Strona 16 z 45

: 24 gru 2015, 13:00
autor: Słodki Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Przypatrzyłem na nią z miłym tajemniczym uśmiechem. Na je pytanie tylko pokiwałem głową na znak zgody.
Podszedłem do wzoi, które leżały przy ścianie. wziąłem jeden podpisany zioła i wróciłem na swoje miejsce. Noo... może tak nie do końca, przysiadłem bliżej uczennicy.
Czyli mam cię uczyć sztuki medycznej. Zacznijmy od podstaw. Ne wiem czy znasz medykamenty, jakich używamy. Więc opowiedz mi o tych ziołach – mówiąc to u jej stóp wyrosła mały krzaczek kaliny. Obok tego wyrosła babka lancetowata i rumianek pospolity. Wszystko było iluzją, ale oddawało wygląd i woń prawdziwych ziół. Spojrzałem w złote oczy Nade
Nie musisz się śpieszyć, ta burza rozszalała się na dobre. Mamy dobre kilka godzin, nim skończy sie to białe piekło. – zaśmiałem się cichutko z miłym uśmieszkiem na mordce

: 24 gru 2015, 22:24
autor: Nocna Łuska
Odczuła wielką ulgę, bowiem naprawdę chciała mu pokazać swoje rodzinne strony. Bez jego współpracy jej powrót do domu nie miałby sensu. Wolała o tym nie myśleć, jak by zareagowali jej przyjaciele i alfy, gdyby nie wypełniła zadania. Zawiodłaby nie tylko ich, ale i samą siebie.
Przekręciła głowę na prawo czując zawirowania maddary, która zahaczała o jej niewidoczną aurę. Granica, której przekroczenie jak muśnięcie chłodnego wiatru. Jej uwaga skupiła się na materializujących się krzewach. Każde było odmienne, miało inne rozmiary, kształty liści i zapach.
– Przyznaję, że kojarzę te rośliny z widzenia – powiedziała do Wiecznego Ukojenia na chwilę tylko podnosząc wzrok na białego samca, a potem obniżyła głowę zginając długą szyję. Jej łeb zawisł nisko nad pierwszym z brzegu krzaczkiem. Przyjrzała się jej połyskujących czerwienią, drobnym, okrągłym kuleczkom wyrastającym z pojedynczych, zielonych łodyżek w grupie tworzących kiście podobne do jemioły.
– Znam tą roślinę. Widziałam ją w lasach. Kwiaty ma białe, a po przekwitnięciu rodzi czerwone owoce – powiedziała zapamiętując jej zapach. Nigdy nie poświęcała się takiemu skupieniu na roślinach jak teraz, kiedy rozpoczęła się jej nauka. Pamiętała jeszcze intensywną woń kwiatostanu, lecz nigdy nie próbowała jego owoców, sądząc z góry, że zawierają jakąś toksynę. Nadeithscallieth była jak najbardziej ostrożna w tego typu eksperymentach z jedzeniem.
Zwróciła swój łeb w stronę następnego zioła.
– Tego rośnie pełno na polanach. Jej zapach można wyczuć na wiele długości skrzydeł.
Oczywiście mówiła o babce lancetowatej, którą właśnie uważnie prześwietlała wzrokiem. Jej liście, łodygi, kwiaty? Do głowy by jej nie przyszło, że ten chwast mógłby się nadać do czegoś innego niż do zarastania mniej żyznych stepów. Samica uniosła wzrok (nie głowę) na samca patrząc na niego. Była pod wrażeniem jego umiejętności magicznych. Tak doskonałe iluzje wymagały księżyców ćwiczeń i praktyki, a i niewątpliwie niezaprzeczalnej wiedzy na temat ich anatomii.
Spuściła wzrok i przeniosła głowę nad nawłoć pospolitą. Krzew był dość wysoki, więc musiała unieść głowę wyżej, żeby nie zatopić nosa w jego żółte kwiatki.
– Równiny, pola, stepy... Pełno tego latem na równinie Neilbul. Ich łodygi to jeden kwiat.
Uniosła głowę do góry i spojrzała na swojego mentora. Czubkiem ogona owinęła prawą przednią łapę.
– Nie gniewaj się, ale wiedzę na temat roślin zebrałam już u uzdrowicielki zwanej Czerwienią Kaliny. Wiem już wszystko na temat ich zastosowań – powiedziała nie spuszczając wzroku ze swojego mentora.

: 29 gru 2015, 13:28
autor: Wirtuoz Iluzji
Być może tutaj znajdzie jakiś ładny kamyk. Przybiegł w to miejsce i zaczął swoje poszukiwania. Przetrząsał trawy kamienie, jakieś luźne połacie terenu. Pośród tego śniegu trudno coś znaleźć. Skupił się by być może gdzieś znajdzie kolorowy błysk kamienia szlachetnego. Nosz gdzie one mogą być? Szedł łapa za łapą rozglądając się bacznie. Niby miał tych kamieni dosyć dużo ale nigdy za wiele. Tak więc Czarny samiec na białym śniegu, chodził z nosem prawie przy ziemi szukając cennych kamieni. CO one w ogóle w sobie miały że każdy je tak pożądał? Chyba tylko ten błysk. Albo coś jeszcze. Cóż trzeba by było spytać się Nauczyciela, ale chyba on jest nie w humorze. Szukał więc w ciszy, czy nie znajdzie jakiegoś małego skarbu pomiędzy tymi zaspami śniegu.

: 29 gru 2015, 20:32
autor: Administrator
/odpis eventowy

Koszmarny szukał dokładnie, przetrząsając każdy zakamarek przy Lazurowym Jeziorku. I rzeczywiście, dużo tu było kamyczków. Część z nich nawet błyszczała. Pokryta lodem odbijała światło. Ale niestety, żaden z tych błyszczących kamyczków nie był kamyczkiem szlachetnym. A czy było tu coś jeszcze? Ślad? Może trop? Chyba nie... A może jednak? Koszmarny szukał tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu natknął się na połowicznie zasypany już rysunek w śniegu. Rysunek wyglądał jak namalowana dość niezgrabnym palcem połówka koła. W dodatku od strony łuku, miała jakieś takie dziwne wypustki, kierowane w kierunku środka rysunku. Hm.... To chyba nic nie da. Ale przecież były jeszcze ślady, które prowadziły... Gdzieś w jakiś inny teren Błękitnej Skały.

