Strona 16 z 52

: 26 paź 2015, 8:56
autor: Niegodziwy

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Hmmm... Rozumiem. Magia więc jest maddarą i aby nią władać trzeba się szkolić na czarodzieja, ale jakoś niezbyt chyba przypada mi do gustu ta profesja. Raczej bardziej podoba mi się łowca, mogłabyś powiedzieć mi o nich coś więcej? Zapewne są jakieś podstawy, które mogłabyś mi powiedzieć pomimo tego, że sama jesteś wojownikiem. Bo też polujesz czasem? – Wciąż wpatrywał się w Kiarę z wyraźnym zaciekawieniem i kiwnął łbem chociaż ogólnie zastanawiał się też nad wojownikiem. Obie profesje wydawały mu się naprawdę pożyteczne. Wojownik kojarzył mu się z siłą, zaś łowca... Cóż, również z siłą, ale w innym kontekście. Jednak do łowców miał sentyment, wciąż pamiętał swojego ojca podczas polowań i to zawsze napawało go podziwem.
– Rozumiem. W takim wypadku, kiedy będę mógł stać się adeptem? Co muszę zrobić, aby nim zostać? To sprawa indywidualna? – Przekręcił teraz łeb w drugą stronę, będąc niezwykle ciekaw jej odpowiedzi. Powoli wszelkie luki w jego wiedzy się zapełniały, jednak znów słowa smoczycy niemal nakazały mu zadać kolejne.
– W takim wypadku skoro istnieje bogini magii, istnieją też inni bogowie? – Zapytał domyślając się, że dostanie odpowiedź twierdzącą. Chciał jednak bardziej zagłębić się w tym temacie.

: 26 paź 2015, 16:39
autor: Jeździec Apokalipsy
Wojowniczka przytaknęła lekko i skinęła łbem na jego słowa. Owszem, polowała. Bardzo to lubiła i gdyby mogła mieć dwie profesje na raz, z pewnością właśnie wykorzystałaby takie połączenie.
– Łowca całe życie poświęca polowaniu. Jak już wcześniej wspomniałam, odpowiedzialny jest za karmienie członków stada, lecz również może pomagać i tym poza. Na pewno im lepsze umiejętności tym sprawniej Ci całe polowanie przebiegnie. Sama może nie jestem idealna, jednak nigdy nie narzekam. Polowania są naprawdę fascynujące, choć czasami niezwykle męczące. Ileż można łazić w kółko! – Uśmiechnęła się lekko, słuchając jego dalszych pytań.
– Cóż.. i tak i nie. Na pewno musisz znać podstawowe umiejętności. Bez tego ani rusz. Odpowiedni wiek też jest ważny.. w sumie już byś nim mógł zostać. – Stwierdziła, lekko pukając się szponem o podbródek. W sumie nie słyszała o tutejszych ceremioniach, jednak jeżeli Niegodziwy się postara.. to kto wie? Ostatnią ceremonią była jej własna, kiedy stawała się wojowniczką.
– I owszem. Są inni Bogowie. Głównym Bogiem, władcą krain gdzie żyjemy jest Immanor. Był on pierwszy na tym świecie. Najstarszy z boskiej piątki. Jest patronem wytrzymałości. Następny jest Kamanor. Granatowy samiec, który łatwo się denerwuje. Niezwykle silny i tą oto domeną się opiekuje. Następnie jest Tarram. Zdradziecki, ciemnołuski gad, który rozpętał ogromne spustoszenie bardzo dawno temu, ale został pokonany. Potem jest Nenya. Bardzo ładna o czerwonych łuskach i złotych ślepiach. Zwykle wesoła. Patrona zręczności. Ostatni z piątki jest Thahar, patron polowań i zwierzyny łownej. Poza nimi są także bracia Valnyan i Villar, synowie rzeki. Valanyan jest bardzo spokojnym smokiem o łagodnych ślepiach. Jest to patron rzemieślników i partner Nenyi. Villar jest natomiast jego przeciwieństwem. Gwałtowny jak burza samiec o szalonym spojrzeniu. Patron wojny. Dalsi Bogowie to dzieci i wnukowie Immanora. Naranlea to łagodna, fioletowa smoczyca. Opiekuje się czarodziejami. Jej córka Lahae jest ognistoczerwona, raczej nieduża i bardzo zagadkowa. Patronka Percepcji. Syn Naranlei, Erycal ma śnieżnobiałe futro i jest patronem uzdrowicieli. Kolejnym dzieckiem Immanora jest Uessas, przyjacielski, leniwy i niezwykle kochliwy. Patron miłości i zakochanych. I jeszcze najmłodsza córka Immanora, Nytba. Bardzo piękna i bardzo próżna, raczej nie odpowie na twoje modlitwy. Dodatkowo poza tymi bogami jest jeszcze Ateral, ponury bóg, który zaprowadza nas przed osąd Immanora, często możemy go zobaczyć na ważnych ceremoniach. Obecnie przebywa na naszych ziemiach i czasami poucza pisklęta. Osobiście widziałam go kilka razy. Nawet z nim rozmawiałam. – Dodała, uznając, że młody mógł to potraktować jako zwykłą ciekawostkę. Kiwnęła łbem. Jeszcze jakieś pytania?

