Strona 17 z 31
: 16 kwie 2017, 23:52
autor: Deszczowa Kołysanka
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Tyle pytań.. A tak mało odpowiedzi. Być może sam będzie je sobie musiał znaleźć. Również uśmiechnęła się kątem warg, delikatnie. Zabijanie było trochę abstrakcyjne, ale dobrze wiedziała, że możliwe. Zabiła dwie harpie (pf.. dwie) i widziała jak padają. Jednej kwas wyżarł mózg, druga padła ofiarą zaciskającej sie obręczy a jej ciało leżało tam potem zdeformowane.
Chaos odetchnęła w duchu. To nie to że się bała, że wybierze ją jako cel ataku. Co to za problem obronić się przed uczniakiem? Zwyczajnie ta rozmowa z deczka ją przybiła. Nie chciała tego okazać, dlatego ułożyła się na trawie, przywdziewając maskę obserwatorki, widzki starcia pomiędzy nim, a czarnomglistą iluzją. Wyczuła drgania maddary i obserwowała twór, analizując wszystkie jego widoczne właściwości.
I faktycznie pojawiła się, choć nie utrzymała długo i nawet nie poleciała do przodu. Ale źle nie było. No bo przecież coś się zadziało, choć zapewne nie do końca to, co Indygo chciał. Ani to się nie podpaliło, chociaż na początku jakby.. Wykonało próbę? Ani nie ruszyło z miejsca.. Przez chwilę było różowe, a potem.. Zielone? Chyba nie o to chodzi.
-Za mało szczegółów. Chciałeś stworzyć ogień tak? Jakiego koloru? I temperatury? Sam fakt że jest wysoka raczej nie wystarczy.
Oblizała pyszczek, kładąc go na łapach, jednak w ten sposób, aby obserwować scenkę.
-Ruch ataku wyobraź sobie jeszcze zanim tchniesz maddarę. Poza ty cel musi być dokładny. Musisz wybrać, czy atakujesz jej pysk, czy chociażby łapy. I jak wysoko nad ziemią chcesz to stworzyć? To co się pojawiło równie dobrze mogło podskoczyć i uderzyć cię w pysk.
No cóż.. Nauka aby była skuteczna, wymagała takiej.. Krytyki. Dlatego Chaos z obojętnością w głosie wytknęła wszystkie wady kulki które do tej pory zauważyła.
-Ataki nie muszą być skomplikowane, ale za to muszą być szczegółowe. Jeszcze raz spróbuj.
W tym czasie demonka podeszła trochę, kołysząc się na boki, jakby się upiła. A może nie kołysała się? Może to był efekt wywołany przez otaczającą ją mgłę? Znajdowała się dwa ogony przed Faelanem.
: 18 kwie 2017, 22:54
autor: Zaciekły Kolec
Wyobraźnia go poniosła – chciał stworzyć gorejącą, płomienną kulę która mogłaby skutecznie podgrzać atmosferę w tym chłodzie. Jak się jednak okazuje wyobraźnia to nie wszystko. Oprócz takich ambicji potrzebne było jeszcze mnóstwo szczegółów o których nie miał pojęcia i wydawały mu się niepotrzebne.
Może więc za wysoko podniósł poprzeczkę?
Samiec pomyślał o jej jeszcze wcześniejszych słowach. Wspominała o czymś ostrym, tak mu się przynajmniej wydawało. Może więc zamiast skomplikowanego twory powinien skupić się na czymś prostym? Fajerwerki zostawi wówczas prawdziwym czarodziejom.
Spojrzał na chwilę w bok, odwracając również najdalej wzrok jak potrafił. Zastanawiał się. Miał w tym taki problem że wciąż nie było mu łatwo po prostu zapomnieć o tym co wydarzyło się przed chwilą. Jego umysł wciąż powracał do wszystkich horrorów jakie nawiedzały jego umysł. Strach, upokorzenie, słabość. Wszystko śmiało mu się w twarz.
Musiał to zwyciężyć. Był Zaciekłym Kolcem, nie poddańczym..
Spojrzał zmęczony na iluzję demona czy czymkolwiek ten twór Chaosu był. Przymknął ślepia i z niejakim zniesmaczeniem ponownie postarał się skupić. Na myśl o tych wszystkich niepowodzeniach wszystko wydawało się takie gorzkie. A jednak musiał to przełknąć. Pocieszał się faktem że przez takie podejście zachowuje jakąś siłę woli.
Wyobraził sobie kamienny kolec skierowany czubkiem do iluzji. Czarny, podłużny, gładki. Miał być niezwykle twardy i być ostry, zdolny do przecięcie skóry i kości. Miał pojawić się dziesięć szponów przed nim i dziesięć szponów nad ziemią a po utworzeniu bardzo szybko przelecieć w stronę cienistej manifestacji. Przelał do swojego tworu maddarę i zaczął przyglądać się efektom.
: 20 kwie 2017, 8:23
autor: Deszczowa Kołysanka
Kolejny atak.. Uważnie przypatrywała się maddarowemu tworu. I niestety znów nie był idealny. Choć, na pewno wyszedł lepiej niż poprzedni. Tylko że był jakiś taki mały i cienki, a jego druga strona postrzępiona. Ale mimo swojego mizernego kształtu, poleciał ku iluzji, która jednak tylko uniosła łapę. I tyle wystarczyło, żeby go minąć. Chaos cicho westchnęła. Jak by tu poinstruować, żeby brat radził sobie lepiej..
-Tym razem brakło ci dokładnego kształtu. Ogólnie, kolec nie był zły, ale nie zadziała dobrze, dopóki nie wciśniesz w niego tych wszystkich właściwości.. Długość, szerokość, to czy jego druga część jest zaokrąglona, czy wygląda płasko, jak odcięty sopel, to bardzo ważne wytyczne. Nawet jeśli coś się pojawi, to bez nich będzie niestabilne i kiepskie. Poza tym, znowu cel.
Zastanawiła się moment. Może jeśli mu to jakoś podzieli, będzie łatwiej?
-Spróbuj wyobrażać sobie swoją obronę lub atak po kolei, od podstaw, po głębsze szczegóły. Najpierw kształt i budulec, jak najbardziej dokładne. To, gdzie się pojawi i jaki będzie jej ruch – w przypadku kolca gdzie dokładnie poleci i uderzy. Najlepiej jest wybrać jakąś konkretną część ciała, na przykład nasadę szyi, bądź łapy. A jeśli łapy, to musisz uwzględnić czy prawej, czy lewej. Ruchowi dobrze jest dodać ustaloną prędkość. Ja ją porównuję do szybkości lotu różnych ptaków. Jak już to będziesz miał, to nadajesz wyobrażeniu wygląd – kolor i fakturę.
Przerwała na chwilę. Nie zauważyła nawet, kiedy jej ton, z zimnego i oschłego zmienił barwę na ciepłą, wywlekając na światło dzienne ukrywaną i tłumioną normalność z którą zazwyczaj funkcjonowała.
-No i to są podstawy. Następnie dodaj sobie właściwości. Na przykład twardość, wytrzymałość na różne rzeczy przed którymi będziesz się bronić, temperaturę.. Możesz dodać nawet takie pierdółki jak smak i zapach. Albo ich brak – to też jest właściwość. Im więcej szczegółów upakujesz w wyobrażeniu, tym będzie lepsze. I jak uznasz, że masz wszystko, wlej do tego maddarę.