: 15 sty 2016, 18:07
autor: Słodki Kolec
Wysłuchałem uczennicy i usunąłem iluzje.
Więc znasz zioła. To dobrze, nigdy nie lubiłem tego uczyć. Wiec przejdźmy do właściwej nauki leczenia. W skrócie nasza nauka będzie składać sie z kilku części. Pierwsza to sama teoria, podobnie jak druga. Rany, choroby potem teoria leczenia i na końcu leczenie iluzji. Odrazu mówię, że to troche dnia zajmie. Wiec czas zabrać sie do roboty – zamknąłem oczy, wyobraziłem sobie trzy iluzje. Pierwsza to pisklak z złamaną wewnętrznie łapą. Kość wbiła sie w mięśnie. Kolejna iluzja to smoczyca z lekką raną skrzydła. Zwykłe zadrapanie z zaskarżeniem. Ostatnia z nich to głęboka rana. Rozszarpane mięśnie, rozwalona tętnica, nerwy, cześć kości. Wszytko znajdowało sie po prawej stronie klatki piersiowej smoka.
Opowiedz mi o tych ranach wszystko co widzisz, jakie zioła użyjesz, w jakiej ilości i ich przygotowanie. – patrzylem na nią uważnie i czekalem na jej odpowiedz

: 15 sty 2016, 19:19
autor: Nocna Łuska
Czekała na przejście do części nauki, na którą czekała najdłużej. Nie wiedziała jak ona będzie wyglądać, bo nie znała metod nauki tutejszych smoków. Dla niej to pozostawało zagadką, dopóki Wieczne Ukojenie nie zdradził jej swych planów.
Postępował bardzo dobrze uprzedzając ją o etapach szkolenia. To był miły gest z jego strony potwierdzając tym samym, że był poukładany i nie szedł na żywioł.
Podeszła bez wahania do iluzji. Pierwsza z nich to mały pisklak. Przekrzywiła głowę wpatrując się w niego zamyślona.
Nie miała styczności z tak młodymi smokami. Musiała teraz się do tego przyzwyczaić. Obejrzała go dokładnie, na tyle ile pozwalała jej jego pozycja w której leżał.
Wydawał się zdrowy, ale rzuciło się jej w oczy nienaturalnie skrzywione lewe przedramię łapy. Przekrzywiła głowę i nachyliła się nad nim. Nie czuła zapachu krwi. Iluzja nie była aż tak dokładna.
– Ten tutaj ma złamaną łapę z przemieszczeniem. Widać to wyraźnie po naciągniętej skórze od kości. Zapewne wbiła się w mięsień. Na pewno przyda się tutaj wywary z dziurawca i chmielu zwyczajnego. Dziurawca należy podać na początku, żeby szybko uśmierzyć ból. Używa się do wywaru kwiaty tego zioła. Co do chmielu – dwie szyszki wystarczą, żeby go uśpić. Należy mu podać ostudzony wywar do wypicia. Potem podałabym mu jeszcze ze trzy jagódki jałowca, na przyspieszony odrost kości.
Zwróciła pysk w stronę drugiego tworu, przedstawiającego samicę, której skrzydło było zadrapane przez jakiś ostry przedmiot. Obejrzała je wnikliwie, w głowie narodził się jej pomysł jak jej pomóc.
– Wydaje mi się, że to niegroźne zadrapanie, ale wdała się infekcja, bo ranka sączy się z niej ropa. Opatrunek z liści z babki lancetowatej powinien odkazić ranę i przyspieszyć gojenie.
Odpowiadała na zadania Mistrza pewna siebie. Kto znał Nadeithscallieth, wiedział, że miała doskonałą pamięć i szybko się uczyła. Niewątpliwym atutem samicy była jej spostrzegawczość i rzeczowe podejście do nauki.
Nie czekając na odpowiedź Wiecznego Ukojenia podeszła do następnego tworu, pięknego, zielonego smoka ze straszną raną rzucającą się od razu w oczy.
Iluzja była tak dokładna, że nawet zaczęła lekko współczuć temu smokowi.
– To bardzo ciężka rana. Zadana przez jakiś szpikulec. Może smoczy róg? – zastanowiła się pochylając łeb do poziomu klatki piersiowej samca. Zaglądała do środka analizując to co widzi. Jasna krew. Taka jaka wypływała z uszkodzonej tętnicy.
Tętnica jest uszkodzona, widzę złamane jedno żebro. Trzeba jak najszybciej zatamować krwawienie. Użyłabym do tego babki lancetowatej i zrobiła z jej zmiażdżonych liści wstępny opatrunek. Żeby się utrzymał w miejscu najpierw bym musiała położyć tego tu smoka na boku. Aby się nie wiercił podałabym mu ciepły napar z liści kozłka lekarskiego. Uspokoi to go i uśmierzy ból. Zagotowałabym owoce jemioły, żeby napar zgęstniał, potem wystudziłabym i podała większą część mu do wypicia, a potem mniejszą nałożyła na ranę wspomagając babkę lancetowatą.
Samica zamiotła ogonem ziemię. Długi, bardzo żwawy ogon powędrował na drugą stronę i zatrzymał się przy jej prawym boku.
To nie był jeszcze koniec.
Nadeithscallieth cofnęła głowę do tyłu wznosząc ją w górę na wyprostowanej szyi. Spojrzała głęboko w ślepia iluzji zielonego samca.
– Jemu też podałabym jeszcze napar z jałowca. Pomógłby w zrastaniu złamanego żebra – mówiąc to odwracała wzrok od ostatniego rannego i skierowała złote ślepia w stronę uzdrowiciela.
Jej opanowanie i pewność swoich słów mogło robić wrażenie. Jeśli uda się jej zakończyć naukę, będzie bardzo zdolną uzdrowicielką. O ile pasiasty samiec poświęci jej dużo swojego cennego czasu.

: 15 sty 2016, 20:35
autor: Słodki Kolec
Słuchałem uważnie i kiwałem głową na znak, że dobra odpowiedź. Usunąłem iluzje, które rozmyły się w delikatnej mgiełce.
Interpretacja ran bardzo dobra, dobranie ziół też dobre, choć co do malucha to lepiej go znieczulić niż usypiać. Złamanie z przesunięciem jest raną średnią. A przy tej wyrwie w kladce to tamowanie jest ważne. Ja bym polecił uśpić pacjenta. Uspokojenie nic nie da. Rozerwana tętnicą. Nie ma czasu na czekanie. Usypiasz go i łatasz. – zaśmiałem się cicho – gadam jak własna mistrzyni... Kontynuujmy pierwszą część nauki. – stworzyłem sześć iluzji.
Pierwsza iluzja przestawiała smoczyce o czerwonych łuskach. Na pierwszy rzut oka nie bylo widać co jej jest. Lecz bardzo drażniący zapach i ledwo widoczne odchodzące łuski. Jak nic to była grzybica.
Następnym tworem był starzec z bardzo miłą rana na oku. Ktoś przejechał pazurem przez obie powieki.
Trzecia przestawiała adepta z bółem łba. Uszy miał przyciśnięte a każdy dźwięk sprawiał mu ból.
Czwarty pokazywał samice z odmrożonym ogonem. Cały ogon siny, lecz nie nadawał sie jeszcze do amputacji. Jedynie tkanki podskórne ucierpiały troche i calutka skóra.
Piąta iluzja to pisklak z wbitym kolcem w staw skrzydła. Nie wyglądało to zbyt zachęcająco. Wręcz odstraszająco.
Szustą iluzją był samiec z bardzo ciężkim kaszlem. Co jakiś czas wypluwał krew. To już nie są przeweki.
Te iluzje to twoje ostatnie zadanie pierwszego etapu. I polecenie takie jak wcześniej. Opisać rane, jakie zioła i ich przyrządzenie. Potem będzie juz tylko zabawniej. Aa... Zapomniałem dodać. Choroby mają swoje symptomy. Grzybica to odpadające łuski i smród od nich. Czarny kasze i jego powikłania to smok kasze tak, ze wypluwa sobie płuca. Dosłownie w niektórych przypadkach. Ból łba to chyba znasz i woesz jak to rozwiazać. Jeśli nie to powiem, ze jest tutaj – zakończyłem tajwmniczo i posłałem jej czarujący uśmiech

