Strona 15 z 27
: 26 lip 2019, 1:09
autor: Uśmiech Szydercy
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Khagar przybył tutaj wraz z Raktą na grzbiecie. Mieli do pokonania spory kawałek, a on nie spieszył się, lecąc spokojnie, by szum wiatru nie zagłuszał jego słów. Opowiadał po drodze młodej historię o jej ojcu, często również z uczestnictwem własnej osoby. Opowiadał o tym, jaki Ogień był kiedyś wielki i jak teraz upadł.
Wylądował ostrożnie jak na siebie, choć i tak jego cielsko grzmotnęło o ziemię. Pozwolił Rakcie zsunąć się ze swojego kolczastego grzbietu i rozejrzał się. Nie ujrzał tu kurhanu proroków, dlatego zbliżył się do kurhanu ognia.
– Te kamienie upamiętniać mają zmarłych – wyjaśnił Rakcie. – Imienia twojego ojca jeszcze tu nie ma. Ale zaraz to zmienimy.
Wojownik uniósł łapsko i szponem wydrapał imię Jadu Duszy w kamieniu obok imion pozostałych ognistych.
– Daj mi swoją łuskę – polecił. Sam chwycił własną, jedną z tych na piersi, i wyrwał ją mocnym ruchem.
: 26 lip 2019, 17:37
autor: Spuścizna Krwi
Historia, jaka opowiadał jej kolczasty samiec dziwnie poruszyła młodą smoczycę. Od wzniosłego, walecznego Ognia jej ojca ku upadkowi Ognia i słabości, jaką jawił teraz. To było rozczarowujące. Wręcz smutne. Nic dziwnego, ze ogniści traktowali ją w ten sposób. Bali się Ognia, jaki w sobie miała, bo sami go nie mieli. Mogło się to zmienić. Nie, musiało się to zmienić. Rozmowa z Khagarem rozjaśniła jej niektóre zagadki, nad którymi się głowiła.
Gdy wylądowali zeszła z grzbietu cienistego, wciąż uważając na jego ostre łuski. Nie były zbyt wygodne, cały czas trzeba było uważać, żeby się nie skaleczyć. Ruszyła za smokiem, przyglądając się kamieniom. Zaraz... Imienia jej ojca tu nie było? Po tym wszystkim, co zrobił dla ognia? Dla wszystkich Wolnych Stad? Nikt nie chciał, by pozostał za nim ślad? Nikt nie chciał go pamiętać? Smutek, jaki najpierw czuła zniknął zupełnie, zastąpiony przez złość. I co z tego, że jako prorok nie należał do żadnego ze stad? Urodził się w Ogniu. Był smokiem Ognia. A jako prorok należał do wszystkich stad. Naprawdę nikt nie zadbał o to, by miał swój grób? No, przynajmniej w pewnym sensie? Nikt poza... Khagarem.
Trwała w ciszy. Jedynie błyszczące, złote ślepia świadczyły o tym, jak bardzo jest wzburzona. Jak bardzo bolała taka ignorancja, takie zapomnienie. Dla niej zapomnienie było gorsze od śmierci. Najgorsze. A oni, oni wszyscy zapomnieli o jej ojcu. No, nie wszyscy, jak widać.
Bez słowa wyrwała sobie jedna z łusek. tych najwspanialszych, czerwonych. Szkarłatnych jak krew, jak łuski jej ojca. Wyrwała ją sobie z piersi, w okolicach własnego serca, podając ją smokowi Cienia. Nie ufała w tym momencie własnemu głosowi. Czuła dziwne ściskanie w piersi, gulę rosnącą w gardle. Czy to był smutek? Taki prawdziwy, najprawdziwszy smutek? A może zwykły gniew? Jedno i drugie? A może doszła do niej powaga tej chwili? Jej znaczenie, zwłaszcza dla niej samej? Nie wiedziała, nie chciała tego roztrząsać.
: 31 lip 2019, 22:02
autor: Uśmiech Szydercy
Samiec obserwował, jak Rakta wyrywa sobie łuskę. Pozwalał jej na jej smutek w milczeniu. Miała do tego prawo, tak jak i on.
– Lepiej być prawdziwie zapamiętanym przez dwójkę smoków niż fałszywie przez cała bandę ścierw – powiedział jej cicho, by nie rozpamiętywała tego zbyt długo. Gdy dostał od niej łuskę, odebrał ją, po czym rozsunął paszczę, biorąc wdech i zionął silnym strumieniem ognia w kamień. chciał go lekko nadtopić. Po chwili przycisnął doń obie łuski – krwawą Rakty i własną, czarną, kolczastą, tuż obok imienia Jadu Duszy. Łuski zostały przytwierdzone do nagrobka na stałe.
Szyderca usiadł leniwie, obserwując swoje dzieło.
– Smocza dusza nie umiera, wiesz? Wiecznie wędruje. Przy odrobinie szczęścia spotkasz jeszcze swojego ojca. A jeśli nie... to oznacza, że jest z tobą – rzekł i uśmiechnął się krzywo.
: 01 sie 2019, 19:35
autor: Spuścizna Krwi
Przyglądała się dwóm łuskom lśniącym po bokach imienia jej ojca. Jej oczy zalśniły dziwnym blaskiem. Nie był to smutek. Była to raczej determinacja. I złość. Tak, Szyderca miał rację. Lepiej, że oni o nim pamiętali. Inni pożałują, że tego nie robili. I zapamiętają ją, Raktę.
–Przysięgam na jego grób, że będzie miał co oglądać – powiedziała, wpatrując się w litery tworzące imię Jadu Duszy. Tesli tu był... Lub był gdziekolwiek indziej – znaczy dusza, nie ciało – to Rakta obiecuje mu, że nie zawiedzie. Jej imię przetrwa w pamięci Wolnych Stad, a dzięki temu przetrwa również jego imię. W ten czy inny sposób.
Przeniosła spojrzenie na kolczastą sylwetkę.
– Dziękuję – powiedziała.Po raz pierwszy jej podziękowanie było szczere. Zrobiła użytek ze słowa, jakiego nauczyła ją Biel – i była to chyba jedyna dobra rzecz, jaką tak zwana Uzdrowicielką nauczyła Raktę.
Tak, czarnołuski smok Cienia mógł nie zdawać sobie sprawy, że w tej chwili stał się dla Rakty kimś w rodzaju ojca. Oczywiście nie przyzna się do tego. To dziwne uczucie wdzięczności było dla niej czymś nowym. Chciała uczyć się od tego gada, chciała dowiedzieć się więcej o ojcu. Jaka szkoda, że nie należał do Ognia. Być może jego działania miały właśnie taki cel – związać Raktę ze sobą. Nawet jeśli taki był jego plan, to ona nie miała nic przeciwko. To znaczy nie chodziło o samo przywiązanie. Nie chciała od nikogo zależeć.
: 02 sie 2019, 21:22
autor: Uśmiech Szydercy
Khagar skinął lekko. To była bardzo silna przysięga, ale coś mówiło mu, że Rakta da radę ją wypełnić. Jego spojrzenie było ponure, a jego ogarnął melancholijny nastrój.