Oblizała pyszczek, orientując się, że obiecała sobie być chłodna.
-Teraz spróbujemy obrony. A potem ją zaatakuj.
Zmrużyła oczy, a iluzja wyszczerzyła się w złowieszczym uśmiechu.
Na wysokości podstawy szyi Indygo, dokładnie pomiędzy dwójką walczących pojawiła się kula, średnicy dwóch szponów. W całości zbudowana z kamienia. Chcąc być dokładnym, był to kamień przypominający kamienie nadrzeczne. Tyle że kula była idealnie czarna, matowa, nie odbijająca światła. Stworzona po to, aby zaraz po pojawieniu się, polecieć w kierunku owej nasady szyi Faelana, z prędkością dorównującą lecącej jaskółce. Kula była twarda, nie było też możliwości, aby uległa odkształceniu. O temperaturze otoczenia, bezsmakowa, bezzapachowa. Miała wyłącznie go uderzyć, z niewielką siłą. Zupełnie tak, jakby ktoś zwyczajnie rzucił w Indygo kamieniem. Wlała w to maddarę i obserwowała reakcję brata z lekkim uśmiechem. No ciekawe co wymyśli.
: 23 kwie 2017, 20:20
autor: Zaciekły Kolec
Znowu źle, tym razem jednak spodziewał się że źle będzie. Wciąż ciężko było mu się skupić na zwykłym ataku magicznym. Fakt że magia wymagała tak mnóstwa szczegółów nie sprzyjał mu w tych okolicznościach gdzie jego umysł był już zmęczony a zmysły zaburzone. Chciał zadowolić Chaos a nie siebie, jednak jak widać nie udawało mu się stworzyć czaru tak prostego który nie wymagałby od niego wysiłku. Tak bardzo nie chciał się zmuszać do skupienia nad skomplikowanym tworem. Czarowanie choć oparte na wyobraźni, nie było dla niego równie proste jak po prostu coś sobie wyobrazić czy zwyczajnie zająć czymś umysł.
I kiedy po raz kolejny spróbował się wyciszyć – zawiódł. Po prostu nie mógł przestać myśleć nawet o tak prostych rzeczach jak jej ton głosu. Przynajmniej w ten sposób nie tracił też skupienia nad tym co mówi. Docierały do niego jej słowa a on odpowiadał albo westchnięciem, albo spojrzeniem w bok, albo czymś innym co pozwoliłoby mu podzielić swoje skupienie. Nie potrafił odpowiedzieć werbalnie, nie zrodziło się w jego głowie żadne pytanie jakie mógłby jej zadać w trakcie nauki. Wolał ciszę.
Rozbudził się gdy usłyszał o obronie. Nie podobało mu się to. Żaden twór do tej pory mu nie wyszedł, jak wiec miał obronić się przed jakimkolwiek czarem? Wiedział że jego twór nie wytrzyma i oberwie od ataku iluzji, a jednak musiał spróbować żeby nie poddać się zupełnie. Kusiło go by zasłonić się własnymi łapami, postanowił jednak zaufać raz jeszcze maddarze by wyobrazić sobie przeźroczystą, twardą ścianę. Miała prosty kształt, bez żadnych wymysłów. Była równie wysoka co on i wystarczająco szeroka by osłaniać go całego. Rosła już od gruntu i sięgała powyżej wysokości jego łba. Miała być twarda, przeźroczysta i mieć gładką fakturę. Oddalona była od niego o trzy szpony. Sięgnął po swoją maddarę i przelał ją do swojego tworu.
Jego siostra chciała również żeby ponownie stworzył jakiś atak, więc by ją zupełnie nie zawieść ponownie skupił się by wyobrazić sobie.. sześcian. Po niepowodzeniu z ognistą kulą i kolcem zamierzał stworzyć jak najprostszy atak który wreszcie spełniałby wszystkie wymagania.
Jego kwadrat zagłady był kwadratem. Miał sześć ścian, był prosty ale jego końce były łagodne. Wielki na 7 łusek. Miał pojawić się szpon przed nim i 17 szponów nad ziemią. Był miękki i stworzony z niczego co przypominałoby mu cokolwiek. Miał po prostu być miękki w dotyku ale stabilny, powracać do swojego kształtu. Był odporny na wszystko, niezniszczalny. Nie miał smaku, ale miał zapach padliny, bo taki kaprys akurat miał Faelan. Mógł sobie pośmierdzieć.
Jego sześcian miał polecieć z bardzo dużą prędkością w kierunku łba iluzji, tak by uderzyć do między oczy i poprzez uderzenie spowodować wewnętrzne krwawienie, uszkodzenie mózgu, rozbicie czaszki.
Zaczerpnął część swojej maddary i przelał ją do swojego tworu, by zobaczyć co się stanie.
: 23 kwie 2017, 21:32
autor: Deszczowa Kołysanka
Chaos patrzyła na to, co się dzieje.. I od początku coś je nie grało. I nie myliła się, obronna ściana po pojawieniu się, była cieniutka jak źdźbło trawy a przy zderzeniu z kulą.. Znikła. Dziwne że w ogóle zaistniała.. To byłą naprawdę bardzo kiepska ściana. Tak samo z atakiem, który wyłącznie zamigotał i zgasł.
Chaos pokręciła głową z niedowierzaniem i parsknęła śmiechem, po prostu nie mogąc się od tego powstrzymać. To jakieś żarty? Aż tak bardzo ją olewał, czy aż tak bardzo olewał to, co mówiła. Podniosła się z ziemi, dematerializując iluzję. Nie będzie potrzebna, skoro te ataki i obrony wyglądają właśnie tak. Podeszła i siadając, oparła się o bok brata, przenosząc na niego ciężar ciała i unosząc skrzydło, którym go okryła. Zbliżyła łeb do jego i lekko mrużąc oczy oblizała pyszczek.
-Żartujesz sobie, prawda?
Oj było to złowieszcze, było.. I to bardzo. Ale zaraz po tym uśmiechnęła się, znowu kręcąc łbem. Nie no.. Czy naprawdę będzie musiała poprowadzić za łapkę?
-Kolejny raz ci powtarzać nie będę. Maddara to szczegóły. Bardzo dużo szczegółów, nie ma miejsca na niedopowiedzenia i ogólniki, rozumiesz?
Zaczekała na potwierdzenie, a w razie czego, zamierzała szturchnąć go w bok. Wzięła wdech, uśmiechając się do wiatru.
-Jeśli naprawdę nie potrafisz stworzyć czegoś porządnego, to pokażę ci dwa twory, którymi się będziesz mógł posługiwać. Jeden do ataku i jeden do obrony. I m a s z m n i e s ł u c h a ć.
Maddara przed nimi zadrgała i pojawił się twór Chaosu. Kula, wisząca na wysokości ich pyszczków, pół ogona przed nimi, o średnicy trzech szponów. Kamienna, matowa, twarda, bezzapachowa, bezsmakowa. O temperaturze otoczenia, idealnie kulista, barwa szara, faktura zaś gładka, ale nie śliska. I tyle, po prostu lewitująca kula. Aż takie trudne? Chaos nadała jej ruch, i ta z prędkością jaskółki podleciała do pyszczka Zaciekłego, zawisając dwa szpony przed jego oczami i tam zatrzymując się w powietrzu. Może to go obudzi.
