A: S: 3| W: 4| Z: 2| M: 5| P: 2| A: 1
U: B,L,W,O,MP,MA,Kż,Skr,Śl,Prs: 1| A,MO: 3
Atuty: Regeneracja, Wytrzymały, Szczęściarz, Twardy jak diament, Utalentowany, Przezorny
Aż zadrżał gdy usłyszał jej słowa. Optymizm? Nigdy nie działał, ponieważ szczerze wierzył, że zdoła coś osiągnąć. Przywództwo, proroctwo, wszystkie dotychczasowe związki, czy patetyczne, ale pewne siebie przemowy nie miały miejsca dlatego, że przekonany był o pozytywnym rezultacie swych działań. Zawsze postępował przeciwko sobie. Naprzeciw myślom, naprzeciw defetyzmowi, który na każdym kroku wypełniał jego życie. Łatwiej było próbować dlatego, że nie musiał liczyć na sukces. Ryzykował, żeby uniknąć argumentu, iż siedział bezczynnie, gdy okazje przelatywały mu przed nosem. Gdy nie zdobywał tego czego chciał, mógł natomiast poczuć gniew, którym obarczał zarówno innych, jak samego siebie. Nie dlatego, że zasługiwał na sukces, ale ponieważ zasługiwał na pławienie się w goryczy, której źródło mógł w ten sposób odnawiać.
Pomoc Mahvran była niemożliwa, a choć o tym wiedział, brnął w układ, którym mógłby samego siebie zranić.
Przeklęty idiota! Starał się w ostatnim momencie stworzyć barierę, pseudo wyszukane usprawiedliwienie, które miałoby go w tym scenariuszu uczynić mniej żałosnym. Działał naprzeciw swym interesom, ponieważ zawsze tliła się w nim pieprzona nadzieja, nawet gdy sabotował ją własnym postępowaniem. Chciał wierzyć, że z Mahvran będzie inaczej, dlatego tak go denerwowała.
Ale wiedział, że niczego nie zdoła zrobić. Myślał o tym wiele razy.
To nie miało znaczenia. Nie działał przeciw sobie, jedynie w sprzeczności z powierzchownymi myślami, które mu towarzyszyły.
Ale wiedział, że niczego nie zdoła zrobić!
No i nie miało to znaczenia! Nie samookaleczał się bez powodu. Chciał odnieść sukces, bo wierzył, że jest możliwy, ale nie chciał się do tego teraz przyznać, bo to znaczyłoby, że ostatnia szansa tym razem naprawdę przepadła.
Nie, nie, nie! Nie dlatego!
Które myśli były teraz głupie, czy intruzywne? Klasyfikował je w ten sposób tylko dlatego, że mu nie pasowały?
Zacisnął szpony. Rozcieńczona chmura kwasu wysączała się z pyska, otaczając jego łeb cuchnącym, kwaśnym smrodem. Był taki dramatyczny. Ona wszystko przyjmowała inaczej, płasko, beznamiętnie. Nienawidził, że nie potrafił wywołać w niej niczego więcej. Zasługiwała na ból, na litość boską. Dziecinna, wściekła zazdrość grzmotnęła w niego, gdy dostrzegł łzy w kącikach jej ślepi. Nie wylewała ich dla niego, tylko dla tego białego, wielołbego gówna.
Patrzył na nią prawie że nienawistnie, ale nic nie mówił.
Nauczyła się latać bez niego. Ha! Nigdy nie pojęła, że Szyderca mylił się co do niej, więc uciekając ze stada, wciąż nie stwarzała sobie przestrzeni na normalne życie. Uciekała, tchórzliwa hipokrytka, bo była zbyt zatwardziała na zmiany. Tak samo jak on tworzyła sobie scenariusz wymarzonej przyszłości, w który zamierzała brnąć, nie ważne jak bardzo był głupi, nierealistyczny i krzywdzący.
Czy to, że oddawała Ulfhedinna nie sugerowało jednoznacznie, że to co zbudowali miało dla niej znaczenie?
Oczywiście, że nie! Stworzyła sobie jakieś wygórowane uzasadnienie, dla którego musi go zostawić. Bo wiąże się z przeszłością, z Mgłami które musi porzucić, z jej dawną tożsamością. Porzucała go, ponieważ miała w tym własną agendę, własne nadzieje, ale żadne z nich nie dotyczyły jego.
Wessał powietrze ze świstem. Czuł, że musi odchrząknąć, bo w gardle zebrała mu się obrzydliwa wydzielina, ale był tak zesztywniały, że nawet tego nie potrafił zrobić. Dopiero gdy zaczęła odchodzić, mięśnie drgnęły, a on sam zmienił pozycję, żeby odprowadzić ją wzrokiem. Nie zdążył powiedzieć nic na pożegnanie. Wszystko przepełnione byłoby jadem, więc po prostu się powstrzymał.
Hydra musiała być zdezorientowana. Wiedział, że ucieknie, jeśli nie uspokoi jej jaźni tu i teraz. A co z jego emocjami hm? Przemyślała w ogóle co stałoby się, gdyby nie miał dość sił, aby pohamować samego siebie? Na niczym jej nie zależało.
Splunął na bok. Zbyt dużo, żeby drażnić sobie gardło. Potem spojrzał na żywiołaka. Też został wykorzystany. Zostawiony w tyle, tak naprawdę w imię niczego.
Upuścił trochę krwi, przejeżdżając pazurami po grzbiecie przedniej łapy. Tak było po prostu szybciej. Ból napełniał go innego rodzaju adrenaliną, nakazywał się skupić. Potrafił skutecznie przekierować myśli, nie dlatego, że nie miał dość uczuć, które domagały się wyrażenia, ale ponieważ nie czynił tego pierwszy raz. Czasem po prostu nie miało znaczenia, że miał ochotę zdechnąć tu i teraz. Coś wymagało zrobienia.