: 16 sty 2016, 11:00
autor: Nocna Łuska
Nadeithscallieth sluchała uwag Mistrza i chociaż miała swoje zdanie, wiedziała, że lepiej będzie jak posłucha bardziej doświadczonego. W końcu to on był uzdrowicielem, a ona była tylko jego uczennicą. Jej pełne zaufanie do wiedzy Wiecznego Ukojenia wiązało się przede wszystkim z żelazną zasadą wpojoną jej i jej siostrze już za młodu. Mistrza się słucha, a nie poprawia.
Pokiwała głową i przystąpiła do kolejnego ćwiczenia.
Choroby akurat nie były jej obce. Należało jedna wspomnieć, że ona sama nigdy nie chorowała. Jej duszobliźniaczka również. Tak się szczęśliwie złożyło, że dbano o ich zdrową dietę. Mięso dostarczane im pod pyski było wyselekcjonowane, czasem nawet przyprawione jakimiś warzywami. Ukradkiem im je przemycano dla wzmocnienia organizmu. Najlepszym sposobem nie rozprzestrzeniania chorób w ulu była kwarantanna. Chore osobniki oddzielano od zdrowych.

Kiedy więc podeszła do pierwszego smoka od razu zauważyła odchylone, lekko jakby odbarwione łuski. Skóra była sucha i pachniała nieprzyjemnie. Nadeithscallieth musiała się przełamać, żeby się nie odsunąć od samicy.
– Ta tutaj cierpi na chorobę skórną, wywołaną grzybicą. Kilka łusek odpadło, ale skóra jeszcze nie pękła. Rana swędząco-piekąca. Użyłabym lawendy to sporządzenia wywaru, powinna uspokoić ją i dać mi czas na nałożenie zmiażdżonych liści macierzanki na skórę.
Nie czekając na werdykt swojego mentora podeszła do drugiej iluzji. Bez problemu dostrzegła jego problem. Podłużne rozcięcie delikatnych powiek. Smokom często się to zdarzało. Nie zaglądała mu do tych oczu. Z pozycji jaką zajmowała widziała wszystko bardzo wyraźnie.
– Ten smok ma tylko zadrapane powieki. Zastosowałabym tutaj okłady ze sparzonych płatków kwiatów ostróżeczki polnej.
To było tyle co mogła zrobić dla starszego samca. W kolejce czekały jeszcze cztery inne iluzje. Odwróciła się przodem do kolejnej, wyglądającej z pozoru na smutną, ale kiedy mówiła, zwróciła uwagę, że skóra na jego skroni napina się. Uszu położone po sobie wzbudziły u niej podejrzenia. Zajrzała mu w oczy swoimi złotymi ślepiami. Samczyk cierpiał i co do tego nie miała wątpliwości. Wysunęła na chwilę koniuszek języka, aby zbadać temperaturę jego aury. Jak się upewniła, że nie gorączkuje skierowała pysk ku Mistrzowi i rzekła:
– To tylko niegroźny ból głowy. Wystarczy mu podać do wypicia ostudzony wywar z chmielu. Ma podobno właściwości uspokajające, więc może do rozluźnić i zmniejszyć ciśnienie krwi. Podałabym mu jeszcze do wypicia napar z liści nawłoci pospolitej. Podobno ma gorzki smak i dodaje się do niego kilka kropli miodu, żeby smok nie wybrzydzał.
Uśmiechnęła się lekko do Wiecznego Ukojenia. Sama z chęcią dorwałaby się do miodu. To był jej najlepszy przysmak.
Onyksowa samica nie przerywała swojego obchodu. Podeszła do czwartego tworu przedstawiającego samicę z odmrożonym ogonem. Zdziwiona, bo nigdy nie widziała takiego przypadku. Jaki smok pozwoliłby, żeby mu ogon odmarzł? Porzuciła jednak swoje wątpliwości i skupiła się na zadaniu.
– Ogon odmrożony, ale tylko płytko. Ale mięśnie są mocno pouszkadzane. Ja bym podała jej napar z chmielu zwyczajnego, dla uśpienia, żeby nim nie ruszała. Zanim by jej go podała, sporządziłabym jej jeszcze napar z dziurawca pospolitego, co by uśmierzyć ból i żeby szybciej zasnęła. Potem ze sproszkowanego korzenia żywokostu zrobiłabym maść i dokładnie wysmarowała nią miejsca odmrożone na ogonie.
Przekrzywiła głowę zastanawiając się, czy niczego nie pominęła. W przypadku odmrożeń raczej mało było ziół, które mogłaby użyć w leczeniu. Na szczęście takie przypadki były niezwykle rzadkie.
Skręciła smukłe ciało w stronę przedostatniego przypadku. Iluzja pisklaka z kolcem w skrzydle trochę nią wstrząsnęła. Nie był to jakiś straszny przypadek, ale sam fakt, że cierpiało pisklę, wlało w jej serce ciepło i trochę współczucia. Wieczne Ukojenie doskonale sterował swoimi iluzjami oddając wyraz cierpienia na pyskach sztucznych tworów.
– Najpierw uśpiłabym to pisklę, żeby nie cierpiało, kiedy będę usuwała kolec. Podałabym mu do wypicia napar z kwiatów dziurawca pospolitego, a potem wywar z szyszek chmielu zwyczajnego. Gdy już by zasnął, usunęłabym szybko ten kolec i przyłożyła do rany wcześniej przygotowane, to znaczy zmiażdżone, liście babki lancetowatej.
Nie przesadzała z ilościami ziół. Taki miała konkretny charakter. Skupiała się głównie na podstawowych, trafnych zastosowaniach.
Ostatnia iluzja do której podeszła trochę ją zniesmaczyła i cofnęła głowę odruchowo do tyłu. Musiała się jakoś przyzwyczaić, do wszystkich typów chorób i ran z jakimi przyjdzie jej mieć kontakt.
– Cóż... Ten tutaj ma czarny kaszel, bez wątpienia. Krew w płucach to już chyba nie przelewki – powiedziała odsuwając się od iluzji zanoszącego się kaszlem samca. – Jemu przygotowałabym mu napar z lulka czarnego, aby pobudzić organizm do walki z chorobą. Do tego używa się nasion, które po prostu zagotowuje się we wrzącej wodzie. Potem jeszcze przygotowałabym wywar z lulka. Gorący, nieprzestudzony, żeby parował. Podałabym mu go pod nos, aby wdychał opary jak najdłużej.
Na tym skończyła swój obchód. Zaraz pewnie te iluzje znikną, a jej Mistrz oceni jej odpowiedzi.
Odwróciła się do niego kierując swój wzrok w jego stronę.

