Strona 15 z 24
: 14 lut 2016, 18:28
autor: Nocna Łuska
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Nadeithscallieth nie miała oporów, żeby powierzyć samcowi odpowiedzialne zadanie, czyli opiekę nad ich pisklętami. Był wieczór, a młode o tej porze zazwyczaj już zasypiały.
Idąc między skałami onyksowa samica natrafiła na ślepy zaułek. Skały o gładkiej powierzchni utworzyły wysoki wąwóz zakończony niższą ścianką z poprzechylanych kamieni. Śnieg, który na nich się zgromadził nie był zbyt wysoki, ale lód pod nim skutecznie uniemożliwiał się wspięcie na przeszkodę.
Wiedziała to, bo sprawdziła. Kilka razy zsunęła się ze skał. Tyle dobrego, że nie upadała, tylko lądowała z powrotem na tylnych łapach. Fuknęła przez nos. Nie chciało się jej zawracać i nadkładać drogi.
Gdyby umiała skakać bez wysiłku mogłaby wskoczyć na skały. Szkoda, że jej nauczyciele pominęli tą umiejętność, która przecież mogła przydać się nawet w górach.
Przysiadła na tylnych łapach zanurzając zadek w śniegu. Długi, czarny ogon zamiótł śnieg za samicą, kiedy przyciągała go do uda. Patrzyła wymownie na podrapaną przez nią skałę.
: 14 lut 2016, 18:40
autor: Brak Słów
Wrzos, jak to miała w zwyczaju robić często i gęsto, wałęsała się po Wspólnych terenach, rozglądając się za innymi smokami. A nóż widelec przyjdzie jej spotkać kogoś ciekawego! Może zawsze jakieś nowe znajomości? A może lepiej – dowie się czegoś? O to już by było genialne. Albo nie, och! A co gdyby się czegoś nauczyła? To już byłby szczyt marzeń!
Myśląc sobie tak o niebieskich migdałach, Wrzos nagle wyłapała z powietrza smoczą woń. I to nawet świeżą! Wydawała jej się znana, bardzo znana, ale mieszała się z czymś i Wrzos nie była pewna, czyj to zapach. Miała wrażenie, że to ktoś z Życia – ale kogo ona znała z Życia? Dynamikę może, a tak poza tym... Niekoniecznie miała znajomości w tym stadzie. Tym bardziej zaciekawił ją trop, za którym podążyła żwawym krokiem.
Po kilku krótkich chwilach truchtu ujrzała wiejącą na wietrze ciemną grzywę i wystające zza niej dwie pary ciemnych rogów. I już wiedziała, kto tu siedzi i za kim szła.
Podbiegła szybko do samicy, wdziewając szeroki, wesolutki uśmiech. Uwielbiała takie spotkania, bo zawsze wałęsając się po tych terenach miała nadzieję ją zobaczyć. Akurat ją, bo to był jej dom.
Zatrzymała się przy boku Nadeithscallieth, wciskając weń swój łepek.
– Cześć Nadeithscallieth! – pisnęła przy tym entuzjastycznie.
A potem otworzyła ślepka, zamknięte wcześniej przy przytulaniu łba, aby zobaczyć, w co wpatrywała się samotniczka.
– Co robisz?
: 14 lut 2016, 19:08
autor: Nocna Łuska
Wiatr wył przewijając się między samotnymi głazami. Raz milkł racząc polanę błogą ciszą, a potem niespodziewanie znowu się rozpędzał podrywając śnieg, którego białymi kłębkami, podnosił i porywał do dalszej wędrówki. Owe płatki śniegu wciskały się w jej nozdrza prowokując samicę do zdecydowanego wydmuchiwania powietrza nosem. Czarna grzywa była pozlepiana przez grudki śniegu i lodu, ale wciąż prezentowała się bardzo dobrze. I przede wszystkim nie opadała, czego bardzo nie lubiła. Dlatego nienawidziła deszczu.
Los chciał, że akurat, kiedy Wrzos do niej podbiegała powietrze znieruchomiało i ta chwila ciszy zdradziła dźwięki jakie wydawała młodsza samiczka swoimi malutkimi łapkami.
Czarny łeb samicy obrócił się w jej stronę. Złota para oczu spoczęła na biegnącej całkiem żwawo, małej sylwetce. Przygotowała się tak jakby na nadchodzące pisklę i uniosła trochę lewe skrzydło tworząc z niego między swoim bokiem szczelinę w której było bardzo ciepło.
Gdy więc Wrzos się w nią wtuliła i rozgrzewała się, onyksowa samica odruchowo rozejrzała się poszukując wzrokiem Przedwiecznej Siły. Wieczorem trudno było coś wypatrzeć, szczególnie, gdy okolica usiana była niezliczoną ilością skał różnych kształtów i wielkości.
Gdy była już przekonana, że Wrzos była tu sama, to odkrycie trochę ją zmartwiło. Samotne pisklę, tak późno i tak daleko poza legowiskiem. Aż trudno policzyć ile niebezpieczeństw czyhało na takie okazje.
Lecz teraz Wrzos była bezpieczna. Pod skrzydłem dorosłej smoczycy nic jej nie groziło.
– Witaj Wrzos. Myślę jak przeskoczyć te skały.
Posłała jej krótki uśmiech, a potem znowu popatrzyła na skałę. Już wiele razy, na wiele sposobów przeskoczyła je myślami.
– Duchem już jestem za nimi, ale ciało nie potrafi ich pokonać – westchnęła.
: 14 lut 2016, 19:39
autor: Brak Słów
Mała kręciła ramionami, aby otrzeć się o Nadeithscallieth na tyle, by ukraść z jej łusek trochę ciepła. Miała, jak zwykle, nastawione uszka i w międzyczasie popatrywała ciekawie to na starszą smoczycę, to na skałę przed nimi. Nagle drgnęła, jakby chciała podskoczyć pod skrzydłem Nadeith, ale właśnie ze względu na to skrzydło się powstrzymała od mocniejszego ruchu.
