Strona 16 z 36

: 15 kwie 2017, 23:14
autor: Marmurowa Łuska

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Wyleciała z Obozu. Nie miała wiele księżycy na karku, choć wzrostem odpowiadała starszemu osobnikowi. Myślami też. Wojna... sprawiła, że wydoroślała. Wstępne podłe plany wymawiane nad jej uchem, powrót kleryka, który stracił swą mistrzynię... który widział śmierć. Który zawiódł. A który zarazem uratował wiele istnień. Był to smok... zmęczony. Stado powinno być bezpieczne... Nic dziwnego, że chciała się odeń teraz oddalić. Spojrzała w dole piaskowego smoka. Nuż pustynnego? Zaczęła kołować nad nim, z każdym okręgiem mocno zniżając wysokość. W końcu, jeżeli adeptka nie dostrzegła cienia, mogła usłyszeć bicie ogromnych skrzydeł. Wywernowata lśniła delikatnie w powietrzu, odbijając żywo promienie wznoszącego się słońca. Mimo, że chmury zdawały się je pochłaniać, słońce lśniło w dali za drzewami otaczającymi dolinę. Biała istota miała smukłe ciało, jednak nie za długie. Raczej solidnie zbudowane. Podkreślał to długawy, ale mięsisty, silny ogon pokryty odznaczającymi się, perłowymi łuskami. Silną pierś osłaniały imponujące płyty kościane, gładkie i perłowe jak wszelkie inne. To wszystko i grube błony, rozjaśnione delikatnie dzięki szczątkowej zdolności przepuszczania światła oraz umięśnione zadnie łapy oznaczać mogły dla nawet niedoświadczonego smoka to, że to stworzenie specjalizowało się w walce. Lub było doń dobrze przystosowane. Po chwili Ziemna dostrzec mogła istną koronę rogów zwieńczających smukły, wyprofilowany łeb, na oko czternastoksiężycowego osobnika. Korona owa zdawała się gładka, rogi miały jednak ostro zwieńczone boczne krawędzie, od których światło odbijało się niemal agresywnie przy każdym poruszeniu. W końcu Perła znalazła się dwa ogony nad ziemią, a nieco ponad trzy obok mniejszej od niej samiczki.
Zawisła w powietrzu, bijąc nieco długawymi, potężnie zbudowanymi skrzydłami. Mocna, nieprzerwana jeszcze nigdzie błona (sugerując młodociany wiek), uginała się pod naporem powietrza. Zdawało się jednak, że biała smoczyca nie męczy się od walki z żywiołem. Prezentowała pojemną pierś, pancerz płyt zakrywający jej ciało od szyi aż po ogon. Łapy przestały się kulić, ukazując kształtem swoją sprawność. Bijąc skrzydłami spowodowała małą zawieję, którą jednooka mogła wyczuć. Perła wylądowała jednak nadzwyczaj miękko i gładko.
Po chwili spora część uroku zniknęła. Białołuska samica oparła się na mocnych łapach, ale też nadgarstkach skrzydeł. Wciąż wydawała się duża, na pewno bardziej masywna niż pustynna. "I... północna?" Skrajna zdecydowanie. Łuski przestały lśnić, po tym, jak chaotycznie przesuwały się z perspektywy słońca, wciąż jednak błyszczały zdrowo. Perła nie była zabiedzonym smokiem. Unosiła łeb prosto, a spojrzenie jej jasnozłotych ślepi było bystre mimo łagodnego ich zarysowania na tle pyska. Lecz w spojrzeniu tym było coś jeszcze. Zmęczenie, choć nawet nie oddychała przyspieszonym tempem. Nie... to po prostu nie było fizyczne zmęczenie.
Witaj. – Powiedziała spokojnym tonem, nie pasującym do adeptki. Zdawała się mocno wyciszona. Wtedy do nozdrzy Perły dotarł zapach... charakterystyczny. Nie przesycony zapachem domu innego stada. Ledwo wyczuła zapach Ziemi, będący zapewne subtelnym źródłem zapachu ich legowisk. – Przybyłaś tu niedawno, prawda? – Zagaiła, siadając spokojnym, wyważonym ruchem. Płynnym, nie wzbudzającym raczej podejrzeń. Biała zdawała się być rozluźniona. Brak napięć jej mięśni sugerował brak gotowości do agresji. Perła, wydawało się, miała przyjazny ton, choć dziwnie wyciszony jak na smoka o młodym wieku. Potrzebowała się wyrwać ze swojej rutyny. Poza tym ta Ziemna... nie wiedziała nic o wojnie. Nie miała zeń nic wspólnego. Dzięki temu prawdopodobnie Perła mogła nawiązać z nią lepszy kontakt niż ze swoimi rówieśnikami, którzy wsparli Cień... przeciwko Wodzie i Ogniu. Bezsensowne walki, przelana krew, ból. Teraz Perła musiała być statyczna dla rannych, którzy powrócili z placu boju. Wtedy zauważyła, że powieki jednego oka drugiej samicy są wklęsłe, a na drugim widnieją blizny. Przymrużyła delikatnie swoje ślepia, ale nie zareagowała. Drapanie takich ran nie wychodziło na dobre, więc zignorowała to. Jeżeli zauważy, że tamta potrzebuje pomoc, zaoferuje ją. Jednak traktowanie kalekich inaczej sprawiało im dyskomfort. Szczególnie jeśli kryła się za tym historia. A jasnołuska nie nosiła innych blizn.

: 15 kwie 2017, 23:36
autor: Promienna Łuska.
Lunar gdy tylko dostrzegla nowego nieznajomego zmoka ucieszyla. Nie znala za duzo smokow, zaledwie swoja opiekunkę , Opoke, strzałkę i Voza. To malo jak na liczbe smokw zyjacych w czterech stadach. Gdy obca Samica wyladowala bylo czuc od niej wyraźnie hmmm .... siarke ? Cos w tym stylu.pachniala podobnie do bialego Voza więc z góry zalozyla ze obca jest ze stada ognia.
-Witaj
Odpowiedziala na orzywitanie i skinela glowa tak by nie bylo widać zmasakrowanego i zaropialego oczodołu.
– Tak niedawno zostalam przyjeta do stada po przypadkowych wtargnięciu na tereny wolnych stad. Uratowali mi wtedy zad. Gdybym miala wrocic za bariere rozszarpali by mnie na kawalki
przycuknela i przygladnela sie samicy
Jestem Promienna Łuska. Ale wole moje stare imie Lunar. -usmiechnela sie przyjaźnie
a ty jak masz na imie?