: 16 sty 2016, 11:16
autor: Słodki Kolec
Słuchałem i kiwałem głową na jej wypowiedzi. Teraz iluzji nie odwołałem, a zostawiłem w spokoju.
Pierwszy etap masz za sobą, Poszło ci dobrze. Uśpienie pisklaka jest dobrym pomysłem, a przy odmrożeniu wystarczy uspokoić. sam miałem odmrożoną łapę więc wiem jak to jest, a zrobił mi to sam Ateral z mojej głupoty. Odradzam ci go tulenia, choć jest mięciutki. – zaśmiałem się z własnych głupich słów. Uspokoiłem się i dalej zacząłem paplać – Pamiętaj same zioła przy leczeniu nie wystarczą. Musisz operować maddarą, aby wyleczyć dokładnie smoka. Choć nie zawsze to wychodzi. Pamiętaj aby kogoś wyleczyć musisz przerwać naturalną barierą, która jest na skórze każdego smoka i nie tylko. Najlepiej łapę położyć jak najbliżej rany. Kolejną zasadą jest kolejność składania. Pierwsze zawsze są tętnice, żyły. Potem kości, nerwy. Możesz to zamienić, ale lepiej kość wpierw złożyć niż potem poprawiać przy nastawianiu kości nerwy. Następnie łopatologicznie idą mięśnie, która i łuski. Jeśli chcesz z powrotem użyć krwi, która jest w ranie to musisz oczyścić ją z drobnoustrojów. Przy chorobach wystarczy usunąć źródło ów choroby. Na przykład w grzybicy wystarczy usunąć grzyby które sa na łuskach lub futrze. Teraz proszę cię abyś powiedziała mi jak naprawić te iluzje, które wcześniej omawiałaś. Tylko ten pisklak już nie ma kolca w barku. Tak powinno być łatwiej. – posłałem jej miły uśmieszek