-Patrz. Na tej podstawie będziesz budować swoje ataki. Wracamy do kulki. Ona, ma mieć ustaloną średnicę. Robisz kulę na trzy szpony, ewentualnie cztery. Umiejscowioną na wysokości elementu ciała smoka, który akurat chcesz zaatakować.
Czyli na przykład, w tym wypadku, na wysokości pyszczka.
-Dajesz jej kolor, ja dałam matowy szary, twoja może być czarna, jak twoje futerko. Faktura – wymyśl ją sobie, ale nie wydziwiaj – najlepsza jest gładka. Chropowatość to zdradliwa rzecz. Ale nie musi być śliska. Budulec – kamień. Nadrzeczny jest dobry. I wiesz co dalej? Bardzo ważne właściwości.
Oblizała pyszczek, uśmiechając się dziwnie. Jakby.. Drapieżnie? Jakby chciała mu coś zrobić.
-Dajesz jej temperaturę, taką jak powinien mieć budulec, dla kamienia więc temperatura otoczenia, jeśli byłaby z ognia, temperatura taka, jaką ma ogień który powstaje na skutek spalania drzewa. Przy lodzie, temperatura lodu po prostu. Ta, jest kamienna. A więc jest twarda, zbita, nieelastyczna i c i ę ż k a. Uwzględnijżesz te fakty, bez nich ani rusz. To trochę tak, jakbyś chciał atakować pazurami. Jeśli nie będą ostre to nie skrzywdzą, tak samo maddarowe ataki – jeśli nie dasz im tych właściwości które mają skrzywdzić s k u t e c z n i e, tylko jakieś byle co, to nic z tego nie wyjdzie.
Jak pisklęciu.. No normalnie jak pisklęciu. Z niewiadomych przyczyn Chaos śmieszyło to tłumaczenie.
-Dla kamiennych kul tyle wystarczy. Materializujesz ją pół ogona przed sobą. Albo, jeśli przeciwnik jest dość blisko, pół ogona przed punktem, który atakujesz. I dajesz kuli ruch. Ma lecieć d o celu który określasz s z c z e g ó ł o w o, z prędkością lecącej jaskółki. To naprawdę, nie jest trudne. Na koniec wlewasz maddarę.
Westchnęła i zdematerializowała kulkę.
-Nie rozumiem jak można ciągle o czymś zapominać.. Tak samo jak kamienną kulę, możesz zrobić ognistą lub lodową, tyle że zamiast kamienia dajesz jako budulec lód lub ogień i opisujesz ich właściwości.
Mruknęło cicho, zbierając się na opowieść o obronie.
-Kształty okrągłe są bezpieczniejsze, a wiesz dlaczego? Bo nie mają rogów i kantów, które dodają mnóstwo szczegółów o których trzeba pamiętać i o których zazwyczaj się zapomina. Dlatego twoja tarcza obronna również będzie okrągła.
Uniosła nieco brwi, przyglądając się uważnie, czy Fae ją dalej słucha.
-Kamienna tarcza ma mieć odpowiednią grubość, średnicę i ma mieć wyznaczone to, jak daleko od ciebie powstaje. Krawędzi zaokrąglone – tak jak mówiłam, nie baw się w kąty. Jeśli atak leci sobie z daleka to na spokojnie możesz ją robić pół ogona przed sobą. Jeśli pojawia się blisko, robisz ją w połowie odległości między tobą a czymś co cię atakuje, ok? Z a w s z e uwzględniaj, że pojawia się na drodze ataku, tak, aby go zatrzymać. Najlepiej prostopadle do trajektorii jego lotu. No i oczywiście budulec – kamień, będzie miał temperaturę otoczenia.
Westchnęła cicho.
-I odporność.. Żaden twór nie jest niezniszczalny.. Musisz mu dać odporność na wszystko po kolei. Jeśli widzisz co cię atakuje to dobrze, bo wiesz co zrobić. Ale jeśli nie, to uniwersalna obrona na większość przypadków będzie twarda, zbita, trwała, odporna na próby mechanicznego uszkodzenia, czy odkształcenia, na przebicia, rozłamania, czy też skruszenia. Nie odkształci się, nie będzie elastyczna. Poza tym, odporna na ogień, lód i kwas, oraz wysokie i niskie temperatury. Oczywiście możesz dodawać jeszcze więcej. Bez smaku i bez zapachu, to zbędne, ale dobrze jest uwzględnić że tych dwóch nie posiada.
Oblizała pyszczek. Matuś.. Ile się ogadała. Ciekawe czy coś tym razem z tego wyjdzie? Bo ostatnio Fae chyba puścił mimo uszy jej gadanie.
-Broń teraz mnie, skoro masz gdzieś siebie.
Przed nimi powstała kula, ognista o barwie pomarańczy. Zbudowana z ognia, na wysokości nasady szyi Chaosu. O średnicy trzech szponów, ogon przed nią. Ogień miał temperaturę spalanego drzewa. Płomienie kotłowały się, tworząc ten atak, buzując w kulistym kształcie i wcale nie miały zamiaru gasnąć. Kula chwilę potrwała w jednym miejscu, a następnie z prędkością biegnącego kota poleciała w kierunku nauczycielki.
Wait.. Atakowała siebie?!
No nie do końca, Bo w momencie kiedy kula nie spotkała by się z żadną obroną, zawisłaby szpon przed jej ciałem i zgasła. No ale wyglądało to poważnie.
I oczywiście trzeba było chronić siostrę!
A dopiero potem, kiedy obrona już przestanie być potrzebna, znowu zmaterializowała się ta pechowa iluzja, żeby Fae, miał w co celować swoim atakiem.
: 23 kwie 2017, 23:54
autor: Zaciekły Kolec
Kolejny jego czar był niewypałem? Po trzeciej porażce z rzędu dostał refleksji. Przypomniał sobie swoją pierwszą naukę maddary, gdzie również musiał powtarzać jedną rzecz kilkanaście razy dopóki wreszcie nie udało mu się stworzyć jednej, prostej rzeczy. To był załamujące. Teraz wiedział że zwyczajnie nie ma naturalnego talentu do magii, a pomyśleć że kiedyś chciał tworzyć skomplikowane zaklęcia.
Opuścił smętnie uszy. Doskonale wiedział że atak był bezskuteczny. Ale żeby obrona nad którą się napracował została z łatwością zniszczona? Nie rozumiał już w jakim celu uczy się tego skoro absolutnie mu to nie wychodzi.
Pocieszające było podejście Chaosu która nagle postanowiła być tak samo sympatyczna jak niegdyś. Zdziwił się takiej zmiany na chwilę zanim znów nie było jasne o czym konkretnie myślała. Przyjął ciepło jej miły gest, będąc również zmuszony nałożyć nieco więcej siły na lewe łapy tak by się czasem z nią nie przewrócić. Chaos nie była ciężka, ale on znowu nie czuł się stabilnie. Lekki powiew wiatru mógłby go teraz porwać.