: 16 kwie 2017, 0:00
autor: Marmurowa Łuska
Delikatne spięcia mięśni, podrygiwanie ogona, delikatny, bezwiedny uśmiech. Perła rozpoznała w tym ekscytację. Czy pozytywną... to się okaże. Intensywny zapach spalenizn i skał wulkanicznych był charakterystyczny dla Ognistych. Sama Perła czuła go tylko chwilę po tym jak wracała do domu. Zapach rodzimej groty podnosił ją na duchu. Teraz była tutaj.
Uwadze Perły nie umknęło to, że nieznajoma odwróciła nieco łeb, ukrywając oko, któremu nie zdążyła się przyjrzeć. Nie było regularne, zaledwie wklęśnięte. Jednak było to zbyt szybkie, żeby zdążyła wyłapać rozległe blizny, skoro szukała ich też na ciele smoczycy. Jej odpowiedź przyjęła jako przyjazny gest.
Wyjaśnienie sprawiło, że nowa Ziemna wydała się godna zaufania. Jednak niechęć do okazywania blizn... Może da radę coś z tym zrobić? Rozszarpali na kawałki... A więc pochodziła z Równin. A przynajmniej natknęła się na nie. To wiele wyjaśniało.
Zatem Lunar. – Powiedziała łagodnie, uśmiechając się. – Nazywam się Perła. – Odpowiedziała spokojnie. – Pewnie niewiele wiesz o tym miejscu. Czy to świeże blizny? – Zapytała nieco ciszej. Jej głos zdawał się był nieco... opiekuńczy. Zdecydowanie nie nachalny. – Nie musisz odpowiadać. Po prostu w Ziemi powinien być ktoś, kto zajmuje się obrażeniami. Chyba ma na imię Strzaskany Kolec. Jeżeli to świeża rana, może uda się ją zamknąć tak, by ci nie przeszkadzała. Jeśli nie... Pokażę ci gdzie jest nasza świątynia. Nasi bogowie opiekują się nami. Zwracają to, co utraciliśmy, jeśli udowodnimy, że nam zależy. – Powiedziała spokojnie, nie oczekując na siłę odpowiedzi. Po prostu... chciała przedstawić Lunar perspektywy, które mogła obrać.

: 16 kwie 2017, 0:14
autor: Promienna Łuska.
Smoczyca wydawała sie być sympatyczna , zam fakt ze zainteresowala sie jej ranami przemawial o jej trpsce o innych. Lunar zastanawiala sie co zrobic zeby uwierzyla ze nic jej nie jest mimo bólu jaki rozsadzal jej czaszke nie chciala sie udawac do uzdrowiciela. Nie znala go a byla bardzo zamknieta w sobie. W koncu blizny i brak oka to symbol jej głupoty. Jaki normalny smok laduje sie na teren zaborczego samca. Chyba żaden.
Żółta westchnela. Moze wlasnie ta smoczyca jej pomoze ... moze nie odleci lub nie przegoni jej gdy uslyszy cala historie co sie stalo
– Blizy ... to bardzo dluga historia moge ci ja opowiedziec, jasne. Ale obiecaj mi ze nie bedziesz mnie przeganiac jak dowiesz sie jak to bylo ..l
smoczyca mowila nke wiewnie . Tylko jej Opiekunka i Przywudczyni znaja ta historie
co prawda zadna z nich jej nie przeginila widzac jej kalectwo ale wszystko jest mozlize

: 16 kwie 2017, 0:37
autor: Marmurowa Łuska
Nie musisz opowiadać o tym. – Zaoponowała zrazu Perła. Ale uśmiechnęła się łagodnie. Słowa nie miały być gwałtowne, mimiką chciała przekazać dobre intencje. – Są rzeczy, o których nie chcemy mówić. I ty też nie musisz. Smoki Wolnych Stad wiedzą, że nie jesteś tu po to, aby nas skrzywdzić. To miejsce, w którym można odciąć się od zewnętrznego świata. Miejsce bezpieczne od zewnętrznych zagrożeń. Jeśli to ważne dla ciebie, zachowaj w swoim sercu to, co potrzebujesz zachować. – Opowiedziała spokojnie. Wolne Stada... tak... ukrywały przed zagrożeniami z zewnątrz. To Smoki Wolnych Stad były zagrożeniem. Ale być może kontrolowanym. Z zasadami. Tak jakby... – Smoki, które tu żyją pochodzą również z zewnątrz. Są takie, które miały niegdyś krew na łapach. Takie, które żałują przeszłości. Wolne Stada są bezpieczne dla takich smoków. Smoki chronią się wzajemnie. – Opowiedziała bardzo wyciszonym tonem. Czasem bronią za bardzo. Siebie, swojego honoru, nawzajem. Razem. Wybuchają wojny z powodu różnic w wierzeniach, temperamentu... Na razie Ziemna nie musi wiedzieć o niej... Nie wszyscy ranni wrócili z frontu...
Nie każdy może przejść przez barierę naszej bogini, Naranlei. Dlatego nie mamy w zwyczaju odmawiać pomocy. – Wyjaśniła zgodnie z prawdą. Jeśli Naranlea pozwoliła Lunar przejść, Lunar mogła tu zostać i zregenerować siły. – Skoro jesteś tu od niedawna, pewnie nie wiesz kim jest Naranlea ani czym jest świątynia. Może powinnam opowiedzieć ci o Stadach? – Zapytała, nieco przekręcając łeb. Dzięki temu samica będzie mniej więcej na bieżąco. Może poczuje się stabilniej w ich grupie, która przesiąknęła wiarą i innymi istotnymi rzeczami.

: 16 kwie 2017, 0:54
autor: Promienna Łuska.
Perła wywierala wrazenie stonowanej i cichej. Na pewno byla duzo madrzejsza od smokow które poznała poza barierą. Szanowala to ze Lunar nie chce opowiadac o przeszlosci i to ze ukrywa blizny.kiedy smoczyca zaproponowala przekazanie żółtej teoche wiedzy ya nie miala nic przeciwko bedzie dobrze wiedziec conieco o jek nowym domu. W komcu to miejsce jest statsznie skomplikowane. Na rowninach kazdy dbal o siebie nikt nie laczyl sie w pary ani co dopiero stada.
Chciala bardzo poznac zwyczaje i wierzenia jej nowych przyjacol dlatego zgodzila sie bez wachania
– O tak bardzo chętnie poslucham i dowiem sie pare ciekawych dzeczy o moim nowym domu. Zalerzy mi na tym zeby sie do was dostosować.
powiedziala szeroko sie uśmiechając. Calkowicie zapomniala o tym ze skrywala swoje zmasakrowane oko, przez co rozszarpany i zaropialy oczodoł byl wyraźnie widoczny dla perły.