: 17 sty 2016, 19:40
autor: Nocna Łuska
Nadeithscallieth słuchała Wieczne Ukojenie z rosnącym entuzjazmem. Już kiedy wspomniał, że miała za sobą pierwszy etap, poczuła narastającą w niej zadowolenie. Wiedziała o ziołach dość sporo dzięki Czerwieni Kaliny. Spamiętanie ich wszystkich było wyzwaniem z którym onyksowa samica poradziła sobie bez problemu.
Przekrzywiła głowę i wykonała lekki ukłon przed pasiastym samcem. Miała taki zwyczaj, kiedy słyszała pochwały od swoich Mistrzów.
Odwróciła się od niego i wróciła do pierwszej iluzji przedstawiającej chory na grzybicę przypadek.
Podeszła do samicy mierząc ją wzrokiem. Nie wiedziała, czy się to uda. Czy twór Wiecznego Ukojenia był aż tak dokładny, że mogła na niego wpłynąć jak w dorosły organizm.
– Nigdy wcześniej nie ingerowałam w czyjś organizm maddarą. Nie w taki sposób – powiedziała odwracając na chwilę wzrok ku swojemu mentorowi.
Powracając oczyma w stronę samicy uniosła przednią łapę i położyła ją na zdrowych łuskach, obok ogniska choroby.
Nie miała zwyczaju mrużyć, albo przymykać oczu. Nie musiała się tak mocno skupiać na tym co robi. Jej usta poruszały się, kiedy samica bezgłośnie intonowała zaklęcia. Jedno po drugim. Pierwsze z nich miało skierować wiązkę energii mającej za zadanie usunąć grzyb ze skóry i łusek. Kolejne oczyścić ranę z niesprawnych, chorych komórek samicy, w tym, z uszkodzonych i niezdatnych do prawidłowego funkcjonowania czerwonych łusek. Ostatnim zaklęciem było pobudzenie skóry do przyspieszonego wzrostu łusek.
Wymawianie przez nią zaklęć nie było niczym nowym. Niektórzy skupiali się wizualizując proces leczenia, który potem spełniała maddara. Natomiast Nadeithscallieth stosowała bardziej wyrafinowany sposób przyzywania maddary słowami i myślami, co mogło wydawać się dziwne.
Popatrzyła na efekt swojego leczenia nie komentując go. Przeszła do starszego smoka z ranami na powiekach.
Smoki starsze bywały różne. Niektóre agresywne inne miłe. Z jakim przypadkiem miała teraz do czynienia? Tego nie wiedziała.
Wolno podniosła przednią łapę, aby ranny dobrze się jej przyjrzał i poznał, że nie ma wrogich zamiarów. Wolno zbliżała łapę do jego pyska. W jej złotych ślepiach nie było ani trochę oschłości, tylko ciepło i współczucie. Zdolna skruszyć najgrubszy lód w sercu z tym podejściem do rannego dotknęła swą łapą jego policzka. Szemrając cicho zaklęcie leczące głaskała go czule po mięciutkiej łusce pod okiem. Czuła jak jej zaklęcia wpływają przez dotyk w ciało starego samca. Zajęła się na początku usunięciem wszelkich nieczystości, uszkodzonych tkanek i krwi. Rana miała zostać oczyszczona. Kolejnym zaklęciem złączyła przerwaną skórę odbudowując tkankę, wygładzając ją i przywracając ukrwienie w na nowo utworzonych naczyniach krwionośnych.
Uśmiechnęła się do starszego samca i pochyliła przed nim głowę w podzięce za cierpliwość.
Onyksowy łeb samicy odwrócił się w stronę adepta. Wiedziała, że jeżeli podałaby mu naprawdę te zioła, to ich lecznicze działanie już uśmierzyło by chociaż częściowo ból głowy. Ale potraktowała go tak, jakby zioła nie zadziały.
Tak jak w poprzednim przypadku, uniosła przednią łapę pokazując mu, że nie zamierza mu zrobić krzywdy. Jej melodyjny, ciepły głos nucił melodyjne zaklęcie szykując wiązkę maddary do wypełnienia rozkazu. Zanim dotknęła jeszcze samca, przygotowała ją w odpowiedni sposób. Nakazała obniżyć ciśnienie adepta i usunąć z krwi wszelkie toksyny, a także przywrócić równowagę hormonalną samca. Potem położyła swą łapę na łbie samca, tuż nad oczami, czyli na tzw. czole. Jeśli nie maddarą, to samym dotykiem sprawiła, że leczony poczuł się lepiej.
Maddara subtelnie wpłynęła do organizmu leczonego wykonując zlecone przez nią polecenia.
Samica odchyliła głowę do tyłu i cofnęła łapę przerywając kontakt z samcem.
Podeszła do czwartej potrzebującej pomocy. Iluzja przedstawiała samicę z odmrożonym ogonem. Tak jak w poprzednich przypadkach, musiała polegać na pracy "na sucho", czyli bez ziół.
Nie przeszkadzało jej to. Była zdolna działać w stresie i w każdych warunkach.
Intonując nowe zaklęcia układała plan kolejnego leczenia. Skinęła głową samicy. Podeszła za nią, zerkając jej stronę i zawiesiła w powietrzu przednią łapę. Potem powoli opuściła ją tworząc pomost dla swojej many. Wlała w nią energię, która w pierwszej kolejności miała usunąć obumarłe tkanki i łuski, a także nie nadające się do niczego naczynia krwionośne i nerwy. Zbadała mięśnie, a jeśli nie nadawały się do zregenerowania, usunęła martwe włókna. Wzorując się na nietkniętej reszcie ogona odbudowała ubytki tkanek, które przed chwilą usunęła. Jedno z zaklęć zadbało o stworzenie na nowo skomplikowanej sieci nerwów i drogi dla naczyń krwionośnych. Stymulowała odrost łusek, dbając o takie szczegóły jak ich barwa, kształt, a nawet woń.
Na końcu pogładziła łapą ogon, żeby sprawdzić, czy dobrze reaguje na taki dotyk. Wiadomo, że prawie każdy reagował ruchem, gdy się do głaskało.
Zadowolona podeszła do pisklęcia. To był przykry widok. Nadeithscallieth nie mogła się przekonać do dotykania czyiś pisklaków. W tym przypadku miała uzasadniony powód, żeby go objąć ogonem, bo tak właśnie zrobiła.
Długi, czarny i bardzo gibki ogon dosunął się ku pisklakowi okrążając go ze wszystkich stron. Samica pochyliła głowę do środka zawiniątka. Nie uśmiechała się. Nie trzeba było. Była za to skupiona na cichym nuceniu. Pisklę nie miało pojęcia co się działo. Jej ciepłe spojrzenie i wystarczyło za uśmiech.
Tymczasem jej zaklęcia już działały. Otoczyły wszystkie mięśnie, tkanki, ścięgna, nerwy i naczynia krwionośne, Ogólnie. Wszystko co mogłoby zostać uszkodzone bardziej podczas wypychania kolca z rany. Strumieniem maddary wyciągnęła stanowczo kolec z ciała pisklaka. Gdy to nastąpiło, kolej przyszła na odbudowę stawu. Usunęła wpierw wszystkie odłamki chrząstki, krew, zarazki. Nuciła zaklęcie odbudowujące przerwane ścięgna i mięśnie. Poświęciła wiele czasu na podtrzymywanie procesu tworzenia połączeń nerwowych i naczyń krwionośnych.
Na końcu przyspieszyła odrost skóry, którą wygładziła dbając o to, aby nie utworzyła się przypadkiem jakaś blizna. Ostatnie ciche szepty poświęciła na stymulacji odrostu drobnych łusek.
Po skończonym leczeniu wypuściła pisklaka z objęć swojego ogona i odeszła od niego bez jakiegokolwiek czułego pożegnania.
Stanęła przed ostatnią iluzją, czyli do samca z napadowym kaszlem. Przekrzywiła głowę i wyciągnęła przednią łapę w stronę jego barku. Skierowanie jej w stronę szyi mogłoby być stresujące. Wyciągnęła łapę jeszcze bardziej, aż wreszcie oparła palce na jego barku. Uśmiechnęła się do niego promiennie. Potem wlała w jego ciało maddarę, która miała za zadanie jedno: dotrzeć do oskrzeli i gardła. Tam miała usunąć wirusa. Czynność dość żmudna, ale na szczęście niezbyt skomplikowana. Ułożenie zaklęcia dezynfekującego nie było dla niej wyzwaniem. Potem jeszcze tylko usunęła krew i naprawiła naczynia włosowate, które zostały uszkodzone. Poświęciła też czas na pozbycie się stanu zapalnego gardła.
– To powinno wystarczyć – powiedziała i schyliła głowę przed ostatnim pacjentem, a potem odwróciła się w kierunku Wiecznego Ukojenia.

: 17 sty 2016, 21:17
autor: Słodki Kolec
Patrzyłem na uczennice z wielką dumą w oczach. Poszło jej dobrze, nawet bardzo dobrze. Iluzje zniknęły jak wcześniejsze. W mgiełce o srebrnej barwie. Zanim uleczyła wszystkich to chwila minęła. No z kilka marek świecy. Sam w tym czasie bawiłem sie małymi ognikami.
Dobrze ci poszło Nadeith. Nawet bardzo dobrze, czeka cie jeszcze ostatnie zadanie. Wyleczenie iluzji z rany krytycznej. Lecz zanim to nastąpi odpocznij chwilę. Leczenie jest sztuką wymagająca i energo żerna. – z torby wyciągnąłem małe zawiniątko. Maddarą je otworzyłem. W środku były dwa plastry miodu. Jeden dla mnie drugi dla uczennicy – Proszę zjedz ten skromny posiłek. Powinien odnowić ci cześć sił na ostatnią z moich nauk. Na twój ostatni test. A sądząc po twoim tonie jak wspominałaś o miodzie, musi być to twój przysmak. Ja też go bardzo lubię – podsunąłem jej plaster na wyciągnięcie mordki, a własny juz sie rozpuszczał w moim pyszczku.
Po dłuższej chwili stworzyłem iluzje samca w średnim wieku, o brązowych łuskach. Miał ranę na klatce piersiowej. Wyrwany cały mięsień, wraz z zmiażdżonym i częściowo wyrwanymi żebrami i kawałkiem płuca. Tętnica została poważnie uszkodzona. Mocno krwawiła, smok dostał gorączki i na dodatek by był nieźle spanikowany.
Wtym zadaniem będzie opisanie rany, dobranie ziół z ich wykorzystaniem i uleczenie. To jest walka z czasem. Iluzja zacznie umierać dopiero wtedy, gdy skończysz opisywać zioła. W normalnym życiu czasu bedzie mniej. Niech stres cie nie pożre moja uczennico. Do boju Nadeith – posłalem jej szeroki uśmiech. Dopiero po chwili dodałem – Po tym wszystkim wiszę ci odprężający masaż. Chętna? – usiadłem w oddali dopiero po jej krótkiej przemowie, aby jej nie przeszkadzać i zacząłem miziać Amu po piórach.