– Hej, Nade, może ci pomogę! – zawołała, ciesząc się z tego faktu.
Wysunęła się spode skrzydła i miękkim, łowieckim krokiem podreptała trochę na bok, ustawiając się bokiem do większej smoczycy.
– Ja jestem za mała na te skały, ale ty jesteś większa i dasz sobie radę, jak się dobrze odbijesz! – poinformowała ją z wesołym uśmiechem na pyszczku. – Patrz, wystarczy się o tak ustawić...
Mówiąc kolejne czynności, sama je wykonywała, bo wiedziała, że jej opisy słowne nie są najpiękniejsze. Mała obniżyła ciało, zginając wszystkie cztery łapy, ale trzymała się nad ziemią tak, by brzuch nigdzie nie dotykał śniegu. Ogon uniosła, wyprostowany, trochę ponad biodra, a łeb za to obniżyła do wysokości ramion. Skrzydła wyraźnie strzepnęła, żeby było widać, jak dokładnie składa je przy swoich białych bokach.
– I trzeba się odbić przednimi, a potem tylnymi łapkami i... – kontynuowała, ciągle wykonując dokładnie to, o czym sama mówiła.
Jej przednie łapki odepchnęły ją od ziemi, a zaraz potem tylne mocno ją odbiły, niby dwie sprężyny. Ogon synchronicznie się obniżył, choć widać było, że Wrzos uważała, aby nie zarył w ziemię.
Przednie łapy z automatu podwinęła pod siebie, wyciągając jednocześnie całe ciało w kierunku, w którym chciała polecieć – do góry, trochę do przodu. W pewnym punkcie wygięła ciało w łuk, łbem i przednimi łapami wyciągając się do ziemi, a podkurczając tylne. Zabalansowała przy tym ogonem, co pomogło jej w ostatniej chwili lekko podnieść łeb, złożyć na ziemi przednie łapy i dostawić za nimi tylne. Ogon opadł bliżej ziemi.
– I na miękkich stawach, tak trochę, bo inaczej się można połamać – dokończyła, spoglądając na Nade. – Ja tam nie doskoczę, ale tobie się pewnie uda!
: 14 lut 2016, 20:25
autor: Nocna Łuska
Poczuła jak coś walnęło o jej skrzydło od spodu. Nie kto inny tam był jak Wrzos, dlatego Nadeithscallieth zdziwiła się z tego powodu. Uniosła lekko ramię skrzydła spoglądając na mówiącą do niej samiczkę.
– Pomożesz? – zapytała zdziwiona. Bo jak pisklę mogło jej pomóc, skoro była taka mała?
Nadeithscallieth w każdej chwili mogła przelecieć nad skałami. Wzbić się w powietrze i wylądować po drugiej stronie. Tym razem jednak chciała pokonać przeszkodę skokiem. Gdy więc Wrzos zadecydowała pomóc jej i nauczyć ją tej umiejętności onyksowa samica była tym gestem bardzo wzruszona. Wyjątkowo nie miała żadnych kamieni szlachetnych, którymi mogłaby jej spłacić dług wdzięczności. Może innym razem.
Wstała i z przechylonym łbem w bok, skierowanym w stronę demonstrującej jej właściwą postawę, pisklaka, powtarzała wszystkie jej czynności wstępne. Czyli najpierw rozstawiła przednie i tylne łapy zostawiając między nimi trochę więcej przestrzeni. Zatopione łapy w śniegu wpuściły pazury jeszcze głębiej w lodowatą pokrywę, aby złapać przyczepność. Robiła to odruchowo i zawdzięczała to krwi północnej rasy, która krążyła w jej żyłach.
Ogromne, masywne skrzydła przyciągnęła bliżej boków. Umięśniony od nich grzbiet tworzył wygiętą linię, która opadała ku zadowi, a potem wznosiła się na ogonie, który został uniesiony i wyprostowany w swej podstawie i na całej długości.
Potem już tylko obserwowała jak Wrzos wykonuje swój piękny skok. Zapamiętała każdy szczegół i etap przedstawionego skoku.
Pokiwała lekko głową Wrzosowi.
– Tylko proszę... Nie wygadaj się nikomu jak się przewrócę.
Mówiła całkiem poważnie. Jej reputacja świetnie radzącej sobie samotniczki ległaby w gruzach, gdyby wyszłoby na jaw, że podczas nauki wybiła sobie zęby!
Ugięła mocniej przednie i tylne łapy prawie dotykając piersią śniegu pod sobą. Tył miała trochę wyżej, a ogon uniósł się trochę ku górze. Nagle wyprostowała przednie łapy nadając im więcej siły niż tylnym, które odepchnęły ją od ziemi, kiedy tylko samica uniosła przód. I stało się coś dziwnego. Leciała. Bez poruszania skrzydeł.
Mimo dziwnego uczucia, postępowała dokładnie tak samo jak jej poprzedniczka. Jej smukłe ciało przybrało formę najbardziej aerodynamiczną. Na krótki moment jej przednie i tylne łapy powędrowały do tyłu. Ich wnętrze skierowane było do góry.
Samica zgięta w idealny łuk zbliżała się do skały. Wszystko działo się tak szybko, ale dla Nadeithscallieth cały ten skok trwał wieczność. Może dlatego, że była bardzo skupiona.
W momencie przed końcem skoku wyciągnęła przed siebie przednie łapy, którymi dotknęła zaśnieżonej skały. Bieluśki puch wybuchł od tego uderzenia, a samica mocno wbiła w lód swoje szpony. Lądując miała stawy rozluźnione, tak jak podpowiadała jej Wrzos.
Onyksowa samica okazałą się pojętną uczennicą. Trzeba jej było tylko kilku wskazówek, aby wykonała swój pierwszy w życiu skok.
Będąc na tej skale odwróciła się do pisklęcia chyląc ku ziemi łeb. Nie spuszczała jej z oczu z racji tego, że tym razem na jej barkach spoczął obowiązek czuwania nad bezpieczeństwem pisklaka. Prawdą było, że nikt jej tego obowiązku nie nałożył, ale Wrzos zyskała sobie u Nadeithscallieth... przyjaciółkę?