Potem nastąpiły bardzo długie wyjaśnienia, dużo dłuższe niż chciałby kiedykolwiek usłyszeć. Pod koniec to z niejakim bólem starał się wszystko zrozumieć. Miał jednak wrażenie że przez to jak mocno się cały czas skupiał, i tak połowa z tego co usłyszał przepadła gdzieś w tym czasie. Niemniej cały czas udawał skupionego żeby nie wzbudzić podejrzeń siostry. Skinął łbem co jakiś czas gdy tłumaczyła mu czary jakie powinien stworzyć oraz jak powinien je stworzyć.
To wszystko było takie trudne. Dlaczego musiał myśleć o zapachu? A tym bardziej dlaczego w ogóle powinien myśleć o smaku w swoim tworze? Jakim cudem miał to wszystko zapamiętać? Przecież w czasie wyobrażania tworu tak łatwo było stracić skupienie. Pomyśli o smaku mięsa i zamiast swojego tworu, nagle zacznie tworzyć mięso.
I tak wyglądała większość jego problemów z magią. Gubił szczegóły bo nie potrafił się skupić. Jego wyobrażony twór często gubił część właściwości które wcześniej zaimplementował gdy dodawał mu kolejne. Czuł się ograniczony umysłowo i nie wiedział dlaczego tak jest.
Nawet nie potrafił jej na nic odpowiedzieć. Po części wciąż nie miał ochoty. A gdy odczuł potrzebę oznakowania że wciąż żyje, to poczuł się teraz zdominowany przez jej instrukcje.
Odetchnął głęboko przez nozdrza. To niesamowite jak przez ten cały czas ani na chwilę w jego głowie nie pojawiła się złość, irytacja jaka powinna się pojawić w przypadku takiej serii niepowodzeń.
No dobrze więc. Chaos bardzo starała się go zmotywować do działania zamierzając zrobić sobie krzywdę. Musiał wreszcie skupić się na porządnej obronie która nie zawiedzie oczekiwań Chaosu. Wyobraził sobie więc jak na wysokości nasady szyi Chaosu tworzy się kamienna tarcza. Jaka ona miała być? Gruba na pewno. Kamienie były grube, choć nie zawsze. Nie bardzo wiedział jakiego kamienia powinien użyć do swojej obrony. Nie potrafił wyróżnić rodzajów kamieni. Znał dobrze tylko jeden z nich, ale nie był zbyt twardy..
Musiał więc uznać że to po prostu szary kamień. No.. Szary kamień z różnymi zadrapaniami. Rozjaśniony w niektórych miejscach. Jego odcienie nie zmieniały się za bardzo, był generalnie tego samego, szarego koloru.
Był to dziwny, okrągły kamień. Bardziej podłużny niż okrągły. Zaciekły uznał że nieco szersza tarcza była znacznie bardziej użyteczna niż jeden, równy okrąg. Wysoki na 5 szponów, długi na 10 szponów, gruby na jeden szpon. Kamienna tarcza z bliżej nieokreślonego kamienia miała pojawić się 5 szponów od Chaosu, wystarczająco daleko od niej by.. No tak na wszelki wypadek. Ważne jednak że wciąż wystarczająco blisko by zdążyć zatrzymać atak. Tarcza miała stanąć na linii toru jego lotu.
Kamień miał być niesamowicie zimny, znacznie chłodniejszy od lodowego podmuchu. Chłód miał wręcz emanować z tego kamienia, unosząc się jak dym, tylko że taki mroźny – może więc bardziej przypominało to wyglądem parę która zamiast gorącej była zimna. W ten sposób przez fakt że była twarda i gruba, jego tarcza miała być odporna na silne uderzenia i zniekształcenia a dzięki zimnej temperaturze, uodporniona na płomienie kuli. W dodatku miała mieć smak i zapach mandarynki.
Stworzył drogę dla maddary przez którą miała przepłynąć od jego wnętrza do swojego wyobrażonego tworu. Następnie zaczerpną konkretną część maddary i przelał ją przez koryto do swojego tworu by spojrzeć na rezultaty.
A gdy pojawiła się iluzja, przywitał ją zniechęconym spojrzeniem po czym skupił się ponownie by stworzyć tym razem atak. Jeśli dobrze pamiętał miała być to kula, co nie było zbyt inspirującym czy motywującym tworem. Ale jeśli i to miało posłużyć, to niech będzie ta kula.
Kula o średnicy 3 szponów, wisząca na wysokości piersi iluzji. Srebrna, błyszcząca, odbijająca idealnie promienie światła. Gładka faktura, błyszcząca powierzchnia. Kamienna, stworzona z.. kamienia którego kiedyś widział jak chodził na terenach wspólnych gdzieś w dzikim lesie ale nie kojarzył dokładnie jak się nazywa bo nigdy mu nikt nie powiedział ale był szary w takie białe kropki i wydawał się twardy – Jego kula była stworzona z twardego kamienia który wydawał się twardy. Sam kamień znowu był zimny, bo lubił chłód. A przy posrebrzanym tworze chłód powinien jeszcze lepiej wyglądać. Więc kula była zimna jak lód z zamarzniętego jeziora – bardzo zimny. Jego kula miała mieć idealną gładką powierzchnie, ale jej ciężar miał być dwa razy cięższy niż powinna wychodzić z jego wielkości. Miał zapach kamienia i smak kamienia. Czyli bez zapachu, ale smak lekko... słony? To było najlepsze określenie. Bardzo lekko słony i nieprzyjemny w odczuciu.
Umiejscowił swoją kulę pół ogona przed sobą. Wyobraził sobie że kula wystrzeli natychmiastowo w stronę iluzji by uderzyć ją z całej siły w pierś. Jej prędkość porównywalna była do prędkości pędzącej jaskółki, tylko dwa razy szybsza. Stworzył koryto przez które maddara miała przelać się do tworu w prostej linii, a następnie zaczerpnął znowu porządną ilość swojej maddary i przelał ją do twory, starając się utrzymać przy tym całe swoje wyobrażenie niezmienione. W myślach natomiast błagał by wreszcie coś z tego zadziałało, inaczej wyobrazi sobie że zamienia się w kupkę popiołu.
: 24 kwie 2017, 0:08
autor: Deszczowa Kołysanka
Czekała na reakcję. Była święcie przekonana, że braciszek będzie ją bronić przed jej własnym tworem i nie myliła się. A potem obserwowała przez chwilę atak i obronę, aby po zakończeniu działania obu tworów, móc coś o tym powiedzieć. I ku jej zaskoczeniu.. Oba twory zadziałały. Kula trafiła w iluzję, powodując że ta, jakby zaskoczona, odskoczyła a potem zniknęła.
-No.. To nareszciw było dobre.
Chaos uśmiechnęła się, można by nawet powiedzieć, z lekkim podziwem, zadowolona z tego, że może pochwalić. Jeszcze jedna, ostatnia rzecz.
-Drugi typ obrony, jaki powinieneś poznać, to ta, przed róznymi obrączami. I tworami które atakują cię z bardzo bliska. Właściwości są podobne do tej tarczy, tyle że będzie się to różnić kształtem. Po prostu.. Taki jakby kawałek zbroi. Na przykład jeśli ktoś chce wyczarować na twojej łapie obręcz, możesz wyczarować pod nią drugą, cieńszą i szerszą, oraz trwałą, chroniącą przed atakiem. Na przykłąd, opierającą się zaciskaniu, lub nie dającą się przeciąć. Wcale nie takie trudne, choć trudniejsze od tarcz. Ważne jest, żebyś wtedy uwzględnił, że taka obrona dopasowuje się do twojego ciała, tworząc warstwę która ma nie dopuścić ataku. No i oczywiście to, gdzie się pojawia i ile ciebie zakrywa. Masz o tyle łatwiej, że nie musisz dopasowywać ją do kształtu łusek i kolców.
