chcę na nie wpływać. Zbliżyłem swój pysk do pysku samicy... Po chwili zetkneliśmy się nosami. Uśmiechnąłem się dalej patrząc w jej ślepia. Były teraz chyba bliżej siebie niż powinny...
: 10 maja 2017, 16:35
autor: Wieczorna Aura
//Pamiętaj, że smoki interesują się płcią przeciwną od 20 ks, więc trochę łamiemy prawa natury xD
Zatopiona w cudowny ciemno fioletowy blask poczuła drgnięcie jego ogona, który nadal był spleciony z jej. Odetchnęła cicho, lecz nie odwróciła wzroku. Czemu miałaby to robić? Było widać, że oboje chcą zostać w tej pozycji na dłużej. Nie rozumiała co się właśnie działo. Wypełniało ją bardzo przyjemne uczucie, które wzrastało z każdym uderzeniem serca. Pamiętała, iż miał jej pokazać swoje źródło, ale jakoś szczególnie o tym nie myślała. Skupiła się na tym co tu i teraz. Nie zastanawiała się ani nie rozmyślała pochłonięta pięknem jego ślepi.
Nie wiedziała czy ten zmarły smok ich obserwuję czy może postanowił dać im trochę prywatności. Zignorowała to jednak. Co ma być to będzie. Jeszcze nigdy nie była z nikim aż tak blisko i choć jej się to podobało to napawało ją także lekkim zmieszaniem. Nie chciała przerywać, lecz nie do końca wiedziała jak się w tym momencie zachować. Skrzydła drgnęły mimowolnie. Nagle zauważyła zmianę w jego oczach. Zaszły mgłą przez co kolor wyblakł. Domyśliła się, że dotarł do swojego źródła. Czekała cierpliwie aż i ją tam zaprosi, ale czas mijał, a ona nie dostała żadnego znaku czy sygnału. Powoli zaczynała się martwić. W końcu jednak się odezwał, ale mówił w ojczystym języku, więc go nie zrozumiała. Znowu z nim rozmawia. Chciałaby umieć też się tak porozumiewać, żeby wiedzieć co jej towarzysz przekazuję temu duchowi.
Po tych słowach oczy Szmaragda wróciły do normy i nadal wpatrywały się w jej własne. Coś się jednak zmieniło. Jakby podczas tej krótkiej podróży do źródła uświadomił sobie coś bardzo ważnego. Wyczytała to z jego spojrzenia. Wyrażało jakieś nieznane jej dotąd uczucie. Sama czuła się dość dziwnie, ale w ten dobry sposób. Jego pysk zaczął się zbliżać. Coraz bardziej i bardziej aż zetknęli się nosami. Widziała, że się uśmiecha. Otworzyła lekko usta zaskoczona tą nagłą bliskością, lecz nie odsunęła. Cała zesztywniał nie wiedząc co teraz zrobić. Spojrzała z powrotem w oczy samca co pozwoliło jej się uspokoić. Spięte mięśnie rozluźniły się, a ogon mimowolnie drgnął. Przymrużyła lekko ślepia i została w tej pozycji.
: 10 maja 2017, 23:02
autor: Wirtuoz Szeptów
// Prawa są po to, żeby je łamać xD A tak poza tym nic przecież jeszcze się nie wydarzyło xD
Kilka wydarzeń z mojego życia spowodowało u mnie jakby to ująć... szybszy rozwój emocjonalny czego świadkiem była w tym momencie Strzałka. Czułem, widziałem i myślałem więcej niż mój przeciętny rówieśnik tylko nie wiem czym było to spowodowane. Może kontaktami z Perłą, która też była dojrzalsza niż wskazywał na to jej wiek, a może kontakt z nim? Albo zupełnie coś innego jak na przykład to, że jestem wygnańcem z martwą matką i nieznanym ojcem? W końcu od pierwszych księżyców musiałem radzić sobie sam.
Nie wiedziałem jednam co teraz czuję. Co się z nami dzieje. Nie znałem znaczenia miłości i tego jak to wszystko jest ważne. Nie wiedziałem jak zapewne ona stanie się dla mnie ważna gdy tylko oboje do tego dorośniemy. Jedyną rzeczą o jakiej potrafiłem teraz myśleć to mięta... Mięta jej przepięknych oczu, od której trudno było nie odrywać wzroku. Czy on mógł mieć rację? W końcu nie każdy chyba przy drugim spotkaniu z innym smokiem wpada w taki trans jak my teraz.