: 14 lut 2016, 20:47
autor: Brak Słów
Mała samiczka kiwnęła tylko łepkiem, pokrzepiająco zaciskając ślepia. Przecież ona sama wiedziała jak to jest, tyle razy już się przewróciła na treningach skoku i biegu! Była wtedy sama i była z tego bardzo rada. A że teraz Nadeithscallieth chciała sobie oszczędzić komentarzy, Wrzos mogła o tym równie dobrze zapomnieć, bo i nikt inny ich nie oglądał.
Przypatrywała się uważnie skokowi samotniczki, patrząc, czy wszystko wykonuje dobrze. Chciała wyłapać wszystkie błędy, uznając, że lepiej, żeby to była mała Wrzos niż jakiś Przywódca, który mógłby źle o Nadeith pomyśleć. O, jakby Wrzos tego nie chciała! Gdy ta była na górze, Wrzos kiwnęła jej lekko łebkiem.
– Widzisz? Wskoczyłaś! – powiedziała jej z uśmiechem. – Możesz później bardziej balansować ogonem, bo on pomaga przy utrzymaniu równowagi i nakierowaniu się na cel – dodała jeszcze.
Przeszła kawałek od skały, żeby stanąć w lekkim oddaleniu, jakiś ogon dalej. Przednimi łapkami zaryła śnieg tak, aby było widać brązową ziemię pod nim.
– Możesz tutaj doskoczyć? Jak już jesteś wysoko to lepiej się wybić do przodu, a nie w górę, żeby sobie nie robić większej wysokości. Jakbyś miała za dużo pędu to możesz przejść krok albo dwa – powiedziała, odsuwając się na bok od wyznaczonego przez nią miejsca.
: 15 lut 2016, 13:49
autor: Nocna Łuska
– Widzę. Dziękuję Wrzosie. Moja nauczycielko – uśmiechnęła się do niej.
Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Tak głosiło powiedzenie. W tym przypadku chodziło o różnice między praktyką, a teorią, szczególnie uwydatniające się, gdy nie umie się nic, a nie tylko poszerza wiedzę.
To, że udał się jej pierwszy skok, wcale nie oznaczało, że dalej pójdzie jej tak samo dobrze. Z Nadeithscallieth dobrze się spędzało czas na naukach. To była posłuszna smoczyca, dobrze ułożona. Chciała się uczyć i nie robiła tego z przymusu.
Podeszła więc do nowego zadania z entuzjazmem.
Pochyliła przód ciała zginając przednie łapy jak do skoku. Tylne ugięła trochę mniej, więc tył trzymała wyżej. Wskazówkę Wrzosu odnośnie ogona przyjęła bez komentarza. Rzeczywiście podczas skoku trochę zboczyła z kursu jaki obrała na początku. Tym razem zamierzała wylądować dokładnie w miejscu, ktore wykopała w śniegu mniejsza samiczka.
Zatem wybiła się do przodu. Najpierw przednimi łapami, potem tylnymi. Z tym, że nie przykładała w to wybicie za dużo siły. Wcześniej dobrze obliczyła ilość energii potrzebnej do dotarcia do celu. Działo się to w jej podświadomości.
Podczas zeskoku, niemal od razu po zostawieniu za sobą skały, wysunęła przed siebie przednie łapy, a tylne wciąż pozostawały w tyle. Dopiero tuż przed zetknięciem z ziemią zaczęła je kurczyć i przenosić do przodu. Ogon miała wyprostowany i zdawałoby się, że nim nie rusza. Błąd. Mając tak długie cudo, grzechem byłoby nie wykorzystywanie go do korygowania balansu. To doświadczenie wyciągnięte z podróży powietrznych.
Przy lądowaniu ugięła mocno przednie łapy, aby trochę wyhamować pęd. Tylnymi łapami podparła się z tyłu i wgryzła się pazurami w śnieg stanowczo wczepiając się zmarznięte podłoże.
Przez całą czynność utrzymywała głowę na wysokości barków. Jej płynne ruchy może nie były w tym momencie jakimś dziełem sztuki, ale musiało to wystarczyć. Złotymi oczami, lśniącymi delikatnym światełkiem popatrzyła w dół, czy trafiła w cel jaki wyznaczyła jej Wrzos.
: 15 lut 2016, 20:37
autor: Brak Słów
Jak ona ją nazwała? Wrzos – nauczycielką? Ależ to Nadescallieth w myślach Wrzosu zawsze była nauczycielką! Ale... teraz ona uczyła... Role się zamieniły? Wrzos, zdając sobie z tego sprawę, zaśmiała się wesoło, acz trochę głupawo. Dobrze, że łuski kryją rumianą skórę!
Szybko się jednak otrząsnęła ze swojego zakłopotania, żeby się przypatrzeć, jak ze zeskokiem radzi sobie Nadeithscallieth. Patrzyła, jak się ustawia, jak rusza, jak spina mięśnie... W końcu starsza samica wylądowała obok niej, wzbijając w górę trochę sypkiego puchu.
– No, i też umiesz zeskakiwać! – zakrzyknęła radośnie, uśmiechając się do onyksowej smoczycy.
Szybko rozejrzała się po polanie, szukając czegoś ciekawego, co mogłaby wykorzystać. Zobaczyła trzy skałki: jedną, która sięgała samotniczce może do obojczyków, drugą wyższą w niewielkim oddaleniu od pierwszej, przy czym ostatnia była zaraz obok niej i miała płaski, dość niski kształt.
– O! Jak mam być nauczycielką, to musisz jeszcze poćwiczyć! – zapowiedziała jej, wskazując łebkiem na skałki, po czym zaczęła wskazywać je pazurem w takiej kolejności, w jakiej o nich pomyślała. – O, wskoczysz na tą, na tą i na tą, bez zeskakiwania na ziemię? Po ostatniej skocz daleko do przodu, nisko nad ziemią. Uważaj, żeby się nie poślizgnąć – ostrzegła na koniec.