: 29 paź 2015, 7:50
autor: Niegodziwy
Słuchał słów Starszej Smoczycy i coraz bardziej optymistycznie podchodził do tej profesji. Bycie łowcą zapewniało niezłą zabawę, czasem i trochę niebezpieczeństwa, a same łowy dawały niemałą satysfakcję. Przynajmniej takie miał wrażenie.
– Jeszcze chciałbym, abyś powiedziała mi na co głównie polujesz? Myślę, że ta informacja będzie przydatna. – Pokiwał łbem, a kolejne informacje chłonął z niezwykłą uwagą. Czyli już może zostać adeptem... Jednak nadal brakowało mu kilka umiejętności. Miał nadzieję, że starsza smoczyca nauczy go czegoś jeszcze, bo wciąż miał wiele braków. Nie potrafił skakać, ani tym bardziej korzystać ze swoich skrzydeł! A jako smok powietrzny powinien tę zdolność przyswoić. Bóstw była cała masa i już po chwili wszystko zaczęło mu się mieszać. Immanor – wytrwałość, najstarszy z boskiej piątki. Kamanor – siła. Tarram, który został pokonany. Potem Nenya – patron zręczności. Thahar – patron polowań... Jego sobie zdecydowanie zapamięta jako, że jego przychylność będzie sobie niezwykle cenił. W końcu w przyszłości zamierzał zostać łowcą! Resztę bogów jako tako zapamiętał, uważał, że ta wiedza mu się w tym momencie nie przyda, najwyżej później się w nią zagłębi. Teraz jedynie przyswoił wszystkie imiona i to, czym się opiekują.
– Aterala sam miałem okazję spotkać na spotkaniu młodych, gdzie uczy nas strategii. Myślę, że teraz wiem już wszystko, co pomoże mi przetrwać. Jeśli jednak już zgodziłaś się mnie uczyć... Mogłabyś poświęcić swój cenny czas na naukę bardziej praktycznych rzeczy? Mam na myśli... W jakiś sposób muszę pokonywać większe odległości, czy też przeszkody. Jeśli jednak nie masz czasu, zrozumiem. I tak bardzo wiele mi pomogłaś i jestem Ci bardzo wdzięczny. – Kto pyta nie błądzi, najwyżej pomęczy swojego opiekuna o naukę skoków, co nie napawało go entuzjazmem. Chociaż może teraz, będzie bardziej nastawiony na naukę i nie będzie go karał bez potrzeby. Niegodziwy przyglądał się starszej smoczycy z podziwem. Ona tak wiele wiedziała! Właśnie w tym momencie zyskała... fana? Albo raczej wiernego kompana. Wiedział, że gdy tylko ona będzie w potrzebie, zdecydowanie jej pomoże w miarę swoich możliwości.

: 02 lis 2015, 15:42
autor: Jeździec Apokalipsy
Smoczyca uśmiechnęła się do pisklęcia i machnęła lekko łapą. Łowcy się przydadzą.. ale na co ona poluje? Cóż.. miała te swoje przysmaki.
– Uwielbiam polować na żubry. Ostatnio cały czas się na nie natrafiam.. nie dość, że zaspokajają głód to i zabijanie ich jest co najmniej ekscytujące. Nie powiem jednak, że mięso drapieżników nie jest smaczne. Hydra jest całkiem.. przepyszna. – Puściła mu oczko, uśmiechając się przy tym drapieżnie. Następnie poprawiła nieco swoją pozycję. Dobrze, że młody był taki chętny do nauki, że sobie wszystko powtarzał. O tym wskazywało nie tylko jego milczenie, ale widoczne zamyślenie.. dobrze, Cień potrzebuje takich smoków.
– Dobrze młody. Czemu nie.. więc to tyle z wiedzy. Jakby co to pytaj. – Stwierdziła, wzruszając lekko barkami i powoli ruszając z miejsca. Stanęła na równe łapy i wyciągnęła się. Ah.. te maślane oczy pisklaka były nawet urocze. Oby jednak nie sprawiał jej dużo problemów..
– Czym jest skok? Jak myślisz? – Głupie i dosyć logiczne pytanie, ale Kiara była ciekawa co odpowie i jak to wszystko ubierze w słowa. Trzeba też myśleć, a nie tylko skakać!

// raport

: 04 gru 2015, 14:13
autor: Tejfe
Wichura trochę zwlekała z udaniem się do Uzdrowiciela. Uważała, że jednak rana na łapie, którą zdobyła podczas walki ze żbikiem nie jest na tylne spora, by trzeba było się nią tak szybko zająć. Co prawda utrudniało jej to chodzenie, trochę kulała, ale do bólu się przyzwyczaiła, krew już zakrzepła, a ona i tak głównie latała. Jednak po ostatniej walce ze swoją kochaną Aillą nie mogła już dłużej czekać, gdyż wiedziała, że w tym stanie nie jest zdolna funkcjonować. Poza tym rana co chwila się otwierała i bała się, że straci za dużo krwi. Musiała wezwać Uzdrowicielkę. Utykając, a raczej czołgając się doszła do Szklistego Zagajnika i przesłała telepatyczną myśl Czerwieni Kaliny, którą kiedyś uczyła sztuki walki. Miała nadzieję, że ta znajdzie dla niej czas i postara się wyleczyć jej dolegliwości. Czekając na przybycie Cienistej smoczycy, wojowniczka patrzyła na powoli zamarzającą taflę wody, która się przed nią znajdowała.
Nadciągająca Wichura: 1x rana lekka , 1x rana ciężka 02.12

R: 1x średnia
(15.11)

: 04 gru 2015, 14:35
autor: Pani Wojny
Jak się okazało, Wichura nie będzie czekać na Uzdrowicielkę sama. W tym samym momencie zatrzymała się obok niej Runa, również wzywając Czerwień Kaliny. Starsza smoczyca uśmiechnęła się na powitanie do Wojowniczki, a widząc jej rany zaśmiała się krótko.
– Chyba czekamy na tego samego smoka – zagaiła do Nadciągającej. – Starość nie radość. Mam nadzieję, że moje ślepia da się uratować i to nie kwestia księżyców na karku.

// Jaskra.