Mrugnęła, popatrując na jego pyszczek. No.. Bycie północnym, coś dawało, nie? Futerku klapnie sobie pod taką ochroną, a odstające łuski – niektóre smoki takie mają, nie klapną.
-No i te wszystkie chroniące właściwości, o których już ci powiedziałam – one też muszą zostać uwzględnione. I budulec.. Zresztą, już to tłumaczyłam.
Kawałki zbroi, błon lub innych tego typu rzeczy, okrywających ciało smoka, były w gruncie rzeczy, chyba równie często stosowane jak tarcze. Tak jej się wydawało.
-Plus, jeśli to robisz na pyszczku, musisz jeszcze zadbać o to, żebyś miał dopływ powietrza do oddychania. W przypadku łapy na przykład, nie jest to konieczne. Spróbujesz się obronić?
Wokół prawej przedniej łapy Indygo, na wysokości kolana, zaczęła materializować się obręcz, średnicą dopasowana do średnicy łapy. Była kamienna i lekko chłodna. Nie miała się zaciskać, ani nic – służyła wyłącznie jako straszak i wskazówka gdzie się ma bronić. Szara i o przekroju koła. Przekrój ten, miał średnicę szpona. No i... Oczywiście była trwała, twarda, bezzapachowa, bezsmakowa. Ot, taka zwykła obręcz. Chaos nie chciała przecież skrzywdzić Indygo. Owszem, chciała go nastraszyć, ale nie skrzywdzić.
A więc.. Pora na obronę. Jak się będzie bronić? Na pewno to wyjdzie. Tym razem już musi wyjść.
/po twoim poście raport z MA i MO, z racji nieobecności od jutra nie będę mogła napisać jak Chaos odlatuje, możesz po prostu sobie uznać, że po skończonej nauce poleciała gdzieś, uprzednio cię przytulając
: 29 maja 2017, 15:56
autor: Figlarne Serce
***
Niedługo po powrocie Figlarne Serce przywędrowała do podnóża Bliźniaczych Skał, gdzie to miała się spotkać z którymś spośród uzdrowicieli. Mogłaby oczywiście pójść do Strzaskanego Kolca, ale po pierwsze kiedy widzieli się ostatnio młody był na nią rozgniewany, tak to przynajmniej wyglądało. A po drugie jej stan był na tyle poważny, że wolała powierzyć swoje zdrowie komuś bardziej doświadczonemu. Szczerze to najbardziej liczyła tutaj na swoją dawną mentorkę, a obecnie przywódczynię Stada Cienia, gdyż ta posiadała najlepsze medyczne umiejętności ze wszystkich. Figlarna jednak dość często korzystała z jej pomocy i trochę się obawiała, że tym razem Kołysanka nie będzie chętna ją wesprzeć. Dlatego przesłała dość ogólny komunikat, a następnie usiadła na ziemi i owinąwszy łapy ogonem czekała w milczeniu.
: 02 cze 2017, 9:58
autor: Żar Zmierzchu
Nie musiała zbyt długo czekać. Na nieboskłonie pojawił się kształt drobno zbudowanego samca, który powiększał się z każdym uderzeniem serca, aż zaczął przypominać uzdrowiciela Ognia, Czarnego Konsyliarza oraz towarzyszące mu kamienne miseczki i kilka ziół. Smok i jego wierny kompan sunący bezgłośnie w powietrzu niczym smuga dymu, zniżyli lot i wylądowali miękko zaledwie kilka ogonów od nieznajomej. Pył wzburzył się od podmuchu towarzyszącemu lądowaniu, źdźbła trawy ugięły i natychmiast powstały. Gdy kurz opadł Onyks skinął łbem pięknej samicy i przedstawił się.
– Jestem Czarny Konsyliarz, uzdrowiciel Stada Ognia. Potrzebowałaś pomocy, więc jestem – niespiesznie podszedł bliżej, dostrzegając wyćwiczonymi oczami pokasływanie i cięższe oddechy, ale dopiero dotknięcie łapą podgardla i przebicie naturalnej bariery przeciwko Maddarze upewniło go w swoich przypuszczeniach. Gruczoły z których wydobywały się buchające płomienie były powiększone i niedrożne, wnętrze gardła z obrzękiem, wyraźny znak zaniedbanej choroby. O Erycalu, czy oni wszyscy czekają z wizytą u uzdrowiciela gdy choroba jest już w zaawansowanym stadium?
Sięgnął po dwie miseczki z wodą, których zawartość zawrzała od samego spojrzenia uzdrowiciela połączonego z odrobiną maddary, po czym do jednej wrzucił liście lubczyka zebrane tylko przy ziemi najdorodniejszych kępek i zostawił by się parzyły i napar nabrał mocy. Gdy był gotowy, podał samicy.
– Oto napar z lubczyku, wdychaj go a ja w tym czasie przygotuję orzechy włoskie – polecił, podstawiając pod łapę Figlarnej dymiącą, aromatyczną miskę. Do której nie dodał miodu, gdyż takowego nie posiadał ani nawet nie wiedział czym jest. W Ogniu lekarstwa były wyłącznie gorzkie. Nie tracąc czasu sięgnął po orzechy włoskie, które rozłupał, a kawałki skorupki powrzucał do drugiej miseczki i raz za razem doprowadzał wodę do wrzenia, po czym czekał aż się ostudzi, zaś gdy uznał iż wywar przegotował się dostateczną ilość razy, za pomocą energii jednym płynnym ruchem odcedził kawałeczki i odrzucił na bok.
– Przygotowałem wszystko, co jest potrzebne. Wypij teraz ten wywar z lubczyku, potem ten z orzecha i użyję maddary by oczyścić twoje drogi oddechowe – polecił, pilnując by Ziemna wypiła wszystko do ostatniej kropli.
Teraz pora na metafizyczną część leczenia. Niewidzialne nicie energii wypłynęły ze źródła w sercu Onyksa i skierowały się do łap, które przytknął do podgardla pacjentki. Tam, bariera została ponownie przebita i wniknęły w jej ciało kierując się do błon śluzowych gardła, gdzie łagodziły dyskomfort spowodowany obrzękiem, wymywały zarazki niczym wzburzona fala spienionego morza, niwelowały zaczerwienione miejsca pozbawiając je nadmiernego śluzu i skierowały się do gruczołów używanych przy zionięciu. Tam, maddara dokładnie wyczyściła i udrożniła nie tylko wyloty, ale i ich wnętrze oraz okolice zabijając bakterie, pomniejszając obrzęki na tyle by organ był niczym nowy, o przepustowości stosownej dla zdrowego smoka.
: 03 cze 2017, 11:30
autor: Figlarne Serce
– Figlarne Serce. – przedstawiła się krótko, a dalej siedziała już spokojnie, w całkowitej ciszy poddając się całemu leczeniu. Zioła może i były dobre, ale niestety bez odpowiedniego wsparcia magii nie zdołały zwalczyć jej choroby. Smoczyca nie miała jednak tego Ognistemu za złe, ponieważ zdarzało się to nawet i doświadczonym uzdrowicielom. Zdołała się nawet pocieszająco do niego uśmiechnąć, aby nie czuł się zawiedziony tym, że nie zdołał jej pomóc.