: 15 lut 2016, 23:30
autor: Nocna Łuska
– Nie chwal, bo zapeszysz.
Rzekła do niej całkiem poważnie. Nie lubiła pochlebstw, bo one rozleniwiały. Wolała odwrócić pochwałę w przeciwną stronę.
– To ty umiesz uczyć zeskakiwać.
Uśmiechnęła się do niej już trochę rozluźniona. Popatrzyła na skałki, które wskazała jej Wrzos ruchem łba. Odebrała zadanie jako trening w celu utrwalenia schematu skoku. Całe przedsięwzięcie wzięła na serio i podeszła do pierwszej, niższej skały.
I tym razem ugięła łapy prawie przylegając miękką skórą brzucha i piersi do śniegu. Mięśnie pracujące pod skórą napięły się tylko w partiach odpowiedzialnych za utrzymanie pozycji gotowości. Ciężkie skrzydła oparła na grzbiecie, żeby nie przeszkadzały jej nawet gdyby je przypadkiem rozluźniła.
Odbiła się łapami od śniegu. Najpierw przednimi, a moment za nimi, tylnymi, nadając skokowi siłę i odpowiedni pęd. Nie była daleko od głazu, ale w miarę blisko, żeby bez problemu doskoczyć do jego wierzchołka. Ogon podążył za samicą rozluźniony, ale wyprostowany. Najpierw oparła na kamieni przednie łapy, a potem tylne. Obie pary kończyn odpowiednio ugięła w stawach, żeby wyhamować przed krańcem skały. Pochyliła głowę i znowu ugięła łapy. Zmierzyła wzrokiem odległość oceniając siłę z jaką musi się wybić, by wskoczyć na wyższy głaz. Pazury samicy zgrzytały nieprzyjemnie, gdy skruszywszy lód dosięgły twardej powierzchni kamienia. Poruszała nieznacznie biodrami przygotowując się do drugiego skoku. Łopatki unosiły się i opadały naprzemiennie, kiedy przestępowała z łapy na łapę.
Nadszedł wreszcie moment na kolejny skok. Ogon miała uniesiony nad ziemię, a giętkie ciało wygięło się w łuk, gdy pokonywała odległość między dwiema skałami. Jej głowa i ogon stanowiły przedłużenie jej ciała. W tym krótkim czasie przelotu zdążyła wyciągnąć przednie łapy przed siebie na spotkanie z drugim głazem. Rozdmuchała śnieg nagromadzony na jego powierzchni podczas lądowania. Rozejrzała się w koło i spojrzała na Wrzos sprawdzając, czy młoda samiczka ma jakieś obiekcje.
Skoro więc nic nie usłyszała, znowu zbliżyła ciało do ziemi. Bez nadmiaru siły wybiła się do przodu z racji tego, że kamień był na takiej samej wysokości, co ten na którym stała.
Skok był krótki i wydawał się nawet sprawniejszy niż ostatni. Samica kontrolowała wszystkie kończyny i napięcie mięśni. Nie spuszczała z oczu celu, wszystkie czynności wykonując bez patrzenia pod łapy. Co więcej, gdy jej łapy zetknęły się ze skałą, onyksowa samica nie hamowała, tylko od razu odepchnęła się od płaskiego brzegu skały opuszczając ją. To jak to robiła, było godne pochwały. Jak czarna pantera, duża samica płynnie zeskoczyła ze skały z dużą prędkością i małym kątem, wykonując dokładnie instrukcje od Wrzos.
Pisklę widziało, jak czarna samica wyciąga przednie łapy przed siebie i ryje nimi w śniegu. Niestety tylne nie zdążyły dotknąć śniegu tak ja zaplanowała, bo coś poszło nie tak po jej myśli i opuszki przednich łap natrafiły na lód. Nie mogąc złapać przyczepności odjechały jej przednie kończyny przed ciało i piękna samica grzmotnęła piersią w śnieg. Nie mając podparcia z przodu reszta ciała, czyli brzuch, podbrzusze, ogon, a nawet tylne łapy przylgnęły do śnieżnego puchu i sunąc tak całym ciałem samica zaryła w zaspę. Szczęście, że chociaż uniosła głowę zamiast testując nosem grubość i zawartość śnieżnej ściany.
Zastanawiała się jak zareaguje Wrzos. Wydostając się z zaspy zerkała na pisklaka kątem oka. A jednak nie mogła powstrzymać się od szerszego uśmiechu.
– Nie pierwszy i nie ostatni raz zaryłam w śnieg. Taki już mój los. Poza tym upadkiem, jak mi poszło?
: 16 lut 2016, 16:27
autor: Brak Słów
Samiczka znów uśmiechnęła się tylko do Nadeithscallieth, gdy usłyszała od niej komplement. Ach! Jakże miło było słyszeć taką pochwałę od dorosłej! Z trudem oderwała od tego myśli, przypominając sobie, że musi teraz uważać na ruchy swojej "uczennicy". Wrzos obiegała skałki równo z ruchami Nadeithscallieth, aby zawsze widzieć ją jak najdokładniej. Zielone, bystre ślepka małej samiczki przypatrywały się jej z uwagą, głównie ruchom jej łap, gdyż te były tu najważniejsze. Raz po raz zwracała jeszcze uwagę na ruch kręgosłupa, choć widziała, że przychodzi to starszej smoczycy dość naturalnie.
A na koniec długi skok i...
Wrzos zdążyła tylko pisnąć. Chciała powiedzieć, co zrobić, nakierować, ale przecież nie było już na to czasu. Potem widziała już tylko zagrzebaną w białym puchu Nadeith, patrzącą się na nią kątem ślepia.
– Aaaach, nie stało ci się nic? – spytała, lekko zmartwiona.
Jednak gdy jej ślepia ujrzały, jak ta wychodzi zręcznie z zaspy bez większych problemów, a i uśmiecha się później do niej, Wrzos zrelaksowała się i odwzajemniła uśmiech samotniczki.