: 04 gru 2015, 16:53
autor: Administrator
Smoczyca nie dała na siebie długo czekać. Mozliwośc pracy zawsze umilała jej czas, czuła się wtedy potrzeba w sposób, który ciężko byłoby zastąpić innym.
Wylądowała miękko pomiędzy drzewami, omijając je tak, aby na nie nie wpaść.
Dostrzegła jasnołuską Wojowniczkę, która uczyła ją swego czasu ataku oraz... zaraz, czy to nie była Przywódczyni Ognia?
Zbliżyła się do obu samic i kiwnęła im łbem na powitanie. Przywódczyni Ognia nie posiadała żadnych widocznych obrażeń, jedynie podpuchnięte, zaczerwienione i lekko zaropiałe ślepia mówiły, że ma do czynienia z późnym stadium zapalenie rogówki.
Podeszła zatem do wojowniczki, która była w znacznie goryszym stanie. Zbadała ją, a nastepnie kazała położyć się tak, aby odsłoniła wszystkie rany, zwłaszcza bark i łapę.
Przywołała dwie kamienne miseczki, a wnich pojawił się wrzątek. Wrzuciła do jednej szyszki chmielu, do drugiej zaś korzenie tasznika i pozwoliła im się zagotować.
Przywołała jeszcze jagody jałowca, liście babki oraz liście nawłoci.
Przestudziła następnie wywar z chmielu i podała smoczycy do wypicia cierpki wypar, ostrzegając ją, że po tym zaśnie. Nim zasnęła, podała jej jeszcze do zjedzenia jagody jałowca. Dopiero wtedy pomogła jej się ułożyć. Zgniotła w łapach liście babki lancetowatej i nawłoci pospolitej dla puszczenia soków. Obłożyła liśćmi kolejno najpierw krwawiący, opuchnięty bark, a potem samą prawą łapę. Dopiero wtedy wyciągnęła przestudzone korzenie tasznika i je również położyła kolejno na barku i łapie.
Nie odbierając palców od ciała Wojowniczki, przesłała wgłąb niej Maddarę. Najpierw oczyściła wszystkie dwie krwawiące rany z brudu i drobnoustrojów. Dopiero wtedy nastawiła kość w palcu i kości barku, nastawiła również staw barkowy na swoje miejsce. Nim zabrała się za ich regenerację, połączyła zerwane żyły i naczynia krwionośne, a także nerwy, pilnując aby były drożne, naturalnie elastyczne i wytrzymałe, bez zgrubień. Wtedy zaczeła regenerować kości ramienia i palca, namnażając ich komórki, zbierając przy okazji wszystkie odłamki tak, aby dopasować je do ubytków i również zregenerować do kośćca. Potem naprawiła staw i torebkę stawową, zachowując wszelkie ich właściwości, wzrozując się na zdrowym barku. Potem połączyła zerwane mięśnie i ścięgna chcąc, aby pracowały tak, jak wcześniej, zdolne do rozciągania się, kurczenia i rozkurczania, ogółem swej pracy. Na koniec dopasowała do siebie płaty zerwanej skóry i przyspieszyła jej zrost przez namnożenie jej komórek, pilnowała przy tym budowy naczyń krwionośnych i zakończeń nerwowych. Pobudziła jeszcze mieszki skóry do wzmożonej pracy, aby przyspieszyć odrost łusek. Przelała Maddarę w zaklęcie.

Dodano: 2015-12-04, 16:53[/i] ]
Następnie zbliżyła się do Przywódczyni Ognia. Zbadała dokładniej jej ślepia i dopiero wtedy przeszła do leczenia. Oczyściła dwie miseczki i zalała je wodą, podgrzewając miseczki tak, aby woda zaczęła wrzeć. Do pierwszej wrzuciła płatki ostróżeczki polnej, a do drugiej korzenie żywokostu. Sam zywokost musiał się długo gotować, ostróżeczkę wystarczyło sparzyć, dlatego już po kilku chwilach wyciągnęła ją z wody i przestudziła, nakładając ostrożnie na podpuchnięte powieki. Potem pilnując żywokost, pozwalając płatkom wyschnąć i odpaść, zaś żywokost pogotowała jeszcze dłuższą chwilę. Potem przestudziła go i tak powstały płyn zakropiła do chorych oczu, ostrożnie, aby nic nie uczynić wiekowej czarodziejce.
Dopiero wtedy przyłożyła palce do jej policzka i zabrała się za leczenie, przesyłając do jej ciała Maddarę. Oczyściła oczy z ropy, a także drobnoustrojów, zarazków odpowiadających za chorobę oczu. usunęła wszelkie skupiska choroby, a następnie zregenerowała uszkodzoną rogówkę, naczynka krwionośne i nerwy wokół oczu. Naprawiła kanaliki łzowe, aby te nawilżyły oko. Przelała Maddarę w zaklęcie.

: 04 gru 2015, 17:18
autor: Oddech Pustyni
Uzdrowicielka, nareszcie! Oddech leciała właśnie do siebie, kiedy zorientowała się, że tuż pod nią Czerwień leczy Wichurę i przewodniczkę. Na chwilę zawisła, przyglądając się skomplikowanej sztuce korzystania z ziół i maddary i w zasadzie trwała tak w powietrzu, aż Cienista nie skończyła. Pustynna powoli skierowała się ku ziemi, a potem wylądowała z gracją i podeszła do smoczyc. Utykała odrobinę, ale widać było, że szybko przyzwyczaja się do swoich ran. Skinęła łbem każdej z nich, a potem przysiadła niedaleko.
Nie podziękowałam ci za poph-poprzednie leczenie– zaczęła, zwracając się do Kaliny. Źle jej było z tym, że o tym zapomniała, więc nie mogła tego powtórzyć –Dobrze, że zawsze można liczyć na jakiegoś us-uzdrowiciela. Jeżeli masz jeszcze siłę...– uniosła ranną łapę –Byłabym wdzięczna
: 1x średnia (28.11)

