Strona 16 z 36
: 04 lut 2017, 19:35
autor: Niezłomna Cisza
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Czy ten smok miał depresję? Jego wypowiedzi zaczynały brzmieć, jakby tak własnie było. Ciągle tylko "jestem nikim", "nie rozumiem was", "nikt mnie nie lubi"... Powinna bawić się w psychologa, czy po prostu kontynuować rozmowę?
– Nikim? Kimś musisz być. Przecież patrząc na ciebie nie widzę pustej przestrzeni – powiedziała pomijając już słowa "urodziłem się nigdzie". Jednak jej głos nie był wrogi. Patrzyła na Bezimiennego łagodnymi, turkusowymi ślepiami.
– A co chcesz wiedzieć? – spytała, choć natychmiast przeszła do odpowiedzi. Raczej niezbyt treściwej, bo w gruncie rzeczy, to i życie Szept nie było jak dotąd niezwykle ciekawe.
– Urodziłam się pod Barierą w stadzie Wody. Obecnie jestem jego Wojowniczką... A tak poza tym to chyba zbytnio się nie wyróżniam z tłumu. Ani jaskrawe łuski, ani powalające umiejętności. Ot, raczej zwykły Wojownik, wierny stadu – powiedziała po prostu. Kilka zdań, które raczej niewiele mówiło, ale też smoczyca nie narzekała. Na zbyt wiele rzeczy nie skarżyła się w swoim życiu... Oczywiście, mogła nieco ponarzekać, czy to na chochliki, czy na samotność. Ale czy to były problemy, którymi przejmowali się sami bogowie? Skoro jak dotąd nawet nie zamierzali im pomóc w pokonaniu mgły, to drobne problemy jednego smoka, raczej niewiele ich obchodziły.
Swoją drogą to myśl, że rozmawiają już od jakiejś chwili, w raczej przyjaznej rozmowie, ale wciąż nie znali swoich imion, była nieco zabawna...
: 08 lut 2017, 23:44
autor: Mistycznooka
// Olejcie, samodzielka xDD
Sekret ostatnimi czasy była wobec siebie bardzo wymagająca. Każdą z Umiejętności chciała mieć wyćwiczoną jak najlepiej nim przyjdzie jej zmierzyć się z polowaniem. Stwierdziła że poćwiczy Lot. Przyleciała tutaj, nad rzekę bo zdawało jej się to odpowiednim miejscem. Na sam początek postanowiła że się rozgrzeje. Ugięła łapy, upewniając się że stoi stabilnie na ziemi a kiedy była pewna że tak jest, rozłożyła swoje już dosyć spore skrzydła i zaczęła nimi machać. Machała tak – Najpierw powoli z każdym uderzeniem serca przyspieszając – aż poczuła w nich trochę ciepła, co znaczyło że skrzydła są już gotowe by podjąć lot. Ale chciała poświęcić na rozgrzewkę jeszcze chwilę. Najpierw poprzechylała się troszkę na boki stojąc jeszcze na ziemi. Machając dalej skrzydłami, przechylała się – to na lewo to na prawo by przyzwyczaić się do takich ruchów. Chyba można zaczynać. Ugięła łapy w stawach, głowę schyliła tak by mieć ją na linii barków a ogon ułożyła tak by jej nie przeszkadzał. Pilnowała by wszystkie mięśnie były napięte, szczególnie mięśnie skrzydeł. Rozbiegła się i odbiła od ziemi, wybijając w powietrze po czym rozłożyła skrzydła i kiedy poczuła że powietrze uzyskane z rozbiegu przestało ją unosić zaczęła machać skrzydłami. Od razu spróbowała tego co ćwiczyła na lądzie – Łapy przycisnęła mocno do siebie a ogon uniosła w górę by móc nim sobie pomóc w sterowaniu i najpierw przechyliła się za pomocą tej "machiny" w lewo. Udało się! Potem znów wróciła do prostego lotu i robiąc to samo przechyliła się w prawo. Również wyszło! Kiedy dalej leciała prosto, stwierdziła że zrobi jeszcze jedno ćwiczenie. Zaczęła trochę wolniej i lżej machać skrzydłami by obniżyć lot i kiedy poczuła że się opuszcza, łeb wyciągnęła do góry a tylnymi łapami "odbiła się" od powietrza by zanurkować w dół. W pewnym momencie kiedy łapami poczuła że jest na tyle nisko że zaraz dotknie zamrożonej tafli jeziora, dodała siły i szybkości w machaniu skrzydłami i kiedy nabrała odpowiedniego przyspieszenia odbiła się znów tylnymi łapami, a ciało "wyrzuciła w górę" by poszybować znów dużo wyżej. Postanowiła na sam koniec zrobić sobie slalom tak, jakby na jej drodze coś było – Wyobraziła sobie że musi wyminąć coś dużego. Przyspieszyła machanie skrzydłami a kiedy była już blisko przeszkody, wygięła swoje ciało w łuk a ogon powędrował w prawą stronę. Skrzydła dalej pracowały, by nie obniżyć lotu. Na dziś już wystarczy – stwierdziła i przygotowała się do lądowania. Obniżyła lot na tyle, by znów móc na wyciągnięcie łapy namacać grunt po czym rozłożyła skrzydła i czekała aż siłą rzeczy opadnie. Kiedy wylądowała, odpoczęła chwile i wróciła do Jaskini.
: 11 lut 2017, 18:41
autor: Samiec
Jej pierwsze spostrzeżenie wydało się nieco infantylne, ale może chciała go w ten sposób rozbawić lub rozładować napięcie. Nie wydawał się smokiem z wybitnie wyrobionym poczuciem humoru, a uśmiechał się raczej z grzeczności, żeby nie drażnić jej przygnębioną miną.
