Strona 14 z 54

: 14 cze 2015, 22:14
autor: Lazurytowa Łuska

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

– Nie wiedziałam że masz brata... Wymruczała z wyraźną niechęcią, tym stwierdzeniem zamknęła temat. Słysząc jego propozycję wzruszyła lekko skrzydłami. Uznała bowiem, że o wiele bardziej rozwijająca dla smoków w ich wieku jest ciekawa rozmowa, niż chowanie się za drzewami czy bieganie za własnymi ogonami bez konkretniejszego celu. Poza tym, ostatnio tyle ćwiczyła że na zabawę zwyczajnie nie miała ochoty, no i upał robił swoje... Ziewnęła przeciągle brodząc w sino-czarnej wodzie.
– Nie możesz pobawić się sam? Zaoponowała układając się w pozycji leżącej, niespełna pół metra od linii brzegu – Lub z rodzeństwem? Nie obraź się, ale nie mam ani siły, ani też chęci. Mlasnęła z przekąsem zadzierając łeb ku błękitnemu niebu.

: 14 cze 2015, 22:26
autor: Słodki Kolec
Dołączyłem do niej i się położyłem obok niej
Więc o czym chcesz pogadać? – zapytałem, czekając na zainteresowanie samicy. Ten upał daje swe niemiłe znaki

: 17 cze 2015, 13:09
autor: Lazurytowa Łuska
– O czymkolwiek, tylko nie zachęcaj mnie do zabawy w berka czy czegoś w tym rodzaju... Odpowiedziała mu bujając ogonem w powietrzu.
– Z chęcią dowiedziałabym sie czegoś więcej o Twoim nowym stadzie, ale zdaje się że nie chcesz poruszać tego tematu. Mruknęła przeciągając się.

: 18 cze 2015, 12:50
autor: Słodki Kolec
Jedynie co mogę ci powiedzieć i to z wielką niechęcią to, że będzie wojna o tereny z Życiem – powiedziałem to z obrzydzeniem i splunąłem niczym dziesiętnik stojący pod bramą – Może jakiś inny temat zaproponujesz?

: 19 cze 2015, 15:49
autor: Lazurytowa Łuska
– Pierwsza seria walk nie dobiegła końca, a już kroi się na następne? Cóż... O tyle dobrze że cały ten śmieszny konflikt nie tknie ognia, a przyjemniej taką mam nadzieję. Westchnęła luźno bez ustanku wpatrując się w błękit nieba odbijający się na czarniej jak smoła tafli jeziora. – Może pogoda? Pogoda to zawsze dobry temat, chociaż... Na mnie zbyt wielkiego wpływu ona nie ma. Uśmiechnęła się płytko.

: 20 cze 2015, 15:30
autor: Słodki Kolec
Pogoda. Nie to jest temat dla staruszków, tak samo jak choroby. – zaśmiałem się głośno – Powiedz czy co się dzieje w twoim stadzie?
Rozejrzałem się wokoło i zobaczyłem małą wysepkę na stawie. Chwyciłem Ra i poszliśmy w kierunku wyspy. Usiadłem na niej z miłym uśmiechem na pyszczku i zacząłem znowu łaskotać końcówka ogona smoczycę. Jak ja lubię łaskotać i tulić.

: 20 cze 2015, 22:04
autor: Lazurytowa Łuska
Wywróciła teatralnie ślepiami, tak dobrze jej się TU leżało... No nic. Jak to mówią, nic nie trwa wiecznie. Fuknęła głośno i bez entuzjazmu polazła za samczykiem. Gdy tylko zaczął ją łaskotać kolejny raz syknęła ostro i obnażyła przed nim długie kły... Długi, gardłowy pomruk jaki wydobył się z jej gardła chwilę potem był kolejnym ostrzeżeniem, miała nadzieje że już ostatnim. Odsunęła się od niego pokładając się cielskiem u piaszczystego brzegu tej niezwykle małej wysepki.
-Trudno powiedzieć, widuję tylko Płowego. Moja siostra zdaje się że już za młodu ruszyła ojcowskim śladem i gdzieś przepadła... Podobnie jak matka, dawno jej nie widziałam. Może zaszyła się gdzieś razem z Lewitacją? A właśnie, Chłód. Nie wiem czy mówiłam, ale odnalazł się. Mruknęła nieco pogodniej. Gdy mówiła o Ojcu zawsze się uśmiechała, nawet, gdy nie było tego widać na pierwszy rzut oka.