: 22 gru 2015, 11:52
autor: Administrator
Uniosła złoty, trójkątny łeb czując zmianę ciśnienia w powietrzu, ale przede wszystkim słysząc huk uderzających w powietrzu skrzydeł.
Rozpoznała szczupłą, niemal chudą sylwetkę piaskowołuskiej. Mimowolnie się uśmiechnęła. Rozmawiała z tą Wojowniczką tylko raz, ale miała dobre wspomnienia po tym spotkaniu, gdy ta wylądowała, skinęła jej łbem na powitanie, widząc głębokie bruzdy na jej piersi.
Oczywiście, podejdź, zobaczymy co tutaj mamy – odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
Rana nie była aż tak poważna, ale na tyle, że warto poświęcić jej nieco czasu.
Przywołała z własnych zapasów liście babki lancetowatej, ostatni liść nawłoci pospolitej, korzeć tasznika, oraz liście jemioły. Wyczyściła miseczki po poprzednim leczeniu i napełniła je wodą. Podgrzała ją do temperatury wrzenia, do jednej wrzucając jemiołę do drugiej zaś korzeń tasznika. Pozwoliła się ziołom zaparzyć, a w między czasie zgniotła liście babki i nawłoci w szponach dla puszczenia soków i przyłożyła do piersi tak, aby opatrunek nie odpadł. Dla pewności przytrzymała go nieco. Dopiero potem przestudziła korzeń z tasznika i również położyła na ranie, a na koniec jedną cześć jemioły posmarowała na ranę, resztę dała smoczycy do wypicia.
Dopiero wtedy przykładając palce do jej ciała, przelała Maddarę, aby oczyścić ranę z brudu, drobnoustrojów i martwych tkanek. Zaczęła łączyć ze sobą zerwane żyły, naczynia krwionośne i nerwy, pilnując, aby były drożne, gładkie, elastyczne i naturalnie wytrzymałe. Wzorowała się na zdrowych tkankach Dopiero wtedy zespoliła zerwane ścięgna i mięśnie, chcąc zachować ich naturalne właściwości do kurczenia się i rozkurczania, ogólnej pracy. Dopasowała do seiebie zerwane płaty skóry, namnażając jej komórki tak, aby ta zasklepiła sę. Pilnowała naczyń krwionośnych i zakończeń nerwowych. Na koniec przyspieszyła odrost łusek. Przelała Maddarę w zaklęcie.

/Tasznik z Ognia

Dodano: 2015-12-22, 11:52[/i] ]
~ ~ ~ ~ ~

Kalina miała ostatnio nie wiele czasu, co momentami spędzało jej sen z powiek. Miała na wychowaniu rosnące pisklę i niewiele mogła mu zaoferować w tych pierwszych trzech księżycach, gdy musiała niemal nieustannie przebywać na długich wyprawach, do tego nierozstrzygnięta wojna, ciągłe zagrożenie...
Miała nie angażować dawny nasienia w wychowanie piskląt, jednak tym razem po prostu nie miała zbyt dużego wyboru.
Dlatego zadzierzgnęła Czystkę na grzbiet, zabezpieczyła błoną z Maddary i wybrała się w podróż ku wolnemu Terytorium, aby móc spotkać się z Assuremith'em.
Od Apokalipsy wiedziała, że ten smok dołączył do Życia.
Nie całkiem to Uzdrowicielce odpowiadało, pocieszającym był fakt, że był spoza bariery, zatem nie spokrewniła Cienia z nimi. Miała mieszane uczucia co do tego Stada od wydarzeń ostatnich dni.
Wylądowała miękko pomiędzy drzewami, wybierając mały zagajnik, który porą Rodzącego się Życia była pełna szmaragdu. Teraz zaś wszędzie dominowały pomarańcze, czerwienie i żółcie, a zapewne już niebawem spadnie biały puch. Była go ciekawa.
Ściągneła córkę z grzbietu i postawiła na trawie tuż przed sobą.

/rana średnia: Trzy długie, dość głębokie zadrapania pazurami wzdłuż szyi, z jej lewego boku, ciągnące się prawie od pyska aż po początek klatki piersiowej. Poszarpana skóra, mocno nadszarpnięte i widoczne mięśnie, w miarę obficie krwawi. Rana rozchodzi się nieco na boki.

: 22 gru 2015, 21:34
autor: Sketch
Tak dawno nie miał wieści od samicy... Kalina widocznie wolała nie mieć z nim nic więcej wspólnego. Aż tu nagle wezwanie. Pozytywnie się tym zaskoczył i przybył z niekrytą wręcz przyjemnością.
Kiedy leciał, od razu dał znać, iż się zbliża głośnym rykiem. W dole widział jak zwykle piękną samicę, którą poznał zaraz po przekroczeniu bariery. Teraz jednak wyglądała na zmęczoną.
U jej przednich łap siedziała jakaś mała istotka, którą na początku identyfikował z przypadkowym pisklęciem.
Zanurkował więc i zręcznie wylądował ogon od czekającej na niego dwójki. Resztę drogi po prostu wyhamowywał, aż zatrzymał się. Na jego pysku widniał promienny uśmiech.
Witaj, Heulyn... Dobrze Cie znowu widzieć...
Miał ochotę podejść i ją objąć szyją, jednak się powstrzymał. Potem spojrzał na pisklę, które przyprowadziła i wciągnął zapach małej istoty nozdrzami.
Krew z mojej krwi...
Stwierdził podnosząc łeb i zbliżając się nieco bardziej do dorosłej samicy.
Co się stało, że jednak postanowiłaś pokazać mi nasze pisklę?
Jak zwykle był bardzo bezpośredni, a zarazem miły. Znów spojrzał na mniejszą istotę, którą delikatnie dotknął w zamyśle 'pogłaskania' jej.