Po twoim odpisie raport leczenie II

: 18 sty 2016, 0:17
autor: Nocna Łuska
Nie oczekiwała od Wiecznego Ukojenia aż takiego miłego gestu. Odpoczynek przydałby się nawet tej pracowitej samicy. Nadeithscallieth bardzo rzadko okazywała swoje słabości. Zmęczenie prawie nigdy. Zawsze chętna do pomocy i nigdy nie znajdująca prawdziwego ukojenia dla zmęczonego umysłu, pracowała za dwóch, albo nawet za trzech. Taka była jej natura.
Odkrywając zawiniątko wywołał w jej złotych oczach duże zainteresowanie. Przekrzywiła głowę w prawo, gdy Mistrz odkrył przed nią sekret, który ukrywał przez cały czas przed jej nosem. To było upokarzające! Jak mogła nie wyczuć miodu, gdy była tak blisko?
O nic nie pytając złapała w zęby darowany jej przysmak, a następnie krótkimi kłapnięciami szczęk połączonymi z szybkimi ruchami głowy, obróciła go w powietrzu i pochłonęła w całości. Słodki, urzekający posmak zagrał na podniebieniu prawdziwy koncert zmysłowych nut. Samica przymrużyła oczy delektując się tym wyjątkowym darem.
– Zgadłeś. Miód to jedyna rzecz na świecie, za którą poszłabym nawet w ogień – zażartowała w temacie miodu.
Przerwa w nauce nie trwała zbyt długo. Nadeithscallieth nie mogła się doczekać kolejnej części nauki. Świadczył o tym chociażby jej szurający po ziemi długi ogon niecierpliwie zwijający się i prostujący, jak gdyby szukał jakiegoś punktu zaczepienia.
Onyksowa samica pokiwała głową i powstała oczekując na ostatni test. Nie bała się podjąć wyzwania nawet tak trudnego jak wyleczenie umierającego.
Gdy go zobaczyła nie zwątpiła ani na chwilę w swoje siły. Wieczne Ukojenie działał na nią pozytywnie.
Przyjrzała się rozległej ranie smoka, która mocno krwawiła.
– Widzę wyrwany całkiem spory kawałek ciała. Rana jest głęboka. Objęła prawe płuco i tętnicę. Nie widzę kilku żeber. Smok mocno gorączkuje...
Jej opis obrażeń był bardzo rzeczowy. Nie roztkliwiała się nad mało ważnymi szczegółami. Obrała strategię: najpierw uratuj, potem upiększaj.
– Na pierwszy ogień poszedłby środek usypiający, a więc wywar z chmielu zwyczajnego, potem babka lancetowata, z których zmiażdżonych liści zrobiłabym wstępny opatrunek, aby choć trochę zatamować krwawienie. Dodałabym jeszcze gęsty napar z kulek jemioły, który częściowo dałabym do wypicia samcowi, a częściowo pokryłabym nim ranę. Podczas leczenia maddarą będę odtwarzała kości, a więc przydadzą się jeszcze 4 jagody jałowca, które smok musiałby przełknąć. Z uwagi na krwawienie wewnętrzne podałabym mu jeszcze ostudzony wywar z korzeni, albo owoców kaliny. Ostatnim ziołem jakie bym wykorzystała to lubczyk, i zrobiła z niego wywar, który smok musiałby wypić.
Specjalnie pominęła gorączkę, bo uznała, że najważniejsze to teraz walka z niezahamowanym krwawieniem, a gorączka to jej najmniejsze zmartwienie.
Czym prędzej zabrała się do... tworzenia iluzji ziół, które miała wykorzystać do leczenia. Jeśli po tym nie osunie się nieprzytomna na ziemię, to będzie jej życiowy sukces.
Tworzyła kolejno każdy rodzaj ziół, które miała zamiar użyć w leczeniu. Działała bardzo szybko, a zioła zmaterializowały się obok niej. Wyczarowała też cztery stalowe miseczki wypełnione czystą wodą, a pod każdą z nich rozpaliła ogniki utrzymujące wrzenie. Bo woda była już wrząca i nie było czasu na czekanie, aż się naturalnie zagotuje. Do pierwszej wrzuciła odpowiednią ilość szyszek chmielu, do drugiej kilka owoców jemioły, do trzeciej korzeń kaliny, a do czwartej – ostatniej – kilka listków lubczyku. Nie czekając aż napar z chmielu nabierze mocy, podeszła do spanikowanego samca z pewną dozą ostrożności. Nie wykonywała szybkich ruchów, ale i tak bardzo sprawnie objęła go łapą za szyję i przysiadając na tylnych łapach uniosła drugą podtrzymując jego bark. Napierając delikatnie, ale stanowczo tą łapą na szyi skłoniła go do położenia się na grzbiecie. Spojrzała mu głęboko w oczy i pogładziła go po czole.
Miała swoje metody leczenia, trochę podobne do jej charakteru. Nie działała siłowo. Wiedziała, że ranny smok znacznie lepiej zniesie cierpienie, kiedy podejdzie się do niego ze współczuciem i delikatnością.
Nie zwlekając ani trochę, zrobiła pierwszy opatrunek ze zmiażdżonych liści babki lancetowatej. Nie dbając o to, że się pobrudzi jego krwią, starała się przede wszystkim zatamować krwawienia. Następnie nicią maddary przyciągnęła do siebie po kolei każdą z miseczek z gotowymi naparami. Nie zapomniała ich w mig ostudzić. Podała mu do wypicia napar z chmielu zwyczajnego, lubczyka, jemioły i korzenia kaliny. Uważała, żeby smok się nie udławił. Na końcu dała mu jeszcze do połknięcia jagody jałowca. Z tego co zostało w misce po jemiole, zrobiła dodatkową zaporę dla krwotoku.
Nucąc zaklęcia gładziła smoka po szyi. Czule, słówka w nieznanym języku kołysały go do snu. Lecz nie była to jakaś kołysanka. Onyksowa samica tak właśnie współgrała ze swoją maddarą.
Utworzony przez jej objęcia w których konał jej nieznajomy, pomost, posłużył maddarze do wniknięcia w jego ciało i rozpoczęcia procesu leczenia.
Pierwsze zaklęcie nakazało manie złączenia tętnicy i większych naczyń krwionośnych. Odtwarzała je bazując na wyglądzie i właściwościach arterii w których nastąpiła przerwa. Potem oczyściła całą ranę z martwych i bezużytecznych tkanek, których naprawa trwała by dłużej niż ich odtworzenie. Pozbyła się brudu i nieprzyjaznych bakterii, które mogłyby wywołać infekcję. Potem zregenerowała uszkodzone płuco, które zakryła utworzonymi na nowo żebrami. Tam, gdzie dostrzegła ubytki, albo pęknięcia w klatce piersiowej poprawiła kość i wzmocniła ją.
Energia z niej spływała wartkim strumieniem. Samica jednak wcale nie dawała tego po sobie poznać. Cały czas nuciła zaklęcia.
Jedno z tych zaklęć rozpoczęło proces odbudowy mięśni. Wygładziła je i przypilnowała, żeby były mocne i elastyczne, a także dobrze ukrwione drobnymi naczyniami krwionośnymi. Na końcu pokryła wszystko delikatną skórą i przyspieszyła odrost skóry.
To leczenie było dla niej poważnym wyzwaniem. Gdy maddara wróciła do niej, samica opuściła łeb wzdychając głośno. Podniosła się na łapy i odsunęła od iluzji smoka.
Teraz dopiero poczuła ile ten test ją kosztował energii.
Położyła się na zimnej skale czując jak powoli odpływają z niej emocje.