: 16 kwie 2017, 19:13
autor: Marmurowa Łuska
Mówią, że smoki są jak ich stada. Cicha Woda brzegi rwie, Ziemia jest spokojna lecz nieustępliwa, Ogień zaś wybuchowy i nieprzewidywalny. Smoki nigdy nie są przewidywalne, żadne. Można by powiedzieć, że nieprzewidywalność Perły polega na jej odmienności od "charakteru stada"... ach, a zdaje się, że każde z nich jest takie samo. Równie wybuchowe i subiektywne. Inaczej wojny nie powstawałyby. A przynajmniej nie w tej formie. Czemu... stada podzieliły się? Nic nie było proste. Chęci Promiennej były dla Perły ważnym sygnałem, że jest to smoczyca, która w pewien sposób chce się rozwinąć. To był dobry znak. Czy dla Ognia? Przekonają się w przyszłości. Odwzajemniła uśmiech sowim. Smutnym, nieco zgaszonym. Nie zamaskowała uczuć mimiką. Nie dała rady, nie pomyślała o tym.
Zacznijmy od najważniejszych rzeczy. – Stwierdziła Perła rzeczowym tonem. Dostrzegła oko samicy. Ropienie nie było dobrym znakiem. Nie czuła tego? Odetchnęła głęboko. – Ale najpierw wezwę naszego Uzdrowiciela. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Opatrzy twoje oczy, jeśli Ziemia nie była w stanie. Prawdopodobnie nie odzyskasz wzroku, ale powinnaś poczuć się z tym lepiej. – Stwierdziła dość stanowczo. Stanowczość ta nie była jednak władcza. Perła przyglądała się, nie odwracając się od oczu Skrajnej. Jakby badała to, jakby analizowała, jakby coś na ten temat już wiedziała. Nie dało się poznać po jej głosie obrzydzenia. Wezwanie kogoś... prawdopodobnie z daleka, było przejawem innych uczuć. Wysłała mentalną prośbę do Konsyliarza prośbą o przybycie. – Poza Wolnymi Stadami chyba nie często słyszy się o magii. W Wolnych Stadach praktykuje się jej nauczanie. Pozawala komunikować się na dalekie dystanse. – Opowiedziała spokojnym znów tonem. – Smok, który tu przybędzie, nazywa się Czarnym Konsyliarzem i jest Uzdrowicielem Ognia. Obiecał Erycalowi, naszemu bogu uzdrowień, że leczył będzie każdego smoka. Również takiego, który nie pochodzi z naszego Stada. Uzdrowicieli jest niewielu, pełnią jednak bardzo ważną funkcję w tym miejscu. Smoki sprzeczają się, czasem dochodzi do pojedynków. Czasem za jednym z walczących podąża reszta Stada lub Przywódca prosi o wstawiennictwo za jednego ze swoich. Wtedy są bardzo potrzebni. – Jak miało to miejsce... niedawno. Jak ma to miejsce teraz. Ostatni wracają... Może powinna wrócić? Nie, teraz nic nie zdziała. Wolała przypilnować tą Ziemną. Ból czasem wywoływał okropne skutki.

: 16 kwie 2017, 20:14
autor: Promienna Łuska.
No tak .. Oko .. Totalnie o nim zapomniała. miała ochotę zapaść się pod ziemię. Wstydziła się tych ran, nie chciała nikomu ich pokazywać ale sama nie jest w stanie zawiązać sobie chustki z powrotem na oczach. No nic...
Perła na prawdę zmartwiła się jej stanem, Dziwne bo do tej pory mówiono jej żeby się tym nie przejmowała, że nie jest pierwszą kaleką. Tak czy siak To bardzo miło z jej strony, pierwszy raz od Bardzo dawna poczuła czystą sympatię do jakiegoś smoka, nie było w niej ani trochę strachu, czy wymuszonego uśmiechu.
– Dzięki, to na prawdę miłe z twojej strony że, się martwisz – Powiedziała spokojnie z nutką wdzięczności w głosie. – Ale nie wiem co na to Inni z mojego stada....
Skrzywiła się lekko. Nie chciała odmawiać pomocy, wiedziała że jej potrzebuje, przecież wyłupane oko z ropiejącymi ranami i strupami nie zagoi się same, ale nie chciała iść do uzdrowiciela w obawie że będzie ją wypytywać o pochodzenie ran a to była ostania rzecz jaką chciała się dzielić z innymi. Już i tak za dużo smoków wiedziało co się wydarzyło księżyc temu.
Ten pełen upokorzeń i łez rozdział chciała zamknąć jak najszybciej.
– Uzdrowiciele muszą mieć na prawdę dużo roboty. – stwierdziła, lekko potrząsnęła łbem i od razu tego pożałowała. syknęła lekko i wróciła do rozmowy
– Czy czarny konsyliarz będzie pytał o pochodzenie ran ?

: 16 kwie 2017, 20:32
autor: Żar Zmierzchu
Nie minęło dużo czasu aż nad horyzontem pojawiła się czarna sylwetka, z drugą mniejszą, która rosła z każdym uderzeniem serca coraz bardziej przypominając lecącego smoka. To Czarny Konsyliarz i jego wierny kompan, Cień Charon odpowiedzieli na wezwanie siostry i skierowali w miejsce przekazane mentalnie przez Perłę. Z gracją wylądował miękko kilka ogonów od obu smoczyc i skinął łbem młodszej samiczce.
– Oto jestem – powiedział, zaś cień wystrzelił naprzód zostawiając za sobą smugę dymu i obleciał dookoła szyję wywerny, muskając ją uczuciem dreszczu, szepcząc w ucho bliżej niezrozumiały dźwięk, po czym uniósł się dwie dłonie nad jej lewy bok i zakołysał raz w lewo, raz w prawo, wpatrując gorejącymi, czerwonymi oczami na nieznaną samicę.
– Jestem Czarny Konsyliarz, Uzdrowiciel Stada Ognia i brat Marmurowej Łuski – przedstawił się niewidomej, szykując do spełnienia swoich obowiązków.