Tak głupia śmierć... Pod jakimiś skałami. Nadal się z tym nie pogodził.
Zerknął na nią i uśmiechnął się lekko, nieznacznie, bez kpiny, bez ironii, co nieczęsto robił. Był to jednak dość smutny grymas.
Nie zrobił tego o dziwo, by zmanipulować młodą w żaden sposób. Nie zrobiłby tego potomkini Jadu.
– Bądź silna i dumna. Nie zapominaj o korzeniach – powiedział jedynie cicho i podniósł się. Potrząsnął łbem i rozprostował skrzydła. – Zostawię cię samą. Pewnie masz sporo do poukładania sobie. Do zobaczenia niedługo – oznajmił.
Odszedł parę kroków, by wybić się silnie zadnimi łapami i odlecieć w stronę terenów Ziemi.
: 03 sie 2019, 9:51
autor: Spuścizna Krwi
Młoda skinęła lekko głową.
– Do zobaczenia – odpowiedziała Khagarowi. Jej słowa zawierały w sobie jakąś obietnicę. tak, z pewnością zobaczy się jeszcze z czarnłuskim. Jedynym smokiem, którego obchodził jej ojciec. jedynego, z którym mogła dzielić pamięć po nim. Smutek, ale nie tęsknotę. Nie znała Jadu, nie mogła za nim tęsknić. Mogła natomiast smucić się jego śmiercią. To było naturalne, prawda? Wszyscy umierają, więc to uczucie również szybko minie.
Na razie jednak stała w miejscu. Długo patrzyła za odlatującym Szydercą. Dopiero gdy zniknął jej z oczu spojrzała na nagrobek. I znów stała w milczeniu. bardzo długo. Słońce zdążyło zajść, księżyc wznieść się na nocne niebo. W jego nikłym blasku jej białe łuski lśniły jak ducha, a złote błyszczały wewnętrznym blaskiem. Rakta odeszła. Cicho, bezszelestnie jak blady cień. Musiała dotrzymać przysięgi.
<z/t>
: 15 sie 2019, 0:15
autor: Milknący Szept
Soundtrack
Przybyła tu jeszcze przed świtem. I zaczęła pisać. Po prostu. Zaczęła pisać. Zaczęła pisać wszystkich swoich przyjaciół. Swoje dzieci, swoich wychowanków, swoją rodzinę. Swoje wujostwo, wnuczę. Zapisała ich wszystkich. Swoich opiekunów, mentorów, swoich uczniów. Pisała długo, ryjąc w kamieniach tak długo, że jej pazury stępiły się, a opuszki palców zaczęły krwawić od ściskania szorstkiego kamienia, który stał się dla niej dłutem.
Ryła w kamieniach kolejne imiona, ignorując ból. Niedługo nadejdzie kolejny.
Stado jej już nie potrzebowało.
Dłuto wypadło jej z dłoni.
Dlatego je podniosła.
Fauna, moja śliczna, nawet nie poznałaś taty.
Pisała.
Aro, tylko przy tobie poczułam się bezpieczna. Tylko przy tobie przez cało to stuksiężycie.
Dlaczego... dlaczego...
Morowa Zarazo, chowam tutaj twoją córkę i jej dzieci. Przepraszam, że tylko ja przeżyłam.
To nieprawda. Pióro Krwi przeżyła do później starości.
Ogień nie był w Stanie zapanować nad jej krwią. Ja nie byłam w stanie zrobić już nic, gdy dowiedziałam się o wszystkim.
Łzy popłynęły z jej oczu.
Moje dzieci, moi rodzice, moi dziadkowie, mój wuju, moja kochana siostro, moi bracia. Przepraszam, że tylko ja się ostałam. Może i bez powodu. Może nie powinnam była wybudzić się ze Snu. Jej serce ściskało się. Pisała kolejne imiona.
Imiona.
Imiona.
Dusze.
Przelewała w każde słowo swoją duszę.
Światłości nie chce mnie tutaj. Aank zapewne wolałaby bym nie żyła. Dla Pacyfikacji jestem tylko przeżytkiem przeszłości. Dla ostatniego dziecka Pióra Krwi jestem przeżytkiem przeszłości. Jestem plamą na honorze jej matki.
Nawet jeśli nie mogłam postąpić już inaczej, dlaczego karma nie przyszła jeszcze po mnie?
Kolejne imię.
Płomieniu Świtu. Uratowałeś moje życie, a twój syn zmarł. Czy to była dobra wymiana? Nie pierwsza w twoim życiu. Nienawidzono cię, tak jak mnie znienawidzono. Za wybór, który należało podjąć.
Ogień nadal stał lecz
ja już nie jestem z tego świata.
Mitzkievitchu, zabrałeś moje serce ze sobą. Jesteś trzecią osobą, która zabrała cząstkę mnie i nie wróciła. Kochani...
Woda wyżłopiła na ziemi bladą plamę.
Podniosła dłuto raz jeszcze. Nie odnotowała spracowanych palców i zdartego naskórka.
Po prostu pisała. Aż wstała i podeszła do kurhanu Wody, żeby zedrzeć drobniutki, przyciemniający kurchan mech pod kilkoma imionami.
Dziękuję, że dałaś mi swoją córkę, Mistycznooka. Szepnęła w myśli.
Nurcie, nigdy nie wyznałam ci miłości, lecz Tembr był jej owocem. Nie byłeś dla mnie po prostu silnym samcem. Byłeś mi nauczycielem, mentorem i adorowałam cię. Bogowie, Śnieżynko. Kocham cię. Pamiętam jak przyszłaś do mnie, doradzić się w sprawach sercowych wobec mojego brata.
Nie zakwiliła, chociaż jej serce doszczętnie już zostało podarte.
Ario Negacji, to moja wina. MOJA WINA. Powinnam była dostrzec, że z Piórem nie dzieje się dobrze, powstrzymać ją. Powstrzymać Żądzę Krwi, od której jawnie nadała sobie imię. Przepraszam cię. Nurcie, pozbawiłam cię córki! tak jak ciebie zabiłam Śnie Wadery. Nie byłaś po prostu siostrą i zastępcą. Mój świat... mój świat... był też twój. Kochałam cię. Kochałam tak bardzo, że adoptowaliśmy cię wszyscy. A teraz wszyscy nie żyjecie. Nie kochałam cię dość, żeby zabrać cię do Erycala i zamknąć twój pysk. Na co tyle cierpiałaś?
Piętno Klątwyy, gdyby nie ty, nigdy nie dowiedziałabym się co mi dolega. Mogłam ukryć się wśród twoich ziół przed Płomieniem świtu gdy postanowiłam na własną rękę stać się silniejszą. Kocham cię.
Świt lizał już kurhany.
Niedługo zjawi się tu jej córka i jej przyjaciółka.
Nie należę już do tego świata. Mój świat należy do was. Szepnęła w swej myśli, gładząc nazwy gładkimi palcami drugiej łapy.
Gdy przyjdą tu dwie samice, dostrzegą biało-mozaikową Kruszynę, patrzącą na obeliski z oczyma czerwono-błękitnymi.
Zobaczą wodę i krew u łapy ściskającej dłuto.