Kiedy mówiła, wpatrywał się w nią jak urzeczony, tonął w jej cichym, przyjemnym głosie –Takie spokojne życie prowadzisz– stwierdził po dłuższej chwili, kiedy zapanowała cisza –Obawiasz się czegoś, czy ci takie odpowiada?–
Czy naprawdę mogła mieć takie niewielkie ambicje? Ranga, Stado, jedzenie, czy to mogło być wszystko czego pragnęła? –Ja na przykład uwielbiam, kiedy coś się dzieje, choć inicjowanie takich wydarzeń...– skrzywił się –Może nie potrafię wpasować się we wrażliwość innych. Ale wróćmy do tego, jak jest z tobą
: 01 kwie 2017, 20:52
autor: Szlachetny Nurt
Złocisty od jakiegoś czasu nigdzie sam się nie oddalał, dużo czasu zajmowały mu łowieckie nauki. Dlatego nie miał zbyt dużo czasu wolnego.
Chciał przejść się gdzieś już wczorajszego dnia, ale był strasznie zmęczony. Dlatego następnego dnia wstał nieco wcześniej i postanowił udać się do Zimnego Jeziora, kiedyś lubił tu przebywać. Zależało mu by być jak najwcześniej rano, wtedy powietrze jest chłodniejsze, szczególnie przy rzeczy. Złocisty kochał taki lekki, chłodnawy wietrzyk, dlatego tak lubił rzekę. Wyszedł z groty i wzbił się w powietrze, kierując się do swojego celu.
Gdy znajdował się już przy rzecze poszukał jakiegoś drzewka o które mógłby się oprzeć, jak to ma w zwyczaju. Zauważył jedno całkiem nie daleko, podszedł do drzewka znajdującego się przy rzece, oparł się o nie i odpoczywał.
Po chwili usłyszał jakieś szelesty kawałek dalej wyczuwał czyjąś obecność, jednak z jakiegoś powodu nie przejął się tym .
: 01 kwie 2017, 21:25
autor: Śnieżny Blask
Wyskoczył za krzaka z niesamowitym hukiem przerywając błogi odpoczynek swojego brata.
– NIESPODZIANKA! – Wykrzyknął, uśmiechając się od ucha do ucha i przyglądając się Złocistemu.
– Nie spotkaliśmy się jeszcze, ale po zapachu czuje, że jesteśmy rodzeństwem. Strasznie dużo czasu spędzasz z ojcem więc czuć to. – Oznajmił mu, gdy emocje nieco opadły. Cóż, żył już na tyle długo, że umiał niektóre rzeczy określać po zapachu, a przynajmniej określić po zapachu.
– Co tu ciekawego porabiasz? Nie wiem czy ci ojciec wspominał, ale ja nazywam się Śnieżny Kolec. Jestem klerykiem. Tak sobie ostatnio leczę te poranione smoki. – Opowiedział młodszemu braciszkowi. W końcu widział, że jest od niego nieco młodszy. Nie wiedział o ile dokładnie, ale to raczej nie było teraz ważne?
: 02 kwie 2017, 17:23
autor: Szlachetny Nurt
Złocisty osiągnął pełny spokój i wypoczywał, gdy nagle coś wyskoczyło z krzaków, krzyknęło na niego "Niespodzianka!", z tego wszystkiego aż zwalił się z pod drzewa. Tego się faktycznie nie spodziewał. Popatrzył się na smoka, który stał przed nim i przyjrzał mu się. Potem słuchał co ten tajemniczy osobnik mówi do niego. Te coś twierdziło, że jest jego bratem i w sumie wyglądało mu na takiego. Był trochę podobny do niego, miał też zapach jak ojciec. Wyglądał też na trochę starszego niż Złocisty.
– Witaj, trochę mnie zaskoczyłeś. Tak, ojciec mówił mi o tobie, w sumie to dziwne by było gdyby nie mówił. Nie mieliśmy się jeszcze okazji widzieć, jak nie ja miałem nauki, to ty kogoś leczyłeś. Nie wiem czy tata wspominał ci z kolei o mnie, ale jestem Złocisty Kolec, możesz mówić mi też Kawka i cóż, jeszcze nikim nie jestem, ale szkolę się na łowcę.
– Ahh, trudne to chyba zajęcie leczyć inne smoki, taki uzdrowiciel to ma chyba najwięcej do roboty ze wszystkich. I jeszcze do tego duża na nim leży odpowiedzialność.
Ty też przyszedłeś tu odpocząć i trochę pomyśleć? – Dodał po chwili Złocisty, patrząc na brata, którego o dziwo widział pierwszy raz.
: 05 kwie 2017, 20:59
autor: Śnieżny Blask
– Nie wiem, czy takie dziwne. Tatko czasem zapomina o niektórych rzeczach. Nie zaskoczyłby mnie, gdyby nie wspomniał o mnie i uznał, że zginąłem. Sam bym tak zrobił. – W sumie Śnieg wiedział doskonale, że takie długie zaszywanie się i nie pokazywanie można uznać już za zaginięcie. Szkoda, że nikt go nie poszukiwał. Chociaż może to i lepiej? Przecież to by było uporczywe. A tak to sobie odpoczął, swoje przemyślał i teraz hula po świecie.
– Niestety, ale nie rozmawiałem zbytnio z ojcem. Za to Kryształowa mówiła mi o tobie i Słonecznym. A i byłem na twojej ceremonii. – Opowiedział dalszą część historii. Nie utrzymywał kontaktu z zbyt wielką ilością smoków. Ale powoli to zmieniał. Powoli i sukcesywnie poznawał stado, inne smoki z innych stad.