– Zobaczę co ci dolega – oznajmił, delikatnie dotykając policzka nieznanej mu samicy. Nić maddary wypłynęła ze źródła kierując się wprost do spodu łapy, gdzie naturalna bariera Promiennej została przerwana i skierowała się wprost pod ten dziwny materiał oplatający jej oczy. Tam, sonda napotkała na stare, zabliźnione rozdarcia komórek nerwowych, naczynek krwionośnych i skóry, a także dziwne blokady i anomalie energetyczne gałek ocznych. Spotkał się z czymś takim już kiedyś gdy leczył Mistycznooką ze Stada Wody.
– Nie przywrócę ci wzroku, rana jest zbyt stara, ale mogę ulżyć ci w bólu i naprawić skórę oraz oczy – szybką myślą przywołał do siebie kamienne miseczki, które bezgłośnie przecięły powietrze i wylądowały koło prawej łapy młodego uzdrowiciela, a wraz z nimi przyfrunęły płatki ostróżeczk i korzeń żywokostu. Ciekawe jak nieznana samica zareaguje na czynności uzdrowicielskie, skoro nie potrafiła widzieć? Ale z pewnością reszta zmysłów się wyostrzyła. Na pewno słyszała jak bierze z łapę kamienne miseczki i napełnia je wodą.

Zawartość obu pojemników zawrzała od samego spojrzenia błękitnych ślepi Onyksa. I odrobiny maddary, których nici potrzymywały temperaturę, a do pierwszego z nich wrzucił płatki ostróżeczki, do drugiego zaś cały korzeń żywokostu i zostawił na chwilę by sparzyły się i nabrały mocy, uwolniły swoje lecznicze właściwości.
– Nie bój się, muszę teraz wlać napar do oczu, kropla po kropli, a potem ułożę wokół nich mokre płatki zioła, które oczyści powieki i skórę wokół – wyjaśnił, studząc oba dymiące i pachnące napary do letniej temperatury. Sięgnął po miseczkę ze sparzonym korzeniem żywokostu, który wyciągnął z cieczy i odrzucił za siebie. Jaka szkoda że nie można go było użyć do złagodzenia bólu gdy już się go zbyt długo gotowało. Delikatnie ujął podgardle Promiennej Łuski i uniósł jej pysk w górę, po czym przyłożył kciuk oraz palec wskazujący prawej łapy do lewego oka samicy. Wtedy wział w wolną lewą łapę miskę z naparem i malutkimi dawkami zakraplał najpierw jedno, później drugie oko, pilnując by nie szarpnęła łbem i nie zmarnowała lekarstwa. Gdy kamienna miska była pusta, odłożył ją na bok i sięgnął po sparzone płatki ostróżeczki, które odcedził i ułożył wokół oczu poszkodowanej i na jej powiekach.
– Gdy płatki przestaną działać, same odpadną. Ale zanim to nastąpi wniknę w twój organizm maddarą aby zlikwidowac ranę.

Jak powiedział, tak zrobił. Obiema łapami ujął policzki Ziemistej i sięgnął głęboko do swojego serca. Maddara wypłynęła ze źródła wartkim strumieniem i skierowała do opuszków palców, gdzie podzieliła się na dziesięć nici, które z uczuciem lekkiego mrowienia przemieściły się wgłąb skóry Promiennej, zatrzymując pół łuski od uszkodzonych gałek ocznych, oczekując niczym pająk sieciarz aż coś wpadnie w jego sidła. Zaczęło się. Nicie wniknęły wgłąb czaszki, kierując się do nerwu wzrokowego. Tam, komórka po komórce odtwarzała stare uszkodzone nerwy przywracając im dawną elastyczność, posyłając na bieżąco Onyksowi sygnały zwrotne oznajmiające przywrócenie czucia. Druga fala odnawiała ciałko szkliste przywracając gałkom ocznym dawny kształt i twardość, pobudzała do regeneracji i odświeżała białko by było półpłynne jak nowe i osłaniało nerw wzrokowy. Wszystkie nicie wycofały się z białka i przekierowały na przednią część oczu. Kolejna dawka energii opuściła ciało młodego uzdrowiciela i skierowała na końcówki nitek maddary rozpoczynając powolny proces odtwarzania ze starych kawałków soczewki, tęczówki, rogówki i wszystkich innych elementów odpowiadających za postrzeganie barw, ruchu, adaptacji do ciemności. Jednak nie udało mu się przywrócić połączenia nerwowego z mózgiem. Rana była zbyt stara i poza zasięgiem smoczej magii.

Wycofał maddarę z gałek ocznych kierując ją do okalającej skóry, odtwarzając po kolei komórki nerwowe, pobudzając do regeneracji zaschnięte naczynka krwionośne by były elastyczne, wytrzymałe i z przepustowością niczym nowa. Kolejna fala uniosła się wyżej ściągając ku sobie skórę, zeskrobując zakrzepy i strupy, przywracając jej wytrzymałość i elastyczność niczym skóry nowo wyklutego pisklęcia, zaś całość dopełniła renegeracja gruczołów odpowiedzialnych za odnowienie łusek by były twarde i z barwą odpowiadającom sąsiadującym. Przyjrzał się krytycznie swojemu dziełu. Oczy odnowione, lecz z pustym spojrzeniem, skóra wokół nich odtworzona, blizny zostały usunięte. Tyle ile był w stanie zrobić bez boskiej interwencji. Wycofał maddarę z jej organizmu i cofnął się pół ogona.
– Gotowe – oznajmił