: 20 cze 2015, 22:24
autor: Słodki Kolec
Przestraszyłem się tego że na mnie tak naskoczyła tymi kłami i warczeniem. Na wzmiankę o jej ojcu i jej reakcji na jej słowa. Cóż musiała go kochać w przeciwieństwie do mnie. Mój był chory i bezduszny, kochal walkę i sam chciał zniszczyć całe plemię.
Potrzęsłem głową aby wypędzić zle myśli. Podszedłem do niej niczym polujący kot wpatrzony w jej ogon. Położyłem się obok niej tak aby nie być w zasięgu jej łap i zacząłem lekko szturchać jej ogon niczym kot bawiący się cat rod'ed. Robiłem to delikatnie, nie jej skrzywdzić.

: 28 cze 2015, 18:02
autor: Lazurytowa Łuska
Wykręciła teatralnie ślepiami. Najwidoczniej samiczka była jedną z nielicznych smocząt ,którym pstre zabawy już dawno wybito z łebka. Nie mniej, postanowiła tym razem nie grozić Shiro, niech się bawi jeśli tam mu na tym zależy. W międzyczasie ona wyciągnęła łapy przed siebie i przeciągnęła się ziewając.

: 28 cze 2015, 18:10
autor: Słodki Kolec
Gdy zauważyłem, że to nie bawi samiczki to zacząłem ją łaskotać. "Może to ją rozbawi." pomyślałem z niezbyt miłym uśmiechem
Czemu cię to nie bawi? – zapytałem ją z zainteresowaniem w głosie.

: 30 cze 2015, 12:38
autor: Lazurytowa Łuska
– Shiro nie dałam Ci DOŚĆ wyraźnie do zrozumienia, żebyś tego nie robił? Wywarczała kłapiąc pyskiem w powietrzu. – Nie bawi mnie to, czas w którym mnie to bawiło dawno minął... I nie wróci. Rzuciła dobitnie wstając. Gdy wstała zatrzepotała szeroko rozpostartymi skrzydłami. – Pójdę już. Pewnie matka zastanawia się gdzie jestem. Skłamała, z Tehanu nie rozmawiała już od bardzo, bardzo dawna. Zamachała skrzydłami wzbijając się w niebo. – Bywaj Shiro. Pożegnała się z nim odlatując.

: 20 lip 2015, 0:52
autor: Chybiona Łuska
Wiedza jest źródłem potęgi. Należy jej szukać, pragnąć i zdobywać. Powiedziała w duszy, wędrując znów poza granicami obozu. Tam niczego się nie nauczę. A pisklęta mają zajęcie u Bzu. W razie czego popilnuje ich ta czarodziejka czy Bezchmurne Niebo. Nie nadaję się do tego. Uznała, a potem przymrużyła oczy, stając pod jednym z czarnych drzew. Nie uciekłam przed pisklętami. Nie. Po prostu szukam kogoś, kto pokaże mi, jak się pływa. Rzuciła w myśli jakby usprawiedliwiała błądzenie po obcym terenie. Ten chyba nie należy do żadnego ze stad. Tak słyszałam, lepiej, żeby to była prawda. Poza tym nie czuje tu żadnego konkretnego zapachu. Pomyślała. A granice zawsze były nim przesączone. Przekroczyła tylko jedną, granicę Życia. Nadal nie nabrała zapachu tego stada. Utrzymywał się na niej coraz bardziej nikły zapach równinnych i Jesieni Bzów. Łatwo było więc pojąć, co się stało. Tym bardziej, że calutkie ciało zielonołuskiej pokryte było bliznami, włącznie ze skrzydłami (gdzie blizn było najwięcej). Znikną, za księżyc, może dwa, ale widać tu było magiczną ingerencję, więc musiały być dużo świeższe, niż obecnie przywodziły na myśl. Wznowiła marsz i przystanęła dopiero nad stawem. Tu kończy się moja wędrówka. Ale przecież szukała źródła wody. Dlatego zaczęła iść brzegiem, maczając po kostki łapy w wodzie. Może ktoś tu jest? Ale nie rozglądała się za bardzo. Patrzała przed siebie, na linię brzegową. Ciężko było wypatrzeć kogoś w lesie, więc było to nawet rozsądne rozwiązanie. Łeb miała wysoko, przywodziło na myśl sporą dumę smoczycy. I wskazywało na jej płeć, bo chociaż była niska, była dosyć postawnym przedstawicielem gatunku. Dobrze zbudowanym i niezbyt smukłym.

