Strona 16 z 34
: 31 lip 2016, 23:23
autor: Zmierzch Gwiazd
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Słuchała uważnie starszego smoka. Maddara od zawsze ją interesowała i ciekawiła. Dzięki niej można stworzyć prawie każdą rzecz ! Chętnie nauczyłaby się jak to robić. Wpatrzyła się w ślepia Kruczopiórego. Kaszmirowy Dotyk go uczył ? Miło słyszeć że jej stado nie pała do innych stąd nie chęcią. Zaśmiała się razem z czarnołuskim . Drobny cel ale piękny !
– Czarodziejką ? Niestety muszę cię rozczarować ale nie zamierzam zostać Czarodziejką. W przyszłości chciałabym być Łowczynią żeby wspomóc moją mistrzynie Dziki Agrest i stado bo niektóre smoki głodują...– Odpowiedziała.
W główce pojawiła jej się ciekawa myśl. Widziała że opowiadanie o Maddarze sprawia mu przyjemność więc może zgodzi się ją nauczać ?
– Może.... Nauczysz mnie jak korzystać z Maddary ? Bardzo chciałabym się nauczyć się jak się ją posłgiwać...– Powiedziała i nadal patrzyła się na ognistego smoka.
: 06 sie 2016, 10:32
autor: Kruczopióry
Wysłuchał Szmaragdowej uważnie i nieznacznie przytaknął jej łbem. Powoli rozpogadzał się, zapominając o wcześniejszych problemach, jego wzrok był teraz utkwiony w adeptkę, którą nawet uraczył... kolejnym uśmiechem. Może nauka pozwoli mu na chwilę... zapomnieć?
– Dobrze. Wytłumaczę ci, jak używać maddary – rzekł, nie spuszczając zw Szmaragdowej ślepi. – Pierwszym zadaniem jest wyćwiczenie wyobraźni, ponieważ maddara to właśnie moc przelewania wyobrażeń w rzeczywistość. Aby zadziałała, musi mieć jasno określony cel i dokładni wiedzieć, w co się przekształcić – dlatego na początek wymyśl coś prostego. na przykład... patyk -rzekł, wzdychając cicho i na moment wznosząc łeb w górę. Ale zaraz znów skupił wzrok na uczennicy. – Musisz znać każdy jego szczegół: kształt, barwę, zapach i smak, czym dokładniej, tym łatwiej potem magia się w niego przeobrazi. Dlatego zamknij oczy, aby dobrze widzieć swój wymysł... i po prostu mi go opisz – zakończył, nawet lekko uśmiechając się. I czekał, jak zareaguje młoda smoczyca.
: 06 sie 2016, 13:50
autor: Zmierzch Gwiazd
Veles Odwzajemniła uśmiech ognistego. Cieszyła się że Krucxopióry zgodził się ją nauczać. Wysłuchała uważnie wszystkich jego słów i przytakiwała łbem. Brzmi prosto, ale to tylko pierwsze wrażenie. Zielonofutra wiedziała źe Maddara nie jest taka łatwa. Posłusznie zamknęła ślepia i w główce wyobrażała sobie już swój pierwszy twór. A był nim kamień.
– Wyobrażam sobie kamień... Płaski, o średnicy szpona. Jest on lekko jajowaty. Ma gładkie brzegi jakby był wyrzeźbiony przez jakiegoś artystę. Zapach ? Nie posiada go bo to w końcu tylko mały kamień. Smak tak samo... Ma barwę szarawo- czarną. Gdzieniegdzie widać nieliczne przejaśnienia. – Powiedziała nadal zamykając oczy.
Gdy już skończyła opisywać swój pierwszy twór otworzyła oczy i wbiła wzrok w Kruczopiórego. Czy dość dokładnie opisała kamyk ?
: 09 sie 2016, 0:37
autor: Kruczopióry
// Ale mam prośbę, żebyś od następnego posta robiła dokładniejsze, bardziej szczegółowe opisy, wtedy po prostu idzie szybciej ;).
Kruczopióry pokiwał z aprobatą głową, choć zdawać się mogło, iż jego myśli wciąż były utkwione zupełnie gdzieś indziej. Ale słyszał słowa Veles. Słyszał i zrozumiał. Chyba.