– Dobrze ci poszło, chociaż znowu zapomniałaś o balansowaniu ogonem! – zauważyła, śmiejąc się lekko do Nadeith. – Jak się będziesz ćwiczyć to los nie będzie miał nic do gadania! Będziesz umiała skakać i na lodzie. No, tylko tu by trzeba trochę pociągnąć mięśniami. Przy takim długim skoku, kiedy już masz lądować, dobrze jest zaraz przed dotknięciem ziemi już trochę podciągać pod siebie łapy. Ja zawsze wtedy jeszcze rozkładam palce i wyciągam pazurki, jakbym chciała wziąć garść ziemi.
Wrzos pokazała onyksowej swoją przednią łapkę z rozczapierzonymi palcami i naddanymi lekko do przodu pazurkami, uśmiechając się do smoczycy pokrzepiająco.
– Spróbujesz jeszcze raz?
: 16 lut 2016, 23:34
autor: Nocna Łuska
– Czasem same umiejętności nie wystarczą, a wtedy potrzebne jest też szczęście, czysty przypadek.
Wytłumaczyła Wrzosowi, co miała na myśli. Wierzyła, że warto ją uświadomić, o co chodziło z tym całym losem, ale to od pisklaka zależało czy, uwierzy w jej słowa.
Popatrzyła na płaską skałę przekrzywiając łeb. Bez cienia niechęci podeszła do niej na odległość skoku. Ugięła łapy zniżając się do ziemi. Ogon miała wyprostowany, ale rozluźniony, lekko uniesiony nad ziemią, aby nie zawadzał jej, gdy będzie podrywała się do skoku. Następnie odbiła się najpierw przednimi łapami, a potem tylnymi. Musiała przyłożyć do wyskoku znacznie więcej siły niż poprzednim razem, gdyż ostatnia, trzecia skała była wyżej niż pierwsza, ale na tym samym poziomie, co druga.
Najważniejszym jednak ułatwieniem było to, że z wierzchu była płaska.
Jej ciało ułożyło się w prawidłowy łuk, a gdy była w powietrzu łapy miała ułożone pod sobą do tyłu – tak jak podczas lotu. W tym krótkim czasie podczas skoku wykonywała minimalne ruchy ogonem. Gdy znalazła się nad półką skalną wyciągnęła przed siebie przednie łapy nadgarstkami skierowanymi w górę, aby zaraz po dotknięciu śniegu opuścić palce i wbić pazury w lód.
Wyhamowała. Odwróciła się w dobrym kierunku przestępując z łapy na łapę, a potem pochyliła przód ciała. Nie przemieszczając łap, odchyliła się najpierw do tyłu. Wyskok był skierowany do przodu, nie w górę. Odepchnęła się kolejno przednią, a potem tylną parą kończyn wyrzucając za siebie śnieg. Ogon przed i po wyskoku miała wyprostowany i uniesiony nad ziemię. Skrzydła cały czas opierała na bokach mając usztywnione ramiona, a głową na wyciągniętej w przód, lekko w dół zgiętej szyi, pilnowała odległości do ziemi. Tuż nad nią wyciągnęła szybko przed ziemie przednie łapy i tak jak ją uczyła Wrzos, ułożyła nadgarstki w taki sposób, jakby chciała zagarnąć ziemię pazurami. Wbiła je głęboko w śnieg wyhamowując w miejscu. Jej mięśnie napięły się, kiedy zginała łapy, ażeby wytrącić prędkość. Złapała równowagę odchylając ogon lekko w lewo.
– Muszę przyznać, że miałaś rację z tymi łapami. W sumie mogę powiedzieć, że znam ten ruch bardzo dobrze, ale wiesz jak jest, kiedy uczymy się czegoś nowego i za bardzo się na tym skupiamy, żeby wpaść na pomysł przemycenia pewnych elementów z innych ćwiczeń.
Wyprostowała zgięty grzbiet i podeszła powolnym krokiem do Wrzos. Mała samiczka nie wyglądała już na tak wyziębioną jak przed rozpoczęciem nauki. Nadeithscallieth miała u niej dług wdzięczności.
– Może zaprowadzić cię do twojego obozu?
: 17 lut 2016, 18:29
autor: Brak Słów
Lekko wzruszyła ramionami.
– Mówiono mi, że szczęściu trzeba pomagać – odparła, posyłając Nadeith niepewny uśmiech półgębkiem.
A potem patrzyła, jak samotniczka wraca do skakania. Ach! Widziała już po ruchach jej ciała, że zdążyła przywyknąć do rutyny skoków. Nie ślizgała się ani trochę na skałach, ani później na lodzie, kiedy już miała lądować po długim susie. Udało jej się tym razem! Wrzos wyszła jej naprzeciw kilka kroków, uśmiechając się do niej pyszczkiem i świecąc ślepkami, jakby ją witała po długiej wyprawie. Była dumna, że zdołała pomóc jakoś Nadeithscallieth – a nuż przyda się to jej na polowaniu albo w walce, zanim jeszcze zelżeje lód? Końcówka ogona machała jej szalenie, póki nie usłyszała słowa o odprowadzaniu. Ale to już? Już koniec? Już się miały rozstać? Mina jej lekko zrzedła, ale nie chciała pokazać na zewnątrz swojego lekkiego rozczarowania, bo nie była to wina jej towarzyszki. Zaśmiała się więc lekko, kryjąc głupią ekspresję.
– Z chęcią! – powiedziała, podskakując w miejscu.
Zerwała się zrazu do biegu i zdążyła już przehasać dobry kawałek, zanim pomyślała w ogóle, żeby sprawdzić, czy Nadeith za nią nadąża. Odwróciła łepek, przystając nagle w miejscu.
: 22 lut 2016, 20:52
autor: Nocna Łuska
Nadeithscallieth z chęcią odprowadziłaby Wrzos do jej stada. Właściwie czuła poniekąd taki obowiązek.