~ Nie przejmuj się, może za jakiś czas znowu spróbujesz i będzie lepiej. I tak jestem ci wdzięczna, że odpowiedziałeś na moje wezwanie. ~ przesłała mu mentalnie, bo mówić już prawie nie była w stanie. Zadziwiające, że mimo własnych cierpień bardziej się troszczyła o dobry stan psychiczny Czarnego Konsyliarza, ale taka już po prostu była. Miała dobre, pełne życzliwości serce.
: 13 cze 2017, 11:17
autor: Żar Zmierzchu
– Przykro mi. Maddara nie zawsze działa tak jak bym chciał. Staram się zwiększać swoje umiejętności, ale widać to ciągle za mało – wyjaśnił przyglądając się samicy, która wprawdzie zażyła zioła, ale jednak nie przestała kasłać, zaś gruczoły nadal były zatkane, czuł to przez dotyk. Wycofał energię z jej organizmu, cofnął łapę i odsunął się na pół ogona, dając jej miejsce i przestrzeń osobistą. Przyjrzał się jej uważnie. Nozdrza subtelnie uniosły łapiąc nuty zapachu.
– Nosisz silną woń Stada Ziemi, jednak nie widziałem cię na Szczerbatej Skale – zauważył. Odmówiła stawienia się? Czy była może poza Barierą w tamtym czasie? Wiele smoków urządza sobie wycieczki poza tereny Wolnych Stad, ale nie zatrzymują się na długo. Końcówka ogona cicho pacnęła o ziemię.
– Czy coś się stało Strzaskanemu Kolcu? Czemu nie podjął się leczenia twoich chorych gruczołów? – spytał zaniepokojony. Klerycy i uzdrowiciele Wody mieli zwyczaj znikać bez słowa, a Daimon nie odmawiał pomocy i zawsze był gdy ktoś go potrzebował. Czyżby miał wypadek? Albo zaginął jak kilku jego przyjaciół ostatnimi czasy. Przechylił łeb wpatrując się błękitnymi ślepiami w oczy nowo poznanej samicy.
: 13 cze 2017, 13:42
autor: Figlarne Serce
Skinęła lekko głową i westchnęła cicho, po czym spoglądała na Ognistego z uwagą wysłuchując wszystkiego, co mówił i decydując się na podjęcie rozmowy mentalnej. Zdecydowanie lepiej, żeby teraz nie nadwyrężała sobie gardła jeszcze bardziej, bo to może i później z pewnością utrudnić jej leczenie.
~ Nie było mnie tu wiele księżyców, dopiero niedawno powróciłam. ~ wyjaśniła, a na wspomnienie kleryka Ziemi westchnęła głęboko. ~ Z tego co słyszałam mój syn ma się dobrze, ale chyba lepiej, żebym mu się nie pokazywała na oczy. ~ rzekła zasmucona, opuszczając wzrok ku ziemi. Wszystko, co dotyczyło Daimona bolało i wzbudzało silne poczucie winy, wiedziała, że zraniła go bardziej, niż kogokolwiek z reszty rodziny. Dlatego też starała się go ze wszelkich sił unikać, aby nie musiał znowu przez nią cierpieć i mógł w spokoju skoncentrować się na własnym życiu. Dziwna sprawa, bo chociaż Figlarna była jeszcze młoda i piękna, to z każdym dniem czuła się coraz bardziej stara i niepotrzebna jako matka. Większość z jej dzieci zmarła, a te, które przeżyły były już dorosłe i w pełni samodzielne, zatem nie potrzebowały jej.
: 27 cze 2017, 16:00
autor: Żar Zmierzchu
– Ach, już rozumiem – odpowiedział, poprawiając pozycję siedzącą. Nozdrza subtelnie uniosły się węsząc i starając się zdobyć więcej informacji. Rzeczywiście, musiało jej nie być dość sporo czasu skoro zapach charakterystyczny dla Ziemi nieco już wywietrzał.
– Ostatnio sporo smoków powróciło zza Bariery. Widziałaś tam coś ciekawego? Jak udawało ci się uniknąć patroli smoków Równinnych, nie licząc ucieczki drogą powietrzną – spytał żywo zainteresowany światem poza bezpieczną bańką przez którą część smoków stała się gnuśna i słaba. Ale nie Ogień. Buchający Płomień dbał o to by regularnie podkreślać zagrożenie spoza Bariery, zaś Mącicielka swoim nastawieniem tylko pokazywała jacy Równinni są na codzień. Zapach przyniósł coś jeszcze.
– Wyczuwam bardzo wyraźną woń ziół. Czy byłaś niegdyś uzdrowicielką? Czy nadal parasz się swoją profesją? A może wyruszyłaś za Barierę by szukać jakiś niespotykanych tutaj ziół?
: 03 lip 2017, 13:18
autor: Figlarne Serce
Dopytywanie o to, co było poza barierą niestety dość mocno zdenerwowało smoczycę, która momentalnie zmarszczyła pysk. Jej pazury wbiły się też przy tym nieznacznie w ziemię, wspomnienie tamtych chwil było w tym momencie nie do zniesienia.
~ Wybacz, ale nie chcę o tym rozmawiać. ~ powiedziała może trochę za ostro, ale dla niej to w dalszym ciągu była otwarta rana i powracanie do tego po raz kolejny sprawiłoby jej tylko ból. Po chwili jednak zdecydowała się odpowiedzieć na dwa z zadanych jej pytań, wzdychając przy tym.
~ Tak, byłam kiedyś uzdrowicielką, ale nie zajmuję się już leczeniem. ~ stwierdziła krótko wyraźnie pokazując przy tym swoim spojrzeniem, że nie życzy sobie kontynuowania tego tematu. Tamto życie się dla niej już dawno skończyło, teraz była czarodziejką i na nowo próbowała odbudować lepsze relacje ze swoją rodziną. Po niedługim czasie pożegnała Ognistego uzdrowiciela i odeszła w swoją stronę.
: 10 sie 2017, 14:21
autor: Rozpromieniony Kolec
Jako że minęło już trochę czasu od kiedy powrócił na tereny Wolnych Stad, Świetlik zdecydował udać się na krótki spacer w celu dokładniejszego zwiedzenia terenów wspólnych. Za czasów pisklęcia wolał ograniczać takie wycieczki, a teraz jako że już nieco podrósł (ale niestety rangą wciąż jest pisklakiem), czuł się już nieco pewniej i nie obawiał się zagrożeń tak jak kiedyś.
Na jego pysku tak jak zwykle znajdował się szeroki uśmiech, a bystre oczy dokładnie rozglądały się dookoła, starając się ujrzeć jak najwięcej. I... ujrzały.
Natychmiast się zatrzymał, a jego źrenice zwęziły się, wpatrując się w jeden punkt. Zajączek! Żywy, puchaty zajączek! Złotołuskiemu przypomniało się, że nie jadł nic od dłuższego czasu, a taki zwierzak mógłby mi pomóc chociaż na moment, więc... Co zaszkodzi spróbować?