: 25 gru 2015, 16:02
autor: Azyl Zabłąkanych
Wyglądało na to, iż nie tylko Zwiastun Światła został dziś wezwany na spotkanie z Czerwienią Kaliny.
Gdy pośród ciepłego brązu pni dostrzegła ciemne sylwetki, zwolniła nieco, a jej kroki stały się niepewne. Już wcześniej miękkie i ciche, teraz stały się wręcz kocie. Niesłyszalne.
I chociaż powoli rozpoznawała czające się w mroku postacie, a do jej nozdrzy dochodził znajomy zapach, wahała się przez krótką chwilę nad podejściem bliżej; tym bardziej, iż do jej wrażliwych uszu dobiegały również niewyraźne słowa.
Stała tak, nie wiedząc, czy powinna przeszkadzać. Dopiero woń krwi – słodka i metaliczna – skusiła ją do tego, by wyłonić się spośród drzew.
Gdy jednak poruszyła lekko łbem w geście pozdrowienia, a jej spojrzenie zatrzymało się najpierw na czerwonołuskim samcu i potem na czerwonołuskiej samicy, nie spodziewała się zastać pomiędzy jej łapami pisklęcia.
Na jej pysku mignęło zaskoczenie, szybko jednak jej wargi uniosły się w lekkim uśmiechu. I chociaż podeszła do Cienistej, spoglądała na Assuremitha, a w jej ślepiach czaiły się kpiące iskierki.
~ Jak widać, twoi przodkowie jednak nie mają się o co martwić – przesłała mu, rozbawiona, a jej głos zdawał się być wyjątkowo melodyjny. Szybko jednak odwróciła wzrok, chociaż uśmiech na pysku pozostał.
Obejrzała ranę, a obok niej pojawiły się gliniane miseczki i odpowiednie zioła: babka lancetowata, jemioła, nawłoć pospolita oraz lulek czarny.
Zgniotła w łapach liście babki lancetowatej i nałożyła je na szramy w taki sposób, by wchłonęły one jak najwięcej leczniczego soku. Chwilę potem sięgnęła po miseczkę i wrzuciła do niej sproszkowane nasiona lulka czarnego. Nagromadziwszy w naczyniu wodę, zagotowała napar i podała go Czerwieni Kaliny, polecając jej go wypić.
Potem sięgnęła po liście nawłoci, i je gniotąc w palcach. Zastąpiła nimi opatrunek z jemioły, po czym znów sięgnęła po miseczki i przygotowała w nich gęsty, ciemny wywar z jemioły. Podzieliła go na cztery części, jedną z nich nakładając na ranę, pozostałe zaś podając do wypicia.
Skończywszy, uniosła łapę i przyłożyła ją do policzka uzdrowicielki.
Proces leczenia rozpoczęła od usunięcia z ran tego, co nie było potrzebne. Wszelki brud, wszelką ziemię, bakterie i infekcje, ale również zaschniętą i świeżą krew, a także łuski, którym nie mogła już pomóc. Chwilkę później zamknęła wszystkie naczynia krwionośne, pamiętając, by ich ścianki były wytrzymałe i mocne.
Regenerowała rany od najgłębszych ich części, powoli posuwając się ku górze.
Najpierw zajęła się mięśniami, które zostały poważnie uszkodzone. Powoli, nie spiesząc się zbytnio, przywracała im pierwotny stan. Ostrożnie, wiedząc, ile kosztowałaby ją pomyłka, namnażała komórki, pamiętając, by mięśnie były elastyczne i wytrzymałe.
Gdy skończyła, zajęła się samym ciałem, naprawiając żyły i nerwy, szybko docierając do warstwy skóry. Namnażała komórki, powoli regenerując jej płaty, w odpowiednich miejscach uzupełniając ją o gruczoły i nerwy. Skończywszy, wygładziła naskórek, dbając o to, by pozostał odpowiednio wrażliwy na dotyk, by na sam koniec wysłać lekki impuls magiczny, który wspomoże szybki wzrost łusek.
Gdy upewniła się, że zadbała o wszystko, oderwała łapę i spojrzała niepewnie na efekt swej pracy.
Wyglądało jednak na to, że nie było się czym martwić – po ranie nie pozostał żaden ślad.
Odsunęła się od Czwerwieni Kaliny.
Gotowe. – Uśmiechnęła się.

: 29 sty 2016, 22:53
autor: Brak Słów
Drzewa dawały choć trochę ochrony przed szalejącym wiatrem, który niósł ze sobą śnieżne drobiny, niby dym ze smoczego nosa rozlewając się po okolicy. Tylko tutaj nie. Poza tym, nie tylko brak mroźnego wiatru umilał pobyt w zagajniku, bo i drzewa same w sobie, pod białymi kołderkami, cieszyły oczy każdego, kto zechciałby na nie spojrzeć. Bo nie każdy patrzył.
Wrzos patrzyła.
Biegła przez śnieg jakąś starą dróżką wydeptaną przez leśne zwierzęta, ale nawet w takim tempie nie omieszkała co rusz rzucać okiem na drzewa. Tak bardzo, jak nie lubiła tego białego cholerstwa, to to białe cholerstwo było ładne.
W końcu zatrzymała się na chwilę. Dotarła do Ustronia. Ta mała przerwa w ciągu drzew dała jej widok, jakiego nie mogła zignorować. No i tak też została, stając w miejscu ni z tego, ni z owego, oczarowana pięknem natury.