– A tam, nie gadaj. Nie jesteś nikim. Jesteś adeptem, jesteś smokiem, jesteś członkiem stada wody. Masz wiele funkcji na raz także to nie tak, że jesteś nikim. – Spojrzał na brata z radością w oczach. Może i Złocisty nie to miał na myśli, jednak Śnieg po prostu nie chciał, żeby ktoś czuł się niepotrzebny. Każdy jest potrzebny. Gdy ktoś jest niepotrzebny to się po prostu nie rodzi.
– Nie wiem, czy takie trudne. Co prawda jest dużo rzeczy, o których trzeba pamiętać. Inne zaś wchodzą dopiero w nawyk po paru wykonanych leczeniach. Czasem możesz się w czymś pomylić. Uczysz się na błędach. Jednak każde zajęcie w stadzie jest tak samo ważne. Uzdrowiciel nie zrobi za wiele, gdy w stadzie nie ma łowcy, który go nakarmi. Za to stado jest łatwym celem do ataku, gdy nie ma czarodziejów i wojowników. Wszystko się zazębia. Jeśli brakuje piastunów to porzucone i osierocone pisklęta często mają nie mają opiekunów, bo inne smoki mają inne rzeczy na głowie. Każdy jest potrzebny, aby stado prawidłowo funkcjonowało. – Zaczął wyjaśniać bratu. Najważniejsze to było uzmysłowić sobie, że każda funkcja w stadzie po coś była. Może i uzdrowicielstwo wydawało się trudną sztuką, tak po prostu smoki rodziły się z pewnymi predyspozycjami i podejmowały decyzje, które były świadome. Ktoś kto chciał być uzdrowicielem czuł do tego dryg przez co pewnie szło mu to prościej.
– Dla mnie na przykład łowiectwo wydaje się bardzo trudne. Trzeba umieć dobrze znajdować ślady, tropić je, a potem pamiętać o tylu rzeczach podczas skradania! – W ostatnich słowach podniósł nieco ton, łapiąc się za głowę, aby pokazać, że to dla niego zbyt wiele.
– A w sumie przypadkiem na ciebie wpadłem. Szedłem do groty, ale mogę pogadać z tobą. Chciałem cię poznać w sumie. – Jego łagodny ton docierał do uszów samca, a on sam usiadł jeszcze wygodniej. Czuł, że mają przed sobą trochę rozmowy.
: 08 kwie 2017, 20:32
autor: Szlachetny Nurt
– Faktycznie ojciec to niezły sklerotyk, o wielu rzeczach zapomina. A i tak, przypomniało mi się.... widziałem cię na ceremonii, ale nie wiedziałem, że ty to ty... no wiesz.
No ale teraz już wiem! – Powiedział Złocisty z radością, bardzo cieszył się z tego spotkania, niewiele ostatnio spotykał się z innymi, może teraz się to zmieni?
– Ahh dzięki, może nie do końca to miałem na myśli, ale poprawiłeś mi trochę humor, teraz czuję się trochę bardziej jak ktoś, a nie jak nikt.
Możemy pogadać, tylko o czym? O tobie, o mnie, o stadzie, a może zupełnie o czymś innym? – Dodał po chwili złocisty, brakowało mu trochę takich rozmów, a teraz jest dla niego najlepsza okazja żeby z kimś pogadać, i to z własnym bratem.
: 08 kwie 2017, 22:05
autor: Śnieżny Blask
– Owszem, byłem na twojej ceremonii. Jednak zapomniałem przez swoje urwanie głowy ci pogratulować. Teraz wiec to robię i gratuluje. Obyś jak najszybciej wyrósł na łowcę! – Wykrzyknął z radością spoglądając na brata. Ah, miał tyle rodzeństwa, a praktycznie ich nie znał. Jedynie swoją siostrę. Jednak ta ostatnio stała się trochę... inna. Może miała problem jakiś?
– Co cię skłoniło do zostania łowcą? Słyszałeś na jaką zwierzynę będziesz polować? – Zapytał z zaciekawieniem w głosie. Co kierowało Złocistym, że wybrał akurat tę drogę? Przecież miał tyle opcji, ale jednak coś skłoniło go do podjęcia właśnie tej decyzji.
– Może masz jakiś temat, który cię zastanawia? – Zapytał, przyglądając się uważnie Złocistemu. Ziewnął otwierając szeroką paszczę i połykając dużą ilość powietrza. Mimo wszystko było wciąż dość wcześnie, ale właśnie taka pora była idealna do wstawania. Miało się cały dzień dla siebie.
: 10 kwie 2017, 21:28
autor: Szlachetny Nurt
– Ahh, a ja z kolei zapomniałem ci podziękować, dlatego właśnie teraz ci dziękuje za to, że byłeś na mojej ceremonii, naprawdę wiele to dla mnie znaczy. – Powiedział radośnie Złocisty.
– Co mnie skłoniło? Cóż.... po prostu od początku mnie to jakoś ciekawiło, inne profesje nigdy mnie jakoś nie interesowały, łowiectwo to po prostu coś co czuje, że chciałbym robić, za bardzo jeszcze nie wiem na co będę polować. Póki co uczyłem się podstawowych umiejętności łowieckich, przynajmniej taka nauka mi się podoba. Na przykład w jednej z nauk musiałem się ukrywać przed lochą i jej trzema małymi dzikami. Przyznam, że było to ciekawe, dziki biegały mi nawet po łapach. Jak już nauczę się pozostałych zdolności, to wtedy przyjdzie czas na moje pierwsze polowanie. – Dodał po chwili Złocisty patrząc na brata.