Prawdopodobnie to, że młodzik nie miał żadnego pojęcia na temat skradania. Jak tylko ruszył w stronę zwierzątka krzywym i chaotycznym chodem, który w zamyśle miał być biegiem, jego obiad natychmiast się spłoszył i czmychnął jak najdalej.
A skrajny zrezygnowany usiadł na polanie i głośno westchnął, zamykając błękitne ślepia.
: 10 sie 2017, 23:29
autor: Szlachetny Nurt
I znów udał się na spacer, ostatnio czas wypełniały mu głównie spacery i polowania. Tym razem jednak nie udał się do Szklistego Zagajnika, a w okolice Bliźniaczych Skał, spowodowane było to głównie chęcią poczucia jakiejś odmiany. Chodził więc tak sobie, a jego błękitne oczy nagle dostrzegły złote łuski. Czyżby jego brat, Słoneczny? Podszedł nieco bliżej i zauważył, że to jednak nie on, a po prostu nieco wyrośnięty pisklak, bądź młody adept.
Wydawał mu się trochę znajomy, ale nie był w stanie stwierdzić dlaczego. Jedyne co wiedział, to to, że pochodził ze stada ognia. Póki co przypatrywał się młodemu z daleka, on z kolei wpatrywał się w... królika? Ciekawiło go jak sobie z nim poradzi.
No, nie poradził sobie za dobrze, bo królik nawet gdyby był ślepy i przygłuchy, to chyba by uciekł. Co to za pomysł żeby biec do zwierzęcia, licząc na to, że się go złapie? Zaśmiał się delikatnie do siebie, tak by młody go nie usłyszał. Po czym zaczął powoli się do niego skradać, widząc jak siedzi zrezygnowany na polanie. Uniósł ogon lekko do góry, tak żeby nie przeszkadzał, wyciszył oddech i powoli zaczął stawiać łapy do przodu. Omijał wszystkie gałązki, łapy miał ugięte w stawach żeby jeszcze bardziej zmniejszyć swoją widoczność. I po chwili był już za Ognistym.
Powoli uniósł łapy i skierował ją do małego, po czym delikatnie klepnął go po barku.
– No młody, musisz się jeszcze podszkolić w skradaniu, widziałeś jak się do ciebie zakradłem? – Zaśmiał się, po czym przeniósł wzrok na miejsce w którym wcześniej znajdował się królik. Czyżby Ognisty był głodny? A może po prostu chciał się po prostu trochę pouczyć polowania?
Przeniósł błękitne ślepia znów na młodego, nadal coś mu się w nim wydawało znajomego. Wiele pisklaków spotykał na wspólnych, szczególnie w Szklistym Zagajniku, ale takiego poczucia jeszcze nie miał.
: 11 sie 2017, 15:19
autor: Rozpromieniony Kolec
Siedział zrezygnowany i spoglądał w miejsce w którym dopiero co znajdował się zajączek. Kompletnie nie spodziewał się, że znajduje się tutaj ktoś jeszcze poza nim, a w dodatku nie miał szans usłyszeć, że ten ktoś się zbliża, ze względu na sposób w jaki to robił. Świetlik nigdy wcześniej nie spotkał żadnego łowcy i kompletnie nie znał się na sposobach polowania, więc to co zrobił Wodny było dla niego dość... Nowe.
Drgnął zaskoczony, gdy poczuł czyjś dotyk na swoim barku i automatycznie odbił w drugą stronę, wykonując długi krok, który nie zakończył się zbyt dobrze, ponieważ świetlikowa łapa zdecydowała się zahaczyć o jakiś niewidoczny dla niego korzeń.
No i rąbnął całym ciałem o ziemię, nadal nie do końca zdając sobie sprawę z tego co się dzieje.
– A... ałaaa – jęknął niezadowolony.
Zamrugał, po czym powoli podniósł łeb z ziemi i odwrócił się w stronę tego czegoś, co zdecydowało się go wystraszyć.
A tym czymś okazał się inny smok! I to o łuskach podobnych do tych, które posiadał sam Świetlik! Niebieskie oczka przez moment zabłyszczały, ale po chwili na pysku zamiast uśmiechu można było zobaczyć lekkie niezadowolenie.
– Dlaczego mnie wystraszyłeś? – zapytał z wyrzutem.
Powoli wstał, jednocześnie otrzepując się z piasku, a na jego pysku ponownie ukazał się lekki uśmiech. Ogon z zaciekawieniem poruszył się na boki, a ślepia wciąż obserwowały nieznajomego. Pachniał stadem Wody, tak samo jak tata, więc chyba nie powinien być kimś złym, prawda?
– No... nie dość że widziałem to jeszcze poczułem – odpowiedział na jego pytanie – Powinienem się tego nauczyć, ale no... Mam dużo nauki do nadrobienia, a na dodatek jeszcze nigdy nie spotkałem żadnego łowcy, który byłby w stanie dobrze mnie tego nauczyć.
Mruknął nieco niezadowolony, ale jednocześnie widział w tym spotkaniu pewną okazję. Może złotołuski będzie na tyle miły, że mu z tym pomoże..?
: 12 sie 2017, 13:32
autor: Szlachetny Nurt
Nie wiedział, że młody tak bardzo się wystraszy, chociaż jaka mogła być jego reakcja na niespodziewane klepnięcie po barku? Chociaż ten upadek był raczej winą korzenia, którego młody nie zauważył. Na szczęście z tego co widział nie stało mu się nic i chyba był cały. No ale wolał się upewnić.
– Młody... nic Ci nie jest? – Zapytał dość niepewnie, przechylając nieco łeb. Mógł sobie w sumie darować tą demonstrację swoich łowieckich umiejętności, no ale nie mógł się powstrzymać. Przynajmniej młody już mniej więcej wiedział jak to się robi, prawda?
– Wybacz, może faktycznie trochę przesadziłem. – Odpowiedział młodemu nieco speszony. W gruncie rzeczy nie chciał go wystraszyć. No... może troszkę. Przynajmniej nie wypadł z wprawy w skradaniu się, w sumie wątpił, że uda mu się zakraść do małego, nie zwracając przy tym jego uwagi.
Uśmiechnął się, słysząc jego następne słowa. Faktycznie miał całkiem sporo do nadrobienia, zwłaszcza jeżeli chodzi o skradanie. Miał szczęście, że spotkał właśnie jego! Co jak co, ale łowiectwa, to mógłby nauczyć każdego. Akurat takie nauki sprawiają mu dużo przyjemności, zwłaszcza kamuflażu. Jeżeli młody faktycznie chcę się tego nauczyć... to mógłby spróbować powiedzieć mu co nieco o skradaniu i może nawet pokazać kilka sztuczek?
– Tak się składa, że ja jestem łowcą. Jeżeli chcesz, to mógłbym Cię trochę pouczyć skradania, czy czego jeszcze tam potrzebujesz. To jak? – Zapytał, uśmiechając się.
Swoje błękitne oczy całkowicie skupił na młodym, coś nie dawało mu spokoju. Niewiele widywał złotołuskich, tak właściwie to tylko jego i swojego brata, Słonecznego. Może przez to wydawał mu się taki jakiś znajomy.