: 16 kwie 2017, 21:19
autor: Marmurowa Łuska
Perła uśmiechnęła się przyjaźnie, jakby chciała powiedzieć "to oczywiste, że się martwię". Przemilczała to jednak. Za to jej spojrzenie spoważniało, gdy Lunar wspomniała o Ziemi. Zacisnęła na chwilę kły. Nie wiedziała wszak czy Lunar martwi się tym, że Ziemiści mogą nie aprobować relacji z innym stadem bezpodstawnie, czy coś w Ziemi się wydarzyło. Nie znała żadnego z Ziemnych.
Przynależność Stadna nie nakazuje ignorowania swoich obrażeń. Tym bardziej, że nie macie własnego Uzdrowiciela. Nie wiesz jeszcze do kogo zwrócić się po pomoc, więc pomogę ci. – Stwierdziła, z początku nieco twardym tonem... jak gdyby coś ją porządnie uszczypnęło w nos, potem już spokojnie. – Przecież obie jesteśmy smoczycami. Dzieli nas zaledwie miejsce zamieszkania. – Uśmiechnęła się spokojnie. Konsyliarz pomagał z racji bycia uzdrowicielem. Perła... z powodu bycia smokiem, który wiele stracił. Nie chciała więcej tracić. Ani aby inni tracili. Czemu nie wszyscy mogli to zrozumieć? "Lahae, pani, dlaczego?" Pytała się w myśli. Może przynajmniej ta smoczyca będzie wiedzieć o tym? Zdawało się, że już straciła wystarczająco.
Rozchmurzyła się. A przynajmniej to okazała delikatnym uśmiechem na kolejne z pytań żółtołuskiej. – Owszem. Dlatego obdarzam ich szacunkiem. – Powiedziała spokojnie. Ostatnie z nich, cóż, z pewnością było bardzo ważne dla smoczycy Ziemi. Więc ważnym była odpowiedź, również dla Perły. – Nawet jeśli, nie musisz mu odpowiadać. – Wzruszyła ramionami. – Jednak wątpię. Onyks, znaczy Konsyliarz nie jest smokiem, który pytałby o prywatne sprawy. Uzdrowiciele stają się nimi z obszerną wiedzą. Będzie wiedział jak poradzić sobie z raną gdy tylko ją zobaczy. Ponadto zna magię, która mu to ułatwi. Gdyby miał zapytać, to po to, żeby łatwiej było mu leczyć. Myślę jednak, że nie potrzebuje znać genezy tych ran. – Wyjaśniła spokojnie. – Czasem zdarza się, że smoki... tracą coś. W bitwach, w potyczkach czy na polowaniach. Niedawno wywiązała się spora... bitwa. Czarny Konsyliarz wie jak powstają rany. Potrafi im zaradzić. – Powiedziała cicho, ciszej niż wcześniej.
Zaraz potem usłyszała za sobą łopot skrzydeł. Odwróciła się. – Oto i on. – Uprzedziła, siląc się na pogodny ton. Nie był trudny do osiągnięcia. Widok brata sprawił, że poczuła się lepiej. To, że tu był znaczyło, że nie był potrzebny nigdzie indziej.
Perły. – Poprawiła go jak tylko nazwał ją Marmurową Łuską. – Prosiłam, żebyś tak mnie nie nazywał... Nie przedstawiam się w ten sposób. – Powiedziała, jakby się przekomarzając. Onyks wiedział jednak, że jest poważna. Znał ją. Cień oplótł ją. Zaszeptał. Zachichotała szczerze. – Witaj, Charon. Upolowałam niedawno osła, będziemy później świętować i mam nadzieję, że trochę skubniesz. – Powiedziała mu, uśmiechając się w stronę czerwonych punkcików. Cień był jeszcze młody, wydawało się jednak, że czuje się nieźle w jej obecności i nie zamierzała tego zmieniać. Spojrzała pytająco na Uzdrowiciela, ale ten od dawna zajmował się Lunar. – Później zapytamy twojego pana czy możesz, co? – Zapytała Charona, mając nadzieję, że zrozumie jego odpowiedź. O ile on ją zrozumie. A wydawał się naprawdę pojętny, nawet, kiedy nie towarzyszył swojemu panu tak, by rozumieć i czuć dzięki niemu. – Smoczyca przed tobą nazywa się Lunar, Promienna Łuska, odkąd zza bariery trafiła do Ziemi. Pewnie bardziej się wstydzi przy tobie niż ty przy niej. – Mruknęła cicho do Charona, choć nie była pewna, czy zapamiętuje imiona, ani czy rozumie czym jest bariera. Oczywiście jej ton wywołany był poufnością, której wymagała ostatnia informacja. Puściła Charonowi oczko, żeby rozluźnił się w obecności obcej. O ile w przypadku Cienia można było mówić o rozluźnieniu się.
Onyks cofnął się od Promiennej. Pewnie nie słyszał jej imienia przed chwilą.
Jak się czujesz, Lunar? – Zapytała, patrząc w jej oczy. Wyglądały o wiele, wiele lepiej. Powieki prawego oka nie zdawały się być już tak wklęśnięte. Chociaż sama tęczówka pewnie nie zawierała żadnego barwnika i samica nie odzyskała wzroku w tym oku. Ma jednak drugie... Powinno wystarczyć. Poza tym... mają Erycala. – Promienna łuska, Lunar trafiła do stada Ziemi z zewnątrz. Nie wiem czy Strzaskany nie był w stanie... ale wolałam mieć pewność, że coś zostanie z tym zrobione. Dziękuję, Bracie. – Powiedziała do Onyksa z wdzięcznością w głosie. Promienna za to mogła stwierdzić niemal z łatwością, że obecność czarnołuskiego, czterołapego smoka sprawia, że Perła czuje się lepiej. Z drugiej strony nazywali się rodzeństwem. A silnie zbudowanej Perle o mocno błyszczących, imponujących wielkością łuskach, dodatkowo dwułapej... hm, trochę chyba brakowało do rodzinnego podobieństwa przy smoku smukłym i czarnym. Ona o złocistych oczach, on o błękitnych. Nawet ich zapach nie był podobny. Łączył je Ogień, zapach skał wulkanicznych.

: 16 kwie 2017, 22:03
autor: Promienna Łuska.
Smoczyca słuchała Perły, z każdym zdaniem smoczyca stawała sie bardziej przygnębiona.dopiero gdy przyleciał czarny smok rozpogodziła się. gdy gad dotknął jej policzka Smoczyca wzdrygnęła się ale dała Uzdrowicielowi robić swoje. Uczucie podczas leczenia bylo nie samowite. Ból ustępował , juz nie czuła w głowie natrętnego pulsowania. Była pod wrażeniem umiejętności Czarnego Konsyliarza. Szczegulną ulgę poczuła kiedy obłożył jej oczy ciepłymi liśćmi, Czuła jak opuchlizna schodzi jak skóra się zrasta i jak ...
Gdy smok skończył uniosła prawą łapę zszokowana i dotknęła oka którego nie mogło tam być.
Radość jaka ją ogarnęła była nie opisana.
– O Bogowie ! -wykrzyknęła Radośnie. i zwróciła się do samca.
– Na prawdę mam oko ?
z emocji aż ją nosiło. Czuła się wyśmienicie, Głowa przestała boleć w dodatku przywrócono jej organ którego brakiem przejmowała sie od Księżyca.
– Perła. – Zwróciła się do Smoczycy – Jak wyglądam?
w końcu opaska była jej nie potrzebna. Mogła bez żadnego oporu ją wyrzucić.
– Bardzo ci dziękuję – Zwróciła się do czarnego – nie wiesz ile twoja pomoc dla mnie znaczy, zrobiłeś dla mnie coś wielkiego