– Jeżeli chodzi o tematy które mnie zastanawiają, to cóż może moglibyśmy porozmawiać o innych stadach, może o Bogach? Nie wiele o nich wiem, a z ty z kolei wyglądasz mi na takiego, który wie sporo, bracie. – Powiedział Złocisty, mając nadzieje że uda mu się trochę dłużej pogadać z bratem, może nie wybrał najciekawszego tematy, ale ten mimo, że poważny to interesował go.
: 20 kwie 2017, 19:05
autor: Śnieżny Blask
– Dobra, koniec z tym zapominaniem! Co to za rodzina, która o niczym nie pamięta! – Zaśmiał się. Sam nie wiedząc co go tak rozbawiło, to był temat bardziej do żałoby niż do śmiania się.
– To wspaniale, że się w tym odnajdujesz. Grunt to wybrać odpowiednią drogę życia i się nią kierować. – Rzucił do Złocistego, mimo tego, że wciąż nie rozumiał co jest takiego niesamowitego w łowiectwie. Przecież to było... tak strasznie zawiłe i skomplikowane. O ilu rzeczach trzeba było pamiętać!
– To może zacznijmy od stad. Mamy cztery stada, ale liczba ta nie musi być ciągle taka sama. – Rozpoczął swój monolog, napawając się dumą z powodu tego, że ktoś uznał go za bardzo dobrze doinformowanego. Cóż, wiedział to i owo, mógł się poszczycić tym wszystkim i właśnie do tego zmierzał.
– Historia pokazuje, że liczba stad może się zmieniać. Słyszałeś o stadzie Wiatru? Nie? No ja właśnie też nie. A kiedyś istniało takie stado. Dawno dawno temu zanim na naszych ziemiach pojawiło się stado Cienia. Jednak zajmijmy się teraźniejszością. Mamy cztery stada. Stado Ognia, Stado Wody, Stado Ziemi i Stado Cienia. Jeszcze do niedawna mieliśmy sojusz ze stadem Ziemi. Jednak pewnego magicznego dnia się to zmieniło i już nie mamy sojuszu z tym stadem. Aktualnie żadne stado nie ma ze sobą sojuszy, a wszyscy siebie traktują z dużym dystansem. – Powiedział powoli, nie chcąc, aby jego młodszy brat zgubił wątek.
– Przez to, że pomiędzy stadami nie ma sojuszy, trzeba dużo mocniej pilnować wszystkich granic. Gdy mieliśmy sojusz ze stadem Ziemi to mogliśmy ignorować patrole na granicy z nimi. W końcu nie byli dla nas zagrożeniem, bo byli naszymi sprzymierzeńcami. – Dodał po chwili zastanowienia.
– W przeszłości stado Wody rozpadło się, było tak strasznie małe, że nie mogło sobie samo poradzić. Przez co połączyło się ze stadem Ziemi tworząc Stado Życia. Wodniści żyli w tym stadzie przez kilkanaście księżyców, jednak potem odłączyli się. Nie znam niestety szczegółów, musiałbyś się pytać o to naszego ojca, bo z kolei nasz dziadek był przywódcą zaraz po tym jak woda się odrodziła. Wspomniane stado Wiatru połączyło się ze stadem Ognia, ale tamci nie zmienili swojej nazwy. A pamięć o wietrze została na dobre zatracona. Chyba nie ma już żadnego rdzennego członka stada wiatru, który by żył w tamtych czasach. – Po czym spojrzał na brata pytającą miną. Miał nadzieję, że wszystko zrozumiał.
: 20 kwie 2017, 21:10
autor: Szlachetny Nurt
Złocisty z uwagą słuchał swojego brata Śnieżnego Kolca. Widać było, że sporo wie o wielu rzeczach, ciekawe tylko od kogo. Po chwili padł temat sojuszy wody z ziemią, niesamowite jak w krótkim odstępie czasu sojusznicy mogą stać się wrogami, może to i lepiej, że w tym momencie żadne nie istnieją? Ciekawiło go jednak dlaczego ten sojusz się rozpadł, jeszcze niedawno przecież Złocisty normalnie rozmawiał z Ziemnymi, a nawet jedna z nich uczyła go skakać.
– Dlaczego sojusz między stadem Ziemi i Wody się rozpadł? Przecież jeszcze niedawno byli na naszych ceremoniach i nie wyglądało to na napięta sytuację między stadami. Powód był jakiś konkretny czy może raczej jakaś błahostka, albo kłótnia? – Zapytał Złocisty, ciekawe czy Śnieżny wie dlaczego.
Po chwili jeszcze pojawił się temat patroli, Złocisty w końcu niedawno na takim był. I tu również zaciekawiła go jedna rzecz, dlatego od razu korzystając z okazji wypytał o to brata.
– A co się stanie jeżeli zaniechamy patroli i odnawiania granic, czy wrogie stada mogą od tak zagarnąć sobie nasze ziemie? Tak samo jak my ich? – Zapytał spokojnie Złocisty.
Następnie Śnieg opowiadał o historii Wody, o tym jak ostatnia garstka stada dołączyła do wody tworząc stado życia. Ciekawe co by było gdyby po jakimś czasie się nie odłączyli, pewnie przestaliby istnieć, jak stado wiatru. Po chwili namysłu kiwnął głową, dając bratu znak, że wszystko rozumie.