Pióra uniosły się delikatnie gdy ta otworzyła pysk podczas naszego "zbliżenia". Uśmiechałem się cały czas widząc delikatne zakłopotanie na pysku samicy. U mnie było podobnie tylko, że ja starałem się to ukrywać. Nie mogło jednak to wszystko trwać wiecznie chociaż bardzo bym tego chciał. ~ Wiesz co właściwie się z nami dzieje?~ Mój głos zdawał się współgrać z całym naszym otoczeniem, nie zakładając jego spokoju. Ciekawe czy ma jakiś pomysł...
: 12 maja 2017, 20:16
autor: Wieczorna Aura
Czuła jakby coś przyćmiewało jej umysł i mąciło w głowie. Co to było? Co się działo? Czyżby ta bliskoś, której nigdy do tego stopnia nie doświadczyła wywołała taką reakcję organizmu. Już wcześniej zdarzyło jej się przytulać czy ocierać o inne smoki, ale to było coś innego. Ten gest samczyka całkowicie zburzył aurę spokoju, która od zawsze ją otaczała. Dotychczas trzymała emocję na wodzy. Okazywała je, rzecz jasna, lecz nie pozwalała im wyrwać się spod kontroli. Teraz nie potrafiła ich utrzymać. Chyba pierwszy raz w życiu naprawdę nie wiedziała co zrobić.
Patrzyła jedynie w jego piękne fioletowe ślepia, które skutecznie odganiały pokłady rozsądku i rozumu. Nie mogła się skupić. Jak to możliwe, że kontakt fizyczny tak ją rozproszył? Zdążyła już zamknąć pysk i uśmiechnąć się łagodnie. To, iż nie rozumiała co się dzieje nie znaczyło, że jej się nie podobało. On, choć nie okazywał tego tak jak ona, także był zmieszany. Widziała to w jego oczach, przed którymi trudno cokolwiek ukryć. W końcu ten przerwał ciszę i zadał jej istotne pytanie. Czy wiedziała co się z nimi dzieje? Nie miała zielonego pojęcia. W takim stanie ciężko jej było myśleć, a jeszcze ciężej zastanawiać się nad tak trudnym zagadnieniem. Mimo to podjęła próbę skupienia się chociaż na chwilę. Chciała, tak jak zawsze, najpierw ułożyć odpowiedź w głowie dopiero później ją powiedzieć. I nawet nieźle jej szło. Gdy się wysiliła skleciła kilka logicznych zdań, lecz chwila nieuwagi i znowu odpłynęła w głąb fioletu jego oczu przez co całą odpowiedź szlak trafił.
-Nie mam pojęcia. Nie potrafię się skupić- powiedziała delikatnie, uśmiechając się przepraszająco.
: 12 maja 2017, 23:05
autor: Wirtuoz Szeptów
Czułem jakbym we łbie miał urządzaną mózgową masakrę. Tak jakbym był odcięty od swoich myśli lub ktoś wyjął mi rozum i położył gdzieś w krzakach obok. Jednak czy chciałem zmieniać stan rzeczy? Zapewne wtedy nawet nie zdołałbym odpowiedzieć na to pytanie czymś więcej niż: "Eeee...", "Yyyy...". Teraz jednak powiedziałbym, że nie zamieniłbym tego momentu na żaden inny. Chociaż moment to złe słowo... Ja gdybym mógł to najchętniej pozostałbym tak już na wieczność. Jedyne czego teraz chciałem to morze mięty... Morze przecięte pionową źrenicą, w którym zdawało się, że utonąłem. Ciekawe czy ćwiczyła hipnozę, bo na razie idzie jej to śpiewająco.
Pióra nerwowo się uniosły jednak już po kilki uderzeniach serca znów były ułożone na karku. Wiedziałem, że oboje nie mamy pojęcia co robić. Lecz... Żadne z nas nie chciało pewnie przestawać. Po jej słowach cisza trwała prawie tak długo jak wcześniej. Wiedziałem, że nic z siebie nie wykszesam, a przynajmniej na razie. Już samo przyswojenie jej słów trwało zby długo... ~ Ja też nie... Ale nie chcę przestawać.~ Za moim głosem, choć spokojnym kryło się mnóstwo, w większości dla mnie niezrozumiałych uczuć. Tylko jak długo jeszcze potrwa ta sielanka?