Zobaczą dziesiątki nazw, z których ktoś zdjął mech, pył i kurz, które dopiero co zostać musiały wykute.
Dziesiątki.
Posegregowane.
Posegregowane krwią.
Zapisała całe rodziny.
: 16 sie 2019, 14:14
autor: Pacyfikacja Pamięci
Różowe światło pierwszego dziś słońca rzucało się i na leniwie wleczone ku Cmentarzowi łapy. Długie i tańczące szpalery cieni brudziły wilgotną po nocy ziemię, a ciszy nieprzebudzonych jeszcze żyć przerywało co rusz bardzo niepocieszone sapnięcie czy ziewnięcie.
Pacyfikacja szła tutaj jak za karę.
Jej potężna, ale zniżona i miękka teraz postać, grubej pumy czy niedźwiedzicy, doszła wreszcie i do Kurhanów – a dojrzawszy tylko szklaną postać pewnej przedramatyzowanej i mało znaczącej już byłej Piastunki, zwieszony łeb natychmiast powędrował na wyższe wysokości, oczy wyostrzyły się czujnie, a cała reszta cielska, już zwarta i gotowa na właściwie wszystko, zbliżyła się na skrzydło i usadowiła za plecami Ciotecznej. Cokolwiek ta planowała, nie warto było jej ufać.
– I znów ten sam problem. Mamy już Poszept Nocy, a teraz pojawił się Milknący Szept. Coraz trudniej jest się rozróżniać ze słuchu. – westchnęła i przewróciła oczyma, dla własnej uciechy i drobnego przedstawienia dla samej siebie, w końcu starcza postać siedziała do niej tyłem. No, tyle na przywitanie wystarczy. Łowczyni usiadła i zaczęła czyścić sobie przednią, lewą łapę.
– Czekamy na Wieczność, huh? – i jakkolwiek pięknie czy poetycko w kontekście okupowanego teraz przez smoczyce miejsca by to nie brzmiało, oczywistym było, że Łapczywa spodziewa się tylko przyjaciółki, nie refleksji na temat życia i śmierci. Choć może, zapewne, tego oczekiwałaby Kołysanka. Albo, z tak spiętą teraz, choć wciąż niezdrowo drobną łapą, szykowała zemstę za "nienawiść" innych którą sobie wmawiała. Kto ją tam wie.
: 31 paź 2019, 1:54
autor: Mistrz Gry.
Noc była ciemna, a sierp księżyca oświetlał ją w większej części. Jesienią mało kto chodził na Kurhany. Zmarli tkwili w smoczej pamięci, pozostawieni sami sobie, aż nie trzeba było wyryć w chłodnym kamieniu nowego imienia. W tym mroku nocy jednak wyglądało, jakby ktoś przypomniał sobie o nagrobkach...
Zaczęło się od mgły. Jej strzępy uniosły się z ziemi, grube pasma czesały trawy, unosząc się wyżej, aż nie zakryły jej zupełnie. Na tym jednak nie przestały. Obłoki gęstniały, wydawało się zacieśniając sploty przy czterech kamieniach z imionami czterech Stad. Niebawem wspięły się ponad nie i w pół wysokości drzew. Wciąż jednak tkwiąc w obrębie cmentarza.
I wtedy z mgły wyszły pierwsze sylwetki. Bez szelestu jednego liścia, wyłaniały się jeden za drugim, a każde jakby wpółprzejrzyste?
Pierwsza drobniutka samiczka o kolorowych piórach, brązowych i niebieskich, pomarańczowych i zielonych. Mieszanka północnego, ale drobna i ruchliwa jak drzewne, z dwoma niebieskimi rogami sterczącymi w tył, jak u kozy.
Zaraz za nią, jakby dla kontrastu, jednolicie niebieski samiec, z łuskami przeciętymi czerwonymi pręgami tu i ówdzie. Para bardzo nieznacznie zakrzywionych rogów zdobiła łeb, a między wpół-przeźroczystymi palcami łap widoczne był przy każdym kroku błony. Błękitne ślepia lustrowały okolicę z zainteresowaniem.
Za nimi z mroku wynurzył się łuskowaty samiec. Jego poroże przypominało to u daniela, białe jak kość i w kontraście z purpurowymi i czarnymi łuskami. Szeroko otwarte ślepia świeciły czerwono w mroku, ciężko powiedzieć czy tylko z powodu krwawego koloru, czy też odbijały wewnętrzne szaleństwo?
Zaraz po nim szła krok w krok kolejna dwójka. Bladozielony samiec, czystej krwi morski, z błonami zdobiącymi całe ciało i charakterystycznymi trzema grzebieniami... Obok niego zaś kroczyła czystej krwi północna, zielona i biała, o jasnych rogach z poprzecznymi, zielonymi pręgami.
Mgła kotłowała się, wylewała z pomiędzy głazów i szerzyła dalej i dalej po Terenach Wolnych Stad.
Bowiem oni pojawili się pierwsi...
...z całą pewnością jednak nie ostatni.
: 31 paź 2019, 2:10
autor: Nieśmiertelna Dusza
Mgła rozstąpiła się i wypluła z siebie drobną, wychudzoną prawie, fioletowołuską smoczycę. Samica strzepnęła skrzydłami, nienagannie układając je na grzbiecie i wyprostowała łabędzią szyję, mrużąc blade ślepia, jakby raził ją blask księżyca. Z kocią gracją wykonała pierwsze kroki, a niezmiernie długi ogon zakończony strzałką poruszał się w ich takt, jak metronom odmierzający kolejne sekundy piosenki. Śmierć nie zmieniła jej ani trochę, dalej przechadzała się jakby posiadała na własność tą ziemię i jej okoliczne lasy.
Pysk nieznacznie uchylił się, wydając z siebie pełen zadowolenia pomruk.
– Wróciłam... – upiorny uśmiech rozciągnął się na pysku, kiedy byłą Przywódczyni Ognia powoli ruszyła w stronę Zimnego Jeziora.
: 31 paź 2019, 5:22
autor: Delirium Obłąkanych
Koścista wiedźma wysunęła się z mlecznej mgły z zaskakującą mieszanką nonszalancji oraz dumy, unosząc przyozdobiony rogatą koroną łeb. Czarne ostrze źrenicy zatańczyło na brązowej tarczy źrenic, podziwiając znajomy teren.
Dusze pozostałych nie interesowały jej; wyminęła garstkę towarzyszy nieżycia, zupełnie jakby nie istnieli. Aenkryntith zatańczyła niemalże na skalnej posadzce, pozwalając szaleńczemu uśmiechowi wykwitnąć na jej wargach, muskając rozwidlonym jęzorem część nagiej, odsłoniętej czaszki po lewej stronie pyska. Arsenał czarnych kłów błysnął, a eteryczna powłoka ruszyła przed siebie, z przerażającą lekkością idąc ku kurhanowi Cienia.
: 31 paź 2019, 11:34
autor: Oczywistooki
W jednym z większych skupisk mgły osuwającej się leniwie po cmentarzu uformował się kształt dawnego wojownika Życia. Pierwszym ruchem, który wykonał jego pierw uformowany półprzezroczysty łeb było niepewne rozglądnięcie się. Zastanawiał się, gdzie jest? A może kogoś szukał nadnaturalnie żywym wzrokiem? Wydawało się, że raczej ta druga opcja była tą bardziej prawdopodobną, albowiem odszedł trochę dalej od miejsca spoczynku licznych zasłużonych gadów i zaczepiał swym wzrokiem na kilka sekund niemal każdą inną zjawę pojawiającą się w okolicy.