Podniosła łapę, żeby zrobić pierwszy krok i zatrzymała się w miejscu obserwując jak małe białe ciałko samiczki oddala się od niej w bardzo, bardzo szybkim tempie. Rozchyliła szczęki robiąc zaskoczoną minę.
Wrzos dosłownie pruła do przodu jak zając.
Onyksowa samica nie wiedziała co miała zrobić. Mogła iść, ale wtedy szybko by ją straciła z oczu. Mogła polecieć, ale lot był za szybki i musiałaby co chwilę lądować i czekać na pisklę. Mogła też kołować nad jej głową, ale warunki były niesprzyjające lotom.
Cóż więc mogła zrobić. Kiedy przez kilka sekund myślała jak wybrnąć z kłopotu, zauważyła, że Wrzos się zatrzymała i odwróciła łepek w jej stronę.
Onyksowa samica zniżyła głowę i ruszyła w jej stronę. Spróbowała robić to co Wrzos. Starała się szybciej ruszać łapami, ale coś jej to nie wychodziło. Nie mogła złapać rytmu! Łapy obijały się o siebie.
– Ja nie umiem. Nie dotrzymam ci tempa – powiedziała do niej na tyle głośno, żeby usłyszała i przypadkiem jej znowu nie odbiegła.
: 22 lut 2016, 21:57
autor: Brak Słów
Stanęła jak wryta. Nadeith? Nie umiała też biegać? Wrzos przyjrzała się wzrokiem rasowego badacza nieporadnym ruchom łap dorosłej samicy, która próbowała truchtać. Mała szybko się jednak otrząsnęła ze zdziwienia, ubierając na pyszczek swój szeroki uśmiech przyozdobiony perełkami ostrych ząbków. Nic nie skomentowała, wiedząc, że smoczyca może się z tym źle czuć. Podbiegła więc na powrót do swojej towarzyszki i stanęła obok niej w odległości niespełna ogona, ustawiona bokiem do jej boku.
Postanowiła wpierw na sobie pokazać, jak to powinno wyglądać. Jej łapy zgięły się lekko, miękkie w stawach, nieznacznie tylko obniżając poziom jej wyprostowanego grzbietu. Szyję i ogon natomiast, jak z automatu przy zgięciu łap, wyciągnęła przed siebie i za siebie, aby mniej-więcej tworzyły jedną linię z jej plecami, choć nie była w tym zbyt dokładna, dając swoim mięśniom trochę luzu. Skrzydełka, jak zawsze przy pokazach, strzepnęła widocznie, aby zwrócić uwagę jak je skrupulatnie składa i dociska do boków.
Rzuciła ślepkami na Nadeithscallieth.
– Łapy zginam jak do skoku, ale dużo wyżej się trzymam, tak tylko minimalnie zginam. Skrzydła też chowam, a głowę i ogon... No, tak jak wcześniej. Tylko nie za sztywno – tłumaczyła onyksowej samicy.
: 22 lut 2016, 23:04
autor: Nocna Łuska
Całe szczęście, że Wrzos podbiegła do biednej Nadeithscallieth, która niezgrabnie potykała się o własne łapy. Aż dziwne, że do tej pory jakoś sobie radziła bez biegania. W sumie po co jej ta umiejętność, gdy jej domem były nieskończone pasma górskie?
Przystanęła obok samiczki przechylając łeb w prawo. Lustrowała ją wzrokiem przypatrując się jej ruchom.
Powtarzała je. Ustawiła łapy w pewnej odległości od siebie pozwalając się im nieco ugiąć. Straciła na wysokości, ale zyskała na sprężystości. Dla równowagi podniosła ogon, który wyprostowała w całej długości. Łeb obniżyła do wysokości łopatek wyciągając giętką szyję. Bez problemu utrzymywała w tej pozie równowagę. Niestety nie mogła wyprostować grzbietu jak jej młoda towarzyszka, bowiem była trochę inaczej zbudowana od niej. Jej grzbiet był wiecznie zgięty, ale nie jakoś pokracznie, albo nienaturalnie. Linia kręgosłupa była subtelnie wykrzywiona i podkreślała jej szczupłą sylwetkę.
Skrzydła. Masywne, długie ramiona. Nie mogła o nich zapomnieć, nawet gdyby chciała. Były lekkie, ale gdyby nie utrzymywała ich nad ziemią, mogłaby się o nie potknąć i owinąć nimi dwukrotnie!
Przysunęła je bliżej ciała, ale pozwoliła im zachować rozluźnienie. Krótko mówiąc – nie ściskała się nimi.
– Czyli tak? Jak do skoku, czyli tak jak teraz?
Zapytała zwracając ku niej swoje spojrzenie złotej pary oczu.
: 22 lut 2016, 23:26
autor: Brak Słów
Wrzosek wyrobiła już sobie rutynę zachowań w czasie nauki – nie ważne, czy ona uczyła, czy była uczona, zawsze lustrowała uważnie każdy ruch swojego towarzysza. Także teraz, trzymając pochyloną pozę, zwróciła łeb w stronę Nadeithscallieth, aby widzieć ją dokładnie, włączając w to drugie oko – odległości były tu też ważne! Łepek kiwnął jej wesoło, wracając do wyprostowanej pozy na wyprostowanej szyi.
– No tak, prawie jak do skoku – potwierdziła z lekkim uśmiechem.
Tym razem, zanim sama poczyniła jakąś akcję, wpierw zaczęła objaśniać Nadeithscallieth, co ma robić, gdyż start biegu był już zgoła zbyt dynamiczny, żeby coś tłumaczyć w trakcie. Zaczęła więc:
– Trzeba się odbić teraz łapami, tak jakby trochę do tyłu, żeby móc lecieć do przodu. Łapy się stawia w rytm, taki normalny, jak ci wyjdzie. Trzeba trzymać łapy w równym odstępie od siebie, tak pod barkami i ramionami, żeby się nie poplątały ani nie rozjechały. I ogonem balansować... Bo równowaga ważna jest! – przerwała na chwilę, kiwając łebkiem na boki. – O, a ten rytm to będzie tak, że się stawia łapy parami, ale z odstępem, tak że kiedy przednie lecą, to tylne odpychają się od ziemi i... i na odwrót. I trzeba łapy podwijać jak lecą, bo się potykają.