– W porządku – rzekł, wlepiając ślepia w adeptkę. – Niestety, nie jestem w stanie wejść w głąb twojego umysłu, aby zobaczyć, jak dokładnie wyobraziłaś sobie kamień, wiec... muszę uwierzyć na słowo, iż było to wyobrażenie szczegółowe. Czy wystarczająco... przekonamy się – dodał, nawet lekko wyszczerzywszy kły. Zrobił krótką przerwę, chcąc nabrać powietrza, nim kontynuował wywód.
– Aby przelewać maddarę w rzeczywistość, musisz znaleźć w sobie jej źródło. W sobie... a konkretnie gdzieś w swoim ciele. Bywa różnie umiejscowione u różnych smoków; jedni mają je we łbie, inni w sercu, jeszcze inni w skrzydłach, a nawet w śledzionie – stwierdził, mrugnąwszy porozumiewawczo ślepiem. – Zamknij oczy i skup się, a na pewno je odnajdziesz. Wtedy musisz... przelać maddarę – stwierdził nieco tajemniczo, znów nieznacznie uśmiechnąwszy się. – To znaczy: wyobrazić sobie, jak magia przepływa z twojego ciała do twojego tworu, jak pokonuje ścieżkę ku celowi. Musisz jej bardzo dokładnie określić trasę, gdyż maddara nie znosi nieścisłości; każdy błąd, każdy drobiazg, każdy niedopracowany szczegół sprawia, iż ginie, rozmywa się w powietrzu, znikając bezpowrotnie. Dlatego musisz być skupiona tak bardzo, jak to tylko możliwe – zaznaczył, wpatrując się w Szmaragdową bacznie. – Cóż więcej rzec? Spróbuj – zakończył, nawet znów uśmiechnąwszy się. Nie spodziewał się, żeby Szmaragdowej udało się za pierwszym razem... ale czy ćwiczenie nie czyni mistrza?
: 09 sie 2016, 1:01
autor: Zmierzch Gwiazd
Po wysłuchaniu słów Kruczopiórego, Veles uśmiechnęła się szerzej, również delikatnie szczerząc kły i od razu przeszła do dzieła. Ponownie zamknęła oczy, aby się lepiej skupić na ćwiczeniu które miała zrobić. Zaczęła szukać w sobie źródło maddary. Chwilę jej to zajęło ale w końcu znalazła. W sercu.... Przez ułamek sekundy przed oczami widziała dziwny obraz. Była to jakby kula którą oplatywały linki w kolorze ciemnej zieleni. Sama kula również była zielona lecz nieco jaśniejsza. Całość zmieniła się delikatnie i błyszczała. Szmaragdowa nie wiedziała co to znaczy. Czy tak wygląda jej źródło maddary ? Nie wiedziała tego. Zapamiętała ten obraz w pamięci i przeszła do ponownego wyobrażenia sobie kamyka. Tak jak wsześniej Powiedziała kamień miał być płaski o średnicy okoł szpona. Miał się pojawić na wysokości jej głowy w odległości około trzech szponów i unosić się w powietrzu. Miał zastygnąć w bezruchu i ani drgnąć. Jego kształt był nieco jajowaty, zaokrąglony na brzegach i gładki, jakby wyrzeźbiony. Nie posiadał zapachu bo przecież kamienie nie pachną. Smaku również nie miał. Jego barwa była szara niczym góry które kiedyś widziała z oddali. Gdzieniegdzie był nieco ciemniejszy a gdzieniegdzie nieco jaśniejszy co nadawało mu dosyć ciekawego wyrazu. Miał być dosyć lekki a jednocześnie wytrzymały. Nie chciała aby był kruchy i żeby od razu po dotknięci się rozpadł. Chciała by wyglądał nadzwyczajnie.
Gdy już skończyła wyobrażać sobie swój twór przeszła do przelewania maddary. Była skupiona jak tylko mogła. Pozwoliła maddarze wyjść ze swojego źródła i zmaterializować przed nią kamyk. W końcu otworzyła ślepia chcąc zobaczyć swój twór. Ciągle podtrzymywała swoją maddarę aby kamień nie rozpadł się.
: 13 sie 2016, 15:43
autor: Kruczopióry
// Ale masz pewność, że takie świecenie to jest dozwolone w mechanice forum :>?