: 20 lip 2015, 14:42
autor: Słodki Kolec
Leciałem w pobliżu i ujrzałem oczoje**nego smoka. Żal w zieleni aż po oczach bije. Wylądowałem cicho za smokiem i to jak mialem w zwyczaju witać moim standardowym wystraszeniem. Ale ze to już adeptka to żarcik bezie bardziej wyszukany.
Pokryłem ogon lepką i śliską substancją podobna do śluzu jakim pokryte są łuski smoka morskiego. Podkradłem się do niej i ogonem ją dotknąłem i zaryczałem strasznie i głośno. Następnie zacząłem sie śmiać z jej reakcji.

: 20 lip 2015, 16:28
autor: Chybiona Łuska
Szła spokojnie, a że, jak zawsze, była czujna i rozglądała się wzdłuż linii brzegowej, łatwo jej było dostrzec niemaskujący się kształt wędrujący w górze. Niebo było czyste, błękitne, dlatego gdy tylko przeleciał przez horyzont, zielona skupiła na nim wzrok. Sama Chybiona łusek nie miała jednak jasnych, raczej lekko ciemne, co lekko wtapiało ją w letni las. Na brzegu jeziora, wśród czarnej wody i czarnych gałęzi, w ich cieniu, dodatkowo nie była zbyt widoczna, ale do wypatrzenia. Może to ofiara, która pokaże mi, jak pływać. Uznała, kiedy zaczęła widzieć jak szeroko kołuje, żeby łagodnie i miękko, przez co i cicho, wylądować na ziemi, pół ogona za nią. Nie dotknął podłoża twardo, nie zabił skrzydłami, żeby nie wydać dźwięku, spadał płasko i od dawna, dlatego nie narobił za bardzo hałasu. Nie spodobało się Nocy to, że on znajduje się tak blisko. Młodzik. Uznała po jego wymiarach. Był wyraźnie mniejszy od niej i słabiej zbudowany. Zupełnie zignorował to, że obserwowała go od dłuższego czasu. A ona zignorowała jego, kiedy gapił się na swój ogon. Po prostu stanęła w miejscu, przypatrując się zimnymi jak lód, znudzonymi oczami na wyczyny tamtego. Przyglądała się czujnie, ale zgodnie z obietnicą nie spodziewała się ataku. Ogon młodego pokrył się śluzem. Znowu ta magia. Kolejna iluzja. Jak bardzo rzeczywista? Zastanowiła się i dała się „podkraść”. Najwyraźniej smok w ogóle się na tym nie znał, bo smoczyca nadal słyszała jego oddech. Powinien znaleźć kogoś, kto go tego nauczy. Zamyśliła się na chwilę, pozwalając młodemu adeptowi zbliżyć się do siebie. Kiedy została dotknięta przez coś śliskiego, usłyszała ryk, a potem śmiech – wyglądała na zupełnie niewzruszoną. Odwróciła tylko łeb. A więc iluzje bywają też cielesne. Pomyślała, patrząc beznamiętnym, lodowym wzrokiem najpierw na zad, potem na niemal tarzającego się ze śmiechu adepta. Była starsza od niego, ale nie znaczyło to, że będzie bardziej opanowana. Młodzik w ogóle nie przejął się reakcją smoczycy, tym bardziej, że nie była natychmiastowa, a raczej... dobrze wyważona. Postąpiła dwa kroki do przodu. Ogon uniosła na wysokość swojego zadu, a że był dość krótki, a za to bardziej masywny i mięsisty... musiało zaboleć. Smoczyca cofnęła ogon w stronę wody, a potem z całej siły zamachnęła się w łeb młodego. Śliwka pod okiem będzie jak nic. Może to go nauczy, że niektóre samice i pewnie połowa smoków nie lubi takich kawałów. Zwłaszcza tak kiepsko wykonanych. Uznała. Siła walnięcia musiała przesunąć łeb nic niespodziewającego się młodzika (nie dość doświadczonego przez los, by wiedzieć, że zagrożenie czai się wszędzie, w przeciwieństwie do poznaczonej bliznami zielonej) o kilka łusek, jak nie szponów. Nie ograniczała się, a była silniejsza niż przeciętny tutaj smok, łowca, czy uzdrowiciel i większość wojowników. Nie zdziwiłaby się nawet, gdyby złamała mu nos. Nie celowała zbyt uważnie. Chciała go walnąć w pysk, ale miała nadzieję, że nie trafi w oko, a najwyżej w szyję, gdyby się jej nie powiodło. Cóż. Zamachnęła się z całej siły, a taki ogon musiał ją mieć. Nie była to nitka, jak u niektórych samic, tylko porządny ogon. Ciekawe jak głośno teraz będzie się śmiał.
Odwróciła się i łapą schwyciła uderzony pysk adepta w łapę. Wzrok miała przeszywający i zimny, bez żadnej emocji,jak gdyby nic nie zrobiła sobie z żartu, jak zresztą było. –
Wyglądasz na takiego, co potrafi pływać. – Powiedziała warkotliwym, grożącym tonem. Nie był głośny, ale ciche słowa często potrafiły wystraszyć bardziej, niż krzyk. Nie wiedziała, czy on to umie, czy nie. Najwyraźniej nie do końca ją to obchodziło. – Więc pokaż mi, jak to się robi. – Puściła jego pysk i odsunęła się o krok. Nie wyglądała na litościwą samiczkę. Po jej wieku i reakcji na żart samiec powinien stwierdzić wszystko poza tym, że ona nie wygląda na adeptkę. Wyraz pyska miała dość doświadczony, wyglądała na śmiertelnie zrównoważoną i wiedzącą, czego chce.