: 20 kwie 2017, 21:22
autor: Śnieżny Blask
– Sojusz z Ziemią rozpadł się, gdy nasz ojciec zechciał zmienić przywódcę Ziemi, bo według niego Opoka się nie sprawdziła. Tyle wiem, w strasznie okrojonej wersji. Jak będziesz chciał wiedzieć więcej to zapytaj ojca. – Powiedział z lekką pogardą w głosie. Przecież zdecydowanie było to nietaktowne zachowanie z jego strony. Taki wybitny polityk z niego, że nie umie zachować dobrych stosunków z sojuszniczym stadem, oj niedobry.
– Jak dla mnie to błahostka. Obie strony zareagowały zbyt gwałtownie. – Dodał po chwili, przyglądając się uważnie swojemu bratu.
– Jeśli zaniedbamy patrole to nasze granice zaczną słabnąć. Czyli nasi sąsiedzi będą mieli swoje granice zaznaczyć na przykład dalej niż zazwyczaj to robią. Dodatkowo jeśli granica jest nieodnowiona to łatwiej przedrzeć się do obozu innego stada. – Opowiedział bratu. Miał nadzieję, że Złocisty nigdy nie zaniedba swojego patrolu. Byłaby to katastrofa.
: 20 kwie 2017, 21:43
autor: Szlachetny Nurt
Złocisty spokojnie słuchał brata, który odpowiadał na jego pytania. W sumie to lubił takie przypływy wiedzy, daje mu to w końcu lepszy pogląd na świat.
– Ciekawe co tacie nie podobało się w Opoce, on raczej nie rzuca słów na wiatr, cóż musiał mieć jakiś poważny powód. Mimo wszystko powinni obgadać to między sobą, a nie doprowadzać do rozlewu krwi między dwoma stadami, które jeszcze niedawno były w tak dobrych stosunkach. – Powiedział Złocisty do swojego brata, wychodzi na to, że rzeczywiście przez zwykłą błahostkę doszło do wojny, oczywiście nie wiedział tego do końca, nie było go w końcu gdy doszło do końca sojuszu. Być może było to coś poważniejszego.
– Dobrze mi się z tobą rozmawia bracie, od kogo tyle wiesz? Od taty, czy może kogoś innego?
Mam nadzieje, że chociażby o bogach wiesz tyle co o stadach, ja na przykład trochę więcej wiem tylko o Ateralu, Bogu Śmierci. – Powiedział Złocisty do Śnieżnego, dziwne że na ten temat młody smok wiedział tak niewiele, ale w końcu od tego ma starszego brata.
: 20 kwie 2017, 21:58
autor: Śnieżny Blask
– Niestety, ale rozlew krwi rozniósł się na cztery stada. Przy okazji sojusz Ognia i Cienia też się rozpadł. Jednak ja ci nie powiem co dokładnie się tam stało. Dlaczego Ogień i Cień również się pogryźli. Nie mi to wszystko oceniać. – Dodał jedynie do poprzedniego tematu.
– Wiem tyle od naszego ojca. Od innych smoków, z którymi rozmawiałem. Wiem też sporo z powodu tego, że coś gdzieś zasłyszałem albo po prostu przy tym byłem. Umiem też kojarzyć pewne fakty. – Wyjaśnił spokojnie bratu. Pewnie z wiekiem również zyska taką umiejętność. Tego nie dało się nauczyć od innych smoków.
– Jasne, słuchaj zatem o bogach. Istnieje Immanor. Największy z bogów, który patronuje Stadu Ziemi. Dba o to, aby smoki nie mdlały od najlżejszej z ran. Mówi się, że jak smok Immanorowi, tak Immanor smoku. Immanor jest Panem Życia, dlatego smoki czasem mogą sobie życzyć, że Immanor im w pisklętach wynagrodzi. Jako podzięka za włożony trud w zadanie. Immanor ma trzech braci. Kamanora, który jest patronem wszystkich siłaczy na terenie naszych czterech stad. Thahar jest drugim bratem Immanora. Patronuje on łowcom i daje im szczęście na polowaniach. Jednak jest niski i gruby więc mówi się, że ktoś ma apetyt jak Thahar. Trzecim bratem zajmiemy się później. Obok trójki braci Immanor posiada również siostrę. Nazywa się Nenya. Moja ulubiona bogini, gdyż ponoć miłuje dobry humor. Jednak obdarzyła również smoki zręcznością, dzięki której możemy biegać, skakać, latać oraz walczyć! Immanor doczekał się również potomstwa. Nie mam pojęcia jak rozmnażają się bogowie, ale Naranlea, Uessas, Nytba to jego dzieci. Naranelea dała smokom maddarę, z której mogą korzystać. Tak samo stworzyła barierę, która chroni nas przed Równinnymi. Nie widziałem nigdy żadnego, ale nie słyszałem pochlebnych opinii na ich temat. Ponoć są brzydkie. Ale wszystkie smoki są brzydkie w porównaniu z najpiękniejszą Nytbą. To były dwie córki, ale jest jeszcze Uessas. Kochaś jakich mało! Jednak nie ma co mu się dziwić. W końcu został patronem miłości. Ponoć zrozpaczone smoki proszą go o pomoc, aby ten szeptał czułe słówka na ich temat do ucha wybranki. Nie wiem na ile to prawda, jednak jeśli kiedyś nieszczęśliwie się zakocham to chętnie to sprawdzę. Naranlea ma również potomstwo, a ja wciąż nie mam pojęcia jak. Lahae, córka Naranlei, która pomaga smokom widzieć lepiej i być bardziej spostrzegawczymi oraz Erycal, syn Naranlei, patron uzdrowień i medyków. Ponoć można w Świątyni prosić go o pomoc w pokonaniu kalectwa. Nie wiem na ile w tym prawdy, nie chce się jednak przekonywać. Jest również Valanyan. Partner Nenyi. Nie wiem skąd się wziął, ale pomaga przekazywać wiedzę innym smokom oraz Viliar, który nosi miano boga niesłusznej wojny. Ponoć gdzieś znajduje się arena, gdzie Viliar rozkoszuje się obserwowaniem walk smoków z różnymi stworami, kreaturami i drapieżnikami. Immanor jako Pan Życia miał również brata, Pana Śmierci – Tarrama, który zstąpił na smocze stada i próbował przejąć nad nimi kontrolę. Został pokonany i nie wiem co się z nim stało. Chce się tego dowiedzieć! Na jego miejsce narodził się nowy bóg. Ateral go nazywają. Pomaga przejść smokom na drugą stronę po śmierci. Ponoć można go spotkać na tych ziemiach, ale nie miałem jeszcze okazji. – Zakończył swój monolog. Miał nadzieję, że samiec zrozumiał wszystko i nigdzie się nie zgubił.