Obserwował uważnie, chciał bardzo poczuć znów znajomy pływ maddary, jej moc, jej tor lotu, ale... zupełnie nic jej nie wyszło. Nic, totalnie nic, nie doszło do żadnej materializacji magii! Poczekał więc, aż młoda otworzy oczy, po czym uśmiechnął się do niej pogodnie, nieznacznie przytakując.
– Nie przejmuj się. Nikomu nie wychodzi za pierwszym razem – stwierdził z niezwykła naturalnością, jakby takie niepowodzenia były dla niego chlebem powszednim. No cóż... były. – Musisz bardzo dokładnie opisać ścieżkę, którą maddara ma kroczyć z twojego ciała do tworu – kontynuował, mierząc Szmaragdową uważnie wzrokiem. – Magia nie tylko powinna wiedzieć, jak ma wyglądać finalne wyobrażenie, ale musi tez znać ścieżkę, którą do niego podąży. Kierunek, szerokość... Coś jak koryto rzeki – zaznaczył, wznosząc ślepia lekko ku niebu. I zaraz znów skierował je na adeptkę. – Nie znając drogi, maddara będzie rozlewać się wokół i ginąc w przestrzeni. Dlatego spróbuj jeszcze raz... tylko dokładniej – zakończył, mrugnąwszy porozumiewawczo ślepiem.
I czekał na ciąg dalszy. Te rogi... Ciekawe, czy to tylko jednorazowy przypadek...?
: 13 sie 2016, 16:15
autor: Zmierzch Gwiazd
// Nigdzie nie pisze że jest zakazane, a nie tylko mojej postaci świecą się elementy ciała przy używaniu maddary więc chyba można. Czy nie ?
Myślała źe gdy otworzył oczy to ujrzy swój twór. Niestety nie było go tam. Myślała źe będzie mogła podziwiać swoje dzieło lecz nie było go tam.
Po wysłuchaniu słów nauczyciela i zapamiętaniu jego rad przeszła z jeszcze większym zapałem do tworzenia swojego kamyczka po raz kolejny.
Miał być płaski i zaokrąglony o średnicy okoł szpona. Miał się zmaterializować na wysokości jej głowy , nad ziemią w ogległśfi trzech szponów od jej łba. Kształt miał jajowaty i całkowicie gładki, bez ani jednej wypustki. Nie miał zapachu ani smaku. Był w kolorze szarawym. Miał być lekki ale zaraxem twardy i wytrzymały. Miał być dokładnie taki sam, jak go sobie wcześniej wyobrażała. Dokładnie taki samiusieńki.
Tym razem określiła maddarze ścieżkę jaką miała podąźyć. Miała wydobyć się z jej źródła i prostą linią, cienką niczym pnącza ruszyć w miejsce w którym miał się pojawić kamyk. Magia miała być dosyć szybka. Skupiła się na wyobrażeniu i na ścieżce najlepiej jak mogła.
Tym razem jednak nie zamknęła oczu.
: 27 sie 2016, 22:37
autor: Kruczopióry
Czy to miało znaczenie, czy zamknęła oczy, czy też? Poprzednim razem do ostatniej chwili mogła łudzić się, iż wszystko poszło zgodnie z planem, a jedynie maddara w jakiś dziwny sposób kryje się przed młodą ze swoją aktywnością i za chwilę rozewrze ślepia, mając przed pyskiem twór. Tym razem od razu wiedziała, że nic jej nie wyszło. Nic. Kruczopióry westchnął, podszedł bliżej młodej, staną u jej prawego boku... i objął ją skrzydłem. Westchnąwszy, wzniósł łeb ku górze.
– Maddara wymaga czasem cierpliwości – rzekł, nie odrywając ślepi od nieba. Dało się po nim wyczuć, iż wciąż myśli czarodzieja niekoniecznie były tu i teraz, ze Szmaragdowa, starał się jednak robić dobrą minę do złej gry, choć na moment całkowicie skupiając na nauce. – Powtórzę raz jeszcze: pomyśl o drodze. pomyśl, którędy i jakim tempem magia ma udać się do celu... a wtedy powinno się udać. Jak nie za trzecim, to może za piątym, za siódmym, za dziesiątym razem... Każdy posiada ten dar, Szmaragdowa -rzekł, a następnie nagle odwrócił głowę ku smoczycy. I uśmiechnął się do niej nieznacznie. – Nie poddawaj się. prędzej czy później się uda.