: 18 maja 2017, 18:41
autor: Wieczorna Aura
Fiolet, fiolet, fiolet! Tylko to teraz widziała. Jej umysł nie potrafił zrozumieć dlaczego tak bardzo ją to pochłonęło. Choć w sumie też zbytnio się nie wysilał. Jak niby miała myśleć kiedy ktoś cały czas ją rozpraszał? W tak przyjemny i cudowny sposób. Nie widziała co teraz zrobić, więc poddała się w chwili w nadziei, że on ma jakiś pomysł. Lecz najwidoczniej oboje wpadli w swego rodzaju trans.
Mimo tego stanu samiczka starała się wysilić choć trochę umysł i zanalizować sytuacje. Szło topornie, ale się nie poddawała. Jej skrzydła drgały raz po raz, jakby w odpowiedzi na zmieszane uczucie panujące wewnątrz Spokojnej. Jak teraz tak pomyślała to czy to imię rzeczywiście do niej pasowało? Może wybrała je po to by uspokoić siebie nie innych? Eh, za dużo tych rzeczy do przemyślenia. Z wielkim trudem odsunęła pysk od pyska Szmaragda i spojrzała w niebo. Zaskoczona zauważyła, że zaczyna się robić ciemno. Złota Twarz posuwała się wolno ku zachodowi. Jak długo już tu siedzą? Opanowała drganie piór i wyplątała ogon.
-Robi się ciemno- szepnęło nieobecnym głosem dalej patrząc w niebo. Po czym wróciła spojrzeniem w głąb jego fioletowych ślepi i uśmiechnęła się łagodnie. Nie wiedziała co się dzieje. I co z tego? Jest dobrze tak jak jest. Kiedyś zrozumie. Na pewno.
: 18 cze 2017, 14:18
autor: Rozpromieniony Kolec
Szafirowe ślepka czujnie obserwowały niewielkiego, białego motylka, który aktualnie przemierzał pisklęcą równinę. Małe skrzydełka delikatne trzepotały, gdy stworzonko unosiło się nad różnokolorowymi kwiatami porastającymi całą polanę. Cały ten widok wydawał się młodemu niezwykle piękny, chciał, żeby pozostał w jego małym łebku jak najdłużej...
Ale teraz w końcu miał szansę!
Ruszył przed siebie szybkim krokiem, co o mało nie skończyło się upadkiem pisklęcia. Nie potrafił jeszcze biegać, chodzić nauczył się już jakiś czas temu, ale nie można było powiedzieć że wychodzi mu to perfekcyjnie. Mimo to chęć złapania nieznanego mu stworzenia była zbyt silna. Dreptał przed siebie ile miał sił w łapach byleby dotrzeć do swojego celu, a gdy po niezwykle dużym wysiłku udało mu się to... zauważył, że pojawił się kolejny problem.
Westchnął cicho i usiadł na ziemi, jednocześnie zawiedzionym wzrokiem obserwując jak biały motylek wesoło lata wysoko nad jego łbem, zdecydowanie poza zasięgiem krótkich, Świetlikowych pazurków. Duże ślepia jeszcze przez moment obserwowały owada, po czym młodzik zmęczony całą tą gonitwą walnął się na ogrzaną promieniami Słońca trawę, a następnie z trudem przeturlał się kawałek dalej żeby móc wygodnie ułożyć się w cieniu pobliskiego drzewa. Bo było zdecydowanie za gorąco na wylegiwanie się na Słońcu, co zdążył już zauważyć w trakcie całej tej drogi za motylkiem... a w sumie gdzie on był? Dopiero co był w pobliżu swojej jaskini, a teraz znalazł się w miejscu, które widział pierwszy raz na oczy... ale przecież tutaj nic mu nie grozi, prawda? Przecież mama zawsze przyjdzie i mu pomoże jeśli będzie taka potrzeba!
Mruknął zadowolony i przymknął oczy, jednocześnie wesoło machając końcówką ogona na boki. Krótkie źdźbła trawy delikatnie łaskotały jego plecy, a powiewający od czasu do czasu lekki wiaterek przyjemnie ochładzał jego rozgrzane łuski. Młody chyba nie miał najmniejszego zamiaru się stąd ruszać.
: 18 cze 2017, 19:02
autor: Śnieżny Blask
Nie wiedział dlaczego, ale coś wewnętrznie mu kazało przejść się dzisiaj w okolicy Pisklęcej równiny. W jego głowie brzmiało to strasznie, czuł się jakby poszukiwał piskląt do porwania, a on po prostu wewnętrznie chciał się tam udać. Nie wiedział, co go tam ciągnie, ale coś to robiło.