: 20 kwie 2017, 22:57
autor: Szlachetny Nurt
Złocisty z uwagą słuchał Śnieżnego, tym razem mówił jeszcze więcej i jeszcze ciekawiej, wiedział o każdym z bogów. Niektórzy wydawali się ciekawi, na przykład Thahar, który jest patronem łowców, czyli w przyszłości również Złocistego. Inni trochę mniej. Starał się zapamiętać o każdym z nich. Gdy Śnieg skończył mówić, Złocisty kiwnął głową na znak, że rozumie, jednak było kilka rzeczy, które go.... interesowały. Zaciekawiła go sprawa patronów stad, dlatego zapytał od razu o to Śnieżnego.
– Skoro Stado Ziemi ma swojego patrona, to czy inne stada maję też swoich? Na przykład Cień czy Ogień, albo my. I dlaczego Immanor jest akurat patronem ziemi, to on wybrał ich, czy oni jego? Przecież życie ważne jest dla każdego. – Zapytał spokojnie Złocisty.
Również inna rzecz bardzo go ciekawiła, a mianowicie Tarram, a tak właściwie kogo by to nie interesowało? Wśród tylu pozytywnych bogów był jeden, który najwidoczniej był zły. Postanowił dopytać o to brata, może zaspokoi jego ciekawość?
– Dlaczego Tarram chciał przejąć kontrolę nad stadami? Był szalony, czy może przyświecał mój inny cel? Wszyscy bogowie o których wspominałeś są dobrzy i pomagają nam, obdarowują różnymi zdolnościami i pomagają w trudnych chwilach, na przykład przy tym kalectwie. A tu nagle jeden z nich chce zrobić coś takiego, dlaczego inni bogowie go nie powstrzymali? Jego brat Immanor mógł chociażby przemówić mu do rozsądku. – Powiedział Złocisty patrząc z ciekawością na Śnieżnego.
: 21 kwie 2017, 13:08
autor: Śnieżny Blask
– Stado Ziemi samo wybrało sobie swojego patrona. Tak jak każde możliwe stado. Akurat w stadzie Ziemi to się wiąże z tym, że smoki stamtąd pochodzące są dużo bardziej wytrzymałe niż reszta smoków. Przynajmniej rodzą się takie. A Immanor jest patronem wytrzymałości. Za to w naszym stadzie, naszym patronem jest Nenya, patronka zręczności. W stadzie Ognia jest to bodaj Kamanor. W Cieniu na patrona wzięli sobie Aterala, którego utożsamiają z kolejnym wcieleniem swojego boga, który nawet nie wiem jak się nazywa. Niestety, nie wiem wszystkiego. – Ostatnie zdanie wypowiedział z lekkim smutkiem. Chciał tak bardzo zaimponować bratu wiedzą, a teraz okazało się, że jednak czegoś nie wie!
– Tarram pragnął władzy. Pragnienie władzy prowadzi nas często do zguby. Tak było np ze Słowem Prawdy. Smokiem, który objął przywództwo w stadzie Życia. Wtedy też smoki Wody postanowiły się odłączyć, bo nie chciały żyć pod panowaniem takiego smoka. Jednak wracając. Tarram nie mógł pokonać bogów, a chciał rządzić. Także zszedł na ziemię, opętał jednego z wojowników i chciał podporządkować sobie wolne stada. Uwięził resztę bogów. Nie wiem w jaki sposób, ale uwolnił ich Bóg Zimy – Kaltarel. Bóg, którego się już nie wyznaje. Osłabiony Tarram został uwięziony w ciele Erycala, boga uzdrowień. A na jego miejsce powstał nowy bóg – Ateral, który go zastąpił i stał się bogiem śmierci i sprawiedliwości. – Próbował to ująć w jakimś sensownym skrócie. Gdyby miał opowiadać całą tę historię to zajęłoby to mu na pewno z kilka dni.
: 21 kwie 2017, 21:38
autor: Szlachetny Nurt
Złocisty znów słuchał brata, który odpowiadał na jego pytanie, jak to dobrze mieć kogoś kto odpowie, na zadane pytania, oczywiście o ile jest to w temacie.
A więc Nenya jest ich patronką, dlatego ich stada jest takie zręczne, to by wiele wyjaśniało. Nie martwiło go, że brat nie wiedział wszystkie, w końcu nie ma smoków wszechwiedzących, nawet sam Prorok może w końcu nie wiedzieć kilku rzeczy.