// I za Kruczym ja również proszę, żebyś zrobiła trochę szerszy, dokładniejszy opis, jak maddara podąża swoją ścieżką ;).
: 28 sie 2016, 17:51
autor: Zmierzch Gwiazd
I znowu jej się nie udało. Lekko się tym zniechęciła, ale słysząc słowa czarnołuskiego samca, od razu spróbowała ponownie.
Jej wyobrażenie pozostało niezmienione. Nadal był to ten sam kamień który wyobrażała sobie od samego początku nauki maddary. Skupiła się bardziej na ścieżce. Na sam początek starała się uspokoić chaotyczną maddarę wewnątrz swojego ciała. Źródło było wzburzone i nieokiełznane. Veles starała się je doprowadzić do ładu i porządku. Trochę jej to zajęło alw po kilkunastu uderzeniach serca, przeszła do kolejnego etapu. Maddara miała wyjść ze swojego źródła kłębiącego się w sercu i scalić się z jej wyobrażeniem w głowie. Droga od źródła do mózgu była niczym rynna. Magia miała cienką smugą, pokonać drogę od serca do wyobrażenia. Rzecz jasna nie była to linia prosta. Smuga wiła się przez jej szyję wygiętą lekko na kształt litery "s". Gdy już maddara połączyła się z jej myślami i odczytała szczegóły tworu, Szmaragdowa wyobrażała sobie coś na kształt mostu lub wcześniej wspomnianej rynny. Miała to być droga do celu. Droga do miejsca w którym miał pojawić się jej twór. Szukała w tym moście dziur i innych zakłóceń przez które całe jej wysiłki pójdą na marne. Gdy takowe zauważyła, natychmiast je naprawiała. Robiła to powoli, dokładnie, sumiennie. Włożyła w to całe swoje serce. Zadaniem tego mostu było przelanie maddary w wyobrażenie, możliwie najkrótszą drogą. Ale pomimo krótkiej drogi, magia miała przelewać się wolno. Teraz, nakazała swojej maddarze wyjść ze źródła i powędrować niewidocznym ścieżkami prosto do celu, formując jej wyobrażenie. Nadzorowała przepływ maddary os samego początku, do samego końca. Od źródła do miejsca w którym miał pojawić się kamień. Skupiła się tylko i wyłącznie na wyobrażeniu i ścieżce, jakby zapominając o otaczającym ją świecie. Liczyła się tylko maddara i jej droga.
: 29 sie 2016, 8:57
autor: Kruczopióry
Cały czas trzymał łeb skierowany ku górze... co nie znaczy, że nie myślał o Veles. Wręcz przeciwnie: tak wprawny czarodziej doskonale wyczuwał każde, choćby najmniejsze drgnięcie maddary, doskonale zdawał sobie sprawę, kiedy, dokąd i jaka magia przelewa się w pobliżu, napewłniając czyjeś wyobrażenie. Dlatego natychmiast odnotował, ze tym razem poszło... lepiej. Skuteczniej. Że kamień, choć trochę koślawy i na pewno gotowy rozpaść się na byle dotknięcie pazura, zmaterializował się!
– Brawo – rzekł ze stoickim spokojem i uśmiechnął się. Skierował znów wzrok na Szmaragdową i mimowolnie wypełniło go nieco radości, radości, że wreszcie adeptce coś się udało. Że wreszcie wszystko poszło zgodnie z planem. Przytaknął jej nieznacznie i uważniej spojrzał na twór.
– Skoro umiesz już materializować... możemy pomyśleć o ruchu – stwierdził. – Działa on podobnie... ale jednak inaczej. Kiedy chcesz bowiem, aby obiekt poruszał się, nie myślisz już o jego wyglądzie, a o jego zachowaniu. Musisz wyobrazić sobie, którędy się porusza, nadać mu tempo, rytm, wiedzieć, gdzie wystartuje i gdzie się zatrzyma, a potem przez cały czas prowadzić go zgodnie ze swoimi intencjami – zaznaczył. – Więc teraz, kiedy masz już swój kamień, spróbuj zmusić go, żeby pofrunął o kilka szponów do przodu. A potem zawrócił z powrotem na swoje meijsce – zakończył, uśmiechnąwszy się raz jeszcze. A następnie ponownie skierował w górę łeb; może kiedy nie patrzył na smoczycę, pomagało jej to się skupić...?