: 16 kwie 2017, 22:16
autor: Żar Zmierzchu
– Po prostu kolejny dzień służby Erycalowi – uśmiechnął się kątem pyska, patrząc jak samica z niedowierzaniem dotyka swojego ślepego oka. Ile razy widział podobną scenę. Cicho westchnął.
– Odtworzyłem całkowicie oko, jednak przywrócenie wzroku było poza moim zasięgiem. Skóra wokół obu oczu została odnowiona, nie masz już blizn. Staraj się nie przecenić swoich umiejętności, z tylko jednym okiem źle się ocenia odległość, pamiętaj o tym gdy będziesz podkradać się do jakiegoś zwierza – wyjaśnił rzeczowo. Charon nieco rozproszył kłębowisko dymu, którym teraz był i zwiększył prawie dwukrotnie swoją chmurkę. Owszem, cienie mogą się rozluźnić. W ciągu zaledwie uderzenia serca wrócił ponad lewe ramię swojego smoka lewitując sobie raz dłoń w górę, raz dłoń w dół.
– Dobrze Perło – zaczął, mając na uwadze poprawienie przez siostrę – Jednak pamiętaj, że należy nosić z dumą imiona które się obiera, symbolizują one kamienie milowe w życiu. Miło mi cię poznać Lunar. Co się dzieje ze Strzaskanym Kolcem? Czemu nie był w stanie uleczyć twojej rany? Nasza mentorka, Kapłanka Cienia, dobrze wyszkoliła nowe pokolenie kleryków – owszem, dobrze wyszkoliła, jednak Daimon miał dziwne zawirowania i anomalie w swoich kanałach energetycznych, Onyks wykrył to przypadkiem gdy leczył go ostatnim razem, na granicy dwóch stad. Ta wrodzona przypadłość mogła być niebezpieczna i Strzaskany Kolec wykazał się nie lada odwagą decydując na ścieżkę która używa mnóstwo maddary. Lub po prostu nie wiedział na co się porywa, czas pokaże.

: 17 kwie 2017, 21:31
autor: Marmurowa Łuska
Spojrzała na przygarniętą przez Ziemię smoczycę. Była taka szczęśliwa. Perła bezwiednie uśmiechnęła się. Mogła uszczęśliwić kogoś. Tak bardzo... Zamrugała oczami, żeby się nie popłakać. To było dla Perły podbudowujące. A zarazem podkreślało jak bardzo smoki zapominają o ważnych rzeczach. Przetrwanie nie było krwawą krucjatą. Było wspieraniem się. Gdy zadano jej pytanie, Perła wyszczerzyła ząbki w uśmiechu.
Jak nowowykluta. – Skwitowała pozytywnym tonem. Uniesienie udzieliło się jej trochę. Tylko trochę... Ale nie okazała tego. Okazała, że jest szczęśliwa. Tylko, a może... aż tyle. Była zbyt spokojna na górnolotne emocje. Zbyt wyciszona. Nie okazywała agresji, nie dzieliła się smutkiem, ani prawdziwą ekscytacją. Rozchmurzała się, albo uspokajała.
Spojrzała na Charona. Zrobiło się jej mile na sercu, że zmienił się w ten sposób na jej słowa. Uśmiechnęła się do niego niewymuszonym uśmiechem. Charon wrócił do swego pana, któremu zwróciła wcześniej uwagę. – Po prostu... nie zasłużyłam jeszcze. Smok musi być godzien imienia, które ma sobą reprezentować, by naprawdę mógł być dumny. – Wyjaśniła spokojnym tonem i lekko się uśmiechnęła. – Dlatego będę się starać, aż będę mogła się tak nazwać. – Powiedziała z nieco większą energią w głosie, żeby upewnić Konsyliarza o do jej racji. Co do tego, że niewiele brakuje. Musi tylko naprawić co zepsuła. Zerknęła na Lunar. Zdawało się, że ta nie zdążyła jeszcze poznać wiele smoków Ziemi.

: 18 kwie 2017, 12:39
autor: Promienna Łuska.
Lunar siedziała zamykając i otwierając ślepe oko, była taka szczęśliwa. To był dla niej nowy start, teraz bez blizn i braku oka nikt nie bedzie do niej zagadywał o jej przeszłość. To była rzecz która zamykała stary rozdział w jej życiu.
Była tak zajęta swoim nowym pyskiem że nie dosłyszała co mówiła smoczyca.
uniosła łeb i spojrzała po smokach z szerokim uśmiechem pokazując szereg białych zębów.
– nie wiem jak mam dziękować – powiedziała do czarnego i znów zajęła się otwieraniem i zamykaniem prawego oka

: 19 kwie 2017, 23:04
autor: Żar Zmierzchu
– Wystarczą słowa – uśmiechnął się szeroko, widząc szczęście nowopoznanej samicy. Uzdrawianie było nagrodą samą w sobie, widok uszczęśliwionego smoka, który chwilę wcześniej stracił nadzieję napawał go dumą z dobrze wykonanego zadania. Jak mawiała Kapłanka Cieni, wdzięczność może przyjść dopiero wtedy gdy naprawdę będziesz potrzebował pomocy. Tego się trzymał na swojej ścieżce. Nieść pomoc nie patrząc na przynależność czy osobiste animozje. Niemal niezauważalnie spochmurniał. Mentorka też leczyła wszystkich przez niezliczone księżyce, a w zamian została zamordowana na Szczerbatej Skale. Ale powróciła i niewiele smoków poznało tą tajemnicę. A on był jednym z nich. Momentalnie się rozchmurzył, przenosząc wzrok na przybraną siostrę.
– Mylisz pojęcia Perło. Na Marmurową Łuskę już sobie zasłużyłaś. Imię adepta jest przyznawane w dowód uznania dla umiejętności które pisklę opanowało, nie zaś dla ich praktycznego wykorzystania. Wyznacznikiem tego drugiego jest zadanie które otrzymałaś od przywódcy. Ty musisz pokonać swój lęk i zabić pobratymca stworzenia, z którym starłaś się w młodziutkim wieku. Ale bywają też inne zadania. Czarci Kolec zakwestionował siłę Buchającego Płomienia jako przywódcy i ten postawił mu zadanie pokonania go w walce. Minie jeszcze wiele księżyców, nasz przybrany ojciec jest potężnym czarodziejem, zaprawionym w wielu potyczkach, który poradził sobie ze wszystkimi stworzeniami wystawionymi przeciwko niemu na Arenie Viliara. Został tylko jeden przeciwnik. Obecny czempion, Oprawca Gwiazd, nasz prorok i największy wojownik jakiego zrodziły Wolne Stada – starał się rzeczowo wyjaśnić młodej wywernie by nie uprawiała aż takiej martyrologii by nadal uważać się za pisklę. W bardzo młodym wieku opanowała masę umiejętności, w niektórych nawet go przewyższając. Swoją drogą, będzie musiał rozruszać mięśnie i przećwiczyć walkę kłami i pazurami pokazaną przez Zaraźliwą Łuskę. I być może trochę poskakać w dal i na boki, dawno tego nie robił i czasem przy szczególnie gwałtownym lądowaniu łapy bolały go przez sporą część dnia.
– Tak więc Marmurowa Łusko nie masz racji, że nie zasłużyłaś. Twój zapał do nauki oraz opanowane podstawy udowodniły, że jesteś godna swojego adepckiego imienia nie tylko przed stadem, ale i przed Kammanorem.