: 20 lip 2015, 16:57
autor: Dwuznaczna Aluzja
Tygrysi Kolec najwyraźniej uznawał to wszystko za niezwykle zabawny żart, ale w rzeczywistości tak nie było. Nie znając podstawowych tajników skradania nie miał szans na jakiekolwiek powodzenie. Śmiał się niczym małe, niedorozwinięte pisklę, co postanowiła wykorzystać Chybiona Łuska. Z pewnością to już żartem nie było, a raczej bolesnym ostrzeżeniem. Mięsisty ogon ze stłumionym hukiem, a może wręcz plaśnięciem uderzył Shiro w pysk. Nie była to może rana, ale z pewnością niezbyt estetycznie wyglądający siniak, który po kilku chwilach zabarwił się fioletem i delikatną czerwienią. Towarzyszył temu niewielki ból i chwilowe ogłuszenie, aczkolwiek obędzie się raczej bez wizyty uzdrowiciela.

: 20 lip 2015, 17:20
autor: Słodki Kolec
Najpierw słyszę świst, a potem łup. Potem czuję tylko lekki ból. Jak ja się cieszę że mam tę maskę. Atak jedynie mi ja strącił mi ja z pyska.
Dzięki tej akcji samiczka mogła ujrzeć dzieło sławnej /nie sławnej (niepotrzebne proszę skreślić) Dwuznacznej Aluzji. Na pysku było widac nagą kość i resztki łusek. Poszedłem do maski i dokladnie się jej przyjrzałem czy nie jest uszkodzona. Całe szczęście, nic jej nie jest. Szybko ja założyłem na pysk i wilkiem popatrzyłem na samicę.
Może się przedstawisz, smoczyco z życia – powiedziałem jak najbardziej chłodno, ale niezbyt mi to wyszło. – Ja nazywam się Tygrysi Kolec, a ty pobliżdzona? Jeśli chcesz to mogę cię nauczyć pływać. – wskoczyłem do wody i popatrzyłem na samicę – Na co czekasz, wchodź – wszedłem w glebie do póty towarzyszka nie sięgała lapami dna. Obwinąłem ja ogona aby sie nie utopiła – Złóż tak palce. – pokazuję łapkę z palcami złożonymi razem tak aby zgarniać jak najwięcej wody – Teraz zacznij machać nimi jakbyś chodziła. Jeśli będziesz cie czuć lepiej w tym co robisz to zacznij robic to szybciej. – posłałem jej miły uśmiech