: 30 sie 2016, 23:36
autor: Zmierzch Gwiazd
Nareszcie jej się udało ! Jej pierwszy twór się zmaterializował. Trochę niedopracowany, ale jest ! Wsłuchała się uważnie w słowa Kruczopiórego. Brzmiało dosyć prosto, ale Adeptka wiedziała że nie będzie to takie łatwe.
Od razu przeszła do dzieła. W dalszym ciągu podtrzymywała swoje wyobrażenie. Teraz jednak skupiła się bardziej na ruchu, niż na wyglądzie, tak jak radził jej samiec. Wyobrażała sobie, że kamień leci do przodu. Miał lecieć ciągle w tym samym tempie. Około trzech łusek na jedno uderzenie serca. Wystartować miał z miejsca, w którym obecnie unosił się, a następnie w linii prostej ruszyć w kierunku ognistego smoka. Miał lecieć, ale nie zmieniać przy tym wysokości. Po trzech szponach miał się zatrzymać i ruszyć w drogę powrotną. Miał ruszyć w przeciwnym kierunku, wracając na miejsce, w którym by wcześniej. Prędkość i tempo pozostawały niezmienione.
Veles zaczęła przelewać maddarę, Pomyślała również o tym, że w misję jak kamień będzie się oddalał, ona będzie musiała przelewać odrobinę więcej maddary, ze względu na zwiększająca cię odległość. Ponownie wyobrażała sobie swoją ścieżkę, która wydużała się, gdy kamieñ odlatywał dalej od pyska smoczycy. Dbała o to, żeby połączenie między źródłem maddary a kamyczkiem pozostawało nie przerwane. Dopatrywać się dziur i naprawiała je gdy tylko jakąś spostrzegła. Miała nadzieję że maddara się jej posłuchała.
: 03 wrz 2016, 3:48
autor: Kruczopióry
Uśmiechnął się i zaczął nieznacznie przytakiwać, gdy kamień powoli lewitował w jego stronę, aż nagle... Pfff! Ni stąd ni zowąd, pokonawszy może z pół szpona, twór Szmaragdowej obrócił się w niebyt! Tak po prostu zniknął – bez spektakularnego pożegnania z rzeczywistym światem, żadnych fajerwerków ani wybuchów. Raz był, a za moment go nie było. Już na zawsze. Smok westchnął cicho, mimowolnie uśmiechnął się i podszedł smoczycy, na której lewym barku położył łapę.
– Trudno. Myślę, ze ćwicząc odpowiednio długo, zapanujesz także nad ruchem – rzekł, patrząc jej wprost w oczy. Jego spojrzenie było poważne i przepełnione troską, choć myśli... chyba wciąż wędrowały gdzieś zupełnie indziej. – Wybacz, ale... nie wiem, czy jestem w stanie prowadzić dalej tę naukę. Mam pewne ważne sprawy do omówienia... z kimś – podkreślił, obracając na moment łeb ku terenom Ognia. – Wybaczysz mi więc, że na tym skończymy, a ja udam się w swoją stronę? – zapytał, znów lustrując wzrokiem młodą. Mimo wszystko... nie powinien jej zadręczać sprawami stadnymi. Nie w tym wieku. Na razie Szmaragdowa powinna... po prostu się szkolić.
// raport MP I
: 07 wrz 2016, 23:15
autor: Zmierzch Gwiazd
Nie udał jej się. Kamyczek rozpadł się. Ale przynajmniej zanim to zrobił, ruszył się kawałek. Jedynie pół szpona,ale jednak ! To jest znak. Znak, że będzie musiała w wolnej chwili zająć treningiem maddary. Musiała naprawić swoje błędy co do ruchu.
Spojrzała się na Kruczopiórego. Szkoda że musi już iść. Przyjemnie się z nim rozmawiało. Ale Veles rozumiała, że są sprawy nie cierpiące zwłoki. Które trzeba załatwić natychmiast. Skinęła mu głową i delikatnie się uśmiechnęła.