– Piasek? Piaskowa? Oddech Pustyni? – Wołał nieśmiało w pustkę, nie znajdując ducha, którego od tak dawna pragnął znowu spotkać. Pomyślał, że może po prostu przybyła tu wcześniej, więc ciągle rozglądając się dookoła uniósł się w powietrze bez rozpościerania skrzydeł i zaczął lewitować w stronę północnego zachodu, gdzie o ile nic diametralnie się nie zmieniło mieściła się granicą terenów wspólnych ze stadem Ognia.
: 31 paź 2019, 12:32
autor: Dziki Agrest
Co się dzieje?!
Znikąd pojawiła się w całkowicie innym miejscu. Skoczyła od razu przed siebie, wbijając pazury w ziemię. A jednak, nie udało jej się skrzywdzić gleby. Nawet nie zwróciła na to uwagi. Uniosła wzrok na wszystkich zebranych. Wszystkie pozostałe dusze powstające po śmierci. Wyglądała na przerażoną, z cienkimi źrenicami i dygotającymi ślepiami.
– Kharüs! hrüba! ol nekkru kora mior loniteo. Ne aboir nu, ka uf azotu! – Wykrzyczała pół piszcząco, pół warcząc na wszystko i wszystkich, a następnie sama uciekła ile sił w tych duchowych łapkach. – hrüba bëraku! hrüba – Krzyczała jeszcze, teraz jedynie z czystym przerażeniem. Jej sylwetka dygotała materializując się i dematerializując się bez przerwy. Trudno było powiedzieć czy to przez odległość, czy właśnie przez to szybko zniknęła wszystkim tu przebywającym z zasięgu wzroku.
: 31 paź 2019, 12:51
autor: Samiec
Dziwne zjawisko. "Nic" ponownie stało się "czymś", a stłumione zmysły naraz ożyły, rozlewając się żarem po całym ciele, nawet jeśli poszczególne członki pozostały niepokojąco odrętwiałe. Czyżby już kiedyś nie poznał tego stanu? Rozglądając się flegmatycznie dostrzegł, że nie jedynie on wystąpił z mgły, ale choć czuł z nieznajomymi nieokreśloną jedność, oni wydawali się wiedzieć odrobinę więcej, gdyż ich łapy niemal natychmiast pokierowane zostały w różnych kierunkach. Czyżby powinien czegoś szukać? Piaskowej, tak jak zapytywał niebieski? A może tego o czym wykrzykiwała migocząca postać, cokolwiek to było, wylatującego z jej paszczy. Wydawała się przejęta, więc czy on też powinien?
Przestrzeń milczała, ale nie miał jej tego za złe. Nigdy nie traktowała smoków ze szczególną troską, a on zdążył poznać jej różnorakie oblicza i mimo to, kochał ją taką jaka była. Podobnie nią, jak jej trojgiem dzieci kierowała nieustanna ciekawość, ale w przeciwieństwie do Wody i Nieba, Ląd wyróżniał się szczególnym zagęszczeniem inicjowanych zdarzeń, więc to zapewne dlatego postanowił zmaterializować Samca właśnie na sobie. Oh, Samiec. Tak miał na imię prawda?
Nie wnikał zbytnio w to kim był, co stracił, ani za czym powinien się rozglądać, ruszył przed siebie jako wierny posłaniec Przestrzeni, żeby zapewnić jej rozrywkę.
: 31 paź 2019, 13:00
autor: Profetyczny Kolec
Wypadł z mgły jak Kolec z konopi, potknął się o własne łapy i mało nie sprasował swojego niematerialnego pyska.
– AAahH MATKO moja miła, Matulko Najukochańsza, której żem nie widział tyle czasu! Ona chyba nie żyła... NIE ŻYŁA?? MATULKO bo mi to się wydaaajee, że ja to chyba TEŻ UMARŁEM! Bo widzisz matulko, któregoś razu wziąłem sobie te NAJLEPSZE kadzidła sosnowe NO i sobie je palę, palę, Raziel jest taki... taki wypoczęty i norrrmalnie w SZCZYCIE KONDYCJI! A tu nagle PUF! Bogowie mi się objawili i mi mówią! Słuchaj Raziel! Bo sprawa jest. Umarłeś ale to niiic, bo tutaj też jest faajnie a ja do nich HAHA! Nie nabierzecie mnie na to, głupie bogi! Jestem ŻYWY i jak najbardziej MATERIALNY. No i odwróciłem się ogonem do nich iii i... Poszedłem, no! Poszedłem sobie od nich, no bo po prostu TAK kłamali, że się wierzyć nie chciało!! Rozumiesz Ty to, matulko?! BOGOWIE! MI kłamali! Twojemu Razielowi tak w żywe oczy kłamali! Znieść tego nie mogłem, no jakim zły był i wkurzony! TAK ZŁY, że musiałem sobie znowu kadzidła zapalić! Aaaale tutaj, matulko, taki zwrot akcji się odwalił, że głowa mała!! No i ja sobie chcę zapalić te najjjjlepsze i najcudniejsze kadzidła na ziemi, proszę ja Ciebie – biorę je w łapę a tu NIC! Sobie myślę – ki grzyb? KADZIDEŁKO daj się zebrać, no nie wstydź sięęęę! Kadzidełko Ty moje kochane, no cmok cmok, kici kici, chodź do taty Raziela! A kadzidełko NIC! Nie ruszy się, choćbym prosił i błagał! Więc zacząłem krzyczeć, żeby ta durna sosna się wystraszyła a ona NIC! Nieustraszona i KROPKA. Dość jej miałem, więc poszedłem do innego drzewa. A z innym drzewem, matulko, usiądź bo nie uwierzysz – TAK SAMO! No kropka w kropkę tak samo! Jak nie usiądę, jak nie zacznę wyć! Bogowie tam, słyszę, śmieją się a drudzy biją się w głowę, no nienormalni jacyś, haha! MATULKO ONI SIĘ BILI W GŁOWY, jak... głupki jakieś! Tak o, oo, O, OO! – zademonstrował, waląc się nadgarstkiem po czole. – NO I słuchaj matka. Co?- M-mam przejść do meritum? Matko, ale ja nie znam tego Twojego no, ELFIEGO języka, co to meritum?... AHA! Że sedno, tak? Matulko, zaczynasz seplenić – mówi się SIĄĄDĄĄĄ. AA że jak się dowiedziałem, że umarłem?! Słuchaj matulu, Ty to się lepiej połóż, bo jak walniesz na ziemię, to ino raz! No, kładź się, ej ja się martwię o Ciebie! Połóż się, no proszęę! No, pięknie, dziękuję! Kochana mamuśka! No! Więc umarłem... nie wiem czemu, pewnie bogowie chcieli, bym im sprzedawał kadzidła, ALE! Jak nie mogłem złapać tego kadzidła, to JA ZAUWAŻYŁEM, że jestem taki no... NIEWIDZIALNY! Iii i nie dotykam rzeczy! NICZEGO nie mogłem dotknąć! To znaczy, NICZEGO nie mogłem chwycić, tak w łapę, tak o, jak siebiw trwaff – złapał siebie za pysk, skutecznie go zamykając.