: 21 lip 2015, 0:15
autor: Chybiona Łuska
Siniak zostanie. Pomyślała, dostrzegając, że smok faktycznie miał na sobie maskę z czaszki. Kiedy się osunęła, zielona zmarszczyła brwi, jej błękitne spojrzenie stało się nie tyle co przeszywające, co dociekliwe, ale jej pysk nie zdradzał niczego. Musiał nieźle oberwać. Ciekawe od kogo. Pomyślała, ale jej mimika nie zmieniła się. Jej wzrok z czoła przesunął się na bok pyska adepta. Kilka łuseczek odpadło, reszta podniosła się nieco nastroszając. Ładny siniak. Powiedziała w duchu, widząc kolory. Niedługo zrobi się tęczowy. Uznała, kiedy uwolniła jego pysk. On spojrzał na nią w charakterystyczny sposób. Nie jest zachwycony. Może się nauczy. Potem sięgnął po maskę. Czyżby była ważna dla niego? Skupiła na niej wzrok, na szczęście nie pękła.
Chybiona Łuska. – Opowiedziała, równo chłodno co adept, tak dla sarkazmu. Jej lepiej wychodziło udawanie beznamiętnej. Potem z zadziwieniem spojrzała na tego smoka. Za mocno go uderzyłam? Wskoczył do wody, jak gdyby nigdy nic. Albo tak się boi, że boi się nawet to okazać. Może to i lepiej? Przynajmniej robi co chcę, by robił.
Z zamyślenia wyrwał ją jego głos. Weszła zgodnie z poleceniem. Zimna. Dlatego wchodziła powoli. Nie bała się chłodu, ale powietrze było ciepłe, a woda nagrzewała się powoli. Przyzwyczajała się stopniowo, ale szła prostopadle do brzegu. Woda stawia opór. Przemknęło przez jej myśl. Nie dziwiła się jednak. Bywały okazje do pluskania się w wodzie, gdy była młodsza. Kiedyś nawet brat ją wrzucił do pewnego zbiornika przy źródełku. Musiała sobie przypomnieć jak to było pływać. Gdybym była pisklęciem, chyba by mnie utopił. Zauważyła, gdy wydał jej polecenia. Dobrze, że obserwowała wuja. Pamiętała, że ogon zawsze miał na powierzchni wody. To dosyć logiczne, pomaga w sterowności. Pomyślała, wpatrując się w ułożenie łap adepta. –
Płyń przede mną. – Rozkazała mu warkliwie, a kiedy poczuła jego ogon na swoim, cofnęła własny, a że po szyję była w wodzie, chrapą walnęła młodego w szyję. Wybiła się od dna na głębszą wodę lekko uginając, a potem prostując tylne łapy. Ogon podniosła do góry, trochę jak podczas biegu, z tą różnicą, że łeb miała wysoko ponad taflą wody. Palce łap złączyła i lekko zgięła, w łódeczkę. Potem zaczęła przebierać nimi jak podczas biegu. Jaka jestem szczęśliwa, że obserwowałam wuja. Utopiłby mnie. Tygrysi nie podawał zbyt wielu wskazówek. Zaczęła zagarniać wodę pod siebie. Prawa przednia z lewą tylną poruszały się razem, a po nich następowały poruszenia lewej przedniej i prawej tylnej. Podkurczała je pod siebie, a potem prostowała zagarniając „łódeczką” wodę w dół. To wypycha mnie na górę. Pomyślała i spojrzała na adepta, który pewnie ją już wyprzedził. Zaczęła go obserwować. Skoro odpychając się od wody w dół, płynę do góry, to może odpychając wodę w tył, popłynę do przodu? Pomyślała, patrząc na adepta. Zaczęła więc poruszać łapami nie tyle co bezpośrednio w dół, co pod kątem za siebie. Uznała, że jeżeli będzie popychać wodę tylko do tyłu, to piersią zapadnie się w wodę. I chyba miała rację. – Przy skręcie jest jak w biegu? – Zapytała się. Powiedziano jej, że zasady biegania wszędzie się jej przydadzą, może i w wodzie? Widziała jak jej starsi pływają, ale sama jeśli to robiła to w miejscu, w którym na pewno była bezpieczna, ktoś ją asekurował i tak dalej. No, wtedy była mała.