– Rozumiem. Są sprawy które czekać nie mogą. Dziękuję ci za naukę ! Bywaj w zdrowiu Kruczopióry ! – Powiedziała miło.
Na sam koniec, skłoniła się przed nim w geście szacunku i rozwinęła skrzydła. Odleciała w kierunku terenów wody.
/zt
: 01 paź 2016, 21:28
autor: Figlarne Serce
Przyleciała w to miejsce z delikatnym uśmiechem na pysku, uwielbiała łąki, kwiaty i trawę, a także złociste liście, które wkrótce zaczną opadać z okolicznych drzew. Kleryczka wylądowała na środku Łąki Szczęścia i powiodła zachwyconym spojrzeniem po otaczającej ją okolicy. Ponoć jeśli wierzyć plotkom smokom nieraz przytrafiało się tutaj coś szczęśliwego, czy i z nią będzie podobnie? Co by jednak nie było bardzo jej się na tej łące podobało i położyła się wygodnie na grzbiecie spoglądając w niebo. Wokół było cicho i spokojnie, ale ona wolałaby, żeby ktoś tu przyszedł i sprawił jej przyjemność swym towarzystwem, szczególnie ktoś ze znanych jej smoków. Miło wszak nawiązywać nowe znajomości, ale jeszcze milej odnawiać stare. Westchnęła lekko, przymykając oczy.
: 02 paź 2016, 0:05
autor: Absurd Istnienia
Rudy kontynuował swoją wędrówkę przez tereny wspólne. Ale do Bliźniaczych Skał przyszedł w konkretniejszym celu niż sam spacer, szukał on Wierzby Kochanków. Może wciąż na jej gałęzie są wetknięte jakieś stare wysuszone wianki. Był wtedy młodziutkim adeptem świeżo po mianowaniu na Pustego Kolca. Ciekawe, w myślach nazywał siebie Rudym albo Absurdem ale nigdy nie wracał do swojego adepckiego imienia. Taaa... bo jego teraźniejsze to ma kompletnie inne znaczenie.
Smok jednak mimo swoich usilnych starań nie znalazł Wierzby a znalazł łąkę. W życiu nie słyszał plotek o szczęściu, a nawet gdyby tylko parsknąłby cynicznym śmiechem. Szczęście nie istniało, wszystko co się działo, działo się przez przypadek i zwykle nie miało sensu jak cała ta głupia egzystencja.
Absurd szedł powolnym, pewnym krokiem i w pewnym momencie zauważył leżącą na trawie samice. Nawet ją kiedyś widział, tylko musiał wysilić łeb by sobie przypomnieć skąd. A tak. Karmił ją kiedyś, ale szczerze nie pamiętał czy mu się nawet przedstawiała. Mruknął tylko i dalej kontynuował wędrówkę w poszukiwaniu Wierzby.
: 02 paź 2016, 15:22
autor: Figlarne Serce
Słysząc czyjeś kroki natychmiast podniosła się ze swego miejsca i podeszła do przybyłego samca skinąwszy mu uprzejmie pyskiem na powitanie. Mógł jej nie poznać, bo widzieli się tylko raz i wówczas smoczyca była ledwie wyrośniętą z pisklęcia młódką. Teraz natomiast kleryczka była już niemal w pełni dojrzałą, dorosłą samicą o długiej jedwabistej grzywie i pociągającej zgrabnej sylwetce. Za to ona dobrze pamiętała jego imię i od razu do niego zagadała.
– Witaj Absurdzie Istnienia, nie pamiętasz mnie? Figlarna Łuska, kleryczka. – uśmiechnęła się miło idąc teraz obok niego. – Więc...co tam u ciebie? Mam nadzieję, że dobrze się miewasz. – dodała pogodnym tonem.
: 02 paź 2016, 15:34
autor: Absurd Istnienia
Poruszył uszami i skierował je w stronę samicy, która do niego zawołała. ... I podeszła. Westchnął, nie miał zbytnio ochoty na rozmowy o pogodzie czy co ona tam chciała z obcą kleryczką. Nie wydała mu się zbytnio interesująca przy pierwszym spotkaniu ani nie była Ognistą żeby mieć jakieś specjalne powody do poznania jej bliżej. Zerknął na nią gdy zadała pytanie jak się miewa. Pisklęta mu poznikały, prawdopodobnie zdechły, Pustynia jest chora i stara, martwi się o nią, jest głodny a w składziku pustki bo magicznym sposobem wszyscy łowcy jakoś poznikali.