– Nnnno! Więc zdechłem. Ale matulko, wiesz co? Ja to ZŁY TAKI JESTEM, że nie wytrzymam! Ja już się tam z tymi bogami zakumplowałem, przezroczyste kadzidła żeśmy sobie palili jak tacy, no, najlepsi kumple, kurcze! A tu nagle ZIUUU, SZZUUU, Uga buga, halelele I MNIE COŚ wypluło TUTAJ normalnie! A ja tutaj BYŁEM! ... O na Bogów. O chryzantemko złocista, JA TU BYŁEM! Ahahaha! Idę zwiedzać, paaa, nie szykuj mi jedzenia matulko! I PAMIĘTAJ! Kadzidła tylko sosnowe, nie daj się zabić przez jakieś ohydne podróby! Ty słuchaj! Bo mi kiedyś ta siostra moja, ta Twoja walnięta na głowę córka wmawiała, że moje kadzidła są ZŁE! UWIERZYSZ? Obraziła mnie, zhańbiła i napluła na mój honor! Idę, uoohh, bo się złoszczę i chce mi się kaadziiideeeeeł. Narka mamuśka! – i cmoknął nikogo innego, jak Nieśmiertelną Duszę w nos i pohasał gdzieś wgłąb Terenów Wspólnych, nie wiedząc nawet gdzie konkretnie.
: 04 lis 2019, 0:11
autor: Oczywistooki
// przeniesione z Kurhanu Ognia:
Oczywistooki pisze:Szukał pod każdym drzewem, na każdej skale, w każdym jeziorze, na każdej polanie, na każdym pagórku, w każdym zakątku, w każdym lesie i we wszystkich miejscach, do których miał dostęp.
Nic.
Nikogo nie ma.
Został sam.
Czy to była kara za to, co kiedyś zrobił? Że w momencie słabości duszy również był sam, nie mówiąc nawet o tym, gdzie jest jego nielicznemu rodzeństwu?
Pozostało mu tylko jedno miejsce, choć i tak już nie wierzył, że uda mu się znaleźć kogokolwiek, z kim mógł porozmawiać. Uśmiech, który mu towarzyszył za każdym razem, gdy współistniał przy innym przedstawicielu rasy smoków, odwrócił się niemal proporcjonalnie. Wszedł na teren cmentarza przeznaczony tylko dla przedstawicieli stada ognia z nadzieją, że znajdzie chociaż jej imię wyryte w skale, do którego będzie mógł się wygadać tak długo, aż Ateral po niego nie wróci.
Prawie niewidoczny, bo nie miał w ogóle już chęci na skupianie się na byciu w widzialnej formie, przeszukiwał setki imion wyrytych tutaj, zostających w tym miejscu na tysiące księżyców. Przejeżdżał delikatnie palcem swej łapy po wyrytych napisach i uparcie szukał. Był pewien, że skoro była nawet przez moment przywódczynią stada Ognia, to ktoś na sto procent umieścił tu również i ją.
A jednak.
Nikogo nie ma.
Został sam.
Z przerażeniem w oczkach zaczął szukać jej imienia jeszcze raz. Tym razem wolniej, dokładniej. Piasek, Piaskowa Łuska, Oddech Pustyni, Płomień Pustyni... Musi gdzieś tu być, przecież ona nie mogła nie istnieć! Zbyt dobrze ją pamiętał, aby okazało się, że była tylko potężną istotą z zaświatów, która mogła w pełni uformować fizyczne ciało. O bogowie, dlaczego to się przydarzyło właśnie mu?
Zaczął wydawać dźwięki szlochania, a z jego oczek zaczęły lać się spektralne łzy, spływające po policzkach i spadające bezszelestnie na ziemię, gdzie potem zamieniały się w nicość.
Znowu nic. Łapy zaczęły mu się trząść i zaczął szukać już po raz trzeci.
– Musisz tu być, proszę, błagam, na wszystkich bogów, dajcie mi chociaż zobaczyć jej imię... – Rzekł na głos, nie licząc na jakąkolwiek odpowiedź. Rozpłakał się na dobre. Przypomniał mu się właśnie teraz moment, gdy jeszcze żył i też siedział samotnie na cmentarzu. Miał wtedy rosnący zamiar popełnić coś, czego nie powinien robić, ale powstrzymał go od tego jego najukochańszy brat. Oglądnął się za siebie, może właśnie po niego idzie?
Nie.
Nikogo nie ma.
Został sam.
W częściowo smutku, częściowo złości uderzył w twardą skałę z wyrytymi imionami swoją łapą, która przez nią po prostu przeleciała. Upadł na ziemię i skrył swój pysk w przednich dłoniach i tak leżał przez kilkanaście sekund, uspokajając się. Jego Mętne myśli pływały mu po umyśle, niczym wzburzony silny prąd morski. Jaki złowrogi zbieg okoliczności musiał się wydarzyć, aby Oczko znalazł się w sytuacji, w jakiej teraz się znajduje? Nie rozumiał tego w ogóle, a na prawdę bardzo, bardzo by chciał.
Westchnął cicho, przestając płakać. Nie przystoi przecież wojownikowi ronić łez, a zwłaszcza tak staremu, w takich ilościach. Podniósł się. Otworzył pysk, jakby ze zdziwienia, gdy na jego mordce zawitał znikomy uśmiech. Skoro nikt o niej nie pamięta, tylko on, to Jego misją jest zapewnienie jej wiecznego istnienia na tym właśnie głazie! Podreptał czym prędzej w stronę najbliższego wolnego miejsca na wyrycie imienia zmarłej dawno temu smoczycy.
Pewny siebie wyciągnął swój ostry pazur przedniej łapy, przyłożył do kamienia i...
Przeleciał przez niego, jak przez powietrze. No tak, przecież jest duchem. Nie może tak po prostu wyryć napisu swoimi pazurami bez większego skupienia się.
Odsunął łapę, przymknął oczy i tym razem starał się przekazać całą swoją energię do tego jednego, konkretnego punktu na ciele. Jego łapa nabrała kolorów, a pazur lśnił się w blasku zachodzącego słońca. Reszta ciała jakby zanikła, przez brak możliwości widocznego istnienia.
Przyłożył znów końcówkę szponu do kamienia. Poczuł go, jakby rzeczywiście istniał i był w stanie wejść z nim w interakcję. Nie patrzył się nawet na to, oszczędzał swoje siły dla tej jednej, jedynej czynności, którą pragnął teraz najbardziej. Przycisnął go nieco mocniej do skały, ale nie za mocno, bo czuł, że jego prawie w pełni fizyczna forma nie będzie w stanie znieść większego oporu, który stawiał materiał proszący się aż o napisanie czegoś na nim. Pociągnął łapę w dół słysząc, jak ów szpon wydaje nawet dźwięk... jak prawdziwy. Uchylił swoje niewidzialne ślepia, by ujrzeć efekt swojej mozolnej i ciężkiej pracy.