Kiedy już skończyła swoją nieskładną mowę, odepchnęła się łapami od ziemi, od razu nadając sobie sporo pędu. Wpierw uniosła przednie łapy, opierając się tylnymi, a potem po małym susie postawiła na ziemi wpierw prawą, potem lewą przednią łapę w niewielkim odstępie, który jej pozwolił wybalansować swój ruch. Zaraz potem przyciągnęła do siebie tylne, które też siłą pędu osiadły na ziemi jedna po drugiej, przy czym Wrzos oparła się na nich, by się nie zbliżyć do podłoża, a znów móc wyrzucić w przód przednie łapki.
Po krótkim odcinku zwolniła do półtruchtu, odwracając się w stronę Nade. A dokładniej jej łap.
: 03 mar 2016, 20:29
autor: Nocna Łuska
Wysłuchiwała instrukcji swojej młodej nauczycielki z coraz większym zagubieniem na pysku. Na całe szczęście Wrzos zaprezentowała jej w praktyce jak wygląda realizacja zadania. Inaczej pewnie od razy by się zaplątała we własnych krokach.
– Od razu mi mów, jak coś źle robię – poleciła jej bardzo poważnym tonem. Nadeithscallieth chciała się uczyć i dążyć do doskonałości – chociaż tej nigdy nikt nie osiągnął.
Więc odbiła się łapami od ziemi wyrzucając za siebie strzępki śniegu i lodu. Na początku dreptała powoli. Starała się złapać rytm i stopniowo przyspieszać. Jej łapy odpychały ją parami, tylko, że w układzie: przednie razem z odstępami czasowymi w zetknięciu z ziemią. Kiedy lewa opadała na ziemię, prawa właśnie kończyła swój cykl i zaczęła się unosić, żeby zostać przeniesioną do przodu i znowu opaść na ziemię i powtórzyć cykl z lewą. Tylne łapy pracowały identycznie, tylko że naprzemiennie z przednimi. Jej biodra podnosiły się i opadały, zaś ogon miała uniesiony nad ziemię i wyprostowany na całej długości.
Onyksowa samica nie zapominała o szyi, którą miała wyprostowaną i pochyloną nieco do przodu. Im bardziej przyspieszała, tym mocniej pochylała głowę, aż wreszcie zrównała ją z barkami.
Nie był to jakiś szybki bieg, bardziej to przypominało skoki. Ale chyba właśnie o to chodziło Wrzosowi? Zaczęła zwalniać, aż wreszcie stanęła w miejscu i obróciła głowę w jej stronę.
– Dobrze mi poszło? – zapytała posyłając jej delikatny uśmiech.
: 03 mar 2016, 21:25
autor: Brak Słów
Pobiegła szybko za smoczycą, aby jej dotrzymać kroku – ot, trochę za nią, aby się jej lepiej patrzyło na łapy. Gdy ta się zatrzymała, zatrzymała się i Wrzos, spoglądając na nią w górę. Miała tak samo poważny ton, jak wcześniej Nadeith.
– Powinnaś jeszcze trochę równiej oddychać – zauważyła. – Najlepiej jest wyrównać się z którąś przednią łapą. Mi się dobrze robi wydech, jak stąpam na prawą – powiedziała jeszcze, unosząc swoją białą łapkę, jakby ją chciała pokazać, jakby była czymś niezwykłym. Dodała zaraz pospiesznie – Ale dobrze poszło, dobrze!
Szybko rzuciła wzrokiem po otoczeniu, wyciągając łeb wyżej, by widzieć lepiej. Jako, że były wśród głazów, Wrzos szybko obrała sobie jakiś średniej wysokości z w miarę obłą górą. Wdrapawszy się na niego, przysiadła i powiedziała do Nadeithscallieth:
– Teraz znowu się rozbiegnij takim tempem i naceluj na bok tej, tej skały, o – poklepała kamień pod sobą. – Kiedy się znajdziesz obok niej, zegnij się od łba do zadka tak, jakbyś się chciała do niej przytulić. No, w taki łuczek. Tylko masz jej nie dotykać! Przytulamy się ze skałami na odległość! Hm, przechylisz się wtedy pewnie lekko w jej stronę, więc musisz odgiąć ogon tak jakby dalej od niej, żeby to wyrównać. Łapami też możesz się od tej tu zewnętrznej strony odpychać lekko z boku, jakbyś się chciała popchnąć bliżej skałki. Zatrzymaj się potem i stań tu.
Wskazała ruchem łebka na miejsce, gdzie Nadeith właśnie stała.
: 10 mar 2016, 13:33
autor: Nocna Łuska
// Uwielbiam twoje opisy Wrzosie :D
Wzięła sobie do serca uwagi młodej samiczki. Faktycznie trochę za mocno się na tym wszystkim skupiała i przez to zapominała, że jej płuca pobierają znacznie więcej powietrza niż potrzebowała. Efektem było nierównomierne, głośne sapanie i przetlenienie.
– Dobrze? Ja bym powiedziała, że miernie, ale to Ty jesteś nauczycielką – spojrzała na nią niby poważnie, ale jednak nie umiała długo powstrzymać tej powagi. Na jej pyszczek wpełzł sarkastyczny uśmieszek.
Obserwowała jak samiczka wchodzi o skałę. Trochę z niepokojem, bo przecież było ślisko. Co by było, gdyby spadła i coś sobie złamała? Ku jej uldze do tego nie doszło.
Wsłuchiwała się w polecenie swojej małej nauczycielki. Kiedy skończyła przekrzywiła głowę w prawo rzucając jej niepewne spojrzenie.
– A więc mam po prostu okrążyć ten głaz? No dobrze.