-Świetnie. – odpowiedział jej sarkastycznie i przewrócił ślepiami. Wbił wzrok gdzieś do przodu, może Figlarna uzna go za nudnego i sobie pójdzie.
: 02 paź 2016, 20:02
autor: Figlarne Serce
Łowca Ognia chyba nie był w najlepszym humorze, co wywołało szczere zmartwienie na pysku Figlarnej, ale mimo wszystko w dalszym ciągu szła u jego boku. Tym razem milczała nie chcąc go denerwować, a jedynie od czasu zerknęła dyskretnie na jego pióra, podobały jej się. Ta nagła cisza i spokój mogły trochę zaskoczyć Absurd, który z początku zetknął się z rozgadaną, wesołą samicą. Nie zniechęcił jej jednak do siebie, ani nie zasmucił o czym świadczył chociażby fakt, że mimo odtrącenia już na wstępie ona dalej chciała mu towarzyszyć. Czemu? Była też nieco uparta i w pogłębianiu zawartych znajomości nie poddawała się łatwo, ot taka już jej natura. Nie przejmując się zupełnie zachowaniem samca szła sobie obok, to obserwując piękną okolicę, to znów podziwiając ukradkiem pióra Absurdu.
: 03 paź 2016, 9:45
autor: Absurd Istnienia
Rudy za to nie był zbyt dobry w poglebianiu znajomości ani w sumie nie chciał być. Właściwie to nie miał nawet wielu przyjaciół, chociaż lubienie kogoś nie jest jednoznacze z przyjaźnią więc może to po prostu była bliższa znajomość? Nie mówiąc już o ufaniu komukolwiek, ten zaszczyt miała tylko Pustynia przy której zachowywał się jak przestraszone piskle. Chwila a co z Pożogą? Jej ufal jako przywodcy ale "osobiscie" jej nie znał.
Łowca cały czas szedł przed siebie a Figlarna chyba nie zrozumiała aluzji. Jego uwadze nie uszlo to że samica cały czas zerka na jego pióra. Przewrócił ślepiami.
– Gapisz się na nie jakbyś własnych nie miała. -powiedział oschle.
: 04 paź 2016, 13:31
autor: Figlarne Serce
– Doprawdy? A tobie to chyba muchy do nosa powłaziły. – odparła z wrednym uśmieszkiem. Częściowo, by ukryć swoje zmieszanie, że zauważył jej ukradkowe spojrzenia, a częściowo, bo odezwała się ta bardziej zadziorna część jej charakteru. Jeżeli on ma zamiar w taki czy inny sposób jej dogryzać, to z pewnością nie pozostanie mu dłużna. Nadal szła obok z wysoko uniesioną głową i ogonem, a piersią wypiętą dumnie w przód niczym się nie przejmując. Niech sobie Absurd robi i mówi co mu się podoba, jej to bynajmniej nie zniechęci do kontynuowania spaceru. Miała prawo tu być, tak samo jak każdy inny smok.
: 04 paź 2016, 13:47
autor: Absurd Istnienia
Przymrużył oczy i położył po sobie uszy a Figlarna mogła usłyszeć warkot wydobywający się z jego gardzieli. Młoda go irytowała swoim naprzykrzającym się zachowaniem. Kolejny smok który nie rozumiał co to przestrzeń osobista, ani że "towarzysz" podróży wyraźnie nie jest zachwycony jej towarzystwem. Spiął mięśnie i wbił pazury lewej łapy do ziemi, właśnie miał ochotę przejechać pazurami po pysku kleryczki, ale powstrzymał się ostatkiem sił. Jednak nie będzie dłużej tolerował tego ciągłego łażenia za nim więc bez słowa odbił się tylnymi łapami mocno od ziemi pozostawiając po sobie tumany kurzu. Machnął skrzydłami kilka razy i poleciał do góry z ewidentnym zamiarem polecenia w stronę terenów Ognia.