Stracił od razu koncentrację. Jego łapa przemieniła się z powrotem w mało widoczny byt na ujrzany widok.
Śladu nie ma.
Duch był zbyt słaby.
Zawarczał ze złości na siebie. Przecież udawało mu się wcześniej przesuwać choćby szyszki leżące na ziemi, dlaczego jego pazur nie może zostawić śladu na tej cholernej skale? Dlaczego był zbyt słaby, by upamiętnić kogoś wartego wiecznej pamięci?!
Westchnął przygaszony, lecz nie na długo. Ocknął się znowu, wpadł na kolejny pomysł.
Skoro nie może tego zrobić sam, to może... ktoś mógłby mu pomóc! Spotkał przecież w trakcie swojej wędrówki wiele smoków, więc na pewno jakiś musi się tutaj w okolicy kręcić. Pełen energii wzleciał w powietrze i wiedząc, że czas jego ponownego powrotu w zaświaty zbliża się z każdym spadającym liściem z pobliskich drzew rozglądał się dookoła za kimkolwiek, wylatując nawet poza obszar kurhanu Ognia.
Grabieżca Fal pisze:Co robiła tu Morien? Wedle wszystkich znaków na niebie i ziemi powinna być w grocie. Przy ognisku. Słuchać zwariowanej opowieści Valeiry i pogryzać suszoną wydrę. Zamiast tego była... Tu.
Powód był dość prozaiczny. Kelpie jakimś cudem się dowiedziała, że kiedy i imiona kompanów były zapisywane na smoczych nagrobkach. Ten temat fascynował chabetę, ku zupełnemu niezrozumieniu Morien. I Valeiry chciała sprawdzić, czy nikt nie nosił wcześniej takiego imienia, jak ona. Pal licho wyjaśnienia Grabieżcy, że słowo pochodziło z jej narzecza i zapewne była pierwszą, która mówiła nim w Wolnych Stadach. Klacz była uparta. I bardzo nieprzyjemna, kiedy Morien nie chciała spełnić jej zachcianek.
Były więc tutaj, przy Kurhanach. Grabież z mozołem utkała wokół siebie czar, który ją ogrzewał. I właśnie wyczarowała światło, by móc odszyfrować stare runy. Dobrze, że nauczyła się tego nieszczęsnego pisma.
Kątem pomarańczowych ślepi dostrzegła sylwetkę w górze. Przelot czy kogoś wzięło na wspominki?
Oczywistooki pisze:Nie tracąc nadziei zmarły samiec dostrzegł nagle nieopodal kurhanu światło, które nie mogło być tylko jego przywidzeniem. Przypatrzył się jeszcze raz w to miejsce i z szerokim uśmiechem na pysku zorientował się, co to jest.
To jakiś smoczy mag! Poczuł się, jakby sami bogowie zesłali tutaj akurat w tym momencie jakiegoś osobnika. Od razu poleciał w stronę smoczycy bez używania skrzydeł, jak najszybciej mógł, zwalniając po chwili, orientując się, że przecież może przez przypadek ją wystraszyć.
Zbliżając się, nieznajoma wydawała mu się tak jakoś strasznie podobna do jego własnej nemezis z czasów, kiedy żył, nie licząc zielonego koloru jej łusek. Nie zważał na to i tak, bo przecież nie mogła go zabić podwójnie, prawda?
– Hej! Przepraszam bardzo, przepraszam za najście... – Półprzezroczysty duch przyciszył swój głos przypominając sobie, że przecież znajduje się na cmentarzu. Nie powinien tu krzyczeć. – Mam bardzo, bardzo wielką prośbę do Ciebie, jestem Oczywistooki, przeszły wojownik stada Ziemi i właśnie próbowałem odszukać tutaj, na Kurhanie Ognia imienia mojej ukochanej samicy, właśnie z Ognia. Była nawet przywódczynią tego stada, ale wciąż nigdzie nie mogę jej znaleźć. Nazywała się Płomień Pustyni, ale też Oddech Pustyni, Piaskowa Łuska, Piasek. Nie mogłem jej znaleźć przez całe swoje istnienie jako duch, a teraz nawet nie mogę odszukać nawet jej imienia, mogłabyś mi pomóc i wyryć jej imię w tej skale? Ja nie potrafię, jestem tylko duchem, ale ty... – Mówił dość szybko z nadzieją, że nawiedzona osoba nie będzie zamierzała uciekać albo zadawać zbędne pytania. – ...ty z pewnością możesz. Proszę jeszcze raz, napisz na tej skale:
W moim sercu na wieczność,
Moja jedyna, Piaskowa miłość,
Nawet po śmierci, przez tysiące księżycy,
Przywódczyni Ognia, ukochanej smoczycy,
ku pamięci Oddechu Pustyni.
Grabieżca Fal pisze:Mozolne czytanie, które Valeiry ponaglała rżeniem, zostało przerwane. Początkowo Grabież tylko kontrolnie uniosła łeb, by ocenić czy obcy stanowi dla niej jakiekolwiek zagrożenie. Wyglądał na bardzo rozgorączkowanego, popatrzyła więc nań dłużej. I wtedy dopiero zauważyła dziwną przejrzystość i uczucie... nieprawidłowości, które zdawało się bić od samczej sylwetki. Zamarła. Duch...
Wiedziała, że zostawianie zmarłych w glebie to zły pomysł. Wiedziała, że to nienormalne. I teraz miała na to dowód! Dusza, która nie była w stanie zjednoczyć się z Panem Fal! Lub tym, jak go tu zwali, Immanorem! I jeszcze mogła nagabywać żywych... Co jeszcze?!
Błona idąca przez ciało Fal wyprostowała się z trzaskiem, a smoczyca przyjęła bojową postawę. I... Cóż. I nieco zbiło ją z tropu gadanie ducha. Przeszły Wojownik Ziemi był bardzo konkretny.
A Morien wolała go nie rozzłościć. Dlatego nakazała Valeiry pilnować zmory i obróciła się do Kurhanu, by znaleźć na nim wolne miejsce. I zabrała się za tworzenie napisu, słowo w słowo utrwalając w kamieniu epitafium Oczywistookiego. Używała maddary by przyśpieszyć proces i sprawić, by runy były gładkie i równe. Po kilkunastu – wydawało się jej to wiecznością – napis zabłyszczał srebrzyście w czarnym obsydianie.
– Już – burknęła, nieufnie spoglądając na Przeszłego Wojownika Ziemi. Co to za imię, Oczywistooki? Chyba nadal umykały jej niektóre Wolnostadne zwyczaje. – Nic więcej ode mnie nie chcesz, tak? – Wolała się upewnić. Nie chciała miec widmowego prześladowcy!
Oczywistooki pisze:Nie dało się w żaden sposób ukryć radości, jaka wydobywała się z pyska lewitującego ducha, przypatrującemu się tworzonemu napisowi.
– Dziękuję, dziękuję! Na prawdę nie wiem, jak ci mogę dziękować... – Rzekł z ekscytacją, hamując znowu okrzyki i szanując cmentarną ciszę. No, może już nie ciszę.