– Słuchaj... wybacz moją ciekawość, ale.... jak nazywają się twoi rodzice? – Zapytał, znów dosyć niepewnie, jakby trochę wahając się. Tak jak wcześniej zauważył, nie znał z innego stada nikogo kto przypominał by go wyglądał. Zazwyczaj od razu rozpoznawał rodziców pisklaków, które spotykał na terenach wspólnych.
: 13 sie 2017, 17:42
autor: Rozpromieniony Kolec
– Chyba nie – odpowiedział prawie natychmiast.
Raczej ciężko byłoby mu się uszkodzić przy upadku na trawę. W końcu wcale nie był słaby! No, może łapa którą zahaczył o korzeń troszkę go bolała, ale zaczynało to powoli mijać, więc za bardzo się tym nie przejął. Przekrzywił łebek i wpatrywał się niebieskimi ślepiami w złotołuskiego łowcę, który zdecydował się go przeprosić. Odrobinę go to zdziwiło, przecież nie stało się nic poważnego... ale za to zdążył już uznać, że nieznajomy musi być dość miłym smokiem. No i pachniał Stadem Wody, tak jak tata, więc samczyk prawie od razu go polubił!
I polubił go jeszcze bardziej, kiedy usłyszał propozycję nauki. Tak, to było coś, czego młodzik naprawdę potrzebował! Jeszcze nigdy nie spotkał żadnego łowcy, a jako że miał duże braki w umiejętnościach to przydałoby mu się to nadrobić. Dlatego nie zamierzał narzekać.
– Nauczysz mnie? – otworzył szerzej oczka, które radośnie zabłyszczały – Dziękuję!
Uśmiechnął się szerzej, jednocześnie mrużąc ślepka, jednak gdy usłyszał pytanie znów spojrzał na złotołuskiego z lekkim zainteresowaniem. Ciekawe dlaczego o to się pytał?
– Moja mama to Brutalna Łuska, a tata to Śnieżny Blask i jest z Wody. Ty też jesteś z Wody, prawda? – spytał – I w ogóle to jestem Świetlik, a ty?
Uznał, że wypadałoby się przedstawić, tym bardziej, że starszy zaproponował mu naukę. Nie widział też problemu w tym żeby powiedzieć mu kim są jego rodzice, jednak był bardzo zaciekawiony tym, do czego była mu potrzebna ta wiedza. Może mu kogoś przypominał?
: 13 sie 2017, 22:01
autor: Szlachetny Nurt
Cóż, cieszył się, że młodemu nic się nie stało. Nie chciałby mieć pisklaka na sumieniu, chociaż co mogłoby mu się stać? Znajdowali się nie na skałach, a na ich podnóżach, przez co wszędzie była wysoka trawa, która nawet jeżeli upadek byłby silniejszy, zamortyzowałaby go.
Jak widać mały również się cieszył, jednak z faktu, że będzie mógł nauczyć się skradania. No trzeba mu przyznać, dobrze trafił.
Zdziwiły go bardzo jego następne słowa, młody był synem Śnieżnego. Chociaż... czy powinien się tak właściwie dziwić? Od początku wydawał mu się znajomy, wyglądem przypominał trochę jego brata. Do tego jeszcze ten złoty kolor łusek, który dość często występuje w jego rodzinie. Nie miał pojęcia, że Śnieżny znalazł sobie jakąś partnerkę, a tym bardziej, że miał z nią pisklęta. Brutalna... widział ją chyba tylko raz, na spotkaniu młodych.
– Śnieżny Blask? Tak się składa, że jest moim bratem... a to z kolei chyba czyni mnie twoim wujkiem. I taaak, jestem z Wody. Pozłacane Milczenie, łowca. – Przedstawił się, a na jego pysku pojawił się uśmiech. Nie mówił Świetlikowi o tym, że Śnieżnego nie ma od dłuższego czasu i nikt nie ma pojęcia gdzie się znajduje. Być może widział się z młodym jakiś czas temu, ale nie chciał ryzykować poruszania tematu.
No... i przydałoby się chyba zacząć naukę, na szczęście dobrze wiedział jak uczyć korzystania ze skradania. Miał już nawet stworzony pewien schemat nauki, chociaż dla każdego wygląda to jednak trochę inaczej i trzeba niektóre rzeczy zmieniać.
– No dobra, to zaczniemy naukę, co? Może na początek... powiedz mi na co według Ciebie powinno się zwracać uwagę podczas skradania? Wiesz, bezgłośnego chodu, żeby być jak najbardziej cichym. Powiedzmy, że miałbyś przed sobą sarnę, co zrobiłbyś żeby zakraść się do niej niezauważonym? – Zapytał, lubił zaczynać każdą naukę od takiego trochę teoretycznego początku. Najpierw on zadaje jakieś pytanie, a potem dopowiada, póki co się to sprawdza. Oczywiście mały nie wiedział raczej za dużo o skradaniu, jednak przed chwilą mniej więcej "zademonstrował" mu jak to mniej więcej wygląda.
: 20 sie 2017, 11:30
autor: Rozpromieniony Kolec
Młody otworzył szerzej ślepka, a na jego pysku ponownie ukazał się uśmiech, gdy usłyszał słowa złotołuskiego. Czyli on... Był jego rodziną? Jak do tej pory znał jedynie mamę i brata, raz widział tatę, ale jak się okazuje, wśród Stad było więcej związanych z nim smoków. Jeszcze nie zdążył poznać łowcy, a już zaczynał powoli go lubić. No bo w końcu... był jego wujkiem, prawda?
– Nikt mi nigdy nie mówił, że mam wujka – odezwał się – Tata nie opowiadał mi o innych smokach z Wody, bo chyba nie miał okazji, widziałem go tylko raz... Macie jeszcze jakieś rodzeństwo?
Zadał jeszcze pytanie na sam koniec. Był ciekawy czy nie ma jeszcze kogoś o kim powinien wiedzieć. A jako że był ciekawym smokiem to chciał wiedzieć jak najwięcej.
Później przeszedł do samej nauki. Krótki ogon kołysał się na boki, podczas gdy na pyszczku samczyka pojawiło się głębokie zamyślenie. Chciał przemyśleć wszystkie możliwe opcje i udzielić jak najlepszej odpowiedzi... A w razie potrzeby Wodny raczej mu pomoże, prawda?
– Jeśli chciałbym się zakraść do sarny... Na pewno uważałbym żeby mnie nie zauważyła! No bo co z tego, że będę cicho, jeśli zacznę się skradać od przodu i ona bez problemu mnie zobaczy? Dlatego próbowałbym podejść od tyłu albo od boku. A poza tym to uważałbym na rzeczy leżące na ziemi, bo albo mogę się na czymś potknąć i wywrócić, albo tak jak wcześniej, nadepnąć na coś co wyda jakiś dźwięk i wystraszy zwierzę – przerwał na chwilę i pomyślał nad kolejnymi, istotnymi sprawami – No i chyba to gdzie się skradam ma znaczenie. Bo jeśli zacznę przechodzić przez jakieś krzaki to sarna na pewno to usłyszy, ale jeśli spróbowałbym przejść obok nich to może w razie czego dałbym radę się za nimi schować? O ile bym się zmieścił.
Powiedział o wszystkim co w tym momencie wpadło mu do jego niedużego łebka. Miał nadzieję, że nie pominął zbyt wielu rzeczy, a nawet jeśli to zrobił to teraz ma dobrą okazję żeby nadrobić braki.