Szedł dosyć szybko, gdy nagle się znalazł wreszcie na miejscu. Zobaczył na miejscu młodego smoczka, który podążał za motylkiem. Cóż, chyba czuł zew łowiectwa albo może po prostu zaciekawiło go to? Samiec podszedł bliżej obserwując jak złotawy młodzik siedzi z lekkim żalem w oczach. Śnieg ciągle zmierzał w jego kierunku, kiedy ten zdążył się położył, zrobić obrót i zacząć leżeć. Jak na tak dużego i niezgrabnego smoka to dosyć szybko to wszystko wykonywał.
– Witaj maluchu. – Rzucił do młodego, wyraźnie wyczuwając od niego woń charakterystyczną dla smoków ze Stada Ognia. Kolorystycznie chyba tam pasował, w końcu płomienie też bywają żółtawe. Gorzej jak się tak wtopi w te płomienie, że się kiedyś zgubi.
W sumie nie musiał się gubić w płomieniach. Zgubił się teraz. Na polanie. Masz ci ironio.
– Nie powinieneś raczej podróżować tak daleko od legowiska swoich rodziców, może coś ci się stać. – Dodał po chwili, przyglądając się leżącemu samczykowi. Jednak czuł od niego też inną bardzo znajomą woń. Postanowił więc zadań jedno pytanie...
– Czy twoja mama to Brutalna Łuska? – Spojrzał na niego kątem oka, przyglądając się uważnie i czekając na odpowiedź z niecierpliwością.
: 19 cze 2017, 14:28
autor: Rozpromieniony Kolec
Młodzik ziewnął przeciągle i był już przygotowany do drzemki, gdy do jego uszu dotarły jakieś dziwne dźwięki. Wręcz natychmiastowo uniósł łebek, a jego oczka zaczęły czujnie patrolować teren dookoła. Mama poszła za nim? To musiała być mama! Samczyk z jednej strony cieszył się, że jego rodzicielka zdecydowała się pójść za nim i zatroszczyć się o to żeby nic mu się nie stało, ale z drugiej... co jeśli będzie na niego zła za to, że poszedł tak daleko?
Jednak po chwili okazało się, że wcale nie musiał się tym zamartwiać. Zamiast tego pojawił się inny problem – szafirowe oczka dostrzegły nieznanego mu smoka. Złotołuski nie znał nikogo poza swoją mamą i bratem, a także nie wiedział nic na temat Wolnych Stad, więc nie miał najmniejszego pojęcia o tym, że poza jego rodziną mogą być tutaj inne smoki. A tu niespodzianka! Jego pierwsza wędrówka i już na kogoś się natknął.
Powoli się podniósł, nie spuszczając wzroku z nieznajomego. Błękitne ślepka były skupione tylko i wyłącznie na obcym smoku, jednak nie można było zauważyć w nich strachu. W końcu jeśli ten duży zauważy w nich strach to będzie myślał, że ma przewagę! Zamiast tego można było ujrzeć odrobinkę niepewności, ale też pewnego rodzaju ciekawość.
– Cześ – odpowiedział cichym, ale pewnym głosikiem na przywitanie nieznajomego.
Po dłuższym zastanowieniu się, młodzik doszedł do wniosku, że obcy nie wygląda groźnie. Ba, miał nawet takie miłe, przyjazne spojrzenie! I mówił też innym tonem niż mama – ona była bardzo pewna siebie, zawsze wiedziała czego chce i czego wymaga od piskląt. On za to wydawał się łagodny i chyba trochę martwił się od młodego. Całkowite przeciwieństwo!
– Nic mi się nie stanie! – odezwał się, tym razem dużo głośniej – Jestem bezpieczny no bo no jak będzie dziać się coś złego to przyjdzie mama! A mama jest duża i silna i dobrze mnie pilnuje, to jeśli miałoby mi się coś stać to mi pomoże.
Ha, teraz ten duży będzie się bać! W końcu jeśli zrobi coś młodemu to raczej nie skończy się to dla niego zbyt dobrze. Świetnie rozegrane!
– Nie – pokręcił łebkiem, gdy usłyszał pytanie – Moja mama ma na imię Khenia. A ja jestem Świetlik! Albo Gaah. No bo na początku byłem Gaah, bo tak powiedziałem po wykluciu, ale teraz jestem Świetlik, bo mama chciała mnie ładniej nazwać, więc jestem i Gaahem i Świetlikiem.
Uśmiechnął się dumnie, jednocześnie mrużąc duże oczka. Był bardzo zadowolony z siebie i wcale nie dostrzegał zagrożenia w tym, ze rozmawiał z obcym smokiem... który w dodatku pachniał strasznie dziwnie! Całkiem inaczej niż mama i brat... To było dziwne. Kim w ogóle jest ten ktoś?