Przypatrywał się również z lekkim zainteresowaniem w towarzyszące smoczycy konne stworzenie, które cały czas na niego patrzyło. Był jednak zbyt zadowolony, by wypytywać się o jego pochodzenie.
Nie odpowiedział smoczycy od razu, tylko podleciał bliżej srebrzystego napisu wyrytego w skale i przejechał po nim delikatnie swoją łapą. Uśmiechał się bardzo szeroko, a z jego ślepi ponownie spłynęło kilka rozpływających się po chwili łez, tym razem szczęścia. Teraz już był pewien, że przynajmniej jej imię zostanie tutaj wspomnieniem na zawsze. Odwrócił się potem gwałtownie w stronę nie mówiącej zbyt dużo śmiertelniczki.
– Nie, nie, już nic nie trzeba... chociaż czekaj! jestem w stanie Ci coś dać, tylko nie mogę tego zrobić tak po prostu... Chodź trochę dalej od tego miejsca, może lepiej nie zakłócajmy tutejszego spokoju. – Dokończył zdanie, po czym od razu odleciał trochę dalej od cmentarza licząc na to, że smoczyca za nim pójdzie.
// Kurhan Pamięci:
Będąc już w miejscu nadającym się bardziej na prowadzenie konwersacji, szczęśliwy Oczywistooki znów się odezwał do towarzyszów krótkiej wycieczki.
– Okej, to ogólnie zabawa nazywa się zagadka albo psikus, ale chyba oboje się domyślamy, co byłoby fajniej dla nas obu wybrać. Polega na tym, że zadam ci zagadkę, za którą będę mógł coś ci dać, jeżeli odpowiesz prawidłowo. Nie musisz zgadnąć za pierwszym razem. Oczywiście, jeśli jakimś sposobem nie chcesz, to... cóż, twoja strata, moja również! Niezbyt lubię straszyć innych, ale byłbym zobowiązany to zrobić... No, więc nie przedłużając już, zagadka brzmi tak:
Gdyby człek niósł mój bagaż,
Złamałby grzbiet ot, tak!
I chociaż nie jestem bogaty,
Srebrzysty zostawiam szlak.
Czym jestem? – Przekrzywił łebek, zlatując na ziemię i przyjmując pozycję siedzącą.
: 04 lis 2019, 1:22
autor: Grabieżca Fal
Przyjęła podziękowania ostrożnym kiwnięciem łba. Podekscytowany duch przyprawiał ją o dreszcze. Czy śmierć naprawdę tak mieszała w zmysłach, że smok stawał się nagle ekstatyczny po napisaniu liter? Pamięć i tak nie była wiele warta, nie naprawdę. Mogli się oszukiwać i udawać, że pamiętają, ale śmierć i fale pochłaniały wszystko. Taka była prawda.
Na chwilę odetchnęła z ulgą, jednak nie był to koniec przygody. Duch... Chciał jej coś dać? Wiecznie głodna dusza Grabieżcy poczuła się skuszona. Czuła zew tajemnicy i potencjalnego skarbu. Nie była w stanie odejść obojętnie. Niech to sztorm.
Trzepnęła ogonem by upuścić frustracji i podążyła za Oczywistookim. Ustawiła się naprzeciw niego i słuchała potoku słów, starając się wyłowić z niego co ważniejsze. Mało nie wtrąciła się, by powiedzieć, że ją bardziej interesowałby psikus. Nie chciała się AŻ tak narażać.
– Człek? Dwunóg? – upewniła się, marszcząc pysk. Co, na płetwy walenia, miała wiedzieć o dwunogach? Przynajmniej wiedziała, czym jest bagaż. Ale co do tego miał srebrzysty szlak...
Zapewne gdyby była sama, burknęłaby "psikus" i zrejterowała. Ale nie była.
Valeiry tu była, by uratować sytuację!
Kelpie prychnęła, jak gdyby wyśmiewała zagadkę, i spojrzała znacząco na Falę. Niech wykorzysta tę swoją paszczę.
– Ślimak? – wyrwało się zdumionej Wojowniczce, która była niepewna Wolnostadnego słowa. Naprawdę chodziło o gastopoda? No, srebrzysty szlak się zgadzał... I chyba dwunogowi ciężko byłoby chodzić z proporcjonalnie wielką muszlą. – To znaczy, ślimakiem. Mamy rację?
: 04 lis 2019, 1:55
autor: Oczywistooki
Zadowolony z tych ów kilku liter wyżłobionych w skale duch przeszłości przysłuchiwał się smoczycy i głównie wpatrywał się w nowe dla jego oczek kelpie.
Przytaknął, upewniając smoczycę w kwestii tego, że chodzi o te śmieszne dwunogi. Niedługo później uśmiechnął się szerzej, słysząc poprawną odpowiedź.
– Tak, doskonale, o to chodziło! – Powiedział z entuzjazmem. Podejrzewał, że ten dziwny konik mógł podpowiedzieć coś smokowi, ale przecież nic w tym złego. Praca zespołowa prawie zawsze popłaca!
– Proszę, oto mój mały podarunek. Mam nadzieję, że Ci się przyda. – Jego ogon nagle został podniesiony w górę, a na jego końcówce wisiała mała półprzezroczysta paczuszka, zrobiona ze starannie owiniętych polnych traw. Dosięgnął ogonem aż nad swój łeb, na który upuścił paczuszkę po złożeniu swojego morskiego grzebienia. Potem powstał i podszedł bliżej do smoczycy. Schylił się delikatnie, zdjął ów pakunek przy użyciu swoich przednich łap z łba i położył go przed przednimi łapami samicy.
Po położeniu paczuszki na ziemi ta zdawała się nabierać kolorów, jakby istniała tutaj na prawdę i była rzeczywistym przedmiotem.
– To niewiele, ale tylko tyle mogę dla Ciebie zrobić. Dziękuję ci na prawdę mocno jeszcze raz, nawet nie wiesz, jaką radość i ulgę mi sprawiłaś... a w sumie to sprawiliście! A teraz muszę lecieć w jeszcze jedno miejsce, do zobaczenia w przyszłości, być może. Heh. Oby nie szybko! – Szczęśliwy były wojownik nie ruszając swoim ciałem z miejsca po prostu uniósł się pionowo w górę i jeszcze raz na chwilę poleciał w stronę kurhanu ognia, raczej w oczywistym celu. Zamierzał potem polecieć jeszcze na inny kurhan, a mianowicie swojego rodzimego stada, ale raczej towarzyszące mu wcześniej dwa stworzenia nie były tym zainteresowane.
// Trochę później, na Kurhanie Ziemi:
Oczywistooki pisze:Musiał również przyjść i tu, nie wypada przecież nie odwiedzić swojego teraźniejszego rodzinnego domu Ciekawe, w jakim miejscu jego imię zostało zapisane?
Bez problemu znalazł napis, który sam kiedyś wyrył dla swojego zmarłego brata i siostry. Jadąc delikatnie półprzezroczystym palcem dalej po wspomnieniach i pochwałach smoków, które znał za swojego życia znalazł również i swojego brata, Kaszmira. Ehh, tak bardzo za nim tęskni... Ciekawe, czemu po śmierci ów błękitnogrzywy czerwony smok go nie odwiedził? Ciekawe, czy również jego dusza krąży wszędzie, w poszukiwaniu zagubionego brata, z którym trzymał się przez całe życie?