: 18 sty 2016, 10:36
autor: Słodki Kolec
Patrzyłem na nią z wielkim podziwem w oczach. Dała z siebie wszystko, a nawet więcej. Usunąłem iluzje i podszedłem do leżącej samicy. Pochyliłem głowę i polizałem ją po mordce.
Dzielna Nade, dałaś z siebie wszystko i zaliczyłaś mój test. Teraz wiesz, czym jest bycie uzdrowicielem. – podszedłem do wejścia groty. Burza rozszalała sie na dobre. Wyjście na zewnątrz grozi utratą zdrowia, a nawet życia.
Jest w okolicy południa. Pół dnia to jest dobry czas.
Wróciłem do uczennicy, z torby wyciągnąłem trzy jabłka w miodzie i położyłem obok samicy.
Zjedz proszę, po takim wyczynie ci się przyda. – zaśmiałem się i usiadłem po jej prawej stronie. Położyłem przednie łapki na jej grzbiecie i zacząłem delikatnie masować spięte mięśnie. Zwinnymi łapkami najpierw masowałem jej plecy potem delikatnie uderzałem nimi w spięte miejsca. Miałem na celu rozluźnić i odprężyć jej ciało.
Następnie za pomocą maddary rozgrzałem delikatnie opuszki i powrotem masowałem po przez delikatne ugniatanie. Po jakiejś godzinie przestałem tego masażu. Przez całą sesje Amaterasu śpiewała swoją pieśń matczyną
Przyjemnie było? Czy chcesz jeszcze Nadeith? – pogłaskałem ja po szyi

: 18 sty 2016, 16:58
autor: Nocna Łuska
Ani srogi mróz, ani burze śnieżne nie przerażały onyksowej samicy. Jej ciało było dostosowane do stawienia im czoła, a jako, że większość życia spędziła w wysokich górach, tak naprawdę teraz czuła się jak przysłowiowa ryba w wodzie.
Niewiele jej było trzeba. Żadnych wygód, masaży, albo podsuwania jedzenia pod nos.
Samica przekrzywiła łeb wpatrując się w jabłka, które podrzucił jej Wieczne Ukojenie. Czy samiec chciał ją jakoś przekupić, czy mówił szczerze?
Nadeithscallieth była ufna i łagodna. Niewiele było chwil w jej życiu w którym ktoś oferował jej tak wiele za nic. Wieczne Ukojenie był dla niej skomplikowaną zagadką.
Zawiesiła wzrok na jabłkach, a wtem dostrzegła przybliżający się nosek Shiro. Nie wiedziała, co miał zamiar zrobić, dopóki nie spostrzegła jak wysuwa język. Jej łeb odruchowo cofnął się do tyłu. Długa szyja ugięła się w dół podejmując udaną próbę naśladowania łabędziej.
Znali swoje zapachy i od kiedy rozpoczęli naukę leczenia, nic się nie zmieniło.
Ale skoro już jej Mistrz zapragnął podejść do niej tak blisko, to wyczuł też bardzo słaby, ale wyraźny zapach zdecydowanie nie należący do Nadeithscallieth. Czy znał woń Zwiastuna Światła? Tego czerwono-łuskiego wojownika ze stada Życia?
Nie było wiadome, co przeżyła onyksowa samica i kiedy to się wydarzyło, ale każdy samiec chyba znał ten zapach.

: 19 sty 2016, 11:57
autor: Słodki Kolec
Poczułem dziwną woń unoszącą się od samicy. Dopiero po chwili zrozumiałem czym był ów zapach. Lecz mnie on nie zniechęcił do mych czynów. Zbyt mocno jej pragnąłem. Choć w nim rozpoznałem woń pewnego samca z życia. Coś mi podpowiadało, że go znam choć może to być tylko moje urojenie.
Przesunąłem powoli swój ogon w stronę ogona uczennicy. Następnie zacząłem głaskać samą końcówką ogona. Po chwili lekko owinąłem go wokoło mojego obiektu zainteresowania. Wstawałem nas nią i pochyliłem głowę.
Mam ochotę cię skonsumować, chrupać, piękna uczennico. – wyszeptałem jej koło mordki. Ton mojego głosu był zalotny, pełny niewyczuwalnego pożądania. Chcialem zrobić "to" z nią.