: 12 maja 2017, 13:58
autor: Tejfe
Daimon świadomie wybrał to miejsce jako cel swojej dzisiejszej wędrówki. Miał zamiar ponownie spotkać się z Kryształową Łuską, jeżeli ta oczywiście zechce przybyć na jego wezwanie. Kiedy po pamiętnym dniu i pamiętnej nocy, spędzonej z Niewinną wrócił do siebie, następnego dnia nie mógł przestać myśleć o tym, co się wtedy wydarzyło. O tym, że nie zdołali sobie wszystkiego wytłumaczyć, chociaż już zrobili ten pierwszy krok ku dobremu, o tej smoczycy którą ich napadła i, którą Umbra powaliła w niewiarygodnie szybkim tempie, o jej rannym ciele i o tym, że nie zdążył jej pomóc, bo nagle zniknęła wraz z jego przyjaciółką, a przede wszystkim o szaleństwie Kryształowej.
Czy to dlatego tak bardzo go do niej ciągnęło, bo gdzieś na jakimś innym, astralnym podłoży, może w podświadomości wyczuwał w niej swoją bratnią duszę? Czy chodzi o to, że jeden szaleńca przyciąga drugiego? Ale jeśli taki, to co o tym sądzić? Póki co wolał myśleć, że u niej był to jednorazowy przypadek. Opoka mówiła, że każdemu zdarza się czasem dziczeć, na przykład na wskutek zapachu krwi. Daimon miał nadzieję, że tak to było w przypadku jego ukochanej osoby. Świadomość, że jest taka sama jak on i, że tak samo cierpi byłaby wielkim ciosem. Nie życzyłby nikomu tego, by nosił jego piętno, a już z pewnością nie komuś tak wspaniałemu jak Umbra.
Jego wszystkie poprzednie problemy, choć nieco stłamszone, wraz z nową dawką zagadnięć, pytań, lęków i poczucia winy, przyprawiały go o zawrót głowy. Musiał się z nią spotkać. Po prostu musiał, nie tylko ze względu na to wszystko, ale też ze względu na wielką tęsknotę do jej śmiechu, spojrzenia i samej jej obecności. Przybył więc w to piękne, ustronne miejsce w, którym na pewno nikt, by im nie przeszkadzał i przesłał adeptce Wody telepatyczną myśl: "Tu Daimon, pragnę sie z Tobą zobaczyć. Przybądź, jeśli możesz. Proszę". Do wiadomości dołączył swoją lokalizację i teraz, zniecierpliwiony i zlękniony, że może zignoruje jego wezwanie, czekał samotnie na jej przybycie, bądź też nie.

: 12 maja 2017, 22:31
autor: Wola Przeznaczenia
Słysząc głos Daimona w głowie westchnęła cicho z ociąganiem wychodząc z wody. Musiała zmyć z siebie krew tych których pokonała i których skrzydła i kły trzyma jako trofea w swojej grocie. Nie czekając aż cała woda spłynie z jej łusek wyszła z swojego leża. Leciała powoli a wylądowała odrobinę dalej niż był większy samiec. Powoli wyszła za drzewa wpatrując się smętnie w ziemię. Nie chciała odzywać się do póki nie będzie pewną że samiec nie zacznie na nią krzyczeć bądź będzie zdegustowany jej zachowaniem wtedy. Przecież zabiła innego smoka. Co z tego że odnalazła swoją okrutną, szaloną stronę i walczyła o to by sama przeżyć? To jej nie usprawiedliwiało. Do tego zrobiła to samo! Drugi raz! W jej oczach pojawiła się pustka. Nie chcąc czekać na krzyki zrobiła to co czasem robią pisklaki. Głowę zniżyła i przysunęła do ciała, ogon podkuliła pod siebie a skrzydłami się zakryła. Wyglądała jak duża drżąca skała przyciśnięta jednym bokiem do drzewa. Nie płakała bo po co? I tak by jej to nie pomogło jeśli samiec się wścieknie. Pozostało jej czekać. Oczy miała zaciśnięte jakby bała je się otworzyć i spojrzeć choćby ukradkiem na Strzaskanego. Przyjaźnią się jeszcze? A może on nie chce za przyjaciółkę czegoś takiego jak ona? Te głosy które słyszała i możliwe że wypowiadała. Ona tylko nie miała sił walczyć z tą stroną siebie. Zwłaszcza że wreszcie nie czuła tej przytłaczającej pustki. Mogła i być otoczona innymi smokami jednak zawsze brakowało jej czegoś co one nigdy nie będą w stanie jej dać. Jak można zapełnić pustkę w duszy będąc tylko sobą? Normalną smoczycą bez poważnych problemów. Ona tego nie rozumiała po prostu tak już było. Zawsze jakaś część będzie kochać rozlew krwi. Nawet ten który nie powinien mieć miejsca pod barierą.