: 22 lip 2015, 21:11
autor: Słodki Kolec
No i zaczęła się nauka. Nawet bez moim wskazówek dobrze jej szło. Nie topiła się, a płynęła równo i żwawo. Gdy ona się do mnie nie miło odezwała to ja odwinąłem od nie ogon i stanąłem w miejscu.
Grzeczniej moja droga, bo nie będę cię uczył – to już powiedziałem z lekką złością. Prosi, bije i rozkazuje, a ja co? Sługa? Nie, leżałem w miejscu na wodzie i wodziłem za nią wzrokiem
Zapytała mnie o skręt, a dokładniej o jej zasadę. Wywróciłem majestatycznie pałczakami
Ta sama, a jeśli już pytasz tam za mną jest kilka słupków. Zrób wokół nich slalom – za pomocą maddary stworzyłem pięć palików o średnicy 8 szponów – A jak skończysz to jeszcze ósemkę zrób. To taki znak – pokazałem ogonem i wyszedłem z wody. Niech sama się uczy ja będę ją tylko nadzorował.
Wyszedłem na brzeg i położyłem się na nim i patrzyłem co wyprawia samica w tej wodzie

: 25 lip 2015, 0:59
autor: Chybiona Łuska
Zaczęła płynąć zgodnie z planem na przód, jak zamierzała. Wypychanie się w górę i w przód w tej niezbyt gęstej, a jednak, substancji, sprawdziło się. Chyba nie oberwał tak mocno, jak mi się wydawało, albo się otrząsnął. Pomyślała, kiedy Tygrys jej, o dziwo, odmówił. Tak czy inaczej, nie przejęła się tym. Umiała utrzymać się na wodzie, więc z pewnością sobie poradzi, żeby zawrócić i wyjść z wody. Zerknęła w bok. Co za paskudna siła. Można dzięki niej zrobić po prostu wszystko. Jej potencjał jest taki… ogromny. Uznała, nie przestając wiosłować łapami. Ogon przysunęła w stronę zakrętu, w prawo, głowę też przekręciła w tamtą stronę, jako, że grzbietu pochylić nie mogła, jak często się działo przy ostrzejszych zakrętach, zaczęła łapami odpychać wodę nie tyle co w dół i za siebie, ale też na zewnętrzną stronę zakrętu. Uznała, że to poprawi jakość skrętu i chyba się nie myliła. Zamierzała jednak wpłynąć za słupek, a nie przed, dlatego lekko wyprostowała swoją postawę. Nie przesadzała z zagarnianiem wody na bok. Skupiła się na płynięciu po powierzchni. Łapy miała złożone w „łódeczki” i mocno poruszała nadgarstkami i łapami, żeby zagarniać jak najwięcej wody, jak najskuteczniej, na jak najdłuższej drodze. Łapy poruszały się parami. Tylna lewa z przednią prawą i na odwrót. Wpłynęła między dwa pierwsze paliki i wyprostowała swoje ciało. Przepłynęła w bliskiej odległości między oboma, więc pod dużym ukosem wobec nich. Płynęła prosto, aż połowa jej ciała nie zaczęła wystawać poza pal. Wtedy przekręciła ciało w lewo, ogon utrzymując na powierzchni, a skrzydła przy bokach. Patrzała na miejsce za trzecim słupkiem, gdzie chciała się dostać. Łapy wyrzuciła trochę w prawo i tam zaczęła zagarniać wodę. Szybko ominęła słupek i wyprostowała swoją pozycję. Wymierzyła tak moment, że nie musiała zmieniać celu swojego spojrzenia. Po prostu zaczęła płynąć do trzeciego słupka, a gdy zaczęła go mijać, znowu powtórzyła gest. Jej ciało wygięło się w prawo, co najbardziej widać było po ogonie, cały czas leżącym na niezbyt zmąconej tafli wody. Spojrzała za czwarty z kolei już słupek i powróciła do pozycji wyjściowej, co wyglądało trochę tak, jakby wiła się wokół palika, gdy go mijała. Wyprostowana zmierzała do kolejnego pala w dokładnie ten sam, ciasny sposób chcąc go wyminąć. Dopłynęła do niego, żwawo poruszając łapami. Płynęła tak, dopóty jej barki nie znalazły się za palem i lekko skręciła swoje ciało, lekko wyrzuciła łapy w przeciwną do skrętu stronę, tak trochę, by odpychać się w kierunku skrętu. Nawigacyjny ogon nie był przekręcony mocno, przez co łagodny skręt był dosyć powolny. W końcu wyprostowała się i zaczęła płynąć do ostatniego pala. Taaki kształt? Pomyślała, wyobrażając sobie w myślach ósemkę. Uznała, że dobre będą ostatnie dwa słupki. Tym razem płynęła tak, żeby ominąć pal jakieś dziesięć, piętnaście szponów od niego, niż trzy jak dotychczas. Kiedy minęła (cała) piąty słupek, wykręciła swoje ciało mocniej niż dotychczas, zwiększyła nieco pracę łap, chcąc dokończyć (wolała jednak chodzenie) zadanie. Ogon wraz z ciałem stworzył łuk, a samica przez cały łuk obracała lekko głowę w stronę jego końca, by cały czas obserwować „drogę”, po której się porusza. Wyprostowała ciało, kiedy półokrąg przedłużył się o kilkanaście procent. Po Dwóch, trzech taktach łap, przekręciła się ponownie, tym razem dosyć łagodnie. Nie zwalniała jednak, a raczej zaczęła wyciskać z siebie siódme poty, wiedząc, że to ostatnie chwile w wodzie. Łuk miał być łagodny i długi. Tak bardzo, że niemal by wpłynęła na trzeci od końca słupek. Minęła go i nie prostowała się. Minęła drugi i jeszcze, jeszcze nie. Dopłynęła do miejsca, przez które przepływała do piątego słupka i jeszcze kawałek zakręciła, tym razem skręciła ciało dość ciasno, a potem powróciła do pozycji wyjściowej. Płynęła teraz prostopadle do brzegu. Dobrze, że miała tyle siły i była tak wytrzymała. Dzięki temu miała pewność, że dopłynie szybko i nie zasłabnie.
Wyszła na brzeg trochę zmęczona. Zamiast westchnąć głęboko, mocno wzięła powietrze w płuca i gwałtownie wypuściła. Spojrzała na Tygrysiego trochę bez wyrazu. –
Dzięki. Zapamiętam twoje imię. Jeżeli kiedyś będę mogła zrobić coś dla ciebie, upomnij się. – Powiedziała. W zasadzie zmusiła go do nauki groźbą, ale w sumie... nie wyglądał, jakby się nią przejął. Chciała zejść mu z oczu i schować się na jakiś czas, dlatego szybko oddaliła się z miejsca, mokra, nawet nie otrzepawszy się z wody. Jeżeli Tygrysi jej nie zaczepi, z pewnością odejdzie.