Najbardziej ciekawiła go sprawa Tarrama, dlatego też najuważniej słuchał gdy Śnieżny o tym mówił. I tutaj znów zainteresowała go pewna Kalterala, Boga Zimy. Skoro jego brat tak dobrze odpowiada, to czemu nie zapytać go jeszcze o to? Jeżeli Złocisty nie dowiedziałby się o tym, to potem męczyłoby go to tak, że nie zasnąłby.
– Kalteral był bogiem zimy, w sensie nie wiem, panował nad pogodą podczas tej pory roku? I tak właściwie, to dlaczego tego Kalterala już się nie wyznaje? Zrobił coś złego? Przecież z tego co mówiłeś to był bohaterem, ratując resztę bogów, takiego to powinno się tym bardziej wielbić. Dziwne że bogów można od tak przestać wyznawać, ciekawe czy będzie taki dzień, że smoki przestaną wyznawać jednego z obecnych bogów. – Zapytał Złocisty, jejku, ile on się dzisiaj dowie, oby mu łeb od tej wiedzy nie pękł.
: 21 kwie 2017, 22:02
autor: Śnieżny Blask
– Bogowie pojawiają się i znikają w życiu smoków. Nie wiem jak stary jest Kalteral, ale nie jest związany z naszymi wierzeniami. Dlatego nie czcimy go. Smoki często zapominają, mają tendencje do nie pamiętania o najważniejszych smokach ich w życiu, a sądzisz, że będą pamiętać o bogach? Bogowie są dodatkiem w naszym życiu. Oni żyją swoim życiem, my swoim, a czasem nasze drogi się schodzą. – Wyjaśnił bratu. Sam nie pojmował natury wszechrzeczy, nieśmiertelności czy bóstw. Próbował brać to według racjonalnego spojrzenia.
– Przecież smoki z łatwością przestały wyznawać Tarrama. Na jego miejsce pojawił się nowy bóg. Kto wie jak było z Kalteralem. Może na jego miejsce pojawili się obecnie bogowie? Może kiedyś smoki wyznawały bogów pór roku? Nie dowiemy się tego, bo nie ma na świecie tak starego smoka. Nawet prorok nie jest tak stary, aby to wszystko pamiętać. – Wyjaśnił bratu, uśmiechając się serdecznie do niego. Jeśli dzięki tej rozmowie jego brat zrozumie bardziej otaczający go świat to jego serce się naprawdę radowało.
/raport wiedza I
: 26 maja 2017, 15:02
autor: Samiec
// tu już chyba koniec?
/notka dla mnie taka, że to jest fabuła po wydarzeniach z Umbrą, ale przed wydarzeniami w Cieniu. naprawiam zabitą czasoprzestrzeń q~q
Siły miał coraz mniej, z wolna tracił poczucie czasu. Wydawało się, że już nic nie ma znaczenia, obraz na przemian stawał się ciemny i niewyraźny, a potem znów nabierał ostrości, dekoncentrując Samca. Czuł otaczającą go krew, ale starał się oddzielić od jej doświadczania, nie chciał już aby napełniała go niezdrową energią, zależało mu jedynie na wyciszeniu. W głowie dudniła mu odpowiedź Undarii, tak boleśnie prosta i jednocześnie komplikująca wszystkie jego wartości, że zupełnie nie potrafił się skupić. Bolesny mętlik.
Oddychanie pod Wodą było trudniejsze, co z przerażeniem zauważył dopiero po dłuższym czasie, wcześniej zbyt pochłonięty oddalaniem się w pośpiechu od brązowej, jakby istniała szansa, że za nim podąży.
Po dłuższym odcinku wynurzył się, nabierając powietrza tak łapczywie, jakby jego własna Przestrzeń stwierdziła, że już nie zamierza go akceptować. Wyrzucił łapy na brzeg, zahaczając szponami o trawę i tak zastygł, tonąc wciąż we własnej krwi. Jego łapy trzęsły się, ale nie wiedział dlaczego i tylko wpatrywał się w nie, zaskoczony, starając się skoncentrować na tyle, by powstrzymać niepożądany odruch.
Wszystko to tylko tępa przyjemność, dzika i podświadoma, bez żadnej wartości, ani budowanego przywiązania. Jak mógł, w celu zaspokojenia tego pierwotnego instynktu tak niszczyć swoje ciało? Oparł łeb na brzegu, resztę ciała wciąż zostawiając w Wodzie, która go uspokajała i przymknął ślepia, starając się pojąć to wszystko.
2x lekka
1x średnia
1x ciężka
: 27 maja 2017, 14:33
autor: Tejfe
Szedł wesoło, wręcz tanecznym krokiem, a dusza jego się śmiała. Pierwszy raz, od tak dawna, można powiedzieć, że Daimon odczuwał prawdziwe, niewymuszone szczęście. Kto, by pomyślał, że wzajemna miłość jest w stanie mu tyle dać? Dzisiaj czuł się na siłach nawet w tym, by zmierzyć się ze swoją dolegliwością, wariactwem, już sam nie wiedział jak to nazywać i pokonać to raz na zawsze, albo nauczyć się to wreszcie kontrolować. Gdy jest się tak zakochanym, nie myśli się racjonalnie i w tej chwili kleryk Ziemi nie bał się, tak jak jeszcze parę dni temu. Musi działać teraz, póki jest w tak dobrym stanie i póki endorfiny szaleją mu w głowie.
Od spotkania z Umbrą wracał przez tereny wspólne, dokładniej przechodził przez tereny koło Zimnego Jeziora. I już prawie przeszedł wzdłuż brzegu rzeki, kiedy nagle zamarł, kątem oka dostrzegając przed sobą wystające i czepiające się brzegu łapy i wysunięty łeb. Podszedł bliżej i zobaczył na wpół przytomnego smoka, zanurzonego w wodzie, bardzo rannego. Nie poznał go od razu, ale od razu wziął się do działania.