: 30 sty 2016, 11:22
autor: Nocna Łuska
Do nozdrzy Wrzosu dotarł bardzo wyraźny zapach mięty.
Gdzieś niedaleko Ustronia, za gęstwiną krzaków znalazła sobie zaciszne miejsce pewna czarna samotniczka. Skrupulatnie przygotowywała swój kolejny wywar. Udało się jej znaleźć niewielki krzaczek tego uniwersalnego zioła i postanowiła zrobić sobie z niego wywar. Do ćwiczeń rzecz jasna.
Cicho nucąc pod nosem zaklęcie podgrzała ścianki blaszanej miseczki. Maddara chętnie słuchała jej melodyjnych pomruków. Naczynie bardzo szybko się nagrzewało, a że leżało na śniegu zaczęło się w nim zanurzać. Nadeithscallieth pilnowała tylko, żeby się nie przewróciło. Kilka razy poprawiła ustawienie naczynia podparciem pazura. Kiedy miseczka osiadła na stałym gruncie, nie przestając nucić, zagarnęła łapą czysty śnieg i wrzuciła go do niej. Sycząc i buchając parą, śnieg od razu stopniał i już pod postacią wody zaczął się szybko nagrzewać.
Samotniczka wykorzystała czas oczekiwania na wrzątek na przygotowywaniu zioła. Obok niej leżała odkopana mięta. Trzeba było przyznać, że onyksowa piękność miała nie tylko nosa do znajdowania kamieni szlachetnych, ale także do ziół!
Delikatnymi szarpnięciami połączonych palców obrywała krzaczek z listków. Wybierała tylko zdrowe, w pełni wykształcone.
Wrzuciła cztery listki do gotującej się wody. Nie przestając nucić resztkę listków położyła sobie na wewnętrznej stronie łapy. Podpierając się o zagięty za sobą ogon oderwała od ziemi drugą łapę. Jeden raz się zachwiała, ale szybko złapała równowagę. Wyprostowana złączyła obie przednie łapy i zaczęła je rozsuwać w przeciwne strony. Listki mięty pomiędzy nimi zaczęły się zwijać i rolować i wydzielać bardzo intensywnie pachnący sok.
Napar był gotowy. Olejek także.
Nie szkoda jej było rośliny na ćwiczenie. Co prawda łapy jej teraz będą pachnąć miętą, ale uzyskała w końcu efekt jaki chciała otrzymać. Wytarła przednie łapy o śnieg i pochyliła nos nad miską z pachnącym miętowym naparem. Przestała mruczeć zaklęcie podtrzymujące podgrzewanie mikstury. Miała ochotę ją wypić, gdy trochę przestygnie.
Onyksowa samica podniosła głowę. Pomysł na kolejne ćwiczenie naszedł ją podczas snu, kiedy to śniło się jej, że przyszedł do niej smok z problemami natury gruczołowatej. Po wstępnych oględzinach okazało się, że okolice gruczołów odpowiedzialnych za produkcję substancji ogniotwórczej były mocno zaczerwienione i napuchnięte.
Zamyśliła się teraz rozpracowując ten przypadek. Jej myśli krążyły wokół ziół, których iluzje pojawiały się jedna za drugą. Świecące z zjawy części roślin pojawiały się i znikały, a samica przyglądała się im bacznie. Nawet odtwarzała ich zapachy zapisane głęboko w jej podświadomości.
Uniosła prawą przednią łapę i wskazała jednym szponem na iluzję lubczyku.
– Ty i ty... – mruknęła, a lewitujące imitacje ziół przeleciały w bok. Były to orzechy włoskie oraz zielone listki lubczyku.
Pomyślała jakby mogła przyrządzić z nich mikstury. Odpowiedź która się jej nasuwała była oczywista. Zagotowana woda i gotowanie. Czułaby się jak w kuchni elfów.
Bezdźwięcznie poruszała wargami doprowadzając przed swe oblicze iluzję orzechów. Łupinki popękały i odeszły od miazgi. Następne zaklęcie wprawiło łupinki w ruch przypominający wirowanie. Samotniczka sama była pod wrażeniem procesu jaki się przed nią rozgrywał. Co prawda łupinki były tylko iluzją, ale zachowywały się jak prawdziwe. Ścierały się ze sobą w wirze, grzechocząc i sycząc, aż został z nich tylko ciemny pył.
Złociste oczy samicy zdradzały jej zadowolenie z udanej lekcji. Niebawem będzie gotowa do kolejnej. Odwołała swój czar podtrzymujący iluzję lubczyka i orzecha. A potem przyłożyła łapę do blaszanego naczynia sprawdzając w ten sposób, czy wywar z mięty już się wystudził i nadawał do wypicia.

: 30 sty 2016, 13:48
autor: Anielski Kolec
Młody samiec zamierzał pochodzić sobie po Wspólnych terenach bez większego celu. Być może dlatego, że dnia dzisiejszego był dosyć.. znudzony. Niestety ta pogoda była okropna.. Czemu było zimno! Apollo nie cierpiał takiej temperatury i dosyć niechętnie opuścił rodzinne leże. A jednak to zrobił.
Młody drzewny stanął na równo ubitej ziemi i chuchnął. Ta pogoda naprawdę nie trafiła w jego gusta.. Wszystko wokół niego było takie brzydkie, straciło sens i.. po prostu to się samczykowi nie podobało.
Rozejrzał się, dostrzegając pustki wokół siebie. Syn Złuszczonej machnął lekko ogonem na boki z ciekawością się rozglądając. Chyba długo tutaj nie pobędzie, zbyt bardzo się nudził.
Rozciągnął lekko łapy, aby przygotować się do powolnego odejścia. Spacer jednak dobrze mu zrobił. Kątem oka dostrzegł małą sikorkę, która była dosyć.. grubiutka. Samczyk z iskrami w ognistych ślepiach wpatrywał się w ptaka, uważnie go obserwując.
Natura zawsze go fascynowała, miała w sobie coś niezwykłego.. wszystko było takie piękne i niesamowite, ale tylko wtedy gdy widział on życie. W terenach, w których drzewa wyglądają na umierające nie można dostrzec niczego pięknego. Tutaj jednak ściągnęło go coś nieco innego. Może przeznaczenie! Przysiadł na ziemi, uśmiechając się lekko. Promienie Złotej Twarzy delikatnie oświetlały jego pysk, przez co czuł się naprawdę dobrze. Nagle jednak coś wyczuł.. obrócił się dostrzegając smoczycę o smukłym ciele i niesamowitej grzywie. Uważnie patrzył na to co robiła, czyżby zajmowała się.. leczeniem? Podszedł do niej śmiałym i dumnym krokiem, kłaniając się.
– Witaj Pani, zwą mnie Anielski Kolec.. i pochodzę z Ognia. Czy mnie oczy nie mylą? Znasz się na uzdrowicielstwie? W sumie sam aspiruję na Uzdrowiciela i niestety nie ma kto mi przekazać tej niesamowitej wiedzy.. Z jakiego stada pochodzisz? – Mówił melodyjnym, ciepłym głosem, a jego ślepia skupiały się na jej oczach. Nie czuł się źle, że do niej podszedł. Ba, zajmowała się czymś bardzo niezwykłym, co tylko dodało jej plusów. Może z jej pomocą mógłby się co nieco dowiedzieć na czym to wszystko polega? Gorzej, jeśli będzie chciała go zaatakować.. ale nie wyglądała na dziką, choć ciężko było określić jej zapach. Czyżby kleryk nie wiedział o istnieniu jakiegoś stada?