Z/t

: 05 sie 2015, 15:40
autor: Ujmujący Kolec
Z szelestem i trzaskiem gałązek spośród drzew wyskoczył Ujmujący. Wylądował tuż tuż przed stawem, zapierając się łapami gwałtownie, by nie wpaść do wody. Dziwna ta woda, swoją drogą. Ciemna jakaś. Ale wokoło też było dosyć ciemno. To w sumie dobrze, bo Złota Twarz ostatnio szalała z tym gorącem. Samiec wycofał się powoli kilka kroków od stawu. Kąpiel może nie była takim złym pomysłem w taką pogodę, ale on nie przepadał za wodą. Mógł popluskać łapy, ale żeby całemu włazić? Niee.
Po za tym, przyszedł tu w innym celu. Odchrząknął i wyprostował się nieznacznie, przymykając błękitne ślepia. Skupił się na swoim źródle maddary i uwolnił jej część, wysyłając impuls. Każdy, kto nie miał nic przeciwko temu usłyszałby prośbę Ujmującego o jedzenie. A po tym północny rozsiadł się wygodniej i uniósł brodę, obserwując otoczenie spod rozchylonych powiek. Który łowca mu tym razem pomoże? Bo jakiś pomóc musiał...

: 05 sie 2015, 19:59
autor: Niepamięć Świtu
Nad stawem zjawiła się także Niepamięć. Doszła do niej wiadomość, a raczej prośba, a że akurat była widocznie niedaleko, to postanowiła się tym zająć. W dodatku, impuls, a raczej jego źródło, wydało się jej znajome. Czyli pewnie już dzieliła się z północnym samcem jedzeniem. Mogła to zrobić i tym razem.
Stanęła w odległości półtorej ogona od smoka, mierząc go krótko spojrzeniem. Wydawał się znajomy, ale w sumie – takiego smoka trudno byłoby zapomnieć...
Wymruczała raczej niechętnie słowa przywitania i przyzwała porcję mięsa, która wylądowała przed samcem. Po tym Niepamięć zabrałaby się szybko z tego miejsca, widocznie śpiesząc się do obozu. Nie przepadała za przesiadaniem na terenach wspólnych. Nie miała w tym raczej interesu.