-Trzymaj się tak mocno, jak możesz.– powiedział, choć nie był pewny czy go zrozumiał, przypadł do ziemi i delikatnie, ale stanowczo wsadził mu łapy pod pachy, zauważając przy tym kolejną ranę, nie tylko tą na szyi, po czym zapierając się tylnymi nogami o ziemię zaczął ciągnąć do przodu, by wyciągnąć rannego z wody. Samiec nie należał do tych najlżejszych smoków i Strzaskany trochę się namęczył i nasapał wyciągając go z koryta rzeki, brudząc się przy tym woda i krwią. Ułożył go jeszcze w bezpiecznej pozycji i dopiero teraz pozwolił sobie na sekundę przerwy. Popatrzył na niego raz jeszcze i doznał olśnienia. Przecież go znał, co prawda nie z imienia, ale spotkali się już. W niezbyt przyjemnych okolicznościach. No, ale co z tego, kiedy teraz ten potrzebował pomocy, a on jako przyszły Uzdrowiciel powinien mu jej udzielić? Pomógłby mu nawet, gdyby nie miał dzisiaj tak dobrego humoru. Za pomocą magii zebrał okoliczne patyczki, większe i mniejsze, które ułożył w stosik, osuszył i zapalił niedaleko chorego smoka, robiąc ognisko. Dopiero mając pewność, że ten nie wychłodzi się całkiem, bo nie wiadomo ile w tej wodzie siedział, a rzeka ciepła nie była, przywołał zioła potrzebne do leczenia: kalinę, jemiołę, tasznik, żywokost i babkę lancetowatą, oraz miseczki i patyczki, którymi się posługiwał. Zaczął od przygotowania napar z owoców kaliny, które wsadził do miseczki i zalał wrzątkiem, a następnie po chwili leciutko ostudził. Podszedł do na wpół przytomnego smoka i napoił go gęstym naparem, ostrożnie wlewając mu napój do gardła.
–Pij. Ja Ci pomogę.– wyszeptał i kolejno przygotował napar z liści jemioły, który można było podzielić ją na 4 części. Nałożył odrobinę gęstego i ostudzonego płynu na ranę na lewym ramieniu, a pozostałe 3/4 podał do wypicia. Kolejnie połamał korzenie tasznika na mniejsze części wadził do wypłukanej miski po jemiole i sparzył gorącą wodą. Kiedy krwawienie ustało choć trochę nałożył korzenie na ranę na szyi i na ramieniu, by ulżyć nieco bólowi, jaki musiał doskwierać samcowi. W międzyczasie, pogniótł patyczkiem liście babki lancetowatej, które ułożył na mniejszych ranach zadanych na obydwu, przednich łapach smoka. Przygotował teraz maź ze sproszkowanego korzenia żywokostu, którego wsadził do miseczki, zalał niewielką ilością wody i wymieszał. Taki zgęstniały płyn nałożył na ranę na szyi, by ułatwić jej gojenie. Oczywiście zdjął wcześniej korzenie tasznika. Musiał zrezygnować z podania mu macierzanki i lubczyku, gdyż będzie musiał nadrobić zasób tych ziół w swoim składzie.
Kiedy już nakarmił i nasmarował go wszystkimi ziołami, jakimi tylko mógł w tym przypadku, zaczął leczyć magią.
Położył otwartą dłoń na jego szyi, blisko rany, ale nie na samej ranie, zamknął oczy i wysłał magiczny impuls do jego ciała, który pozwolił mu się przebić przez jego magiczną, naturalną barierę. Skupił się na ranie, na jej właściwościach, na głębokości, szerokości, na wszystkim i dopiero kiedy poznał ją całą, zaczął działać. Oczyścił wpierw ją z brudów, zanieczyszczeń, resztek krwi i zakażenia, które mogło się wdać. Pozbył się tego i dopiero wtedy zaczął łączyć przerwane, uszkodzone żyły i nerwy. Odbudowywał zniszczone tkanki, delikatne naczynka skrzeli, które zostały naderwane. Przywracał dawną świetność blaszkom skrzelowym i błonce, tak by morski mógł dalej, swobodnie oddychać pod wodą. Ostrożnie, z precyzją pobudzał do życia komórki i zmuszał do regeneracji, odbudował zmiażdżone łuski. Kolejno przesunął łapę i położył ją na jego ramię. I tutaj zaczął przesyłać swoją magię, by wyczyścić ranę z burdów, połączyć rozerwane ze sobą żyły, nerwy na mięśniu, które spowodowały paraliż, odbudować zniszczone tkanki, wypełnić ślady po dziurach, zagoić przebicia widoczne na skórze, odbudować łuski, które ucierpiały na skutek tego ciosu. I kiedy już wyleczył te dwie, trudne rany, automatycznie przesunął łapę niżej, tuż pod jego łokieć. Teraz tam zaczął leczyć ranę, która była dużo prostsza i łatwiejsza. Przecięcia na skórze i łuskach łączyły się ze sobą, zasklepiając ranę. Mimo, że tu łatwiej było mu operować również był bardzo skupiony na tym co robi i nie żałował swojej magii, kiedy już wyleczył to przecięcie i umocnił skórę i łuski w tym miejscu, przeniósł dłoń na prawą rękę. Jeżdżąc dłonią wzdłuż rany, jak wcześniej naprawiał uszkodzone łuski, łączył ze sobą przecięcie, regenerował podniszczone tkanki. Kiedy już miał pewność, że to wszystko co może zrobić, odsunął łapę z jego ciała.