: 30 sty 2016, 20:36
autor: Nocna Łuska
Nadeithscallieth właśnie unosiła w łapach naczynie z ciepłym wywarem, gdy zobaczyła kątem oka wynurzającą się spomiędzy drzew niewielką postać. Nie spodziewała się, że ktoś mógłby ją podglądać, a jeśli podglądał, to nie wiedziała ile widział.
Dyskretnie zmierzyła go wzrokiem. Po jej minie widać było tylko zaskoczenie i nic więcej. Pyszczek miała lekko otwarty, ale i tak większość powietrza zasysała przez nos. Głównie dlatego, że chciała zapamiętać jego woń. Niestety. Sama sobie to utrudniła bo łapy pachniały jej niedawno zgniecionymi liśćmi, a ponadto trzymała przed sobą bardzo intensywnie pachnący miętą wywar.
Ale wzrok miała sprawny. Zwróciła uwagę na jego chód. Równy, lekki, wzbudzający ciało tylko do lekkiego falowania. Podziwiała jego smukłą sylwetkę i ciemne rogi świetnie kontrastujące z szarawymi, lśniącymi łuskami. Para złotych oczu samicy na chwilę utknęła w miejscu na jego oczach.
– Tyle pytań... – mruknęła obdarzając go promiennym uśmiechem, po którym aż robiło się cieplej na sercu. Jej zniewalający aksamitnością ton głosu był naturalny, niewymuszony, przywoływał wspomnienie letniego poranku i chłodnym wietrzyku pachnącego poranną rosą. Oczywiście samczyk na pewno nie zaznał takiego zjawiska. Był za młody. Lecz kiedy pewnego lata wczesnym rankiem obudzi go pierwszy promień słońca i ciche szemranie traw popychanych tchnieniem jutrzenki, przypomni sobie być może to spotkanie.
Samica wyciągnęła przed siebie przednie łapy w których trzymała swoje naczynie.
– Spróbuj. Jest ciepły i wzmacnia organizm.
Czas na odpowiedzi nadejdzie. Nadeithscallieth nigdzie się nie spieszyła. Nie miała tu domu, ani stada, ani obowiązków, które musiała spełnić. Pragnęła za to nowych znajomości, a dobrymi uczynkami przekonać do siebie nieufnych.

: 30 sty 2016, 21:17
autor: Brak Słów
Mała samiczka, która stała między drzewami nieopodal, wpatrując się w naturę, nagle się ocuciła ze swojego transu. Usłyszała jakieś głosy, dwa głosy... Pierwszego słuchała uważnie, a choć słów nie mogła rozróżnić, to słyszała jego brzmienie – ale i to brzmienie było dla niej nijakie, nieznane i przez to nieciekawe.
A potem padło zaledwie kilka skąpych słów... I Wrzos od razu wiedziała, z którego onyksowego pyska te dźwięki wypłynęły. Przestała kontrolować swoje ruchy, jak zwykle, gdy ciekawość brała górę. Jej łapy zaczęły kroczyć w stronę, z której dochodziły głosy, a wkrótce i zaczęły odrywać się od ziemi w wesolutkim truchcie.
Jej pysk uśmiechał się szeroko, gdy samiczka wbiegła na polankę. Dojrzawszy Nadeithscallieth, nie zwróciła nawet uwagi na jej drobnego towarzysza – jej uśmiech został skierowany do starszej smoczycy, do której się zbliżała.
W kilku drobnych susach pokonała ostatnie kilka ogonów, na które brakło jej cierpliwości.
– Cześć, Nadeith! – zakrzyknęła, nie kryjąc radości ze spotkania. Lekko rzuciła łebkiem w górę w pozdrawiającym geście.
Wtem, dopiero w tak bliskiej odległości, jej błyszczące, zielone ślepka dostrzegły towarzyszącego samotniczce młodego smoka. Jej witający uśmiech zelżał trochę, a do pogodności dodana została wielka doza zapytania.
– O, witaj... Przeszkodziłam w czymś? – spytała Wrzosek, zerkając to na Anielskiego, to na Nadeithscallieth.

: 30 sty 2016, 21:47
autor: Nocna Łuska
Nadeithscallieth zauważyła biegnącą ku nim samiczkę jako pierwsza. Taka jej rola – widzieć zanim inni zobaczą.
Czy byłaby z siebie dumna, gdyby usłyszała, że mogła wypatrzeć Wrzos zanim jeszcze wybiegła z zza drzew? Na pewno nie. Coraz więcej smoków zaskakiwało ją zjawiając się znikąd, a to źle wróżyło.
Jej uśmiech nie zmalał, nawet kiedy zauważyła, że Wrzos cieszy się na jej widok. Nie wiedziała, czy powinna gasić jej entuzjazm i nie pozwolić się do siebie przywiązywać. Nadeithscallieth tego nie wiedziała, ale pisklaki bardzo łatwo się przywiązywały do starszych osobników. Darując jej choć odrobinkę zainteresowania i opieki zapoczątkowała tworzenie się emocjonalnej nici, która związywała ich ze sobą.
Postawiła sobie ambitny cel, ale chyba to ją przerastało. Wpuszczona do społeczności żyjących na wolności smoków, nagle musiała zmienić się w samodzielną i kontrolującą się w każdej sytuacji. To trudne. I w takiej chwili jak ta postanowiła dać sobie i Wrzosowi szansę.
Długi ogon samicy uniósł się do góry, a potem opadł przy Wrzos odgradzając ją od zewnątrz.
– Witaj, Wrzos.
Odpowiedziała ciepłym, przyjaznym tonem swojej niedawnej uczennicy.
– Znowu biegasz na tym mrozie? A gdzie twoja obstawa? – zapytała patrząc w rozradowane oczęta pisklęcia. Nie zdziwiłaby się, gdyby za Wrzosem szła Przedwieczna Siła. Tak jak poprzednio. Ale zapytała, bo nie dostrzegała jej w tym lesie. Poza tym Nadeithscallieth w jej wieku też uwielbiała bawić się w uciekiniera, dlatego miała podstawy żeby myśleć, że Wrzos miała podobne pomysły.

: 30 sty 2016, 23:23
autor: Przedwieczna Siła
Przedwieczna, niczym Cień samej Wrzos, poruszała się za nią wszędzie, gdzie tylko młoda się pojawiała – oczywiście jeśli chodziło o tereny wspólne i granice z innymi stadami. Przestało ją irytować, że nie robi tego jej matka. Po prostu włóczyła się za pisklęciem, jakiś dystans za nią, wystarczający, by móc szybko zareagować. A kiedy tylko mała się zatrzymała, Sombre zrobiła to także – położyła się na śniegu i zaczęła czyścić sobie pazury, dokładnie, co jakiś czas zerkając w stronę Nadeithscallieth i młodej Cienistej.