: 19 sty 2016, 19:13
autor: Nocna Łuska
Nadeithscallieth cofnęła głowę jeszcze dalej, kiedy samiec zbliżył do niej swój pysk. Już nie mogła bardziej wygiąć swej szyi. Opór poczuła aż na kościach. Niebywałe, jak giętka była ta jej szyja. Niemal położyła ją sobie na grzbiecie, a onyksowy łeb zapadł się między mimowolnie uniesione skrzydła. Mimo to i tak nie zdołała go schować przed pyskiem Wiecznego Ukojenia.
Czuła jak coś dotyka jej ciała. Nim się zreflektowała jej puszysta końcówka ogona została spleciona z ogonem samca i uwięziona na dobre.
Czy się go bała? Skądże! Nadeithscallieth tak zareagowała, bo nie wiedziała do czego zmierza jej Mistrz.
Teraz patrząc jednym okiem, prosto w jego oko, widziała w nim coś więcej niż tylko zainteresowanie nauką. Że też wcześniej tego nie zauważyła. Jeszcze nie zdążyła dobrze odpocząć po spotkaniu z Assuremithem, a tu już kolejny samiec do niej przylgnął. Woń, którą zostawił Assuremith, wcale nie zadziałała na Shiro odstraszająco. Może była za słaba?
Nadeithscallieth milczała. Czuła małą sympatię do Wiecznego Ukojenia, lecz jak dotąd ich relacje opierały się na pewnym gruncie: mistrz-uczeń. Mistrz, czyli Wieczne Ukojenie – jak miała do niego się odnieść? Samiec ciągle zacierał tą granicę. Kim więc był teraz? Jeszcze Mistrzem, który żądał "zapłaty", czy kolejnym zauroczonym?
– Mistrzu... – szepnęła niepewnie.
Patrzyła na niego złotą parą oczu wtulona głową w swe skrzydła. Przygryzła wargę wahając się pod naporem sprzecznych myśli.
Nie mogła dłużej trzymać go w niepewności. Jeszcze, nie dajcie bogowie, wziąłby ją siłą.
Jej długa szyja powoli się uniosła ku górze, podnosząc głowę z bezpiecznej otuliny, aż jej czarny nos znalazł się przy jego uchu.
– Tylko szybko...
Wyszeptała te słowa wprost do jego ucha. Dźwięk jej słów mijał się z uczuciem, chociaż ton głosu był urzekająco ciepły. Niewysłowiona prośba w nim zawarta wprost nie mogła pozostać pominięta.

: 23 sty 2016, 20:58
autor: Słodki Kolec
Po usłyszeniu jej krótkiej odpowiedzi w moim uszku uśmiechnąłem się wyraźnie. Bardzo miło z jej strony. Odwróciłem łepek aby był dokładnie na przeciwko niej.
Nadeith, ja nie lubię się śpieszyć. Tym bardziej w tych sprawach. – polizałem ją czule po nosku i z powrotem spojrzałem w jej złote oczy – Jesteś słodziutka – znów ją polizałem. Tym razem bardziej zaczepnie.

: 23 sty 2016, 20:59
autor: Nocna Łuska
Nadeithscallieth po usłyszeniu jego słów pochyliła łeb i odwróciła wzrok. Oczywiście, że jej nie posłucha. Czemu nie podchodziła do tego tak entuzjastycznie jak samiec? Może dlatego, że obawiała się, że wpadła w pułapkę.
Popatrzyła kątem oka na wyjście. Zawahała się, ale ostatecznie stwierdziła, że wytrwa. Przygryzie wargę i będzie dzielna.
– Jak chcesz... – odmruknęła mrużąc oko, kiedy ją lizał po policzku.

: 23 sty 2016, 21:00
autor: Słodki Kolec
Polizałem ja raz, drugi. Lecz pod językiem wyczułem spięte mięśnie. Przestałem ją lizać i odsunąłem głowę.
Nie podoba ci się? – odsunąłem się od niej – Nie chcesz tego ze mną robić? Jak nie chcesz to niczego cię nie zmuszam. Chcę też Ci powiedzieć ,że tego nie robię bo chcę zapłatę za naukę tylko, dlatego, że mi się podobasz. – podszedłem do ściany i usiadłem pod nią zrezygnowany. – Życie znowu ze mnie drwi, jak nie zabija, to odpycha ode mnie. Co ze mną jest nie tak? – wyszeptałem pod nosem i posmutniałem

: 23 sty 2016, 22:48
autor: Nocna Łuska
Kiedy ciepły język samca sunął po jej skórze była pewna, że będzie to trwało dłużej, przejdzie do jej grzbietu, podgryzie ją, albo inaczej zachęci do podniesienia się z ziemi, a potem zajdzie od tyłu i się zacznie. Normalny scenariusz, który brała pod uwagę, jako ryzyko.
Starała się, utrzymać nerwy na wodzy, kiedy pasiasty samiec spojrzał jej w oczy i zadał bardzo trudne pytanie.
Już raz się poświęciła. Zrobiłaby to drugi, trzeci i setny raz. Czym jednak był popęd seksualny samców, wobec satysfakcji, samospełnienia i dominacji? Samica też to czuła, tylko w mniejszym stopniu. Polegała na tym co jej podpowiadał instynkt, a on mówił jej, że jeszcze nie była gotowa.
– Wybacz mi. Myślałam, że chodzi Ci o zaspokojenie potrzeby... Mówię prawdę.
Czy mogła go jakoś pocieszyć? Oczywiście. Nie była z kamienia.
Uniosła głowę wyżej i zaparła się łapami o ziemię unosząc się z lekkością. Potrzepała łbem roztrząsając grzywę. Woń jego śliny przytępiała jej zmysł węchu. Wytarła więc pysk o uniesione skrzydło, a następnie zwróciła głowę w jego stronę. Podeszła robiąc powolne kroki kierując się ku jego bokowi. Potem pochyliła się do tyłu i przysiadła przy nim. Uniosła prawe skrzydło, którym objęła samca na wysokości jego barków. Czarna błona okryła jego grzbiet.
– Muszę być ostrożna, Shiro. Nic nie wiem o waszym prawie. Nie wiem, co pomyśleliby moi sprzymierzeńcy, gdyby zobaczyli, że sympatyzuję z kimś z wrogiego im stada i bardzo się w to angażuję. Nie jesteś jedynym, samcem, który na mnie tak patrzy. Może ciężko Ci to teraz zrozumieć, ale żeby przetrwać i ochronić moją siostrę jestem gotowa się poświęcić.

: 24 sty 2016, 18:57
autor: Słodki Kolec
Dalej siedziałem pod tą ścianą cały zrezygnowany, choć ciągle miałem małe nadzieje na to, że ona będzie tą wybraną... Bronić siostrę, wyższy cel, którego ja nie mam w swoim marnym życiu...
Nadeth ja tak naprawdę jestem w stadzie, że nie miałem po co z niego odejść. Teraz widzę powód, który ma błyszczące onyksowe łuski i przepiękną grzywę. Moje stado ni mi nie robi prócz zadawania bólu. Wymarła mi prawie cała rodzina, a ta co została przypomina mi o straconej matce lub mnie nienawidzi... Ja nie mam poco żyć i się męczyć w tym stadzie, a na samotnika zawsze bałem się iść. Mogę pomóc ci broni twoją siostrę, mogę nawet odejść z wolnych stad. Mnie tu nic nie trzyma – wyszperałem z resztą nadziei i wielkim bólem, który nasilał się gdy wspominałem o swym stadzie... Może... Prosze...