Oczko wytrwale szukał siebie na liście zmarłych, a kiedy imiona powoli zaczynały zmieniać się w takie, które już w ogóle nie kojarzył, powoli przygasał, a uśmiech zamieniał się w zaniepokojenie i smutek.
Nie było go tu.
Nikt o nim nie pamiętał, nawet brat... zrobiło mu się na prawdę smutno... może rzeczywiście nie był warty zapamiętania? Nawet jego przygarnięty syn, którym się czule opiekował o nim nie pomyślał... No cóż, jego również tutaj nie było... Albo po prostu kryje się za jakimś dorosłym imieniem, o którym Oczywistooki nie miał pojęcia?
– Ehh... – Westchnął smutno, tym razem na głos i położył się na brzuchu przy strzelistym słupie, wpatrując się w okolicę ponurego cmentarza. Położył również swój łeb na przednich łapach i podwinął ogon do swojego boku. Zaczął znów rozmyślać.
Nie, tym razem nie zamierzał prosić nikogo o rzeźbienie swojego własnego imienia. Skoro go jeszcze tu nie było, to znaczy, że nie był wart niczyjej pamięci. Może dlatego w zaświatach nie mógł znaleźć nikogo z własnej rodziny? Nawet jako duchy o nim już zapomniały, odsyłając go w mroczną, bezgwiezdną odchłań zaświatów specjalnie przygotowaną dla dusz, które nie powinny nikomu przeszkadzać i nie są nikomu potrzebne.
Mimo wszelkich starań, aby rozweselić i upiększyć życia wszystkich smoków, które go otaczały w trakcie jego życia, nie tylko tych z rodziny, on na prawdę w ich mniemaniu był taki... bezużyteczny?
Pozostało mu tylko czekać. Czuł już, że Ateral lada moment weźmie go z powrotem do, zaświatów.
Miał w sobie jeszcze ostatnią Iskrę Nadziei, że kiedyś, w przyszłości, gdy będzie słonecznie, a w górze widok będzie upiększało Bezchmurne Niebo, może nie licząc jednego, puchatego Cirrusa, przyjdzie Ona, Ta, dla której postarał się o wieczną pamięć na kurhanie ognia, i ze swoim Kaszmirowym Dotykiem położy łapę na obelisku ozdobionym imionami smoków Ziemi, zupełnie tak, jak zrobił to wcześniej Oczko na tym Ogniowym, i niczym Piewca zainspirowany wzruszającą Arią uroni jakimś cudem choćby jedną łzę i tak, jak on, postara się uwiecznić tu jego imię...?
Tak...
Na pewno tak się stanie...
– Przecież ma na to całą... wieczność...
: 04 lis 2019, 12:15
autor: Ateral
Mgła nad kurhanami zgęstniała i zaczęła przypominać kłębiące się gwałtownie chmury. Kilka razy podświetliły się, jakby gdzieś daleko w głębi uderzył piorun, ale żadnego grzmotu nie dało się słyszeć. W końcu rozstąpiła się, jak żywa i z pustki wystąpił on – prawie całkiem przejrzysta zjawa smoka. Łuski ciemnoszare, drobne. Cały smukłej, chudej wprost budowy. Nie był imponujący, ale roztaczał wokół siebie aurę respektu i poważania.
Ateral...
Widmo boga zmarszczyło brwi i uniosło łapę.
Smocze dusze poczuły, jak powoli obraz zaczyna im się rozpływać. Wszystko stawało się niewyraźne, a oni sami czuli jakby zaczynali się kurczyć. Ku zdziwieniu towarzyszącym im bliskich, zjawy zaczęły zamieniać się w znajome, białe opary i zmniejszać, unosząc na wysokości ślepi dorosłego smoka. Mgła zwierała brzegi, malała i gęstniała, poruszała się gwałtownie aż przed pyskami wszyscy obecni przy duszach zmarłych mieli teraz... Ćmy. Srebrne nocne motyle, trzepoczące z gracją skrzydłami utkanymi z mglistych oparów. Owady z lekkością wymanewrowały dookoła zdziwionych łbów i ruszyły w stronę Kurhanów.
Ateral obserwował ćmy lecące w milczeniu. Był prawie niewidoczny, szara i niewyraźna zjawa na tle białej jak mleko mgły. Każdą jedną odliczał wzrokiem, jakby upewniając się, że wrócą z nim wszystkie, co do ostatniej duszyczki.
: 04 lis 2019, 12:17
autor: Kaltarel
Nie słychać było kroków, nie rozległ się pojedynczy szelest, gdy z krzewów wynurzyła się znajoma sylwetka starego Nauczyciela. Podszedł pod Kurhany, stając o parę kroków od Aterala i skinął mu łbem z szacunkiem, jakiego nikt nigdy nie widział u zrzędliwego zazwyczaj smoka.
– Ateralu... Zastanawiałem się, kiedy się pojawisz. – głos Kaltarela brzmiał nieco ironicznie, kiedy ponad ramieniem Boga Śmierci starzec rzucił tęskne spojrzenie na wrota do zaświatów – Otwarcie bramy na tamtą stronę wymaga wiele skupienia i starań. Nie da się tego zrobić przypadkiem, obaj o tym wiemy. Zrobiłeś to specjalnie, prawda?
Wzrok boga Zimy przeskoczył kilka razy między bogiem Śmierci, a pustką ziejącą w mgle i znikającymi tam ćmami. Ostatecznie przeniósł się z powrotem na bladą zjawę, w oczekiwaniu odpowiedzi.
: 04 lis 2019, 12:18
autor: Ateral
Łeb boskiej zjawy obrócił się, kilka uderzeń serca, zanim Kaltarel pojawił się na scenie. Bóg Śmierci wiedział, że ten nadejdzie. Na pełne szacunku skinienie łba, upiór poruszył się i odpowiedział podobnie, a jego ruchy rozmywały się, jakby cały utkany był z dymu.
– Jak mogą wiedzieć, gdzie zmierzają, jeśli nie wiedzą, skąd przybyli? – odpowiedział pytaniem na pytanie, a głos miał spokojny, choć nieco dudniący, jakby nie dochodził tak naprawdę z mglistej sylwetki na Kurhanach – Ciężko uczyć się na błędach poprzedników, nie znając ani nich, ani ich błędów.
Tutaj Alteral zrobił pauzę i przeniósł spojrzenie ciemnych ślepi na boga Zimy.
– Niektóre przewinienia zaś są na tyle wielkie, że nie szybko o nich zapominamy. – skinął mu łbem na pożegnanie, bo w tym momencie ostatnia, spóźnialska dusza popłynęła w powietrzu – Nie znaczy, że nie ma odkupienia, Kalteralu. Kraina Wiecznych Łowów powita Cię z powrotem. Ciebie... I Lato.
Po czym wstąpił między kurhany.
Mgła zaczęła się rozwiewać, kawałek po kawałku zyskując na przejrzystości, aż w końcu była już tylko mgłą.