: 30 sty 2016, 23:50
autor: Brak Słów
Wrzos przywitała ciemny ogon samotniczki tak jak wcześniej, wesoło kładąc na nim jedną z łapek. Od razu położyła się przy nim, opierając się o ciepłą kitę, po czym na powrót uniosła oczy na oczy Nadeithscallieth.
– Aaaaaach, nie! – mruknęła przeciągle. – Tam jest.
Rzuciła łebkiem trochę do tyłu, wskazując na czarną postać leżącą przy drzewach, choć jej ślepia tam się nie obejrzały. Wrzos nawet bez patrzenia była w stanie stwierdzić, gdzie mniej-więcej znajduje się jej tymczasowa opiekunka.
Po chwili wpatrywania się w łuski ogona starszej smoczycy postanowiła, oprócz łapki, złożyć też na nim swój biało-brązowy łepek. Westchnęła przy tym głęboko. Zielone ślepia wisiały teraz wlepione w Anielskiego Kolca, jakby trochę wyzbyte wcześniejszego entuzjazmu.
– Hm, już myślałam, że wyciągnę od ciebie, jak się czaruje – powiedziała, na wpół do Nade, a na wpół do siebie, mamrocząc słowa pod nosem.

: 31 sty 2016, 8:20
autor: Nocna Łuska
Nadeithscallieth uniosła głowę do góry, aby potem obrócić ją w stronę, gdzie wskazała swoim łebkiem Wrzos. Ostatnio czarna samica nie wtrącała się w naukę pisklaka, więc samotniczka nie miała powodu twierdzić, że tym razem mogłoby być inaczej. Nie miała żadnych pretensji wobec Przedwiecznej Siły. Wręcz przeciwnie. Chciała wiedzieć, że tam jest i pilnuje młodą samiczkę.
A skoro już tam była, to Nadeithscallieth nie omieszkała się do niej zwrócić i propozycją.
– Witaj, Przedwieczna Siło. Może skusiłabyś się na ciepły napój z mięty?
Nie musiała krzyczeć, ani nawet podnosić głosu. Wojowniczka była dość blisko i na pewno usłyszała zaproszenie.
Wciąż trzymała w dwóch łapach ciepłą miseczkę z pachnącym naparem, który przed chwilą przygotowała.
Zwróciła swój łeb w bok i w dół, żeby przyjrzeć się Wrzosowi.
Widok pisklęcia wtulającego się w puszysty koniec ogona był niecodzienny. Szczególnie, że to był ogon Nadeithscallieth. Czysty, pachnący tylko nią i nikim innym, giętki koniuszek uniósł się do góry podnosząc wsparty na nim łepek i łapkę śnieżnobiałej Wrzos.
– Nie musisz ze mnie niczego wyciągać. Wystarczy, że zapytasz – odpowiedziała posyłając jej pocieszający uśmiech. – Mogę cię nauczyć. Musisz tylko najpierw nawiązać współpracę ze swoją maddarą. Musisz pojąć czym jest, jaką postać przyjmuje i odkryć sposób, żeby ją kontrolować. Ja widzę swoją maddarę pod postacią dźwięków. Ty możesz ją sobie wizualizawać jako światło. Komuś innemu może się ona objawiać pod postacią niematerialnego przedłużenia swojego ciała. W każdym razie, tak po prawdzie, wszystkie te tezy są słuszne, bowiem maddara to czysta energia twojej duszy.
Mówiła powoli, żeby Wrzos miała czas na przemyślenie jej słów. Nadeithscallieth miała swoją metodę panowania nad maną. Nauczyła ją tego pewna elfka, nic więc dziwnego, że znaczna większość zaklęć, które umiała samica, polegała na wyśpiewywaniu, albo zwykłym nuceniu. A jeśli nie nuceniu, to zwykłym przytaczaniu melodii w głowie. Każdy to potrafił.
– To teraz wycisz umysł i wsłuchaj się w swoje ciało. Wyobraź sobie, że jesteś w środku silnego wiru powietrza. Nic ci nie grozi. Musisz zachować spokój i nie spieszyć się. Ten wir to Twoja maddara. Gdy zaczniesz o tym myśleć, ona posłucha cię i zacznie wokół ciebie krążyć.
Nadeithscallieth nigdy nie uczyła nikogo jak posługiwać się magią, ale jej wiedza na ten temat była dość osobliwa. Chciała przede wszystkim wskazać Wrzosowi źródło skąd ma czerpać energię do ćwiczenia. Była pewna, że tą metodą pomoże jej nawiązać pierwszy kontakt z tą potężną mocą. To było ekscytujące!

: 31 sty 2016, 13:32
autor: Anielski Kolec
Kleryk przyjrzał się nowo poznanej uważnie, a kiedy podała mu wywar niepewnie się takowemu przyjrzał. Jakoś nie miał za bardzo ochoty picia podejrzanych napojów, zwłaszcza, że jej w ogóle nie znał. Wtem nagle coś im przerwało, jakiś pisklak. Samiec zmrużył ślepia i obrzucił ją nie koniecznie przyjaznym spojrzeniem. Nie odzewał się jednak, ponieważ nie chciał być nie miły. Liczył, że nieznajoma nieco mu opowie o tym co właśnie wytworzyła.. Jak widać nie będzie mu to dane. Młodej brakowało taktu jak i grzeczności.
– Jak już nam przerywasz wypadałoby się przedstawić, aby ukazać swoje drobne maniery. – Sapnął, powoli wstając, a jego lśniące łuski zabłyszczały delikatnie. Nie patrzył już na samotniczkę, tylko na bezczelne pisklę. Jego wzrok był chłodny i zdystansowany, coś drażniło jego nos. Ach.. ta mała bestyja pochodziła z cienia. Zauważył również Przedwieczną Siłę, której skinął z szacunkiem łbem.
– Bezczelny pislak. Żegnaj nieznajoma. – Stwierdził, rusząc swój zadek i po prostu zaczął odchodzić, wcześniej kiwając jej łbem. Pisklaka jednak nie obrzucił już żadnych spojrzeniem ani słowem, bo i po co. Jak widać cieniste dzieci były.. dziwne, nie nauczone kultury. I jakoś niekoniecznie obchodziło to Anielskiego, który powolnym krokiem skierował się przed siebie. Jak widać nici z nauki.. a wszystko przez tego małego niesfora. Niech mu w przyszłości da się wyleczyć.. z radością uczyniłby z niej kalekę!

(zt)