: 13 maja 2017, 12:02
autor: Tejfe
Przybyła. Daimon długo przygotowywał się na jej nadejście, powtarzając raz po raz kwestie, które wypowie, powtarzając sobie to co zrobi raz po raz zmieniając scenariusze tego spotkania. Jednak kiedy już przyszła, zapomniał wszystkiego co miał zrobić i niemal odjęło mu mowę na jej widok. Czy kiedykolwiek przestanie zachwycać się pięknej jej złotych łusek, które błyszczały opromienione blaskiem Złotej Twarzy? Znowu był przekonany, że patrzy na najpiękniejsza smoczycę jaka kiedykolwiek istniała i nawet szlachetność jego mentorki, kolorowa grzywa Chaos, czy szelmowski uśmiech Niewinnej blakły w tej chwili przy urodzie jego przyjaciółki.
Kleryk wreszcie wyrwał się z osłupienia i spojrzał na Umbre jeszcze raz, już nie przez pryzmat swojego zachwytu nad nią, ale trzeźwo, przyglądając się jej zachowaniu. Ku jego zdziwieniu, adeptka zaczęła się kulić i przyjęła pozycję wręcz uległą, jakby była małą samiczką, która coś przeskrobała i teraz czekała na skarcenie od swojego rodzica. Daimon szybko jednak zrozumiał co jest powodem jej postawy, kiedy przypomniał sobie z jakiego powodu ją tu właściwie wezwał. Tyle, że Strzaskany nie był na nią zły i nie zamierzał na nią krzyczeć. Nie chciał, by miała poczucie winy, nie takie jak on, bo wiedział jak bardzo jest ono krzywdzące i jak ciężko jest się go pozbyć. Był tego doskonałym przykładem i nie mógł pozwolić, by Umbra stała się drugim.
Podszedł więc do niej, powoli i spokojnie, choć drżał na duszy i zatrzymał się krok przed nią. Wysunął łapę do przodu i podniósł jej brodę do góry.
Jestem z Tobą, przyjaciółko.– powiedział łagodnie, patrząc jej w oczy. Przysunął się do niej bliżej, chociaż serce biło mu szaleńczo i obniżył się lekko, by oprzeć głowę o jej ramię, a także by on ona mogła zrobić to samo. Miał nadzieję, że go nie odepchnie, bo i tak musiał się przełamać, by coś takiego zrobić. Zwykle to ona przełamywała jego barierę, która wzbraniała go przed jakimkolwiek kontaktem fizycznym. Można, by powiedzieć, że to ona nauczyła go bliskości. –Chciałbym to wszystko jakoś naprawić. – wyszeptał jej do ucha, czując że cały drży.

: 13 maja 2017, 19:21
autor: Wola Przeznaczenia
Słyszała jak Strzaskany podchodzi do niej lecz zwróciła na to uwagę dopiero wtedy gdy uniósł jej pyszczek do góry tak że nie mogła na niego nie patrzeć. To co powiedział sprawiło że popłakała się z ulgi. Jednak chce ją znać jednak jest jeszcze dla niej jakieś światełko w tych ciemnościach. Na jej pysk wpłynął prawie niezauważalny uśmiech pełen ulgi. Tak jak samiec położył głowę na jej barku tak i ona zrobiła to samo tylko kładąc ją na jego barku i zamykając oczy.
-Co takiego chcesz naprawiać?– Spytała cicho słysząc co mówi Daimon. Wiedziała że ją usłyszy. Byli przecież teraz tak blisko siebie że byłoby to dziwne. Powoli się rozluźniała a z jej gardła wydobył się cichy pomruk. Widać było że już się tak nie boi choć nie otwierała oczu z których łzy płynęły teraz naprawdę powoli.

: 14 maja 2017, 19:54
autor: Tejfe
Poczuł jak z jego gardła wydobywa się westchnienie ulgi w momencie, kiedy ukochana mu osoba odwzajemniła jego "uścisk" i przylgnęła do niego bliżej, tak że byli teraz ze sobą jeszcze bliżej. To znaczy, że Umbra go nie odrzuciła, że dla ich przyjaźni jest jeszcze nadzieja. Jakże ja za nią tęskniłem, pomyślał szczęśliwy, że jest tutaj razem z nią, że znowu są razem, a jednocześnie strwożony, że to spotkanie nic nie zmieni, że być może to tylko sen.
Te wszystkie rany, które w sobie nosimy.– odpowiedział cicho na jej pytanie, czując jak jej pojedyncze łzy od czasu do czasu kapią na jego kark. Przylgnął do niej jeszcze mocniej, jakby bojąc się, że nagle ktoś ich rozdzieli, tak że wręcz stykali się swoimi klatkami. Wisiorek, który nosił na szyi delikatnie łaskotał jej pierś. Musiał powiedzieć coś więcej, ale fakt upojenia jej obecnością nie pomagał mu w tym, by zebrać myśli. Jak miał zacząć? Co powiedzieć? Czy ona rzeczywiście chce tego słuchać, czy może jej rany już się zagoiły i teraz otwarcie ich byłoby egoistycznym posunięciem? Może jednak przełożą tą rozmowę na kiedy indziej, może... Nie! Mimo, że to było takie kuszące nie mógł udać, że wszystko jest normalnie, bo potem to jego przemilczenie sprawy powróciłoby w innym momencie i powaliło z powrotem. A on już nie chciał udawać, nie chciał kolejnych ciosów.
Ja... jestem szalony.– powiedział, dziwnie zszokowany tym jak takie słowa przeszły mu przez usta. Mógł to powiedzieć inaczej, ale ona i tak już wiedziała, a rzeczy warto nazywać po imieniu.
Czy i ty...– jak miał to powiedzieć, by nie zabrzmiało to tak źle, jak to sobie wyobrażał?
Ja... Wiesz jaki wtedy byłem, choć sam tego nie pamiętam. Powiedz mi, czy... Znaczy się... Ja nie chcę żebyś Ty musiała przeżywać to samo co ja. – wydusił wreszcie, nieco głośniej i bardziej niekontrolowanie. Chociaż nie wyraził się wprost, miał nadzieję, że Umbra zrozumie ten jego bełkot, aluzje do walki z tą smoczycą w Dzikiej Puszczy i, że mu teraz trochę pomoże, jeśli chodzi o mówienie.

: 14 maja 2017, 20:20
autor: Wola Przeznaczenia
Samica napawała się bliskością przyjaciela rozluźniając się coraz bardziej. Nie przeszkadzało jej że są tak blisko siebie. Słysząc słowa samca zamyśliła się.
-Jeśli ty jesteś szalony to kimże jestem ja?– Spytała cicho ale pewnie.
-Ty po prostu nie wytrzymywałeś emocji i traktowałeś tą część siebie jak wroga ja w czasie tamtej walki po prostu się temu poddałam czułam się jakby wróciła zaginiona część mnie- Powiedziała spokojnie lekko otwierając oczy. Jej łzy już dawno przestały płynąć. Westchnęła głęboko wdychając zapach Daimona.
-Nie przeżywam tego co ty. Masz ode mnie gorzej bo ciebie zżera rozpacz a ja po prostu się z tym wszystkim godzę. Ja jestem potworem, bestią a ty nie jesteś żadnym z tych. Ty żałujesz tego co zrobiłeś pod wpływem szału a ja tego nie potrafię po prostu nie umiem- Oznajmiła.
-Tym się różnimy- Zakończyła zamykając oczy. Robiła się powoli zmęczona tym wszystkim.