Nie czekając na odpowiedź Wrzosu wzięła rozbieg. Na początku biegła powoli, żeby złapać odpowiedni rytm i stopniowo przyspieszyć. Kontrolowała oddech, który poprzednio był zbyt chaotyczny. Teraz było znacznie lepiej. Kłęby pary wypuszczane z jej nosa w równych odstępach i długościach. Wrzos na pewno to widziała.
Onyksowa samica była już przy kamieniu i musiała lekko zwolnić, co zresztą zrobiła instynktownie, bo tak jak przy lataniu, rozumiała co to jest siła odśrodkowa. Jej ogon nie dotykał ziemi/ Był wyprostowany na całej długości. Szyję pochyliła nieco do przodu, a potem wygięła w prawo jakby chciała nią objąć skałę. Cały tułów pochyliła w prawo i zgięła w tamtą stronę. Pazurami lewej łapy wgryzła się mocniej w śnieg, jakby chciała je oprzeć mocniej na podłożu i nie pozwolić sobie na wypadnięcie z toru. Odpychała się od zmarzniętej ziemi w stronę zewnętrzną patrząc z jej perspektywy i starała się nie poślizgnąć. Ogonem balansowała odchylenie tyłu, żeby odpowiednio ukierunkować tor biegu.
Bielutki śnieg pryskał spod silnych łap czarnej samicy, kiedy pokonywała ciasny łuk wokół kamienia. Szło jej to całkiem sprawnie, chociaż można było się czegoś przyczepić.
Po okrążeniu kamienia dobiegła z powrotem do miejsca z którego rozpoczęła ćwiczenie. Zwolniła tuż przed nim przechodząc do truchtu, a potem do spacerku. Zdecydowanie bieganie nie było dla niej. Z tymi masywnymi skrzydłami ciężko się jej biegło. Musiała je co chwilę poprawiać i podnosić.
Tak jak teraz. Zatrzymała się i zrobiła ciasny zwrot, aby stanąć przodem do Wrzosu. Rozłożyła ramiona skrzydeł i zamachnęła się nimi poprawiając błonę, a potem znowu poskładała je po bokach.
: 11 kwie 2016, 18:53
autor: Poszukiwacz Kości
Po raz kolejny wojownik wyruszył na tereny wspólne w konkretnej sprawie. Zawsze wówczas musiał znaleźć odpowiednie miejsce, wystarczająco charakterystyczne by można było łatwo je odnaleźć. Nieistotne dla niego było jak malownicza wykazywała się okolica. Wystarczyło coś dobrze widocznego.. no, oprócz zabójczej mgły.
Skalna polanka na której się znalazł spełniała oba warunki, więc czym prędzej postanowił zaprosić nań łowczynię z stada Cienia, wysyłając mentalną wiadomość. Zaczerpnął maddarę i przelał ją by stworzyć mentalną nić której początek kotwiczył w umyśle Poszukiwacza a jej koniec miał spotkać się z Przedwieczną Siłą. Już ten etap mógł sprawiać problem. Wykorzystaną maddarę nie można było porównać do beztroskiego machnięcia łapą. Taki przekaz był jednak skuteczniejszy od najzwyczajniejszego ryku i wart wykorzystanej maddary.
A w samej wiadomości wystąpiła prośba o pojawienie się na skalnej polanie w okolicy Bliźniaczych Skał w celu nakarmienia nadawcy, to takie proste!
: 11 kwie 2016, 19:16
autor: Przedwieczna Siła
// może fabu przy okazji? Co Ty na to? :D
Przedwieczna czyściła pazury z zakrzepłej krwi w swej grocie, pilnując góry mięsa, którą, jak się okazało – udało jej się samej zgromadzić w dość krótkim czasie. Thahar zdecydowanie jej sprzyjał, dzięki czemu Siła czuła się naprawdę dopieszczona. Po ciężkim wysiłku zawsze przychodzi jednak czas odpoczynku – tak było i tym razem. Choć odpoczynek nigdy nie trwał zbyt długo. Mentalna wiadomość Poszukiwacza była krótka i konkretna – był głodny, a więc winna wziąć ze sobą mięso. Nakazała pozostać pumie w grocie, na wszelki wypadek, a sama Sombre zabrała w łapy odpowiednią porcję mięsa i bez zbędnej zwłoki szybko wyruszyła ku miejscu, które wskazał jej Ognisty.
Lot nie trwał długo, ale Cienista zdążyła co nieco pobujać w obłokach. Właściwie nie znała jeszcze Poszukiwacza, co więcej – nawet nie wiedziała o nim zbyt wiele od innych smoków. Był jej zupełnie obcy... Jakże mogło się to stać, kiedy Sombre tak usilnie starała się poznać każdego smoka Ognia? Ale w końcu nadszedł ten czas, ten dzień, w którym miała poznać i jego. Bliźniacze Skały nie były już jej obce, ale polanka, którą wybrał Wojownik, nigdy przez Siłę odwiedzana nie była. Smok wybrał jednak dość charakterystyczne miejsce, dzięki czemu Łowczyni szybko do niego dotarła. Podeszła do samca, wstrzymując lekko oddech. Skłoniła się lekko, pochylając łeb.
– Witaj. Przedwieczna Siła, Łowczyni Cienia. – odparła, dość oficjalnie – bardziej, niż było potrzeba. Mimo, iż chciała go poznać, nie potrafiła wyzbyć się własnego dystansu. Odczekała, aż i on się przywita, nie czekając jednak dłużej, niż potrzeba. Nie zamierzała kazać mu męczyć się z głodem. Od tego przecież byli Łowcy.
– Smacznego. – mruknęła, kładąc przed nim mięso , pachnące zachęcająco, świeże i krwiste. Pożywna tuszka, wycięta z żubra. Sombre, chociaż całkiem niedawno się posilała, sama nabrała na taki posiłek ochoty. Usiadła, kiedy już oddaliła się o kilka kroków, by pozwolić mu na zjedzenie bez żadnych przeszkód.
Owinęła ogon wokół przednich łap, przysiadając na zadnich. Nie patrzyła wprost na niego – wiedziała, że niektórzy czuli się skrępowani podczas czynności takiej, jak posiłek.