Skupił się na umyśle zwierzęcia, ujął go pętlą tak jak kiedyś Kazesa i Gezim. Kto wie, czy łeb Mahvran zdołał przygotować go do tego, z czym będzie musiał zmierzyć się teraz.
Nic mu potem nie zamierzał przekazywać. Właściwie najlepszym co mógł dla zwierzęcia uczynić, to próba utrzymania łba pustego. W praktyce byłoby to oczywiście niemożliwe, toteż musiał czymś relatywnie niegroźnym stworzyć szum zagłuszający wszystko inne. Usiadł sobie, pozwalając by krew spływała swobodnie wzdłuż przedramienia, a potem ku łokciowi, które uniósł, żeby mógł zakrzywione szpony ostrożnie ułożyć sobie na pysku. Spojrzał na niebo, gdzie sylwetka Mahvran majaczyła jeszcze przez chwilę.
Jesteś spokojny.
Wywerna zniknęła w końcu, zbyt maleńka, by mógł jej dalej wypatrywać.
Jesteś spokojny. Jesteś spokojny. Jesteś spokojny. Spokojny. Spokojny. Sssspokojny. Spokojny. Spokojny. Spokojny. SPOKOJNY. Spokojny. Spokojny. Spokojny. Spokojny. Spokojny. Spokojny. Spokojny. Spokojny.
Powtarzał w kółko, podczas gdy ogon szurał za nim po ziemi, kolcami okazjonalnie wycinając weń bezsensowne wzory.
JESTEŚ SPOKOJNY.
Powtarzał i powtarzał, nie dopuszczając do siebie żadnych bodźców. Jeśli powtórzy to sto razy, tysiąc razy, dziesięć tysięcy razy, na pewno zdoła się uspokoić. Przecież potrafił do cholery, był spokojny jak zdychające zwierzę.
W ten sposób minęło dużo czasu. W desperackiej podświadomości czekał na jakąś zmianę, choć wiedział że Mahvran nie mogła już wycofać się ze swojej decyzji. Dopiero gdy zrozumienie w pełni osadziło się w jego jaźni, zdjął palce z pyska i odstawił łapę na ziemi.
– Ty pieprzona gnido – wycedził pod nosem, wypuszczając kolejną kwaśną chmurę z paszczy.
– Żebyś zdechła – dodał, czując jak łzy w końcu zaczynają znaczyć jego łuski. Początkowo pojedyncze kropelki, potem ciurkiem lały się z jego ślepi.
– To i tak niczego nie znaczy!! – wrzasnął w niebo.
– Kompletnie nic!
Wściekle zerwał z siebie podarowany mu przez Kaltarela pakunek i cisnął nim w stojące nieopodal drzewo. Ciężkie przedmioty, które mogłyby się stłuc trzymał zazwyczaj ukryte między gałęziami korony. Pozostałe musiały jakoś sobie poradzić. Ale to za mało. Chciał coś zniszczyć, rozerwać, rozpruć. Nie wiedział jak wyrazić gniew, który wraz z odrzuceniem torby eksplodował w nim jak wulkan. Złapał zębami kończynę, którą wcześniej zarysował i wbił zęby w łuski. Nie chciał okaleczać się do stopnia, z którego nie mógłby sam się potem wyleczyć, ale jedynie kolejna dawka bólu i zajęcie czymś pyska, mogło powstrzymać go od dalszego krzyczenia.
Ponad trzysta księżyców, a wciąż nie potrafił radzić sobie z gniewem. Jak pisklę. Może powinien spróbować się utopić. Kiedyś to działało.
Hydra stała w tle, pozwalając mu na to tantrum. Co zresztą miała zrobić. Mimo swoich gabarytów, była w tej sytuacji równie bezsilna co sarna siedząca na drzewie i przyjmująca ładunek emocji, którego nawet nie rozumiała.
Zwierzęta i dwa jaja wymagające opieki powinny utrzymać go na miejscu, ale nie potrafił znieść trwania teraz w ich towarzystwie. Musiał zmienić strategię.
Wstał pospiesznie. Nadal czując smak krwi w pysku, pochwycił pozostawioną przez Mahvran torbę. Wszystko zamierzał ułożyć na drzewie, wewnątrz gniazda i obok sarny, która wytrzeszczyła ku niemu ślepia. Jego wzburzenie było tak silne, że skuliła się bezradnie, jakby sądziła iż zamierzał ją skrzywdzić. Na szczęście na roślinę wspiął się tak samo szybko, jak z niej zszedł.
– Pilnuj – powiedział do żywiołaka szorstko, krótko nań spoglądając. W poważaniu miał teraz czy zwierzę posłucha go czy nie, ale powinno zrozumieć. Pozostanie na posterunku było zresztą łatwiejsze niż szlajanie się za niezrównoważonym smokiem.
Tylko woda mogła mu teraz pomóc.
/zt
Tutaj przejęcie kompana wykorzystuję, tylko raport na powiększenie limitu musi mi przejść xD
Ostatnio zmieniony 15 paź 2024, 22:12 przez
Strażnik, łącznie zmieniany 1 raz.
Licznik słów: 1221
Powód: Edytowałam niechcący xD
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
♣ szczęściarz ♣
odwrócenie porażki akcji na 1 sukces
raz na walkę/polowanie/raz na 2 tygodnie w misji
♣ twardy jak diament ♣
stałe -1 ST do testów na Wytrzymałość
♣ przezorny ♣
+2ST do kontrataków przeciwników
[color=#585858] ♦ [color=#755252] ♦ [color=#B69278] ♦ [color=#C63C3C] ♦ [color=#B88576]