: 25 cze 2017, 17:48
autor: Śnieżny Blask
Przyglądał się z lekkim zdziwieniem młodemu smoku. Cóż, był dosyć pewny tego, że nic mu się nie stanie. Chyba powinien go leciutko wyprowadzić z błędu?
– Jasne, że mama będzie cię bronić, ale tylko wtedy, gdy będzie w pobliżu. Twoja mama nie jest super nadnaturalnym smokiem z niesamowitymi mocami, które namierzają niebezpieczeństwo zagrażające jej pisklętom, a jest jedynie zwykłym smokiem, który... no jak coś wie to wie, a jak nie wie to... no to nie wie. Logiczne, nie uważasz? – W sumie to nie był pewien, czy ten złotołuski maluszek, który przed nim leżał cokolwiek zrozumie z jego wywodu, ale miał nadzieję, że tak. Cokolwiek, a jak nie to będzie trzeba mu to tłumaczyć wolno i jeszcze prościej. W sumie Śnieg nie miał za bardzo styczności z pisklakami, skąd miał wiedzieć jak się dobiera słowa w takiej rozmowie?
– Ok, Ty jesteś Świetlik, Twoja mama to Khenia. – Kim, na wszystkich bogów smoczego panteonu, była ta cała Khenia? Zapach, który od niego czuł wyraźnie sugerował, że to Brutalna, a nie jakaś Khenia. No trudno, może węch go zawodził?
– Ja za to jestem Śnieżny Blask, jednak wolę, gdy inni nazywają mnie Śniegiem, po prostu Śnieg wystarczy. – Powiedział maluchowi, skoro ten się przedstawił to w końcu mu również wypadało.
– To co robisz tu sam? Wiesz, że nie wszystkie smoki są tak przyjaźnie nastawione jak ja? Mogłeś trafić o wiele gorzej. – Śnieg chyba próbował go w jakiś sposób ostrzec, bo sam nie wychodził z groty swojego ojca przez kilka dobrych księżyców. Świat zewnętrzny go ciekawił, jednak ojciec cały czas go pilnował.
: 25 cze 2017, 21:35
autor: Rozpromieniony Kolec
Przymrużył oczy, gdy słuchał wypowiedzi miedzianołuskiego. Czy on właśnie podważał potęgę jego mamy?! Przecież to, że jej tu nie było nie znaczy, że za chwilę tu nie przyjdzie. A wtedy na pewno pomoże w razie potrzeby!
– Ale jeśli mama wie, że nie ma mnie w jaskini to wie też, że może mi grozić niebezpieczeństwo. Dlatego może być w pobliżu! – odezwał się głośniej.
Młody zdecydował, że nadszedł odpowiedni czas żeby rozprostować nieco łapki, dlatego leniwie się podniósł, ignorując delikatny ból który mu towarzyszył przy poruszaniu się (w końcu trochę się zmęczył w trakcie tej całej wędrówki) i pomachał ogonem na boki, po czym oparł go o ziemię. Wyprostował krótką szyję, a sam łebek zwrócił do góry, żeby spojrzeć prosto w zielone oczy starszego smoka. Kiwnął głową, gdy ten powtórzył jego słowa.
– Mama mówiła, że tata ma na imię Śnieg! – zauważył – Tylko, że on musi mieć malinowe łuski i nie ma przednich łap, bo mój brat tak wygląda. A skoro ja mam złote łuski i niebieskie rogi po mamie, to on musi wyglądać jak tata, prawda?
Nie przyszło mu do głowy, że on i Lorem mogli mieć innych ojców. No bo jak to tak? Skoro mieli jedną mamę to muszą mieć też jednego tatę i już! Nie dopuszczał do siebie żadnej innej opcji.
– Poszedłem za tym latającym czymś – podniósł lekko łapkę i wskazał pazurem w stronę odlatującego motylka – Chciałem go złapać, ale nie umiem dosięgnąć. Jak już urosnę i będę jeeszcze większyy to wtedy to zrobię!
Był trochę niezadowolony z tego, że mu się nie udało, ale co mógł poradzić? Mógł tylko postanowić, że w przyszłości mu się to uda! Tymczasem w centrum zainteresowania malca znajdował się jedynie brązowołuski, który wydawał mu się miły, ale jednocześnie młodemu nie podobało się jego nastawienie. No bo się czepiał, że niebezpieczeństwo i inne rzeczy, a młody cały czas był zdania, że jeśli będzie słuchać mamy to nic nie będzie mu grozić.